• Nie Znaleziono Wyników

Ksiądz Stanisław Stojałowski; Ks. Stanisław Stojałowski - Kujawsko-Pomorska Biblioteka Cyfrowa

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ksiądz Stanisław Stojałowski; Ks. Stanisław Stojałowski - Kujawsko-Pomorska Biblioteka Cyfrowa"

Copied!
50
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

______________________ __________________________ ______, ___________ A

B ib lio t e k a

U . M . K .

155429

T o r u ń

U I I

JAN ZAMORSKI.

I

I

KS. STANISŁAW

STOJAŁOWSKI

B I E L S K O

__ _ _ _ _______ — — - , 1 9 3 1 .

NAKŁADEM NARODOWEJ SPÓŁKI WYDAWNICZEJ

W BIELSKU UL. BLICHOWA 40

(4)

ÉSSt'

(5)

T rudno jest w k ró tk im szkicu dać w yobra­

żenie o człow ieku, k tó ry działał przez lat 40 na rozm aitych polach pracy, któ ry dał począ­

te k uśw iadom ienia narodowego chłopom , ro b o t­

n iko m i m ałóm ieszczanom , który równocześnie z uśw iadom ieniem narodowem dał w szystkim ty m upośledzonym w arstw om sposoby podnie sie­

nia się gospodarczego i oświatowego, k tó ry ścigany przez tepe i ciasne władze polskie w A u s trji w ycie rp ia ł więcej prześladowań niż k to ­ ko lw ie k z uw ielbianych żyjących w ycierpiał od w rogów, któ ry przez swoją pracą zm ie n ił o b li­

cze duchowe narodu polskiego w G alicji i w Ślą sku austrjackim , którego praca i żyw ot jest historją ruchu ludow ego w dawnym zaborze austrjackim .

Ażeby być zrozum iałym , trzeba dać obraz stanu wew nętrznego kra ju przed 60 laty. N ie­

w ielu żyje z tych, którzy te czasy pam iętają, a i ty m przecie trzeba przypom nieć te lata dawne, bo już o nich zapom nieli; ty le nowych zdarzeń przem knęło się potem przed ich pa­

m ięcią.

(6)

Galicja dostała się do A u s trji przy pie r­

wszym rozbiorze w roku 1772. Szlachta ta m te j­

sza nie przeszła więc przez doskonałe szkoły K om isji E dukacyjnej, nie przeżyła w sobie tego nieśm iertelnego przeobrażenia duszy, jakie było udziałem reszty Polski podczas Sejm u Czte­

ro le tn ie g o , K onstytucji 3 maja i Powstania K o ­ ściuszki. Zatrzym ała się w rozwoju duchow ym na najpcdlejszym stanie upadku um ysłowego, obyczajowego, ku ltu ra ln e g o i p o lityczneg o z cza­

sów saskich. Do Legjon ów D ąbrow skiego po.

szły ty lk o bardzo nieliczne w y ją tk i i gdyby nie masowa dezercja chłopów galicyjskich, tak Polaków jak częściowo Rusinów, do polskich Legjonów m ożnaby powiedzieć, że naw et w woj sku napoleońskiem Galicja świeciła nieobecnoś­

cią. U ratow ali honor dzielnicy^ chłopi g a lic y j­

scy, którzy zapełniali Legjon y, nie tak przez patrjotyzm ja k raczej dla zm iany beznadziejne­

go położenia w wojsku austrjackiem . M usieli bo­

w iem wśród nieustannej chłosty służyć pod n ie ­ zrozum iałą kom endą niem iecką przez lat n ajm niej 14 bez w id o kó w awansu choćby na podoficera, ponieważ byli analfabetam i. U ciekali do L e g jo ­ nów , ażeby się po sw ojem u porozum ieć.

Rząd austrjacki zaprowadził w G alicji rządy despotyczne, w ykonyw ane przez gubernatora we Lw ow ie, tudzież przez k ilk u K reichauptm a- nów i kilku dziesięciu Bezirkshauptm anów . A d m i­

nistracja, sąd, szkolnictw o: wszystko było n ie ­ m ieckie. Wszędzie też: w szkole, w sądzie, w w ojsku k ij był najw ażniejszym środkiem ka­

ry i wychowania. Władze wiedeńskie me d o ­

5

w ierzały jednak szlachcie. Używały w ięc na nią różnych sposobów. M agnatom nadawano ty tu ły książęce i hrabiow skie — dorobkiew iczom sprze­

daw ano za liche grosze dobra dawne k ró le w ­ skie lub duchowne po skasowanych przez cesa­

rza Józefa II. licznych klasztorach — a kto się odwarzył kupić za pół darm o „księżą krzyw dę“ , m ógł na dodatek dostać ty tu ł hrabiow ski. B yli to tz.' hrabiow ie klasztorni (klostergrafen) k tó ­ rych należy odróżnić od hrabiów granicznych (grenzgrafen), to jest tycfei, którzy przed kom isją d e lim ita cyjn ą krzyw o przysięgali, że rzeka Zbrucz nazywa się Podhorce. Innych nęcono dw orskie- m i godnościam i koniuszych, łowczych, s o k o ln i­

ków — a wszystkich trzym ano w karbach przez tz. unorm ow anie pańszczyzny. Rząd austrjacki nie zniósł polskiego urządzenia, polegającego na władzy sądowniczej dziedzica nad poddany­

m i chłopam i, ty lk o poruczył ją osobnem u urzęd­

n ik o w i, utrzym yw anem u przez dziedzica, ale za­

leżnemu od a d m in istra cji państwowej. B yli to znani mandatarjusze, któ rych lud nazywał k r ó t­

ko sędziami. R ekrutow ali się z napływ ow ych Czechów i N iem ców tudzież z nikczem nego ele­

m entu krajowego. Ci siali nieufność między dziedzicem a poddanym i, w yrabiając nastrój, k tó ry dzisiaj nazywanoby u św iadom ien iem kla- sowem, albo solidarnością klasową. Do wrze­

nia i nieufności przyczyniali się urlo p n icy, któ

rzy po w ysłużeniu 14 lat we w łoskich lub nad-

reńskich posiadłościach A u s trji, w racali w m u n ­

durach w ojskow ych, żeby odrabiać pańszczyznę,

(7)

6

ale pozostawali nadal pod władzą swojego p u ł­

ku i m ie li surow y przykaz nie dać się bić. Po­

nieważ chłosta z ręki ekonom a była głów nym środkiem utrzym yw ania poddanych w posłu­

szeństwie, opór u rlo p n ik ó w szerzył zamęt i nie­

pokój. U rlo p n icy, nazywający się z dum ą „ce- sarskiem i d zie ćm i“ , urządzali burdy i awantury, a jeżeli napadnięci przez służbę dworską, lub niew ojennych parobków , p o tra fili wyjść o b ro n ­ ną ręką, dostaw ali pochwałę z kom endy re g i­

m entu. Clrlopnik, który się dał pobić, w yw ie zio ­ ny w dybach przez landdragona do siedziby re g i­

m entu, o trzym yw a ł nad Dunajem lub w L o m - bardji od 25 do 75 kijó w z dodatkiem poucze­

nia, że .cesarskie dziecko“ w żadnych w arun­

kach nie może pozw olić na chłostanie własnej skóry przez cyw ilów .

Do szerzenia zamętu przyczyniali się po ro ­ ku 1831 emisarjusze dem okratyczni z C entra­

lizacji wersalskiej. Byli m iędzy n im i ludzie szla­

chetni jak Goszczyński, Kapuściński i t d , , ale nie brakło d o ktryn e ró w rew olucyjnych, ja k Dłu- goszewski, którzy zbaw ienie Polski i Europy u patryw ali w sam ym rozlew ie k rw i, w samej rzezi warstwy uprzyw ilejow anej, uważając że re ­ wolucja francuska pokonała Europę ty lk o w sku­

tek wyrżnięcia szlachty, Jak pod zaborem ro­

syjskim sfanatyzow ani dem okratycznie synowie szlacheccy w o leli znosić plagi niż przyznać się do szlacheckiego pochodzenia, któ re od chłos­

ty uw alniało, tak pod zaborem austrjackim fa ­ natycy re w o lu cji g łosili wyrzynanie szlachty, nie bacząc, że m iędzy ty m i skazańcam i są ich ro ­

dzice, rodzeństwo i krew ni. D opiero na tern tle staje się zrozum iałą rzeź galicyjska z roku 1846.

Rozstrój, szerzony przez władze austrjackie a podniecany przez mężów zaufania em isarju- szów dem okratycznych, w yw ołał uczucie ja kie jś tym czasowości, niepew ności, wstrętu do is tn ie ­ jącego stanu rzeczy i zapędu do jego obalenia.

C hłopi zbierali p o tajem nie skła d ki, ażeby w ysy­

łać do W iednia u rlo p n ik ó w jako tz. „d e p u to w a ­ nych* którzy m ie li cesarzowi, trzym anem u przez panów w niew iadom ości położenia, o tw o ­ rzyć oczy na praw dziw y stan rzeczy i uzyskać zniesienie pańszczyzny. Cesarz był ich ojcem i osw obodzicielem a Polska niewolą. Przyszły rew olucje 1848 roku. Zazdrośni chłopi starali się szkodzić gw ardjom narodow ym , tw orzonym po miastach i b ili się z przekonania za cesarza przeciw b u n to w n iko m . Rok ten przyniósł w G a­

lic ji zniesienie pańszczyzny i uwłaszczenie ch ło ­ pów, którzy ro zu m ie li, że panowie buntow ali się wszędzie przeciw cesarzowi, ażeby nie d o ­ puścić do zniesienia poddaństwa, ale cesarz zwyciężył.

