Alicja Lisiecka
"Legenda wieków" Norwida i legenda
"Parnasu"
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 59/4, 41-63
A L IC JA L ISIE C K A
„LEGENDA W IEK Ó W ” NORW IDA I LEGENDA „PA R N A SU ” O parnasizm ie N orw ida pisano niew iele. N a dobrą sp raw ę h isto ry cy lite r a tu r y zajęli się tym tem atem dopiero po w ojnie. P rob lem oka zał się na ty le żywy, że w yw ołał ostrą d y sk u sję m iędzy norw idologicz- ny m i znakom itościam i — Juliu szem W iktorem G om ulickim i M aciejem Żurow skim . W cześniej, i nieco inaczej, interesow ał się zw iązkam i N or w ida z „II P a rn a se m ” K azim ierz W yka. W Poecie i sztu k m istrzu , pole m izując z m item statyczności V ade-m ecum , p odkreślał ro m anty czną m u zyczność polskiego p o ety oraz jego zw iązki ze szkołą nazareńską.
W sposób decydujący wyróżnia go jednak moment historiozoficzny i re ligijny, który u żadnego z parnasistów francuskich nie w ystąpił w tym w y glądzie i nasileniu.
— konkludow ał a u to r książki к
Zbadać sto su nek N orw ida do „ P a rn a su ” — to znaczy zbadać m iejsce polskiego p o ety w typologii zainteresow ań historiozoficznych i estetycz n y ch X IX w ieku, a w łaściw ie jego drugiej połowy. P arn asiści i Norw id, niezależnie od bezpośrednich le k tu r i w pływ ów , k tó ry c h u sta la n ie nie w y d aje m i się sp raw ą najw ażniejszą, oddychali ty m sam ym poetyckim pow ietrzem epoki, staw iali te sam e p roblem y (inaczej je, oczywiście, rozw iązując), u p raw iali te n sam „m ały g a tu n e k ” — k tó ry poecie polskie m u służył jed n a k do w ielkich syntez. Jeśli m ówię w ięc o „ a n ty g a u tie - ro w sk ich” liry k a ch N orw ida — n ie zawsze oznacza to św iadom e bądź polem iczne naw iązanie. Tu i ówdzie łatw o i o tak ie zbieżności. A le decy d u jąc ą sp raw ą pozostanie zawsze pro b lem podobieństw w y nik ający ch ze w spólnego m iejsca pisarza polskiego i p isarzy fran cu sk ich w X lX -w iecz- n y m procesie historycznym , procesie literack im .
L itew sk i ziem ianin, A ntoni Zaleski, w 1858 r. zestaw ił pisarstw o ubo giego e m ig ran ta N orw ida z tw órczością N erv ala i Poego, sp opularyzo w anego w łaśnie w e F ra n c ji p rzez p rzekład B au d elaire’a. W ro k u 1862
ktoś inn y p o ró w n u je liry k ę a u to ra V a d e-m ecu m z poezją Hugo, „kiedy W. Hugo je st d o b ry ” 2. Hugo n a w y g n an iu św ięci w te d y chyba n a jw ię k sze triu m fy po L eg en d zie w iekó w . N erval, do n ied aw n a bożyszcze „fê te s
galantes” , sta je się sym bolem nie rozw iązanego d ra m a tu ze sw ojej w łas
nej twórczości. W zim ow y w ieczór 1855 r. z n a jd u ją go p rzyjaciele m a r tw ego z rękopisem A u relii w kieszeni.
P ra w ie w 13 la t później, w r. 1868, kiedy sztan darow e pism o f r a n cuskiego ro m a n ty zm u „L ’A rtis te ” p re z e n tu je dw ie a k w a fo rty N orw ida z niezw ykle p ochlebnym ko m en tarzem , kied y p oeta p rz y ję ty zostaje do fran cu sk iej Société des A rtistes, a n a w iosennym Salonie pary sk im u k a zuje się a k w a fo rta L e M usicien in u tile — po raz d ru g i k rew n i i zn ajo m i z polskiej em ig racji p ro p o n u ją k ło p o tliw em u rodakow i p rz y tu łe k dla sie ro t i starców .
„Le M usicien in u tile ”, n iep o trzeb n y m uzyk... Ja k że tra fn e o kreślenie sy tu a c ji p isarza, k tó ry p rz y ja ź n ił się w praw dzie z A ry Schefferem i fra n c u sk im i m alarzam i, ale nie byw ał na w ieczorach cy g an ery jn y ch . Częściej odw iedzał polityczny salon H erw eghów , u p arcie ry m u ją c d y- d ak ty c z n o -p a trio ty cz n e tra k ta ty .
„N iep otrzeb n y m u zy k ” cenił w śród p arn asistó w L a p ra d e ’a za jego w iersz o Polsce w 1861 roku. N iepo trzeb n y m uzyk w ręczał generałow i M ierosław skiem u obszerne m em o riały n a te m a t sy tu a c ji w k ra ju . N ie po trzeb n y m uzy k żył obsesją polskości, ale k w itow ał z ob urzeniem k aż dy w y b ry k „p o la c tw a ” 3.
N ie p raw ił w y ra fin o w a n y c h kom plem en tó w w salonach „ P a rn a s u ” , nie in k ru sto w a ł stro fy szm arag d am i i szafiram i, jak lu b u ją c y się w d ro gich kam ieniach B anville; nie opiew ał u ro d y Polek i nie grom adził, w y łącznie dla k a p ry su , m ało zn anych słów. W S ty lu n ija k im w ykpił „szko łę s ty lu ” kłócącą się z ro m a n ty cz n ą „szkołą n a tc h n ie n ia ” . W im ię w spół czesnej ak tu aln o ści p rzestrzeg ał p rzed „spóźnioną w ym ow ą” i m a rm u ro w y m pięknem , k tó re za cel postaw iło sobie doskonałość fo rm aln ą oraz niew zruszoną obojętność w obec w y d a rz eń h istorii.
P o t o m n i nie są tylko grobami z kamienia, Ciosanymi cierpliw ym dłutem doskonale:
(S ty l nijaki)
Losy „p o to m n y ch ”, k tó rz y są w p ierw „w spółczesnym i”, zależą od „doraźnego” słow a. „P o w ażn y p ielg rzy m ” — ja k nazw ał siebie w k tó ry m ś w ierszu — gotów b y ł w ybaczyć niepopraw ność ro m an ty czn ej
szko-2 Cyt. za: M ała kron ika ży cia i tw ó rczo ści C yprian a N orw ida. W: C. N o r w i d , D zieła zebrane. Opracował J. W. G o m u 1 i с к i. T. 1. W arszawa 1966, s. 57, 72. W edle tegoż w ydania cytu je się w niniejszej pracy w iersze Norwida.
3 C. N o r w i d , W szy stk ie pism a po dziś w całości lub fragm entach odszu kane. Wydanie i nakład Z. P r z e s m y c k i e g o . T. 8. W arszawa 1937, s. 190.
„ L E G E N D A W IE K Ó W ” N O R W ID A I L E G E N D A „ P A R N A S U ” 43
le n atchn ien ia, byle nie znaleźć się w śród cierpliw ych rzem ieślników „ P a rn a s u ” . U tw ó r pow stał przed rokiem 1866. Rok 1866 w łaśnie p rzy w i ta ł pierw szą serię Le Parnasse contem porain i u tw ierdził ostatecznie po dział n a „l’école in tim e ” i „l’école pitto resq u e”. P rzed tą d atą w y d ru k o w ane zostały już niem al w szystkie u tw o ry G autiera, B au d elaire’a, B an- v ille ’a i Leconte de L isle’a. L e Parnasse contem porain kończył ty lk o ciąg sukcesów poprzedniej g en eracji i daw ał początek sław ie m łodszych, m niej jeszcze znanych: H eredii, S u lly P ru d h o m m e’a, G la tig n y ’ego, D ierxa 4.
W ro k u 1865 G a u tie r to zn an y p a tro n szkoły, L econte de Lisle i T heodore de B anville przeżyw ają pełną dojrzałość. Ich rów ieśnik N o r w id jest ty lk o o dw a la ta m łodszy od B an v ille’a. A le p ojaw iają się już d eb iu tan ci: C atulle M endès, S u lly P rudhom m e, H eredia, V erlain e — 20-, 25 -letni m łodzieńcy, u talento w an i, pełni obietnic. Now y „ cénacle” je s t niem al uform ow any. Od 2 listopada 1865 do 6 stycznia 1866 w ycho dzi redagow an y przez X avier de R icarda tygodnik „ L ’A r t”, w k tó ry m a rty k u ły w stępne L econte de L isle’a sąsiadują z k ry ty k ą litera c k ą V er- la in e ’a i poezją now ej gru py. „ L ’A r t” k o n ty n u u je tra d y c je „ L ’A rtis te ” , redagow anego przez G autiera. P rz e jm u je jego program , sform ułow any w a rty k u ła c h z r. 1856 i w sły n n y m w ierszu (którego ty tu ł pow tórzyło n astęp n ie pism o parnasistów ):
Oui, l’oeuvre so rt plus belle D’une form e au tra va il
Rebelle,
Vers, m arbre, on yx, émail. Point de contraintes fausses. Mais que pour m archer droit
Tu chausses,
Muse, un cothurne étroit.
