• Nie Znaleziono Wyników

Krótka historia zwierząt, które także bywają śmiertelne

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Krótka historia zwierząt, które także bywają śmiertelne"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Jacek Brzozowski

Krótka historia zwierząt, które także

bywają śmiertelne

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6 (48), 171-185

(2)

Przyczynki

Jacek B rzozow ski

Krótka historia zwierząt, które także

bywają śmiertelne

Na m arginesie obfitej do pierw szych dziesię­ cioleci XVIII w. twórczości funeralnej egzystują teksty, które można by określić — niekoniecznie naw et pozbawiając określenie ujemnego nacechowania — jako dewiacyjne: utw ory poświęcone śmierci zwierzęcia. Istnienie ich, nieco zapoznane, w ydaje się na tyle w yraziste, że chyba w arte przypomnienia.

Czyniąc zadość wstępowi, kilka jeszcze zastrzeżeń. Przyw ołany m ateriał egzem plifikacyjny daleki będzie od kompletności (nie jest to zresztą celem niniejszego szkicu) — z zasady niemożliwej i n ie­ osiągalnej. Rezygnujem y też ze w skazywania źródeł i w zo ró w 1. Daje się je odnaleźć, m niej czy bardziej prawdopodobne, dla większości utworów, które nas tu zajm ują, wszakże możliwie pełna ich rejestracja i uzasadnienie przerosłyby rozm iary nie tylko szki­ cu. O ile jednak nieuniknione będzie niekiedy dokonanie pew nych odwołań, chcemy je rozumieć mniej zobowiązująco — jako ana­ logie czy porównania, czasami w oczywisty sposób w brew histo­ rycznej praw dzie. Parę słów w yjaśnienia należy się też „dew iacyj- ności”. U tw ory poświęcone śmierci zwierzęcia są, przez swój tem at, pewnego rodzaju odstępstwem od retorycznych przepisów doty­ czących topoi i przedm iotu poezji żałobnej. W takim jednak stop­ niu zależnym od tych przepisów i w taki sposób odnoszącym się do nich, że nigdy, poza może doryckim i epigram am i na zwierzęta,

1 Odnaleźć je można niekiedy w monografiach czy krytycznych w ydaniach tekstów poetów, którym i będziemy się tu zajmować. Wzorom nagrobków Szym onowica obszerny szkic pośw ięcił W. Jankowski: Szymona S zym on ow ica

(3)

nie została w ykorzystana szansa wpisania — w niewielkim choćby zakresie — w zretoryzowane schem aty poezji funeralnej odrobiny liryzm u. Śmierć zwierzęcia, oczywiście gdy nie jest tylko czysto literackim motywem, nie bywa przyczyną jakiegoś bardziej szcze­ rego w zruszenia 2. Stanowi pretekst, pomijając teksty parodystyczne czy bajki-nagrobki, do wypowiedzenia banalnej częstokroć praw ­ dy, jest okazją do wygłoszenia pochwały kochanki, do kolejnego ukłonu w stronę władcy czy mecenasa. N iektóre więc epitafia na zw ierzęta okazują się w ostatecznej instancji panegirykam i i dla nich to przede wszystkim rezerw ujem y niezbyt miłe określenie „dew iacyjnych”. Nie wymaga również odrębnego uzasadnienia uw a­ ga, iż odnosi się ono do tekstów dawnych.

Elem enty liryzm u dostrzegalne są w utw orach na śmierć zwierzę­ cia właściwie tylko u początków ich literackiej historii, w epigra­ mach A nyte, Aristodikosa, Faennosa, Mnasalkasa, Nikiasza, Pam - filosa, Simiasza, czy T y m n esa3, czego przyczynę upatryw ać by można zapewne w nowości tem atu. W m niejszym stopniu „ska­ żone” reto ry k ą niż epigram y poświęcone ludziom, nie sięgające po — prawdopodobnie początkowo uważane tu za niestosowne — kom ploracyjne bądź konsolacyjne topoi, z delikatnie zarysowanym elem entem laudacyjnym — drobne te utw ory są „prawdziwie sen­ ty m entalne i przedstaw iają często jakby idylliczny obrazek rodza­ jow y” 4. Istnieją, poniekąd same dla siebie, liryczne świadectwa m ałych i nieważnych zgonów: śmierci pasikonika i świerszcza opła­ kanej dziecięcymi łzami (Anyte, 190), wiernego psa (Tymnes, 211) czy dzielnego rum aka (Anyte, 208), świerszcza zabitego przez nie­ rozumnego chłopca (Nikiasz, 200; Pamfilos, 201). M ałych śpiewa­ ków: sikorki (Tymnes, 199) i kuropatw y (Simiasz, 203) czy m uzy­ ków: pasikonika (Mnasalkas, 194), świerszcza (Faennos, 197), cy­ kady (Aristodikos, 189). Obwieszczającego świt koguta, radośnie igrającego wokół okrętu delfina (Anyte, 202, 215). Niewielkie obję­ tościowo (z przytoczonych tu taj jeden tylko epigram jest „nieco dłuższy”, sześciowersetowy, pozostałe nie przekraczają granic czte­ rech wersów), pozbawione częstej i charakterystycznej dla epigra­ m u sentencjonalności, ograniczają się do niezwykle zwięzłego opisu zdarzenia czy sytuacji, do stw ierdzania faktu — i owo bezpre­ tensjonalne, szalenie proste stwierdzenie, owo kreślenie małych sytuacji lirycznych w ydaje się być ich celem ostatecznym. Na tle uczonej, zretoryzow anej czy poszukującej niekiedy za wszelką cenę

2 Może nie dziw i to, gdy zważyć, jak nieczęsto spotyka się prawdziw ie lirycz­ ne i szczere utw ory żałobne poświęcone ludziom.

s The Greek Anthology loith an English Translation by W. R. Paton. T. I—V.

