• Nie Znaleziono Wyników

"Pali się we mnie jednak wasz nieśmiertelny ogień" : o "Rozmowie z J. Conradem" Mariana Dąbrowskiego z roku 1914

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Pali się we mnie jednak wasz nieśmiertelny ogień" : o "Rozmowie z J. Conradem" Mariana Dąbrowskiego z roku 1914"

Copied!
25
0
0

Pełen tekst

(1)

Stefan Zabierowski

"Pali się we mnie jednak wasz

nieśmiertelny ogień" : o "Rozmowie z

J. Conradem" Mariana Dąbrowskiego

z roku 1914

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 76/1, 121-144

1985

(2)

P a m ię tn ik L ite r a c k i L X X V I, 1985. z. 1 P L I S S N 0031-0514

ST E F A N ZABIEROW SKI

„PALI SIĘ WE MNIE JEDNAK WASZ NIEŚMIERTELNY OGIEŃ”

0 „ROZMOWIE Z J. CONRA DEM ” M A R IA N A DĄBROW SKIEGO Z R O K U 1914

Wśród licznych dokumentów, które dotyczą zarówno biografii, jak też i pisarstwa Josepha Conrada-Korzeniowskiego, jest jeden znany, ale- zarazem nie doceniany. Mam na myśli tekst wywiadu, który został udzielony przez Conrada w Londynie, na wiosnę 1914, Marianowi Dąb- skiemu, reprezentującemu redakcję warszawskiego „Tygodnika Ilustro­

w anego”.

Wywiad został opublikowany w tym samym r. 1914 w „Tygodniku Ilustrowanym ”, a potem jeszcze trzykrotnie przedrukowany w naszym kraju. W roku 1972 w czasopiśmie „Polska”, a w latach 1959 i 1974 w dwóch różniących się od siebie książkowych edycjach Szkiców o Con­

radzie Marii Dąbrowskiej. W pierwszej z tych edycji tekst R o z m o w y · z J. Conradem został opatrzony stosownym komentarzem autorki Nocy 1 dni, w drugim — prócz tego komentarzem wydawcy Szkiców, Ewy Korzeniewskiej. Ukazał się również przekład angielski wywiadu

Od dawna o wywiadzie wiedzieli badacze Conrada, tak w Polsce, jak i za granicą. Na tekst wywiadu powoływał się w swojej monografii O Konradzie Korzeniowskim Józef Ujejski. Wzmianki o wywiadzie znajdziemy też u innych polskich conradystów: Józefa Hieronima Retin­

gera i Tymona Terleckiego W ogóle zaś prawie wszyscy wybitni badacze Conrada, przede wszystkim biografowie, odnotowali ten wywiad. Pisał o nim np. Gérard Jean-Aubry, pierwszy z prawdziwego zdarzenia badacz Conrada, który uznał tekst wywiadu za „dokument wielkiej wartości”.

Sformułowanie to, a także cytaty z tego dokumentu, znajdziemy w jego*

1 A n I n t e r v i e w w i t h J oseph Conrad. Transi. В. J e z i e r s k i . „A m erican S ch o­

la r ” 13, nr 3 (Sum m er 1943), s. 371— 375. — W n in iejszym artyk u le k orzystam z d rugiego w y d a n ia k sią żk o w eg o S z k i c ó w o C onradzie (Wstęp, redakcja i p rzypisy E. K o r z e n i e w s k a . W arszaw a 1974). W szystkie cytaty stam tąd pochodzące ozna­

czam skrótem SC, po k tórym podaję liczb y oznaczające stronice.

2 J. U j e j s k i , O K o n r a d z i e K o r z e n i o w s k im . W arszaw a 1936, s. 39. — J. H. R e - t i n g e r, Co n ra d an d His C on tem poraries. London 1943, s. 119. — T. T e r l e c k i , , C o n ra d w k u lt u r z e pols kie j. W zbiorze: C onra d ż y w y . L ondyn 1957, s. 104.

(3)

.książce Vie de Conrad (1947) 3. Potem na wyw iad powoływali się kolejno biografowie Conrada: Frederick Raymond Karl (1979) i autor Życia Con- rada-Korzeniowskiego (1980) 4.

Nawiązania do wywiadu i wzmianki o nim, choć nie zawsze ścisłe, :znajdują się także w monografiach czy rozprawach specjalistycznych.

Jedynie na zasadzie przykładu wym ienić można monografię „powieści politycznych Conrada” opracowaną przez Eloise Knapp Hay (1972), ana­

lizę pisarstwa Conrada w kategoriach psychologii Junga dokonaną przez

>Gustava Morfa (1976) czy studium o polskiej recepcji Conrada pióra Adama Gillona (1976) 5.

Jednak w e wszystkich tych rozprawach wywiad Conrada dla „Ty­

godnika Ilustrowanego” traktowany jest raczej jako przyczynek margi­

nalny, który nie zasługuje na szczególną uwagę, lub też jako źródło .nadające się do cytowania. We wszystkich, z wyjątkiem dwu opracowań:

Marii Dąbrowskiej i Ew y Korzeniewskiej.

Dąbrowska, wydając po raz pierwszy swoje Szkice o Conradzie w po­

staci książkowej, przedrukowała w nich wywiad na pierwszym, honoro­

w ym miejscu, jako „mało znaną pozycję »conradianów«”, opatrując go obszernym komentarzem 6. Wiemy także, że pewne uwagi na temat tegoż 'wywiadu zamieściła w artykule, który nie ukazał się drukiem, a był pier­

wotnie przeznaczony dla pisma „L’Europe”. Dużo wniosła edytorka dru- .giego, dokonanego już po śmierci Dąbrowskiej, poszerzonego i opatrzone­

go gruntownym komentarzem wydania Szkiców o Conradzie, Ewa Ko­

rzeniewska 7. W oparciu o materiały zawarte w archiwum autorki Nocy i dni, także korzystając z archiwum Mariana Dąbrowskiego, a śledząc również ówczesną prasę, badaczka w sposób skrupulatny odtworzyła oko­

liczności, w których doszło do udzielenia przez Conrada wywiadu. Ko­

mentarz Korzeniewskiej jest tak cenny, że wielokrotnie w tym tekście wypadnie się nań powołać. Nie znaczy to jednak, że o samym wywiadzie wszystko już zostało powiedziane. Wydaje się, że jest to wystąpienie tego rodzaju, iż w jego omówieniu głos — z natury rzeczy — należy przede wszystkim do badacza polskiego.

Na początek jednak trzeba przedstawić „dramatis personae”. Będą

8 Zob. przekład p olsk i M. K o r n i ł o w i c z p t. Z y c ie C onrada (W arszawa 1958, s. 356—357).

4 F. R. K a r l , Joseph Conrad. The T h ree L iv e s . L ondon 1979, s. 748— 749. —·

"Zycie C o n r a d a -K o r z e n io w s k ie g o . T. 2. W arszaw a 1980, s. 183—184.

5 E. K. H a y , The P olitical N o v e ls of J oseph Conrad. C hicago 1972, s. 30. — G. M o r f , P olish Sh a d es a n d G h o sts of J oseph Conrad. N ew Y ork 1976, s. 95—96. — A. G i l I o n , C o n r a d ’s R e c e p ti o n in Po la n d fo r th e L a s t S i x t y Yea rs. W zbiorze:

J o s e p h Conrad. A C o m m e m o r a tio n . Ed. N. S h e r r y . L ondon 1976, s. 206.

6 M. D ą b r o w s k a , P r z y c z y n e k do p o ls k ic h co nradianów. W: S zk ice o C on ­ radzie . W arszaw a 1959, s. 13—23.

7 E. K o r z e n i e w s k a , W o k ó ł „R o z m o w y z J. C o n r a d e m ” Mariana D ą b r o w ­ s k i e g o . SC 249—257.

