• Nie Znaleziono Wyników

Punkt odniesienia

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Punkt odniesienia"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

Maria Bobrownicka

(2)

człowieka, które nie powinny być łamane. Nie można też sobie wyobrazić, aby w imię tolerancji ktoś kogoś prześladował. Ale o inne kryteria jest już bardzo trudno...

Elżbieta Dziwisz

Punkt odniesienia

-Copaniczytadla przyjemności?

- Kryminały. Lubię.

Po przejściu na emeryturę profesorMaria Bobrownicka planowaładla relaksusama napisać dobry kryminał,ale na razie nie maczasu. W tymroku składa dodruku kolejny zbiór esejów - Patologie tożsamości. Aktualnie w księgarniach jest tom Pogranicza w centrum Europy.

- Osiem lat temu posłałam do Watykanu razem z życzeniami świątecznymi moje wcześniejszeeseje - Narkotykmitu. Dołączyłamkarteczkę: „Chcę, abyś, Karolu, Ojcze Święty, wiedział, że na emeryturze nie leniuchuję! ”. Do głowy mi nie przyszło, że on znajdzie czasi to przeczyta -mówido mnie.

Jest późna jesień. Szaro i ponuro. W głównym gmachu UniwersytetuJagiellońskie­

go, wCollegium Novum, pijemy herbatę.

- Papież odpisał.Książka bardzo ciekawa,możebytak latem wCastel Gandolfopo­ dyskutować w szerszym gronie slawistów? Zaczęłam od razu gorączkowo myśleć, kogo tam zaprosić. Z Warszawy, z Poznania, z Wrocławia, nie tylko z Krakowa. I tak w sierpniu 1996roku nasympozjum uJanaPawła II spotkało się szesnaście osób.Jedna koleżanka niestetyzachorowała, aleposłałareferat.

Pani profesorzawiesza na chwilę glos. Przez momentwędruje myślami po ukwieco­

nych ogrodachw letniej rezydencji papieża.

-Awie pani - zaczynapo chwili - Janek Antoniszczak, mój i Ojca Świętegokolega z polonistyki, kiedyś bardzo znanydziałacz lewicowy, wydał tom poezji, ponad dwie­

ściewierszy, iteż posłałgopapieżowi do Watykanu!

Ulica Długa, numer 59

Ponadpięćdziesiąt lat spędziławtym domu, wdużym mieszkaniu, na drugim pię­ trze. Miejsce też może być punktem odniesienia, ale istotniejsze jest, co budujemy w sobie z różnych elementów tożsamości. Tak jak nie jednolite jest społeczeństwo,

(3)

90 Uczeni przed lustrem

nasza cała kultura, taksamo każdy człowiek nosi wsobie zapis zdarzeń, sytuacji, włas­ nych przemyśleń, doświadczeń życiowych swoich najbliższych i dopiero z tego kon­ glomeratutworzysięjednostka. Pewnecechy biorą górę.

Za oknem widziała szare mury kamienic i ulicznyruch. Tobył dosyć ograniczony widok.Wciąż ma go w pamięci. Ztego tła wyłaniają się zaraz twarze rodziców.

Ojciec, Edmund Bobrownicki,miał zakład krawiecki w Pasażu Bielaka, okna wy­ chodziły na ulicęStolarską. Było ciemno, przez cały dzień paliło się tamświatło. To był zakład specjalistyczny. Szyło się mundury dla wojska, a potem sutanny. Zatrudniał około dziesięciuosób.

Dziadek Marii Bobrownickiej, Antoni, ze swojego ziemiańskiego dworu w Lichawie koło Piotrkowa poszedł walczyć w powstaniu styczniowym. Po klęsce majątek został skonfiskowany, a dziadek schronił się w Galicji. Tu dziękipoparciu dalszych krewnych wziął w dzierżawę folwark Lubomirskich niedaleko za Myślenicami. Niestety umarł młodo na zapalenie płuc. Osierociłsześciorodzieci.Wdowaosiadłaznimi w Krakowie.

