• Nie Znaleziono Wyników

Gdy żadna ulica nie ma sensu : wojna w twórczości młodych reżyserów i dramaturgów

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Gdy żadna ulica nie ma sensu : wojna w twórczości młodych reżyserów i dramaturgów"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

Jacek Kopciński

Gdy żadna ulica nie ma sensu : wojna

w twórczości młodych reżyserów i

dramaturgów

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4 (124), 235-246

2010

(2)

Świadectwa

Jacek KOPCIŃSKI

Gdy żadna ulica nie ma sensu.

Wojna w twórczości młodych reżyserów

i dramaturgów

P rzedm iotem niniejszego eseju będą dwa dzieła, w których obserw ow any od n ied aw n a pokoleniow y zw rot m łodych p o lsk ich artystów - pisarzy, reżyserów, m uzyków, plastyków i perform erów - w stronę w ojennej przeszłości zaznacza się w sposób oryginalny i dojrzały.

Pierwszy to spektakl Pawła Passiniego (rocznik 1977) H am let 44, którego sce­ n a riu sz n ap isało dw oje zdolnych dram aturgów : M agda F ertac z i A rtu r Pałyga. Scenariusz te n jest okupacyjną parafrazą k ilk u scen z Ham leta W illiam a Szekspi­ ra. M łodzi bohaterow ie trag e d ii tw orzą w n im g rupę gotowych na w szystko p o ­ wstańców, dorośli zaś uosabiają ostrożność, lęk, k onform izm , a naw et zdradę. Stryj H am leta kolaboruje z N iem cam i, jego m atka żyje ze zdrajcą, podczas gdy duch nieżyjącego ojca przychodzi w prost z lasu katyńskiego. M ło d z iu tk i H am let, n a j­ b ardziej obciążony postaw ą i losem rodziców, bierze też na siebie najw iększy cię­ żar św iadom ości i nie będzie to w yłącznie świadom ość pokolenia czasów wojny.

D ru g i utw ór to sztuka D oroty M asłow skiej (rocznik 1983) M iędzy nami dobrze

jest. Akcja d ra m a tu rozgrywa się w spółcześnie, a jej b o h ateram i są lokatorzy w spól­

nego pokoju: babka, córka i w nuczka, a także kilkoro innych osób, któ re zjaw iają się ta m in c y d en ta ln ie lub w prow adzają się na stałe, zu p e łn ie niezw ażając na in ­ nych ludzi. M asłow ska zagęszcza niew ielką przestrzeń , w słuchując się w na poły ab su rd aln e dialogi i m onologi m ieszkańców tego ciasnego pokoiku, pogrążonych w coraz większej stagnacji m entalnej i egzystencjalnej. W ojna m iesza się w jej sztu­ ce z te ra źn ie jsz o ścią i k u m u lu je w w izji w ielkiego w ybuchu, k tó ry ostatecznie

(3)

2

3

6

Z arów no w sp e k tak lu Passiniego, jak i dram acie M asłow skiej obraz w ojny zo­ staje przyw ołany w postaci w spom nienia uczestnika w ydarzeń lub ich świadka. W Hamlecie 44 b ęd ą n im i w ojenni kom b atan ci, niegdyś bard zo m łodzi pow stańcy warszawscy. W dwóch trzecich spektaklu dwoje lu d z i w cyw ilnych u b ran ia ch w cho­ dzi m iędzy aktorów, siada na przygotow anych dla n ic h k rzesłach i opow iada o tym , jak przyłączyli się do pow stania. Ich osobiste w spom nienie p erfo rm ersk im gestem zostaje włączone w n u rt w spółczesnych d ziałań artystycznych jako ich źródło, p u n k t o d niesienia, k ontekst. S pektakl w yrasta zatem z indyw idualnego w spom nienia, a zarazem je in te rp re tu je i eksploruje - zam ienia w m etaforę rzeczyw istości, k tó ­ ra tu i teraz realizu je się za spraw ą te atru .

W świecie przedstaw ionym d ram a tu M asłow skiej św iadkiem i u czestnikiem w ydarzeń jest n ato m iast Osowiała Staruszka, kobieta przy k u ta do inw alidzkiego wózka, w ielokrotnie podejm ująca swoje szczątkowe w spom nienie o pierw szym d niu wojny. Z in dyw idualną p am ięcią S taruszki M asłow ska zderza św iadom ość M ałej M etalowej D ziew czynki - re p rez en ta n tk i najm łodszego pokolenia Polaków (a może raczej jakichś m łodych post-Polaków ?). W finale sz tu k i to w łaśnie ta postać skon­ k retyzuje w swojej zaskakującej w izji w spom nienie babci, stając się kim ś w ro d za­ ju w spółczesnego m e d iu m dla przeszłości. W dram acie M asłow skiej przeszłość ta okazuje się w g runcie rzeczy n ied o stęp n a, choć zarazem - p arad o k saln ie - to ona d eterm in u je k ształt współczesności.

W obu in te resu ją cy c h n as utw orach p rzetw orzona przez m łodych artystów p am ięć w ojny - „p o stp am ięć”, „pam ięć p am ięci św iadków ” 1 - decyduje o k ształ­ cie teraźniejszości, a najw ażniejszym elem entem tej artystycznej k o n stru k cji oka­ zuje się m iasto - realne, w yobrażone, zap am iętan e, przeżyw ane. M iasto jako p rze­ strzeń życia i działan ia oraz m iasto jako p rzestrzeń m yśli (względnie p u stk i m y­ ślowej) bohaterów . P assini zrealizow ał swój spektakl na d ziedzińcu M u zeu m Po­ w stania W arszawskiego, które m ieści się na w arszaw skiej W oli m iędzy czterem a ulicam i: G rzybow ską, Przyokopow ą, Towarową i W olską. Topografia tego m iejsca jest w ażna. W ola była dzielnicą, w której znajdow ała się kom enda K w atery Głów­ nej A K i gdzie w związku z przypadkow ą strzelaniną pow stanie rozpoczęło się przed g odziną „W” . Po k ilk u d n ia ch w alki, 4 sierp n ia, N iem cy zbom bardow ali ulice: W olską, Górczewską i M łynarską, a dzień później dokonali system atycznej rzezi ludności cywilnej i zburzyli całą dzielnicę. C hrzęst kam ieni, któ ry m i w ysypany jest dziedziniec m uzeum , nie pozw ala zapom nieć, że po niecałym tygo d n iu od rozpoczęcia w alk Wola z jej ulicam i jako polem bitw y zam ieniła się w gruzow isko i zbiorow ą m ogiłę. Taki też ch a rak te r m a przestrzeń , w której rozgrywa się akcja

