• Nie Znaleziono Wyników

"Legenda wieków" Norwida i legenda "Parnasu"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Legenda wieków" Norwida i legenda "Parnasu""

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

Alicja Lisiecka

"Legenda wieków" Norwida i legenda

"Parnasu"

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 59/4, 41-63

(2)

A L IC JA L ISIE C K A

„LEGENDA W IEK Ó W ” NORW IDA I LEGENDA „PA R N A SU ” O parnasizm ie N orw ida pisano niew iele. N a dobrą sp raw ę h isto ry ­ cy lite r a tu r y zajęli się tym tem atem dopiero po w ojnie. P rob lem oka­ zał się na ty le żywy, że w yw ołał ostrą d y sk u sję m iędzy norw idologicz- ny m i znakom itościam i — Juliu szem W iktorem G om ulickim i M aciejem Żurow skim . W cześniej, i nieco inaczej, interesow ał się zw iązkam i N or­ w ida z „II P a rn a se m ” K azim ierz W yka. W Poecie i sztu k m istrzu , pole­ m izując z m item statyczności V ade-m ecum , p odkreślał ro m anty czną m u ­ zyczność polskiego p o ety oraz jego zw iązki ze szkołą nazareńską.

W sposób decydujący wyróżnia go jednak moment historiozoficzny i re­ ligijny, który u żadnego z parnasistów francuskich nie w ystąpił w tym w y ­ glądzie i nasileniu.

— konkludow ał a u to r książki к

Zbadać sto su nek N orw ida do „ P a rn a su ” — to znaczy zbadać m iejsce polskiego p o ety w typologii zainteresow ań historiozoficznych i estetycz­ n y ch X IX w ieku, a w łaściw ie jego drugiej połowy. P arn asiści i Norw id, niezależnie od bezpośrednich le k tu r i w pływ ów , k tó ry c h u sta la n ie nie w y d aje m i się sp raw ą najw ażniejszą, oddychali ty m sam ym poetyckim pow ietrzem epoki, staw iali te sam e p roblem y (inaczej je, oczywiście, rozw iązując), u p raw iali te n sam „m ały g a tu n e k ” — k tó ry poecie polskie­ m u służył jed n a k do w ielkich syntez. Jeśli m ówię w ięc o „ a n ty g a u tie - ro w sk ich” liry k a ch N orw ida — n ie zawsze oznacza to św iadom e bądź polem iczne naw iązanie. Tu i ówdzie łatw o i o tak ie zbieżności. A le decy­ d u jąc ą sp raw ą pozostanie zawsze pro b lem podobieństw w y nik ający ch ze w spólnego m iejsca pisarza polskiego i p isarzy fran cu sk ich w X lX -w iecz- n y m procesie historycznym , procesie literack im .

L itew sk i ziem ianin, A ntoni Zaleski, w 1858 r. zestaw ił pisarstw o ubo­ giego e m ig ran ta N orw ida z tw órczością N erv ala i Poego, sp opularyzo­ w anego w łaśnie w e F ra n c ji p rzez p rzekład B au d elaire’a. W ro k u 1862

(3)

ktoś inn y p o ró w n u je liry k ę a u to ra V a d e-m ecu m z poezją Hugo, „kiedy W. Hugo je st d o b ry ” 2. Hugo n a w y g n an iu św ięci w te d y chyba n a jw ię k ­ sze triu m fy po L eg en d zie w iekó w . N erval, do n ied aw n a bożyszcze „fê te s

galantes” , sta je się sym bolem nie rozw iązanego d ra m a tu ze sw ojej w łas­

nej twórczości. W zim ow y w ieczór 1855 r. z n a jd u ją go p rzyjaciele m a r­ tw ego z rękopisem A u relii w kieszeni.

P ra w ie w 13 la t później, w r. 1868, kiedy sztan darow e pism o f r a n ­ cuskiego ro m a n ty zm u „L ’A rtis te ” p re z e n tu je dw ie a k w a fo rty N orw ida z niezw ykle p ochlebnym ko m en tarzem , kied y p oeta p rz y ję ty zostaje do fran cu sk iej Société des A rtistes, a n a w iosennym Salonie pary sk im u k a ­ zuje się a k w a fo rta L e M usicien in u tile — po raz d ru g i k rew n i i zn ajo ­ m i z polskiej em ig racji p ro p o n u ją k ło p o tliw em u rodakow i p rz y tu łe k dla sie ro t i starców .

„Le M usicien in u tile ”, n iep o trzeb n y m uzyk... Ja k że tra fn e o kreślenie sy tu a c ji p isarza, k tó ry p rz y ja ź n ił się w praw dzie z A ry Schefferem i fra n c u sk im i m alarzam i, ale nie byw ał na w ieczorach cy g an ery jn y ch . Częściej odw iedzał polityczny salon H erw eghów , u p arcie ry m u ją c d y- d ak ty c z n o -p a trio ty cz n e tra k ta ty .

„N iep otrzeb n y m u zy k ” cenił w śród p arn asistó w L a p ra d e ’a za jego w iersz o Polsce w 1861 roku. N iepo trzeb n y m uzyk w ręczał generałow i M ierosław skiem u obszerne m em o riały n a te m a t sy tu a c ji w k ra ju . N ie­ po trzeb n y m uzy k żył obsesją polskości, ale k w itow ał z ob urzeniem k aż­ dy w y b ry k „p o la c tw a ” 3.

N ie p raw ił w y ra fin o w a n y c h kom plem en tó w w salonach „ P a rn a s u ” , nie in k ru sto w a ł stro fy szm arag d am i i szafiram i, jak lu b u ją c y się w d ro ­ gich kam ieniach B anville; nie opiew ał u ro d y Polek i nie grom adził, w y ­ łącznie dla k a p ry su , m ało zn anych słów. W S ty lu n ija k im w ykpił „szko­ łę s ty lu ” kłócącą się z ro m a n ty cz n ą „szkołą n a tc h n ie n ia ” . W im ię w spół­ czesnej ak tu aln o ści p rzestrzeg ał p rzed „spóźnioną w ym ow ą” i m a rm u ro ­ w y m pięknem , k tó re za cel postaw iło sobie doskonałość fo rm aln ą oraz niew zruszoną obojętność w obec w y d a rz eń h istorii.

P o t o m n i nie są tylko grobami z kamienia, Ciosanymi cierpliw ym dłutem doskonale:

(S ty l nijaki)

Losy „p o to m n y ch ”, k tó rz y są w p ierw „w spółczesnym i”, zależą od „doraźnego” słow a. „P o w ażn y p ielg rzy m ” — ja k nazw ał siebie w k tó ­ ry m ś w ierszu — gotów b y ł w ybaczyć niepopraw ność ro m an ty czn ej

szko-2 Cyt. za: M ała kron ika ży cia i tw ó rczo ści C yprian a N orw ida. W: C. N o r ­ w i d , D zieła zebrane. Opracował J. W. G o m u 1 i с к i. T. 1. W arszawa 1966, s. 57, 72. W edle tegoż w ydania cytu je się w niniejszej pracy w iersze Norwida.

3 C. N o r w i d , W szy stk ie pism a po dziś w całości lub fragm entach odszu ­ kane. Wydanie i nakład Z. P r z e s m y c k i e g o . T. 8. W arszawa 1937, s. 190.

(4)

„ L E G E N D A W IE K Ó W ” N O R W ID A I L E G E N D A „ P A R N A S U ” 43

le n atchn ien ia, byle nie znaleźć się w śród cierpliw ych rzem ieślników „ P a rn a s u ” . U tw ó r pow stał przed rokiem 1866. Rok 1866 w łaśnie p rzy w i­ ta ł pierw szą serię Le Parnasse contem porain i u tw ierdził ostatecznie po­ dział n a „l’école in tim e ” i „l’école pitto resq u e”. P rzed tą d atą w y d ru k o ­ w ane zostały już niem al w szystkie u tw o ry G autiera, B au d elaire’a, B an- v ille ’a i Leconte de L isle’a. L e Parnasse contem porain kończył ty lk o ciąg sukcesów poprzedniej g en eracji i daw ał początek sław ie m łodszych, m niej jeszcze znanych: H eredii, S u lly P ru d h o m m e’a, G la tig n y ’ego, D ierxa 4.

W ro k u 1865 G a u tie r to zn an y p a tro n szkoły, L econte de Lisle i T heodore de B anville przeżyw ają pełną dojrzałość. Ich rów ieśnik N o r­ w id jest ty lk o o dw a la ta m łodszy od B an v ille’a. A le p ojaw iają się już d eb iu tan ci: C atulle M endès, S u lly P rudhom m e, H eredia, V erlain e — 20-, 25 -letni m łodzieńcy, u talento w an i, pełni obietnic. Now y „ cénacle” je s t niem al uform ow any. Od 2 listopada 1865 do 6 stycznia 1866 w ycho­ dzi redagow an y przez X avier de R icarda tygodnik „ L ’A r t”, w k tó ry m a rty k u ły w stępne L econte de L isle’a sąsiadują z k ry ty k ą litera c k ą V er- la in e ’a i poezją now ej gru py. „ L ’A r t” k o n ty n u u je tra d y c je „ L ’A rtis te ” , redagow anego przez G autiera. P rz e jm u je jego program , sform ułow any w a rty k u ła c h z r. 1856 i w sły n n y m w ierszu (którego ty tu ł pow tórzyło n astęp n ie pism o parnasistów ):

Oui, l’oeuvre so rt plus belle D’une form e au tra va il

Rebelle,

Vers, m arbre, on yx, émail. Point de contraintes fausses. Mais que pour m archer droit

Tu chausses,

Muse, un cothurne étroit.