Wynajmowałamieszkanie, jakoś sobie radziła. Córki powychodziły za mąż, a chłopcy zajęli się rzemiosłem. Kiedy rodziceMariibrali ślub, ojciec matki tak samo nie żyłjuż odwielu lat. ByłzpochodzeniaCzechem.

Edmund Bobrownickiwyniósł zdomu szacunek dlaksiążek, czytałbardzo dużo. Je­ go rozległa wiedza i zmysł polityczny przydałyby się dzisiaj wielu naszym politykom.

Jedynaczka Marysia miałamoże dziesięć, możejedenaście lat,kiedy on popatrzył srogo na jejdziewczęce lektury:

- Nie szkoda ciczasu na takie bzdury?

1 podsunął Trylogię. Zaczytywałasię, a ojciec dodawał własne komentarze:

- Sienkiewicz opisuje Ukraińców jako naszych wrogów, uosobienie zła, ale musisz pamiętać, że nie tylkoPolacy byli w historii uciskani. Oni sami też uciskali inne narody.

W ten sposóbgasił nacjonalizm, relatywizowałzdarzenia, uczył cenić inne narody, dostrzegać ich punkt widzenia. W domu mówiło się o szacunku nie tylko dla ludzi innych kultur i narodowości, ale także dlazwierząt i roślin. Zwierzęta, a nawet rośliny powinno się traktować indywidualnie i wypełniać obowiązki, jakie ma względem nich rozumny człowiek.

- Uważaj, aby nie rozdeptać gąsienicy! Tak samo jak ty maprawodo życia! - mówili rodzice, a te ich słowa zapisane w świadomości, z latami rosły tak samo, jak rośnie dziecko.

„...nie będzie z Wrzeszcza wieszcza!”

W którąś niedzielę, wracając ze spaceru, mijali z ojcem Collegium Novum, gdzie te­ raz rozmawiamy.

- Ciekawe,czytu kiedyś będzieszstudiowała! -powiedział pan Edmund do córki.

- Uczę się dobrze... - ona na to.

Rodziców stać było na prywatną szkołę prowadzoną przez siostry zakonne Bożej Miłości,przy ulicy Pędzichów 16. Języka polskiego uczył doktor WładysławKuraszkie- wicz, późniejszy profesor na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i na Uniwersytecie Poznańskim. A także Zygmunt Leśnodorski, krytyk literacki, który wymagał, aby uczennice nie tylko znały literaturę,ale także potrafiły prowadzić naten tematdyskusję,

(4)

uwzględniając zależności między sytuacjami i bohaterami. Świetną nauczycielką była germanistka i Wanda Hersztal,matematyczka.

- Wahałam się, czy studiować matematykę, polonistykę, a może germanistykę - mówi pani profesor.

W roku akademickim 1938/1939 jako świeżo upieczona studentka polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim czuła się trochę niepewnie wgronie początkujących lite­ ratów. Zaczynali z nią studia i Tadeusz Hołuj, i Wojciech Żukrowski, Tadeusz Kwiat­

kowski, troje przyszłych aktorów - Halina Królikiewiczówna-Kwiatkowska, Roman Stankiewicz i AugustKowalczyk, profesor Irena Klemensiewiczówna-Bajerowa, z którą spotyka się teraz w czasie zebrań I Wydziału Filologicznego Polskiej Akademii Umie­

jętności, Janina Garycka,później studentka Akademii Sztuk Pięknych, związana z Piw­

nicą pod Baranami, profesor Marian Pankowski, slawista jak ona. Tyle że po wyjściu zobozu w Oświęcimiu przedostałsię doBelgii itam wykładał.

Byłz nimi naroku Karol Wojtyła.

- Pozdaniu egzaminów na pierwszym rokuzaprosiła nasdo siebie na lampkę wina Hanka Nawrocka. Karol tańczyłbardzo dobrze. Alejuż wtedy był jakby od nas dojrzal­ szy - wspomina Maria Bobrownicka. - Pamiętam wieczór poetycki jeszcze przed wy­ buchem wojny. Karol Wojtyła czytał swoje wiersze, starszy od nas znacznie Witold Zechenter także, a trzeci młody poeta został wtedy utrwalony w limeryku: „Sens wie­ czoruw tym się streszcza,że nie będzie z Wrzeszcza wieszcza”. Wrzeszcz został dzien­

nikarzem,a nie poetą.