[ 1
Tout passe. — L’art robuste Seul a l’éternité.
Le buste S u rv it à la cité.
(L’Art) s
R edakcja d efin ity w n a różni się nieco od p ierw o d ru k u w „L ’A rtis te ” z 13 IX 1857 pow tórzonego w w ydaniu 3 (1858) 'E m alii i kam ei. A le ju ż w cześniej, w e w stępie do P a n n y de M aupin, G a u tie r-ro m a n ty k w y zw ał niebo i ziem ię w im ię S ztu k i A bsolutnej, D oskonałej F orm alnie, o b o jętn ej w treści.
4 Zob. M. G. R u d 1 e r, Parnassiens, sym bolistes et décadents. Esquisse h isto rique. Paris 1938, s. 374.
5 Cyt. za: T. G a u t i e r , Ém aux e t Camées. Paris 1945, s. 130—132; kom en tarz J. P o m m i e r — s. 143—144.
L 'A r t- u tw ó r i ,,L’A r t”-pism o dodają now e elem en ty do daw nej d o k try
ny. A rty sta je st w koncepcji „ P a rn a s u ” b ard ziej ostrożnym i cierpliw ym rzem ieślnikiem niż natch n io n y m „epilep ty czny m w ieszczem ” , k tó ry „po liczk uje gw iazd y ” . P o jaw ia się ideał bezbłędnej fa k tu ry i m ate m a ty cz nej p recy zji idei. P o eta w in ien być jednocześnie pow ażnym m yślicielem i zręcznym cyzelatorem . N iedbałość o fo rm ę to oznaka in fan ty lizm u . „ P u ry ta n ie ” — m ów i o p a rn a sista ch S ain te-B euv e. Form iści, styliści — m ów ią o n ich inni, m ów ią o sobie sam i.
S ty l n ija k i N orw ida w y d a je się głosem w tej dyskusji. O dpow iedzią
na oskarżenie o niepopraw ność form y, n a in w ek ty w y pod adresem ro m an ty zm u wieszczów, n a p o stu la t cierpliw ego cyzelatorstw a. Podobną polem ikę z now ym i p rąd am i, na k tó re N orw id reagow ał w rażliw ie, choć z pow ściągliw ością, fo rm u łu je on w okresie triu m fu parnasistow skiego
„cénacle’u ” w ironicznym w ierszu Cacka (przed 1865).
M yśliłem ja — że L i r a i że S t y l , Choć fala je nosi jak łabędzia,
Nie obliczającego dróg i chwil,
Choć c e l m ają w s o b i e , są — n a r z ę d z i a !
*
M yśliłem — że gdy Lud nie ima bytu, Że słow u jeżeli brak powietrza, D otyka w ieszcz kluczem u izenitu, Skąd aura na św iat p łyn ie letsza.
Cacka, ja k i inn e w iersze „ a n ty g a u tie ro w sk ie ” : Polka, Śm ierć, S ło wo i s ł o w o , Do M arcelego G uyskiego, P iękno-czasu, Po balu, N a tu ra lizm , N arcyz, D aj m i w stą żką b łękitn ą , b y ły już p rzedm iotem rozlicz
n y ch in te rp re ta c ji. N ie k tó re z nich u zy sk ały p rzek o n u jącą analizę w roz p raw ie M acieja Ż urow skiego p t. N o rw id i G a u tie r 6. N iew ątpliw e są w św ietle in te rp re ta c ji Ż urow skiego nie tylko podobieństw a m otyw ów (co zdaje się być d ecy d u jące np. dla Ju liu sz a W iktora Gom ulickiego), ale i dialog p row adzony z a u to re m E m alii i ka m e i przez a u to ra V a d e -m e
cum . Dialog, oczywiście poetycki, poprzez alu z je i pod teksty , poprzez n i
cow anie G au tiero w sk iej m etafo ry , o p a try w a n ie p y ta jn ik a m i zdań-haseł i n o rm a ty w n y c h tw ierd zeń .
L ira i s ty l to jed y n ie narzędzia w stopniow ym i tru d n y m osiąganiu celu: p raw dy ; to nie tylko zasłona, „ szto ry ” w oknie, n a k tó ry m słońce m a lu je im ag in acy jn e k rajo b raz y , w y św ietla przeźrocza m arzeń. Szyba, k tó ra stw arza ilu zję p atrzącem u , n ie je st jed n a k praw dziw ą ziem ią, po k tó re j m ożna stąp ać bezpiecznie — m ów i N orw id — an i n a w e t posadz ką, po k tó re j su n ie się gładko w objęcia F a n taz ji. W yeksponow ane przez
6 M. Ż u r o w s k i , N orw id i G autier. W zbiorze: N owe stu dia o N orw idzie. W arszawa 1961, s. 167—190.
„ L E G E N D A W IE K Ó W ” N O R W ID A I L E G E N D A „ P A R N A S U ” 45
G om ulickiego w in te rp re ta c ji w iersza Cacka pozornie tajem nicze słow a „bez poręczy” — znaczą ch y b a ty le co: bez zatrzym ania, oparcia, h a m ulców , czyli bez „ d y re k ty w m o raln y ch ”, pryncypiów tak przez N or w ida zawsze p odkreślanych. Poręcz jest, obok podłogi i okna, elem en tem a rc h ite k tu ry w n ętrza rysow anego w utw orze. Znacznie bardziej w ażna jed n a k niż owa zew nętrzn a a rc h ite k tu ra w ydaje m i się w yłożona jeszcze raz w w ierszu, k tó ry fo rm u łu je w istocie p ro te st przeciw poezji tw orzącej sy tu a c je fikcyjne, poezji lekcew ażącej „ p ra w d ę ” — koncepcja poety-w ieszcza, „dotykającego kluczem u z e n itu ”, przez „form c z ary ” leczącego w stosow nej chw ili „blizny dotkliw e ludzkości, n a ro d u ” .
D ziewięćset miliomów Skazanych ma śmierć istot... parę zaludnionych Półwyspów, i nic w ięcej. Tu trup w każdej chwili N ow y, a zowąd słabe niem owlę zakwili...
I to już w szystko.
Ludzkość z takowym obliczem, Choć to tylk o oblicze — nie byłaby niczem, Bo jak obraz bez m yśli sam siebie zagładza, Tak ludzkość bez boskości sama siebie zdradza;
— pisze N orw id w Słow ie i s ł o w i e , zaw ierającym rów nież echa a k tu aln y ch dy sk u sji filozoficznych. Tym , co d aje nadzieję, co da „boskość” przyszłej ludzkości, przyszłem u narodow i polskiem u, je st „słow o” , p o j m ow ane jako w y k ładn ia sensu św iata.
A jak z ludzkością całą, i jak z oderwanie Uważanym człowiekiem, tak również się stanie I ze słowem: bo, w zięte odrębnie, cóż znaczy?
N iew ierny dźwięk! — i przyw ieść mocen do rozpaczy; Tak kruchy! — a tak kłamny w nętrznem u znaczeniu, Jak gdybyś chciał zmarłego poznać po dzwonieniu. Lecz tenże dźwięk zwodniczy, dostrojeń otwarcie: W Helladzie do rozśpiewu, do m ilczenia w Sparcie, Do mlecznej drogi proroctw gwiaździstych w Judei, Do litery u Rzymian, u nas... do nadziei...
Do w ielkich w reszcie m yśli, co na zawsze nowe, Niczyje, w szędy w łasne, nigdzie nie m iejscowe, Schodzą skądsiś natchnione... dopiero takową
Zmierzona prośbą wybrzmi ta rzecz w ielka: „ S ł o w o ”. (Słowo i s ł o w o )
Tylko form a zostaje, silniejsza od czasu i śm ierci — pow iada G autier, p ow iadają parnasiści. U N orw ida zaś czytam y:
. . . „Nie miecz, nie tarcz — bronią Języka, Lecz — arcydzieła!”
Ale arcydzieło praw dziw e, słowo a rty s ty , słowo „n a tc h n io n e ” — nie boi się p o eta użyć niem odnego p rzy m io tn ik a — nie znaczy nic w o d e r w aniu od znaczeń m oralnych, p a trio ty c z n y ch i filozoficznych:
I gdy tak w szyscy m ó w i ą , mało kto się spyta, Jaki też jest cel słow a, jak słow o się czyta W sobie samym? — i dziejów jego prom ień cały Rozejrzeć mało kto dziś ciekaw , i mało zuchwały... Dopiero — niech no wolność m o w y kto znieważy!... Ten sam, co nią pomiatał, głośno się uskarży,
Mówiąc z goryczą: „Jak to? w szak s ł o w o jest w olne!...” (iSłowo i s ł o w o )
A więc celem słow a je s t wolność. H eglow ska Idea R ozum na realizu je się w historii poprzez św iadom ość wolności. W olności n a ro d u — dodaw ał w Cackach polski p a trio ta .
Cacka to nie tylko w dzięczne i b łah e u tw o ry w spółczesnej poezji
parn asisto w sk ie j .
Dziś n ie szuka nikt P i ę к n a... żaden poeta — Żaden sztukm istrz — amator — żadna kobieta — — Dziś szuka się tego, co jest p o w a b n e , I tego, co jest u d e r z a j ą c e ! . . .
