• Nie Znaleziono Wyników

Na królewskim dworze : według powieści historycznej ,,Zygmunt z Szamotuł'' Franciszka Wężyka

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Na królewskim dworze : według powieści historycznej ,,Zygmunt z Szamotuł'' Franciszka Wężyka"

Copied!
168
0
0

Pełen tekst

(1)

Jprancisse^

)fa Królewskim, 2)worze

Opracował $>. j£>ę6arsl\i

(2)
(3)
(4)
(5)

N a K r ó l e w s k i m D w o r z e .

(6)
(7)

w e d łu g pow ieści h is to ry c z n e j „ Z y g m u n t z S z a m o tu ł11 F R A N C IS Z K A W Ę Ż Y K A

o p ra c o w a ł dla m ło d zieży S T E F A N G Ę B A R S K I .

W A R S Z A W A .

N A K ŁA D REDAKCYI „PRZYJACIELA D ZIE C I”.

1907.

(8)

D r u k T o w a r z y s tw a A k c y jn e g o S. O r g e lb r a n d a S y n ó w .

(9)

R O Z D Z IA Ł I.

Z am ek S za m o tu lski, odw ieczne gniazdo zam ożnej g a lq z i sta ro żytn e g o N ałęczów domu, nie m ia ł n ic jio n ę - tnego, a n i godnego u w a g i. — Okopcone od czasu i g r u ­ be na sążeń m u ry , w y n io s łe baszty, g łę b o k ie fosy, m o­

s ty zwodzone i w a ro w je b ra m y, uzb ro jo n e żelaznem i sztabam i okna, obszerne lochy,, a często nap ełnione oku- te m i w ła ńcuchy je ń ca m i, w pośród za ro słe j lasam i o k o lic y , n a d a w a ły m u raczej postać w ię z ie n ia , n iż p o ­ ważnego zam ożnej ro d z in y s ie d liska . P rzecież najczę­

ście j w n im p rz e b y w a ł i m ie szka ł W in c e n ty z P om o­

rzan S za m o tu lski, h e rb u N ałęcz, w o je w o d a poznański, a z ra m ie n ia W ła d y s ła w a Ł o k ie tk a , k ró la po lskie g o , g e n e ra ln y W ie lk o p o ls k i starosta.

(10)

W spraw ach w a żn ie jszych je d y n ie opuszczał z a ­ m ek i u d a w a ł się do Poznania. Lecz g d y je z a ła tw ił*

n a ty c h m ia s t do S zam otuł po w ra ca ł.

Pan te n podeszłego ju ż w ie k u , d la p rz e w a g i ja k ą mu w ie lk i m a ją te k nadaw ał, i dla ro z tro p n o ś c i, z k tó ­ r e j s ły n ą ł, n a jz d o ln ie js z y m się zd a w a ł do s p ra w o w a n ia rzą d ó w w ie lk o p o ls k ie g o k s ię s tw a , n ie dość jeszcze u tw ie r ­ dzonemu na tro n ie P ia s tó w k r ó lo w i. Jakoż pod je g o w ładzą u s p o k o iły się w zb urzo ne ty lu zm ia n a m i k r a jo - w e m i u m y s ły . Lecz z n ie p o śle d n ią zdolnością do rz ą ­ dów , nie u m ia ł on n ig d y łagodno ści połączyć. Jego surow e w y r o k i o b u rz a ły często w ie lk o p o ls k ic h m iesz­

kańców , a dum a, n ie p rzystę p n o ść i sam otne życie w u lu - bio n e m zam czysku, o d strę cza ły od nie g o serca w s p ó ł­

zio m kó w . K ilk u zaufanych, a raczej g o to w y c h na s k i­

n ie n ie słu żalcó w , całe je g o to w a rz y s tw e skła d a ło . O w d o ­ w ia ły w sam ej cze rs tw o ś c i i s ile w ie k u , m ało się na­

w e t p o św ię ca ł w y c h o w a n iu je d yn e g o syna, k tó re g o r y ­ chło obcym rę ko m p o w ie rz y ł. Lecz m ło d y Z y g m u n t z rza d ką u ro d ą o d zie d ziczył w s z y s tk ie p rz y m io ty do­

b re j i ła godne go um ysłu m a tk i, k tó rą w d z ie c iń s tw ie p o s tra d a ł. W ró c iw s z y z Czech i N ie m ie c, s ta ł się j e ­ dyną sam otnego życia ojca sw o je g o osłodą. W szakże

(11)

ta cie rpkość, k tó ra ojca to w a rz y s z y ła w rzą d ze n iu k ra ­ je m , z b y t często ro z c ią g a ła się n a w e t do s y n a .— W s trz y ­ m y w a ł go w tę skn ym dom u, pod p ło n n y m pozorem p o ­ m ocy w tru d a c h , i c ią g le się w z b ra n ia ł d o p e łn ić w o li k ró la , k tó r y zalecanego pow szechnie m łodziana , po dw a- k ro ć ju ż w z y w a ł do swego d w o ru . P o d e jrz liw o ś ć , ta to w a rz y s z k a dum y, do ró żn ych go w te j m ie rz e s k ła ­ n ia ła dom ysłów . W o je w o d a W in c e n ty z Pom orzan czcił k ró la , lecz w ię ce j się go lę k a ł n iż ko ch a ł. — Tęgość rzą d ó w W ła d y s ła w a Ł o k ie tk a p rz y k rą m u b y ła w w y ż ­ szym nad sobą, chociaż je j sam w zg lęde m niższych z całą o stro ścią w ła d z y u ż y w a ł. — W ie d z ia ł on dobrze, ja k liczne p rz e c iw n ie m u zanoszono s k a rg i i ja k te z n a jd o w a ły snadny p rzystę p do tro n u ; lecz czuł zarazem , że ra m ię je g o w k ra jo w y c h stosunkach je s t n a d e r po- trze b n e m d la k ró la . — D la tego w cześnie o b m yślając sposoby ra tu n k u p rz e c iw zabiegom W ie lk o p o la n ó w i bez­

w zg lę d n e j s p ra w ie d liw o ś c i M onarchy, często się do w y ­ stępnych m y ś li zaciekał.

Z g łę b ili tę przepaść, nad k tó rą s ta n ą ł dum ny w o ­ je w o d a , krzyża cy. Stąd p oszły lic z n e p o se lstw a i l i ­ s ty od ich w ie lk ie g o m is trz a W e rn e ra , stąd c ią g łe z w ią ­

(12)

z k i z N iem cam i, k tó re nareszcie o b u d z iły tro s k liw ą b a ­ czność W ła d y s ła w a Ł o k ie tk a .

Pew neg o d n ia rano, s ta ro s ta W in c e n ty , siedząc w g lę b o k ie m krze śle , odzia n y niedbale ka rm a zyn o w ą fe- rezyą, le k k ie m fu tre m p o d b itą , o d c z y ty w a ł świeżo o trz y ­ m ane lis ty od w ie lk ie g o m is trz a przez um yśln ego w y ­ słańca; p rz y g o to w a n ą o d p ow iedź ju ż b y ł p o ta rg a ł dw a razy i z a b ie ra ł się na now o do u ło że n ia je j w stoso­

w n ie js z e j tre ś c i. — W s ta w a ł, przechadzał się i sia dał, ważąc g łę b o ko to , co m ia ł pism u poruczyć, a znow u n ie ra d sw ym m yślom , zło rze czył czasow i, k tó r y m u nie n astręczał p rz y z w o ity c h do p o ło że n ia rzeczy w yra zó w . G d yb y k to na n ie g o p o g lą d a ł z ubocza, la tw o b y do­

s trz e g ł na tw a rz y w a lk ę d o g o ry w a ją c e j cn o ty, z n iezde­

cydow anym na zb ro d n ię um ysłe m . N a ko n ie c znękany ty m stanem duszy zaklasnął w d ło n ie i rz e k ł do w c h o d z ą ­ cego na p ó ł z trw o g ą a na p ó ł z uszanow aniem poko - jo w c a :

— Cóż w ię c p o ra b ia gość nasz św ieżo p rz y b y ły , ó w ry c e rz krz y ż a c k i?

— D otychczas — o d p o w ie d z ia ł p o k o jo w ie c — i 011 i je g o g ie rm e k u ż y w a ją w yw czasu.

— J a k to ta k d łu g o spoczyw ają? — rz e k n ie z ży-

(13)

w o ścią W in c e n ty . — Co za spo ko jn o ść u m ysłu i d u ­ szy!? W ró ć na tw e m iejsce n a ty c h m ia s t i bacz z u w a ­ gą na w s z e lk ie nasze s k in ie n ie ! — rz e k ł do p oko jow ca.

I znów w o je w o d a pozn ański, zo sta w io n y sw ym tro s k o m , z a b ie ra ł się do p isa n ia lis tu , g d y w sze dł p o ­

k o jo w y i n ie ś m ia ło o św ia d cz ył, że poseł k rz y ż a c k i w s ta ł i żąda posłuchania.

— N iech w e jd z ie ! — ro zka za ł w o je w o d a .

W szedł k rz y ż a k , w b o g a ty s tró j p rz y b ra n y , i u śm ie ­ chając się o b łu d n ie , z b liż y ł się do W in ce n te g o .

— D o s to jn y p a n ie — rz e k ł — czas d ziała ć... M is tr z , nalega...

— N ie ! — o d rz e k ł S za m o tu lski do K rz y ż a c k ie g o ry c e rz a — ro ztro p n o ść naka zuje to odw lec, czego się można u ch ro n ić.

— R oztropność! i zawsze taż sama ro z tro p n o ś ć — o d rz e k ł m u K rz y ż a k . — To o g lą d a n ie się na w s z e lk ie s to s u n k i i w z g lę d y ; to w a h a n ie się wasze w te d y , g d y d zia ła ć w yp ada, te d łu g ie a n ie p rz y d a tn e n a m ysły nie ro k u ją b y n a jm n ie j pom yślnego s k u tk u . L ę k a j się, w a ­ sza m iło ść, ażeby czas ta k sposobny i b ło g i nie m in ą ł b e z p o w ro tn ie . M ś c i się on srodze na ty c h , k tó rz y go użyć nie chcą, g d y się ku tem u sposobna p ora n a strę -

(14)

cza N ie znam yż m y tego z działa ń k ró la waszego Ł o ­ k ie tk a ? a g d y bacznem swem o k ie m serce p rz e n ik n ie i g d y się do d z ia ła n ia zabierze, cóż w te d y nasz zakon d la d o b ra waszego uczyn ić p o tra fi?

