• Nie Znaleziono Wyników

M 2 3 . W arszawa, d. 7 C ^er wca 1891 r. T o m X .

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "M 2 3 . W arszawa, d. 7 C ^er wca 1891 r. T o m X . "

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 2 3 . W arszawa, d. 7 C ^er wca 1891 r. T o m X .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W a rs z a w ie : ro c zn ie rs. 8 k w a rta ln ie „ 2 Z p rze s y łk ą p o c z to w ą : ro c zn ie „ iO p ó łro c zn ie „ 5

P ren u m erow a ć m ożn a w R e d a k c y i W szech św iata i w e w s zy s tk ic h k się g a rn ia ch w k ra ju i zagranicą.

K o m ite t Redakcyjny W s zech św iata stanowią panowie:

| Aleksandrow ie* J., D eike K „ Dickstein S., H oyer H ., Jurkiew icz K., K w ietniew ski W ł.. K ram sztyk S.,

Natanson J., Prauss St. i W róblew ski W .

„W s z e c h ś w ia t " p rz y jm u je ogłos ze n ia , k tó ry c h treść m a ja k ik o lw ie k z w ią z e k z nauką, na n astępu jących w aru n k ach : Z a 1 w ie rs z z w y k łe g o druku w szpalcie a lb o je g o m ie jsc e p o b ie ra się za p ie rw s z y ra z kop. 7'/i>

j za sześć n astępnych r a z y kop. 6, za d alsze kop. 5.

^ .d r e s IRed-alscyl: 33Zrads:owsl£le-2?xzećLxxileŚGle, USTr ©©.

BURSZTYN

I ROŚLINNOŚĆ LASU BURSZTYNOW EGO.

M ato ciał kopalnych zdoła tak, ja k bu r­

sztyn zająć u w agę szerokich k ół in te ligien - i cyi. W y rz u c a n y z tajem niczych głęb in n ie­

znan ego starożytn ym m orza, w zbu dzał on ju ż podziw g re k ó w swą barw ą, połyskiem i własnościami elek tryczn em i, wskutek k t ó ­ rych T h a les p rzy p isy w a ł mu duszę. C h o­

ciaż obecnie zn ik ła wartość bursztynu ja k o tajem n iczego płodu natury, lub amuletu, chociaż moda o b n iży ła je g o wartość ja k o klejnotu , to jed n a k w iąże się z nim ty le cie- j ka w ych kw estyj naukowych, że zająć on \ może fizyk a i chem ika, g ie o lo g a i gieografa, botanika i zoo lo ga , wreszcie arch eologa lub badacza h istoryi kultury.

Dość pow szechnie pod nazwą bursztynu pojm u ją w szelkie ż y w ic e kopalne, do bur-

j

sztynu ba łtyck iego podobne, często różne ! od siebie własnościam i fizyczn em i i che mi- cznemi, w iekiem g ie o lo g ic z n y m i rozm iesz-

j

czeniem gieograficzn em , w reszcie pochodzą- i

ce z rozm aitych d rzew szp ilk ow ych . O b e ­ cnie zajm ę się je d y n ie jed n ą z tych żyw ic, n ajlepiej poznaną, najpospolitszą i n a jc ie­

kawszą, t. j . bursztynem bałtyckim c z y li t. zw . sulccynitem.

Bu rszyn bałtycki (su kcynit) jest żyw icą kopalną b a rw y z w y k le żółtśj, rzadziój czer­

w on aw ej lub zielona w ój, n ajrzad ziej lekko niebieskiej. O dm ian y nieprzezroczyste, bia­

łe, brunatne lub ciem no-żółte zaw dzięczają swą b a rw ę bańkom pow ietrza różnej w ie l­

kości i obfitości lub zanieczyszczeniom o r­

ganicznym . Skład chem iczny jest następu­

ją c y : w ęgla 78,63, wodoru 10,48, tlenu 10,47, siarki 0,42 procentów. P r z y suchej d ystylacyi w ytw a rza kwas bu rsztynow y w ilości 3 — 8°/0, dlatego pary bursztynu drażnią błony śluzow e i pobudzają do ka­

szlu. W w od zie nierospuszczalny, trudno i w n iew ielk iej ilości rospuszcza się w c ia ­ łach rospuszczających żyw ice np. alkoholu, eterze, terpentynie, siarku w ęgla lub ch lo­

roform ie. C ię ża r w łaściw y 1,050— 1,096, zm ienny, bo za leżn y od ilości baniek p o w ie ­ trza w bursztynie; niektóre bursztyny o zna­

cznej zaw artości pow ietrza p ływ ają po w o ­

dzie. N ie je s t kruchy, daje się łatw o o b ra ­

biać, twardość 2 — 2 */2. B ardzo często ma

(2)

354

W S Z E C H Ś W IA T .

N r

'li

w sobie za lep io n e istoty organ iczne, n ajczę­

ściej ow ady, rza d ziej ślim aki, pióra pta­

ków , w ło sy ssaków, k w ia ty, liście lub ka­

w a łk i drzew a.

B u rsztyn zn a jd u je się na przestrzen i zn a ­ czn ej. G ran icę jeg o rozm ieszczenia określa lin ija pociągnięta z w sch odniego w ybrzeża A n g lii, przez H olan dyją,. Saksoniją, Szląsk, K r a k ó w , L w ó w , W o ły ń , U r a l i za gięta do F in la n d y i, S z w e c y i p o łu dn iow ej i D anii.

N a całej tej p rzestrzen i ty lk o na bardzo szczupłój p o w ierzch n i zn a jd u je się w w a r­

stwach trz ecio rzęd o w y c h , m ia n ow icie na k ilk o m ilo w e j dłu gości w yb rzeża sam bijskie- g o nad B a łty k ie m , na zachód od K r ó le w c a oraz w samym L w o w ie . W e w szystkich innych miejscach je s t on w czasach p ó źn ie j­

szych naniesiony, bądźto fa la m i m orza, w y ­ rzu cającego go aż na a n gielskie w yb rzeże, bądźto ja k o d y lu w ija ln e g ła z y narzutow e, razem z granitam i i innem i eratycznem i blokam i.

A l e i na w yb rzeżu sam bijskiem , p o d o ­ bnie ja k w e L w o w ie , bu rsztyn, zn ajdu jący się w w arstw ach trzecio rzęd o w y c h , nie jest na łożu pierw otn em ale poehodnem .

D z ię k i badaniom M a rcin o w sk ieg o, .Ten- scha, a przedew szystkiem Zaddacha znam y dostatecznie w aru nki g ie o lo g ic z n e , tow a ­ rzyszące w ystępow aniu bursztynu w Sam - bii. N a warstwach fo rm acyi k r e d o w e j le ­ ż y tam około 75 m etrów gru b y kom pleks w a rstw foi-macyi gla u k o n ito w ej, c z y li bur- sztynonośnej. W tym kom pleksie zw ła sz­

cza siw e iły , t. zw . p rzez g ó rn ik ó w ziem ia

„blau e E r d e ” , za w iera o lb rzym ią ilość bu r­

sztynu, razem z k a w a łk a m i liczn em i drzew , o raz skam ieniałościam i m orskiem i, cechu- ją cem i piętro d oln o-oligoceń skie. W a rs tw y te leżą w znacznej głęb ok ości p raw ie p o ­ ziom o i u ry w a ją się pod pow ierzch n ią m o ­ rza, które cią gle j e podm yw a, n iszczy a bur­

sztyn bądź na b r z e g i w yrzu ca, bądź w sw ych głębiach pochłania. Z n a jd o w a n ie się obok bursztynu skam ieniałości m orskich je s t d o ­ w od em jasn ym , że n ie w tem m iejscu, g d zie bu rsztyn obecnie je s t zło żo n y porastał las d r z e w bu rsztyn ow ych w ytw a rza jących cen­

ną żyw icę. Sosna bu rsztynow a rosła g d z ie ­ in d ziej, m oże n aw et w nieco w cześniejszej epoce g ie o lo g ic z n e j, a je j ży w ica unoszona prądem p o to k ó w została pogrzebana w si­

nym ile doln o-oligoceń skiego morza. N a podstaw ie za w a rtych w bursztynie roślin uciera się coraz silniej zapatryw anie, że las bu rsztynow y rósł w epoce eoceńskiej, gdzie?

tego nam dotychczasow e badania nie w y k a ­ za ły. T a k w ięc las bu rsztynow y, którego roślinność i faunę lą d ow ą znam y d ok ła ­ dniej niż roślinność lub faunę ja k ie jk o lw ie k innej epoki, nie daje się zazn aczyć na kar­

cie gieogra ficzn ej, nie znam y przestrzeni, ja k ą zarastał, ani czasu, g d y to m iało m iej­

sce. N a form acyi bu rsztynow ej leżą w a r­

stw y młodsze, oligoceńskiego w ęgla bruna­

tnego, w nich odnaleziono piękną i bogatą florę kopalną odciśniętą w iłach. O p isa ł tę flo rę nestor paleobotan ików O. K e e r . R ó ż ­ ni się ju ż ona znaczuie od flo ry lasu bur sztyn ow ego, niema w n iej m alow niczych palm tropikow ych , przew ażają zaś w a w r z y ­ n y (L a u ru s), banksyje i eukaliptusy podobne do australijskich, figi, an drom edy i inne rośliny, które zdają się w skazyw ać, że k li­

m at ów czesny tój o k o lic y m iał średniej cie­

p ło ty rocznej około 17° C. N a warstwach brunatnego w ęgla leżą w reszcie w arstw y d y lu w ija ln e, n iek ied y w skutek działania lo ­ d o w ców podruzgotane.

