Agata Bielik-Robson
Nie chcę być profesorem w Bazylei
Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 1/2 (121-122), 19-23
2010
Nie chcę być profesorem w Bazylei
W epokow ym dziele Die Legitimität der N euzeit, czyli Prawomocność ery nowo czesnej, H ans B lum enberg opisuje późnośredniow ieczny proces, za spraw ą którego filozofia, d o tą d królow a n au k i najbliższa służka teologii, pow oli w ypada z roli praw odaw aczej i obniża status, stając się częścią artes liberales, czyli sztuk wyzwo lonych. O d sam ego początku zatem wyzwolenie m yśli filozoficznej w iąże się ze spadkiem w akadem ickiej h ie ra rc h ii, a n aro d z in y h u m a n isty k i - jeśli spojrzeć na nie z czysto uniw ersyteckiej perspektyw y - otacza aura infam ii, czegoś nie do końca godnego.
Jestem p rzek o n an a, że ta zasada, łącząca wolność z degradacją, a przynajm niej z niepew nością sta tu su , obow iązuje do dziś. Swobodna m yśl i ak adem icki estab lish m en t po p ro stu nie idą ze sobą w parze. C zerpiąca z feudalnych wzorców w ła dzy kariera profesorska i hum an isty czn y talen t, n ie u sta n n ie wobec w ładzy p odejrz liwy, rozchodziły się od zawsze, ale o statnio znalazły się w otw artym konflikcie. W eźm y choćby S tany Z jednoczone z ich niesam ow icie rozkręconym przem ysłem ak adem ickim , z całą tą Ivy L igue n ie zm ien n ie górującą na w szelkich listach „na- u kom etrycznych”; nie da się ukryć, że am erykańska h u m a n isty k a to w dużej m ie rze rynek w tórny, p oddający n ie u sta n n e m u recyklingow i idee, któ re n aro d ziły się gdzie indziej, czyli w E uropie. D ek o n stru k cja, o statn i w ielki tow ar eksportow y F rancji, w w aru n k ach euro p ejsk ich była m yślą stosunkow o żywą; D errid a, u n i w ersyteckie enfant terrible, n igdy n ieprzyjęte do A kadem ii F rancuskiej (która o stat nio w zięła w swe szeregi Jean-L uc M ariona, tego straszliw ego fenom enologiczne go n u d ziarza ), n aro b ił m nóstw o ożywczego za m ie sza n ia , otw ierając sko stn iały idiom filozofii na lite ra tu rę , religię i politykę. W A m eryce zaś deko n stru k cja n ie m al n aty ch m iast zam arła, p rzybierając form ę nieznośnej m a n iery kam pusow ej: izolow anej, snobistycznej, bez jakiegokolw iek otw arcia na otaczający świat. Sm ut-
61
2
0
W yznania
nym dow odem tej śm ierci okazała się konferencja pośw ięcona dziedzictw u D erri- dy, jaką zorganizow ał w czerw cu zeszłego ro k u w K rakow ie M ichał Paweł M a r kowski, głów nie z ud ziałem gości am erykańskich; słuchanie re feratu Peggy Ka- m uf, naczelnej tłu m aczk i D errid y na angielski, było dośw iadczeniem rów nie bo lesnym , co słuchanie re feratu Jacka Juliusza Jadackiego o „wiecznie żywych” osiąg n ięciach Szkoły Lw owsko-W arszawskiej. Ten sam „styl referatow y”, o jakim ze słusznym przekąsem w yrażał się już S tanisław Brzozowski: styl zdolny zam o rd o wać wszystko.
