ROCZNIK X X X WARSZAWA, WRZESIEŃ 1946 NR 6
ILUSTROWANY MIESIĘCZNIK K R A J O Z N A W C Z Y
Kłodzko. W idok ogólny. Fot. inż. J. Mańkoinski
TURYSTYKA MASOWA W TATRACH
N ie ulega ¡wątpliwości., że jeżeli właściwe -or.ganizacje pokierują masowym ruchem tury- stycznym w sposób przedstawiony przez Sta
nisława Lenartowicza' w 3-im zeszycie ,,Ziemi",
¡to poziom wiedzy o iPolsce podniesie się znacznie1 wśród najszerszych warstw.
■ i Jak dotąd dla niezamożnych klas społecz
nych1 możliwości poznania rodzinnej ziemi by
ły wiigcej niż ograniczone — niemal żadne.
Obecnie wielkie,, powojenne przemiany zapo
wiadają wyraźnie ’ zmacaną poprawę w za
kresie1 turystyki, ia przede wszystkim turystyki masowej. N ie tylko dzięki już ¡istniejącym 'udogodnieniom, które napewmo będą coraz większe, ale przede wszystkimi dlatego,, iż te warstwy, które dotychczas nie brały udziału w ruchu turystycznym, diziś ¡garną się do nie
go z żywiołowym zapałem.
(Potwierdzenia feigo rozpędu dostarcza nie
dziela w 'Zakopanem. Przybywają ¡wtedy z Krakowa -i z dalszych okolic ciężarówki, szczelnie wypełnione pracownikami różnych fabryk różnych instytucyij, przeważnie świat robotniicizy, p|
0' raz; pieirfwtszy w życiu niejeden Uczestnik. jest na wyprawie dalszej, niż miej
skie rogatki,,, a prawie wszyscy po, raz pierwszy w Tatrach.
Podczas tegorocznych Zielonych Świąt zje
chało tych ciężarówek chyba sto. przywożąc 'tłumy1 osób z dusznego miasta, z mrocznych fabryk i zakurzonych warsztatów na krótkie, ,ale jakże ożywcze wytchnienie w zdrowym,
¡górskim, powietrzu.
Przypatrując się tym masowym wyprai- woim spostrzegamy, jak jeszcze wiele brakuje
¡iim sprawlniolśici1 'ziarówinoi w zakresie turystycz
nym,, jak i krajoznawczym, Zwłaszcza w tym (ostatnim. N(ie jest to winą ich kierowników, iż utyka organizacja, że objawia się często nie.
¡umiejęfmóśó należytego wyzyskania czasu i że wiedza tych nowych warstw o zwiedzanym te
renie wzbogaca się bardzo mało. Kierownikom 'brak przeważnie przygotowania, brak głębszej znajomości ¡zwiedzanych miejsc toteż o w y cieczkowych terenach nieraz bardzo interesują
cych, nie mnogą, wiele powiedzieć uczestnikom.
Byw a i tak, 'iż karmią ich bałamutnymi' wiado-
imloiściamt. Alle gdyby nawet cbcieli się przygo
tować, to w loibeeiniej chwili nie mają po temu odpowiednich warunków. N ik t przecież nie podjął się dotychczas urządzania instruktor
skich kursów dla przewodników wycieczek w góry, nie ukaizał się dotąd ani jeden pros
pekt, niema bodaj druczku z najważniejszy
m i Wskazówkami dla tatrzańskich wycieczek, a mapy są wyczerpane, ba, nawet pocztówek niema.,
Przewodniki ¡przy całej ich wielkiej war
tości1 nie mogą być tą, literaturą,, której potrze
buje masowa turystyka, prawie wyłącznie krótkoterminowa.
|Bez pretensji do znaiwstwa turystycznych
¡zagadnień,, jedynie na podstawie wieloletniego doświadczenia, mietrudlnlo stwierdzić, że prze
wodnik obejmujący całe Tatry, lub tylko ich
¡polską część;,, nie odpowiada potrzebom maso
wych i krótkotrwałych wycieczek. Kto do Zar kopanego* ¡przybywa na dzień lub kilka dni, ten chyba wyjątkowo zaopatrzy się w obszer- ny przewodnik; w stosunku dp czasu jaki może tego- rodzaju turysta poświęcić Tatrom, jest om zbyteczny, a, przy dzisiejszym zuboże
niu za kosztowny. D la wymagań krótkoter
minowego wędrowca wiedza o c a 1 y m t u- jr y ,s t y o ,z: n iy| m ¡terenie górskim, o ¡wszyst
kich wycieczlkiowycih możliwościach, wtszyisł- ikiiich iperoiaich,, szczytach i stawach jest niepo
trzebna. Natomiast niezbędne są wiadomości O' tych miejscach- które zdoła ¡się ¡zwiedzić w krótkim ¡czasiie.
O tarty program skieruje turystę na Kas prowy i, Gulhaló'wlkę, dlo Morskiego O ka i Dor liny Kościeliskiej, ewentualnie1 jeszcze na Gie
wont i H al ę Gąsienicową. Otóż dla takiego szablonu nadaje się przewodnik krótki, obej
mujący jedynie ¡te najpospolitsze' wyprawy. Za
to jego tekst powinien zawierać! nie tylko- tu
rystyczne wskazówki, ale i obfite ¡krajoznaw
cze szczegóły. Właśnie ¡one będą rozstrzygać o wartości wydawnictwa dla masowej tury
styki.
\K rótki przewodnik nie jest jedynym ty
pem, turystycznej literatury dla mas. T a k samo
pożyteczną rolę moigą odegrać ¡podobne tre-
Owce na Karczmisku.
śdąi otdldztiietlnie -opisy najważniejszych, wycie- icizieik,, wydawanie- w postaci skla-dainek na papie
rze dobrej -jakości, złożonych iz dwustronnie idinuktoiwaniyiohi kart,, od dwóch do- -czterech,, za
leżnie, od ważności wycieczki, rozmiarów tek
stu i ilości ryciin.
IWiyobraiźmy sobie ulotkę, poświęconą w y
cieczce- np. do Morskiego O ka. W stęp powi
nien wprowaidlzió turystę w Tatry i Podhale;
po nim nastąpi opis -dragi oraz po drodze oglądanych widoków -i -osobli-wiości, na -koniec opis Morskiego -Oika i1 otoczenia. Ale nie 'wy
starczy zamieście w tekście wymiary po
wierzchni l1 głębokości- stawu, wymienić naz
wy i wysokości otaczających gio szczytów i wskazać dnogę, do Czarnego i na Rysy. Kra
joznawcze wymagania idą nieco dalej, ale- na pewno nadmiarem nie przytłoczą turysty;
-wprost przeciwnie: dobrze zredagowany -tekst -właśnie zainteresuje. A -więc należy wytłuma
czyć nazwę Morskiego- Oka, przytaczając iZiwiąizain e z nim i z Mnichem podania ludowe;
nie można pominąć dziejów sporu -o Morskie
Fot. T, i S. Zwolińscy, Zakopane.
lOlkio, wzmianek o historii jego naukowych -baidań, a dla dopełnienia opisu można zamie
ścić wiersz wybitnego ¡poety. T a k samo opis drogi- z Zakopanego do stawu nie powinien być suchy i bezbarwny; trzeba coś nadmienić o pomniku Chałubińskiego-, o cieplicy -w Ja
szczurówce i jej nazwie,
10. Witkiewiczowskiej kaplicy,, o powodach nazwania szosy imieniem (Oswalda Balcera,, o lasach i zwierzynie itd.
¡Nie można przy tym pominąć ochroniarskich zagadnień i wezwania do kulturalnego zacho
wywania się w górach m,i. do szanowania limb nad Morskim; Okiem.
O ile tej treści ulotkę ozdobi wy-dawcai mapką terenu, widokową panoramą z najnie
zbędniejszym: nazwami i kilku dobrymi, ce
lowo dobranymi fotografiami, a może i repro
dukcją obrazu wybitnego artysty, projekto
wany przewodnik będzie ni-e tylko pomo-cą w znaczeniu turystycznym i krajoznawczym, ale i -estetyczną pamiątką -wycieczki.
W podobny sposób należy opracować
zwiedzanie Doliny Kościeliskiej, Kasprowego
Limba i Mnich nad Morskim Okiem.
