• Nie Znaleziono Wyników

WIELKA CZYSTKA

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "WIELKA CZYSTKA "

Copied!
577
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

WIELKA CZYSTKA

(3)

BIBLIOTEKA « KULTIJRY ~

TOM 151

IMPRIME EN FRANCE Editeur: INSTITUT LITTERAIRE, S.A.R.L.,

91, avenue de Poiuy, Me~nił·l&-Roi par 78-MAISONS.LAFFITTE

(4)

ARCHIWUM REWOLUCJI ALEKSANDER WEISSRERC-CYRlJLSKI

WIELKA CZYSTKA

PRZEŁOZYŁ Z NIEMIECKIEGO ADAM CIOŁKOSZ

WSTJ;;p GUSTAWA HERLING-GRUDZIŃSKIEGO

INSTYTUT f LITERACKI

. . . 1967

PARYZ

(5)

--

©Copyright by INSTITUT LITTERAIIJE, SA.R.L., 1967

-1383

D1"~G2

f l 2

(6)

Despotyzm runie.

WolnoJć w Kra;u Sowiet6w zmartwychwstanie.

Wygnańcy powr6c4 z oboz6w podbiegunowych.

Mych towarzyszy -ludzi Wielkie; Czystki- nit będzie między nimi.

Ich pamięci tę ksi4i.kę poświęcam.

ALEKSANDER WEISSBERG

(7)
(8)

NIEPOSKROMIONY UMYSŁ

Alex Weissberg zmarł w Paryżu 4 kwietnia 1964 r. W jego papierach znaleziono krótką notatkę autobiograficzną Mein Lebens/auf. Posłużę się nią tutaj, uzupełniając ją gdzie trzeba informacjami które wolał z tych czy innych względów pominąć, a które znaleźć można w przedmowie Koestlera do oryginału niemieckiego (Hexensabbat) i przekładu angielskiego (Conspiracy o f Silence) jego wielkiej książki.

Urodził się 8 paidziernika 1901 r. w Krakowie, jako syn zamożnego kupca Samuela Weissberga i Marii Blankstein. Gdy

był pięcioletnim dzieckiem, jego rodzice przenieśli się do Wiednia.

W Wiedniu skończył szkołę powszechną i gimnazjum, a w r. 1920 zapisał się na Uniwersytet i do Wyższej Szkoły Technicznej, gdzie studiował matematykę, fizykę, elektrotechnikę i fizykę techniczną. W roku 1929 otrzymał dyplom inżyniera w dziale fizyki technicznej. W ówczesnej Austrii była to specjalizacja bez większych widoków na przyszłość, postanowił więc wyjechać do Berlina. Przez rok był asystentem profesora Westphala w berliń­

skim Instytucie Fizyki przy Wyższej Szkole Technicznej.

Miał już wtedy za sobą dość bogate doświadczenia polityczne.

Wstąpił do młodzieżowego ruchu socjalistycznego w wieku lat siedemnastu. Niebawem znalazł się w szeregach austriackiej partii socjal-demokratycznej. W roku 1927 wylądował w partii komu- nistycznej. Zasłynął szybko jako niezrównany fechtmistrz mark- sizmu. ,.Podczas naszego pierwszego spotkania - opowiada Koestler - zrobił ze mnie dialektyczną siekankę". Z ust samego Alexa słyszałem, że w okresie komunistycznego Sturm und Drang zwerbował lub co najmniej zbliżył do partii wielu sławnych później towarzyszy, między innymi Brechta.

(9)

Nie było zatem potrzeby zbyt długo się zastanawiać, kiedy charkowski U.F.T.J. (Ukrainskii Fiziczesko-Techniczeskii Institut)

zaofiarował mu odpowiedzialne stanowisko w jednym ze swoich laboratoriów. Tam, w ojczyźnie rewolucji, w kraju budującym socjalizm: było jego miejsce komunisty, inżyniera i naukowca.

W marcu 1931 r. wyjechał do ZSSR. Popłynęły lata gorączkowej, pełnej entuzjazmu pracy. Założywszy Przegl4d Fizyczny Zwhp.ku Sowieckiego, centralny organ fizyki sowieckiej wydawany w ję­

zyku niemieckim i angielskim, został jego pierwszym redaktorem.

Z ramienia Instytutu jeździł często na pertraktacje z komisarzem

ciężkiego przemysłu Ordżonikidze, miał stały kontakt z Buchari- nem i Piatakowem. Tymczasem, po zabójstwie Kirowa w r. 1934,

zaczęła wzbierać stopniowo fala Wielkiej Czystki i Terroru.

Z początku omijała charkowskie sanktuarium mózgów, w którym prócz wybitnych przybyszów z Zachodu pracowały takie wscho-

dzące gwiazdy nauki sowieckiej jak Lew Landau i Aleksander Leipunskij. w końcu uderzyła i w te mury. Weissberga aresztowano l marca 19 3 7 r.

Tu startuje opowieść zawarta w książce. I poprzez więzienia w Charkowie, w Kijowie i w Moskwie dobiega do mety 5 stycz- nia 1940 r. na moście w Brześciu nad Bugiem, gdy oficerowie N.K.W.D. przekazują swoim kolegom z Gestapo kilkudziesięciu

komunistów i socjalistów niemieckich i austriackich, w tej liczbie jej autora.

Całą grupę Niemcy osadzili najpierw w więzieniu w Białej Podlaskiej, po czym przerzucili do Warszawy. W Warszawie nastąpiła selekcja ,.rasowa": pięciu Zydów skierowano do Lu- blina, ,.aryjską" resztę wysłano gdzie indziej. Po dwumiesięcznym

pobycie w więzieniu lubelskim Weissbergowi wręcz.ono biało­

niebieską opaskę z gwiazdą Dawida. W przymusowym nakazie osiedlenia widniał Kraków, przypuszczalnie jako miejsce uro-

dzenia. .

W Krakowie odnalazł krewnych i schronił się u nich. Za

pośrednictwem przyjaciół w Ameryce udało mu się nawiązać

kontakt z Einsteinem. (W roku 1938 Einstein interweniował

w jego sprawie listem do Stalina; podobny list, zaadresowany do Wyszynskiego, podpisali Jean Perrin, Frederic Joliot-Curie i Irene Juliot-Curie; oba pozostały bez odpowiedzi). Twórca teorii względności zaproponował mu katedrę uniwersytecką w Manili, obiecując że stamtąd sprowadzi go do Stanów. Władze niemieckie odmówiły zgody na wyjazd. ,.To-czytamy w notatce autobiograficznej - przypieczętowało mój los jako fizyka. Po Jatach nie mogłem już wrócić do mojego dawnego powołania".

W kilka miesięcy później Niemcy założyli w Krakow;ie getto.

10

(10)

Przeniósł się tam i zamieszkał na Józefińskiej, w bliskim sąsiedz­

twie przewodniczącego Judenratu. Jego nazwisko figurowało na pierwszej liście pięćdziesięciu przeznaczonych do Oświęcimia .,starszych" żydowskich, ale cudem zdołał uniknąć aresztowania.

