Rok ii . Katowice, Niedziela, 6-go W rześnia 1903 r. Nr. 36.
Rodzina dirześciańska
Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.
'Wychodzi raz na tydzień w Jfiedzielę.
^ .
ana chrześciańska* kosztuje razem z »Górnoślązakiem* kwartalnie 1 m ark ę 60 len. Kto chce samą » Rodzinę chrześciańskąo
°nować, może ją sobie zapisać za 50 f. na poczcie, u pp. agentów i wprost w Administr. » Górnoślązaka* w Katowicach, ul. Młyńska 12.
: ^>) ocoxo: <xzrx
Na Niedzielę czternastą po Św iątkach.
L ekcya
Galat. V, ió — 24.
nj Bracia! Duchem chodźcie, a pożądliwości ciała , wypełnicie. Albowiem ciało pożąda przeciwko
^ . 0Wli a duch przeciw ciału. Bo te się sobie t0 aJem sprzeciwiają, abyście nie cokolwiek chcecie j estU.c^ ndi- A jeśli duchem bywacie rządzeni, nie . escie pod zakonem. A jaw ne są uczynki ciała, ty re s^ : porubstwo, nieczystość, niewstydliwość, Pr*e. , z.eństwo, bałwochwalstwo, czarowania, nie- kac^a^ni’ swary> zawiści, gniewy, niesnaski, rozterki, sją ,erst.Wai zazdrości, mężobójstwa, pijaństwa, bie- jai f -v’ 1 tym podobne, o których opowiadam wam, Cz m Przed tym opowiedział, iż którzy takowe rze- czynią, Królestwa B ożego nie dostąpią. A owoc brotr m^ość, wesele, pokój, cierpliwość, do-
lw°ść, dobroć, nieskwapliwość, cichość, wiara, tai ° mn°ść, wstrzemięźliwość, czystość. Przeciwko ciar Vym nie maSZ zakonu- ^ którzy są Chryti*ow i, w°ściaSW'e ukrzy źowali z namiętnościami i pożądli-
---—•---
Ewangelia u Mateusza świętego
w Rozdziale V I.
nip , on Czas mówił Jezus Uczniom swoim: Żaden bęj ^ o że dwiema panom służyć. Bo albo jedn ego Przv*^ ^ 'enawidził, a drugiego będzie miłował: albo
^ • nym stać będzie, a drugim wzgardzi. Nie Wia(f CIe £ u s^użyć i mamonie. Dlatego wam po- jeęj,-arn :. nie troszczcie się o duszę waszę cobyście Ą 2 !! an* 0 ciało wasze, czem byście się odziewali.
niź]'2 ~,U?z a . nj e j est ważniejszą niż pokarm? i ciało siej,* W ejrzyjcie na ptaki niebieskie, iż nie nid ' a?*- Z!lą ’ -ai^ zbierają do gumien, a O jciec wasz
1 - Je- A zażcie wy nie daleko ważniejsi WZr ° ne ■ I kto z was obmyślając może przydać do sio ? Stu sweg ° łokieć jeden ? A o odzienie przecz r0s. roszczycie? Przypatrzcie się liliom polnym, jako iż uie pracują, ani przędzą. A powiadam wam, od2;ni ^al°m on we wszystkiej chwale swej nie był k t ó r e j Jec*na 2 tych. A jeśliż trawę polną, tak a Je.st> a jntro będzie w piec wrzucona, B óg Wjar Przy °d z ie w a : jakoż daleko więcej was małej y- Nie troszcież się tedy, mówiąc: Cóż będziem
jeść, albo co będziem pić, albo czem się będziem przyodziewać. Bo tego wszystkiego poganie pilnie szukają. Albowiem O jciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Szukajcież tedy na
przód Królestwa Bożego i sprawiedliwości Jego, a to wszystko wam będzie przydano.
N auka z tej Ew angelii.
Żaden nie może dwoma P a
nom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował, albo jednego trzymać się będzie ą drugim wzgardzi.
Ew. t. d. u Mat. 6. 24— 33.
W ażną prawdę te słowa Zbawiciela zawierają, a szczególniej dla sług Chrześcian. Tak jest, chciał Bóg, aby się oni dobrze nad tą prawdą zastanawiali i przekonali się, iż służba, do której się państwu swojemu obowiązali, wymaga od nich całkowitej, nie- rozdzielnej niepodległości. Zatrzymam się dzisiaj nad tą prawdą, abym wam, słudzy, szczegółowo opo
wiedział, co powinni jesteście państwu waszemu.
Potrzebną jest dla was ta nauka, abyście powinno
ściom stanu waszego we wszystkiem zadość uczynić mogli, bez czego nie potraficie żadną miarą podobać się Bogu. Posłuchajcie mię tedy z całą ochotą nauczenia się czego. Dzielę naukę moję na dwie części i mówię: Słudzy winni państwu swojemu:
1. W ierność;
2. Posłuszeństwo.
Ż e słudzy winni państwu swojemu służyć, ro
zumieć się samo z siebie. Już ich nazwisko to oznacza; i po cóżby zresztą służbę przyjmowali?
Lecz między służbą a służbą wielka zachodzi różnica.
Są słudzy, do których się mówi: dobry, wierny sługo! i są także słudzy, do których się mówi: le
niwy, niegodziwy s łu g o ! C zegóż potrzeba, aby na pochwałę zasłużyć? Ż e słudzy nic z rzeczy panów swoich grabić nie powinni, nic psuć swawolnie, wie
dzą dobrze wszyscy.
