• Nie Znaleziono Wyników

Śladami istnienia-w-pełni

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Śladami istnienia-w-pełni"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Joanna Sarbiewska

Śladami istnienia-w-pełni

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4 (136), 102-108

2012

(2)

10

2

Siadami istnienia-w-pełni

E seistyczna praca D ariu sz a C zai stanow i w yłom we w spółczesnych opisach podróży po W łoszech, bo w istocie nie m a nic w spólnego z owymi erudycyjno- -estetycznym i w ydm uszkam i, które osiągają status krajoznaw czych przewodników. Oczywiście, jest w niej erudycyjny zapis podróży, p rzenikliw e oko b adacza-antro- pologa, ogrom na św iadom ość p rze tarty c h już, k ulturow o-estetycznych szlaków. N ie jest więc p rzypadkiem , iż au to r podróżuje na p o łu d n ie k raju , czyniąc celem swojej w ędrów ki pery fery jn ą w zględem n ie u sta n n ie eksploatow anego C e n tru m A pulię, wciąż jeszcze terra incognita. Ale znów - n ie chodzi tu o sam o odkryw anie „nieo d k ry ty ch ”, zapom nianych, p row incjonalnych m iejsc, ani też o sam o p rze ła­ m yw anie (choć też jest tu w ażne) konw encjonalnego i naskórkow ego spojrzenia kolekcjonera w rażeń; spojrzenia, któ re patrzy, a nie widzi. W chodząc „pod skórę” języka precyzyjnego opisu, n ie tru d n o bow iem dostrzec, iż geografia m iejsc jest tu zaledw ie pretekstow a dla podjęcia istotowej pro b lem aty k i poznaw czej. Czytając uw ażnie, m a się n ie o d p arte w rażenie, iż autora „prow adzi” pasja tro p ie n ia uk ry ­ tej stru k tu ry Istn ie n ia , w której dośw iadczone i przeżyte - m ocno, ontologicznie j e s t . Cała książka stanow i w łaściwie zapis intuicyjnego, żarliw ego poszukiw ania utraconej p e łn i życia tam , gdzie świat się kończy; bo C e n tru m św iata w ypełniają już tylko k ulturow e protezy, fantom y istn ien ia, h o łdujące duchow i pragm atyzm u. N arzęd ziem owego poszukiw ania jest w Gdzieś dalej o k o fenom enologa i poety, w yposażone w „wiarę postrzeżeniow ą”, któ re ze spotykanych fragm entów rzeczy w idzialnych w yłania „niew idzialne” i n ie zm ien n ie obecne. N iezw ykle w ażna wy­ daje się specyfika odkryw anej tu rzeczyw istości - łączy ona w sobie pozornie od­ ręb n e rejestry, uniew ażniając dw ubiegunow ą k o n stru k cję św iata „odczarow ane­ go”, o p artą na racjonalnej zasadzie w ykluczania.

(3)