— P o le g a m y m ocno — p rz e m ó w ił w o je w o d a p o ­ znań ski — na p rz y ja ź n i i w s p a rc iu m is trz a waszego AY ernera; lecz i czas je s t naszym sprzym ierzeńcem w tern dzie le . N ie ch d o jrz e je to zia rn o , k tó re ś m y z n ie n a - g ła na w dzięczną ro lę rz u c ili. W te d y d o p ie ro c h w ila żn iw a n a stą p i, a potem w ie c ie to dobrze, ja k ą ufnością o to czył nas k r ó l nasz W ła d y s ła w .

— J e ż e li w e jd z ie m y w ścisłe z p o w in n o ś c ią r a ­ chuby — rz e k ł na to K rz y ż a k — za iste p ie rw s z a m yśl je j p rz e ciw n a , na zw ie się w e d łu g g m in n e g o m n ie m a n ia : zb ro d n ią . Lecz w yższe od p o s p o lity c h u m y s ły g a rd zą ta k ie m i lę k liw e g o su m ie n ia d ro b n o s tk i. K tó ż b y się z l u ­ dzi w z n ió s ł do p o tę g i i w ła d zy, g d y b y się bacznem o kie m na w s z y s tk ie o g lą d a ł sto su n ki? C hceszli wasza m iło ść d o trw a ć w za p rzysiężonej w ie rn o ś c i, należy w ziąć ro z b ra t z pożądanem n ie g d yś w s p a rc ie m naszego zakonu. D ziś w ię c lu b n ig d y , a to co od was p o w e ź ­ m ie m y w te j c h w ili, sta n o w iś będzie o lo sie p rz y s z łe ­ go w y n ie s ie n ia waszego lu b zguby.

IO

(15)

— D la Boga! — z a w o ła ł S z a m o tu lski — n ie n a ­ le g a jc ie na nas ta k s iln ie , albo się nam p rz y jd z ie w y ­ rzec ta k zręcznie u łożonych za m ia ró w . Zbadaliżeście d o k ła d n ie całą g łę b ię przepaści, w k tó rą nas z b y t skw a - p liw e m d z ia ła n ie m chcecie pogrążyć?

— K to zg łę b ia przepaść, nad k tó rą sta n ą ł — o d ­ rz e k ł m u K rz y ż a k — te n się w n ią n ig d y n ie rz u c i z odw agą. Inaczej począł Ś w ię to p e le k w podobnęm i m n ie j d ra ż liw e m zdarzeniu; ale in aczej p e w n ie b y nie z o s ta w ił sw ym synom p ię kn ych d z ie rż a w p o m o rskich i chlubnego przed ś w ia te m ks ią ż ą t im ie n ia . Czemże b y ł L e sze k B ia ły d la niego? O to raczej d o b ro d z ie je m , n iż w ładcą, raczej ojcem niż panem. Czemże je s t dla was Ł o k ie te k ? O to g ro ź n y m i s u ro w y m m onarchą, ty ra n e m ra cze j n iż k ró le m . S za m o tu lski, ksią żę pozn a ń ski, k a ­ lis k i, g n ie ź n ie ń s k i, n ie w a rtż e czczego w o je w o d y n a z w i­

ska? A syn wasz Z y g m u n t, te n m ło d z ia n ty lu p ię k n e - m i p rz y m io ty ozdo bny, n ie je stże w ię c e j g o d n ym w ła ­ dania, n iż ów z n ie w ie ś c ia ły i w y la n y na w s z e lk ie ro z ­ p u s ty K a z im ie rz , g o d n y syn ojca swego Ł o k ie tk a ?

— D o z w ó lc ie nam jeszcze — o d p o w ie d z ia ł w a l­

czący z ro z m a ite m i a sprzecznem i m y ś la m i W in c e n ty — abyśm y o d su n ę li od sie b ie na czas n ie ja k i, ta k poch le­

(16)

bne d la serca naszego w id c k i. T y le ła s k na nas w y ­ la n y c h od k ró la , n ie p o szla ko w a n a d o ty c h m ia s t w ie rn o ść p rz o d k ó w naszych N ałęczów d la pośw ięco nej P ia s tó w ro d : :ny; ta w ła d za , ró w n a p ra w ie k ró le w s k ie j, k tó rą nas W ła d y s ła w zaszczycił i k tó rą s iln ie d z ie rż y m y , pom im o m n o g ich po je j o d ję c iu zabiegó w : w s z y s tk o to nako nie c prze w a ża n a jś w ie tn ie js z e n a w e t otu ch y. N iech sobie syn nasz Z y g m u n t szuka szczęścia na św ie cie , przez w łasne z a słu g i i znoje. Je że li m u dopomoże N a jw y ż ­ szy. u fa m y m ocno, że i on w y jd z ie na lu d z i. O to je s t o d p is na lis ty , k tó re ś c ie nam p rz y w ie ź ć ra c z y li. — O św ia dczcie k ro m le g o w ie lk ie m u m is trz o w i, że p ra ­ g n ie m y d łu g o , a n a w e t na za w d y zadzierżyć p rz y c h y l­

ność ta k d zie ln e g o i do sto jn e g o ryce rza .

W te j c h w ili w szedł p o k o jo w ie c , trz y m a ją c w rę ­ k u p a p ie ry .

— Cóż tam nowego? — z a p yta ł go s iln y m głosem W in c e n ty .

— L is ty k ró le w s k ie — o d p o w ie d z ia ł o d e d rz w i.

— P o d a j je waszmość i odejdź!

G d y S z a m o tu lski p rz e g lą d a ł złożone m u pism a, ry c e rz k ry ż a c k i, uda jąc o b o jętność pozorną, często na n ie g o o kie m badacza sp o g lą d a ł. D o s trz e g ł on w k ró tc e ,

1 2

(17)

ja k w tw a rz y w o je w o d y r y ły się k o le jn o tysią czn e a sprzecz­

ne z sobą ro z m y s ły . Po c h w ili, z a w o ła ł głośno ś c is k a ­ ją c o b rią c z przeczytane pism a:

— Co tego, to ju ż za w ie le ! W ię c nasze w ro g i p iln ie j od nas czuw ają... W ię c ten k r ó l n ie u g ię ty w y ­ m aga od nas kon ie czn ie ... Zacny i pełen p r z e n ik liw o ­ ści ry c e rz u ! chcę wam dać dow ód ca łe j naszej u fn o ści d la waszego zakonu. S łuchajcież bacznie ty c h naka - źnych k ró la Ł o k ie tk a w y ra z ó w : „J u ż to p o d w a k ro ć żą­

d a liś m y — c z y ta ł pismo k ró le w s k ie — od was abyście syna waszego Z y g m u n ta do d w o ru naszego w y s ła li. To le kce w a że n ie ła s k i naszej k ró le w s k ie j, w p ra w ia nie je d n y c h w ro z m a ite do m ysły. D la te g o po raz trz e c i i o s ta tn i n a ka zu je m y w y p ra w ić te g o m łodziana do K r a ­ k o w a bez żadnego o m ie szka n ia i z w ło k i. Chcem y go poznać i o tw o rz y ć m u po le do ćw iczeń p rz y s to jn y c h dla je g o w ie k u i ro d u , i ra d z ib y ś m y go w id z ie ć z nad- chodzącem i ś w ię ty . Z b y t częste o b le g a ją nas s k a rg i na wasze w ie lk o rz ą d y i k rz y w d y . W ry c h le zechcemy w e jrz e ć z b lis k a w s p ra w y waszego urzędu. O baczcie się p rze to W aszm ość dobrze a p iln ie . N a p o m in a m y o to ja k o pan i o jc ie c pod g n ie w e m * naszym k ró le w s k im .“

(18)

— Jakże? — z a w o ła ł po c h w ili m ilc ze n ia , try u m ­ fu ją c y w duchu K rz y ż a k — n ie sp ra w d za ją ż się aż nad­

to w s z y s tk ie nasze dom ysły? N ie w id z ic ie ż jeszcze z b li­

żającej się k u w am g w a łto w n e j b u rzy, k tó rą je d y n ie g w a lto w n e m i ś ro d k a m i odw racać należy? Cóż w ię c m y ś lic ie p rze d się w zią ć po ta k w y ra ź n e j g ro źb ie , k tó ra się nakoniec sp e łn ić m u si w p rz e ra ża ją cym sposobie?

— U le d z, g dzie p rze p rze ć n ie m ożna — rz e k i na to W in c e n ty — to je s t, co nam ro ztro p n o ść doradza.

— U le d z i zginąć! — z a w o ła ł K rz y ż a k z sz y d e r­

stw e m .— N a ta k ie sło w o z d o b y łb y się n a w e t n ik c z e m ­ n ik . O przeć się i zw ycię żyć, oto czegom się od was sp o d zie w a ł. Lecz złąśm y, ja k w id zę , o b ra li c h w ilę do ta k w a żn e j n a ra d y. Już s k a rg i W ie lk o p o la n na w a ­ sze rz ą d y g lo śn e m i się s ta ły w p o ls k ie j s to lic y . W r y ­ chle zapewne sam k r ó l do P oznania p rzyb ę d zie . W z ro k je g o b y s try , p rz e n ik n ie snadno w s z e lk ie s k ry to ś c i. M n ie - m acież w y może, że nasze w r o g i i wasze w te j n a w e t c h w ili n ie czuw ają nad nam i?