*
P o w a b i g r z m o t... dw ie siły, Skąd-kolw iek-bądź by były!...
To — dwa w dzięk i Uranii, dwa jej ramiona. (Piękno-czasu)
Cacka są synonim em pow ab n y ch i efek tow n ych błyskotek, ale zaw ie
ra ją , być może, w końcow ej strofce o „ p a ste rk a c h ow ianych w gazy” od ległą alu zję do n iezb y t głębokich a u to ró w o raz do ich płochych w ielbi cielek, „cacek” z rokokow ego salonu — stąp ający ch po balow ej posadz ce. P rzy p o m in a się in n y w iersz:
1
Na posadzkę zapustnej sceny, Gdzie tańcowało było w iele m ask, Patrzyłem sam, jak wśród areny, Podziwiając raz słońca pierwo-brzask
2
I na jasnej w oskiem zwierzchni szyb Kreślone obuwiem lekkim kręgi — Czarodziejskich jakoby pisań tryb Z ziemi do m nie m ów ił, jak z księgi.
3
K w iatu listek, opuszczony tam, Papierową szepnął mi coś wargą,
„ L E G E N D A W IE K Ô W ” N O R W ID A I L E G E N D A „ P A R N A S U ” 47
Wśród salonu pustego sam i sam; Rosa jem u i św it byłyż skargą?
4
Otworzyłem okna z drżeniem szkła, Że aż gmachem w strzęsła moja siła: Z kandelabrów jedna spadła łza — — A le i ta jedna — z w osku była!
(Po balu)
I znowu: szyby, słońce, posadzka, k tó ra jest niby-szybą. Czyjeś obca siki piszą n a niej, jak w Cackach, czarodziejskie słowa, a u to r zaś czyta z ziem i, „ ja k z księgi”, tajem nicze znaki „kreślone obuw iem lek k im ” , sk a rg i rosy i św itu, p apierow e szepty upuszczonego listka. I w reszcie ulu b io n y m o ty w w ielu liryk ó w N orw ida: łza, k tó ra ty m razem nie jest kam ieniem an i deszczu czy rosy kropelką, ale odrobiną stopionego wosku...
M nożą się rokokow e m otyw y balu, k arn aw ału, w achlarza, paw ia, w a zy o dziw nej form ie, porcelany. T rw ają ,,noces et fe stin s” 7. M otyw a rle k in a i p a rk u (zwłaszcza klasycznego, zwłaszcza W ersalu), g ita ra i m a ska — stw a rz a ły beztroską, zm ysłow ą atm osferę poezji la t czterdziestych i pięćdziesiątych, o k reśla ły też k lim a t spotkań w salonach ówczesnego P a ry ża . Z ulicy D oyenné gdzie m ieszkał N erval, przeniesiono się do m ark izy de R icard i n a ru e de Condé 26, gdzie m ieszkał B anville. Po ro k u 1867 p rzy b y ł now y salon — m ark izy N ine de Callias. Nie je st to już salon grecko-rokokow y z o kresu „fêtes galantes” N ervala, G au tiera, B a n v ille ’a, M usseta. N erval nie żyje, M usset został w raz z L a m artin e m w y k lę ty w piśm ie „L ’A r t” , jako „pleurard im b écile”.
M arkiza d e C allias nie k ró lu je już jako P ierw sza D am a D w oru n a a ry sto k ra ty cz n y c h balach m askow ych. Z ajm u je się spirytyzm em , pisze w iersze pod pseudonim em , przychodzi na c y g an ery jn e w ieczory p ijan a, ja k przy stało na p a tro n k ę bohem y w now ym stylu. Z am iat kom edii
delV arte z la t czterdziestych, zam iast rokokow ej arlek inad y, bohem a b a
wi się teraz w „ e n fa n ts terrib les” w ieku, p a ro d iu je N apoleona, re c y tu je w iersze satyryczne, fu n d u je w reszcie obiad pod nadaną jej przez k ry ty k ę nazw ą „ vilain-bonhom m e”. D ekorację ty ch spotkań stanow ią już nie o b ra zy B ouchera, Poussina, F rag o n ard a, L an creta, a nad e w szystko W a t tea u — m ala rz y „fê te s galantes” 8 — k tó ry ch płó tna inspirow ały w y
7 V. H u g o , Les Chants du crépuscule. W: O euvres. T. 2. Bruxelles 1842, s. 537.
8 Tak nazw ał Watteau, Lancreta, Patera i Bouchera — Ch. B l a n c w książce z r. 1854 pt. Les P eintres de fêtes galantes. Zob. J.-B. B a r r è r e , La Fantaisie de V ictor Hugo. T. 1. Paris 1949, s. 370.
obraźnię p oetów od Hugo po M allarm égo, ale nieruchom o siedząca z m ał pą n a ram ien iu m a tk a N ine de Callias, ta sam a, k tó ra stan ie się później b o h a te rk ą p a m fletó w C a tu lle M endèsa p t. L a M aison de la Vieille.
F ra n cu sk a h isto ria lite r a tu r y w yw odziła fa u n a M allarm égo z o b ra zu B ouchera. N erv al p isa ł Un voyage à C y th è re w 1844 r. pod w pływ em W atteau . „Transpositions d ’a rt” p arn asistó w n aw iązyw ały p rzed e w szy st kim do tegoż W atteau , kanonizow anego p rzez „L ’A rtis te ” . A le ju ż za p a rę la t odbędzie się in tro n iz a c ja Goyi. Tym czasem dw a p a n n ea u x F ra - g onarda, k u p io n e przez N erv ala w okresie św ietności salonu p rzy ulicy D oyenné, sta ły się, podobnie jak pastelo w e sceny p a ste rsk ie in n y ch m istrzów francuskiego rokoka, zapłonem do in te le k tu a ln y c h tran sp o zy cji m alarsk ich G a u tie ra i B a n v ille ’a.
„W atteau ”, c’est bien plus que W atteau , a rtiste flam and, contem porain de Louis XI V, m ort en 1726, to u t com m e „M ozart” dépasse in finim en t la p e r sonnalité m u sicale d’un com positeu r né a S alsbourg en 1756: paradoxalem ent ces deu x nom s pris au deu x bouts du siècle ont le don d ’év eille r en nous l’im age sym b o liq u e de to u t le X V IIIe siècle [...]. Com m e le nom de V irgile l’amour, celu i de W atteau annonce la fantaisie. A insi le thèm e du parc Louis XI I I ou Louis X IV , p eu plé de couples galants, hanté de m ascarades, d e vien t le th èm e „W atteau ”.
— pisze J e a n B e rtra n d B a rrè re 9.
One śnią: że szyba?... to —■ posadzka! One nucą: „Stąpaj, bez poręczy, W objęcia Fantazji, co się wdzięczy...” ■— — — — cacka — cacka!!
(Cacka)
O broną fa n ta z ji nieograniczonej b yła przedm ow a do biblii p a rn a si stó w — L es O rientales V icto ra Hugo:
Que le p o è te donc aille où il v e u t en faisan t ce qui lui plaît: c’est la loi. Qu’il croie en D ieu ou aux dieux, à Pluton ou à Satan, à Canidie ou à M organe, ou à rien [...]. Le po ète est libre. M etton s-n ous à son poin t de vue, e t voyons 10.
Apologią p arn asisto w sk iej w y o b raźn i i filip ik ą przeciw ro m an tyczne m u „ serc u ” b y ła przedm ow a G a u tie ra do P a n n y de M aupin, re h a b ilitu jąca, w im ię tej w yobraźni, N erona, T yberiusza, K aligulę. O św iadczenia teo rety czn e po tw ierd zała p ra k ty k a litera c k a G a u tie ra i p ra k ty k a lite ra c k a epoki — n aw iązu jąca do H offm annow skiej fa n ta sty k i, do N ova- lisa i B ürg era, do C azotte’a i N o diera n . La C afetière i L e Pied de M o
m ie G au tiera, jego fascy n u jące p rzygody w klubie haszyszystów , iluzo
9 B a r r è r e , op. cit., t. 1, s. 374—375.
10 V. H u g o , przedm owa do: L es O rientales. W: O euvres, t. 13, s. [II]. 11 Zob. P. G. C a s t e x , Le Conte fan ta stiq u e en France de N odier à M aupas sant. Paris 1951.
„ L E G E N D A W IE K Ó W ” N O R W ID A I L E G E N D A „ P A R N A S U ” 49
ryczne w izy ty w staro ży tn ej Pom pei (Arria M arulla, 1852), jego zażyłość z „jeteur de sorts” (J e tta tu r a , 1856) i w ym ieniającym dusze doktorem C h erbonneau (A v a ta r, 1856); jego miłość do dziew czyny odbitej w lu strze
(Spirite, 1866) — czy to w łaśnie nie ów pochód ku w yobraźni czystej,
owo schodzenie po schodach bez poręczy, schodach wiodących tylko ku... ,,La Revue F a n ta isiste ” C atulle M endèsa (15 II — 15 XI 1861) lub ku oficynie w ydaw niczej A lfonsa L e m e rre ’a.
