• Nie Znaleziono Wyników

Adam Grzymała-Siedlecki (1876-1967) [nekrolog]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adam Grzymała-Siedlecki (1876-1967) [nekrolog]"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

Zbigniew Żabicki

Adam Grzymała-Siedlecki

(1876-1967) [nekrolog]

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 59/1, 341-363

(2)

Z

iVl

A

R

L

I

ADAM GRZYMAŁA-SIEDLECKI

(1876— 1967)

1

N ajpierw parę przypom nień biograficznych. Zm arły w Bydgoszczy 29 stycznia 1967 — Adam G rzym ała-Siedlecki urodził się dokładnie w dziewięćdziesiąt jeden lat wcześniej, 29 stycznia 1876, we wsi Wierzbno w powiecie miechowskim. Pochodził z rodziny hołdującej tra ­ dycjom patriotycznym (ojciec jego, Leon, cukrownik, był uczestnikiem pow stania 1863 r.; po klęsce powstania pracował jako pisarz gminny w Miechowie). W roku 1894 Siedlecki ukończył gim nazjum w Warszawie i tamże zaczął uczęszczać do szkoły technicznej; zainteresow ania te kontynuow ał na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie był słuchaczem wy­ kładów z m atem atyki, rychło jednak poświęcił się studiom hum ani­ stycznym na tym samym uniw ersytecie; odbył też półroczną podróż do Rzymu. Przerw ał studia z braku środków finansowych i rozpoczął pracę dziennikarską (debiutował w r. 1897 na łamach „Dziennika dla W szyst­ kich”). W latach 1898— 1899 należał do redakcji miesięcznika akade­ mickiego „Młodość”, pisywał również w krakowskim „Życiu” za czasów redakcji A rtura Górskiego, współpracował wreszcie z pismami o orien­ tacji chrześcijańsko-dem okratycznej bądź endeckiej (w latach 1902— 1904 był członkiem redakcji krakowskiego „Głosu N arodu”, z którym za­ chował kontakt aż po rok 1918).

Prowadził też ożywioną działalność na polu pedagogiki i teatru. W latach 1901— 1903 w ykładał na krakowskim Uniwersytecie Ludowym, w latach 1903— 1905 nauczał historii Polski na tajnych kompletach w Warszawie. W 1905 objął kierownictwo T eatru Ludowego w Krakowie, następnie zaś (1906— 1911) pełnił funkcję kierow nika literackiego w k ra­ kowskim Teatrze Miejskim (później im. Słowackiego). Po odbyciu po­ dróży do Francji, Szw ajcarii i Anglii osiadł ponownie w Warszawie, gdzie w latach 1913— 1915 był najpierw kierownikiem literackim , a po­ tem (od 1914) w icedyrektorem te a tru „Rozmaitości”. W tym samym okresie zajmował się intensyw ną pracą krytycznoliteracką, pisując na

(3)

łamach „Czasu”, „Przeglądu Powszechnego” i „Tygodnika Ilustro­ w anego”, przede wszystkim zaś w „M useionie” Ludw ika Hieronima M orstina (1911— 1913), gdzie pełnił również obowiązki redakcyjne. W tym ostatnim periodyku dokonał oceny pisarstw a wielu wybitnych indywidualności młodopolskich (np. Żeromskiego, Berenta, Tetmajera, Weyssenhoffa, Zapolskiej); osobno opublikował w r. 1909 książkę W y­

spiański. Cechy i elementy jego twórczości, nagrodzoną w tymże roku

przez Warszawskie Towarzystwo Naukowe (jej drugie w ydanie ukazało się w r. 1918).

Podczas w ojny pracował (1916— 1918) jako dy rektor teatrów miej­ skich w Krakowie, w r. 1918 przeniósł się znowu do Warszawy, gdzie do 1921 był w spółredaktorem „Tygodnika Ilustrow anego”. W roku 1920 spełniał funkcje korespondenta wojennego; w ten sposób powstał cykl reportaży Cud Wisły, drukow anych w „Rzeczypospolitej” (1920) i ogło­ szonych w paru wydaniach książkowych (1920, 1921, 1926). Z „Rzeczą- pospolitą” współpracował zresztą Grzymała przez czas dłuższy (do r. 1925), publikując tam swe arty k uły i felietony w cyklu Pod ostrym

k ą te m ; następnie przez wiele lat był publicystą i krytykiem teatralnym

„K uriera W arszawskiego” (cykle: Pod światło, 1925— 1939; Zagadnienia

i spory, 1927— 1930). Jako publicysta wypowiadał się w wielu kwestiach

aktualnych, zajm ując przy tym stanowisko zbliżone do ówczesnej ideo­ logii narodowo-dem okratycznej.

Od roku 1922 zamieszkiwał stale w Bydgoszczy, trudniąc się ożywioną pracą literacką. Ogłosił m. in. dwie powieści o tem atyce współczesnej,

Samosęki (1924) oraz Miechowiec i S y n (1934), podporządkowane te n ­

dencjom zachowawczym, pod względem literackim słabsze zaś od jego debiutu prozatorskiego, jakim był zbiór opowiadań Galeria moich

bliźnich (1911), kreślący plastyczne p o rtrety różnych typów ludzkich

ze środowiska drobnomieszczańskiego bądź ze sfery „rezydentów ” szla­ checkich, a sporadycznie sięgający i w świat legend średniowiecza (Dla­

czego zamilkł Peire Vidal?). Przede wszystkim jednak pociągała Siedle­

ckiego twórczość komediopisarska. Napisał w tym okresie wiele komedii i fars (Sublokatorka, 1922, wyd. 1925; Popas Króla Jegomości, 1922, wyd. 1930; Podatek majątkowy, 1924, wyd. 1931; Spadkobierca, p rze­ róbka powieści Samosęki, 1924, wyd. 1925; Siostry, 1926; Włamanie, 1929;

Maman do wzięcia, 1929, wyd. 1930; Pani ministrowa, 1930; Ich synowa,

1931; Czwarty do brydża, 1934; Ormianin z Bejrutu, czyli same zm a r­

twienia, 1937), utrzym anych bądź to w stylu „krotochwili szlacheckiej'’

(jak sam określił Popas Króla Jegomości), bądź też — przy tem atyce współczesnej — w konwencjach francuskiej farsy bulw arow ej z epoki

fin-de-siècle’u, rzadziej natom iast sięgających w sferę komedii społecz­

(4)

Z M A R L I 343

nego (Włamanie). S p ra w n e w budow ie akcji, ob fitujące w w iele efektów kom icznych i p o d c h w y tliw ą obserw ację środow iskow ą — u tw o ry te na ogół nie p rze k ra cz a ły je d n a k poziom u gustów p rzeciętn ej publiczności m ieszczańskiej, d la k tó re j G rzym ała sta ł się w ypróbow anym dostaw cą re p e rtu a ru . P ra c ę kom ediop isarsk ą ko nty n u o w ał także i po ostatn iej w ojnie (Juliu sz S z y lo n g , czyli ludzie są ludźm i, 1946; W esele pani du

Barry, 1947; M a tk a i k u r ty z a n a , 1948; R e k in i syrena, 1956).

Adam G rzym ała-Siedlecki

W ro k u 1934 S iedlecki o trzy m ał n ag rodę litera c k ą im. Leona R eynela, w 1937 w y różnio n y został Z łotym W aw rzynem P olskiej A kadem ii L ite ­ r a tu r y za c ało k ształt p rac y pisarskiej. Podczas w ojny p rzeby w ał w W a r­ szaw ie. A reszto w an y w r. 1942 przez gestapo, spędził pew ien czas w w ię­ zieniu na P aw iak u ; znakom ite w spom nienia G rzym ały z tego pobytu u k azały się n a stę p n ie pt. S to jedenaście dni letargu (wyd. 1965). Zw ol­ n iony z w ięzienia w r. 1943, p rzeb y w ał do końca w ojny w G rójeckiem . T u ta j opracow ał zbiór w spom nień pośw ięconych polskim pisarzom i a r ­ ty sto m zm arły m lub zam ordow anym w czasie w ojny; zbiór te n (zaty­ tu ło w an y Niepożegnani albo W d ep ta n i w ziemią) nie został jeszcze

(5)

do-tychczas opublikowany w całości — autor drukow ał z niego tylko po­ szczególne szkice (np. o Józefie Rufferze, Kazimierzu Tetmajerze, B ru ­ nonie Winawerze, Ostapie Ortwinie, A ntonim Potockim, Wacławie Gą- siorowskim).

Po zakończeniu działań w ojennych G rzym ała powrócił do Bydgoszczy. Tu w latach 1945— 1947 w ykładał w Szkole Dram atycznej, w latach 1947— 1948 pełnił funkcje jej dyrektora. W okresie 1949— 1952 prow a­ dził w ykłady z historii te atru w bydgoskiej szkole instruktorów teatrów ochotniczych, później zajął się wyłącznie pracą pisarską. W roku 1956 został odznaczony Krzyżem K om andorskim O rderu Odrodzenia Polski, w 1957 otrzym ał nagrodę m iasta Bydgoszczy za całokształt pracy lite­ rackiej (ze szczególnym uwzględnieniem twórczości dram aturgicznej dla teatru bydgoskiego).