Fot. T. i S. Zwolińscy. Zakopane.
iz,e Świnio ą, z Halą, Gąsienicową i Pięciu Sta
wami: oraz Gubałówki.
iPrzypuśćlmy, że na ulotce pozostawimy miejsce -na odcisk pieczęci schroniska z datą wycieczki. Wartość1 —1 oczywiście nie arty
styczna — takiej pamiątki wzrośnie znowu przez ten mały dodatek* Podobnie krótkie przewodniki i ulotki należałoby wydaći także w obcych językach. A le ich treść nie może być równohrzmiąca z polskim tekstem. Trze
ba pamiętać), że co innego interesuje cudzoziem
skiego turystę, a co innego Polaka. O tym często u nas zapominano.
Krajoznawczym ułatwieniem, a zarazem także wspomnieniem wycieczki byłoby rów nież wydawnictwo małych albumów z wido
kami lub widokowymi pocztówkami, ale tak zestawionymi, aby wszystkie fotografie w jed
nym albumie odnosiły się wyłącznie do jednej, wycieczki. Są wprawdzie w handlu takie kom
plety, np. Morskie O ko, Dolina; Kościeliska itd.j nawet na dobrym poziomie, ale dobór ilustracyjnego materiału rzadko bywa odpo
wiedni., .Bo fotograf., zdejmując widoki i zesta
wiając je w album, robi to prawie zawsze' bez przewodniiejj myśli i nie liczy się z tym, jakie
istotnie ważne zjawiska krajoznawcze, tury
styczne, przyrodnicze i inne towarzyszą wę- dlrowoom po drodze: i u celu podróży. Zestawie
nie fotograf i j powinno zatem odpowiadać tym samym zaloiżeniłoim., jakie kierują, treścią prze
wodników i ulotek.
Dłuższy pobyt pod Tatrami ułatwi jesz
cze więcej ich poznanie. W . obecnej chwili to nie tylko letnie obozy i kolonie harcerzy i mło
dzieży szkolnej, ale i nowa instytucja tzw.
'Wczasów Pracowniczych, których uczestnicy, w większości świat robotniczy, przybywają do domów odpoczynkowych w Zakopanem i okolicy na dwu- lub trzytygodniowy urlop.
Działalność Funduszu Wczasów jest już dzi
siaj poważnym; przedsięwzięciem i będzie obej
mować coraz szersze tereny i coraz większą liczbę, osób, skazanych przez cały rok na pra
cę w miejskich warunkach. Już teraz w Za
kopanem. ilość przybywających na odipoczy-.
in/ek osiąga młeisięicanie poważne liczby.
Zakopiańskie kierownictwo Wczasów wy
szło z założenia, iż uczestnikom masowych urlopów należy się nie tylko wyżywienie i mniejsze lub większe wycieczki. Dwutygod
niowy pobyt w regionie, mającym, odrębne piętno, daje przecież dobrą sposobność pozuar nia choćby z grubsza tego właśnie zakątka nie tylko od strony ściśle turystycznej, ale i. kra
joznawczej. A tym ważniejszą stawała się po
trzeba zbliżenia regionu do przybyszów, im więcej: przybyło osób, które ¡po raz pierwszy w życiu zetknęły się, z wysokogórskim świa
tem,., 'Niewiele mógł o nim dotąd wiedzieć gór
n ik ze Śląska lub robotnik fabryczny z Krako
wa. Należało mu. więc podać niewielki, ale rze
telny pogląd' na ziemię,, która go gości.
Przy współudziale Muzeum Tatrzańskiego i kilku zasiedziałych „ceprów", związanych z Podhalem i Tatrami, ustalił się skromny pro
gram szerzenia wiedzy O' regionie, bardzo po
mocny zarówno jako wskazówka podćzas wy
cieczek, jiak też jako uzupełnienie wiadlomości o Polsce.
Program obejmuje przede wszystkim po
pularny wykład o Podhalu i Tatrach, oraz zwiedzenie Muzeum Tatrzańskiego z oprowa
dzaniem i objaśnieniami1. W y k ła d , podkreśla
jąc łączność regionu z całą Polską, uwydatnia jeigio swodiste wartości' iprzyrodmiezie, ludo
znawcze, turystyczne i zdrowotne i obrazuje ijiegio onaczietnie dla naszej1 umysłowej i: fizycznej kultury, przy czym — rzecz prosta — nie mo
że pomijać1 zagadnień ochrony przyrody i kra
jobrazu. Plokaz muzealnych zbiorów jest uzu
pełnieniem i dalszym ciągiem odczytu.
Jiaik się odnoszą słuchacze do tego progra
mu? Zjgodlnie stwierdzają wykładowcy, że jest to ,publiczności w ogromnej większości bardzo wdzięczna, uważna i żądna wiedzy., A że z odczytów na: prawdę korzysta, mamy na to dostateczną ilość dowodów.
Dalszym urozmaiceniem odpoczynku by
wa wieczór galwęd góralskich, a czasem i wy
stęp muzyki i pokaz tańców. Słuchacze zaśmie
wają się wtedy,, gdy •rodowity góral, dobry ga
wędziarz, opowiada w gwarze wesołe i dow
cipne1 ..gadki".
IW1 całości nie jest ta namiastka krajoznaw
czego kursu zbyt obfita, ale czyż można prze
ładowywać wiadomościami urzędnika czy ro
botnika, k tó ry ma tylko dwa tygodnie prze
znaczone na odpoczynek? 'Moim zdaniem
u trafiono we właściwą miarę, Możnaby uzu
pełnić dotychczasowy program najwyżej wy
cieczką w góry pod kierunkiem krajoznawcy.
Niie wiem,, jak sprawę poznawania odpo
czynkowego terenu rozwiązano w innych ośrodkach Wczasów poiza Podhalem i czy
•w ogóle pomyślano o tym zagadnieniu. Jeżeli diotąd nic nie zrobiono w tym zakresie, należa
łoby rozpocząć odpowiednią działalność za przykładem Zakopanego. Oczywiście każdy .ośrodek musi stworzyć odrębny program dla swojego1 regionu zależnie od jego właściwości i miej sc owych 'warunków.
Związaniem miastowej; turystyki i Wczasów z wiedzą o własnymi Państwie powinny się, za
jąc turystyczno - krajoznawcze organizacje przy pomocy władz państwowych zarówno tych, które otaczają swoją opieką, turystykę, jak i zainteresowanych sprawami oświaty i kul
tury. Zakres zadań i pracy jest tak wielki, iż tylko zespołowe działanie podoła wszystkim potrzebom, jakie przyniosła ze sobą nowa epo
ka w dziejach '’Rzeczypospolitej.
Juliusz Zborowski.
WAROWNY OBÓZ KOŚCIUSZKI W BOSUTOW IE__ B
(Po Racławickiej1 bitwie, nie zapuścił się Kościuszko- w1 głąb- kraju,, lecz cofnął się pod sam Kraków, W ym agał tego wzgląd taktycz
ny,, gdiylz korpus gęmerała Dtemisowa który nie brał udziału w tej bitwie, był silny, skła
dał się z doborowego żołnierza rosyjskiego, armia zaś polska była nieliczna, a jej część ochotnicza ,potrzebowała przeszkolenia i zdy
scyplinowania1 . wojskowego1.
INIite przez; Rzędówkę, „rodzimne gniazdo Głowackiego'4, jak mniemają, niektórzy, ale bliżej przez 'Zielenice i Prandocin przeprowa
dził 'Naczelnik swe wojsko d'o Słomnik, skąd dnia 5 kwietnia 1794 roku wydał do narodu raport o swym wczorajszym zwycięstwie, w którym atoli nie ma jeszcze wzmianki o ataku kosynierów i o Głowackim. D n ia 6 kwietnia stanął już w Bosutowie 1 rozbił tu obóz wa
rowny na 18 dniowy postój,
IW 1 Krakowie, gdzie k u lt pamiątek Ko
ść iuszko wskich kwitnie w wysokiej mierze,
mało kto wie o Bosutowie, wiosce ściśle z dziejami insurekcji związanej, pełnej pamią
tek i wspomnień o demokratycznym wodzu i jego chłopskiej armii1. Najstosowniejsza jest właśnie pora, by otrząść z Bosutowa pył nie
pamięci, zaznajomić z nim szersze koła spo-
Dom uj Bosutowie na miejscu b. dworu kapitulnego.
Fot. Dr. W. Medwecki.