Przecież w łaśn ie ,,La Revue F a n taisiste ” głosiła tę sam ą niezależ ność sztuki, nieograniczoność w yobraźni, z k tó rej Le Parnasse c o n te m
porain uczynił hasło program ow a. W 1866 ro ku w y d an y został 300-stro-
nicow y tom z k unsztow ną w inietą, w yrażającą w sym bolach plasty cz nych głów ne p o stu la ty grupy. W ieśniak, wschodzące słońce, dewiza:
,,Fac et S p era ” — m iały oznaczać cierpliw ą p racę a rty sty , św iatło sła
w y i przypom inać piękno an ty k u . Tom zaw ierał pu blikacje 40 poetów7', m. in.: G autiera, B an ville’a, Leconte de L isle’a, H eredii, M énarda, Cop- p ée’go, M endèsa, D ierxa, S u lly P ru d h o m m e’a, Ricarda, V erlaine’a i M al- larm égo. N astęp n y tom — antologia z r. 1869, k tó ra w yszła dopiero w 1871, po w ojnie — m iał 400 stro n i zaw ierał u tw o ry 60 w spółpracow ników , m. in.: L a p rad e ’a, G lastig n y ’ego, F ra n ce ’a, Plessisa, C harles Cro- sa, V alade’a. K arierę tej serii zam knął, zupełnie już eklektyczny, zbiór z 1876 roku 12.
W k ręg u „ P a rn a su ” obracały się indyw idualności bardzo w ybitne: B audelaire, V illiers de lTsle-A dam , M allarm é. Cechy poetyki p arn asL stow skiej p rzy pisu je się Salam m bô F la u b erta. N ade w szystko jed n ak ko jarzono atm o sferę życia literackiego la t pięćdziesiątych i sześćdziesią ty ch z parnasisto w skim i „fêtes galantes” i p arnasistow ską cyganerią.
Czy nie stąd w łaśnie, a nie tylko z obserw acji salonów em igracji polskiej, ów ironiczny m otyw „ b a lu ” w poezji Norwdda? B alu innego niż ten z ro m anty czn ej poezji polskiej, balu rokokow o-francuskiego, sym bolu odpolitycznienia i o d in telektualizow ania w spółczesnych salo nów arystok raty czn y ch ... P o w tarza się ów m otyw obsesyjnie, wciąż w ty m sam ym pogardliw ym w ariancie. W spółpracow nik i ob serw ato r p ra sy arty sty c z n e j w e F ran cji, k ry ty c z n y czytelnik V ictora Hugo, wróg „rokokow ych cacek” w m alarstw ie i rzeźbie, w porcelanie i poezji, znał zapew ne n ajgłośniejszy „tru m e a u ” a u to ra G łów Seraju, k tó re zyskały tak ie uzn anie sfer katolickich. Z nał chyba N orw id La F ête chez Thérèse. B ezpośrednią in sp iracją w iersza b y ł bal m askow y w P lâ tre rie s wiosną 1839. A le złożyły się na k lim at poetycki u tw o ru także w ersalskie lato
;12 Zob. P. M a r t i n o , Parnasse et sym bolism e. Paris 1950, s. 220. Obszerniej o poezji „Parnasu” i stosunku Norwida do Leconte de L isle’a, B an ville’a, Heredii, Sully Prudhom me’a i Ménarda . piszę w przyjętej do druku w PIW książce pt. N orw id — p oeta historii.
1837, w esele księcia O rleańskiego, p rzyw o ły w ana p rzez lite ra tu rę epoki a u ra X V II i X V III w ieku. W ty m czasie Hugo porzuca sw oje z a in tere sow ania m ala rstw e m histo ry czn y m , „les ta b le a u x d ’histoire”. O dstaw ia do lam usa p łó tn a D elacroix, A chille i E ugène D evérii, P a u l H ueta, Da- vida d ’A ngers, Louis B o ulan g era — z k tó ry m i p rzy jaźn ił się po roku 1827. B ył to okres, jak pisze Louis G uim baud 13, zw iązków Hugo z lew i cą — lew icę ro m an ty czn ą zaś stan o w iła wów czas przede w szystkim m łoda g e n e ra c ja m alarzy . W b alach p arn asisto w sk iej cyganerii w no w ym sty lu uczestniczyli tylk o „vila in s-bon ho m m es”, Bal u Teresy w 1840 r. w spom ina jeszcze:
les fiers seigneurs et les rares beautés L es A m yn ta s rê va n t auprès des Léonores L es m arqu ises ria n t avec les m o n sig n o res14.
Ten B al stan ow i do pew nego sto p n ia k o n ty n u ac ję B alu A lfred a de V igny (w iersz z r. 1818) czy jego La F ête w Cinq-M ars. G usty la t pięć dziesiątych i sześćdziesiątych k s z ta łtu ją się n a tej tra d y c ji. W lanso w anym m odelu sztu k i zm ien iają się jed n ak poszczególne elem enty . Ju ż nie m ala rstw o histo ry czn e zapładnia w y obraźnię poetów . „M łoda F r a n c ja ” nie u b iera się w s tro je z obrazów V elasqueza — i nie jest już m ło da. Nie R ubens i V eronese d y k tu ją opisy „pysznych brokatów , w sp an ia łych m a te rii o szerokich i ciężkich fałd ach [...]. Rozłożyste kielichy k w ia tów, p rzejrzy sto ść źró d lany ch wód i m igotliw y blask piękn ej broni, r a sowe konie i białe w ielk ie psy, jak na obrazach P a w ła V eronese” 15 m ie szają się z pejzażem p a ste rsk im W atteau , różow ym i am o rk a m i B ouchera i p astelem F ra g o n ard a . „ In ty m n y ” d ra m a t M usseta, P anna de M aupin G a u tie ra — p rzy p o m in ają fry w o ln e dialogi M ariv aux i C rébillona. Poeci „szkoły m alo w n iczej” w skrzeszają C héniera, la n su ją m odę n a „p e tits su
je ts ” w liryce, n a w y ry te w k am ien iu p ro file w spółczesnych, na rżn ię te
w em alii m edaliony.
Po w ażn y pielgrzym polski p ro je k tu je sw oje m edaliony z brązu, b a r dziej dostojnego. Ale ju ż do V a d e -m e c u m d o ta rła m oda n a „p e tits su
je ts ” nie ty le w treści, ile w form ie. Do typow ych „m ałych tem a tó w ”
w sty lu G a u tie ra zaliczyć w y p ada ta k ie w iersze N orw ida, ja k Czułość,
N arcyz, D aj m i w stą żkę b łękitn ą , Po balu. W n iek tó ry ch u tw o rach pol
skiego p o ety o d b ija się dalek im echem w ym yślona p rzez C héniera i n a ślad o w an a przez H eredię koncepcja „quadri” — m ały ch obrazków inspi ro w an y ch p rzez dw ie lin ijk i jakiegoś daw nego te k s tu lub przez w y
13 L. G u i m b a u d , „L es O rientales” de V ictor Hugo. A m iens 1927, s. 161. 14 V. H u g o , La Fête ch ez Thérèse. W: Poésies. T. 1. Paris 1950, s. 221. 15 T. G a u t i e r , Panna de M aupin. Przełożył B o y . Warszawa—Kraków b. r., s. 152.
„ L E G E N D A W IE K Ó W ” N O R W ID A I L E G E N D A „ P A R N A S U ” 51
b ra n y fa k t h is to ry c z n y 16. O zw iązkach z tą w łaśnie m alow niczą linią „ P a rn a s u ” , a zwłaszcza o zw iązkach z G autierem , św iadczą nie tylko a k c en ty polem iczne, nie tylko nicow ane m otyw y G autierow skie (co za nalizow ał Żurow ski), ale i n iek tó re bezpośrednie zapożyczenia. Oczywi ście, w w y padku m etafo r dość b analn y ch tru d n o powiedzieć, co jest tu w spólnym pom ysłem , a co obiegow ą m onetą literacką. „Le ciel, p ru nelle
d ’a zu r” ze S pectacle rassurant Hugo i „łagodne oko b łę k itu ” N orw ida —
m ogły być zw ykłym zbiegiem okoliczności, ale nie jest już nim „la te r
re [...] bacchante en ivrée” w L ied G autiera, w ierszu opublikow anym
w „R evue de P a ris ” z 1 I 1854 i — „ziemia, jak u p ita B a c h a n tk a ” z N a
tura lizm u , k tó ry pow stał w r. 1877 i stanow i św iadom e n a w ią z a n ie 17,
z jed n ej stro n y , do otw ierającego V a d e-m ecu m w iersza O gólniki (powst. przed r. 1865), z drugiej — do beztroskiej Lied G au tiera o p raw ach p rzy
rody. S pójrzm y na ta k ie oto zestaw ienie:
Lied Ogólniki
A u m ois d ’avril, la terre est rose C om m e la jeunesse et l’amour; Pucelle encore, à peine elle ose P a yer le P rin tem ps de retou r
Gdy, z w iosną życia, duch Artysta Poi się jej tchem jak m otyle, Wolno mu m ówić tylko tyle:
„ Z i e m i a — j e s t k r ą g ł a — j e s t
k u l i s t a p
A u m ois de juin, déj à plus pâle E t le coeur de désir troublé A vec l’Êté to u t brun de hâle Elle se cache dans le blé.
