• Nie Znaleziono Wyników

7. Warszawa, d. 15 Maja 1882. T om I.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "7. Warszawa, d. 15 Maja 1882. T om I."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 7. Warszawa, d. 15 Maja 1882. T o m I.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H S W IA T A “

W W a rs z a w ie : rocznie rs. 6, kw artalnie rs. 1 kop. 50.

N a P ro w in c y i rocznie rs. 7 kop. 20, kw artalnie rs. 1 kop. 80.

W C esarstw ie austryjackiem rocznie 10 z łr.

„ niemieckiem rocznie 20 Rmrk.

K om itet R edakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. Chałubiński, J . Aleksandrowicz b. dziekan Uniw., mag. K. Deilie, Dr.

L. Dudrewicz, mag. S. K ram sztyk, mag. A. Ślusarski, prof. J. Trejdosiewicz i prof. A. W rześniow ski.

Prenumerować można w Redakcyi W szechśw iata i we w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

A d r e s R e < l t i k c ; y i : P o d w a l e N r . 3

W S P O M N I E N I A Z P O D R O Ż Y

P O P E R U II.

K R A ] I P R Z Y R O D A , przez

JANA S Z T O L C M A N A .

Pomorze, dolina pomorska, Las Lomas.

J a k większa część nazw miejscowości w obu A m erykach, ta k i nazwa P e ru ginie w po- mroce przeszłości i dziś to tylko o niój pewne­

go powiedzieć możemy, że była nieznana przed najściem kiszpanów, którzy ją dopiero nadali obszernćj krainie Inkasów . Pomimo niepewności pochodzenia tej nazwy, niektórzy z kistoryków starali się rozwiązać kw estyją jćj pockodzenia, dając cugle fantazyi, ja k zwy­

kle w tyck przypadkack bywa. Znalazł się naw et taki ’), który nazwę P e ru w yprowa­

dzał od Opkir, skąd przez stopniową korup- cyją powstawać miało Pkiru, P iru aż wreszcie utw orzyło się Peru. Najwięcej jeszcze wagi przyw iązywać należy do objaśnienia, jakie w ty m razie pozostawił nam słynny kistoryk

‘) Montesinos.

z czasu kiszpańskiego podboju — Garcilazo de la Vega, który, jako pockodzący z królew­

skiego rodu Inkasów , znał doskonale język swego kraju i posiada przytem sławę znako­

mitego kistoryka. W edług jego zdania nazwa P e ru pockodzi od Pelu, co w języku peruw ijan oznaczało rzekę *); zastosowano ją zaś do ca­

łego kraju przez pomyłkę, gdy w czasie pier­

wszego wylądowania kiszpanów, jeden z k ra­

jowców zapytany o nazwę kraju, niezrozu- miawszy widocznie o co ckodzi, odpowiedział:

„P elu“ (rzeka), z czego następnie powstało P eru . Indyjanie zaś przed podbojem nazywali w prost swój kraj: „Cztery strony świata", co dowodzi ja k izolowani byli od reszty l udzi skoro kraj swój za świat cały uważali.

Kraj ten, obecnie szarpany przez bratobój­

czą wojnę, zajmuje obszerne teryto ryjum nie­

co na południe od równika, w granicach mię- dzy 3° i 23° szerok. południowój, a 71° i 83°

długości zachodn. (od południka paryskiego).

K w estyje graniczne nie są jednak dotychczas załatwione ani z Boliwiją, ani z Ecuadorem, ani z Brazyliją, a spodziewać się należy, że wojna obecna sprowadzi także niemałe zmia­

n y w południowój szczególnie linii granicznój.

') Zwrócę jednak uwagę, że dziś dla oznaczenia rzeki

używa się wyrazu mayo a niekiedy yacu (woda); w yraz

Pelu jeżeli istniał kiedyś, musiał zupełnie zaginąć.

(2)

98 W S Z E C H Ś W IA T . Jfg 7.

W edług jednak dzisiejszych granic, P e ru po­

siada terytoryjum trz y razy większe od F ran - cyi, a na niem zaledwie 3 m ilijony mieszkań­

ców. Zważywszy przytem , że tylko część alpejska, oraz doliny pomorskie są gęścićj za­

ludnione, zobaczymy, ja k olbrzymie jeszcze obszary czekają na pracow itą rękę człowieka, aby z nich życie wydobył.

Kraj cały można podzielić na dwie części:

zachodnią alpejską i wschodnią równą. Pasm o K ordylijerów ') ciągnie się równolegle do po- brzeża, zachowując mniój więcój kierunek z południo-wschodu na północo-zachód. Trze­

ba widzieć ten łańcuch, trzeba podróżować po nim tygodnie, miesiące, aby mieć pojęcie o potędze tego system u gór. Ten, kto raz sta ­ nął na w yniosłym szczycie i ujrzał całą falę grzbietów i szczytów ginącą na horyzoncie, ten kto późniój dziesięć, dwadzieścia razy miał widok podobny przed sobą, a pomyślawszy następnie, że widział dopiero jednę setną część całego pasma, opierającego się z jednój strony na lodowych rów ninach Alaszki, a z drugiój tonącego w cieśninie Magiełlaiiskiój — ten do­

piero będzie miał wyrozumowane pojęcie o roz­

ciągłości K ordylijerów . Takiego pojęcia żaden z was, czytelnicy, sobie nie wyrobi, żeby wam jed nak w tem potrosze dopomódz, dodam je ­ szcze, że K ordylijery na terytoryjum peruw i- jańskiem ciągną się pasem od 2° do 4° geogr.

szerokim, zajm ują przeto przybliżoną powierz­

chnię 691,000 wiorst kwadr.; że do przecięcia ich w szerokości mniój więcej 6 ° potrzeba dwudziestu kilku dni, w zw ykłych zaś w arun ­ kach — miesiąca czasu; że wreszcie przez ten czas m usim y się wznieść przynajmniój na 50000 stóp i drugie ty le spuścić w dół, licząc tylko ważniejsze nierówności w profilu drogi.

Ten zbiór danych może choć w części pozwoli Aram sądzić o potędze największego łańcucha gór na świecie.

Ten, kto nigdy gór nie widział, w yrabia so­

bie o nich bardzo błędne pojęcie, wyobrażając je sobie jak o dość regularny łańcuch z boczne- mi, mniój więcój sym etrycznem i odnogami,

*) C ordillera znaczy po hiszpańsku grzbiet, lub pasmo gór, przynajmniej w takiem znaczeniu używ ają go w Pe­

ru. Mówią, np.: Cordillera de los A ndes — pasm o Andów.

N azw a tych ostatnich, ja k tw ierdzą powszechnie, pocho­

dzi od w yrazu Anti, co w keczuańskim języ k u oznacza gied ź, Andy bowiem w m etal ten obfitują.*

między którem i strumienie, lub rzeki wody swe toczą. W rzeczywistości zaś rzeczy przed­

staw ią nam się inaczój i tak i łańcuch, ja k K ordylijery np., stanie przed naszemi oczami jako nadzwyczaj zawikłany system grzbietów, szczytów, falistości, poprzerzynanych mniój lub więcój znacznemi dolinami, wąwozami, jaram i, gdzie często poboczne gałęzie w ystrze­

lają wyżój od głównego grzbietu, wprowa­

dzając w błąd podróżnika, k tó ry kulminacyj­

ne punkty drogi bierze za linije wodorozdziału, gdy w rzeczywistości są to drugorzędne roz­

gałęzienia, niemające żadnego hidrografi- cznego znaczenia. Sam zaś grzbiet, a może lepiój powiedzieć, sama linija wodorozdziału między systemem A tlantyku i systemem P a ­ cyfiku, gdybyśmy ją na papier dokładnie na­

nieść mogli, wydałaby się ta k pokręconą, ja k rzeka po równinie płynąca, przybierając miej­

scami kierunek poprzeczny, gdy gałęzie pobo­

czne zajmują główną oś łańcucha.

Pom ijając wszelkie drugorzędne rozgałęzie­

nia Kordylijerów, niezbędną rzeczą je s t wspo­

mnieć o tych łańcuchach, które będąc podzie­

lone głębokiemi dolinami, przedstawiają wido­

cznie różne w arunki bytu, skoro żywią faunę i florę do pewnego stopnia różną. Przykład takiego dzielenia się na dwa równoważne łań­

cuchy przedstawiają nam Kordylij ery zarówno na południu ja k i na północy. Na południu z węzła Azangara pod 15° szer. połudn. roz­

chodzą się dwa pasma równolegle ku północo- zachodowi biegnące, a przedzielone głęboką doliną Apurimaku, który dopiero pod 12 sto­

pniem przedziera się przez wschodnie czyli wewnętrzne pasmo, poczem oba łańcuchy łą ­ czą się w węzeł Cerro de Pasco (110 szerok.

połudn.). Między więc 10° a 11J/ 2 0 szer. po­

łudn. K ordylijery biegną jednym łańcuchem dopiero pod tą ostatnią szerokością dzielą się aż na trzy łańcuchy, z których zachodni i środ­

kowy są sobie prawic równoważne, a dzieli je

głęboka dolina Marańonu. Trzeci zaś łańcuch

czyli wschodni, przedzielony od środkowego

doliną Huallagi, jest bez porównania niższy

od dwu poprzednich. W schodnie to pasmo

przecina wspomnianą rzekę, tworząc na niój

bystrzynę A guirre, poczem łączy się ze środ-

ltowem pod 5° szer. połudn. To zaś ostatnie

przecina Marańon w M anserriche i łączy się

z pasmem przym orskiem już na terytoryjum

Ecuadoru.