London 1916— 1919. Epigramy poświęcone śm ierci zwierzęcia przede wszystkim w ks. VII, w. 189—216;

4 G. Herrlinger: Totenklage u m Tiere in der antiken Dichtung. Stuttgart 1930, s. 57; cyt. za S. Zabłocki: Anty czne epicedium i elegia żałobna. Wrocław 1965, s. 35.

(4)

1 7 3 P R Z Y C Z Y N K I

konceptu twórczości epigram atycznej stanowią grupę wierszy — jedną z bardzo nielicznych — któ rą trudno byłoby nazwać tylko poezją książkową.

„Już nigdy, rozgłośna cykado, nie zobaczy cię słońce, jak śpiew asz nad bo­ gatym domem Alkisa.

Już na łąki Hadesu poleciałaś, tam gdzie iskrzą się rosą kw iaty Persefony złocistej” (Aristodikos, 189).

„Mogiłę tę usypał Dam is dla sw ego nie cofającego się przed wrogiem rumaka, który padł, kiedy Ares w dziką pierś go ugodził: czarna krew w ytrysnęła na grubą skórę, zbroczyła pole b itw y” (Anyte, 208).

„Głos twój donośny, łowcza kuropatwo, którym przywabiałaś ze śródleśnych pastw isk sw oich pstrych kochanków, już nigdy nie zadźwięczy w tych zielo­ nych ostępach cienistych, odkąd do ostatniego zerwałaś się lotu, który po­ niósł cię nad Acheron” (Simiasz, 203) 5.

Liryzm i autentyczna poetyckość tych kilkunastu epigramów na zwierzęta nie powtórzy się — jak zaznaczyliśmy — nigdy później (mniej szczere, bardziej literackie będą już choćby u A n typatra z Sydonu, Archiasza czy Meleagra). Motyw śmierci zwierzęcia, funkcjonując przede w szystkim jako szczególnego dość rodzaju koncept, stanowić będzie pretek st do okolicznościowych bądź paro- dystycznych wypowiedzi; finalna natom iast wymowa tek stu — zmierzać ku takim sensom i znaczeniom, które w rozsądnych p rzy ­ najm niej granicach nie mogłyby być ewokowane przez sam ów motyw. Bardzo szybko w pisany w schem aty panegiryku czy żarto­ bliwej parodii, łatwo poddający się alegoryzującej w ładzy bajko­ wego m orału czy okazji do nie zawsze stosownego dowcipu zatraca moc poetyckiego w ywoływania wzruszenia, które być może leżało u podstaw doryckich empigramów. I właśnie ze względu na ten bezpowrotnie utracony liryzm pozwoliliśmy sobie na początku n i­ niejszej historii znacznie wykroczyć poza obszar interesującej nas tu rodzimej literatu ry . Choćby po to, by stwierdzić, przez bezpo­ średnie naw et porównanie, że brak go w tekstach, którym zam ie­ rzam y poświęcić nieco uwagi.

W trzeciej księdze Fraszek Kochanowskiego znajdujem y niewielki

Nagrobek koniow i:

Tym cię m armórem ućcił twój pan żałościwy Pom niąc na tw oję dzielność, Glinko białogrzywy! A tyś był dobrze godzien, nie podlegwszy skazie, Św iecić na w ielkim niebie przy lotnym Pegazie. Ach, nieboże, toś ty mógł z w iatry w zawód biegać, A nie m ogłeś nieszczęsnej śm ierci się wybiegać!

5 W szystkie przekłady wg Antologia Palatyńska. Wybrał, przeł. i oprać. Z. K u ­ biak. Warszawa 1978.

(5)

Epigram ten jest im itacją nagrobków poświęconych ludziom i zdaje się nie ulegać wątpliwości, że w konw encji jak najbardziej poważ­ nej. D ają się w nim wyodrębnić także bez m ała wszystkie — oczywiście tu niezm iernie skrótowo u jęte — elem enty dłuższych utw orów żałobnych; i to w ystępujące w kolejności, k tó ra bodaj najczęściej zalecana była w retorycznych przepisach: po expositio następ u ją laudatio, comploratio i consolatio. Odpowiednikiem wstę­ p u w ydaje się w ers pierwszy, w którym dokładne określenie cha­ ra k te ru w iersza stanowi zarazem wyjście do idącej dalej laudatio, obejm ującej połowę utw oru (w. 2—4). Ta z kolei również odpo­ w iada zaleceniom: określone są per analogiam do ludzkich fizyczne i „duchow e” przym ioty konia (białogrzywy, dzielny, niepodległy skazie) i niedostateczność czci, jaką zapewnił m u właściciel wobec tej, jakiej w spaniały rum ak rzeczywiście był godzien. Ów deifi- kacyjny m otyw pochwały idealnie p rzystaje do właściwości „boha­ te ra ” . Można sądzić, iż gdyby nastąpiło tu jakieś przerysowanie, gdyby nie została zachowana taka w łaśnie zgodność i równowaga, epigram nabrałby zapewne ch arak teru żartobliwego. O statnie dwa w ersy łączą delikatnie zaznaczoną tylko kom plorację (dłuższa z re ­ guły prowadzi do żartobliwości, np. w c. III K atullusa czy do parodii, jak u Owidiusza, Am ores II 6) z pocieszeniem sprowadza­ jącym się do banalnej praw dy, iż śmierci uciec nie można. Wy­ daje się, że w poważnym tonie utrzym any obraz doskonałego, szyb- konogiego rum aka zmierza jedynie do tej konkluzji, że podjęty został, by stara i na niepoliczone sposoby pow tarzana myśl mogła być wpisana w schemat jednego jeszcze konceptu. Poważnie, acz przede wszystkim dla literackiej zabawy. Inaczej nieznośne byłoby m nożenie takich poetyckich Pegazów czy Incitatusów. I rzeczywiś­ cie podobnego ty pu utw orów było niewiele, bodaj czy nie tylko jeszcze u Kochowskiego, i to prow adzący jedynie do stwierdzenia, że czyjś tam koń „m artw e złożył kości” i pod jakim ś słupem spoczywa. (Niekiedy chciałoby się to skwitować bardzo zwięzłym napisem w rodzaju: „Pies zdech, / leży niech” 6).