łia ró d został podzielony na dw ie nierówne części: w rogich polszczyźnie i Polsce cesarskich chłopów , tudzież ziem iaństw o i nieliczną m iej ską in teligen cję, posiadającą uczucia narodowe.

W skutek w rogiego do polskości usposobienia chłopów i w skutek staroszlacheckiego ataw izm u pogarda dla ludu była niew ypow iedziana. G ar­

dził chłopem n ie tylko dziedzic i ksiądz ale ka ż­

dy urzędnik w mieście, każdy woźny, każdy

rzem ieślnik. Tymczasem chłopi zaczęli swoje

(8)

dzieci posyłać do szkół wytwarzać inteligencję sw ojego pochodzenia, zwłaszcza księży. Są dye- cezje w G alicji, któ te od pół w ieku z górą m a­

ją księży prawie wyłącznie chłopskiego poch o ­ dzenia. Jednakże inte lig e n cja ta nasiąkała już w szkole pogardą dla chłopa, a więc dla swo­

ich rodziców, krew nych i sąsiadów, przez co pomnażała ty lk o liczbę w rogów ludu, ale nie przyczyniała się do podniesienia warstwy, z k tó ­ rej wyszła. Rzecz charakterystyczna, że przez 20 lat z górą od chw ili uwłaszczenia chłopów , m iędzy działaczam i, pragnącym i lud oświecić, nie spotyka się ani jednego inteligen ta c h ło p ­ skiego pochodzenia i że wszystkie próby ośw ie­

cenia ludu pochodzą od osób szlacheckiego pochodzenia, naturalnie od przekonanych d e ­ m okratów i w o ln o m yślicie li.

W stydzenie się „niższego“ pochodzenia Stało się regułą tak, że w sem inarjach d u ch o w ­ nych masowo zm ieniano alum nom nazwiska chłopskie na szlacheckie lub do szlacheckiego podobne. W ytw o rzyło to objaw niezrozum iały dla E uropy zachodniej, zwłaszcza zaś dla ludów rom ańskich. Tam bow iem człow iek k tó ry się w yb ił z tz. niższej sfery szuka w tern tytu łu do chwały, prostaków rodziców czy bliższych k re w ­ nych sadza na pierwszem m iejscu przy sto­

le i napawa się dum ą gdy ludzie z tz. sfery le p ­ szej oddają tym prostakom honory, bo w nich w idzi uczczenie w łasnej zdatności pracy, czy powodzenia — w G alicji podówczas syn c h ło p ­ ski, przechodzący do sfer in te llig e n ckich , zacie­

rał ile m ożności ślady sw ojego pochodzenia,

ażeby uniknąć pogardy, jaką wszyscy „z wasze- cia“ ubrani, nawet analfabeci m iejscy ścigali chłopa. Co prawda, w tern rozdw ojeniu narodu, in teligen ci chłopskiego pochodzenia nabierali w szkołach polskiego patrjotyzm u i w ten spo­

sób stawali się obcym i dla swoich najbliższych, k tó rzy w ierzyli w cesarza i wzdrygali się na w zm iankę Polski. Z patrjotycznem i przekonan ia­

m i nabierali rów nież i k u ltu ry szlacheckiej, k tó ­ ra na nieszczęście była jednostronna, ciasna, fałszywa, niegospodarcza i antyspołeczna. Była to bow iem kultura saska z bardzo n ie w ie lk ie m i odchyleniam i.

Upadek powstania styczniowego w K on­

gresówce zbiegł się chronologicznie z klęskam i ftu s trji, z w yrzuceniem jej z Rzeszy n ie m ie c k ie j, tudzież z zaprowadzeniem ko n stytu cji. O trzeź­

w ienie warstw w ykształconych w Warszawie w yraziło się w pożytyw iźm ie, a w G alicji w za­

wiązaniu stronnictw a stańczykow skiego, któ re stanąwszy na podstawie lojalności wobec pań­

stwa austrjackiego i panującej d yn a stji, o trz y ­ m ało w zamian m onopol rządów w kraju.

O w pływ na rządy ryw alizow ały z sobą dw ie warstwy: ziem iaństw o konserw atyw ne i słaba liczebnie inte lig e n cja m iejska, przyznająca się do program u liberalnego polskiej d e m o kra cji.

Obie te waśniące się warstwy nie znały ludu,

zwłaszcza ludu w iejskiego, nie interesow ały się

nim i gardziły chłopam i. Bardzo często d e m o ­

kraci m iejscy okazyw ali chłopom większą p o ­

gardę niż szlachta.

(9)

10

Z Konstytucją przyszły prawa obyw atelskie i polityczne dla w szystkich, którzy cośkolw iek posiadali i p łacili podatek bezpośredni od w łas­

ności. P roletarjat nie m iał praw politycznych, czyli nie brał udziału w w yborach do gm in m ie jskich, rad pow iatow ych, Sejm u K rajow ego i parlam entu państw ow ego. W ybory polityczne odbyw ały się system em kurja ln ym : w ielka w ła ­ sność tw orzyła kurję pierwszą (czasami 20 lu ­ dzi w ybierało posła) — o k o ło 30 m iast two rzyło k u rję drugą — trzy Izby handlow e trze ­ cią —■ a mniejsza własność ziem ska czyli c h ło ­ pi kurję czwartą, mając praw o do w ybiania 74 posłów w głosowaniu jaw nem i pośredniem .

Wejście do życia konstytucyjne go zazna­

czyło sie naciąganiem i obchodzeniem prawa, któ re d o prow ad ziło później do jaw nego urąga­

nia prawu. S tronnictw o konserw atyw ne, o trzy­

mawszy m onopol władzy, obsadziło n a m ie stn i­

ctw o, wydział krajow y, starostwa i wszystkie inne dykasterje zw o le n n ika m i lub kreaturam i, a w pływ ało silnie nawet na obsadą biskupstw , probostw a zaś m iało w sw oich rękach przez prawo patronackie czyli kolatorskie.

M ożna pow iedzieć, że w olne życie konsty tu cyjn e w G alicji naw iązało do tra d ycyj saskich w kie ru n ku sam ow oli i bezprawia. W yborców terroryzow ano, przekupyw ano, nękano, ażeby i z k u rji m niejszej posiadłości otrzym ać ja k n a j­

więcej m andatów . W ybory galicyjskie, na ró w ­ ni z w ęgierskim i i b u k o w iń s k im i zdobyły sobie skandaliczną, ale zasłużoną sławę. Fałszuje się dzieje, kiedy się tę korrupcję przypisuje A u s trji—

— li

w im ię spraw iedliw ości trzeba pow iedzieć, że była to polska interpretacja urządzeń austrjac- kieh. N am iestnik, nakazujący fałszowanie w y ­ borów , był Polakiem — Polakam i byli starosto­

w ie i urzędnicy, prześcigujący się w sztuczkach drw ienia z ustaw i z człowieczeństwa w yborców.

A na wsi stosunki już się zm ieniały. A n a l­

fabetyzm zm niejszał się, bo chłopi utrzym yw ali szkó łki zim ow e, a kraj zabrał się do zakładania szkół etatow ych — z masowego natłoku synów chłopskich do szkół średnich, pozostawały na ro li elem enty, które nauk nie ukończyły — po­

nadto je d n o stki z pom iędzy dem okratów m ie j­

skich i księży pracowały nad szerzeniem czy­

te ln ic tw a po wsiach.

W tym czasie w ystąpił we Lw ow ie m łody w ikary Ks. Stanisław S to ja ło w ski, zn a ko m ity kaznodzieja i pisarz re lig ijn y , na szerszą w id o w ­ nię. W roku 1875 k u p ił dwa pisem ka ludow e

„W ie n ie c “ i »Pszczółkę" i zam ienił je na p is ­ m o polityczne. Za m o tto wziął słowa K ra siń ­ skiego. „Z szlachtą polską polski lu d “ i posta­

now ił uśw iadom ić ten lud na zasadach k a to li­

ckich o prawach i obow iązkach narodowych i obyw atelskich. C hodziło m u o pow iększenie narodu polskiego o te m iljo n y ciem nych analfa­

betów, które stanow ią liczbę, a więc i siłę, a które stały dotąd po za obrębem w szelkiej m yśli narodow ej. Przytem niedola tej ciem noty wzruszała jego czułą duszę: „Ż al m i tego lu d u “ pow tarzał nieraz słowa Chrystusa. U ś w ia d o m ie ­ nie narodowe i obyw atelskie, połączone z po­

stępem gospodarczym a więc z postępem d o ­

(10)

12

brobytu, m iało być przygotow aniem do w olnej Polski.