1. Sosna bursztynowa i tworzenie się bursztynu.

W sp o m n iałem ju ż , że razem z bu rszty­

nem znajdu ją się często pniaki, lub d rza zgi d rze w rozm aitych. N ie b y łob y słusznie przypu szczać, że te w łaśnie d rzew a w y d a ­

w a ły bursztyn, bliższe badanie poucza na­

w et, że nie są to z w y k łe d rze w a z roślin szp ilk o w ych pochodzące, lecz topole, w r z o ­ sy i inne. M im o to często można po zbio rach w id zieć k a w a łk i tych d rze w bądź to pod nazw ą drzew a bu rsztyn ow ego, bądź to ra jsk iego (P a ra d ie s h o lz). N atom iast zn a j­

dują się, lubo rzadko, w bursztynie k a w a łk i zatopionej k o ry lub drzew a, a n aw et całe ga łą zk i lub korzen ie, na których ju ż go- łem okiem dostrzegam y bursztyn w y p e łn ia ­ ją c y szczelin y i sęczki, o b lew a jący j e z w ie rz ­ chu lu b za w a rty je d y n ie w rozm aitej bu do­

w y przew odach żyw iczn ych . Są to szcząt­

k i d rze w a w yd a ją cego ż y w ic ę bursztynow ą,

które dzięki balsam ow i, w którym dłu gie

leżały w iek i, znakom icie są zachowane. B u ­

d ow a anatom iczna tych drzew , którą opiszę

(3)

N r 23. 355 niżej, w skazuje, że b y ły to sosny. Z n a ł ju ż

te sosny A y c k e w 1835 roku, lepićj opisał j e G oeppert, ale dopiero znakomita mono- gra fija p. H . Conw entza, d yrek tora muzeum przyrod n iczego w Gdańsku, która, w spom ­ nę tu naw iasow o, zachęciła mnie do pozna­

nia kw estyi bursztynow ej, w yśw ieciła w zu­

pełności budowę i sposób tw orzenia się ż y ­ w ic y bursztynow ój. T o , co w tej sprawie piszę niżej, opiera się praw ie w yłączn ie na tej m on ogra fii (H . Conwentz. M onographie der baltischen Bernsteinbaum e. Gdańsk, 1890, 4-o, 18 tabl. i 151 str. tekstu).

B u dow ę anatomiczną, sosny bursztynowej zbadać można dokładn ie na cienkich skraw ­ kach, n ajlepiej zaś na cieniuchnych blasz­

kach z d rze w a bu rsztynow ego w yszlifow a- nych. Zachow anie jest tak dokładne, że lepszego trudno naw et w ym arzyć, boć tu I sama natura uskutecznia ten techniczny proces, k tó ry od la t kilku dziesięciu w p ro ­ w adzony do techniki h istologiczn ej ogóln ie się p rzy ją ł. D rz e w a te są podobnie za lep io ­ ne w balsamie bursztynow ym , k tó ry p o w oli w ysechł i stw ardniał, nietracąc jasności i przezroczystości, ja k m y obecnie za lep ia ­ my preparaty h istologiczn e w balsamie ze św ierka kanadyjskiego (A b ie s balsamea), lub dam ary wschodniej (D am m ara orienta- lis). A b y dać p ojęcie o ostrości obrazów m ik roskopow ych takich szlifó w , nadmienię, że zupełnie dokładnie rozeznać na nich mo­

żem y ja m k i p o d w ó rk o w e i ich budow ę (n a przekrojach poprzeczn ych), sitka rurek sit­

k ow ych , a n aw et ją d ra kom órek m iękiszo- w ych kory, które rozlu źn ione wskutek cho­

ro b liw eg o zży w icen ia tkanek leżą pojedyń- czo w masie bursztynow ej.

R oczn e p rzy ro sty d rzew a gołem w id zi­

m y okiem , w ynoszą one średnio 0,4 m m g ru ­ bości, ale b y w a ją i 3,3 m m grube. R ó w ­ n ież gołem okiem w id zim y na przekroju poprzeczn ym d rzew a liczn e p rzew o d y ż y ­ w iczne. B y w a ją rozm aicie gęsto rozm iesz­

czone. YV korzen iu zw yk le 1 na p o w ie rz ­ chni 2 m m k w adratow ych , w pniu są nieco gęstsze, n iek ied y naw et po 4 na p o w ierzch ­ ni 1 m m kw . N a jo b fitsze są w gałązkach, tu b y w a ich średnio 2, ale n iek ied y do 8 na 1 m m kw . P r z e w o d y te pow stają przez rossunięcie się i rosk lejen ie ścianek w w ią z­

kach miękiszu, rozrzu conych bez ładu po

drzew ie. O prócz tych podłużnych przew o­

dów znajdują się i poprzeczne, biegnące w prom ieniach rdzennych. G łów n a jednak produ kcyja ż y w ic y odbyw ała się w korze.

T a była dość gruba, z zew n ą trz warstwą m a rtw icy pokryta, która podobnie j«k u na­

szej sosny leśnej, odpadała z pnia w postaci okrągłych łusek n ieregu larn ie o gra n iczo ­ nych.

O p ró cz tych przew odów żyw iczn ych m ię­

d zyk om órkow ych , znajdu ją się u sosny bu r­

sztynow ej inne, z w y k le w iększych ro zm ia ­ rów , powstające przez rospuszczenie tkanek m iękiszow ych, bądźto norm alnych, bądźto anorm alnie w ytw orzon ych . Często ścianki kom órek m iękiszow ych otaczających p rze­

w ód żyw iczn y m ięd zyk om órk ow y ulegają p rocesow i zżyw iczen ia (resinosis, w tym w y ­ padku succinosis), rospuszczają się, a p rze­

wód się pow iększa. Często w pierścieniach roczn ego przyrostu w ytw a rza ją się an or­

malne gru p y m iękiszu, n iekiedy bardzo ro z ­ leg łe, które w krótkim przeb iegu czasu u le­

ga ją degien eracyi ży w ic o w e j i zostaw iają w reszcie znaczną przestrzeń w d rze w ie w y ­ pełnioną bursztynem, podobnie, ja k to mo­

żem y n iekiedy zauw ażyć na deskach św ier­

k ow ych . O grom n a ilość p rzew o d ó w ży­

w icznych , znacznych z w y k le ro zm ia ró w do­

p row adza nas do przekonania, że sosny bur­

sztyn ow e tw o r z y ły w ięcej ży w ic y , niż sosna nasza lub św ierk, w ięcej naw et niż sosna austryjacka. Zn am y jed n a k i dziś d rzew a

| iglaste o nadm iernej produ kcyi ż y w ic y . D a- I mara wschodnia rosnąca na Sum atrze c zę­

sto kapie cała od żyw icy ; u stóp pni dam a­

r y białej (H a u r i) na N o w e j Z elan d yi z b ie ­ rają się często masy ż y w ic y k o p a lo w ej, w ażące do 50 k ilo gra m ów . T a k zn a c z ­ ne ilości ż y w ic y w yd ziela ją n iek ied y i na­

sze drzew a iglaste, ale jestto w ted y proces

ch orob liw y zw a n y zżyw icen iem , re zy n o zą

D rz e w a takie z w y k le w k ró tk im przeciągu

czasu giną w sku tek w yn iszczen ia, w skutek

n adm iernego p rzetw a rza n ia m ączki i celu ­

lo z y w terpeny, niebiorące ju ż udziału

w przem ian ie m ateryi w roślinie. M o że

właśnie takiemu procesow i patologicznem u

zaw d zięczam y te o lbrzym ie masy bursztynu

ja k ie są złożon e w form acyi bursztynonoś-

nej i on to zapew ne b y ł p rzyczyn ą w y g i ­

nięcia sosny bu rsztynow ej.

(4)

356

W S Z E C H S W IA T .

N r 23.