— N ie dbam ja o to — o p o w ie d z ia ł z g n ie w e m W in c e n ty — i snadno zdołam zniszczyć w s z e lk ie zło ­ ś liw y c h z a b ie g i! Z b y t to je s t n ie d o łę żn y zw ią ze k na nasze b a r k i i s iły . A lb o ż n ie znam y d o k ła d n ie c h c i­

(19)

w ego pa n o w a n ia i w ła d z y u m y s łu Ł o k ie tk a ? A lb o ż to nie w ie m y, ja k . dnie m i nocą p ra cu je nad p rz y w ie d z e ­ n ie m do sforn ości i posłuszeń stw a ty c h ro z b ry k a n y c h p a n kó w p o śró d w o je n d o m ow ych i bezka rno ści d a w n ie j­

szych rządów ? — P o le g a jc ie na nas w te j m ierze bez­

piecznie. Z pow odu w ła d z y i s p ra w naszego urzędu, a n i w ło s je d e n n ie spadnie z te j g ło w y .

— A syn wasz Z yg m u n t? — p rz e rw ie m u ry c e rz krz y ż a c k i.

— M u si n a ty c h m ia s t je ch a ć do d w o ru — o d rz e k ł m u w o je w o d a . — T y m ty lk o ś ro d k ie m p o d e jrz liw o ś ć k ró le w s k ą u śp im y.

— O, sla b y i n ie p rze zo rn y ojcze — rz e k ł na to k rz y ż a k — tu w ła ś n ie na w as czekałem . N ie w id z i- ciesz w y jeszcze zręcznie i zdaleka z a sta w io n e j zasadz­

k i? W ię c nie przeczuw acie zd ra d y, k tó ra się ku w am w o b łu d n e j uśm iecha postaci? S ko ro wasz Z y g m u n t raz ty lk o sta n ie w K ra k o w ie , w s z y s tk ie wasze w id o k i na przyszło ść skona ją. Co za c h y tro ś ć o k ry ta pła sz­

czem ż y c z liw y c h chęci! J a k to , nie pozn aje cież d o ty c h ­ czas, że K r ó l W ła d y s ła w chce m ie ć p rz y sobie w Z y g ­ m uncie z a k ła d n ik a w aszych postępków ? W ie on d o k ła ­ d n ie, że syn ten je d y n y je s t n a jm ils z y m p rze d m io te m

(20)

w s z y s tk ic h uczuć o jc o w s k ie g o serca waszego i że w n im ty lk o w s z y s tk ie wasze s p o cz yw a ją nadzieje? — D la te g o ta k s iln ie n a sta je na w y p ra w ie n ie go do d w o ­ ru , ja k g d y b y k r ó l p o ls k i w ty lu synach z n a k o m ity c h ry c e rz y i m ężów n ie m ó g ł w yn a le źć g o to w y c h na swe s k in ie n ia m łodzieńcó w , ja k g d y b y w je d n y m Z y g in u n- cie u p a try w a ł całą św ie tn o ść sw o je g o d w o ru , k tó rą się chce na w z ó r i p o d o b ie ń stw o in n y c h m onarchów o to ­ czyć. N ie nam zapewne p rz y s to i o tw ie ra ć oczy m ężo­

w i, k tó re g o w ie k , dośw iad czenie i zn a ko m ito ść s to p n ia ta k s p ra w ie d liw ie nad in n y c h w y n o s i. Lecz g d y b y w ie rn e a p rz y c h y ln e p o ra d y zn a la zły p rz ystę p do serca waszego, ś m ia ło b yśm y w y rz e k li:* Róbcie co się w a m ż y ­ w n ie podoba; o d w le k a jc ie ważną c h w ilę w y n ie s ie n ia się nad w s z y s tk ic h w spółczesnych, a może n a w e t i ty c h co ż y li k ie d y przed w a m i; odrzućcie w s z e lk ie o fia ry , ja k ie w am c z y n i nasz Z ako n, bez w id o k u n a jm n ie js z e j k o ­ rz y ś c i, ale n ie p o s y ła jc ie do K ra k o w a syna waszeg o Z yg m u n ta !

— T o uczyn ić muszę! — o d rz e k ł z w idoczną n ie ­ c ie rp liw o ś c ią W in c e n ty .

— W ta k im ra zie — p rz e m ó w ił K rz y ż a k z n ie ­ chęcią — ja k o w ie rn y doradca M is trz a W ie lk ie g o , p rz e ­

(21)

ło żą m u nieodzo w ną potrzebą ze rw a n ia z w a m i w s z e l­

k ic h sto su n kó w i z w ią z k ó w .

— Jeszcze c h w il k ilk a poczekajcie! — z a w o ła ł pasujący sią z sobą W in c e n ty . — Z a k lin a m was na B o ­ ga i na dob ro tego zakonu, k tó re g o je ste ście czło nkie m n ie p rz y n a g la jc ie ta k bardzo stanow czych życia naszego w y p a d k ó w . Z n a m y to dobrze, ja k ie z w y trw a ło ś c i w ty m z w ią z k u pozyskać m ożem y k o rz y ś c i: i ja k ie naw zajem w y n ik n ą d la w as p rz y s łu g i. Lecz jeszcze n ie p rzyszła p o ra do d z ia ła n ia sposobna! Z acze ka jcie !

— N ie c h a j w ią c będzie ta k , ja k żądacie — p rz e ­ m ó w ił K rz y ż a k — sam w ie lk i m is trz w te j m ie rze s ta ­ n o w i. Co do nas, w o lim y ja w n e g o w ro g a , n iż c h w ie ­ ją cego sią sp rzym ie rze ń ca i d ru h a .

Co rz e k łs z y , w ysze d ł i o d je ch a ł n a tych m ia st.

— B odaj-żeś p rzepad ł! — szepnął g n ie w n ie w o ­ je w o d a .

(22)

R O Z D Z IA Ł I I .

Od daw na nie w id z ia n o ta k ie g o k rz ą ta n ia się i r u ­ chu w ś ró d m u ró w S za m o tu lskie g o zam ku, do ja k ic h s ta ł się pow odem dzień w y ja z d u Z y g m u n ta . — N ie m ó g ł d łu że j o d w le ka ć te j c h w ili w a h a ją cy się w sw ych m yśla ch W in c e n ty .

Już w szystko b y ło w g o to w o ści do pod róży Z y g ­ m unta, ju ż ko n ie je zdne i ju czn e s ta ły o kiełzn ane na dziedzińcu zam kow ym , ju ż d o m o w n icy i słu d zy ocze­

k iw a li c h w ili pożegnania m łode go syna pana sw o jego , g d y w o je w o d a , p rz y w o ła w s z y do s w o je j k o m n a ty obu­

dzonego prze d n ie d a w n y m czasem Z yg m u n ta , te m i s ło ­ w y doń p rz e m ó w ił:

(23)

— Nadeszła c h w ila , k tó rą dość d łu g o o d w le k a ­ liś m y na próżno. W k ró tc e , synu nasz, opuścisz ro d z in ­ ne ściany tego sta ro ż y tn e g o zam ku, k tó r y p o g lą d a ł na k o le b k ę i kszta łce n ie się tw o je , a w k tó ry m le tn i i s ko ­ ła ta n y tro s k a m i o jcie c zo sta n ie sam otnym i opuszczo­

nym od je d yn e g o w s z e lk ic h sw ych s ta ra ń p rz e d m io ­ tu . — T a k się snać podobało wszechm ocnem u a p o tę ż ­ nem u B ogu.

Szczerze i o kro m o b łu d y w yzn a m y, że sani mus niezbęd ny do te g o nas p o stępku z n ie w o lił. N ie p o d o ­ bna nam b y ło d łu ż e j opie ra ć się p rze w a żn e j w o li k r ó ­ la , a pana naszego. — Jedźże w ię c waszm ość szczę­

ś liw ie i bez p rzyg ó d na ten d w ó r, k tó ry k ró le w s k im b la s k ie m z a ja śn ia ł, ku czemu nasze za b ie g i i prace p rz y ło ż y ły się niem a ło.

O to są lis ty , k tó re masz oddać w ręce samego m o n a rch y, uw ażając bacznie, ja k im je p rz y jm ie u m y ­ słem . — Te in n e polecą p o w o ln e słu żb y W aszm ości prze m o żn ie jszym panom w s to lic y , m iędzy k tó ry m i ś c ią ­ g n ię ty z cudzych k ra jó w S p ic y m ie rz p ie rw s z e dziś m iejsce w ła skach k ró le w s k ic h o d z ie rż y ł.

O trz y m a w s z y Z y g m u n t b ło g o s ła w ie ń s tw a o jc o w -

(24)

s k ie i u ściska w szy rozczulonego sta rc a ko la n a , pożegna!

zgrom adzon ych d o m o w n ik ó w i s łu g i, i p u ś c i! się w d r o ­ gę do s to lic y .

(25)

R O Z D Z IA Ł I I I .

W d n iu trz e c im w ie lka n o cn e g o św ię ta , po o d b y ­ te m nab ożeństw ie w n a jb liż s z y m ko ście le , s ie d z ia ł sę­

d z iw y W ła d y s ła w Ł o k ie te k , k r ó l p o ls k i, pod w ysta w ą obszernego d w o ru zbudow anego z drzew a, w z w ie rz y ń ­ cu, pod zam kie m k ra k o w s k im . To je g o u lu b io n e m iesz­

k a n ie łą czyło z p ro s to tą p ie rw ia s tk o w y c h w ie k ó w w s z y s t­

k ie po w a b y m iłe g o u s tro n ia . P rz y b ra n y w b ia ły s u k ie n ­ n y żupan, k r ó l m ia l u b o ku k ró tk ą , w żelazo o p ra w n ą szablę. W io se n n e słońce o d b ija ło się od s re b rn y c h w ło ­ sów d łu g ie j i g ę s te j b ro d y . N a sto le dęb ow ym le ż a ły z w in ię te pism a, k tó re z u w a g ą p rz e g lą d a ł. W id o k b li­

s k ie j i p o w s ta ją c e j z g ru z ó w s to lic y , a na d e w szystko w id o k liczneg o lu d u , k tó r y p ra w y m b rze g ie m pow ażnej

(26)

W is ły pośpieszał na w zg ó rza K rz e m io n e k , dla uczest­

n ic tw a ucie ch ś w ię ta R ę k a w k i, je g o w esołe ś p ie w y , nucone p rz y d ź w ię ku f le tn i p a s te rs k ie j, n a p e łn ia ły s e r­

ce dobrego i w alecznego pana tru d n ą do o k re ś le n ia słodyczą.