Estera przyszła bez opaski

Koleżanką z podwórka od najwcześniejszych zabaw była Estera Jereth. Żydówka, kręcone włosy, bardzo ładna dziewczyna. Miałatrzy starszesiostry. Po wybuchu wojny wszyscywyjechali ukryć się gdzieś na wsi. W czasie okupacji Maria Bobrownickawi­

działa Esterę jeszcze dwa razy. Ostatni raz przyszła do niej nawet jeszcze bez opaski zgwiazdą Dawida, chyba to było w 1941 roku.

- O czym rozmawiałyście? Jakie miała plany?

-Niemogła mieć planów poza jednym, aby przeżyć! - mówi nato pani profesor.

Jak syty nie zrozumie głodnego, tak samo ja, urodzona po wojnie, nie zrozumiem Estery, która narażając życie, szła wtedy odwiedzić Marię. Trudno jest mi też pojąć rozterki, jakie nadal towarzyszą paniprofesor,jeśli tylko pomyśli dzisiaj o przyjaciółce.

Mogła pomóc Esterze,wyrobić jej fałszywedokumenty, rozpytaćo sytuację ukrywającej się rodziny, a tego nie zrobiła. Skupiłasię nabłahej w gruncierzeczy rozmowie. Podob­ noktośpóźniej widział, jakich wszystkich wieźli Niemcy - alegdzie?

Na Marii Bobrownickiej okupacyjna śmierć najmocniej odcisnęła swoje piętno za sprawą Estery. Chociaż sama teżparę razy otarłasię o wywózkę do obozu, na przykład wtedy, gdy roznosząc bibułę, o mało niewpadła w czasie ulicznych łapanek. A potem będąc studentką na Tajnym Uniwersytecie Jagiellońskim.

RolęorganizatoraTajnego UJ spełniałprofesor Mieczysław Małecki. Poszła się zapi­

sać na drugi rok studiów do jego willi, przy ulicy Spadzistej, którą w połowie zajęli Niemcy. Nawet to dobrzebyło pomyślane, jakoże podlatarnią bywanajciemniej. Po­

tem w mieszkaniu Bobrownickichprzyulicy Długiej odbywali zajęcia w środy. Osiem,

(5)

92 Uczeni przed lustrem

dziesięć osób.Siadali przy stole, aby wrazie czego wyglądałoto na spotkanie towarzy­ skie. Profesor Tadeusz Grabowski (wysiedlony z Poznania) zaczynał od informacji z nasłuchów radiowych,dopiero potem przechodził do wykładu. Profesor Zenon Kle­ mensiewicz - podobnie. Natomiast w soboty,jak to zapamiętała Maria Bobrownicka, spotykali się u Garyckich przy placuNa Groblach. W razie czego z ich mieszkania na parterze można było uciekać dwoma wyjściami. Na Floriańskiej, w gabinecie denty­ stycznym, wykładał profesorStanisławPigoń.

ProfesoraPigonia Maria Bobrownicka bałasię chyba najbardziej.

- Pytało szczegóły - mówi, a z tonu jej głosu dasię wyczytać, że nawet takiedobre studentki jakonazPigoniemmiały przeprawę.

- Za radą profesora Pigoniawybrałamslawistykę- dopowiada.

-A czemu?

-W styczniu 1947 roku obroniłam pracę magisterską o twórczości Tomasza Padur- ry. Wiadomo,jakie nastały czasy. A tu wszystko było u mnie złe. Od pochodzenia za­ czynając. Po polonistyce jako nauczycielka w szkole byłabym poddana ideologicznej presji.

-Wybierając slawistykę, na której mało kto sięzna -doradzał mi profesor - może siępani uchowa.

Także Pigońpodsunął Marii Bobrownickiej temat pracy doktorskiej.

- Jednego razu powiedział do mnie: - Dużo z poezji JuliuszaZeyera przetłumaczył Miriam- ZenonPrzesmycki. Niewiele o Zeyerze wiemy. Może bytakpani spróbowała?