[ 1

Tout passe. — L’art robuste Seul a l’éternité.

Le buste S u rv it à la cité.

(L’Art) s

R edakcja d efin ity w n a różni się nieco od p ierw o d ru k u w „L ’A rtis te ” z 13 IX 1857 pow tórzonego w w ydaniu 3 (1858) 'E m alii i kam ei. A le ju ż w cześniej, w e w stępie do P a n n y de M aupin, G a u tie r-ro m a n ty k w y ­ zw ał niebo i ziem ię w im ię S ztu k i A bsolutnej, D oskonałej F orm alnie, o b o jętn ej w treści.

4 Zob. M. G. R u d 1 e r, Parnassiens, sym bolistes et décadents. Esquisse h isto­ rique. Paris 1938, s. 374.

5 Cyt. za: T. G a u t i e r , Ém aux e t Camées. Paris 1945, s. 130—132; kom en­ tarz J. P o m m i e r — s. 143—144.

(5)

L 'A r t- u tw ó r i ,,L’A r t”-pism o dodają now e elem en ty do daw nej d o k try ­

ny. A rty sta je st w koncepcji „ P a rn a s u ” b ard ziej ostrożnym i cierpliw ym rzem ieślnikiem niż natch n io n y m „epilep ty czny m w ieszczem ” , k tó ry „po­ liczk uje gw iazd y ” . P o jaw ia się ideał bezbłędnej fa k tu ry i m ate m a ty cz ­ nej p recy zji idei. P o eta w in ien być jednocześnie pow ażnym m yślicielem i zręcznym cyzelatorem . N iedbałość o fo rm ę to oznaka in fan ty lizm u . „ P u ry ta n ie ” — m ów i o p a rn a sista ch S ain te-B euv e. Form iści, styliści — m ów ią o n ich inni, m ów ią o sobie sam i.

S ty l n ija k i N orw ida w y d a je się głosem w tej dyskusji. O dpow iedzią

na oskarżenie o niepopraw ność form y, n a in w ek ty w y pod adresem ro ­ m an ty zm u wieszczów, n a p o stu la t cierpliw ego cyzelatorstw a. Podobną polem ikę z now ym i p rąd am i, na k tó re N orw id reagow ał w rażliw ie, choć z pow ściągliw ością, fo rm u łu je on w okresie triu m fu parnasistow skiego

„cénacle’u ” w ironicznym w ierszu Cacka (przed 1865).

M yśliłem ja — że L i r a i że S t y l , Choć fala je nosi jak łabędzia,

Nie obliczającego dróg i chwil,

Choć c e l m ają w s o b i e , są — n a r z ę d z i a !

*

M yśliłem — że gdy Lud nie ima bytu, Że słow u jeżeli brak powietrza, D otyka w ieszcz kluczem u izenitu, Skąd aura na św iat p łyn ie letsza.

Cacka, ja k i inn e w iersze „ a n ty g a u tie ro w sk ie ” : Polka, Śm ierć, S ło ­ wo i s ł o w o , Do M arcelego G uyskiego, P iękno-czasu, Po balu, N a tu ra ­ lizm , N arcyz, D aj m i w stą żką b łękitn ą , b y ły już p rzedm iotem rozlicz­

n y ch in te rp re ta c ji. N ie k tó re z nich u zy sk ały p rzek o n u jącą analizę w roz­ p raw ie M acieja Ż urow skiego p t. N o rw id i G a u tie r 6. N iew ątpliw e są w św ietle in te rp re ta c ji Ż urow skiego nie tylko podobieństw a m otyw ów (co zdaje się być d ecy d u jące np. dla Ju liu sz a W iktora Gom ulickiego), ale i dialog p row adzony z a u to re m E m alii i ka m e i przez a u to ra V a d e -m e ­

cum . Dialog, oczywiście poetycki, poprzez alu z je i pod teksty , poprzez n i­

cow anie G au tiero w sk iej m etafo ry , o p a try w a n ie p y ta jn ik a m i zdań-haseł i n o rm a ty w n y c h tw ierd zeń .

L ira i s ty l to jed y n ie narzędzia w stopniow ym i tru d n y m osiąganiu celu: p raw dy ; to nie tylko zasłona, „ szto ry ” w oknie, n a k tó ry m słońce m a lu je im ag in acy jn e k rajo b raz y , w y św ietla przeźrocza m arzeń. Szyba, k tó ra stw arza ilu zję p atrzącem u , n ie je st jed n a k praw dziw ą ziem ią, po k tó re j m ożna stąp ać bezpiecznie — m ów i N orw id — an i n a w e t posadz­ ką, po k tó re j su n ie się gładko w objęcia F a n taz ji. W yeksponow ane przez

6 M. Ż u r o w s k i , N orw id i G autier. W zbiorze: N owe stu dia o N orw idzie. W arszawa 1961, s. 167—190.

(6)

„ L E G E N D A W IE K Ó W ” N O R W ID A I L E G E N D A „ P A R N A S U ” 45

G om ulickiego w in te rp re ta c ji w iersza Cacka pozornie tajem nicze słow a „bez poręczy” — znaczą ch y b a ty le co: bez zatrzym ania, oparcia, h a ­ m ulców , czyli bez „ d y re k ty w m o raln y ch ”, pryncypiów tak przez N or­ w ida zawsze p odkreślanych. Poręcz jest, obok podłogi i okna, elem en tem a rc h ite k tu ry w n ętrza rysow anego w utw orze. Znacznie bardziej w ażna jed n a k niż owa zew nętrzn a a rc h ite k tu ra w ydaje m i się w yłożona jeszcze raz w w ierszu, k tó ry fo rm u łu je w istocie p ro te st przeciw poezji tw orzącej sy tu a c je fikcyjne, poezji lekcew ażącej „ p ra w d ę ” — koncepcja poety-w ieszcza, „dotykającego kluczem u z e n itu ”, przez „form c z ary ” leczącego w stosow nej chw ili „blizny dotkliw e ludzkości, n a ro d u ” .

D ziewięćset miliomów Skazanych ma śmierć istot... parę zaludnionych Półwyspów, i nic w ięcej. Tu trup w każdej chwili N ow y, a zowąd słabe niem owlę zakwili...

I to już w szystko.

Ludzkość z takowym obliczem, Choć to tylk o oblicze — nie byłaby niczem, Bo jak obraz bez m yśli sam siebie zagładza, Tak ludzkość bez boskości sama siebie zdradza;

— pisze N orw id w Słow ie i s ł o w i e , zaw ierającym rów nież echa a k tu ­ aln y ch dy sk u sji filozoficznych. Tym , co d aje nadzieję, co da „boskość” przyszłej ludzkości, przyszłem u narodow i polskiem u, je st „słow o” , p o j­ m ow ane jako w y k ładn ia sensu św iata.

A jak z ludzkością całą, i jak z oderwanie Uważanym człowiekiem, tak również się stanie I ze słowem: bo, w zięte odrębnie, cóż znaczy?

N iew ierny dźwięk! — i przyw ieść mocen do rozpaczy; Tak kruchy! — a tak kłamny w nętrznem u znaczeniu, Jak gdybyś chciał zmarłego poznać po dzwonieniu. Lecz tenże dźwięk zwodniczy, dostrojeń otwarcie: W Helladzie do rozśpiewu, do m ilczenia w Sparcie, Do mlecznej drogi proroctw gwiaździstych w Judei, Do litery u Rzymian, u nas... do nadziei...

Do w ielkich w reszcie m yśli, co na zawsze nowe, Niczyje, w szędy w łasne, nigdzie nie m iejscowe, Schodzą skądsiś natchnione... dopiero takową

Zmierzona prośbą wybrzmi ta rzecz w ielka: „ S ł o w o ”. (Słowo i s ł o w o )

Tylko form a zostaje, silniejsza od czasu i śm ierci — pow iada G autier, p ow iadają parnasiści. U N orw ida zaś czytam y:

. . . „Nie miecz, nie tarcz — bronią Języka, Lecz — arcydzieła!”

(7)

Ale arcydzieło praw dziw e, słowo a rty s ty , słowo „n a tc h n io n e ” — nie boi się p o eta użyć niem odnego p rzy m io tn ik a — nie znaczy nic w o d e r­ w aniu od znaczeń m oralnych, p a trio ty c z n y ch i filozoficznych:

I gdy tak w szyscy m ó w i ą , mało kto się spyta, Jaki też jest cel słow a, jak słow o się czyta W sobie samym? — i dziejów jego prom ień cały Rozejrzeć mało kto dziś ciekaw , i mało zuchwały... Dopiero — niech no wolność m o w y kto znieważy!... Ten sam, co nią pomiatał, głośno się uskarży,

Mówiąc z goryczą: „Jak to? w szak s ł o w o jest w olne!...” (iSłowo i s ł o w o )

A więc celem słow a je s t wolność. H eglow ska Idea R ozum na realizu je się w historii poprzez św iadom ość wolności. W olności n a ro d u — dodaw ał w Cackach polski p a trio ta .

Cacka to nie tylko w dzięczne i b łah e u tw o ry w spółczesnej poezji

parn asisto w sk ie j .

Dziś n ie szuka nikt P i ę к n a... żaden poeta — Żaden sztukm istrz — amator — żadna kobieta — — Dziś szuka się tego, co jest p o w a b n e , I tego, co jest u d e r z a j ą c e ! . . .

*

P o w a b i g r z m o t... dw ie siły, Skąd-kolw iek-bądź by były!...