Sarbiewska Śladam i is tn ie n ia -w -p e łn i

N ajp ierw apulijsk a Góra Świętego A nioła. M iejsce, o którego istn ie n iu n ie wie (prawie) n ik t, jest jednocześnie m iejscem pierw szego na chrześcijań sk im Z acho­ dzie objaw ienia świętego M ichała A rchanioła. I już z tej k o n sta ta cji m ożna wy­ prow adzić fu n d am e n taln e rozpoznanie, zaw arte w Gdzieś dalej: przestrzenie opusz­ czone i zapom niane, tu rystycznie nieatrak cy jn e, percepcyjnie nieosw ojone jawią się tu jako p rze strzen ie źródłow e, z których em anuje pierw otna energia realnej obecności. To w łaśnie w pustce i b ez ru ch u m iejsc oddalonych od ponow oczesnego św iata pow ierzchow nej k o n su m p c ji w rażeń odnajd u jem y m istyczne źródło życia. Z n am ien n y jest opis uczestnictw a w lokalnej procesji k u czci świętego - ów w spól­ notow y obrzęd nie p rezen tu je „m artw ego skansenu m arionetek poruszanych sznur­ k am i tra d y c ji” 1, lecz stanow i form ę żywą, w pełni, realn ie dośw iadczaną. C zaja, za h o le n d ersk im religioznaw cą G erard u sem van der Leeuw em , dostrzega genezę p ro ­ cesji we w cześniejszym fenom enie tańca kultow ego - zarów no procesja, jak i ta ­ niec stanow ią elem en tarn ą m anifestację życiowej energii (GD, s. 28). D alej, wraz z autorem , stajem y się św iadkam i swoistego tanecznego ry tu a łu - to jeden z tych obrazów-znaków, któ re odsyłają do ukrytej, duchowej rzeczyw istości: „tańcząca para tw orzy wokół siebie jakiś osobny kosmos. Z ato p ien i w sobie, zdają się nie dostrzegać nikogo. Ta intym ność zaw stydza innych. O d reszty oddziela ich niew i­ d zialna szyba. W tym , co robią, nie m a nic z ostentacji, wygląda to na zwykłą, rutynow ą czynność. Być m oże pow tarzaną tu co wieczór. T rudno uciec od m yśli, że to nie oni są tu osobliwością, ale cały świat wokół nich , że ich ry tu aln y taniec odbywał się tu zawsze, jakby na przek ó r zm iennej m a te rii rzeczyw istości. Jakby po to, by zaznaczyć, że w tym utk an y m z czasu świecie, coś n apraw dę j e s t ” (GD, s. 39). Ten obraz, obok innych (o których za chw ilę), zaw iera w sobie niejako k o ­ smos znaczeń, wokół którego, jak wokół konstrukcyjnej osi, krążą niem al wszyst­ kie eseje Gdzieś dalej. Czaja w ydaje się w łaśnie podążać śladam i wyczuwanego in ­ tuicyjnie, ukrytego ry tm u tego, co j e s t ; zarów no spotykane zd arzenia czy p ejza­ że, jak i przyw oływ ane teksty k u ltu ry służą tu ostatecznie o d sła n ia n iu tego sam e­ go, głębinow ego praw zoru Istn ien ia. U jaw nianie realnej, żywej obecności, n ie tk n ię ­ tej zm ien n y m zn a k ie m czasu, n iezam ienionej w now oczesny skansen, niezłapanej w kleszcze sym ulacyjnych k o n stru k cji, zawsze dokonuje się w „prześw icie”, w swo­ istej dialektyce „w idzialnego” i „niew idzialnego” . I w łaśnie taniec stanow i tu czę­ sto specyficzną figurę-klucz, k tóra przez powłokę cielesnego otwiera k o n ta k t z tym , co w ieczne i nieskończone.

Taka jest rów nież ta ra n te lla - ap u lijsk i tan iec, k tó ry w ziął swoją nazw ę od nazw y m iejscow ości T aranto lu b /i od pająka ta ra n tu li. W iąże się ów taniec z feno­ m enem k ulturow o-religijnym włoskiego P o łudnia, sferą sym bolu i m itu . W ierzo­ no, iż na skutek ukąszenia ta ra n tu li człowiek zapada w rodzaj choroby, a jedyną skuteczną te ra p ię stanow i w łaśnie taniec; za jego pom ocą usuw ano z organizm u tru ją cy jad i poprzez oczyszczenie pow racano do utraconej harm o n ii. W raz z

au-D . C zaja G dzieś dalej, gdzie indziej, W yd aw n ictw o C zarne, W ołow iec 2010, s. 29.

(4)