Uciekł z Krakowa, przez pewien czas przebywał p6łlegalnie (wciąż jeszcze z opaską na ramieniu) w gettach w Bochni i w Tarnowie. We wrześniu 1942 r. wybrał całkowitą nielegalność

i zjawił się w Warszawie.

Niemcy ścigali go listami gończymi, wyznaczyli cenę na jego głowę, puścili na jego trop całą sforę agentów. Ukryła go najpierw Zofia Cybulska, późniejsza żona, w swoim mieszkaniu na Czac- kiego. S~zil pół roku odcięty od świata, w zmienianych wciąż kryjówkach, tylko po zmroku ośmidając się na krótko wychodzić na ulice miasta. 4 marca 1943 roku aresztowano go mimo to, wraz z dwoma jeszcze Zydami, w mieszkaniu Zofii Cybulskiej.

W samochodzie Gestapo zabrakło miejsca dla pani domu, kazano jej więc zgłosić się nazajutrz na Szucha. Opuściła natychmiast mieszkanie i ukryła się sama.

Weissberga osadzono na Pawiaku. Wywinął się dwukrotnie

śmierci, wreszcie w grupie osiemdziesięciu więźniów odstawiono go do obozu pracy w Kawęczynie. Zbiegł stamtąd dzięki pomocy niemieckiego kierownika robót. W Warszawie zaopiekowała się

nim znowu Zofia Cybulska, wykorzystując swoje związki z A.K.

Dotrwał tak do Powstania Warszawskiego, brał w nim udział w szeregach walczących. Po klęsce ocalił go przed obozem w Pruszkowie podoficer niemiecki. Jeszcze cztery miesiące ukry- wania się we Włochach, do wkroczenia Rosjan. Zmienił nazwisko na Cybulski, żeby wobec nowych władców zatrzeć ślady swej

przeszłości sowieckiej. W połowie roku 1946 wydostał się z Polski do Szwecji. tam też połączyła się z nim żona. Poznałem ich oboje w Londynie pod koniec następnego roku, byłem częstym gościem w ich domu, należałem do pierwszych czytelników (a ra- czej słuchaczy) pierwszych rozdziałów H exensabbat. Po moim

wyjeździe z Anglii widywaliśmy się rzadziej. Alex był jednym z najmądrzejszych i najszlachetniejszych ludzi, jakich w życiu spotkałem.

Koestler kończy swoją przedmowę z maja 19.51 r. słowami:

"Budzą we mnie jedynie sprzeciw teoretyczne konkluzje z ostat- niego rozdziału książki, w którym główne przyczyny Terroru potraktowane w sposób dość jednostronny". Zanim będzie

mowa o owych ,,teoretycznych konkluzjach" Weissberga, rzecz 11

(11)

wymaga ustawienia we właściwej - i bardziej już dziś przej·

rzystej - perspektywie.

W czerwcu 19.56 roku, wkrótce po ogłoszeniu tajnego raportu Chruszczowa, pisałem na łamach miesięcznika włoskiego Tempo Presente: "Upada mit. Koestler narzucił swym DarAmess at Noon przekonanie, że prawdziwa i najgłębsza przyczyna samooskrażeń w procesach moskiewskich tkwiła w nieodpartej logice i dialek·

tyce Gletkina, który doprowadza do absolutnej nicości staro--

świeckie i moralistyczne rozumowanie Rubaszowa. Ilekroć zda·

rzało mi się rozmawiać na ten temat z przyjacielem i dawnym partyjnym towarzyszem broni Koesdera, Alexero Weissbergiem,

wzruszał on ramionami i powtarzał: ,,Nonsens. Zmuszano ich do samooskarżeń nie dialektyką, lecz torturami i głOdem". Alexander Werth opisał niedawno w prasie francuskiej swoje spotkania z nielicznymi oskarżonymi, którzy przeżyli procesy moskiewskie:

potwierdzili oni w pełni zdrowy rozsądek Weissberga. London, którego zrehabilitowano po rewizji procesu Slanskiego, zrobił to samo w Pradze w pogawędce z dziennikarzami zagranicznymi.

Gdyby nie okrutny i nieludzki aspekt sprawy, można by się przy·

najmniej pocieszyć myślą że świat toczy się dalej według swych odwiecznych praw".

Rozrachunek z .,mitem Rubaszowa" zachowuje wciąż aktual-

ność. Przed dwoma laty ukazał się w Londynie bardzo zajmujący

sympozjon Talking to Bastern Europe, w którym Konstanty Jeleński zauważa między innymi: ,.Wiemy dziś że podkreślając jeden z najciekawszych, i zarazem najtrudniejszych do zrozumienia dla umysłu niekomunistycznego, fenomenów w samooskarżeniach

moskiewskich - wyrzeczenie się życia jako ostatnia przysługa oddana partii - Koestler nadał tym samooskarżeniom złowrogą godność której nigdy nie posiadały. Wiemy od Chruszczowa że

metody Stalina były tu, podobnie zresztą jak w innych wypad- kach, całkowicie staroświeckie. Tortury i obietnice - oto co przywodziło jego ofiary do obciążania samych siebie". Jeleński przytacza też następującą wypowiedź Edgara Marin: "Dla wielu stalinistów i progresistów raport Chruszczowa był lekcją, gdyż potwierdzał fakty tym więcej nieprawdopodobne że dotąd nie tyle nawet je ignorowano, co odrzucano z oburzeniem jako podłe oszczerstwa antysowieckie. Jeśli o mnie idzie, znałem większość z tych faktów. Nie wszystkie. Nie mogłem był podejrzewać ludo- bójstwa mniejszości narodowych, zniszczenia inteligencji iidysz..

Nie mogłem był podejrzewać, że tortura stała się systematyczną praktyką, zadekretowaną przez Stalina okólnikiem z roku 1938.

Wszystkie nasze dramaty wewnętrzne, wszystkie nasze medytacje nad Darkness at Noon Koesdera i nad Humanisme et Terreur 12

(12)

Merleau-Ponty, nabrały cech dziecinnej igraszki. Szukaliśmy wy- rafinowanych interpretacji psychologicznych, a prosta prawda

polegała na tym że ludzi torturowano fizycznie".

Koestler, w tymże sympozjonie, nie daje jednak za wygraną.

Podkreśla że byłoby niesprawiedliwością uważać bolszewików ze starej gwardii - rewolucjonistów typu Bucharina, Zinowiewa czy Fiatakowa - za ludzi działających z tak elementarnych po- budek: "umarli oni jako ofiary umysłu ludzkiego tkniętego obłędem, lecz w granicach logiki ich własnej wiary". Przypomina

"mycie mózgu", praktykowane z powodzeniem przez Chińczyków w Korei na żołnierzach amerykańskich. Powołuje się na głośną książkę generała Krywickiego Byłem agentem Stalina, w której autentyczny epizod podobny do pojedynku Gletkin-Rubaszow

został opowiedziany przed pojawieniem się Darkness at Noon na

półkach księgarskich. l konkluduje: "Komuniści stosują mieszan- - odwołują się do słabości ciała i do najszlachetniejszych rzeczy jakie posiada człowiek, do jego poczucia obowiązku i samopoświęcenia ''.