To — dwa w dzięk i Uranii, dwa jej ramiona. (Piękno-czasu)

Cacka są synonim em pow ab n y ch i efek tow n ych błyskotek, ale zaw ie­

ra ją , być może, w końcow ej strofce o „ p a ste rk a c h ow ianych w gazy” od­ ległą alu zję do n iezb y t głębokich a u to ró w o raz do ich płochych w ielbi­ cielek, „cacek” z rokokow ego salonu — stąp ający ch po balow ej posadz­ ce. P rzy p o m in a się in n y w iersz:

1

Na posadzkę zapustnej sceny, Gdzie tańcowało było w iele m ask, Patrzyłem sam, jak wśród areny, Podziwiając raz słońca pierwo-brzask

2

I na jasnej w oskiem zwierzchni szyb Kreślone obuwiem lekkim kręgi — Czarodziejskich jakoby pisań tryb Z ziemi do m nie m ów ił, jak z księgi.

3

K w iatu listek, opuszczony tam, Papierową szepnął mi coś wargą,

(8)

„ L E G E N D A W IE K Ô W ” N O R W ID A I L E G E N D A „ P A R N A S U ” 47

Wśród salonu pustego sam i sam; Rosa jem u i św it byłyż skargą?

4

Otworzyłem okna z drżeniem szkła, Że aż gmachem w strzęsła moja siła: Z kandelabrów jedna spadła łza — — A le i ta jedna — z w osku była!

(Po balu)

I znowu: szyby, słońce, posadzka, k tó ra jest niby-szybą. Czyjeś obca­ siki piszą n a niej, jak w Cackach, czarodziejskie słowa, a u to r zaś czyta z ziem i, „ ja k z księgi”, tajem nicze znaki „kreślone obuw iem lek k im ” , sk a rg i rosy i św itu, p apierow e szepty upuszczonego listka. I w reszcie ulu b io n y m o ty w w ielu liryk ó w N orw ida: łza, k tó ra ty m razem nie jest kam ieniem an i deszczu czy rosy kropelką, ale odrobiną stopionego wosku...

M nożą się rokokow e m otyw y balu, k arn aw ału, w achlarza, paw ia, w a­ zy o dziw nej form ie, porcelany. T rw ają ,,noces et fe stin s” 7. M otyw a rle k in a i p a rk u (zwłaszcza klasycznego, zwłaszcza W ersalu), g ita ra i m a ­ ska — stw a rz a ły beztroską, zm ysłow ą atm osferę poezji la t czterdziestych i pięćdziesiątych, o k reśla ły też k lim a t spotkań w salonach ówczesnego P a ry ża . Z ulicy D oyenné gdzie m ieszkał N erval, przeniesiono się do m ark izy de R icard i n a ru e de Condé 26, gdzie m ieszkał B anville. Po ro k u 1867 p rzy b y ł now y salon — m ark izy N ine de Callias. Nie je st to już salon grecko-rokokow y z o kresu „fêtes galantes” N ervala, G au tiera, B a n v ille ’a, M usseta. N erval nie żyje, M usset został w raz z L a m artin e m w y k lę ty w piśm ie „L ’A r t” , jako „pleurard im b écile”.

M arkiza d e C allias nie k ró lu je już jako P ierw sza D am a D w oru n a a ry sto k ra ty cz n y c h balach m askow ych. Z ajm u je się spirytyzm em , pisze w iersze pod pseudonim em , przychodzi na c y g an ery jn e w ieczory p ijan a, ja k przy stało na p a tro n k ę bohem y w now ym stylu. Z am iat kom edii

delV arte z la t czterdziestych, zam iast rokokow ej arlek inad y, bohem a b a ­

wi się teraz w „ e n fa n ts terrib les” w ieku, p a ro d iu je N apoleona, re c y tu je w iersze satyryczne, fu n d u je w reszcie obiad pod nadaną jej przez k ry ty k ę nazw ą „ vilain-bonhom m e”. D ekorację ty ch spotkań stanow ią już nie o b ra ­ zy B ouchera, Poussina, F rag o n ard a, L an creta, a nad e w szystko W a t­ tea u — m ala rz y „fê te s galantes” 8 — k tó ry ch płó tna inspirow ały w y ­

7 V. H u g o , Les Chants du crépuscule. W: O euvres. T. 2. Bruxelles 1842, s. 537.

8 Tak nazw ał Watteau, Lancreta, Patera i Bouchera — Ch. B l a n c w książce z r. 1854 pt. Les P eintres de fêtes galantes. Zob. J.-B. B a r r è r e , La Fantaisie de V ictor Hugo. T. 1. Paris 1949, s. 370.

(9)

obraźnię p oetów od Hugo po M allarm égo, ale nieruchom o siedząca z m ał­ pą n a ram ien iu m a tk a N ine de Callias, ta sam a, k tó ra stan ie się później b o h a te rk ą p a m fletó w C a tu lle M endèsa p t. L a M aison de la Vieille.

F ra n cu sk a h isto ria lite r a tu r y w yw odziła fa u n a M allarm égo z o b ra ­ zu B ouchera. N erv al p isa ł Un voyage à C y th è re w 1844 r. pod w pływ em W atteau . „Transpositions d ’a rt” p arn asistó w n aw iązyw ały p rzed e w szy st­ kim do tegoż W atteau , kanonizow anego p rzez „L ’A rtis te ” . A le ju ż za p a rę la t odbędzie się in tro n iz a c ja Goyi. Tym czasem dw a p a n n ea u x F ra - g onarda, k u p io n e przez N erv ala w okresie św ietności salonu p rzy ulicy D oyenné, sta ły się, podobnie jak pastelo w e sceny p a ste rsk ie in n y ch m istrzów francuskiego rokoka, zapłonem do in te le k tu a ln y c h tran sp o zy cji m alarsk ich G a u tie ra i B a n v ille ’a.

„W atteau ”, c’est bien plus que W atteau , a rtiste flam and, contem porain de Louis XI V, m ort en 1726, to u t com m e „M ozart” dépasse in finim en t la p e r ­ sonnalité m u sicale d’un com positeu r né a S alsbourg en 1756: paradoxalem ent ces deu x nom s pris au deu x bouts du siècle ont le don d ’év eille r en nous l’im age sym b o liq u e de to u t le X V IIIe siècle [...]. Com m e le nom de V irgile l’amour, celu i de W atteau annonce la fantaisie. A insi le thèm e du parc Louis XI I I ou Louis X IV , p eu plé de couples galants, hanté de m ascarades, d e ­ vien t le th èm e „W atteau ”.

— pisze J e a n B e rtra n d B a rrè re 9.

One śnią: że szyba?... to —■ posadzka! One nucą: „Stąpaj, bez poręczy, W objęcia Fantazji, co się wdzięczy...” ■— — — — cacka — cacka!!

(Cacka)

O broną fa n ta z ji nieograniczonej b yła przedm ow a do biblii p a rn a si­ stó w — L es O rientales V icto ra Hugo:

Que le p o è te donc aille où il v e u t en faisan t ce qui lui plaît: c’est la loi. Qu’il croie en D ieu ou aux dieux, à Pluton ou à Satan, à Canidie ou à M organe, ou à rien [...]. Le po ète est libre. M etton s-n ous à son poin t de vue, e t voyons 10.

Apologią p arn asisto w sk iej w y o b raźn i i filip ik ą przeciw ro m an tyczne­ m u „ serc u ” b y ła przedm ow a G a u tie ra do P a n n y de M aupin, re h a b ilitu ­ jąca, w im ię tej w yobraźni, N erona, T yberiusza, K aligulę. O św iadczenia teo rety czn e po tw ierd zała p ra k ty k a litera c k a G a u tie ra i p ra k ty k a lite ­ ra c k a epoki — n aw iązu jąca do H offm annow skiej fa n ta sty k i, do N ova- lisa i B ürg era, do C azotte’a i N o diera n . La C afetière i L e Pied de M o­

m ie G au tiera, jego fascy n u jące p rzygody w klubie haszyszystów , iluzo­

9 B a r r è r e , op. cit., t. 1, s. 374—375.

10 V. H u g o , przedm owa do: L es O rientales. W: O euvres, t. 13, s. [II]. 11 Zob. P. G. C a s t e x , Le Conte fan ta stiq u e en France de N odier à M aupas­ sant. Paris 1951.

(10)

„ L E G E N D A W IE K Ó W ” N O R W ID A I L E G E N D A „ P A R N A S U ” 49

ryczne w izy ty w staro ży tn ej Pom pei (Arria M arulla, 1852), jego zażyłość z „jeteur de sorts” (J e tta tu r a , 1856) i w ym ieniającym dusze doktorem C h erbonneau (A v a ta r, 1856); jego miłość do dziew czyny odbitej w lu strze

(Spirite, 1866) — czy to w łaśnie nie ów pochód ku w yobraźni czystej,

owo schodzenie po schodach bez poręczy, schodach wiodących tylko ku... ,,La Revue F a n ta isiste ” C atulle M endèsa (15 II — 15 XI 1861) lub ku oficynie w ydaw niczej A lfonsa L e m e rre ’a.