łeczeństwa i wciągnąć1 , go w zakres Kościusz
kowskiego kultu.
iBosutóiw oddalony jest od Krakowa 9 km ma póffin. wschód, a 2 km,, od stacji Bałowice.
iMałia i nieosobliwa to wioska, chód jako osada jiedna z najstarszych, t»o odkryto w niej neoli
tyczne wykopaliska. Leży w polistych pagó
rach między dolinami iSudlołu i Diłubni; jej1 strój, gwara i obyczaje — ściśle podkrakow
skie.
N iew ielki obszar dworski i drewniany dworek b y ł własnością, kapituły krakowskiej' i w nim to mieściła się kwatera wodza po
wstańczego, i jego sztabu.
Obóz przytykał jednym bokiem do dworu i rozciągał się na wzgórze od strony wschod
niej, ,a został oszańcowainy wałami i redutami ziemnymi, na których ustawiono działa. Naza
jutrz odbyto tryumfalny wypad do Krakowa, w którym dla podniesienia ducba okazano ra
cławicką zdobycz. Tradycja miejscowa wspo
mina jeszcze, iż ze zwycięskim korpusem przy
jechało do wsi także wiele wozów z rannymi, a w studni dworskiej1 zabrakło wody dla przy
byłego wojska; w«kaizuij,ą też ślady okopów, które jednak pochodzą z pierwszej wojny świa
towej. i
IW| rogu ogrodu1 dworskiego stały trzy wielkie dęby, pod którym i na ławeczce chęt
nie: przesiadywał Kościuszko, spędzał rozka
zodawcze czynności wodza, układał plany dal
szej' kampanii, rozszerzenia pożaru powstańcze
go na kraj cały, treść odezw, memoriałów i li
stów, Z pomiędzy tych godzien jest wzmianki list do 'Krakowskiej Komisji Porządkowej w sprawie ¡Bartosza Głowiąc kiego, w którym donosi O' j,ego mężnym czynie wojennym i pro
si bawiącego w mieście właściciela Rzędowiic (A. Szujskiego o opiekę i ulgi dla rodziny bo
hatera. Spełnił chętnie Szujski, tę prośbę wo
dza, a rychłe cofnięcie ulg po zgonie ..poruczni
ka z odiwagi nie z lat służby" plod Szczekoci
nami (dn. 6 czerwca) należy położyć na karb rządcy lub nowo nabywcy dóbr Paszowskiego.
Gdzie1 awansował, i nobilitował! Kościiu- szikoi Głowackiego, nie jest wiadomo. T b pew
na, że nie w Rz,ędo wicach, jak wskazuje histo
ry k Józef Szujski, lecz zaraz na placu boju,, a może w Słomnikach lub Bosutowie. Chorąży Głowacki bawił przez cały cza® obozu boisu-
towskiego u boku wodza i ujrzał się niebawem oficerem nie, ochotniczej ruchawki, bo z ikiosy- nierów sformowano tu regularny batalion Gre
nadierów Krakowskich.
Najważniejszym dokumentem.,, który wy
szedł z bosutowskiego obozu było zwrócenie się do polskich dowódców z zakazem narusza
nia granic austriackich i przechodzenia, przez terytorium Galicji, czynił bowiem Naczelnik zabiegi, by ze stromy Austrii zyskać1 nietylko zapewnienie neutralności, ale nawet poparcia
dla sprawy polskiego powstania.
iZłudzenia te żywił Kościuszko także w stosunku do Prusaków, którzy na te dyplo
matyczne zabiegi odpowiedzieli wysłaniem po
tężnej armii do współdziałania z rosyjską, ce
sarz zaś austriacki Franciszek „raczył najimi- lościwiej''* wysłać natychmiast zbrojny korpus w ziemię Lubelską dla zajęcia jej' o ile możno
ści bez k rw i rozlewu.
iRzetelną realną korzyścią z obozu w Bo
sutowie było podwojenie korpusu Kościuszki przez napływ (ochotników i dirobnych oddzia
łów wojskowych, które wódz wyćwiczył, sfor
mował, zaprawił do ¡służby, wojennej i karno
ści. Dni,a 2A kwietnia ruszył na czele 8.000 ar
m ii wzdłuż W is ły do Połańca, celem połącze
nia się z korpusem gen. Grochowskiego i- po
wstańcami ziemi Sandomierskiej. W drodze z Igołomi i doszła go wiadomość o świetnym militarnym czynie oswobodzenia W arszawy.
(Przed insurekcją otw arły się chwilowo w i
doki jak naijpomiyiślnieszego powodzenia...
ij. Łepkowsiki, w swym opisie zabytków podkrakowskich, wydanym w 1063 r., wspo
mina jeszcze o bosiuitowskim dworze,, trzech dębach, śladach okopów i stanowisk baterii, o mioigile z krzyżem, w której spoczywały szczątki zmarłych z ran żołnierzy 1 kosyńe- rów. Dlziś te pamiątki już nie istnieją bo mio- igtiła została zburzona przed dwoma laty,, a w jej wnętrzu1 miano znaleźć szkatułkę z niewiado
mą zawartością. N ie wiadomo też kto i kiedy usiłował luiczició iBIoisuitów i przypomnieć go społeczeństwu. B ył to najprawdopodobniej1 komitet ku uczczeniu setnej rocznicy Racła
wic z ks. biskupem Bamduirskim, na czele,, któ
ry postawi słup na, zanikłej już mogile wo
jownik,ów i w ogrodzie dworskim przy pamiąt
kowych dębach postawił duży kamienny pom-
Niewykończony pomnik Kościuszki w Bosu- towie. Fot. Dr. W. Medwecki.
TANIEC ZBÓJNICKI
Zbójnicy, ¡którzy radzi ¡popisywali się przed wszystkimi w 'karczmie oryginalnymi tańcami, chlubili się prz-ede wszystkim owym
„-zbójnickim“. Zwinność, pewność siebie i diziarskość,, oto cecby tego jednego z najpięk
niejszych tańców ¡góralskich. „Zbójnicki“
wymaga wielkiej elastyczności ciała, szybkich ruchów rąk i nóg i zgrabności.
Figur zbójnickiego jest wiele. Tańczą go pojedynczo lub ¡zbiorowo. Zaczynają „mar
szem zbójnickim". Melodia jego jeist bardzo popularna:
„¡Hej, idem w las, piórko mi sie migoce,
Hej, idem w las, dudni ziemia kie Ikroice...“
„Zbójnicy“ utworzywszy koło z ciupagami w rękach, zaczynają w podrygach nóg marsz, który przeistacza się w pewien rodzaj „drobne
go". „¡Drobny“ polega na wysunięciu nogi na
przód, ku środkowi, tuż nad drugą nogą. Tam tą wówczas podnosi się, a postawioną podrywa
-niik ¡z orłem polskim u podstawy, trzymaj ą- oyim w jędnyim szponie kosę,, w drutgim wiązan- kę kłosów;; miejsce na tablicę pamiątkową jest
¡puste bez napisu, w górze brak popiersia Ko
ściuszki.
‘ D ę b y jfuiż nie żyją. Usunęli je Austriacy w roku 1914, j,ak i całą zresztą wioskę ¡dla
„otwarcia obstrzału“ ; odbudowana straciła dużo ze stylowego podkrakowskiego chara
kteru.
Upadający już pamiątkowy dworek został wtedy także rozebrany, a na jego miejscu po
wstali murowany domek, wystawiony przez dzierżawcę, kapitulnego obszaru, wcielonego
do dóbr w Dziekanowicach.
Zapomniany Rosołów postanowił przy
pomnieć społeczeństwu tegoroczny komitet iKościuszkowski ¡przez dokończenie pomnika, przywrócenie mogiły powstańców i urządze
nie przy tej1 sposobności ¡obchodu uroczystego na tyto -miejscu historycznym i stałej, pamięci godnym.
Kazimierz Sosnowski.w tył. Dlr-oibnego“ tańczą również i w tył, wówczas nogi kroczą do -tyłu., a podrywają się
w przód.
Po k ilk u takich przejściach „marszem“ i
„drobnym" wkoło,, jeden z tańczących daje z-nak do „¡zbójnickiego“ :
— Heja — kip! Heja — hipl
iZaczym-a -się właściwy zbójnicki. M uzyka po zapowiedzi zmienia melodię na:
„ W murowanej piwnicy, tańcowali (zbójnicy.
kazali se pieknie grać i na nóżki pozirać...“
.„Zbójnicy,“ przysiadają, podmo-sz-ą się lek
ko i wyrzucają n-ogi wprzód łub na boki. W podskokach tych idą jednak kołem; rozlegają się przy tym gwizdy, Wireszcle następuje prze
rzucanie ciupag pod nogi, wyrzucanie ich w po
wietrze itd. Jest to moment bar-dz-o piękny i charakterystyczny.