Zaclen z tych argumentów nie wytrzymuje próby krytyki. To prawda że rewolucjoniści rosyjscy ze starej gwardii nie bali się

ani więzienia, ani zesłania, ani nawet szubienicy, ale technika policyjna caratu nie spychała ich nigdy poniżej granicy gdzie tak zwane "pobudki elementarne" dochodzą do głosu niemal auto- matycznie, na gruzach rozbitej i podeptanej osobowości; czego nie chciała lub nie umiała dokonać technika policyjna caratu, dokonała technika tortur i głodu wypracowana przez stalinizm.

To prawda że "mycie mózgu" dało pewne rezultaty, ale po pierwsze nie opierało się ono z pewnością na samej tylko metodzie perswazji, a po drugie jego obiektem byli na ogół ludzie inte·

lektualnie prymitywni i bezbronni. To prawda że epizod z książki Krywickiego jest uderzająco podobny do historii Rubaszowa, ale nie wiemy czy długoletni agent Stalina nie opowiedział go widnie po to by "wyrafinowaną interpretacją psychologiczną" pokryć nieznośną dla siebie (bo zbyt "prostą") rzeczywistość. I tu dotykamy istoty zagadnienia. Teoria "ostatniej przysługi oddanej partii" powstała nie tyle może nawet w wyobraźni Koestlera, co w podświadomości wielu komunistów i ex-komunistów, którzy w obliczu terroru stalinowskiego nie czuli się na siłach zrezygno- wać otwarcie i odważnie z mizernych resztek swej "dumy ideolo- gicznej". Waliło się ich własne dzido: mogli pazastat przy nim na przekór oczywistości albo wyrzeC go się pokonani przez oczywistość, trudniej im jednak było przekreślić doszczętnie wszystko co oddali mu ongiś w dobrej wierze. Mówiąc: "wy·

łącznie tortury i gł6d", mó"V(i~dbirsię implicite: "naga przemoc

<:,

• " ' , Y ") J3

-~ l ',J

(13)

nowego absolutyzmu". Mówiąc: ,,aberracja dialektyki'', mówiło się implicite: ,.rozpędzona rewolucja wyskoczyła z szyn". Dzia- łający tu mechanizm psychologiczny jest dość łatwy do zrozumie- nia, co nie znaczy że równie łatwy do przyjęcia. Nie istnieje taka rzeu: jak ,.umysł ludzki tknięty obłędem w granicach logiki własnej wiary". A ,.poczucie obowiązku i samopoświęcenia"

denobilituje się natychmiast, jeśli wspierają je kłamstwo i samo- upodlenie. Lepiej więc odwoływać się tylko do słabości ciała, która ostatecznie nie hańbi człowieka wystawionego na próbę w okolicznościach nieludzkich. Miał rację Fra Diego La Matina,

"heretyk" z zakonu augustianów, opisany w książeczce Sciascia Morte dell'Inquisitore. Gdy go 17 marca 1658 roku prowadzono w Palermo na stos i wzywano jeszcze po drodze by oddał "ostat- nią przysługę" Kościołowi, odpowiedział: "Zmienię zdanie i pod- porządkuję się Kościołowi Katolickiemu, jeśli mi życie cielesne podarujecie". Kiedy mu powiedziano że to niemożliwe, odparł:

"A zatem Bóg jest niesprawiedliwy". Teologia nie miała podczas Inkwizycji Sycylijskiej nic do roboty, jak nie miała nic do roboty dialektyka podczas Inkwizycji Stalinowskiej.

Mit Rubaszowa, pogrzebany definitywnie w raporcie Chrusz- czowa, wyrządził wiele szkód w latach swego prosperowania.

Trzymali go się kurczowo rozczarowani lecz .,wyrafinowani" ko-

muniści i progresiści, utrudniając zajrzenie "prostej prawdzie"

w oczy, zagłuszając (jako wulgarny) okrzyk z bajki andersenow·

skiej "Król jest nagi!", odwlekając chwilę wyłożenia kart na stół i podsumowania gry. Co do Chruszczowa, to może on sobie dziś śmiało pogratulować swego raportu: zawdzięcza mu stosun- kowo spokojne przejście na emery~rę, bez procesu i samooskar- żeń, bez "ideologicznego" sabatu czarownic i "dialektycznej"

egzekucji w lochach Łubianki. ·

Pozostaje jedna sprawa. Nicola Chiaromonte, komentując moją notę w tym samym numerze Tempo Presente z czerwca 19 56 r., zwrócił słusznie uwagę że pociecha zawarta w myśli iż

"świat toczy się dalej według swych odwiecznych praw" może niestety także dostarczyć wody na młyn filistrom, ludziom któ- rych Bernanos nazywał les petits muf/es realistes, przeciwnikom wszelkich idej i wszelkich ideologii. Trzeba im na to odpowie- dzieć że idee i ideologie nie znaczą istotnie nic, degenerują się nieuchronnie, ilekroć przywłaszcza je sobie Państwo jako swój wyłączny monopol i fundament Władzy. Znaczą natomiast (choć

teZ nie za dużo), gdy poddawane ustawicznej krytyce i rewizji przez umysły nieposkromione, odporne zawsze i wszędzie na naciski bądź pokusy zni~wolenia.

14

(14)

W takiej oto perspektywie należy dziś oglądać książkę Weiss- berga. Ukazała się przed śmiercią Stalina. Cóż z tego, że - jak wynika z listu znalezionego w papierach Alexa - Churchill był jej admiratorem? Na mniej lub więcej niezależnej lewicy sprawy przedstawiały się inaczej. Z jednej strony - teoria .,ostatniej przysługi oddanej partii i rewolucji". A z drugiej? W Humanirme et T e"eur Maurice Merleau-Ponty zaserwował wątpiącym z nie- doścignioną kartezjańską jasnością francuską wywód, który warto przypomnieć. Uznał w nim procesy moskiewskie za obiektywnie uzasadnione, choć subiektywnie oskarżeni mogli być niewinni.

Dowcip polegał na tym że skoro linia polityczna Buchadna oka- zała się błędna, stawiało się tylko kropki nad i wskazując w nim prokuratorskim palcem mordercę i podpalacza, gdyż .,działalność polityka określa nie to co sam robi, lecz to na jakich siłach się opiera", w tym wypadku na wewnętrznych i zewnętrznych wro- gach ustroju. Stąd krok do charyzmatycznego Wodza, wyposażo­

nego w dogmat własnej nieomylności. I został on z analogiczną jasnością postawiony, w imię niespornej Przesłanki że podstawą marksizmu jest "teoria proletariatu" jako klasy uniwersalnej, no- siciela. wszelkich wartości ludzkich, co zatem stanowi prawdę dla proletariatu, stanowi prawdę dla wszystkich. ,.Nie jest przypad- kiem, ani jak sądzę romantycznym przeżytkiem, że naczelny organ ZSSR nosi nazwę Prawda" W bliskim sąsiedztwie Jean-Paul Sartre maszerował rezolutnie takąż kartezjańską drogą, która do- prowadziła go w końcu do skodyfikowania uniwersalnej prawdy proletariatu na kartach Critique de la raisan dialectique w cu- downie klarownej formułce na użytek mniej pojętnych mieszkań­

ców'· Moskwy, Warszawy, Budapesztu i Pragi: ,,Doświadczenie histoiyczne krajów, w których komuniści zdobyli władz~, wyka- zało niezbicie że pierwsza faza budowy społeczeństwa socjalis- tycznego nie może być niczym innym jak tylko nierozerwalnym agregatem biurokracji, terroru i kultu jednostki". Zgoda, były to zniewolone umysły, i to bez żadnej istotnej potrzeby poza per- wersyjną tęsknotą sporego odłamu intelektualistów do świszczą­

cego nad uchem bata, byle chodziło o bat "ideologiczny". Ale nawet demaskator Zniewolonego umysłu, uchodząc przed nadto już dokuczliwymi rygorami ,.dialektycznego rozumu", pobrzęki­

wał jeszcze dość długo i dumnie w walizce pigułkami Murti-Binga i eliksirem Nowej Wiary.