Przecież w łaśn ie ,,La Revue F a n taisiste ” głosiła tę sam ą niezależ­ ność sztuki, nieograniczoność w yobraźni, z k tó rej Le Parnasse c o n te m ­

porain uczynił hasło program ow a. W 1866 ro ku w y d an y został 300-stro-

nicow y tom z k unsztow ną w inietą, w yrażającą w sym bolach plasty cz­ nych głów ne p o stu la ty grupy. W ieśniak, wschodzące słońce, dewiza:

,,Fac et S p era ” — m iały oznaczać cierpliw ą p racę a rty sty , św iatło sła­

w y i przypom inać piękno an ty k u . Tom zaw ierał pu blikacje 40 poetów7', m. in.: G autiera, B an ville’a, Leconte de L isle’a, H eredii, M énarda, Cop- p ée’go, M endèsa, D ierxa, S u lly P ru d h o m m e’a, Ricarda, V erlaine’a i M al- larm égo. N astęp n y tom — antologia z r. 1869, k tó ra w yszła dopiero w 1871, po w ojnie — m iał 400 stro n i zaw ierał u tw o ry 60 w spółpracow ­ ników , m. in.: L a p rad e ’a, G lastig n y ’ego, F ra n ce ’a, Plessisa, C harles Cro- sa, V alade’a. K arierę tej serii zam knął, zupełnie już eklektyczny, zbiór z 1876 roku 12.

W k ręg u „ P a rn a su ” obracały się indyw idualności bardzo w ybitne: B audelaire, V illiers de lTsle-A dam , M allarm é. Cechy poetyki p arn asL stow skiej p rzy pisu je się Salam m bô F la u b erta. N ade w szystko jed n ak ko­ jarzono atm o sferę życia literackiego la t pięćdziesiątych i sześćdziesią­ ty ch z parnasisto w skim i „fêtes galantes” i p arnasistow ską cyganerią.

Czy nie stąd w łaśnie, a nie tylko z obserw acji salonów em igracji polskiej, ów ironiczny m otyw „ b a lu ” w poezji Norwdda? B alu innego niż ten z ro m anty czn ej poezji polskiej, balu rokokow o-francuskiego, sym bolu odpolitycznienia i o d in telektualizow ania w spółczesnych salo­ nów arystok raty czn y ch ... P o w tarza się ów m otyw obsesyjnie, wciąż w ty m sam ym pogardliw ym w ariancie. W spółpracow nik i ob serw ato r p ra sy arty sty c z n e j w e F ran cji, k ry ty c z n y czytelnik V ictora Hugo, wróg „rokokow ych cacek” w m alarstw ie i rzeźbie, w porcelanie i poezji, znał zapew ne n ajgłośniejszy „tru m e a u ” a u to ra G łów Seraju, k tó re zyskały tak ie uzn anie sfer katolickich. Z nał chyba N orw id La F ête chez Thérèse. B ezpośrednią in sp iracją w iersza b y ł bal m askow y w P lâ tre rie s wiosną 1839. A le złożyły się na k lim at poetycki u tw o ru także w ersalskie lato

;12 Zob. P. M a r t i n o , Parnasse et sym bolism e. Paris 1950, s. 220. Obszerniej o poezji „Parnasu” i stosunku Norwida do Leconte de L isle’a, B an ville’a, Heredii, Sully Prudhom me’a i Ménarda . piszę w przyjętej do druku w PIW książce pt. N orw id — p oeta historii.

(11)

1837, w esele księcia O rleańskiego, p rzyw o ły w ana p rzez lite ra tu rę epoki a u ra X V II i X V III w ieku. W ty m czasie Hugo porzuca sw oje z a in tere ­ sow ania m ala rstw e m histo ry czn y m , „les ta b le a u x d ’histoire”. O dstaw ia do lam usa p łó tn a D elacroix, A chille i E ugène D evérii, P a u l H ueta, Da- vida d ’A ngers, Louis B o ulan g era — z k tó ry m i p rzy jaźn ił się po roku 1827. B ył to okres, jak pisze Louis G uim baud 13, zw iązków Hugo z lew i­ cą — lew icę ro m an ty czn ą zaś stan o w iła wów czas przede w szystkim m łoda g e n e ra c ja m alarzy . W b alach p arn asisto w sk iej cyganerii w no­ w ym sty lu uczestniczyli tylk o „vila in s-bon ho m m es”, Bal u Teresy w 1840 r. w spom ina jeszcze:

les fiers seigneurs et les rares beautés L es A m yn ta s rê va n t auprès des Léonores L es m arqu ises ria n t avec les m o n sig n o res14.

Ten B al stan ow i do pew nego sto p n ia k o n ty n u ac ję B alu A lfred a de V igny (w iersz z r. 1818) czy jego La F ête w Cinq-M ars. G usty la t pięć­ dziesiątych i sześćdziesiątych k s z ta łtu ją się n a tej tra d y c ji. W lanso­ w anym m odelu sztu k i zm ien iają się jed n ak poszczególne elem enty . Ju ż nie m ala rstw o histo ry czn e zapładnia w y obraźnię poetów . „M łoda F r a n ­ c ja ” nie u b iera się w s tro je z obrazów V elasqueza — i nie jest już m ło­ da. Nie R ubens i V eronese d y k tu ją opisy „pysznych brokatów , w sp an ia­ łych m a te rii o szerokich i ciężkich fałd ach [...]. Rozłożyste kielichy k w ia­ tów, p rzejrzy sto ść źró d lany ch wód i m igotliw y blask piękn ej broni, r a ­ sowe konie i białe w ielk ie psy, jak na obrazach P a w ła V eronese” 15 m ie­ szają się z pejzażem p a ste rsk im W atteau , różow ym i am o rk a m i B ouchera i p astelem F ra g o n ard a . „ In ty m n y ” d ra m a t M usseta, P anna de M aupin G a u tie ra — p rzy p o m in ają fry w o ln e dialogi M ariv aux i C rébillona. Poeci „szkoły m alo w n iczej” w skrzeszają C héniera, la n su ją m odę n a „p e tits su­

je ts ” w liryce, n a w y ry te w k am ien iu p ro file w spółczesnych, na rżn ię te

w em alii m edaliony.

Po w ażn y pielgrzym polski p ro je k tu je sw oje m edaliony z brązu, b a r­ dziej dostojnego. Ale ju ż do V a d e -m e c u m d o ta rła m oda n a „p e tits su ­

je ts ” nie ty le w treści, ile w form ie. Do typow ych „m ałych tem a tó w ”

w sty lu G a u tie ra zaliczyć w y p ada ta k ie w iersze N orw ida, ja k Czułość,

N arcyz, D aj m i w stą żkę b łękitn ą , Po balu. W n iek tó ry ch u tw o rach pol­

skiego p o ety o d b ija się dalek im echem w ym yślona p rzez C héniera i n a ­ ślad o w an a przez H eredię koncepcja „quadri” — m ały ch obrazków inspi­ ro w an y ch p rzez dw ie lin ijk i jakiegoś daw nego te k s tu lub przez w y ­

13 L. G u i m b a u d , „L es O rientales” de V ictor Hugo. A m iens 1927, s. 161. 14 V. H u g o , La Fête ch ez Thérèse. W: Poésies. T. 1. Paris 1950, s. 221. 15 T. G a u t i e r , Panna de M aupin. Przełożył B o y . Warszawa—Kraków b. r., s. 152.

(12)

„ L E G E N D A W IE K Ó W ” N O R W ID A I L E G E N D A „ P A R N A S U ” 51

b ra n y fa k t h is to ry c z n y 16. O zw iązkach z tą w łaśnie m alow niczą linią „ P a rn a s u ” , a zwłaszcza o zw iązkach z G autierem , św iadczą nie tylko a k c en ty polem iczne, nie tylko nicow ane m otyw y G autierow skie (co za­ nalizow ał Żurow ski), ale i n iek tó re bezpośrednie zapożyczenia. Oczywi­ ście, w w y padku m etafo r dość b analn y ch tru d n o powiedzieć, co jest tu w spólnym pom ysłem , a co obiegow ą m onetą literacką. „Le ciel, p ru nelle

d ’a zu r” ze S pectacle rassurant Hugo i „łagodne oko b łę k itu ” N orw ida —

m ogły być zw ykłym zbiegiem okoliczności, ale nie jest już nim „la te r ­

re [...] bacchante en ivrée” w L ied G autiera, w ierszu opublikow anym

w „R evue de P a ris ” z 1 I 1854 i — „ziemia, jak u p ita B a c h a n tk a ” z N a ­

tura lizm u , k tó ry pow stał w r. 1877 i stanow i św iadom e n a w ią z a n ie 17,

z jed n ej stro n y , do otw ierającego V a d e-m ecu m w iersza O gólniki (powst. przed r. 1865), z drugiej — do beztroskiej Lied G au tiera o p raw ach p rzy ­

rody. S pójrzm y na ta k ie oto zestaw ienie:

Lied Ogólniki

A u m ois d ’avril, la terre est rose C om m e la jeunesse et l’amour; Pucelle encore, à peine elle ose P a yer le P rin tem ps de retou r

Gdy, z w iosną życia, duch Artysta Poi się jej tchem jak m otyle, Wolno mu m ówić tylko tyle:

„ Z i e m i a — j e s t k r ą g ł a — j e s t

k u l i s t a p

A u m ois de juin, déj à plus pâle E t le coeur de désir troublé A vec l’Êté to u t brun de hâle Elle se cache dans le blé.

Lecz gdy późniejszych chłodów dreszcze Drzewem wzruszą, i kw iatki zlecą, Wtedy dodawać trzeba jeszcze: „U b i e g u n ó w — s p ł a s z c z o n a ,

n i e c o...”

A u m ois d ’août, bacchante en ivrée Elle offre à l’A utom ne son sein, Et, roulant sur la peau tigrée F ait ja illir le sang du raisin.

En décem bre, p e tite vieille, Par les frim as poudrée à blanc, Dans ses rêves elle réveille L ’H iv er auprès d’elle ro n fla n t18.

