• Nie Znaleziono Wyników

"Na przekór sobie (i innym) stworzyć siebie z boku" : o jednym liście Witkacego do żony

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share ""Na przekór sobie (i innym) stworzyć siebie z boku" : o jednym liście Witkacego do żony"

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)

2 2 4

Interpretacje

Olga SZMIDT

„N a przekór sobie (i innym) stworzyć siebie z boku”.

O jednym liście Witkacego do żony

W n ie jed n o k ro tn ie już kom entow anym przez badaczy liśc ie 1, W itkacy, będąc po d w pływ em alkoholu, pisze do żony w yznanie pełne wyrzutów, deklaracji i p o ­ stulatów. W śród n ic h d o m in u ją te dotyczące n iedługo w cześniej zaw artego m ał­

żeństw a i fo rm u ły rela cji, jaką m ło d z i m ałżonkow ie p ró b u ją w ypracow ać. Do zdarzen ia, bo ta k ie określenie procesu p isan ia tego listu bym zaryzykow ała, do ­ szło po przyjęciu, podczas którego - zgodnie z u sta le n ia m i Janusza D eg lera2 - Jadw iga była, w edle oceny swojego m ęża, zbyt życzliwa A ugustow i Zam oyskiem u.

Spór m iędzy m ałżo n k am i zaowocował listem n ap isan y m nocą, tu ż po wyżej w spo­

m n ia n y m incydencie. Co ciekawe, Jadw iga przebyw ała w tym sam ym p en sjo n a­

cie, w któ ry m nocow ał au to r tek stu . Specyficzny k o n tek st, a także okoliczności tow arzyszące jego pow staniu nie m ogą ujść uw adze czytelnika. Sam W itkacy wy­

raźnie podkreśla swoją a k tu aln ą sytuację, m iejsce p o bytu oraz stan, w jakim się znajduje. Pisze:

Z n alazłem wyjście z tego w ieczoru i piszę list do C iebie, która leżysz o 5 kroków ode m nie, oddzielona m ałostkow ością w yobrażeń o innym życiu.3 (s. 24)

1 Zob. m .in. J. D egler Witkacy się żeni, w: tegoż Witkacego portret wielokrotny. Szkice i materiały do biografii (1918-1939), PIW, W arszaw a 2009.

2 J. D egler Przypisy, w: S.I. W itkiew icz, Listy do żony (1923-1927), PIW, W arszawa 2009, s. 247.

3 S.I. W itkiew icz Listy do żony (1923-1927). C ytaty z listu datow anego na 13/14.05.1923 lokalizuję w tekście podając n u m ery stro n w naw iasach.

(2)

Szmidt

„N a przekór sobie (i innym) stworzyć siebie z boku”

O bok zarzutów zw iązanych z zachow aniem żony (szczegółów nie znam y) oraz złoś­

liwości odnoszących się do jej arystokratycznego p o ch o d zen ia4, pojaw iają się tu refleksje dotyczące rów nież nieco innych kw estii.

W sp o m n ian y k o n te k st sk łan ia do p o trak to w a n ia d ek larac ji zaw artych w li­

ście z daleko idącą ostrożnością. M am y tu zre sztą do cz ynienia z isto tn y m i p ro ­ b le m a m i badaw czym i na co n ajm n ie j k ilk u poziom ach. Z an im p rzejd ę do n a j­

b ard z iej in te resu ją ce g o m n ie tu p ro b lem u , a w ięc sam ego w yznania W itkacego i k o n cep cji zaw artej w tym liście, sp ró b u ję n ak re ślić specyfikę le k tu ry tego ro ­ d za ju tekstów i ich konsekw encje dla in te rp re ta c ji. A naliza tego, jakże w yrazi­

stego p rz y p a d k u daje n ad z ie ję na w ypracow anie m e to d o lo g ii o m ałym zasięgu - ta k ie j, k tó ra pom ocna okaże się w in te rp re ta c ji k o rp u su tekstów (a w łaściwie:

listów ; raczej tru d n o byłoby odnieść owe u sta le n ia do an a liz y d ram a tó w czy po ­ w ieści, choć zw rócenie uw agi na ręk o p isy ta k że w ydaje się tu in te re su ją c ą m oż­

liw ością) W itkacego. N ie są one je d n a k na tyle sw oiste, b y nie m óc za raze m od­

nieść ro zp o z n ań (lub chociaż ich części) prop o n o w an y ch w tym arty k u le do epi- stolografii in n y c h autorów .

Sądzę, że prześledzenie kluczow ych problem ów tego „o b iek tu ”, a m oże wręcz

„m ik ro -o b ie k tu ”, w kontekście i z p am ięcią o całej epistolografii autora Nienasy­

cenia, m oże się okazać owocne (postrzegam to także jako spore ograniczenie czy w ręcz ryzyko) w yłącznie w in te rp re ta c ji tw órczości W itkacego - m oże pozwolić wydobyć cechy szczególne jego pisarstw a - n iekoniecznie zaś jako p róba w ydoby­

cia cech k ard y n aln y ch epistolografii w ogóle. P u n k tem wyjścia jest więc tu in te r­

p retacja pojedynczych tekstów. Strategia ta wypływa z p rze k o n an ia , że w łaśnie na bazie ta k ich „m ik ro -le k tu r” m ożna spróbow ać zbudow ać in te rp re tac ję o nieco sze­

rzej zakrojonych am bicjach, ujm u jącą in teresu jące zjaw isko w szerszej p ersp e k ­ tywie, ch arak tery zu jącą to pole tw órczości jako część pew nego ro d zaju p o d m io to ­ wego p ro je k tu W itkacego. K onsekw encją ekstrem alnego ograniczenia p rze d m io ­ tu zainteresow ania, choć nie bez n aw iązań do inn y ch p rze strzen i, jest więc uwy­

p u k la n ie raczej tego, co in dyw idualne i jednostkow e, n iż tego, co tradycyjne czy konw encjonalne. N ie trak tu jąc tych kateg o rii opozycyjnie, lecz jako w zajem nie konieczne, w analizie listu W itkacego z nocy z 13 na 14 m aja 1923 roku, nie u zn a­

ję go za syntezę ep istolografii m iędzyw ojennego artysty. L ist te n nie stanow i dla m n ie także pars pro toto jego listowej tw órczości, ale raczej jed n ą z n ajbardziej radykalnych realizacji - sym ptom atyczną i nieoczyw istą zarazem . R adykalnych,

Uwagi te pow racają - w m niej lub bardziej serio traktow anej konw encji - w listach nie raz. Jan u sz D egler o p o chodzeniu Jadw igi pisze: „Jej m atka, Jadw iga, była córką m alarza Ju liu sza Kossaka i siostrą W ojciecha. W yszła za m ąż za Z yg m u n ta U nruga, zarządcę m ajątk u W okijów ka na W ołyniu (tam przyszły na św iat Jadw iga i jej siostra Zofia), ale wyw odzącego się z arystokratycznego rodu niem ieckiego U nrugów (U nruhów ) h erb u Lew, którego h isto ria sięga pierw szej połowy X w ieku [...]. O jciec Jadw igi byl oryginałem i dziw akiem , szczycącym się przy każdej okazji swoim pochodzeniem arystokratycznym i ro d zin n y m i koligacjam i [ ...] ”. J. D egler

Witkacy się żeni, s. 154-171.

2 2 5

(3)

2 2 6

dodajm y, p rzede w szystkim z p u n k tu w idzenia czytelnika, n iekoniecznie samego autora. O graniczenia i m ożliw ości in te rp re tac ji, jakie u jaw niają się w to k u le k tu ­ ry, w yznaczają w m oim odczuciu pew nego ro d zaju granicę tego, w jaki sposób m o ­ żem y te listy ujmować.

W ym ieniony p rzypadek jest na tyle wyrazisty, że m ógłby pozwolić także na rozpoznanie kluczow ych cech i ograniczeń w procesie o d bioru zarów no intym i- styki, jak i ep istolografii, któ ry ch swoista pograniczność zm usza czytelnika do uw zględnienia, jeszcze w yraźniej niż w o d n ie sie n iu do tekstów literack ich , poza- tekstow ych w arunków ich pow stania. O baw iając się jed n ak n a d in te rp re ta c ji, ro ­ zum ianej tu jako ekstrapolow anie u sta le ń poczynionych na podstaw ie n iew ielkie­

go frag m en tu , w d o d atk u autorstw a skom plikow anej postaci, m ożliwość tę pozo­

staw iam raczej na m arginesie swoich zainteresow ań. P rzejdę już do ogólnych u sta­

leń dotyczących epistolografii. Stefania Skw arczyńska tak rzecz ujęła:

L ist jest cząstką życia. Pow staje na płaszczyźnie życia, w bezp o śred n im z nim związku.