B u dow a anatom iczna d rzew a bursztyno­

w e g o w ykazała, że poch odzi ono z sosny i to je d n e g o j ć j gatunku, a nie ja k G o ep p ert m n iem ał z k ilk u . Sosna ta została p rze z G oep p erta nazwana P in itessu ccin ifer, którą to n azw ę C on w entz zam ienił na P in u s suc- cin ifera. N a zw a G o ep p erta p och od zi z 1840 roku, nie jest je d n a k najstarszą, i m iło je s t przypom n ieć, że na k ilk a la t p rzed G oep - pertem J ó z e f H a czew sk i, w zn a k om icie ja k na ten czas napisanój m on ografii b u rszty­

nu p olskiego (d ru k ow a n ćj w S y lw a n ie z 1838 roku, n a zw a ł d rze w o w yd a ją ce b u r­

sztyn A b ie s bitum inosa. S zk od a , że niem - cy, k tó rym nauka za w d zię cza p ra w ie całą obecną w iedzę o bursztynie, n ie w ie d z ie li o pracy H a czew sk ieg o , u sp ra w ied liw ia ich w części ję z y k , w ja k im b y ła pisana i p ra ­ w d z iw ie rzadkie pism o, w k tórem się u kaza­

ła, jest je d n a k rzeczą p rzyk rą , że u nas nie p ob u d ziła n ik o g o do dalszych w tym k ie ­ runku stu dyjów , a n a w et spotkała się z nie- zasłużonem lek cew ażen iem (B ib lijo te k a w arszaw ska 1844 i 1845). D ziś w p ro w a d za ć do nauki n azw ę H a c z e w s k ie g o na m iejsce in n ó j,ju ż utartej, d o p ro w a d ziło b y je d y n ie do zamięszania, n ie czyn ię w ięc tego , ale ch cia ­ łem podnieść fakt, że u nas • poraź p ie r w ­ szy ochrzczono sosnę bu rsztynow ą.

C o do w yg lą d u sosny bu rsztyn ow ej m a­

m y ty lk o d om ysły, ale obracając się w g r a ­ nicach ciasnych G o ep p ert p o d a je j'ćj g ru ­ bość na 12 stóp, H a czew sk i ob licza w y s o ­ kość (w sposób b łę d n y ) na przeszło 100 stóp.

Co do jó j liści, k w ia tó w i o w o c ó w rz e c z się przedstaw ia ja k następuje. W bursztynie znaleziono liście czterech ga tu n k ów sosien.

Z tych trz y (P in u s silvatica G o ep p . et M en - ge, P . baltica C on w ., P . banksianoides G oepp. et M e n g e ) m ają po d w ie s zp ilk i na pędzie skróconym , podobn e są w ięc w tym kierunku do naszój sosny leśnój (P . silve- stris L . ), lubo p rzy p o m in a ją raczój ga tu n k i japońsk ie lub półn ocn o-am erykań skie. G a ­ tu nek czw a rty (P in u s cem b rifolia Casp.) ma po 5 ig ie ł na pędach skrócon ych p o d o ­ bnie ja k tatrzań skie lim b y. K t ó r a z tych sosien je s t tą, k tó ró j d rzew o i korę, w y d a ­ ją c e bursztyn w yżój opisałem , n ie w ia d o ­ mo. L iś c ie te są bard zo rzadkie, znam y ich razem za led w ie kilkan aście n iezaw sze dobrych okazów , m oże w skutek tego, że

opadały tylk o w tedy, g d y żyw ica ju ż stw ar­

dniała, wskutek czego nie u lega ły zatopie­

niu. P o d o b n ie w jesie n i opadają szpilki naszój sosny. N atom iast obfitsze są w bur­

sztynie męskie kw iatostany sosien, które w w ie lk ić j ilości opadają po okw itn ięciu , w epoce żyw eg o tw orzen ia się ży w icy . R ó ­ w n ież często napotykam y p y łe k k w ia to w y dla sosny charakterystyczny, zaś k w ia ty żeń­

skie są bardzo rzadkie, a w łaściw ie do dziś w je d n y m tylk o znane okazie.

(c. d. nast.)

M a ry ja n Raciborski.

0 wylęganiu się jaj w p i j e ! .

T r e ś ć od czy tu , m ia n e g o w sek cyi b ijo lo g ic z n e j b ry - ta ń sk ieg o sto w a rzys ze n ia postęp u nauk, pod czas

zja zd u w L e e d s w e W rz e ś n iu 1890 r.

G a d y są po w iększój części ja jo ro d n e, z w yją tk iem n iektórych jaszczu rek i w ężów , a m ian ow icie żm ij i w ężów m orskich, będą­

cych ja jo ży w o ro d n em i, t. j . ja jk a w ylęg a ją się u nich w ew n ą trz m atki, n iek ied y p o d ­ czas ich znoszenia, ja k to ma m iejsce u na- szój żm ii.

N ie w ie le dotychczas pisano o w ylęg a n iu się ja j wężych. P ie rw s zą n ieled w ie w ia d o ­ mością o tym przedm iocie, ja k się zdaje, są spostrzeżenia Valenciennesa, czyn ione I w J a rd in des P lan tes 1841 r. nad pytonem (P y th o n b ivittatu s) k o ło 10 stóp dłu gim . T e n w ąż w początkach M a ja z ło ż y ł piętn a­

ście ja j. P r z e z pięćdziesiąt dni leża ł on na nich z w in ięty , poczem w y lę g ło się osiem ja j i p o w y c h o d ziły z nich m łode w ęże, każ­

dy k o ło pół m etra d łu gi. Z e w zględu na tem peratu rę matki, Yalen cien n es podaje, że p rze z ca ły czas w y lężn iczy w idoczn e było podniesienie się tem peratury, które w p o ­ czątkach było najw iększe i stopniow o ma­

la ło do końca tego peryjodu .

W r. 1862 Sclater opisał w Proceed in gs

o f the Z o o lo g ic a l S ociety pyton a (P y th o n

(5)

N r 23.

W S ZE C H ŚW IA T .

357 Sebae), w ylęg a ją cego przez osiem dziesiąt

d w a dni swe ja jk a , których b y ło sto, po- czem j e usunięto; żadne z nich nie w y lę g ło się, a w pięciu lub sześciu zn ajd o w a ły się zarodki. Ze w zględ u na tem peraturę p o ­ daje on,że zawsze samica była cieplejsza od samca. Za każdym razem czyniono p o d w ó j­

ne spostrzeżenie, umieszczając term om etr na pow ierzch n i ciała i pom iędzy je g o splotami.

W każdym razie tem peratura węża była w yższa od tem peratury otaczającego p o w ie­

trza, pom ięd zy splotam i w yższa a niżeli na pow ierzch ni ciała.

W tym samym roku pu łkow nik A b b o tt zaw iadom ił, że posiada w In d y ja ch samicę boa, która p rze z tr z y miesiące w ylęgała ja jk a , których zniosła czterdzieści osiem.

W końcu tego czasu otw orzono je d n ę sko­

rupę i zn aleziono w niój zupełnie uform o­

w anego m łodego węża.

W r. 1880 Forb es dokonał k ilka spostrze­

żeń w o g ro d zie tow a rzystw a zoologiczn ego w L o n d y n ie nad ja jk a m i P y th o n malurus.

W ą ż m iał koło dwunastu stóp długości i w nocy z 5 na 6 C zerw ca zniósł blisko dwadzieścia ja j, poczem zw in ą ł się naokoło nich, praw ie zupełnie zasłaniając je przed w zrokiem . W m ow ie będąca samica w y ­ siadyw ała p rzez sześć tygodn i, niebiorąc p rzez ten czas żadnego pokarmu, a ja k się zdaje, raz ty lk o w początkach L ip c a opu ­ ściła je zrana na k ilk a godzin.

D n ia 18 L ip ca , t. j . w czterdzieści trzy dni po złożeniu, ja jk a o k a zy w a ły zjaw iska psucia się i zostały usunięte; ty lk o jed n o czy dwa b y ły z zarodkam i.

P o czą w szy od 14 C zerw ca aż do 18 L ip ­ ca, t. j. do końca w ysiadyw an ia ja jek , co dw a lub trz y dni o godzin ie 12 w południe i o 2 po południu starannie m ierzono tem ­ peraturę samicy i samca, trzym anego w tych samych warunkach. Tem peratu ra samicy j b yła stale w yższa i bardziej stała, aniżeli samca. P o m ię d zy skrętami ciała tempera-

j

tura była w yższa n iż na pow ierzch n i skóry.

W ą ż w od n y (Trop id on otu s n a trix ) składa j od piętnastu do trzydziestu ja j i głów n ie umieszcza j e w kupach gnoju, oraz w d z iu ­ rach i szparach pom iędzy kamieniami lub ; pod niemi. A u to r często zn a jd o w a ł j e ku k o ń cow i L ip ca , a jed e n z w ężów trzym anych

j

w n iew oli zniósł ja jk a ju ż d. 11 t. m. Z po- :

w odu delikatności skorupy ja jk o bardzo ła ­ tw o uszkodzić.

Posp olicie znajdują się one blisko po­

w ierzchni, a zło żo n e głęboko w kupach gnoju zw y k le się nie w ylęg a ją , chociaż w późnój porze roku znajdują się w nich zupełnie uform owane, ale zdechłe węże. Z a ­ raz po złożeniu ja jk a są napęczniałe i złą­

czone lepką substancyją. Skorupa ros- patrywana pod mikroskopem składa się z błyszczących w łókien, ułożonych w k ilk a w arstw . P o m ięd zy wTarstwami zew nętrz­

nemu znajduje się mała ilość soli w apien­

nych. N a świeżych ja jk a ch , a jeszcze le ­ piej, na stwardnionych w kwasie chromnym w idać dziesięć w arstw w łókien bardzo ści­

śle ułożonych. Zew n ętrzn e w arstw y w y ­ różniają się obecnością m aczugowatych cia­

łek rozm aitej grubości i w ygląd u , p o ło żo ­ nych pom iędzy włóknam i.

