Stefan Treugutt
Waterloo
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5 (23), 1-6
Komitet
Nauk
0
Literaturze Polskiej
• 1Instytut
Badań
Literackich PAN
d w u m iesięczn ik 5, 1975
TEORIA LITERATURY • K R YTYK A • IN TERPRETACJA
W a t e r l o o
Nous voyons fort bien, de midi à trois heures, tout ce qu’on peut voir d ’une bataille, c’est-à-d ire rien.
«D otarłszy na skra j łą ki u sły sze li stra szliw y hałas, a rm a ty i ka ra bin y grały ze w szy stk ic h stron, na prawo, na lew o, z ty łu . P oniew aż lasek, z którego w yjech ali, rósł na w zg ó rku na ja kie osiem lub dziesięć stóp nad rów niną, u jrze li dość w yra źn ie k a w a łe k b itw y; ale w łaściw ie na łączce nie b yło nikogo. Ł ą k ę tę odcinał, o ja kie tysiąc kroków , długi rząd b u jn y c h w ierzb ; nad ty m i w ie rzb a m i w idać było biały d y m , k tó r y n ie k ie d y w zb ija ł się krętą sm ugą k u n ie b u ».
B itw a, w śród k tó r e j znalazł się 18 czerw ca 1815 r. F ab rycy del Dongo, sied em n a sto letn i w ów czas bohater «P u steln i P arm eńskiej», nie m iała jeszcze w te d y na zw y. D latego te ż Sten d h a l, zbliżając w ty m w y p a d k u to k narracji do poziom u w ie d zy sw ego bohatera, pisze ty lk o o bitw ie, albo o w ie lk iej bitw ie. Dopiero po k ilk u t y godniach F ab rycy zastanaw ia się, czy to, w c zy m brał udział, to była w ogóle bitw a, i czy to była b itw a pod W aterloo. F ab rycy czyta ł ju ż spraw ozdania gazetow e, poznał nazw ę. (W rozdz. II, p o p rzed za ją cym opis b itw y, autor oka zu je w ła sn y zasób w iado m ości, nie u n ika anachronizm ów , u ży w a określeń «w przeddzień W aterloo», « p rzyg ry w k a do W aterloo»). W ty m sa m y m m n ie j w ię cej czasie n a zw ę te j brabanckiej w si po raz p ierw szy p rzeczyta li c zy te ln ic y « G azety K orespondenta W arszaw skiego i Zagraniczne go» w k o n te k ście nieco bała m u tn ym : «w bitw ie... pod B lancm ont,
m ię d zy V a vre i W aterloo». W szy stk ie zresztą określenia są bała m u tn e i um o w ne. S a m N apoleon m ó w ił o M o n t-S a in t-Jea n , fe ld m arsza łek B lüch er o B elle-A lliance, W ellin g to n nazw ał to W aterloo, od m iejsca sw ej k w a te ry g łó w n e j, odległej notabene o godzinę m arszu od teren u b itw y . A n i w W aterloo, ani p o d W aterloo, ściśle rzecz biorąc, b itw y nie było. A le w ie m y , o co idzie, co się zdarzyło po po łudniu i w ieczo rem 18 czerw ca 160 lat te m u w odleg łości d w u d zie stu k ilk u k ilo m e tró w na południe od c e n tru m B r u k seli. A ng ielska nazw a b itw y przestała od daw na oznaczać ty lk o w yd a rzen ie historyczne. J e st sy n o n im em k lę s k i zu p ełn ej, zała m ania ostatecznego. N azw ą pospolitą i kategorią m itopodobną. J a k w refren ie p o pularnej ostatnio piosenki: «Historia pow tarza się w ciąż — W aterloo».