(4)

O „R O Z M O W IE Z J. C O N R A D E M ” M. D Ą B R O W S K IE G O Z R . 1914 123 to: w ybitny pisarz angielski pochodzenia polskiego, zamieszkały aktualnie w „Capel House” pod Orlestone koło Ashford, w hrabstwie Kent — Joseph Conrad-Korzeniowski. Następnie: emigrant polityczny z Kon­

gresówki, dziełacz Polskiej Partii Socjalistycznej — Frakcji Rewolucyj­

nej, działacz Filarecji, bojownik rewolucji r. 1905, „wówczas absolwent studiów historycznych i początkujący publicysta” przebywający aktualnie wraz z żoną w Londynie, Marian Dąbrowski. Nie od rzeczy będzie dodać, że żoną Mariana Dąbrowskiego była przyszła autorka Nocy i dni, która pewnym i rysami swego męża obdarzyła jedną z postaci powieściowych — Marcina Sniadowskiego. Trzecim zaś uczestnikiem tego spotkania, zresztą najbardziej zakamuflowanym, był Józef Hieronim Retinger, jedyny, jak się wydaje, ówczesny polski przyjaciel Conrada, młody krytyk literacki i polityk, rodem z Krakowa, który na gruncie angielskim reprezentował interesy galicyjskiej Narodowej Demokracji, kierując w Londynie Biurem Polskim. Z tych trzech podstaci Conrad i Retinger znali się od r. 1912, natomiast Retinger i Marian Dąbrowski poznali się dopiero w trakcie wywiadu.

Sądzę, że przed przystąpieniem do meritum niniejszego wywodu, tzn.

do omawiania i analizy wywiadu, jakiego Conrad udzielił Marianowi Dąbrowskiemu, warto się przyjrzeć każdej z tych trzech postaci z osobna, a także przedstawić dokładniej stosunki, które je łączyły. Oczywiście na­

leży powiedzieć, kim byli ci ludzie na początku r. 1914, gdyż ten okres w ich biografiach najbardziej nas tutaj interesuje.

Joseph Conrad miał wówczas już za sobą najwybitniejsze dokonania pisarskie i można powiedzieć, że właśnie znajdował się u szczytu sławy.

B ył już wtedy autorem Lorda Jima (1900), Nostroma (1904), Tajnego agenta (1907), W oczach Zachodu (1911), a w ięc powieści, które nie tylko stanow iły granice możliwości jego własnego dorobku pisarskiego, ale były zarazem punktami znaczącymi w ewolucji angielskiej i światowej po­

w ieści. Co równie ważne — a może nawet z naszego punktu widzenia ważniejsze — Conrad był także autorem powieści The Chance (1913), który to tytuł bywa najczęściej przekładany na język polski jako Los czy Gra losu. Utwór ten okazał się dla pisarza niezwykle szczęśliwy, po­

nieważ ta właśnie pozycja, bynajmniej do najwybitniejszych nie należąca, zdobyła mu uznanie u szarego czytelnika i — co równie ważne — nie­

zależność materialną. Conrad, dotąd uznawany jedynie przez elitę, dzięki amerykańskiemu sukcesowi swojej powieści stał się teraz pisarzem popularnym.

I sprawa niemniej doniosła. W tej fazie swojej twórczości Conrad zaczął robić w pewnym sensie to, czego od niego rodacy od dawna — i to nie zawsze w sposób zbyt taktowny — w ym ag a li8: publicznie ujawnił swoje polskie pochodzenie w dziele literackim o charakterze autobiogra­

8 Zob. S. Z a b i e r o w s k i , Conra d w Polsce. W y b r a n e p r o b l e m y r ecep cji k r y ­ t y c z n e j w latach 1896— 1969. G dańsk 1971, s. 53— 101.

(5)

ficznym, mianowicie w tomie Ze wspomnień (1912), i podjął tem atykę polską w twórczości literackiej — w opowiadaniu Książę Roman (1911).

Równie ważne jest, że tom autobiograficzny w yw ołał w Polsce ożywie­

nie zainteresowania Conradem, o czym marzył on od początku twórczości, choć z różnym powodzeniem. Na temat tomu Ze wspomnień ukazały się przychylne recenzje w dwóch zaborach. Tadeusz Nalepiński pisał w „Kurierze Warszawskim”, delikatnie nawiązując do onegdajszych spo­

rów o „emigrację zdolności”:

N ie w iem , czy kto, gdzie i k ied y p isa ł u n as o ty ch em igrantach, których zazw yczaj po d łu ższym p o b y cie na obczyźnie k u ltu ra zachodnia p och łan ia n a zaw sze, n ie p ozw alając im d u ch ow o ju ż w racać do m acoszego kraju, a k tórzy [...] p rzedostają się d o rzędu w y b itn y c h i tw órczych o b y w a teli przyb ran ej ojczyzny [...]. C h ciałb ym się dziś zatrzym ać n a postaci tak iej, tym c iek a w szej w szak że, że choć znana i w y so c e oceniona w ty ch w szy stk ich rozległych krajach, k ęd y m ow a an g ielsk a rozbrzm iew a, n ie zatraciła duszy i serca, z ja­

kim na św ia t przyszła. N ieliczn y zastęp in telig en cji naszej, śledząc n ow szą literaturę angielsk ą, zna zap ew n e Josep h a C onrada, n ie ty lk o ze sły szen ia , lecz i z k tó rejk o lw iek z liczn y ch już dziś jego k siążek p o w ie ś c io w y c h 9.

Józef Hieronim Retinger pisał w krakowskim „Museionie”:

Conrad za ty tu ło w a ł te k artk i K i l k a w s p o m n i e ń , lecz na praw dę obejm ują one całą gam ę w rażeń , m y śli i uczuć d zisiejszego dnia, i rów n ie dobrze m ożna by im dać ty tu ł „Jak się zdobyw a ż y c ie ”, „Jak się staje a rty stą ”, „Jak c zło w iek odnajduje sie b ie ”, „Jak się zdobyw a...”. Z daw ałoby się, książka pisana bez porządku, bez m ia ry i w a g i, a w y ch o d zi z niej jakiś cudny k w ia t sztuki, co się ro zw in ą ł pod n ieb em w sz y stk ic h k lim atów , k tórego w y k o ły sa ły w sz y st­

k ie w ia try ziem i [...]. Z asłyszana gdzieś h istoria „człow ieka m orza” A lm ayera i sy lw e tk a jego w id zian a gd zieś na m orzu au stralijsk im jest tą ostateczn ą kroplą w od y, która p rzelew a dzban, która m u tak długo dolega, póki jej n ie spisze. Trzy lata przechodzą, n im się m u ona ostateczn ie na papierze sk ry sta ­ lizuje.

I jak p rzedtem gn ało go coś po m orzach b ezd ennych i jak przedtem w ia ­ trom dał się n ieść n iezn an ym , tak teraz m u si pisać i p isać bez końca, m usi na n ow o przeżyw ać sw e życie aw an tu rn ik a przed ziw n ie w ra żliw eg o , i m usi zn ów oczym a duszy oglądać te p ejzaże jaskraw e, te dusze rozhukane, które n apotkał, te d ziw n e przygody, których b y ł św iadkiem . Jeżeli życie jego przypom ina m i ży w o t B en io w sk ieg o , to d zieło ten p rzep yszn y p oem at J. A. R im baud L e B a te a u iv r e 10.

Dysponujemy jeszcze jednym wartościowym świadectwem zaintere­

sowania pisarstwem Conrada ze strony czytelników polskich, tym razem na emigracji. Maria Dąbrowska wspomni po latach swój pobyt w Lon­

dynie:

W yszła w ów czas w ła śn ie p o w ieść C onrada Chance i m ieliśm y ją n a w e t w dom u. A le m oja an gielszczyzn a b yła jeszcze za słaba na czytan ie Conrada, przebrnęłam za led w ie przez k ilk a d ziesią t stron L osu [...], an i p rzeczuw ając, że m ozolę się nad cząstką tw órczości, która k ied yś m n ie olśni. M iałam n ie­

fl T. N a l e p i ń s k i , „W s p o m n ie n i a ” Conrada. „Kurier W arszaw sk i” 1912, nr 84.

10 J. H. R e t i n g e r , Z Anglii. „M useion” 1912, nr 6.

(6)

O „R O Z M O W IE Z J . C O N R A D E M ” M. D Ą B R O W S K IE G O Z R . 1914 125

jasn e poczucie obcow ania z czym ś niep osp olitym i urzekającym , n ie b yło to jednak w ra żen ie dość silne, aby spraw a, którą tu opow iadam , pobudziła je do żyw szych zainteresow ań. [SC 41]

Dlatego też podejmowane były różnorodne próby nawiązania z Conra­

dem kontaktów tak ze strony Polaków, którzy przebywali w Wielkiej Brytanii jako emigranci, jak też ze strony tych, którzy żyli w kraju.

