• Nie Znaleziono Wyników

Bocian. 1896, nr 1

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Bocian. 1896, nr 1"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

W y c h o d z i

k a ż d e g o 1 - g o i 1 5 - g o | m i e s i a e a .

W A I I U S K f I * S t E W U M E l l A T Y :

K w a r t a l n i e w r a z z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : 1 z łr . = 2 m k . = 8 r u b e l .

P ó ł r o c z n i e „ „ . 2 z łr. — 4 m k , == 2 rb .

R o c z n i e „ . „ 4 złr. = 8 m k . — 4 rb .

W } c li o d z i k a ż d e g o I - g o i 15F

m i e s i a e a .

P o je d y n c z y n u m er 2 0 ct. !—

A d r e s R e d a k c y i i A d m i n i s t r a c j i : K r a k ó w , u l i c a B a t o r e g o L. 20.

R E D A K T O R : S T A N I S Ł A W L I P I Ń S K I .

O D B O C I A N A !

hoć Was poważam, tłómaczyó nie myślę,

1

Co będę pisał — dowiecie się o tern

Patrząc na rzeczy — uważnie i ściśle:

Bocian się ozwie sw y m własnym klekotem!

Bocian to polski, polską klekce nutą:

„Sed nil humanum me alienum puto!“

a i t ,

P Ó ŚL U B IE .

— To tuk — przed ślubem mówiłeś mi, że mi stworzysz raj — w oła żona — a teraz ńie chcesz mi kupić głupiej sukni jedw abnej!

— Moja duszko, czego ty chcesz odemnie. — S ły­

szałaś też kiedy, aby ktoś w raju nosił kiedy suknie i do tego jedw abne.

W m e n a ż e ry i.

P a n n a M a r y a (oglądając z narzeczonym m ena- żeryę). — Z całej menażeryi najwięcej mi się podoba ta m aleńka m ałpeczka. A panu panie Alfonsie?

— Mnie — woła z zapałem — pani, panno Maryo . . .

H i s t o r y j k a c a łu s a .

. . . nie wierz mężczyźnie jak psu

Młodzian pewien rom ansow y P ocałunku czuł potrzebę,

Rzekł więc Hali i — Będziesz moją W ięc daj buzi ty . . . t y . . . B. B ! Dziewczę wzięło to za praw dę . . . Strzelił całus gdyby z luku ...

On gdzieś zniknął i nie w ró c ił...

B iedna w sercu dziś m a . . . Q. Q !

D o b r e c z a s y .

— Babciu — prosi babki wnuczka 14-letnia — niech mi babcią opowie o daw nych, dobrych czasach, kiedyto kochankowie byli wierni swoim kochankom, a fu n t polędwicy kosztował 10 centów . . .

P E W N O .

S i o s t r a . P atrzno, te kwiaty, które mi wczoraj przyniósł narzeczony, pospuszczały główki, jakby je o- garn ął jaki sm utek.

B r a t (ziewając po nieprzespanej nocy). H m . . . pewnie K atzenjam m er. . . Musiały się opić rosy.

WYTŁOMACZYŁA.

— Mamusiu, co to znaczy „ślub cywilny “ ?

— Ja tam nie wiem moje dziecko, bo twój ojciec był oficerem.

N a r a u c i e .

— Doprawdy nie rozumiem, co się panu w tej Andzi podoba . . .

— W łaśnie łaskaw a p a n ^ ^ d o b a mi się to, czego

pani nie rozum ie. *

O d K e d a k c y i .

Niniejszy num er „ Bociana “ zdobi tytuł winieta rysunku p. Michała Ichnowskiego.

Przyjąć należy za pewnik matematyczny

Bocian “ przyprawi o up ad ek ,,facetkę“ przypina sobie łyżwy w „Humoryście'1! Przynajmniej i Redaktor z góry na jej upadek się cieszy.

Bocian “ przyjmuje wszelka odpowiedz ność — za skutki tego upadku.

Przy tej sposobności dzielimy się z naszyi Czytelnikami m iła wiadomością: p. Iclmowski prz rzekł nam nie 3, 7 ale znacznie, znacznie wiec o narobić winiet: wiosenne, majowe, zimowe, etce tera bomba!

Taki zbytek przechodzi nawet ciasna imagi nacya nH u m o r y s t y który dzięki swej popular­

ności w salach sadowych i opiece c. k. Proku ratoryi, rzeczywiście może sobie pozwalać na różnej;

rodzaju ekstrawaganeye.

Zwracamy nadto uwagę, że jego „ facetka >•

winiecie ■* z Nowym Rokiem powiększy swoją objęto;

bez podniesienia prenumeraty.

W PA M IĘTN IK U .

(Kuzynkowi).

Jasiu, koteczku Ożeń się za młodu A za to w małżeństwie Nie doznasz zawodu, I pomniej, że kaw aler Gdy minie trzydziestka W a rt dla panny jest tyle Go z cytryny pestka.

M ania.

P o c z c i w a d u s z a .

— P anie — rzecze taksator lom bardu do j#

santa — tak się często widujemy,

mówić : ty . . .

(2)

B O O I A N .

In hoc signo vinces!

P an n a Broecard, w uznaniu zasług, jakie .,H um orysta“ położył w obec niej, ogłosiła konkurs, na n aj- ie$s*'y ptojpLL pom nika dla tegoż.

„B ocian“ postanow ił się także ubiegać o nagrodę i w tym celu przesyła projekt, który w braku m ar- ju ru tara ry jsk ieg o może być w ykonany nw gipsie/*‘ U spodu proponujem y zaś, aby ku wiecznej pam ięci k a ­ z a li wykuć,^jeżeli już nie Rygierowi to pierw szem u lepszem u kam ieniarzowi, następujący cztero wiersz :

-w z o te in pai&Cictjal/ij ---- c ) l i e c h w a t cię. z L tn j c h „ k o k d . r d “ S n h o c fcicpio t u 'o ici& ti ! ---

StcmhJao ! ... .

Broccard.

W O J T E K U R L O P ^ I H .

W albumie Kasi.

Ubóstwiana moja Kasiu,

Zatknij sercem serca szyber, Bo, gdy ciebie nie wykiwam

l o ini alles j e s t . . . szw am dryber!

W ezm ę dzidę i w daleki

Dzikich ludzi św iat pojadę, Choć w Indyjach bym się oparł,

To mi alles . . . ganzpo m ade!

Nie odgradzaj od m ych uczuć Swoich uczuć serca miedzą — Bo inaczej Kasiu luba

Niech cie w szyscy zjedzą.

Knpido.

W K a n t o r z e .

P r y n c y p a ł . Panie korespondencie, weź pan ar-

>z papieru, to ja p an u podyktuję list do Golickiego, z p a n : Kto mi je s t w inien od dwóch lat sto gulde-

^ P an . A kto mi tych pieniędzy nie chce zapłacić!?

iest. ła jd a k ie m ? ...

l i . T podpiszę.

W S ą d z i e . S ę d z i a . Ile pani m a lat ?

Ś w i a d e k . No, a ile mi też pan sędzia daje?

S ę d z i a . O, ani jednego roku pan i nie dam , bo pani i tak m a już za dużo.

C z te r y n ie m o ż liw o ś c i.

— W skazać takiego inżyniera, który potrafi zapro­

jektow ać i postawić m o stek . . . cielęcy.

* *

x

— W skazać lekarza, mogącego wyleczyć kogoś z chro­

nicznej . . . głupoty.

* *

*

— W skazać budowniczego, który mógłby przebu­

dować źle z b u d o w a n ą . . . kobietę.

x *

X

— W skazać m aszynistę, który potrafiłby nie w y ­ koleić s ię — w źle dobranem m ałżeństw ie.

W S Ą D Z I E .

— Ile pani m a la t?

— P o co się p an pyta, kiedy p an i tak nie uwierzy.

Dawniej był podobno tęgi . . . Dzisiaj kaw ał n ied ołęgi!

Przegląd teatralny.