Lecz gdy późniejszych chłodów dreszcze Drzewem wzruszą, i kw iatki zlecą, Wtedy dodawać trzeba jeszcze: „U b i e g u n ó w — s p ł a s z c z o n a ,
n i e c o...”
A u m ois d ’août, bacchante en ivrée Elle offre à l’A utom ne son sein, Et, roulant sur la peau tigrée F ait ja illir le sang du raisin.
En décem bre, p e tite vieille, Par les frim as poudrée à blanc, Dans ses rêves elle réveille L ’H iv er auprès d’elle ro n fla n t18.
Ponad w szystk ie wasze uroki, Ty! Poezjo, i ty, Wymowo, Jeden — w iecznie będzie wysoki: O d p o w i e d n i e d a ć r z e c z y —
s ł o w o !
16 Pisze o tym m. in. M a r t i n o (op. cit., passim ).
17 O związkach m iędzy N atu ralizm em i O gólnikam i pisał w sw oim kom enta rzu krytycznym do tych utworów rów nież J. W. G o m u l i c k i — n ie zauwa żając jednak odniesień do Gautiera.
N atu ralizm
1
W iedzy spółczesnej kierunek-przyrodny, Pow odujący w szystkość um ysłową,
Zda m i się jako MŁODZIEŃCZYK dorodny, Co zwiedzał Grecji brzegi safirow e — L ecz gdy pochylił w cieniu kolum n głowę,
S e n m u usunął ziem ie i narody, M iasta, m iast gruzy, ludzkości oblicze: I z Aten przew iał go w Lasy-dziewicze...
2
W ięc — skoro oczy rozwarł m łodociane, Szuka kolumny... a ona — rozkwita! Cedry, biodrami bliskie, pełnią ścianę —
Krzew się w objęcia z bratem krzewem chwyta — Miłości chucią w ielką zwariowane,
Szaleją drzewa — ziemia, jak upita Bachantka — dęby, jak legie Tytanów, Zstępują groźnie w piany oceanów!...
3
A fale biją o las — i nikt n ie w ie, Kto kogo spycha i kim kto pomiata?
M łodzian — chce śpiewać... lecz s a m o n j u ż w ś p i e w i e . . . Słuchać — lecz Cisza w t a j n i e g ł ę b s z e w i a t a . . .
Jakby zaklęty w czarodziejki gniewie,
D z i e j ó w , S z t u k , L u d ó w słyszy pieśń-łabędzię... Szczęsny!... nie pomni, że on MĘŻEM będzie.
K olejne stro fk i O gólników n aw iązu ją — jak sądzę — do zasady kom pozycyjnej L ied. M etam orfozy biologiczne ,,ziem i” G au tierow sk iej są oczyw iście m e ta fo rą p rze m ia n n a tu r y ludzkiej, człow ieka. U N orw ida je s t to, polem icznie, „d uch A rty s ta ”, k tó ry do jrzew a w m iarę rosnących dośw iadczeń „m łodzieńczyka” , stającego się m ężem i w reszcie starcem . „M otylek-m łodzieńczyk” — m ów i N orw id w O gólnikach — m a praw o czuć tylko oddech w iosny, m ówić p ó łp raw d y . M łodzieńczyk — pow tórzy p o eta w N a tu ra lizm ie — m a praw o n a ru in a c h św ietnej cyw ilizacji g rec kiej w słuchiw ać się w yłącznie w biologiczny ry tm ziemi, człow ieka, św ia ta; śnić, ja k „m iłości chucią w ielką zw ariow ane, / S zaleją drzew a —■ ziem ia, jak u p ita / B a c h a n tk a ” . C y tu ję raz jeszcze odpow iednią stro fę G a u tie ra:
bacchante en ivrée Elle offre à l’A u tom n e son sein, Et, rou lan t sur la peau tigrée Fait ja illir le sang du raisin.
„ L E G E N D A W IE K Ó W ” N O R W ID A I L E G E N D A „ P A R N A S U ” 63
W O gólnikach — jak m i się w ydaje — N orw id polem izuje z G autie- rem pośrednio, na płaszczyźnie zadań a rty sty . Sław a jest nicością, m i łość kłam ie, w iędną n a w e t fiołki p arm eńskie, a więc „carpe dżem” , cieszm y się m łodością — w ołają poeci „szkoły p ogańskiej” . O piew ajm y piękno w ieczne i p rzem ijające, u trw alo n e w m arm u rz e i błyszczące n a tw a rz y kobiety.
„Lżed” G a u tie ra z w iersza pod tym że ty tu łem — to pieśń n a tu ry , biologii — nie pieśń historii.
„M łodzian — chce śpiewać... lecz s a m o n j u ż w ś p i e w i e...” — k o m en tu je ironicznie a u to r N a tu ra lizm u tezę o biologii k ieru jącej Rozu m em â w ia ta , a przede w szystkim próbę id en ty fiko w ania się m łodzieńca z n a tu rą , w łączenia bez resz ty w ry tm przyrody. Taka id en ty fik acja unie m ożliw ia k o m en tarz z zew nątrz, spoza „śpiew u” n a tu ry — k o m en ta rz h i story ka. „D uch A rty s ta ” w m iarę dojrzew ania pow inien dostrzec, że nasz św iat je st skom plikow any bardziej, niż się w ydaw ało dorodnem u m ło- dzieńczykow i — p rzestrzeg a N orw id w Ogólnikach.
N atu ralizm historiozoficzny, triu m fu ją c y po r. 1870 — uzupełnia p oeta swój w yw ód w N a tu ra lizm ie — k tó ry chciałby tak im ry tm e m bio logii tłum aczyć historię, przypom ina sw oją naiw nością w łaśnie niedo ro stk a widzącego „chuć” u prap o czątk u „Dziejów, Sztuk, L udów ” . N or w id m a ch yb a n a m yśli, oprócz znanego m u B uckle’a, głośnego w latach siedem dziesiątych Spencera, k tó ry w ystąpił dopiero co jako przeciw nik C om te’a i — być m oże — La Philosophie de l’Inconscient E. H a rtm a n n a, w ydaną po fran cu sk u w ty m sam ym roku 1877, w k tó ry m po w stał N a
tura lizm .
P rzedm io tem zainteresow ań N orw ida je s t nie tylk o G autierow ska koncepcja G recji staro ży tn ej. G au tier dostrzegał w niej przede w szy st kim „pięknych m łodzieńców o członkach n a ta rty c h oliwą, w alczących w liceum lu b w gim nazjum pod prom iennym niebem , w słońcu A tty k i, wobec zachw yconego tłu m u ; m łode S p ar tan k i zawodzące w eselne tańce
i w bieg ające nago na w ierzchołek T a jg etu ” 19.
A nalizując porów naw czo postaw y historiozoficzne poetów „ P a rn a s u ” i N orw ida — nie sposób pom inąć pisarza oraz m yśliciela, k tó ry bezpo średnio inspirow ał polskiego tw órcę i — niezależnie od takiego w p ły w u — z ajm u je w ażne m iejsce w typologii św iatopoglądów historycz nych w ieku XIX. R enanow ska koncepcja bohaterów , R enanow ski a n ty k i R enanow ska in te rp re ta c ja procesu historycznego m uszą znaleźć się w szerokiej panoram ie h isto ryzm u XIX-w iecznego.
C zytając R enana (sam e le k tu ry nie są tu zresztą najw ażniejsze) pol ski poeta w yciągnął zeń w nioski inne niż parnasiści. N ajb ard ziej spośród
p a rn asistó w w rażliw y n a p ro b lem y h isto rii L econte de Lisie odnalazł u a u to ra Philosophie de Vhistoire contem poraine (1859) koncepcję dzie jów jako ob razu zbrodni i g ry pierw o tn y ch nam iętności; odnalazł zalążek N ietzscheańskiej teorii n adludzi, k tó rz y naro d zą się w Niem czech (!) i w o bec k tó ry ch dzisiejsi zjadacze chleba będą w y d aw ali się czymś w rod zaju c złeko kształtn ych ssaków. N ieśm iertelność, m ów i R enan, jest p rzy w ile jem tylk o w yższych inteligencji; P a p u a si nie są nieśm ierteln i; tylk o w yż sze in telig en cje bowiem w racają n a łono świadom ości pow szechnej.
To w praw d zie p o glądy R enana, niew iele m ające w spólnego z R ena- nem — au to re m poszukiw anych przez N orw ida książek o językach se m ickich i o pochodzeniu języ k a 20.
Ce qu’il fa u t à l’h um anité, c’est une m orale e t une foi [...]. Il ne s’agit pas d ’être hereux, il s’agit d ’être p a r f a it 21.
Ta m ak sy m a R enana p rzyśw ieca jeszcze ofierze A ntystiusza, b oha te ra d ra m a tu L e P rêtre de N em i, ofierze, k tó ra odrodzi św iat. P ra w dziw ym bow iem zw ycięzcą jest ten, kto p o w strzym u je od m ordu.