Na ostatnie dziesięciolecie życia Siedleckiego przypada szczególnie owocny rozkw it jego p isarstw a.. W roku 1957 ogłosił G rzym ała nową przedmowę do Fredrow skich pam iętników T rzy po trzy (pierwszą n a­ pisał w 1917); w tym że roku ukazał się zbiór jego wspomnień o akto­ rach i ludziach te atru z lat 1893— 1913, zatytułow any Świat aktorski

moich czasów, k tó ry stał się sensacją wydawniczą. Ta znakom ita książka

miała w alory nie tylko barw nej prozy pam iętnikarskiej, ale również i bogato udokumentowanego studium z historii teatru.

N ie opis wrażeń i w spom nień — p isał o S wiecie aktorskim Edward Csató — ale ich intelektualna analiza w ysuw a się n a plan pierwszy. [...] A w ięc w re­ zultacie — typow a książka krytyczna. Esej krytyczny wznoszący się na fun da­ m encie gawędziarskiej opowieści.

Przy tym zaś zasadniczym zadaniem owego eseju było

[opisanie] n ie ich sam ych [tj. aktorów], n ie ich psychologicznych sylw etek jako ludzi, czy naw et jako artystów, ale ich sztuki aktorskiej. [...] To syntetyczny obraz ich stylu i w ytłum aczenie dzisiejszem u czytelnikowi, nawykłem u do innych schem atów estetycznych, na czym w artość tego stylu polegała i jakie ma szanse przetrwania x.

Co praw da, niektórzy z fachowych kom entatorów książki zarzucali jej pewne tendencje mitologizacyjne.

Nastrój powszechnego „kochajmy się” — pisał Kazimierz Korcelli — stw a ­ rza tam tym czasom aż podejrzanie słoneczną pogodę. A przecież skądinąd w iem y, że ówczesną społeczność aktorską rozdzierały rzeczyWiste konflikty i niejeden dramat ludzki i artystyczny pokryło dziś zapomnienie.

W sumie zatem „poezja w ypiera tu realizm , roztkliwienie autorskie osłabia krytycyzm ” 2. Na tego typu zarzuty odpowiada jednakże cyto­ wany już wyżej Csató:

1 E. C s a t ó , „Ś w iat aktorski” Grzym ały-S iedleckiego. W zbiorze: A d a m G rzy - mała-Siedlecki. W 70-lecie pracy tw órczej. K raków 1966, s. 123, 128.

(6)

Z M A R L I 345 Jest to książka o św iecie, którego już nie ma [...]• Z takiej postaw y rodzi się epos, który [...] barwi, w yzłaca i wyolbrzym ia. Nie znaczy to, że fałszuje minioną rzeczyw istość 3.

Wniosek ten popiera k ryty k analizą porównawczą niektórych opisów Siedleckiego — i odpowiednich fragm entów dzieła Władysława Bogu­ sławskiego Siły i środki naszej sceny.

K olejnym tom em wspomnień G rzym ały był wydany w r. 1961 zbiór

Niepospolici ludzie w. dniu swoim powszednim, znowu entuzjastycznie

p rzy jęty przez krytykę. Zaw arł tu Siedlecki cykl barw nych portretów różnych w ybitnych indyw idualności artystycznych z okresu pozytywiz­ m u i Młodej Polski. W galerii tej znaleźli się przede wszystkim pisarze (np. Sienkiewicz, Sewer, Lubowski, Zalewski, Rydel, Weyssenhoff, Tet­ m ajer, Reymont, Wyspiański), obok nich zaś publicyści i naukowcy (np. ks. Stefan Pawlicki, Michał Bobrzyński), aktorzy (Solski), m alarze (Jan Stanisławski), muzycy (Paderewski), wreszcie słynni swojego czasu ory­ ginałowie (Stefan Ossowiecki). Ale to tylko ,,główni bohaterowie książ­ ki”, która poza tym „daje barw ny obraz życia różnych środowisk i celną charakterystykę obyczajów i umysłowości społeczeństwa polskiego, po­ czynając od drugiej połowy ubiegłego stulecia, a kończąc na latach ostatniej w ojny” 4. W alory tej niepow tarzalnej w swoim rodzaju pano­ ram y podniósł ostatnio Kazim ierz Wyka, zestawiając dzieło Siedleckiego z tomem Boya Znaszli ten kraj?... — i w konfrontacji tej przyznając Grzymale „miejsce wyżej położone” .

Bo jego galeria portretów ludzkich [...] jest rozleglejsza, bardziej obiektyw ­ na, mniej plotkarska. Ci dwaj krakowianie po proustowsku znali ludzi swej

epoki.

A le czy na pew no po proustowsku tylko? Sztuka portretu osobniczego p o­ siada u Siedleckiego podw ójne szczeble. N ie wyobrażam sobie [...], ażeby czło­ w iek o tej kulturze literackiej i oczytaniu, co G rzym ała-Siedlecki, nie znał S ainte-B euve’a. Jego portrety pisarskie, zdejm owane z wielkich w spółczesnych i na ogół za ich życia jeszcze, tworzą ów wym agający szczebel, do którego Siedlecki pragnie dociągnąć. [...]

A le u Siedleckiego jest i drugi szczebel, bardzo nowoczesny. O ile pierwszy prowadzi w kierunku B oya-Żeleńskiego, to drugi zmierza gdzieś w kierunku takich m ajstrów całościowej charakterystyki w ielkich indywidualności, jak Wacław Borowy, Stefan Kołaczkowski, a później Tadeusz M ik u lsk i5.

Te ostatnie tendencje pam iętnikarstw a Siedleckiego określa Wyka jako próby „strukturalno-całościow ego” odtworzenia różnych osobowości

3 C s a t ó , op. cit., s. 120— 121.

4 K. G ó r s k i , A d a m G rzym ała-Siedlecki i jego „Niepospolici ludzie”. W zbio­ rze: A dam G rzym ała-Siedlecki, s. 177.

5 K. W y k a , O statn i i sam. (A dam Grzymała-Siedlecki). „M iesięcznik Literacki” 1967, nr 4, s. 37.

(7)

artystycznych i w związku z tym powołuje się również na założenia me­ todologiczne monografii Grzymały o Wyspiańskim, do której tu jeszcze wrócimy.

Poza dwiema omówionymi przed chwilą książkami — Siedlecki opu­ blikował w ostatnich latach życia szereg artykułów , esejów i recenzji, przede wszystkim na łamach „T eatru ” i „Dialogu”, a także w „Za i przeciw” oraz w „Tygodniku Powszechnym”. Szkice te ukazały się po części w opracowanym przez autora i opublikowanym jeszcze za jego życia zbiorze Na orbicie Melpomeny (1966), w którym G rzym ała zawarł przedruki różnych swych prac na tem at te atru i dram aturgii, powsta­ łych w latach 1921— 1966. Ostatnio wreszcie (1967) w ydany został (w wy­ borze Alicji Okońskiej i ze wstępem Juliana Krzyżanowskiego) tom stu­ diów Siedleckiego z lat 1902— 1964, zatytułow any Ludzie i dzieła, a po­ święcony głównie prozaikom i poetom młodopolskim oraz zagadnieniom krytyki (przedrukowano tu również obie przedmowy Grzymały — z r. 1917 i 1957 — do kolejnych wydań T rzy po trzy Fredry).

2

Na czoło działalności pisarskiej Grzymały-Siedleckiego w ybija się jego k ry ty k a literacka i teatralna — i ona też domaga się osobnego omówienia. Zacznijmy od podkreślenia pewnej niewspółczesności zain­ teresow ań krytycznych G rzym ały wobec problem atyki lite ra tu ry dzisiej­ szej. W cytowanym wyżej eseju Kazimierza Wyki znalazło się, wśród wielu trafnych sądów, zdanie niezwykle przenikliwe, które zwraca uwagę właśnie na ową niewspółczesność:

Trochę on [tj. Siedlecki] przypom ina starych w iekiem m istrzów sceny, którzy dawne sw oje role umieją na blachę, lecz nowych nie potrafią opanować pamięciowo.

Nieco dalej Wyka dem onstruje podstawową przesłankę tej opinii: był mianowicie G rzym ała „ostatnim pisarzem z pokolenia Młodej Polski, najbardziej dosłownie ostatnim ”. Dodajmy: był nim aż po rok 1967, przeżył zatem swój prąd m acierzysty o przeszło półwiecze, w przywią­ zaniu do owej dawno minionej epoki niczym nie zachwiany przez nowe i jakże burzliwe doświadczenia historyczne i literackie.

