• Nie Znaleziono Wyników

Lilla Weneda : tragedja w pięciu aktach

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Lilla Weneda : tragedja w pięciu aktach"

Copied!
158
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

Nr. 16 . BIBLJOTEKA NARODOWA Ser ja I

JULJUSZ SŁOWACKI

LILLA WENEDA

T R A G E D JA W P IĘ C IU A K T A C H

WSTĘPEM I OBJAŚNIENIAMI ZAOPATRZYŁ

PROF. DR MICHAŁ JANIK

WYDANIE SZÓSTE

W R O C Ł A W

W Y D A W N IC T W O Z A K Ł A D U N A R O D O W E G O IM .O S S O L IN S K IC H

(4)

d o w e j“ w r. 1920. W ydanie niniejsze jest o d b icie m z odlew ów w yd a n ia V przechow anych w d ru k a rn i W. L. A n czyc i Sp.

w K ra ko w ie .

W S Z E L K I E P R AWA Z A S T R Z E Ż O N E

U

k ) ' f c . , O c • M a z i k U

' b , \v . 5 o

Zam . 54 — D rukarnia Uniwersytetu i Politechniki we Wrocławiu F. 17385

(5)

W S T Ę P

i

GENEZA y>LILLI W E N E D Y «

Badania nad genezą L i l i i Wenedy szły dw iem a drogam i. Jedna część badaczy u siło w a ła w y k ry ć i u w y ­ d a tn ić p ie rw ia s tk i zewnętrzne c zyli napływ ow e , w p ie rw ­ szym rzędzie w p ły w a u to ró w obcych na pow stanie tra g e d ji W enedów . Skrzętne poszukiw an ia w ym ie n ia ją d łu g i poczet nazw isk, m iędzy k tó re m i nie b ra k Hom era, Ą jsch yla i Eurypidesa, je s t Edda i Ossjan, Szekspir, Calderon, A lfie ri, Goethe i S chiller, B yron, C hateaubriand i W . Hugo, M ickiew icz, K rasiński. J a k k o lw ie k niejedna tego ro d za ju rem iniscencja da się jeszcze z pewnością odnaleźć, wszelako trzeba stw ierdzić, że poszukiw an ia filologiczne, bardzo zresztą ważne i potrzebne dla sko­

m entow ania n ie k tó ry c h ustępów, nie dadzą je d n a k istotnego w y n ik u . Nie rzucą b o w ie m należytego św ia tła na samą ideę u tw o ru , lecz ograniczą się do w skazania m im o w o ln y c h zapożyczeń w zakresie m a te rja łu , z k tó ­ rego S łow acki arcydzieło swoje budow a ł. Poeta polski, r podobnie ja k n a jw ię k s i tw ó rc y św ia to w i, czerpał tw o ­ rz y w o z życia i le k tu ry , k o rzysta ł z niego w ró w n y m

1*

(6)

4

stopniu dla sw oich celów, m ożna w ięc p rz y ją ć w p ły w obcy na poszczególne drobiazgi, n a w e t na koncepcję p e w n ych .p o sta ci, żadną m iarą je d n a k nie w o ln o p rz y ­ pisyw ać ty m .w pływ om n arodzin u tw o ru , ja k o całości, ja k o pew nej k o n s tru k c ji ideow ej, gdyż po d ty m w zglę­

dem je s t on zupełnie swoisty, oryginalny.

Dlatego bliższą celu b y ła druga, m niej liczna część badaczy, k tó ra ro z p a try w a ła genezę u tw o ru od strony w ew nętrznej, starając się w y k ry ć źró d ła pom ysłu i skon­

stru o w a n ia L i l i i Wenedy w duchow ości i zam ierzeniach samego poety7. Poznanie id e o lo g ji Słowackiego po p o ­ w sta n iu łistó p a d o w e m , a jeszcze ściślej, w okresie m iędzy napisaniem K ordjana a w yko n a n ie m L i l i i We- nedij, b yło i może b y ć w ty m w y p a d ku ńajlepszym przew odnikiem .