Losy d e k o n stru k c ji to tylko jeden z przykładów ten d en cji, któ ra nie zm ienia się od lat, a m oże naw et stuleci: najpierw sze gw iazdy m yśli h um anistycznej nigdy n ie w yłaniają się z łona akadem ii, choć ta z ich istn ien ia w łaśnie czerpie swoje pasożytnicze uzasadnienie. M arks, N ietzsche, F re u d - by w ym ienić choćby tych trzech „m istrzów p o d ejrz en ia”, którzy w spólnie złożyli się na pow stanie now oczes nego idiom u krytycznego - nie zagrzali m iejsca w żadnej niszy akadem ickiej, naw et jeśli, jak to m iało m iejsce u N ietzschego, b ardzo zabiegali o jej uznanie. „C hcia łem zostać profesorem w Bazylei, a tak, niestety, zostałem B ogiem ”, n ap isał k ie dyś N ietzsche w liście do przyjaciela, słusznie diagnozując, bez w zględu na in te n cje, ab so lu tn ie niem ożliw ą koincydencję profesorstw a i boskości. K oincydencję nieubłaganego akadem ickiego kon fo rm izm u i boskiej niezależności m yślenia.
M a rtin H eidegger, cokolw iek by o n im sądzić jako m yślicielu, też wolał w iej ską chatę od F ryburga i to jeszcze za n im kom isja denazyfikacyjna odsunęła go od n auczania. Szkoła F ra n k fu rck a , te n w spaniały fajerw erk intelektualny, o którym akadem icka m łodzież na całej planecie pisze dziś m ilio n y m ag isterek i d o k to ra tów, w ybuchł całkow icie poza m u ram i uniw ersytetu. W alterow i B enjam inow i skon fundow ani niem ieccy filolodzy odm ów ili h ab ilita cji, tw ierdząc, że nie rozum ieją ani słowa z jego pracy o żałobnym dram acie barokow ym . A T eodor A dorno w po w rocie na uniw ersytet odnalazł tylko swoją śm ierć; zginął w p am iętn y m ro k u 68 od zaw ału serca, który wywołał ta b u n n ap ierający ch n a ń zrew oltow anych stu d e n tek o obnażonych p iersiach w ram ach niesław nej Busenaktion. F ra n z Rosenzweig, odnow iciel dw udziestow iecznej filozofii religii, n ap isał Gwiazdę zbawienia do p ie ro po rezygnacji z k arie ry akadem ickiej i po objęciu skrom nego stanow iska n a uczycielskiego w F ra n k fu rte r Jü d isch er L ehrhaus. L udw ig W ittg e n stein n a jle p szą swoją rzecz - Traktat logiczno-filozoficzny - stworzył na froncie pierw szej w ojny światowej, później zaś, k iedy tra fił do C am bridge p o d k u rate lę B ertranda Russella, było już tylko gorzej i gorzej; z Dociekań filozoficznych, które stanow ią fu n d am e n t akadem ickiej szkoły analitycznej, została ta k po praw dzie tylko garstka banałów. H an n a h A rendt, bardzo luźno zw iązana z now ojorską N ew School (niewiele zresztą m ającą w owych czasach w spólnego z uniw ersytetem ), przez całe życie udzielała się extra muros jako pub liczn a in te le k tu alistk a . Podobnie L ionell T rilling, czołowy N ew York Intellectual, a po n im jego uczeń, o sta tn i z w ielkich nie-akadem ików , H aro ld Bloom.
Oczywiście, istnieją też w yjątki od tej reguły - ale czy istotnie są one w yjątkam i? Czy E d m u n d H usserl, te n profesor paradygm atyczny (jakby się w yraził W
ittgen-stein), zadaje kłam naszej tezie jako jednocześnie założyciel fenom enologii? W ręcz przeciw nie: w ielkość m yśli fenom enologicznej to zdecydow anie przesadzona p lo t ka, ro zpow szechniana głów nie przez n ie m ie ck ic h akadem ików . A H ans-G eorg G adam er i herm eneutyka? O dpow iedź - jak powyżej.