I tak się zaczęła jej przygoda naukowa trwająca parę lat. Od doktoratu (obrona wczerwcu 1949 roku, temat: „Juliusz Zeyer wśród Młodej Polski”), po habilitację w 1960 roku (temat: „Studia nad twórczością Juliusza Zeyera”), a właściwie to nawet dłużej. Kierownikiem Zakładu Literatur Słowiańskich był wówczas już dosyćzaawan­

sowany wiekiem profesor Tadeusz Stanisław Grabowski, historyk literatur słowiań­ skich, dyplomata, przed wojną poseł Rzeczypospolitej w Bułgarii. Jej mistrz. Wkrótce przeszedłna emeryturę. PonimMaria Bobrownicka objęła zakład.

Oboje rodzice doczekali habilitacji córki. Przyszli przyjaciele. Prawie wszyscy.

Zwyjątkiem Estery Jereth. Do dzisiaj boli pytanie, jak onaumierała.

Czarna sutanna

Halina Kwiatkowska, aktorka, żona Tadeusza, pierwsza przyszłaz wiadomością, że Karol Wojtyławstąpił do tajnego Arcybiskupiego Wyższego Seminarium Duchownego.

Był 1942 rok. Paręmiesięcy temu zmarł mu ojciec.

W następnych okupacyjnych latach widywali się już znacznie rzadziej. Maria Bo­

brownicka nie była zaangażowana w tworzenie Teatru Rapsodycznego, gdzie działał Karol oraz koleżanki ikoledzyz polonistyki. Już po wojnie, w 1946 roku, Karol Wojtyła przyszedł do zakładu ojca i zamówił swoją pierwszą sutannę, w której niebawem, 1 listopada odprawił mszę prymicyjną.

- Długojeszcze ojciec prowadził zakład?

- Krótko. Aby mi nie utrudniać (z powoduzłego pochodzenia) kariery naukowej, ojciec zlikwidował zakład. W rezultacie został on włączonydo spółdzielni krawieckiej.

W niej też objął etat urzędniczy i doczekał emerytury- wyjaśniapani profesor.

(6)

Po wyborze kardynała Karola Wojtyły na papieża koleżanki i koledzy z Wydziału Filologicznego od razu zaczęli układać list z gratulacjami. Profesor Tadeusz Ulewicz tubalnymgłosem zachęcał:

- Podpisujmy, abyśmysiękiedyś niewstydzili!

Z około czterdziestu osóblist podpisało czternaście. Jeden z profesorów tłumaczył:

- Ja podpisać nie mogę! Wybaczcie! Moja rodzina i ja sam tak dużo już wycier­

pieliśmy.

Był synem przedwojennego oficera.Sam też sądzony.Niktnie miał do niego pretensji.

Maria Bobrownicka wręczyła listbiskupowi Stanisławowi Smoleńskiemu, który ja- dąc na inaugurację pontyfikatu, zabrał go do Jana Pawła II. W odpowiedzi papież za pośrednictwem Kurii przesłał czternaście obrazków ręcznie podpisanych oraz zapro­

szenie do odwiedzenia go w Watykanie. Pojechało jedenaście osób, już na pierwszą Wielkanoc w 1979 roku.Na lotnisku w Rzymie podszedł donich młodyksiądz:

- Ja państwa witamw imieniu OjcaŚwiętego, służę samochodem, atu są bilety, naj­ pierwna audiencję, orazzaproszenie do prywatnych apartamentów na kawę!

Naaudiencji usiedli w pierwszym rzędzie. Potem, kiedy papież podchodził witać się z ludźmi i rozdawać autografy, na panią profesornapierał z tyłucały tłum, przyciskał ją do barierki,aż byłotrudno oddychać. Jedenmłodyczłowiek wprostjej leżał na plecach.

-No podpisz mu wreszcie, bomniezmiażdży, Ojcze Święty! - dodała pani profesor trochę speszona, bo jaktu materaz się zwracać do KarolaWojtyły.

- Dobrze Marysiu, podpiszę mu, aby cięnie zmiażdżył, pani profesor! - odparował papież.