Ale czyż dosyć ju ż na tem? W tedy zaprawdę krzywda by się działa owemu słudze ewangelicznemu,
--- 282
któren z powierzonych mu pieniędzy nic nie utracił, owszem w ziemi je zakopał, bardzo dobrze zacho
wał, a jednakowoż od Pana Jezusa nazwany został sługą niegodziwym.
łPowinieneś był się starać*, wyrzucał mu Pan Jezus, »abym wziął, co mego i z przyrostkiem*.
O czyw iście zatem, dla zasłużenia sobie na imię wiernego sługi, nie dosyć jest, aby sMżący w niczem nie uszczuplał dobra pańskiego, nie dosyć, aby go strzegł od szkody, lecz winien nadto, o ile można, starać się o je g o pomnożenie.
G rzeszą zatem przeciwko wierności owi słudzy, którzy roboty swojej nie wykonywają z należytą bacznością i pilnością; którzy dostrzeżonych kra
dzieży nie donoszą; którzy w ogóle nie starają się 0 to, co dla gospodarstwa jest pożyteczniejszem , 1 nie powściągają, co jest szkodliwein. Bardzo nie
słusznie jest odzyw ać się tutaj: co mnie do tego?
nic mi stąd nie przyjdzie ani złego ani dobrego.
G dy bowiem B ó g rachunku od ciebie kiedyś zażąda, nie będzie mowy, czy doczesnej szkody lub korzyści miałeś się spodziewać, ale czy powinność swoję w y
pełniłeś. Lecz powinność swoję musisz czynić, choćbyś żadnej stąd korzyści nie miał. * A powinno
ścią twoją jest, abyś od szkody pana twego bronił, a korzyści mu pomnażał, jakby dla siebie samego.
Grzeszą przeciw wierności dalej słudzy, którzy państwu porywają tak zwane drobiazgi, i albo je dla siebie zatrzymują, albo innym wydają, w mniemaniu, iż to nic nie znaczące rzeczy, że ich państwo jest dosyć bogate, i bez tych drobiazgów obejść się może. O najmilsi, i tu mylicie się znów bardzo!
Nieprawości wasze są gorsze, aniżeli pospolitych zło
dziejów. Od tych albowiem zabezpiecza się państwo wasze na zamek i rygiel, lecz do was ma zaufanie, i inaczej nie przyjęłoby was do domu, nie trzymałoby u siebie. I oto tego zaufania nadużywacie naj
haniebniej. Państwo moje, mówisz, ma dosyć i może się bez tego lub ow ego obejść. Któż ci więc nadał prawo określania wiele twój pan mieć powinien?
Przebóg, coby się działo na świecie, gdyby każden myślał! ten i ów jest dosyć bogaty, może się obejść bez tego co ja potrzebuję. Lecz mówisz: co ja biorę, są to tylko drobiazgi. Drobiazgi? C zyż nie brzmi siódme przykazanie: nie kradnij, bez względu na to, czy wiele czy' mało? T ak jest, nie każe ono nic brać, ani bogatemu, ani ubogiemu. W ierna tedy służebnica niech szpilkę, nawet nic gospodyni swej nie bierze, myśląc, iż z drobiazgów zrobi się wiele.
I cóż za różnica w tem, czy wiele od razu, czy po trochu sprzątam; chyba ta, że pierwsze nie tak łatwo ukryć się może. I tak jest, bo niegodziwy zamiar zabierania po trochu i najmniejszą kradzież czyni wielką w sercu. W iem przecież dobrze, że masz inny jeszcze wybieg. Tem pilniej, rzeczesz, za to, iż potajemnie to lub owo wezmę, pracuję na korzyść mego państwa. Idźże do pana twego i zapytaj go, czy się z nim tak ugodziłeś. Nie uczynisz tego, bo wiesz bez wątpienia naprzód, iżby on z tego nie
byłby kontent. W yb ieg twój zatem jest próżny, tem bardziej, że mimo to obowiązany jesteś n a z n a c z o n ą
ci robotę pilnie wykonać. Nie masz więc ż a d n e g o
dla siebie usprawiedliwienia; c o ś ukradł, w i n i e n e s
j a k każdy złodziej oddać, i na przyszłość strzedz się
wszelkiej kradzieży, inaczej na sądzie Bożym nie spodziewaj się dobrego wyroku.