Tak m ógłby sądzić N orw id, k tó ry nie czytał już w ydanego po jego śm ierci L e P rê tre de N em i. M o ralisty k a R enanow ska n ato m iast m usiała być obca parn asistom , n a w e t tym , k tó ry c h rodow ód sięga L eg en d y w ie
k ó w Hugo. Zw łaszcza je d n a k do „linii m alow niczej” nie tra fia ł heglow ski
p an tra g iz m R enana; z kolei do filozofa — L econte de L isle’a, poglądam i różniącego się od szkoły „czystych sty listó w ” , nie tra fia ł ani stoicki ideał M arka A ureliusza, a n i w zór p ro ro k a ludow ego — C hrystusa. To raczej sty l p arn asistó w p rze n ik n ął do R enanow skiej Prière su r l’A cropo
le (w S o u ven irs d ’enfance et de jeunesse); to litan ie do Paillas A ten y p rz y
pom in ają Salam m bô. J a k L econte de Lisle, R enan cofa się do epok pierw otnego b a rb a rz y ń stw a , do Scytów , k tó rz y „podbili św ia t”, tam gdzie „nie m a ju ż rep u b lik i w olnych lu d zi”, do „m agiciens barbares”, k tó rz y tak bardzo w p ły n ęli na w spółczesną cyw ilizację. Ale pojęcie b a r b a rz y ń stw a R enan rozciąga n a w szystko, co nie jest G recją. W 1865 ro ku, w czasie p odróży ateń sk iej, objaw iła m u się na A kropolu „boskość” a n ty k u 22. C ały św iat w y d ał m u się b arb arzy ń sk i. Z ciem nej i m o n stru a l nej rzeczyw istości biblijnego Hioba przeklinającego dzień swoich n a ro
20 Norwid, członek Towarzystwa Filologicznego w Paryżu, studiow ał gram a tykę grecką, arabską i hebrajską, czytał rozprawę Baudouina de Courtenay o sta rożytnym języku polskim , w ygłaszał prelekcje i uczestniczył w zebraniach p o św ięconych pracom Renana.
21 E. R e n a n , L ’A ven ir de la Science, s. 325. Cyt. za: M. W e i l e r , Pour connaître la pensée de Renan. Grenoble 1945, s. 50—53.
22 Zob. E. R e n a n , S ouven irs d ’enfance et de jeun esse W: O euvres com plè tes. T. 2 .Paris 1947, s. 755—759.
„ L E G E N D A W IE K Ó W ” N O R W ID A I L E G E N D A „ P A R N A S U ”
dzin — a u to r M o d litw y na A kro p olu przeniósł się do h a rm o n ijn e j G recji, p ełn ej apolińskiego św iatła.
M iędzy ty m i biegunam i: k u ltu szlachetnej H ellady i tajem niczego W schodu, ciem nych p ierw o tn y ch lasów w b arb arzy ń sk iej erze ludzkości i w spółczesnych odkryć naukow ych, w ahał się Renan, w ah ali się p a rn a - siści. Zdecydow anego w yboru apolińskiej G recji — dokonał n ato m iast po eta polski.
Périsse le jour où je suis né
Et la n uit qui a dit: un homme est con çu 23.
Te słow a Hioba, jak b y w pięknym p rzekładzie R enana (1859), za b rzm iały w cześniej tylko u Leconte de L isle’a. W ro ku 1858 ukazał się jego u tw ó r La Fin de l’hom m e. B iblijny A dam k aja się tu za „zbrodnię w łasn y ch n aro d zin” . Od Jehow y oczekuje tylko spokoju i odpoczynku; gotów je s t poddać się w yrokom boskim.
Tym m. in. różni się poem at Leconte de L isle’a od poem atów np. B a u d e laire ’a. K ain z u tw o ru wodza „II P a rn a s u ” nie jest bajronicznym b lad ym b untow nikiem ani zdem onizow anym przez B au d elaire’a w y razi cielem m etafizycznego zła. Je st p ry m ity w n y m barbarzyńcą, „nadczło- w iek iem ”, łączącym w sobie p ierw o tn ą siłę i m ęstwo. M it m ściciela K a in a łączy się u Leconte de L isle’a z m arzeniem o m ocnych ludziach.
„II laisse à Q uinet ou à M énard le m y th e de P ro m éth ée” — pisze P ie r
re F lo tte s 24 — i rzeczywiście: Leconte de Lisle szuka teraz in spiracji raczej w S ta r y m Testam encie. Ś w iat N orw ida b ył dziełem boga D ioni zosa i boga A pollina. Ś w iat Leconte de L isle’a jest dziełem A pollina i J e how y. To Jehow a stw orzy ł cierpienie i rozpacz, okrucieństw o i sm utek, to Apollo stw orzył sztu k ę i miłość. P ię tn o okru cień stw a Jeh ow y noszą w sobie bohaterow ie L es Poèm es barbares, Les Poèm es a ntiques i Les
Poèm es tragiques. Noszą zw ierzęta i krajo brazy . P ry m ity w n i w ojow nicy
przy pom inają dzikie bestie: „chiens h u rleu rs”, „oiseaux carnassiers”, za k rw aw ione byki, hieny, głodne rekiny. Z azdrosna B ru n h ild a m o rd u je Si- g urda, a potem zabija siebie; gule z poem atów Poego pożerają serce n ie boszczyka; H ialm ar prosi k ru k a, aby zaniósł jego serce ukochanej. W La
Fontaine a u x lianes — „la n a tu re se rit des souffrances h um aines”.
W dziew iczym lesie p olują czarne p an tery , czyhają n a łu p y pytony. Ż y cie zw ierząt i ludzi przypom ina piekło. A b a rb a rz y ń sk a współczesność gorsza jest od b arb arzy ń sk iej przeszłości.
V raim ent, la race humaine et tous les anim aux Du sin istre anathèm e ont épuisé les m aux Les tem ps son t accom plis: les choses se sont tues
23 Le L iv re de Job. Traduit de l ’hébreu par E. R e n a n . Paris 1860, s. 11. 24 P. F l o t t e s , Leconte de Lisle. L’Homme et l’oeuvre. Paris 1954, s. 81.
[... ]
Tout! Tout a disparu, sans échos et sans traces A v ec le S ouven ir du m onde jeune et beau.
[...]
Et ce sera la n u it aveugle, la grande Ombre Inform e, dans son vid e e t sa sté rilité L’abîm e pacifique ou gît la V anité
De ce qui fu t le tem ps e t l’espace e t le n o m b re 25.
N ieom al ta k brzm ią s tro fy L e g e n d y w ie k ó w Hugo. Otóż i p rzy k ła d — ja k w W ielkiej A pokalipsie, w przeczuciu kosm icznej k a ta stro fy , sp o t k a ły się dw ie szkoły, dw ie tra d y c je „ P a rn a s u ” . Szkoła d esk ry p ty w n a, k tó ra zaczęła się od C h ateau b rian d a, od D yw a n u z Zachodu i W schodu Goethego i L es O rientales Hugo, a znalazła przedłużenie w Legendzie
w ie k ó w w łaśnie i histo ry zm ie L econte de L isle’a; oraz in n a tra d y c ja , k tó
ra w ychodząc od tych sam ych L es O rientales, przez „tran sp ozycje sz tu k i” G au tiera pro w adziła w k ie ru n k u b aw idełek S u lly P ru d h o m m e ’a, B an v ille’a i H eredii. Z ajm o w ałam się tu L econte de L isle ’em po to, że by w ykazać raczej różnice niż podobieństw a w sposobie historycznego m yślenia a u to ra L es P oèm es barbares i a u to ra V a d e-m ecu m czy K leopa
try . Podobnie ja k w w y p a d k u R enana, typologia po staw pisarzy „ P a r
n a s u ”, jeśli m a p rete n d o w a ć do ujęć p ełn iejszych — nie m oże pom inąć zjaw iska tak istotnego jak p an o ra m y historiozoficzne L econte de L isle ’a.
W ydaw ać by się mogło, że je st to n u r t p arn asisto w sk iej twórczości bliski polskiem u poecie. N ieporozum ienie w ym agające sprostow ania. Co n a jm n ie j w k ilk u p u n k tach , i to zasadniczych, d esk ry p tyw n o-p ozy tyw is- tyczne „p an o ram y św ia ta ” L econte de L isle ’a różnią się od pan o ram N o r w ida. Może tylk o K leopatra zachow uje lecon ted elisle’ow ską statyczność. D zieje się tak zresztą w b re w arty sty c z n e m u założeniu au to ra , k tó ry nie p o tra fił tu oddać dialektycznego dziania się historii.