(3)

As 7. W SZEC H ŚW IA T. 99 Poro w ny w aj -40 wszystkie trzy pasma pół­

nocnego Poru ze sobą. otrzymamy niewątpli­

wie średnie wysokości zachodniego (przymor­

skiego) i środkowego prawie identyczne, w y­

noszące około 12000 stóp. Trafiają się jednak na nich szczerby, pozwalające przeciąć je na ! znacznie niższej wysokości, nieprzenoszącćj 800'J stóp. Tak np. przymorskie pasmo prze­

cina się po drodze z miasteczka Huanibos de Outeryo na wysokości 8000 stóp nad pozio­

mem morza; środkowe zaś przeciąłem po \ drodze z m iasta (Jhochopoya do H uayabam ha na wysokości 7800 stóp nad poziomem morza.

Średnia wysokość wschodniego pasma, o ile) sądzić mogę, nie przewyższa 6000 stóp.

Ta ozęść alpejska P eru od dawien dawna', hyła siedliskiem energicznego plemienia Inka-!

sów i kolebką ich bardzo naprzód posuniętej

j

cywilizacyi; po dziś dzień też charakter ten zachowała. Kiep osiadając łatw ych środków 1 kom unikacyi, daje w zamian mieszkańcom zdrowy klim at i możność korzystania zaró­

wno z płodów stref gorących, ja k i um iarko-|

w anych. Z natury niedostępna, zmuszała ludzi ! do zwalczania stawianych przeszkód, rozwija-' ją c w nich energiją i przedsiębiorczość, które 1 następnie przejawiały się w całym szeregu' świetnych podbojów, przerwanych dopiero najściem biszpanów. Im twardszą była opoka, | w której biedny rolnik wykuwać musiał swój kanał irygacyjny, tem twardszego h artu du­

szy w ym agała do pokonania tytanicznój pracy.

Na wschód od potężnego pasma Kordylije­

rów, po brzegach Amazonki, Ucayali, H ual- 1 lagi i innych rzek rozciągają się obszerne ró­

wniny', wzniesione zaledwie na kilkaset stóp nad poziomem morza, a pokryte nieskończo- nemi lasami. I ten medal ja k wszystkie, po­

siada dwie strony: z jednej — nadzwyczajna urodzajność gruntu, przepyszna roślinność, o jakiój nasze cieplarnie mogą dać tylko słabe pojęcie, rozmaitość stworzeń, świetnemi bar­

wami ozdobionych; z drugiój, gorący, nie­

zdrowy klim at, roje komarów i moskitów.

grożące spotkanie się z wężem jadow itym , mrówki, niszczące nasze zapasy, jag u a r lub puma, czyhająca na naszą trzodę. W idać ta druga strona przeważa, skoro dotychczas po­

mimo protekcyi, jak ą rząd peruw ijański ota­

czał europejską emigracyją, nieskończone te obszary^ pozostają zamieszkałemi jedynie przez dzikie lub napółdzikio plemiona indyjan. Czło­

wiek biały grupuje się li tylko po brzegach wielkich rzek, gdzie parowce, a przynajmniej łodzie dostęp mają, a i tu naw et kolonije jego są stosunkowo nieliczne. Zresztą odgrywa 011 tu rolę albo kupca albo eksploatatora, szukają­

cego jednego z licznych bogactw leśnych — czy to kauczuku, czy zarzaparilli, czy kopai- wy lub innych jakich płodów. Przyjdzie pe­

wnie czas, kiedy i te k rainy zaczną się kolo­

nizować rolnikami, dotychczas jednak mało ponęty m ają widać dla europejczyka te miej­

sca piękne, ale niezdrowe.

D w a główne system y wód, a mianowicie Oceanu Spokojnego i Atlantyckiego bardzo się różnią swą wielkością. W szystkie rzeki, wpadające do Oceanu Spokojnego są niewiel­

kie, o łożysku kamienistem i prądzie gw ałto­

wnym. Są to prawdziwie górskie strumienie.

Jedyną rzeką spławną na zachodnim stoku Kordylijerów jest rzeka Tumbez i to spławną na przestrzeni 6 kilometrów od ujścia, jestto też największa rzeka wschodniego P e ru ze względu na objętość wody ja k ą zawiera. — W długości przewyższa j ą rzeka Santa, prze­

rzynająca bogaty departam ent Ankasz (peru- wijanie piszą Ancachs) i wpadająca do Ocea­

nu około portu, dającego jój swą nazwą ').

Pomorskie rzeki w P e ru m ają pomimo swych małych rozmiarów, ogromne znaczenie dla mieszkańców, doliny ich bowiem są wśród pu­

styń peruwijańslriego pomorzą prawdziwemi oazami, z którego pracowita dłoń człowieka ciągnie olbrzymie korzyści.

W schodni stok Kordylijerów, jako pokryty jednociągłemi lasami, w ytw orzył niezrówna­

nie większy system wód, największy niew ąt­

pliwie na całym świecie i nic w tem dziwne­

go, że największe góry zrodziły największą rzekę. Królowa rzek Amazonka, biorąc po­

czątek z jeziora Lauricocha (Laurykocza) pod 10° szer. połud. płynie w ąską doliną z Pd. W . ku P 11. Z. pomiędzy dwoma łańcuchami K or­

dylijerów; po zlaniu się z rzeką Chincliipo (Czynczype) pod b'/2° szer. połudn. skręca ku północo-wschodowi, a następnie ku wschodo­

wi i przedarłszy się szeregiem bystrzyn, z któ-

') W iększość rzek w Peru, szczególniej w górzystej części nie nosi n-izw specyjalnycli, lesz przybiera takow e od ważniejszych miejscowości, przez jakie przepływa.

Znam takie rzeki, które n a przestrzeni kilku w iorst po­

siadają ze sześć różnych nazwisk.

(4)

1 0 0 W SZEC H ŚW IA T.

rych największa nosi nazwę „Pongo de M an- serriche“ (Pongo de M ansenycze), przez łań­

cuch wschodni Kordylijerów, w ydostaje się na owe nieskończone rów niny Amazońskie, gdzi e już dość stałe kierunek wschodni zachowuje, przyjm ując z prawej stro ny rzeki: Huallagę i ryw alkę sw ą Ucayali ’), a z lewej rzeki: Mo­

rena, Pastaza, Tigre, Napo i Putum ayo.

ście tej ostatniej znajduje się ju ż na brazt skiem tery toryjum . A m azonka od źrc ' swych aż do złączenia się z Ucayali nosi zwę M arańonu 2), dopiero od zlania się:

rzeką przybiera nazwisko, pod jakiem św j ą zna powszechnie. W szystkie te rzeki sp wne n a ogromnych przestrzeniach, a nav w znacznój części dostępne dla parowców, s 110 wią znakom ite a rte ry je komunikacyj które w niedalekiój przyszłości odegrają v żną rolę przy zaludnianiu tych dziewiczych >o większej części przestworów.

Niewątpliwie system rzeki U cayali ma 1 porównania większe znaczenie dla Peru, system samego M arańonu, który jedynie bystrzynę M anserriche je s t splaw nym , w g nych zaś częściach dostępnym być może li t i- j ko dla tratew . Przeciw nie Ucayali dostęj . ; jest dla łodzi aż po Mayro, port odległy H uanuco o 5 dni drogi; z Huanuco zaś L im y niedaleko. W spaniała rzeka Ucay;.

nosząca początkowo nazwę Apurimac wypł wa z jeziora z Yilafro w departam encie Art - i[uipa (A rekipa), a po złączeniu się z rzek M antaro przybiera nazwę E ne. Rzeka E n łącząc się z Perene, płynącą z w yżyn juni skich (Ju u in czyt. Chunin) przybiera nazw rzeki Tambo, k tó ra dopiero przyjąw szy z pra wćj strony rzekę U rubam ba i złączywszy się z rzeką P achitea (Paczytea), przybiera nazwę Ucayali. Rzeka Urubam ba dostępną je s t dla łodzi aż do portu M ainiąue (11° szerok. geogr

Inżenier rządowy p. W erth em an , mierząc objętość

•wód obu rzek (M arańonu i U cayali) przy ich zlaniu, d o ­ szedł do przekonania, że ta o statn ia zaw iera więcćj w<

dy, a przeto powinna być uw ażaną za matkę.

2) W nosząe z licznych w tym względzie przykładó\

doszedłem do przekonania, że M arańon nie je s t bynąi mniej imieniem własnem , lecz oznacza w prost w ielką rze­

kę. W takiem znaczeniu używ a tego w yrazu lud w tyc . miejscowościach, gdzie przechow ał się starożytny język keczua. Albo więc lud dzisiejszy przez ignorancyją zrobił z imienia własnego w yraz pospolity, albo li też, co je s t prawdopodobniejszem, pierwsi zdobywcy zastosow ali wy­

raz „w ielka rzeka “ ja k o nazwę do królowej rzek.

połudn.); Pachitea zaś po M ayro (10° szerok.

połudn.). Sam Apurim ac dostępny jest dla tratew znaczne: przestrzeni.