Ponad w szystk ie wasze uroki, Ty! Poezjo, i ty, Wymowo, Jeden — w iecznie będzie wysoki: O d p o w i e d n i e d a ć r z e c z y —

s ł o w o !

16 Pisze o tym m. in. M a r t i n o (op. cit., passim ).

17 O związkach m iędzy N atu ralizm em i O gólnikam i pisał w sw oim kom enta­ rzu krytycznym do tych utworów rów nież J. W. G o m u l i c k i — n ie zauwa­ żając jednak odniesień do Gautiera.

(13)

N atu ralizm

1

W iedzy spółczesnej kierunek-przyrodny, Pow odujący w szystkość um ysłową,

Zda m i się jako MŁODZIEŃCZYK dorodny, Co zwiedzał Grecji brzegi safirow e — L ecz gdy pochylił w cieniu kolum n głowę,

S e n m u usunął ziem ie i narody, M iasta, m iast gruzy, ludzkości oblicze: I z Aten przew iał go w Lasy-dziewicze...

2

W ięc — skoro oczy rozwarł m łodociane, Szuka kolumny... a ona — rozkwita! Cedry, biodrami bliskie, pełnią ścianę —

Krzew się w objęcia z bratem krzewem chwyta — Miłości chucią w ielką zwariowane,

Szaleją drzewa — ziemia, jak upita Bachantka — dęby, jak legie Tytanów, Zstępują groźnie w piany oceanów!...

3

A fale biją o las — i nikt n ie w ie, Kto kogo spycha i kim kto pomiata?

M łodzian — chce śpiewać... lecz s a m o n j u ż w ś p i e w i e . . . Słuchać — lecz Cisza w t a j n i e g ł ę b s z e w i a t a . . .

Jakby zaklęty w czarodziejki gniewie,

D z i e j ó w , S z t u k , L u d ó w słyszy pieśń-łabędzię... Szczęsny!... nie pomni, że on MĘŻEM będzie.

K olejne stro fk i O gólników n aw iązu ją — jak sądzę — do zasady kom ­ pozycyjnej L ied. M etam orfozy biologiczne ,,ziem i” G au tierow sk iej są oczyw iście m e ta fo rą p rze m ia n n a tu r y ludzkiej, człow ieka. U N orw ida je s t to, polem icznie, „d uch A rty s ta ”, k tó ry do jrzew a w m iarę rosnących dośw iadczeń „m łodzieńczyka” , stającego się m ężem i w reszcie starcem . „M otylek-m łodzieńczyk” — m ów i N orw id w O gólnikach — m a praw o czuć tylko oddech w iosny, m ówić p ó łp raw d y . M łodzieńczyk — pow tórzy p o eta w N a tu ra lizm ie — m a praw o n a ru in a c h św ietnej cyw ilizacji g rec­ kiej w słuchiw ać się w yłącznie w biologiczny ry tm ziemi, człow ieka, św ia­ ta; śnić, ja k „m iłości chucią w ielką zw ariow ane, / S zaleją drzew a —■ ziem ia, jak u p ita / B a c h a n tk a ” . C y tu ję raz jeszcze odpow iednią stro fę G a u tie ra:

bacchante en ivrée Elle offre à l’A u tom n e son sein, Et, rou lan t sur la peau tigrée Fait ja illir le sang du raisin.

(14)

„ L E G E N D A W IE K Ó W ” N O R W ID A I L E G E N D A „ P A R N A S U ” 63

W O gólnikach — jak m i się w ydaje — N orw id polem izuje z G autie- rem pośrednio, na płaszczyźnie zadań a rty sty . Sław a jest nicością, m i­ łość kłam ie, w iędną n a w e t fiołki p arm eńskie, a więc „carpe dżem” , cieszm y się m łodością — w ołają poeci „szkoły p ogańskiej” . O piew ajm y piękno w ieczne i p rzem ijające, u trw alo n e w m arm u rz e i błyszczące n a tw a rz y kobiety.

„Lżed” G a u tie ra z w iersza pod tym że ty tu łem — to pieśń n a tu ry , biologii — nie pieśń historii.

„M łodzian — chce śpiewać... lecz s a m o n j u ż w ś p i e w i e...” — k o m en tu je ironicznie a u to r N a tu ra lizm u tezę o biologii k ieru jącej Rozu­ m em â w ia ta , a przede w szystkim próbę id en ty fiko w ania się m łodzieńca z n a tu rą , w łączenia bez resz ty w ry tm przyrody. Taka id en ty fik acja unie­ m ożliw ia k o m en tarz z zew nątrz, spoza „śpiew u” n a tu ry — k o m en ta rz h i­ story ka. „D uch A rty s ta ” w m iarę dojrzew ania pow inien dostrzec, że nasz św iat je st skom plikow any bardziej, niż się w ydaw ało dorodnem u m ło- dzieńczykow i — p rzestrzeg a N orw id w Ogólnikach.

N atu ralizm historiozoficzny, triu m fu ją c y po r. 1870 — uzupełnia p oeta swój w yw ód w N a tu ra lizm ie — k tó ry chciałby tak im ry tm e m bio­ logii tłum aczyć historię, przypom ina sw oją naiw nością w łaśnie niedo­ ro stk a widzącego „chuć” u prap o czątk u „Dziejów, Sztuk, L udów ” . N or­ w id m a ch yb a n a m yśli, oprócz znanego m u B uckle’a, głośnego w latach siedem dziesiątych Spencera, k tó ry w ystąpił dopiero co jako przeciw nik C om te’a i — być m oże — La Philosophie de l’Inconscient E. H a rtm a n n a, w ydaną po fran cu sk u w ty m sam ym roku 1877, w k tó ry m po w stał N a­

tura lizm .

P rzedm io tem zainteresow ań N orw ida je s t nie tylk o G autierow ska koncepcja G recji staro ży tn ej. G au tier dostrzegał w niej przede w szy st­ kim „pięknych m łodzieńców o członkach n a ta rty c h oliwą, w alczących w liceum lu b w gim nazjum pod prom iennym niebem , w słońcu A tty k i, wobec zachw yconego tłu m u ; m łode S p ar tan k i zawodzące w eselne tańce

i w bieg ające nago na w ierzchołek T a jg etu ” 19.

A nalizując porów naw czo postaw y historiozoficzne poetów „ P a rn a s u ” i N orw ida — nie sposób pom inąć pisarza oraz m yśliciela, k tó ry bezpo­ średnio inspirow ał polskiego tw órcę i — niezależnie od takiego w p ły ­ w u — z ajm u je w ażne m iejsce w typologii św iatopoglądów historycz­ nych w ieku XIX. R enanow ska koncepcja bohaterów , R enanow ski a n ty k i R enanow ska in te rp re ta c ja procesu historycznego m uszą znaleźć się w szerokiej panoram ie h isto ryzm u XIX-w iecznego.

C zytając R enana (sam e le k tu ry nie są tu zresztą najw ażniejsze) pol­ ski poeta w yciągnął zeń w nioski inne niż parnasiści. N ajb ard ziej spośród

(15)

p a rn asistó w w rażliw y n a p ro b lem y h isto rii L econte de Lisie odnalazł u a u to ra Philosophie de Vhistoire contem poraine (1859) koncepcję dzie­ jów jako ob razu zbrodni i g ry pierw o tn y ch nam iętności; odnalazł zalążek N ietzscheańskiej teorii n adludzi, k tó rz y naro d zą się w Niem czech (!) i w o­ bec k tó ry ch dzisiejsi zjadacze chleba będą w y d aw ali się czymś w rod zaju c złeko kształtn ych ssaków. N ieśm iertelność, m ów i R enan, jest p rzy w ile­ jem tylk o w yższych inteligencji; P a p u a si nie są nieśm ierteln i; tylk o w yż­ sze in telig en cje bowiem w racają n a łono świadom ości pow szechnej.

To w praw d zie p o glądy R enana, niew iele m ające w spólnego z R ena- nem — au to re m poszukiw anych przez N orw ida książek o językach se­ m ickich i o pochodzeniu języ k a 20.

Ce qu’il fa u t à l’h um anité, c’est une m orale e t une foi [...]. Il ne s’agit pas d ’être hereux, il s’agit d ’être p a r f a it 21.

Ta m ak sy m a R enana p rzyśw ieca jeszcze ofierze A ntystiusza, b oha­ te ra d ra m a tu L e P rêtre de N em i, ofierze, k tó ra odrodzi św iat. P ra w ­ dziw ym bow iem zw ycięzcą jest ten, kto p o w strzym u je od m ordu.

Tak m ógłby sądzić N orw id, k tó ry nie czytał już w ydanego po jego śm ierci L e P rê tre de N em i. M o ralisty k a R enanow ska n ato m iast m usiała być obca parn asistom , n a w e t tym , k tó ry c h rodow ód sięga L eg en d y w ie ­

k ó w Hugo. Zw łaszcza je d n a k do „linii m alow niczej” nie tra fia ł heglow ski

p an tra g iz m R enana; z kolei do filozofa — L econte de L isle’a, poglądam i różniącego się od szkoły „czystych sty listó w ” , nie tra fia ł ani stoicki ideał M arka A ureliusza, a n i w zór p ro ro k a ludow ego — C hrystusa. To raczej sty l p arn asistó w p rze n ik n ął do R enanow skiej Prière su r l’A cropo­

le (w S o u ven irs d ’enfance et de jeunesse); to litan ie do Paillas A ten y p rz y ­

pom in ają Salam m bô. J a k L econte de Lisle, R enan cofa się do epok pierw otnego b a rb a rz y ń stw a , do Scytów , k tó rz y „podbili św ia t”, tam gdzie „nie m a ju ż rep u b lik i w olnych lu d zi”, do „m agiciens barbares”, k tó rz y tak bardzo w p ły n ęli na w spółczesną cyw ilizację. Ale pojęcie b a r­ b a rz y ń stw a R enan rozciąga n a w szystko, co nie jest G recją. W 1865 ro ­ ku, w czasie p odróży ateń sk iej, objaw iła m u się na A kropolu „boskość” a n ty k u 22. C ały św iat w y d ał m u się b arb arzy ń sk i. Z ciem nej i m o n stru a l­ nej rzeczyw istości biblijnego Hioba przeklinającego dzień swoich n a ro ­

20 Norwid, członek Towarzystwa Filologicznego w Paryżu, studiow ał gram a­ tykę grecką, arabską i hebrajską, czytał rozprawę Baudouina de Courtenay o sta­ rożytnym języku polskim , w ygłaszał prelekcje i uczestniczył w zebraniach p o­ św ięconych pracom Renana.