Ten p ro to k ó ł ro zbieżności - m iędzy in te rese m in te le k tu a ln y m a in te rese m akadem ickim - jest na trw ałe w pisany w p aradoks artes liberales, do których należy now ożytna m yśl h u m an isty czn a. P aradoks - poniew aż sz tu k i wyzwolone m im o w szystko stanow ią część uniw ersytetu i są n auczane przez w yspecjalizow aną k a drę. U w ażam jednak, że p arad o k s ten, jeśli uczynić go w p ełn i przejrzystym , może pom óc hu m an isty ce odzyskać jej u traco n ą sam ow iedzę, a owej w yspecjalizow a nej, choć zdezorientow anej, k adrze trochę popraw ić sam opoczucie. O statnio b o w iem coraz silniej daje się jej do zro zu m ien ia, że znalazła się ona w „naukom e- try cz n ej” ariergardzie: jej pu b lik acje nie przynoszą zbyt w ielu p u n k tó w w ogólnej klasyfikacji polskiej n au k i, a jej pro jek ty badaw cze nie ściągają w ielkich eu ro p e j skich grantów . Z perspektyw y czysto akadem ickiej h u m a n isty k a okazuje się ku lą u nogi albo niew ygodnym m eblem , z którym nie w iadom o, co począć: czy ustaw ić go w k ątk u w ielkiej jasnej sali, w której kró lu ją n a u k i społeczne, czy też p rze su nąć do ciem nego m agazynu, gdzie m oże n adać się tylko jako rekw izyt w kształce n iu k ad ry nauczycielskiej.
P aradoks częściowej „nieakadem ickości” h u m a n isty k i m ożna więc w ykorzy stać przeciw h u m an isty ce (co n ie u sta n n ie czynią przedstaw iciele czystego p rze m ysłu akadem ickiego), ale też na jej korzyść. W ystarczy tylko uparcie pielęgno wać to o t w a r c i e , jakie zapew nia niejasn y sta tu s h um anistycznych artes libera les, rozpiętych m iędzy nau k ą a sztuką, m etodą a szaleństw em , bibliotecznym „klasz to re m ” a p u b lic zn ą agorą; o t w a r c i e , które n ad a je im specyficzną w artość, zu pełnie n ie m ie rz aln ą zasadam i nieszczęsnej „n a u k o m e trii”. P aradoks h u m a n isty ki m ożna więc rozw iązać albo w te n sposób, że - jak się to stało na uniw ersytetach am erykańskich - u p o dobni się ona do innych dyscyplin akadem ickich i zaanga żuje się w p e łn i w ich kam pusow ą grę o punkty, albo w te n sposób, że w łaśnie pod k reśli swoją paradoksalność jako zaletę, św iadom ie odm aw iając uczestnictw a w „naukom etrycznym ” absurdzie.
Świetnej ilu stra cji tego p ro b lem u dostarcza k o n flikt, k tóry od ro k u toczy śro dowisko In sty tu tu Filozofii i Socjologii Polskiej A kadem ii N au k , do jakiego n ale żę. Sam prezes PAN, prof. M ichał K leiber, uważa te n kon flik t za „testow y” : kwe stionując status quo, zgodnie z k tórym filozofowie i socjologowie fu n k cjo n u ją od lat w ram ach jednej instytucji, kon flik t te n m a pokazać, czy polskie środow iska uczonych zdolne są do sam ookreślenia i sam oustanow ienia; czy - in n y m i słowy - wiemy, o co n am chodzi i jakie są nasze badaw cze cele. Jak na razie test te n p rzy niósł tylko jeden rezultat: socjologowie, zdom inow ani przez g rupę tak zw anych „ilościow ców”, w ypisali się z jakiejkolw iek w spólnoty in te le k tu aln ej z filozofam i, którzy w ogrom nej w iększości u zn ali się jednak za „h u m an istó w ” . In sty tu t, nad al oficjalnie funkcjonujący jako jedność, rozpadł się de facto na dwie części, czego ofiarą pada Szkoła N a u k Społecznych, in te rd y scy p lin arn e stu d iu m doktoranckie
21
2
2
W yznania