N iekiedy te usiłowania m iewały charakter humorystyczny. Tak np. kary­

katurzysta rodem z Kongresówki, Jan de Junosza Rościszewski, który osiadł na stałe w Londynie, tak zwracał się do znakomitego rodaka w dniu 21 listopada 1912:

D rogi P an ie Joseph Conrad

W ykorzystuję tę okazję, która nadarzyła m i się pośród trosk i utrap ień żyoia, aby n ap isać do P ana w szczerej nadziei, że n ie b ędzie P an u w a ża ł tego, na co sob ie pozw oliłem , za n ieuprzejm ość i przyjm ie od kogoś z kraju p ań sk ich p rzodków ten skrom ny dow ód podziw u czy raczej w yrażen ia m ojej d u m y narodow ej, że Pan, Joseph Conrad, u w ażan y za jed n ego z n a jw y b itn iej­

szy ch p ow ieściop isarzy an gielsk ich , opanow ał te n trudny języ k do stopnia ta k w sp a n ia łej doskonałości, a n a w et w zb ogacił g o P an słow iań sk ą k w ie c is - to ścią w yrazu. P roszę w yb aczyć m i tę m oją sw obodę, a le n ie m ogłem się oprzeć tej raczej d ziecinnej p ok u sie p rzesłania P anu p ięciu karykatur, łą czn ie z P an a w ła sn ą , k tóra — m uszę w yzn ać — ry so w a n a b yła w fa n ta zy jn y sposób u .

Pierwszym Polakiem, któremu wówczas udało się nawiązać kontakt z twórcą angielskim, był Józef Hieronim Retinger. Poznał on Conrada za pośrednictwem Arnolda Bennetta, z którym wcześniej zaznajomił się

w Paryżu. Retinger pozostawił nam portret Conrada:

K ied y po raz p ierw szy zetk n ąłem się z Józefem C onradem [...] na m ałej sta cy jce w K en cie, n ie znałem go n a w e t z fotografii, poznałem go jed n ak bez trudu — ta k z polska w ygląd ał. F izy czn ie robił w ra żen ie P olaka ze w sch od n ich ziem P olski. K ied y m nie zobaczył, zaczął m ów ić po polsku, a le bardzo szybko przeszed ł na język a n g ielsk i i francuski, i tak już stale później ze m ną rozm aw iał — w trzech językach 12.

Conrad polubił młodego, inteligentnego Polaka i jego piękną żonę, O tolię. Na zaproszenie pisarza Retingerowie wielokrotnie bywali w „Capel H ouse”, domu pisarza. O swoich gościach z Polski wspominał Conrad z wyraźną sympatią jeszcze po latach:

M oja znajom ość z Józefem R etingerem sięga roku 1912. P rzyszed ł do nas z listem p olecającym od A. B en n etta, k tórego poznał w e F rancji. R. m ó w ił m i w ów czas, że K om itet N arodow y (w G alicji) p ow ierzył m u m isję poruszenia

1 1 C yt. za: A. J a n t a , P i e r w s z y s z k ic „Lorda J i m a ” i p o ls k ie l i s t y C o n ra d a w zb io ra ch a m e r y k a ń s k ic h . W : „nic w ła sn e g o n ik o m u ”. W ybór M. S p r u s i ń s k i .

"Wstęp J. O d r o w ą ż - P i e n i ą ż e k . W arszaw a 1977, s. 302. O ryginalny te k s t listu , n a p isa n eg o po an gielsk u , zam ieścił Janta na s. 301— 302.

1 2 J. H. R e t i n g e r , D w i e n a ro d o w o ści Józefa Conrada. W zbiorze: C onrad ż y w y , s. 129.

(7)

k w estii p o lsk iej w prasie fran cu sk iej i a n g ielsk iej. Zadanie w ów czas n ie w y k o ­ n aln e z u w a g i na istn ie ją c e przym ierza eu ropejskie. W yznał, że n ie może·

znaleźć nikogo, k to zech ciałb y poruszyć te n tem a t — z obaw y przed u rażen iem R osjan — zam ierzał jednak pozostać n a Z achodzie i n ie zaprzestaw ać d a lszy ch prób.

C zęsto sp ęd zał u nas w eek en d y , szczerze opow iadając o sw oich nadziejach..

W bardzo szyb k im czasie i on, i jeg o żona p o zy sk a li n a sz szacu n ek i sym p atię 1S.

Nic też dziwnego, że i Retinger starał się jakoś dać wyraz sw em u podziwowi dla tak sławnego rodaka. O Conradzie wspominał niejedno­

krotnie swoim polskim znajomym z Londynu, Marii i Marianowi Dą­

browskim. Odwołajmy się raz jeszcze do wspomnień autorki Nocy i dni:

K tóregoś p op ołudnia — m g listy zm rok ju ż n ad ciągał — sied zieliśm y w e troje z p. R etin gerem w d r a w i n g - r o o m naszego d w u p okojow ego m ieszk an ia przy u licy Q u een ’s C rescent 5; praw dopodobnie sied zieliśm y przy h erbacie.

N ie p rzypom inam so b ie k o n tek stu rozm ow y, w którym padły sło w a R etingera:

„ N a jw ięk szy m i pisarzam i na św iecie są w te j ch w ili A ndré G ide i Joseph- C onrad”. N ie w iem już, czy w czasie tego, czy przy n astęp n ym spotkaniu p o­

toczyła się R etin g ero w sk a op ow ieść o C onradzie. Z afascyn ow ała w ręcz M a­

riana D ąb row sk iego i on to ch yb a w y stą p ił z p rojek tem czy m arzeniem u zysk an ia rozm ow y z czło w iek iem i pisarzem o tak n iezw y k ły ch losach. M oże zresztą zaproponow ał to R etinger, teg o już n ik t n ie ustali. W każdym r a z ie zapalił się do tej m y ś li i ob iecał sw o je oręd ow n ictw o n ie ręcząc jed n ak za rezultat; C onrad b y w a ł w L on d yn ie ty lk o d oryw czo i n iech ętn ie dopuszczał do sieb ie obcych. [SC 40]

Wspomnienia Marii Dąbrowskiej spisywane bardzo późno, bo prawie·

45 lat po przedstawionych wypadkach, uzupełnia w oparciu o konkretne materiały Ewa Korzeniewska. Tak więc inspiratorem zainteresowania Mariana Dąbrowskiego osobą Conrada była redakcja warszawskiego „Ty­

godnika Ilustrowanego”. Zwróciła się ona do Dąbrowskiego, by postarał się w Anglii o fotografię Conrada. Miała ona być dołączona do artykułu, o pisarzu, który znajdował się już w redakcyjnej tece. Ostatecznie jednak sam Dąbrowski postanowił zrobić wyw iad z Conradem. Dzięki pośred­

nictwu Retingera poczyniono do tego przygotowania, jednak samo spot­

kanie Dąbrowskiego z Conradem napotkało na pewne przeszkody. Oto*

bowiem obaj zainteresowani, tj. Dąbrowski i Retinger, znaleźli się w prze­

ciwnych obozach w trakcie sporu między dwoma ugrupowaniami emigra­

cji polskiej w Londynie. Spór skończył się sprawą honorową, w trakcie·

której Józef Retinger występował jako rzecznik przeciwnika Dąbrow­

skiego — Tomasza Pace. W takiej sytuacji, zgodnie z przyjętym i kon­

wencjami, Retinger nie powinien się kontaktować z Dąbrowskim aż do·

rozstrzygnięcia sprawy przez sąd. Toteż kiedy Retinger zorganizował spotkanie z Conradem w Londynie, w swoim mieszkaniu, stanowczo za­

żądał, by Dąbrowski nie wspomniał o jego obecności przy rozmowie-

1 8 J. C o n r a d , list d o H. W a lp o le’a z 31 VIII 1918. W: L isty. W ybór [.„]. W ar­

szaw a 1968, s. 375—376.