W ykraczają nakoniec przeciwko wierności słu
dzy, którzy sami sobie tajemnym sposobem płac^i mniemając, że albo szczupłe biorą zasługi w P0' równaniu do licznych i ciężkich zatrudnień dzien
nych, albo że inni służący po innych domach za mniej mozołów większą otrzymują zapłatę; albo, ze jaką służbę pełnili, do której się kontraktem nie obo- wiązali; albo że im co z zasług urwano, i nie P0' czytują sobie tego za winę. W tych i tym P0' dobnych wypadkach, starają się nieraz służący nagrodzić sobie, ja k mówią, krzywdy. Jeśli ci za
plata nie była dostateczną, na cóż więc służbę obej
mowałeś? Nie przewidywałeś może uciążliwości służby? W tym przypadku, oświadcz to panu pani i proś o podwyższenie zapłaty, a jeśli nie ze- chcą na t o przystać, to możesz innej k o r z y s t n i e j s z e j
szukać służby, lecz nie masz nic brać potajemnie) co nie jest własnością twoją. Również nie masz so
bie sam nagradzać, za szczczególne nie należące do ciebie usługi, za które nic nie wymagałeś. Jeżeli nie chciał darmo robić coś zrobił, to winieneś b y łt0 poprzednio i jaw nie oznajmić. T ak więc żadnem prawem nie wolno jest samemu sobie krzywdy na' gradzać, choćby nawet państwo, słusznie czy me' słusznie ze zasług ci co wytrącili. Jeśli a l b o w i e m
czynią to państwo niesłusznie, to możesz d o c h o d z i
należytości swojej drogą sądową; jeśli zaś nie bez słuszności państwo ci wytrąciło, to byłbyś z ł o d z i e j e m ,
gdybyś dlatego państwu swojemu co zagrabił.
T e są, chrześciańscy słudzy, prawdziwe zasady sprawiedliwości, do których obowiązani jesteście- Jeśli je zachowujecie z największą su m ien n o ści^
wtedy zasługujecie na piękne nazwisko: sług wief"
nych. A le nietylko wiernemi, ale dobremi sługa1111 nazywać się powinniście. Dobry sługa jest nietylk0 wierny, ale nadto i posłuszny. Posłuchajcież tedy jeszcze, co będę mówił teraz, o powinności posfl1'
szeństwa, które wasz stan na was wkłada.
Czyli słudzy panów i pań swoich słuchać maj3>
o to pytać się trzeba. Zapytujm y się tylko, jak>e własności mieć powinno to posłuszeństwo, wedluf?
prawa chrześciańskiego. Lecz prawo c h r z e ś c i a ń s k i e
wym aga tu dwóch rzeczy od służących: to jest, aby to czynili co im każą, i aby to chętnem s e r c e m
czynili.
O pierwszem nie ma wiele do powiedzenia, b°
to samo z siebie jasnem, że o tyle każdy jest p0' słusznym, o ile czyni co mu każą. Nieposłuszny111 jest zatem, któren albo wcale nie pełni tego co mu każą, albo nie całkowicie pełni, albo pełni 11 u w przepisanym czasie, albo nie w sposób prze' pisany.
Jeden tylko je st przypadek, w którym słudzy kiedy zechcą, odmówić mogą posłuszeństwa, to j e s t : kiedy im się rozkazuje co oczywiście przeciwnego służbie, do której się zgodzili. Lecz rozumie się samo przez się, że gd yb y państwo co podobnego rozkazali, kiedy sługa tego uczynić nie zechce, skromnie oznajmić powinien, aby go raczono zwolnić
°d roboty, która do niego nie należy. I jeszcze w jednym przypadku słudzy nie są obowiązani słu
chać: to jest, kiedy im się co przeciwnego woli Boga r°zkazuje. Trzeba więcej słuchać Boga niż ludzi, Jest dla nich prawidłem. T ak niech myślą, tak niech
°dpowiadają słudzy, kiedy im każą kłamać, fałszywą Wagą ważyć, krótkim łokciem mierzyć, mścić się na S p rzyjacie]u , i t. d., tego bowiem zabrania Bóg,
^an N ajwyższy: Co się zaś woli Boskiej nie sprze
ciwia, to wszystko powinni słudzy na rozkaz państwa ak sumiennie wykonać, jak b y im to sam B óg za- ec'ł- Święty Paweł mówi: słudzy, posłuszni bądźcie Panom z bojaźnią i ze drżeniem, w prostości serca waszego jako Chrystusowi, nie na oko służąc, jakoby ludziom podobając, ale jako słudzy Chrystusowi, Czyniąc ze serca wolę Bożą.
W idzicie stąd, chrześciańscy słudzy, jak wszel- . ,e posługi wasze, choćby najniższe, możecie uświęcić 1 uzacnić. Ilekroć bowiem rozkazy państwa chętnem Sercem, z posłuszeństwa ku Bogu wykonywacie, przyjmuje Pan służby wasze tak jakbyście jem u sa- Irierr>u je uczynili, i prócz doczesnej zapłaty, obie
l ę wam wieczne, niebieskie za to dobra. Im do
sadniej zatem służycie państwu waszemu, tem do
sadniej służycie Bogu, wtedy nawet, kiedy wam za- edwo tyle czasu zbywa, abyście w niedzielę i święta P^ykazaniu kościelnemu zadość uczynili. Zaprawdę, Wle5ka dla was pociecha.