W podobnej atmosferze książka W eissberga nie mogła nie byt

"szokująca". Zjawiał się naraz .,prostak", biegły co prawda w marksistowskim piśmie i "piekielnie" inteligentny, ale gardzęcy 15

(15)

otwarcie "rafinacjami" intelektualnymi kapłańskiej kasty wtajem·

niczonych (choćby zawiedzionych). Spędził w Rosji sześć lat na wolności i trzy w więzieniu, poznał system od. zewnątrz i od podszewki, był w miękkim dyrektorskim fotelu komunistą przy- mykającym oko na "nieprawości przejściowe" i na twardym konwejerskim stołku śledczym komunistą otwierającym szeroko oczy na "nieprawości organiczne", niczego ex post nie zniekształ­

cał i niczego się przed sobą nie zapierał, stoczył wspaniały

i w rezultacie zwycięski pojedynek ze swymi inkwizytorami wy- dzierając jednemu z nich mimowolny okrzyk: "Przestańcie mnie

torturować, oskarżony!", dniami i nocami układał niezmordo- wanie z błahych na pozór płytek mozajki jako tako czytelny deseń

przewodni Wielkiego Obrazu, wysilał do ostateczności mózg by dokładnie zrozumieć i po stokroć sprawdzić, i co z tego wszystkiego wyniósł? Nową subtelną i błyskotliwą teorię? Zdu- miewająco przenikliwą interpretację, która daleko w tyle pozosta- wiała dotychczasowe dociekania pionierów "humanizmu i terro- ru" i "krytyki dialektycznego rozumu"? Nie - banał, liberalny

banał w stylu La storio come storio delta liberta Crocego. "Wiel- ka Czystka skierowana była przeciw nielicznym prawdziwym

przyjaciołom wolności i przeciwko wielu innym, którzy - jak się tego obawiał Stalin i jego sztab G.P.U. - mogliby się stać przyjaciółmi wolności''.

Nie przeczę, w ostatecznych konkluzjach książki Weissberga

było i jest nadal sporo punkrów do dyskusji. Wolno, na przykład, wątpić czy podsądni w procesach moskiewskich zasługiwali na miano "przyjaciół wolności" w większym stopniu niż ich Naj-

wyższy Sędzia. Sceptycznie nastraja przywiązywanie nadmiernej wagi do osoby despoty, tak podobne do oficjalnej postalinowskiej doktryny "kultu jednostki". Nie da się jednak zaprzeczyć że ogółem biorąc liberalny "banał" Weissberga został w roku 1956, i w następnych latach, zweryfikowany w całej rozciągłości: opisy- wane i analizowane przez niego wypadki stanowiły istotnie

rozdział "historii jako historii wolności"; a raczej - żeby być ścisłym - historii wolności duszonej, deptanej, topionej we krwi, lecz mimo to zdolnej "do ustawicznej regeneracji. "Stalin doprowadził Wielką Czystkę do gorzkiego końca. Nie ma dziś nikogo, kto by się odważył zakłócić jego spokój. Dzieje naszej planety nie znają przykładu równie totalnej władzy. A przecież

nie udało mu się wyrwać z korzeniami pamięci narodu rosyj- skiego. Głęboko pod ziemią tli się wciąż iskra wolności". Czytel- nicy stenogramu z procesu Siniawskiego i Daniela przytakną bez wahania tym słowom Weissberga. Pamięć narodu rosyjskiego 16

(16)

przetrwała w jego synach, którzy w okresie Wielkiej Czystki byli dziesięcioletnimi chłopcami.

. Trzeba, czytając książkę Weissberga, mieć stale na uwadze Jedno. Nie bił się on podczas śledztwa tylko o siebie, o swoje życie i dobre imię. Bił się także, a może nawet przede wszystkim, o zachowanie wiary w godność rozumu ludzkiego. Bił się przeciw wściekłym kantorsjom i "amokom" ideologii spuszczonej z łań·

cucha, przeciw zastąpieniu rzeczywistości absurdem i abstrakcją a polityki transami mistycznymi i metafizycznymi. Za kratami charkowskiej Chołodno; Gory, wspominając szczęśliwą wiedeńską młodość, zadawał sobie pytanie: .,Cóż, na miłość boską, sprawiło że opę:tało nas pragnienie by zmienić świat?". Nie żałował tego pragnienia, w inny sposób pozostał mu wierny do śmierci, ale Wtedy w Charkowie, przebiegłszy w myślach swoje doświadczenia sowieckie, do pierwszego pytania dorzucał drugie: ,.Człowiek

potrzebuje chyba wolności i poczucia bezpieczeństwa, by być szczęśliwym?". Nie inaczej (choć grubo wcześniej) rozmyślał Jurij Ziwago, wpatrzony w małym miasteczku na Uralu w teksty odezw i dekretów zwycięskiego rządu rewolucyjnego: ,.Niegdyś urzekała go nieodpartość tego języka i wyrazistość zarysu tej myśli. Czyż możliwe, by za swój nieostrożny entuzjazm miał teraz płacić słuchaniem przez cale życie wyłącznie tych obłędnych krzyków i uroszczeń, które nie zmieniały się z biegiem lat ani na pół słowa, przeciwnie - stawały się z upływem czasu coraz mniej żywotne, coraz bardziej niezrozumiałe i abstrakcyjne?

Czyż możliwf.) by w owej chwili namiętnego porywu stał się niewolnikiem na zawsze?". W różnych epokach, w różnych po·

koleniach i w różnych modulacjach słyszymy ten sam głos: od Pasternaka, poprzez Weissberga do młodzieży, którą z braku lepszego określenia nazwano "rewizjonistyczną". I jakkolwiek jest to w pewriej mierze głos pożegnania z pasternakowską "chorobą wieku, gorączką rewolucyjną", nie jest to z pewnością głos

rezygnacji i poddania się "żelaznym prawom i nieodwracalnym wyrokom Historii".

Rozstawszy się z komunizmem a bodaj i z lwią częścią mark- sizmu (po latach wspominał z melancholijnym uśmieszkiem swoje dawne fechtunki dialektyczne), Alex nie przestał być socjalistą.