(8)

O „R O ZM O W IE Z J . C O N R A D E M ” M . D Ą B R O W S K IE G O Z R . 1914 127 z Conradem, której przebieg przedstawić miał w formie wywiadu. Tak się też stało. Wedle informacji podanej przez Marię Dąbrowską w yw iad został autoryzowany przez Conrada.

Dziś już nie można ustalić dokładnej daty spotkania Conrada z Dą­

browskim i Retingerem. Odbyło się ono najprawdopodobniej w pierw­

szych dniach kwietnia 1914 14.

Obecnie, po przedstawieniu owych preliminariów, można przystąpić- do prezentacji samego wywiadu. Warto — jak można sądzić — zasta­

nowić się, jak jego tekst jest skomponowany. Na początku należy jednak zwrócić uwagę, że mimo elementów swobody, tak właściwych rozmowie,, w trakcie której podejmowane są różnorodne tematy, tekst wyw iadu jest swego rodzaju konstrukcją. Świadczy o tym przede wszystkim motto, które poprzedza rozmowę drukowaną w „Tygodniku Ilustrowa­

nym ”. Jest to cytat z Fragmente Novalisa, podany — rzecz charakte­

rystyczna — w języku angielskim. W przekładzie polskim cytat ten brzmi: „Jest pewne, że moje przekonanie staje się nieskończenie silniejsze z chwilą, gdy uwierzy w nie inna dusza”. Nie jest bez znaczenia, że owe·

słowa niemieckiego romantyka stanowią także motto pierwszej wybitnej powieści angielskiego pisarza, w której już krytyka polska okresu mo­

dernizmu dopatrywała się symbolicznej odpowiedzi na pytanie o stosu­

nek autora do jego pierwszej ojczyzny — Polski. Powieścią tą był L ord Jim (1900) 15. Nawet nie idąc tak daleko w interpretacji Lorda Jima jak Wiktor Gomulicki czy później Gustav Morf 16, można jednak zwrócić uwagę, że motto stanowi subtelną próbę nawiązania dialogu angielskiego pisarza z czytelnikiem w Polsce — próbę znalezienia z czytelnikiem tym wspólnego języka. Na jedną jeszcze rzecz należy zwrócić uwagę. W ywiad prasowy z Conradem składa się z dwu części: opisowej i dialogowej.

Otóż część dialogowa jest tego rodzaju, że robi wrażenie — magnetofo­

nowej wprost — wierności zapisu. Pojawiają się w niej sformułowania występujące jedynie w wypowiedziach o charakterze potocznym. Conrad mówi charakterystyczną mieszaniną języka polskiego i francuskiego, a na­

w et angielskiego, co było, jak informowali świadkowie, typowym dla autora Ze wspomnień sposobem konwersacji z rodakami. Używa też ko- lokwializmów, jak choćby w tym cytacie:

— S późniłem się nieco, praw da? A le trudno b yło się w yrw ać. Z ak ład ają jakiś tygod n ik n ow y, k ilk u przyjaciół, zagadaliśm y się...

C óż u diabła z tym papierosem !... Bo w id zi pan [...] w ła śc iw ie je s te m

1 4 Zob. K o r z e n i e w s k a , op. cit. SC 253—254.

15 W arto także dodać, że sform u łow an ie N ovalisa pojaw ia się rów n ież w a u to ­ b iograficznym tom ie Conrada — zob. J. C o n r a d , Z e w sp o m n ień . P rzełożyła A. Z a g ó r s k a . W arszaw a 1965, s. 42.

1 6 Zob. W. G o m u l i c k i , P o la k c z y A nglik? „Życie i S ztu k a” (dodatek do p etersb u rsk iego „K raju”) 1905, nr 1. — G. M o r f : The Polish H e r ita g e of Joseph, Conrad. L ondon 1930; The Polish Shades an d G hosts Jose ph Conrad.

(9)

m arynarzem . C ’est m o n m é tie r . P atrzę na m orze jako na teren m ojej pracy.

Tu, na ląd zie, nie m ogę się m orzem zachw ycać. M orze m a człow iek dopiero n a okręcie. Z iem i n ie w idać. Ja n ie m ogę patrzeć na m orze z brzegów , podzi­

w ia ć je d ’un e m a n i è r e li ttéraire. O no jest m oje. W szak n ależę do ostatn ich rom an tyk ów , n iepraw daż? [...]

— W ięc chyba już w szystk o. N iech pan pyta. D laczego pan nie zapytuje?

[SC 43 45]

Każdy wyw iad prasowy ma co najmniej dwóch bohaterów: jednym z nich jest osoba, która udziela wywiadu, i ta — w przeważającej liczbie wypadków — prezentacji nie wymaga, jest bowiem na ogół postacią powszechnie znaną. Drugim natomiast bohaterem każdego in terview jest dziennikarz, często w ybitny, reprezentujący zarazem interesy czytelników pisma, na którego łamach wyw iad został zamieszczony. Otóż w wypadku wywiadu z Josephem Conradem mamy pewne indywidualne odstępstwa od tej „poetyki w yw iadu”. Dokładniejszej prezentacji podlega postać bohatera wywiadu — pisarza, a czytelnik otrzymuje pewne informacje dotyczące samej sytuacji wywiadu oraz osoby, której go udzielono.

Jest to — trzeba przyznać — zrobione nader zgrabnie. Otóż zostaje zaaranżowana rozmowa Mariana Dąbrowskiego z „przyjacielem Conrada, jednym Polakiem w Anglii, który blisko zna tego pisarza” (SC 42) — tj. nie wym ienionym z nazwiska Józefem Hieronimem Retingerem — na tem at tego, dlaczego w ogóle Conrad udziela wywiadu.

Można przypuszczać, że nazwisko Mariana Dąbrowskiego niewiele m ówiło czytelnikom warszawskiej prasy, młodemu człowiekowi daleko było do głośnych piór dziennikarskich tego okresu. Należało więc jakoś tę postać uwiarygodnić. Zadanie to osiągnięte zostało przez kilka zabie­

gów: po pierwsze, stwierdzenie, że ten, kto w yw iad przeprowadza, jest znajomym przyjaciela Conrada, Polaka; po drugie zaś, że właśnie jako Polakowi Conrad udziela mu swego — rzekomo pierwszego w życiu — wywiadu; po trzecie wreszcie, sąd, będący domniemaniem dziennikarza, zostaje potwierdzony przez „przyjaciela pisarza”:

Ma p a n szczęście, będzie to p ierw szy in terw iew , k tórego Conrad u d zielił w ogóle. D zien n ik arze am eryk ań scy i fran cu scy piszą i p isali o C onradzie, ale n ie w id z ie li go n igd y osobiście, cóż m ów ić o in te r w ie w ie — zagaił rozm ow ę.

— N iew y m o w n ie szczęśliw y jestem , że p a n m i to uprzystęp n ił. N ie m ylę się chyba, przypuszczając, że fakt, iż jestem P olakiem , sk ło n ił Conrada do zaak cep tow an ia p a ń sk iej propozycji.

— B ez w ątp ien ia. [SC 42]

I jeszcze jedno: zabieg ten jest też swoistym dowartościowaniem „Ty­

godnika Ilustrowanego” i jego czytelników. Ich bowiem interesy repre­

zentuje dziennikarz, który przeprowadza wywiad. Wywiad z „najwię­

kszym dziś pisarzem Anglii”, z człowiekiem, „którego imię cała Anglia literacka ma obecnie na ustach” (SC 42).

Tym sposobem czytelnik zyskuje dodatkowe informacje o pierwszym bohaterze wywiadu prasowego — Josephie Conradzie. Pisałem już, że

(10)

O „R O ZM O W IE Z J. C O N R A D E M ” M. D Ą B R O W S K IE G O Z R . 1914 129 najczęściej w yw iady prasowe przeprowadza się z postaciami ogólnie znanym i. Tutaj jednak mamy do czynienia z innym nieco typem w yw ia­

du, mianowicie dopiero dzięki jego tekstowi czytelnik może zapoznać się z tą wybitną osobą, która wywiadu udziela. Zapewne niewielu czytelni­

kom „Tygodnika” znana była postać Conrada mimo stosunkowo licznych wzm ianek o pisarzu w prasie polskiej, poczynając już od roku 1896 17.