H amleta 44. K am ienna p u stk a w śród now oczesnych wieżowców - n a d d zied z iń ­

cem góruje p otężny hotel „H ilto n ”, skąd co w ieczór obserwow ano te atra ln e „m a­

O ba term in y pochodzą z prac pośw ięconych bad an io m nad artystyczną rep rez en tac ją H o lokaustu. O „p o stp am ięci” pisze M a rian n e H irsch, o „pam ięci pam ięci św iadków ” Jam es Young. Por. K. B ojarska Historia Zagłady i literatura

(4)

new ry” Passiniego - p u stk a , w której bohaterow ie sp e k tak lu z u p o rem u stan aw ia­ ją nowe p u n k ty orientacyjne. Tworzą nową, m e n taln ą topografię m iasta.

Akcja d ram a tu M asłow skiej także rozgrywa się w W arszawie. W did ask aliach do pierw szego ak tu d ra m a tu czytamy:

S tary w ielokondygnacyjny b u d y n ek l u d z k i w W arszaw ie. M ieszkanie jednopokojow e. D w ie p ary drzw i - jedne w ychodzą na podw órko z p o jem n ik am i na od p ad y w tórne, zza d ru g ich dochodzi cały czas toaletow y szum , w odne bełkoty, c iu rk a n ie rur. O kno, za k tó ­ rym p rzetacza się cały czas w b ezpośredniej bliskości dzika, w szystkożerna k aruzela w iel­ kiego m iasta ze sw oim i tram w ajam i, sam ochodam i, k laksonam i i przelatu jący m i po n ie ­ bie sam olotam i, od których drży w b a rk u b u telk a ze zw ietrzałym C iociosanem , d rż ą m i­ sterne p iram id y obitych i ob lep io n y ch resztk am i żyw ności garnków i garn u szk ó w na kuchence, trzęsie się obraz w w iecznie w łączonym telew izorze i syczy i sp in a się żarów ka żyrandola. W n ętrze spraw ia cały czas w rażenie zbudow anego na pękającej ziem i albo spychanego sp y c h a rk ą ...2

O pis jednopokojow ego m ieszkania bez łazien k i jest u M asłow skiej całkow icie re ­ alistyczny. M ieszkając na w arszaw skiej P radze, m łoda p isark a m iała pew nie m oż­ liwość zajrzenia do ta k ich siedlisk (o czym zresztą m ów iła w w yw iadach, ironicz­ nie dystansując się od artystow skiej m itologii, k tó rą obrosła praw obrzeżna d ziel­ nica W arszawy). Z arazem jed n ak m a siłę sym bolu, a p rzy m io tn ik „ lu d zk i”, na poły ironicznym gestem doczepiony do w yrazu „b u d y n ek ”, dobrze określa jego u n i­ w ersalną w artość (podobnie jak „pękająca ziem ia” niczym „ziem ia jałow a” z p o ­ e m atu E liota). B ohateram i d ra m a tu M asłow skiej są istoty ludzkie, których dom drży, pęka i rozsypuje się, choć ciągle stoi. Jest on zu p e łn ie realnym m iejscem ludzkiej degradacji, a zarazem sym bolem p erm a n en tn e j katastrofy, której b o h a te ­ rowie sztuki zdają się w ogóle nie dostrzegać.

Passini, czyli „robimy powstanie”

L atem zeszłego roku, krótko po p rem ierze H amleta 44, odbyłem z Pawłem Pas- sin im rozm owę. Jej fragm ent chciałbym teraz przytoczyć:

K opciński: Przyw ołując Ham leta, w oczyw isty sposób ożywiłeś kw estię „bić się czy nie b ić”, która od lat w yznacza in te lek tu a ln ą p rzestrzeń dyskusji o Pow staniu. W gruncie rzeczy jed n ak Twoim zasadniczym py tan iem jest kw estia sam ego H am leta: „być albo nie być?”. Z poziom u tego tragicznego py tan ia problem straceńczej w alki jawi się w z u p eł­ nie nowy sposób. „Być” znaczy w Twoim sp e k tak lu „bić się”, a nie bić się” oznacza „nie być”. Czy tak?

Passini: Oczywiście, że tak. W ystarczy się przyjrzeć, jak w yglądają film y z Pow stania: u śm iech n ięte tw arze, pięk n ie u b ran i ludzie, którzy odzyskują wolność i godność. Albo posłuchać powstańców, którzy uw ażają P ow stanie za najw ażniejsze w ydarzenie w swoim życiu, mówią, że w tedy ludzie sobie pom agali, byli uczciw i, odw ażni. M yślę, że to jest coś, czego chcielibyśm y dośw iadczyć. Pow stańcy b iją się o każdą ulicę, nagle każda ulica

D. M asłow ska M iędzy nami dobrze jest, L am pa i Iskra Boża, W arszaw a 2008, s. 5-6. 2

2

3

(5)

2

3

8

m a dla nich sens, a m y d ziś tak strasznie m ocno przeżywamy, że żadna ulica nie ma sensu. Szczególnie w W arszawie. S trasznie jesteśm y w ygłodniali.3