Tym się różni od w iększości in n y ch rodzajów literack ich , które pow stają w świecie d u ­ chowego odosobnienia, jakoby z dala od „gw aru” bezpośredniej rzeczyw istości.5

Isto tn e przesunięcie w zględem lite ra tu ry fikcjonalnej jest bez w ątp ien ia k lu ­ czowe. Spór, czy epistolografia jest lite ra tu rą , czy też stanow i w yraźnie odrębny gatunek, lokow any raczej w p rze strzen i p iśm iennictw a, tylko pozornie zdaje się przynależeć do sztucznie w zniecanych kontrow ersji. Ta podstaw ow a klasyfikacja określa zresztą nie tylko sta tu s epistolografii (i szerzej intym istyki), nie zm ien ia­

jąc tym sam ym sposobów lektury. Jest w ręcz przeciw nie - gdy bow iem in te rp re to ­ wać b ędziem y listy jak tekst literack i, u trac ą (lub w m ogą utracić) swoją specyfikę;

zyskają jed n ak tym sam ym , z pew nego p u n k tu w idzenia, wyższy sta tu s w h ie ra r­

ch ii p iśm iennictw a. B adaczka we w stępie swojej fu n d am e n taln ej rozpraw y pisze:

Toteż ocena dzieł epistolograficznych, tak swą isto tą od m ien n y ch od in n y ch rodzajów i tak dziw nych, m usi pójść torem odm iennym . A raczej toram i o d m ien n y m i, bo żadna zasada m etodyczna stosow ana w b ad an iach literack ich nie jest dla listu w ystarczająca.

P u n k tem w yjścia dla b ad ań będzie już nie, jak w d ziełach o ch arak terze czysto lite ra c ­ kim , zaw artość tek stu , lecz tek st w zespoleniu z pewnym fragm entem życia, z którego wypływa i który u kształca swoją skutecznością. Oczyw iście, ta k zarysow any przedm iot b a d an ia nie może się ograniczyć do m etod literack ich , lecz wym agać będzie także m etod badających życie.6

Skw arczyńska m a na m yśli socjologię, n a u k i historyczne czy biografistykę. Isto t­

ne w ydaje się tu p rzede w szystkim podk reślen ie konieczności skorzystania z roz­

m aity ch m etodologii, a zarazem uw zględnianie sw oistości listów k o nkretnego au ­ tora. Jak pisze R yszard Nycz:

5 S. Skw arczyńska Teoria listu, W ydaw nictw o U n iw ersytetu w B iałym stoku, B iałystok 2006, s. 332.

6 Tam że, s. 13.

(4)

Szmidt

„N a przekór sobie (i innym ) stworzyć siebie z boku”

[...] o w iele bardziej in te re su jąc ą perspektyw ę ukazu ją, jak się zdaje, b a d a n i a nie in ter-, lecz t r a n s d y s c y p l i n o w e : z m ierza ją one, z jednej strony, do iden ty fik acji pow inow actw przedm iotow o-problem ow ych idących w po p rzek (poniżej, powyżej) is t­

niejących granic dyscyplinow ych, z d rugiej zaś - do uchw ycenia historycznych procesów k ształtow ania i tran sfo rm a cji sztu k i nauk; procesów prow adzących w spółcześnie do p o ­ wolnego w yłan ian ia się zarów no zarysów nowych dyscyplin, jak do stopniow ej rekonfi- guracji dyscyplinow ych podziałów całego pola hum anistycznej wiedzy.7

In terp reta cy jn e ograniczenia i obiecujące perspektyw y tw orzą tu w łaściw ie n ie ro ­ zerw alny splot. Obawa p rze d n ad m iern y m rozproszeniem b a d a ń jest m oże n ajle­

piej w idocznym zagrożeniem . Z drugiej zaś strony tru d n o nie przyznać, że p e r­

spektywa ta pozwala na takie kształtow anie strateg ii interp retacy jn ej, k tóra w m oż­

liw ie najw yższym sto p n iu odpow iadać będzie p rzedm iotow i zainteresow ania.

N ad e r w yrazisty przykład, jaki stanow i om aw iany list, n ie m al w ym usza na in ­ te rp re ta to rz e zm ian ę bąd ź m odyfikację przyzw yczajeń lekturow ych. Już na p o ­ czątku należy uw zględnić co najm n iej trzy aspekty, dotyczące zresztą nie tylko szeroko rozum ianej poetyki w yznania. Po pierw sze - najb ard ziej oczywiste - nie m ożna nie wziąć pod uwagę fak tu , że rzeczony list został n ap isan y po d w pływem alkoholu - posiadając tę w iedzę, nie sposób traktow ać go d okładnie ta k sam o, jak w sytuacji, gdy o stanie piszącego n ie w iem y zbyt wiele. Z pozornie analogiczną sytuacją m am y do czynienia w p rzy p a d k u tekstów literac k ich , których legenda głosi, że pisane były po d w pływ em rozm aitych środków odurzających8. T rudno n ato m ia st w yraźnie rozgraniczyć - a n ie w iem , czy rozróżnienie przyniosłoby p o ­ żytki dla in te rp re ta c ji - tekst i pew ien rodzaj atm osfery tow arzyszącej jego po ­ w stan iu oraz - w konsekw encji, p o n ie k ąd w tórnie - jego le kturze. Z arazem jed­

nak, z pow odu b ardzo ograniczonego w glądu, jaki czytelnik m a w proces twórczy, przyjąć należy, że te specyficzne k onteksty pow stania dzieła stanow ią jednak przede w szystkim sw oistą legendę tow arzyszącą dziełom literack im . Co m oże n a jisto t­

niejsze w tym kontekście, te k sty literack ie, bez w zględu na to, w jakich w a ru n ­ kach powstały, przechodzą p rze d w ydaniem szereg cen zu r i korekt - od autorskiej po w ydaw niczą - elim inujących, na ile to m ożliwe, te p artie, które są przez którąś z in stan c ji n iepożądane. U znajem y więc, że tekst, m im o tego, co wym yka się spod k o n tro li in te n cji autorskiej, jest celowy oraz uw zględnione zostało istn ien ie od­

R. N ycz Kulturowa natura, słaby profesjonalizm, w: Kulturowa teoria literatury. Główne pojęcia i problemy, red. M.P. M arkow ski, R. Nycz, U niversitas, K raków 2006, s. 30.

P odobne d o m n ie m an ia odnosiły się przecież do sam ego W itkacego i jego powieści.

W przy p ad k u tego au to ra problem m ożna by dodatkow o poszerzyć - chociażby o niejednoznaczne sym bole (gdy chodzi o w ydźwięk, nie zaś o literaln e znaczenie) um ieszczane na obrazach, a określające, co m alarz w tym czasie pił, pa lił lub kiedy nie ro b ił tego przez kilka dni. W o d n iesie n iu do d zieł literack ich rzecz w ygląda chyba nieco inaczej niż w p rzy p ad k u epistolografii. N a przykład postać literacka, która w utw orze p rzedstaw ia na p rzykład swoje narkotyczne w izje, zdaje się nie stw arzać problem ów na podstaw ow ym poziom ie in te rp reta cji, tj. określen ia ich statu su w ew nątrz tek stu literackiego.

7

8

2 2 7

(5)

2 2 8

biorcy utw oru. Inaczej jest w p rzy p a d k u epistolografii, któ ra skierow ana jest n a j­

częściej do jednego tylko, em pirycznego odbiorcy - w spółtw orzącego n iep o w ta­

rzaln y kontekst kom u n ik acy jn y 9, p o n ad to posiadającego specyficzną i nieodtw a- rzaln ą w iedzę o nadawcy. Co rów nie w ażne w tym kontekście - „ n a” cytow anym liście, in n y m kolorem , praw dopodobnie po n a p isa n iu całego tek stu , u góry pierw ­ szej strony W itkacy notuje: „L ist te n ju tro wyszlę n i e c z y t a j ą c ” (s. 30). W m yśl deklaracji, n ie p o d d an y cenzurze „trzeźwego oka”, list trafia do żony W itk a­

cego bez m odyfikacji. To gest znaczący - celem W itkacego jest, aby Jadw iga p o ­ znała te przem yślenia i postrzegała je zarazem jako pew ien rodzaj ecricture auto- matique, niem odyfikow any zapis autentycznych uczuć - au to r nie chce tym sa­

m ym zważać na radykalność wygłoszonych tam sądów, niekoniecznie odpow iada­

jących tem u , co zwykł kom unikow ać adresatce. L ist m a być więc (deklaratyw nie) czym ś w rod zaju m an ifestacji niezm ąconej autentyczności.