Tym bardziej że w latach Młodej Polski piśmiennictwo angielskie nie cieszyło się takim zainteresowaniem jak literatura francuska. Działo się tak mimo podejmowanych — np. przez Stanisława Brzozowskiego — indywidualnych prób reorientacji kultury polskiej z piśmiennictwa fran­

cuskiego na angielskie właśnie. Prócz tego Conrad-Korzeniowski nie był do niedawna pisarzem powszechnie znanym na wyspach brytyjskich, a cóż dopiero w Polsce, gdzie podział na zabory nie ułatwiał krążenia dóbr kulturalnych.

Tu pozwolę sobie na małą, ale ważną dygresję. Młody dziennikarz mógł pisać w najlepszej wierze, że udzielony mu wywiad jest pierwszym wyw iadem w życiu Conrada. W rzeczywistości, czego ani Dąbrowski, ani jego znajomy Retinger mogli nie wiedzieć, Conrad udzielił już raz w y­

wiadu dziennikarzowi angielskiemu we wczesnym okresie swojej twór­

czości. Był wówczas autorem dwóch powieści, a właśnie pracował nad trzecią, która miała stać się znaczącym osiągnięciem artystycznym — nad M urzynem z załogi Narcyza (1897). Miało to miejsce w Cardiff, w końcu grudnia 1896. Conrad z żoną spędzali wtedy święta Bożego Na­

rodzenia w domu swoich polskich przyjaciół, rodziny Józefa Spirydiona Kliszczewskiego. Tam właśnie odwiedził go dziennikarz miejscowej gaze­

t y „Western Mail”, Artur Mee, z prośbą, by pisarz ocenił twórczość Karola Dickensa. Conrad wypowiedział kilka życzliwych zdań na temat pisarstwa autora Ciężkich czasów, którego twórczość znał od dzieciństwa.

Ale jakież musiało być jego zdziwienie i oburzenie, kiedy w drukowanym tekście wywiadu znalazł informacje — nawiasem mówiąc, dość bałamut­

ne — na temat swojego polskiego pochodzenia i tragicznego dzieciństwa, które spędził na zesłaniu 18. Korespondent „Western Mail” pisał bowiem:

S am p. Conrad w ie lu zaznał d ziw nych k olei losu i przygód, co b ez w ą t­

p ien ia przyda m u się teraz w jego obecn ym zaw odzie. O jciec jego brał udział w ak cji p olityczn ej i (jak w ie lu w spółrodaków ) — zesłany został na S yberię z rodziną; J ózef m iał w ted y trzy czy cztery lata. N a jw cześn iejsze w sp om n ien ia sw o je w y n ió sł przeto p. Conrad z najstraszn iejszego ze w szystk ich rozległych p a ń stw cara, i nic dziw nego, że w o ln y nasz kraj serdecznie a d m ir u je 19.

1 7 Zob. U j e j s k i , op. cit., s. 15. — Z a b i e r o w s k i , Conrad w Polsce.

1 8 Zob. W. C h w a l e w i k , Jó ze f C onrad w K a r d y fi e . [Pow st. 1932]. W a n to­

logii: W s p o m n ie n ia i studia o Conradzie. W ybrała i opracow ała B. K o c ó w n a . W arszaw a 1963, s. 61—69. — E. A B o j a r s k i , Polish S ecrets Shared: Joseph C o n ra d ’s First P re ss I n t e r v ie w . „Conradiana” 1977, nr 2.

1 9 С h w a 1 e w i k, op. cit., s. 67. Trudno dostępny angielski tek st w y w ia d u przed ru k ow u je B o j a r s k i (op. cit., s. 1 1 11 1 2).

8 — P a m ię t n ik L ite r a c k i 1985, z. 1

(11)

Informacji tych udzielił dziennikarzowi nie Conrad, ale — w tajem­

nicy przed gościem — Józef Spirydion Kliszczewski. Działo się to w ów ­ czas, kiedy pisarz ukrywał przed czytelnikami angielskimi swoje polskie pochodzenie. Obawiał się, że może to zaszkodzić jego reputacji jako pisarza. Również z tego powodu odmówił przyjacielowi, kiedy ów propo­

nował mu, by w swoich powieściach opisywał tragiczną dolę kraju. Po­

wiedział mu ponoć, iż „Nie m ógłby żyć z beletrystyki, gdyby chciał z niej zrobić narzędzie propagandy. Niemożliwe, żeby pisał o Polsce” 20.

W rezultacie doszło do znacznego pogorszenia stosunków między Con­

radem a rodziną Polaków z Cardiff. Nic dziwnego więc, że i o tym wywiadzie, i o onegdajszych zatargach z rodakami Conrad wolał nie wspominać przed now ym i polskimi przyjaciółmi i znajomymi. Przedsta­

wiłoby go to bowiem w niezbyt korzystnym świetle.

Ale wracajmy do głównego wywodu. Należy tu postawić pytanie o strategię wywiadu. Przecież każdy wywiad jest pewnego rodzaju grą pomiędzy tym, kto zadaje pytania, a tym, kto na pytania odpowiada- Pytający ma pewną koncepcję prezentacji głównego bohatera wywiadu, ale też i bohater wyw iadu może mieć pewną koncepcję kreowania włas­

nego· autoportretu, która nie musi się pokrywać — lub pokrywa się tyłka częściowo z założeniami tego, kto pytania zadaje.

Koncepcja Mariana Dąbrowskiego widoczna jest częściowo w sposobie,, w jaki przedstawia on wygląd zewnętrzny postaci pisarza, który m a

„za chw ilę” odpowiadać na pytania:

O tw orzyły się drzw i. S tan ął w nich p ięk n ie zbudow any m ężczyzna w p łasz­

czu niem odnym , a le sta n o w ią cy m w A n glii, jak u nas peleryna, e x t é r i e u r n ie-filistra . Twarz, rzeźbiona w ich rem i fa la m i oceanów , n iep osp olicie męska_

K resow e elem en ty fizyogn om ii rzucają się od razu w oczy. Spojrzen ie w ilka, m orskiego. Oczy, k tó re zagląd ały w głąb duszy ziem i, w g łąb m orza [...].

K rótko strzyżona w k lin szp ak ow ata bródka. L ew a ręk a szarpnięta już cho­

robą. A le cała p ostać jak dla w as, tam na k on tyn en cie, dąb krzepki, b u rzam i poorany, przypom ina. [SC 42—43]

Warto tu zwrócić uwagę na literackość tej prezentacji Conrada. Opis- jest upoetyzowany w konwencji modernistycznej: może wydawać się, że czytelnik wywiadu ma do czynienia nie ze współczesnym pisarzem an­

gielskim, lecz z kreacją pochodzącą z kart ówczesnej literatury. Nie jest to jednak postać dekadenta, lecz człowieka silnego, w baśniowy niemal sposób porównanego do dębu. Innego typu pokrewieństwo z ideałami owej epoki podkreślone jest przez niefilisterskość stroju. Literackość opi­

su wzmacnia — zawarty w nim cytat ze szkicu Conrada o Maupassancie:.

Och, bo duszą ziem i jest m orze! I jeśli człow iek p o w sta ł z prochu i w proch się obróci, to ziem ia jeno z m orza pow stać m ogła i w m orzu k ied y ś zginie.

P isa ł Conrad o M aupassancie, że b ył on z tych, o k tórych pow iedziano: „Nous, au tr es que séd u it la t e r r e ”. O n ie w ie lu ty lk o p ow ied zieć m ożna, jak o Conradzie;.

„C eux que séduit la m e r ”. [SC 42—43]

2 0 C h w a l e w i k , op. cit., s. 65.

(12)

O „R O ZM O W IE Z J. C O N R A D E M ” M. D Ą B R O W S K IE G O Z R . 1914 131 Postać bohatera wywiadu jawi się jak bohater mitu raczej niż żyw y człowiek. Z kolei — nie wym ienione — pada pytanie dziennikarza o bieg wypadków życiowych pisarza. Odpowiedź twórcy jest złożona. W kon­

cepcji Conrada jego biografia dzieli się na niejako dwie — diametralnie odmienne — części. Oczywiście chodzi nie o całą biografię, ale o ży­

ciorys od momentu opuszczenia w r. 1874 ziemi polskiej. Część pierwsza, którą można by nazwać przygodową, to okres spędzony w marynarce francuskiej, część drugą, o charakterze poważnym, stanowi służba w ma­

rynarce angielskiej. Oto fragmenty obu części:

P o lsk ę opuściłem w sied em n astym roku życia. Tajoną m yślą m oją było dostać się n a m orze, w stąp ić do m arynarki an gielsk iej. Tak, prosto z p iątej k la sy gim nazjum Ś w ię te j A nny w K rakow ie. [...] W stąpiłem do m arynarki fran cu sk iej. W iodło się doskonale.