(C d u.)

larol Rotert Darwin.

WSPOMNIENIE POŚM IERTNE

skreślił A . W r z e ś n i o w s k i .

(Ciąg dalszy).

idania D a r w i n a obejmują ogromny zakres trzech gałęzi nauk przyrodniczych:

zoologii, botaniki i gieologii.

W ielką zasługę położył D a r w i n dosko- nałom wystudyjowaniem odmian hodowanych zwierząt i roślin, jakoteż metod i sposobów, za 1 po locą których hodowca i ogrodnik nowe wytw arza formy. Poszukiwaniam i w tym kie- n ku przekonał D a r w i n o niepośledniem znaczeniu podobnych studyjów , dotychczas dedbywanych tak przez zoologów ja k bo­

taników.

Sadając początek gatunków , D a r w i n iezmordowaną pracą i zadziwiającą bystro­

ścią zbadał zmienność hodowanych roślin i

;■ vierząt, zwrócił uwagę na zawiły stosunek wzajemny istot ożywionych, oraz wytrwale pi owadzonemi doświadczeniami znakomicie zyczynił się do wyjaśnienia tyle ciemnćj KWestyi hibrydyzmu, zwłaszcza u roślin.

D a r w i n uporządkował bezładnie przed- m nagromadzone spostrzeżenia nad gieogra- :znem rozmieszczeniem zwierząt i zaludnie- iem wysp oceanowych, przyczem dokładnie jadał sposoby rozproszenia roślin i zwierząt,

•zięki D a r w i n o w i gieograflja zoologiczna botaniczna nie jest już chaotycznym labiryn- 13m przypadkowo nagromadzonych faktów.

Płciowe różnice, czyli ta k zWana płciowa wupostaciowość zwierząt, polegająca na od- m it ści obudwu pici, staranne znalazła

•pracowanie w dziełach D a r w i n a , który :estawił niesłychaną mnogość własnych i cu- Izych spostrzeżeń, oraz usiłował wytłumaczyć tę dwupostaciowość zapomocą tak zwanego

w y b o r u p ł c i o w e g o .

(5)

X t 7. W SZEC H ŚW IA T. 101

D a r w i n pierwszy z całą dokładnością zbadał zastanawiające skorupiaki wąsonogie ( Cirripedia), tak obecnie żyjące, jakoteż ko­

palne. Spostrzeżenia swoje ogłosił on w trzech oddzielnych dziełach, z których jedno, dw uto­

mowe, poświęcił formom żyjącym, a dwa po­

zostałe kopalnym gatunkom brytańskim . W końcu zeszłego stulecia K o n r a d S p r e n g e l spostrzegł, że kształt, kolor, za­

pach, miód i cała budowa kw iatka pozostają w związku z odwiedzinami owadów, które bardzo ważną rolę odgrywają w przenoszeniu pyłka z pręcików na słupek, lecz dopiero D a r w i n ocenił rzeczywisty stosunek po­

między owadami i roślinami, a mianowicie on pierwszy dostrzegł, że usługi owadów, kw ia­

tom oddawane, w rzeczy samój polegają nie na przenoszeniu pyłka, na słupek tego same­

go kw iatka, lecz na wzajemnem krzyżowa­

niu różnych osobników roślinnych tego sa­

mego gatunku, czyli innem i słowy na przeno­

szeniu pyłku z jednego osobnika na bliznę innego osobnika. Nadto D a r w i n wykazał najrozmaitsze a niesłychanie zastanaw iające urządzenia, ochraniające kw iat od nieproszo­

nych gości i zapewniające m u odwiedziny owadów. W iele kwiatów okazuje jednak bu­

dowę mniój lub więcój niedoskonałą, ja k to według teoryi naturalnego w yboru przewidy­

wać należało. Jednem słowem, D a r w i n p i e r w s z y n a u c z y ł n a s n a l e ż y c i e o c e n i a ć c a ł ą w a g ę k r z y ż o w a n i a o s o b n i k ó w t e g o s a m e g o g a t u n ­ k u i A v y k a z a ł z n a c z e n i e p o d t y m w z g l ę d e m o d w i e d z i n o w a d ó w .

Oddawna było wiadomem, że u wielu ro­

ślin kw iaty dwojaką okazują postać, lecz do­

piero D a r w i n dał nam rozwiązanie tój za­

gadki, która też obecnie je s t rzeczą zupełnie jasną.

Odmienność kw iatów tego samego gatunku dwojakiego bywa rodzaju. W niektórych ra ­ zach kw iaty różnią się wielkością: jedne są duże i wiele przyciągają owadów, inne są sto­

sunkowo drobne i zaledwie zwracają na siebie uwagę owadów. Czasam'., ja k np. u niektórych bratków , różnice są wybitniejsze, albowiem drobniejsze kw iaty nie posiadają ani zapachu, ani miodu, a ich korona jest zmarniała. Zada­

niem takich kw iatów jest prawdopodobnie za­

chowanie gatuuku przez samozapłodnienie w razach niesprzyjających zapłodnieniu przez owady.

W innych razach odmienność kwiatów tego samego gatunku na tem polega, że wysokość słupka i pręcików u obudwu form wzaje­

mnie sobie odpowiada, a mianowicie: u formy długo słupkowój blizna wypada na tój samćj wysokości, na którój u formy krótkosłupko- wój znajdują się pylniki pręcików, a z drugiój znowu strony blizna formy krótkosłupkowój przypada na wysokości pylników formy dłu- gosłupkowej. Pierw iosnek dobrym jest tego

K w i a t k i p i e r w i o s n k a ( Primula) z lewej strony długo-, z praw ćj krótkosłupkowy.

Ło. K orona — k. Kielich — bl. blizna — p. pręciki.

przykładem. U formy długosłupkowój blizna sięga do górnego brzegu rurkow atej części korony, a pręciki są umieszczone w połowie wysokości tejże rurki; u formy znowu krótko­

słupkowój pręciki są umieszczone przy gór­

nym brzegu rurki korony, a słupek sięga do połowy jój wysokości. Różnico obudwu form kwiatowych dotyczą także kształtu i gładkości blizny, wielkości i formy ziarenek pyłku. K w iaty różnój postaci nigdy nie są po­

łączone na tym samym osobniku roślinnym.

Owad odwiedzając kw iat długosłupkowy, do­

tyk a pyłku tą samą częścią ciała, k tórą po­

tem, przeszedłszy na kw iat krótkosłupkowy, dotknie się jego blizny i naodwrót; tak więc w obu razach owad uskutecznia zapłodnienie i skrzyżowanie różnych osobników tego sa­

mego gatunku. Z drugiój znowu strony owad, odwiedzając jeden po drugim kw iaty tój sa­

mój budowy, inną okolicą ciała dotyka pylni­

ków, a inną blizny i nigdy zapłodnienia spro­

wadzić nie może. T ak więc dwukształtność kwiatów, umieszczonych na różnych osobni­

kach tego samego gatunku, zapewnia ich wza­

jem ne krzyżowanie, wielce pożądane, jako nie­

(6)

1 0 2 W SZ EC H ŚW IA T. M 7.

zawodny środek powiększenia liczby i spotę­

gowania sił potomstwa. W zajem ne znowu, sztucznie dokonane zapłodnienie pomiędzy kw iatam i tój samćj budowy je s t równie, a n a ­ wet bardzićj bezskuteczne, aniżeli skrzyżowanie odmiennych gatunków . Rzecz niesłychanej wagi ze względu na zasadniczą kw estyją rozró­

żnienia g atunku i odmiany. Istn ieją także ga­

tunki z kw iatam i trojakiej formy.

R uchy w yższych, t. j. jaw nok wiato wy ch roślin, znalazły w D a r w i n i e niezmordo­

wanego i przenikliwego badacza, którem u w y­

starczały przyrządy zadziwiającej prostoty.

D a r w i n dokładnie zbadał ruchy i trojaki sposób wspinania się pnących się roślin zapo- mocą obejmowania podpory, ja k u wijących się roślin, zapomocą czepiania się wąsami lub powietrznemi korzonkam i, a przed dwoma niespełna laty ogłosił obszerne i wielce żmu­

dne spostrzeżenia i doświadczenia nad rucha­

m i roślin jaw nokw iatow ych wogóle. W edług tych długoletnich badań, które K a r o l D a r ­ w i n przedsięwziął przy współudziale swego syna F r a n c i s z k a , w szystkie części rośli­

ny: korzeń, łodyga i liści w ykonyw ają ruch c y r k u m n u t a c y j n y , polegaj ący na zakre­

ślaniu w powietrzu okręgów koła, elips, albo linii wężownicowój, powstającój podczas w y­

dłużania się będącój w ruchu części roślinnój.

O rgany opatrzone poduszeczką poruszają się przez całe życie, pozostałe zaś tylko dopóty, dopóki rosną na długość. Ja k o modyfikacyje tego ruchu cyrkum nutaeyjnego uważa D ar­

win gieotropizm, helijotropizm, hidrotropizm, spn liści i t. d. W ed łu g spostrzeżeń D a r w i- n a wierzchołek korzenia je s t obdarzony roz- m aitem i władzami, a mianowicie jest on czuły na działanie siły ciężkości, światła, wilgoci, oraz na ucisk i skaleczenie. Podrażnienie w pływ am i tem i w wierzchołku wywołane, zo­

staje przesłane do sąsiednich, nieczułych czę­

ści i tu powoduje odpowiednie zgięcie organu.