Po drugie, nie m ożna zignorow ać sytuacji k o m u n ik a cy jn ej10, w jaką rzeczony list był w łączony - stanow ił on b ardzo szybką reakcję na w ydarzenia, któ re doty­

czyły p alących i niełatw ych kw estii zw iązanych z (nieudaną) p ró b ą stabilizacji relacji m ałżonków. W sposób oczywisty le k tu ra listów m u si brać pod uwagę m ie j­

sca puste, przerw y w kon tak cie za p o średnictw em tego m e d iu m czy często nie cał­

kiem czytelny kod, jakim p osługują się piszący. N ie bez znaczenia jest także, by ta k rzec, istotowa eliptyczność listów (z p u n k tu w idzenia osób trzecich) - piszący n ie k la ru ją sobie podstaw ow ych kw estii, często wyrywkowo odnoszą się do spraw spoza p rze strzen i listów. W o d n ie sie n iu do om aw ianego listu pro b lem jest dobrze w idoczny - n ie wiemy, co w ydarzyło się tego w ieczora, nie m am y d ostępu do re­

fleksji Jadw igi, znam y tylko reakcję W itkacego. C zytelnik jest więc zm uszony - m niej lub bardziej św iadom ie - dom yślać się zarówno sytuacji poprzedzającej tekst, jak i odrębności poglądów żony autora Pożegnania jesieni. In te rp re tu ją c te n list sku p iam y się więc ostatecznie na tym , co pozostało po zd arzen iu , jak zostało ono z a p am iętan e przez W itkacego, a w łaściw ie - jak pam ięć tego w ydarzenia została przez niego w yrażona w liście. N ie b ad am y więc ta k n apraw dę w ięzi m iędzy m ał­

żonkam i, ale to, w jaki sposób W itkacy funkcjonow ał w tej p rze strzen i i jaką rolę w k o n stru o w an iu relacji (a także tej sytuacji) odgrywał dla niego list, a także jak au to r w ykorzystywał w tym kontekście jego m aterialność.

9 Zob. np. K. C ysew ski Teoretyczne i metodologiczne problemy badań nad epistolografią,

„P am iętn ik L ite ra c k i” 1997 z. 1, s. 95-110.

10 P rzyjm uję w ersję, któ rą zaproponow ał - na podstaw ie ogólnej rek o n stru k cji zdarzeń - cytow any już badacz. W ażnym , jak sądzę, problem em , który tow arzyszy tej decyzji, ale także innym wyborom o znacznie w iększym znaczeniu, jest to, w jaki sposób kluczow i badacze, a także in n e osoby w spółtw orzące legendę W itkacego, skonstruow ały i k o n stru u ją jego obraz, a także w izję jego d ziałań i atm osferę tem u tow arzyszącą. Poza listam i może najciekaw szym tego św iadectw em jest zbiór Stanisław Ignacy Witkiewicz. Człowiek i twórca. Księga pam iątkowa, red. T.

K o tarbiński, J. P łom ieński, PIW, W arszaw a 1957.

(6)

Szmidt

„N a przekór sobie (i innym) stworzyć siebie z boku"

Po trzecie wreszcie - co istotne w kontekście badania epistolografii w ogóle - należy zwrócić uwagę na w izualny aspekt listu. Istotne będą tu więc skreślenia i pod­

kreślenia, bohom azy, dopiski innym i koloram i, a także zm iany w zakresie ukształ­

tow ania tekstu, które m ożem y obserwować na przestrzeni tych k ilk u stron. N ie m am tu więc na m yśli wyłącznie stylistyki i retoryki na poziom ie „czysto” językowym, ale także w yraźną zm ianę w zapisie czy w charakterze zapisu - od starannego na po ­ czątku, po ostatnie strony, na których w idoczna jest duża niedbałość piszącego. Są­

dzę, że m ożna te dwa problem y, a może dwa aspekty problem ów, interpretow ać łącz­

nie. Kluczowe pozostają tu kwestie związane z ideą autentyczności, pragnieniem bezpośredniości czy wreszcie poetyką w yznania - sądzę, że także w ich kontekście w arto zwrócić uwagę na m aterialność listów, ich w izualny aspekt. A nalizę tych za­

gadnień chwilowo zawieszam , by powrócić do nich po rozw ażeniu propozycji m eto­

dologicznej autorstw a Pawła Rodaka, łączącej się z wyżej w ym ienionym i zagadnie­

niam i, a dotyczącej sposobów i możliwości badania dzienników.

R odak, w swojej książce M iędzy zapisem a literaturą. Dziennik polskiego pisarza w X X wieku, zakłada, iż nie tylko ujęcia narratyw istyczne i konstruktyw istyczne w arto uw zględnić w o d n iesien iu do, w ym ienionego w tytule, pisarstw a diarystycz- nego. S łusznie w skazuje na in n e fu nkcje dzienników , które nie są tylko polem dla, najchętniej w ostatnich latach om awianych, szeroko pojętych autokreacyjnych stra­

tegii pisarzy. R ozm aite rozró żn ien ia, jakich dokonuje badacz w o d n ie sie n iu do dzienników osobistych, prow adzą do rezygnacji z obow iązującego d o tą d m odelu czytania dzien n ik a w yłącznie jako ro d za ju w ypow iedzi - o pew nych istotnych ce­

chach stru k tu ra ln y c h , zaw ierający określone treści czy konw encje i ta k d a le j11.

In n a droga, o k tórej pisze R odak, p rzew iduje, że sam d z ie n n ik (nie tyle zapis w d zien n ik u , ile d zien n ik jako pew ną całość) postrzega się inaczej:

W d ru g im p rzy p ad k u d z ie n n ik to rodzaj indyw idualnej p rak ty k i, pew ien sposób d z ia ła ­ nia słowem, k tóry spraw ia, że pow stający w ram ach tego d ziałan ia tek st jest tylko jed ­ nym ze składników , obok sk ład n ik a perform atyw no-funkcjonalnego (m iejsce, jakie za j­

m uje prow adzenie d z ien n ik a w życiu piszącego, funkcje dzien n ik a) oraz m aterialnego (n o śn ik d zien n ik a, jego stru k tu ra m ate rialn a, w ygląd).12

N ajw ażniejszy w ydaje się w tym u jęciu uprzyw ilejow anie m aterialn o ści diariusza, która w standardow ej le k tu rze w ydanego w form ie książkowej dzien n ik a jest w łaś­

ciwie nieobecna - poza, oczywiście, um ieszczanym i obok te k stu (zwykle n ielicz­

nym i) fotografiam i rękopisów - trak to w an y m i sk ą d in ąd raczej jako pew na cieka­

w ostka, pośw iadczenie autentyczności d o k u m en tu , ew entualnie ozdobnik, rzadziej jako isto tn y dla in te rp re ta c ji elem ent. M im o że propozycja m etodologiczna R oda­

ka w ydaje się n ad e r obiecująca, jej ryzykow ności upatryw ać m ożna w co najm niej k ilk u istotnych p u n k ta ch .

11 P. R odak M iędzy zapisem a literaturą. D ziennik polskiego pisarza w X X wieku, W ydaw nictw o UW, W arszaw a 2011, s. 29.

12 Tam że, s. 29.

22 9

(7)

2 3 0

In te rp re ta c ja skupiona na tym - m a teria ln y m - aspekcie m oże okazać się za­

n ad to psychologizująca lub m im ow olnie m oże stać się nową w ersją m etody b io ­ graficznej. Z kolei u p atry w an ie w m a teria ln o śc i d zien n ik a , a więc na przy k ład w śladach łez pozostaw ionych na p apierze, zagięciach i ta k dalej, istotnego zn a­

czenia, dorów nującego zn aczen iu sam ego te k stu , m oże prow adzić do ekstrapolo- w ania w łasnych dośw iadczeń em ocjonalnych na to, co obserw ujem y w rękopisach13.

P o nadto istn ieje ryzyko, że za n ad to zaw ierzym y p odm iotow i piszącem u, k tóry kreow ać się m oże nie tylko poprzez tekst, ale także poprzez jego m aterialność.

Ślady oznaczać m ogą, iż piszący się „ a u to d ram a ty z u je”, że m oże chcieć, aby karta dzien n ik a była naznaczona w te n sposób, aby jego w łasna cielesność została, na ile to m ożliw e, w łączona w jego tw orzenie. Z astrzeżenie, któ re m ożna by w ysunąć, w yrażałoby się w p ro sto d u szn ie postaw ionym pytaniu: po co piszący m iałby to robić? Sądzę, że w d okładnie tym sam ym celu, w ja k im dokonuje się autokreacji.