Widać to już w yraźnie w fakcie, iż dwie swoje najlepsze książki, pisane w latach pięćdziesiątych (Świat aktorski i Niepospolitych ludzi), poświęcił autor właśnie Młodej Polsce. Widać to także w jego zainte­ resowaniach jako k rytyka teatru i dram atu, zarejestrow anych w tomie

Na orbicie Melpomeny. Jest rok 1961, potem 1964, na scenach polskich

króluje Mrożek i Różewicz, ale G rzym ała pisze o Cydzie i Sędńach Wyspiańskiego. Jest rok 1965, a oto G rzym ała w ystępuje z nowym

(8)

Z M A R L I 347

(i jakże ciekawym) studium o Janie Auguście Kisielewskim. Jest wresz­ cie rok 1966 — i G rzymała, aczkolwiek deklaruje swe zrozumienie dla poetyki D ürrenm atta, S a rtre ’a, naw et Albee’ego i Geneta, pisząc:

Sztuki sceniczne, które nadają ton dzisiejszemu repertuarowi, są drama­ turgią grozy. Z gnojow isk Hioba w ynurzają się z niej: nędza, zwyrodnienie, zbrodnia, obłęd — i zbuntowanym głosem w ołają o sw e prawo obyw atelstw a w tem atyce sztuki teatralnej. — Jakże sztuka przeoczać m oże zagadnienie n ę ­ dzy w epoce, k iedy ujaw niło się, że dwie trzecie ludzkości albo dotkliw ie nie dojada, albo w prost głoduje! [NOM 297]6.

— z czego w ynika wniosek, iż ,,nie z jakichś upodobań twórczych, lecz z krw i i kości życia powstała ta nowa dram atu rgia” (NOM 301) — to przecież jeden ze swych ostatnich esejów (1966) poświęca bynajm niej nie tym pisarzom, ale farsom Caillaveta i Flersa, których apogeum popular­ ności przypadło bodajże na erę secesji... A to wszystko wcale nie jako historyk literatu ry , lecz jako k ry ty k współczesny, piszący o autorach szczególnie sobie bliskich.

Podobnie też w ydany ostatnio tom Ludzie i dzieła (nawet uwzględ­ niwszy fakt, że m am y tu do czynienia z owocem selekcji — ale prze­ cież w ybierano rzeczy najbardziej wartościowe) pozwala zorientować się, jaki kierunek przybierały zainteresow ania krytyczne Grzym ały w Dwu­ dziestoleciu m iędzyw ojennym : Żeromski, Reymont, Miciński, Rittner, Dygasiński, ba, naw et Adam Szymański i jeszcze głębiej wstecz — pierwsze komedie pozytyw isty Kazimierza Zalewskiego (studium pisane w r. 1937, ,,w trosce — jak zauważa Julian Krzyżanowski (LD 14, wstęp) — o przypom nienie i w prowadzenie na scenę rep ertu aru rodzimego” ; ale jakimż anachronizm em był proponowany w owej trosce środek zarad­ czy!...)

3

Na tym jednak nie w yczerpują się paradoksy k rytyki Grzymały. Bo oto, sławiąc bez m iary pisarzy młodopolskich i głosząc, na przekór ge­ netycznej „wpływologii” Borowego, par excellence m odernistyczny su­ biektywizm i im presjonizm w krytyce —

To, co stanow i istotę utworu [...] — pisał w sporze z Borowym — to jest istotnie tajem nicą. Można się silić, by ją scharakteryzować, ale nie sposób już dojść, z czego lub kogo ona powstała. [LD 252]

—• był przecież Siedlecki w ytrw ałym zwolennikiem ożywionych przez inspiracje pozytywizmu badań socjogenetycznych w duchu metody Hi­ polita Taine’a.

6 Cytując pism a A. G r z y m a ł y - S i e d l e c k i e g o , używa się tu następu­ jących skrótów: LD = Ludzie i dzieła. Kraków 1967; NOM = Na orbicie M elp om e­ ny. Warszawa 1966; liczba po skrócie w skazuje stronicę.

(9)

Tezę o tainizmie Grzymały-Siedleckiego w ysunęła (niestety, bez próby przeprow adzenia jej szczegółowej dokum entacji) Alicja Okońska w swym studium o krytyce literackiej Grzymały. A utorka .trafnie za­ uważa, iż

nawet pierwsza jego [tj. Grzymały] (i największa) praca krytyczna pt. W y sp ia ń ­ ski. Cechy i elem e n ty jego twórczości, chociaż pisana św iadom ie w duchu kry­ tyki subiektyw nej, uwzględnia w dużym stopniu zasady Taine’ow skie [...]. N ie ulega w ątpliw ości, że prace krytyczne Grzym ały naw et z okresu Młodej P o l­ ski noszą w znacznie większym stopniu piętno owej „kołyski p ozytyw istycz­ nej”, której doszukiwał się w twórczości W yspiańskiego, niż prace w spółczes­ nych mu k rytyk ów -su b iek tyw istów 7.

Oczywiście, ten sąd ogólny musi podlegać różnym modyfikacjom szczegółowym. Na trop jednej z nich wskazywał cytow any wyżej Kazi­ mierz Wyka, podkreślając, iż rekonstrukcje psychologiczne Siedleckiego zmierzały w kierunku ,,strukturalno-całościow ej” in terp retacji osobo­ wości twórczych, w tym i osobowości autora Wesela, a przez to zbliżały się w swej metodzie do różnych poszukiwań późniejszych, przede wszyst­ kim Stefana Kołaczkowskiego; w związku z tym Okońska wspomina także w następnej swej pracy na tem at krytyki G rzym ały o ew entualnych analogiach z postawą Diltheya. Drugą konieczną m odyfikację wnoszą aktualne tendencje ideowe prac krytyka — w przypadku monografii 0 W yspiańskim tendencja kładąca nacisk przede wszystkim na polskość 1 rodzimość poety.

Patriotyzm W yspiańskiego ujęty został tutaj w kategoriach wyraźnie pu­ blicystycznych, w postaci tezy o „w szechobecności uczucia narodow ego”. Roz­ patrywana na tle sporów ideologicznych roku 1909 i jego okolic — teza taka znajdować mogła żyw y oddźwięk głównie w e frazeologii N arodowej Demokracji. Polityczny charakter tego ujęcia pogłębił jeszcze G rzym ała-Siedlecki w przed­ m owie do drugiego wydania książki, z roku 19188.

Z tym wszystkim w założeniach metodologicznych Wyspiańskiego przeważa jednak dom inanta Taine’owska. Widoczna jest ona w in ter­ pretacji „ukrakow ienia” tragedii antycznej, jakiego dokonał twórca

Akropolis, w rozważaniach o cesze dominującej talen tu Wyspiańskiego,

w którym ponad wszystkim przeważał „instynkt te a tru ”, wizjonerstwo sceniczne; widoczna jest ona także w takich chociażby uwagach w stęp­ nych, form ułujących explicite postulat rekonstruow ania w osobowości twórczej jej — jak by powiedział Taine — faculté maîtresse:

Obok spraw takich, jak skala talentu, w pływ y otoczenia, przypadki ż y ­ ciowe, z których się czerpie tem aty, itd., poza tym i obiektam i analizy krytycz­ 7 А. О к o ń s к a, A. G rzym ała-Siedlecki — k r y t y k literacki i kierownik lite­ racki te atru krakowskiego. W zbiorze: A dam G rzym ała-Siedlecki, s. 6.

8 A. O k o ń s k a , A d a m G rzymała-Siedlecki. [Artykuł do zbioru: Obraz lite­ ratury polskiej. Maszynopis].

(10)

Z M A R L I 3 4 9

nej, spoczyw a w każdej indyw idualności twórczej pewien rys zasadniczy, który by m ożna nazwać u s p o s o b i e n i e m t w ó r c z y m . [...] Jest on naturą i cha­ rakterem twórczości. Zamiarem moim było w ykazać rodzaj i istotę tego w łaśn ie usposobienia w tw órczości W yspiańskiego9.

W innych studiach literackich Grzymały, zebranych w tomach Na

orbicie Melpomeny oraz Ludzie i dzieła, znamiona fascynacji tainizmem

są rów nie widoczne. Bezpośrednio na tem at Taine’a Siedlecki wypowia­ dał się co praw da rzadko, a i wówczas odzywała się w nim niekiedy subiektyw istyczna przekora: „Skąd się biorą te stany [natchnienia tw ór­ czego — Z. Ż.] [...] — wolałbym w ostateczności zapytać Guzika niż Taine’a” — pisze w jednej ze swych polemik z Borowym (Jeszcze

o wpływologii (LD 252)). W innym artykule z tego cyklu polemicznego

(Mania ścisłości) wywodzi, że tainizm był symptomem epoki, „kiedy historia lite ra tu ry zapłonęła ambicją, by stać się nauką rów nie ścisłą, jak wiedza przyrodnicza lub badania m atem atyczne” ; skoro jednak dzi­ siaj (w r. 1921) nauki ścisłe stały się (jakoby) domeną relatyw izm u, tym samym i obiektyw istyczne am bicje metody Taine’owskiej musiały okazać swą anachroniczność (LD 241). To jednak nie przeszkadzało Grzymale w tymże artykule określać Taine’a jako „najlotniejszego” z „pozytywi­ stycznych historyków lite ra tu ry ” (LD 241), ani też — przede wszyst­ kim — posługiwać się w swej praktyce analitycznej Taine’owską teorią „czynników ” genetycznych, determ inujących rozwój talentów twórczych.