Zdaw ało się, że cel tak piękny, a środki i dro g i tak chwalebne jak utw ierdzenie re lig ij­

ne i podniesienie ośw iaty i dobrobytu, p o w in ­ ny były zyskać powszechne uznanie d u ch o w ie ń ­ stwa, ziem iaństw a i in te lig e n c ji m ie jskie j. Stało się wręcz przeciwnie. Inteligencja m iejska od­

sunęła się pierwsza od tej pracy, bo skoro za­

czął ją ksiądz, w ietrzyła w tern kle ryka lizm , f l in te lig e n t ówczesny w o la ł być posądzony o najhaniebniejsze w ystępki, niż o k le ryka lizm . Rządzący stańczycy przerazili się re w o lu c ji, a przynajm niej utrudnien ia w zabieraniu i hłop- skich m andatów. Taki bow iem m usiał być s k u ­ tek, jeżeli lud pozna swoje prawa i zechce z nich korzystać, a gdyby mu je wydzierać chciano, bronić. W edług pojęć ówczesnych chłop m iał całować w ręce dziedzica, księdza, nauczyciela i każdego ciaracha, a poza tern nie myśleć. To też pisanie chłopom o polityce, o ich obowiązkach i prawach, było przyjęte ja ­ ko przygotow anie przewrotu. Dotąd p o lity k i n ik t chłopu nie dawał. Do tego ks. S tojałow ski nie poprzestał na pisaniu i wygłaszaniu kazań

— pow ażył się zwoływ ać wiece polityczne, a to już przeraziło tak dem okratów jak konserw aty­

stów.

D uchow ieństw o w iejskie pom agało z p o ­ czątku ks. S tojałow skiem u. Pomagało zwłaszcza w „k ó łk a c h ośw iaty i pracy“ , które ks. S to ja ­ ło w s k i założył w roku 1878, biorąc wzór z po­

znańskich kółek rolniczych i uzupełniając ieh

13

działalność przez pracę oświatową. W roku 1883 przem ieniono nazwę stowarzyszenia na „kó łka ro ln icze “ .

Jednakże, kiedy arcybiskupem lw o w skim zo­

stał po śm ierci ks. W ierzchlejskiego ks. Seweryn M oraw ski, zbyt pow olny w skazówkom stańczy­

ków zaczęło się na szczytach hierarchji duchow ­ nej uciskanie ks. S tojałow skieg o, co pociągnę­

ło za sobą zakaz pomagania działaczowi lu d o ­ w em u przez podw ładne duchow ieństw o.

W ten sposób ten patrjotyczny pracow ­ nik został odepchnięty przez w szystkich, którzy m ie li patrjotyzm na ustach. B y ł bow iem w y ­ ją tko w ym człow iekiem i zanadto głęboko i da­

leko patrzył w przyszłość. Można pow iedzieć, że na ówczesne w arunki przyszedł na św iat zbyt wcześnie i w yprzedził swoje pokolenie. Te ro z ­ liczne rodzaje pracy ku ltu ra ln e j, p o litycznej, spo­

łecznej i gospodarczej, któ rym on dał początek w siódm em dziesięcioleciu w ieku XIX, zostały od nowa zaczęte w dziesiątem dziesięcioleciu tego samego w ieku i dały świetne w y n ik i na początku w ieku XX. Stracono więc najm niej 20 lat na szkodliw ej walce przeciw ks. S to ja ło w ­ skiem u, zadając niepow etow ane straty naro­

dow i.

W brew p lo tk o m i oszczerstwom, ja k ie za- p lu g a w iły pam ięć tego w ielkiego działacza, trz e ­ ba przedewszystkiem stwierdzić, że był to czło­

w iek głęboko re lig ijn y. Jeszcze jako jezuita za­

znaczył się n ie ty lk o kazaniam i, ale dziełam i po-

bożnemi, któ re są do ku m e n te m ożyw iania się

uczucia religijnego u jednostek. Pisywał dla k a ­

(11)

14

płanów, ale nie zapom inał i o św ieckich. On dał początek je zuickiem u w ydaw nictw u, które u trzym u je się do dnia dzisiejszego jako .P osła­

niec A p o s to ls k i“ , czyli „In te n cje m iesięczne“ . W ielu pobożnych kupuje te zeszyciki, a n ik t nie pam ięta, że ich tw órcą jest ks. S to ja ło w - ski. Pragnąc pobudzić księży parafjalnych do czynnego zajęcia się ludem , założył dziennik

„D z w o n “ przeznaczony dla in te lig e n c ji, a przede- w szystkiem dla kapłanów , bo mu przyświecała m yśl, która później, w skutek k u ltu rk a m p fu p ru ­ skiego, zjednoczyła w jednym ty lk o zaborze, duchow ieństw o i lud w jeden re lig ijn o — pa­

trio tyczn y obóz narodowy,

Gdyby nie stańczykow skie zaślepienie by­

libyśm y dożyli tego cudu, że przynajm niej dwa niem ieckie zabory byłyby z narodu polskiego w ytw orzyły jeden lud, przejęty tą samą m yślą, um iejący je d n a ko w o pracować na tejsam ej pod­

stawie i obierający do osiągnięcia jednych ce­

lów te same środki i sposoby.

Ta religijność żywa i gorąca nie opuści­

ła go do końca życia. A jest jego zasługą, że ją podniecił i uszlachetnił w duszach swoich zw olennikó w , że z m artwego trzepania pacierzy i surowego zachowywania postów, zam ienił ją na wiarę żywą, która kieruje uczynkam i. U rzą­

dzał w ięc pie lg rzym ki: do Szczepanowa z p o ­ wodu rocznicy śm ierci św. Stanisława, biskupa krakow skiego, jako patrona Polski — do Rzy­

mu na jubileusz papieża Piusa IX, jak w iado­

m o opiekuna Polaków, tudzież do Ziem i Ś w ię­

te j. Na podniesionym nastroju re lig ijn ym zasie­

w ał uczucia patrjotyczne, ażeby nabrały głębi, m ocy i uświęcenia. W dwóchsetną rocznicę oswobodzenia W iednia przez króla Jana 111., zjechało do Krakowa 12 tysięcy chłopów na wezwanie ks. S tojałow skieg o, a w k ilk a lat później znacznie więcej na pogrzeb M ic k ie w i­

cza. Lud obudził się z haszyszu a ustrjackiego i został polskim . A tak jakoś subtelnie i p ię k ­ nie został wychowany, że m im o swojej „c e s a r­

s k ie j“ przeszłości, m im o dynastyczno-państw o­

wego serw iiizm u swojej starszej braci stańczy­

ko w skie j i m im o istotnej swobody, ja k ie j Pola­

cy zażywali w zaborze austrjackim , czuł i w ie ­ dział, że jest w nie w o li, że jego przyszłość w z je ­ dnoczeniu i niepod ległości całej Polski i że dla w ywalczenia t«j przyszłości trzeba pracy, ofiar, poświęcenia. Z w olennicy ks. Stojałow skiego to pierw si, a nieraz i je d yn i c h ło p i i robotnicy, w ychow ani w poczuciu narodow ego obow iązku, to ludzie gotow i ostatni krw a w y grosz oddać na dobro publiczne, to działacze i apostołow ie, a kiedy przyjdzie cie rp ie ć, to praw dziw i m ę­

czennicy sprawy narodow ej. Kto nie znał tych sierm iężnych i bluzowyeh w spółpracow n ików ks. S tojałow skiego, ten nie ma wyobrażenia o tern, czem może być nasz lud, jeżeli warstwy zwane ośw ieconem i nie dem oralizują go i nie nękają. W idok i znajom ość tego ludu dały później narodow com wiarę w naród.

Trzeba pokrótce przypom nieć te rodzaje pra­

cy publicznej, ja k im początek dał ks. S tojałow ski.

Jako w ikary w G ródku i we Lw ow ie za­

czął w roku 1875 redagować polityczne pisma

(12)

16

dla lu d u , oraz urządzać wiece. Stworzy! więc pierwszy te fo rm y oddziaływ ania na masy, p o ­ za które do dziś dnia n ik t nie wyszedł. Z a w ią ­ zał też we L w o w ie pierwsze stowarzyszenie rze- m ieślniczo-m ieszczańskie pod nazwą »Gwiazda“ . W k ró tk im czasie G alicja pokryła się „G w iazda­

m i*, bo każde średnie m iasto przyjm o w a ło lw ow ski statut i program działania. Była to zno­

wu pierwsza organizacja rękodzielnicza, która dała początek uśw iadom ienia narodowego d ro b ­ nym mieszczanom i stworzyła niejako zalążek m ieszczaństwa polskiego. Później dodał do te ­ go spółki handlow o-zarobkow e, jak szewskie, powroźnicze i inne. W roku 1878 zorganizował

„K ó łk a ośw iaty i pracy“ . Za wzór wziął poznań­

skie „K ó łk a rolnicze“ i ich pracę w kierunku podniesienia w ydajności ziem i przez dobór na­

sion i nawozów^ tudzież w kie ru n ku pow ię ksze ­ nia dochodowości gospodarstw w łościańskich przez zużytkow anie odpadków , postępową ho­

dow lę inwentarza i drobiu, przez własne s k le ­ py itd. U zu p e łn ił jednak sta tu t poznański przez dodanie czytelń i szerzenie oświaty. W tej fo r ­ m ie nie m ógł ich jednak prowadzić i w ro ­ ku 1883 m usiał zm ienić nazwę na „K ó łk a r o l­

nicze“ , oraz usunąć pracę ku ltu ra ln o oświato wą, jako podejrzaną o p o lityko w a n ie . D ział p ra ­ cy ośw iatow ej został naprawdę podjęty dopiero w roku 1891 przez założone w tedy „Tow arzystw o Szkoły L u d o w e j“ już zupełnie niezależnie od ks. S tojałow skiego. Sam ten fa k t wskazuje, że ks. S tojałow ski rozum iał potrzeby narodowe i ludow e, że dał należytą inicjatyw ę, skoro po

w ytrąceniu mu tej pracy z ręki m usiało się za­

wiązać osobne tow arzystw o dla jej dokonania.