Odcisnęła na nim piętno formacja, którą tak opisuje Bertrand Russell w New Hopes for a Changing Wor/d: .,Kiedy byłem młodym człowiekiem, znałem Bebła i starszego od niego Lieb- knechta, którzy byli przywódcami partii marksistowskiej w Niem- 17

(17)

czech. Obaj byli łagodnymi humanitarystami, psychologicznie bardzo podobnymi do innych radykałów owych czasów. Nie odczuwali nienawiści do swoich przeciwników politycznych; mó- wili o cesarzu z dobrodusznym kpiarstwem. Byli przekonani że przyszłość należy do nich, ale w to samo wierzyli inni reforma- torzy: wegetarianie, abstynenci, pacyfiści, Ormianie, patrioci ma-

cedońscy i cała reszta. T a wiara była na owe czasy częścią składową dziewiętnastowiecznego optymizmu i nie miała charak- teru rozpaczliwej, mściwej fantazji. Owcześni marksiści niemieccy - a znałem ich wielu - byli na ogół bardzo przyjemni jako ludzie; nie czuło się w nich tej żyłki okrucieństwa, która stała się dziś tak charakterystyczna dla komunistów". Alex odbiegał

teraz w jednym tylko od macierzystego wzoru: odczuwał często nienawiść do swoich obecnych przeciwników politycznych, a o Sta- linie nie mówił nigdy z dobrodusznym kpiarstwem. Ale w sposób

zdumiewający, jeśli zważyć jego przeżycia, ocalił w sobie ogromny

ładunek optymizmu, prawie rewolucyjnego rozpędu politycznego,

wojowniczości (dla niektórych wręcz agresywności) polemiczneJ.

Każdy znak że "coś się tam rusza" podrywał go na nogi, zapalał w jego oczach błysk nasłuchiwania i oczekiwania, odciągał jego

niespożytą energię od spychanych szybko w kąt spraw codzien- nych. Zmieniał się wówczas jak za dotknięciem prądu, stawał się znowu młody. Nie tracąc swojej przyrodzonej życzliwości i jo-

wialności,-był jednak nieubłagany dla "opieszałych w myśleniu"

i "skorumpowanych przez system". I nie licząc się z żadnymi względami, mówił co myślał.

Wiosną 1953 roku spędziliśmy razem dwa tygodnie w Jugo- sławii. Zaproszono go tam z okazji wydania serbsko-chorwackiego

przekładu jego książki (na ten przekład, jak również - nieco ostrożniej - na przedmowę Russella do mojego Innego Swiata, miał się później powołać przed sądem Mihajlo Mihajlov w swoim ostatnim słowie). Słuchając jak dyskutował w redakcji Bor by z jej "trustem mózgów", przypomniałem sobie żartobliwe powie- dzenie Koestlęra o "siekance dialektycznej": była to bojaźliwa szkółka niedzielna, strofowana przez ojcowskiego lecz wymagają­

cego nauczyciela. W kilka dni potem odbyła się kolacja w klubie

wyższych funkcjonariuszy partyjnych. Wchodziło się do tego typowego "miejsca za firaneczkami" od podwórza, wszystkie okna w brzydkim salonie ze złoceniami zasłonięte były storami. Cze·

kała nas uczta prawdziwie lukullusowa. Alex wybąkał parę zdaw- kowych uprzejmości, zasiadł do stołu, podziobał coś widelcem na talerzu, pokręcił się niecierpliwie na krześle i wreszcie zapytał

spokojnie czy robotnicy reż si~ tak w Jugosławii odż}>wiają.

Uznano to za nietakt, zwarzyły się na chwilę humory. Mimo to, 18

(18)

pod koniec pobytu w Belgradzie, zaproponowano mu stanowisko doradcy rządu jugosłowiańskiego. Odmówił, uważając rzecz za grubo przedwczesną. l była przedwczesna, o czym miał się nieba·

wem przekonać na własnej skórze autor Nowej klasy wyzyski- waczy.

Wczesną jesienią 1956 roku przyjechał w moje strony do Włoch. Na miesiąc przed polskim Paidziernikiem naszkicował mi dokładnie jego plan, z wyznaczeniem ról wszystkim głównym bohaterom dramatu. Kiedy słuchałem z niedowierzaniem, a nawet z pewną irytacją "realisty" wciąganego siłą na grunt "nierealnych

pomysłów", powtarzał cierpliwie: "Dlaczego? Przecież to takie proste!". Był jeszcze w moich stronach, gdy wybuchła Rewolucja Węgierska. Tym razem odgłosy strzałów przerwały dyskusje.

Popędzil do Wiednia, a stamtąd do Budapesztu. Nie zdążył na czas. Zdążył jedynie wywieźć do Wiednia kilku powstańców węgierskich.

Po raz ostatni widziałem go w Paryżu, na krótko przed śmiercią. Nie był to już dawny Alex. Wszedł do pokoju ociężałym krokiem, osunął się bezwładnie na fotel, miał twarz zmęczoną i poszarzałą, a w oczach wyraz jakby niepokoju i nieobecności.

Zamykał je co chwila, zdając się opanowywać w milczeniu jakiś nieznośny ból. Mówił niewiele, słuchał nieuważnie, całym zacho- waniem dawał do zrozumienia że brak mu sił. Dopiero przy

pożegnaniu ożywił się trochę. Nachylił się do mnie i niemal na ucho wyszeptał mi swoją ulubioną formułkę, słowa którymi Lenin określił niegdyś sytuację rewolucyjną: "Rządzący zdają sobie sprawę że nie mogą dalej rządzić starymi metodami, rządzeni nie chcą już dopuścić by rządzono nimi dalej starymi metodami".

Ironia historii i sens życia Alex:a polegały na tym, że była to teraz pętla ukręcona na spadkobierc6w Lenina.

Gustaw HERLING-GRUDZ!NSKI Maj 1966

19

(19)
(20)

WIELKA CZYSTKA

Zamierzam przedstawić w tej książce przebieg procesu, nie mającego chyba równego sobie w historii nowoczesnej. W okresie od połowy 1936 do końca 1938 roku totaloe państwo Związku Sowieckiego otrzymało swój kształt ostateczny. W latach tych organy tajnej policji państwowej zaaresztowały w miastach i wsiach Związku Sowieckiego około 8 milionów ludzi. Byli oni oskarżeni o zdradę główną, szpiegostwo, sabotaż, przygoto- wywanie zbrojnego powstania przeciw władzy sowieckiej, przy- gotowywanie zamachów terrorystycznych na czołowe osobistości rządu i panującej w kraju partii. Wszyscy oni, ze znikomymi wyjątkami, po kilkumiesięcznym śledztwie zadeklarowali się jako winni zarzucanych im przestępstw. Jeśli byli postawieni przed sądem, potwierdzali tam swe zeznania. Byli skazywani na długo­

letnie pozbawienie wolności w obozach koncentracyjnych na da- lekiej pólnocy lub w pustynnych okolicach środkowo-azjatyckich Związku Sowieckiego.

Wszyscy oni byli niewinni!