Tu, pod tym słupem leży koń łysocisaw y, Jeżeli który zgodny do Marsowej sprawy. Za fraszkę Bellerofont i Pegazus lotny, Przeszedł ich dzielny rumak, rączy i obrotny. N ajm niej mu bieg i praca, trudy nie szkodziły,

W potrzebach szczęścia pełen, na p o d j a z d a c h siły. N a koniec tu dla pana swojego m iłości

Ochwatem zamorzony, m artwe złożył kości.

(N a g r o b e k k o n i o w i J. M. P. M i k o ł a j a R a s z o w s k i e g o)

6 A nonim ow a fraszka z I poł. X IX w.; por. C z te r y w ieki fraszki polskiej. Wy­ bór i w stęp J. Tuwim. Warszawa 1957, s. 273 (nr 789).

(6)

175 P R Z Y C Z Y N K I Pow tarza tu Kochowski schem at i m otyw y wyżej omówionego nagrobka (przy czym nie ustrzegł się przed zabaw ną pom yłką z Bellerofontem), wiersz jest podobnie poważny, z tą wszakże róż­ nicą, że gdy epigram Kochanowskiego oparty był na pew nym kon­ cepcie, ten zdaje się być utw orem przede wszystkim okolicznościo­ wym, prawdopodobnie napisanym ze względu na osobę właściciela wspaniałego rum aka (skądinąd zresztą nieznanego M ikołaja Ra- szowskiego czy Raszewskiego). Przem aw iałyby za tym zarówno ty ­ tu ł czy ostatni dystych wiersza, jak i większa niż u K ochanow skie­ go szczegółowość i realizm opisu (w. 3— 6, 8). Oba przeto teksty, mimo iż skonstruow ane na podstawie jednego niejako literackiego wzorca i jakby zachowujące analogiczny stosunek do w ydarzenia, w którego rzeczywistej zaszłości czytelnik byłby skłonny dom nie­ mywać ich genezę, w ydają się funkcjonować na dw u różnych poziomach. Epigram Kochanowskiego bliższy jest owym nagrob- kom -bajkom z wyraziście wyeksponowanym m orałem, których fikcyjność i literackość nie budzi wątpliwości, w każdym zaś razie śledzenie ich realiów czy dociekanie zaszłości byłoby zajęciem czczym i bezsensownym, gdyż bez jakiegokolwiek w pływ u na in te r­ pretację. W iersz Kochowskiego zbliżałby się natom iast do tw ó r­ czości o charakterze panegirycznym (tu widzielibyśmy go wszakże jako swoistego rodzaju panegiryk bezinteresow ny — tyle p rzy ­ najm niej da się o nim powiedzieć bez rozszyfrowania stosunku po­ ety do Raszowskiego), gdzie śmierć ulubionego zwierzęcia stanow i okazję do wygłoszenia jego pochwały, a pośrednio uczynienia ukło­ nu w stronę możnego z reguły właściciela. W ypadnie zatem p rz y j­ rzeć się nieco dokładniej obu typom epitafiów i nagrobków zwie­ rzęcych.

We wspomnianej trzeciej księdze Fraszek Kochanowskiego odno­ tow ujem y, obok wcześniej omówionego, zdecydowanie już żarto­ bliwy epigram:

Pókiś ty, bury kocie, na myszach przestawał, A w insześ się m yślistw o z jastrząby nie wdawał, B yłeś w łasce u ludzi i głaskanoć skórę,

A tyś mrucząc podnosił twardy ogon wzgórę. Teraz, jakoś ku myszom chciał m ieć i półmiski, I łaziłeś po ptaki w gołębiniec bliski,

Dałeś gardło, nieboże, i w isisz na dębie; A tw ej śm ierci i m yszy rady, i gołębie 7

(III 52. N a g r o b e k k o t o wi)

Epigram nosi już dość w yraźne cechy bajki zwierzęcej. Między innym i braki w tym niby-nagrobku koniecznego w epitafium ele­

7 Wzorem dla tego nagrobka (jak i podobnego u Szymonowica) jest praw do­ podobnie epigram Damocharisa (AP VII 206); por. Jankowski: op. cit., s. 55.

(7)

m entu laudacyjnego (nieistotne, czy rozwijanego poważnie czy pa- rodystycznie). Opowiedziana historyjka eksponuje też „bajkow ą” cechę zwierzęcia, która to doprowadza je do smutnego końca, i sta­ wia w ten sposób, acz nie bezpośrednio, praktyczną, życiową tezę nadającą całem u utw orow i tu jeszcze bardzo delikatnie piętno dy­ daktyzm u. Przede wszystkim jednak jest to znakomicie kompozy­ cyjnie i stylistycznie skonstruowany żartobliw y wierszyk.

Zdecydowanie dydaktyczny ch arakter ma natom iast większość na­ grobków Szymonowica, Gawińskiego i Zbigniewa M o rszty n a8. Do m inim um zredukow ana fabuła, zarysowana na tyle, by uzasadnić w prost sform ułow any morał, zbliża te niewielkie utw ory (kilka tylko, u Gawińskiego, przekracza rozm iary czterech wersów) do zwierzęcej bajki epigram atycznej. Podobnie alegoryzacja: jedna, trad ycyjn ie przyznaw ana zwierzęciu cecha bywa przyczyną jego zguby. Także dydaktyzm . Różnią się wszakże od konwencjonalnego schem atu bajki n arracją prowadzoną wyłącznie w pierwszej osobie i niezmiennie, tylko na końcu pojawiającym się morałem. Bez zna­ czenia w ydaje się również fakt, że wiele motywów i wątków czer­ pią z fabuł Ezopowych.