Idąc krok dalej: nie sądzę, że istnieje bezw zględna konieczność rozw ażania tego p ro b lem u w innym porządku. N ie jestem w ostateczności przek o n an a, czy fo rtu n ­ ne jest w yraźne rozdzielanie tych działań - autokreacyjnych i spraw iających w ra­

żenie autentycznych. O kreślanie tych kategorii jako przeciw staw nych nie jest zgod­

ne z tym , jak chcę postrzegać pisarstw o diarystyczne i epistolograficzne - n a jisto t­

n iejsza w ydaje m i się w g runcie rzeczy podstaw ow a konstatacja: w łączenie czy to dzien n ik a, czy listu z jego m aterialn o ścią w p rze strzeń dośw iadczenia (także em o­

cjonalnego) p o d m io tu jest w ażnym , by n ie pow iedzieć: koniecznym , w yborem . W klasycznych już strateg iach in terp re tac y jn y ch d zien n ik będzie postrzegany zarazem n ie m al jako osoba (co jest potw ierd zen iem tezy jakoby od epistolografii do diariu sza nie było ta k dalek o 14), wobec której p odm iot się kreuje, i jako p rze­

strzeń pozw alająca m u u p am iętn ić dośw iadczenia w ta k i sposób, że nie da się go określić an i m ia n em autentycznego czy adekw atnego, an i cynicznie autokreacyj- nego. Z apisyw anie zdarzeń, czy m oże lepiej: zapisyw anie w rażeń ze zdarzeń tak, jak p odm iot chce je pam iętać i jakie em ocje chce m u przypisać, zakładałoby także niczym nieograniczoną św iadom ość, p an u jąc ą w pełn i n a d tym , co zaistniało w te k ­ ście, a także w jego m aterialności. Z m ierzam więc do tego, że tak jak w przy p ad k u teo rii perform atyw nych zw racających uwagę na pew ną p rze strzeń gry i spektaklu, w której autokreacja p o d m io tu n ie m oże być rozpatryw ana w o d n iesien iu do kry­

teriów praw dziw ości, ale raczej fortunności, skuteczności i adekw atności, ta k i tu należałoby uznać, że ślady pozostaw iane na k arta ch d ziennika m ają - lub: mogą m ieć - podobny charakter. M ożem y tu w ięc mówić raczej o pew nym efekcie au ­ tentyczności czy w ręcz sp ek tak lu autentyczności, nie zaś o „autentyczności samej w sobie” .

13 Także jednoznaczne p rzypisanie osoby do śladu (trzeba w ziąć pod uwagę możliwość in g eren cji innych osób - nie tylko, gdy chodzi o przechow yw anie dzien n ik a) w ydaje się dość problem atyczne.

14 Por. M. C zerm iń sk a M iędzy listem a powieścią, w: Autobiograficzny trójkąt. Świadectwo, wyznanie i wyzwanie, U niversitas, K raków 2000.

(8)

Szmidt

„N a przekór sobie (i innym) stworzyć siebie z boku"

O bok teoretycznych analiz (choć zestaw ionych z ryzykow nym i propozycjam i, jak na przy k ład z diagnozą „trzech praw d d z ie n n ik a ”15), w książce R odaka z n a j­

d u ją się n ad e r kontrow ersyjne rozpoznania. W części pośw ięconej tekstow i dzien­

nik a badacz pisze:

Jeśli bow iem w sam ym tekście d zie n n ik a m iędzy jego k o n stru k cją (ze w szystkim i jej w yznacznikam i) a tożsam ością piszącej osoby istn ieje daleko idący zw iązek, k tóry m oż­

na ukazać jako „form ę tekstualizacji własnego dośw iadczenia”, to w praktyce diarystycznej m am y zawsze k o n k re tn ą osobę, której em piryczny i egzystencjalny c h ara k te r nie ulega w ątpliw ości. D odatkow o potw ierdzone to jest śladem , jaki pozostaw ia ona w m a te ria ln o ­ ści d z ie n n ik a .16

Sądzę, że p ro b lem jest tu dalece bard ziej złożony. Jak już to w cześniej zostało pow iedziane - tak, jak nie sposób zweryfikow ać autentyczności śladów (na p rzy ­ kład tekstow ych), tak tożsam ość piszącego, a więc po d m io tu tekstowego i p odm iotu em pirycznego, nie jest m ożliw a do jednoznacznego u stalenia. Co ciekawe, w od­

n ie sie n iu do listów W itkacego A nna M icińska form ułow ała zbliżone w nioski:

I tu jeszcze raz w racam y do „lodowej góry” - ileż n iep o ro zu m ień w okół W itkiew icza narosłych pozwala lek tu ra jego listów ujaw nić, ile w ątpliw ości rozproszyć, z ilu w arstw legendy i plo tk i jego osobę i dzieło odczyścić. Jakże in n y jawi się, piszący w b e zp o śred ­ nim kontakcie z adresatem (a więc i z nam i), niż we w spom nieniach - choćby tych sam ych adresatów - lecz przecież już przepuszczonych przez filtr czasu, a także ich w łasnych osobowości i in te lek tu aln e j p o ten cji.17

I dalej:

W rezultacie - n iep rz e p a rta spontaniczność i au ten ty zm tych listów, rozw ibrow anych zm ian am i tonacji i nastrojów , spraw ia, że pochylony nad n im i czy teln ik daje się w nie w ciągnąć bez reszty. W poczuciu, że oto po raz pierw szy ta k isto tn ie, tak do końca obcuje z człow iekiem , którego w iele tw arzy już w idział lub przeczuw ał, lecz żadnej tak bardzo praw dziw ej - czyta jego listy do żony jak fascynujący ro m an s literacki, tym bardziej że p isany tak bardzo w łaściw ym W itkacem u, n iep o d rab ialn y m i z żadnym innym n ie p o ­ rów nyw alnym językiem .18

Poza podstaw ow ym w nioskiem , k tóry nasuw a się podczas le k tu ry tej in te rp re ta ­ cji, a więc że badaczka w yraziście eksponuje przede w szystkim n iezab u rzo n ą au ­ tentyczność listów, któ ra w d o d atk u m a ta k dużą m oc, że zdoła obalić legendy narosłe w okół W itkacego, zw raca tu uwagę także in n a myśl. Ta m ianow icie, że M icińska, podkreślając te n aspekt listów, m im ow olnie używa określenia „rom ans lite ra c k i”. U znać m ożna to za zbyt daleko idącą podejrzliw ość, ale w ydaje się, że

15 Tam że, s. 116-124.

16 P. R odak M iędzy zapisem a literaturą, s. 65.

17 A. M icińska Autoportret „Alcoforado”. O korespondencji Stanisława Ignacego

Witkiewicza, w: tejże Istnienie Poszczególne: Stanisław Ignacy Witkiewicz, W ydawnictw o D olnośląskie, W rocław 2003, s. 269-270.

18 Tam że, s. 275-276.

23 1

(9)

2 3 2

i tym razem , by przeform ułow ać znane pow iedzenie, diabeł tkw i w języku. Jeżeli bow iem badaczka z jednej strony eksponuje literackość listów, z drugiej zaś, w in ­ nym m iejscu, m ówi o tym , że listy stw orzone są z tej samej „ m ate rii językow ej” co pow ieści W itkacego19, u p ierając się zarazem przy ich niezwykłej autentyczności, w padam y tu w pewnego ro d zaju paradoks. P aradoks, by od raz u dodać, właściwy przede w szystkim tekstom nowoczesnym . R yszard N ycz p ro p o n u je rzecz rozw a­

żać w n astęp u jący sposób:

M ożna by zatem zaryzykow ać ogólną hipotezę, że z p u n k tu w idzenia sposobów u jaw n ia­

n ia „p iętn a osobow ego” lite ra tu rę X X w ieku c h arak tery zu ją dwie, po części k o m p lem en ­ tarne, po części przeciw staw ne, tendencje: jedna zm ierza do f i k c j o n a l i z a c j i , a d r u ­ ga do e m p i r y z a c j i g ł o s u a u t o r s k i e g o . 20

W p rzy p a d k u tekstów fikcjonalnych czy, pozornie, czysto autobiograficznych p ro ­ b lem będzie m oże n ajlepiej rozpoznaw alny. Badacz pisze dalej:

Tak więc bezosobow y pod m io t fikcjonalnej lite ra tu ry okazuje się - oglądany od strony k u lis artystycznego przedstaw ienia - podszyty osobow ą em p irią, rezu ltatem obiektyw i­

zacji o raz u niw ersalizacji egzystencjalnego dośw iadczenia piszącej jednostki. W idziany zaś w tej samej perspektyw ie em piryczny p o d m io t w ypow iedzi autobiograficznej - o d ­ słania z kolei rysy fikcyjne, czy może raczej cechy celowo budow anego k o n stru k tu .21 Z tej perspektyw y żadnego z tekstów nie sposób traktow ać jako g a tu n k u n ie zm ą­

conego, jednoznacznego w swoim stosunku do autobiografii i fikcji. R ozpoznaw a­

n ie obu strateg ii jest już raczej obow iązkowym p u n k te m wyjścia in te rp re ta c ji sku­

pionej na podm iocie ujaw niającym się w te k sta ch - nie tylko zresztą literackich.