Podtrzymując tak apodyktycznie całkowitą niewinność wszyst- kich tych ludzi, winienem - chcąc się obronić przed· zbyt pedantyczną krytyką - uczynić dwa zastrzeżenia. Jedno dotyczy zamachu, którego ofiarą padł członek Biura Folitycznego Komu- nistycznej Partii Związku Sowieckiego, Sergiej Michajłowicz Kirow. Młody student, Leonid Wasilewicz Nikołajew - sam, członek partii - zastrzelił Kirowa po posiedzeniu leningradzkiego komitetu rejonowego partii w dniu l grudnia 1934 roku. Kulisy tego morderstwa do dnia dzisiejszego nie zostały całkowicie ujawnione. Wielu m6wi o zamachu z zazdrości, w każdym bądź 21

(21)

razie o akcie prywatnej zemsty. Inni znowu - należy do nich także L. D. Trocki - o prowokacji GPU. Nie tu miejsce, by rozstrzygnąć to zagadnienie. W każdym razie Kirow zginął niemal na dwa lata przed rozpoczęciem się owej wielkiej czystki, w na-

stępstwie której blisko 8 milionów ludzi powędrowało do wię­

zień GPU. W trakcie tej czystki miliony ludzi znalazły się pod oskarżeniem o zorganizowanie zamachów terrorystycznych - i przyznały się do nich. W tym jednak wypadku zginął tylko jeden człowiek i to o dwa lata wcześniej. Więźniowie wielkiej czystki łat 1937 i 1938, pomimo przyznawania się do winy, nie brali w tym udziału.

Drugie zastrzeżenie, które muszę uczyniĆ, dotyczy aparatu szpiegowskiego obcych państw. Z całą pewnością, mocarstwa tego

świata uprawiały w owych latach szpiegostwo także w Związku

Sowieckim, chociaż działalność agentów zagranicznych w tym kra- ju napotykała na nieporównanie większe trudności, niż w innych

częściach świata. Kraj był całkowicie odcięty. Obywatel sowiecki, wstępujący na służbę nieprzyjacielskjej centrali szpiegowskiej, nie mógł liczyć na to, że kiedykolwiek ocali swą głowę opuszczając kraj. Pieniądze nie mogły go zbytnio nęcić. Pieniędzy nieznanego pochodzenia, zwłaszcza zaś pieniędzy z zagranicy, nie mógłby wydawać nie ściągając na siebie podejrzenia. Ludzi, wstępujących

w służbę obcego państwa z pobudek ideologicznych, można było znaleźć tylko wśród członków dawnych klas, obalonych przez

rewolucję. Klasy te były jednakże w owym czasie już zatomizo- wane. w stanie ~:ozkładu, straciły wiarę w zwycięstwo swej spra- wy. Na ogół nikt nie nadstawia głowy za sprawę, którą uważa za straconą.

Toteż centralom zagranicznym nie łatwo było werbować

agentów wśród obywateli sowieckich. Wciąż jednak mogli pozo-

srawać jeszcze w kraju ludzie, którzy za czasów dawniejszych, kiedy to zwycięstwo władzy sowieckiej nie wydawało się jeszcze tak pewne, wstąpili w służbę państw obcych i nie mogli się już

z niej wycofać. T en aparat nieprzyjaciela nie mógł być wielki, tym niemniej musiał jednak istnieć. Wśr6d wielkiej liczby aresz- towanych na chybił trafił mogli się więc przypadkowo znaleźć także prawdziwi szpiedzy. Mówiąc jaskrawo, jeśli aresztowało się bez wyboru wszystkich mieszkających w pewnej dzielnicy miasta, to musiał między nimi znaleić się także szpieg, mający tam swą siedzibę. Wprawdzie GPU nie aresztowała samowolnie wszystkich mieszkańców jakiejś dzielnicy miasta, jednakże za- sada doboru, która była myślą przewodnią masowych aresztowań

lat 1936, 1937 i 1938, dawała ten sam wynik: ofiarą padali ludzie przypadkowi. Działalność GPU w owym czasie nie da- 22

(22)

wała żadnej gwarancji, że ugodzi raczej w rzeczywistych wrogów władzy sowieckiej, niż w niewinnych obywateli. Co więcej, pow- szechna psychoza, wywołana stalinowskim hasłem czujności, do- patrywanie się wszędzie szpiegów, przymus bezpodstawnych de- nuncjacji, paraliżowały działalność organów władzy państwowej, mających za zadanie obronę przed rzeczywistymi wrogami.

Co więcej: przy ówczesnych metodach aresztowań i śledztwa organy NKWD nie miały żadnej szansy odróżnienia przypadkiem

Współaresztowanego rzeczywistego szpiega od innych szpiegów fikcyjnych, przyznających się do swej zmyślonej winy pod nacis- kiem przesłuchań. Jeśli już prawdziwy szpieg wpadł w tę sieć, to mógł się ukryć w szarej masie zaaresztowanych milionów.

Prawdopodobnie, jak wszyscy inni, przyznawał się do zmyślonej winy, wymieniał jako wspólników niewinnych ludzi i osłaniał

tym swą rzeczywistą działalność i swych prawdziwych kamratów.

\V nielicznych wypadkach agenci zagraniczni wpadali przy przekraczaniu granicy w ręce agentów kontrwywiadu wojskowego.

W celach więziennych niewidzialna ściana oddzielała takich ludzi od pozostałych więźniów. Skoro już raz zostali zdekonspirowani i ujawnili swe prawdziwe oblicze przed sędzią śledczym, nie za- przeczali także i w celi swej przynależności do zagranicznego apa·

ratu, z ramienia którego przekroczyli granicę. Inni, fikcyjni szpie- dzy, dywersanci, terroryści, podpisywali w gabinetach sędziów śledczych protokoły, w których przyznawali się do najbrudniej- szych zbrodni przeciwko władzy sowieckiej. Lecz z chwilą pow- rotu do celi uważali za oczywiste, że żaden z ich towarzyszy nie bierze tych zeznań na serio, tak samo jak za wykluczone uważali, by ktokolwiek z sowieckich ludzi, dzielących z nimi cele, w naj- mniejszej nawet mierze konspirował przeciw władzy sowieckiej.

Uczyniwszy wyjątek dla nielicznych agentów z zagranicy i abs·

trahując od czynu Nikołajewa, który podówczas już nie żył, mogę tedy z czystym sumieniem twierdzić, że wszyscy więźniowie,

którzy w owych latach - mniej więcej od połowy 1936 do l grudnia 1938 roku-= dostali się do więzień NKWD, byli pod

względem prawnym, politycznym i moralnym niewinni, bez

względu na to, czy się przyznali czy nie przyznali do winy.