Jeśli was ta myśl ożywia, to słuchać będziecie S\vego państwa zawsze z chętnym umysłem, stóso- Wnie do przepisu Apostoła Piotra, któren mówi:
udzy bądźcie poddani panom swoim. Mówicie sami, 1 rzeczywiście prawda, że wasz stan ma wiele nie- P^yjemności i niektórzy z was mają nadto bardzo dziwacznych panów. A le właśnie dlatego potrzebu- uPomnienia, abyście byli powolni i cierpliwi, oddajcie się tylko z całego serca woli Boskiej, a Wszystko zniesiecie. W szakże Zbawiciel tak do Va* jak do każdego innego powiedział: Kto nie bie- rze krzyża swego, a nie naśladuje mię, nie jest mnie
^°dzien. Pamiątajcie tedy zaw sze: T o jest mój . rzyź, winienem go dźw igać cierpliwie za panem zbawicielem moim, dopóki on zechce. Małym jest ten krzyż naprzeciw je g o krzyża, a jednak pójdę 4a nim, jeśli go cierpliwie znosić będę, do jego f w a ły . WTystrzegajcie się szemrania, niecierpliwo- . 01 ■ Czynicie przez to krzyż wasz jeszcze cięższym, tracicie wielką zapłatę w Niebie, którąbyście przez
^Pokojne znoszenie pozyskali. Nie pomnażajcie '^czególniej liczby tych nieobyczajnych służących,
° rzy ustawicznie uskarżają się przed obcymi na służbę i wyjawiają ułomności i wady swoich
pań i panów. Cóż zyskują oni na swej gadatliwo
ści? Nic, bo dopóki w tym domu służą, muszą krzyż swój dźwigać, chcąc nie chcąc. Z drugiej strony mają oni nadto ciężki obowiązek na sumieniu, aby obrażoną przez siebie cześć swego państwa na
prawili. Lecz jeżeli milczą i czynią i znoszą spo
kojnie za przykładem Odkupiciela to co B ó g chce, aby czynili i znosili, to najpiękniejsza nagroda w Nie
bie ich czeka.
Oto, najmilsi chrześciańscy słudzy, takie obo
wiązki wierności i posłuszeństwa na was ciężą.
Oświeciłem was, jak mniemam dostatecznie i razem podałem pubudki m ogące was zagrzać do powinno
ści waszych.
Pozwólcież mi teraz zatem jeszcze raz na za
kończenie z Apostołem odezwać się: Posłuszni bądźcie panom z bojaźnią i drżeniem w prostości serca waszego jako Chrystusowi, nie na oko służąc, jakoby się ludziom podobając, ale jako słudzy Chry- I stusowi, czyniąc z serca wolę Bożą; służcie ochoczo Bogu i ludziom. O co za radość będzie dla was, jak usłyszycie kiedyś w obliczu całego świata z ust swego Pana i Zbawiciela: Dobrzeć sługo dobry i wierny: gdyżeś nad małem był wierny, nad wielem cię postanowię; wnijdź do wesala Pana twego!
Amen.
Tęsknota na polu.
Płakać mi się chce, C zego? Pan B óg wie...
Takie śliczne ziemi łono, Tak zielono, precz zielono, A tak smutno mnie!
Tam niby we mgle Czernią góry, wsie, Po wąwozach niby pasy Niebieszczeją bujne lasy, Płakać mi się chce.
Po błękitnem tle Chmurka sunię się,
T ak spokojnie płynie, płynie, W net i lasy tamte minie...
Płakać mi się chce.
Płakać mi się chce:
W polu olchy dwie, Kruk poleciał nad łąkami, Powtarzając jęk chwilami, Czajka waży się.
Płakać mi się chce:
Łąka zniża się,
Kosiarz kosę ostrzy w dole,
--- 384 Jak cień małe tam pacholę
Przez rzeczułkę brnie.
W olny wietrzyk dmie, Szmer dokoła mknie,
Pochylą się w bruzdach kłosy, T o znów patrzą na niebiosy...
Płakać mi się chce.
Płakać mi się chce:
Chwast niewiasta rwie, Chyła się i krakowiaka Nuci, nuta smętna taka, Ciężko wstrzymać łzę.
O ko zwilża się, Biedne serce me!
Co swą młodość przypomina, C zy to taka ju ż godzina, Ź e się płakać chce?
Żona Ai-jiołem Stróżem.
Praw dę mówią, że dobra i poczciw a żona, O w a druga potowa w Niebie naznaczona, Jest osłodą trosk męża i domu ozdobą,
I w szelkie przeciw ności dźw iga z nim pospolem, I jak b y silną tarczą osłania dom sobą,
A i honoru m ęża je st Stróżem Aniołem.
Znanemi są powszechnie gorliwe usiłowania jednej z najdawniejszych instytucyj warszawskich, Towarzystwa Dobroczynności, które pragnąc o ile możności przychodzić w pomoc niedostatkowi i nieść ulgę uboższym mieszkańcom W arszawy, używa ku temu rozlicznych środków.
W czasach mianowicie powszechniejszej nie
doli, jakiej przyczynam i bywają: drożyzna, wylewy W isły, choroby, ostre a długo trwałe zimy i t. p., czynność jego podwaja się. W tedy oprócz stałych opiekunów cyrkułowych, rozmaici członkowie wyzna
czeni zostają z grona Towarzystwa do zbierania kwesty w oznaczonych rewirach (częściach miasta) i doświadczenie naucza, iż nigdy odwołanie się do miłosierdzia i współczucia zamożniejszych mieszkań
ców stolicy nie pozostało bez skutku. W arszawa bowiem, w yznać to możemy bez próżnej chluby, każdą myśl szlachetną, każde usiłowanie poczciwe chętnie podejmuje i wspiera, i pod tym ja k i pod wielu względami daje przykład.
Zima roku 1844 na 1845 była długą i ostrą;
silne mrozy trwały nieprzerwanie do końca miesiąca marca. Święta Zmartwychwstania Pańskiego obcho
dzone były wśród mrozu 20 dochodzącego stopni.