21 E. R e n a n , L ’A ven ir de la Science, s. 325. Cyt. za: M. W e i l e r , Pour connaître la pensée de Renan. Grenoble 1945, s. 50—53.

22 Zob. E. R e n a n , S ouven irs d ’enfance et de jeun esse W: O euvres com plè­ tes. T. 2 .Paris 1947, s. 755—759.

(16)

„ L E G E N D A W IE K Ó W ” N O R W ID A I L E G E N D A „ P A R N A S U ”

dzin — a u to r M o d litw y na A kro p olu przeniósł się do h a rm o n ijn e j G recji, p ełn ej apolińskiego św iatła.

M iędzy ty m i biegunam i: k u ltu szlachetnej H ellady i tajem niczego W schodu, ciem nych p ierw o tn y ch lasów w b arb arzy ń sk iej erze ludzkości i w spółczesnych odkryć naukow ych, w ahał się Renan, w ah ali się p a rn a - siści. Zdecydow anego w yboru apolińskiej G recji — dokonał n ato m iast po eta polski.

Périsse le jour où je suis né

Et la n uit qui a dit: un homme est con çu 23.

Te słow a Hioba, jak b y w pięknym p rzekładzie R enana (1859), za­ b rzm iały w cześniej tylko u Leconte de L isle’a. W ro ku 1858 ukazał się jego u tw ó r La Fin de l’hom m e. B iblijny A dam k aja się tu za „zbrodnię w łasn y ch n aro d zin” . Od Jehow y oczekuje tylko spokoju i odpoczynku; gotów je s t poddać się w yrokom boskim.

Tym m. in. różni się poem at Leconte de L isle’a od poem atów np. B a u d e laire ’a. K ain z u tw o ru wodza „II P a rn a s u ” nie jest bajronicznym b lad ym b untow nikiem ani zdem onizow anym przez B au d elaire’a w y razi­ cielem m etafizycznego zła. Je st p ry m ity w n y m barbarzyńcą, „nadczło- w iek iem ”, łączącym w sobie p ierw o tn ą siłę i m ęstwo. M it m ściciela K a ­ in a łączy się u Leconte de L isle’a z m arzeniem o m ocnych ludziach.

„II laisse à Q uinet ou à M énard le m y th e de P ro m éth ée” — pisze P ie r­

re F lo tte s 24 — i rzeczywiście: Leconte de Lisle szuka teraz in spiracji raczej w S ta r y m Testam encie. Ś w iat N orw ida b ył dziełem boga D ioni­ zosa i boga A pollina. Ś w iat Leconte de L isle’a jest dziełem A pollina i J e ­ how y. To Jehow a stw orzy ł cierpienie i rozpacz, okrucieństw o i sm utek, to Apollo stw orzył sztu k ę i miłość. P ię tn o okru cień stw a Jeh ow y noszą w sobie bohaterow ie L es Poèm es barbares, Les Poèm es a ntiques i Les

Poèm es tragiques. Noszą zw ierzęta i krajo brazy . P ry m ity w n i w ojow nicy

przy pom inają dzikie bestie: „chiens h u rleu rs”, „oiseaux carnassiers”, za­ k rw aw ione byki, hieny, głodne rekiny. Z azdrosna B ru n h ild a m o rd u je Si- g urda, a potem zabija siebie; gule z poem atów Poego pożerają serce n ie ­ boszczyka; H ialm ar prosi k ru k a, aby zaniósł jego serce ukochanej. W La

Fontaine a u x lianes — „la n a tu re se rit des souffrances h um aines”.

W dziew iczym lesie p olują czarne p an tery , czyhają n a łu p y pytony. Ż y ­ cie zw ierząt i ludzi przypom ina piekło. A b a rb a rz y ń sk a współczesność gorsza jest od b arb arzy ń sk iej przeszłości.

V raim ent, la race humaine et tous les anim aux Du sin istre anathèm e ont épuisé les m aux Les tem ps son t accom plis: les choses se sont tues

23 Le L iv re de Job. Traduit de l ’hébreu par E. R e n a n . Paris 1860, s. 11. 24 P. F l o t t e s , Leconte de Lisle. L’Homme et l’oeuvre. Paris 1954, s. 81.

(17)

[... ]

Tout! Tout a disparu, sans échos et sans traces A v ec le S ouven ir du m onde jeune et beau.

[...]

Et ce sera la n u it aveugle, la grande Ombre Inform e, dans son vid e e t sa sté rilité L’abîm e pacifique ou gît la V anité

De ce qui fu t le tem ps e t l’espace e t le n o m b re 25.

N ieom al ta k brzm ią s tro fy L e g e n d y w ie k ó w Hugo. Otóż i p rzy k ła d — ja k w W ielkiej A pokalipsie, w przeczuciu kosm icznej k a ta stro fy , sp o t­ k a ły się dw ie szkoły, dw ie tra d y c je „ P a rn a s u ” . Szkoła d esk ry p ty w n a, k tó ra zaczęła się od C h ateau b rian d a, od D yw a n u z Zachodu i W schodu Goethego i L es O rientales Hugo, a znalazła przedłużenie w Legendzie

w ie k ó w w łaśnie i histo ry zm ie L econte de L isle’a; oraz in n a tra d y c ja , k tó ­

ra w ychodząc od tych sam ych L es O rientales, przez „tran sp ozycje sz tu ­ k i” G au tiera pro w adziła w k ie ru n k u b aw idełek S u lly P ru d h o m m e ’a, B an v ille’a i H eredii. Z ajm o w ałam się tu L econte de L isle ’em po to, że­ by w ykazać raczej różnice niż podobieństw a w sposobie historycznego m yślenia a u to ra L es P oèm es barbares i a u to ra V a d e-m ecu m czy K leopa­

try . Podobnie ja k w w y p a d k u R enana, typologia po staw pisarzy „ P a r ­

n a s u ”, jeśli m a p rete n d o w a ć do ujęć p ełn iejszych — nie m oże pom inąć zjaw iska tak istotnego jak p an o ra m y historiozoficzne L econte de L isle ’a.

W ydaw ać by się mogło, że je st to n u r t p arn asisto w sk iej twórczości bliski polskiem u poecie. N ieporozum ienie w ym agające sprostow ania. Co n a jm n ie j w k ilk u p u n k tach , i to zasadniczych, d esk ry p tyw n o-p ozy tyw is- tyczne „p an o ram y św ia ta ” L econte de L isle ’a różnią się od pan o ram N o r­ w ida. Może tylk o K leopatra zachow uje lecon ted elisle’ow ską statyczność. D zieje się tak zresztą w b re w arty sty c z n e m u założeniu au to ra , k tó ry nie p o tra fił tu oddać dialektycznego dziania się historii.

U desk ry p ty w istó w — B e rn a rd in a de S a in t-P ierre, C h ateau b riand a, V ictora Hugo — bardzo często opis był ty lk o opisem . U Hugo w e w czes­ nym okresie, u de V igny’ego, Leconte de L isle’a i F la u b e rta — sp iętrzo ­ n e e lem en ty k rajo b raz u , egzotyczne słowa, przed m io ty są w ażne sam e w sobie, m a ją n iek ied y sens sym boliczny. Czasem n ajp rostszy, jak ła ń ­ cuszek Salam m bô; czasem b ard ziej filozoficzny, jak w ilk w La M ort du

loup A lfreda de Vigny; czasem m oralno-historyczny, ja k jego M ojżesz i Sam son. S ty l „p itto resq u e ” Leconte de L isle’a różni się też nieco od

dźw ięcznych zdań Ducha ch rześcijaństw a czy kw iecistości B uffona leżą­ cej u po dstaw C h ateau b rian d o w sk iej p rozy „ o ra to ire ” . Egzotyczne zw ie­ rzę ta i ro ślin y z J a rd in de P la n te s opisane w L ’H istoire naturelle B uffona odżyły u L econte de L isle’a w now ym klim acie, poruszane

25 Ch. L e c o n t e de L i s i e , P oèm es barbares. W: O euvres. Paris b. r., s. 247—248.

(18)

„ L E G E N D A W IE K Ó W ” N O R W ID A I L E G E N D A „ P A R N A S U ” 57

dreszczem lęku lub sm utku. W ich stra c h u i niepokoju, ich nędzy i o krucieństw ie uczestniczy b iern ie p oeta zjednoczony z całą przyrodą, obecny w procesie jej ewolucji. D ają o sobie znać L am arck i D arw in, po­ ezja tow arzyszy n aukom przyrodniczym , pilnie obserw uje ich w nioski, b ierze udział w dociekaniach. D zieje się to w o statn im dziesięcioleciu ży­ cia N orw ida, a ściślej w latach siedem dziesiątych. W prozie zw ycięża n a ­ turalizm , w poezji potępiony zostaje liryzm , zw ierzenie, w y k lę ta szkoła in ty m n a ro m an ty zm u , k tó ry zresztą, w edle oficjalnej periodyzacji, skoń­ czył się rzekom o w ro k u I860. „K ozłam i o fiarn y m i” teo rety k ó w m alow - niczości są n ad al M usset i L am artin e. Pism a parnasistow skie „L ’A rtiste ” i „ L ’A r t” od daw na specjalizow ały się w atakach n a ich liryk ę, zbyt