Historia w szelako, w p rzeciw ień stw ie do a rc h etyp a ln ych sy tu a c ji m ity c zn y c h , je st nieubłaganie linearna. N ie pow tarza się n ig d y . «Bitw a olbrzym ów » (p a tetyczn e określenie W ellingtona) ro zg ry w a ła się w ciągu 10 godzin na ściśle określonej p rzestrze n i k ilk u kilo m e tró w k w a d ra to w ych i nie ma, na szczęście, m ożliw ości, ż e b y to «w ydarzenie» pow tó rzyć, n a w et p rzy pom ocy kilk u d zie się c iu ty się c y sta tystó w , ubra n ych i kiero w a n ych p rzez specja listó w od histo ryczn ej d oku m en ta cji, ja k to m iało m iejsce w k ilk u ju ż w ie l kich panoram ach film o w y c h b itw y . Panoram ę m alarską, kolistą, przybliżającą i oddalającą rozm aite ep izody w ie lk ie j batalii, oglą dają teraz tu ryści na h isto ry czn y c h rów ninach. «Nie m a m ie js ca — stw ierdza h isto ry k napoleońskiej ikonografii A rm a n d D ayot — k tóre b y w y w o ły w a ło u podróżnika w spom nienia rów nie w ie lk ie i poruszające». I rzeczyw iście, że b y osiągnąć w tak k r ó tk im czasie ta k w ielkie liczby za b itych i ra n n ych na k ilo m e tr k w a d ra to w y , ludzkość m usiała czekać aż ido detonacji bom b a to m o w ych nad ja po ń skim i m iastam i.
P odróżny, w yjeżd ża ją c obecnie z B ru kseli szosą na Charleroi, m ija p ięk n y , na poły p a rk o w y las de Soignes i po k ilk u n a s tu m i nu ta ch ja zd y sam ochodem dociera do w ie lk ie j p ła szc zy zn y , ciąg nącej się do W aterloo p rzez M o n t-S a in t-Jea n aż gdzieś po G enappe i L es Q uatre Bras. P ła szczyzna je st rów nom iernie sfałdow ana, zuidać na horyzoncie zarośla i m ałe laski, są w ierzb y, ka n a ły, łąki; teren, co za u w a ży k a żd y jako tako o beznany z d o k u m e n ta m i epoki napoleońskiej, nie uległ za sa d n iczym p rzem ia nom (pew n ie ju ż 160 lat te m u był p rzyzw o icie zagospodarow any i zm elio ro w a n y).
3
S zk ic e angielskie z okresu bezpośrednio po b itw ie (G eorge’a Jonesa na p rzy k ła d ) z krajoznaw czą p recyzją poka zują niem al to samo, co je s t teraz. D zisiejsze fotografie najba rd ziej w sła w io n ych w ro k u 1815 m iejsc w ie lk ie j b itw y, ja k H ougoum ont c zy La H aye S a in te, zesta w io n e z analogicznym u jęciem w ry su n k a c h z epoki w ska zu ją , że budow le aż do drobnych a rch itekto n iczn ych detali są zachow ane w ta k im s a m y m stanie. Z m ien iła się na w ierzchnia dróg, no i d ziu ry po pociskach załatano. C zy te ln ik S ten d h a la zdaje się rozpoznaw ać na te j rów n in ie tere n sobie zn ajo m y. A w k a ż d y m razie nie m a w poró w na niu te k s tu z m ie jsc e m g eo g raficznym b itw y sprzeczności rażących. (Tak je s t w w y p a d k u w s z y s tk ic h bodaj m alarskich i opi so w ych « rekonstrukcji» sza rży w w ąw ozie Som sierra — za chw a le b n y m w y ją tk ie m film u W a jd y «Popioły»). U Sten d h a la sceneria zdaje się podobna; w ięcej, robi w rażenie praw dopodobnej.