T o też lud biedny dotkliwie to uczuł, tem więcej, źe cena drzewa wzrosła niesłychanie, skutkiem czego
wielu z wyrobników, a nawet mniej dostatnich rze
mieślników przyszło prawie do nędzy. Nie są to tak odlegle czasy.
W tem położeniu Towarzystwo Dobroczynności śpieszyło z niesieniem swej pomocy nieszczęśliwym ju ż to otwarciem obszernych ogrzanych sal, już też obfitszem udzielaniem bezpłatnie gorącego posiłki tak zwanej zupy rumfordzkiej, już wreszcie rozdawa
niem i rozsyłaniem bezpłatnie drzewa na opał.
Rzecz naturalna, że na tak pomnożone w y d a t k i )
zwykle fundusze Towarzystwa nie w ystarczały) i że trzeba było uciec się nanowo do m iłosierdzia bogatszych, ażeby pospieszyli na ratunek uboższej swej braci.
Jednym z członków upoważnionych do zbiera' nia kwesty na drzewo, był kupiec sukienny i oby*
watel miasta, którego Karolem Dobruckiem na*
zwiemy. Owóż ten pan Dobrucki, jakkolw iek handel jego nie należał do bardzo kwitnących, przez co też i nie wielkie miał z niego korzyści, ograniczeniem potrzeb domu, rządności zacnej małżonki i ścisłem miarkowaniem wydatków do skromnych dochodóW) potrafił w ywiązywać się zawsze ja k najsumienniej ze wszelkich swych zo bo w iązań ; uważanym też był P0' wszechnie za człowieka czyniącego zaszczyt swem11 powołaniu! Życie jego było nader regularne; p0' bożny, uczynny dla wszystkich, miłosierny o ile mu na to nie wielkie je g o środki pozwalały, dobry i ojciec, poważanym i lubionym był od wszystkie!1) co go bliżej poznali. Jednego wszakże dopuszczał się zbytku: nawykłszy z dawna uczęszczać codziennie na bawaryę, gdzie się schodził z przyjaciółmi i zna' jomymi i w ich gronie spędzał wieczory, nie zdołał sobie dotąd przyjemności tej odmówić, która bądź co bądź, zawsze jednak co wieczór po parę złotych w yciągała mu z kieszeni. K iedy jednak owa mroźna, a długa zima wywołała potrzebę w iększego zasiłk 11 dla biednych, i kiedy zaszczycon y zaufaniem Tow3' rzystwa Dobroczynności, powołany został do zbiera
nia kwesty, powiedział sobie: »Karolu! pieniądze, jakie tak bezpożytecznie marnujesz, mogą niejednemu z twych bliźnich otrzeć łzy niedoli. Zaprzestań w ięc uczęszczać na bawaryę, a grosz stąd o sz czę d zo n y dołącz do ofiar}’ dla biednych, niemających c ie p łe g 0 kącika wśród tak ostrej zimy!
I wyrzekł się złego nałogu, i czasami tylk°
w święto wieczorkiem na bawaryę zajrzał.
Wridzimy ż tego, że pan Karol nietylko by*
człowiekiem porządnym i uczciwym, ale źe miaJ nadto szlachetne niekiedy uczucia, czyniąc go zdol' nym w potrzebie do o fia r: gdyż otrząśniecie si?
z długiego nawyknienia i , to nie dla własnego leC2 dla bliźnich dobra, nie jest rzeczą tak małą, jak st?
to na pozór wydaje. T o też zadowolony wewnętrZ' nie, był zawsze raźny, wesoły i dla każdego dobre miał słowo. Niemało też ździwiło je g o znajomy0*1 i przyjaciół, gd y od jakiegoś czasu zauważyli nie' pokój i chmury na je g o zwykle pogodnem czole, pozostawał on, bywało, przez całe godziny nierU'
285
— 286
chomy i pogrążony' w myślach, ja k człowiek ścigany smutnemi przeczuciami, lub trawiony niespokojnością i troską o przyszłość. Jedni przypisywali to zmar
twieniom domowym, inrti kłopotom handlowym, a byli nawet i tacy pomiędzy mniej życzliwymi, co przy
puszczali, że interesa je g o szły nie dobrze.
O ile w przypuszczeniach tyle było prawdy, objaśni nam to następująca pomiędzy p. Karolem Dobruckim, a je g o żoną rozmowa, jaka miała miejsce w kilka dni po ukończeniu kwesty, przez T ow arzy
stwo Dobroczynności zarządzonej.
Było to wieczorem; pani Dobrucka siedziała z robotką w ręku przy stoliku oświeconym niewielką lampą. Była blada i wzruszona: drżące jej wargi szeptały cichą modlitwę. Co chwila kładła robotę i nadsłuchiwała z natężeniem; zdawała się oczekiwać kogoś z niecierpliwością.
T ak mijały godzina za godziną, nareszcie dał się słyszeć szybki bieg po schodach i wszedł pan Karol Dobrucki. Twarz je g o zwykle jasna i po
godna, utraciła tym razem swój w y ra z: malowały się bowiem na niej znużenie i boleść.
Jak tylko Dobrucki zamknął drzwi za sobą, na
tychmiast żona zapytała się go z niespokojnością:
»A cóż Karolu! dostałeś pieniędzy?«
»Nie«, odrzekł mąż, padając w ycieńczony na krzesło; »odwłóczą mnie ode dnia do dnia, ciągłe obietnice, a pieniędzy ani rusz!« ,
»Tak więc«, rzekł dalej z westchnieniem po chwilowem milczeniu, ^pozostaje mi jeden tylko śro
dek... owe 150 talarów, które mi p. Majer przyrzekł oddać w przyszłą sobotę, to jest od dziś za tydzień*.