Gdy wypadło mi z urzędu

Teatralne przejrzeć śmieci — Wiec — z pierwszego zaraz rzędu Co mi wpadło?... „Filareci.a

„O! to sztuka, ani słow a!...“

— Mówi sąsiad do sąsiada...

„Jaka siła! jaka swada!...

„A pan Staszczyk — to ci głowa!...**

— Wierzę, wierzę! — cóż mam robić?

I sam nawet, jakbym kiedy Miał napisać co od biedy —

To już wolę coś przerobić. —

„Pisz poni a weź se pon klajstra!...“

Krzyczy czeladź z galery i...

„Ino nie rób b rew ery i —

I nie szkaluj pana majstra!../*

Więc rad nie rad, cicho siedzę I dramaty Ibsenowe W myślach przerabiam na nowe

Lecz krytyki!... tu się biedzę. — Rozbierałem dramat: „Nora“ ...

Ba! Kiej Ibsem żyje jeszcze...

Lepsi są pomarli wieszcze...

W tern — piorun strzelił w doktora!

Podskoczyłem, aż mi w głowie Obróciła się „jaskółka^...

„Brawo !...u — biją w łapy z krzykiem...

(Ja zaś — z wieszczem nieboszczykiem Dzieliłbym się — po połowie,

Pisałbym: „Staszczyk & Spółka).

Kiedy mi już tak wypadło Rezonow ać w edle sz tu k i — Więc... schodzę na miejskie bruki

I co widzę?... „Popychadło!...u Już nie bronię grzm ocić w dłonie,

Bo i sz tu k a coś tam zyska...

A warto dać po koronie,

Żeby M ańkę widzieć zbliska.

A Ignacy? dzielny chłopak!

P rzecię nie gorszy i „ociec...u Tylko „jeden“ grał na opak

Zaś przyczyny — łatwo dociec.

Lecz na drugi raz o reszcie

O „Reneemu o „Szczęściu stadłau.

Dziś — żałuj, ktoś siedział w mieście, A nie widział „Popychadła!...^

Xaw er.

Z m i e n i o n e p l a n y .

— Proszę ojca, zm ieniłem zupełnie moje plany na p rzyszło ść. . .

— Cóż znow u ?

— Rzucam uniw ersytet i zostaję muzykiem.

— Dobrze próżniaku, rób co chcesz ale pam iętaj,

że na podwórzu mego dom u grać ci nie p o z w o lę ...

(3)

T a k że pow ód.

— W yzwałbym pana na pojedynek, gdyby nie to, żeś mi winien 5 guldenów . . .

W y k r ę c i ł się.

P a n ie ! żeniąc się z m oją córką m iałbyś skarb praw dziw y!

— Kiedy ja ślubowałem dozgonne ubóstwo.

Wet za w et Bil co dnia swoją żonkę

Zazdrosny mąż młody, Ona nic, — w biciu widząc

Miłości dowody,

Lecz gdy p rz estał. . . dziś ona Łam ie na nim kije, Aza co? za to właśnie,

Że on jej nie bije.

PsiJc.

O S A B Y C I A :

C n o t a w dobrym stanie — z powodu interesów familijnych.

W i e r n o ś ć m a ł ż e ń s k a wypróbow ana kilkoty-

| godniowem pożyciem — z powodu znudzenia się.

Kilka tysięcy P o c a ł u n k ó w w różnych gatun­

kach i . . .

„Śm ieci** p. Krobickiego,.

W szystko za bezcen.

Bliższa wiadomość w Redakcyi „Bociana*.

N O

<D

co

O

O

N

O

<L>

CO O

rC O

•2 c

0

i

O N

rO ^ O 0

£ £ .2 cc

o N cn 55 £ s

-2 g * 5

< O 0 G O

a 3

03 0 G *N*

>5 rO

N Ł, O O X

O 03

O

m O

X 0 O N

> 5

N (/)

r*r-i N 03

03

.2 a 0

0

h

03

a

03 N 0

o3J D C

03

03 O O c

o Ł, a

03

G 'O

05

O

03

0 s

2 Cl

o

6 <

>5 a

r\H 03

rG O O 0 X U) u O

-ł-s

N A L E K C Y I.

— Kto powiedział skończyły się piękne dni w A- ranj uez ?

— Mój ojciec kiedy m am a wróciła z K ry n ic y ...

N a u c z y c i e l d y k t u j ą c : „W padli do m iasta m or- dując kobiety i dzieci" . . . Gapiszewski, czy masz już

„dzieci" ?

— Jeszcze nie, proszę pana profesora.

Dziwny podział czasu.

Chodź do Klimka, zjemy śniadanie.

— Daj mi p o k ó j; wracam do piero. . . z kolacyi.

MODYFIKACYA.

— W ikta, znowu wczoraj był żołnierz w k u c h n i!

— O przepraszam , to był „financer*.

* „ O D E O I U “ .

— Dyrekcya „Odeonu“ zapow iadała nowy program, złożony z samych dobrych numerów.

Z urzędu sprawozdawcy Bociana" poświadczyć możemy z całą sumiennością, że w programie brały udział same dobre numer a.

— G o ś ć : n a widok panny Jambo, od stóp do głów okrytej, do k e ln e ra :

— Czy ona napraw dę taka skrom na — czy też

ty lk o . . . chuda.

(4)

Bocian moralista. — Ideał człowieka w pojęciu pana Bychtera. — Rychter lekkomyślny ojciec. — Nieporządki w metryce. — Interw ierw u pomny Broccard. — N atrę­

tna szelma. — Kostuś a M ania. - - Fytia na K azim ie­

rzu. — F ia t l u x : w braku św iatła, dobry „Płomyk". — W awel, Turnau i kantyna. — Bocian się chwali. —

Spowiedź bociana.

Kiedy w św iat spojrzę mem okiem bocianiem Wzbiwszy się wyżej siłą w łasnych skrzydeł, Jakżeż świat m ały zda się — Ileż na nim Głupich półm ędrków i śmiesznych straszydeł!

Gdy jedna klika na drugą podjudza, Jedno najlepiej u cz y : śmieszność cudza...

Znam tych, co stroją tw arz w uśmiech za pieniądz, Łzy ich widziałem z pod błazeńskiej maski, I tych co własnej godności nie ceniąc,

Litość wzbudzają przez swój koncept płaski — I tych co jedzą ościsty i tw ardy

Chleb w tw arz rzucony — z litości czy wzgardy!...

Hum orystyki już zgłębiałem nurty A kiedy siły wyczerpuję na niej, Pukam po tem at do klasztornej furty, Lub „buduaru* kurtyzany taniej,

Z fabryk, warsztatów, z przedmieścia, z nad Wisły, Jak polski bocian czerpię me pomysły.

T ak i mój starszy kolega po piórze Go na „Chochliku* nadkręcił już karku, Sam się zaleca w chwalebnej brawurze, Jak tani tow ar w budzie na jarm arku...

Miejmy nadzieję, że choć dziś zdaleka Do „ideału“ zbliży się „człowieka" \

Pana R ychtera płód — „ Chochlik krakowski“

(Przyszła na niego konań chwila tw arda) — Kończy swój żywot, który z łaski Boskiej I tak trw ał długo... Nad grobem bastarda Usiadł redaktor — i w ciężkiej żałobie, Szlochając głośno, nos uciera sobie...

Może powiecie, że to „niemoralnie*

Rzecz zwać imieniem... Moje stanowisko Inne... I niechaj mnie naw et grom palnie, Lub „pornografa* uzyskam przezwisko —

„Chochlik" bastardem — bo jak plemię wilcze Ojców, aż dwóch m iał... O drugim zamilczę!...

Niech z naszych uwag zarówno korzysta — Niechaj nie plam i pism a swego kartki Lwowski m atador — „tłu sty“ „Humorysta11.

Ja wiem dlaczego ma źal do Broccardki...

W estchnęła diva — gdym ją brał na spytki,

„Ach!... cóżem winna, że mam takie ły d k i!“

Ja biorąc wzory z onych mężów chytrych Sław nych w historyi — jak nieboszczyk Ulis, Do serca „d ivyu wkradłem się... Mój wytrych O tw arł tajem ne przejścia lwowskich kulis...