Sw obodna od w o je n i za w icb rze ń dom ow ych P o l­

ska, w ła ś n ie w ty c h czasach zaczęła pod je g o b erłe m ro z k w ita ć , a zamożność, córka b ło g ie g o p o ko ju , w ra ­ cała p o w o li na ziem ię, z b y t d łu g o tra p io n ą w s z e lk ie m i k lę s k a m i.

Z b liż y ł się do k ró la p o w a żn y S p yte k z M ie h z ty - na, w io d ą c za sobą u ro d z iw e g o m łodziana , w k tó ry m bez tru d n o ś c i Z y g m u n ta z S zam otuł poznano. "W iem y to z d z ie jó w , że W ła d y s ła w Ł o k ie te k , w sw e j za g ra ­ n ic a m i P o ls k i tułaczce, doznał od S p ytko w e g o ojca, a zamożnego pana nad Reneui, ty le gościnności i w s p a r­

cia, iż o tern przez całe życie w s p o m in a ł ze łz a m i. Po o b ję c iu b e rła p o ls k ie g o wdzięczność, to p rzyro d zo n e serc szla ch e tn ych znam ię, nakazała m u przez m iło ś ć i w z g lę d y d la syna, w yp łacać się z d łu g u zaciągnione- g o u ojca. W e zw a w szy p rz e to S p y tk a z obcych k r a ­ jó w do P o ls k i, nie ty lk o p rz y s w o ił go, w ra z z je g o

(27)

herbem L e liw ą n o w e j o jczyźnie , lecz obsypanem u do- s to je ń s tw y i la s k i o tw o rz y ł obszerne pole do zasług, k tó re w p ó źn ie jszym czasie s ta ły się chlubnem je g o ro d z in y d zie d zictw e m . S p yte k, osiadłszy w Polsce, b u ­ d o w a ł za m ki i m ia sta , z k tó ry c h p rze d n ie jsze T a rn ó w i M ie ls z ty n i do samego zgonu b y ł w ie rn ą ra d ą k ró la sw o jego . D o sto jn o ść w o je w o d y k ra k o w s k ie g o m n ie j go w y n o s iła nad in n y c h , n iż ta szlachetna, a tk liw a p rz y ­ ja ź ń , k tó re j m u n ie u c h y la ł w źadnem zd arzeniu 'W ła ­ d ysła w .

— K ró lu m ó j i p a n ie — rz e k ł, p rz y s tę p u ją c do W ła d y s ła w a S p y te k z M ie ls z ty n a — m ło d z ie n ie c, k tó ­ re g o s ta w ia m prze d ob licze w aszej m iło ś c i, je s t Z y g ­ m u n t z Szam otuł.

— P rze cie ż na ko n ie c u s łu ch a ł naszych ro zka zó w pan W in c e n ty — o d p o w ie d z ia ł m onarcha. — P rzystą p sam W aszm ość b liż e j! Cóż nam p rz y n o s ic ie od swego rodzica?

— R o dzic m ó j — rzecze z uszanow aniem m łc d z ie - n iec — polecając W a sze j M iło ś c i p o ko rn e sw e słu żb y, nakazał nam złożenie ty c h p ism , w k tó ry c h k ro m w ą t­

p liw o ś c i zdaje sw ą sp ra w ę z poruczon ych m u rzą d ó w i p a ń skich ro zka zó w .

(28)

— ' D o brze ! — p rz e m ó w i! p rz y g lą d a ją c y się bacz­

n ie k s z ta łtn e j p ostaci Z y g m u n ta W ła d ysła w 7. — R o z­

w a żym y to p o w o ln ym czasem. D aw nożeś waszm ość o p u ścił w ie lk o p o ls k ie k ra in y ?

— D n i dziesięć tem u — o d p o w ie d z ia ł m ło d z ie ­ niec.

— J a k ie ż z ta m tą d p rz y n o s ic ie n o w in y ?

— P o k ó j b ło g i i w s z y s tk o na s k in ie n ia w aszej m iło ś c i gotow e.

— A d ro g i, p rz e p ra w y ?

— Bezpieczne i sw o bodne od w s z e lk ie j przesz­

kody.

— A lu d m ó j w ie rn y i m iły ?

— B ło g o s ła w i b e rłu w aszej m iło ś c i i używ a w s z e l­

k ie j o p ie k i zaręczonej przez p ra w a .

— M iło nam słyszeć te słow7a z u s t p e w n ie n ie - znającyeh o b łu d y — p rz e m ó w ił na to W ła d y s ła w . — Gdzieżeś W aszm ość d w a p ie rw s z e ś w ię ta p rzepęd ził?

— W zam ku R a b s z ty ń s k im , g dzie le d w ie w so­

bo tę stanąć zdołałem .

— Szkoda, że pan W in c e n ty , ro d z ic W a szm ości, o d w ló k ł ta k d łu g o waszą do s to lic y w y p ra w ę ; b y lib y ś ­ m y w as z synem naszym K a z im ie rz e m do O paw y w y ­

(29)

s ia li, g d z ie je g o m ałżonka, k ró le w n a czeska J u d y ta , m ia ła na syna m ojeg o oczekiw a ć i g d zie b yście się p rz y ­

p a trz y ć m o g li całem u o b ch o d o w i w esela. Lecz i tu n ie - zbędzie na god nych i p rz y s to jn y c h zabawach, a p otem z a ż y je m y w as do p ra cy. U m ie s z li W aszm ość dobrze czytać i pisać?

— U m ie m , m iło ś c iw y k ró lu !

— A po ła cin ie ?

— N ie spełna doskonale; lecz n ie b ra k m i na ochocie k u dalszem u ćw iczeniu.

— A po niem iecku?

— C o ś k o lw ie k .

— U m ie s z li W aszm ość d o trzym a ć p o w ie rz o n y c h sobie s k ry to ś c i?

— N ie d o św ia d cza n y dotychczas w te j m ierze, u m y s ł m ó j i serce na s tra ż y w s z e lk ie j s k ry to ś c i po­

sta w ię .

— N ie zła, przebóg, o d p ow iedź — rz e k ł na to k r ó l u ra d o w a n y — zw łaszcza na w ie k W aszm ości. S p y tk u z M ie ls z ty n a , w e źm ie cie pod swe oko te g o m łodziana . M oże się p rzyd a ć do p is a n ia lis tó w p o m n ie jsze j w a g i, a potem m yśleć o n im będ ziem y. D w ó r nasz s ta je się o d tą d s c h ro n ie n ie m i dom em W aszm ości. T uszym y so-

(30)

bie , że m u n ie s p ra w ic ie za k a ły . B y lże ś ju ż W aszm ość w ja k ie j w o je n n e j p o trze b ie ?

— P o k ó j, k tó re g o u żyw a P o ls k a pod b e rłe m W a ­ szej m iło ś c i — o d p o w ie d z ia ł Z y g m u n t — zagradza d ro ­ gą m łodem u ry c e rs tw u do szuka nia c h w a ły w o je n n e j.—

Ościenne w a lk i pom ię dzy k rz y ż a k a m i a L itw ą o d b ija ły się n ie ra z o nasze uszy. Lecz g d y prze d ro k ie m G ie ­ d y m in , książę lite w s k i, zie m ię D o b rz y ń s k ą pusto szył, g d y ję k i z io m k ó w w o ła ły głośno o w s p a rc ie , za w rza ła w sercu naszem chęć w a lk i i s ła w y. A le ście tem u, n a j- m iło ś c iw s z y k ró lu , ry c h ło z a b ie g li, w zięcie m z ie m i D o ­ b rz y ń s k ie j w sw o ją opiekę. G d y b y je d n a k n a d a rz y ła się n ow a potrzeba, czujem y dobrze, że k re w N ałęczów , k tó ra te ż y ły p rz e b ie g a , w skaże nam u b ite od p rzo d ­ k ó w ś la d y do s ła w y i w o je n n y c h zaszczytów .

— W y ś m ie n ic ie !— z a w o ła ł na to W ła d y s ła w . — • T a k ic h nam p o trz e b a m łodzieńcó w . D z ia ła j ta k w a sz­

mość, ja k m ó w isz, a ła s k a nasza o dp ow ie g o d n ie p rz y ­ szłym zasługom .

W te j c h w ili' w eszła pod w y s ta w ę d w o ru k ró lo w a J a d w ig a . J e j pow aga z uczuciem w e w n ę trz n e j zacno­

ści złączona, je j sp o ko jn e i p e łn e ła g o d n o ści oblicze, g łę b o k ie na u m yśle Z y g m u n ta s p r a w iły w ra że n ie .

(31)

N ie d łu g o potem udano sią do s to łu . W iz b ie ja d a ln e j z a s ta li k ró le s tw o ca ły s w ó j d w ó r zebrany i k i l ­ ku z p rze d n ie jszych panów , m iędzy k tó ry m i w id z ia n o pow ażnego N a n kie ra , rodem Szlązaka, b is k u p a k ra k o w ­ skie g o . W ła d y s ła w , w zią w szy podany sobie ta le rz sre­

b rn y, n a p e łn io n y p o k ra ja n e m i w ć w ia r tk i ja ja m i, p rz e ­ żegnał n a jp rzó d to w ie lka n o cn e ja d ło , a poczęstow aw szy niem k ró lo w ą , obch o d ził potem w s z y s tk ic h k o le ją , i do każdego z obecnych coś ż y c z liw e g o lu b uprze jm e g o p rz e m ó w ił.