W arto jeszcze zatrzymać się przez mom ent nad znaczeniami, które ew okuje zbieranie owych wierszyków pod wspólnym określeniem „nagrobków ”. Rzecz jasna odrzucić trzeba przypuszczenie, że mo­ głoby to być w yrazem jakiegoś, niekoniecznie zresztą świadomego, upraw dopodobnienia i urealnienia fikcyjnych fabuł. N atom iast mo­ żliwe jest dzięki tem u wprowadzenie takiej narracji — i to bez zakłócenia zasady prawdopodobieństwa (oczywiście cały czas na poziomie fikcji) — jak gdyby opowiedziane zdarzenie było rzeczy­ wiście bezpośrednim i tragicznie zakończonym doświadczeniem opo­ wiadającego. Fikcyjność pozostaje więc „nienaruszona” , ale wzmoc­ niony jest morał, uzyskując status jakby przestrogi, nieco żartobli­ wie wypowiadanej „zza grobu” głosem nieszczęsnego zwierzaka. Dokonanie przeglądu motywów owych kilkudziesięciu utworów, skądirfąd zresztą interesujące, wymagałoby ułożenia wcale nie­ m ałej antologii. Dla uzasadnienia wyżej podanych stw ierdzeń w y­ starczy wszakże przywołanie jedynie kilku; wybierzm y przeto ta ­ kie, które realizują ten sam motyw, co jednocześnie lepiej może pozwoli uwidocznić różnice w w artości tych pisanych na przestrzeni przeszło półwiecza wierszyków. U wszystkich trzech poetów znaj­ dujem y nagrobek zwierzęcia, które z nadm iaru pieszczot spotyka

8 Sz. Szym onowie: Nagrobki zbieranej dru żyn y (34 wiersze). W: Sielanki i p o ­

zostałe wiersze polskie. Oprać. J. Pelc. W rocław 1964. BN I 182; J. Gawiń­

skiego 18 nagrobków m. in. w Poezje Szym ona Szymonowica i Jana Gaw iń ­

skiego. Wyd. J. N. Bobrowicza. Lipsk 1937, s. 174—191. Pięć innych w Jana z Wielomouńc Gawińskiego Pisma pozostałe. Z autografu w y d a ł W. Seredyń- ski. Kraków 1879; Z. Morsztyn: Muza domowa, T. I, W arszawa 1954, s. 246—

(8)

1 7 7 P R Z Y C Z Y N K I

sm utny koniec. Motyw znany z epigram u M eleagra (AP VII 207), gdzie troskliw ie przez swoją opiekunkę karm iony zajączek zdycha z przejedzenia.

W iersz Szymonowica skonstruow any jest niezwykle precyzyjnie: niezbędne nakreślenie sytuacji, bezpośrednio w ynikająca z niej konkluzja i wreszcie sentencjonalne uogólnienie:

Perlisia, suczka mała: zaw sze się pieściły Panny ze mną, aż mię w sw ych rękach udusiły. Drudzy giną od nędze, a ja od pieszczoty. W najlepszym bycie są też i sw oje kłopoty.

(P erliste s u c z k i )

Schem at tak i pojawia się w większości Nagrobków zbieranej dru­

ży n y , by wymienić przynajm niej część: Starego szkapy, Starego buhaja, W ołu robotnego, Starego dryganta, W ilka, Liszki, K ozy, co wilczęta wychowała, Węża, Jastrząba, Szpaka, Kanie, K aw ki, C zyżyka, Papugi, Przepiórki, Kruka... Istotną cechą jest tu zawsze

morał, nie będący tylko prostym streszczeniem w yraźnie przecież przebijającej z przedstawionego zdarzenia tezy.

Nagrobek Gawińskiego jest już zdecydowanie słabszy (jak i w ięk­ szość w jego zbiorze). Dla opowiedzenia fabułki, co Szymonowicowi zajm uje jedynie dwa, tu potrzebne są aż trzy wersy, i to z nie najszczęśliwszymi „rękaw ikam i” dla ry tm u i „sukienką” chyba tylko dla rym u użytymi. Również morał, bezpośrednie wyłożenie sensu i tak jednoznacznej historyjki, nie grzeszy nadm iernym uogólnieniem:

Gdy m nie sobie z rąk do rąk podają panienki I do sw ych rękaw ików kładą i sukienki,

Duszą mię w tym kochaniu. Ach, zbytnia pieszczota N iejednego nikczem nie pozbawia żywota.

(M a ł e m u p s i ą c i u )

Tego rodzaju nagrobków więcej u Gawińskiego, m.in. M yszy, Kotce

od psów roztarganej, Sroce, W ilkowi, C zyżykow i, Makolągwie, Ża­ bie, W ęgorzowi, Kotowi...

M orsztyn rozw iązuje w ątek nieco inaczej, zmienia się przeto i kon­ kluzja nagrobka, jednakże związek tem atyczny z pozostałymi nie zostaje zagubiony:

Przez m ię się zalecano, lecz cudze zaloty

Św iata m ię pozbawiły, gdym z zbytniej pieszczoty Spadł z stołu i tam słabej nałamałem szyje. Tak często w łasną skorą płacim błędy czyje.

( K r o l l k o w i )

Podstawowa fabuła jest tu więc w taki sposób zmieniona, by — nie tracąc pierw otnego sensu (zwierzątko nadal ginie z nadm ier­

(9)

nej pieszczoty) — mógł pojawić się nowy, niekonw encjonalny dla h istoryjki morał. Takie sparafrazow anie trad y cy jn y ch motywów odnajdujem y w p aru jeszcze innych nagrobkach poety, np. W ie­

w iórce, K oniow i, K ukaw ce czy Zającowi.