Pow stanie, m im o śm ierci, cierp ien ia, lę k u ta k w ielu osób, m im o zniszczeń, jest w tej w ypow iedzi św iętem , czasem m itycznym , w któ ry m w yjałowione ludzkie ży­ cie n a p e łn ia się sensem . M ówiąc ta k o P ow staniu, P assini nie jest oryginalny, p o ­ sługuje się przecież n arrac ją p rze jętą od sam ych powstańców. O ryginalne jest to, że im wierzy, nie w ątp i w w yjątkowość ich dośw iadczenia i nie pró b u je zdekon- struow ać ich św iadectw a, a co za tym idzie, osłabić siły jednoczącego ich m itu. P rzeciw nie, jest tym św iadectw em zafascynowany, rozbudza w n im ono tęsknotę za podobnym dośw iadczeniem , nie tyle w alki, co owej niezwykłej p rze m ian y um y­ słów i serc, której ta m ci dośw iadczyli. P assini w ierzy w tę p rzem ian ę i p ragnąłby jej też doświadczyć, dlatego z w yrozum iałością m ówi w innym m iejscu rozm owy o udaw anych k o m b a tan tac h , lu d ziach , którzy w P ow staniu nie byli, ale dziś za­ chow ują się tak, jakby w n im walczyli. W tej m askaradzie, odgrywanej nadzw y­ czaj pow ażnie, co oczywiście m oże nasz śmieszyć lu b gorszyć, w yraża się ta sam a tęsknota za uczestnictw em w w ielkim , m itycznym czasie.

Ale czy P assini, m ówiąc „m y”, rzeczyw iście m ówi w im ien iu tych w szystkich, którzy nie w alczyli, byli gdzie indziej, u ro d zili się później? W im ien iu ogrom nej rzeszy nieuczestniczących w P ow staniu, p rzy której liczba uczestników jest b a r­ dzo skrom na, a po la tac h - nikła? M yślę, że nie m iał takiego za m ia ru , że „m y” w jego w ypow iedzi, zw iązane ze słowem „dziś”, oznacza rów nie n ieliczn ą grupę ludzi: m łodych, rów ieśnych reżyserow i, z k tórym i P assini się utożsam ia w „gło­ dzie” sensu. Powodowani tym „głodem ” - on i jem u podobni - zw racają się w stronę powstańców, w p atru ją się w ich fotografie, w słuchują się w ich głosy, chodzą ich śladam i, naw et przy m ierzają ich u b ran ia , niczym ta m ci „u d aw an i” kom batanci. O ryginalna w w ypow iedzi Passiniego jest więc w iara w m it P ow stania zrodzona z „głodu” sensu, p rzede w szystkim jed n ak oryginalne jest to, jak ową aksjologicz­ ną „czczość” reżyser wyraża. W rozm ow ie stan p u stk i w ew nętrznej P assini wiąże z życiem w realnej p rze strzen i k o nkretnego m iasta - Warszawy. Ale czy m iasto m oże w yrażać stan lu d zk ich um ysłów i serc? Ku jakiej filozofii m iasta należy się zwrócić, by go objaśnić? Ewa Rewers w książce Post-polis. Wstęp do filozofii ponowo-

czesnego miasta pisze:

Filozofia m iasta, jaką m ożna konstruow ać z zastanych koncepcji, w yrasta głów nie z filo­ zofii greckiej - z polis, z filozofii kartezjańskiej - m iejskie ratio, z idei ośw iecenia - p rz e ­ mysłowej w ydajności, św ieckości, um ow y społecznej, nowego społeczeństw a, d om inacji m iasta n ad rom antyczną n a tu rą i w sią.4

Filozofię ponow oczesnej Warszawy, która kryje w sobie topografię pow stańczego pola bitwy, P assini wywodzi z innego źródła. Pod m apę W arszawy p odkłada p rze­ 3 „Robimy powstanie!” Z Pawłem Passinim rozmawia Jacek Kopciński, „Teatr” 2008 n r 10.

4 E. Rew ers Post-polis. Wstęp do filozofii ponowoczesnego miasta, U niversitas, K raków

(6)

cież Ham leta, czyli d ram atyczny archetyp dojrzew ania do p ełn i św iadom ego czło­ w ieczeństw a. M iasto z jego ulicam i, placam i i b u d y n k am i staje się tu m iejscem kształtow ania się osobowości Ja m yślącego, dopiero w następnej kolejności - w al­ czącego. P assini n ie ulega m yślow em u stereotypow i b ohaterskiej Warszawy, w k tó ­ rym w alka zostaje uśw ięcona, a śm ierć p odniesiona do ran g i ofiary. I w którym zaw iera się ta k i oto ła d u n ek narodow ego dydaktyzm u: ulice W arszawy nie m ają sensu dla tych, k tórzy nie w iedzą lu b zapom nieli, że ktoś przelew ał za nie krew; kiedy się o tym dowie lub sobie o tym przypom ni, m iasto n abierze dla niego z n a­ czenia, stanie się ważne; to w alka n ad a ła sens ulicom Warszawy.

P assini ta k n ie tw ierdzi, w walce bow iem dostrzega jedynie tragiczną, bo zm u ­ szającą do zadaw ania śm ierci konieczność obrony sensu - nie zaś akt ofiarny. P od­ czas gdy jego H am let zm aga się z p y ta n iem „być albo nie być?” - przez w spółczes­ nych d ram atu rg ó w doprow adzonym do g ranic n ierozstrzygalności i ostatecznie podw ażonym , co jeszcze b ardziej kom p lik u je w ew nętrzną sytuację b o h a te ra 5 - za jego p lecam i w yśw ietlają się jasne drogowskazy. Dw ie strzałk i w skazujące w p rze­ ciwne strony zderzają ze sobą p a ry pojęć, w śród których z n a jd u ją się d u m a - p y c h a , m i ł o ś ć - m a ł o ś ć , c h w a ł a - h a ń b a . D zięki językowej grze z n a ­ zw am i w arszaw skich dzielnic: S ł u ż e w i e c - s e r w i l i z m , O c h o t a - p r z y ­ m u s reżyser b u d u je aksjologiczną „topografię” W arszawy i n ak ład a ją na h isto ­ ryczną sytuację lu d zi żyjących po d okupacją. Ich w alka o m iasto w sposób dosłowny

Oto jak brzm i koro n n y m onolog H am le ta w przed staw ien iu Passiniego: „HAM LET: Obie odpow iedzi są zle. N o bo czym jest -być-? Co to za wybór? C zy m ając

św iadom ość tego w szystkiego, co go w życiu czeka, całego tego bo ry k an ia się ze w szystkim bez sensu i celu ktokolw iek w ybrałby -być-? -Być- czyli przetrw ać, law irując i przem ykając się pod ścianą, albo stać pokornie, znosząc poniżenia, w styd i tę dław iącą gorzkość. Przetrzym ać, że się zawsze u k ład a inaczej, niż m iało, że w szystko nie tak i nie do końca. Przetrw ać po co? D o czego przetrw ać? Z eby co? To oszukiw anie siebie, że to jest gdzie in d ziej, dalej, bliżej, a k u rat nie tu.