A na jej słowa — zadrżały mi tętn a:

„Chłopak to nie zły — lecz szelma natrętna!*

Nie masz m iłości, jak w ziemi krakowskiej

„Kędy srebrzysta W isła n u rty toczy*

Nie masz wierniejszych — jak Kostek Krumłowski — Nie masz piękniejszych — jako Mańci oczy...

Ja jem u za to — kazałbym sto batów Dać pod kościołem Ojców Reformatów!...

U nas już lepiej — Ot w dolce farniente Pogrążon Dyabeł... Nie brużdżąc nikomu, Przeżuwa sobie swe „wspom nienia święte" — Bredzi, jak „p y tia u z kaźmierskiego domu, Czasami pieje w elegijne tony

W bezsilnym gniew ie, klnąc „Sztandar czerwony" !...

Ciesz się Krakowie!... bo — oświecać chcą cię — Oto rozniecił pewien homo dziarski

Na ciemnym dotąd twoim horyzoncie,

„ P łom yk“ — prawdziwy płomyk gazeciarski!

Ciesz się Krakowie!... Naciesz-że się szybko T ą gazeciarską kaczką czy też... „rybką"!...

Ach ! cóżby na to mówił T urn au stary, Co w Magistracie był przed laty wielu Źe chce ów „ Płomyk", rzecz tru d n a do wiary,

„Bestauracyęu (!) zrobić na W awelu!...

W strzymaj Twój zapał wieszcze Muzy dziecko:

Wszak tam już m ają kantynę niem iecką!...

Lecz co tam T urnau, Brandowscy, R ychtery?

Cóż nam do tego ? — Cóż możem mieć w zysku ? Ja prawdę powiem — jako bocian szczery,

Ja za „ Chochlika“ nie brałem po pysku...

Nie znam blam ażu, rozpalonych węgli, Mnie nie wleczono, gdzie sędzię przysięgli!...

Lecz m am i grzechy — bo i któż bez grzechu?

„Bocian" — szczególnych praw sobie nie rości, Toż niech z łez jego lub z jego uśmiechu Nikt się nie gorszy — a tern mniej zazdrości, A choć swe imię ukrył pod pseudonim, W y go poznacie — i wspomniecie o nim!...

Gdym brnął przed laty w błocie zwierzynieckiem M arnując siły i w skrzydłach i w dzióbie —- Jam jed ną żabę poznał jeszcze dzieckiem, Tą jedną żabę — dotąd jeszcze lubię.

Co się z nią stało?... wiecie — kolej zwykła:

Jak z błota wyszła — tak i w błocie znikła!...

Bocian .

R edakcya „BOCIANA" uprasza w szy stk ich Przyjaciół i Z w olenników zdrowego hu­

moru O łaskaw e w spółpracow nictw o. Każda choćby najdrobniejsza rzecz, będzie stosunkowo wysoko

honorowaną.

D a w n i e j a d z iś . 0 B J A Ś N I Ł. J a nie w i e m !

Dawniej grano tylko n a fortepianie lub skrzypcach; — Mój Janie, powiedz mi, dlaczego wziąłeś sobie — N a u c z y c i e l k a p e r s w a d u j ą c : Rodzice twoi

teraz dają koncerty n a . . . ubogich. taką m ałą żonę. Maniu łożą tyle pieniędzy n a twoje wykształcenie, a ty

— E kiedy proszę pana, to potrzebuje być tylko im się odwdzięczasz próżniactwem. Ty widocznie nie

a c o n t o ___ wiesz, co to jest m iło ść ___

--- — — — Co, ja nie wiem, co to jest m iło ś ć ... Spytaj T o do rz e c z y n ie n ależ y ,

S ę d z i a . Gzem pani się tru d n i? NOWY ZWROT JĘZYKOWY.

się pani Bolka, W ładzia, a naw et obu Olków, to oni pani powiedzą, czy ja nie wiem co to miłość znaczy....

O b r o ń c a . Upraszam Prześwietny T rybunał o u- — Felek, co to gadają, żeś jakiem uś niemcowi

chylenie tego pytania. ukradł zegarek?

B o c i a n — k o n s e r w a t y s t ą .

— Głupiś, jak ino niemcowi, to się nie mówi u-

kradł, tylko „zlokalizował". Kiedy Adam z Ew ą w raju

T y l k o k r a j o w e . Spoczywali w cieniu róż,

Bocian gniazdko w owym gaju Pan lubi S trausa?

C Z T E R Y S Z C Z Y T Y .

Nad ich głową usłał już.

— Nie panie, ja lubuję się tylko w krajowem

malarstwie. J . Szczyt ostrożności. A gdy Bóg za Ewy grzechy

Ludzi z raju wygnać miał,

■■r --- — Zaalarm ować straż pożarną, dowiedziawszy się, Bocianowi ich pocieszać

że Leoś zapalił się — d o p a n

11

y. Naprzód jednak rozkaz dał.

Ż a d e n i n t e r e s .

— Syn pański, jak uważam, maluje przeważnie

2. Szczyt prawodastwa.

— Zapozwać deszcz do sądu, że s p ra w ia ... l a n i e . Więc po strasznym, tym wypadku, Kiedy z Ewą było źle,

sam e bydło, ale prześlicznie!

0

. Szczyt surowości. Naraz wszystko poszło gładko,

— Tak, ale to żaden interes, nim wymąluje ciele, — Wytoczyć proces krym inalny herbacie za to, Bo pan bocian zjawił się.

to przez ten czas zje krowę. ż e n a c i ą g a .

■. , ; ' v. . --- -,___ 4. Szczyt grzeczności. I następnie ile razy

Pani Ewa m iała coś,

— Podać ram ię lokomotywie w chwili, kiedy po­

Zawsze zjawiał się pan bocian,

Ju lia „fin de s ie c le “ . ciąg z wysiłkiem wchodzi pod górę.

A z bocianem jeszcze ktoś.

— Więc jutro, najdroższa uciekasz ze m ną od ro­ Tak bywało hen przed laty,

dziców? Lecz i teraz byw a tak,

Ach, ju tro jeszcze nie. ł i U i a i i t t e r r i b l e . Ergo wniosek, że pan bo.cian

Dlaczęgo ? — Moja mamo — ten pan ciągle nazywa cię Jest konserwatywmy ptak.

- - • ima mi jeszcze wszystkiego nie spakowała.... duszką — czy on także je s t moim o jc e m ? ... Polski.

(5)

P I a t o n i c z n a m i ł o ś ć .

Gdy młodzieniec w kwiecie wieku Sm ętny w koło wodzi wzrok, Ideałem tylko żyje

Siedząc swego bóstwa krok, Na wzdychaniu traw i noce Albo — przez tygodni dwa Przepoconą rękawiczkę Na bijącem sercu ma,

Lub gdy w niebo patrząc smętnie Czuje nagle w bku łzy —

Ten nie kocha się namiętnie...

0 Platonie dudek ś n i!...

— On ją poznał — ona jego Już o sobie mówią wciąż;

Drogi papo!... ten lub żaden Będzie tobie zięć, mnie mąż !...

P apa wzbrania się widywać Nie bacząc n a skargi, łzy, Lecz, przypadkiem oni dziwnym Spotkali się razy... trzy — 1 w net pierzchły m arzeń roje, Już nie chciała jeść i pić, Bo, podobno o Platonie, Luby jej nie lubił śnić!...

Jeśli kto nie wie dotychczas, Go się to właściwie zwie T ą miłością platoniczną, Niechaj do m nie zgłosi s i ę ; Ja go poznam tu z panienką Co — P latona — dobrze zna, Bo z kilkoma facetami

A la Plato rom ans ma.

Przy szampańskiem, w separatce, Ona w net przekona cię,

Że jedyny cymbał Plato, Na miłości... nie znał się!...

Z repertuaru C. Danielewskiego.

L i t o ś c i w a .

— P ani żyje sam otna?

— N iezupełnie: wychowuję w domu p o d rz u tk a ...