Działanie takich „czynników” dem onstrują np. studia Grzymały o Fredrze, Żuławskim, Daniłowskim czy Witkiewiczu (rzecz prosta, o W itkiewiczu-ojcu; W itkacy najzupełniej nie mieścił się w kręgu jego zainteresowań, a jeśli już o nim wspomniał, to zauważał, iż dram aturgia Witkacego „w ytw orzyła nam iastkę obłędu” (NOM 298)). Środowisko geograficzne, rasa (bądź „duch plem ienny”), m om ent dziejowy i wresz­ cie „usposobienie tw órcze”, faculté maîtresse, czyli specyficzna sfera uzdolnień danego pisarza — oto zasadnicze kry teria różnych in terp re­ tacji Siedleckiego.

4

Weźmy dla przykładu jego liczne studia fredrowskie. Tutaj, za po­ średnictwem różnorodnych dygresji, nie zawsze bezpośrednio odnoszą­ cych się do analizowanych komedii, Grzymała znakomicie rekonstruuje nie tylko pewien couleur locale, ale także pewien „rasow y” i „środo­ wiskowy” klim at sztuki tw órcy Zemsty. A więc najpierw swoisty k ra j­ obraz stron rodzinnych (nota bene, wiadomo, jakie znaczenie cały

9 A. G r z y m a ł a - S i e d l e c k i , Wyspiański. Cechy i elem e n ty jego tw ó r ­ czości. Kraków 1909, s. V.

(11)

scjentyzm pozytywistyczny, a w raz z nim Taine, przyw iązyw ał do de­ term inanty geograficznej):

Słońce jasno św ieci nad bogatym i łanam i Samborskiego czarnoziemu. [...] Jakże bez słońca wyobrazić sobie Fredrę — i jak go sobie w yobrazić bez tej pszenicznej, złotodajnej gleby?! [...] W piórze niejako, bo w najbezpośredniej- szych odruchach twórczości, tkw iła jakość ziem i, co tem peram ent Fredry w y- piastowała. [NOM 9]

Podobnie i w innym studium :

I gdyby ów sław ny m oment Taine’owskiego „środowiska” istotnie coś w y ­ jaśniał w dziedzinie talentu, to m ożna by powiedzieć, że pism a Fredry pisane były po części przez tę rów nie piastowską, jak saską czy napoleońską polskość w si polskiej, że na dnie jego arcykom edyj osiadła barw na kanwa sielskiego bytu wraz z poszumem odpustów, jarmarków, facecyj, pom ysłów i całej szla ­ checkiej fantazji. [LD 352]

Oto pierwsza determ inanta swoistego genre’u F redry: milieu — śro­ dowisko, ale jeszcze rozumiane w sposób przede wszystkim geograficzny

(choć i tu taj już przeplatają się w owej reko n strukcji m otywy z dzie­ dziny określonego typu świadomości zbiorowej, czyli, jakby powiedział Grzymała, ,,ducha plem iennego”). Na tym jednak nie w yczerpuje się analiza Siedleckiego. Bo to środowisko geograficzne, położone na dziale wód w iślańsko-dniestrzańskim , wydać m usi jeszcze i „rasę” ludzi, którzy, podobnie jak rzeczki owej ziemi, w pływ ające do Sanu (więc potem i do Wisły) albo też do D niestru, będą złożeni z dwóch sprzecznych tendencji: „swojskiej” orientalności, ale przecież i okcydentalizmu.

Czy bardzo zgrzeszym y przeciw naukowem u m yśleniu — pisze kokieteryj­ nie Siedlecki — gdy przypuścimy, że i w naturze ludzi, ten kraj zam ieszkują­ cych, tkw i również coś z tej dwoistości obu pędów: ku w schodow i i ku zacho­ dowi? [NOM 9—10]

Ale i na tym nie koniec. Bo oto owa dwoistość przejaw ia się również i w cechach charakterologicznych, w spółkształtujących określoną faculté

maîtresse tem peram entu pisarza. Jest w nim wschodnia wylewność

i dobroduszność, ale jest w nim także okcydentalistyczna zrzędność i przekora.

Dwóch bowiem jakby ludzi siedziało w twórcy O dlu dków i poety. Jeden z nich ■— zwłaszcza w swej m łodości — um iał się śm iać od serca i cieszył się światem , łasy na każdą śm ieszność ludzką, pobłażał jej w tysiącu dowcipów i w niew yczerpanym geniuszu swojej komiki. [NOM 17]

Ale „obok tego hulaki-żołnierza, światow ca”, „jednego z najbliższych powierników, a kto wie, czy i nie instruktorów Gucia ze Ślubów pa­

nieńskich”, jest przecież i „drugi A leksander Fredro, w dziecinnych już

swych latach nazyw any staruszkiem , [...] na starość ochrzczony »starym jeżem«, [...] niekiedy cierpki, częściej zam yślony” (NOM 17, 18). Oto

(12)

Z M A R L I 361

i w samej postaci F red ry owo ,.wieczyste koło nieustannego sporu, jaki ze sobą toczą »popęd krwi« i »hamulec myśli«” (NOM 18). Jednakże w twórczości F red ry przeważa spośród owych dwóch antagonistycznych

sił ta, któ ra jest w nim bardziej pierw otna:

Z chw ilą gdy sw e dośw iadczenie i obserwację życiową chciał [Fredro] przekazać sztuce, krytycyzm jego pokrywał się szkliw em jakiejś radości, a w niej topniały gorycze, pretensje do wad ludzkich, porachunki psycholo­ giczne. [LD 355]

Te ,,dwie dusze”, konstruujące jednak pospołu faculté maîtresse jednej, niepow tarzalnej osobowości Fredry, można też — symbolicznie — wyrazić za pośrednictwem paraleli między Cześnikiem a Rejentem w Zemście. Tak też postępuje i Grzymała, nie dopowiadając co praw da do końca swej intencji psychobiografistycznej. Zadaje on także pytanie, po której stronie owego dualizm u Cześnik—R ejent koncentruje się sym­ patia komediopisarza. Odpowiedź pada w zgodzie z potocznym doświad­ czeniem teatraln y m i czytelniczym: po stronie Cześnika.

Wady Cześnika tak są ustaw ione, że one mogą zrodzić naganę naszego ro­ zumu, ale n ie instynktu. [...] Od powinow actw a z R ejentem radzi byśm y się wykręcić. [NOM 50]

Odpowiedź ta jest zarazem znacząca socjologicznie, ponieważ pojęcie „rasy ”, ucieleśnionej w Cześniku i Rejencie, zostaje tu zmodyfikowane przez czynnik rozw arstw ienia społecznego i przez mom ent dziejowy — podobnie zresztą jak i w samej osobowości Fredry, którego tem peram ent twórczy — właśnie w tym, co w nim najsilniej dominujące — był po części także w ytw orem swoistych w arunków historycznych:

Fredro należał z w ychow ania do ludzi X V III stulecia, do savoir v i v r e ’u przedrewolucyjnego; dla tych ludzi było pew ną nieprzyzw oitością zajm ować się zbyt skrupulatnie złem; oni m ogli z tego żartować, ośm ieszać zło, albo od­ wrotnie, twierdzić, że ono w cale złem n ie jest, ale nie znali gustu do rwania w łosów nad złem, n ie odchodząc odeń. [LD 355— 356]

W paraleli Cześnik—R ejent rola m om entu historycznego i straty fi­ kacji socjologicznej ujaw nia się jeszcze dobitniej. Bo, po pierwsze, Cześ­ nik — przy całym swym zubożeniu — ma w sobie jeszcze coś z magnata, Rejent jest tylko „szlachecką hetką pętelką” (NOM 47). Oto i pogłos uw ydatnionego już przed chwilą arystokratyzm u Fredry. Ale, po drugie, arystokratyzm ten ma też w yraźne piętno anachroniczne, starofeudalnë, jest niechętny nowobogackim, którzy w owym momencie dziejowym — u progu epoki kapitalistycznej — coraz to bardziej dochodzą do głosu: „Cześnik jest chemicznie czystą tkanką feudalizm u” (NOM 48); ty m ­ czasem „R ejent to już tiers état z pochodzenia, przez wzbogacenie się dochodzący do posiadania w si” (NOM 46). Wniosek z tego wszystkiego jasny: postawę F redry cechuje sarm atyzm o zabarwieniu arystokratycz­

(13)

nym i antymieszczańskim. A także, oczywiście, o zabarwieniu patrio­ tycznym.