I tak już międzynimi zostało. Ona każde życzenia zaczynała w nagłówku: „Ojcze Święty!”, a potemjuż był „Karol”. Onteż.„DrogaMarysiu”, aby dodać:„pani profesor”.

Wtedy,w czasiepierwszych odwiedzinw Watykanie, w swoich prywatnych aparta­

mentach papieżpowitałich tak:

-Mieliśmysięspotkaću HalinyiTadeusza Kwiatkowskich, a spotykamy się tutaj!

A potem pytał o każdegoi o nowościzkraju.

-Nie wszystkomogłam naszemu gospodarzowi opowiedzieć - mówi domnie pani profesor i widzę, że odstawiając herbatę, spogląda na mnie z wesołym błyskiem woczach.

-A czego to nie dałosię mu opowiedzieć?

- A choćby tego,jak na drugi dzień po wyborze go na głowę Kościoła zareagował wKomitecie Partii Władysław Machejek, znany ze swoistego języka bogatego w słowo rozpoczynające się na literę k..., a przybierające w jego ustach rozmaite odcienie zna­

czeniowe. Alepani to opowiem. Otóż 19 października 1978 rokuMachejek,jak to mó­ wią: mocno wczorajszy,zwróciłsię do aktora, Jana Adamskiego:

- Dotąd żeśmy Wojtyłę bili, a teraz mu będziemy, k..„ dupęcałować!

-I jąkał się przy tym? -pytam dla pełnego obrazusytuacji.

-Ależtak!

Kiedy JanPawełII przyjechał w czerwcu 1979 rokuz pierwszą pielgrzymką, krawcy ze spółdzielni, która do 1949 roku działała jako prywatny zakład ojca, uszyli białą su­ tannę z cieniutkiej wełenki. Wczasie mszy świętej na Błoniach profesor Bobrownicka wraz z księdzem profesorem Józefem Tischnerem i profesorem Jerzym Janikiem w imieniu pracowników nauki składaładar ołtarza. Wręczyła papieżowi ogromnybu­ kietbiało-żółtych róż. Fizyk, profesor Jerzy Janik, niósł w imieniu Uniwersytetu Jagiel­ lońskiego srebrny medal z napisem: Plus ratio quam vis, zdobywczyni Mount Everestu

(7)

94 Uczeni przed lustrem

WandaRutkiewiczskładała kamień przyniesiony z najwyższej góryświata. Potem, już wKurii,krawcywręczyliJanowi Pawłowi II tę sutannę. Powiedzieli:

- Szyliśmy Waszej Świątobliwości sutannę fioletową, biskupią, potem czerwoną, kardynalską, a terazbiałą, papieską!

Jednak pierwszą była czarna, skromna sutanna, która wyszła spod igły mistrza Ed­

munda Bobrownickiego. Niestety, on sam nie doczekał wizyty papieża w Krakowie.

Zmarł w1971 roku. Na miejscewiecznegospoczynkuodprowadził go kardynał Wojtyła.

Prawdziwy Polak i katolik

Z sześćdziesięciu osób, które w roku akademickim 1938/1939 rozpoczęły studia polonistyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim,żyje ośmioro. Maria Bobrownicka, Irena Klemensiewiczówna-Bajerowa, Halina Królikiewiczówna-Kwiatkowska, Zofia Siudut- -Dąbrowska, Zofia Żarnecka, Jan Antoniszczak, Tadeusz Kwiatkowski i Marian Pan­ kowski. W czasie ostatnich spotkań z papieżem aż trudno było powtarzać: ta nie żyje, ten nieżyje...

- Czyjest coś takiego, o czym chciała pani powiedzieć papieżowi, ale po namyśle zrezygnowała?

- Parę razychciałam zapytać, czemu Kościół nie zrobi porządku z kapłanami gło­

szącymiwrogośćdoinnych kultur i narodów, aledałam spokój... Siedząc razem z pa­

pieżem przy obiedzie lub kolacji, my korzystaliśmy z dóbr stołu, a on tymczasem skromniutko, dietetycznie... Jego ciało chorowało. Umysłnadal był bystry, przenikliwy, poczuciehumoruzachował jak zawsze....