Dokładności spostrzeganych faktów nikt w wątpliwość nie podaje, lecz ogólne wnioski D a r w i n a nie są wTolne od zarzutów. Tak mianowicie cyrknm nutacyja, jak o pierw otny i powszechny ruch roślin, umiejscowienie w wierzchołku korzonka czułości na rozmaite w p ływ y, oraz przewodnictwo podrażnień w tkankach roślinnych dały powód do silnćj k ry ty k i. W każdym jed n ak razie D a r w i n

rzucił myśl, która wywołała i dopóty wywo­

ływać będzie nowe badania i doświadczenia, dopóki prawda nie zostanie odkryta.

Angielski badacz E 11 i s z Filadcfii koło 1768 roku zbadał muchołówkę (Dionaea) i do­

strzegł, że roślina łowi i zabija owady zatrzas­

kując połówki listka. W krótce potem R o t h, W h a t e 1 e y i B a r t r a m dostrzegli owa- dożerność rosiczlci (Drosera) i opawy (Sar race- nia), wszakże na spostrzeżenia te należytój uw agi nie zwrócono i w krótce o nich zapom­

niano. Dopiero od roku 1868 rozpoczyna się szereg prac, w których uznawano owadożer- ność wymienionych roślin oraz szumotliny (Aldrovanda), pływaczy ( Ultriculariaceae), gen- lisei ( Genlisea ornata), łagiewnicy (Nepenthes\

i tłustosza (TinguicuLi). Pomimo tych pojedyn­

czych poszukiwań, ostateczny i powszechny zwrot w pojęciach botaników, ciągle jeszcze powątpiewających o istnieniu roślin karm ią­

cych się owadami, spowodowało dopiero dzie­

ło D a r w i n a, ogłoszone 1875 r., a obejmu­

jące owoc 15-letnich jego spostrzeżeń i do­

świadczeń nad roślinami owadożernemi, t. j . roślinami zdolnemi chwytać i traw ić owady.

Owadożerność wielu roślin nie może ju ż ule­

gać wątpliwości po należytem stwierdzeniu następujących punktów :

1. Rośliny owadożerne posiadają przyrządy służące do chw ytania wielkiej ilości drobnych zwierzątek.

2. Ciała azotowe i bezazotowe w yw ierają od­

m ienny wpływ na organy czucia roślin owa- dożernych, albowiem tylko pierwsze wywołują stałe podrażnienie.

3. Rośliny owadożerne wydzielają ciecz bar­

dzo podobną do soku żołądkowego.

4. Gruczoły w zw ykłym stanie żadnej cie­

czy niewydające, pod wpływem zetknięcia z ciałem azotowem wydzielają tak ą traw iącą ciecz (Dionaea).

5. Gruczoły stale ciecz wydzielające, pod wpływem zetknięcia z ciałem azotowem, zmie­

niają chemiczny skład wydzieliny. W szcze­

gólności, pod wpływem podrażnienia wyw oła­

nego przez ciało azot zawierające, w wydzieli­

nie występuje bliżej zresztą nieokreślony kwas

organiczny i ferm ent nadzwyczaj podobny do

pepsyny żołądka zwierzęcego. Skutkiem tak

zmienionego składu chemicznego wydzielina

(7)

M 7. W SZEC H ŚW IA T. 103 nabiera zdolności traw ienia pokarmów azoto­

wych (Drosera, Nepenthes).

D a r w i n wykazał nadto, że w liściu rosicz- ki istnieje przewodnictwo podrażnienia. K a- r o l i F r a n c i s z e k D a r w i n uważają przyjmowanie pokarmów zwierzęcych za rzecz dla rośliny owadożemój konieczną, a przynaj- mniój wielce pożyteczną; przeciwnie niektórzy botanicy chwytanie i trawienie owadów uw a­

żają za bardziój wypadkowe, za możebne, lecz odmawiają mu znaczenia czynności niezbędnój albo naw et wielce pożytecznej dla rośliny.

W roku 1837 K a r o l D a r w i n przedsta­

wił Towarzystwu gieologicznemu w Londynie swoje spostrzeżenia, dotyczące działalności dżdżowników, która na tem polega, że robaki te kałem swoim zwolna pokrywają przedmioty na powierzchni ziemi rozrzucone i zakopują je na kilka cali głęboko. Tym sposobem, skut­

kiem działalności dżdżowników ciągle powsta­

je na powierzchni w arstw a rodzajnój ziemi, będąca ich wytworem. Przeciwko tym po­

glądom w ystąpili d’A r c h i a c i F i s h . Dla ostatecznego rozwiązania wątpliwości D a r ­ w i n począł tedy gromadzić spostrzeżenia, do­

świadczenia i wyrachowania, które sam prze­

ważnie dokonywał, oraz zbierał za pomocą swych synów 'i osób życzliwych, które we wszystkich częściach świata przedmiot ten dla niego badały. Owoc długoletniój pracy wielu osób stanowi przedmiot ostatniego dzie­

ła D arw ina, które daje dokładny obraz w y­

tw arzania ziemi rodzajnój przez dżdżowniki oraz budowy, zdolności i obyczajów tych pos­

policie pogardzanych i w stręt budzących ro­

baków.

Dżdżowniki w ydrążają w ziemi kanały co naj więcój 7—8 stóp głębokie. Do kanałów tych wciągają rozmaite przedm ioty, ja k liście, skraw ki papieru i t. p., którem i ściany swych mieszkań wyściełają, chociaż liście służą im także za pokarm. Ściany kanałów są nadto wylepione śluzem, a głębićj położona i roz­

szerzona część kanału kam ykam i wyłożona.

Dżdżowniki wypełniają przewód pokarm owy ziemią, którą pochłaniają dla zawartych w niój pokarm ów albo też poprostu celem zagłębie­

nia się w niój. W każdym razie, w przedżo- łądku ziemia zostaje rozdrobniona zapomocą połkniętych kamyków, następnie zmięszana z wydzielinami przewodu pokarmowego i osta-

tecznio wydalona przez odbyt jako kał składa­

ją c y się z długiego i wielokrotnie pozginanego sznureczka w kiipkę ułożonego. Dżdżowniki oddają kał przy ujściu swych nor, które tym sposobem zamykają; nawet po m iastach, po­

między kamieniami bruku, kupki te zrana w wielkiój widać ilości. Tym sposocem dżdżow­

niki rozdrabniając ziemię i mięszając j ą z wy­

dzieliną swego przewodu pokarmowego, oraz w wielu razach z cząstkami pokarmów roślin­

nych, nadają jój własności wielce urodzajnego gruntu, oraz pochłaniają cząstki ziemi w więk­

szych głębokościah napotkane i składając jo na powierzchni pod postacią kału, uskutecz­

niają ciągłe mięszanie się powierzchownych i głębićj łożących w arstw ziemi. Skutkiem ta- kiój działalności dżdżowników, zwolna lecz cią­

gle powstaje warstwa ziemi rodzajnój, która po pewnym czasie znowu przechodzi przez przewód pokarmowy robaków. W edług obli­

czeń D a r w i n a , w niektórych częściach An­

glii na jednym akrze gru n tu przez ciało dżdżowników co rok przechodzi 10516 kilogra­

mów ziemi P raca dżdżowników idzie na po­

żytek roślin i z tego powodu, że nory przepu­

szczają powietrze daleko w głąb ziemi, oraz ułatw iają przenikanie drobniejszych korzeni.

Ziemisty kał, gromadząc się w coraz grubszą warstwę, powoli zagrzebuje przedm ioty na powierzchni ziemi łożące, ja k to powyżej wspo­

mniano.

Dżdżowniki nie m ają oczów, wszakże przed­

nia część ich ciała jest czuła na światło. S łu­

chu zupełnie są pozbawione, lecz na wstrząś- nienie nadzwyczaj są czułe i wogóle posiada­

ją bardzo silnie rozwinięty zmysł dotyku. M a­

j ą one zwyczaj zaciągania do swoich nor opa­

dłych liści, które w części służą im za pokarm, w części zaś dostarczają m ateryjału na w ysia­

nie nory. Liść zawsze wciągają do nory węż­

szym końcem, albo też bardzo miękkie liście wciągają środkiem ich długości.

Dżdżowniki są wszystkożerne. Liście na pokarm przeznaczone zwilżają alkaliczną w y ­ dzieliną swego przewrodu pokarmowego, po­

dobną do soku trzustkowego, a następnie po­

żerają liść ju ż w części działaniem tój wydzie­

liny na zewnątrz ich ciała straw iony, Dżdżowniki są nocnemi zwierzętami.