MJe kilkanaście lat niepotrzeb nie zm arnowano.

W roku 1880 ks. S tojałow ski został a d m i­

nistratorem , a w kilka m iesięcy później p ro ­ boszczem w K u liko w ie pow. żółkiew skiego, n ie ­ daleko Lwowa.

I tu znowu o d k ry ł nową dziedzinę za­

niedbaną, która wym agała nowej pracy. W Ga­

lic ji wschodniej ludność rzym sko-katolicka czyli polska żyje rozproszona m iędzy Rusinam i w ten sposób, ż* Polacy z kilkunastu, czasem z k ilk u ­ dziesięciu wsi należą do jednej p a ra fji, gdy tym czasem Rusini pom ieszani z n im i mają sw o­

je unickie parafje praw ie w każdej wsi. Jest to spuścizna po staroszlacheckiej fanabe rji i sa- m olubstw ie. Fanaberja polegała na tern, że szlachta nie budowała kościołów dla polskich chłopów , bo wolała, żeby oni przechodzili na unję i przyjm ow ali język ruski, ażeby przedział m iędzy panem i poddanym był tern w idoczniej-

żeby poddani m ie li swoją wiarę i m owę chłopską, a panow ie wiarę i m ow ę pańską. Sa- m olubstw o zaś objaw iało się w tern, że nie chcieli zakładać parafij łacińskich, aby nie d a ­ wać dziesięciny do kościoła, bo opłata dziesię­

ciny na rzecz probostwa unickiego nie o b o w ią ­ zywała rzym skiego ka to lika . M am y więc po miastach na Rusi m nóstw o kościołów , ale po wsiach ich brak. Gdy się jeszcze zważy, że k s ię ­ dza rzym sko-katolickiego, ja k o bezżennego, na­

leżało wysoko respektować i całować w rękę

bez względu na jego pochodzenie, a księdza żo­

(13)

natego nie wpuszczało się na pokoje, ty lk o przyjm ow ało w izbie czeladnej, rzecz zrozum iała, że napuszony »pan“ w olał m ieć dla »podda­

n ych * choćby tuziny kapłanów żonatych, k tó ­ rych uważał za duchow nych włodarzy czy kar- b o w n ikó w nad poddanym i, niż jednego, a broń Boże więcej kapłanów bezżennych, k tó ry m na­

leżało dawać pierwszy k ro k nawet przed sobą i jejm eścią.

Ta pyszałkowatość zemściła się na Polsce w ten sposób, że ludność polska na U kra in ie , dwa razy przez Polaków skolonizow anej, w sią­

knęła w Ruś bez śladu i że nawet w w oje­

w ództw ie Iw ow skiem i podolskiem m asowo się ruszczyła. Nieścisła statystyka wykazała w drugiej poło w ie XIX wieku zruszczenie się prawie 2 m il- jo n ó w p o lskiej ludności w dzisiejszych w o je ­ w ództw ach Iw ow skiem i tarnopolskie m .

Ks. S tojałow ski odrazu zauważył te s z k o ­ dy, ja kie ponosi polszczyzna i w netznala zł sposób, aby im przeciwdziałać. Należało przedewszyst- kiem zapewnić w ie rn ym opiekę re lig ijn ą i p o ­ ciechy duchow ne Dotychczas księża łacińscy chętnie p rzyjm o w a li do w iadom ości, że ich pa- rafjanie z odległych wiosek spowiadają się, dy­

sponują na śm ierć, grzebią, chrzczą dzieci u m ie j­

scowych księży unickich: wszak unja to także praw dziw a wiara katolicka. Nie zwracali też uwagi na to, że dzieci ochrzczone w cerkw i za­

pisyw ano do ksiąg ruskich, czyli pom niejszano polski stan posiadania na korzyść ruskiego.

To też ks. S tojałow ski zabrał się e nergi­

cznie do katechizowania dzieci p o lskich po wsiach

nie czekał aż chory przyszłe po niego furę, t y l­

ko włdsnem i ko ń m i jeździł z pociecham i re lig ij- nem i i był zawsze na miejscu, gdzie go potrze­

bowano. Rozejrzawszy się w niegodziw ych d ro ­ gach rozległej parafji, spra w ił sobie na ten cel le k k i tarantas, a w czasie roztopów wiosennych i jesiennej pluchy jeździł wierzchem z w ija tykie m . Uznano go za niebezpiecznego chłopom ana, a szlachta okoliczna, m im o że tłu m n ie każdej n ie ­ d z ie li nawiedzała plebanję ze względu na o b fite jadło i dobre tru n k i, uznała iż ten now y proboszcz nie szanuje swojej kapłańskiej godności. W edług ich m niem ania, opartego na dotychczasowej pra­

ktyce, chłop jeżeli potrzebuje księdza, pow inien posłać po niego wygodną furę i za p k c ić za fatygę, w przeciw nym zaś razie niechaj zaspokoi swoje duchowe potrzeby u popa unickiego. Proboszcz zaś nie pow inien się „szw endać“ po wsiach, ty ik o jeździć po dworach na przyjęcia i karty, bo to ty lk o jest stosowne dla mego towarzystwo.

Dla zwalczania analfabetyzm u w swojej parafji ks. Stojałow ski zaprowadził po wsiach szkółki zim ow e, sprowadzając ze Lwowa siły nauczycielskie na własny koszt, albo zachęcając zapalne panienki dw orskie do prowadzenia na­

uki. Z atrudniał naw et głośnego w tedy tw órcę m etody szybkiego nauczania czytania i pisania dla aorosłych analfabetów K onstantynow icza z Poznania.

W idział jednak, że te środki nie wystarczają, ze ludzie z odległych wsi nie mogą chodzić w niedzielę do kościoła parefjalnego, to też w ple­

bańskim fo lw a rku M ohylany, odległym o 20 k i­

(14)

20

lo m e tró w od K ulikow a, odpraw iał mszą raz na miesiąc. I w tedy w padł na pom ysł, że należy w M ohylanach zbudować kaplicą mszalną. J e ­ dnakże nowy arcybiskup ks. Seweryn M oraw ski zabronił tej roboty, ponieważ „n ie zachodzi żadna potrzeba zakładania ka p licy d o d a tko w e j“ .

B yło to w roku 1883. Gdy sobie przypom ­ n im y, że w lat 20 później za arcybiskupa B il- czewskiego zacząto m asowo budować ka p lice i ko śció łki, których przez ostatnich 14 lat przed w ojną św iatow ą pośw iecono 116, ażeby ratować resztki polskiej ludności przed w ynarodow ieniem , że tenże arcybiskup obok m nożenia ^ekspozytur dał sw oim książom prawo binowania tj. odpra­

w iania W niedzielą dwóch mszy przez jednego kapłana w dwóch różnych m iejscach zobaczymy, że ks. S tojałow ski pierwszy w padł na pom ysł skutecznego ratow ania ludności polskiej przed zruszczeniem, ale nie został przez współczesnych zrozum iany, tą pom ysłow ość i zapał re lig ijn o narodow y zapisano mu w górze jako krnąbrność i w archoistw o. f l przecież gdyby ten środek zastosowano w tedy, kiedy go podał ks. Stojało w ski, byłoby sią dla polszczyzny uratow ało o k o ło m iljo n a ludzi. N iestety ks. S tojałow ski p rz y ­ szedł za wcześnie dla tąpych ludzi owego cza­

su. Pi był w tern interes n ie ty lk o narodowy, ale i re lig ijn y . Ks. S tojałow ski tra fn ie zauw a­

żył, że m iądzy u n ic k im i książm i jest zbyt w ie i- k i procent ludzi re lig ijn ie obojętnych, a nawet w p ro st niedow iarków i to spostrzeżenie p o w in ­ ny b yły zrobić ka to lic k ie władze duchow ne I rzecz to zrozum iała: wygodny chleb nąci ka n ­

dydatów do stanu duchownego w u n ji, bo tam ksiądz nie potrzebuje sobie odm aw iać niczego, nawet żony. Inaczej jest z duchow ieństw em bezżennem, gdzie kandydat m usi wejść w sie ­ bie i zostanowić sią, czy znajdzie dosyć m ocy dla wyrzeczenia sią n iektórych ludzkich potrzeb:

ta decyzja świadczy jednak o pewnem p o w o ła ­ niu do stanu duchow nego. U trzym anie ¿yiąc ludności polskiej przy obrządku rz y m s k o -k a to ­ lic k im leżało n ie ty lk o w interesie narodu i Koś­

cioła, ale w prost w interesie re lig ji.

W roku 1889 ks. S tojałow ski założył bank parcelacyjny pod firm ą : „T ow arzystw o Zakupna i O chrony własności z ie m skie j“ w W adowicach.

W yrw ał wiąe w ten sposób ludność za szpon lichw iarzy, którzy łu p ili skórą z chłopów , ch cą ­ cych zakupić ziemią.

Po utracie probostwa k u liko w skie g o ks.

S tojałow ski przeniósł sią do innego kraju k o ro n ­ nego tj. do Śląska austrjackiego i zam ieszkał w Cieszynie, dokąd przeniósł redakcją swojego tygodnika . Na Śląsku zetknął sią z now em i zagadnieniam i i pierwszy szukał skutecznych rozwiązań. Ludność włościańska była narodowa nieźle uświadom iona przez dawniejszą pracą Stalm acha, C ieńciały, rozw ijaną dalej przez ks.