»Cóż więc poczniesz do tego czasu ?«
»Nic jeszcze nie wiem*.
»A czy widziałeś się z p. Tw ardoszem ?«
»A to na co?...«
»A żeby mu oświadczyć, iż go zaspokoimy od dziś za tydzień, ja k tylko p. Majer odda należne ci pieniądze«.
•T o b y się nie zdało na nic... odmówi mi nowej zwłoki, bez której się też i obejść mogę. Mam pe
wność, pewność zupełną otrzymania owych 150 tala
rów od dziś za tyd zień ; tymczasem zaś odpowiednią summę pożyczę«.
»Od kogo?*
Karol się zawahał, zaczerwienił ja k winowajca złapany na gorącym uczynku i jąkając się, o d rzekł:
t »Ależ... od nikogo*.
»Jak to od nikogo ?«
*Tak jest, od nikogo; nie mamże u siebie pie
niędzy zebranych z kwesty dla biednych ?«
»Karolu!.,.« zawołała p. Dobrucka, przerywając z żywności mężowi, co ty mówisz? »Pieniądze te winny być dla nas święte, bo są nie nasze; jest to skład uczciwości naszej zwierzony, który tem dla nas winień b yć świętszym, że zawiera fundusze należące do biednych. Tobie nie wolno go tknąć, nie wolno ci wziąć z niego jedn ego nawet grosza, chociażby na pięć minut tylko*.
•A leż moja droga«, odrzekł Karol tonem zdzi
wionym i upokorzonem zarazem ; * jakże się zaraz unosisz!... słysząc cię, możnaby sądzić, że chcę ukraść te pieniądze...*
•Nie masz zarówno żadnego prawa pożycza^' z nich K arolu !...«
• Dlaczego?*
»Tak je st; nie masz do tego żadnego prawa- Pieniądze te nie istnieją dla ciebie, uważać je P0' winieneś tak, ja k gdyby przesłane już były do kasy Towarzystwa Dobroczynności*.
• A leż moja droga, nie pojmujesz mnie dobrze;
jak widzę; posłuchaj więc mię nieco i powiedz 1111 bez uprzedzenia ; czy skoro na pierwszego przyszleg0 miesiąca, jako w terminie do wniesienia zebrany0'1 ofiar naznaczonym, będę w gotowości wzniesień19 całkowitej uzbieranej przezemnie sumy do kasy>
uczyni to jaką różnicę, że ją oddam nie w tych k°*- i| niecznie sztukach monety, w jakich ją otrzymałem*
lecz że je zastąpię innemi przy zwrocie pożyczki?-!' a mam do tego czasu aż nadto, gdyż do o zn aczo nego terminu jest prawie trzy tygodnie«.
• A jeżeli cię p. Majer zawiedzie, jak to j uZ o ile pomnę, nieraz miało miejsce, cóż wtedy p°"
czniesz?*
»Oh! o to bądź spokojna; tym razem mię me zaw iedzie«, odrzekł mąż z przekonaniem. » P rz e d s ta -
• wił mi dokładnie swoje położenie, stan swych inte
resów, wykazał mi, co i kiedy ma odebrać... Nie mam więc w tej mierze najmniejszej obawy, i licz?
na te 150 talarów, jakbym miał je ju ż w kieszeni1'-
•Idź więc do p. Twardosza i staraj się go prze- konać za pomocą tych samych rozumowań i dowo
dów, jakiem i cię tak dobrze przekonał i upewnił pan Majer«, rzekła żona; zatrzym ując na mężu wzroft pełen trwożliwej nieufności.
»To byłoby napróżno, moja Maryniu*, odpowie- dział m ą ż; »gdyż aby ci całą prawdę wyznać, to 1111 p. Twardosz stanowczo wczoraj zapowiedział, że j e' żeli go jutro do godziny 10 z rana nie zaspokoję, t0 komornik zejdzie do mnie o godzinie 12. W idzisZ więc moja droga, że się w tem położeniu wahać me można i że się potrzeba uciec do pieniędzy' składko
wych «.
• Nie widzę tego wcale*, odrzekła żona ze sta
łością, jakiej się mąż po niej bynajmniej nie spO' dziewał.
W ielkie z ciebie dziecko M aryniu!« zaw ołaj mąż z przymuszonym uśmiechem. »Jest to z twej strony nieuzasadniony upór, i sprzeczasz się zemn3 dlatego jedynie, aby się sprzeczać«.
•Nie jest to bynajmniej upór, jestto uczucie prawości Karolu«, odrzekła żona, a twarz jej za
jaśniała dziwną pięknością.
(Dokończenie nastąpi).
287
Objaśnienia rycin.
Szczęście matczyne. (Do ryciny na stro- me 285). Nie ma większego szczęścia dla matki,
£dy dzieci skromnie i grzecznie się zachowują, gdy 0 azują ju ż w latach najmłodszych cześć i szacunek
°raz posłuszeństwo dla rodziców. Na obrazku wi- ZImy matkę z uśmiechem szczęścia na twarzy, pa
rzącą na małą swą córeczkę, która karmi zwierzątka
°mowe. Opodal drugie dziewczę ciekawie czyta S^zetę,
Słusznie cieszy się matka, m ając takie dziatki.