Obok tych nieco niepoważnych utw orów z u k ry tą poważną tezą czy dostojnie bądź niekiedy i tragicznie w ypowiedzianą w prost ży­ ciową praw dą istnieje niewielka grupa nagrobków zwierzęcych, które ze swoistym hum orem podejm ują w ątk i erotyczne (i one zresztą nie są pozbawione szczególnego dydaktyzm u). Omówione zostaną w innym miejscu, przy próbie skom entow ania tekstów zde­ cydowanie już obscenicznych.

Pierw szy w naszej poezji, jeszcze łaciński, utw ó r poświęcony śm ier­ ci zwierzęcia i m ający ch arakter panegiryku skierowanego do jego właściciela wyszedł spod pióra Krzyckiego. Jest to Epitaphium

albulae, m uris volatilis, quem rex Sigism undus prim us in deliciis habebat (Epitafium polatuchy Białochy, która była wielką uciechą króla Z ygm unta I) 9. Wiersz zaczyna szczególny jak na epitafium

wstęp. Wiewiórka — ona to bowiem opowiada (w czym też od­ stępstw o od poetyki epitafiów) — mimo iż niezbyt m iły spotkał ją los, okazuje się niezm iernie szczęśliwa (faustissim a): bo przecież była uciechą wielkiego króla (magni regis) i stąd świat nie znał rów nie sław nej wiewiórki:

Białocha, szczęsna króla w ielkiego uciecha

— R ów nie sławnej w iew iórki nie znał nigdy nikt — Tu leżę: teraz chętnie poznasz mą naturę,

Lecz, m iły czytelniku, raczej poznaj los.

(w . 1—4)

I „m iły czytelnik” otrzym uje w taki sposób spreparow ane losy zw ierzątka, iż przede wszystkim eksponują zalety idealnego w ład­ cy: dobroć, łaskawość, łagodność. Ojczyzną polatuchy była daleka, m roźna północ, przed srogością której zbyt dobrze nie broniło delikatne futerko. Lecz jakoś żyło się tam sp ry tn em u skrzydlatem u stworzeniu. Schwytane, już już spodziewało się krw aw ej śmierci lub łańcucha, ale oto dostaje się w ielkiem u władcy, „którem u po­ dobnego nie zna słońca blask”. Oczywiście słodka niewola na kró­ lewskich kolanach i pieszczoty śnieżnobiałej ręk i okazują się lepsze niż wolność w surowej ojczyźnie. Tylko że niestałe losy, takie przecież zbytnie okazawszy względy, nie pozwoliły cieszyć się długo owym błogostanem. Kończy w iewiórka żywot w ram ionach dobro­ czynnego władcy, pocieszając się myślą, „że bardziej sławnie nie mógł umrzeć żaden zw ierz”. W ydaje się, że wiersz utrzym any jest

9 Andre a Cricii Carmina, ed. Casimirus Morawski. Cracoviae 1888. Epitafium w iew iórki VII 12, wiersz o zajączku II 43; por. też przekłady E. Jędrkiewicza w A. Krzycki: Poezje. Warszawa 1962.

(10)

1 7 9 P R Z Y C Z Y N K I

w tonie jak najbardziej poważnym, że jest rzeczywiście tylko pa- negirykiem . Trudno zresztą oczekiwać, by dw orak K rzycki pozwa­ lał sobie w stosunku do k ró la na jakieś niewczesne żarty. Toteż żartobliwości K atullusowego w ierszyka na śmierć w róbelka Lesbii, parodii Owidiuszowej elegii na śmierć papugi K orynny czy ironii utw oru S tatiusa na takąż papugę A tediusa M elio ra10 uniknął w sposób dość prosty: każąc przem aw iać samem u zw ierzątku, co uzasadnia w tym pozornym epitafium b rak topoi konsolacyjnych i kom ploracyjnych (tu n ajłatw iej było, mimowolnie naw et, w y­ wołać w rażenie śmieszności), a samochwalstwo (czyli też pozorna

laudatio) wiewiórki ściśle łącząc z istotniejszym i pochwałami —

samego króla.

Jest również K rzycki autorem „zwierzęcego” panegiryku skierow a­ nym do Bony: Lepus captus in venatione per reginam Bonam de

facto suo. Najszybszego z zajęcy, k tó ry z łatwością mógł był w y­

m knąć się obławie, pierw sza spośród m yśliwych dopędziła Bona,

nova venatrix, szczując nań sforę psów. Biedak nie potrafił nie

spojrzeć na piękną łowczynię

N ie podziwiać postaci bogini i lic,

Gwiezdnych oczu i szyi, co jak kość słoniowa, I równych samym różom paestańskim warg.

(W . 10—12)

co oczywiście przynosi m u zgubę. Ju ż ten krótki fragm ent prow a­ dzi do stw ierdzenia bardzo niesm acznej, choćby w porów naniu z poprzednim stonow anym i w dużym stopniu „literackim ” w ier­ szem, panegirycznej czołobitności. Gdzież bowiem ów biedny sza­ rak, uciekając przecież i spoglądając na pędzącą boginię, zdolny byłby zauważyć tak dokładnie i szczegółowo jej doskonałość. Jakb y mało tego, popisuje się jeszcze klasyczną erudycją:

Szczęście czułem, schw ytany, bo schw ytała owa, Przez którą być schw ytany chciałby Jow isz sam.

(W . 17—18)

Tu pomysł pierwszoosobowej narracji, dość szczęśliwy w wierszu o wiewiórce, w yw ołuje jeśli nie nazbyt niemiłe wrażenie, to efekt zapewne nie zamierzony.

Koncept przem owy zw ierzątka do adresata panegiryku — w ty m przypadku będzie to utw ór polecający — w ykorzystuje m.in. Gro­ chowski w wierszu Zajączek m ały tejże od autora darowany (mowa 0 księżniczce Annie, siostrze Zygm unta III). Nie jest to w prawdzie „przemowa zza grobu”, lecz m otyw śmierci zwierzęcia pojawia się 1 tu taj. Przestraszony zajączek prosi cną Nimfę ród wiodącą z w

(11)

kich królów plem ienia o obronę przed przerażającym i stracham i świata:

N ieszlachetni m yśliw cy o gardło m i stoją, Proszę, niechaj ulęgę pod obronę twoją.