10

4

to rem w chodzim y w sam środek ta ra n tu llicz n eg o święta w G alatin ie (odpustu na cześć dwóch św iętych patronów : Piotra i Paw ła), które nie zważając na racjonalne praw idła dychotom icznej dysjunkcji, łączy w sobie elem enty pogańskie i ch rze­ ścijańskie. I tu ponow nie obserwujem y, jak z nicości i n u d y prow incji w yłania się m isteryjny poryw. N iepostrzeżenie zanurzam y się w obsesyjny, szaleńczy ry tm i cha­ rakterystyczne w ahadłow e ru ch y ta ra n tellic zn ej m uzyki i tań ca, w ów dionizyjski żywioł wiecznego teraz, ta k św ietnie uchw ycony przez N ietzschego w Narodzinach tragedii (GD, s. 190-193). Precyzyjny i subtelny, dbający o szczegół opis św ięta, podjęty z perspektyw y zdystansow anego badacza-obserw atora, naraz zostaje prze­ łam any narracyjną soczewką żywego uczestnictw a - na skutek „ukąszenia” dośw iad­ czonym rytm em , autor daje się ponieść/wezwać N ieznanem u, oglądając już tę rze­ czywistość od w ewnątrz, z samego jądra: „już nie patrzę, cały jestem patrzeniem , już nie słyszę, cały jestem w słuch zam ieniony, już nie stoję, bo stopy m am nad ziem ią, napow ietrzna karuzela, od ziem i odwyka się lekko” (GD, s. 189). Co jednak znam ienne, choć taran tella cała jest przeciw śm ierci i cała za życiem (GD, s. 193), to jej głębia i niezwykła moc zdaje się płynąć w łaśnie ze zdolności specyficznej tra n s­ form acji - śm ierć zostaje niejako „w chłonięta”, przem ieniona w życie, a nie u su n ię­ ta poza naw ias dośw iadczenia. D ośw iadczenie istnienia-w -pełni wymaga bowiem realnego „wchodzenia do końca” - zarówno w życie, jak i w śm ierć. Intensyw ność obecności zawiera w sobie bolesne „spojrzenie w otchłań”; transow y rytm ta ra n telli odzw ierciedla jakby kosm iczny ru ch po okręgu Istnienia - od konw ulsji po stupor, od nam iętnego zapam iętania po kontem placyjne wyciszenie. Sym bolizując religij­ ny ryt nazyw ania dem onów i wyzwalania od nich, tarantelliczny taniec wyraża n a­ pięcie m iędzy udręką i ekstazą. Owo „nazyw anie” przybiera tu n iem al postać rela­ cji m iędzy dwiem a odrębnym i istotam i, ucieleśnionym i w jednym bycie: taran tu la m a w yraźną osobowość, a osoba „ukąszona” w chodzi z nią w intym ne związki. Roz­ m awia, przekonuje, naśladuje ruchy pająka, utożsam ia się z nim , próbując zatań ­ czyć w sobie jego śm iercionośne „ukłucie” (GD, s. 175-176).

Ten sam archetyp k oincydencji życia i śm ierci (choć n iejako odwrócony) od­ n ajd u jem y w późnorenesansow ej (noszącej już cechy zarów no m an iery zm u , jak i b aroku) m uzyce i biografii Księcia M uzyków - C arla G esualda da Venosy. Czaja przyw ołuje k o n k retn e teksty k u ltu ry (m .in. Śmierć na pięć głosów W ernera H erzoga i M adrygał żałobny G ustaw a H e rlin g a -G ru d ziń sk ieg o ) i k o n fro n tu je je ze sobą, pytając o praw dziw y w izerunek Księcia, o ta jem n y splot realnego życia i sztuki. Z owych analiz znów w yłania się u k ryty szyfr: „rzadki przypadek, kiedy to życie i śm ierć nie u k ła d ają się w p arę przeciw ieństw , ale tw orzą jedność kongenialnie dopełniających się części” (GD, s. 138). M uzyka dysonansow ych, oksym oronicz- nych dźwięków, chrom atycznej polifonii i interw ałow ych skoków, oscylująca m ię­ dzy frenezją, cierp ien iem i nicością, zaw iera w sobie ślady lin ii p ap ilarn y ch jej autora:

u m iera ł dłu go. W iele lat m ieszk a ł od g ro d zo n y od św iata. W sam otn ości z w yboru. Z a­ m k n ięty podw ójnie. W skorupie m ózgu, najpew niej osuw ającego się w szaleństw o. I w m u ­

(5)

Sarbiewska Siadam i is tn ie n ia -w -p e łn i

rach w ła sn eg o zam k u, który na k ilk a n a ście lat z a m ie n ił się w klatkę n aw ied zających go up iorów p rzeszło ści. (G D , s. 125)