O szukiw anie siebie, że to jest w jakichś z łudnych chw ilach szczęścia, przyjem ności. Ze po to? Po to godzić się na całe zło świata? N a wojny, cierp ien ia, nieszczęścia, choroby, pychę? Z eby od czasu do czasu zrobić sobie dobrze? Z eby rodzić kolejnych, którzy m ają przetrw ać? Co to jest za wybór? Co to za w ybór -być-? W ybór bez w yboru.

A -nie być-? W alczyć? Ryzykując życiem? Po co? W im ię czego? Z eby przetrw ać? Z eby coś przetrw ało? Co to jest to coś? Z eby św iadom ie dokonać w yboru, trzeba to w iedzieć, zważyć, porów nać. Trzeba w iedzieć po co to m a przetrw ać. Czy ktokolw iek wie, co w ybiera, w ybierając śm ierć lub nią ryzykując? Czym jest śm ierć? Co jest za tą zasłoną? M oże nic dobrego? A może w ogóle nic, co byłoby kuszące. Czym jest śm ierć, kto wie? A jeśli ktoś nie wie, czym jest śm ierć, więc nie wie, co w ybiera, czy to jest jeszcze wybór? C zy raczej zach cian k a, kaprys. W ięc nie m a w yboru, a tylko kaprysy w yw ołane splotem chw iejnych i kró tk ich układów zd arzeń , em ocji i okoliczności. W ydaje się nam , że coś wybieram y, aby po chw ili po setkach analiz, rozw ażań, podjętych decyzji zrobić zu p ełn ie coś innego, praw ie bezm yślnie i n iekonsekw entnie, nie w iedząc dlaczego, co dok ład n ie robim y i po co. Czy to nie

(7)

2

4

0

staje się w alką o to, co b u d u je osobę ludzką. Ten dom to nasza tożsam ość, ta ulica to nasza m iłość, te n zaułek to nasze poczucie w artości, te n plac to nasza odrębność i dum a, ta dzielnica - to nasza wolność. W olność do rozstrzygania, k tóry k ie ru n e k w ybrać. O kupacja m iasta jest czym ś więcej n iż o d eb ran iem jego m ieszkańcom praw a do decydow ania o w spólnym życiu, p rzejęciem m ajątków i instytucji, n a rz u ­ ceniem nowej a d m in istra cji - jest zaborem ludzkiego Ja. W alka z o k u p an tem jest w tej sytuacji w alką o w łasną podm iotowość. W idać to zwłaszcza w poruszającej scenie rozm ow y H am leta z D u ch e m Ojca. Ojciec wzywa syna do zem sty i uczy go zabijać, syn nie chce przyjąć tej lekcji, zadanie, któ re n ak ład a na niego zabity oficer, dosłow nie pow ala go na ziem ię. H am let tarza się w pro ch u , pow tarzając swoje „n ie”, ale po tem w staje, w yjm uje p istolet i zgrywa szczerbinkę z m uszką. N ie u fn i wobec zbiorow ych m itologii dostrzeżem y w H am lecie ofiarę ojcowskiej - kulturow ej - opresji. Ale P assini k o m p lik u je sens tej sceny i nie pozw ala na jej jednoznaczną in te rp re tac ję. H am let p o d w pływ em ojcowskich wskazów ek pozby­ wa się lęku i uspokaja obezw ładniające go em ocje. Zaczyna m yśleć, a u jarzm iając m yślą swoje tragiczne położenie, dorasta nie tylko do czynu, ale też własnej wiel­ kości. W tedy także, znowu zupełnie dosłownie, przyjm uje postawę wyprostowaną.

P odm iotow ość zagrożona n a b ie ra wagi, k ie d y w ym aga ryzyka - okazuje się bezcenna, potężnieje. C hyba w łaśnie to dostrzegł P assini w sfotografow anych tw a­ rza ch pow stańców , k tó rzy b iją c się o ulice, toczyli w alkę o w łasną podm iotow ość. K iedy więc słyszymy: dziś „żadna ulica n ie m a dla nas se n su ”, zd a n ie to k o m u n i­ k u je n am coś b ard z o przygnębiającego: n ie zn am y naszej w artości, a m oże naw et - nie m am y jej. Sądzę, że w łaśnie tak a m yśl stanow iła dla Passiniego właściw y p u n k t w yjścia w p racy n a d Ham letem 44. N a drogow skazach w yśw ietlanych w je­ go sp e k tak lu - a w cześniej w yw ieszonych n a ulicach W arszaw y - pojaw ia się nagle opozycja, k tó rą z ra zu o dczytujem y jako tro ch ę niestosow ny żart: ZA P O L S K Ę - ZAKUPY. W istocie kryje ona kluczow e dla całego sp e k ta k lu p y ta n ia: jak żyjesz? I po co?