R odak, dystansując się jed n ak od konstruktyw istycznych i perform atyw nych te o ­ r ii p o d m io tu , pro p o n u je, jak sądzę, nie dość przekonująco, pow rót do niem al n ie ­ skażonej idei autentyczności. N ie rezygnując z kateg o rii praw dy, a wręcz ekspo­

n ując jej doniosłość, w ykonuje wysoce ryzykow ny gest interpretacyjny. Uobecniać się m ają, albo: ostatecznie potw ierdzać swoją istotność i adekw atność, owe w łaści­

wości te k stu w łaśnie w m aterialności dziennika. D zienniki osobiste czy - odchodząc od te rm in o lo g ii R odaka - intym ne, tw orzone wyjściowo w yłącznie dla w łasnych p o trz e b 22 nie jaw ią m i się jako idylliczne p rze strzen ie au ten ty c zn o śc i i nieza- pośredniczonego sto su n k u p isarza do sam ego siebie. A trakcyjność propozycji in ­ terp reto w an ia dzien n ik a także poprzez jego m aterialn o ść ciekaw ie poszerza pole badaw cze, n ie zaś znosi om aw iane tu problem y.

19 Tam że, s. 270.

20 R. Nycz Literatura jako trop rzeczywistości, U niversitas, K raków 2001, s. 63.

21 Tam że, s. 63.

22 W ydaje m i się kłopotliw e przyjęcie, że takow e, w czystej postaci, m ogły istnieć.

P roblem atyczne jest tu uzn an ie, że p isarz nie bierze pod uwagę możliwości pośm iertnej pub lik acji swojego dzien n ik a. Także w ielokrotnie pojaw iających się w bardzo w ielu d zien n ik ac h d e k larac ji, jakoby piszący obaw iał się p u b lik acji bądź żądał od znalazcy ich zniszczenia, nie zawsze byłabym skłonna czytać literalnie.

(10)

Szmidt

„N a przekór sobie (i innym) stworzyć siebie z boku"

P odm iot, poprzez d ziałania w m aterialn o ści dziennika, k tóre m ogą d o d atk o ­ wo w zm acniać em ocjonalne postrzeganie relacjonow anego zdarzenia, m oże w cho­

dzić w podw ójną rolę. M oże być zarówno tym , który zd arzenia w określony sposób relacjonuje, jak i odbiorcą relacji, do której we w łasnym d zien n ik u m oże bez ogra­

niczeń pow racać. Także n ad a n ie diariuszow i dodatkow ych cech, ciążących już ku pewnej jego personifikacji m oże m ieć duże znaczenie - jeżeli bow iem trak tu jem y go jako m iejsce, na k tóre w ylew am y łzy, którego stru k tu ra m a teria ln a jest na tyle istotna, że decydujem y się go zniszczyć czy wydrzeć część zaw artości, staje się czym ś niezw ykłym , czego zaw artość (czego istnienie) postrzegana jest niem al jako m agiczna. N aw iązanie em ocjonalnego k o n ta k tu sk u tk u je trak to w a n iem d z ie n n i­

ka w sposób, k tó ry n iekoniecznie m usi być analogiczny do tego, w jaki tra k tu je się in n e po d m io ty ludzkie. Ewa D om ańska o prob lem ach dotyczących h u m a n isty k i nie-antropocentrycznej i rzeczy, w kontekście postrzegania ich jako „innego”, pisze:

N ie chodzi przy tym o kreow anie obrazu w łasnej kultury, rasy, płci (i g atu n k u ) przez negację, ale o m ożliwość r o z p o z n a n i a s i ę w innym , d ostrzeżenie jego o d m ie n n o ­ ści, któ ra staje się w artością pozytyw ną. To sam o m ożna pow iedzieć o w spółczesnych dyskusjach o rzeczach, w których nie są już one postrzegane negatyw nie jako zag rażają­

ce człowiekow i byty, lecz pozytyw nie - jako w spółtw órcy ludzkiej tożsam ości. 23

U znanie za zasadne zainteresow ania przed m io tem , k tó ry staje się w pew ien spo­

sób istotnym , nie-b iern y m elem entem tożsam ości ludzkiej, w p rzy p a d k u intym i- styki i epistolografii w ydaje się w łaściw ie bezdyskusyjne. Patrząc z tej p ersp ek ty ­ wy, człow iek naw et nie tyle włącza do swojej tożsam ości rzecz czy m aterialność, ile b u d u je ją w op arciu o nią, zarazem z n ią w spółdziałając. G dyby jed n ak pójść krok dalej i rozważyć rzeczy n ie tylko jako kolejny rodzaj b u d u lc a tożsam ości, ale przypisać im pewnego ro d zaju sprawczość, rzecz będzie w yglądała znacznie b a r­

dziej obiecująco. P róba ponow nego zin terp reto w an ia relacji człowieka z rzecza­

m i, k tórej sta b iln y k sz tałt, p o d k reślający dom in u jącą, aktyw ną rolę p odm iotu, panującego n a d n im i bezw zględnie, przynieść m oże intrygujące wnioski.

Tożsam ość w ielu p y ta ń staw ianych w b ad a n ia ch rozm aitych typów d z ie n n i­

ków i, nie m niej skom plikow anych, listów, a także autobiografii w ydaje się z cza­

sem zakreślać coraz szersze kręgi. G dy bow iem zastanow ić się n a d p rzy p ad k am i dzienników , któ re ich tw órcy u d o stę p n ia ją na bieżąco in n y m osobom, albo nad tym i, w których obserw ujem y w yraźne o dniesienia do dzien n ik a jako do osoby, listy w ydają się nie tyle p rze strzen ią zu p e łn ie innego ro d zaju k o m u n ik acji, ile ro d zajem p isa n ia , w k tó ry m aspekty te d o m in u ją. G dy n ato m ia st przyjrzeć się sposobom trak to w an ia lu b postrzegania aktyw ności p iśm ienniczej w przy p ad k u listów i dzienników , nie zawsze to różnice okażą się n ajbardziej w yraziste24.

23 E. D o m ań sk a Humanistyka nie-antropocentryczna a studia nad rzeczami, „ K ultura W spółczesna” 2008 n r 3, s. 14.

24 Zob. E. Rybicka Antropologiczne i komunikacyjne aspekty dyskursu epistolograficznego,

„Teksty D ru g ie ” 2004 n r 4, s. 46.

2 3 3

(11)

2 3 4

F u n d a m e n ta ln y jest je d n ak aspekt k o m u n ik acy jn y listów. E lżbieta Rybicka pisze:

[...] jego [„ty” - przyp. O.Sz.] niezbędność w scenariuszu kom unikacyjnym w ynika przede w szystkim z faktu, iż p rak ty k a k o respondencyjna jest, najkrócej m ówiąc, w y n a j d y ­ w a n i e m s i e b i e i / p o p r z e z I n n e g o . 25

Czy w o d n ie sie n iu do nocnego „listotw órstw a” W itkacego m ożna m ówić o tym procesie? Z pew nością diagnoza ta byłaby zasadna jako część składow a in te rp re ta ­ cji ujm ującej całą jego epistolografię. Tu jed n ak w arto już się zatrzym ać i zwrócić w stronę sam ego listu.

Po najbardziej typow ym dla tej k o resp o n d en cji zwrocie do ad re satk i („N aj­

droższa N in eczk o ”), au to r w pierw szych zd a n ia ch oddaje się typowej dla siebie grze językowej:

C hciałem pójść na spacer, ale boję się, że M atk a byłaby się (byłaby się). Byłabysię (czy w i­

d ziałaś kiedy byłabysie latające dookoła m iejskich lata rn i w ciem n ą noc lipcową?). ( s. 24)

Pom yłka w zapisie - W itkacy chciał m oże napisać, że m atka „bałaby się” - albo zaw ieszenie m yśli, skutkujące n iedokończeniem zdania, które dookreśliłoby, co stałoby się z m atk ą, gdyby au to r listu w yszedł na spacer, wywołuje u niego zabaw ną grę neologizm ów. Pow tarzając zapisane słowo (żadne z n ic h nie jest przekreślone;

tylko otw ierające kolejne zdanie „byłabysię” jest podkreślone), zdaje się doprow a­

dzać do efektu, jaki niesie za sobą n ie u sta n n a repetycja - u tra tę podstawowego znaczenia, czasam i uzyskanie nowego. W itkacow skie „byłabysie”, skojarzone z noc­

n ym i ow adam i, zaczynają odgrywać tu przez m om ent pierw szoplanow ą rolę, eli­

m in u jąc ostatecznie te m at problem atycznej reak cji M a rii W itkiewiczowej. Z ajęty tw orzeniem neologizm ów, W itkacy zdaje się niem al rozładow ywać swoje napięcie, odw racając uwagę (swoją, ale także adresatki) od powodów, dla których pisze list.