D a r w i n ogłosił liczne spostrzeżenia nad

gieologiją rozmaitych okolic Am eryki południo-

(8)

104 W SZ EC H ŚW IA T. iNŚ 7.

wój, nad budową wysp wulkanicznych, nad szczątkami zaginionych zwierząt ssących z nad rzeki L a P lata, oraz dokładnie zbadał w yspy i rafy koralowe i podał teo ryją ich po­

wstawania, powszechnie w ostatnich czasach przyjętą. Daw niejsi badacze: F o r s t e r , F I in~

d e r s i P ć r o n mniemali, że polipy rozpo­

czynają swe budowy w wielkich głębokościach, lecz Q u o y i G a i m a r d dostrzegli, że po­

lipy m ogą żyć w pewnćj tylke głębokości.

E h r e n b e r g znowu, zwracając uwagę na powolny w zrost korali sądził, że nigdy nie mo­

gą one tworzyć pokładów znacznćj grubości.

D a r w i n wielką położył zasługę opierając teoryją powstawania ra f i wysp koralow ych na powolnych, wiekowych zmianach gieologicz- nych poziomu dna morskiego. Te powolne

Schematyczne rysunki przedstaw iające przekroje lądu lub wyspy z pow stałem i przy brzegu rafam i.

1. R afa pobrzeżna. 2. R afa tam ow a. 3. A toli, a) Poziom morza. 6) R afa koralow a, c) Pierwotny ląd.

<?) L aguna, t. j. część morza n a w ew nątrz rafy.

zmiany, w połączeniu z powolnym lecz nieu­

stającym wzrostem korali, zdaniem D a r w i - n a w yjaśniają pow staw anie choćby najobszer­

niejszych budowli koralowych.

Polipy nigdy nie wznoszą się po nad poziom najniższego odpływ u morza, a zatem działal­

ność polipów nie może dźwignąć rafy ponad powierzchnię wody. W yniesienie rafy nad p o ­ ziom morza zależy albo od powolnego podno­

szenia się dna, będącego podstaw ą korali, albo

od działania samego morza, które obrywa k a­

w ały korali wyrzuca je na rafę, skutkiem czego stopniowo j ą podnosi aż po nad swój poziom.

Korale mogą żyć do pewnój tylko głęboko­

ści, nieprzenoszącój wogóle 15 do 30 sążni.

Rozwijają się one wzdłuż brzegów lądu lub wyspy odosobnionój tw orząc tuż przy nich r a f ę p o b r z e ż n ą . Gdy dno m orskie bar­

dzo powoli opada, korale pomimo leniwego wzrostu m ają czas coraz wyżej wznosić swe budowle, aby się utrzym ać w odpowiedniój głębokości pod powierzchnią wody. W takim razie korale coraz wyżój podnoszą się na szczątkach poprzednich pokoleń, które wy­

m arły skutkiem zbytniego zanurzenia; jedno­

cześnie z opadaniem dna morskiego przestrzeń wody pomiędzy rafą i lądem czyli 1 a- g u n a coraz bardziój się rozszerza, ja k to załączone rysunki przedstawiają. ■ — Skutkiem ciągłego, a powolnego opada­

nia dna morskiego, przy bezustannym rozroście korali, po pewnym czasie po­

w staje rafa równoległa do brzegów i od­

dzielona od lądu szerokim kanałem czyli l a g u n ą . Je stto w takim razie r a f a t a m o w a . Jeżeli rafa tam owa rozwija się naokoło wyspy, w takim razie tw o­

rzy obrączkę otaczającą część morza ( l a g u n ę), pośród którój się wznosi wierzchołek częściowo zatcpionój w y­

spy. W razie dalszego jeszcze opada­

nia dna morskiego i odpowiedniego roz­

rastan ia się rafy koralowćj, po zupeł- nem zniknięciu wyspy pod powierzchnią wody pozostaje tylko obrączkowata rafa czyli a t o l i , otaczająca spokojną prze­

strzeń wody. Ta prosta teoryją tłum aczy także, jak im sposobem rafa koralowa mo­

że sięgać do 300 i więcej sążni głęboko­

ści, chociaż polipy, ja k widzieliśmy, nie mogą żyć poniżój 30, najwięcój poniżój 120 sążni głębokości.

W ostatnich czasach J o h n M u r r a y , członek ekspcdycyi naukowej okrętu O h a 1- 1 a n g e r, k tó ry odbył słynną podróż nauko­

wą na około św iata,następującą podajeteoryją powstawania ra f koralowych. (Porównaj: N a ­ t u r ę , N r 549, 1880. — K o s m o s . Zeitschr.

f. einheitliche W eltanschauung. Tom V III, 1880— 1881. Str. 140— 142).

W morzach, zwłaszcza zwrotnikowych,

(9)

tfs 7. W SZEC H ŚW IA T. 105 znajduje się ogromna ilość istot wapno w

swym organizmie osadzających. W edług obli' czeń M u r r a y ’a, sześcienna mila (angiel­

s k a ; ^ ^ wiorsty), wody morskiój, w głęboko­

ści 100 sążni zawiera 16 tonnów (32000 fun­

tów) węglanu wapnia pod postacią wapiennych wodorostów, skorup otwornic, mięczaków, szkarłupni i t. p. W znacznych głębokościach niem a jednak podobnych szczątków, albo­

wiem dwutlenek węgla zaw arty w wodzie morskiój, zwłaszcza głębszych warstw, w krót­

ce rozpuszcza wapienne litwory. W mniejszych głębokościach rozm aite skorupy wapienne szybciój się gromadzą, aniżeli woda morska może je rozpuścić. Czasami podobne nagrom a­

dzenia skorup ta k dalece zbliżają się do po­

wierzchni morskiój,że mogą służyć za podsta­

wę rafy koralowćj. Korale znajdujące się na zew nętrznym brzegu rafy korzystniój są po­

łożone, jak o obficiój pokarm otrzym ujące;

szybciój rosną i prędzój od innych wznoszą się pod powierzchnią morza. Jeżeli pole koralowe m ałą obejmuje przestrzeń, w takim razie ko­

rale na zewnętrznym jego brzegu będące otrzym ują pokarm o tyle obfity, że mogą do­

syć szybko rosnąć i wkrótce wypełniają wnę­

trze laguny. W przeciwnym razie, gdy korale obszerną zajmują przestrzeń, zwierzęta znaj­

dujące się na wewnętrznój stronie rafy sta­

nowczo są upośledzone, nie mogą należycie w yrastać, przeto w wielkiój ilości um ierają i kruszą się. W oda morska, zawierająca dw u­

tlenek węgla, rozpuszcza obumarłe korale i tym sposobem rozszerza lagunę, a tymczasem korale na zewnętrznój stronie rafy coraz dalój posuwają się w głąb morza i także przyczy­

niają się do rozszerzenia tójże laguny. Takim to sposobem rafa pobrzeżna powoli zamienia się na tamową. Cały ten rozwój ra f w niczem nie je s t zależny od podnoszenia się lub opada­

nia dna morskiego, co stanowi podstawę teoryi D a r w i n a , gdy tymczasem nowsze badania, jakich dokonał D a n a i J o h n M u r r a y , za tem przemawiają, że dno oceanu bardzo jest stałe i mało ruchome. Nadto za pomocą teoryi D a r w i n a trudno wytłumaczyć bliskie są­

siedztwo ra f pobrzeżnych tam owych i atolli, ja k to np. na wyspach Fidżi spostrzegamy.

Ponieważ teoryja M u r r a y a usuwa te w ą t­

pliwości, przeto zwróciła na siebie powszechną uwagę świata uczonego. (Dok. nast.)

KWESTYJA KOPALNI CYNKU

Przez Br. J a s i ń s k i e g o

stu d e n ta In s ty tu tu G órn. w P e te rs b u rg u .

(Dokończenie.)

Rząd Królestwa Polskiego rozpoczął eks- ploatacyją cynku w 1816 r. Rudę otrzym y­

wano z pięciu kopalń dotychczas istniejących:

Józef, J e rz y i Ulisses pod Olkuszem, A nna pod M ałemi-Strzemieszycami i Barbara pod Żychcicami na granicy szląskiój.

N ajstarszą z nich je s t kopalnia Józef, leżąca między dawnemi sztolniami Ponikowską i P i­

lecką o ‘/ 3 mili od Olkusza. Pokład galmanu m a upad półn.-wschodni od 0 °—12'’, głębokość odbudowy nie dochodzi 70 stóp, a grubość od 1"—60 cali. Przecięciowo 1 sążeń kw. wycię- tój w arstw y daje około 4 kibli *) galmanu.

Roczna wydajność tój kopalni dosięga 200,000 pudów.

Kopalnia Ulisses pod Bukownem o 1 '/4 mili od Olkusza powstała w r. 1820 r. Eksploata- cyja prowadzi się po części w odkrywce, po części pod powierzchnią. 1 sążeń kwadr, daje do 18 kibli galmanu. Dotychczas jestto naj­

bogatsza ze skarbowych kopalni i daje rocznie przeszło 700,000 pudów galmanu.

Kopalnia Jerzy pod Starczynowcm otw artą została w 1820 roku, w arstw a galmanu m a 10—18 cali grubości, a 1 sążeń kwadr, daje 7 kibli galmanu. Roczna jój wydajność dosię­

ga 400,000 pudów. Mł

Kopalnia B arbara pod Żychcicami istnieje od 1818 r.; grubość galmanu 20 cali, 1 sążeń kw.

daje do 10 kibli.

Kopalnia Anna pod Małemi Strzemieszyca­

mi; grubość galmanu 18", 1 sążeń kwadr, daje do 10 kibli.