Świeżego i M ichejdów , ale zato z ro b o tn ika m i było bardzo niedobrze. Jeszcze w K a rw in ie przeważał elem ent m iejscowy, dość uśw iadom io­

ny. Zato w Bogum inie, obydw u Ostrawach i we

w szystkich fabrykach oraz kopalniach wzdłuż Os-

traw icy na M »rawach pracowali nieuśw iad om ieni

galicja n ie i m asowo przechodzili na czeszczyzną.

(15)

22

N iem cy nazywali całe to zagłębia „D as Polengrab anderO straw itza“ (grobem polskim nad O straw icą)

Zabrał sie wiec ks. Stojałow ski do pracy nad ro b o tn ika m i p o ls k im i w zagłębiu bialsko- biaiskiem , w cieszyńskiem i w bogum ińsko os- traw skiem . On pierwszy zaczął organizować

„B ra tn ie Pom oce“ robotnicze, jako stowarzysze- nia^ubezpieczeniowe i k u ltu ra ln e zarazem, które objęły w krótce całe księstw o cieszyńskie, cześć M oraw oraz robotnicze okręgi w obwodzie wa­

d o w ickim i chrzanow skim .

Śląskie uśw iadom ienie było raczej plem ien- nem niż narodow em . Ludność czuła sie czemś in- n e m n iż N iem cy i Czesi, zachowywała swoje właś­

ciwości odrębne, nie wynaradawiała sie, ale n!e czuła sie też integralną częścią narodu polskiego , bo do Polski m iała niechęć i uprzedzenia, a do swoich polskich sąsiadów z G alicji nieufność i le­

kceważenie. D opiero, kiedy ks. S tojałow ski w ieca­

m i organizacyjnem i przeorał i te ziem ie piastow s­

ką, kiedy obok „G w iazdki C ieszyńskiej“ lud zaczął czytać „W ieńca-P szczółką“ wraz z d odatka m i dla ro ln ikó w , ro b o tn ikó w i kobiet, dopiero w tedy zn i­

kn ę ły niechęci i uprzedzenia. Przed stworzeniem program u w szechpolskiego ks. Stojałow ski pra­

cow ał w kie ru n ku wszechpolskim i to ta k sku ­ tecznie, że cześć tam tejszej ludności, nie mogąc

nadążyć z rozw ojem now ej idei, utw orzyła o d rę ­ bną grupę „tu te js z y c h “ tz. „Śiązakow cow . N ie b y li to ani czechofile ani germ anofile, przeciw nie tw ardo stali przy sw oim jeżyku i od­

rębności, ale nie chcieli jeszcze uznać sie za inte g ra ln ą cześć narodu polskiego.

23

Jeżeli sią zatem weźm ie na uwagę te w ielostronność działalności, jaką rozw inął ks.

S tojałow ski, m im o w o li przychodzi na m yśl okre ­ ślenie prorocze: „L u m e n de coelo* (św iatło z nieba). Nie zaniedbał bow iem niczego, ażeby podnieść wszystkie warstwy upośledzone tak ośw iatow o jak gospodarczo, żeby je uśw iadom ić narodowo, żeby zrobić prawdziwych obyw ateli polskich ze wszystkich warstw pogardzanych, ze wszystkich ludzi tak żyjących zwarcie, jak roz­

proszonych m iedzy R usinam i, Czechami czy N iem cam i i żeby obudziwszy w nich św iado­

m ość narodową, pow ołać ich do w spółpracy politycznej na zasadzie równości praw i obo­

w iązków .

M ożnaby go nazwać pedagogiem narodo­

w ym , bo on w ychow ał warstwy zaniedbane na ludzi szanownych, o b yw a te li św iadom ych i pra­

wdziwych synów ojczyzny.

R ozbudził ten lud gazetką i w iecam i, ale za­

raz kazał mu pracować nad sw oim dobrobytem w kółkach rolniczych i B ratnich Pomocach, aże­

by go nauczyć przezorności, przew idyw ania i za­

pobiegliwości i uczynić sam odzielnym . Z w o le n ­ nicy ks. S to jałow skieg o przestali liczyć na los, lo te rje , szcząście, na spekulacje czy oszustwo, a zaczęli wierzyć we własne siły i własną pra­

ce. Stawali sie ludźm i d ojrzałym i i odp o w ie ­ dzialnym i. W kółkach, w Pomocach, w G w iaz­

dach obok pracy zawodowej rozw ijała sie praca

ośw iatow a, która tym podnoszącym sie m ater-

ja in ie i m oralnie ludziom otw ierała nowe h o ry ­

zonty, dawała nowe zadania i utrzym yw ała ich

(16)

24

w ciągiem dążeniu i doskonaleniu się. „C iągle naprzód iść“ było hasłem tych wszystkich zrze­

szeń. Pod w pływ em pracy ks. S tojałow skiego cesarscy chłopi o d w ró cili swoje serca od ftu s trji, a u ko ch a li w ym arzoną Polską ja kie m ś naiw nem i ciepłem uczuciem, któ re dla pam iętającego tych ludzi jest bardzo trudne do określenia — b yło w ty m pa trjo tyźm ie dużo uczucia na pół re lig ijn e g o , jakaś nabożna chąć służenia o jczy­

źnie i ponoszenia dla niej ofiar, skoro jest tak nieszczęśliwa. 1 w yrabiało się w tych ludziach poczucie godności. U n ik a li w szystkiego, co pla m i, poniża, ażeby się nie potrzebować w stydzić m etyle przed in n y m i, ile przed sobą sam ym i, przed własnem sum ieniem , f l równocześnie w ytw orzyła się w nich solidarność narodowa i chęć w spółdziałania z całością dla dobra wszy­

stkich. Tak jak przed w iekam i wzorem b ra te r­

stwa, poświęcenia, w zajem nej pom ocy były p ie r­

wsze g m iny chrześcijańskie, tak najstarsi zw o­

lennicy ks. Stojałow skiego tw orzyli takie pierwsze sharm onizow ane, uspołecznione g m in y n a ro ­ dowe.

Przyczyną b y ł re lig ijn y podkład pracy ks.

S tojałow skieg o. Bo nawet ściśle re lig ijn e j pracy nie zaniedbał w tym czasie, skoro w 1887 o g ło ­ sił dwie, niezw ykle cenione książeczki: „R o z m y ­ ślania o gorzkiej męce Pana naszego Jezusa Chrystusa“ i „U stóp krzyża, o boleściach N a j­

św iętszej M a rji Panny*. R eligijne w skazówki i nauki n ie ty lk o d ykto w a ł in n ym , ale i sam p raktykow ał. W ystarczy przypom nieć, że przez całe życie nie o d m aw iał nigdy proszącemu, cho-

25

ciąż sam nieraz znajdow ał się w skrajnej nędzy, i chociaż nieraz przekonyw ał się, że niegod ni nadużywali jego m iłosierdzia. Za dew izę postę­

powania w ziął bow iem zasadę: „L e p ie j być oszu­

kanym , niż nie wspm ódz, gdy się ma m ożność“ , i tej zasadzie pozostał w iernym do końca sw e­

go życia. I \ tę możność tłu m a czył sobie bardzo rozciągliw ie: w dniach nędzy i głodu d z ie lił się z biedniejszym i pożyczonym pieniądzem , w y­

chodząc z założenia, że je m u ła tw ie j wystarać się o ponowną pożyczkę niż nieznanem u bieda­

kow i. N ic dziwnego, że kiedy m ia ł probostwo kuliko w skie , w ysyłał ubogich parafjan na lecze­

nie do lw ow skich szpitali, pokryw ając z własnej kieszeni koszta leczenia; że żyw ił i w spierał całe grom ady biedaków ; że pom agał gospodarzom w spłacaniu długów , ratując ich m a ją tki przed licytacją; że nawet spraw iał o b u w ie i ciepłą odzież, ażeby biedocie um ożliw ić uczęszczanie do kościoła w zim ie.

Gdy się uprzytom ni sobie w szystkie te szczegóły, można zrozum ieć, dla czego lu d , obudzony przez ks. S tojałow skieg o, garnął się do niego z taką ufnością i m iłością, dla czego po ja kich sześciu latach działalności cała Galicja pełna była jego im ie n ia , dlaczego prostota u j­

rzała w n im swojego opiekuna, a każde jego

słow o, czy napisane w gazetce lub broszurce,

czy w ypow iedziane na wiecu, przyjm ow ała jako

ob ja w ie n ie i dla czego brała się do każdej

pracy, politycznej, ośw iatow ej, gospodarczej na

jego wezwanie. D uchow ień stw o było jeszcze

w tedy otoczone przez lud praw ie re lig ijn e m

(17)

26

uszanowaniem i cieszyło się niezw ykłym a u to ­ ryte te m . Lud w łościański zaś, któ ry po u w o l­

nieniu od pańszczyzny w 1848, m asowo rzucił się do posyłania dzieci na studja, dał dowód, że pragnie ośw iaty, postępu, doskonalenia się i podnoszenia się. To też kie d y się z ja w ił kapłan, praw dziw ie chrześcijański, niezw ykle utalentow any m ówca i pisarz, ru ch liw y i p ra c o ­ w ity aż do zapom nienia o w łasnem zdrowiu, gorący patrjota i w ie lki znawca niedoli w arstw upośledzonych a zarazem bystry organizator i człow iek bardzo dobry, lud drobnom ieszczań- ski i wieśniaczy na początek, a potem i lud robotniczy p rzylgnął do niego całą duszą i ser­

cem. Ks. Stojałow ski w yw ołał przewrót w um ysło- wości narodu polskiego w G alicji i z k ilk u d z ie ­ sięciu tysięcy pom nożył ich liczbę na m iljo n y . Gdyby w arstwy ośw iecone już nie użyczyły mu sw ojej pom ocy, ale nie przeszkadzały mu w je ­ go robocie, stan duchow y zaboru austrjackiego byłb y przybrał postać tak szlachetną, mądrą i piękną, jak za Księstwa W arszawskiego stan u m ysłow y w arstw oświeconych i u p rzyw ile jo w a ­ nych w późniejszej Kongresówce.