Co ciekawe, w zapisie listow ym nie zaznacza on w jakikolw iek sposób swoich n eo ­ logizm ów (poza w spom nianym p o d k reślen iem „byłabysię”) - w edycji książkowej słowa zapisane są kursyw ą, potraktow ane jako w yraźnie w yróżniające się w tekście, odchodzące od standardow ego zapisu. D alej obserwować m ożem y kolejne orygi­

n aln e rozw iązanie: „Piszę go [list - przyp. O.Sz.] do żony: «a gdy na kogoś zaw oła­

ją, żono! już ją żywcem poślubiono»” (s. 24).

W yrazista zm iana w cytacie z Dziadów M ickiew icza ironicznie określa stosu­

n ek piszącego do in sty tu cji m ałżeństw a. G dy bow iem przyjrzeć się dziejom jego relacji z żoną, których najw ażniejszym śladem są listy w łaśnie, dostrzeżem y bez tru d u , że m onogam iczne form y m ałżeństw a były dla W itkacego nie do przyjęcia.

U zależnienie od drugiej osoby i, co gorsza, naw et niew ielkie podporządkow anie jej woli, było dla niego abso lu tn ie przerażającą wizją.

K onieczność bycia w olnym i niezależnym , dokonującym w yborów w yłącznie w zgodzie z w łasnym i p ostanow ieniam i, nie była jednoznaczna z tym , że W itkacy

25 Tam że, s. 50.

(12)

Szmidt

„N a przekór sobie (i innym) stworzyć siebie z boku"

chciał swoją żonę obezw ładniać i pozbaw iać wolności. Pragnąc, często w sko m p li­

kow any sposób, stworzyć m ałżeństw o o parte na zasadzie niezależności i oddania zarazem , skazywał się na tru d n ą porażkę. Ż ona, któ ra w oryginalnie m ickiew i­

czowskiej w ersji cytatu, w m om encie zaw arcia m ałżeństw a jest żywcem pogrzeba­

na, u W itkacego jest „tylko” poślubiona. W ym iana tego słowa nie oznacza łagod­

nego b a n a łu - jeżeli ktoś jest czyjąś żoną, został poślubiony. N ie sądzę też, że jest to pom yłka - b ardziej praw dopodobne w ydaje się, że p o ślu b ien ie jest tożsam e z p o grzebaniem - zam iana słów nie zm ienia więc w yraźnie znaczenia cytatu z ro ­ m antycznego poety, ale dodatkow o je w zm acnia. P onadto fraza „żywcem po ślu ­ b io n a ” niesie skojarzenia z przem ocą, w ykonaniem wobec kogoś gestu u d erz ają­

cego w jego cielesność i podm iotow ą niezależność. A kt zaw arcia m ałżeństw a staje się niem al tożsam y z pogrzebem - synteza tych dwóch obrzędów n iejed n o k ro tn ie, w rozm aity ch form ach i w aria n tac h , pow racać będzie w reflek sjach W itkacego.

„ Ż a rty ” te nie spraw iają w rażenia, jakoby m iały na celu ro zlu źn ien ie atmosfery.

To raczej coś w ro d zaju podszytej goryczą błazen ad y czy gier językowych, za k tó ­ rym i stoi poczucie konieczności w ykonania gestów parad o k saln ie um acniających pozycję piszącego. Jeżeli bow iem w tru d n ej sytuacji W itkacy jest gotów zajmować się słow otw órstw em czy traw estow aniem cytatów, pozostaje osobą p an u jąc ą za­

rów no n a d sytuacją, jak i w łasnym i reakcjam i. N ie daje się jeszcze ponieść em o­

cjom , by zrezygnować z w łasnej, także tej życiowej i doraźnej, twórczości.

W itkacy, po tym jak w spom ina o „w ielkiej sym fonii niepow odzeń isto tn y ch ”, które czekają Jadw igę, zaczyna rozważać w zm iankow ane już arystokratyczne p o ­ chodzenie ad re satk i listu . Pełen goryczy i złości przeciw staw ia arystokrację krwi arystokracji duchow ej. Tę pierw szą, niegodną bycia jego „naw et 1/3 przy jacielem ”, przedstaw ia jako g rupę in te le k tu aln ie upadłą. D uchow a arystokracja, k tórą zdaje się sam rep rez en tu je, skazana jest na drugoplanow ą rolę. W nioski dotyczące obo­

w iązującego ła d u św iata, w edług którego nie w artość, a pochodzenie człowieka jest kluczow e, w yprow adza on z obserw acji tow arzyskiego spotkania. G eneraliza- cja, której dokonuje, budow ana jest - jak m ożna sądzić - z pow odu zra n ien ia ego.

W itkacy p ró b u je n ie u sta n n ie przekroczyć, b y tak, nieco p atetycznie rzec, siebie i swoją kondycję. W ysiłki, któ re podejm uje, aby nie być przyw iązanym do m ie j­

sca, do swojego sta tu su społecznego i m aterialnego, n ie p rzynoszą jed n ak jego zd a­

n iem dostatecznych rezultatów . Będąc w ybitnym , jak sam sądził, i niem ającym sobie rów nych artystą, jest zarazem po n iżan y p rzez lepiej urodzonych. W ielokrot­

nie żartu jąc z tego, że jego żona m a średniow iecznych przodków , w ykonywał gest, jak m ożna sądzić, n iejednoznaczny. M ając bow iem św iadom ość ab su rd aln o ści tego przedsięw zięcia, rozkoszow ał się faktem , że znajdzie się w ich drzew ie genealo­

gicznym 26. Stając na przeszkodzie praw idłow ości czy konieczności, na w łasny uży­

tek organizow ał m ikrorew olucję. K om pleks Z akopanego27, czy m oże: kom pleks

26 Zob. J. D egler, Przypisy.

27 Por. S.I. W itkiew icz Demonizm Zakopanego, w: tegoż B ez kompromisu, PIW, W arszawa 1976, s. 494-502.

S il

(13)

2 3 6

bycia artystą z Zakopanego, oddzielonego od w ielkich ośrodków m iejskich, a ta k ­ że kluczow ych ośrodków artystycznych i in te le k tu aln y ch w E uropie, prow adzi do ta k ich na przy k ład deklaracji, jak w artykule Powieść (Odpowiedź recenzentom ,P o ­ żegnania jesieni”):

In n i idioci na podstaw ie tego, że w ielką część życia spędziłem w Z [akopanem ] - na tej podstaw ie d e p recjo n u ją wszystko, co zrobiłem , zam iast podziw iać, że siedząc w tej d z iu ­ rze tyle zrobić m ogłem .28

W arto tu odnotow ać, za Jan u szem D eglerem , do jakiego a rty k u łu odnosi się W it­

kacy. A dolf N ow aczyński pisał:

N ajg o rsze to, że [W itkiew icz] b y tu je i b u tw ieje , i siedzi, i gn ije w tym Z ak o p an em . G igantyczny w swej nowoczesności talen t tkwi na złość w najbardziej śm ierdzącej i zatę­

chłej podgiew onckiej parafialnej dziurze w polskim moście. Z am iast przenieść się do L on­

dynu, z L ondynu do Rzymu, z Rzym u do B erlina, z B erlina do Tokio itp. ten W alpurg n adział na siebie w łasnoręcznie kaftan bezpieczeństw a i zam iera żywcem w najgłupszym , najbezm yślniejszym , najkretyniczniejszym punkcie Polski, to jest w Z akopanem .29

Rozwścieczony za rzu tam i, które w ydobyw ają na św iatło dzienne jego um iejsco­

w ienie, W itkacy niew iele m ógł zm ienić. Borykając się przez całe życie z p ro b le­

m a m i finansow ym i, któ re zm uszały go do podejm ow ania niesatysfakcjonującej p racy artystycznej, nie był w stanie wyrwać się z m iasta swojego ojca. To podw ój­

ne przyw iązanie do m iejsca, którego nie traktow ał jako „w łasnej” p rze strzen i, gdy staw ało się p rze d m io te m drw iny albo jednym z argum entów przeciw ko niem u, w zm agało poczucie tragicznej kondycji. P roblem kom pleksów W itkacego zw iąza­

nych z jego szeroko pojętym usytuow aniem pow raca w tw órczości w ielokrotnie.