założone kilkanaście lat te m u przez Stefana A m sterdam skiego na wzór now ojor skiej T h e N ew School for Social R esearch. Szkoła ta, której sam Stefan A m ster dam ski n ad a ł m iano „kuźni e lit”, działała od początku zgodnie z paradoksem n o w oczesnej h u m a n isty k i jako jedno cześn ie akadem ickiej i n ie ak a d em ick ie j, za m kniętej i otwartej: szkoliła doktorantów łączących zaangażow anie poznawcze i p u bliczne. W ykształciła więc fem in istk i od M a rii Ja n io n i m łodych konserw atystów od M arcina K róla; ogrom ną rzeszę pracow ników polskich NGO-sów, z F u n d acją Batorego na czele, i sporą część red ak cji „K rytyki P olitycznej” . Jednocześnie jed n ak w raporcie na te m at stan u Szkoły, jaki sporządziła g rupa socjologów z IF IS , m ożem y przeczytać, że „idea Szkoły jako k u źn i elit nie spraw dziła się”, poniew aż w yniki absolw entów w ypadają źle pod k ątem statystyk „naukom etrycznych” . Z a leca się więc daleko idące zm iany, zm ierzające w stronę „u n au k o w ien ia” Szkoły, oczywiście kosztem jej hum anistycznego, nieakadem ickiego aw anturnictw a. N a nic zdają się persw azje, że jednak pom ysł A m sterdam skiego odniósł sukces i Szkole udała się w ielka rzecz, jaką jest tran sfe r akadem icko w ykształconej m łodzieży do życia publicznego. W końcu dzięki te m u transferow i w łaśnie, obok „ekspertów ” p rzy k le p u ją c y c h grzeczn ie „efekty tra n s fo rm a c ji”, po jaw iły się ta k ż e e l i t y k r y t y c z n e , zdolne do m niej służalczego nam ysłu n a d rzeczyw istością. Zwo lennicy opcji „z am k n iętej”, w której akadem ia żyje swoim w łasnym izolow anym życiem kam pusow ym , pozostają nieugięci: lepsze staty sty k i „n e u k o m e try c zn e” prze k ład a ją się bow iem au tom atycznie na lepsze p ro sp ek ty dofinansow ania.
H u m an iści m uszą się więc bro n ić - ale obrona ta udać się m oże tylko pod w arunkiem , że dobrze zrozum ieją i zaak cep tu ją swój parad o k saln y status, obraca jąc go na swoją korzyść. Pod w pływ em „testow ego” k o n flik tu , jaki zafundow ała m i dyrekcja PAN-u, sam a staję te ra z p rze d w yborem , rów nie „testow ym ” dla całego m ojego środow iska. Albo stan ę się profesorem w jednostce badaw czej, w p e łn i podłączonej do akadem ickiego system u żyjącego z grantów , któ re różne in sty tu cje rozdzielcze p rzyznają na ściśle konform istycznych zasadach - albo św iadom ie p odkreślę swoją nieak ad em ick ą różnicę, zd efin iu ję swoją działalność uniw ersy tecką p rzed e w szystkim jako aktywność dydaktyczną, obliczoną na kształcenie ludzi, p odobnie jak ja, trochę niedopasow anych, i dzięki te m u znajdę czas na p i sanie książek, k tóre nie będ ą tylko pospiesznie kleconym i zb io ram i artykułów , w ydaw anym i w celu rozliczenia się z gran tu . Albo zatem zam knie się nad e m ną w eberow ska „żelazna k la tk a ” pragm atycznej p se u d o racjo n aln o ści, albo um k n ę p rętom , częściowo choćby u n ik n ę pokusy k o optacji i zachow am odrobinę krytycz nej swobody. N ie ukryw am , że znacznie bliższa jest m i ta druga opcja, ale jeśli h u m a n iśc i w Polsce n ie wykażą się jakim ś rodzajem solidarności i gotowością obro ny swego specyficznego sta tu su artes liberales, to obaw iam się, że - cytując n ie p o kornego klasyka - skończę jako profesor w Bazylei. Horror! Horror!
Abstract
Agata BIELIK-ROBSON
Institute of Philosophy and Sociology, Polish Academy of Sciences (Warszawa)
I Don’t W ant to Be a Professor in Basel
A reply to the questionnaire on the occasion of the 20th anniversary of Teksty Drugie: my personal views on literature, literary studies and other issues of consequence.
Humanities versus ‘science-metrics', or, the ‘to be or not to be' within academia, and, which of these options is better for the humanities (considering the cases of Marx, Nietzsche, Freud, Derrida, Benjamin and others).