D odać bow iem trzeba, iż G esualdo zapisał się w zbiorowej pam ięci także jako zbrod­ niarz, m ord u jący n iew ierną żonę i jej kochanka. Przyw ołanie tragicznej h isto rii Księcia służy jed n ak w Gdzieś dalej p rzede w szystkim próbie dośw iadczenia „ży­ w ego” i „niezm iennego” w zm iennej m a te rii czasu. To p rag n ie n ie m ateria liz acji ducha, jakiegoś przekonującego zn a k u obecności (GD, s. 139) zostaje osadzone niezw ykle sugestyw nie w p rze strzen i p u stk i - ru in zam k u w G esualdo, gdzie C za­ ja szuka śladów, usiłując „dotknąć niem ożliw ego” (GD, s. 139). I ponow nie p ery ­ feria o d słaniają swój dialektyczny splot - z m artw ego pejzażu em anuje ta jem nica jednostkow ej egzystencji, która pozw ala autorow i uchwycić u n iw ersalny prawzór. Istn ien ie-w -p ełn i ucieleśnia ideę coincidentia oppositorum - to „życie w jego n ie ­ usuw alnych sprzecznościach” (GD, s. 137).

Co istotne, poszczególne obrazy w skazują kom pozycyjny m etapoziom - ko n ­ strukcję całości. M ożna odnieść w rażenie, jakby eseje Czai scalał w łaśnie ru c h po „zaklętym kole” odw iecznej energii, ujaw niający kolejne obszary Tajem nicy; za­ wsze jed n ak jest on zaczepiony w zm ysłow ym konkrecie, jakim ś fragm encie w i­ dzialnego, p o d łu g epistem icznego klucza: per visibilia ad invisibilia.

Trzeba podkreślić, iż zasadniczą cechą całej spotykanej w Gdzieś' dalej rzeczy­ w istości jest jej antydualistyczna ontologia - najdalsze peryferia zdają się p rze­ chowywać w sobie źródłow ą obecność, której nie do tk n ął jeszcze „odczarow ujący” zn ak czasu, w prow adzający w yraźną dystynkcję m iędzy życiem i śm iercią, k u ltu ­ rą i n a tu rą , rozum nością i szaleństw em , ru ch e m i bezruchem . Takie rozpoznanie ucieleśnia też oddalona o k ilkanaście kilom etrów od g ranic A p u lii M atera (łac. materia) - pu sta, w ykuta w k am ien iu , pierw otna przestrzeń , z której w yłania się życie:

m ożn a o d n ie ść w rażen ie, że ten surow y pejzaż sp ok ojn ie m ó g łb y obyć się b ez nas. Jest w n im co ś arch aiczn ego. C zło w iek nie w ydaje się tu k on ieczn y, a fakt, że m im o n iesp rz y ­ jających w aru n k ów tak św ie tn ie się tu o d n a la zł, w ystaw ia dobre św iad ectw o b liźn im . A lb o inaczej: krajobraz ten m oże słu żyć za dow ód, że kam ień i cia ło , m im o tak łatw o uch w ytnych różn ic, nie n a leżą do ca łk iem osob n ych porządków rzeczyw istości. T u t a j [w yróżn ien ie J.S.] n ieo rg a n iczn eg o od org a n iczn eg o nie o d d ziela przepaść, czasem n a­ w et te ż y w io ły zdają się za ch o d zić na sieb ie. Trwają razem w jakiejś n iep ojętej sy m b io ­ zie. (G D , s. 148)

I dalej:

W M aterze cza s u le g ł oso b liw em u zak rzyw ien iu . B e z w ięk sz eg o trudu w y śle d z ić tu m o ż­ na różne jego w arstw y i stan y sk u p ien ia. A d o św ia d cze n ie m z gatun k u ekstraordynaryj- nych jest m o żliw o ść obserw acji zjaw iska rzadkiego: eg zy ste n c ji św iatów rów n oległych . (G D , s. 148-149)