— To bardzo pięknie z pani s tro n y . . . . Chłopczyk czy dziewczynka?

— Chłopczyk.

— A w jakim w ieku?

— W dwudziestym czwartym r o k u . . .

— A przypomnij sobie, ciągle ci m ów iłam : nie zadawaj się z chłopcam i. . .

— Ja też z chłopcami się nie zadawałam, tylko z jednym konduktorem .

P R O W I Z O R Y U M .

H U M O R E S K A .

Skreślił K. Krumłowski, ilusttował M. Ichnowski.

Minęły — bezpowrotnie minęły piękne czasy tru ­ badurów, m innesingerów i innych średniowiecznych wył- żygroszów, kiedy to w kapelusz wędrownego śpiewaka lub poety, padały całe kiesy złota — a z wysokich kruż­

ganków słodkie a obiecujące spojrzenia księżniczek lub — co najm niej m argrabianek — w nagrodę za tuzinkową piosnkę, nuconą ochrypłym głosem przy akom paniam en­

cie rozstrojonej gitary.

Dzisiejsi wieszcze chodzą w wykrzywionych butach, m arn ą powłokę doczesno-cielesną okrywając w zimie lekką peleryną i z tą sam ą peleryną bufonują po A -D , lub n a plantach — latem.

P r z e d i p o ś l u b i e .

On chłop był barczysty i m ina sierd z i® , — ona w ątła, blada, cała przeźroczysta. On strasznie się stawiał przy każdej potrzebie, ona zaws2e cicha, m ówiła — o nie­

bie ---- On gdy ją zobaczył, aż krew w nim zawrzała, a ona — w tej chwili o świętych m y ś la ła ... On się w niej rozkochał i buchnął płomieniem, ona się zgadzała z rodziców życzeniem . . . — W końcu się pobrali. — Małżonek się zżyma, bo słodziutka jejmość za łeb męża trzym a; w domu rządzi, krzyczy, śliczna pani buzia — pan mąż tylko słucha i . . . . milczy jak tr u s ia ! A naw et źli mówią, choć ja w to — nie wierzę, że czasem m ę- żulek i . . . . po karku bierze. Rydz.

E m i l i a B o r k o w s k a . Obiecałam, że napiszę — Nie jestem ladaco,

Niech się tylko ..wgłębię w ciszę11, Niech dobrze z a p ła c ą !

Będę pisać całe życie, Tylko dajcie grosze, Kocham Polskę należycie, I niemców potrosze!

Idę w myślach po omacku.

Z Irkucka — Tobolska — Kocham kraj po austryacku Vivat! będzie Polska ! A niechajże was popiera, Nasza Matka Boska — Jestem patryotka szczera

E m ilia Borkowska

W biorze stręczeń małżeństw.

P an n a Zosia i płacąc wpisowe, pyta n ieśm iało :)

„A kiedy mogę się zgłosić po męża?"

W Grimnazyum żeńskim.

N a u c z y c i e l . To wstyd, żeby taka dorosła p a­

nienka nie wiedziała o bocianie nic więcej nad to, że rna dwie długie n o g i----

P a n n a K a z i a . Kiedy, panie profesorze, ja o b o­

cianie wi e m . . . . wszystko, t yl ko. . . . nie mogę panu nic z tego powiedzieć.

P o d te le g r a fe m .

P a n n a d k o m. S w o 1 k i e n. A to czyj zegarek ? A n d r u s . A bo ja wiem. Także pan komisarz m a wymagania.

Przecie w tłoku na ulicy ni mogłem faceta zaczy- piać i pytać go się, jak się n a z y w a !

„Ja śpiewam tak

„Jak wolny ptak

„Co gnieździ się na d r z e w ie ! ... x) Dobrze to było owym „ptaszkom" udaw ać wolnych, zakochanych i wesołych, skoro nie płacili czynszu, nie mieli harpagonów i szyloków w postaci gospodarzy i w

„podnajm ujących". Dziś piosnką, żeby nie wiedzieć jak liryczną — czynszu nie zapłacisz, a choćbyś gardło wy­

śpiewał, jak tenor prowineyonainy — nie uchronisz się

„co miesiąc “ od nieproszonej wizyty gospodarza, który czuje się w obowiązku przypomnieć ci, że „to dziś pirwszy".

Pardon ! . . .

I. i

I ja m iałem złudzenia i m arzenia — ideały i zach­

cianki, a sprowadzając się n a poddasze pewnego domu, przy ulicy Karmelickiej, byłem przekonany, że i ja, wy-

*) Goethe: „Der Sangeru.

P o co g ło w a ? On ją kochał — ona jego —

Zapałali jednej chwili, On wziął czapkę, ona gorset,

I tak w net się pożenili.

Było stadło to... bez głowy, Jak mawiali naw et sami, On nogami chleb wyrabiał

Ona także zacz nogami.

On w dzień fikał — ona wieczór — I pędzili dolę m glistą;

Ona była baletnicą —

On, sprężystym zaś cyklistą!

To ja.

O ryginalne przypom nienie.

— Pani w żałobie?

— Tak.

— Ależ mąż pani um arł z pięć lat tem u!

— W łaśnie dla tego chcę przypomnieć światu, że aż tak długo je s te m ... w d o w ą . . .

H O J N Y .

— Chodź ze m ną do cukierni.

— Nie mogę bo nie mam pieniędzy przy sobie.

— Cóż znowu, chodź ze m ną nie potrzebujesz pie­

niędzy, wypijesz sobie szklankę wody, którą mnie do kawy podadzą .. .

PRZYJEMNA RECEPTA.

Panienka m łoda... coś lat szesnaście, Przyszła poradzić się raz doktora:

— „Proszę zapisać proszki lub maście,

„Bo jestem bardzo, ach bardzo chora"...

— Gdzie panią boli ? lekarz się pyta ?...

— Tu boli... w sercu... i tak mi nudno,

„Czasem znów taka tęsknota chwyta,

„Że już doprawdy... wytrzymać trudno

— Eskulap pulsy troskliwie bada I czoła zmarszczył i szkieł poprawia, Wreszcie... przy biórku z piórem zasiada * No i receptę tak ą wystawia :

— „Trzeba do tw arzy kom pres przykładać Codzień, a ćhoćby sto razy dziennie, A kom pres taki musi się składać Z pary... wąsików blond nieodm iennie".

To ja.

miótłszy moje śmieci, potrafię wmówić w łatwowiernego nakładcę-księgarza, by je zakupił odemnie, zapłacił „co łaska" i w dodatku urządził u siebie specyalnie dla mnie przeznaczony śmietnik, z któregoby publika za m arną opłatą 20 kr. w. a. czerpać mogła.

1 w duchu widziałem już podłużne plakaty po ro ­ gach ulic: „Już wyszły Śmieci znanego i cenionego N.

N. — do nabycia w księgarni tej a tej — cena: funt po 20 c t ! . .. "

II.

Byłem już miesiąc n a mej nowej siedzibie — i we-, dług wszelkich praw i wymogów ustawy cywilnej — miałem za sobą „zasiedzenie". Mieszkanie „podnajm owa- łem “ od pewnego m istrza fachu, którym swego czasu Sewilla się chełpiła. Ale mój gospodarz nie m iał nic <

wspólnego z poetycznym i lekkim Figarem. Zażywny, j tłusty Czech, który, jak sam zeznawał prze , j^ua, z dwo- j ma brzitwam i priszoł dc Krakoiua i fu sem interes roz­

twór zil — bvł moim panem.

, k : : -m . M i

(6)

M a r s z ż y t n i o w y .

Nie-Ujpjskiego.

Tyle św iateł! Skąd te św iatła? Gzy mnie wzrok nie [myli ? Więc napraw dę? myśmy bracie cały dzień trąbili?...

T u przedem ną z półksiężycem jakiś facet stoi — Jak mi głupio! Cóż się gapisz? Nikt ci się nie boi!.,.

Gdzieś w powietrzu czuć żytniówkę, m igają się flaszki, Ktoś prowadzi mnie pod ręce — toż to fatałaszk i!