Potem zbójnicy ustawiają się w szereg,, w
rząd, i uginają nogi w kolanach, aby następnie
,wyprostować się sztywno, wyrzucając obie no
gi jednocześnie na botki lub w jedną stronę obie.
¡Stają, wówczas na piętach. Ciupagi wbiijar ją w ziemię, aby nie przeszkadzały, lub, tań
cząc w rzędzie, trzymają je na barkach po
przedników. Klaszczą w dłonie w przysiadzie, trzymając jedną rękę pod nogą, którą wyrzu
cają wbok. Robią to w lekkim przysiadzie. T u najlepiej objawia się wielkie zgranie wszyst
kich tańczących. Tańczą -też dwójkami, trzy
mając się za ciupagi twarzami do siebie lub biorą się pod ręce, all-e twarzami — w przeciwne strony.
Przysiadając — ciupagi wyrzucają, w po
wietrze. Po kilku 1 przysiad-a-ch1 zmieniają się na ręce. W „zbójnickim“ lubią się jednak -chełpić zgrabniejsi górale i wypowiadają sobie wałki na zwinność, które dawniej nieraz kończyły się śmiercią.
Te popisy zwinności odbywają się w ten sposób, że dwóch -górali -staje naprzeciw sie
bie i do taktu- miulzyki tańczy. ,W pewnym mo
mencie jeden z nich,, będąc w przysiadzie, za
mierza uderzyć d-rugi-ego ciupagą w nogi,. Ten będąc w przysiadzie, m-u-si podskoczyć, aby uniknąć cio-s-u. W następnym zaś przysiadzie tamten robi to- samo- poprzednikowi'. Jest to tak zwany „podcinany“. Moment ten jest bar
dzo ryzykow ny i śmiały. Przerzucają też ciu
pagi, które w locie chwytają inni górale, aby przy następnym przysiadzie, znów przeszyły z gwizdem -powietrze, krzyżując się w drodze.
Jn-na ¡figura znów przedstawia walkę. W takt muzyki jeden góral, drobiąc, naciera z ciu
pagą na drugiego-.
Ten,, -przysiadając, -odpiera swoją ciiup-agą, zadawane ciosy. Następnie znów atakowany przejmuje rolę nacierającego. Często tanie-c zbójnicki prowadzi kobieta, stając z ciupagą w ikio-le „.zbójników". 'Daje -oma znaki- dupa-gą do -zmian figur. Zgrabni górale zdumiewająco wysoko potrafią skakać w przysiadzie. Przypo
mina to bardzo sprężyste skoki owada „-sprę
żyka“.
(W -ogóle taniec zbójnicki- to wielka ilość zamaszystych i „dzikich“, pierwotnych ruchów, na miałe-j przestrzeni. Dawni zbójnicy tańczyli byłe -gdzie : -n-a skale-,, na upłazie, wiier-chu czy
skalnym występie. N ig d y nie szukali specjal
nego- -miejsca, ani dużej- powierzchni.
Tia-niec -zbójnicki -niero-zerwalnie łączy się, z muzyką.
M u zy k a do niego, harmonizująca -z -cało
ścią ruchów i -śpiewanych pieśni, to kobza i gę- śliki.
Wspomnieć n-ależy parę słów o -nich.
(Kobza — to muzyka najprymitywniejsza, przypominająca -d-awn-e „h-yirne“ -życie po- halach Beskidu. „,-Be-czy-“ ta kobza głos-em ow-i-ec błą
dzących po -górach, -szumi odwieczną pus-zczą.
-Gdly kobza- -gra, to nie roizpoizna-s-z—¡czy to po
tok szumi swą -starą odwieczną pieśń, c-zy -wi
cher szaleje ipo grani, łamiąc drzewne -olbrzy
my, czy zaś -juhas nuci jakąś wierchową, nutę.
-Gzasem -z-da się, -że kobza,, to -c-ałe stada krów i owiec wraz z juhasami. Słychać, jak pa
sterz gra -na fujarce,, j-a-k owce beczą, krowy po
rykują, psy zajadle szcz-ekają, a od cz-asu do -czas-u słychać gwizd, nawołujący psy do ju
hasa.
¡Odwieczna to muzyka -gór, lasó-w i poto
ków.
-Kobza -zinobiona jest ze skóry kio-zie-j, ścią-
¡gmięjtej ze zwierzęcia Itak, jiak z królika. 'Skórka * ta, wł-os-em obrócona d-o środka, z zawiązanym od środka tyłem,,, zakończona -jest rzeźbioną z drzewa głową kozią, w której pyszczku znaj
duje się- fulj-airka- -z trąbką iroigówą,.
-W jednej -nóżce jest u-stnik do dmuchania powietrza d-o środka, w drugiej- nóżce „bąk“, czyli- bas, basujący d-o grania dwuton owo.
Kobziarz bierze worek, (miech)- kobzy pod le
we ramię, ustn-ik do u-s-t i dmucha do niego po
wietrze-. iGd-y już worelk pełen jest powietrza, -wówczas nacisnąwszy mie-ch puszcza powietrze -do fujiairtk-i- i bais-u -i po-cizym-a grać. Nieustannie m-u-si jednak -dąć powietrze d;o miecha. D o fu
jarki i do- b-ąk-a -przechodzi powietrze prze-z tzw.
„-gaźd-zieę", wykonaną z dzikiego bzu. Kon
strukcja- buid-owy „gaździcy“ jest taka- -s-ama, -jak przy organach:- Regulowanie -dwóch tonów w „basie“ wykonuj-e kobziarz przez -szybkie i nagłe naciśnięcie miecha. Wówczas .silniej
szy prąd powietrza nacisnąwszy n-a skrzydełko
„.gaździcy” wyd'aje t-o-n -silniejszy.
iDr-ugiim instrumentem, używanym przy
tańcu zbójnickim -są -gęśle, „gę-śliki“, „dłuba-n-
ki", ,,/żłlubcolki“. Zbudowane one ,są z jaworu lub z lipy, wydłubane z jednego kawałka drze
wa, a tylko wierzchnia deseczka jest naklejana,
•dlatego też nos/zą nazwę „dłubanki“, czyli dłu
bane, lub ¡żłubciokł“. •coyli żłobione. Strun jest trzy lub cztery, kształt elipso waty, na końcach, spiczasty. Ton gęśle mają cichszy, niż skrzyp
ce, często piskliwy. Harmonizują jednak bez reszty z ikoblzą, z/ którą dają wyraz; muzyki
. •*'
Kobziarz Wincenty Pyrdol i gęślarz Jan Kucharski, obaj z Zarzecza n. Dunajcem. Fot. Miecz. Mierzma.
pierwotnej, jak pierwotnym jest w ogóle tąniec zbójnicki.
Oz asem jes zcze ktoś basował na bardzo prymitywnym instrumencie, jakim była drew
niana konewka.
/Był to dziwny „bas", napełniano ją do /po
łowy woidą, następnie wiązano słomkę do pa
tyka, który poziomo umieszczano na dnie ko
newki
3konewka bo/wiem ma dno szersze, więc patyk zaciskał się, o brzegi. Teraz basujący chwytał lekko słomkę w lewą rękę, a drugą wewnątrz konwi przesuwał po słomce. W y d a -
v ! i
Taniec zbójnicki «przerzucany» górali sądeckich.
Fot. M. Mierzma.
wało to gruby ton i zastępowało dawnym gó
ralom basy. Innych instrumentów .„drzewiej"
nie znano. Prymityw życia zbójnickiego i stałe niebezpieczeństwo nie pozwalały na nie.
iW tańcu wyładowywali swą energię ży
ciową i swoje pierwotne skłonności, a tańczą
cy ipopi/sywali się swoją niepospolitą zwinno
ścią, orientacją i zimną krwią.
/Często „zbójnicy" przerywali taniec, aby jeden z nich zaśpiewał przed muzyką jaką pro
stą strofkę pieśni „zbójnickiej". Z tańcem zbój
nickim bowiem związana jest też i pieśń „/zbój
nicka". Zbójnicy radzi śpiewali przy każdej ofcazijii i/ o/koliiczinioiści. Oto ¡pieśń beskidzkich
zbójników:
„Zbójnikowie my są, radzi se śpiwomy, bo se ciupażkami raźno wywij/omy.