J a jk a są pierw iastk ow o koloru biaław o- słomianego. Z biegiem czasu stają się nie­

co ciemniejsze, następnie brunatne, a w koń ­ cu bardzo ciemne; barwa nie zmienia się jed n a k jedn ostajn ie na całej pow ierzch ni skorupy, lecz w ystępuje w plamach bardzo zmiennój rosciągłości. Jednocześnie, sto­

pn iow o znika regu larn y zarys skorupy, któ­

ra się m arszczy i traci pierw otną spręży­

stość, a dołek w ygn iecion y na jó j p o w ie rz ­ chni stale się zachowuje. Zm niejszenie o b ­ jęto ści ja jk a praw dopodobnie za leży od pa­

row ania zeń w od y. N ad zw ycza jn a d e li­

katność jajek, oraz trudność u trzym yw ania ich w odpow iedniej w ilg o c i są głów n ym pow odem kłopotów połączonych ze sztucz- nem ich w ylęganiem .

D n ia 22 L ip c a 1889 roku autor znalazł w naw ozie inspektów ogórkow ych w S u rrey koło siedem dziesięciu ja j w ężych ro z d z ie ­ lonych na dw ie masy, położon e tuż jedn a obok drugiej i praw dopodobn ie zniesione przynajm niej przez dw a węże. Jajka b y ły napozór świeże, ale ok a zy w a ły w ielk ie ró ż­

nice w swym rozw oju , naw et oczyw iście złożon e przez tę samę samicę. P o zabraniu kilku ja j do zbadania, pozostałe poki-y- to n apow rót naw ozem i pozostawiono na miejscu.

D n ia 8 W rześn ia znow u j e odkryto i nie­

które spomiędzy nich zabrano do Lon d yn u .

P o otw orzeniu je d n e g o z nich znaleziono

(6)

358

W S Z E C H Ś W IA T .

w niem dobrze u form ow anego zarodka, okazu jącego w idoczne, ale słabe ruchy, W p o w y żej w ym ien ion ym dniu ja jk a p rze­

niesiono do L o n d yn u i n iektóre z nich u m ieszczono nazajutrz, dnia 9 W rześn ia , w zw ycza jn ym in ku batorze b a k te ry jo lo g i- cznym , u regu low anym na 32° C. Jajka umieszczono w miseczkach szklanych z małą ilością gnoju, u łożon ego na dn ie m iseczki i p o kryw ającego ja jk a . N ie k tó r e m iseczki b y ły otw arte, in ne zaś p o k ry te luźno p r z y - stającem i pok ryw k a m i szklanem i, pozw ala- jącem i na sw obodny p rze c ią g p o w ietrza . Z aw artość m iseczek u trzym yw a n a w stanie w ilgo tn y m zapom ocą w aty zm oczonej w w o ­ dzie. Jednocześnie n iek tóre ja jk a um iesz­

czono w podobnych warunkach, ale w tem ­ peratu rze pokoju, k tó rą u trzym yw a n o w w y ­ sokości 17° C. D n ia 17 W rześn ia in ku ba­

tor zaczął p rzeciekać i musiano oddać go do n ap raw y, a ja jk a um ieszczono w p o k o ju w tem peraturze k o ło 17° O, w inku batorze um ieszczono je n ap ow ró t d. 25 t. m.

D n ia 27 W rz e ś n ia dw a ja jk a stale tr z y ­ mane w tem peraturze pokoju o k a zy w a ły znak w ylęg a n ia się, t. j . g łó w k i m łodych w ężów p rze d a rły skorupę ja je k . Zau w ażono to o go d zin ie 10 w ieczorem . N astępnego dnia ja jk a p rzed sta w ia ły ten sam stan, t. j.

ze skorup w ysta w a ły ty lk o g ło w y . M is e c z ­ ki z ja jk a m i um ieszczono teraz na w ierzchu inkubatora, mniej w ięcej w tem peratu rze 24° C. O go d zin ie 1 po południu żadna nie zaszła zmiana, o g o d zin ie 10 w ieczorem oba w ęże w y s z ły ze skorup.

T e g o samego dnia, 28 W rześn ia , o g o d z i­

nie 10 w ieczorem dostrzeżono w ew n ą trz in ­ kubatora g łó w k ę w ęża, k tó ry o 10 rano na­

stępnego dnia zu p ełn ie u w o ln ił się ze sko- rupy ja jk a .

P r z e z następne dni w y lę g ło się nieco ja je k tak w ew n ą trz, ja k o też zew n ątrz in k u ­ batora.

N ie k tó re ja jk a trzym ane od 8 W rześn ia w n aw ozie w tem peratu rze pokoju koło 18° C w ystaw ion o dnia 25 t. m. za okno.

W n ocy n ajn iższa tem peratura w yn osiła 1,5° C. Następnego dnia znow u wniesiono ja jk a do pokoju, a 27 W rześn ia um ieszczo­

no j e w tem peratu rze 26° C. W y lę g a ły się

j

one później w ra z z innem i. J a jk a będące w inkubatorze le ż a ły naprzód na bokach, !

a następnie sp oczyw a ły na swych w ie rz ­ chołkach i w obu położeniach zd a w ały się zarówno dobrze w ylęgać.

Czas w ylęgan ia się ja je k trw a ł tedy sie­

dem dziesiąt pięć do dziew ięćd ziesięciu dni, g d y tymczasem, w ed łu g Yalenciennesa, w y ­ nosi on u pytona pięćdziesiąt sześć dni- Zauważono, że pom iędzy w ylęgan iem się ja j tego samego miotu, naw et w tych sa­

m ych warunkach, często kilka dni u p ły w a ­ ło. T ę pozorną różnicę w czasie w y lę g a ­ nia się m oże tłumaczy rozm aity stopień ro z ­ w oju składanych ja j.

W ą ż , trzym an y przez autora w n iew oli, z ło ż y ł d. 11 L ip c a 1890 r. osiemnaście ja j.

N ie k tó re z nich umieszczono w tem peratu­

rze 16° — 20° C. P on iew a ż do końca P a ź ­ dziern ika nie w y lę g a ły się, przeto niektóre z nich otw orzon o i znaleziono potom stwo dobrze uform ow ane, ale m artwe. Inne j a j ­ ka tego samego łęgu posłano na wieś i um ie­

szczono w kupie gnoju; dnia 9 W rześn ia otw orzono jed n o z nich i znaleziono w niem dobrze u form ow anego zarodka, który się jed n a k nie poruszał; ja jk a za częły się w y­

lęgać d. 24 W rześn ia, t. j. w siedem dziesiąt pięć dni po złożeniu.

W e d łu g pierw szego szeregu doświadczeń zdaje się, że tem peratura n iew iele w p ły w a na czas w ylęga n ia się ja j, przynajm niej po u p ły w ie pierw szych tyg od n i od czasu ich złożen ia. W ysta w ien ie na działanie atm o­

sfery także ich nie zabija, b yleb y tylk o b y ­ ły trzym ane n ależycie w ilgotno, albow iem n iek tóre z nich w y lę g ły się po przebyciu w ielu dni w atm osferze pokoju. W reszcie, ja jk a przynajm niej k ilka go d zin m ogą być w ystaw ion e na dosyć niską tem peraturę i ostatecznie w ylęg a ją się. Jak to można b y ło p rzew id yw a ć, ja jk a umieszczone w m a­

ły ch kubkach h erm etycznie zapieczętow a­

nych, w cale się nie w y lę g a ły .

P ro c e s w yk lu w a n ia się m łodych w ężó w bardzo je s t ciekaw y. N a p rzód w n a jw y ż- szem miejscu ja jk a , bez w zględu na je g o położenie, p o ja w ia się szpara, która pospo­

lic ie bard zo szybko p rzy b iera form ę lite ry

Y , przyczem kształtem i położeniem o d p o ­

w iada pyszczkow i m łodego węża, to je s t

w ierzch o łek V odpow iada w ierzch o łk o w i

je g o dolnej szczęki. W ęże często p rze z

k ilk a god zin pozostają w tem położeniu

(7)

N r 23.

W S Z E C H Ś W IA T .

359 z pyszczkiem na zew n ą trz w ystaw ionym ,

a będąc zaniep okojone, znowu w ciągają go do skorupy. W stanie natury autor w id y ­ w a ł w ężyk i, znajdujące się zu pełnie na z e ­ w nątrz skorupy, które w razie niebespie- czeństw a znow u się do niój chow ały. M ło ­ de węże zaraz po opuszczeniu skorupy są nader gła d k ie i w dotknięciu ja k b y aksa­

mitne. Ich ro gó w k a je s t pospolicie nieco mętna, co wszakże znika po kilku g o d zi­

nach; żółte plam y na karku są od samego początku dobrze odznaczone. Ś w ieżo w y- lęgn ięte osobniki są koło 15 cm dłu gie i w a­

żą koło 3 gram ów ; ja jk o w aży koło 6 g r a ­ m ów . N ie k ie d y rodzą się one z pęcherzy­

kiem żółtk ow ym , ale w takim ra zie zawsze zdychają. W ę ż e natychm iast po opuszcze­

niu ja jk a n adzw yczaj są żw aw e i po paru dniach w ydają za podrażnieniem charakte­

rystyczne syczenie.