Byli oni niewinni w podwójnym sensie. Zaclen z . nich nie

uprawiał szpiegostwa, żaden nie sprzedawał kraju Niemcom czy Japończykom, żaden nie planował i nie dokonywał jakichkolwiek aktów sabotażu. Można by jednak przyjąć, że panująca wówczas w Związku Sowieckim racja stanu nakazywała ich prześladować

nawet jeśli nie popełnili żadnej ze zbrodni, które im zarzucał akt oskarżenia. Można by przyjąć, że aresztowani knuli spiski, jeśli nie przeciw władzy sowieckiej, to jednak przeciwko panującemu

23

(23)

podówczas w partii reżymowi. Można by przyjąć, że usiłowali oni drogą zorganizowanej działalności podziemnej stworzyć przesłan­

ki dla obalenia tyranii stalinowskiej w partii. Można by przyjąć, że aparat dyktatora wykrył spisek we właściwym czasie i chciał uwięzionych spiskowców napiętnować w oczach mas ludowych jako kontrrewolucjonistów, jako sabotażystów, jako agentów obcego państwa, aby ich pozbawić powszechnej sympatii, na którą bojow- nicy przeciwko tyranii mogą liczyć we wszystkich krajach i we wszystkich czasach. Nic podobnego. Ludzie ci nie byli wrogami socjalistycznej rewolucji, byli natomiast jej najbardziej zdecydo- wanymi zwolennikami. W swej ogromnej większości nie byli oni również opozycyjnymi przeciwnikami dyktatora. Tylko bar- dzo mała część pochodziła z szeregów dawnej opozycji. Także i ci od dawna już skapitulowali i zrezygnowali z wszelkiej dzia- łalności podziemnej. Wielka masa aresztowanych nigdy nie nale- żała do żadnej opozycji w partii, ani z nią nie sympatyzowała.

Mniejszość spomiędzy nich składała się nawet ze świadomych stalinowców, którzy swego czasu z pełną energią prowadzili walkę przeciwko opozycjom partyjnym różnej maści. Aresztowani byli poza tym ludźmi, nie różniącymi się swą postawą polityczną od milionów, pozostających poza więzieniami. Byli to ludzie p r z y p a d k o w i. W głębi swej duszy byli oni na pewno nastawieni przeciwko dyktatorowi. To jednak najgłębiej ukryte nastawienie dzielili z ogromną większością narodu. Nie pozwalali temu nastawieniu się ujawniać, gdyż znali niebezpieczeństwo, ja- kie dla osobistej wolności ich samych i ich rodzin kryło w sobie każde nierozważne słowo. Jeśli to starannie ukryte nastawienie stanowić miało kryterium aresztowań, w takim razie GPU zaaresz- towało albo o B milionów ludzi za dużo, albo o 152 miliony za mało. Po wydarzeniach lat 1932 i 1933 nastawienie mas lu- dowych zwróciło się przeciw dyktatorowi. Chłopi nie wybaczyli mu głodu owych lat, który zmiótł miliony ich braci; prołetarius:ae i intelektualiści w miastach nie wybaczyli mu zdławienia wolności.

Wypierali jednak te przeżycia ze swej świadomości. Głód prze- minął, gospodarka poprawiała się, ludzie rosyjscy spodziewali się, że razem z poprawą gospodarczą powróci także i wolność. Zaczę­

to powoli zapominać ciężkie lata i cieszono się z postępów kraju.

T en proces gospodarczego i duchowego ozdrowienia przerwało jak piorun z jasnego nieba opublikowanie w sierpniu 1936 roku oskarżenia przeciw Zinowiewowi, · Kamieniewowi i innym. Za·

częła się nowa epoka w rozwoju Związku Sowieckiego - epoka

wielkiej czystki. .

Opinia publiczna Zachodu do dzisiejszego dnia nie pojęła jeszcze w pełni, o co podówczas chodziło. Prasa europejska i ame- 24

(24)

rykańska śledziły wielkie procesy z napiętą uwagą. Ludzie, któ- rzy dawali wiarę oskarżeniu i zeznaniom oskarżonych, stawiali sobie pytanie: "jclc się to stało możliwe, że cała stara gwardia rewolucji, bohaterowie wielkiego października, wszyscy niemal bez wyjątku, przeszli na stronę nieprzyjaciela? Ze, wedle ich własnych zeznań, gotowi byli w imię odbudowy kapitalizmu, który sami obalili, popełniać najpodlejsze zbrodnie przeciw swe- mu krajowi, przeciw swym towarzyszom pracy, przeciw ideom, które stanowiły treść całego ich świadomego życia". Inni, którzy nie dawali wiary ani jednemu słowu oskarżenia, stali przed za- gadką: "Dlaczego oskarżeni przyznają się do niepopełnionych zbrodni". Wszyscy jednak ograniczali swe zainteresowanie do wielkich procesów pokazowych, do przewodu przeciwko przy- wódcom byłej opozycji partyjnej. Tak prasa burżuazyjna jak i opi- nia publiczna partii robotniczych ograniczały się do rozpatrywa- nia problemów kryminologicznych. Nikt nie zaglądał poza fasadę wielkich procesów. Nikt nie pojmował, co się rozgrywało w głę­

binach społeczeństwa rosyjskiego.

Po procesie przeciw Zinowiewowi i Kamieniewowi przyszedł

w styczniu 1937 roku proces przeciw Fiatakawowi i Radkowi, a w rok p6źniej proces przeciw Bucharinowi.

Każdy z tych wielkich procesów poprzedzała fala masowych

aresztowań, w ślad za każdym z nich rozlewała się prawdziwa

~wódź aresztowań. Aresztowani należeli do wszystkich sfer po- łttycznych społeczeństwa sowieckiego. Zaczęło się od aresztowa- nia dawnych opozycjonistów. Pierwsi stracili wolność trockiści, zinowiewowcy i bucharinowcy. Za nimi poszli wszyscy byli zwo- lennicy przedrewolucyjnych partii lewicowych. Więzienia wypeł­

nili mienszewicy i socjalrewolucjoniści, dasznacy armeńscy i na- cjonaliści gruzińscy, trudowicy i anarchiści, ukraińscy borbiści i żydowscy bundowcy. Ludzie ci w chwili aresztowania nie nale- żeli do żadnych podziemnych kółek tych partii, ani też nie szerzyli w owym czasie poglądów tych grup. Nie, byli to ludzie, którzy kiedyś, może lata całe przed rewolucją październikową, byli zwo- lennikami tych partii. Znaczna większość brała udział w rewolucji po stronie bolszewików, biła się w wojnie domowej po stronie czerwonych, wstąpiła do partii komunistycznej i zasłużyła się

bardzo w dziele socjalistycznego budownictwa. Teraz niszczono ich za grzechy młodości, za to, że przed rewolucją prowadzili walkę przeciw caratowi pod sztandarami 'socjalrewolucjonistów a nie bolszewików, albo za to, że jako młodzi· robotnicy lub gimnazjaliści podczas rewolucji 1905 roku rozdawali w fabry- kach i koszarach ulotki, podpisane przez anarchistów czy mien·

szewików. Wybór grupy rewolucyjnej był przy tym w owych 25

(25)

latach walki przeciw caratowi sprawą czystego przypadku. jeden zdecydował się na mienszewików, gdyż jego uniwersytecki kolega

był mienszewikiem. Inny wybrał socjalrewolucjonistów, gdyż w jego gminie wiejskiej nie było żadnej innej partii rewolucyjnej.