Aby Janowi Pawłowi nie dokładać ciężarów, pani profesor nigdy nie wymieniła w rozmowie z nimpewnych nazwisk, które padają teraz w rozmowie zemną. (Pijemy kolejną herbatę,za oknem robi się corazbardziej ponuro,zaraz zacznie padać deszcz).

Zresztą ja też pominę te nazwiska. Wystarczy komentarz pani profesor:

- Tofanatycy, którzy robią wrażenie, jakbyim wycięto jakiś płat mózgu! Jedno,co najlepiej potrafią, to głośno krzyczeć,aż uszy bolą słuchać!

Pani profesor nasuwa się teraz na myśl jedno zdarzenie. Było tak: na dzień przed referendum wsprawie nowej Konstytucjiszła Plantami, a tu podchodzido niej młoda kobieta i wciska kilka ulotek.

- Niemożemy dopuścić -mówi - abyśmy uchwalili taką konstytucję!

- Może ta konstytucjadoskonała nie jest, ale co: mamynadalzostać przystarej, sta­ linowskiej? Dziękuję, ale ja jestem za nowąkonstytucją - odpowiedziała profesor Bo­

brownicka i już miała iść dalej, atusłyszy okrzyk zdumienia:

- To panijestmasoneria?!

Odwróciła się do roznosicielkiulotek:

-Tak. Masoneria, a na dodatek żydokomuna!

Prawdziwy Polak. Prawdziwy katolik.Pani profesor wzdrygasięna teokreślenia. Ze smutkiem musi dodać, że takżesam Kościół w III Rzeczypospolitej wiele zrobił, aby ludzi do siebie zniechęcić. Na ten temat pani profesor czasami w liście do papieża przemyciła pół słowa...

-Może wspominała mu pani owarcholstwie, które się w Polsceodradza? - pytam, bo nie może zniknąć mi sprzed oczutłum zwolenników prałata skandujących w Gdań­

(8)

sku, pod kościołem świętej Brygidy, radykalne hasła skierowane przeciwko arcybisku­

powi Gocłowskiemu.

Pani profesornie odpowiada wprost.Dzieli się ze mną inną refleksją:

- Już Sobór Watykański II wniósł do Kościoła bardzo głębokietreści,które niestety często przełożyłysię jedynie na gesty. A tymczasem zwrócenie ołtarza w stronęwier­

nych i liturgia mszyświętej w narodowym języku to jest zaledwie forma.

Ale chociaż, nie wymieniając nazwisk, mówimyo słowachi czynach jednostek, obie dobrze wiemy, że owe krzykliwe jednostki rzucają się w oczy i ważą na społecznych ocenach.

- Fanatycy - powtarza pani profesor - dlatego są niebezpieczni, że ich nawet prze­

kupić nie można!

Złote florenckie drzwi

- Dwa lata temu we Florencji zobaczyłam słynnezłote drzwi Lorenzo Ghibertiego przykryte przeźroczystą płytą. Abyich nieprofanowali ludzieislamu... - mówię ja.

-Fanatycyislamu! -poprawia mnie paniprofesor. - Wszędzie sątacy.

- Chociaż chrześcijaniemają zapisane whistorii okrutnerozprawyz niewiernymi, islam nadal dozwala zabijać w imię Allaha!

Paniprofesor na to:

- Leszek Kołakowski w swojej Cywilizacji na ławie oskarżonych piszebardzo traf­

nie o tym, że chociaż wszystkie kultury posiadają własną wartość, to jednak nie wszystkie są jednakowo wartościowe. Od strony moralności broni kulturyeuropej­

skiej, którajego zdaniem zmierza terazprostą drogą do samozniszczenia. Bojownicy walczący obecnie najzacieklej z naszą kulturą zostali wykształceni przez uczelnie eu­ ropejskie. Niestety tak jest.

- Mamy wnaszej kulturze osadzony ważnypunktodniesienia. Obserwujemy,jakon się chwiejepodnaporemfałszywiepojmowanejtolerancji. Kultura jest naszym domem.