Także w tym liście te n tem at pojaw ia się ponow nie w n ib y-lekkich słowach:

Czyż nie rozum iesz tych wymiarów , w których k o n tem p lacja zw iędłej traw ki na stokach G ubałów ki zastąp i C i auto na Riw ierze i tłu m w ybałw ochw alczonych bubków ? (B urbo- nów, Burbów, B u r b a l - k i c h i - B ó g - a l b o - n i e b ó r - K a k i a l a - K a k i c h . ) [26]

D obra m a teria ln e, na których n ie d o sta tek cierpiał, często stają się c e n tru m jego listow ych rozm ów z żoną. N ie inaczej było p rze d ślubem . W liście pisan y m jesz­

cze p rze d n im pisał:

2. O św iadczam z góry, że nie potrafię wyrzec się mojej istotnej pracy dla p o dniesienia sta n d ard u życia. M ogę robić, co będę w stanie, obok istotnej lin ii, ale jeśli m oje obrazy i sztuki nie będą m iały pow odzenia, nie będę wystaw iać nieisto tn y ch rzeczy dla reklam y i mogę tylko ograniczyć się do portretów , w co nie mogę wpakow ać całego siebie i dojść w tym do doskonałości.30

28 S.I. W itkiew icz Powieść (Odpowiedź recenzentom „Pożegnania jesieni”), w: tegoż Bez kompromisu, s. 376.

29 J. D egler Przypisy, w: S.I. W itkiew icz B ez kompromisu, s. 620.

30 S.I. W itkiew icz Listy do żony (1923-1927), s. 11.

(14)

Szmidt

„N a przekór sobie (i innym) stworzyć siebie z boku"

Słowa brzm iące jak m ałżeńska intercyza są zarazem d eklaracją św iatopoglądu - W itkacy nie jest w stanie pośw ięcić swojej tw órczości za cenę wyższego statusu m aterialnego. K om prom is, k tóry pro p o n u je, a k tó ry ostatecznie w cielał w życie, to rów noległe tw orzenie sztuki i lite ra tu ry w ysokoartystycznej oraz, dokonuję tu pew nego nadużycia, wysokodochodowej. W itkacy dystansuje się wobec portretów , które w ykonuje na zam ów ienie31, a także wobec pow ieści. N ie okazują się one żyłą złota, zapew niają m u jednak, przynajm niej częściowo, u trzym anie. Zobow iązaw ­ szy się do finansow ej pom ocy żonie, au to r Szewców zm uszony był do n ad e r in te n ­ sywnej p racy na w ielu polach, któ ra nie przynosiła oczekiw anych m aterialn y ch efektów. F ru stru je go to podw ójnie - nie daje an i oczekiwanego w ynagrodzenia, an i obietnicy artystycznej doskonałości.

Z d arzen ia, któ re dotykają jego najgłębiej skryw anych kom pleksów i fu n d a ­ m e n taln y ch życiowych problem ów , niosą za sobą daleko idące skutki:

P raw dopodobnie n i g d y C i tego nie daruję. O d dzisiejszego w ieczoru (możliwe jest) zależało tak wiele. N igdy się o tym nie dow iesz i gdyby nie ten list, n igdy byś nie w ie­

działa o tym, że kąt w bliskości środka m a m ały łuk, a dalej może uróść aż w N ieskończo­

ność. I teraz, czy m yślisz, że piszę to, co chcę? M ogę s f o r m u ł o w a ć (ohydne słowo) wszystko, co chcę, i zrobię to w pow ieści, któ rą m am napisać. (s. 26)

Z raniony autor listu zachow uje się histerycznie. D otknięcie new ralgicznego p u n k tu sk u tk u je w ybuchem - niekończącym się inscenizow aniem rozpaczy, w ekspresyj­

nych słowach zapow iadających osuw anie się w (tru d n o uciec od m łodopolskiego słow nika) otchłań. N arastające uczucie, które tw orzy coś w ro d zaju spirali, w ko­

lejnych p a rtia c h listu n ara sta, nie rozładow uje się. W itkacy spraw ia w rażenie, jak gdyby był niem al poza sobą. Źródłowe rozum ienie sta n u ekstatycznego - „bycia na zew nątrz siebie”, dobrze oddaje stan p o d m io tu listu. P rzekracza on siebie w ie­

lokro tn ie - w ykonuje gesty, które oddzielają „ja” od niego samego. Jednoczesne u m niejszenie znaczenie innych osób („Ale jesteś biedna, m a lu tk a , potw orkow ata istota zabłąkana wkoło m oich w ydarzeń, których n igdy nie p ojm iesz.”) skutkuje abso lu tn ie ce n traln ą pozycją podm iotu. Jego egotyczny spektakl, a m oże: spek­

tak l jego zranionego ego, łączy się ze specyficznym stanem św iadom ości. Tu do­

chodzim y do najw ażniejszej i najciekaw szej jak sądzę deklaracji W itkacego: „M u­

szę (zm uszony przez Ciebie) om inąć Twoje m ałe za k rętk i i n a p r z e k ó r s o ­ b i e (i i n n y m ) s t w o r z y ć s i e b i e z b o k u [podkr. - O.Sz.], (s. 27).

W itkacy lokuje w yraźnie poza sobą pow ód, dla którego decyduje się na tę stra ­ tegię. Jest, jak pisze, do tego zm uszony - nie wypływa to z jego przem yśleń, ale jest reakcją na działan ia inn y ch osób. W ybiera więc drogę postępow ania, którą m ożna b y określić m ia n em tw órczości jako podm iotow ości. N ie jestem p rze k o n a­

na, czy rację m a Tom asz B ocheński, gdy pisze:

31 Zob. np. iro n ic zn y Regulamin Firmy Portretowej „S.I. W itkiewicz”, w: B ez kompromisu, s. 95-97.

Li i

(15)

2 3 8

Po lek tu rze listów W itkacego inaczej p atrzym y na gest p o rzu cen ia czystego m alarstw a, a naw et na p rzek o n an ie, że powieść nie jest dziełem sztuki czystej. W iele uczynił bo ­ w iem W itkacy, by uw znioślić życiową konieczność, i tru d n o m u się dziw ić.32

U w znioślenie konieczności oznaczałoby, że W itkacy rzeczoną konieczność czyni pew ną w artością w ysublim ow aną, w yniesioną p o n ad życie. Sądzić m ożna n a to ­ m iast, że szereg jego tw órczych działań był raczej p róbą przekroczenia życia, ro ­ zum ianego jako w dużej m ierze biologiczna konieczność. Próbow ał raczej oczy­

ścić swoją sztukę z treści życiowych, które uw ażał zarazem za kon ieczn e33. Jeżeli bow iem W itkacy w ystępuje przeciw ko (przede w szystkim ) sobie, jego celem jest przekroczenie tego, co diagnozuje jako w łasne „ja” . Chce m odelow ać siebie z dy­

stansu, którego nie osiągnie, jeżeli n ie sprzeciw i się rów nież in n y m - w kontekście w cześniej om aw ianych zdarzeń n ab iera to dodatkow ego znaczenia. Pozycja, którą p rzyjm uje, jest n ad e r am b iw alentna - z jednej strony au to r listu w łaściw ie dom a­

ga się akceptacji i szacunku, z drugiej zaś uznaje opinię innych za balast, którego m u si się pozbyć, aby móc w u stalony w yłącznie przez siebie sposób konstruow ać swoją podm iotow ość. Proces, którego m ożna b y się spodziew ać, to n ie u sta n n e u sta­

n aw ianie i w ym azyw anie - utrzym yw anie stałej różnicy pom iędzy tym , co ko n ­ struow ane, a tym , co projektow ane, w ydaje się tu konieczne. W ychylony w p rzy ­ szłość p ro jek t podm iotow y jest zarazem ujęty w m etaforę p rzestrzen n ą. W itkacy staje na zew nątrz siebie, dystansuje się, aby wyjść ze sta n u rozpaczy. Jak sądzę, ów p ro jek t podm iotow y pow staje w procesie b ardzo specyficznego rozpaczliw ego k o n ­ struow ania siebie. U św iadom ienie sobie swojego położenia bezpośrednio prow a­

dzi do jego zakw estionow ania i niezgody na w łasną pozycję.