A . W.

0 ZASTOSOWANIU BARWNIKÓW

D O B A D A Ń

FlIfJOLOGICICH U ZWIERUT.

(C ią g d a lszy).

Opisane pow yżój doświadczenia nad za- strzykniętem i do k rw i, ziarnistem i barw ni­

kami n ab rały w ie lk ie g o znaczenia, g d y z o ­ stało dow iedzion em , że choroby zakaźne pow stają przez działanie pew nych gatun­

ków m ik robów , przen ikających do o rga n iz­

mu różnem i drogam i. T a k samo, ja k zia ­ renka barw nika szybko ze k r w i znikają, grom adząc się przew ażn ie w pew nych ozna­

czonych organach, tak też m ikroby rzadko m ogą być dostrzeżone pod mikroskopem w k r o p li k rw i świeżo zebranej przez nakłó- cie skóry '), a po zastrzyknięciu większój

*) W y ją t k i p rz e d s ta w ia ją w ty m w z g lę d z ie m i­

k ro b y w ą glik a , c z y li karb u nk u łu (B a cillu s antbra- c is), g o rą c z k i p o w ro tn e j (S p iroc h a e te feb ris r e - ! c u rre n tis ), zim n ic y (C o c cid iu m m a la ria e ) i n iek tóre in n e, n a d er szyb ko ro zm n a ża ją c e się i stosunkowo i

ilości m ikrobów bądź nieszkodliw ych, bądź chorobotw órczych w prost do k r w i z w ie rz ę ­ cia po kilku godzinach w iększa część ich znika z ogólnego k r w i obiegu. P o jm u jem y teraz, dlaczego p r z y różnych chorobach zakaźnych dostrzegam y zajęcie w ątroby, a szczególnie śled zion y (n p. p r z y tyfusie, zim nicy, gorączce p o w ro tn e j) i dlaczego w tych organach n ajłatw iój dają się odna- leść pow odujące chorobę m ikroby. S kraw ki ze śledzion y zw ierzęcia zm arłego z zakaże­

nia w ąglikow ego, w łaściw ym sposobem za ­ barw ione, przedstaw iają w iele podobień­

stwa do skraw ków ze śledziony zw ierzą t, którym zastrzykn ięto drobnoziarnisty bar­

w nik, ty lk o że miąsz i naczynia znajdu jem y w ypełn ion e zabarw ionem i m ikrobam i pa- łeczkow atem i, zamiast ziarenkam i b a rw - nemi.

P o jm u jem y też teraz, dlaczego p rzy za ­ palnych stanach skóry, spow odow anych przez różne gatunki m ikrobów , w ystępuje obrzm ienie i bolesny stan g ru czołó w lim - fatycznych, zbierających lim fę z dotknię­

tych okolic. T a k np. obrzm iew ają gru czoły na szyi p rzy w ysypkach na g ło w ie lub tw a ­ rzy i zapaleniach gardła, gru czoły pachowe p rzy zastrzale na palcu i t. d. M ik ro b y

j

chorobotw órcze, dostawszy się ja k ą k o lw iek drogą do organizm u, z w y k le nie od razu

j

zdradzają swą obecność, lecz, za trzym a w szy się przez czas n iejaki w w yżój opisanych filtrach, rozm nażają się n ajp ierw p o w oli na

i

miejscu i dopiero przedostaw szy się do o gó l-

! nego k r w i obiegu i do bardziej sp rz y ja ­ jących ich rozrostow i orga n ów ro zw ija ją w całój pełni niebespieczną swą działalność.

T y m sposobem tłum aczy się dość zadaw al- niająco okres spokoju, c z y li in ku bacyjn y pom iędzy chwilą zarażenia i ja w n em w ystą­

pieniem choroby.

Nareszcie w ypada nam je szcze w yjaśnić

! zachowanie się bezbarw nych ciałek k rw i,

j

ciałek w ędrujących i innych leu kocytów j wobec m ikrobów . J eżeli te ciałka „p o że­

ra ją ” niestrawne ziarenka ba rw n ików , to można przypuścić, że tem chętnićj pow inny

n ie lic zn ie zjadane p rze z fa goc^ ty. M ik ro b w ą g li­

k o w y za strzy k n ię ty d o k rw i w znacznej ilośc i p o ­ c zątk ow o ró w n ie ż g in ie i d op ie ro po u p ły w ie d o b y za czy n a się znów p oja w ia ć w w iększej ilości.

(8)

360

w s z e c h ś w i a t.

N r 23.

się dobierać do m ik ro b ó w złożon ych z sub- stancyi organ icznej. W samej rz e c zy tak też i byw a. N ie s z k o d liw e m ik ro b y zastrzy- knięte do k r w i zw ie rzę c ia przedostają, się ostatecznie w szystkie do w n ętrza le u k o c y ­ tó w i ulegają, tam zniszczeniu ; to samo d z ie je się w części i ze szk o d liw em i m ik ro ­ bami. N a takiem zachow aniu się leu k o cy­

tów p olega też w części zdolność obronna, c z y li odporność o rga n izm u w z g lę d e m r ó ż ­ nych chorób za ra źliw y ch . C zęsto je d n a k m ik ro b y odnoszą z w y c ię s tw o w walce z leu ­ k ocytam i i w ted y orga n izm gin ie, je ż e li istn iejące w nim inne je s zc ze środki o b ro n ­ ne n ie zd oła ją go w yrato w ać. L e u k o c y ty grają, w ięc poniekąd ro lę p o lic y i sanitarnej, czuw ającej nad bespieczeństw em o rg a n iz ­ mu. W razie zja w ien ia się ja k ie g o ś n iepo­

w o ła n eg o in tru za w organ izm ie, leu k o cy ty natychm iast się skupiają naokoło n iego i n iety lk o go ch w ytają, ale n aw et zjadają.

S p ra w y zapalne pow stają po w iększój części pod w p ły w e m różn ych gatu n k ów m i­

k rob ów . Jeżeli w ięc za p a len ie rospoczyn a się od skupiania się ciałek ropn ych c z y li leu k o cytó w , można zgo d n ie z M ie c zn ik o - w em uznać to zja w is k o za rodzaj aktu obronnego c z y li „re a k c y i” organ izm u p rze­

ciw k o czyn n ikom ch orob ow ym w p o jęciu daw nój m edycyn y. O pisan e tu skupianie leu k o cytó w n aokoło w p ro w a d zon ych do ciała ziaren ek o b ojętn ych i m ik ro b ó w mniej lub w ięcej szk od liw ych s tw ie rd ził M ie c z n i­

k ó w u różn ych p rze zro c zy sty ch z w ie rz ą t b eskręgow ych i p ierw szy z w r ó c ił u w agę na obronne znaczen ie tego zjaw iska, a dla „k o ­ m órek zja d a ją c ych ” obcego intru za z a p ro ­ p o n o w a ł nazw ę „ fa g o c y tó w ” , która też p ra ­ w ie p ow szech n ie p rzy ję tą została. S ku pia­

nie się tych k o m ó rek w m iejscu za g ro żo - nem zostaje n iew ą tp liw ie spow od ow ane p rzez szk o d liw y w p ły w , ja k i w y w ie ra ją na tkankę p rze n ik łe do n iej obce ciała, w szczególności zaś m ik roby. C iała m in e­

raln e w o ln e od ostatnich z w y k łe nie w y w o ­ łu ją siln iejszeg o zapalenia, a m ian ow icie ropienia, które w ystęp u je p rze w a ż n ie tylk o p r z y obecności p ew n ych m ik rob ów . N o w - ’ sze dośw iadczen ia, p rze p ro w a d zo n e w czę­

ści także w p ra cow n i p a tolo giczn ej i ana- tom o-patologicznój uniw ersytetu w a rsza w ­ sk iego p rze z pp. Steinhausa, K r y ń s k ie g o

i Janow skiego, w yk a za ły, że tak samo ja k m ikroby w yw o łu ją ropien ie, tak też działa­

ją zupełnie w yja ło w io n e ich h odow le i n ie ­ które p rze tw o ry chem iczne (rtęć , o lejek terp en tyn ow y i in.), co dow odzi, że nie sama obecność m ikroba w y w o łu je ropien ie c z y li zapalenie z nagrom adzeniem fa g o c y ­ tów , ale wytwoi^y ich przem ian y m a teryi.

P r o d u k ty te, z jed n ej strony odd zia ły w ając na n e rw y , sprawiają, przek rw ien ie w części dotkniętój, z dru giej zaś pow odu ją p raw d o ­ podobn ie zm iany norm alnego stanu ściany naczyń w łoskow atych, uspasabiające osta­

tnie do przepuszczania na zew nątrz k o m ó ­ rek w ędrujących.

II .

W y ś w ie tle n ie ważnych zja w is k ż y c io ­ w ych p rzy pom ocy doświadczeń z ziarn i- stemi barw n ikam i, opisanych w poprzed za­

ją cyc h ustępach, nie nastąpiło od razu, le c z uskuteczniało się p o w o li i stopniow o. P r z e z ten czas udało się n iektórym badaczom p rzy pom ocy b a rw n ik ó w rospuszczalnych, w prow adzon ych do organizm u żyją cego z e ­ brać szereg nader pouczających spostrze­

żeń, k tó re w dalszym ciągu n iniejszego ar­

tyk u łu postaram y się treściw ie zestawić.