A tymczasem ktoś obcy, często nieproszony, wchodzi do naszego domu i w pewnym momencie, kiedypoczuje, wjakim stopniu przez nas właśnie jest chroniony prawem i obyczajami, zaczynadyktowaćwłasne warunki.Wręczzmuszać do ich przyjęcia! Czy można zatem zakreślićgranice tolerancji? - pytam.

- Kryteriumstanowią prawa człowieka, które nie powinny być łamane. Nie można też sobie wyobrazić, aby w imię tolerancjiktośkogoś prześladował. Aleo inne kryteria jest już bardzo trudno...

Kiedy słyszę, co mówi profesor Bobrownicka, i przypominam sobie esej profesora Kołakowskiego, nasuwa mi się następne pytanie, którego jednak nie zadaję w tym po­ nurym, deszczowym dniu, kiedy ani na moment nie może się przebić choćby jeden promień słońca. Jeśli wybitni intelektualiści nie potrafią wskazać granicy tolerancji oddzielającej w kulturze zachodniej to, co dozwolone, od tego, cojuż dozwolone nie jest- kto obroni naszewartości, w imię których tyle ofiar jużzłożono do tej pory?

(9)

96 Uczeni przed lustrem

Ocena dostateczna u profesora Zygmunta Zawirskiego

Komparatystyka, czyli badanie zależności, pokrewieństw i analogii faktów literac­ kich (motywów utworów, wątków i stylów) należących do różnych literatur słowiań­

skich,zdominowała dorobek profesor Marii Bobrownickiej.Bardzo duży. Bibliografia zawiera ponad dwieście czterdzieściartykułów, rozprawnaukowych,recenzji, opraco­

wań i książek popularnonaukowych. W 1973 roku, dopierow dwanaście lat po habilita­ cji, otrzymała tytuł profesora nadzwyczajnego. Od 1990 roku - jest profesorem zwy­ czajnym. Też późno.

- Pani nazwisko przewija się wśród tych nauczycieli akademickich, których mło­ dzież studencka walcząca o demokrację w marcu 1968 roku obdarzyła zaufaniem.

Uczestniczyła pani w wiecustudenckim, któryodbyłsię wówczas w Domu Studenckim

„Żaczek”...

- ...Bo dotarła donas poufna informacja od jednegozprorektorów - rozwijatęmyśl pani profesor- że kiedy tylko studenci ruszą na Rynek, zostaną spacyfikowani przez milicję, która użyje armatek wodnych, gazów, psów milicyjnych i oczywiście pałek.

Będą ofiary. Zatrzymani mogą zostać relegowani ze studiów. Aby powstrzymać mło­ dzież, postanowiliśmy do nich iść w parę osób.Były panie profesor Maria Dłuska iEwa Miodońska, był profesor Przemysław Mroczkowski, profesorHenryk Markiewicz (cho­

ciaż lewicowy,jednak bardzo szanowany przez studentów) i ja. Mówiliśmy im o pro­

wokacji. O rozwadze. Szczególnie przekonująco przemawiała profesor Maria Dłuska.

Powiedziała:

- To nie hańbaustąpićprzed przemocą. Nie po to studiujecie,aby teraz dać się po­ bić i zamknąć w więzieniu. Lepszym wyborem będziepostępować tak, aby nasz kraj miał zwaspożytek!

Na przedzie zobaczyłam mojego studentapierwszego roku, Józefa Zarka, który jest już obecnie profesorem na Uniwersytecie Śląskim. Jakiśkamerzysta, podobnoz ośrod­

ka telewizyjnego w Krakowie, przedostał się na salę i zacząłfilmować wiec. Studenci rzucili się na niego i gdyby nie nasza interwencja - pewnie by został poturbowany.

Nastrój był gorący, emocje brały górę. Zaapelowaliśmy: odbierzcie mu taśmę filmową, alenie stosujcie przemocy. Posłuchali. Kiedywyszliśmyz „Żaczka” po paru godzinach, podeszło do nas dwóch kolegów partyjnych, którzybali się iść do strajkujących stu­

dentów:

-No ico? -pytająnas.-Idźcie, to sięprzekonacie!