Z a s ia d ł p óźn iej W ła d y s ła w p o m ię d zy b isku p e m k ra k o w s k im a S p y tk ie m z M ie ls z ty n a . K ró lo w a J a d w i­

ga zabrała m iejsce n a p rz e c iw swego m ałżonka. Podano n a jp rz ó d św ięconego b aranka . — N a s tę p o w a ły potem ogrom ne s z y n ki, dzicze, g ło w iz n y , sa rn ie i cielęce p ie ­ czenie i nadziane różną s ie k a n in ą p ro s ię ta . P o m ię d zy w ie lk ą c ia s t liczbą, szafra now e kołacze nie p o śle d n ie m iejsce trz y m a ły . N ie skąpiono m io d u i p iw a . L e cz k r ó l Jegom ość w ra z z ty m i, k tó rz y b liż e j niego zasie ­ d li, p o s ila ł się s k ro m n ie w in e m z s ą s ie d n ie j W ę g ró w k ra in y . N ie m a łe puzd ro, k tó re prze d n im u s ta w io n o z fla sza m i n a p e łn io n e m i ty m napojem , o d e b ra ł b y ł w d a ­ rze od zię cia sw ego K a ro la R o b e rta , k r ó la w ę g ie rs k ie ­

(32)

go, z A n d e g a w e ń skie g o domu* za k tó re g o prze d p ię c ią la ty w y d a l b y ł p ie rw o ro d n ą sw ą có rkę E lż b ie tę , a k tó ­ r y w ie le się p rz y ło ż y ł do upow szech nien ia w in n ic w sw o- je m p a ń s tw ie .

(33)

R O Z D Z IA Ł I V

W ry c h le po skończonym obiedzie, oboje k r ó le ­ stw o z ca łym sw ym d w o re m na R ę ka w kę w y b ie ra ć się poczęli. P a m ią tk a te j u ro czysto ści lu d u , k tó ra się w trz e c i dzień w ie lka n o cn e g o ś w ię ta o d b yw a , z da­

w n ych w ie k ó w pochodzi. Je s t za K ra k o w e m w zg ó rze , skła d a ją ce część k rz e m io n e k, nazwane g ó rą L a s o ty . Na w y d a tn ie js z e m w z n ie s ie n iu spoczyw a w y n io s ła m o g iła , k tó rą m o g iłą K ra k u s a m ia n u ją . T w ie rd z ą pow szechnie, że po zgonie za ło życie la d a w n e j s to lic y C h ro b a tó w , lu d pog rążo ny w ża ło b ie ze b ra ł się w lic z n y c h t ł u ­ m ach dla odd ania czci ostatecznej zm arłem u panu.

Ż a l pow szechny i tk liw o ś ć n a tc h n ę ły m yśl piękną, aże­

b y w m ie jscu , gdzie będą sp o cz yw a ły re s z ty dzieln ego

(34)

ksią żęcia , w zn ieść ta k w y n io s łą m o g iłę , k tó ra b y się i z a w istn e m u czasow i i s iło m lu d z k im op a rła . Z ta k im zapałem w z ię to się n a ty c h m ia s t do d zieła , że po spa­

le n iu zw ycza je m p og an zwdok u lu b io n e g o książęcia, lu d w d zię czn y i pom ny b ło g ic h rzą d ó w K ra k u s a , zno­

sząc zie m ię rę k a m i w ła sn e m i, w d n iu je d n y m w y s ta w ił ten t k liw y p o m n ik, na k tó r y do dziś dnia bez w z ru ­ szenia p a trz y ć n ie m ogą P o la cy. N astępnie je den z przed- n ie jszych w o d zó w w e z w a ł lu d cały, ażeby corocznie, zg rom adzając się p rz y m o g ile K ra k u s a , przez o fia ry bogom k ra jo w y m , ró w n ie ja k w ie js k ie i ry c e rs k ie ig r z y ­ ska dzień te n sm u tn y, lecz n ie p rze p o m n y uw ie czn ić.

O k rz y k pow szechn y pow szechną zgodę oznaczył. T łu m y różnego lu d u zg ro m a d za ły się corocznie. Z a czasów d a w n ych palono ogn ie na szczycie m o g iły i składano bogom o fia ry . N a s tę p o w a ły g ry , s trz e la n ia do celu i ro z m a ite g o n itw y . R odacy i obcy s z li na w y ś c ig i w o ka z y w a n iu zręczności i s iły . P a n u ją c y na K r a k o ­ w ie ks ią ż ę ta i k ró le d z ie lili z lu d e m doroczne uciechy.

T rz e c i dzień w ie lka n o cn e g o ś w ię ta p o sta n o w io n ym zo­

s ta ł na u roczystość R ę k a w k i. W n ie j dochow ano przez ty le w ie k ó w i odm ian lu b ą p a m ią tk ę w z n ie sie n ia m o­

g iły K ra k u s a , bez in n y c h ś ro d k ó w , k ro m rą k s k w a p li­

3 0

(35)

w ych w dzięcznego i p rz y c h y ln e g o lu d n . P o m n ik t k liw ­ szy i d roższy nad d ź w ig n ię te gdzie in d z ie j z m a rm u ­ ró w i kru s z c ó w b o g a tyc h grobow ce, w k tó ry c h p y ­ cha w znoszących zrów na ć się u s iłu je z sam ym czci lu ­ d ó w p rze d m io te m .

B aczny na w s z e lk ie ś ro d k i p o d n ie s ie n ia n a ro d o ­ w ego ducha Ł o k ie te k , d o k ła d a ł m ocnego s ta ra n ia do u ś w ie tn ie n ia u ro c z y s to ś c i R ę k a w k i. Z je g o rozkazu sprow a dzano corocznie z Czech i N ie m ie c ro z m a ite m u ­ z y k i, a n a w e t b a w ią cyc h s w y m i w y d z iw y k u g la rz y . P a­

n o w ie d w o rs c y i w ła ś c ic ie le b liz k ic h s to lic y zam ków ro z k a z y w a li z k ró le w s k ie g o n a tc h n ie n ia ro z b ija ć na K rz e m io n k a c h obszerne n a m io ty , pod k tó re m i częstow a­

no lu d ro z m a ite m i n a p o ja m i i ja d łe m . N a m io t k r ó le w ­ s k i p rz y o z d a b ia ły h e rb o w n e P ia s tó w b a rw y . — Tam z g ro m a d z a li się zazw yczaj n a jle p s i z w ło ś c i k ró le w ­ s k ic h śp ie w a cy i n ajdobrańsze w ie js k ic h ta n ce rzy k o ­ ło . S trz e la n ie z łu k u , c is k a n ie w łó c z n i do celu dla n a jz rę c z n ie js z y c h skrom ne, lecz ponętne n a d g ro d y, z c h y ­ b ia ją c ych śm ie ch y lu b płoche ig ra s z k i, d o p e łn ia ły o b ra ­ zu d n ia tego, k tó re g o u cie ch y p rz e c ią g a ły się z w y c z a j­

n ie aż do późnego w ieczora.

K r ó l W ła d y s ła w , p rze b yw szy W is łę n a p rz e c iw dw o-

3 C

(36)

ru sw o je g o w Z w ie rz y ń c u , w s ia d ł na koń a ja d ą c p ra ­ w y m brzegiem te j rz e k i, złączyć się m ia ł z m ałżo nką, ja d ą cą ło d z ią w to w a rz y s tw ie swego d w o ru . D zień b y ł ta k pog o d n y i c ie p ły , ja k im rza d ko k ie d y k w ie tn io ­ w e słońce k r a j nasz obd arza .

Już spostrzegano tłu m y zebranego lu d u na w z g ó ­ rza ch i w b liz k o ś c i p o ro z b ija n y c h n a m io tó w rozpoczęte od p o łu d n ia ig rz y s k a , ro zle g a ją ce się śm iech y z d o w o ­ dó w zręczności k u g la rz y , ro zm a ito ść b a rw y u b io ró w , po k tó ry c h rozeznaw ano różnice p o w ia tó w i lu d ó w , u tk w io ­ ne g dzie n ie g d z ie , a le k k im w ia tre m ko łysa n e ch o rą ­ g w ie , św ieżo ro z w in ię te b rzo zy, a p rzeniesio ne z la só w na w z g ó rk i s k a lis te , w o k o ło k tó ry c h lu d w skocznych pląsach n ie w in n e j u ż y w a ł ro z ry w k i. N a p ie rw s z y m s ta tk u p ły n ę ła k ró lo w a z p rze d n ie jsze m i p a n ia m i. D r u ­ g i, m n ie j k s z ta łtn y , lecz o b sze rn ie jszy pan ny je j d w o ru z a ję ły . D o b ra n i p rz e w o ź n ic y , k ra ją c p ly tk ie m i w io s ly n u r ty W is ły , słu ch a ją c s k in ie ń je d n e g o z d w o rs k ic h , k tó r y czu w a ł nad bezp ieczeństw em p rz e p ra w y .

S ko ro ty lk o k ró le s tw o p o k a z a li się nad W is łą , n a ty c h m ia s t huczne p o w s ta ły o k rz y k i, k tó re m i w s z y s t­

k ie w zg ó rza z a b rz m ia ły . W ła d y s ła w Ł o k ie te k , w s p a rty na ra m ie n iu w ó jta ze w s i Z w ie rz y ń c a , a J a d w ig a p ro ­

(37)

wadzona przez S p y tk a z M ie ls z ty n a , s z li w o ln y m k r o ­ k ie m , w śró d tłu m ó w lu d u , k tó r y się zewsząd ku u im n a ciska ł.

— P u śćta nas b liż e j ukochanego pana — w o ła li na d w ó r k ró le w s k i w ie ś n ia c y — w y go codziennie w i- d zita , a dla nas k m ie c i, n ie za w d y ta ko w e god y.

— R o zstąp cie się, d z ia tk i!— p o w ta rz a ł często w z ru ­ szony W ła d y s ła w , a w cisn ą w szy się pom iędzy n a jg ę s t­

sze tłu m y , z b liż a ł się ra cze j n ie s io n y od lu d u n iż po­

stę p u ją cy przez w ą z k ie ście żki, do m iejsca, na k tó re m s ta ła k a p lica . — Z n ie m a łym tru d e m p ro w a d z ił za m o­

n a rch ą w ie lb io n ą od lu d u k ró lo w ę sę d z iw y w o je w o d a k ra ­ k o w s k i.