( W . 7— 8)

i raczej wolałby polec z rozkazu księżniczki w królew skiej kuchni, niż narażać się na ciągłe niebezpieczeństwo ze strony m yśliw ych i psów:

Ze psy i z m yśliw cam i nie radbym m iał sprawy, Raczej m ię, śliczna panno, każ m iędzy potrawy K rólew skie sw e przyprawić...

(W. 9— 11)

Kończąc zaś swą pokorną przemowę, poleca bojaźliw y szarak łaska­ wości królew ny osobę autora:

Zatem, proszę, łaskę sw ą racz pokazać temu, Co m ię tu w niósł. Zaleć go królowi polskiemu.

( W . 13— 14)

Takie „zwierzęce polecające podarunki” znane są rów nież poezji miłosnej. K orzysta z nich np. Janicki w epigram ie Coturnices, quas

amicae dono m ittit (Przepiórki posłane w darze przyjaciółce) n .

Chociaż m artw e, szczęśliwe są ptaki niesione w darze pięknej Elsuli. Może będzie trzym ała je w śnieżnobiałej dłoni, spoglądała uroczym i oczami na zgubę Janickiem u grodzonym i, szeptała czułe słówka. M ają przeto nieżywe ptaki to, czego pragnie w ielu żyją­ cych mężczyzn. Sam poeta pragnąłby już dawno stracić życie, byleby mógł dostąpić takiej śmierci. Jedyny to bodaj świetnie, bez jakiegokolwiek „niskiego” celu, podjęty tego rodzaju m otyw w na­ szej poezji.

W arto w tym miejscu przypomnieć też dwa żartobliwe, z niem ałym wdziękiem napisane nagrobki Naborowskiego. Oba są w pew nym stopniu panegirykam i, ale zabawna konsolacja jednego, utrzym any w konw encji literackiej igraszki charakter drugiego spraw iają w ra­ żenie, iż nieomal przypadkowo tylko dotyczą zwierząt żony moż­ nego protektora. Pierwszy, Nagrobek sroczce 12, jest swoistego ro ­ dzaju pocieszeniem: niestosowne do sytuacji słowa schw ytanej przez jastrzębia sroki, jedyne zapewne, które znała, mogą wywołać tylko wesołość.

11 Wzorem mogły tu być w iersze K atullusa o wróbelku (c. II i III), choć po­ dobny m otyw był dość popularny, por. np. sonet ósm y Petrarki o gołębiach ofiarowanych Laurze.

12 N agrobek ten można by również uważać za sw oistego rodzaju parafrazę fabuły bajkowej, gdzie częsty jest m otyw ptaka porwanego przez jastrzębia.

(12)

1 8 1 P R Z Y C Z Y N K I

Kochaną księżny sroczkę m ówić nauczoną Jastrząb lecąc po dworze porw ał ostrą sponą.

A ona — „Maćku, zagraj!” — w pazurach wrzeszczała, A le się jej muzyka biednej nie nadała,

Bo Maciek z niej uczynił prędko szałamaje; Wesołej tylko śm ierci pamiątka zostaje.

Z kolei Nagrobek Lew usiow i kochanem u księżnej Zofiej na Słu cku

Radziw iłłow ej jest w ybornym naśladowaniem poważnych utw orów

żałobnych. Po wstępie, gdzie um iarkow ane jedynie pochwały w łaś­ cicielki i jej pupila:

Zacnej księżnej pokoju stróż nienaganiony Skoro ręką okrutnej poległ Persefony

następuje klasyczna część kom ploracyjna z przywołaniem tra d y ­ cyjnych tu topoi:

Dyjanna sw e m yślistw o z pustynie strąbiła I płaczliw ym lam entem knieje napełniła, I nim fy grób żałosny z k w iecia gotowały, I żyw e dyjam enty z oczu przeplatały.

i wreszcie konsolacja łącząca się raz jeszcze z pochwałą księżnej:

Szczęśliw y psie, szczęśliwa i tw oja mogiła, Którą N im fa Sarmacka z łzam i oszlachciła. Ni ty Syryjuszow i bytu niebieskiego, Lecz on tobie zajrzeć ma pogrzebu takiego.

Wszakże owe pochwały nie rażą. W ydają się podporządkowane pew nem u konceptowi, w ystylizowane. Cały wiersz bowiem u trz y ­ m any jest rów nom iernie i niezmiennie w tej samej konwencji: trad ycyjnych topoi żałobnych i nieco żartobliw ej stylistyki b aro ­ kowej, mimowolnie jakby zakładającej określony dystans do tego, co jest przedm iotem opowiadania.

Owa nieśm iała jeszcze u Naborowskiego igraszka i żart w pełni rozw ija się w poezji J. A. M orsztyna. To już częstokroć tylko lite­ racka zabawa. Niezbyt może widoczna w opartym na konw encjo­ nalnym koncepcie w ierszyku Do c z y ż a 13 (czyżyka zabija kotka, lecz ptaszek ożywa pod dobroczynnym w pływem jakiejś Jagi; nie­ wdzięczny jednak, ucieka od swej wskrzesicielki; natom iast serce kochanka nie przestaje strzec owej dziewczyny, mimo iż daje m u ona nie żywot, lecz śmierć), w ybornie jednak zrealizowana w obszer­ nym, 28 wersów liczącym Nagrobku Perlisi. Epitafium, pozbawione wstępu, rozpoczyna długa pochwała P erły (dopiero w czternastym w ersie dow iadujem y się, że jest to piesek). N ajpierw widzimy,

13 Jest to skrócony przekład epigramu Secundusa (por. komentarz w ydaw cy do J. A. Morsztyn: U tw o r y zebrane. Warszawa 1971, s. 800).