Popuść troszkę, królu zloty, i tyś nie jest święty — Dawaj sznapsa — nie zaszkodzi — i take-ś urżnięty!...

Idę — płynę — strasznie goły, bez centa w kieszeni, Ale nie m artw się mój królu, to się w krótce zmieni, Będą grosze — i to grube — a j ! lecę na ziemię...

Trzym aj mocno — widzisz bracie — ja się ju tro żenię...

Ha ! muzykę jakąś słyszę — niezgorzej rzempolą...

Chodź! wstąpim y tu na chwilę, bo mnie nogi bolą — P atrzą na mnie — cóż u d y a b ła ! sznapsa daj... mocnego!

Cóż się gapisz — nie widziałeś nigdy strąbionego ? Przyniósł cym bał cztery flaszki z białym i główkami, Cóż to, błaźnie, mam otwierać mojemi zębam i?

Była słodka, kwaśna, gorzka Sm akow ała nam ,

Napiję się jeszcze troszka, S trąbię się jak cham ! Jam ją kochał — tak kochałem,

I świadkiem mi Bóg, A ta szelma niepoczciwa

Zwaliła m nie z n ó g ! Gdzież zawiodła mnie nareszcie...

Coś mi mokro z boku, Aha, widzę — tom się ubrał,

Usiadłem w rynsztoku...

Takież moje ślubne łóżko?

I ja w takim dniu

Piję jeszcze? — stróżu! stróżko!

Cóż ja pocznę t u !

Wzięli ludzie pod ram iona, ponieśli mnie spiesznie, Ale ciężkim, praw da Janie, ha, łia! to pociesznie!

Przykryj-że mnie, a pierzyną — niedobrze mi — wiecie?

Głowa cięży — oj źle będzie — w dołku coś mnie [gniecie...

Precz z rum iankiem — ja nie baba — rum ianku nie piję, | Ja tu jeden znam lekarstwo — klin klinem wybiję!

Dzwony biją . . . ślub w kościele, Dygają mu pięty.

Ale, gdy człek głupstw o robi, Lepiej, że urżnięty.

Stanisław L ipiński.

Gospodyni moja, a żona mistrza, także m iała in­

teres otw arty z kaw ą i herbatą, a z swoich dziesięciu paliców i czensz płaciła, i Ludwiczkówi swojem u „dospo- m agała“, gdzie tylko mogła, byleby tylko „interes k w itł“...

Mieszkanie moje drzwiami przytykało do mieszka­

nia gospodarstwa.

Pew nej nocy słyszę z za drzwi rozmowę. „Ludwi- czku! Ludwiczku, czy ty śpisz? chodzino-tu a zobaczysz"...

Nieczuły n a głos małżonki Ludwiczek, chrapie, aż ściany trzeszczą. . .

„Ludw iczku! Ludwiczku, chodzino-tuił ! . . .

— J a ta tego sem ne labie, ja k m i ive śnie tako­

wa żeńska turbuje! K u p sem „Zacherlinu i dobre je!...*

— Ależ Ludwiczku! nie bluźnij — ja miałam sen — piękny sen. Matka Boska Piaskow a ukazała mi się-i po- wiedziała ^ Ludwiko w a ! jakżeś ty zaślepiona kobieto, ady „pirwszyM już m inął, a wasz lokator z opłacenia swego się nie uiścił, a nie m a nic, na czem by go patrzeć mo-

S ą g r a n i c e .

— Jeżeli m oja córka tak się p an u podoba — to żeń się z n i ą . ..

— E! tak dalece znów mi się nie p o d o b a ...

N i e k o b i e t a .

— P ani dzw oniła?

— Tak, ale jak ty śmiesz przychodzić do mnie w takim negliżu!?

— Proszę p a n i. . . n o c . . . chciałam się pospieszyć. ..

zreszlą, ja jestem k o b ie ta ... pani ta k ż e ... k o b ie ta ...

— Co ! j a ! ja jestem hrabina nie k o b ieta! . . .

K w esty a praw na.

— Jaka procedura cywilna rozpoczyna się od przy­

łożenia pieczęci?

— P rocedura miłości, która zaczyna się od przy­

łożenia pieczęci pocałunku.

Po(I czas rozj>raw y .

— O skarżony! Ty coś kręcisz, I używasz jakiejś blagi, Proszę przeto, opowiadaj

Tylko fakt sam, jak był nagi.

— Panie sędzio! „Nagi" wówczas Opowiadać będę dalej, Jestem jednak zbyt wstydliwy,

Niech wi ę c . . . dam y wyjdą z sal i !. . . nikt.

A f o r y z m y o k o b iec ie .

, Niektóre serca kobiece są, jak jaja wielkanocne:

czerwone, tw arde i zimne.

*

* Kobieta i herbata, aby była dobrą, powinna być:

gorąca, słodka ,mocna i niepowonna długo naciągać.

ej:

* Kobieta podobną jest do motyla — m a ładny strój, lubi kw iaty i lubi gdy go kto goni, a nie może schwytać.

*

x Mężczyźni piersiam i bronią kraju — kobiety piersiami bronią jego obrońców, więc p i e r s i zawsze p i e r w s z e .

* *

*

% Kobieta jest dodaw aniem kłopotów, odejmowaniem z portm onetki, mnożeniem wydatków7 i dzieleniem przy­

jaciół męża.

* *

żna. Zbudźże się i zbudź męża twego i wypowiedzcie mieszkanie temu sy n o w i! “

Możecie pomyśleć, co mi się działo, gdym słuchał proroczego snu mej gospodyni: I nie gorszcie s ię !... ale m iałem wielki — wielki żal do Matki Boskiej Piaskowrej, która w objawieniu podobnych rad m ogła jej udzielać! ...

Dodać muszę, że pani Ludwikowa, była to m łoda

„do rzeczy" kobietka. Ileż to razy b ra ła mnie chętka wrziąść się do tych „rzeczy“, które zresztą wcale ponę­

tnie się przedstaw iały. Nieraz zaglądałem ukradkiem przez szparę drzwd i widziałem, jak urocza niew iasta z rana, z zaróżowioną od snu twarzyczką, w szacie koloru nie­

winności, z pod której cokolwiek niedyskretnie wychy­

lały się jej białe ram iona i kształtne nóżki - - tyrpała śpiącego m ałżonka z adm onicyą: „Ludwiczku, Ludwiczku, naostrz-że już b rz y tw ę !“ I nieraz rozespany Ludwiczek, poczęstował brzydkiem słowem albo też i pięścią obo­

wiązkową połowicę, a ja litow ałem się nad jej losem i złorzeczyłem golarzowi — a ona — ona śmie takie bezwstydne sny miewać? ! . . .

NA ULICY.

P a n n a . Ach! jaka jestem dziś wesoła, cały św iat bym u śc isk a ła !

M ł o d z i e n i e c . Proszę, zacznij pani odemnie !

Ciężkie cza sy . Za rokiem rok,

B ieda za biedą, Idą krok w krok

Idą i idą.

Chłopiec i mąż I wszelkie żony, Besztają wciąż

Św iat umęczony.

A choć m a kto Złoto, kolasy, Wszyscy się d rą;

Ach ciężkie czasy, W ładek się zgrał

W pokra czy w sztosa Na w łasny szał

P atrzy z u k o sa ! I w o ła : Ach!

Nie będę gapą, A ju tro — b a c h !!

Zgrał się B a capo.

Więc nowe łzy Gdy dostał basy;

Ach! św iat ten zły...

Ach ciężkie c z a sy ! Ilelusia ta

Co taka... miła, Na wieczór szła,

Wciąż się łudziła.

W zięła blansz. róż I loków fury!

A nuż, a nuż Złapie się który!

Lecz jakiż cios!

Szkoda okrasy, Drwi sobie los...

Ach ciężkie czasy. — Skacz.

N i e ż a ł u j e .

— I nie żałujesz twej kawalerskiej swobody, mój m ężulku? Najbardziej się obaw iałam , że zatęsknisz do niej.