Na nieszczęście warstwy oświecone okazały się narodowo i p o litycznie niedojrzałe m i. Du­

chow ieństw o szło na czele tej niedojrzałości, z początku ty lk o w wyższych sferach swojej hierarchji.

I tak: W roku 1877 obchodzono w Rzymie uroczystość 50 letniego jubileuszu kapłaństwa Piusa IX. A rcybiskupstw a lw ow skie (rzym sko -ka ­ to lic k ie , grecko k a to lic k ie I o rm ia ń s k o -k a to lic k ie )

27 -

urządziły wspólną pielgrzym kę księży ad lim in a A p o sto lo ru m . Ks. S tojałow ski nie chciał się przyłączyć do tej m ieszanej narodow o im prezy, ty lk o zabrawszy na w łasny koszt setkę chłopów polskich, pobłogosław iony przez arcyb. W ierz- chlejskiego, ruszył do Rzymu, aby zaznaczyć odrębność Polaków i przypom nieć Polskę. Ka­

nonicy i prałaci galicyjscy w ytężyli w szystkie siły ażeby go nie dopuścić do papieża. On jednakże, życzliw ie przyjęty przez n ie któ rych kardynałów , w targnął niejako do sali audjen*

cjonalnej w c h w ili, kiedy lwowscy księża wszy­

stkich obrządków znajdowali się na posłuchaniu, a z nim chłopi polscy ze sztandarem, na k tó ­ rym z je d n e j strony był obraz M. B. Częstocho­

w skie j, a z d rugiej O rzeł biały. Staruszek pa­

pież uśm iechnął się, pielgrzym kę włościańską specjalnie pobłogosław ił, a zam iast ukarać przy­

wódcę za przekroczenie cerem onjału, zam iano­

wał ks. Stojałow skiego sw oim prałatem d o m o ­ wym z prawem noszenia fjo le tó w i z ty tu łe m M onsignora. W ikary we Roletach to był p ie r­

wszy kam ień obrazy. O dtąd zaczyna się szu­

kanie w iny na ks. S tojałow skim ze strony wyż szych duchow nych i odtąd datuje się ta nie­

ubłagana nienawiść, która działacza ścigała aż

do grobow ej deski. Nie zapom niano mu tej

niesforności i innych sam odzielnych w ystąpień

późniejszych nawet w tedy, kiedy jego zw łoki

leżały w trum nie. Przez jakiś czas ochraniał

go swoją powagą m ądry i św ią to b liw y arcybiskup

W ierzchlejski. Za jego zezwoleniem i bło g o ­

sław ieństw em urządził ks. S tojałow ski w 1879

(18)

jako w 800-ną rocznicę śm ierci św. Stanisława o lb rz y m i wiec re lig ijn o narodow y w Szczepano­

wie, jako m iejscu urodzenia się św. Męczennika, poczem poprow adził w iecow ników do Krakowa i tam im pokazał groby królew skie oraz inne p am iątki narodowe. Takiej masy zwiedzających nie w idział jeszcze Kraków.

Jednakże in te lig e n cji m ie jskie j, należącej do stronnictw a dem okracji p olskiej, nie podo­

bało się to „ro zw łó cze n ie “ ch ło p ó w . Powód głów ny był ten, że chłopi zjechali się na wez­

w anie księdza. F\ dem okracja hołdow ała w tedy zasadzie G am betty: „L e cléricalism e voilà l ’en­

nem i (k le ryka lizm to w róg). Budowanie pa­

trio ty z m u na fundam entach re lig ijn ych było dla niej o g łupia niem ludu i prowadzeniem chłopów w księżą niewolę, która ma być jeszcze gorsza od szlacheckiej.

Konserwatyści siedzieli dotąd cicho, m im o że ro zp o lityko w a n ie chłopów groziło ich pa nowaniu. Rozjątrzyły ich dopiero kółka rolnicze.

Konserwatyści używali swojej władzy nie dla dobra Polski, ani nawet nie dla dobra kraju koronnego G alicji, ty lk o na wyłączny pożytek ziem ian. D latego chcieli m ieć w kraju chłopów n ie tylko głupich, ale nędznych, ażeby fo lw a rk i m ia ły zapewnionego taniego robotnika. W tym celu konserw atyści sprzeciw iali się uprzem ysło­

w ieniu kraju, a władze krajow e odm aw iały chłopom paszportów na wyjazd do A m e ryki.

Ks. S to ja ło w ski, pragnąc przyjść ludow i z pom ocą gospodarczą, zwracał się do dwóch ziem iańskich in stytucyj c. k. Towarzystwa

29

rolniczego w Krakowie i c. k. Towarzystwa gospodarczego we Lw ow ie, ażeby one tak dlatego, że m ają duże subwencje ze skarbu państwa, ja ko też dlatego, że pow inny w p ro ­ wadzić w czyn hasło poety: „Z szlachtą polską polski lu d “ , zabrały się do organizow ania c h ło p ­ skich kó łe k rolniczych. S potkał się jednak wszędzie z kategoryczną, nieustępliw ą odm ową.

Nie zrywając kontaktu sam ułożył statut: „ kółek ośw iaty i pracy", uzyskał jego zatwierdzenie przez władze austrjackie i zwołał walne zebranie, na które zaprosił członków K om itetu zarządzającego c. k. Towarzystwem gospodar- czem. Pragnął bowiem koniecznie oprzeć te kółka o organizacje ziem iańskie, które m iały pieniądze i fachow e biura rolnicze. D la ­ tego upierał się przy obraniu prezesem nowego towarzystwa jednego z członków zarządu Tow. Gospodarczego. Wszyscy o d m ó w ili. D o ­ piero członek W ydziału Krajowego, ziem ianin, nie należący do zarządu Tow. Gospodarczego, W alery Podlewski z C hom ia kó w ki w pow.

C zortkow skim , przyjął godność prezesa tej chłopskiej organizacji.

Ta prezesura nie otw orzyła jednak kas organizacji ziem iańskiej ani nie dopom ogła do wyzyskania sił fachowych na korzyść włościan, bo prezes Podlewski, posądzony o chłopom ań- stw o, został przez kierow nicze żyw io ły ziemiań­

skie praw ie zbojkotow any. Za to w ciągu k ilk u

miesięcy, przy energicznej ruchliw ości Ks. Stoja-

łow skiego, zawiązało się praw ie 50 kółek w

kraju i robota szła cięgle naprzód.

(19)

30 -

Nagie z końcem roku 1879 starostwa zaczęły rozwiązywać te kółka pod najśm ieszniejszemi pozoram i. Przeważał zarzut, że przekraczają zakres działalności, przew idzianej w statucie, poniew aż obok zagadnień gospodarczych tru d ­ nią się polityką, dow odem polityko w a n ia było prenum erow anie gazetek Ks, S tojałow skiego, albo jego broszur, nawet religijnych.

O trzym anie bogatego probostwa w K u li­

kow ie oburzyło w ie lu księży, a zarzut b ył ta ki, że tak m łody człow iek • nie pow inien odrazu dostać tak tłu ste j prebendy. W krótce ziem ianie pow iatu żółkiew skiego, a zwłaszcza należący do parafji K u liko w skie j, zrazili się do nowego proboszcza za jego chłopom aństw o, chociaż to im nie przeszkadzało w odw iedzaniu go co nie d zie li ze względu na dobrą kuchnię i dobrze zaopatrzoną piw nicę. Ks. S tojałow ski ze zgrozą zauważył, że w G alicji wschodniej ziem ianie nie św iętują uroczystości rzym sko— kato lickich , lecz każą robić na polu nawet w Boże Ciało, niby to ze względu na unitów , którzy tam są w większości. W ypłaty zarobków tygodniow ych u skuteczniali w niedzielę przed południem , unie m ożliw iając n a jm ito m uczestnictw o w nabożeń­

stw ie. Gdy u pom nien ia nie pom agały, napisał korespondencję do „D zie n n ika p o ls k ie g o “ we Lw o w ie i odtąd rozpoczęła się głucha walka m iędzy ziem iańskim i parafjanam i a proboszczem . Pomagali w niej Rusini, zwłaszcza księża, którzy widząc, że lud u n icki tłu m n ie spieszy do łacińskiego kościoła, ażeby posłuchać złotoustego kaznodziei, z obawy przed utratą owieczek do

31

strzyżenia, zaczęli rozsiewać p lo tki, stawiać zasadzki, urządzać prowokacje.

W net też zaczęły chodzić pogłoski, że nauczycielki sprowadzone do szkółek zim ow ych, albo do zorganizowanych przepisowo pryw atnych, to nie nauczycielki, lecz utrzym anki proboszcza i t. p. Do konsystorza płynęły skargi, d oniesie­

nia, oszczerstwa.

Równocześnie redaktor konserw atyw nego

„C zasu“ w Krakowie, hr. L u d w ik D ębicki, zetknąwszy się na odpuście w Starej wsi z ks.