S ła w n y trzeci rozdział «Pustelni p a rm eń skiej» , opisujący F a b ry - cego udział w b itw ie, w y ła m u je się zdecydow anie z tra d y c ji bata- lis ty k i heroicznej. D eheroizuje i postać opisyw aną, i w ydarzenie. (Z tradycją hero iko m iki to ju ż chyba inaczej, p o krew ień stw a da lekie, ale w yra źn e, d a łyb y się ustalić. Jeszcze zaś b liżej b y b yło do p o w ia stk i filo zo ficzn e j O świecenia, g d y b y kto ś teoriopoznaw czą m a terię ta kie j p o w ia stki p o tra fił zapisać b ez d y d a k ty c zn e g o m orału i w sposób najściślej rea listyczn y). O w szem , je st odw ołanie do ep ic k ie j B ello n y — i to w w y d a n iu n a jśw ie tn ie jsz y m — do «Jero zo lim y w yzw o lo n ej». To w ażna le k tu ra Fabrycego, pew nie fo rm o wała jego sto su n ek do w o jn y , sła w y w o je n n e j, w o je n n e j p rzyg ody. A u to r pow ołuje się na dzieło Tassa, b y okrad zio ny F abrycy, płacząc pod w ierzbą, « w y zb y w a ł się kolejno m a rze ń o ry ce rsk ie j i szc zy tn e j p rzyja źn i, któ ra łą czy bohaterów J e ro zo lim y (...) A le ja k tu zacho wać św ię ty zapał w pobliżu po d łych łajdaków !!» (W oryginale lepiej: «entouré de vils fripons!!!», z trze m a w y k r z y k n ik a m i. W dal szej pracy nad ju ż w y d a n y m te k s te m «P u s te ln i» S ten d hal dopisał, że F abrycy płakał «o p a rty o w ierzbę, ja k u m iera ją cy Bayard». Do fra g m e n tu zaś o otaczających bohatera «podłych łajdakach» dodano cały fra g m e n t o ty m , że siły sied em n a sto letn iej d u szy bohatera nie m o g ły w y tr zy m a ć nie po p ro stu łajdactw a, niskiego w yrachow ania i podłego egoizm u, ale — zw ró ć m y uw agę! — tego, że to ta k n ie zg odnych z ideałam i ry ce rsk im i ło tró w w idział «płonących tą samą braw urą, któ rą zna jdo w a ł w sobie»; dopiero zestaw ienie łotrostw a z odwagą i cnotam i żo łn ierskim i w y k o ń c zy ło Fabrycego! N ie
heroi-ko m iczn e proste odw rócenie sy tu a c ji h eroicznej go załam ało, ale realizm , realizm!). Od o rg ia styczn ych zachow ań kap ła n ó w św ią ty n i B ello n y pochodzi słowo i kategoria pojęciow a fa n a ty zm u , fa n a ty k a . Opis W aterloo u S ten d h a la w y z b y ty je st w szelkiego b a ta listycz nego «fa n a ty z m u ». W iadom o, ja k łatw o w coś takiego popadają pi sarze, n a w e t spokojni i p okój m iłu ją c y , g dy p rz y jd z ie im pisać 0 w ojnie. Cóż m ów ić o «bitw ie o lbrzym ów », o «gw ieźd zistej godzi nie lu d zko ści», o W aterloo. P r z y p o m n ijm y niep rzyzw o icie egzalto w a n y «fanatyzm,» fa ta lis ty c z n y i h isto rio zo ficzn y «W aterloo» T e t m a jera (pod ty m ty tu łe m oddzielnie w yd an a w ro k u 1925 część
«Końca epopei»).
J a k ie ż pióra nie za ła m y w a ły się na W aterloo. A le i w popula rnych czytadłach, ja kich s e tk i spłodzono w całej E uropie i d w u A m e r y kach (jed n ym , ale d o b rym p rzy k ła d e m n iech będzie «Elba u nd die H u n d ert Tage» F erdynanda Stolle), w ie lk i te m a t rozw ijano w odpo w iednio m o cn ych zdaniach i w y so k im sty lu .