(13)

czym nie jest Perła, któ ra „tu leży” (w. 1— 6). Dalej idzie określe­ nie fizycznych (w. 7— 14) i „duchowych”, doskonałych przym iotów suczki (w. 15— 17), dzięki którym się „w łasce swej paniej trz y ­ m ała” (w. 18). Z kolei dowcipne podanie przyczyny śmierci pieska: „Pies ją niebieski żywota pozbaw ił” (w. 19) i parodystyczna część kom ploracyjna:

A le postrzegszy, co niechcący sprawił, Z aw ył lam enty trąbą sw ą do góry I za żałobą przyw dział czarne chmury. P łakał jej pokój i łóżka płakały, Płak ał i ciepły komin owdowiały.

(w. 20—24)

I wreszcie okazuje się, że żartobliw y te n w ierszyk n arasta do dw u­ dziestu czterech wersów tylko po to, by można było stwierdzić w owym sparodiowanym kondukcie pogrzebowym obecność nie­ obojętnej opowiadającemu, a teraz tak bardzo nieutulonej w żalu po stracie ulubionego stw orzonka właścicielki:

Płacze i łzam i kosztow nym i ani Da się utulić nad nią moja pani.

( w . 25— 23)

i w ysnuć szczególne dość, zaskakujące pocieszenie:

Sam się śnieg śm ieje, bo za tym pogrzebem B ielszego nadeń nie* masz nic pod niebem.

To już igranie nie tylko z konw encją, lecz i próba uczynienia z parodii nagrobków poświęconych ta k ludziom, jak zwierzętom swoistego rodzaju środka w yrazu, elem entu jakiejś nadkonw encjo- nalnej zabawy. Jak nigdy dotąd m otyw śmierci zwierzęcia staje się w tym nagrobku przedm iotem literackiej gry — niejako dla samej przyjem ności jej prowadzenia. Pozostając wszakże w g ra­ nicach tak zawężonej poetyki barokow ej, nie ma szans opuszczenia zakreślonego przez nią obszaru żartu i konceptu. Dokonuje się ono później, dla interesującego nas tu m otyw u w IV pieśni M yszeidy. K rasicki daje bowiem nie tylko pełną aluzji literackich 14 parodię epicediów i elegii żałobnych, ale i kpi z napuszoności i pompy dw orskich obrzędów pogrzebowych (obraz zawiera wiele drobiazgo­ w ych realiów takiej ceremonii). I owa to nie wyłącznie literacka aluzyjność obok zabawiania czytelnika ma, w ostatecznej instancji, do spełnienia daleko poważniejsze, dydaktyczne zadanie — ośmie­ szać i drwić. N adkonw encjonalna zabawa M orsztyna podporządko­

14 Przede w szystkim do pogrzebu Patroklosa z Iliady, tak zresztą jak aluzyjna jest cała Myszeida. Istotniejszą wszakże rzeczą w ydaje się sparodiowanie skostniałego schem atu późnobarokowej poezji żałobnej.

(14)

w ana zostaje w yraźnie określonem u celowi. W ydaje się przeto, że jak wiersz barokowego poety — odsłaniając czysto literacką n atu rę m otywu, parodiując typ utworów, w których on uczestniczy i czy­ niąc z tego przedm iot poetyckiej zabawy — odkrywa nowe możli­ wości korzystania zeń (lecz sam częściowo tylko w ykorzystuje), ta k Myszeida, dopisując naszem u motywowi ponadto satyryczno- -dydaktyczny sens, zam yka dzieje ta k poważnych, jak i parody- stycznych elegii, epitafiów i nagrobków poświęconych śm ierci zwie­ rzęcia.

Do pełnego obrazu różnorodności znaczeń i kontekstów, w których uczestniczą interesujące nas utw ory, b rakuje teraz, wspom nianych wcześniej, wierszyków zaw ierających w ątki erotyczne i obsceniczne. Przypom nienie ich odłożyliśmy na zakończenie tego szkicu, jako że faktycznie nigdy z nagrobkiem sensu stricto nie będziem y tu mieć do czynienia.

K ilka owych niby-nagrobków zawiera zbiorek Szymonowica, b a r­ dzo zresztą „przyzw oitych”, do czego z pewnością przyczyniło się podporządkowanie ich właściwej bajkom dydaktyce. Są w śród p aru - dziesięciu chyba najdowcipniejszym i, swoistym renesansow ym h u ­ morem zabarwionym i fabułkam i. Może nieco m niej, gdy tow arzy­ szy im w prost wypowiedziany m orał (np. w nagrobku Starego

dryganta), bardziej, gdy nie jest on bezpośrednio wyłożony, np.

w w ierszykach na Starego buhaja, Starego kiernoza czy W róbla:

W róbel tu leżę. K to m ię znał? Przy tej tu ścienie Com ja czyniał wróblicy, mej nam ilszej żenie! Niech mię nikt n ie żałuje: jam za rok odprawił, Na czym by się kto inszy do sta lat zabawił.

Niezmiernie popularny był wiersz o bardzo nieskrom nej płeszce, która swą kąśliwość swawolną odpokutować musiała w niezbyt m iłym grobowcu (spotykam y go m.in. u Gawińskiego, Smolika, W ładysławiusza, anonimowego Bałty zera z kaliskiego powiatu). Jedynym wszakże tekstem , który odwołuje się, i to też tylko częściowo, do poetyki utw orów żałobnych, jest anonimowa K on-

solatia jednej dam y po suczce zd e c h łe j15. Przyw ołajm y, bez zby­

tecznego tu chyba kom entarza, ów obszerny dość wiersz:

Żlećby tak z gruntu w yw roconej Troje Albo Parysa, w którym w szystk ie sw oje Składła uciechy, w żałobliw ym trenie

Płakać Helenie, Jako ty, lubo nie chcę czynić wzm ianki, Sw ej opłakujesz odejszcia Dyjanki.