U desk ry p ty w istó w — B e rn a rd in a de S a in t-P ierre, C h ateau b riand a, V ictora Hugo — bardzo często opis był ty lk o opisem . U Hugo w e w czes nym okresie, u de V igny’ego, Leconte de L isle’a i F la u b e rta — sp iętrzo n e e lem en ty k rajo b raz u , egzotyczne słowa, przed m io ty są w ażne sam e w sobie, m a ją n iek ied y sens sym boliczny. Czasem n ajp rostszy, jak ła ń cuszek Salam m bô; czasem b ard ziej filozoficzny, jak w ilk w La M ort du
loup A lfreda de Vigny; czasem m oralno-historyczny, ja k jego M ojżesz i Sam son. S ty l „p itto resq u e ” Leconte de L isle’a różni się też nieco od
dźw ięcznych zdań Ducha ch rześcijaństw a czy kw iecistości B uffona leżą cej u po dstaw C h ateau b rian d o w sk iej p rozy „ o ra to ire ” . Egzotyczne zw ie rzę ta i ro ślin y z J a rd in de P la n te s opisane w L ’H istoire naturelle B uffona odżyły u L econte de L isle’a w now ym klim acie, poruszane
25 Ch. L e c o n t e de L i s i e , P oèm es barbares. W: O euvres. Paris b. r., s. 247—248.
„ L E G E N D A W IE K Ó W ” N O R W ID A I L E G E N D A „ P A R N A S U ” 57
dreszczem lęku lub sm utku. W ich stra c h u i niepokoju, ich nędzy i o krucieństw ie uczestniczy b iern ie p oeta zjednoczony z całą przyrodą, obecny w procesie jej ewolucji. D ają o sobie znać L am arck i D arw in, po ezja tow arzyszy n aukom przyrodniczym , pilnie obserw uje ich w nioski, b ierze udział w dociekaniach. D zieje się to w o statn im dziesięcioleciu ży cia N orw ida, a ściślej w latach siedem dziesiątych. W prozie zw ycięża n a turalizm , w poezji potępiony zostaje liryzm , zw ierzenie, w y k lę ta szkoła in ty m n a ro m an ty zm u , k tó ry zresztą, w edle oficjalnej periodyzacji, skoń czył się rzekom o w ro k u I860. „K ozłam i o fiarn y m i” teo rety k ó w m alow - niczości są n ad al M usset i L am artin e. Pism a parnasistow skie „L ’A rtiste ” i „ L ’A r t” od daw na specjalizow ały się w atakach n a ich liryk ę, zbyt
„ confid entielle”, zbyt podm iotow ą, biorącą za pow ierniczkę publiczność,
nie zachow ującą d y stan su wobec swoich boh aterów lirycznych, nie p ró b u jącą n a w e t u k ryw ać się za ich plecam i. Hugo, R enan, F la u b ert, L e conte de L isie i N orw id widzą rzeczyw istość przez „ry sy m a te ria ln e ”, ja k by pow iedział Em ile F ag u et, w racają do odrzuconej przez szkołę in ty m n ą epickości. Epickość ta m a u Hugo i N orw ida u niw ersaln e cele. Pisze o au to rz e L e g e n d y w iekó w B audelaire:
Enfin, il n’a pas chanté plu s particu lièrem en t te lle ou telle nation, la passion de tel ou tel siècle; il e st m onté tou t de suite à une de ces hauteurs philosophiques d’où le poète p eu t considérer tou tes les évolutions de l’hum anité avec un regard égalem ent curieux, courroucé ou attendri. A vec qu elle m a jesté il a fa it défiler les siècles d ev a n t nous, com m e des fantôm es qui sortiraient d’un m ur, avec quelle autorité il les a fa it se m ouvoir, chacun doué de son p arfait costum e, de son vra i visage, de sa sincère allure, nous l’avons tous
v u26.
Hugo dokonał w L eg endzie w ie k ó w k o n fro n tacji św iatów i bogów. K om pozycja tej epopei jest p rzejrzy sta, nie rebusow a jak u N orw ida. Sym bole jeszcze dość jednoznaczne, w yraźne, bliższe czasem alegoriom klasycznym niż opalizującej aluzjam i i niuan sam i sym ultaneicznej sym bolice późniejszych poetów z końca w ieku. A le ten niezw ykły sp ek tak l cyw ilizacji, m otyw ów historii, legend i w ątków filozoficznych nie m a c h a ra k te ru tylko dekoracji. Leconte de Lisie odbyw ał sw oje podróże w poszukiw aniu dreszczu biologicznego. B anville w pogoni za efektow n ym „ tłe m ” rekw izytów . „ P a rn a s ” — z w y jątk iem może trzeciorzęd nego poety, Louis M énarda — odw racał się z niechęcią od w ielkiej p ro b lem aty k i h istorycznej, od zbyt „żyw ych” zagadnień społecznych. F ou- rie ry sta w latach czterdziestych, Leconte de Lisie, z praw dziw ą p asją atakow ał tylko chrześcijaństw o. Z obojętnością n atom iast kom ponow ał pastisze hind u sk ie i skandynaw skie. Z tą sam ą filozoficzną zadum ą opi
26 Ch. B a u d e l a i r e , R éflexion s sur quelques-uns de m es contem porains, V ictor Hugo. W: O euvres com plètes. Bruxelles 1948, s. 361.
syw ał posągow y a n ty k co egzotyzm p ierw o tn e j dżungli. N orw id w ykpił kolekcjonerstw o „szkoły m alo w niczej” w w ierszu La Religion de M r le
S é n a teu r C om te V ictor H ugo (1880):
Słyszę: „...W aterloo, Gutenberg, Tryptolem, Habakuk, imbir, pieprz i Barbarossa,
Ney, A lgarołti, Witikind, Cyrano...” (Zapewne byłby i B olesław Chrobry, Gdyby coś o nim w Paryżu wiedziano!)
B arbarossa, T o rquem ad a i Salom on b y ły to jed n ak dla a u to ra L e
gen d y w ie k ó w nie ty lk o dźw ięczne, obco b rzm iące nazw iska, k tó re m ogą
p rzyd ać w dzięku i e ru d y c ji w y tw o rn e m u poem atow i. B yły to przede w szystkim nazw iska-sy m b o le epok, sym bole p ostaw m o raln y ch i politycz ny ch przeszłości, rz u tu ją c e j n a teraźniejszość i przyszłość.
Toteż częściowo tylk o tłu m aczy się rezerw a, z jaką N orw id tra k tu je egzotyzm i e ru d y c y jn e k olekcjonerstw o swoich fran cu sk ich kolegów. Ten sam N orw id zresztą z szacunkiem odnosi się do fascy nu jącej ich w spół czesnej nauki, zwłaszcza do etn o g rafii i lingw istyki.
Etnografia jest jeszcze bardzo młoda, ale czas idzie, w którym całe dzieje św iata będą zawsze czytelne dla nas przez Etnografię;
— pisał w Piaście i jego rew o lu cji 27. Członek T ow arzy stw a L ingw istycz nego w P a ry żu p o sy ła jego prezesow i uczone ro zpraw k i na te m a ty e ty m ologiczne, s tu d iu je g ra m a ty k ę h eb rajsk ą, czyta R enana. A le bardziej niż opis daw n y ch k u ltu r i d aw nych języków in te re su ją N orw ida (podob nie jak Leconte de L isle’a i Hugo) ich naro d zin y i śm ierć. Z derzenie się k u ltu ry egipskiej z rzym ską, rzym skiej z greck ą, dają — sądzi p oeta — poczucie dziania się historii, w ędrów ki poprzez czas i p rzestrzeń . W tej w ędrów ce N orw ida w b re w p arn asisto w sk iej reg ule „V im passibilité” i bardziej niż u L econte de L isle’a, b ardziej n a w e t niż u Hugo — m ie szają się k ra je i epoki, a lu z ja i p arab o la pozw alają poecie łączyć, nie zaw sze zresztą w sposób u d an y, zjaw isk a odległe w czasie o tysiące lat, pozw alają m u obcować z d u ch am i Cezara i K leo p atry . To, co L econte de L isle’a n a stra ja ło pesym istycznie, w y p ełn iało n iew iarą w ludzkość — p rzem ijan ie czasu — sta je się dla N orw ida źródłem w ia ry w „h istorycz ne z m a rtw y c h w sta n ie ”, w trw ałość dzieła poprzednich w ieków we w spół czesności i w przyszłości. B liższy je s t tu poprzednikow i Leconte de L is le ’a, V ictorow i Hugo, a ściślej jego L egen d zie w ieków .
E xprim er l’hum anité dans une espèce d ’oeuvre cyclique; la peindre suc cessivem en t e t sim u ltan ém en t sous tous ses aspects, histoire, fable, philosophie, 27 C. N o r w i d , P ism a p o lityc zn e i filozoficzne. Zebrał i ułożył Z. P r z e s m y c k i ( M i r i a m). Wydał i przedmową poprzedził Z. Z a n i e w i с ki. Londyn 1957, s. 228.
„ L E G E N D A W IE K Ó W ” N O R W ID A I L E G E N D A „ P A R N A S U ” 59
religion, science, lesquels se résum en t en un seul et im m ense m ou vem en t d’ascension vers la lu m iè re 2B.
Hugo, ja k Norwid, chciał uchw ycić przede w szystkim „zm iany fiz jonom ii całej ludzkości” n a p rzestrzen i dziejów i z kolei pokazać te dzieje w ścisłym zw iązku ze współczesnością. „D ram atow i tw orzenia” w L e
gendzie w iekó w p a tro n u je też, podobnie jak u N orw ida, c h a ra k te ry sty c z
n a tria d a,
„l’H um anité, le Mal, l’Infini”; le relatif, l’absolu, en ce qu’ on pourrait appler trois chants, la Légende des siècles, la Fin de Satan, D ie u 29.