P ierw sze pom yślne rezu ltaty w tym k ie ­ runku zaw dzięczam y Chrząszczew skiem u, k tó ry w celu b liższego w yśw ietlen ia roskła- du naczyń krw ionośnych w nerkach w strzy­

k iw a ł zw ierzęto m do ż y ł zu pełn ie obojętn y stężony am onijakalny rostw ór karm inu. Z a ­ b iw s zy z w ierzę w k ilk a minut po w p ro w a ­ dzeniu barw n ika, w'kładał on natychm iast m ałe kaw ałki n erek i innych organ ów do bezw odnego w yskoku i p r z y g o to w y w a ł z nich po odpow iedniem stw ardnieniu skraw ki, które po sprzezroczyszczeniu w olejk u terp en tyn ow ym zostały zam kn ięte p om ięd zy szkiełkam i w la k ierze damaro- w ym . T y m sposobem Chrząszczew ski o t r z y ­ m y w a ł w cale udatne ok a zy organ ów z n ib y

„naturalną in jekcyją,” naczyń krw ionośnych,

a lb o w iem dom ięszany do k rw i. karm in p r z y

takiem postępow aniu ścina się w postaci

m iałkich ziarenek i uw ydatnia dość w y r a ź ­

nie obrysy naczyń krw ionośnych, p r z e ­

platających skraw ek organu. Chociaż po

w strzyknięciu karm inu w szystkie niezabar-

w ion e części ciała p rzyjm u ją p ozornie o d ­

(9)

N r 23.

W S Z E C H Ś W IA T .

361 cień ró żow y, to jedn ak w łaściw e z a b a rw ie ­

nie tkanek ciała pow staje dopiero po ich obumarciu; je ż e li w ięc działaniem wyskoku karm in zostaje od razu strącony, to nie może z naczyń w dostatecznej ilości p rzen i­

knąć do tkanek i rozw inąć w nich własności barw iących.

P o n ie w a ż C h rząszczew ski p rzy w spo­

m nianych dośw iadczeniach m iał właściw ie na w idoku w ykazanie, że o d k ryte wtenczas p rze z H e n le g o kan aliki pętlicow ate nie są niczem innem, ja k ty lk o naczyniam i w ło - skowatem i n erek (co się je d n a k okazało m ylnem ), zw ra ca ł w ięc p r z y rospatryw aniu sw ych preparatów także u w agę na zaw ar­

tość w yd ziela ją cych kan alików nerkow ych.

P o k a za ło się w tedy, że kanaliki n erkow e z a w ie ra ły ró w n ież karm in, osadzony w po­

staci ziarnistój i to tem w ięcej, im w ięcej pozostaw ion o czasu do przejścia barw nika ze k rw i do kanałów organu w yd ziela ją ce­

g o (go d zin ę i w ię c e j) i że m etoda „n atu ­ raln ej in je k c y i” m oże oddać w iększe usłu­

g i p rzy badaniach budow y i czynności gru czołów , a n iżeli p rzy badaniu naczyń, w ostatnim bow iem celu rosporządzam y ob­

fitością w yg od n iejszy ch metod in jek cy j- nych, dostarczających w części naw et b a r­

d ziej pouczających okazów.

W czasie opisanych tu doświadczeń bu­

dow a w ątrob y, ró w n ież ja k i budowa nerek, nie b yła jeszcze w zupełności rozjaśniona, a m ianow icie pierw sze początki kanałów żó łcio w y ch w w ątrob ie stanow iły przedm iot żyw yc h sporów p o m ięd zy badaczami. C h rzą­

szczewski u siłow ał k w estyją tę rostrzy- gnąć p rzy pom ocy karm inu za strzykn iętego do k rw io b ieg u żyją cego zw ierzęcia ; próby te nie d o p ro w a d ziły jed n a k do pożądanego rezultatu. W te d y Chrząszczew ski z w ró c ił się do innego barw nika, który tak samo, ja k ob ojętn y rostw ór karm inu, może bez szkody w znacznej ilości być w prow adzon y do k r w i zw ierzą t żyjących , a m ianow icie do karm inu in d y g o w eg o . P r z e tw ó r ten otrzym u je się przez rospuszczenie błękitu in d yg o w eg o w m ocnym kw asie siarczanym i następne zob ojętn ien ie tego rostw oru so­

dą. P o w s ta je tym sposobem sól, in dygo- siarczan sodu, w ym agająca jeszcze m o zo l­

nego oczyszczenia z różnych domięszek.

T e n czysty ,;in d yg o k a rm in ” rospuszcza się

łatw o w w odzie, z której może jed n a k w zu ­ pełności być strącony zapom ocą wyskoku lub nasyconych rostw orów chlorku potasu i in. G d y C hrząszczew ski w 2 do 3 g o ­ dzin po w strzyknięciu w odnego rostworu barw nika do krw i w ilości 50— 200 gram ów (stosow nie do w ielkości z w ierzęcia ) d o ­ strzegł obfite w yd ziela n ie się barwnika w moczu, zabił zw ierzę, w ło ż y ł małe ka­

w ałki ciem no-fijoletow o zabarw ion ych ne­

rek i w ątrob y do bezw odnego wyskoku i p rzy g o to w a ł z nich skrawki, postępując tak samo, ja k po zastrzylcnięciu karminu.

T y m sposobem udało mu się n ietylko o trzy ­ mać zupełnie zadaw alniające rezultaty, ale stanowczo rostrzygnąć kw estyją co do isto ­ tnego początku p rze w o d ó w żółciow ych.

O kazało się, że początkow e d ro g i żółciow e, w których w yd ziela ją cy się obficie barw nik został osadzony w postaci praw ie jedn ostaj­

nej błękitnej masy, tw orzą nader gęstą sieć cienkich kanalików, oplatającą wszystkie kom órki w tak zwanych zrazikach w ątro­

bowych. K a ż d a kom órka styka się jed n ą pow ierzch nią ze stosunkowo szerokiem na­

czyniem krwionośnem włoskowatem , o d ­ wrotną zaś pow ierzchnią z nader wąskim kanalikiem w yprow adzającym żółć, która z tych kom órek się w yd ziela . P o zastrzy- knięciu in dygokarm inu kom órki i ją d ra okazują tylk o blado-błękitnaw e za b a rw ie­

nie, po śmierci jed n a k zabarw ien ie ją d e r sztucznie się wzmacnia. Opisane tu spo­

strzeżenia Chrząszczew skiego, dające się ła tw o pow tórzyć, zostały też w krótce p o ­ tw ierdzone przez różnych badaczów, do których należał także dr P eszk e z W a r ­ szaw y.

P od ob n e rezu ltaty ja k w w ątrobie o tr z y ­ mał Chrząszczew ski także p r z y m ikrosko- pow em badaniu nerek po zastrzyknięciu indygokarm inu, z tą ty lk o różnicą, że bar­

w nik w ypełn ia tu św iatło stosunkowo sze­

rokich kanałów n erk ow ych w postaci d ro ­ bnych k ryszta łk ów igiełk ow a tych . H eiden- hain po pow tórzen iu tych doświadczeń nad nerkam i p o tw ierd ził spostrzeżenia Chrząsz­

czew skiego, lecz zaprzecza je g o tw ie rd z e ­

niu, że barw nik w yp ełn ia rów nież i torebki

stanowiące początki kanalików i obejm ujące

kłębki naczyniow e M a lp igh iego. W e d łu g

Heidenhaina, w yd ziela się z kłębków sama

(10)

362

w s z e c h ś w i a t.

N r 23.

[ t y lk o w oda, do k tórej dopiero p rzy p r z e ­ p ły w ie p rze z d łu g i la b iry n t k an alik ów s k rę ­ con ych przesączają się z k om órek części m oczu, a zarazem także in d yg ok a rin in . K o m ó rk i, w yścielające kan aliki skręcone (tu b u li u rin iferi con torti), odznaczają się ch arakterystyczn ą budową od k o m ó rek na­

błon kow ych w kanalikach prostych, c z y li w yw o d o w y ch nerek, zabierają w łaściw e c z ę ­ ści składow e m oczu, ja k ró w n ież i rospusz- czalne barw niki ze k rw i w stykających się z niem i naczyniach w ło sk o w a tych i oddają je w stanie zgęszczon ym p rze p ły w a ją cej koło nich w odzie, która bezustannie się są­

czy z w ym ien io n ych kłęb k ów . P o w s t r z y ­ knięciu in dygok a rm in u n erk i okazu ją w p ra ­ w dzie barw ę ciem no-błękitną, lecz k o m ó rk i w y d zieln icze stosunkowo słabo tylk o się z a ­ barw iają.