— T ak dalece nie żałuję, że gdybyś dziś um arła, ju tro ożeniłbym się powtórnie.

III.

Wróciwszy z obowiązkowych odwiedzin od rodzi­

ny — do Krakowa, stanąłem po dwóch dniach nieobe­

cności przed domem, zapomniawszy zupełnie o objawie­

niach i jego skutkach — pragnąc jedynie skołatane pod­

różą ciało, jak najprędzej oddać opiece Morfeusza.

Otóż i kręto-ciemne schodki — otóż i drzwi do mych apartam entów . Świecę zapałkę i chw ytam za klamkę.

— Nie wolno... — odzywa się cienki głosik.

— A cóż za jucha spać ludziom nie daje — za­

w tórow ał gruby głos.

— A ja ci mówiłam , po co tak nagle się w pro­

wadzać, jeszcze nic nie uporządkowane — gdzież masz zapałki ?

— U m nie jest wszystko n a w ierzch u!

Słyszę trzask zapalonej zapałki, stąpanie w k: jrunku drzwi i groźne z w e w n ą trz :

„Kto i czego sobie życzy?"

M

(7)

Nr. 1

A c h te m a m y !

Mama daje mi przestrogi Gdy z nią jestem sam n a sam, Jak się trzym ać praw ej drogi, I uniknąć błędów m am ! Całus mówi — to pokusa, Niech się każda strzeże z was, By nie dała skraść całusa—

A najgorszy pierwszy raz!

Chciałam chłopcu więc dać kwitka Ale plan mój poszedł wspak — Całus widzę to rzecz brzydka...

Ale m a — pikantny smak!

Tańczy z tobą młody człowiek, Nie daj mu się ściskać zbyt, I nie podnoś w górę powiek, Bo to brzydko — bo to wstyd.

Zabrzmiał walczyk amoroso, Odurzona schylam skroń, I poczułam wnet ze zgrozą Na mem sercu jego d ło ń ! Popełniwszy taką zbrodnię Stałam , jak skarcony żak;

Dać się ściskać, tą niegodnie, Lecz to m a — pikantny smak!

Czemuż my dziewczęta mamy Siedzieć w kącie, jakby mysz, Ach te mamy, nasze mamy Z nimi istny pański krzy ż!

Ach nie wychodź w noc na ganek, Zwłaszcza z chłopcem sam na sam — Jednak pomnę, raz mój Janek Skusił mnie i poszłam tam.

Przy nim serce moje topnie Jak w płomieniu świecy lak — Stać n a ganku — to okropnie, Lecz. to m a — pikantny smak!

Kon stan t y K ra m lo wski.

Po a m e r y k a ń s k u .

— Pow iadam ci z jaką szaloną szybkością w A m e­

ryce ludzie budynki staw iają — to przechodzi wszelkie pojęcie. Raz naprzykład idę sobie rano przez jakiś plac, patrzę, odm ierzają miejsce pod budynek na restauracyę, a kiedy w racałem przez ten sam plac wieczorem, to wyobraź sobie . . .

— Co, już zaczęli ?

— Już wyrzucali pierwszego pijanego z w ybudo­

wanej zupełnie knajpy . . .

„Ja — właściciel mieszkania — i jakiem praw em wlazłeś pan tam — proszę mi się natychm iast wynosić!...

— „Ha! h a! ha! wynosić — przedrzeźnia m i ten sam głos przez drzwi — z mego mieszkania.

— Antosiu! może to złodziej! nie otwieraj — błaga cichy głosik.

— Otóż właśnie, że otworzę, gdzie mój rew olw er—

nie, m oja droga — pozwól, ale ja tu jestem panem d o m u !

— Ależ człowieku szalony! — persw aduję podnie­

sionym głosem — dajże sobie w ytłóm aczyć— że ja tu m ie­

szkam i nie widzę najmniejszego powodu — dlaczegobym nie miał drzwi tych rozbić i Ciebie za łeb n a schody wyrzucić.

— Ach! a c h ! — zapiał cienki głosik — w o d y ! . . .

— M ańciu! Mańciu, dziecię drogie! przyjdź do sie­

bie — zem dlała — m oja żona zem d lała! . . .

I ciekawy jegomość, który tak „m ir nichts — dir nichts“ — wlazł na moje śmieci — zapomniawszy zu­

*

B O C I A N . U d e n t y s t y .

D e n t y s t a . Zanim pana uśpię chloroformem, bądź pan łaskaw zapłacić mi za w yrw anie zęba.

P a c j e n t . Ależ mój p an ie,' zdaje mi się, że panu nie ucieknę — zapłacę po operacyi.

D e n t y s t a . Bardzo panu wierzę, ale jeżeli pan nie obudzisz się więcej, któż mi za nią zapłaci?

N a iw n o ść p r z e d obrazem .

C h ł o p i e c . Ten obraz przedstawia Adama i Ewę w raju.

D z i e w c z y n k a . No tak, ale kto z nich jest Adam a kto Ewa ?

C h ł o p i e c . B a! z kądże m am wiedzieć, kiedy o- boje nie ubrani.

Wyjątek z powieści.

. .. Jedna z dziewcząt niosła dwojaki z obiadem dla swego ojca.

Była to Magdusia, której m atka m iała trojaczki.

Dziewczę, znalazłszy się u stóp wysokiej skały, zaczęło pełzać na czworakach a dla uniknięcia wszelkich niebez­

pieczeństw wytężyło wszystkie pięć zmysłów.

Na oddalonej wieży wybiła szósta wieczora.

W zgłodniałej dziewczynie obudziła się chęć do przełam ania siódmego przykazania., wziąwszy pod uwagę jej ósmą wiosnę, oraz dziewięć godzin spędzonych bez posiłku. W tern potrąciła nogą o kam ień i przewróciła się zbladszy jak kreda.

W dwojaezkach z potraw przeznaczonych dla ojca z o s ta ło ... zero!

P r z y u k ł a d a n i u r e p e r t o i r u .

( P o d s łu c h a n e ) .

Czuwający nad adm inistracyą: Nie! tak dalej być nie m o że! T rzeba grać sztuki wesołe, n. p. dajmy „zło­

dziei !;i ggj ,

I)yrektor\ A ilu tych „złodziei?”

Czuw. nad odm.: A no — „R obert i B ertrand44 czyli „D w aj złodzieje44.

Dyrektor: No, to ja wyjadę do Lwowa n a dwa miesiące i będę się pocieszał „Łotrzycą44 *)

— Dlaczego już nie widać teraz nigdy na afiszu teatralnym Suderm ana ani Ibsena?

— A no, bo oba te nazwiska zastąpiło jedno „ Gliick Sohnu.

*) Z a p e w n e Zalewskiego (przyp. Red.).

pełnie o mej mizernej osobie, oddał się cały, niepodziel­

nie ratow aniu nadobnej m ałżo n k i. . .

Co tu robić? #

W tej najkrytyczniejszej chwili — otw ierają się sąsiednie drzwi — i oto zbawczy ni — pani serca i stan- cyjki mojej — pani Ludwikowa. Już miałem potok go­

rących wymówek na ustach — w tem skamieniałem.

„Niech tu pan breweryje nie w yrabia — bo m ie­

szkanie jużeśm y podnajęni odpowiedzialnemu człowiekowi i sum iennem u krawcowi, co se ze żoną mieszka i m a pie­

rzynę nieladajakom i skrzynkę tyż. A panowe graty wy­

nieśliśmy n a strych . . .

„ J a k pan zaplatisz, to graty ividam u — huknął mistrz sewilski przez d r z wi . . . (D. c. n.)

Z m e l o d y i s i e l s k i c h .

Jak się stary Maciej zdrzymnie, Jak już wszyćko zaśpi w chacie Moja Maryś kochaj ty mnie, T ak jak zawdy kochom ja c ię ! Nie bądź Maryś byle frygą, Choć cię Maciej kocha w kącie, Boć nie lubis przecie ty go Nie m iłuje także on c ię ! Niech on sobie bierze Kasię.