Tak oto Siedlecki raz po raz odsłania się w swych studiach jako „bezwiedny socjolog”, by użyć tu taj form uły Krzyżanowskiego (LD 16, wstęp). Czy jednak tylko bezwiedny? Na pewno nie zawsze; niekied}' Grzymała w prost i całkiem świadomie ch arak tery zu je swój w arsztat krytyczny — np. wówczas, gdy w szkicu o Daniłowskim w yjaśnia, iż w każdej epoce rodzą się pewne dominujące w niej typy ludzkie (Taine nazywał je „osobistościami panującym i”):

N ow e warunki, now e kształty społeczne m uszą pow ołać do życia i nowych ludzi, ulepić ich na obraz i podobieństwo swoje, zw łaszcza gdy typy stare, go­ tow e już i urobione, okazują się nieprzydatnym i. [LD 28—29]

Podobnie w studium o Żuławskim:

Niezależnie od [...] trw ałych podstaw psychiki każdy przegub kultury w y ­ daje swoją odmianę t y p u ludzkiego. [LD 78]

Pisarze w swych kreacjach odtw arzają owe typy, a poniekąd i sami ucieleśniają je w pewnej całościowej atm osferze swej twórczości, przy czym jednak spod w arstw naniesionych przez określony m om ent hi­ storyczny przedzierają się tu taj pokłady głębsze, stanowiące w ytw ór „rasy” czy „ducha plemiennego” . Dość zajrzeć chociażby do pisanego w r. 1956 eseju o Ibsenie, gdzie autor Rosmersholmu zaprezentow any zostaje jako siu generis kw intesencja „ c h a r a k t e r u norweskiego” (NOM 270); albo też do pochodzącej z r. 1966 paraleli pomiędzy Czecho­ wem a Gorkim, w której pisarze ci u rastają do rangi urzeczywistnień dwóch sił współistniejących w „duchu plem iennym ” Rosji: Czechow to niejako symbol pasywnych tendencji owego ducha, literacka ekspresja sław etnej „improductivité slave” (NOM 303) — Gorki natom iast wciela w siebie „siłę, energię, koncentrację woli, [...] w ogóle wszystko, co jest przeciwieństwem bierności, owego drugiego aspektu duszy rosyjskiej” (NOM 307).

Do tych wszystkich czynników genetycznych dołącza się wreszcie — znów w duchu Taine’owskim — psychologiczna faculté maîtresse tw ór­ cy; odnaleźliśmy ją już w studiach o Fredrze, a oto dalsze przykłady: tak np. „w duchowości W itkiewicza tkwiło splątanie kilku wokacji in te­ lektualnych: m alarza, poety, logika, ag itato ra” ; z tym wszystkim „n aj­ głębsza” była w nim „inteligencja” poetycka (LD 209, 210). Z kolei u Reymonta dominuje w sferze myśli — „apoteoza energii”, w sferze wrażliwości pisarskiej — „obserwacja wzrokowa” (LD 264, 258). I tak dalej; znowu przypom inają się tu taj różne schem atyzacje Taine’owskie: Tytus Liwiusz — urodzony orator, który jednakże został historykiem; Saint-Simon — wrażliwość gwałtowna...

(14)

Z M A R L I 353

5

Ów silny związek z trad y cją pozytywistycznego scjentyzmu, pozy­ tywistycznego socjologizowania w myśleniu o literaturze, zbliża także k ry ty k ę G rzym ały do k ry ty k i Boya (pokrewieństwo to, w odniesieniu do innej spraw y, zauw ażył również cytowany już Kazim ierz Wyka), mimo że skądinąd zn ajdują się oni jak gdyby na antypodach, co w yra­ żało się i w ich bezpośrednich starciach polemicznych. A jednak — ileż podobieństw, zwłaszcza w studiach fredrow skich obu potentatów naszej eseistyki teatraln ej, ileż pokrew ieństw a duchowego w owej skłon­ ności do podchw ytliw ej, z cicha pęk (Niemcy powiedzieliby: „hinter­

hältig”), dem askacji socjologicznej. Pisząc o Zemście, Boy nieoczekiwanie

zadaje pytanie, które weszło do żelaznego rep ertu aru naszej krytyki:

Może by tak dla odm iany spojrzeć na nią z innego punktu widzenia? Na przykład... z punktu murarza, który naprawiał mur graniczny? 10

Czyż ta ironiczna uw aga nie przypom ina — jeśli nie w tonacji, bo ta jest u Siedleckiego znacznie bardziej czuła i w yrozum iała wobec Fredry, to w każdym razie w swej dociekliwej tendencji socjologicznej — takiej oto glosy G rzym ały na m arginesie Ślubów panieńskich:

W tonie dom owego obyczaju pani Dobrójskiej czuje się kilka tęgich fo l­ w arków o przedniej lubelskiej ziem i. Myślę, że gdyby ziem ia pani Dobrójskiej była drugiej klasy, n ie byłoby komedii, bo choć się o tym n ie mówi, choć autor chce o tym zapom nieć — Radost n ie przyw iózłby tutaj synow ca w konkury. N ie znaczy to, by „złote serce” G ustaw [...] nie był najpoczciwszym szlachci­ cem [...], ale — cóż począć? — i poczciwość, i złote serce, i szczera m iłość za czasów pańszczyźnianych rosły na tym samym czarnoziem iu, na którym rosła i pszenica. [NOM 68]

Rzecz prosta, nie zapominam o wszelkich różnicach, jakie dzieliły Grzymałę i Boya; nie zapom inam także i o tym, że sam Boy krytykow ał fredrowskie eseje Grzym ały, pisząc:

Mam trochę żalu do G rzym ały-Siedleckiego, który w swoich studiach fred­ rowskich m ów i nieraz ty le ładnych i bystrych rzeczy, że tak je szpeci i znie­ kształca sw ym niew czesnym sarmatyzm em . Jak on w ciąż przytupuje, pokręca w ąsa i brząka w karabelę, jak uprzykrzenie cmoka nad tą polskością i p ol­ skością Fredry!

C ytat ten szczególnie dobitnie uw yraźnia właśnie różnicę formacji intelektualnej: w skazuje, iż Boy był nieodrodnym synem naszej de­ m okracji mieszczańskiej, podczas gdy Grzymała był — Sarm atą, za­ plątanym w niew łasny wiek dwudziesty. Ale S arm atą bynajm niej nie zaślepionym na to, co w jego własnej, umiłowanej sferze może wykryć dem askacja socjologiczna. Dlatego następny pocisk Boya nie jest już

10 T. Ż e l e ń s k i - B o y , Obrachunki fredow skie. Warszawa 1949, s. 181—182.

(15)

wymierzony z tą bezbłędną celnością, która charakteryzow ała cytat przytoczony wyżej:

Po co wielkiego Fredrę w ciskać w ramy zaścianka? W dodatku ta p ol­ skość jest, bodaj w części, po prostu sprawą k l a s y , w idzieliśm y, że dobry kawał t e j Polski odnalazłoby się i za granicą. A le kiedy się czyta np. studia G rzym ały-Siedleckiego o Ślubach panieńskich, m ożna by m yśleć, że tylko w Polsce jest wieś, tylko w P olsce są stryjow ie, panny, lipy, matki, ciotki it d .11

A to już nieprawda: szkice Siedleckiego — przy wszelkich ich sar­ mackich sym patiach — bynajm niej, jak widzieliśmy, nie przeoczają faktu, że polskość autora Zem sty jest także „spraw ą k l a s y ”. Próbo­ wałem to zasygnalizować w przytoczonym przed chwilą wywodzie na tem at nierozerwalnego związku pomiędzy „złotym sercem ” Gucia i „cza­ sami pańszczyźnianym i” oraz lubelskim czarnoziemem, a można by tu po­ wołać się i na taki oto ekskurs o socjopsychologicznej genezie pieniac- twa w Polsce szlacheckiej, tym samym zaś i o genezie Zemsty:

Kłótnie, zwady, bijatyki, pieniaczenia się o nic. N ie pojm iem y tego, do­ póki sobie nie uprzytomnim y, jakim darem nieba byw ało takie sporne „nic” dla nudy szlacheckiego życia. Zabezpieczony m aterialnie pracą bezpłatną pańszczyzny, [...] szlachcic próżnował i nie w iedział, czym czas zabić. [...] Może podświadomie, do awantur tęsknił. [NOM 39]

Myślę, że autorem tych dwóch wywodów z powodzeniem mógłby być i Boy...

Są zresztą i inne zbieżności między kry tyk ą Siedleckiego i Boya. Nie tylko fakt, iż obaj wychowali się w Krakowie za czasów Młodej Polski i że obaj spłacili dług tam tej atmosferze i tam tej epoce w swych stu ­ diach o w ybitnych reprezentantach naszego modernizmu, a w szczegól­ ności tym, że każdy z nich na swój sposób zajmował si-ę plotką, legendą i praw dą Wesela. Grzymałę łączy z Boyem także jego żywiołowy bio- grafizm; tak np. nie w ątpi on, że istnieje „związek między tem atem

Zem sty a osobistymi przeżyciami F red ry ” (NOM 37); zresztą, już i sama

praktyka poszukiwania faculté maîtresse w danym „usposobieniu tw ó r­ czym” ma z n atu ry rzeczy odcień biografistyczny; stąd też Siedlecki — m. in. w przedmowie do Wyspiańskiego — tak silnie podkreślał zna­ czenie, jakie dla kryty ka ma osobisty kontakt z autorem :

C z ł o w i e k , owo w łaśnie twórcze usposobienie, tym dostępniejsze jest dla rozbioru, im żywsza, świeższa, pozostaje w nas pam ięć jego życia, jego dzia­ łania i osobistego z nim zetknięcia. Ta pamięć bywa nieraz doskonałym sp raw ­ dzeniem tw ó rczo ści12.