W „gdzieś d a le j” dośw iadczam y zatem czasu sym biotycznego, koniunkcyjnego, jakby poza-czasow ego, gdyż w ym ykającego się now oczesnej, racjo n aln ie k o n stru ­

SO

I

(6)

901

owanej w izji lin earn o ści i progresyw ności, opartej na zasadzie w ykluczania. Owo w spółistnienie pozornie odrębnych rejestrów rzeczyw istości d o bitnie obrazuje oso­ bliw a, niezw ykle w M aterze żywa tradycja niszczenia W ozu (carro), w pisana w p ro ­ cesję ku czci świętej M a rii della B runa. R ytualny akt d estru k c ji W ozu, polegający na w ściekłym ogołacaniu go z przytw ierdzonych doń m alow ideł i figur świętych, m ających później pełnić funkcję relikw ii, stanow i istny przejaw m rocznego ży­ w iołu pierw otności, w ystępującego bezkolizyjnie obok ustru k tu ro w an eg o pejzażu k ultury: „m am y kościelny splendor, złoto, ornaty, m odlitw y, kadzidło i litu rg icz­ ny porządek. A tu ż za rogiem w alka, rozpasanie i dzikość w sercu. W tych potycz­ kach na wozie nie m a żartów, to nie są le tn ie zapasy dla uczczenia tradycji. N ik t tu się n ie oszczędza, w alka idzie na ostro” (GD, s. 162).

Szczególną postać arch ety p u istnienia-w -pełni realizuje apulijsk ie m iasteczko C opertino. A utor, m ając w pam ięci le k tu rę Gwiezdnej wieży Eiffla B laise’a Cen- drarsa, szuka tu śladów obecności G iuseppe D esy - żyjącego w X V II w ieku świę­ tego Józefa z C opertino. Ten ociężały um ysłowo fra n ciszk an in znany jest z tego, że latał (!):

w yd aw ał okrzyk i w zlatyw ał. I to m u sia ło być p ięk n e. N iew ia ry g o d n e i cu d ow n e, p rzera­ żające i p ięk n e. Z n a le ź li się ci, co to w id z ie li i c h c ie li zaśw iadczyć. D z ię k i nim i m y d z i­ siaj m o żem y p rzeb ić się p rzez w arstw ę paru stu leci i spojrzeć w n iem o żliw e. (G D , s. 207)

I znów znam ien n e, iż C o p ertin o to p rzestrzeń p u stk i - południow y stu p o r splata się tu z ekstazą b ru d u ; m iasteczko jawi się jako ziem ia zgryzoty i brzydoty, istna kloaka m aksim a (GD, s. 212-213). W ta k im w łaśnie p ejzażu otw iera się rejestr rzeczyw istości, który pragm atyce i sceptycyzm ow i ratio zam knął drzwi. F enom en p odniebnego lo tu w w ym iarze realnego, ziem skiego u cieleśnienia, przekraczający dom enę B achelardow skiej w yobraźni poetyckiej. O bserw ujem y, za R ilkem , p ię k ­ no, któ re jest p rzerażen ia początkiem ; w ciasnych i b ru d n y c h uliczkach archaicz­ nego locus, w nagłym „prześw icie” błyska ekstaza w ieczności, ponow nie wyrażona w figurze tanecznego uniesien ia (GD, s. 208), uniew ażniająca racjonalne granice poznania. W „gdzieś d alej” staje p rze d n am i wyzwanie-W ezwanie, by percypować głębiej, pełn iej, by „przejść na d rugą stronę w id ze n ia”, przebić zasłonę iluzji, jak­ by w m yśl B lake’owskiego rozpoznania: „if th e doors of p erc ep tio n were cleansed, everything w ould ap p ear to m an as it is - in fin ite ”. W ydaje się, iż C zaja, p odąża­ jąc tro p em ukrytej s tru k tu ry Istn ie n ia , p ró b u je w łaśnie oczyścić w idzenie i otw o­ rzyć „ n ieu c h w y tn e”, odnow ić k o n ta k t z u tra c o n ą niesko ń czo n o ścią. O pow ieść C en d rarsa to „spacer po lin ie, która oddziela m ożliwe od niem ożliw ego, rac jo n al­ ne od szalonego”; h isto ria Józefa - czem piona lew itacji „jest dla nas dzisiaj jak lakm us, jak test bad ający w yporność naszej wiary, zdolność do przysw ojenia zdań, k tó re ta k m ocno w ym ykają się racjonalności ufundow anej na em pirycznym dzie­ dzictw ie” (GD, s. 225). Co jed n ak n ajisto tn iejsze , ów „p rześw it” niem ożliw ego w yłania się z codzienności prow incji, w ytrącając nas z u łu d y bezpiecznego zado- m ow ienia-w -św iecie, z naszej „poznaw czej h om eostazy” . Jak słusznie zauw ażył H eidegger, w p o zornie zw yczajnych i rozp o zn an y ch k sz tałtac h b y tu skrywa się