B a w iłem się, żyłem w esoło. A ch, praw da, n a w e t kontrabandę w ojen n ą, broń K arlistom na brzegi H iszpanii n ieraz dow oziłem . [...] B arw n ie i w eso ło szło życie. [SC 43]

A le trzeba było obejrzeć się za fachem . Istotn ym m arynarzem m oże być ty lk o A nglik. P rzyjech ałem do L ondynu. „Zapłacić m u sisz za n a u k ę” — ostrze­

g a li m n ie p rzy ja ciele w M arsylii. Cóż, zapłaciłem . I ru szyłem n iedługo z L ondynu n a M orze A zow sk ie z okrętem zbożow ym . Przez K on stan tyn op ol p rzejeżdżając, w id ziałem w S an S tefa n o nam ioty w ojsk rosyjsk ich . D ziw n e uczucie. Tak, ojciec... A ha, b yłem m łody, tak ciek aw iło w szystk o, w o ła ło m orze... — u m ilk ł Conrad. [SC 44]

Jest to poniekąd biografia kadłubowa. Brak jej pisarskiego zakoń­

czenia, ale o to mniejsza. Może być ono — i jest — tematem kolejnych pytań dziennikarza. Ale, co ważniejsze, brak jej początku. Informacji o martyrologicznym dzieciństwie, którą w sposób nieudolny zdradził Józef Spirydion Kliszczewski. Ale tym razem nie zawiniła tutaj dyskrecja pisarza, lecz wzgląd na carską cenzurę. W Warszawie nie można było ujawnić działalności jednego z organizatorów Powstania Styczniowego, ojca Conrada, Apolla Korzeniowskiego, ani tragicznych losów jego i jego rodziny.

Wiedział o tym dobrze przeprowadzający wyw iad dziennikarz, który nawiązując do wypowiedzi Conrada, wyznał:

Zrozum iałem , że m ó w i do m nie J ózef K onrad K orzeniow ski, którego ojciec...

Zrozum iałem , że w duszy tego e x p a tr ié P olaka tajem n e m oce pracują, że duszą on nasz, nasz, nasz. Im pa trié. [SC 44]

Marian Dąbrowski poinformował czytelnika, że ojciec pisarza angiel­

skiego nosił nazwisko Korzeniowski. Więcej i on nie mógł napisać.

Ale o swoich związkach z tradycją powstańczą, z tradycją roku 1863, informował Conrad czujnego odbiorcę już wcześniej:

Jech ałem przez W iedeń, Zürich. W P fä ffik o n ie zatrzym ałem się na dzień u O k szy-O rzechow skiego. W ie pan zapew ne, był to ajen t Rządu N arodow ego w K onstantynopolu. Po roku 1863 zam ieszk ał w Szw ajcarii. Tak, otóż tam , po raz ostatni na długie, długie lata rozstałem się z m ow ą ojczystą. [SC 43] ,

(13)

Tak więc wzmianki o postaci ojca i o agencie powstańczego rządu w Konstantynopolu mają w jakimś sensie uzupełnić niemożliwą do do­

słownego opisania wczesną fazę biografii angielskiego twórcy.

Na jedną jeszcze rzecz należy zwrócić uwagę. Conrad tak przedstawia swój życiorys, jak gdyby wpisany w eń był — pewien irracjonalny wprawdzie, ale z perspektywy czasu wyraźnie czytelny — plan biogra­

ficzny. Zakładał on, że życie pisarza było podporządkowane dwu kolejno osiąganym celom. Pierw szy to służba w marynarce angielskiej, drugi — zostanie pisarzem angielskim.

Conrad — nie zdając sobie w pełni z tego sprawy — przez całe swoje życie instynktownie realizował ów plan biograficzny. Ale jednocześnie nad całością jego biografii — z w yjątkiem jej francuskiego fragmentu, kiedy to „barwnie i wesoło szło życie” — ciążyło widmo okrutnej his­

torii. Dodajmy, że w takiej prezentacji swojego życiorysu Conrad-Ko- rzeniowski w dużej mierze powtarza te chw yty, które nieco wcześniej za­

stosował w autobiograficznym tom ie Ze wspomnień. Podobne są również podjęte tematy: jak Polak z kresów został marynarzem angielskim, jak marynarz przekształcił się w pisarza 21.

Kiedy został przedstawiony bohater wywiadu, zadający pytania dzien­

nikarz mógł przejść do kolejnego bloku problemów. Jakie były jego· ocze­

kiwania, najlepiej świadczy kierunek zadawanych pytań. Przytoczmy najważniejsze sformułowania:

— N ie m ogę, n ie chcę sza n o w n eg o pana pytać zdaw kow o, jak m łody dziennikarz. C hciałbym m ów ić jak rodak z rodakiem , ch ciałb ym sły szeć od p ana dużo pięk n ych , m ocn ych , tw a rd y ch słów -p rzyk azań , chciałbym odnaleźć w a n g ielsk im pisarzu n ieśm ierteln o ść P olsk i. [SC 44]

I dalej:

— J eszcze będę p rosił pana o k ilk a słów . C zy n ie ch ce pan p ow ied zieć coś nam , rodakom , jak sw ó j do sw oich . Ja w iem , że lu d zie w ielk ieg o talen tu m ogą w jed n ym słow ie, w jednym zdaniu dużo p ow iedzieć. [SC 46]

A więc ma to być w yw iad wyjątkowy. Dziennikarz oczekuje od pi­

sarza o w iele więcej, niż to na ogół ma miejsce. Conrad-Korzeniowski bowiem nie jest zwyczajnym człowiekiem, lecz jest człowiekiem obdarzo­

2 1 A n alogie pom iędzy tek stem w y w ia d u a zaw artością autobiograficznego tom u Z e w s p o m n i e ń są u derzające i dotyczą zarów no ogólnego u jęcia b iografii pisarza, jak i drobnych z pozoru szczeg ó łó w (kilka z n ich podaję dla przykładu, w n a w ia ­ sach w sk azu jąc stronice tom u Ze w sp o m n ień ). B ardzo często pojaw iają się w ięc od w ołan ia do ciążenia h isto rii nad biografią, do tradycji w a lk n arod ow ow yzw o­

leń czych, szczeg ó ln e liczn e są epizody z p o w sta n ia 1863 r. i m artyrologii rodziny, Conrad p odkreśla dążenie do bycia m arynarzem w y łą czn ie a n gielsk im i sw oją n ie ­ chęć do słu żb y w e flocie a u stro -w ęg iersk iej, w sp om in a n ap otk an ego — jed yn ego w życiu — m arynarza P o la k a (s. 147— 148), stw ierdza, że sw o ją tw órczość ad resu je przede w szy stk im do p rzyjaciół (s. 133), n a zy w a sieb ie „rom an tyk iem ” (s. 138), cy tu je N o v a lisa (s. 42).

(14)

O „R O ZM O W IE Z J . C O N R A D E M ” M. D Ą B R O W S K IE G O Z R . 1914 133 nym talentem, geniuszem. A atrybutem geniusza bywa zdolność do prze­

nikania i odczytywania sensu dziejów narodu. Talent wieszczy i profe­

tyczny. Nie bójmy się postawić kropki nad i. Dąbrowski nie traktuje Conrada li tylko jako zdolnego pisarza angielskiego, który urodził się w polskim domu. Traktuje go jako „wieszcza”, jako depozytariusza naro­

dowej świadomości, a zarazem tego, kto jest w stanie wskazać narodowi zasady postępowania w tak trudnej sytuacji historycznej czy wreszcie odczytać sens historii.