B y ły to lata niezm iernie w ażiie w ro z w o ju tw ó r­

czości Słow ackiego: raz dlatego, że w yo b ra źn ia jego, zawsze bardzo bogata, zdobyła w ty m czasie m nóstw o nowego p o ka rm u duchowego i now ej podnie ty, d zięki rozległej lekturze, a nadew szystko d zię ki podróżom po S zw a jca rji, W łoszech, G recji i W schodzie; pow tóre, poniew aż poeta rolę wieszcza narodow ego o b ra ł w ó w ­ czas z cala św iadom ością za sw oje p ow ołan ie i posłan­

n ic tw o , czego dow odzą (oprócz dzieł) poufne w y n u ­ rzenia z o w ych la t i oświadczenia publiczne.

»W yjście na św ia t tego poem atu ( K ordjana) bę­

dzie dla m nie b a r d z o w a ż n ą e p o k ą « — napisał w liście do m a tk i z 3 stycznia r. 1834. Że ta k b yło napraw dę , stw ierdza odpow iedź p o e ly na surow ą re ­ cenzję czasopisma em igranckiego M łodej Polski, p o ­ mieszczona w temże piśm ie z 30 m arca r. 1839:

(7)

5

»C óżkolw iek bądź, sum nienie m i pow ia d a , że przez osiem la t pracow ałem bez żadnej zachęty dla tego narodu, w k tó ry m epidem iczną je s t chorobą u w ie l­

bienie, epidem iczną chorobą oziębłość — i pracow ałem je d y n ie dlatego, aby lite ra tu rę naszą, ile je s t w m ojej m ocy, silniejszą i t r u d n i e j s z ą d o z ł a m a n i a w i ­ c h r o m p ó ł n o c n y m u c z y n i ć . K ordjan świadczy, ż e m j e s t r y c e r z e m t e j ń a d p o w i e t r z n e j w a l k i , k t ó r a s i ę o n a r o d o w o ś ć n a s z ą t o c z y . Przez osiem la t każdą c h w ilę życia m ojego wryryw Tałem roztargnieniom , osobistem u staraniu o szczęście, abym ją te m u je d yn ie pośw ięcił celow i, — a je że lim go nie osiągnął, to dlatego, że m i Bóg dał w ięcej wTo li niż zdolności, — że c h c ia ł, a b y p o ś w i ę c e n i e si ę m o j e , b e z s k u t e c z n e , p r z y d a n e b y ł o d o l i c z b y t y c h wr i ę k s z y c h o f i a r , k t ó r e P o l a c y n a g r ó b o j c z y z n y s k ł a d a j ą , aż, w yniszczyw szy w szystkie sity duszy i całą m oc in d y w id u a ln e j w o li napróżno, muszą iść na spoczynek wr ziem i, s t r u ­ d z e n i i s m u t n i , ż e m i e c z i c h n i e b y ł p i o r u ­ n e m , a s ł o w o n i e b y ł o h a s ł e m z m a r t w y c h ­ w s t a n i a . . . ®

W ro k później, rozżalony dalszą obojętnością i niechęcią k r y ty k i, w liście do m a tk i z 1 lutego ro ku 1840 pisze, że » p o ś w i ę c i ł wT i e 1 e s z c z ę ś c i a d l a P o l s k i , je s t sam otny dla niej, ćzoło swroje zm arszczył m yślam i, m yśląc, j a k j ą ś l e p ą wr y ż y w i ć i u b r a ć , ja k je j łóżko k w ia ta m i posypywać...« D odać trzeba, że list ten b y ł pisany n iem al w przeddzień w ykończenia L i l i i Wenedy.

W y o b ra ź n ia Słowackiego snuła w ty m czasie roz- V

(8)

6

legie plany. N aprzód no sił się z m yślą try lo g ji, k tó re j pierwszą częścią b y ł K ordjan. D ruga część m ia ła przed­

staw iać pow stanie listopadow e, ja k to w id a ć z »Przy- gotow ania« do ow ej tr y lo g ji, trzecia niezaw odnie — okres popow sta niow y, sąd o .em igracji i wskazania na przyszłość. Potem zam ierzał napisać w ie lk i poemat, w rodzaju A riosta, k tó ry m ia ł się składać z sześciu tragedyj c zyli k ro n ik dram atycznych. D o w ia d u je m y się o tem z lis tu dedykacyjnego do Krasińskiego, k tó ry m p oprzedził Balladynę. W liście d ru g im do Krasińskiego, poprzedzającym L ilię Wenedy, donosi poeta o dalszych szczegółach tego zam iaru: »...W ziąłem pólposągową form ę Eurypidesa tra g e d ji i rzuciłem w nią w yp a d ki, w y ­ rw ane z n a jd aw n iejszych k ra ń c ó w przeszłości, a je żeli m i Bóg po zw o li, to na tej, nieco m a rm u ro w e j podsta­

w ie oprę szersze, bardziej tęczowe, lecz m n i e j f a n ­ t a s t y c z n e niż B a lladyna tragedje...«>