Między innym i z takich właśnie osobistych obserwacji w yrastały do­ konywane przez Grzymałę rekonstrukcje faculté maîtresse różnych t a ­

11 Ibidem, s. 87—88.

(16)

Z M A R L I 3 5 5

lentów młodopolskich; tak np. o istocie osobowości pisarskiej W yspiań­ skiego decyduje, zdaniem krytyka, fakt, iż będąc arty stą uzdolnionym w wielu dyscyplinach sztuki — tw órca Nocy listopadowej traktow ał k rea­ cję teatra ln ą jako pew ną organiczną jedność owych dyscyplin, okazując przy tym najgłębsze wyczulenie na kom ponenty scenograficzne i m u­ zyczne; z kolei w przypadku Jan a A ugusta Kisielewskiego poszukiwanie

faculté maîtresse odsyła nas do organicznej newrozy pisarza, a pośred­

nio — i do atm osfery epoki.

Psychobiografizm Siedleckiego jest zresztą bodaj bardziej scjenty- ficzny i bardziej skłonny do uwzględniania pierw iastków racjonalnych aniżeli analogiczna postaw a badawcza u Boya. Dla G rzym ały artysta i jego dzieło są nie tylko żywiołową (choć żywiołową przede wszystkim) ekspresją tem p eram en tu , pewnego charakterystycznego (w danym osob­ niku) układu instynktów — instynktu wyobraźni twórczej, impulsów erotycznych bądź „interesow nych”. Boy jest bardziej aniżeli Grzymała freudystą czy adlerystą (oczywiście, w poetyce uproszczonej na użytek pięknych czytelniczek), G rzym ała z kolei jest bardziej tainistą aniżeli Boy. Jest nim w tym sensie, że poszukiwanie faculté maîtresse określo­ nego tem peram entu niem al zawsze wiedzie go ku jakiejś ogólniejszej konstrukcji socjogenetycznej, chociażby w postaci „ducha plemiennego” . Równocześnie psychobiografizm Siedleckiego w większej chyba mierze odwołuje się do działania czynników racjonalnych, do świadomie orga­ nizującej pew ną osobowość — pracy intelektu. Wymowna jest pod tym względem — dość skądinąd zaskakująca — paralela pomiędzy F rance’em a Ibsenem. W ynikałoby z niej, iż obie te osobowości pisarskie wykazują tę samą cechę dom inującą — ale jakież różne konsekwencje w ynikają z tego faktu, ileż m odyfikacji wnosi tu świadomy swoich celów intelekt:

Jedną z tych tajem nic [Ibsena] [...] —to im m anentny jego relatyw izm [...]. Anatol France z tej samej cechy charakteru uczynił sobie karierę literacką i pław ił się w rozkoszy wątpienia, Ibsen całym składem swojej m oralności czuł i w iedział, że n ie wolno czytelnika uczyć nihilistycznego (w gruncie rzeczy) sposobu m yślenia — i każdy jego dramat pow staw ał dopiero wówczas, gdy w szelk ie sw oje na ten tem at w ątpliw ości ujarzmił, zw alczył i w kryształ afirm acji skondensował. [NOM 279]

Zarazem jednak — przy w szystkich różnicach — w ypływ ają z owego psychobiografizmu, zarówno u G rzym ały jak i u Boya, dość podobne konsekwencje w k ry teriach wartościowania. Oto tw órca osiąga najlepsze w yniki literackie, gdy pozostaje w zgodzie z samym sobą, gdy jego dzieło stanowi możliwie prostą ekspresję najlepszych cech jego osobowości artystycznej i zarazem ludzkiej. Wesele jest chef d’oeuvre W yspiań­ skiego, ponieważ najdoskonalej wciela w siebie polifoniczność uzdolnień artystycznych poety, ponieważ najpełniej w yraża właściwą mu dążność do syntezy różnych form sztuki. Z kolei K arykatury stanowią chef

(17)

d ’oeuvre Kisielewskiego, ponieważ dając w yraz newrozom m odernistycz­

nego arty sty ^— zarazem przedstaw iają je z dystansem realisty, w łaś­ ciwie naw et realisty życiowego: człowieka, k tó ry nieubłaganie tropi aktorstwo, jeśli nie własne (na to, być może, nie pozwalało mu skrzy­ wienie patologiczne), to przynajm niej własnego środowiska. Słowem,

K arykatury stanowią idealną ekspresję tej podstawowej cechy osobo­

wości pisarza, za jaką G rzymała uznaw ał „chłód głowy przy rozpalo­ nych kończynach nerw ów ” (NOM 236).

Zapewne, wartościowanie sub specie ekspresji m otywów psychobio- graficznych zazwyczaj musi prowadzić do pew nych dowolności. Pod tym względem G rzym ała nie zawsze potrafił być scjentystą, podobnie jak nie potrafił i Boy (ale któż potrafi być scjentystą w swych osądach cho­ ciażby i dzisiaj?!...). Boya wykpiwał niegdyś w Beniaminku Irzykowski, iż dominującym motywem jego ocen jest talentyzm :

Talent „czujemy”. U W itkiewicza talent „bucha”. [...] I w ten sam sposób wciąż używ a Boy różnych innych w yśw iechtanych zw rotów, dobrych w ustach m inistra skarbu, który był na premierze, ale n ie w ustach m inistra krytyki. Mówi np. o „tej niespożytej polskości, jaka się kryje w uśm iechu Fredry”. [...] W styd !13

Podobnie i Grzymała. Świetny w rekonstruow aniu couleur locale, w analizie psychobiograficznej, socjologicznej i obyczajowej — robił on przecież analogiczne do Boyowskich uniki, gdy przychodziło mu zmie­ rzyć się z „tajem nicą arty zm u ”. Cytowałem już niektóre m anifestacje jego subiektywistycznej, im presjonistycznej przekory, a oto przykład

szczególnie dobitny:

Jakim cudem akt ten [tj. akt III Ś lubów panieńskich], oparty na wątłym pom yśle, żyje, działa, nie nudzi, interesuje — to już tajem nicą twórczości, nie budowy. Tajem nicy tej miano: Fredro, ów fenom en, który najbardziej m artwy m ateriał ożyw ia samym zbliżeniem się doń. [NOM 65]

Zdania w prost z Boya! Irzykowski — w odniesieniu do Boya — p rze­ nikliwie w ykryw ał źródła owych irracjonalnych dowolności w sądach w artościujących.

Boy — pisał ■— racjonalista w sprawach seksualno-społecznych, w k r y t y ­ c e s z t u k i j e s t p o s t a r e m u i r r a c j o n a l i s t ą ; ba, n ie zdaje sobie naw et sprawy z tego, że i sztuka m a dziś pretensje do tego, żeby być „sztuczna”, żeby sw oje efekty obliczać, i że na tym zasadza się jej przełom 14.

Analogicznie można by scharakteryzow ać i Grzymałę. Co prawda, zdawał on już sobie sprawę, że samo życie nie jest po prostu i tylko

13 K. I r z y k o w s k i , Beniaminek. Rzecz o Boyu-Zeleń skim . Warszawa 1933, s. 37.

(18)

Z M A R L I 3 5 7

„n a tu ra ln e ”, że obecny jest w nim pewien elem ent gry, sztuczności, te- atralizacji. Życie — tak; ale nigdy sztuka! Ta powinna być „n atu raln a”, od tego jest sztuką. Oczywiście, także i w teatrze.

6

W przekładzie na język poetyk i prądów literackich owa „n atu ral­ ność” była po prostu tożsama z realizmem. G rzym ała bowiem — znowu podobnie jak Boy — w ydaje się par excellence rzecznikiem realistycz­ nego stylu w teatrze. Realistą jest dla niego Fredro, jest nim — przy całej swej wizyjności — także i Wyspiański, realistą jest Kisielewski, realistą jest wreszcie Ibsen, u którego — jak pisze Siedlecki — nie ma „ani jednego rysu, ani jednego zdarzenia, ani jednego konkretu d ra­ maturgicznego, k tó ry by obrażał kanon realistyki” (NOM 274).

W praktyce oznaczało to często — potwierdzone zresztą oryginalną p rak ty k ą kom ediopisarską Siedleckiego — upodobanie do sztuk w m a­ terii swej obyczajowych (chociażby naw et owa obyczajowość transpo- now ana była w symboliczne fantasm agorie Wesela), w poetyce zaś — opartych na dobrze w ypróbow anym kanonie pièce bien faite. Tak w łaś­ nie, jako pièce bien faite, odczytywał G rzym ała konstrukcję Ślubów pa­

nieńskich, takim wzorcem pièce bien faite były dla niego Karykatury

Kisielewskiego, farsy C aillaveta i Flersa, ale także tendencyjne dram aty Ibsena, które „stają przed nam i jako wzór” (NOM 282).