In d y go k a rm in oprócz żółci i m oczu p r z e ­ ch od zi także do innych w y d z ie lin np. do ślin y, lecz w z b y t m ałej ilości, ażeby można o trzym ać obfitsze osady działaniem w ysk o ­ ku i zresztą tak szyb k o w y d z ie la się z m o­

czem i żółcią, że po u p ły w ie k ilk u do k il­

kunastu godzin p ra w ie w zupełności znika z organizm u. Starano się w p ra w d z ie za­

trzym ać go w e k r w i na dłu ższy p rzecią g czasu p rze z p o d w ią za n ie p rze w o d ó w mo-

j

czo w y ch i żó łcio w y ch , le c z ta dość okrutna [ o p era cyja nie d o p ro w a d ziła do pożądanego rezultatu. N ie ró w n ie lepsze skutki osię- gn ięto p rzez w ielo k ro tn e w p ro w a d zen ie w iększych ilości barw nika do k r w i w ciągu | kilkunastu go d zin a naw et kilku dni. N a j­

ła tw ie j daje się takie nasycenie organ izm u barw n ik iem osięgnąć u żab, tru d n iej u z w ie ­ rzą t ciep łok rw istych . A r n o ld i je g o ucznio- I w ie (T h om a , K u ttn er, Z e lle r ) o trzy m a li tą drogą bardzo ciek aw e rezu lta ty. U żab, po ubezw ładnieniu mięśni ruchu do w oln ego za pomocą tru cizn y kurary, u żyw an ej p rze z j In d y ja n A m e r y k i p ołu d n iow ej do za tru ­ w ania strzał, w p ro w a d za li do gru bej ż y ły w ścianie brzusznej p o w o li znaczne ilości in d ygok a rm in u i z w y k le jedn ocześn ie z ra ­ sza li pojedyn cze części ciała słabym rostw o- rem soli kuchennej. T y m sposobem udało im się sp ow od ow a ć osadzenie się barw n ika \ w postaci d robn oziarn istej w rozm aitych organach. D o św ia d czen ia te w y k a z a ły , że

j

z naczyń krw ion ośn ych ba rw n ik n a jp ierw 1

przenika do otaczającej je tkanki łączn ej, zbierając się tam p rzew ażn ie w delikatnych ru rkow atych szparach pom ięd zy je j w łókni- stemi pęczkam i, c z y li w tak zw anych k a n ali­

kach sokow ych, w których mieszczą się j e ­ dnocześnie płaskie gw ia zd o w a te i w rzecio ­ now ate kom órki tej tkanki. Z tych kan ałów sokow ych barw n ik przedostaje się z jed n ej strony do początków naczyń lim fatycznych, z dru giej zaś do miąszu różnych organów . W s z y s tk ie bez w yjątku tw o ry nabłonkow e (ep ith eliu m ) i p rzy b ło n k o w e (en doth eliu m ), g ru czoły , mięśnie, chrząstki za ba rw ia ją się na ciem no-błękitno. Badanie m ikroskopow e w y k a zu je jedn ak, że barw n ik w pierw szych nie w yp ełn ia samych kom órek, lecz otacza je w postaci pięknej delikatnej siatki, osa­

dzając się w stanie drobnoziarnistym w tak n azw anej substancyi sklejającej. T a k samo zabarw ia się substancyja spajająca p o m ię­

d zy sobą włókna mięsne gład kie, a w p o ­ p rzeczn ie prążkow anych włóknach mięsnych o d kładają się ziarenka barw nika pom ięd zy najdrobniejszem i niteczkam i (fib rilla e ), z k tó ­ rych w łókno je s t złożone. In d y go k a rm in przenika naw et do chrząstek szklistych i zbiera się tam poczęści w samych k o m ó r­

kach, poczęści w otaczającej je torebce. In n i badacze, ja k G erlach i N ykam p, otrzym ali w chrząstce zw ie rz ą t ciep łok rw istych podo­

bne rezu ltaty ja k A rn o ld , lecz n iezupełnie zgodn e ze spostrzeżeniam i ostatniego, p o ­ n iew aż stosowane przez nich m etody b yły m niej odpow iednie. P ró c z in dygokarm in u w p ro w a d za ł A rn o ld do k r w i żab także ros- tw ó r żółtego żelazo-cyjanku potasu i zraszał orga n y silnie rozrzedzon ym ch lorn ik iem że­

laza; dalej w strzyk iw a ł rospuszczony k r o ­ chmal i następnie p oddaw ał tkanki działaniu jodu , albo u żyw ał też tuszu czarnego, za w ie­

szonego w w odzie, do nastrzykiw ań i ros­

tw oru soli kuchennój do zraszania. W szy st­

kie te odm iany doświadczeń d o p ro w a d ziły do tegoż samego rezultatu, co i in d y g o ­ karm in.

O pisane tu spostrzeżenia dlatego w ielk ie m ają znaczenie, że wskazują d rogi, po któ­

rych soki o d żyw cze przenikają ze k rw i do

tkanek, albow iem nie ulega w ątpliwości, że

b a rw n ik do miejsc, w których się zbiera

ostatecznie w w iększej ilości i osadza się

w postaci ziarnistej, zostaje zaniesiony

(11)

N r 23

W S Z E C H Ś W IA T .

363 p rzez osocze k rw i sączące się bezustannie

przez cienkie ścianki naczyń w łoskowatych.

K tittn er za b a rw ił zapom ocą indygokarm inu n ietylk o substancyją sklejającą kom órki na­

błonkow e

w kanalikach

i pęcherzykach płucnych u k ró lik ó w i psów, ale także „k a ­ n a lik i so k o w e” w ściankach tych p ęch erzy­

k ó w i naczynia lim fatyczn e płuc, w ięc te same d rogi, po których ig ie łk i w ęgla dostają się z pow ietrza do miąszu płuc i dalój do naczyń i gru czołó w lim fatycznych, ja k to w yżćj było wskazane.

N ow sze badania w yja śn iły, że pom iędzy kom órkam i n abłonkow em i nie istn ieje w ła ­ ściw ie substancyja sklejająca, lecz drobne kan alikow ate przestrzen ie, w których prze­

suwają się p łyn y odżyw cze, a naw et i k o ­ m órki w ędrujące. T a k np. p rzy wysypkach skóry kom órki w ędrujące przenikają w w ię­

kszych ilościach ze skóry w łaściw ej (cu tis) do naskórka (ep id erm is) i przeciskają się w e w spom nionych drobnych przestrzeniach pom iędzy kom órkam i głębszej w arstw y na­

skórka, c z y li tak zw anego rete M alp igh i.

(dok. nast.).

D r H . Jloyer.

GŁUSZEC, CIETRZEW

I I O I K M I Ę S Z A Ń C Y .

(C ią g d a ls zy ).

P oczą tek tok ów cietrzew ich zależn y je s t od p o go d y wiosennej, gd y ż ptak ten n igdy nie tokuje podczas zimna, deszczu lub w ia­

tru. Z w y k le jed n a k w końcu M arca, g d y nadejdą ciepłe dnie wiosenne, g d y ledw ie p ierw sze pączki na drzewach się ukażą, cie­

trzew rospoczyna swój śpiew m iłosny: w y ­ biera na ten cel ja k ą polanę, łąkę lub pole w bliskości lasu położone i tam zgrom adza się licznie, aby swe tąńce i śpiew y produ ­ kow ać. Z w y k le nocuje w bliskości toko­

wiska i z p ierw szym brzaskiem dnia, g d y jeszcze w szystko ptastwo uśpione i tylko m iły śpiew skow ronka leśnego (A la u d a ar- I borea) zw iastu je zorzę poranną, kogut w y- '■

daje swój dziw ny, tajem niczy głos, który doskonale sylabami tszau-sziii... naśladować można. Jestto rodzaj w yzw ania, posłanego wszystkim ry w a lo m sąsiedniego lasu. W n et za nim słyszym y na w szystkie strony o d zy­

w ające się w ten sam sposób cietrzew ie, które z okolicznych d rze w dają znać światu, że i one go tow e są ju ż do walki. T r w a to zaledw ie minut kilka, lub kilkanaście, g d y słyszym y w bliskości silny łopot zapadają­

cego ptaka: to pierw szy kogut zlecia ł na to ­ kow isko i wnet potem w yrzu cił w p o w ietrze jeszcze jed n o i drugie wyzwanie; znów sły szy­

m y trzepotanie skrzydeł; tak zlatują jeden , drugi, dziesiąty, zm rok jedn ak nie p ozw ala jeszcze w idzieć samych ptaków. G d y oto dochodzi nas głos przytłu m iony i ja k b y sy­

laby bu-łu-łum, pow tórzone pojedyńczo, p o ­ tem częściój, aż w końcu słyszym y to d z i­

wne, niczem niedające się naśladować beł­

kotanie cietrzew ia, które przelew a się gamą chrom atyczną do nieskończoności. Głos ten, k tó ry p rzy spokojnem p ow ietrzu na p ół m ili słyszeć można, zbliska w yd a je się

j

cichym , przytłu m ionym , co zapew ne stąd

j

pochodzi, choć napewno tw ierd zić nie m o­

gę, że ptak ma w czasie śpiewu dziób zam­

knięty, c z y li że je s t brzuchomówcą.

G d y prom ienie słoneczne ro zed rą nieco pom rokę nocną, u jrzym y k ilka lub kilkan a­

ście ptaków rosproszonych po pólku i w y- konyw ających n ajdziw aczn iejsze ruchy.