Żaden z ty c h p la n ó w nie został przeprow adzony tak, ja k poeta początkow o zam yślał, oba przecież zo­

sta w iły po sobie k ilk a dzieł niepospolitych, należących do najpiękn iejszych w lite ra tu rze narodow ej.

P lan try lo g ji został naw et w y k o n a n y w całości, ja k k o lw ie k inaczej, niż poeta początkow o zamierzą!, tw orząc »Przygotow anie«. W K ordjanie dał poeta obraz społeczeństwa przed w o jn ą lis to p a d o w ą ; L ilia Weneda może być uważana za drugą część try lo g ji, ja k o obraz, odnoszący się zupełnie n ie w ą tp liw ie także do w o jn y listopado w ej, na co sam poeta z w ró c ił n ie ja ko uwagę, dodając do pierwszego w yd a n ia tra g e d ji przepyszne s tro fy Grobu Agamemnona, stanowiące ja k o b y je j k o ­ m entarz, czy ch ó r samego p o e ty; nareszcie w Anhellitn

(9)

7 m ożem y w idzieć zupełnie słusznie trzecią część tragedji.

F a kt, że A n h e lli poprzedził w w y k o n a n iu L ilię Wenedę, nie narusza tego zapatryw ania, tern w ięcej, że koncepcja L i l i i Wenedy poprzedziła znow u koncepcję Anhcllego.

Po planie sześciu tragedyj c z y li k ro n ik dram a­

tyczn ych zostały ty lk o dw a k le jn o ty w całości: B a lla ­ dyna i L ilia Weneda i fragm ent d ram atu Krakus. D zisiaj nie p o tra fim y odgadnąć, ja k ie postaci z d ziejów legen­

darnych zam ierzał jeszcze poeta w p ro w a d zić w swe k ro n ik i dram atyczne. M ożem y ty lk o przypuszczać, że weszlaby. tu W a n d a , praw dopo dobnie także P opiel i Piast, k tó re to postaci za jm o w a ły w yobraźnię poety i znalazły się potem w K rólu-D uchu. L ilia Weneda b y ­ ła b y w ty m c y k lu pierw szą tragedją, B alladyna m ogłaby — poprzedzić Piasta. Są to oczyw iście ty lk o dom ysły.

W ka żd ym razie z zamierzonego c y k lu opracow ał poeta tem aty bardzo ciekawe, przedstaw ił m ian o w icie zorganiz o w a n ie ja ń s tw a polskiego na podstaw ie p o d y b o ju L e c h itó w , oraz zlo k a liz o w a ł śliczną legendę własną, o p ra w o w ite j ko ro n ie le ch ickie j w k ra in ie nadgoplań-J

skiej, kolebce państw a polskiego. v

F a k t w ejścia L i l i i Wenedy w oba p la n y poety , dow odzi, że niektóre idee, zaw arte w tej tragedji, z a j­

m o w a ły go ju ż w okresie tw o rze n ia K ordjana, pogłę­

b ia ją c się z la ta m i, rozszerzając, dostosow ując się do nowego planu, aż doszły do ostatecznego w ykończenia na wiosnę r. 1840. Nie znaczy to oczyw iście, ja k o b y poeta ju ż w c h w ili pisania K ordjana m ia ł g o to w y po­

m ysł tra g e d ji W enedów . P om ysł ta k i i im ię b o h a te rki pow sta ły później, gdy zrodziła się w n im m yśl przed­

staw ienia losów P o lski przedhistorycznej w c y k lu k ro n ik

(10)

8

dram atycznych. W te d y dopiero w a lk a o w olność Polski w w o jn ie listopadow ej m ogła znaleźć pośrednio swój w yra z w przedstaw ieniu w a lk i W enedów z L echitam i.