W yspiański — ten, co praw da, łam ał rygory popraw nej konstrukcji. Równocześnie jednak

[jest] rzeczą [...] zastanaw iającą, jak w tym najw iększym wizjonerze, jakiego m am y w naszej poezji — niejako na wtórym torze zam iłowań tkw iła pasja w iernego oddawania faktów. [NOM 101]

Toteż ludzie u W yspiańskiego byli prawdziwi. Nawet wówczas, gdy w ystępow ali jako zjawy: „Stańczyk jest rolą głęboko uczuciową” (NOM 121) — jedynie w Chochole jest „coś psychicznie nam obcego w tym uczłowieczeniu pałuby słom ianej” (NOM 159). Przeczytajm y pod tym kątem widzenia chociażby dokonaną przez Grzymałę analizę poszcze­ gólnych ról w warszaw skim przedstaw ieniu Wesela z r. 1955, gdzie k ry ty k utyskuje, iż

Poeta n ie przedstaw ił nam się jako nieposkrom iony sm akosz kobiecości; w Dziennikarzu n ie zarysow ał się tragiczny pesym izm niew iary w niepodleg­ łość; Gospodarz (Pichelski) nie ujaw nił ani cienia lekkoducha. [NOM 171]

Ba, co tam Gospodarz, kiedy np. zjawa H etm ana powinna być za­ grana w w erystycznie „ściszonej” konwencji:

B utkiew iczow i, grającemu Hetmana, zbrakło na próbach Talleyranda, który by go ostrzegł swoim : pas trop de zèle — n ie za dużo gorliw ości [...], za dużo z e w n ę t r z n y c h środków staw iania postaci. [NOM 159]

(19)

Albowiem jaki dram at, taki też i teatr: ponieważ istotą sztuki d ra ­ matycznej jest logika konstrukcji (także konstrukcji charakteru), w eryzm ujęcia, prawdopodobieństwo psychologiczne — przeto również i reżyserię oraz grę aktorską obowiązuje przestrzeganie wszystkich tych założeń. Recepta na dobre aktorstwo, którą w ystaw ia Siedlecki, jest zatem w praktyce zbliżona do recepty Stanisławskiego:

jesteśm y w porządku, gdy od aktora zażądamy, by np. drogą in tuicji doszedł do tego, co m yśli i czuje ta czy owa w izja w k ształcie człow ieka u jaw nio­ na. [NOM 159]

Bowiem — jak pisał Grzymała w r. 1965 —

odrębność, w yrazisty kontur psychiczny danego człow ieka [...] [to rzecz] n ie ­ zbędna [...] w dram acie czy kom edii tworzonych z m yślą o scenie, bo ona to, ow a odrębność postaci, naprowadza w ykonaw cę roli na w łaściw y uchwyt, ona mu dyktuje, jak w ew nętrznie wygląda człow iek, którego ma odtw o­ rzyć. [NOM 250]

Słusznie zatem w cytowanym już tu taj szkicu pisze Csató:

dla Grzym ały owo sedno [teatralności] polega na szczególnym rodzaju odkry­ wania przez aktora istoty granej postaci. O dkryw anie to jest działalnością nie tylko intelektualną, lecz ma charakter znacznie bardziej wielostronny, a jedno­ cześnie jest to aktywność żywiołowa, spontaniczna. A naliza roli, m yślenie, ba­ danie [...] są to n iew ątpliw ie cenne prace przygotow aw cze, które bardzo p o­ magają aktorowi w ostatecznym i najw ażniejszym etapie: — w porywie, skoku, przedzierzgnięciu się w postać, ^ w ięc w c z y n i e , angażującym w szelkie duchowe i fizyczne siły organizmu. Aktor poznaje postać przez to w łaśnie, że się w nią „w ciela” [...]. Jest to estetyka w oluntarystyczna, estetyka w italizm u i siły 15.

Jest to także — dopowiedzmy już od siebie — estetyka realistyczna. Przynajm niej w swych założeniach generalnych.

7

Tak zatem paradoksem Grzymały-Siedleckiego na tle epoki Młodej Polski była zarówno jego wierność wobec estetyki realistycznej, jak i jego pozytywistyczny, socjogenetyczny scjentyzm (przypomnijmy tu również ataki na Lemańskiego za posługiwanie się naiwnie russo- istyczną opozycją „natu ra contra społeczeństwo” (LD 38)), jak i wresz­ cie jego przywiązanie do pozytywistycznego k u ltu nauki, m anifesto­ wane na przekór m odernistycznym diagnozom o bankructw ie wiedzy (chociażby w pisanym w r. 1911 szkicu o Żuławskim). Czy można jednak z tej racji nazwać Grzymałę po prostu pozytyw istą z epoki Młodej Polski? Znowu nie, bo oto — kolejny paradoks k ry ty k i Siedleckiego — jak na pozytywistę, był on zanadto konserw atyw ny, szlagoński, sarmacki; patriota, ale zbyt bliski nacjonalizmowi.

(20)

Z M A R L I 359

Nieprzypadkowo spośród wszystkich czynników taine’owskich n aj­ bardziej bodaj fascynow ał go motyw ,,rasy”, „duszy narodow ej” czy „ducha plem iennego” : Witkiewicz — „Lechita do szpiku kości”, choć „m iał coś w um yśle z rosyjskiej bezwzględności” (LD 228); z „gliny polskiej [...] pow stała duchowość F red ry ” (LD 396); Polak — czytamy w studium o Charitas Żeromskiego — ,,jest odważnym z rasy swej, jak odważnym jest Francuz czy Szwed” (LD 234). Albowiem — dodajm y po cichu — „rasa” polska należy w świecie do „ras” najprzedniejszych, a dwór szlachecki jest — pomimo wszelkich dem askacji — tym miejscem na ziemi, gdzie przez długi czas konserwowała się ona najskuteczniej; w opublikowanym w r. 1921 studium o Reymoncie miejsce szlachty zostaje w praw dzie — hipotetycznie — przyznane chłopu, na którym , „jak na fundam encie, budować będzie Polska swoją nowoczesność” (LD 276); jednakże, jak trafn ie w ostatnim swym studium zwraca uwagę Okońska, teza ta, wywodząca się jeszcze z ludom aństw a „Głosu”, „w latach dw udziestych w spółbrzmiała w yraźnie z ideologią endecji, z jej rozum ieniem układu sił społecznych narodu” 16. Nieprzypadkowo także w yznaje Siedlecki, iż Fredro jest dla niego bodaj „najmilszym [...] pisarzem polskim ” (LD 350). Z opinią tą, wypowiedzianą w r. 1917, koresponduje opinia późniejsza o lat czterdzieści (z nowej przedmowy do w ydania Trzy po trzy w r. 1957):

Fredro n iew ątp liw ie był konserwatystą. Z ryczałtowym potępieniem kon­ serw atyzm u [...] należy być ostrożnym. N ie ma takiego ustroju, w którym by się obeszło bez k onserw atystów istniejącego czy zdobytego stanu rzeczy. Za­ chowawczość, można by powiedzieć, jest heglow ską tezą obok antytezy: p ostę­ pu. [LD 394]

Czy słowa te nie są czymś na kształt osobistego credo Siedleckiego?... W gorzkim epitafium , ogłoszonym na łamach „Dialogu”, Jan Alfred Szczepański wypom ina Grzymale „tandetę farsową, publicystykę en­ decką, rasistow skie w ypady, [...] sarm acką obronę konkretnych i m eta­ forycznych Samosęków” 17. Spraw y te dziś już przebrzm iały, co nie zna­ czy, iż nie ujaw niały się w nich istotne cechy konserw atyzm u Siedlec­ kiego. Zresztą naw et i w ostatnio w ydanych tomach, zwłaszcza w L u ­

dziach i dziełach, widać w yraźną niechęć autora do poczynań rew o­

lucyjnych (np. w omówieniu Rewolucji Tetm ajera i Oziminy Berenta), nieufność wobec socjalizmu (w aprobatyw nej analizie Starej ziemi Żu­ ławskiego) i w ogóle wobec tendencji dem okratycznych (pisząc o Ozimi­

nie G rzym ała p rotestuje przeciw „doktrynie scholastyki liberalnej sprzed

roku 1848, iż l u d y są heglowską antytezą r z ą d ó w ” (LD 97); tu także dowodzi, że „do obrazu socjologicznego dem okratyzacji należy

16 O k o ń s k a , A d a m G rzy m ała-S ie dle cki [maszynopis].

(21)

zbarbaryzowanie duchowe przy podniesieniu się mózgowym społe­ czeństw” (LD 114)). O dnajdujem y tu również zarzuty rusofilstw a pod adresem Berenta, a obok nich supozycje, iż Brzozowski przygnieciony był przez „w pływ umysłowości rosyjskiej” (LD 133) — i równocześnie aprobatę dla ewolucji Witkiewicza w kierunku szlachetczyzny i n a­ cjonalizmu:

Stara, szlachecka, kresowa krew spłynęła tutaj [tj. w książce o Kossaku] do inkaustu pisarza. Toteż styl i m yśl W itkiew icza nabierają am arantowego koloru. [LD 219]

Z tego rodzaju nastaw ieniem politycznym i światopoglądowym w ią­ zały się preferencje dla wszelkiej swojszczyzny:

Molier był i jest geniuszem , ale w łaśnie jego utworom brakuje tego, co jest siłą Fredry: poetycko-pobłażliw ego stosunku do figur kom icznych; Molier albo ośm iesza, albo wprowadza m arionetki [...]. Fredro celuje w m alowaniu uczuć. [LD 367—368]

Z kolei Adam Szymański w swych nowelach sybirskich jest poniekąd lepszy od Dostojewskiego, kronikarza Martwego domu, bo jego ludzie „cierpią, męczą się, ale byli i są ludźm i” (LD 290); D ygasiński jest jak gdyby bardziej autentyczny niż Zola, bo jego naturalizm „w ypływ ał nie z zapatrzenia się na modę literacką” (LD 335) — z czego wynikałoby, iż z takiego „zapatrzenia się” (ale w kogo? chyba w samego siebie?) w yrastał jakoby naturalizm Zoli...