„ confid entielle”, zbyt podm iotow ą, biorącą za pow ierniczkę publiczność,

nie zachow ującą d y stan su wobec swoich boh aterów lirycznych, nie p ró ­ b u jącą n a w e t u k ryw ać się za ich plecam i. Hugo, R enan, F la u b ert, L e­ conte de L isie i N orw id widzą rzeczyw istość przez „ry sy m a te ria ln e ”, ja k by pow iedział Em ile F ag u et, w racają do odrzuconej przez szkołę in­ ty m n ą epickości. Epickość ta m a u Hugo i N orw ida u niw ersaln e cele. Pisze o au to rz e L e g e n d y w iekó w B audelaire:

Enfin, il n’a pas chanté plu s particu lièrem en t te lle ou telle nation, la passion de tel ou tel siècle; il e st m onté tou t de suite à une de ces hauteurs philosophiques d’où le poète p eu t considérer tou tes les évolutions de l’hum anité avec un regard égalem ent curieux, courroucé ou attendri. A vec qu elle m a jesté il a fa it défiler les siècles d ev a n t nous, com m e des fantôm es qui sortiraient d’un m ur, avec quelle autorité il les a fa it se m ouvoir, chacun doué de son p arfait costum e, de son vra i visage, de sa sincère allure, nous l’avons tous

v u26.

Hugo dokonał w L eg endzie w ie k ó w k o n fro n tacji św iatów i bogów. K om pozycja tej epopei jest p rzejrzy sta, nie rebusow a jak u N orw ida. Sym bole jeszcze dość jednoznaczne, w yraźne, bliższe czasem alegoriom klasycznym niż opalizującej aluzjam i i niuan sam i sym ultaneicznej sym ­ bolice późniejszych poetów z końca w ieku. A le ten niezw ykły sp ek tak l cyw ilizacji, m otyw ów historii, legend i w ątków filozoficznych nie m a c h a ra k te ru tylko dekoracji. Leconte de Lisie odbyw ał sw oje podróże w poszukiw aniu dreszczu biologicznego. B anville w pogoni za efektow ­ n ym „ tłe m ” rekw izytów . „ P a rn a s ” — z w y jątk iem może trzeciorzęd­ nego poety, Louis M énarda — odw racał się z niechęcią od w ielkiej p ro ­ b lem aty k i h istorycznej, od zbyt „żyw ych” zagadnień społecznych. F ou- rie ry sta w latach czterdziestych, Leconte de Lisie, z praw dziw ą p asją atakow ał tylko chrześcijaństw o. Z obojętnością n atom iast kom ponow ał pastisze hind u sk ie i skandynaw skie. Z tą sam ą filozoficzną zadum ą opi­

26 Ch. B a u d e l a i r e , R éflexion s sur quelques-uns de m es contem porains, V ictor Hugo. W: O euvres com plètes. Bruxelles 1948, s. 361.

(19)

syw ał posągow y a n ty k co egzotyzm p ierw o tn e j dżungli. N orw id w ykpił kolekcjonerstw o „szkoły m alo w niczej” w w ierszu La Religion de M r le

S é n a teu r C om te V ictor H ugo (1880):

Słyszę: „...W aterloo, Gutenberg, Tryptolem, Habakuk, imbir, pieprz i Barbarossa,

Ney, A lgarołti, Witikind, Cyrano...” (Zapewne byłby i B olesław Chrobry, Gdyby coś o nim w Paryżu wiedziano!)

B arbarossa, T o rquem ad a i Salom on b y ły to jed n ak dla a u to ra L e ­

gen d y w ie k ó w nie ty lk o dźw ięczne, obco b rzm iące nazw iska, k tó re m ogą

p rzyd ać w dzięku i e ru d y c ji w y tw o rn e m u poem atow i. B yły to przede w szystkim nazw iska-sy m b o le epok, sym bole p ostaw m o raln y ch i politycz­ ny ch przeszłości, rz u tu ją c e j n a teraźniejszość i przyszłość.

Toteż częściowo tylk o tłu m aczy się rezerw a, z jaką N orw id tra k tu je egzotyzm i e ru d y c y jn e k olekcjonerstw o swoich fran cu sk ich kolegów. Ten sam N orw id zresztą z szacunkiem odnosi się do fascy nu jącej ich w spół­ czesnej nauki, zwłaszcza do etn o g rafii i lingw istyki.

Etnografia jest jeszcze bardzo młoda, ale czas idzie, w którym całe dzieje św iata będą zawsze czytelne dla nas przez Etnografię;

— pisał w Piaście i jego rew o lu cji 27. Członek T ow arzy stw a L ingw istycz­ nego w P a ry żu p o sy ła jego prezesow i uczone ro zpraw k i na te m a ty e ty ­ m ologiczne, s tu d iu je g ra m a ty k ę h eb rajsk ą, czyta R enana. A le bardziej niż opis daw n y ch k u ltu r i d aw nych języków in te re su ją N orw ida (podob­ nie jak Leconte de L isle’a i Hugo) ich naro d zin y i śm ierć. Z derzenie się k u ltu ry egipskiej z rzym ską, rzym skiej z greck ą, dają — sądzi p oeta — poczucie dziania się historii, w ędrów ki poprzez czas i p rzestrzeń . W tej w ędrów ce N orw ida w b re w p arn asisto w sk iej reg ule „V im passibilité” i bardziej niż u L econte de L isle’a, b ardziej n a w e t niż u Hugo — m ie­ szają się k ra je i epoki, a lu z ja i p arab o la pozw alają poecie łączyć, nie zaw sze zresztą w sposób u d an y, zjaw isk a odległe w czasie o tysiące lat, pozw alają m u obcować z d u ch am i Cezara i K leo p atry . To, co L econte de L isle’a n a stra ja ło pesym istycznie, w y p ełn iało n iew iarą w ludzkość — p rzem ijan ie czasu — sta je się dla N orw ida źródłem w ia ry w „h istorycz­ ne z m a rtw y c h w sta n ie ”, w trw ałość dzieła poprzednich w ieków we w spół­ czesności i w przyszłości. B liższy je s t tu poprzednikow i Leconte de L is­ le ’a, V ictorow i Hugo, a ściślej jego L egen d zie w ieków .

E xprim er l’hum anité dans une espèce d ’oeuvre cyclique; la peindre suc­ cessivem en t e t sim u ltan ém en t sous tous ses aspects, histoire, fable, philosophie, 27 C. N o r w i d , P ism a p o lityc zn e i filozoficzne. Zebrał i ułożył Z. P r z e ­ s m y c k i ( M i r i a m). Wydał i przedmową poprzedził Z. Z a n i e w i с ki. Londyn 1957, s. 228.

(20)

„ L E G E N D A W IE K Ó W ” N O R W ID A I L E G E N D A „ P A R N A S U ” 59

religion, science, lesquels se résum en t en un seul et im m ense m ou vem en t d’ascension vers la lu m iè re 2B.

Hugo, ja k Norwid, chciał uchw ycić przede w szystkim „zm iany fiz­ jonom ii całej ludzkości” n a p rzestrzen i dziejów i z kolei pokazać te dzieje w ścisłym zw iązku ze współczesnością. „D ram atow i tw orzenia” w L e ­

gendzie w iekó w p a tro n u je też, podobnie jak u N orw ida, c h a ra k te ry sty c z ­

n a tria d a,

„l’H um anité, le Mal, l’Infini”; le relatif, l’absolu, en ce qu’ on pourrait appler trois chants, la Légende des siècles, la Fin de Satan, D ie u 29.

Tyle Hugo w przedm ow ie do I serii L eg en d y w iekó w z 1859 roku. J e a n B e rtra n d B a rrè re 30 p odkreśla jedność koncepcji in te le k tu a ln e j tego zbiorku. P okazuje on, zdaniem badacza, w alkę dobra ze złem, zm aganie się ducha i m ate rii od m om entu narodzin rasy ludzkiej z Ewy. A więc ep o p eja m oralno-historiozoficzna w guście N orw ida czy Q uineta. K oń­ cow y ak cen t — zapow iedź odrodzenia ludzkości przez świadomość — prow adzi i ty m razem do wspólnego m istrza: do Hegla. Założenie epickie przyw odzi n a m yśl Q uineta, B allan ch e’a i Soum eta. A le zakres tem aty cz­ n y „epickiej legendy człow ieka” (taki był p ierw o tny ty tu ł L e g en d y w ie ­

ków ) w ykroczył poza am bicje poprzedników . Hugo chciał w swoich księ­

gach h isto rii i kosmosu, księgach bogów i ludzi, konkurow ać z F austem Goethego. C zytelnikow i jego epopeja kojarzy się jed n ak nie z Goethem , a le w łaśnie z m oralizatorsk ą tw órczością polskiego poety.

J’eus un rêve: le m u r des siècles m ’a p p a r u t31.

— tak m ógłby zacząć się jeden z parabolicznych poem acików a u to ra

V ade-m ecu m .