, 0 bowiem za młodu zaprawia się do pracy
°swiaty, ten będzie dla swej matki pociechą starości.
Kilka słów o o s z c z ę d n o ś c i i b a n ka ch ludowych.
Skreślił W . Szyperski.
złotoPowiadają ludzie rozumni, ludzie pracy, że tj. pieniądz, leży na ulicy, na drodze, i że
^ a mieć tyle tylko bystrości, aby je spostrzedz,
^ y je znaleźć i podnieść. Z n aczy to tyle, że wszę- Ie 1 na każdym kroku można zarobić, można zgro-
^ d z ić mniej lub więcej majątku, jeżeli jest się czło
n k ie m myślącym, a przytem pracowitym i oszczę- dtlym.
Ale ja k to je st prawdą — rozumie się w prze
nośni złoto, że pieniądz leży po ulicach i po
°gach, ja k dalej i to je st prawdą, źe na tysiąc l^oże ślepych zaledwie jeden się znajdzie, co je ujrzy 1 3 o kieszeni schowa; tak to je st więkzą jeszcze pra- że tysiące ludzi grosz ciężko nieraz i krwawo Uszczerbkiem sił i zdrowia zapracowany, wyrzuca
\v my®ln*e> t>ez zastanowienia na ulicę, na drogę, błoto, ja k małe dziecko zepsutą zabawkę.
Zadaniem mojem je s t właśnie podanie wska- 2o'vek i rad, ja k to trzeba czynić, żeby złota, pie
c z y nie wyrzucać na ulicę t. j . nie wydawać ich
^ P o trzeb n ie, a więc umiejętnie oszczędzać, nie od- mawi
ani tyik.
laJąc sobie ani stosownego pożywienia, odzienia;
raz poraź przyzwoitej przyjemności i zabaw y; bo 0 skąpcy i kutwy siedzą na złocie i srebrze, 'Uorzą się głodem i chłodem.
Nie zapominajmy, że skąpstwo to brzydka . ^ua, to grzech, a rozumna oszczędność to zasługa
2aleta, to cnota.
Przedewszystkiem podaję na samym wstępie y-sy ogólnej, że się tak wyrażę, oszczędności.
. , Pierwszym warunkiem tej ogólnej oszczędno- Jest szacunek dla pieniędzy, które są przecież Porą naszego bytu, w dalszym stopniu naszego robytu, a więc naszego i naszych dzieci szczę- a doczesnego na tej ziemi. K ażdy rozsądny po
winien tak samo cenić wartość fenyga, ja k ceni war
tość stu marek; bo kto nie szanuje fenyga i wyda, wyrzuci go niepotrzebnie, ten tak samo lekkomyślnie roztrwoni markę; następnie i dziesięciu markami pój
dzie mu łatwiej jakoś, a przyzwyczaiwszy się do bez
myślnego wydawania, zapomni i o wartości stu- markówki; i ją puści na wiatr, tj. wyda na jaki przedmiot, bez którego zupełnie dobrze mógłby się obyć, albo, co jeszcze gorzej, przehula. Trzeba więc przy każdem kupnie, przy kaźdem zapotrzebowaniu tego lub owego, przed każdym wypadkiem zapytać siebie samego:
»A czy to mi rzeczywiście potrzebne, czy to chcę kupić tę piękną szafę, stół, i t. p., choć je mam i to w dobrym stanie, tylko dla tego, że mój sąsiad ma takie?« — albo: »czy jeżeli mnie Pan B óg obda
rzył małem, kochanem dziecięciem, czy to konie
cznie, jak tam Ignacy, mój dobry znajomy, mam na chrzciny postawić wina, co wiele kosztuje, zamiast, jak dotychczas to uczyniłem, uraczyć kumotrów i gości dzbanem piwa?«
»Czy to mi koniecznie potrzebna nowa czapka, albo żonie nowa zapaska, kiedy czapka jeszcze do
brą, a zapaskę nowiuteńką, jedwabną, a więc i dosyć drogą, żona dopiero raz miała w kościele i może ją, bo materyał w niej wyborny, jeszcze długie lata nosić ?«
»Czy to potrzebne, że mam się to niby pokazać w karczmie wobec kilku gości, z których na dobitkę, jeszcze większej połowy nie znam, stawiać jednę ko
lejkę po drugiej i zapłać kilka, a nawet kilkanaście marek i to na co, po co?... żeby ci, którzy za moje pieniądze najedli się i napili po same uszy, potem po mojem odejściu ze mnie się wyśmiali ?«
K ażdy więc grosz trzeba, nim go się wyda, obejrzeć z jednej i z drugiej strony, następnie ści
snąć go mocno w garści, a potem raz jeszcze scho
wać do kieszeni i zrobić raz jeszcze dokładny obra
chunek, czy wydatek ten, który mam zrobić, jest po
trzebny koniecznie, czy nie. Jeżeli po głębokim na
myśle przyjdę do tego przekonania, że wydatek ten jest konieczny, że np. muszę kupić konia, bo mego sprzedałem na zimę a teraz wiosna, więc czas upra
wiać ziemię; że muszę mieć nowe ubranie, bo do
tychczasowe to same dzhuy i łaty 1 rozlatuje mi się na plecach, źe potrzeba do spiżarni słoniny, kaszy, mąki, ziemniaków, bo na pułkach pustki, że konie
czny jeden i drugi garnek, bo już nie ma ko
bieta w czem uważyć strawy, — no, to wtedy nie będę żałował pieniędzy i kupię i konia i krowę, ubranie, słoniny i kaszy i garnek wreszcie — a ku
pię dlatego, że to potrzebne, koniecznie potrzebne.