Każda z tych kopalni daje koło 60,000 pu­

dów galmanu.

Ogólna produkcyja tych kopalń za ostatnie lata była następująca ’):

Kibel, miara górnicza praw ie 1 korcowi; kibel galm anu waży od 12—15 pudów.

2) Skalkowskij. Gornozawodskaja proizwodltielnost’

R ossii. G ornyj żuinał od x- 1871 do 1881.

(10)

106 W SZ EC H ŚW IA T. Jfs 7.

L a ta Kopalnie rządowe K opalnia pryw a­

tn a Bolesław.

pudów pudów

1869 1,270,500 1,187.240

1870 1,168,469 1,498,285

1871 340,020 1,789,457

1872 987,415 3,401,930

1873 1,169,107 3,198,775

1874 1.481,615 4,659,490

1875 1,358,840 2,668,368

1876 1,214,279 2,528.136

1877 1,490,996 3,153,860

1878 1,368,450 3,801,062

1879 1,140,865 4,773,765

Ja k zwykle, ta k i w ty m razie gospodarka skarbow a nie wychodzi zwycięsko w poró­

w naniu z pryw atną. Podczas gdy kopalnia Bolesław w ciągu 10 lat w czwórnasób pomno­

żyła swoją produkcyją, kopalnie rządowe po­

zostały się w jednój mierze. Przypisać to w części należy dobroczynnym, skutkom wyż wspomnianój sztolni Czartoryskiej, dzięki któ - rój nietylko, że udostępnionem zostało obszer­

ne pole kopalniane, ale i procent o wość rudy, j a k później zobaczymy, podniosła się także.

Możemy z tego wnosić o skutkach sztolni P o - nikowskićj, skoro ta ukończona zostanie i w pływie jój na podniesienie wydajności ko­

palni Józef. Co się tyczy kopalni Jerzy i Ulis­

ses, to ponieważ leżą one w bliskości sztolni Czartoryskiej, można je będzie osuszyć, połą­

czywszy tylko z tą sztolnią zapomocą niedłu­

giego chodnika. R oboty niwelacyjne, prow a­

dzone w ty m celu w roku 1874 wykazały, że w takim razie poziom wród w tych kopalniach zniżyłby się o trzy sążnie. Ja k o potwierdze­

nie słów powyższych pozwolę sobie przyto­

czyć słowa czcigodnego au to ra „Górnictwo w Polsce “ H . Łabęckiego *):

„G dy poniży się ogólny poziom wody pod- ziemnćj i rozpoczną się głębsze roboty kopal­

niane, da się zaprowadzić w ted y regularna odbudowa w nietkniętem dotychczas polu na galman, którego daw ni nie wybierali, niezna- ją c ani sposobu otrzym yw ania cynku, ani użytków tego kruszcu, tak obszernych ja k dzisiaj. Bogactwo w galm an ty ch miejsc je s t niewątpliwe-“

Huty cynkowe.

C ynk metaliczny otrzym uje się u nas we­

dług m etody szląskiój, polegaj ącćj na tem, że

i) Górnictwo w Polsce. T. I, str. 290.

galman, poprzednio w ypłukany i wyprażony, mięsza się z węglem i pomieszcza w glinianych muflach czyli retortach, uszeregowanych po kilkadziesiąt w poziomych piecach. P rz y do- statecznój tem peraturze cynk się dystyluje i następnie skrapla w zbiornikach, poczem, w celu oczyszczenia raz jeszcze się przetapia i wylewa w formy. Jako paliwo służy węgiel kam ienny gruby, gdy na Szląsku z pomyślnym skutkiem używają miału węglowego, bez poró­

wnania tańszego. Niepodobna usprawiedliwić tego rutynizm u adm inistracyi skarbowój, k tó ­ ra od 15 lat, t. j. od chwili wprowadzenia w użycie na Szląsku miału węglowego, nie mogła zastosować u siebie tak doniosłśj oszczędności.

H u ty cynkowe założył skarb w Dąbrowie, Będzinie i w Niemcach. Z tych h ut tylko Bę­

dzińska pozostała dotychczas w rękach rz ą ­ du i o nićj też wspomnę tu słów kilka. H uta K saw ery w Będzinie założona została w 1826 roku na wychodni pokładu węgla. Z począt­

ku postawiono tu 40 pieców szląskich o 500 muflach; obecnie działa 48 pieców po 24 mufle każdy i 1 piec Siemensa o 56 muflach, a oprócz tego 4 piece rumfordzkie do prażenia galma- nn. P rz y cynkowni istnieje fabryka do w yra­

biania mufli glinianych.

Oto, co pisze o tój hucie p. Sigismond w E e- vue Scientifitpie '):

„H uta cynkowa w Będzinie jest prowadzo­

na nad w yraz niedbale. Nie pos’.ada ona ża­

dnego ogrodzenia, a naw et żadnych składów,

W których możnaby trzym ać pod kluczem za­

pasy węgla, leżące w dużych stosach na po­

dwórzu fabrycznem tuż koło szosy, przecho­

dzącej przy samćj hucie. Glina na muflo jest brana bez wyboru i niezawsze bywa dobra;

do w ytapiania zaś używają grubego węgla za­

m iast miału, k tó ry je s t znacznie tańszy i słu­

ży doskonale do hutniczych celów we w szyst­

kich tego rodzaju okolicznych zakładach. Za węgiel skarb płaci bankowi francusko-wło- skiemu po 38,59 kop. za korzec, podczas kie­

dy innym konsumentom tenże b ank sprzedaje po 35 kop. korzec. Miał węglowy kosztuje tylko 11 do 12 kop. Liczne błędy w prowa- wadzeniu h u ty sprowadzają nadmierne spo- trzebowanie węgla. Na pozór ilość jego zuży­

w ana na 100 części galm anu je st tak a sama w Będzinie ja k i na Szląsku, ale ponieważ na Szląsku używają m iału węglowego i ponieważ

') P raw d a z r. 1882 Nr. 7,

(11)

?r<! 7 . W SZEC H ŚW IA T. 107 otrzym ują więcej cynku z takiójż samój ilości

rudy, więc w ydatek na węgiel jest zna­

cznie większy w Będzinie, niżby mógł być przy racyjonalnem prowadzeniu fabryki. Ko­

szty otrzymania surowego cynku stanowiły w 1877 r. 304,34 fr. za tonnę (2,028 rs. za pud), w 1878 r. 311,66 fr. (2,078 rs. za pud), nielicząc w to kosztów administracyjnych, procentów od kapitału i t. p.; koszty te mo­

żna zmniejszyć do 224 fr. za tonnę (1,49 rs. za pud). W 1877 roku skarb osiągnął 93610 rs., a w 1878 r. 79788 rs. po odtrąceniu kosztów ogólnych, czyli 26% czystego zysku tylko w stosunku kapitału obrotowego, nielicząc wartości fabryki i posiadłości górniczych.“

Słowa te zasługują na uwagę. Następne moje wywody, oparte na danych urzędowych źródłowych, potwierdzają powyższy pogląd.

F aktem jest, że h u ta Będzińska jest w upad­

ku, ale przy niewielkim stosunkowo n ak ła­

dzie na powiększenie ilości pieców, zastosowa­

nie rusztów do miału, reorganizacyją fabryki mufli można ją w krótkim czasie przyprowa­

dzić do stanu odpowiedniego dzisiejszym wy­

maganiom techniki.

H u ta będzińska ma jeszcze jednę niedogo­

dność, a mianowicie, że je s t zbyt oddalona od kopalni galmanu, a stąd i przewóz rudy po niewygodnych drogach o 40 wiorst pociąga za sobą bardzo znaczne koszty. Niedogodności tój niepodobna usunąć, przybliżając hutę ku Olkuszowi, gdyż w takim razie należałoby dowozić do niój węgiel, co wypadałoby jeszcze drożój. Jedynie tylko kolćj żelazna może tem u choć w części zaradzić.

Następująca tablica wykazuje produkcyją hu ty będzińskiej za ostatnie lata i procento- wość rudy.

L a ta Przetopiono galmanu

pudów

Otrzymano cynku pudów

W ydajność rudy

1869 998,305 111,351 11,157%

1870 991,890 102,036 10,278%

1871 836,108 70.027 8,376%

1872 719,356 85,744 11,918%

1873 958,150 87,226 9,103%

1874 921,632 104,054 11,293%

1875 1,036,536 81.063 7,822%

1876 1,372.250 123,561 9,004%

1877 1,386.944 130.041 9.382%

1878 1,202,222 117,729 9,790%

1879 1,117,387 94,390 8,440%

Dla porównania weźmy jednę z p ryw a­

tnych cynkowni, mianowicie Rom anija w So­

snowcu, przetapiającą galm an bolesławow- ski ‘):

L ata

Przetopiono

ga'manu pudów

Otrzymano cynku pudów

W ydajność rudy

1870 6 3.353 72,148 10.88%

1871 404.256 49,501 12,22°/„

1872 370,581 56,457 15,23%

1873 580,806 70,303 12,10%

1874 629,415 80,336 12,78 %

1875 643,955 83,163 12,76%

1876 647.955 83,566 12,92%

1877 6158,451 82,565 12,35%

i 1878 652,275 83,206 12,75%

!: 1879 691,993 83,997 12,14%

Z danych powyższych okazuje się, że:

1) procentowość rudy w hucie będzińskiój jest niższa niż w pryw atnych i

2) produkcyją h u ty skarbowćj w ciągu 11 lat nietylko że się nie podniosła, alo nawet

zmniejszyła, gdy tymczasem, ja k wskazuje po­

niższa tablica, pryw atna produkcyją z każdym rokiem się wznosi. Gdy np. w 1840 r. stosu­

nek rządowej produlccyi do prywatnój był ja k 6 : 1, w 1879 zmalał do 5 : 9.