(7)

Sarbiewska Śladam i is tn ie n ia -w -p e łn i

niezw ykłość, tajem n ica istnienia; by ją dostrzec, trzeba utracić „zn an e” i „oswojo­ n e ”, dać się Wezwać, „ugodzić B yciu” . Z atem zam iast percepcyjnego „zaw łaszcza­ n ia ” - kontem placja.

Jak ie w istocie sensy niesie p eryferyjne „gdzieś dalej, gdzie in d z ie j” wobec C e n tru m , w którym oddech praw dziw ego życia w yparow ał, a człowieka i sztukę w chłonęła k u ltu ra sym ulacji, now oczesnych i ponow oczesnych p rotez i w ydm u­ szek? W arto pow tórzyć, jak m antrę: w „gdzieś d a le j” rzeczyw istość, dośw iadczona i przeżyta, m ocno, ontologicznie j e s t. T a m k u ltu ra splata się z n a tu rą , śm ierć z życiem , ru c h z b ez ru ch em , a p ełn ia w yłania się z p u stk i. T a m słowa jeszcze odsyłają do pierw otnych znaczeń, signifiant do signifié. T a m rzeczyw istość unosi się w swoim spontanicznym , nieprzew idyw alnym tańcu, w którym piękno leży obok grozy, a cielesne obok m istycznego. T a m b ra k w spółczesnego dogm atu p rak ty cz­ nego ro zu m u , k tóry skutecznie zam raża w szelki im p u ls niespodziew anych ilu m i­ nacji, unicestw iając tajem n icę rzeczy pozornie zwyczajnych. T a m m ożliw a jest obecność lew itującego m n ich a w realnym , surow ym pejzażu, będąca śladem T rans­ cendencji. T a m skorupa czasu pęka na chw ilę, na m gnienie, pozw alając dośw iad­ czyć w iecznego teraz, Bycia ogołoconego. T a m , po d pow ierzchnią opuszczenia, bije au tentyczne Źródło. T a m dyskursyw ny rozum jeszcze nie w prow adził p o ­ działu na po d m io t i p rzedm iot; jeszcze nie zbudow ał m ostu, jeszcze n ie zdążył go zerwać.