Tyle Hugo w przedm ow ie do I serii L eg en d y w iekó w z 1859 roku. J e a n B e rtra n d B a rrè re 30 p odkreśla jedność koncepcji in te le k tu a ln e j tego zbiorku. P okazuje on, zdaniem badacza, w alkę dobra ze złem, zm aganie się ducha i m ate rii od m om entu narodzin rasy ludzkiej z Ewy. A więc ep o p eja m oralno-historiozoficzna w guście N orw ida czy Q uineta. K oń cow y ak cen t — zapow iedź odrodzenia ludzkości przez świadomość — prow adzi i ty m razem do wspólnego m istrza: do Hegla. Założenie epickie przyw odzi n a m yśl Q uineta, B allan ch e’a i Soum eta. A le zakres tem aty cz n y „epickiej legendy człow ieka” (taki był p ierw o tny ty tu ł L e g en d y w ie
ków ) w ykroczył poza am bicje poprzedników . Hugo chciał w swoich księ
gach h isto rii i kosmosu, księgach bogów i ludzi, konkurow ać z F austem Goethego. C zytelnikow i jego epopeja kojarzy się jed n ak nie z Goethem , a le w łaśnie z m oralizatorsk ą tw órczością polskiego poety.
J’eus un rêve: le m u r des siècles m ’a p p a r u t31.
— tak m ógłby zacząć się jeden z parabolicznych poem acików a u to ra
V ade-m ecu m .
Ce liv re c’est le reste effrayan t de B a b e l32;
A pokaliptyczny ton, przeczucie k a ta stro fy św iata, k tó ry może ocalić się jed y n ie poprzez Boga, patos n a rra c y jn y Hugo odbiega w praw dzie od ściszonej ton acji stylistycznej w liryce N orw ida, ale am bicje historiozo ficznej sy ntezy są te same. I N orw id, i Hugo — inaczej niż nie p re te n d u jący aż do tak iej „sum m y” , bardziej d esk ry p ty w n y Leconte de Lisie — pokusili się o poetycką eksplikację św iata, o „fausto w sk ą” w izję przesz łości, teraźniejszości i przyszłości. U Leconte de L isle’a w ażny je st nie
28 V. H u g o , La Légende des siècles. T. 1. Paris 1947, s. 9— 10. 29 Ibidem , s. 14.
30 Zob. J.-B . B a r r è r e , Hugo. L’Hom m e e t l’oeuvre. Paris 1962, s. 235—236. 31 H u g o , La Légende des siècles, t. 1, s. 15.
ty le sens h istorii, u k ry ty za sym boliką rekw izytów , ile w łaśn ie owe re k w izyty. A więc „p re h isto ry cz n y ” księżyc, ogląd ający w alk ę zw ierząt w głębi p ierw o tn y ch lasów , a więc „pokaz” bitew , d ram aty czn y ch spięć i nam iętności, w tłoczonych siłą w „łag o d n ą” i b ezn am iętną form ę, k tó ra m oże też — sądził L econte de Lisie — w yrażać głębokie m yśli, w ielki ból.
„II in te rp ré ta it les choses p lu tô t q u ’il ne les décrivait” — pisał L ouis
M aigron o A lfredzie de V igny 33. Tę u w agę m ożna zastosow ać do Hugo, do N orw ida, tru d n ie j do L econte de L isle’a. W ykpiony przez polskiego poetę chaos nazw , k olekcjonerstw o obrazów , rekw izytów , róża In fa n tk i obok L ew iatan a, otchłań m orza, w izja skarlałego św iata w w. XX — to u Hugo nie ty lko próba b ud zen ia m etafizycznego dreszczu, kosm icznych niepokojów , n a s tro ju A pokalipsy.
Zarów no egzotyzm L econte de L isle’a, w yw odzący się na pozór z C ha- teaubriand o w skieg o d esk ryp ty w izm u, ja k i epickość Hugo — nie m iały bowiem c h a ra k te ru czysto „zew n ętrzn eg o ” , nie b y ły re z u lta te m w pływ ów pozytyw istycznej filozofii, n ak a zu ją ce j rezy g n ację z w y jaśn ien ia n a rzecz opisu. Hugo chce, ja k ro m a n ty cy czy tający H egla, w yw ołać ducha h is to rii pow szechnej. L econte de L isie s ta ra ł się bezn am iętn ie pokazać n a m iętności, być w ie rn y m św iadkiem , kibicem w alk toczących się w p rz y rodzie i historii.
N orw id w la ta c h siedem dziesiątych łączy te obie p o staw y w tra g e d ii o królow ej egipskiej, K leo p atrze. Ucieczka do staroży tneg o E gip tu sta ła się w ykpionym przez G a u tie ra m arzen iem p a rn a sisty . W N ostalgies
d’obélisques obelisk p a ry sk i tęsk n i za ojczyzną, obelisk lu ksorsk i chce
być przen iesio n y do P ary ża.
Que je vou drais com m e m on frère, Dans ce grand Paris tran sporté, A u près de lui, pou r m e d istraire, Sur une place être planté! L à-bas, il v o it à ses sculptures
S ’a rrê te r un peu p le viva n t, H iératiques écritures,
Que Vidée ép elle en r ê v a n t34.
N aród „m iędzy S finksem a M um ią”, leg end a staroży tneg o E gip tu po ciągała w spółczesnych N orw ida hieraty czn o ścią i oddaleniem . Ci, k tó rzy , jak „ II P a rn a s ”, chcieli uciec od k o n flik tó w now szej historii, w m ilcze niu sfinksa i nieruchom ości m um ii szukali p rzeciw ieństw współczesnego
33 L. M a i g r o n , Le Rom an h istorique à l’époque rom antique. Paris 1898, s. 274.
„ L E G E N D A W IE K Ó W ” N O R W ID A I L E G E N D A „ P A R N A S U ” 61
ru c h u i g w aru . Ci, którzy, jak w Polsce P ru s, próbow ali się w te kon flik ty angażow ać, znaleźli w staro ży tn y m Egipcie w ygodny, m ało p odej rz a n y kostium polityczny, upiększony św ieżym i odkryciam i archeologii. Ci w reszcie, którzy, jak G autier, nie m ieli zam iaru m anifestow ać ani u k ry w ać zbytecznych podobno u poety poglądów na historię d aw n ą i no w ą, odnaleźli w legendach o Le Pied de M omie źródło w yw ołującej dreszcz fan ta sty k i.
N a tym tle N orw id in te re su je badaczy jako zjaw isko nietypow e, jako po eta i m yśliciel syn kretyczny. Jed n y m z o statn ich jego u tw o ró w jest
K leopatra , k tó rą zaczął pisać w 1870 i n ad k tó rą pracow ał do roku
1878 35. K leopatra — w b rew pozorom g atunkow ym — nie jest utw orem scenicznym , nie n a d a je się do g ry w teatrze. P rzek o n ała nas o ty m n a j p ie rw inscenizacja Horzycy, a upew n iła ostatecznie inscenizacja w w a r szaw skim T eatrze N arodow ym (1967). K leopatra to w łaściw ie u d ram a - ty zow an y poem at, w k tó ry m w ykorzy stan e bądź podw ażone ironicznie zostały ró żne cechy poezji europejskiej drugiej połow y w ieku. A więc zakw estionow ał i urzeczyw istnił jednocześnie N orw id p arn asisto w sk i m it S fink sa i M umii. O pisy strojów , gestów i przedm iotów są w K leopatrze p lasty czne i k o n k retn e, m ają precy zję archeologiczną. Ale statyczność i nieruchom ość gestu, p arn asistow skie ściszenie nam iętności, k r y ją am bicje dalekie od p o stu latów niezaangażow ania wobec burz dziejow ych. R ealizując jak b y nieśw iadom ie ideę Leconte de L isle’a, że n a jb ard ziej dram a ty c z n e nam iętności m ożna w yrazić w obrazach łagodnych i spokoj n y ch — N orw id próbow ał w k ra ju „m iędzy Sfinksem i M um ią” odnaleźć analogię z żyw ym i, w spółczesnym i konfliktam i.
W K leopatrze, jak w poem atach opisow ych Leconte de L isle’a, dzieją się rzeczy okropne. D zieją się nie w śród zw ierząt, ale w śród ludzi. Z a m iast w alk i b yka z jaguarem , zam iast k rw aw y ch sta rć i tragicznej gry in sty n k tó w w p ierw o tn ej dżungli, w idzim y krw aw e starcia i tragiczną g rę uczuć w h isto rii — pokazane k o ntrastow o w statycznych, rzeźb iar skich rozw iązaniach. „Point de contraintes fausses” — w ołał G autier. I tym razem N orw id sprzeciw ił się jego w ołaniu.
Oto z d rajcy wnoszą na scenę ociekającą k rw ią głowę Pom pejusza, aby przypodobać się zaborcy-Cezarow i. Oto pięknej i nam iętn ej królow ej to w arzyszy p rzy posiłku m um ia jej m ęża-dziecka. Oto n a lw iej skórze roz ciągniętej u stóp tro n u rozgryw a się d ram a t upokorzenia w ładczyni i ko b iety przez barbarzyńskiego zdobywcę. Ale zdobyw ca nie jest dzikim tro g lod y tą, podobnym tem u, do którego nam io tu przychodzi zw abiona biologiczną siłą i p ierw o tn y m pożądaniem k ru c h a Salam m bô F la u b erta.
35 Zob. M. Ż u r o w s k i , L epszy od Szekspira? W: P rogram [do przedstaw ie nia K le o p a try ]. Warszawa 1967.