Conrad jedynie częściowo gotów jest spełnić rolę, którą mu wyznacza dziennikarz. Zastrzega się jednak, że postawione przed nim wymagania są stanowczo za wysokie:

O, tak, pojm uję, o co panu chodzi. W ielkie słow a, w ie lk ie słow a m am m ów ić? To trudno, bardzo trudno. N ie jestem w ielk ością, an i n ie jestem prorokiem . P a li się w e m n ie jednak w a s z n i e ś m i e r t e l n y o g i e ń , m a ły on, niezn aczn y, lu eur tylk o, ale jest, trw a. [SC 46]

Zarazem jednak pisarz podkreśla, że uważa się także za spadkobiercę narodowej tradycji. Wyraża to metaforą ognia. Być może jest to aluzja do motta Kordiana, które jest zaczerpnięte z Lam bra:

W ięc będę śp iew ał i d ążył do kresu, O żyw ię ogień, jeśli jest w iskierce.

Tak E gip cjan in w liście z aloesu O bw ija zw ięd łe um arłego serce,

Na liściu p isze zm artw ych w stan ia słow a;

C hociaż w ty m liściu serce nie ożyje, Lecz od zepsucia w ieczn ie się zachow a, W proch się rozsypie ... Godzina w yb ije, K iedy m y śl słow a tajem ną odgadnie,

W tenczas odpow iedź będzie w sercu — na d n ie 22.

Ogień, pochodnia są symbolami świadomości narodowej zarówno ro­

mantycznej, jak też m odernistycznej23. Wydaje się jednak, że Conrad piśmiennictwo romantyczne ma przede wszystkim na myśli. Dowodzą tego inne fragm enty wywiadu — dodajmy: fragmenty chyba najczęściej cy­

towane — w których pisarz, jak nigdy w życiu, przedstawia swoje związ­

ki z wielką tradycją literatury polskiego romantyzmu, zarówno emigra­

cyjnego, jak i krajowego.

P olsk ość [...] w ziąłem do dzieł sw oich przez M ickiew icza i S łow ack iego.

P ana T ad eu sza ojciec czytał m i głośno i m n ie czytać kazał głośno. N ie raz, n ie dw a. W olałem K o n ra d a Wallenro da, G rażynę. P óźniej w o la łem S łow ack iego.

W iecie, dlaczego Słow ackiego? Il est l’â m e de toute la Polo gne, lui.

Z innych, och, tak. Stary, siw y Pol, z w ąsam i jak w iech y białe opuszczo­

nym i, przychodził do ojca. P am iętam go dobrze... [SC 44]

2 2 J. S ł o w a c k i , Kordia n. W: Dzieła w s z y s t k i e . Pod redakcją J. K l e i n e r a . T. 2. W rocław 1952, s. 95.

2 8 Zob. J. P a s z e k , „ Ś w ia t ognia” w liter a tu rz e la t 1890— 1918. W zbiorze:

M ło d o p o lsk i ś w i a t w y o b r a ź n i . S tu d i a i eseje. K raków 1977.

(15)

Jednocześnie Conrad stwierdza, że nie ma kontaktów ze współczesnym piśmiennictwem polskim, z literaturą modernistyczną:

N ow szej litera tu r y n ie znam . W stydzę się, w yzn aję z pokorą, n ie znam . Pracow ać m u siałem ciężko jako m arynarz. T eraz choroba m i dokucza przy pisaniu. D w a m iesią ce w roku stracone. 70 000 słó w nie żarty. A ja p iszę p o­

w oli, bardzo p ow oli. I teraz zn ów trzy czw arte p o w ieści już gotow e, a ja jeszcze ty tu łu do niej n ie mam . [SC 44]

Warto przy tym dodać, że wyznania Conrada na temat jego znajo­

mości współczesnego piśmiennictwa polskiego nie są zupełnie ścisłe.

Prawdą jest, że po wyjeździe do Francji nie miał kontaktu na bieżąco z literaturą powstającą w tedy w kraju. Ale wiadomo np., że znał twór­

czość Henryka Sienkiewicza, choć wyrażał się o niej bez entuzjazmu 24.

Słyszał też coś niecoś i o najnowszych zjawiskach literackich. W tomie Ze wspomnień opisze spotkanie, w którym uczestniczył w Warszawie w r. 1890 (zatrzymał się tam w drodze do Kazimierówki na Podolu, majątku wuja Tadeusza Bobrowskiego):

J ed liśm y obiad w n ieliczn ym , dobranym k ółku, a rozm ow a b yła n iezm ier­

n ie ożyw ion a i toczyła się na w szy stk ie m o żliw e tem aty, od ło w ó w na grubego zw ierza w A fry ce aż do ostatn iego poem atu, k tó ry ukazał siię w bardzo m o­

d ern istyczn ym przeglądzie, w y d a w a n y m przez najm łod szych i p opieranym przez n a jw y tw o rn iejsze tow a rzy stw o 25.

Tymon Terlecki wyraził kiedyś przypuszczenie, że pismo, z którym Conrad zetknął się w Warszawie, to „Życie”, a tekst, o którym była mowa, to poemat Antoniego Langego Pogrzeb Shelleya 26.

W końcu roku 1902 (22 XII) Conrad zwrócił się do swego angielskie­

go wydawcy, Williama Blackwooda, z prośbą, by ten w ysłał tom Mło­

dość i inne opowiadania (w jego skład wchodziły utwory Młodość, U kre­

su sił i Jądro ciemności) „dla bardzo młodych lwów w wyjątkowo nowo­

czesnym piśmie literackim w Warszawie — »Chimera«. Niech to sobie przeżuwają i niech warczą nad smakiem tej skam ieliny” 27.

Wolno wnioskować, choćby z ironicznych sformułowań zawartych w liście, że Conrad orientował się, czym była „Chimera” w ówczesnym polskim życiu literackim. Warto przypomnieć też, że pisarz angielski utrzym ywał dość żyw e stosunki z postacią, której nazwisko w kulturze polskiego modernizmu znaczyło bardzo w iele — z Wincentym Lutosław­

2 4 Zob. J. Μ [o n d s с h e i n], W s p o m i n k i li ter ackie. Conra d o Polsce. R o z m o w a s p r z e d 10 lat. „W iadom ości L itera c k ie” 1924, nr 6. — А. В u s z a, C onrad’s Polish L i t e r a r y B a c k g r o u n d and S o m e Illu stra tio n s of th e Influ ence of Polish L it e r a tu r e o n His W o r k . R om ae—L ondinii 1966, s. 184— 185.

2 5 С ο n r a d, Ze w s p o m n i e ń , s. 47.

2 6 Zob. T. T e r l e c k i , C onrad w k u l t u r z e p o ls k ie j. W zbiorze: Conrad ż y w y , s. 108.

27 C o n r a d , L isty, s. 206.

(16)

O „R O ZM O W IE Z J. C O N R A D E M ” M. D Ą B R O W S K IE G O Z R . 1914 135 skim 28. Nie zawsze były one korzystne dla Conrada. Wystarczy wspom­

nieć, że Lutosławski pośrednio spowodował ostre wystąpienie Elizy Orzesz­

kowej przeciw Conradowi na łamach petersburskiego „Kraju”. Lutosław­

ski odwiedził Conrada w r. 1897 i w czasie tej w izyty toczył z nim długą rozmowę. Obdarzył też polski filozof angielskiego pisarza jakimiś swoim i pracami. Zapewne w czasie w izyty Lutosławski i Conrad dysku­

tow ali nad zjawiskami kulturalnymi w Polsce. W każdym razie indywidu­

alne poglądy Lutosławskiego, analogicznie jak jego ekscentryczny sposób bycia, nie budziły zachwytu Conrada. Pisał na ten temat do Olivii Rayne Garnett (22 XI 1911):

szczerze m ów iąc, p ojęcia nie m am , czego on [tj. L utosław ski] ode m nie chce.

A b solu tn ie go n ie rozum iem . Jego objaw ienia w yd ają m i się bardzo n aiw n e i n ieciek aw e. Czy spodziew a się, że zostanę jego w yznaw cą? N iepokoi m nie i n u d z i2®.

W każdym razie dzięki kontaktowi z Lutosławskim zetknął się Con­

rad ze zjawiskiem wcale nie marginalnym w kulturze Młodej Polski. Do znajomych powieściopisarza zaliczyć wypadnie również Kazimierza Wali- szewskiego, historyka i publicystę, który od r. 1884 stale przebywał we Francji. Waliszewski korespondował z Conradem i ogłosił cykl artykułów 0 jego twórczości na łamach petersburskiego „Kraju”, a także w prasie .francuskiej30.