Jeżeli jednak konia mam pilnego i zdrowego, krowę z dobrem mlekiem i nie złe ubranie, mam garnek i co w niego włożyć, to nie kupię nic, po
mimo, że jeden handlarz zachwala mi konia za ta
nie pieniądze, a drugi chce mi koniecznie wrazić krowę na odpłatę i kupiec mi się kłania grzecznie, zaprasza do sklepu, podchlebia mi, mówiąc:
»Co to? taki bogaty pan a taki obyty; żona chodzi w przeszłorocznej sukni — i powiada mi — że nie potrzebuję mu zaraz zapłacić, że takiemu jak ja bogaczowi, to poczeka i 10 lat i t. p.«
Tak samo trzeba robić na każdym kroku, przy każdej sposobności, czy mam kupić kaweł chleba, czy kawał skóry, czy żelaza, czy garnek, czy krowę, czy fajkę, czy flaszkę piwa, czy co innego. Z a ka
żdym razem trzeba sobie stawiać pytanie, powtarzam z naciskiem aż do znudzenia, zawsze, ciągle, bez
ustannie jedno i to samo pytanie:
»A czy mi też to koniecznie potrzebne? Czy nie zaczekać lepiej do przyszłego roku, bo przecież mam, dzięki Bogu, wszystko, czego mi potrzeba, w domu, tak w stajni, ja k i spiżarni i piwnicy i na grzbiecie, tak ja jak i moja rodzina ?«
(C iąg dalszy nastąpi).
S Z A . R A . n A ,
Trzecie, pierwsze w muzyce, Tam że również drugie;
Wszystko w każdym wyrazie Zadanie nie długie.
Z a dobrze rozwiązanie wyznaczona nagroda.
i '4V
Rozwiązanie szarady z nr. 35-go:
W owe dawne czasy Jech ał pan przez lasy;
W ojew oda znany, D aleko łubiany.
Antom H ądzlik z Charlotenburgu.
W o ? tak Niemcy pytają,
Je zaś każdy, gdy mu tylko dają;
W o d a, każdego pokrzepi i siły doda, D aw ny tytuł pana, to W ojew oda.
Jan Wierzbica z Botropu.
Pierwsze, trzecie, znaczy: W o — Drugie, gd y człek głodny: je ; Trzecie z czwartem pijamy: woda, Gdj' wielkie pragnienie mamy.
C ałość z dziejów wszystkim znana, W ojew od a — to tytuł polskiego pana.
Augustyn Papierniok z Janowa.
W o jest niemieckie pytanie, Biedny człowiek je u ciebie, G dy mu się tam co dostanie Obiecując ci zapłatę w Niebie.
W od a płynie i po lasach W szędzie w dostatku jej mamy;
W ojew od a w dawnych czasach B ył to pan powszechnie znany.
Jan Kania z Zawodzia- W o oznacza pierwsze, trzecie,
Pytanie niemieckie jest to bracie.
Drugie sam człowiek czyni, Bo często je z pieczeni.
W od a w szyscy bardzo potrzebujemy, Bo bez niej się nie obejdziemy.
C ałość W o jew o d a tworzy, Mąż z dziejów naszych znany.
Jan Rzychoń z Józefowca.
W o jest to niemieckie pytanie Lecz my nie zważamy na nie.
Je każdy zdrowy i pije, A osobliwie, który pracuje.
W od a jest to napój dla w szego stworzenia, Służy także i do oczyszczenia,
C ałość to W o jew o d a tytuł znaczy, Nosili go panowie Polacy.
Jan Krząkala z Bykowiny- Dobre rozwiązanie nadesłali jeszcze: pp. Jadwiga Badura z Rożdzienią, Teresa Polok z Siemianowic Zuzanna .Stanisław z Głogówka, Jadwiga Kulik z Klimzowa, pp. Ezechiel Krzem yk z Mokrołona>
Antoni Nowak z Król. Huty, Ignacy Ebert z Bo
tropu, Sylwester Kryska z Katowic, Tom asz Miel1' czek z Kochłowic, Ryszard Bodynek z Świętochłowic W iktor G ałąska i W ojciech K oguciak z GliwiC Teodor Brzoska z Orzegowa, Franciszek Ośliz^0 i Jan Porembski z Botropu, Karol Kansy z Józę' fowca, Teofil Goraus z Lyonu (w Francyi), F ra n c i"
szek Kaczm arek z Berlina, W incenty Kollar z Bier' tułtowy, Jan Szulc z Poznania.
Nagrodę otrzymał p. Jan Rzychoń.
Z powodu braku miejsca, nie mogliśmy wszys*' kich wierszem nadesłanych rozwiązań umieścić.
Nakładem i czcionkami » Górnoślązaka*, spółki wydawniczej z ograniczoną odpowiedzialnością w Katowicach.
Redaktor odpowiedzialny: Adolf Ligoń w Katowicach.