Trzeci został bolszewikiem, gdyż strajk w jego fabryce prowadził bolszewicki komitet. Wszystkich jednoczyła nienawiść do samo-

dierżawia. Wszyscy walczyli wspólnie o wolność ludu i o spra- wiedliwszy ustrój społeczny. Młodzi robotnicy i studenci owych czasów nielegalnej walki byli "rewolucjonistami" w ogólnym zna·

czeniu tego słowa i nie akcentowali zbytnio teoretycznych różnic w koncepcjach politycznych. Razem ze swymi bolszewickimi to- warzyszami prowadzili walkę, razem szli do więzień caratu, razem na syberyjskie zesłanie. PóZniej, za czasów wielkiej rewolucji, przeważnie wyrzekli się swych dawniejszych zapatrywań i stanęli pod przewodem bolszewików - partii, która najbardziej zdecy·

dawanie biła się o zwycięstwo reWolucyjnego socjalizmu. Potem walczyli na wszystkich frontach wojny domowej, głodowali w la- tach wielkiej nędzy, budowali i pracowali w okresie pięciolatek.

A teraz, po trzech dekadach - postarzeli w służbie rewolucji - musieli iść znowu do więzień, do więzień bolszewików, swych dawnych towarzyszy walki.

Siedzieli w celach i rozmyślali. Wspominali swych towarzy- szy, którzy już w pierwszych latach po roku 1917 poszli do

więzienia. Byli to ci nieliczni między nimi, którzy nie chcie·

li iść drogą dyktatury. Byli to jednak ludzie, którzy z własnej woli wzięli na siebie ciężar więziennej doli. Drzwi do ich cel stały przez cały rok otworem. Mogli się zaprzeć sami siebie - i otwierała się przed nimi nie tylko wolność, ale i droga do

najwyższych godności państwowych. Rezygnowali z tego, nie chcieli bowiem pokrywać swym nazwiskiem linii rządzącej partii.

Walczyli o wolność całego ludu, więc gdy nadeszła rewolucja nie zamierzali rezygnować nawet z ułamka tej wolności tylko po to, by zabezpieczyć drogę rosyjskiej klasy robotniczej do władzy i tym samym socjalistyczne przeobrażenie społeczeństwa. Siedzieli w więzieniach rewolucji, jak przedtem siedzieli w więzieniach ca- ratu. Najwyższym sędzią ich postępowania nie była historia ~iata, która zawsze przyznaje słuszność panującym, lecz ich własne su- mienie, które zabraniało im wszelkiego kompromisu. Tacy byli więZniowie z roku 1917. WięZniowie z roku 1937 nie mieli z nimi nic wspólnego. Dziesięciokrotnie kapitulowali przed panu- jącą grupą w partii, brali udział we wszystkich zwrotach linii politycznej, przysięgali na wierność wodzowi, jeśli nawet w gł~bi serca potępiali jego politykę, pluli na kolegów, popadłych w nie- łaskę, jeśli tego od nich żądała partia - i wszystko to nic nie 26

(26)

miało im pomóc? Zostali teraz pozbawieni wolności, albowiem przed 30-tu laty nie należeli do małej grupy bolszewików, lecz do innych partii rewolucyjnych?

Myśli powyższe dręczyły ich mózgi tylko przez kilka tygodni.

Potem w ślad za nimi przyszli do więzień ich dawni bolszewiccy przyjaciele. Z wiosną 1937 roku, uchwałą Komitetu Centralnego partii, rozwiązany został klub starych bolszewików i to był sfgnał do masowych aresztów starych partyjników. Kto był w partii od dawna, musiał kiedyś powiedzieć jakieś nierozważne słowo,

które - swego czasu zupełnie niewinne - teraz stawało się w najwyższym stopniu ryzykowne. Tajne akta GPU miały dobrą pamięć. Jeśli im coś uszło, tysiące denuncjantów dbały teraz 'o to, by nic nie zostało zapomniane. Dawne wypowiedzi heretyckiej natury były jednak tylko pozorem, rzeczywiste przyczyny areszto- wań leżały głębiej. starzy rewolucjoniści, czy to mienszewicy,

socjalrewolucjoniści, czy też prawdziwi bolszewicy, walczyli prze·

ciw caratowi o wolność. Dawniej kochali wolność i być może wciąż jeszcze zachowali w swych sercach miłość, a przynaj·

mniej lękał się tego dyktator. Bojownicy wolności nie byli po- trzebni despotycznemu reżymowi. Należało ich usunąć - i zostali

usunięci.

Lecz ta likwidacja świadomych politycznie warstw narodów Związku Sowieckiego była tylko przyrwką do procesu, który wydaje się tak bezprzykładnie nonsensowny, że ciężko jest go opi-

sać i jeszcze ciężej znaleźć dla niego wiarę na Zachodzie, mimo jak najstaranniejszego odtworzenia faktów. Aresztowania starych rewolucjonistów i co starszych partyjników objęły już setki ty-

sięcy. Wstrząsnęły one fundamentami życia sowieckiego do głębi.

Ale masy· ludowe wciąż jeszcze sądziły, że wszystko to dotyczy panujących, jest konfliktem w łonie panującej partii. Jednakże w drugiej połowie 1937 roku aresztowania zmieniły sw6j cha- rakter. Objęły one teraz także i bezpartyjnych, liczba ich rosła

ponad wszelką miarę. Dniem i nocą ·pędziły samochody GPU ulicami miast rosyjskich i wyrywały niezliczone ofiary z miesz- kań, fabryk, uniwersytetów, laboratoriów, warsztatów kolejo- wych, oddziałów wojskowych i urZędów. Aresztowani ·należeli do wszystkich warstw zawodowych kraju. W celach spotykali się ze sobą robotnicy i chłopi, urzędnicy i członkowie wolnych zawo- dów, oficerowie i artyści. Aresztowani rekrutowali się ze wszyst- kich gałęzi gospodarki rosyjskiej. Aparat Ludowego Komisariatu Przemysłu Ciężkiego reprezentowany był na równi z aparatem administracyjnym rolnictwa, armii lub oświaty. Kraj dzielił się na pięćdziesiąt republik i obszarów autonomicznych. Na ich czele stały miejscowe rządy, które razem liczyły około 500 członków.

27

Cytaty

Powiązane dokumenty

Taki mały, taki chudy, nie miał domu ani budy, Więc go wzięłam, przygarnęłam, no i jest... Razem ze mną kundel bury penetruje

Dla chętnych- można przesłać nagrany filmik z ćwiczeń domowych, albo

BEHAVIOR=SCROLL powoduje, że tekst porusza się od jednego brzegu strony w kierunku drugiego, znika za nim i wypływa ponownie zza pierwszego brzegu. BEHAVIOR=SLIDE powoduje, że

Wiele nauczyłeś się od Pana Jeusa, który pragnie, abyś rozwijał w sobie hart ducha. Hart ducha to odwaga, męstwo, siła woli, panowanie nad sobą, niepoddawanie się

Zastanów się i zapisz w zeszycie odpowiedź na pytanie: Czym dla Ciebie jest słowo Boże?. Pomódl się słowami

Jednak dopiero w 2002 roku udało się zidentyfikować receptory smakowe odpowiedzialne za jego odczuwanie i umami oficjalnie dołączył do grona smaków podstawowych.. Z

Od kilku lat jest to konkurs &#34;Mikołajek&#34; nawiązujący do przygód słynnego bohatera książek Goscinnego i Sempe oraz filmów Trufaut.. Inicjatorkami konkursu

[r]