Taniec zbójnicki «podcinany». Fot, M, Mierzma,
PoM sie nom ,poli, waterka na holi, łby sie zlbójniikowie w-elo nij zagnoli..
Lubaniu, Lubaniu, ty wysoki graniu, . jo se roiceik chodził po tobie na zbóju.
Ciemno noioka była, jak my na zbótj pośli, Fon Bóg scęścio nie doi, nic my nie przynieśli“.
Ailbo pieśń tatrzańskich zbójników:
„iBiermy si do drogi, nockom ciemnom, zęby nom nie bela nadaremnom
Hiersika ślakta pimiązki ma,
my śiwarne chodoki, to nom itk da..."
Najstarsza jednak pieśń zbójnicka to:
Lodźcie chłopcy, podacie zbijać, bo nimioimy izia co pijać,
ibo sie nom zaoyno bucyna ozwijąć, bucyna o zwij ać...“.
G d y wracano ze zbóju „z za bucków" nucono z przechwałkami:
„(Wracają: ¡zbójnicy z Rużombanku,
¡pewnie hań tam b y li na jarmarku — nie kupili, nie przedali, uherskich talarków
nazbierali“.
¡U sądeckich łachów taniec zbójnicki nosi nazwę „siadanego“'. Cztereóh mężczyzn staje
w szeregu, trzymając się pod ręce, przed muzy
ką i zaczynają śpiewać.
G d y prześpiewają dwa wiersze pieśni — ulryiwajią, a muzyka poczyna grać podaną nutę.
Bo przegraniu dwóch wierszy śpiewają dalsze dwa, ale już wraz z muzyką. Botem krokiem taktowym cofają się w tył i ¡znowu tymże sa
mym krokiem wracają ku muzyce. Dlalsze dwa wiersze śpiewają już w marszu ku przodowi i tyłowi. Potem chwytają się ¡za ręce i przysia
dają w takt muzyki, wyrzucając naprzeciw no
gi przed siebie: Przyj .wyrzucaniu nóg korpus ciała nie ¡podnosi się do góry, lecz cały czas jest w przysiadzie. Taniec ten jest odmienną formą tańca ¡zbójnickiego — różniącą się tym, że przy „zbójnickim" ciało: to robi podstawę przysiadową, to lekko podnosi się k u górze, przy wyrzucaniu nóg. Natomiast w lachow
skim „siadanym“ nogi wyrzucane są ruchem posuwistym tak, że przy „zbójnickim“ nogi miarowo tupią do taktu, a przy „siadowym"
nogi suwają po podłodze.
Mieczysław Czcibor-Cholewa.
Z WĘDRÓWKI PO SUDETACH
(Dokończenie).
Śnieżka (1605 m,n.p.m.) jest najwyższym szczy
tem pasma Karkonoszy, najwyższego łańcucha górskie
go w Sudetach, a więc tym samym najwyższym szczy
tem sudeckim. Wzięcie turystyczne zawdzięcza nie- tylko temu stanowisku wśród innych olbrzymów, ale również swej odrębnej, smuklej, ostrzej od sąsiednich szczytów przeważnie kopulastych, zaznaczonej postaci, przede wszystkim jednak rozległemu i malowniczemu widokowi, jaki się z wierzchołka wokół roztacza.
Miejscowością wyjściową na Śnieżkę są ¡Bierutowice;
można też wybrać się na nią z sąsiadującego z Bieru
towicami bezpośrednio Karpacza, znacznie niżej poło
żonego i wskutek tego wymagającego pokonania więk
szej różnicy poziomów.
Na szczyt prowadzi 5 dróg, 3 z Bierutowic, 2 z Karpacza. Spośród tych z Bierutowic — najdłuższa, ale zato najładniejsza prowadzi obok schroniska Ks, Hen
ryka.
Przez piękny ¡las świerkowy prawym brzegiem roz
hukanego, grzmiącego na kilka kilometrów wdał, dzi
kiego potoku ¡Górnej Łomnicy, potem wdluż jej mniej
szego dopływu wychodzi się na płaską, otwartą kotlinkę
ze schroniskiem im. Bronisława Czecha (dawniej W ielki Stau u Karkonoszach.
Widok z gór Wałbrzyskich na góry Sotnie.
„Schlingclbaude"), w którym mieści się obecnie kolo
nia letnia dla młodzieży: YMlCA. W idok stąd choć niedaleki, ale malowniczy; przed nami wprost grzbiet dość stromy, pokryty karłowatym lasem i kosodrzewi
ną, wysoko na jego krawędzi widnieje budynek schroni
ska Ks, Henryka; w prawo lukiem wygiętym wdzięczy się w słońcu grzbiet , Karczmiska“ (?-po niemiecku Schenkenberg) z malowniczymi skałami, zwanymi '.Trzy iKamienie"; w lewo—zbocza gęsto zalesione, Wspinamy się w górę, mijając małe schronisko narciarskie; otwie
ra się w lewo widok na głęboką kotlinę, ku której od grzbietu spadają fantastyczne, strome, gdzieniegdzie zupełnie prostopadle skały. Niebawem na dnie tej ko
tlin y błysnęła w słońcu stalowa, gładka jak zwierciadło, tafla Wielkiego Stawu, obramiona z trzech stron w y
sokimi, niedostępnymi, kamiennymi brzegami. Od sta
wu echo donosi wesołe śmiechy i dźwięczne, młodzień
cze okrzyki. Wytężamy wzrok i wreszcie dostrzegamy hen głęboko w przepaścistej kotlinie na powierzchni jeziora smugę srebrzystą; po chwili widzimy i przyczy
nę tej smugi; łódź prującą nieskalane zwierciadło wo
dy. Wyżej nieco pomnik założyciela „Riesengebir- gevereinu" Donata, skąd przepiękny roztacza się w i
dok na leżącą u naszych stóp niemal, ale w dalekiej głębokości, jeziorną kotlinę. Niebawem osiągamy grzbiet i miłe zarysy domu Ks. Henryka. Z grzbietu otwiera się rozległy widok na pasmo Karkonoszy;
przed nami ostra postać stożka Śnieżki. Dzień jest piękny, upalny. Wchodzimy na grzbietowy szlak tu
rystyczny Karkonoszy. Dochodzi nas zewsząd zgiełk rozmów, po wyjściu z zarośli uderza w oczy niesamo
w ity widok: w obu kierunkach porusza się mrowie ludzkie. Niebawem zmieszaliśmy się z lawiną tu ry stów, B y li to w przeważającej ilości Czesi; polską roz
mowę słychać było bardzo rzadko.
Droga prowadzi coraz wyżej; po lewej stronie otwiera się olbrzymia, długa przepaść, ku której spa
dają nagie, strome skały, Z daleka z głośnika dochodzą skoczne dźwięki muzyczne, Spoglądamy w dół: u stóp ładna tafla Stawu Małego, nad brzegiem schronisko, na brzegu czerwone stoliczki i krzesełka — prawdziwa
sielanka. Śnieżka coraz bliżej, idziemy już samą. rubie
żą, mijając białe kamienie graniczne.
Stożek Śnieżki na odległość przedstawia się bar
dziej dodatnio, niżeli bezpośrednio z przełęczy, na której stoi iD'om Śląski. Na szczyt prowadzi szeroka, częściowo asfaltowana szosa — serpentyna. Zbocza szczytu zasłane szarymi kanieniami, które nie mają ani majestatu głazów, czy tatrzańskich maliniaków, ani wdzięku piargu. Poprostu większe brukowce — „kocie łby", Zato ze szczytu roztacza się wokół widok wspa
niały i rozległy. Krajobraz fantastycznie pofałdowany.
Na zachodzie z poza upłazów Karkonoszy wyglądają czuby Jesieników i innych łańcuchów czeskich Sude
tów, na północy i północnym wschodzie za mniejszymi szczytami daleka śląska równina po Bolesławiec, Ligni- cę i Wrocław z Sobótką; najbardziej urozmaicony jest widok w kierunku wschodnim na malownicze fałdy wzgórz Kamieniogórskich, gęsto zalesione porfirowe garby Wałbrzyskie i góry Sowie, dalej w prawo na stołowe grzbiety Hejszowizny, za nimi Kłodzki Śnież- nik i wreszcie Pradziad. Na południu rozległa płasz
czyzna Czech,, na której przy dobrej widoczności do
strzec można Sadowę i Białą Górę pod Pragą,
¡Ze Śnieżki schodzimy mocno wdół do Karpacza, który zarówno w zimie jak i w lecie wybija się w Su
detach na stanowisko Zakopanego w Tatrach. M alow
niczo rozrzucony wzdłuż W ielkiej i Małej Łomnicy na stokach Karkonoszy, ładnie zabudowany, posiada po
łączenie kolejowe z Jelenią Górą. Jako miejsce w y j
ściowe dla górskiej turystyki letniej, jako ośrodek nar
ciarstwa i wszelkich innych sportów (baseny pływac
kie), pozatem jako letnisko i zimowisko cieszy się nie
zwykłym powodzeniem, to też znalezienie noclegu w Karpaczu, zwanym także Drogosławicami, należy do nielada wyczynów turystycznych.