O powiadanie z pola b itw y pod W aterloo — z p re m e d y ta c ją k o n tra stow e wobec w ysokiego s ty lu epiki b a ta listyczn ej — stanow iące tak z n a k o m ity epizod w p o czątko w ej partii «Pustelni», napisał S ten d hal osobno dla sw ej d w u n a sto letn iej p rzyja ció łki Eugenii de M ontijo 1 je j sio stry P a ą u ity. W p a ry sk im m ie szk a n iu h iszp a ń skiej hrab iny de M ontijo S ten d h a l w iele opowiadał o czasach Napoleona, w y s tę pow ał jako ta ki osobliw y litera cki rep o rter (i św iad ek) w ie lk iej epoki. W ykszta łco n e i ciekaw e legen da rn ych dziejów , ale bardzo m łode «a d resa tki» opowiadania o W aterloo m oże w arto i porachować w s ty lis ty c z n y bilans te j ta k osobliw ej (wówczas!) p ro zy batalis ty c zn e j. Paca i E ugenia p ew n ie dobrze reagow ały na kon tra st uńelkości (w ydarzenia) i śm ieszności (p rzypadkow ego uczestnika). Na ta k szczególnie kom iczn e sytu a cje, ja k ta, g dy w h u k u batalii, ro zstrzyg a ją cej losy E uropy, m ło d y chłopiec, p rzeb ra n y za huzara i opatrzony w d w a k o m p le ty fa łs z y w y c h dow odów tożsam ości, uga nia się za złod zieja m i w łasnego konia, w ołając po w ło sk u «ladri, ladri!» A lbo na to, że F ab rycy, p ło m ien n y e n tu zja sta Napoleona, «z pow odu p rze k lę te j w ó d ki nie w id zia ł cesarza na polu b itw y» , cho ciaż jego ideał p rzejeżd ża ł tu ż obok niego; no i to, że F ab rycy w ogóle do końca nie bardzo w iedział, co ogląda, w c z y m bierze udział. O pow iadanie dla p a n ien ek de M ontijo do dziś n a jp ię k n ie j św ia d czy o opowiadaczu i o słuchaczkach. One nie w ied zia ły, że pan B e y le («bardzo m iły i bardzo d ob ry dla nas») je st pod im ien iem
5
S ten d h a l p isarzem — i èe będzie sła w n y — on nie w iedział, że E ugenia de M ontijo będzie cesarzową Francji, żoną Napoleona III. C zy uńedział, że jego dla to w a rzy sk ie j za b a w y w y k o n a n y opis b itw y sta now i w y p o w ie d ź przełom ow ą dla te c h n ik i opisów b a ta listy c z nych? że te n akurat ty p p rzyb liżen ia literackiego do w ie lk ich w y darzeń h isto ry czn y c h w yw o ła za c h w y t m istrzó w takich, ja k Balzak i Tołstoj? P ew n ie w iedział, co robi. N ie ulega w ątpliw ości, że z u m y s łe m i p rem ed yta cją uznał, że od tonacji p a te ty c zn e j bardziej w y m o w n y je st m ocn y ko n tra st w yso kiego te m a tu wobec niskiego s ty lu opisu. Taką tech niką nie p o ka zu je się b itw y «z lotu ptaka», s y n te ty c zn ie , nie m a te ż m o w y o ja kie jś spraw ozdaw czej w ierności wobec całego w ydarzenia. A le przecież nie m a w ogóle literackich (ani ja k ic h k o lw ie k in n ych ) śro d ków tra n sp o zycji czegoś takiego, ja k b itw a F rancuzów z aliantam i w dniu 18 czerw ca 1815 r., na coś innego od b itw y , która w te d y się odbyła. S ten d h a l m iał z b y t ży w ą i trzeźw ą inteligencję, b y w ierzyć, że je s t jakaś literacka «prawda» 0 W aterloo, opis a d e k w a tn y, w pełni w ie r n y lub jed y n ie słu szn y. N ajbardziej m ia ro d ajn y wobec h isto ry czn e j w ażności zdarzenia w y dał m u się n isk i poziom lu d zkich oczu, p r z y z ie m n y rozm iar p r z y padków , śm ieszna nikłość działań osobniczych wobec m a k a b ry c zn e j k o n sek w en c ji czegoś, co w y n ik a z su m y lu d zk ic h dążeń, pracy, bólu 1 strachu (i en tu zja zm u ), ale jako całość nie jest ani lu d zkie, ani te ż z p u n k tu w idzenia uczestn ika, św iadka (nie h isto ryka i in te r pretatora!) w żaden praw dopodobny sposób nie da się osiągnąć. P ow stał z tego za m y słu n a jlep szy, n a jba rd ziej p rzek o n u ją c y „praw dziw ością” opis literacki b itw y pod W aterloo.