I w tym m iejscu trzeba postaw ić zasadnicze p ytanie um ysłu krytycznego i scep­ tycznego, św iadom ego zarów no problem atyczności sam ego rozpoznania tego, co realne/praw dziw e, a co k o n struow ane/fikcyjne, jak i rozdźw ięku m iędzy dośw iad­ czeniem i językiem - czy eseje Czai stanow ią zapis sui generis utopii, przyw ołując w idzenie naiw ne? N ic b ardziej m ylnego - autor wie doskonale, w jak tru d n e j, apo- retycznej p rze strzen i się porusza, w yraźnie podnosząc pro b lem „tran sk ry p cji rze­ czywistego na językowy za p is” (GD, s. 283). „Opowieść p odróżna cały czas biegnie po trajek to ria ch fik cji” (GD, s. 283), pojm ow anej jed n ak nie jako kłam stw o, ale s tru k tu ra n arracy jn a, która - z konieczności - k o n ce n tru je się tylko na w ybranym fragm encie w idzianej/dośw iadczanej realności, usiłując, „przy użyciu m etonim icz- nego fik o łk a”, zasugerow ać całość (GD, s. 284). O prócz m o m e n tu tran sk ry p c ji z „przeżytego” na „wysłowione”, m am y rów nież do czynienia ze swoistym p rze j­ ściem z „przeżytego” na „zap am iętan e” : „rzeczywistość zobaczona, d otknięta, w ja­ kim ś k o n k retn y m tu i teraz - to jedno. Rzeczywistość za p am iętan a - to coś jeszcze innego. A po d an a w form ie przem yślanego u p rze d n io zap isu to destylat jeszcze innego rodzaju. G dzie zatem m ieszka rzeczyw iste?” (GD, s. 285-286). M im o świa­ dom ości owych new ralgicznych punktów , najw iększą w artością Gdzieś dalej jest w łaśnie p róba przekroczenia aporetycznego im pasu krytycznej episteme i „d o tk n ię­ cia niem ożliw ego” . N ie ulega w ątpliw ości, iż dośw iadczana w prow in cjo n aln ej A p u lii rzeczyw istość nie tylko m ocno, ontologicznie j e s t, ale i odsłania jakiś ar­ chaiczny wzór Istn ie n ia , w skazujący, iż „odw ieczne rytm y są niew rażliw e na p rze­ m ian y cyw ilizacyjne” (GD, s. 168). Pod zm ien n y m i fo rm am i apulijskiego świata o d n ajd u jem y bow iem „czyste trw an ie”, odw ieczny ry tm życia. Owszem, w yłania

10

7

(8)

10

8

się on zaledw ie w m gnieniow ym dośw iadczeniu, w którym skorupa czasu pęka, otw ierając „prześw it” nieskończoności. Ale w łaśnie realna obecność tych „m g n ień ” pozwala zrozum ieć, iż ludzka tęsknota za istnieniem -w -pełni dalece w ykracza poza p orządek m itycznej w yobraźni, stanow iąc raczej odpow iedź dan ą tem u , co j e s t . Eseje C zai udow adniają, iż tylko w idzenie uw ażne zagląda „pod p ow ierzchnię”, zn ajdując k o n ta k t z istotą rzeczy.

J oan na SARBIEW SK A

Abstract

Joanna SARBIEWSKA

Pom eranian U n iversity o f A pplied Sciences (G dynia) Tracing th e full existence

Reviev: Dariusz Czaja Gdzieś dalej, gdzie indziej [ ‘S o m e w h e re further, s o m w h e re else'], W y d a w n ic tw o Czarne, W o ło w ie c 2010.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rozdział czwarty ukazuje pobyt Brunona w zakonie, gdzie przyjmuje zakonne imię Bonifacy i gdzie skrystalizowała się jego du- chowa sylwetka.. Piąty

Brunon znalazł się na dworze Ottona III oraz w pałacu biskupa Rzymu – Sylwe- stra II, jakie związki łączyły go z Węgrami, Jaćwingami, Szwedami oraz Litwinami, jak wyglądała

Systemy te są często klasyfi kowa- ne już na wyższym poziomie organizacyjnym, czyli Inteligentnej produkcji zwierzęcej (Smart Livestock Farming) lub

kich, rzadko jednak pomaga do realizowania ich w praktycznem ży- ciu jednostki. Oczywiście stąd jeden krok do czynu, ale właśnie o ten jeden krok tak trudno; organizacja nie zawsze

Autorka uka- zała w nim Maryję jako przestrzeń duchowego życia Błogosławione- go, będącą przestrzenią dojrzewania i owocowania jego duchowości – wskazała na jej

To nie kwestia tego, że i wśród nich może się trafić malarz dużej miary, ale tego, iż, jako całość, jest to zjawisko innogatunkowe?. I instrumenty, za pomocą których je

Możliwości organów kościoła Chrystusa Króla Wszech- świata w Ustroniu-Zawodziu są niezwykle szerokie, biorąc pod uwagę fakt, iż jest to instrument 20-głosowy..

Interesujące jest ukazanie rodziny jako miejsca, gdzie dokonuje się narodzenie ducho­. we