— To nasza m a tk a i naszego k ró le w ic z a K a z im ie ­ rza — zewsząd p ra w ie w o ła n o .

U k lę k li w szyscy za w zo rem k ró la przed p o d w o ja ­ m i k a p lic y . O czekujący k a p ła n podał w odę św ięconą i lu d cały p o k ro p ił.

A o d m ó w iw s z y w cichości przekazaną od p ra w o ­ d a w cy b o skiego m o d litw ę , p o m ó g ł w ra z z w ó jte m Z w ie ­ rz y n ie c k im sędziw em u m onarsze do w s ta n ia z m ie j­

sca, na k tó re m klęcząc, cześć s w o ją N ajw yższe m u panu w szechrzeczy w y n u rz a ł.

(38)

O b c h o d z ili k ró le s tw o w s z y s tk ie m ie jsca k o le ją , g dzie lu d g ro m a d n ie ze b ra n y u ż y w a ł z w y k ły c h r o z ry ­ w e k. D ro b n ie jsze d z ie ci w ie ś n ia k ó w , uszyko w ane na sp a d zisto ści g ó ry , na k tó re j sta ła k a p lic a , w y g lą d a ły z u tę s k n ie n ie m te j c h w ili, g d y rzucone orzechy i ja b ł­

ka , spadać m ia ły w nag rod ę zręczności w c h w y ta n iu onych łu b szczęścia.

H a słe m do te j zaba w y sta ła się g a rs tk a leśnego ow ocu, c iś n ię ta rę k ą k ró lo w e j. U b ie g a ły się o lic h e z ia rn o z w in n e c h ło p a k i. N ie je d e n w zb udzał siln e uczu­

cia zazdrości, g d y m u się k ilk a p o ch w ycić zdarzyło.

N ie je d e n ju ż b liz k i ś w ie tn e g o z w y cię stw a , s trą co n y z g ó ry , spadał na d ó ł w ra z z rzu co n e m i ja b łk a m i.

A choć k ró le s tw o ju ż z tego m ie jsca odeszli, poczęta zabawa trw a ła ta k d łu g o , d o p ó k i c isk a ją cym orzechów i ja b łe k , a c h w y ta ją c y m n ie z a b ra k ło ocho ty.

P o d w ie lk im szałasem z gałę zi, zrę czn ie jszy od in n y c h k u g la rz ścią g a ł tłu m y c ie ka w ych ku sobie. Za z b liż e n ie m się k ró le s tw a , w y s tą p iw s z y w pociesznym z ró ż n y c h b a rw u biorze, s k ło n ił się n izko do z ie m i i m ó w ić począł w te słow a:

— K r ó lu w ła d n ą c y p o tę żn e m i lu d y ; je ste m k u ­ g la rz rodem z B u d y . U m ie m ja różne w y p ra w ia ć d z i­

(39)

w y ; a za pom ocą m ej s z tu k i, ka żdy czego chce, ła tw o do sta n ie , b y le b y ty lk o za p ła cił. C hcecieżli, W asze M i- ło ś c ie , u jrz e ć m aluczką próbę m o je j zręczności? O to są d w ie czarne kokosze. Jedna z n ich na m oje ro zka zy, co c h w ila znosić będzie po ja ju . E a p rz y k ła d : oto je s t s ito , proszę patrzeć, n ic w n iem niem a. S iadaj tu , k w o k o , a siedź cicho! Eaz, dw a, trz y , cz te ry , pięć, sześć, siedm , ośm, dziew ięć: czy dosyć? n iech będzie!

Iło c u s , pocus: o to je s t ja j d ziew ięć. D o b rze , bardzo d o b rze , m oja kokoszo! Lecz to n ie dość: bo do ja je k trz e b a chleba. O to je s t druga. T a droższa n ie ró w n ie o d p ie rw s z e j, bo na każde s k in ie n ie , znosi b u łk ę p ro - m n icką . W id z ic ie ją , M iło ś c iw e k ró le s tw o , ta k m ała i dro b n a n ib y cyra n ka . Hocus pocus: w n e t zobaczym y, co zniosła. O tóż je s t bułeczka chleba. W n e t te n chleb z je m y w p o ło w ie , re sztę osadzim y na g ło w ie . Raz, dw a, trz y : a czy ju ż? O to je s t z chleba kapelusz. Czegóż się w ię c ta k śm iejecie? czyż to rzecz je s t zdrożna? n ic now e g o na ty m św ie cie . Z chleba w szystko z ro b ić m o ­ żna; i kape lusz, i in fu łę , i tłu s tę pieczeń na ro żn ie , i p e łn ą z ło ta szkatułę, lecz p rz e z o rn ie i ostro żn ie . Bo chociaż w n im je s t d a r w ie lk i i d ro g i; przecież rnó-

3 >

(40)

w ią : chleb ma ro g i. P rzebaczcie, m iło ś c iw e k ró le s tw o , że nam się czasem s łó w k a sk ła d a ją do m ia ry . Je s t to choroba u m ysłu , k tó ra nas n ie k ie d y ta k g w a łto w n ie napada, że je j in a cze j pozbyć się n ie możem, ja k przez p o to k brzęczących i szum nych w y ra z ó w , za ga dkow ych a n ie z ro zu m ia łych baśni, co w sz y s tk o lu d z ie zow ią z n ie ­ b ios zesłanem n a tc h n ie n ie m . P rz y k ra ć je s t w p ra w d z ie ta d o le g liw o ś ć i słabość, lecz nie je s t w cale ś m ie rte l­

na, chyba dla tych , k tó rz y nas słuchać muszą ko n ie cz­

n ie , przez n u d y i z a w ro ty g ło w y , ja k ic h z w y k le dozna­

ją . — Lecz ostrze g a m y sum iennie, że to w s z y s tk o , na coście p a trz y li i czegoście słuchać ra c z y li, nie poch o ­ dzi b y n a jm n ie j ani z czarów , a n i z żadnej in n e j z le j s p ra w y .

— Dość na tem — rzecze k r ó l W ła d y s ła w — o to je s t wasza n a g rod a, za k tó rą będziecie nam b a w ić do w ie czo ra lu d zgrom adzony, nie żądając od n ik o g o n a ­

w e t złam anego halerza.

G dy się k ró le s tw o k u sw em u n a m io to w i z b liż y li, z n a le ź li go otoczonym p rze z lu d w ie js k i z o k o lic K r a ­ ko w a , sch lu d n ie i czysto p rz y b ra n y . Z a b rz m ia ła m u ­ zyka z f le tn i i cym b a łó w złożona. .N ajzręczniejszy z p o ­

(41)

m ię d z y k m ie c i w z ią ł do tańca w y s m u k lą dziewczynę.

Z a n im stanęło p a r p ię ćd zie sią t. N a c z e ln ik k o la , zd ją \v- szy sw ą czerw on ą czapkę, p a w ie m p ió rk ie m ozdobną i s k ło n iw s z y się n iz k o k ró le s tw u , po o d e g ra n iu części narodo w ego k ra k o w ia n tańca, w y ś p ie w y w a ł k o le jn o s to ­ sow ne p ie ś n i, dowodząc w esoło i żw a w o tańcującym w ie śn ia ko m , n ie k tó re z ty c h ś p ie w e k pełn ych p ro s to ty zachow ano do dziś d n ia przez ustne podania.

Tam , od g ro b u W a n d y , p ię kn e sło n ko ś w ita : O to lu d k ra k o w s k i pana swego w ita .

S to ją rzędem w ko łem , ja k ty c h g ó r ła ńcuchy:

K m ie c ie i p a ro b k i i raźne d zie w u ch y.

Sunie je le ń z k rz a k ó w , za n im d w o je d z ia te k , O j, nie b y ło k ró la , ja k nasz k r ó l Ł o k ie te k .

Szablę m a p rz y boku , ko ro n ę na g ło w ie : E e sztę n ie ch pow ied zą N ie m c y i C zechow ie.

S trzyże k o n ik tra w k ę , w z d ro ju się napaw a, A nasza k ró lo w a stąpa, g d y b y paw a.

(42)

C ó rk a je j na tro n ie , a k ró le w ic z ż w a w y

W ry c h le m a tu p rz y w ie ź ć n ie w ia s tk ę z O p a w y.

Szum i woda, lecąc na k o lo ze s ta w ka ,

N a jm ils z y m d niem w ro k u je s t dla nas R ę kaw ka.

W id zą c pośród k m ie c i k ró la potężnego, P o ta ń cu jw a ż raźno k o ło ojca swego.

Po ty c h i ty m podobnych śpiew ach , p rz y s tą p ili w y s m u k li, z d lu g ie m i w ło s y i w k u sych b u ry c h k a fta ­ nach g ó ra le .

Z u ch w a łe i pełne c z e rs tw o ś d oblicza mężczyzn o d b ija ły żyw o od kra sn ych dzie w e k, p rz y b ra n y c h w b ia ­ łe koszule i w różn o b a rw n e spódnice. P rze d ic h o r ­ szakiem , szła n a ro d o w a m u zyka z kobz i s k rz y p k ó w złożona. S ta n ę li śm ia ło przed obliczem k ró le s tw a , a ten, co im p rz y w o d z ił, u c h y liw s z y z le k k a czarnego k a p e ­ lu s ik a za w zo rem k ra k o w ia k ó w , śpiew a! prze d tańcem w ten sposób:

P ły n ie s tru m ie ń po d p lin a ch , W a d z i się z p rą d a m i;

(43)

K ra k o w ia c y na n izin a ch Ż y ją k u k ie łk a m i.

Lecz od źró d e ł szum nej S o ły G ó ra l w b ie g u s z y b k i, S ta w ia sid ła na k w ic z o ły

I c h w y ta p o d ry b k i.

Czasem chodzim do K ra k o w a ; Lecz tam la d e n n ie w y ż y je . W górach ty lk o m łodzież zdrow a,

D z ie w k i ja k lilije .