A przecież cóż to za prawdziwość? S te n d h a l ani nie brał udziału w bitw ie, ani nie zw iedzał m iejsca p otem . S k ru p u la tn e porów nanie realiów opisu Sten dh ala ze zn a n y m z d o k u m e n tó w «harm onogra m e m » w y d a rze ń te ż nie śuńadczy o n a d m ie rn ej pedanterii. Co w ięcej, 4 p u łk huzarów , którego p o szu ku je F ab rycy na polach b itw y (przebrany w m u n d u r n ieb o szczyka z tego p u łku ), i k tó r y w chodził w skład 1 ko rp usu kaw alerii generała Pajola, nie u c ze stn i czył w ogóle w b itw ie pod W aterloo. I te n p u łk huzarów , i 6 p u łk le k k ie j p iech oty (w tłu m a czen iu p o lsk im zrobiono z niego k a w a lerię, szw oleżerów ), część składow a 12 d y w iz ji p iech o ty (4 ko rpu s dow odzony p rzez generała G érard), b ra ły udział w o sław ionym m a n ew rze p ościgo w ym za P rusakam i, ta k nieudolnie p ro w a dzo n ym p rzez G ro u ch y’ego. A ludzi i o d działy z 6 p u łk u sp o ty k a m y co ch w i
la na ka rta ch opisu b itw y — cóż to w ięc za d o k u m e n ta cy jn a w ie r ność! Z kolei 6 p u łk dragonów, w sp o m n ia n y w rozkazie p u łko w n ik a L e Baron (epizod na m oście po bitw ie, w k tó r y m F abrycy został ranny), zu p ełn ie fa n ta styc zn ie zlo ka lizo w a n y jest w ja kie jś «dru giej brygadzie p ierw szej d y w iz ji 14 korpusu» (w chodził w skład 7 d y w iz ji kaw alerii 4 korpusu). N ie sp ra w d za jm y ta kże godzin, w k tó r y c h F abrycy m ógł u słyszeć pierw sze strza ły a rty le ry jsk ie b itw y pod W aterloo. Niezgodności i dow olności co niem iara. W idać dla w rażenia p ra w d y i m o ty w a c y jn e j realności opisu w y d a rze ń w a żn iejsze było coś innego: k o n sek w en tn e u trzy m a n ie poziom u za pisu i — co w ażn iejsze — w y b ó r w łaściw ego poziom u. O czy św iadka, w idzącego tyle , wiedzącego tyle , ile jako u c ze stn ik m ógł w iedzieć. O pisów W aterloo, pa m iętn ika rskich , d o k u m e n ta cy jn yc h , literackich, b a ta listy c zn y c h itd., m a m y dosłow nie tysiące. I nie m a opisu p e ł nego, «prawdziwego». Jedną z cieka w szych prób r e k o n stru k c ji przebieg u b itw y z p o zycji u c ze stn ik ó w dokonał w 1968 r. D avid H ow arth («W aterloo — a N ear R u n Thing»). Zebrał on kilka d ziesią t ró żn yc h św ia d ectw naocznych św ia d kó w , nader zręcznie u ło ży ł całość w edle godzinow ego p rzebiegu 18 czerw ca 1815 r. Bardzo to ciekaw e — i a u ten ty czn e . S ten d h a l w y d a je m i się «p r a w d z iw s z y ». P ra w d ziw ej b itw y pod W aterloo nie m a — i nie będzie. B yła raz. P rzez 10 godzin. B ia ły d y m salw w ie lk ie j b itw y , zapisany na k a r tach «Pustelni», jest tera z ta ki sam, ja k w te d y , gdy pisarz po raz p ie rw szy go zobaczył i zanotow ał. Ta historia — «pow tarza się w ciąż».
Z u p e łn e zn ikn ięcie ze sf ery zja w isk p ra w d ziw ej b itw y pod W a terloo i trw ała, realna obecność litera ckiej kreacji te j sam ej b itw y je s t godna osobnej rozwagi. T a k i w z a je m n y sto su n ek p ra w d y i fik c ji m oże n a w e t niepokoić. Bo je d n a k opis w «Pustelni» nie jest opisem ja k ie jk o lw ie k b itw y , ja k ie jś b itw y — to opàs b itw y pod W aterloo.