W półtorej godziny ładną, leśną drogą przedosta
liśmy się pieszo do stacji kolejowej Kuźnick, obsługu
jącej miejscowość klimatyczną, co do nazwy której onomaści nasi nie mogą się jeszcze pogodzić: mamy więc 2 nazwy i dwa obozy wyznawców tych nazw:
Krzyżatka i Kowary, W pobliżu dworca na zalesionym wzgórzu znajduje się zamek, ongiś własność księcia Antoniego Radziwiłła. Z Krzyżatki zrobiliśmy wypad na najwyższe wzniesienie grzbietu Kamieniogórskiego (Friesenstein — 940 m. n. p. m.), skąd wspaniały na ca
łą okolicę roztacza się widok. Na szczycie imponujące skały granitowe; prowadzi stąd zejście do stacji ko
lejowej Pisarzów, skąd, przesiadając się w Marciszo
wie, dojechaliśmy do Bożej Góry,
(Boża Góra — to najwyżej położone miasto na Ślą
sku (592 m. n. p. m.),, przylepione do stoków Wysokie
go Lasu, zwanego również Chełmową Górą, na zbo
czach kotliny, do której przylegają góry Wałbrzyskie i góry Sowie, Warto zrobić męczącą nieco wycieczkę na dość stromy, gęsto zalesiony szczyt Wysokiego La
su, który nad Bożą Górą panuje, Na porfirowym szczycie znajduje się budynek z wysoką wieżą, skąd wspaniała panorama na całe zagłębie węglowe wał
brzyskie: głęboko wciśnięte między zalesione garby dymią wysokie kominy,, tu i owdzie na szmaragdowych polach czerwienieją dachówkami i bieleją ścianami licz
ne osiedla: dalej sine łańcuchy Gór Sowich, od połud
niowego wschodu majestatyczny wał Karkonoszów ze Śnieżką, na północnym wschodzie z dalekiej równiny wychyla się zalotnie Sobótka.
Zejście z Wysokiego Lasu na stronę przeciwległą od Bożej G óry —• do Solić — jest zejściem niemal, że karkołomnym, tak strome jest to zbocze, Solice — Zdrój, jeden z najstarszych zdrojów śląskich, znany jest ze swoich 5 źródeł alkalicznych szczaw, posiada ładny dom zdrojowy i duży park obok niego. Z Solić ciekawa wycieczka do zamku Fiirstenstein książąt, na Pszczynie i do pięknego wśród lasów wąwozu („F iir- stensteiner Grand"),, skąd powrót do Wałbrzychu, po
wiatowego miasta, ośrodka dolnośląskiego przemysłu węglowego i wałbrzyskiego pogórza. Miejscowość łą
czy w sobie wysoką wartość górniczą i przemysłową z pięknym położeniem wśród porfirowych zalesio
nych szczytów i pagórów.
Ze stacji Wałbrzych Dolny pociąg zawiózł nas do Ścinawy Średniej,, gdzie przesiedliśmy się na linię bocz
ną do skromnego dwuwozowego pociągu, mocno dy
miącego, ciężko sapiącego pod górę. Dojechaliśmy nim do stacji Gródek Śląski u stóp łańcucha górskiego, już na cyplu kłodzkim, zwanego Hejszowizną. Stołowy piaskowcowy łańcuch Hejszowizny, któ ry od zachodu zamyka kotlinę Kłodzką, stanowi najwyższą część kre
dowo - piaskowcowego wypiętrzenia, rozciągającego się od wyżyny Kamieniogórskiej na północnymi zacho
dzie po Międzylesie na wschodzie południowym. Pod
stawę tego pasma tworzą faliste piaskowe płaszczyzny, z których wznoszą się stromo amfiteatralnie gęsto za
lesione płaskowzgórza, zbudowane z piaskowca cio
sowego, Miejscem wyjściowym dla wycieczek w Hej- szowiznę od północy jest miasteczko Gródek Śląski, le
żące w dolinie Posny u podnóża północnych stoków tego spiętrzenia.
Na ciekawym architektonicznie Rynku stoi po
środku pełen prostoty ratusz z 1609 r. oraz piękna sta
ra lipa. Miasteczko ocalało z zawieruchy wojennej.
Kościół parafialny katolicki z 1570 r., przebudowany w 1,740 r. w stylu barokowym, "Wieczorną porą zasta
liśmy w nim sporą gromadkę żarliwie modlących się Niemców. Charakterystyczny szczegół ten zauważyliś
my wszędzie w „hrabstwie" Kłodzkim. Ludność tutej
sza niemiecka była prawie wyłącznie katolicka: na 160.000 katolików przypadało zaledwie 9.700 ewange
lików. Przeważają świątynie katolickie, wszędzie w te
renie znaczna ilość przydrożnych kapliczek i krzy
żów, pieczołowicie pielęgnowanych,
Z Gródka na najwyższy szczyt Hejszowizny, W iel
ką Hejszowiznę, prowadzi, koło schroniska na skraju lasu, turystyczna droga, zbudowana w postaci kamien
nych schodów, przez wspaniały, starodrzewiowy las wzdłuż wodospadów Posny, wśród przebogatej ro
ślinności i rozrzuconych tu i owdzie w malowniczych
postaciach olbrzymich głazów. Szczyt W ielkiej Hej- szowizny to płaszczyzna, równa jak stół, ukryta po
śród lasu, z widokiem rozległym w kierunku północ
nym. Wśród lasu sterczą potwornej wielkości skały.
Schronisko, tzw. „Domek Szwajcarski", otoczone ba
lustradą, spod której nagie gładkie skały idealnie pro
stopadłe, spadają w przepaść lasem porosłą na kilka
set metrów głęboką.
Wielka Hejszowizna to niewątpliwie najpiękniej
sze w całych Sudetach i najosobliwsze skalne gniazdo górskie,, odznaczające się fantastycznością i różnorod
nością kształtów.
Droga zejiślciowa do wsi Karolewa prowadzi stro
mym zboczem bardzo wygodnie wprost na dół po 670 kamiennych stopniach przez dziki las, usiany blokami skalnymi w postaci groźnych ruin baszt i zamczysk.
Z Karolewa najładniejsza droga wiedzie do Kudo
wy przez tzw. Wilcze Doły, na płaskim wierzchołku jednego ze szczytów łańcucha Hejszowizny. Jest to imponujący skalny labirynt, z przepastnymi studniami, skalnymi tunelami, przesmykami, otoczonymi bloka
mi i ścianami kamiennymi o fantastycznych kształtach, przypominających postacie ludzkie, zwierzęce, okręty itp. Kotlina Kłodzka, stanowiąca cypel, otoczony z 3 stron granicami Czecho - Słowacji, to kraina najbo
gatsza dziś w Polsce w zdrojowiska o przedwojennej
Droga z Kudomg na Hejszounznę.
Puszczykóm Zdrój (Polanica).
sławie. Łączy je linia kolejowa, której kraniec zachodni stanowi Kudowa, środek - miasto powiatowe Kłodzko, koniec wschodni — Lądek Zdrój. Pociąg bezpośredniej komunikacji łączy te uzdrowiska na trasie Kudowa — Kłodzko, a więc Kudowę, Duszniki i Puszczyków — z Warszawą, idąc od Wrocławia jako pośpieszny,
Do Kudowy zeszliśmy serpentynową asfaltową autostradą, przecinającą malownicze zbocza i stoki Hejszowizny. Koleją dotarliśmy do Dusznik, głośnego przed wojną Reinerz. Ciekawe jest miasteczko, odle
głe od Zdroju o kilometr, z ładnym rynkiem i rene
sansowym ratuszem. W sąsiedniej ulicy barokowy ko
ściół katolicki z amboną w postaci wieloryba. Ład
niejszym położeniem niż Duszniki odznacza się Pu
szczyków — Zdrój, zwany także Polanicą.