Oto ogólna suma produkcyi cynku za osta­

tnie lata 2).

L ata

H u ta iz ą - dowa pudów

Huty p ry ­ w atne pudów

Każeni

pudów

18403) 143,500 25,500 169,000

1867 78,263 102,000 180,263

1868 77,575 110.684 188,259

1869 111,351 109,975 221,328

1870 102.036 96,220 198,256

1871 70,027 96,554 166,581

1872 85,744 99,400 185,144

1873 87,226 118,811 206,037

1874 104.054 147,757 251,811

1875 81,063 162,817 243,880

1876 123,561 158,637 282,198 1877 130.041 152,683 282,724 1878 117,729 165,669 283,398

1879 94.390 169,198 263,588

') Skalkowskij. Gornyj żuinał od r. 1871 do 1881.

2) Skalkow skij. Gornyj iu rn ał od r. 1869 do 1881,

3) Łabęcki. Górnictwo w Polsce, T. I,

(12)

108 W SZ EC H ŚW IA T. jYg 7.

Ogólna zatem produkcyja w zrasta i to dość szybko, gdy tymczasem fabrykacyja skarbo­

wa maleje.

W alcownia w Sławkowie założona została w 1826 r. w celu otrzym yw ania blachy cynko- wój. P rz y wyborze miejsca miano na uwadze spożytkowanie znacznego spadku wody na rzece Białój-Przem szy. D ziałają tu dwa koła wodne o sile 100 par koni przy spadku 10-ciu stóp. K an ał doprowadzający wodę ma 151 sążni długości, a kanał odpływowy 583 sążnie;

obadwa murowane. Cała fabrykacyja jest urządzona wzorowo i niewiele pozostawia do życzenia. Roczna produkcyja wynosi około 50,000 pudów. Do rozgrzewania blacby służą dwa piece żarzyste (glijowe); przy walcowni je s t m agazyn na blachę cynkową, skład na węgle, a oprócz tego odlewnia żelaza z dwoma piecami płomiennemi. P rz y walcowaniu traci się około 2% cynku.

P ro du k cy ja tój walcowni, jedynój w kraju, była w ostatnich latach następująca:

w 1869 33,000 pudów, w 1875 30,000 pud.

„ 1870 26,844 n * 1876 23,362 „

„ 1871 30,000 V) . 1877 22,800 „

„ 1872 30,510 r> „ 1878 52,100 „

„ 1873 37,916 r> * 1879 41,262 „

„ 1874 30,000 n

Koszty produkcyi.

K oszty produkcyi cynku w zakładach skar­

bowych składają się z 8-ch pozycyj:

1) K oszty utrzym ania kopalni galmanu;

2) „ „ hu ty cynkowój;

3) walcowni blachy cyn­

kowój.

Koszty adm inistracyjne w łączają się do ka­

żdój z tych pozycyj proporcyjonalnie.

K o p a l n i e g a l m a n u . Nieposiadając w swem rozporządzeniu szczegółowych da­

nych, tyczących się tój pozycyi wydatków, zmuszony jestem zadowolnić się tylko ogólną ich sumą, a mianowicie:

W 1877 r. wydatkow ano na

kopalnie . . . . rs. 74,485 k. 45 w 1878 r. wydatkow ano na

kopalnie . . . „ 72,530 „ 50 w 1879 r. w ydatkowano na

kopalnie . „ 51,345 „ 65

K oszt otrzym ania 1 kibla galm anu wynosił:

1877 | 1878 1 1879 | 1880 Grubego 71 k. | 77 k. | 74 k. | 76,3 k.

Drobnego 31 „ | 35 „ | 36 „ | 36,3 „ H u t a c y n k o w a . Szczegółowe pozycyje wydatków w r. 1881 były następujące *):

gruby 64540 kibli

Galman ■ po 76,3 k. . . . rs. 49,237 k. 02 drobny 27866 kibli

po 36,3 k. . . . y> 10,115 „ 36 gruby 241,846 kor-

W ęgiel cy po 39,093 k. . » 91,544 „ 86 kam. < miał 101,794 korcy

po 12,86 k. . . . n 13,090 „ 71 czerwona 5764,5

Cegła pud po 9,9 k. . . r> 458 „ 04 ogniotrwała 4739,2

pud po 62,95 k. . n 2,983 „ 72 Glina 4953 pud po 29,112 k. . r> 1,441 „ 95 Żelazo 314 pud po 158,39 k. . n 497 „ 34 I n s t r u m e n t y ... V 1,363 „ 80 K oszty transportow e . . . V 41,310 „ 42 P łaca robocza ... n 45,548 „ 06 A d m i n is t r a c y ja ... Y) 14,724 „ 46 W y d atk i nadzwyczajne . . r> 3,072 „ 31 Razem . rs. 278,846 k. 09 W r. 1881 otrzymano 109,925 pudów cyn­

ku, a ponieważ koszty produkcyi wynosiły, ja k wyżój, rs. 278,846 k. 9, więc 1 pud cynku kosztował rs. 2,5368.

Ażeby mieć pewną m iarę por*1 wnawczą, ze­

staw m y powyższe cyfry z danemi, tyczącem i się Lydognia-Hfttte na Szląsku ?), niezbyt, co prawda, świeżemi, bo z 1859 r., które jednak­

że z konieczności dla b rak u nowszych, przy­

sługę tę oddać nam muszą. Szczegółowe po- zycyje podane są w kopiejkach w stosunku do 1 puda cynku:

Lydogniahtttte Będzin 1) Galm an . . . . k. 32 k. 54 2) W ę g i e l ...„ 40,3 n 97,8 3) M ateryj ały ogniotrw. „ 8 n 4,5 4) Ż e l a z o ...„ 1,4 r> 1,2 5) In strum enty . . . „ 5 T) 1,2 6) Podw ody . . . . „ 6 n 37,5 7) Robotnicy . „ 21,1 n 41 8) Adm inistracyja . . „ 4 n 13 9) W y datki nadzwycz. . „ 1,3 n 3,5 Koszt produkcyi 1 p. cynk. k. 119,1 k. 253,7

’) Kosztorys departam entu górnictw a na r. 1881.

Sm ieta raschodow gornaho departam enta na 1881 g.

2) Bruno Kerl. H tittenkunde. T. II. Zink.

(13)

Ki 7. W SZ EC H ŚW IA T.

Choćbyśmy nawet przypuścili, że od 20 lat w ydatki w Lydogniahutte podniosły się o 50% , to i w tym razie jeszcze różnica je s t rażąca.

Najbardziój bijące w oczy sąpozycyje 1-sza, 2-ga, 6-ta i 7-ma; rozbierzemy je po kolei.

Galman może być na Szląsku stosunkowo tańszy, gdyż jest bogatszy od naszego o 50°/o.

Gdyby wydajność jego była nie 15%, ale 10%, to koszt galm anu na 1 pud cynku w y­

nosiłby w Lydogniahutte 48 kop., a zatem nie o wiele mniej, niż w naszych kopalniach; ró­

żnicę przypisać należy lepszemu urządzeniu gospodarstwa górniczego.

W ęgiel stanowi prawdziwie zastraszającą rubrykę; wspomniałem już poprzednio o przy­

czynach tój anomalii, a mianowicie: zastoso­

wanie grubego węgla zamiast m iału i większe zużycie tegoż przy fabrykacyi, bo gdy na Szlązku dla 1 puda cynku potrzeba 13,5 puda węgla, w Będzinie zużywają go 23,6 puda. Co się tyczy podwód, to, jeżeli zważymy na zły stan naszych dróg kom unikacyjnych i na de- centralizacyją kopalń, h u t i walcowni, suma powyższa 37,5 kop. od puda nie wyda nam się przesadzoną. Nowa droga żelazna wpłynie bardzo korzystnie na zmniejszenie tej pozycyi do bardziej odpowiednich granic. P łacy robo- czćj nie dotykam wcale, gdyż od lat 20 mogła się ona podwoić.

W idzim y więc, że przy bardziój racyjonal- nem prowadzeniu h u ty możebne są w jój bu­

dżecie bardzo znaczne oszczędności, które śmiało można przeprowadzić bez żadnój szko­

dy dla fabrykacyi.

W a l c o w n i a . W walcowni sławkow­

skiej pozycyje w ydatków na rok 1881 były następujące :

C ynk w sztabach 76125 pud.

po 240,274 k ... rs. 182,980 k. 89 W ęgiel kam ienny 6425 korcy

po 39,093 k ... 2,511 „ 73 P łaca r o b o c z a ... „ 10,874 „ — P o d w o d y ... 2,873 „ 49 I n s t r u m e n t y ... 668 „ 83 A d m i n i s t r a c y j a ... „ 36,287 „ 25 W y d atk i nadzwyczajne . . „ 305 „ 84 Ilazem . . rs. 236,430 k. 03 Poniew aż w tym roku otrzymano 75,000 pudów blachy cynkowój, więc koszt 1 puda

wynosił rs. 3,1524. W powyższym wykazie tylko koszty administracyjne w ydają się wygórowane; pochodzi to stąd, że do pozycyi tój włączona także została i część etatu zarzą­

du górnictwa.