O dpow iedzią Passiniego jest agon, czyli w alka, bow iem bić się znaczy być. P le­ nerow e p rzedstaw ienie sym bolicznie reaktyw ow ało ją w topografii w arszaw skich ulic, choć - zaznaczm y - nie m iało ono nic w spólnego z ulicznym i gram i, podczas których p rze b ra n i za pow stańców m łodzi lu d z ie strzelają do siebie k u lk a m i z fa r­ bą. P assini jed n ak rzeczyw iście m yślał o swoim p rzed staw ien iu jak o konty n u acji pow stania! Wywołać gestem artysty pow stanie znaczyło dla niego obudzić w sobie p am ięć w ielkiego czasu i przyw rócić tw órcom spektaklu, a także jego św iadkom , poczucie praw dziw ej w artości. P assini m ów i „robim y p ow stanie”, a w innym m ie j­ scu „przepisujem y je”, jak dwoje m łodych d ram aturgów przepisało czyli strawe- stowało dla niego H amleta. C hodzi, rzecz jasna, o akt artystyczny, który jest aktem b u d ze n ia w sobie i u stanaw iania na nowo - w innych realiach, w in n y m języku, w innych lu d z iac h - w ielkich, zbiorow ych mitów, nadających sens jednostkow ej egzystencji. „P rzepisyw anie” to dla Passiniego także sposób na m iędzypokolenio­ wą tran sm isję sensów i w artości, m oże jedyna dziś m ożliw a m etoda żywego ko n ­ ta k tu z przeszłością. Reżyser tłum aczy:

(8)

P am iętam pisanie w ypracow ań jako sposób przysw ajania, jako taki postk o lo n ialn y p ro ­ ces a k u ltu rac ji białego m urzyna. To znaczy, że jeśli ja teraz czegoś nie powiem po sw oje­ m u, to ta rzecz dla m nie nie istn ieje. N asz spek tak l to jest przepow iadanie sobie pow sta­ nia, próba u czynienia tego m itu w łasnym dośw iadczeniem , zn alezien ia go w sobie i o d ­ czytania.

B rzm i to m oże tro ch ę szkolnie, ale nie d ajm y się zwieść. „M yśm y nagle weszli w jakiś stru m ie ń og n ia” - w yznaje P assini6.

P odsum ujm y: jeżeli ogrom ną ilością tab lic „M iejsce uśw ięcone krw ią P ola­ ków ” W arszawa m ów i do nas: w alczyłam i ginęłam , to strza łk i Passiniego, ów h e ­ roiczny i ofiarniczy dyskurs - coraz m niej czytelny w m od ern izu jący m się m ieście - w pisały się w estetykę w spółczesnego post-polis, a zarazem zuniw ersalizow ały go, przeniosły na wyższy poziom refleksji o człow ieku. D o kładnie tak, jak heroiczny X IX -w ieczny dyskurs Polaków, idących od pow stania do pow stania, zuniw ersali- zował Stanisław W yspiański - praw dziw y m istrz m łodego reżysera. S pektakl Hamlet

44 zam ykają słowa p rzep isan e - a więc przeżyte - ze Studium o „Hamlecie”, które

brzm ią: „A m yśl w łasną zdobyć m ożna jeno w walce. A walczyć znaczy: nie ulegać i nie ustępow ać. A opór znaczy: S um ienie i W iara. A w iara znaczy: Co m asz w ser­ cu - strzeż tego i słu c h aj”7. P ostkolonialna lekcja dana w ygłodniałym sensu m iesz­ kańcom m iasta bez znaczenia - m łodym W arszaw iakom . Lekcja ciężka, jak cięż­ kie jest b rzem ię świadom ej egzystencji.

Masłowska, czyli „wielkie bum”

W sp e k tak lu Passiniego świat - ta k jak niegdyś pow stańcza W arszawa - staje się p olem bitwy, k tórą H am let toczy z sam ym sobą w im ien iu w spółczesnych - wobec żywych i um arłych. W sztuce D oroty M asłow skiej M iędzy nami dobrze jest m e n ta ln y obraz św iata także ufundow any jest na w ojennej kliszy pam ięci. N ie będzie to jednak w spom nienie walki, ale bom bardow ania, wielkiego w ybuchu, który w jednej chw ili zam ienił św iat w „u p io rn ą la za n ię” . „Ech, p am iętam dzień, w k tó ­ rym w ybuchła w ojna” - b rzm i in icjaln a kw estia d ram a tu M asłow skiej. W ypow ia­ da ją Osowiała S taruszka p rzy k u ta do inw alidzkiego wózka, który raz po raz p rze­ suw ają w ciasnym , zagraconym pokoju dwie inne b o h aterk i dram atu : H alin a - jej córka i M ała M etalow a D ziew czynka - jej w nuczka. G dy w ybuchła w ojna, S ta­ ruszka nie była jeszcze staruszką, ale m łodą, p ię k n ą i spraw ną dziew czyną, która razem z przyjaciółm i biegała n a d W isłę „kąpać się, opalać, m arzyć, śnić sen n a j­ piękniejszy, najśw iętszy sen m łodości, czysty jak łzy, co po p o lic z k a c h ...” . W spo­ m n ienie m łodości n akłada się w pam ięci Staruszki na w spom nienie k atastrofy i cał­ kow icie je p rzesłania. E fekt jest tragikom iczny, m yśl o w ojnie wywołuje bow iem w S taruszce poczucie daw nego szczęścia. M asłow ska z lubością nasyca kw estie sta­ ru szk i rom an ty czn ą em fazą, by ją m o m en taln ie zderzyć z pospolitym , podszytym

S cenariusz niepublikow any.

S cenariusz niepublikow any.

24

(9)

2

4

2

ironią, a naw et cynizm em stylem M ałej M etalow ej D ziew czynki. G dy pierw sza snuje na poły poetycką, a na poły sklerotyczą wizję rzeki czystej i pro m ien n ej jak kryształow a karafka, druga rzekę tę nazywa „gnojów ą”, gdy pierw sza w spom ina srebrne p ło tk i wyłowione z Wisły, druga opow iada o „zgnitych k o n d o n ac h ”, k tó ­ rym i baw ią się dzieci n a d rzeką-ściekiem .