Czy poeta, tw o rzą c B alladynę pod koniec r. 1834, m ia ł ju ż g o to w y pom ysł L i l i i Wenedy? P ra w ie z całą ścisłością m ożna odpow iedzieć przecząco. Na pod­

stawie lis tó w poety m ożna natom iast stw ierdzić, że pierwsze n ie ja ko m gław ice tra g e d ji W enedów p o ja w iły się przed um ysłem Słowackiego w lecie 1836 ro k u w V e yto u x w S zw ajcarji. W liście de d yka cyjn ym do autora Iry d io n a z 2 k w ie tn ia r. 1840 pisze:

»A teraz słyszę, że m nie pytasz, skąd się w m o je j m y śli b ia ła postać L i l i i Wenedy zja w iła . Posłuchaj.

Przed p ię ciu la ty m ieszkałem nad jeziorem S zw ajcarji, b lisko m iasteczka V ille n e u ve , dawnego Avencium ...

Niegdyś przed w ie ka m i na tem samem m iejscu odby­

w a ła się okropna ja ka ś ofiara... Czas w szystko uciszył.

Z całej ow ej h is to rji został ty lk o je d e n g robow iec z następującym napisem : » J u lja A lp in u la tu leżę, nie­

szczęśliwego ojca nieszczęśliwa córka, bogów aw entyń- skich kapłanka, wyprosić ojca od śmierci nie mogłam, nieszczęśliwie umrzeć w losach jego było, żyłam la t X X III«. M ój Iry d io n ie 1 T a m ło d a dziewicą... zam ieniła się w L ilię W enedę. C hciałem k w ia t łączny przenieść do P o ls k i — niosłem go ze św iętem uczuciem , aby nie strącić zeń rosy, lis tk a nie ułamać...«

W liście do m a tk i z 23 sierpnia r. 1835 czytam y o ówczesnych n a stro ja ch Słowackiego, co następuje:

» Prześliczne m iałem księżycow e noce; wtenczas w y ­ chodziłem nad je zio ro , siadałem na m a ły m p rzylą d ku , w chodzącym do w o d y : z jednej strony m iałem księżyc,

(11)

9 z drugiej strony zam ek C hillon, k tó ry z okna o 200 k ro k ó w widzę. P ierw szy raz słyszałem w s t a r e j w i e ż y śpiewanie puszczyka. Co m i w ta k ic h nocach przechodziło przez głowę, tru d n o w ypow iedzieć. Czasem żałow ałem l u d z i i r y c e r z y , k tó rz y ginęli niegdyś w ty m zam ku, a dziś zapom niani,, i zam ek ic h ta k cich y stoi w księżycow ym blasku. Potem pyta łe m siebie, za co c i ludzie ginęli, i odpow iedź b y ła napisana w św ia­

te łka ch chat w ieśniaczych. Nigdzie w ie śn ia k nie jest ta k szczęśliwy i bogaty, ja k w ty c h stronach. O tóż ci rycerze, k tó rz y daw niej ginęli, z a p e w n i l i z g o n e m s w o i m s z c z ę ś c i e p r z y s z ł y c h p o k o l e ń . ..«

C zytyw a ł w te d y poeta Byrona, a u niego z w ro tk i poświęcone w spom nieniu J u lji A lp in u li (brzm iące w prze­

kładzie A. Krajew skiego, ja k następuje):

A t u p a m ią tk a cna i ś w ią to b liw a : J u lja k a p ła n k a w ty m g ro b ie spoczyw a, K tó ra sw ą m ło d o ś ć p o ś w ię c iw s z y niebu, B ó le m d zie cię ce j m iło ś c i zabita,

N ie doczekała ro d z ic a p o g rze b u . A c h I s p ra w ie d liw o ś ć na łz y n ie u ż y ta I N i e m o g ł a c ó r k i b ł a g a j ą c e j c n o t a D r o g i e g o d l a n i e j w y m o d l i ć ż y w o t a , P adła na z w ło k a c h ojca. N o c g ro b o w a W e w s p ó ln e j u rn ie ic h po p ioły1 ch o w a .