S tajałow skim , przez dw ie godziny tłum aczył mu, że zakładanie kółek rolniczych jest niepotrzebne, a nawet bardzo niebezpieczne, A kiedy nie m ó g ł go przekonać zagroził: „T o m y się zwró cim y do pana A lfre d a “ (znaczy do hrabiego A lfre d a Potockiego, k tó ry w tedy był n a m ie stn i­

kiem G a licji).

W k ilk a dni później wezwał ks. S to ja ­ ło w skiego arcybiskup W ierzchleyski i pow iedział m niej więcej te słowa:

„ B y ł u m nie hr. A lfre d , żalił się, że lud

„burzysz i żądał, żebym ci zakazał odbyw ania

„w ie c ó w , bo ty się kręcisz w stronach, p a m ię ­ t n y c h rzezią r. 1846. Ja cię broniłem , tłu m a ­ c z y łe m , że to robisz w dobrej m yśli. Nie m o-

„g ę ci zakazywać, ale przestrzegam: Bądź

„ostrożny z rządem “ .

Zaczęli najeżdżać szkółki pryw atne w pa­

ra fji k u iik o w s k ie j c. k. inspektorzy szkolni, sro-

żąc się na dzieci, grom iąc naukę i nauczycielki,

pisząc same naganne sprawozdania, przyczem

(20)

32

zdarzało się, że gdy przy indagow aniu nauczy­

c ie lki, dow iedzieli się, i i to panna ze dworu, w ychodziły kom iczne położenia.

W alka z kó łka m i ośw iaty i pracy przecią­

gnęła się do roku 1883, kie d y zm ieniono na­

zwę na „K ó łk a ro ln icze ", przeprowadzono zasa­

dę, że prezesa m ianować będzie c. k. Towa­

rzystwo gospodarcze i usunięto ks. Stojałowskie- go nawet z zarządu. „D otychczas lepsze m ia łem o ludziach w yobrażenie; przy tej spraw ie poznałem , raczej doświadczyłem , ja k potrafią być z ły m i" pisał ks. S tojałow ski.

W tym sam ym roku św ięcono w kraju dw óchsetną rocznicę odsieczy w iedeńskie j przez króla Jana 111, a głów na uroczystość odbyła się w Krakow ie. Na wezwanie ks. S tojałow skiego zjechało do starej sto licy 12 tysięcy chłopów . Z lę k li się tego najazdu c. k. delegat n am iestni ctwa, konserw atyw ny hr. Kazim ierz Badeni, zląkł się również dem okratyczny m agistrat. Nie- ty lk o sam o d m ó w ił lokalu dla przybyłych, ale zabronił m ieszkańcom , dysponującym salam i itp.

użyczenia przytu łku dla „te j rzeszy, sprowadzo­

nej przez a g ita to ra ". W ynaleziono nawet jakąś

„zarazę bydlęcą i zabroniono przywozić lub odstępować słom ę na pościel. 0 0 . Franciszka­

nie, m im o zakazu, p rz y tu lili znaczną część w obszernych korytarzach klasztoru, restaurator A n to n i Suski przyjął rów nież ilu m ógł, a reszta koczowała na plantach lub szukała gościny za W isłą w Podgórzu, które było siedzibą osobne­

go starostwa. Tak „o św ie ce n i" patrjoci w ita li lud, który poczuł się częścią narodu i w dniach

33

n iew oli spieszył razem z in n y m i uczcić w spólny dzień chw ały z m in io n e j przeszłości.

Gazety tak konserw atyw ne ja k d e m o kra ­ tyczne, które stale k a rm iły czyte ln ikó w p a trio ­ tycznym frazesem, jednozg odnie oburzyły się na „rozw łóczenie ch ło p ó w “ , pła ka ły nad „ p ie ­ niędzm i zm a rn o w a n e m i“ przez nich i je d n o ­ m yślnie potępiały „S to ja ło w skie g o “ (bez d o d a t­

ku: Ksiądz), A były m iędzy niem i gazety, szer­

mujące Słow ackim . O „czerepie rubasznym “ i deklam ujące:

Niech na północy z cichej się m o g iły Podniesie naród i ludy przelęknie Ze taki w ie lki posąg z jednej bryły...

S tw orzył ks. S tojałow ski tę jedną bryłę, a w powiatach, które przed 30 laty w yrzynały „ p o l­

skich pow stańcó w “ , w skrzesił polskich p a trjo - tów z synów rezuńskich, ale ci, którzy sprawę polską w zięli w m onopol, o dtrącili lud polski od siebie, bo nie d orośli do „w ie lk ie g o posaciu z jednej b ry ły “ .

Ten sam rok zaznaczył się jeszcze innem i zdarzeniam i w życiu działacza. O dbyw ały się w pow. bocheńskim uzupełniające w ybory do s e j­

mu galicyjskiego a kandydatem stańczykow ­ skim był znany w stecznik Jan hr. Stadnicki.

Ks. S tojałow ski przyjechał agitować przeciw no torycznem u w rogow i ludu. W tedy starosta, uda- jąc, że nie wie, kto jest tym agitatorem , kazał ks. S tojałow skiego zam knąć w areszcie i prze­

trzym a ł aż do ukończenia wyborów. Odtąd are

sztowanie — zupełnie bezprawne w czasie każ­

(21)

34 -

dych wyborów stało się regułą w życiu ks. Sto- jałow skiego.

N am iestnik Potocki zabrał się z innej stro­

ny do „a g ita to ra “ m ianow icie ze strony fin a n ­ sowej. Z abronił T o w . W zajem. Ubezpieczeń w y ­ płacenia przyznanej już pożyczki 4 tysięcy g u l­

denów , aż do ukończenia akcji wyborczej, a po­

tem w ydobył z pyłu zapom nienia nieważny już patent cesarza Józefa 11 o opłatach kościelnych i zajął prawie cały dochód z ziem i plebańskiej na rzecz skarbu państwa. Ks. S tojałow ski, który licząc na dochody plebańskie, p o ro b ił zobow ią­

zania na kilkanaście tysięcy, u jrzał się nagle bez grosza i w długach, A nie m ia ł już obrońcy w Kościele, bo arcybiskup W ierzchleyski um arł.

Zaczęły się szykany dziekana, konsystorza, oraz najrozm aitsze napaści. Pisma codzienne, a na­

w et hum orystyczne („S z c z u te k “ we Lw ow ie,

„D ja b e ł“ w K rakow ie) używały na nim , bez względu na w łasne zabarwienie polityczne.

Doszło do tego, że kiedy urządził w parafji m isje i sprow adził na nie OO. R edem ptorystów , nasłani naganiacze pod pozorem spowiedzi na gadali na niego tyle oszczerstw, że m isjonarze w konfesjonale przestrzegali parafjan przed w łasnym proboszczem, a potem obiadu u niego nié przyjęli.

W r. 1887 ks. S tojałow ski zapow iedział pielg rzym kę do Z ie m i Ś w iętej, pierwszą wyłącz­

nie polską, która miała u Grobu Chrystusowego zawiesić lampę z herbam i ziem polskich i w ize­

runkam i polskich Św iętych, ażeby i tam zosta­

wić świadectwo, że Polska „n ie zginęła*. Ter­

35

m in u nie onaczył, ty lk o zbierał zadatki i skła- d k i, czekając aż się zbierze pewna liczba i to ze wszystkich ziem polskich.

Tymczasem n a m ie stn ikie m z początku roku 1888 został kra ko w ski delegat hr. Kazim ierz Badeni. Ten już nie pow ołał się na żaden jó z e fiń s k i patent, ty lk o sam ow olnie zabrał w szystkie dochody z probostw a na rzecz skarbu, a konsystorz, proszony o pom oc, odpow iedział:

„przestań wydawać gazety i wiecować, a będziesz m ia ł s p o k ó j“ . Równocześnie w yszukiw ano każdego, kom u ks. Stojałow ski był coś w inien i nakłaniano do wniesienia skargi sądowej.

Potwarze przybrały rozm iary potw orne. Ks. S to ­ ja ło w s k i pop ro sił arcybiskupa M oraw skiego o w izytację kanoniczną i zbadanie zarzutów.

A rcyb isku p w ysłał w m aju sufragana ks. Jana Puzynę, któ ry udał zachwyconego prowadzeniem probostwa, przy obiedzie p ił zdrow ie proboszcza, a po obiedzie wręczył ks. S tojałow skiem u już gotow y dekret suspensy, tj. zawieszenia w urzę dow am u kapłańskiem , któ ry zawiera m iędzy ir.nem i i zakaz odpraw iania mszy. Znawcy prawa kanonicznego uznają, że punkty, na k tó ­ rych oparta była owa suspensa, m im o n a cią ­ gania, nie wystarczają na jej uzasadnienie. To też ks. S tojałow ski nie uznał tej suspensy i gdzie m ógł, tam o d praw iał msze, a kiedy za­

straszeni proboszczowie nie dopuszczali go do

ołtarzy, spraw ił sobie płytę z re lik w ia m i tz. al-

tare portativum i o d p ra w ia ł msze po chłopskich

chałupach oraz stodołach. Zaczęły się ta je m ­

ne nabożeństwa jak na Podlasiu, z tą różnicą,

(22)

36

że zakaz pochodził od władz polskich i ka to lic­

kich.

Równocześnie w kroczył sąd, og ło sił konkurs do m a ją tku i w ytoczył śledztw o karne o tz.