«

G dy tu sło nko z ło c i p o la,

T am pod śn ie g ie m zie m ia drzem ie;

A le m iłość swego k ró la G rzeje nas i w z im ie .

Z b liż a ł się w ie czó r, a d z ie ń pog odny chyląc się ku zachodow i, nagle p o w s ta ły m w ia tre m zm ien iać się począł. D oradzano k ró lo w e j J a d w id ze , ażeby dla w il-

(44)

g o tn e j c h w ili i b urzącej sią W is ły , konn o raczej w ra ­ cała, na co sią chątnie zgodziła.- P ożegnani od sw ych poddanych, k ró le s tw o , p rze b yw szy rzeką pod K rz e m io n ­ k a m i, w o ln o na zam ek w ró c ili.

(45)

R O Z D Z IA Ł Y .

R ó w n o z b rza skie m n a jp ie rw s z y m d n ia opuszczał loże W ła d y s ła w Ł o k ie te k . Po o d p ra w ie n iu na k lę c z ­ kach p ie rw s z e j m o d litw y , zaraz u d a w a ł się do ła źn i.

N a stę p n ie z a jm o w a ł się m yśla m i o ko ło rzą d ó w k r ó le ­ stw a , a n ie d u fa ją c o s ła b łe j z w ie k ie m p a m ię ci, sp isy­

w a ł je w k r ó tk ie j tre ś c i, a potem w ie rn e m u S p y tk o w i u d z ie la ł. Już się z a b ie ra ł do w y jś c ia z sw e j iz b y , g d y nag le tę te n t k o n i usłysza ł. W te j c h w ili g ru c h n ę ło po całym d w o rze , że k ró le w ic z K a z im ie rz nag le i n ie sp o ­ d zia n ie p rz y b y ł s a m o w tó r z O paw y. Razem z n im p ra ­ w ie k ró lo w a J a d w ig a w eszła do m ę żo w skie j s y p ia ln i.

— D la B o ga, cóżto ma znaczyć, K a zim ie rzu ? — z a p y ta ła syna.

(46)

— J a k to waszmość sam tu powracasz? — p y ta ł W ła d y s ła w .

— Sam, n a jm iło ś e iw s i ro d z ic e !— o d p o w ie d zia ł k r ó ­ le w ic z ściska ją c z uszanow aniem ojca i m a tk i kolana.

— A J u d y ta , wasza narzeczona? — p rz e rw a ł mu żyw o Ł o k ie te k .

— Z araz opo w ie m ... W e środę, przed W ie lk ą n o ­ cą, s ta n ę liś m y w O paw ie. U p ły n ą ! cz w a rte k , p ią te k , sobota i dw a p ie rw s z e ś w ię ta , bez żadnej w iadom ości z P ra g i i z pow szechnem z a d ziw ie n ie m w s z y s tk ic h obecnych. W c zo ra j d o p ie ro n a d b ie g i goniec od ka s z te ­ la n a k ra k o w s k ie g o P ra n d o ty , k tó ry nam d o n ió sł, że za p ie rw sze m do P ra g i przyb ycie m , u jrz a ł w k ró lu czeskim oziębłość. G d y p rzyszło do s p is y w a n ia m a łż e ń s k ie j um o­

w y, w szczę ły się s p o ry u jm u ją ce d o s to je ń stw u p o ls k ie j ko ro n y . Jan L u k s e m b u rc z y k nie ch cia ł b y n a jm n ie j od ty tu łu k ró la p o ls k ie g o o d s tą p ić .

— Co? onby się m ia ł k ró le m p o ls k im m ianow ać? — z a w o ła ł W ła d y s ła w .

— Dość nam na je d n y m , a ta k im , za ja k ie g o w a ­ szą m iło ść u zn a je m y — rz e k ł S p yte k. — A le ja k ie ż p ra ­ w a Jan L u k s e m b u rc z y k do p o ls k ie j k o ro n y w y w o d zi?

— M a łże ń stw o z E lż b ie tą , có rką W ła d y s ła w a I I —

(47)

o d rz e k ł na to K a z im ie rz . — W a c ła w a , k tó r y n a w e t m niem anego swego k ró le s tw a nie w id z ia ł. T a o k o lic z ­ ność s ta ła sią pochopem d la P ra n d o ty do żądania d o j­

rza lsze j ro z w a g i. D n ia nastąpnego z ło ż y ł k r ó l czeski w y ro k b is k u p i, k tó ry m m ałże ństw o nasze przez zastęp­

stw o z J u d y tą z a w a rte , za n ie b y łe i żadne uznano. Czas o d k ry ł, że Jan L u k s e m b u rc z y k , przez zm ienność i n ie - stateczność u m ysłu , a k to w ie, czy nie przez nam ow y K rz y ż a k ó w , jeszcze przed ty m w y ro k ie m , có rką s w o ją J u d y tą s y n o w i F ry d e ry k a , m a rg ra b ie g o M iś n i uro czy- stem sło w em zaręczył. T y m sposobem sp ó r o ty tu ł k ró la p o ls k ie g o b y ł ty lk o osłoną ułożonego z a m ia ru , do ze rw a n ia z nam i m ałżeństw a. C ałą tą sp ra w ą le ­ p ie j od nas w y ja ś n ią lis ty kasztelana k ra k o w s k ie g o , k tó re w aszej m iło ś c i s k ła d a m y .

— T o je s t za w ie le ! — odezw ał sią p rz e ję ty ża­

lem i o bu rzen iem W ła d y s ła w . — O, zm ie n n y a n ie p rz y ­ ja z n y nam Ja n ie ! te j k rz y w d y nie zapo m nim y ci do zgonu. K a z im ie rz u , możesz sią o d d a lić do s w o je j k o ­ m n a ty i użyć wczasu po p rz y k re j p o d ró ż y .

— U fa m y w naukach, k tó re ś m y w am od d z ie c iń ­ s tw a d a w a li — p rz e m ó w iła J a d w ig a , — że p rze d e w szyst- k ie m udasz sią do ko ścio ła d la p o d zię ko w a n ia B o g u ,

(48)

iż was w te j drodze od w s z e lk ic h złyc h p rz y g ó d za­

chow ał.

— W o je w o d o k ra k o w s k i — rz e k ł k ró l, p rz e ry w a ­ ją c d łu g ie m ilc ze n ie — to je s t sp ra w a K rz y ż a k ó w . Z ra d o ścią uznajem y, że syn nasz K a z im ie rz ty le p rz e ­ n ik liw o ś c i w spra w a ch p a ń stw a o kazyw ać zaczyna. A n i

w ą tp im y na c h w ilę ^ ż e lę k a ją c y się z w ią z k ó w naszych z Czecham i K rz y ż a c y , k tó rz y m ie li w Ja n ie L u kse m - b u rc z y k u w ie rn e g o sprzym ierzeńca i mocną wre w s z e l­

k ic h zabiegach podporę, nabechtać m u s ie li tego p ło ­ chego pana, do w y rz ą d z e n ia nam ta k w ie lk ie j zniów a- g i. T a k , to ro b o ta N iem ców , k tó ry c h z K ra k o w a w y ­ p ęd ziłem , ta k to ką sa ją ja d o w ite ż m ije k rz y ż a c k ie !...

N ie b a w e m o d b yła się d łu g a i wTażna pan ów p o l­

s k ic h w obliczu k ró la narada . Z e rw a n ie m a łże ń stw a k ró le w ic z a K a z im ie rz a , zniew ag a um ów i k ró le w s k ie g o d o s to je ń s tw a , nareszcie w o jn a z C zecham i: te b y ły c e l­

niejsze o b rad p rz e d m io ty . Zgodzono się w ię kszo ścią g ło s ó w , iż u m o w y d a w nie jsze z Janem L u kse m b u rc z y - k ie m , k ró le m C zeskim , w n ie p a m ię ć puszczone zostaną.

O b ra za ze s tro n y ta k niesta te cznego i płocheg o k s ią - źęcia, nie zdała się być dość w a żn ym do w o jn y p o w o ­

dem, g d y P o ls k a m ia ła nie m a ło od K rz y ż a k ó w k ło p o tu .

44

(49)

In n y m p rze d m io te m pow szechnej n a ra d y b y ło ożenienie kró le w ic z a K a z im ie rz a . — P o m iędzy k s ię żn iczka m i, k tó ­ ry c h z a ś lu b ie n ie n a jw ię c e j dla k ra ju ro k o w a ło k o rz y ­ ści, A ld o n a G ie d ym in ó w n a , có rka w ie lk ie g o książęcia L itw y , pow szechną z w ró c iła uw agę. N iebezpieczne s ą ­ sie d z tw o i liczne z a ta rg i z przem ożną w s iłę oręża pod b e rłe m G ie d y m in a L itw ą , pom oc p rz e c iw spólnym nie ­ p rz y ja c io ło m , K rz y ż a k o m , w zra sta ją ca n a d z ie ja p rz y w a ­ b ie n ia tego d z ik ie g o i bałw och w alczego lu d u pod s ło d ­ k ie ja rz m o w ia r y C h rystu sa , in n e a z n a ko m ite w z g lę ­ d y p rz e c h y liły nareszcie szale zdań pow ażnych ku ta k pon ę tn ym w id o k o m .

(50)

R O Z D Z IA Ł V I.

B y ł w ie lk im m iło ś n ik ie m ło w ó w G ie d y m in . W za­

ro s łe j la sam i L itw ie , ż u b ry , n ie d ź w ie d z ie i ło s ie m ia ły od w ie k ó w obszerne i dogodne ło żyska. N ieznan e od d z is ie js z y c h p o ko le ń tu r y p rz e s u w a ły się stadam i. G dy w ię c d z ie ln y i w a le czn y książę, po p o d b ic iu K ijo w a , d n ia je d n e g o w y s z e d ł z sw ym d w o re m na ło w y , z ja w ił się n a d z w y c z a jn e j w ie lk o ś c i tu r, k tó r y ścią g n ą ł na sie bie pow szechną uw agę. U g a n ia ł się za n im G ie d y m in p ra - w ie dzień ca ły. Z w ie rz , ja k b y obdarzony rozsądkiem , u n ik a ł w s z e lk ic h zasadzek i s id e ł i coraz d a le j b ie g ł w g łą b puszczy.