Po tym zaangażowaniu się w marcu 1968 roku, znowu po niewłaściwej stronie, wniosek o profesurę dla Marii Bobrownickiej znalazł się zpowrotem na samymspodzie szuflady...

- Bardzo bym się chciała doczekać końca komunizmu! - mówiła do przyjaciół.

-To siędoczekuj! - odpowiadali trochęz pobłażaniem, bez cienia wiary, że taksię może za ichżyciastać. W parę miesięcy później, w sierpniu 1968 roku,wojska Układu Warszawskiego, w tym także te zorzełkami na hełmach, wkroczyły doPragi. Nadzieję na koniec komunizmu mogli mieć naprawdę tylko tacy, jak ona. Optymiści.

W marcu 1968 roku większość kadry naukowej Uniwersytetu Jagiellońskiego stała murem za studentami, przeciwko Gomułce. Można im dzisiaj wystawić za to dobre oceny. Rzeczjasna nie wszystkim. Nawetprzyjmując bardzo tolerancyjnepodejście.

(10)

- Jednym z moich najbardziej tolerancyjnych wykładowców- wspomina profesor Bobrownicka - był profesor Zygmunt Zawirski, filozof, uczeń samego Kazimierza Twardowskiego. Uważał,że studentowi filozofia niezabardzo jestpotrzebna, a więc jak tylko cośtam na egzaminie powiedział,otrzymywał odniego ocenę bardzo dobrą albo dobrą. Kiedyś rozmawialiśmy oZawirskim, a jeden kolega, znany uczony, mówi: „ A ja miałem uZawirskiego dostatecznie!”. Bardzosię wtedy ubawiliśmy!

Zimna herbata

Zupełnie ostygła, ale to nic, jeszcze ją dopijemy. Pani profesorjuż się spieszy, bo mimo emerytury pracyjej przybywa,chociaż spodziewała się, że będzie akuratodwrot­

nie. Tu recenzja,tu znowu wPolskiej Akademii Umiejętności dwie komisje - Komisja Kultury Słowian i Komisja Środkowoeuropejska (została członkiem korespondentem Polskiej Akademii Umiejętności w 1996 roku, członkiem czynnymjest od 2004 roku), nowaksiążka na ukończeniu, aztym niemożna sobie pofolgować, trzeba zrobić przy­ pisy bardzo solidnie. Trudno, ale z pisaniem kryminału musi jeszcze poczekać. Jak mawiałazaprzyjaźnionagaździnazGubałówki: „Nie makiej”.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Cele wynikające z podstawy programowej: uczeń rozpoznaje imiesłowy, rozumie zasady ich tworzenia i odmiany, zna zasady pisowni partykuły nie z imiesłowami.. Oglądnij także, jeśli

W naszych warunkach ustrojowych obie te dziedziny znajdują się nieomal wyłącznie w ręku lub pod kontrolą państwa, a więc dyskusja o tych warunkach dialogu jest dyskusją o

„Córciu, nie mówi się waser tylko woda...” Dziecko przyzwyczaiło się do nowej matki.. Dostało nowe

Małgorzacie Szpakowskiej za warsz- tat pisarski, etos redaktorski i ten uwewnętrzniony głos, który nie po- zwalał mi odpuścić, kiedy wydawało mi się, że już nie mam

Zajmuje się zbieraniem, klasyfikacją, opisem oraz interpretacją danych uzyskiwanych w badaniach (…).. Jej zasadniczym celem jest opis i wyciąganie wniosków dotyczących

$]DWHPQLHPDPRZ\RIXQNFMRQRZDQLXNRPSXWHUDEH]RSURJUDPRZDQLD2F]\ZLFLH QLH R]QDF]D WR *H DE\ ZSURZDG]Lü ] NODZLDWXU\ VZRMH QD]ZLVNR PXVLV]

Myślę, że w pełni zdajecie sobie sprawę z tego, że okres dojrzewania (zmiany fizyczne, psychiczne, duchowe i społeczne) przygotowuje Was do pełnienia w przyszłości ról –

Ma też niewątpliwą pewność ten, kto pochyla się nad jednym z najbiedniejszych, i ten, kto resztką własnych sił pociesza mających się gorzej, lub ten, kogo