Oto i wszystko, co nam daje staty sty ka urzędowa; reasumując wyżój wyprowadzone wnioski, dochodzimy do przekonania, że ad­

m inistracyja skarbowa prowadzi fubrykacyją nad wyraz rutynicznie i ospale, że ekonomi­

czna strona fabrykacyi nie jest oparta na ra- cyjonalnych podstawach, że możebne są bar­

dzo znaczne oszczędności tak na paliwie, ja k i na pod wodach i administracyi; nakonieo, że w skutek przejścia huty w ręce pryw atne, przemysł cynkowy powinien się podnieść.

Przechodzę z kolei do pozytywnej części mój pracy, a mianowicie do określenia wy­

sokości kapitału, potrzebnego do prowa­

dzenia tego przedsiębiorstwa i zysków, które można zeń osiągnąć.

Zanim jednakże to uczynię, potrącić jeszcze muszę o dwie kwestyjc, ściśle z powyższemi związane, mianowicie o cenę sprzedażną cyn­

ku i rynki zbytu.

S karb ogłasza corocznie licytacyją na sprze­

daż cynku w swych składach i według tych cen norm uje się u nas cena cynku. Zagra­

nicą cena ta je s t niższa niż u nas mniój wię­

cej o 10%.

Za ostatnie lata ceny cynku były u nas na­

stępujące:

j1876 | 1877 | 1878 | 1870 | 1880 Cynk w sztab j 2,62 | 2~69 | 2.63 | -J.94 | 3,06 Blacha cynkowa | ? | ? j 3,39 j 3,69 | 3,90 Widocznem jest, że cena cynku wciąż wzra­

sta, co przy rozszerzeniu obszaru zastosowań cynku i wysokiem cle ochronncm (0,536 rs. od puda surowego cynku i 1,073 rs. od puda blachy) wydaje się zupełnie naturalnem.

Niewyczerpanym dla produkcyi naszej ry n ­ kiem je s t Rosyj a. Dotychczas, z powodu u tru ­ dnionej komunikacyi nie byliśmy w stanie za- dowolnić wzrastającego ciągle popytu tego kruszcu na rynkach rosyjskich i pozwoliliśmy się wyprzedzić zagranicznym cynkowniom.

Następująca tabliczka wskazuje przywóz i wy­

wóz cynku z Cesarstwa, jakoteż i spotrzebo-

wanie tego cynku w pudach.

(14)

1 1 0 W SZEC H ŚW IA T. M 7.

Produkcyja Kró­

lestw a . . . Wywieziono za

granicę . . . Przywieziono z za granicy . . .

1874 1875 1876 1878 1879 251811

130665 294991

243280 147951 13352',

282198 82745 126950

283398 91856 261568

263588 101 287022 Spotrzebowanie . 416138 228854 326403(453110 550:03

W idzim y stąd, że produkcyja nasza nie wy­

rów nyw ała dotychczas naw et połowie zapo­

trzebowania cynku w Rosyi. P rz y wciąż w zrastającym popycie fabrykacyja nasza może i powinna w ystarczyć na potrzeby ta k ogro­

mnego państw a, ja k Rosyja, która zupełnie je s t pozbawiona tego kruszcu. Przyszły więc rynek zbytu przedstaw ia się nader okazale;

należy tylko w ystąpić energiczniej niż dotych­

czas, a w yprzem y zupełnie zagranicznych pro­

ducentów, którzy z powodu wysokiego cła formalnie nie są w możności konkurować z nami.

U w a g a . Ponieważ jeden z warunków k o n trak tu w ym aga m inimum 200,000 pudów produkcyi rocznój, więc wszystkie poniższe obliczenia stosować będę do tój normy; od niój też określam czynsz dzierżawny, którego wy­

sokość oceniam na 50 kop. od puda. U sp ra­

wiedliwiam tę cyfrę tem , że skarb pragnąłby zapewne mieć z czynszu dzierżawnego takiż dochód, ja k i obecnie posiada z fabrykacyi.

Dochód ten wynosi około 80,000 rs. rocznie, powiększając go jeszcze o 25% , otrzym am y 100,000 rs., t j. 50 kop. od puda przy 200,000 pudów produkcyi.

W szystkie poniższe pozycyj e określone zo­

stały proporcyjonalnie do pomieszczonych w kosztorysie urzędowym z w yjątkiem tylko węgla, k tó ry zastępuję w całości m iałem węglowym i kosztów transportu, które redu­

kuję do 20 kop. od puda cynku.

1. K o p a l n i e g a l m a n u .

Na 200,000 pudów cynku, przyjm ując gal­

man 20% -wy, potrzeba galm anu 2,000,000 pudów, a mianowicie:

grubego 663/3 °/0 t. j. 1,333,333

pudów po 5 kop...rs. 66,666 k. 65 drobnego 33'/s °/„ t. j. 666,667

pudów po 2 kop...„ 13,333 „ 34 U trzym anie kopalń . . rs. 80,000 k. —

2. H u t a c y n k o w a . 1. Węgiel kam ienny po 3,124 korca (24,8 puda) na 1 pud cynku; na 200,000 pudów, 624 800 korcy

po 12 kop... rs. 74,976 2. Płaca robocza po 41,454 k. od

1 puda c y n k u ... „ 82,903 3. Koszty transportu po 20 k. od pd. „ 40,000 4. A d m in istra c y ja ... 25,000 5. Cegła i glina po 4,5 k. 'od puda „ 9,000 6. Żelazo po 1,2 kop. od puda . . „ 2,400 7. Instrum enty po 1,2 k od puda. „ 2,400 8. W ydatkinadzw yczajnepo 3 ,5 k. „ 7,000 Utrzym anie h uty . . rs. 243,184

3. W a l c o w n i a . 1. W ęgiel kamienny po 0,08 korca

na pud blachy; na 100,000 p. bla­

chy 8000 korcy po 39 kop. . . . rs. 2,920 2. Płaca robocza po 13 k. od p. blachy „ 13,000 3. Koszty transportu po 4 k. od p. . „ 4,000 4. A d m i n is t r a c y ja ... 25.000 5. I n s t r u m e n t y ... „ 800 6. W y datki nadzwyczajne . . . „ 500 Utrzym anie walcowni . rs. 46,220 Sum a kosztów, tworząca kapitał obrotowy, stanow i:

1. K o p a l n ie ... rs. 80,000 2. H u ta cynkowa . . . „ 243,684 3. W alcownia . . . . „___ 46,226 __

K apitał obrotowy . . rs. 369,904 Ażeby przyprowadzić obecnie istniejące ko­

palnie i zakłady fabryczne do stanu odpowie­

dniego postępowi wiedzy i podwyźszonój pro­

dukcyi, należy włożyć pewien kapitał nakła­

dowy, którego wysokość oceniam na 400,000 rs., a mianowicie:

1. Na rozszerzenie i restauracyją

h u t y ...rs. 150,000 2. na rozszerzenie i restauracyją

w a lc o w n i... 80,000 3. na zwrot rządowi kosztów osu­

szenia k o p a l ń ... 50,000

4. na dokończenie sztolni Ponikow. ,, 50,000

5. na napraw ę i rozszerzenie kopalń „ 50,000

6. na inne n a k ła d y ... „ 20,000

K apitał nakładowy . . rs. 400,000

Cytaty

Powiązane dokumenty

ślinach się znajduje, pochodzi z rozkładu dwutlenku węgla i dostaje się przez zielone części roślin. Ale czy przeto rozwiązaliśmy całkowicie naszą

K ula zarodkowa pokryw a się błoną, zawartość jćj rozpada się na dwie części, przezco powstają dwie nowo komórki, które po rozpuszczeniu się błony kuli

ślinnem. odbywa się zjawisko zupełnie podobne, ja k przy działaniu kw asu siarezanego na sól k u ­ chenną, krócćj mówiąc, że rozm aite kwasy wydzielają z

70. Najlepićj zbierać desmidyje w jesieni.. D la oczyszczenia ta k zebranego m ateryjału od m ułu, wlew am y go na biały talerz, gdzie w k ró tkim czasie

Pożyw ne więc dla rośliny części gruntu, wzięte przez korzenie, rozchodzą się potem po innych jój organach zapomocą wody i tw orzą ów sok odżywczy rośliny,

Zachodzi więc pytanie, czy nasze uogólnienie m usi się zawrzeć w tych dość ciasnych granicach, jak ie m u w ytyka potoczne pojm ow anie słowa „praca“, czy

D epesza przesłaną z Coimbry pod dniem 20 W rześnia do Europy, podaje położenie komety według spostrzeżeń, czynionych podczas przejścia jej przez południk;

sposobu, k tóry pozw ala na sztuczne otrzym yw anie, sposobami czysto chemicznemi, mocznika (karbam idu), m ateryi najbogatszej w azot ze w szystkich ciał