O ! ta k ic h c z y n ó w p a m ię ć n ie c h nie g in ie I ta k ic h im io n n ie c h nie b le d n ie ch w a ła , C h o ćb y ju ż lu d z k o ś ć c a łk ie m za pom niała 0 m o c a rs tw ś w ia ta n a jw ię k s z y c h ru in ie 1 o p o d b o j a c h i o u j a r z m i e n i a c h : O lb rz y m i c n o ty m a je sta t p ra w d z iw e j P rz e ż y je c io s y d o li n ie szczę śliw e j

I ja ś n ie ć będzie w s ło n e czn ych p ro m ie n ia c h N ie ś m ie rte ln o ś c i, ja k te n s z c z y t śnieżysty, N i e p o k a l a n i e i n a d w s z y s t k o c z y s t y . . .

(12)

10

Za L ilią inne m a ry »przyszły same«. W e d łu g w y ­ rażenia poety, p rzyp ro w a d ziła je z sobą b ia ła L ilia , a on, k tó ry b y ł niegdyś w ciem nym Agam em nona grobow cu, usłyszawszy głosy zmieszane daw no ju ż w y m o rd o w a ­ nego ludu, w z ią ł je d n ą z h a rf w e n e d yjskich do rę k i i począł m ó w ić o nich, prosto i z k rzykie m , powieść w ie rn ą i nagą, ja k a się posągow ym nieszczęściom na­

leży.

Może naprzód przyszła postać ojca D erw ida, ja k o dopełniającego rolę có rki.. L e k tu ra B yrona, Chateau-, b ria n d a i Ossjana zostaw iła w pam ięci poety pewne!

szczegóły, k tó re m i potem postać tę ozdobi i w ycie - n iuje, tw o rzą c je d n a k ch a ra kte r je j zupełnie oryginalnie i zgodnie z ideow ością zam ierzonej tragedji.

Jako przeciw staw ienie b ia łe j L ilii, l i l j i słow iań­

skiej, przed w yo b ra źn ią poety p o ja w iła się zapewne dość wcześnie k rw a w a i nieubłagana Roza, róża sło­

w iańska. Może W elteda z Męczenników C hateaubrianda rzu ciła ja k i rys do c h a ra k te ry s ty k i Rozy, może nie b yła bez jakiegoś w p ły w u Sofoklesowa i Eurypidesow a E lektra, A jschilosa i K ochanow skiego Kassandra. P rz e -.

ciw staw ienie charakteru d w u sióstr, tra kto w a n e tak poetycko ju ż .w Balladynie, znalazło może poparcie w Sofoklesowej E lektrze i Chrysothem is, lu b w A n ty ­ gonie i Ismenie. B y ły to w ka żd ym razie rem iniscencje, lubo ważne, drugorzędnego ty lk o znaczenia. K reacja d w ó ch duchów siostrzanych dokonała się ostatecznie u Słowackiego swoiście i próżno szukać w literaturze św iatow ej takiego w łaśnie przeciw staw ienia, ja k ie znaj­

duje m y u p o e ty polskiego. W je d n e j najrzew niejsza m iłość rodzinna, w drugiej nadew szystko najw yższa

(13)

11 m iłość n a ro d u ; — obie n ib y przecudne upostaciow anie biało-czerw onego sym bolu narodow ego P olaków . . O O bok p a ry sióstr z ja w ia się przed w yob ra źn ią

' poety para braterska, m ająca duże znaczenie, o ile chodzi o ideologję poem atu, w w y k o n a n iu je d n a k nie

dość silnie zarysowana. B yć może, iż bladość ta ty c h właśnie ch a ra kte ró w m ęskich odpow iadała inte n cjo m poety, co m ia ło b y uzasadnienie w m y śli przew odniej poem atu. D w aj skuci łańcuchem F ra n k o w ie w Męczen­

nikach C kateaubrianda w p ły n ę li może na podobny szczegół u p a ry braterskiej, ale je s t to szczegół n ie ­ istotny. S łow acki, pisząc o L e lu m i P olelum do K ra siń ­ skiego, w spom ina T e lia i D io sku ró w , Kastora i Polluksa, coby w skazyw ało i na te jeszcze rem iniscencje. W a ż ­ niejszy od n ic h b y ł w p ły w przeżyć osobistych. D w a j W enedow ie, skuci łańcuchem naw et w godzinę śm ierci,—

to n ib y S łow acki i K rasiński, to w spom nienie b lis k ic h stosunków duchow ych, ja k ie w ią z a ły obu poetów w tym okresie. Ale i ten naw et w y ra z p rz y ja ź n i je s t podrzęd­