K a ż d y z nich ma dziób opuszczony ku z ie ­ mi, szyję silnie odętą, skrzydła zlekka uchy­

lone i tak opuszczone, że niemal po ziem i

| końcami szurają; ogon zaś liro w a ty rostacza kom pletnie i zadziera do góry, kładąc pra­

w ie na grzbiecie. B ełk o cze zaś stojąc w miejscu spokojnie, lub chodzi, opisując nieforem ne łuki; czasem, zaś pod w pływ em n iezw yk łej ekscytacyi drepcze, okręcając się wkoło siebie. P r z e r y w a na ch w ilę swój śpiew, podskakuje zabawnie do gó ry , w y ­ dając ow o w y zyw a ją ce tszau-sziii... G d y zaś spostrzeże w bliskości ryw ala, biegnie ku niemu szybko, w ydając głos ja k b y do chichotania podobny. D w a ptaki d o p a d ł­

szy do siebie, uderzają na siebie starając się zadać cios n iep rzyjacielow i dziobem , noga­

mi i skrzydłam i; g d y jednak broń ich jest bardzo niedostateczną, w alka podobna n i­

gd y nie kończy się śmiercią, ani nawet po -

(12)

364

W S Z E C H Ś W IA T .

N r 23.

kaleczeniem je d n e g o z zapaśników ; k ilk a u ronionych p ió r stanow i całą. szkodę, j a ­ ką sobie z a cietrzew ien i ry w a le zro b ić są w stanie.

J e ż e li stary kogut ma do czyn ien ia z m ło ­ dym , z w y k le w alka trw a ki^ótko, a n a jc zę­

ściej m łodszy zapaśnik bez boju ustępuje z placu, go n ion y czas ja k iś przez sw ego siln iejszego i dośw iadczeńszego ryw ala , k tó ­ ry uderzeniam i n óg i d zio b a karci g o za śmiałość pokazan ia się na u p rz y w ile jo w a - nem miejscu. In a czej rz e c z y się mają, g d y się spotka dw u b o jo w n ik ó w ró w n e j siły.

Z w y k le zapadają od siebie na przestrzen i kilku dziesięciu k ro k ó w i bespośrednio b ie ­ gną ku sobie z w ycią g n iętem i szyjam i, opu ­ szczając skrzydła , ja k para kogutów b o jo ­ w ych. W m iarę jedn ak, ja k się ku sobie zb liża ją, o d w aga ich słabnie w idoczn ie, g d y ż zw aln iają kroku, a często, g d y ju ż sta­

now cza ch w ila u derzenia n ad ejdzie, m ija ją się w zajem nie, zaw racają, zn ó w m ija ją i tak p o w tó rzy w s zy k ilk a k ro tn ie ten m anew r, źle św iadczący o ich osobistej odw ad ze, ude­

rzają w reszcie na siebie, w yd a ją c o w o chi­

chotanie ch arakterystyczn e i u derzając s il­

nie skrzydłam i, ja k b y kto w dłon ie klaskał.

W a lk a podobna trw a n iera z kwadrans cza­

su, n iek ied y i w ięcej, aż pók i je d e n z za­

paśników, zm ęczony, z placu boju nie ustąpi.

W ó w c z a s zw ycięsca, podskakując za b a w ­ nie, w yd a je sw e tszau-sziii — ja k b y m ów ił:

„C h o d źcie tu in ni, jestem g o tó w i z wam i bój rospocząć” . G d y je d n a k żaden się nie stawia, schyla p o w o li g ło w ę ku ziem i i ros- poczyn a p rzerw a n e bełkotanie.

W ch w ili, g d y słońce w y ch y la się z ponad horyzontu, w szystk ie k o gu ty p rzestają to ­ kow ać, pozostając nieruchom e, ja k b y w m il­

czeniu w ita ły pow stanie g w ia z d y dzien n ej.

P r z e r w a ta trw a z w y k le 10 minut do k w a ­ dransa czasu, poczem rospoczyn a się tok o­

w anie, ciągnące się, z m ałem i p rzerw a m i, średnio do g o d z in y 8-ćj rano. W ó w c z a s k o gu ty pojedyńczo, lub po k ilka razem opuszczają tokow isko, a zasiadłszy na p o ­ blisk ich drzew ach, bełkoczą je s zc z e do g o ­ dzin y 10-ój rano. N ie k tó re z nich w racają na tok ow isk o pod w ieczór, tych je d n a k lic z ­ ba n ie w ie lk a i tok pop o łu d n io w y trw a zwy-.

kle krótko.

K u r y p rzy b y w a ją na tokow isko stosun­

kow o rzadko, a ty lk o z pobliskich gąszczów w y d a ją sw e m iłosne wabienie, które w y r a ­ zić można sylabam i k e-k e keu. Czasami przelatu ją ponad tokow iskiem , odciągając część samców, które za niem i do gąszczu podążają. N ig d y m jed n a k nie w idział, aby kogut p o k ry w a ł na tokow isku cieciorki a zapytyw an i przezem n ie m yśliw i, z w y ją t ­ kiem jed n eg o, ró w n ie ja k i ja b y li pod tym w zględ em nieszczęśliw i. R a z nawet w id zia ­ łem kurę, która usiadła na polu tuż obok tok u ją cego cietrzew ia, lecz ten ogran iczał się je d y n ie na deptaniu w k oło niej i b e łk o ­ taniu, czem znudzona, po półgodzin nem oczekiw aniu odleciała do gąszczu.

T a okoliczność n aprow adziła mnie na myśl, że może tokow anie cietrzew i lub in ­ nych kurow atych nie jest w łaściw em w a ­ bieniem samicy, ja k to powszechnie p r z y j­

m ow ane byw a, lecz że ma inny, bard ziej skom p likow an y cel. W samej rzeczy, z w a ­ żyw szy, że im starszy je s t kogut tem dłużej i zapam iętałej tokuje, g d y przeciw n ie m ło ­ de kogu ty trzym ają się ty lk o sąsiednich gąszczów i ty lk o na k rótk i czas zalatują na tokow iska; dalej, że ku ry cietrzew ia sto­

sunkowo rzadko odw ied za ją tokow iska, gd zie nadto p raw ie n igd y sam akt łączenia się nie b yw a obserwow anym ; że w reszcie p rzy sztucznem w abieniu stary kogut chę­

tniej id zie na udaw any głos koguta, niż na głos cieciorki, p rzy jść musimy pomim o w o li do wniosku, że tokow anie, tak ja k w og óle w szelk i śpiew ptaków , n ie ma na celu w a ­ bienia samicy. D o czego zaś służyć m oże, postaram się w k ilk u słowach objaśnić.

L a t temu k ilk a rozw in ą łem w e W szech - św iecie m oje u w agi co do tak zw an ego w y ­ boru p łciow ego. W p rzy ro d zie panuje cią*

g łe dążenie do nadm iernego rozw inięcia pierw iastku m ęskiego, czem u osobliw ie pod­

leg a ją ptaki, a szczególn iej ptaki ży ją ce w wrielożeństw ie, ja k kurow ate. W y b ó r w ięc naturalny musiał różnem i środkami rów n ow a żyć tę przew agę samczego elem en­

tu, gd y ż inaczej danemu gatunkow i g r o z i­

łaby zupełna zagłada. W y ch o d zą c z te g o

punktu widzenia, łatwiej nam pojąć będzie,

dla czego stare kogu ty cietrzew ia, zamiast

oddaw ać się słodyczom harem ow ego p o ż y ­

cia, spędzają go d zin y całe na n ieu żytecz-

nem bełkotaniu lub na biciu się m iędzy so-

Cytaty

Powiązane dokumenty

Strony ustalają, że równoznacznym z zachowaniem terminu zakończenia robót jest złożenie przez Wykonawcę w tym samym czasie pisemnego zgłoszenia gotowości do

Warszawy w Warszawie XIII Wydział Gospodarczy Krajowego Rejestru Sądowego pod numerem KRS 0000699821 oraz do wykonywania na tymże Nadzwyczajnym Walnym Zgromadzeniu 4MASS

Strony ustalają, że równoznacznym z zachowaniem terminu zakończenia robót jest złożenie przez Wykonawcę w tym samym czasie pisemnego zgłoszenia gotowości do odbioru prac

Walne Zgromadzenie Spółki udziela Panu Jakubowi Trzebińskiemu - Członkowi Rady Nadzorczej - absolutorium z wykonania obowiązków za okres pełnienia funkcji w roku 2020..

Zmiana oznaczenia akcji serii A, B, C, D, E, F, G, H, I, J oraz T Spółki w serię W odbędzie się bez jednoczesnej zmiany wartości nominalnej akcji, która nadal wynosić będzie 10

Strony ustalają, że równoznacznym z zachowaniem terminu zakończenia robót jest złożenie przez Wykonawcę w tym samym czasie pisemnego zgłoszenia gotowości do

ność, że niepodobna takiego mnóstwa rur i połączeń tak herm etycznie zamknąć, by choć mała doza p ow ietrza nie dostała się do ich środka, może się

pełnienia następujących warunków: używ any przy- tem cynk pow inien być m ożliwie czysty, wolny zwłaszcza od węgla; rów nież szkodliwie w pływ a obe­.. cność