Noc nad ch o d ziła , g d y ścig a n y z ostępu w ostęp, s ta n ą ł na ko n ie c na w y n ic ś le js z e j górze, na k tó re j cia ła

45

(51)

k s ią ż ą t lite w s k ic h palono; zkąd n ie uchodząc b y n a j­

m n ie j, z d a w a ł się o czekiw a ć przeznaczenia sw o jego . P rz y p a d a ro z o g n io n y G ie d y m in i je d n y m rzu te m oszczepu odnosi ta k tru d n e dotąd zw ycię ztw o . T u r, k o ­ n a ją c y pod m ord erczym ciosem , żadnego ję k u n ie w y ­ d a l, ja k g d y b y ra d b y ł te j, k tó ra go s p o tk a ła śm ie rci.

O g lą d a G ie d y m in o g ro m n ą postać i k s z ta łt d z iw n y za­

b ite g o z w ie rz a i w te jż e c h w ili n a d zw yczajne znużenie w s z y s tk ie je g o c z ło n k i sennością og a rn ia .

S poczyw ał pod ro z ło ż y s ty m dębem na ro z p o s ta r­

te j burce, a ło w c y je g o , s trw o ż e n i nieobecnością k s ią - żęcia, s z u k a li go na próżno noc całą. N a z a ju trz , g d y d zień począł rozcią gać sw ą w ła d zę nad św ia te m , zna­

le zion o go w ła ś n ie , g d y oczy ze snu p rz e c ie ra ł. TY cie­

m n ych i n ie z ro z u m ia ły c h w yra z a c h o k re ś lił w czo rajszą p rzyg o d ę . Lecz z w ie rz , k tó re g o zw a lczen ie ty le go k o ­ szto w a ło zabiegów , z n ik n ą ł p rze d w sze lkie m szukaniem . R o g i ty lk o d z iw n e j w ie lk o ś c i i rza d k ie g o k s z ta łtu zo­

s ta ły . Sen o s o b liw szy i całonocne m arze nia , ka z a ły m u ra d y b o g ó w zasięgać. P osłano n a ty c h m ia s t do T r o ­ k ó w po K r y w o k ry w e jtę , c z y li najw yższe go bożyszcz lite w s k ic h k a p ła n a , L e z d e jk ę , na k tó re g o oczekujący ksią żę, d zień ca ły pod szałasem z g a łę z i p rze p ę d ził, in ­

(52)

nego n ie p rz y jm u ją c p o s iłk u , k ro m p la s tra m iodu , w y ­ d a rte g o z p o b liz k ie j b a rc i i k a w a łk a ż y tn ie g o placka, k tó r y pod je g o o k ie m upieczono w p o p iele.

P rz y b y ł L e z d e jk o w to w a rz y s tw ie sześciu k a p ła ­ nów , a z a w a rty sam na sam z książęciem , w y s łu c h a ł z baczną u w a g ą n a stę p u ją ce j G ie d y m in a p o w ie ści.

— N ie są w am ta jn e , pow ażny mężu, o ko liczn o ści w czo ra jszych ło w ó w . G d yśm y tu oto, na zgliszczach p rz o d k ó w naszych, ściganego przez d łu g ie czasy tu ra z a b ili, p rz y p a tru ją c się p ię k n e j i oka za le j zw ierza po­

s ta w ie , ta k s iln e uczu liśm y znużenie, że nas sen m im o ­ w o ln y o g a rn ą ł. S z u m ia ły w b liz k o ś c i n u r ty w e z b ra n e j W il ii, i d łu g o n a w e t we śnie zdało nam się słyszeć, w dzięczne b y s tre g o p o to k u m ruczenie. W te m ś n i m i się, że w id zę w iik a n a d zw ycza jn e j w ie lk o ś c i. — Z b li­

ża się k ii nam sw o bodnie, a g d y ś m y p o w z ię li chętkę p o g ła ska n ia , ja k b y u ła s ka w io n e g o zw ie rza , za d o tk n ię ­ ciem się k a rk u , dreszcz ś m ie rte ln y w s z y s tk ie c z ło n k i naszego cia ła p rz e ją ł. N ie b y ł z w ie rz zw ycza jn ą s kó rą odziany, le cz c a ły z tw a rd e g o żelaza; oczy ty lk o , do ż y ­ ją c y c h podobne, b la skie m poch o d n i m ig a ły . Za d o tk n ię ­ ciem rę ką , ta k stra szn ym i o g ro m n ym ode zw ał się g ło ­ sem, ja k g d y b y sto w ilk ó w w je g o k a d łu b ie za w a rtych

(53)

ry k n ę ło . P rze ra że n ie , k tó re m b y liś m y d o tk n ię c i, p rz e ­ trw a ło sen ca ły i dota.d jeszcze na w zm ia n kę te g o z ja ­ w is k a pow raca. W y , k tó ry m czytać w p rz y s z ło ś c i do­

z w a la ją bo g o w ie , p o w ie d zcie nam o tw a rc ie , co sen ta k s tra s z liw y oznacza?

— M iło ś c iw y książę — o d rz e k ł z pow agą Le z- d e jk o — tru d n ie j je s t, n iż się w am zdaje, odgadnąć ta je m n ic e w o li b og ów w y ro c z n e j, bo to bez ic h ła s k i stać się n ie może. J n tro p rze d ś w ite m rozp o czn ie m y ś w ię te o fia ry , potem s p e łn i się wasze życzenie. A le z n ik n ie n ie te g o tu ra , któ re g o ście w ła sn ą rę k ą z a b ili, o czem nas u w ia d o m ili w a s i w ysła ń cy, źle bardzo w r ó ­ ży d la naszej p o tężne j k ra in y . T u r je s t zw ie rzę cie m n a jm ils z y m bogom ty c h lasów , w k tó ry c h t k w i cała s i­

ła lite w s k ie j p o tę g i. P ó k i sta w a ć będzie tu ró w i la ­ sów, ta k nam p rze p o w ie d zia n o od w ie k ó w , p ó ty L itw a w ła d a ć n ie p rz e sta n ie ościennem i n a ro d a m i D a lb y to n a j­

w yższy z b og ów P e rk u n , a byśm y o d w ró c ić z d o ła li g r o ­ żące nam z g ó ry n ie d o le . Lecz całe ic h b rze m ię od n a jlich sze g o p ie rw ia s tk a , z w in y lu d z k ie j pochodzi.

O, G ie d y m in ie n a jp o tę ż n ie js z y ksią żę lite w s k i! z a j­

rz y jc ie w g łą b serca waszego, w k tó re m n a jta je m n ie j- sze żądze, ja k w jasnem źró d le czytam y. T y le la t i w ie -

(54)

k ó w k w itn ę la potężna L itw a pod ta rc z ą o jc z y s ty c h bo­

g ó w , k tó ry m cześć n ie o b łu d n ą s k ła d a li p o p rze d n icy w a s i w po ko rze . G dzież się te czasy podziały? Od c h w ili nieszczęśliw e go M endoga po szły w p o n ie w ie rk ę i w zg a rd ę daw ne o jc ó w naszych obrzędy. D ziś sroga zaraza od obcych p rz e ję ta każe się n a ig ra w a ć z P e r- kunosa posągów , a ś w ię te dotąd weże, p o c z y tu ją za p ła z y nikczem ne! Cóż z y s k a ł M endog, że w y ż e b ra ­ ną od cudzych k a p ła n ó w k o ro n ą u w ie ń c z y ł s k ro n ie z w y ­ cięskie? „ P a trz ko rica !u w o ła ją na nas w codziennych p rz e s tro g a c h bogow ie, a kogo ci b o g o w ie , w ła d c y n ie ­ b io s i z ie m i, chcą zgubić, tem u n a tch n ą m y ś li n ie p ra ­ we, c h w y ta n ia się obcych zw ycza jó w i w ia ry . N ie d o ­ syć, że w s ty d n y m nierzą d e m o s ta tk i życia zbezcześcił, lecz nadto ty m ślepo zaufał, k tó ry c h srodze o b ra z ił.

K tó ż nie w ie ja k nędzną śm ie rc ią zakoń czył d n i swe te n książę? P o le g ł on z r ę k i w ła sn e g o synow ca D ou- manda, a S tro jn a t, k tó r y z nim razem ta rg n ą ł się na życie s try jo w s k ie , n ie d łu g o p otem s ro m o tn y m zgonem z b ro d n ię sw o ję o k u p ił. N ie b y ł szczęśliw szym na tro n ie M o js ie łk o , o s ta tn i z p o to m k ó w M endoga. T a k całe ple- m ie p rz e n ie w ie rc ó w o jc z y s te j w ie rz e z n ik n ę ło z zie m ­ s k ie j posady. O, G ie d y m in ie , nasz w ie lk i z w y c ię s k i

Cytaty

Powiązane dokumenty

Starałam się zrozu­ mieć, co i jak myślą rodzice o edukacji dziecka oraz jak interpretują własne do­ świadczenie związane z pobytem dziecka z ADHD w szkole

Keywords: Integration, passenger transport, parcel delivery, business model, social value, city logistics;.. Introduction to transport

We demonstrated our method on an experimental dataset of a core-shell nanoparticle (consisting of gold and silver with distinct atomic numbers of 79 and 47, respectively), and

w tym znaczeniu, że ta ostatnia musi stać w służbie kerygmatu, uwzględnia­ ją c jeg o potrzeby, co jednak nie niweluje wpływu odwrotnego, bowiem teo­ logia stanowi

By giving ethics a more prominent place in water governance – both in terms of access and risks and in terms of the diver- sity of values attached to water – we hope to contribute

tween a religious community and a political community was justified by Konferencja Episkopatu Polski (the Episcopal Conference of Po- land) by the importance of the Catholic Church

[r]

Słońce wstało — palą się niebiosa, Słońce wstało — płonie ziemi łono, Rozgorzały złotem, płodne pola — Rozsrebrzyła się krysztalna rosa.... Słońce wstało —