Ce liv re c’est le reste effrayan t de B a b e l32;

A pokaliptyczny ton, przeczucie k a ta stro fy św iata, k tó ry może ocalić się jed y n ie poprzez Boga, patos n a rra c y jn y Hugo odbiega w praw dzie od ściszonej ton acji stylistycznej w liryce N orw ida, ale am bicje historiozo­ ficznej sy ntezy są te same. I N orw id, i Hugo — inaczej niż nie p re te n d u ­ jący aż do tak iej „sum m y” , bardziej d esk ry p ty w n y Leconte de Lisie — pokusili się o poetycką eksplikację św iata, o „fausto w sk ą” w izję przesz­ łości, teraźniejszości i przyszłości. U Leconte de L isle’a w ażny je st nie

28 V. H u g o , La Légende des siècles. T. 1. Paris 1947, s. 9— 10. 29 Ibidem , s. 14.

30 Zob. J.-B . B a r r è r e , Hugo. L’Hom m e e t l’oeuvre. Paris 1962, s. 235—236. 31 H u g o , La Légende des siècles, t. 1, s. 15.

(21)

ty le sens h istorii, u k ry ty za sym boliką rekw izytów , ile w łaśn ie owe re k ­ w izyty. A więc „p re h isto ry cz n y ” księżyc, ogląd ający w alk ę zw ierząt w głębi p ierw o tn y ch lasów , a więc „pokaz” bitew , d ram aty czn y ch spięć i nam iętności, w tłoczonych siłą w „łag o d n ą” i b ezn am iętną form ę, k tó ­ ra m oże też — sądził L econte de Lisie — w yrażać głębokie m yśli, w ielki ból.

„II in te rp ré ta it les choses p lu tô t q u ’il ne les décrivait” — pisał L ouis

M aigron o A lfredzie de V igny 33. Tę u w agę m ożna zastosow ać do Hugo, do N orw ida, tru d n ie j do L econte de L isle’a. W ykpiony przez polskiego poetę chaos nazw , k olekcjonerstw o obrazów , rekw izytów , róża In fa n tk i obok L ew iatan a, otchłań m orza, w izja skarlałego św iata w w. XX — to u Hugo nie ty lko próba b ud zen ia m etafizycznego dreszczu, kosm icznych niepokojów , n a s tro ju A pokalipsy.

Zarów no egzotyzm L econte de L isle’a, w yw odzący się na pozór z C ha- teaubriand o w skieg o d esk ryp ty w izm u, ja k i epickość Hugo — nie m iały bowiem c h a ra k te ru czysto „zew n ętrzn eg o ” , nie b y ły re z u lta te m w pływ ów pozytyw istycznej filozofii, n ak a zu ją ce j rezy g n ację z w y jaśn ien ia n a rzecz opisu. Hugo chce, ja k ro m a n ty cy czy tający H egla, w yw ołać ducha h is­ to rii pow szechnej. L econte de L isie s ta ra ł się bezn am iętn ie pokazać n a ­ m iętności, być w ie rn y m św iadkiem , kibicem w alk toczących się w p rz y ­ rodzie i historii.

N orw id w la ta c h siedem dziesiątych łączy te obie p o staw y w tra g e d ii o królow ej egipskiej, K leo p atrze. Ucieczka do staroży tneg o E gip tu sta ła się w ykpionym przez G a u tie ra m arzen iem p a rn a sisty . W N ostalgies

d’obélisques obelisk p a ry sk i tęsk n i za ojczyzną, obelisk lu ksorsk i chce

być przen iesio n y do P ary ża.

Que je vou drais com m e m on frère, Dans ce grand Paris tran sporté, A u près de lui, pou r m e d istraire, Sur une place être planté! L à-bas, il v o it à ses sculptures

S ’a rrê te r un peu p le viva n t, H iératiques écritures,

Que Vidée ép elle en r ê v a n t34.

N aród „m iędzy S finksem a M um ią”, leg end a staroży tneg o E gip tu po­ ciągała w spółczesnych N orw ida hieraty czn o ścią i oddaleniem . Ci, k tó rzy , jak „ II P a rn a s ”, chcieli uciec od k o n flik tó w now szej historii, w m ilcze­ niu sfinksa i nieruchom ości m um ii szukali p rzeciw ieństw współczesnego

33 L. M a i g r o n , Le Rom an h istorique à l’époque rom antique. Paris 1898, s. 274.

(22)

„ L E G E N D A W IE K Ó W ” N O R W ID A I L E G E N D A „ P A R N A S U ” 61

ru c h u i g w aru . Ci, którzy, jak w Polsce P ru s, próbow ali się w te kon­ flik ty angażow ać, znaleźli w staro ży tn y m Egipcie w ygodny, m ało p odej­ rz a n y kostium polityczny, upiększony św ieżym i odkryciam i archeologii. Ci w reszcie, którzy, jak G autier, nie m ieli zam iaru m anifestow ać ani u k ry w ać zbytecznych podobno u poety poglądów na historię d aw n ą i no­ w ą, odnaleźli w legendach o Le Pied de M omie źródło w yw ołującej dreszcz fan ta sty k i.

N a tym tle N orw id in te re su je badaczy jako zjaw isko nietypow e, jako po eta i m yśliciel syn kretyczny. Jed n y m z o statn ich jego u tw o ró w jest

K leopatra , k tó rą zaczął pisać w 1870 i n ad k tó rą pracow ał do roku

1878 35. K leopatra — w b rew pozorom g atunkow ym — nie jest utw orem scenicznym , nie n a d a je się do g ry w teatrze. P rzek o n ała nas o ty m n a j­ p ie rw inscenizacja Horzycy, a upew n iła ostatecznie inscenizacja w w a r­ szaw skim T eatrze N arodow ym (1967). K leopatra to w łaściw ie u d ram a - ty zow an y poem at, w k tó ry m w ykorzy stan e bądź podw ażone ironicznie zostały ró żne cechy poezji europejskiej drugiej połow y w ieku. A więc zakw estionow ał i urzeczyw istnił jednocześnie N orw id p arn asisto w sk i m it S fink sa i M umii. O pisy strojów , gestów i przedm iotów są w K leopatrze p lasty czne i k o n k retn e, m ają precy zję archeologiczną. Ale statyczność i nieruchom ość gestu, p arn asistow skie ściszenie nam iętności, k r y ją am ­ bicje dalekie od p o stu latów niezaangażow ania wobec burz dziejow ych. R ealizując jak b y nieśw iadom ie ideę Leconte de L isle’a, że n a jb ard ziej dram a ty c z n e nam iętności m ożna w yrazić w obrazach łagodnych i spokoj­ n y ch — N orw id próbow ał w k ra ju „m iędzy Sfinksem i M um ią” odnaleźć analogię z żyw ym i, w spółczesnym i konfliktam i.

W K leopatrze, jak w poem atach opisow ych Leconte de L isle’a, dzieją się rzeczy okropne. D zieją się nie w śród zw ierząt, ale w śród ludzi. Z a­ m iast w alk i b yka z jaguarem , zam iast k rw aw y ch sta rć i tragicznej gry in sty n k tó w w p ierw o tn ej dżungli, w idzim y krw aw e starcia i tragiczną g rę uczuć w h isto rii — pokazane k o ntrastow o w statycznych, rzeźb iar­ skich rozw iązaniach. „Point de contraintes fausses” — w ołał G autier. I tym razem N orw id sprzeciw ił się jego w ołaniu.

Oto z d rajcy wnoszą na scenę ociekającą k rw ią głowę Pom pejusza, aby przypodobać się zaborcy-Cezarow i. Oto pięknej i nam iętn ej królow ej to ­ w arzyszy p rzy posiłku m um ia jej m ęża-dziecka. Oto n a lw iej skórze roz­ ciągniętej u stóp tro n u rozgryw a się d ram a t upokorzenia w ładczyni i ko­ b iety przez barbarzyńskiego zdobywcę. Ale zdobyw ca nie jest dzikim tro g lod y tą, podobnym tem u, do którego nam io tu przychodzi zw abiona biologiczną siłą i p ierw o tn y m pożądaniem k ru c h a Salam m bô F la u b erta.

35 Zob. M. Ż u r o w s k i , L epszy od Szekspira? W: P rogram [do przedstaw ie­ nia K le o p a try ]. Warszawa 1967.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ostatecznie w roku 1921 przeniesiono zachowa- ne zbiory archeologiczne liczące 137 zabytków wraz z dwiema szafami i trzema płaskimi gablotami do organizującego się Zakładu

Odparła, że już tego kłopotu nie mam: właśnie wyprowadza się z Lublina i może przekazać mi swój przydział.. Mieszka od pewnego czasu w Lublinie i to zaraz tutaj,

Rana okazuje sią bardzo poważna: przez miesiąc przebywa Bartoszewski najpierw w szpitalu w Biłgoraju (oczywiście odpowiednio zakonspirowany) potem przez około pół

Irena Szychowa była mocno zajęta jutro, pojutrze i przez kilka następnych dni, bo jak się jest przewodniczącą Komitetu Osiedlowego w dzielnicy Stare Miasto to roboty jest po

WW II caused that during the Intèrrtational Conference on Load Lines in 1966 doubts were expressed as to the rationale of the principles of reckoning of freeb.oards; The point

Projekt podkreślał znaczenie szkolnictwa zawodowego, różnicując je pod względem poziomów kształcenia i przewidując szkoły dla absolwen- tów 7-letnich szkół i 3-letnich

Pozostaje do rozstrzygnięcia, w jakiej form ie powinno być w yrażone oświad­ czenie darczyńcy, jeżeli czynnością praw ną, na mocy której następuje

[r]