Starcza idealizacja versus m łodzieżow a w ulgaryzacja - m am y tu dwie projekcje zaklęte w językach, któ re nie opisują rzeczyw istości, dobrze n ato m iast oddają stan św iadom ości m ówiących. Świat p rze d w ybuchem wojny, świat m łodej w tedy Sta­ ru szk i, to w dram acie M asłow skiej raj na ziem i. N ato m iast świat obecny, świat n a d w iek dojrzałej M ałej M etalowej D ziew czynki, to kloaka, śm ietn ik , zb io rn ik na wszelkiego ro d zaju odpady: m a teria ln e, zw ierzęce i ludzkie. Świat po k a ta stro ­ fie, k tó ry w zadziw iający sposób trw a, a naw et pow iększa się, choć w istocie nie istn ieje, jest bow iem tylko tym , co pozostało po jego unicestw ieniu. Ale o tym p rzek o n u jem y się dopiero w finale sztuki. In icjaln a kw estia S taruszki zapow iada bow iem w spom nienie, które zostanie wywołane z p am ięci w ostatniej scenie d ra ­ m atu. W scenie pierw szej jego konkretyzacja zostaje niejako pow strzym ana i nie dow iadujem y się, jak w yglądał „dzień, w którym w ybuchła w ojna” . Z aczynam y n ato m ia st poznaw ać świat zam ieszkiw any przez boh ateró w d ram a tu . S taruszka w praw dzie jeszcze k ilka razy p o d ejm u je próbę opow iedzenia o w ydarzeniu sprzed lat, dosłow nie jednak zostaje zagadana przez córkę i wnuczkę. N ajpierw więc w d ra­ m acie M asłowskiej konkretyzuje się teraźniejszość, dopiero p o tem przeszłość, choć to w łaśnie ona decyduje o stanie obecnego świata.

S tan św iata, w którym żyją postacie M asłow skiej, a zarazem stan ich umysłów, dobrze charak tery zu je frag m en t znanej k siążki Z ygm unt B aum ana Płynne życie:

O d p ad y i śm ieci to sztandarow y i zapew ne n ajbardziej masowy p ro d u k t społeczeństw a konsum enckiego w dobie płynnej nowoczesności. Spośród w szystkich gałęzi przem ysłu owego społeczeństw a p ro d u k cja odpadów jest gałęzią n ajlepiej rozw iniętą i najbardziej o d p o rn ą na kryzys. W efekcie pozbyw anie się odpadów i śm ieci stanow i jedno z głów­ nych w yznań, z którym i się m usi zm agać płynne życie. D ru g im w ielkim w yzw aniem o k a­ zuje się groźba zaw ędrow ania na śm ietnik. W świecie płynnym k onsum entów i p rz ed ­ m iotów kon su m p cji życie w aha się n iespokojnie m iędzy rozkoszam i ko n su m p cji a grozą bijącą z w ysypiska śm ieci. Zycie jest w praw dzie zawsze b y tem -ku-śm ierci, ale w społe­ czeństw ie płynnej now oczesności byt-ku-w ysypisku-śm ieci bywa n iek ied y bardziej bez­ p o śred n ią i bardziej w yniszczającą psychicznie egzystencjalną perspektyw ą i obaw ą.8 Byt b ohaterów d ram a tu M asłow skiej jest d okładnie ta k im bytem . W pierw szym akcie sztuki w spólny pokój b o h aterek w ypełniają ste rty gazet, ulo tek rek la m o ­ wych, plastikow ych pojem ników, torebek, opakow ań i w ielu innych tego typu p rzed ­ m iotów przyniesionych ta m w prost ze śm ietn ik a lub stanow iących ta n d e tn y ślad k o n su m p c ji tro p iciela su perm arketow ych prom ocji. Ten pokój to śm ietn ik i to wcale nie ekologiczny (taki zn a jd u je się za oknem ):

Z. B aum an Płynne życie, przeł. T. K unz, W ydaw nictw o L iterack ie, K raków 2007, s. 18-19.

(10)

P udełko po chałw ie, ład n ie opraw ione w ieczko bo m b o n ierk i „S olidarność”, plastikow a w stążka w pięta w doniczkę z filo d en d ro n em , pałętające się tu i ówdzie o b ierk i jarzyn, kostki od k urczaka, rozkoszne, puszyste koty k u rzu , ro czn ik bezpłatnej gazety m etro, rzucona „n ib y to m im o ch o d em ” tu b k a d en to sep tu , kubeczki po kefirze, to w cale nie ż ad ­ ne łobuzy przew róciły śm ietn ik , ty lk o ... (s. 32)

K iedy w drugim akcie do pokoju w prow adzi się M ężczyzna i wniesie tam kartony z m eblam i z IK E I, charakter tego w nętrza w ogóle się nie zm ieni (zwłaszcza że do­ tychczasowe lokatorki wcale nie opuszczą swojego pokoju). Przeciwnie, efekt „bytu- ku-w ysypisku-śm ieci” jeszcze się w zm ocni, za chwilę przecież wszystkie te nowe rzeczy zestarzeją się i trzeba będzie je w ym ienić. I rzeczywiście - już w trzecim ak­ cie m ężczyzna pakuje swój prowizoryczny świat, czyli „zwija k arto n y ”, układa pa- pierzyska, zbiera butelki, zdejm uje ze ścian reprodukcje z gerberam i i wychodzi.

L okatorki tego „jednopokojow ego m ie sz k an ia” żyją o d p ad k am i i sam e przy­ p o m in a ją odpadki, n ato m iast M ężczyzna, k o n su m u jąc p rzed m io ty o nieco w ięk­ szej, choć tylko chwilowej w artości, stara się być p ro d u ce n tem , a n ie pro d u k tem . N ie zdaje sobie jed n ak sprawy, że produkow any przez niego film - z pozoru am ­ b itn y i zaangażow any - jest czystym kiczem . W ypada więc sądzić, że on sam w k o n ­ sum enckiej sztafecie zajm uje raczej po d rzęd n e m iejsce i nie jest n ik im , a raczej niczym więcej jak p ro d u k tem p o pkultury. I już w krótce - śm ieciem . W sztuce M asłow skiej m ieszają się ze sobą śm ieci wszelkiego rodzaju: m a teria ln e - jak p rze­ term inow ane jedzenie, opakow ania czy gazetki reklam ow e - i n iem aterialne. Ś m iet­ n isk iem jest nie tylko rozsypująca się stocznia czy su p erm ark et, gdzie od ran a do nocy h a ru je H alina, ale też In te rn e t. W rozm ow ie na te m at ich codziennego m enu ujaw nia się „olinkow ana”, zsieciow ana św iadom ość M ałej D ziew czynki: „Leczo. R óżne takie flu p sy z p ap ry k ą i sperm ą w ęgierskich kosm itów. Zobacz również: zupa tygodnia, zupa m iesiąca, niezm arnow anie, II w ojna światowa, głód” (s. 14). Jak słyszymy, w system ie parodiow anej tu w ik ip e d ii hasło „II w ojna św iatow a” ląduje obok hasła „zupa ty godnia” . H ierarch ia znaczeń całkowicie się zaciera, a do­ stępność do „zgooglow anej” w iedzy nie ró żn i się od dostępności p ro d u k tu w su­ p erm arkecie.