„le kko m yśln ą kryd ę * czyli o złośliw e b a n k ru ­ ctwo. Sąd skazał go na w ięzienie, m im o iż było rzeczą notoryczną, że bankrutem zrobił działacza rząd przez bezprawne odebranie mu dochodów, na które zasądzony m iał prawo liczyć.

Rekurs poszedł do wyższych instancyj, a ks.

S tojałow ski, nie chcąc być aresztowanym , u k ry ł się w jed n ym w iedeńskim klasztorze i stam tąd kie ro w a ł w ydaw nictw em , oraz przygotow yw ał pielgrzym kę. W ytro p io n o go jednak, areszto wano w grudniu 1888, przyw ieziono do Lwowa i osadzono w areszcie śledczym.

Zabrane razem z aresztowanym rachunki i korespondencje w sprawie p ie lg rzym ki do Z ie m i Świętej sta n o w iły dla rządzących konser w atystów nielada gratkę. Uznano ludzi, od k tó ­ rych ks. S tojałow ski pobrał zaliczki za oszuka­

nych i proku ra to rja wytoczyła księdzu nowy za­

rzut: oszustwa. Zaczęto naciskać na nich, żeby się przyłączyli do oskarżenia, tłum aczono, że ks.

S tojałow ski ty lk o ich naciągał na datki, aie p ie l­

grzym ki nie m yślał urządzać itp. C hłopi bała­

m uceni, nie w iedzieli co myśieć, a uw ięziony nie m ógł im niczego w yjaśnić. M im o to ani jeden z chłopów nie przyłączył się do skargi.

Kiedy zaś dow iedzie li się o uw ięzieniu, złożyli zbiorową deklarację na piśm ie, że skargi sądo­

wej przeciw niem u nie wnoszą i żądają w yco­

fania z oskarżenia punktu o oszustwie. Jak

37

w tedy lud w ie jski ro zu m ia ł tę sprawę, świadczy głos staruszka chłopa, nazw iskiem M aciej Sza­

rek z Brzegów pod W ieliczką, k tó ry po w yra­

żeniu zdziwienia, iż taki patrjota i krzew iciel ośw iaty jest prześladowany, zakończył swój list słow am i: „K to jest w rogiem księdza S to ja ło w - skiego, ten nie jest syn e m 'O jc z y z n y naszej*.

Aresztowany znalazł pom oc naw et u d o ­ zorców więziennych i z celi kie ro w a ł pism em . Drukarz Jan Czaiński w G ródku o b ją ł w ydaw ni­

ctw o i adm inistrację tygodników,¡j a ks. S toja­

ło w ski z w ięzienia pisał a rtyku ły, a że w roku 1889 w ypadły w ybory do sejm u galicyjskiego, kierowa) akcją wyborczą, w któ re j w yniku prze prowadzono czterech posłów ludow ych.

„T a k tedy od r. 1875 do 1889, więc w prze­

c ią g u lat 14, udało się ruch ludow y w G alicji

„ta k poprowadzić, że lud zaczął n ie tylko czytać

„ale i sam pisywać do gazetek, nauczył się wie

„cować, założono kó łka rolnicze i pierwsze skie-

„p y chrześcijańskie, zaczęto tw orzyć osobne ko-

„m ite ty wyborcze, któ re w roku 1889 odniosły

„pierw sze zwycięstwo przez w ybór własnych

„p o słó w . Stelo się zaś to wszystko wskutek

„te g o , że lud był zgodny i zjednoczony“ . Tak streścił w y n ik i swojej pracy sam tw órca ruchu ludow ego.

Pierwotny akt oskarżenia zawierał aż 16

pu n któ w , opartych na tyluż skargach ze strony

księży, ziem ian, starostów itd. Po długiem śle ­

dztw ie sąd odrzucił jedenaście jako napastliw ie

niepraw dziw ych, a zatrzym ał 5, z których cztery

były oskarżeniam i © zbrodnie: 1) lekkom yślna

(23)

38 -

kryda, 2 ) oszustwo na 150 guldenów , 3) sprze­

niew ierzenie funduszów na pielgrzym kę, 4) sprze­

niew ierzenie 55 guldenów jednem u chłopu,5)krzy woprzysięstwo dla przywłaszczenia sobie 84 gu ld e ­ nów. Takie zarzuty staw iano proboszczowi, któ ry pow inien był m ieć 200 m orgów ziem i i około 7 tysięcy g u ld en ów -dochodu, rocznego.

Siedem m iesięcy trw ało śledztwo, poczem odbyła się dziew ięciodniow a rozprawa, podczas któ re j odpadły wszystkie zarzuty, oprócz je d n e ­ go, że ma więcej długu niż m ajątku. D ługi ro b ił na druk, papier, wyjazdy i całą akcję polityczną, a gdyby mu n am iestnik nie był zarekw irow ał bezpraw nie dochodów z probostwa, długi te byna jm n ie j nie przewyższały jego zdolności płatniczej.

O skarżony b ro n ił się sam. W ykazał całą nicość zarzutów prokuratora, i z nieubłaganą logiką zbijał p u n kt po punkcie. Ś m iało s tw ie r­

dzał, że cała ta nagonka była dziełem konsy- storza rzym sko -ka to lickie g o ze Lwowa. Należy przytoczyć jeden ustęp z przem ów ienia ks. Sto- jałow skiego.

„Z przyjem nością stwierdzam , że w szeregu

»tych, co m nie oskarżają, nie było i niem a ani

„jed n e g o chłopa, to je st właśnie tych, których

„rze ko m o m iałem pokrzyw dzić. Ci co na chło-

„pa z góry patrzą zostali nagle jego opiekuna

»m i....“

Jednakże po zabraniu probostwa ks. Sto- ja ło w ski był istotnie niew ypłacalny. To też w y­

rok sądowy brzm iał: 3 miesiące w ięzienia i po zbaw ienie prawa w ybieralności na posła, oraz

39 -

podpisywania tyg o d n ikó w jako redaktor na prze­

ciąg la t pięciu po odbyciu kary. Ks. S tojałow ski w niósł odw ołanie i wyszedł tym czasem po sie­

d m iu miesiącach aresztu na wolność.

Nie złamano go, a zatem chwycono się także i innych środków . Ażeby zwalczać jego działalność, założono pod protektorate m W ydzia­

łu Krajowego ty g o d n ik ludow y „N ie d z ie la ", a gdy ten nie ro b ił wrażenia, W ydział K rajow y zaproponow ał mu nabycie jego tyg o d n ikó w za wysoką sumę i pozostawienie mu redaktorstw a, wszelako pod k ie ru n kie m ko m ite tu redakcyjne­

go. Ze zdum ieniem przyjęto do wiadom ości, że ten bankrut, którego mogła wybaw ić ze wszy­

stkich kło p o tó w wysoka suma kupna i u w o ln ie ­ nie od trosk wydawniczo adm inistracyjnych, o d ­ m ó w ił tranzakcji, bo nie chciał być, ja k się w y­

raził „p a ń skim lo ka je m *.

Ta nieugiętość zamiast wzbudzić szacunek dla siły charakteru, rozpętała jeszcze większą zaciekłość u wszystkich.

Na dzień 4 lipca 1890 zapowiedziano u ro ­ czyste złożenie zwłok M ickiew icza na W aw elu.

Ks. Stojałow ski przygotow ał lud na tę uroczystość przez a rty k u ł pt. „B ra cio m w łościanom ku rozwadze“ , w któ ry m wezwał chłopów do tłu m ­ nego przybycia, ażeby wziąć udział w uroczystości i urządzić to, co on nazywał, wiecem narodow ym , a co dzisiaj nazywają uroczystą A kadem ją.

K onserw atyw ny „Czas“ zatrąbił na alarm , że S tojałow ski chce wywołać „ro zru ch y i zaburze­

n ia* oraz wezwał władze do przeszkodzenia te-

'W

¿4

Cytaty

Powiązane dokumenty

Hercyusz Stanisław Kazimierz, astrolog polski, żyjący w XVII wieku, wydawał kalendarze astrologiczne.. Hermes Trismegistos (Toth, Tet,

P a n wojewoda rozesłał już po mnie na wszystkie strony; lecz gdym stanął przed nim i opowiedział ra- cyę mojćj nieobecności, gdy jeszcze ukazał się za mną

Dzięki włączeniu przedsięwzięcia w projekt współfinansowany przez Unię Europejską z funduszy Zintegrowanego Programu Operacyjnego Rozwoju Regionalnego 2004-2006

Ten sam ból opuszczenia i te same mroki, Lękające się jasnych uświadomień blasków.. I jest w głębiach mych marzeń i w snów mych bezdeni Harmonia rzeczy

kości rozprysku serji. Wstrzeliwanie rozpoczyna się od poprawiacza normalnego, powiększonego o 4 kreski. Jeżeli pierwsza serja będzie rozpryskowa, zmniejsza się

Pralnia właściwie stanęła i jest coraz ciężej, coraz trudniej o kawałek chleba, jednakże coś się tam przecież znajdzie dla Antka, który napewno musi być głodny, w związku

Chór Aniołów (śpiewa.) Bóg się rodzi, moc truchleje, Pan niebiosów obnażony,.. Ogień krzepnie — blask ciemnieje, Ma granice

W żadnem mieście na obszarze ziem polskich marmur ni spiż nie świadczy o spełnieniu się jego posłannictwa ducha, w narodzie.. Lecz przynajmniej księgi Adama