1 8 3 P R Z Y C Z Y N K I

15 Tekst w g J. T. Trem becki: W irydarz poetycki. T. 1—2. Lw ów 1910—1911; t. 1, s. 56.

(15)

Lecz dam pociechę, posłuchaj m ię jeno, Piękna Heleno. Zdarzy fortuna i już tego blisko, Że za to stare i krzywe suczysko

P ieska-ć do pieszczot nie jeżdżąc za morze Znajdziesz przy dworze. W praw dzie-ć kosm aty z głów ki i ogonka, Lecz gdy przyprawisz obrożkę do dzwonka, Lewuś a Lew uś, lepszego nie trzeba,

Ten godzien chleba. Me śliczne psiątko, moje w dzięczne szczenię, Z tobą się nigdy napieścić nie lenię.

Słodszy nad kanar, droższy nad klejnoty, Mój L ew uś złoty. Nigdy n ie zadrży ani zaskowyczy;

Zwabisz go snadnie, kiedy chcesz, do smyczy. Jedno mu pokaż, a on do obroży

Sam szyjkę włoży.

Obsceniczne wierszyki „lam entacyjne” na zw ierzęta ograniczają się bodaj do tych kilku jedynie przykładów. Ale i to w ystarcza, by nie um knęła uwadze swoista pomysłowość „żartow nego” poety. Teksty przyw ołane w tym szkicu bez specjalnych chyba zastrzeżeń - podlegają jednem u genologicznemu określeniu nagrobków czy epi­

tafiów (zwierzęcych); nieco dyskusyjna byłaby tu może tylko obec­ ność bajek-nagrobków czy obscenów. Skrom nym zadaniem, jakie nałożyliśmy na tę pracę, było w stępne zasygnalizowanie, uporząd­ kowanie — opierając się na kry teriu m , jakim okazywał się kon­ tekst, do którego w ostatecznej instancji można było odnieść utw ór — i szkicowy opis takich w łaśnie tekstów, składających się skądinąd na zjawisko m arginalne. I tylko dla takich parodia poezji żałobnej w poemacie Krasickiego stanow i swojego rodzaju zam knię­ cie. W ypadnie bowiem stwierdzić obecność utw orów poświęconych śmierci zwierzęcia czy sięgających po takiż m otyw nadal. Choćby ów niewiele późniejszy od M yszeidy, nieco jeszcze panegiryczny, ale przede wszystkim liryczny i sentym entalny (na ty le wszakże, na ile pozwalała owa konwencja) w ierszyk K niaźnina Do jaworu.

Nagrobek suczynce Lubci. Czy wreszcie kilka co najm niej tekstów

dwudziestowiecznych (Białoszewskiego Pożegnanie psa z M ylnych

w zruszeń, B ursy Pożegnanie z psem , Gałczyńskiego Na śmierć m o­ tyla przejechanego przez ciężarowy samochód, H erberta Pogrzeb młodego wieloryba z Hermesa, psa i gwiazdy, Rymkiewicza Epita­ fiu m dla m rów ki z Człowieka z głową jastrzębia, Staffa K rzyw da

z D ziewięciu m uz), k tó re dałoby się może przyporządkow ać zaj­ m ującem u nas tu zjawisku. Może, gdyż w ym ykają się m niej więcej jednorodnem u opisowi, jakiem u podlegają tek sty dawne, dla k tó ­

(16)

rych istnieje wspólny p u n k t odniesienia, ów wspólny mianownik, jakim była retoryka. Potw ierdzanie konwencji bądź próby jej prze­ łam yw ania dokonywały się i odbywały zawsze w ram ach dającego się dość precyzyjnie określić wzorca gatunkowego czy stylistycz­ nego. Każdy natom iast ze w spom nianych wierszy współczesnych istotny jest niejako sam w sobie i w takiż sposób wieloznaczny — łączy je tylko, i to we właściwy literatu rze dwudziestowiecznej, z jakiegoś nadkonw encjonalnego dystansu reinterpretow Tany — mo­ tyw śmierci zwierzęcia. K ażdy z nich też domaga się in terp retacji „osobnej”, nie chcąc służyć wyłącznie jako exem plum do zadanej tezy czy tem atu. Stąd chyba w ym ykają się szczupłym granicom, jakie zakreśliliśm y dla niniejszego szkicu.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Stafieja 8, 35-234 Rzeszów

– rozbiórka ścian murowanych w poziomie parteru, z pozostawieniem fragmentu ściany z rozbieranego muru oraz przypór nr P6.3, P6.4 i P7 w ścianie podłużnej

Projekt wykonawczy przebudowy mostu drogowego ciągu drogi wojewódzkiej nr 212 w m... Projekt wykonawczy przebudowy mostu drogowego ciągu drogi wojewódzkiej nr 212

Szczęśliwy ten pan korespondent „Czasu“, on pierwszy miewa najlepsze wiadomości, powiadają nawet, że on zna tego kelnera osobiście.. W kołach m inisterjalnych

Nie tylko piękne dzielnice… Zanim na początku 1970 roku trafiłem z klasowym kolegą (sy- nem podpułkownika LWP) na nowiutkie i ciągle się rozbudowujące Osiedle Tysiąclecia, zanim

ŹRÓDŁO: OPRACOWANIE WŁASNE NA PODSTAWIE DANYCH GUS.. Omawiając rynki pracy koniecznym jest również spojrzenie na stopę bezrobocia. Zdecydowałem, aby pokazać stosunek

Gratuluję! Właśnie stworzyłaś/stworzyłeś iluzję kaligrafii długopisem! Tak, to takie proste!.. Z awsze zanim zaczniesz wyszywać, przygotuj projekt swojego napisu,

mnie pozbyç z kraju – skar˝y∏ si´ mamie albo ˝artowa∏: – Nie dam si´ stàd wykopaç tylko dlatego, ˝e w Pary˝u zosta∏ twój ulubiony literat.. – Jesienià pojawi∏ si´