W spółczesna sztuka, któ ra m a am bicję opisania tego śm ietn ik a, sam a staje się składow iskiem daw no zużytych języków, konw encji, estetyk, z czego M asłow ska św ietnie zdaje sobie spraw ę, podejm ując m yśl T adeusza Różewicza, ale też czer­ piąc całym i garściam i z jego tw órczości. „W końcu jest p o stm o d ern izm ” - powie b o h aterk a jej d ra m a tu (s. 16). Skazana na w tórność, dokonuje jed n ak twórczego - i b ardzo dowcipnego! - recyclingu. N ad rzę d n ą regułą życia na śm ietn ik u okazuje się w jej dram acie k onsum pcja p o z o r n a , w sytuacji coraz większej degradacji najw iększą u m iejętnością jest bow iem takie nabyw anie czy spożywanie, któ re jest w g runcie rzeczy n iekonsum ow aniem , p rzy jednoczesnym poczuciu uczestnicze­ nia w p e rm a n en tn y c h w ielkich zakupach. H alin a zbiera stare gazetki reklam ow e i tw ierdzi, że je k u p iła , na d odatek po prom ocyjnej cenie. K upować okazyjnie, z poczuciem , że „stać m nie na to ” - oto źródło najw iększej satysfakcji. K onsum pcję bez k o n su m p c ji b o h a te rk i M asłow skiej opanow ały do perfekcji: „Babcia już nie

2

4

(11)

2

4

4

jadła o biadu?” (s. 14) - pyta H alina. M am y też aktywność bez aktywności: „A czy babcia już dzisiaj nigdzie nie była?” (s. 16) - dopytuje, posiadanie bez posiadania: „M arsz do swojego b ra k u p o k o ju ” (s. 25) - rozkazuje córce. N a tym pom yśle M a­ słowska opiera kilka scen ak tu pierw szego, z których dow iadujem y się o innow a­ cyjnej form ie kom pletow ania garderoby, pielęgnacji twarzy, tury sty k i (oczywiście bez ru szan ia się z dom u), przebudow y dom u, bez żadnej przebudow y itd.

Życie na śm ietn ik u to w ostateczności życie całkow icie pozorne, to nie-jedze- nie, n ie-u b ieran ie się, nie-podróżow anie, n i e - b y c i e zawieszone w b ra k u wszyst­ kiego - w łaśnie taka wizja w yłania się z dialogów M asłow skiej. Jej bohaterow ie zdają się być re p re z e n ta n ta m i świata lu d z i w ykluczonych, zepch n ięty ch na m a rg i­ nes, biednych. Przede w szystkim jed n ak są fig u ram i życia w nie-rzeczyw istości, w jakiejś na poły realnej, a na poły w irtu aln ej ch m u rze opakow ań, z których z n i­ kła zaw artość, na usypisku, które od czasu w ielkiego w ybuchu tylko nieznacznie zm ieniło swój skład. P łynne życie tych pozornych k onsum entów zaczęło się b o ­ w iem daw niej, pierw szego dnia wojny, k iedy zu p e łn ie dosłow nie rozsypał się świat trw ałych w artości. W d n iu , o któ ry m przez cały d ram a t usiłu je opow iedzieć O so­ w iała Staruszka. W finale utw oru obraz w spółczesnego śm ietn ik a dosłow nie m ie­ sza się z m łodzieńczym w spom nieniem Staruszki:

OSO W IA ŁA STARUSZKA: I już na naszym byłam podw órku, już rozw arłam bram ę, już staw ałam u drzw i naszej kam ienicy, już dłonie w yciągałam do m łodszego rodzeństw a, gdy w tem spostrzegłam , że podczas nadrzecznej p rzechadzki coś n iefo rtu n n ie przycze­ piło mi się do obcasika pantofelka. S tanęłam przy śm ietn ik u , by pozbyć się w iślanego p ap ro ch a i do d ziś p am iętam ż e .

M A ŁA M ETA LO W A DZIEW CZY N K A : Że to stara pucha po lunschm encie, do k tó ­ rej przyczepiło się kilka rozm okłych gazetek z Tesko, sam odegradująca się siatka, apli- k ato r do tam p o n u , w orek ze zw łokam i i torebka z m acdonaldsa z praw ie nieruszonym i f r y t k a m i . (s. 77)

I dopiero teraz n astęp u je długo w dram acie M asłow skiej odw lekane „b u m ” ! W iel­ ki w ybuch k o n kretyzuje się tu w cyfrowej w izji M ałej M etalowej Dziew czynki:

O. A to ci n iespodzianka. A dałabym głowę, że w m iejscu, gdzie stoją teraz w pow ietrzu kaw ałki gru zu i k am ieni, szkła i w alające się luzem piksele, stała jeszcze przed chw ilą nasza kam ienica! O, te lecące kaw ałki szuflad to doskonale poznaję, ale dałabym głowę, że były całym i szufladam i, a w ręcz kom odą. Takie drzazgi, jak lecą, to m ieliśm y takie sam e, tylko to były krzesła. Te zęby tu to do złu d zen ia podobne do tych, co były u nas w dom u grzeb ien iam i, te strzępy to całkiem jak strzępy naszych zdjęć, z tą różnicą, że m yśm y m ieli całe. O, a ci Polacy, co lecą, to też tacy nieopodal m ieszkali, ale ci nasi to byli żywi byli całym i Polakam i, a nie ich latającym i na praw o i lewo niezidentyfikow a­ nym i szczątkam i. C zyżbym była p ijan a tak, że nie dość, że całkow icie nie pam iętam , bym kiedykolw iek cokolw iek pila, to jeszcze nie m ogła trafić do w łasnego dom u? Ten, k tóry się w łaśnie przew raca, do złu d zen ia go przy p o m in ał, a w ręcz nim był. D ziw ne. (s. 80)