8

Spraw y te trzeba odnotować. Pow tórzm y jednak raz jeszcze, że z perspektyw y dzisiejszej wszystko to jest już tylko dokum entem hi­ storii, ponadto zaś podkreślm y wyraźnie, iż bez sarmackiego konserw a­ tyzmu Grzyrpały nie byłoby nigdy jego urzekającego stylu, którego liczne próbki widoczne były w przytoczonych już wyżej cytatach, a któ­ ry podziwiają dziś najw ybitniejsi. Kazimierz W yka pisze, iż

Na tle oschłego schematyzm u i prym ityw nej brutalności języka polskiego anno 1967 ta polszczyzna [Siedleckiego] sm akuje jak dobrze przestała, z boga­ tej spiżarni, stara nalew ka domowa, w ychylona po sztaganie bimbru lub czystej o jc z y ste j18.

Julian Krzyżanowski zauważa:

w długiej sw ej karierze um iał on [tj. Grzymała] uniknąć niebezpieczeństw związanych z zawodem publicystycznym , który sprawiał, iż język krytyki lite ­ rackiej istotnie odznaczał się spazm atycznością z jednej, dziennikarską zaś prozaicznością z drugiej strony. P isał jasno, zrozumiale, w zorową polszczyzną, której tok urozm aicał składnikam i o w ybitnej obrazowości. [LD 15, wstęp] 18 W y k a , op. cit.

(22)

Z M A R L I 361

Zapewne, k ry ty k a G rzym ały niekiedy nuży dziś czytającego przez swą zawiesistą tonację apologetyczną, prowadzącą — gdy autor szczerze p rzejął się om awianym a k u rat pisarzem — do przesady i fałszów: np. Reym ont jakoby jedyny „ratu je honor społeczeństwa [polskiego] z koń­ ca X IX i początków XX w ieku”, a to na skutek swej „apoteozy energii”, przeciw staw ionej młodopolskiej dekadencji — bez Reym onta bylibyśmy „m iniaturą G recji upadającej” (LD 267); a gdzież Kasprowicz, Wys­ piański, Orkan, Żeromski, Brzozowski?! Peszy nas tu taj nieustające

crescendo w yrazów zachw ytu i entuzjazm u — G rzym ała bowiem łatwo

szafował słowami „genialny” czy „arcytw ór”, równie dobrze z okazji

Kościuszki pod Racławicami Anczyca, jak i (by sięgnąć po przykład

z przeciwnego bieguna stylowego) z racji — bardzo już dziś démodée, m odernistycznej sztuki R ittn era Lato, o której pisał w roku 1924:

Wątpię, czy zestarzeją się genialne sceny Toroopa i pani dyrektorowej, sceny m iłości, jedne z najbardziej diamentowych, jakie zna teatr europej­ ski. [LD 304]

Czasem także ów styl, w którym , zda się, słyszymy naraz Fredrow ­ skiego Cześnika i Rejenta, popada w egzagerację, trąci m anieryzm em nazbyt już précieux — wówczas czytamy o „skrzypcowych pociągnię­ ciach uczuciem” w krytyce teatraln ej Kisielewskiego (NOM 238) albo też odnajdujem y takie oto zdanie:

W ciągłym pędzie em ocjonalnej m yśli tkw i istota tej niepow szedniej p ol­ skiej cyfry, jaką był Stan isław W itkiewicz. [LD 223]

A jednak — w czyjej jeszcze recenzji z r o k u 1 9 6 4 moglibyśmy znaleźć taki choćby passus, zaczerpnięty z żywej krynicy tradycji języ­ kowej (o Julianie Wołoszynowskim):

Nie sposób n ie zwrócić uwagi, że w zachwyt [...] wprowadza nas nie syre­ niego grodu dziecko, lecz syn Podola, kraju upajającego krasą pejzażu i uro­ dzajnością ziem i. [LD 340]

Tajem nicą stylu Siedleckiego jest oczywiście owo — dziś w tej mie­ rze niełatw e już do osiągnięcia — zadomowienie się w starodaw nej „ojczyźnie-polszczyźnie”, takiej, jakiej kształt kodyfikuje tradycja sar­ mackiej gawędy, epika Mickiewiczowska, romansopisarstwo Sienkiewi­ cza. Zatem swobodne gawędziarstwo i równocześnie pew na uroczysta solenność, styl kontuszowy, dobry przy kielichu węgrzyna, ale przy­ datny i na występowanie przed trybunałam i. Sam Siedlecki, charak tery ­ zując język Jan a A ugusta Kisielewskiego, mówi zresztą — jak sądzę — pośrednio i o w łasnej twórczości językowej:

Jego język n ie jest przekładem z niem ieckiego, jak ty le stylów pisarskich u nas. Tkwi w nim dźwięk szczerze ojczystego w ysłow ienia się. W serio p isa­ nych rzeczach znać ten sw oisty nasz ład przechodzenia od m yśli do m yśli, pro­

(23)

zę, która w rodzajowym piśm iennictw ie w yszła z im ość Gawędy, a w solen ­ nym — z jaśnie Pani Oracji, z tych dwóch dam, z których każda niegdyś m iała w iele czasu, w ięc się spieszyć nie zwykła. Sienkiew icz, unow ożytniając prozę polską, pokazał, jak kulturę spokoju można zachować w żyw ości i przy­ spieszeniu. [NOM 239]

Grzymała był niewątpliw ie godnym kontynuatorem tej właśnie tr a ­ dycji. A mieścił się w niej — przy całej „kulturze spokoju” — i kąśliwy dowcip, i podchwytliwość rejestrow anych gaw ędziarskim trybem obser­ wacji. Przykładem — uwaga o gadatliwości B erenta, zestawionej z ga­ datliwością jednej z jego bohaterek, pani Niemannowej (LD 122); albo też — w tymże studium na tem at Oziminy — wnikliwe spostrzeżenie dotyczące rozdźwięku, jaki zachodzi w prozie B erenta pomiędzy upo­ dobaniami „m yśliciela” i „ arty sty ” :

Jego psychoznawstw o najchętniej wędruje po klinikach w oli i klinikach ideałów, tak że w gruncie rzeczy powieściow em u instynktow i daleko m ilsi są w szelcy w ykolejeńcy, w szelka m ierzwa narodowo-społeczna, aniżeli typ zdrowy, pożądany, radujący nasze wyobraźnie o człowieku. [LD 116]

Ileż zresztą w potoku swobodnej gawędy Grzymały znalazłoby się takich spostrzeżeń — subtelnych, trafiających w sedno, a przy tym nie­ kiedy i do dziś aktualnych. Przytoczm y pierwsze z brzegu: chociażby analogię między „pozytywizmem m alarskim ” Witkiewicza a ogólniej­ szymi tendencjam i tam tej epoki:

Dobijanie się o uznanie dla techniki, św iatłocienia itd. było na swój sposób postawieniem tej samej zasady p r a c y u p o d s t a w , która kilkanaście lat temu stanęła jako hasło w życiu społecznym i literaturze. [LD 203]

W tym ostatnim cytacie znów uderza sym patia do pozytywizmu, godna odnotowania aku rat u notorycznego „szlagona” i „S arm aty”. Albo­ wiem Siedlecki bardzo często bywał anachroniczny, ale właśnie jego anachronizm y pozwalały mu niekiedy zdobywać się na sądy nader w nik­ liwe. Był szlacheckim rom antykiem zabłąkanym w pozytywizm, po­ zytyw istą zabłąkanym w Młodą Polskę, m odernistą zabłąkanym w p ery ­ petie k u ltu ry międzywojennej i dzisiejszej. Zarazem jednak potrafił krytykow ać modernizm jako pozytywista, pozytywizm — zarówno jako modernista, jak też i jako „S arm ata”, potrafił wreszcie odsłaniać różne konsekwencje sarm atyzm u z pozycji tyleż pozytywistycznych, co i w ła­ ściwych dla późniejszego „realizm u politycznego” .

Mesjanizm polski, rojący w kategoriach na pół religijnych, że ojczyzna nasza jest odkupicielem narodów, spoczywał również — choć bezwiednie — na podwalinach pychy szlacheckiej. [LD 148]

— oto (napisane w r. 1912) zdanie typowe dla tej wielopłaszczyznowości światopoglądu Grzymały. Tak, Sarm ata-organicznik, skłócony z własnym

(24)

Z M A R L I 363

sarm atyzm em i z w łasnym organicznikostwem — to jeszcze jeden, chociaż bynajm niej nie ostatni, z paradoksów kry ty k i Siedleckiego. Ale między innym i tym w łaśnie paradoksom, umożliwiającym zachowanie dystansu wobec każdorazowego m om entu ewolucji historycznej, zawdzię­ cza owa k ry ty k a swą aktualną wartość: wartość żywotnego świadectwa naszej współczesnej k u ltury .

Cytaty

Powiązane dokumenty