W itk ac y m a siln e poczu cie n ie z ro z u m ie n ia (rów nież n p . ze stro n y k ry ty k i lite ra c k ie j), a ta k że p rz e k o n a n ie , że w ynika ona z b ra k u w ysiłk u , aby tego d o ­ k onać. To p o cz u cie w yraża w k ró tk ic h z d a n ia ch : „A ch - czem u n ig d y m n ie nie zrozum iesz? O dpo w ied ź b. p ro sta - bo n i e c h c e s z ” . Co ciekaw e, W itk acy n ie m a l id e n ty c z n ie o d n o si się do k rytyków lite ra c k ic h oraz sw oich ad w ersarzy - b r a k zgody czy z ro z u m ie n ia dla jego p ro p o z y c ji w ynika albo z niew iedzy, albo z czystej n ie ch ę ci. R a d y k aln e p o cz u cie w yjątkow ości sp le cio n e z tru d n y m u sy tu o w a n iem , ta k że w obec żony, sk u tk u je p o cz u ciem n ie p ew n o śc i i u tr a ty f u n ­ dam entów :

Teraz czekam - jestem bezsilny wobec m ego losu (życiowego) i czekam w yroku sił n ie­

znanych ( k t ó r e s ą w e m n i e ) . [...] W idzę tw arz bogatego Z yda, któ ry C i daje a u to ­ m obil na im ieniny. I n i c m n i e t o n i e o b c h o d z i . W ierz m i, że nic. D ziś piszę to zu p ełn ie na zim no, m im o że się program ow o urżnąłem . W ogóle czuję tak szalony w stręt do życia, że nic nie jest go w stan ie zm niejszyć ani spotęgować. (s. 27-28)

32 T. B ocheński Idealne małżeństwo, w: tegoż Witkacy i reszta świata, O fficyna, Łódź 2010, s. 79.

33 Por. J. G ondow icz „Stargana za trzewia publiczność opadła ja k jeden fla k ”. Witkacego spektakle potencjalne, w: tegoż Paradoks o autorze, H a!art, K raków 2011, s. 123-152.

(16)

Szmidt

„N a przekór sobie (i innym) stworzyć siebie z boku"

C oraz b ardziej ekspresyjny zapis, m niej reg u la rn e pism o, coraz w iększe odstępy m iędzy lin ijk a m i i „o zd o b n ik i” w zm acniają poczucie d ram a ty zm u tego w yzna­

nia. W itkacy nie skreśla i nie popraw ia - list nie spraw ia tym sam ym w rażenia, w m yśl deklaracji, pisanego „na zim n o ” . W pływ alkoholu zestaw iony z poczuciem niezaburzonej św iadom ości skutkuje w yrażanym i z niezw ykłą pew nością reflek ­ sjam i. Z kolei wizja, która m u si w zbudzać w n im em ocje pisania, jest zapalczywa.

P aradoksalne figury, które p ro p o n u je au to r listu , są św iadectw em z jednej strony silnie tłu m io n y ch em ocji, z drugiej zaś poczucia p rzy m u su zapanow ania n a d li­

stem , p rzy jednoczesnej konieczności w yznaw ania. N a o sta tn ic h stro n ac h listu w idoczne są już także za p isk i na b o k u strony, łączone strza łk a m i, dopisyw ane w yraźnie in n y m p rzy rzą d em (p raw dopodobnie k red k ą lu b ołów kiem ) i innym k olorem (W itkacy zw ykle p isał fioletow ym atra m en tem ). R ozproszenie i coraz b ardziej gorączkow y zapis (na m arginesie czytam y niespodziew aną autorefleksję:

„Zauw aż, że cały czas nic nie n ap isałem o tzw. „S Z T U C E ”) pozostają w zw iązku z tym , co w yrażone w tekście:

Coś jest w Tobie utajonego, przyczajonego, co nie jest godne tego, jak ja się do C iebie odnoszę (odnoszę - kogo - za co?) (znowu piję w erm ut). O dnoszę C ię w tej chw ili na bok, za cenę p a ru wieczorów. Jesteś g łupie zw ierzątko, m oja N ineczko, które nic a nic niczego nie rozum ie. [...] W iem to, że jestem zawsze zu p ełn ie sam. (s. 28)

P oniżając coraz b ardziej żonę (dalej czytamy, że gdyby W itkacy m iał M ercedesa

„byłby na pew no czym ś w jej nędznym życiu”), au to r spraw ia w rażenie, jak gdyby, mówiąc G om brow iczem , słowa go mówiły. S tru m ień te k stu zdaje się coraz b a r­

dziej napędzać w yznanie W itkacego. Dość konw encjonalna deklaracja absolutnej i niepow tarzalnej szczerości tego w yznania jest am biw alentna - z jednej strony p rzy ta k ekspresyjnej odpow iedzi uznać by należało, że m am y do czynienia ze szczerością par excellence, z drugiej zaś, że w yznający n ie p an u je n a d w ypow iedzią, że m etafory do tego stopnia zdom inow ały jego w yznanie, że d y k tu ją jego kształt.

O bsesyjnie pow tarzając te sam e zarzuty i w nioski z autoanalizy ociera się W itk a­

cy o histerię, której trzeźw e oko ad resatk i nie postrzegało (lub nie postrzegałoby - nie w iem y ostatecznie, czy list do niej dotarł) bezkrytycznie.

K ontrast, jaki pow staje pom iędzy zakończeniem listu („C ałuję C ię b. serdecz­

nie. Twój S taś”) a om aw ianym zapisem , jest ogromny. N ależy dodać oznaczony gw iazdką przypis:

W szystko, co napisałem , jest z u p ełn ą blagą pijanego, c h w i l o w o opuszczonego przez w szystkich t e g o. N ic tem u nie w ierz i bądź zawsze tą sam ą jak zwykle N iną, a św iat kiedyś otw orzy C i w szystkie w yjścia na N ieskończoność szczęśliw ych przypadków . J e d ­ nego w ym agam od mojej Z o n y (?!?!?!). Z eby m nie nigdy nie okłam yw ała. Za to nie zabiję jej nigdy. (s. 30)

P odsum ow anie to rozum ieć m ożna co najm n iej na dwa sposoby - albo jako u n ie­

w ażnienie w yznania (co jest chyba niezbyt p rzekonujące), albo jego p aradoksalne potw ierdzenie. C zytająca, wobec której - tu pow racam y do a rty k u łu E lżbiety Ry­

2 3 9

(17)

bickiej - au to r w yznaje i się k reu je, otrzym uje p ełn y ekspresyjnie w yrażonych zarzutów i oczekiw ań list, po czym piszący w ykonuje gest, którego znaczenie m oż­

na by czytać jako jej kolejne deprecjonow anie, określona jest jako ta, która n ie jest w stanie w łaściwie na nie zareagować. Isto tn e jest także to, że W itkacy (w tym fragm encie) postrzega w ieczorne zdarzenie raczej jako incydent, w ykraczający poza standardow e zachow ania żony - stąd apel, by była ona „tą sam ą jak zwykle N in ą ” . S przeczności w ew nątrz tego listu , tu najbardziej w yraziste, nie m ogą być po strze­

gane tak , jak zwykło się to robić w le k tu ra c h tekstów literackich. Jak pow iedziałby W itkacy, „b abranie się w b eb e ch a ch ” wym aga uw zględnienia w ielu kontekstów - także tego, że n ie tyle słucham y lub czytamy, ile p o d słu ch u jem y w yznanie.

Abstract

Olga SZMIDT

Jagiellonian University (Kraków)

“Against oneself (and others) create oneself from a w ry ” O n one letter of W itkacy to his wife

T h e article com prises som e th e ore tica l reflections on th e epistolography as w e ll as an in te rp re ta tio n o f o n e o f W itka cy's letters to his w ife. T h e a u th o r draw s especially o n th e research dealing w ith th e epistolographic subject as w e ll as th e m ateriality o f th e personal d o c u m e n t (especially p e rtin e n t in this co n te x t is th e w o r k o f Paweł Rodak). T h e co n ce pt o f subjectivity em erging fro m this le tte r as w e ll as a specific personal and interpersonal situation accom panying its com ing in to being, lead th e a u th o r to re fe r to th e category o f self-creation, self-reflection, confession and authenticity. T h e constellation o f issues em erging fro m this in te rp re ta tio n situates th e rea d e r in a specific position - th e subjectivity is constructed by b o th th e le tte r's a u th o r and its recipients (the addressee and a reader).

Cytaty

Powiązane dokumenty

This doctoral thesis concerns the application of three-level neutral point clamped (NPC) voltage source inverter to electrical energy conversion of the photovoltaic (PV) power

[r]

Iloraz  dowolnego  elementu  ciągu  Fibonacciego  i  jego  poprzednika  jest  ze  wzrostem   wskaźnika  coraz  lepszym  przybliżeniem  „boskiej

trójkątny graniastosłup czworokątny graniastosłup pięciokątny graniastosłup sześciokątny graniastosłup dziesięciokątny graniastosłup

W optyce historyka idei istnieją pojęcia, o które w swojej pracy potyka się co chwila, pojęcia, które są mu znane i które przy okazji realizacji różnych za- dań badawczych

Zmienna losowa przyjmuje wartości równe odległości punktu od mniejszego z okręgów Podać rozkład zmiennej losowej.. Z odcinka [0, 1] losujemy

[r]

In conclusion, we have investigated the many- Skyrmion ground state at a low-Skyrmion concentration and have shown that Skyrmions are bound in pairs to form a triangular Wigner