Innego d ostępu do w spom nień S taruszki niż taka w łaśnie, niby-kom puterow a sym ulacja obserwowana oczam i osoby d otkniętej am nezją, w dram acie M asłow ­

(12)

skiej nie m a. Choć babcia potw ierdza wizję w nuczki - „Wszystko to spadało, k ła ­ dąc się w arstw am i. Z am knęłam oczy jeszcze m ocniej, a gdy je otw arłam , już leża­ ło, gruz-proch-ciała, m iał-ciała, jak jaka u p io rn a la z a n ia ” (s. 81) - w rażenie w irtu- alności i sztuczności obrazu nie znika. N asila się tylko jego groza. W ojna, któ ra do tej pory była a to sklerotyczną fan tazją babki, a to leksykalnym gadżetem w nucz­ ki, k o n kretyzuje się w obrazie ta k w strząsającym , że aż nierzeczyw istym . „M ożna ekstra pogrzebać sobie w p ik se la ch ” (s. 81) - oznajm ia M ała, choć przecież obie „grzebią w g ru zie” .

D opiero z tej perspektyw y pom ysł M asłow skiej, by uśm iercić S taruszkę w w o­ jennym b om bardow aniu, w ydaje się zrozum iały i n apraw dę nośny. M ała M etalo ­ wa D ziew czynka, niczym uczestnik w ojennej gry kom puterow ej, unicestw ia świat w raz ze sw oim i przo d k am i, sobie samej odbierając szansę istn ien ia. Końcowa w i­ zja M asłow skiej w szystkim postaciom d ra m a tu nadaje status w irtu aln y ch zjaw, które od czasu „wielkiego b u m ” żyją w nierzeczyw istym świecie, ćwicząc się w p o ­ zornym zasp o k ajan iu swego konsum enckiego głodu. G łód egzystencjalny jest im nieznany, choć z pew nością znany jest M asłow skiej.

Postwojna

Paweł P assini i D orota M asłow ska stw orzyli w swoich utw orach dwie p rze j­ m ujące w izje rzeczyw istości ufundow ane na pam ięci w ojny „późno u rodzonych” artystów. M asłow ska jest dem ask ato rem p u stk i, k tó ra kryje się pod p ira m id ą zb ęd ­ nych rzeczy, i przenikliw ym obserw atorem lu d z k ich cieni zam ieszkujących sztucz­ ne cyberprzestrzenie w spółczesnych m etro p o lii. W ojna jest w jej dram acie począt­ k ie m p e rm a n e n tn e j katastrofy, k tó ra p rzy jm u je postać realn eg o i m e n taln eg o śm ietnika. Ś m ietnik rośnie i usypuje na w szystkie strony, nie m a w n im żadnego po rząd k u , k ie ru n k u , granic. Są tylko p u ste opakow ania i p u ste słowa, których sta­ le przyrasta. P assini n ato m iast zdaje się wierzyć w duchow ą substancjalność lu d z ­ kich cieni i uparcie szuka sposobu na jej reaktyw ację. W świecie ponow oczesnej, grobowej p u stk i, k tó rą w jego sp e k tak lu w yrażają kam ienie, ustaw ia etyczne d ro ­ gowskazy. O kreśla k ie ru n k i i każe w ybierać. W ojna jest w jego sp ek tak lu „wiel­ kim czasem ”, w którym człowiek k o n stru u je swoją podm iotow ość - staje się i sta­ je się wolny.

2

4

(13)

2

4

6

Abstract

Jacek KOPCIŃSKI

Institute of Literary Research, Polish Academy of Sciences (W arsaw )

W hen no Street Makes Sense: The W ar by Young Polish Stage Directors and Playwrights

The memory of the Second World W a r proves to be an important screen onto which young Polish artists project their conscience. This is testified by a number of events on the art scene, among which two plays seem to be of particular significance: Paweł Passini's

Hamlet 44 (2008) and Dorota Masłowska's Między nami dobrze jest (2009). Passini and

Masłowska founded their distinctive visions of reality on their mediated memory of the war. In Masłowska's play, the war initiates a permanent disaster which assumes the form of a real and mental dumpster. For Passini, the war represents a time when ethical signposts were erected, allowing a contemporary Hamlet to reconstruct his lost subjectivity.

Cytaty

Powiązane dokumenty

• “Nowy Sącz Experiment” in the end of 50’s and 60’s years and its influence on city's innovation,.. • 7 economical “tigers” – there is always somebody behind

zdaniu przysłówkowo-predykatywnym sygnalizowany jest stan jako coś bezwiednego, nieświadomego, mimowolnego, a więc ma miejsce pasywność subiektu, a w polskim modelu

Numer- ous complications (such as ineffective cooperation, system errors in manage- ment and marketing activities, loss of important contracts, even lowering of

for small values of h, a single V-cycle of a standard h-multigrid method (with canonical prolongation, weighted restriction and a single smoothing step) is adopted to

Because several of the limiting assumptions identified above were relevant to mode choice (e.g., addressing static demand only, considering car and public transport modes only,

Rys. 1 Przybliżony zakres zastosowania metod urabiania w zależności od wytrzymałości na ściskanie oraz odległości pomiędzy spękaniami Fig. Estimated scope of use of

Helena Bellari-Czystogórska (real surname Reinberg), an opera singer of Jewish origin, evidently obtained the second part of her stage surname by translating its constituent

w artości uznaw anych przez m łodego człow ieka, W sytuacji, kiedy religia traci sw oją Walencję w procesie interioryzacji, zostaje zepchnięta na p e ­ ry fe rie