Ja cię wezmę, swą Marysię, Bo gdy nie pobierze ta się, Trza byśmy pobrali my się...

Więc niech Maryś nie wymija 1 pokaże gdzie nadzieja:

O n — ja, cy on, ja — on cy j a — On, cy nie on, ja, cy nie ja?...

To ja .

D u m a z ło d ziejsk a.

— No, a teraz powiedz mi, w jaki sposób zdoła­

liście rozbić tak wielką kasę żelazną?

— Proszę pana sędziego, to jest mój sekret, który ja ze sobą do grobu zabiorę.

R A C Y A.

— Powiedz, jak ty mogłeś mnie wczoraj publicznie nazwać starym osłem ?

Ach mój drogi, było to istotnie z mej strony nie dobrze, ale przecież ja cię znam tak d a w n o . . .

N ic strasz n eg o .

Być zabitym — w z ro k ie m ... pięknej kobiety.

Powiesić się — na szyi ja k ie j. . . figlarki.

Umrzeć — z n u d ó w . . . na premierze w teatrze lub koncercie.

Zadusić w objęciach ż o n ę . . . przyjaciela.

Zabijać — czas przy lab ec ie...

Ukraść — kilka c a łu s ó w ... narzeczonej.

Zatruć — hum or narzeczonej. . . flirtem z jej przy­

jaciółką.

Ograbić — przyjaciela na . . . papierosy.

W yrzucić — jaką g łu p ią . . . fantazyę z głowy.

Siła w s p o m n ie ń .

O rękę panny aż dwóch rywali Bój z sobą wiodło zacięty — Obaj ją bowiem szczerze kochali, Jak żeglarz morskie odmęty.

Dziewczęciu trudny wybór był pono.

W krytycznej widzim ją chwili — Jednego tylko zostać m a żoną.

Choć chłopcy równo jej mili.

Już, już serduszko żywiej zatętni Dla Stasia, to znów dla Kostka, To patrzy czulej, to obojętniej, Z miłością walczy miłostka.

Zal jej to tego, to znów tamtego Zostawić pastw ą rozpaczy,

Każdy z nich dla niej ma coś miłego.

Każdy z nich przecież coś znaczy.

T ak dziewczę przeszło z sobą walk wiele Nim Kostka żoną zostało,

Nim zaprzysięgło w farnym kościele Miłość na wieczność m u całą.

Los czasem różne miewa kaprysy Małżonka syna powiła —

Lecz, że syn 'Kostka m a Stacha rysy To pewno wspom nień jest siła.

Dróg.

(8)

PIELGRZYMSTWA NARODU KRAKOWSKIEGO

K s ią g ’ t r o j e

z a n a t c h n i e n i e m b e s t y i a p o k a l i p t y c z n e j

s p is a ł

K O N S T A N T Y K R U M Ł O W S K I .

KSIĘGA PIE R W S Z A .

Narodzie m ó j! słuchaj coć rzekę — nie chodź za rogatki i nie wódź się na pokuszenie pomiędzy niew ia­

stam i które nad W isłą zamieszkałe są. Oto wpadam w natchnienie i będę ci prorokował, jak ongi oślica B alaam a 1...

»Wynijdzie rószczka z k o rz en ia! . . Gotuj drogę P ańską i prostuj śc ie ż k i!..

Każda dolina będzie podwyższoną, a każda góra i pagórek będzie p oniżony!.. i będą krzywe prostem i.

Tedy się otw orzą oczy ślepych i uszy głuchych będą otworzone, tedy wyskoczy chrom y jako jeleń i otw orzo­

ny będzie język niemych !..

A otom chadzał przed Jehową i rzekł mi P a n :

»W eźmij chudobę twoje i opatrz laskę twoją, a idź za rogatkę zwierzyniecką i zwołaj męże zwierzynieckie i rze­

knij im : »Jam ci jest, który posłań królować nad wami, a tedy pokłon ci uczynią i pokłon małżonce tw o jej!

I rzekłem Panu memu upadłszy przed Nim :

»Przecz-że mnie wysyłasz za rogatki zwierzynie­

ckie — zali sługę Twego źli mężowie i łotrzykowie po ­ turbow ać m ają? Jakżeż tam wnijdę, gdy nowy samowar *) wziąłem na kredyt u jednego z synów Izraela — nie- zapłacon on jeszcze — azaż haniebnie potłuczon być m a?

Azaż wystarczy słaba graba moja przeciw tym so- domczykom i gwałcicielom zakonu twojego ?

Przecz mi obiecujesz, że pokłon łotrzykowie odda­

dzą żonie mej, azaż nie wiesz Panie, iżem czystość ślu­

bował przed obliczem Twojem ? ..

I rzekł mi P a n : Pow stań a idź !...

Bo oto wzbudzę ducha w pobożnej dziewicy przy ulicy Krowiej, która chadza w szacie niewinności swo­

jej — a oto twoja p rzy szła!

I strapiło się serce moje i rzekłem P a n u : » 0 P a ­ lie wejrzyj na sługę twego, jako srodze uciśniony jest.

Zali andrusy i Antki dopuszczą mnie do gołębicy onej białej ? ..

I rozgniewał się P an na mnie i zaw ołał: Idź a u- w ierz! . .

I oto poszedłem jak owca między wilki i pokutę czyniąc wstąpiłem do proroka r)Imtnerglilckau2) i rzekłem m u :

Z apraw dę! zaprawdę ! powiadam tobie ! wstępuje król w progi twoje i pokłon jem u uczyń i napełnij szklankę moją piwem twojem — a ja napełnię uszy twoje słowem bogobojnem.

I oto powstał mąż ów święty i rzekł do żony swo- | jej, która Małką nazw ana j e s t :

»Małka szn e ł! a glas B ie r!«

A jam mu rękę położył pod biodro i rzekłem m u:

»0 mężu dziwnie słodkiego oblicza ażali nie wiesz kędy jest królestwo moje i w której stronie błogosław io­

nej ziemi zwierzynieckiej m ieszka ta, której obiecanym j,est«.

A oto wstał ów mąż i złorzeczył m i : »Du miszu- g e n e r! bezuhl das b ie r! dy goj siner ! nie rób w mój in­

teres takie głupie powiedzenie, bo ja jestem stary i oj­

ciec do dzieciów ! ..

I rzekłem m u :

Z ap raw d ę! zaprawdę powiadam tobie nie wstąpię do winnicy twojej, bo masz zatwardzenie serca — i nie pierw'ej zażyję orzeźwiającego piwa twojego w gospo­

dzie twojej — aż dostaniesz rozwolnienia serca tw eg o !«

a tak rzekłszy poszedłem ! ..

A oto Panie rozwiąż usta moje, a otwórz uszy i ewiernej, by rozumiała, co rzekę.

B o oto idącego sługę twego napadli łotrzykowie ze Zwierzyńca i urągali mu złorzecząc:

» I e n ci jest, który królować ma! A ntek wsuń mu flisa « — i przystąpił mąż on, który Antkiem nazwany jest i podniósł prawicę swoją i chciał słudze Twemu sa­

mowar złamać.

Ale Pan wejrzał na uciśnieme sprawiedliwego w za­

konie i zesłał słudze swemu do boku jego anioła swojego, któren przybrawszy ziemską postać i mowę c. k. poli- cyanta skoczył i wrzucił łotrzyka w ciemnice piekielne

„pod Telegrafem^ — gdzie płacz i zgrzytanie zębów jest.

I szedłem dalej wśród sm rodowonnych zapachów rynsztoków Półwsia i doszedłem do miejsca, w którem natchnął mnie. duch miłości i rzekł mi :

»Zdejmij pelerynę i otrzep kurz z obuwia twojego, albowiem miejsce na którem stoisz święte jest, przez świętość gołębicy onej, którą ci Pan o biecał!«

I wszedłem na podwórko, a oto służebna kobieta doiła trzodę. I rzekłem j e j : »Piękna dzieweczko daj mi się napić z m leka twojego bom, ci strudzony drogą jest!