Mimo to jednak pisarz w zasadzie miał rację, kiedy przyznawał się do nieznajomości współczesnej literatury polskiej. W parę miesięcy póź­

niej, w sierpniu 1914, w czasie pobytu w Zakopanem zaczął nadrabiać braki lekturowe. Wedle świadectwa Anieli Zagórskiej — przed przyby­

ciem do Polski miał on znać jedynie powieść Tetmajera Panna Mery 1 Popioły Żeromskiego 31. Wydaje się jednak, że zasięg lektury Conrada rbył o wiele szerszy. Wywiad Mariana Dąbrowskiego może tu służyć jako pośredni dowód. W trakcie rozmowy pisarz poinformował swego interlo­

kutora, że ma już gotową znaczną część powieści, do której jednak bra­

kuje mu tytułu. Chodziło — oczywiście — o powieść Zwycięstwo, nad którą pracę ukończył Conrad w czerwcu 1914. 25 lipca informował o tym Johna Galsworthy’ego:

K ochany Jacku,

N iegod ziw ie z m ojej strony, że n ie nap isałem do C iebie w cześn iej, ale sam osądź (przy sw ojej znajom ości m ojej osoby): cały m iesiąc harów k i nad w y k a ń -

2 8 O zw iązkach Conrada z W. L u tosław sk im zob. J. 1 11 g, „Dusza polska w cie m n ości ż y j ą c a ”. L i s t y Josepha C o n r a d a -K o r z e n io w s k ie g o do W in cen teg o L u ­ to s ła w s k ie g o . „P am iętnik L itera ck i” 1981, z. 4.

29 C o n r a d , L is t y , s. 316.

3 0 Zob. K. W a l i s z e w s k i : L is t y Jo sepha C o n ra d a -K o rz e n io w sk ie g o . „Ruch L ite r a c k i” 1927, nr 6; U n cas de natu ralisation littéraire. „R evue des R ev u es” 1903, nr z 15 X II; P o lsk i p o w ie śc io p is a rz w an g ielsk iej lite ratu rz e. „K raj” (Petersburg), 1904, n ry 3— 5, 7.

8 1 Zob. A. Z a g ó r s k a , K il k a w s p o m n i e ń o Conradzie. [Pow st. 1929]. W an to­

lo g ii: W s p o m n ie n ia i studia o C o n ra d zie, s. 93.

(17)

czaniem n ow ej p ow ieści. B ył już n a jw y ższy czas skończyć. D w ad zieścia m ie ­ sięcy rzeczyw istego trw a n ia pracy. 28-ego czerw ca dopiąłem te g o w sp a n ia łeg o celu, a 2 9-go w y ru szy łem z B orysem do S h effield , aby podtrzym ać go na du­

chu podczas ciężkich c h w il egzam inów w stęp n y ch na W ydział N auk S to so ­ w a n y ch 82.

Polscy badacze parokrotnie stwierdzili, że istnieje uderzające podobień­

stw o pomiędzy zakończeniem Zw ycięstw a a zakończeniami wielu utworów literatury polskiej. Julian Krzyżanowski pisał:

O bojętna, jak b ęd ziem y oceniać ten fin ał pow ieści, zach w ycać się jeg o p oetycznością, czy zarzucać m u jej nadm iar, n ie w ą tp liw e jest jedno, że u ję c ie traged ii sam b u rań sk iej w y b itn ie odbiega od m etod sto so w a n y ch w rom ansie, choćby n a w et tak egzotyczn ym jak Z w y c i ę s t w o . Jakoż isto tn ie trudno by b y ło przytoczyć zjaw isk o p a ra leln e z d ziejów p o w ie śc i an gielsk iej, z jej p rzy sło w io ­ w y m „happy en d em ”, choć bez trudu w sk azać by m ożna na istn ien ie p od ob ­ n ych zakończeń w p o w ieścia ch p olsk ich . P rzecież zarów no P o ż a r y i z g l is z c z a R od ziew iczów n y, jak D zie je grzech u Ż erom skiego zam ykają się w sposób p rzy ­ p om in ający V ic to ry , i to tak d alece, że gdyby się m iało pew n ość, że C onrad rom anse te czytał, m ożna by m ów ić o jeg o od n ich zależności.

Z daje się jednak, że p o m etryk ę literack ą tra g ed ii na Sam buranie sięg n ą ć trzeba n ieco głęb iej w stecz, bo aż do m łod zień czej p oezji M ickiew icza, do dobrze C onradow i znanej G r a ż y n y 8S.

Tropem wytyczonym przez Krzyżanowskiego podążył kanadyjski ba­

dacz polskiego pochodzenia, Andrzej Busza, i udowodnił, że Conrad mu­

siał znać powieść Żeromskiego 34. Istnieją bowiem daleko idące podobień­

stw a frazeologiczne i strukturalne pomiędzy Dziejami grzechu a Z w y ­ cięstwem, a także inną nowelą Conrada — Z powodu dolarów (z tomu Wśród prądów , 1915), która, w edle określenia Jocelyna Bainesa, stano­

w iła „produkt uboczny” powieści Z w ycięstw o 35.

Nie można wykluczyć możliwości, że spotkania z Retingerem i w yw iad z Marianem Dąbrowskim, przybliżając Conradowi sprawy polskie, ożyw iły jego kontakty z literaturą polską i pozwoliły osadzić utwór, nad którym aktualnie pracował, w polskiej tradycji literackiej — nie tylko roman­

tycznej, lecz i modernistycznej.

Ale wracajmy do tekstu wywiadu. Po złożeniu przez pisarza wiążą­

cych deklaracji na temat jego związków z kulturą polską, z polską trady­

cją literacką i nie tylko literacką, prosta droga prowadziła do podjęcia te­

m atyki teraźniejszości i przyszłości. N ie podejmując w pełni — zapropo­

nowanej mu przez Dąbrowskiego — roli „wieszcza” czy „proroka”, nie odżegnał się przecież Conrad od wypowiedzi na temat spraw polskich.

Przede wszystkim na tem at swojego stosunku do zaborców. Mówił:

82 C o n r a d , L is t y , s. 339— 340.

8 8 J. K r z y ż a n o w s k i , O tr a g e d ii na Sam b u r a n ie. [Pow st. 1934]. W a n to lo g ii:

W s p o m n ie n ia i stu d ia o Conradzie, s. 335—336.

8 4 Zob. B u s z a , op. cit., s. 216— 223.

8 5 Zob. J. B a i n e s , J o se p h Conrad. A Critic al B io g ra p h y. London 1960, s. 392.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Stosowanie strategii unikania i  oporu, budowanie obrazu Kościoła jako oblężonej przez złowrogi świat twierdzy, w której gru- bych murach chronią się wierni,

5.2 Zbadać tablicę logiczną dla następujących bramek logicznych NAND (7400), NOR (7402), Ex-OR (7486) mierząc poziomy odpowiednich napięć, a następnie sprawdzając

Jesteśmy Polką i Polakiem Dziewczynką fajną i chłopakiem Kochamy Polskę z całych sił. Chcemy byś również kochał ją i ty i ty Ciuchcia na

Jesteśmy Polką i Polakiem Dziewczynką fajną i chłopakiem Kochamy Polskę z całych sił?. Chcemy byś również kochał ją i ty i ty Ciuchcia na

 toczenie przez skręcenie suportu narzędziowego, stosowane dla stożków krótkich o dużej zbieżności,..  toczenie nożami kształtowymi, stosowane do stożków bardzo krótkich

Wydarzenia osłabiające władzę PRL – wybór na papieża Jana Pawła II oraz „zima stulecia”.. Proszę zapoznać się

Z kolei pod względem liczby medali najlepsza jest królowa polskiej lekkoatletyki –Irena Szewińska, która z czterech igrzysk przywiozła siedem medali (trzy złote i po dwa srebrne

Proszę wejść na stronę szkoły, są tam zamieszczone materiały w punkcie: e- podręczniki, kliknąć: kształcenie ogólne, potem poszukać w materiałach tematów:.. „Dramat Maryi