Kłodzko, miasteczko powiatowe i stolica histo
rycznego hrabstwa tej samej nazwy leży w samym środku kotła, w wąskiej dolinie N y s y ., Samodzielne hrabstwo Kłodzkie zostało utworzone w 1458 r. przez króla - Jerzego Podiebrada. Nazwa ta, jako naz
wa geograficzna, używana była przez Niemców na
dal, po włączeniu tego kraju do Prus. Za Bolesława Chrobrego kraj należał przejściowo do Polski. W la
tach 1278 — 1534 wchodził w skład Śląska. Kłodzko, stara twierdza, stanowi węzeł kolei, szos i dróg, roz
chodzących się promieniście z tego miasta po całym kraju. Ciasno zbudowane stare miasto, wspina się stromo po spadzistym brzegu Nysy, przedstawiając sobą malowniczy widok, zwłaszcza z drugiej strony rzeki. Nad krajobrazem miejskim panuje wysoka i piękna wieża ratuszowa, a nad tym wszystkim górują groźne mury forteczne. Początki Kłodzka sięgają r. 981.
Z Kłodzka przez Lądek — Zdrój dojechaliśmy do Żybocina, skąd pieszo wspięliśmy się na zamykający kotlinę Kłodzką szczyt Snieżnik (1424 m. n„ p. m.).
Jest to płaska kopa, przez której szczyt przebiega gra
nica polsko - czeska, a niegdyś przecinały się tu gra
nice hrabstwa kłodzkiego, Czech i Moraw, Doskonałe tereny narciarskie. Stojąca na wierzchołku 30 m. wieża stanowi wygodny punkt widokowy na całą kotlinę i otaczające je łańcuchy górskie, z Pradziadem na cze
le, Malownicze zejście do miasta powiatowego B y
strzyca prowadzi przez wąwóz Wilczyska do miejsco
wości Międzygórze obok wodospadu 28 m. wysokości.
W Bystrzycy, położonej również, jak Kłodzko, nad Nysą, na jej wysokich i spadzistych brzegach, za
kończyliśmy naszą wędrówkę po Sudetach. Z praweg*
brzegu podziwialiśmy malowniczą architekturę miasta, wysokie wąskie kamienice, pozostałości murów miej
skich, groźnie sterczących nad rzeką.
Stanisław Lenartowicz
FOTOGRAFIKA KRAJOZNAWCZA W POLSCE H
Dzisiejszy stan polskiej fotografii ojczystej jest podobny do stanu samej ojczyzny. Cechuje go roz
proszenie, pustka i zniszczenie wieloletniego dorobku.
Zostały puszczone z dymem prace, zachwaszczone drogi i stargane ogniwa spójni wśród przedstawicieli fotografiki polskiej,, którzy się rekrutowali niemal w y
łącznie z amatorów, nie z zawodowców, i pomimo bra
ku opieki państwowej pożytecznie i chlubnie zapisali się w dziejach Polski przedwojennej. Dzisiaj ich ocalałe
„resztki" muszą się. skrzykiwać zdaleka,, jak zbłąkani w lesie wędrowcy.
Oto lista głównych fotografów, zaginionych i ży
jących, którzy pracowali nad zobrazowaniem Polski w okresie lat 1919 — 1939,, oraz wykaz ich dorobku, jaki pozostawili, lub utracili:
1. Jan Jaroszyński. Zbiór negatywów zniszczo
ny, 30 tysięcy zdjęć, przeważnie górskich (Ta
try i Beskidy).
2. Stefan Plater (zginął). Szczególnie bogaty wie
lotysięczny zbiór zdjęć z całej Polski. Zbiór negatywów ocalał.
3. Henryk Poddębski (niewiadomo, czy żyje).
Około 20 tysięcy zdjęć z całej Polski. Część zbioru negatywów ocalała.
4. Adam Lenkiewicz (zginął). Zdjęcia Lwowa i Małopolski, część zbioru ocalała.
5. Adam Wieczorek (zmarł). Duży zbiór zdjęć tatrzańskich.
6. R. S. Ulatowski., Zdjęcia z Poznania i z W ie l
kopolski. Zbiór ocalał.
7. Stanisław Kolowca, Kraków. Zbiór ocalał.
8); Stanisław Mucha, Kraków. Zbiór ocalał.
9, Tadeusz Zwoliński. Zakopane. Zbiór ocalał.
10„ Józef Dańda, Katowice. Zbiór częściowo ocalał.
11. Zofia Chomętowska, Warszawa . Polesie. Zbiór ocalał.
12. Henryk Hermanowicz, Kraków. Zbiór zdjęć Krzemieńca i Wołynia, zniszczony.
13. Zdzisław Marcinkowski. Około 3 tysięcy zdjęć Warszawy i okolic. (Niewiadomo, czy żyje).
Zbiór ocalał.
14. Adam Wisłocki, (zginął). Parę tysięcy zdjęć, przeważnie jezior i dróg wodnych. Los zbioru niewiadomy.
15. Tadeusz Przypkowski. 3.000 zdjęć Warszawy.
16. Jan Bułhak, Wilno. Dziesięć tysięcy zdjęć z ca
łej Polski. Zbiór zniszczony.
Dlaczego wymieniamy tych 16 fotografów, gdv
w Polsce jest oprócz nich sporo ludzi odpowiednio uzdolnionych i uprawnionych do wykonywania nor
malnego zawodu fotograficznego?
Oto dlatego, że fotografowie' krajoznawczo - tu rystyczni mają zadanie trudniejsze, mniej zyskowne, a bardziej odpowiedzialne, niż tamci; dlatego, że w y
konują oni poważną pracę kulturalną i pełnią ochot
niczą służbę państwową i narodową. Dostarczają ma
teriału ilustracyjnego do literatury krajoznawczej, tu
rystycznej i propagandowej,, do przewodników, bro
szur, ulotek i plakatów. Są tej literatury fundamen
tem, czynnikiem pierwszorzędnej wagi, czynnikiem do
tąd niedocenianym. Gdy zw ykli zawodowcy szli spo
kojnie rutynowaną drogą swej zarobkowej pracy, nie
zgorzej wynagradzanej, i nie mieli innych kłopotów, prócz nieporozumień z urzędami skarbowymi, fotogra
fowie krajoznawczy musieli sami sobie torować drogi nieistniejące lub zapuszczone i nieraz mocno natrudzić ręce przy tej pionierskiej robocie. Ich gorące zamiłowa
nia plastyczne i zabytkowe były w sposób lekcewa
żący mieszane ze snobizmem amatorskim, ich war
tościowe prace,, zdobyte drogim kosztem, były trakto
wane nieraz na równi z ryczałtową makulaturą ,,pstry - kaczy” , ich bezinteresowny zapał i twórcza inicjaty
wa były ochładzane przez policyjną kontrolę i poniża
ne aż do legitymowania, aresztu i posądzania o szpie
gostwo,
Wszystko to fotografowie krajoznawcy znosili w y
trwale i nie ustawali w pracy, ponieważ była ona im miła i nie widzieli od niej nic droższego.
Tak wygląda przeszłość fotografii ojczystej. Jakąż ma być jej przyszłość?
Kraj jest zdewastowany w sposób niebywale bar
barzyński i musi odbudowywać się od fundamentów.
Do zobrazowania zniszczenia i odbudowy jest powoła
na polska fotografia ojczysta w osobach swych daw
nych ocalałych przedstawicieli i w osobach nowych młodych adeptów, wśród których pojawiają się siły tęgie, wiele obiecujące.
Polsce przybyły nowe dzielnice na zachodzie,, w y
ludnionym i ogołoconym z dotychczasowego zagospo
darowania. Dzielnice te będą szybko zmieniały swe oblicze pod naporem wymagań życia, a dawne tego oblicza fotograficzne wizerunki pochodzenia niemiec
kiego przestały być aktualne. Czas nie stoi na miej
scu, a na to, co tam jest dzisiaj do zrobienia w zakre
sie fotografowania, za parę lat będzie już za,późno.
Do utrwalenia wyglądu tych stanów przejściowych
Droga na Śnieżnik uj górach Kłodzkich.-
Ziem Zachodnich, konieczna jest natychmiastowa ener
giczna działalność fotografów objazdowych, którzyby już wciągu roku obecnego i przyszłego zobrazowali wygląd kraju, jego stan, braki, nabytki i zasoby.