I rzekła mi o n a :

„ Todze11, chis-gou, i ująwszy krow ę za ógon i um a­

czawszy szczotkę we wodzie poczęła szurować krowę . ..

»A oto zaglądnęła starsza kobieta do sadu, kędym spoczywał i przyniosła siedzenia i napełniła szklankę mlekiem krowy i dała mi pić.

A wypiwszy, pokłon jej uczyniłem i rzekłem j e j :

»Bóg zapłać za mleko i dobre słowo ! z wielkiemi rzeczami przychodzę tu, bo słuchaj co mówię — córkę Tw oją P an mi obiecał — jakoż więc będziesz przeciwić się woli Jego?«

I rzekła mi pobożna niew iasta: »Zaprawdę! zapra­

wdę mów głośno i otwórz usta twoje, bo dotknęła mnie ręka Pańska i niedosłyszę — i chyżo już jako szybki | jeleń chodzić nie mogę, bo oto chrom am jest i ciężką starość m oja j e s t ! <<

A oto powstał mąż praw y i rzekł m i:

»Azali czynisz głośno słowo, po to, by Pan wzbu­

dził ducha w wojowniku Bożym, któren u nas zamie­

szkany jest — Weźmij gice ’) za pas — a id ź!«

(d. c. n.)

M y s ię j u ż n ie z r o z u m ie m y . . . I.

Kiedym się kochanki czule P ytał, czy kocham wzajemnie, Goś zaczęła — o szkatule I nie wierszy chce o d em n ie!

Z holem w duszy. — z sercem skrzepłem, Stałem chwilę z żalu niemy —

Aż nakoniec lubej rzekłem :

„My się już nie zrozum iem y!”

II.

Gdym pożyczyć chciał pieniędzy — W łaśnie wtedy był karnaw ał, Więc do żyda rżnę coprędzej, Który na procenty d a w a ł ; I czekałem chwilę — wieki Odpowiedzi pełen trem y — Żyd zażądał hipoteki :

„My się już nie zrozum iem y!”

Niemiryćż.

Na lekcyi religii.

(Aute ntyczne).

Podczas nauki religii w VI. klasie pewnej szkoły w Krakowie pytał ksiądz jednej z uczennic panny R..., czem człowiek może zgrzeszyć ? P anna, która przekładała Zolę i Dumasa nad katechizm i nie wiele czasu poświę­

cała tem u ostatniem u, odpowiedziała, że myślą, mową i . . . dalej ani rusz.

Ksiądz pogroził swej uczennicy palcem, ta jednak wnosząc, że ksiądz jej chce dopomódz, zaw ołała do­

myślnie :

— I p a l c e m !

S angw inik i flegmatyk.

— P a n ie ! nie chcę tu robić skandalu na sali b a ­ lowej, ale wyjdź pan ze m ną do sieni, to dostaniesz pan w t wa r z . . .

— Go, ja m am z cieplutkiego pokoju wyjść do zimnej sieni? Żebyś mi pan naw et obiecał dwadzieścia pięć razy dać w tw arz to i wtedy jeszcze nie wyjdę • • •

ZA K U L IS A KII.

— Feluniu, chciałbym, żebyś ranie kochała wie­

cznie.

— Dobrze moje serce, ale co ty rozumiesz przez

„wiecznie* t ydzi eń. . . dwa tygodnie?

F E M I N I S T A . R adca jest fem inistą?

— Wolne żarty panie dobrodzieju — w tym w iek u !

P O C I Ę C I U .

— Wierzyciel drapie się na czwarte piętro do dłu*

żniua. Oczywiście wchodzi tak zdyszany, że słowa prze­

mówić nie może.

— Bądź p an spokojny — pociesza go dłużnik — od 1-go stycznia przeprowadzam się na parter.

.Z a p o m n ia ł się.

W ie pani, wyciągaliśmy kartki z u rn y . . .

— Pan Jacenty zapomina, że jest w pożądnej kom panii!

Z m o ty w ó w „ O d e o im " .

W S E P E R A T C E .

Słow a do aryi: ..Im ehambre separee.11 I.

Skończywszy wiosnę szesnastą, Niedoświadczona dziewczyna, Wyszłam wieczorem na miasto, A już mrok padać zaczyna!

Nie jestem płochą ni trzpiotką, Więc na głos serca nie głucha — Szedł za m ną, mówił tak słodko Szedł-szeptał ciągle do ucha !

Ach ! czemuż nie wierzyłam mojej matce, T) , Ze skarb to nasz — to nasza dobra cześć,

J i e f r a i n . r>

Ze bywa zle czasami w separatce, Bo trzeba tam nie tylko pić i jeść!

II,

Dziwacznie los mi się darzy I rozkosz łączy z kłopotem , Szaleją za m ną i starzy, Jak opowiedzieć chcę o tern.

Glioć wieczór — czas do spoczynku Nie drżę — m am nerw y nie słabe Chodziłam sobie po Rynku,

Spacerowałam po „A— B u.

Ach czemuż nie wierzyłam mojej matce,

^ . . Że skarb to nasz — to nasza dobra cześć.

Hefram.

Spotkałam tam grubego pana radcę, Lecz z nim się musi tylko pić i jeść!

Krumłowslci.

A to się złapał.

Do idącego spokojnie ulicą Dziulskiego, podchodzi szybko jakiś jegomość i w oła: ,.Czy m am przyjemność mówić z panem Giulskim ? “ ,,Tak jest, odpowiada Dziulski.

Nieznajomy w tej chwili daje Dziulskiemu silny policzek i szybkim krokiem odchodzi. ,,A to się złap ał44, woła za nim ze śmiechem Dziulski, „przecież ja się nazywam Dziulski, a nie Giulski14.

N i e u w i e r z y ł .

— Gzy pan adw okat w dom u?

— Nie panie, zastrzelił się!

— Aha — a ju tro , o której go z a s ta n ę ? ...

U n a s jeszcze lepiej.

- Powiadam panu, u nas w Ameryce ludność jest nadzwyczaj wybredna w jedzeniu, każdy dom ma swego kucharza!

— W ielka rzecz! U nas w Europie naw et każdy żołnierz m a swoją kucharkę.

W H Ą I) X I E.

— Oskarżony, ,czy stanowczo nie przyznajesz się do w iny?

— Nie, panie sędzio, stanowczo. Obrona mego adwo­

kata przekonała mnie zupełnie o mojej niewinności.

*) CMmUer w na rzecz u Zwierzynieckim.

*) Szynk p. U v.\vi ti,z.ynie»,kiej.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Prace nie dotyczyły jednak samego ronda, przebudowano także 720 m jezdni, 1,1 km dróg rowerowych i 1,5 km

konstrukcji wykonac nową, na wzór istniejącej. Pod warstwą wełny – paroizolacja. • Drewno impregnować preparatami bio-ochronnymi i zmniejszającymi palność materiału, które

- Święta potrzebne są mamusiom, żeby mogły upiec pyszne wielkanocne ciasta: baby i mazurki - Święta potrzebne są tatusiom, żeby ukryć prezenty od wielkanocnego zajączka..

- Plan nadbudowy istniejącej oficyny i przybudówki w posesji Jankla Kerszenblata - Krawiecka 53.; karton na płótnie 2 x A4, plan parteru, plan piętra, elewacja, plan sytuacyjny,

Zastąpienie w rozdziale VI pozwolenia zdanie Obowiązek monitoringu emisji do powietrza z instalacji spalania paliw wynika z rozporządzenia Ministra Środowiska z dnia 23.12.2004 r.

6. Wykonawca może odstąpić od umowy, jeżeli Zamawiający w sposób rażący narusza jej postanowienia pomimo zgłoszonych na piśmie zastrzeżeń. W takim

W ykaz pom ocy dydaktycznych zakupionych w roku bieżącym lub planow anych do zakupienia odrębnie dla każdego przedm iotu Proszę o nie wpisywanie mebli do wykazu..

Wykonawca wystawi i wyda Zamawiającemu w dniu odbioru przedmiotu umowy dokument gwarancyjny na wykonany przedmiot umowy, w którym określi warunki