Niemcy mieli przed wojną świetnie zorganizowaną sieć fotograficzną, rozpostartą po całym państwie, skła
dającą się ze sprawnie działających ,,oczek", tak zwa
nych „Heimatfotografie"; również dbali o rozwój fo tografii ojczystej W łosi i Węgrzy; wszyscy ku więk
szej chwale i pożytkowi swojej ojczyzny.
M y Polacy takiej organizacji dotychczas nie zna
liśmy i dzisiaj jej jeszcze nie mamy. U nas wszystko jest jeszcze do zrobienia. Ale posiadamy niepośledni materiał ludzki i kapitał zdolności, umiejętności i ener
gii. Trzeba tylko uporządkować i usprawnić to, co po
siadamy.
W 1 fotografowaniu naszym potrzeba zjednoczenia i ujednolicenia pracy, nadania jej zdecydowanego kie
runku i charakteru pod kątem postulatów turystycz
nych i propagandowych, pojmowanych jednak z całym poczuciem odpowiedzialności artystycznej. W tym ce
lu zachodzi nagląca potrzeba stworzenia i powołania do życia o r g a n u n a c z e l n e j w ł a d z y p a ń s t w o w e j dla kierowania polską akcją fo tograficzną.
Przez dwadzieścia lat naszego życia państwowego fotograficy polscy pracowali luzem, w rozsypce, bo
rykali się z wielkimi trudnościami, podejmując inicja
tywę zobrazowania Polski na własny rachunek, bez
odpowiednich dyrektyw, środków i ułatwień. Pomimo tego zdziałali niemało, jak o tym świadczą choćby licz
ne wydawnictwa ilustrowane Ministerstwa Komunika
cji i nawet ta część ich dorobku, która została oszczę
dzona przez zniszczenia wojenne, stanowi pozycję po
kaźną. Propaganda turystyczna opierała się całkowicie na ich materiale obrazowym, państwo korzystało z ich pracy, ale o nich samych nic wiedzieć nie chciało.
Fotografowie byli pozbawieni nietylko opieki państwa i ułatwień technicznych i komunikacyjnych, ale jesz
cze musieli prowadzić nierówną walkę z urzędowymi zakazami fotografowania w pewnych miejscowościach i znosić traktowanie nieprzychylne i podejrzliwe.
A przecież pracowali nie tylko dla siebie, ale i dla kraju.
Tak było przed wojną.
iDzisiaj racja państwowa odradzającej się Polski wymaga uporządkowania dawnego chaosu fotograficz
nego. Trzeba z niego zbudować wielki i wspaniały gmach fotografii ojczystej opartej na haśle „poznaj swój k ra j" i zastosowanej do potrzeb szeroko i grun
townie pojętej propagandy turystycznej.
Nie mając ambicji, ani kompetencji do wyczerpa
nia tak obszernego przedmiotu, spróbuję nakreślić ty l
ko główne wytyczne:
1. Należy niezwłocznie utworzyć w Ministerstwie K ultury i Sztuki, w Departamencie Plastyki osobny W ydział Fotografiki z referatem fotografii krajoznaw-
Z fotografiki ojczystej. Warszawa. Oddrzwia na Starym
Mieście. Fot. J. Bułhak.
Z fotografiki ojczystej. Malbork. Zamek Krzyżacki.
W ł. Instytutu Bałtyckiego.
czo - turystycznej. W poznańskim urzędzie wojewódz
kim już istnieje referat fotografiki, pierwszy w Polsce, jeśli się nie mylę, i tworzenie takich referatów należy do kompetencji władzy wojewódzkiej w każdym okrę
gu. Wobec tego można przewidywać stopniowe zwięk
szenie liczby tych referatów i rozpowszechnienie ich w całym państwie. G dy się to stanie, wojewódzkie referaty fotografiki znajdą się bez kierownictwa jed
nolitego i fachowego, jeżeli nie będą posiadały władzy naczelnej, dostatecznie kompetentnej w zakresie ściśle fotograficznymi. Referaty wojewódzkie nie powinnyby powstawać w sposób przypadkowy i rozmaity, lecz od- razu otrzymywać określone ramy porządkowe i ideolo
giczne, jednakowe w całym państwie, Do tego właśnie jest potrzebny Wydział Fotografiki w Ministerstwie K ultury i (Sztuki, któryby się opiekował całokształtem spraw artystyczno - fotograficznych, a przez referat fotografii ojczystej przystosowywał je do potrzeb pań
stwowych w ogóle, a krajoznawczych i propagandy turystycznej w szczególności.
2. Do kompetencji W ydziału Fotografiki należa
ły b y następujące zadania:
a) założenie i utrzymywanie Centralnego A rch i
wum Fotograficznego, Archiwum posiadałoby i gromadziło odbitki z zakresu fotografii krajo
znawczo - turystycznej, poddanej systematyce tematowej i geograficznej. iByłoby do rozwa
żenia, czy praktyczniejszym jest gromadzenie negatywów różnych autorów na miejscu,, czy też prowadzenie ewidencji negatywów, pozosta
jących w posiadaniu prywatnym. Zakupy fo tografii, dokonywane dla Centralnego A rc h i
wum Fotograficznego, byłyby czynione z uwzględnieniem zasady popierania autorów najbardziej uzdolnionych i użytecznych.
b) Udzielanie zamówień na wykonanie nowych zdjęć, przystosowanych do potrzeb państwo
wych, a zadawalniających wymagania arty
styczne. Udzielanie w wypadkach szczególnych zapomóg, zawsze z uwzględnieniem zasady po
pierania zasługi i talentu. Organizowanie ekip
fotograficznych objazdowych o celach specjal
nych.
c) Ułatwienie zakupu materiałów fotograficznych, których brak i drożyzna stanowi dzisiaj jedną z bolączek życia fotograficznego. Ożywienie produkcji krajowej materiałóyr i przyborów fo
tograficznych, która dziś wiele pozostawia do życzenia.
d) popieranie stowarzyszeń , pism i wydawnictw fotograficznych, ewentualnie założenie pisma specjalnego dla krzewienia postulatów fotogra
fik i i fotografii ojczystej. iZałożenie związku zawodowego fotografików z sekcją fotografii
ojczystej.
c); iPopierainie ruchu amatorskiego krajoznawczo - turystycznego przez patronowanie wystawom i ogłaszanie konkursów z nagrodami i odzna
czeniami,
f) Przestrzeganie autorstwa fotografij i kładzenie nacisku na ochronę praw autorskich fotografów narówni z innymi plastykami, dzisiaj przeważ
nie ignorowanych,
g) Pomoc w przezwyciężaniu ograniczeń i zaka
zów fotografowania przez zaopatrywanie foto
grafów w legitymacje lub wyjednywanie dla nich pozwoleń,,
h) Powołanie do życia studium fotograficznego na jednym z uniwersytetów. Przez lat 20„ to jest przez cały czas istnienia Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, takie studium istniało tam przy Wydziale Sztuk Pięknych pod moim kie
rownictwem. Składało się na nie nauczanie teoretyczne w systematycznym kursie wykła
dów i praktyczne w postaci codziennych ćwi
czeń w specjalnym na to przeznaczonym Zakła
dzie Fotografii Artystycznej. Studium to w y
kształciło niemały zastęp uzdolnionych foto
grafików.
Obecnie istnieje w Warszawie osobne gimnazjum fotograficzne, pod kierownictwem dyrektora Zbigniewa Pękosławskiego (Praga, Łukiska 19). Zachodzi koniecz
ność założenia Wyższego Studium Fotograficznego na poziomie uniwersyteckim, ażeby maturzyści tego gim
nazjum mieli możność dalszego kształcenia się w obra
nym zawodzie,,. Mogłoby to mieć miejsce np. przy Uniwersytecie Toruńskim, dokąd został przeniesiony z Wilna jedyny w Polsce W ydział Sztuk Pięknych.
Fotografowie krajoznawczy, ci poważni i pożytecz
n i pracownicy, ożywieni- zapałem i umiłowaniem spra
wy ojczystej kultury, pozostawali dotąd w cieniu, w ukryciu, w zapomnieniu. Niechże ich stamtąd w y
dobędzie czujna i autorytatywna myśl państwowa i ułatwi im pracę w słońcu, wiążąc ją z Wydziałem Fotografiki w Ministerstwie K ultury i Sztuki,
Największą i bezpośrednią korzyść z urzeczywist
nienia tego naglącego postulatu odniesie krajoznaw
stwo i państwowa propaganda turystyczna, Jan Bułhak.