nego znaczenia dla osobliw ej r o li »dw ugłow ego wodza«, 0 k tó ry m poeta m ó w i: »...Wódz, m ający dw ie dusze 1 d w a cia ła ; nieszczęście narodu ;P rze zn a cze n ie , dow o­

dzące potępionem u przez Boga ludowi...«

Za św iatem W enedów przyszedł św iat n ie p rzyja ­ c ió ł ićH, L e c h itó w : Lecha, G tsinony, dzieci ic h i r y ­ c e rz y .‘ P odobnie, ja k dla św iata W enedów , ta k i dla św iata L e clń tó w , w yobraźnia poety szukała tw o rz y w a w obserw acji życia i w lekturze. Posępny św ia t E ddij, pom ocny ju ż p rz y tw o rze n iu postaci Rozy, nadaw ał się tu ta j w sposób szczególniejszy. Niejednego szczegółu d orzuciła tu zwłaszcza le k tu ra Szekspira. Z ka m yczkó w

-

(14)

12

obserw acji i le k tu ry b u dow a ła w yob ra źn ia S łów ackiego ś w ia t najeźdców , k tó ry w ostatecznem upostaciow aniu stał się zupełnie sw oisty i ty lk o m y śłi przew odniej jego poem atu odpow iadał.

W m łodości ju ż k o ch a ł S łow acki Hom era. Później, zwłaszcza od czasu p o b y tu w G recji, ro zczytyw a ł się p iln ie w przekładach tra g ik ó w greckich. Pod ic h w p ły ­ w em niezaw odnie posta n o w ił użyć półposągowej fo rm y tra g e d ji E urypidesa i rz u c ić w n ią w yp a d ki, w yrw ane z n a jd aw n iejszych krańców ' przeszłości, a równocześnie przedstaw ić to, co dla ówczesnej e m ig ra cji b y ło n a j­

w ażniejsze: n i e d a w n e , t r a g i c z n e p r z e ż y c i e n a r o d u p o l s k i e g o .

T em u praw dopo dobnie w pływ ow a należy p rz y ­ pisać genezę chóru, złożonego u Słowackiego z d w u ­ nastu h a rfia rzy, podobnie ja k ch ó r w tragedjach u E u ry ­ pidesa składał się zw ykle z d w u nastu osób. Co zaś jeszcze ściślej łączy S łow ackiego z tra g ik a m i greckim i, to przedew szystkięm pojęcie Fatum , od lu d zkich po­

stępków niezależnego, ta zasadnicza podstaw a tra g e d ji klasycznej, dziwmie zresztą i w n ie w ytłu m a czo n y spo­

sób złączona z surow ą s tru k tu rą zw iązku w in y i ka ry, u Eurypidesa bardziej niż u jego poprze d n ikó w złą­

czona z pojęciem w in y g łó w n ych osobistości dram atu, k tó ra to podstawra odpow iadała ta k bardzo — należy to po d kre ślić — w łasnym w yobrażenio m Słowackiego w o w ym czasie.

W p aździerniku r. 1837 z ro b ił S łow acki wycieczkę z F lo re n c ji do klasztoru w W a llo m b ro zie , założonego przez św. G walberta. Może stąd im ię apostoła w L ilii Wenedzie, c h o ć in n i przypuszczali, że im ię G w albert

(15)

13 jest p rzerobion ym św. A lb e rte m c zyli W ojcie ch e m . Z lis tu do m a tki, w k tó ry m w ycieczkę opisuje, d o w ia ­ dujem y się także, iż w o w ym czasie cho d ził co rano do b ib ljo te k i czytać po hiszpańsku Calderona i upajać się jego b ry la n to w ą i św iętości pełną im aginacją. Może ju ż w te d y ro d ziła się postać Slaza, ta k bardzo p rzyp o ­ m inająca różnych hiszpańskich »graciosów«, niejeden szczegół z Szekspira, a którego nazw isko pochodzi może od 'Ślasy z fra szki K ochanow skiego.

Przygodne rem iniscencje z lite ra tu ry p rz e tw o rz y ły się w w yo b ra źn i Słow ackiego na zupełnie odrębny św iat, k tó ry pom ieścił obok św iata W enedów i L e c h itó w . D odany pozornie bez w ew nętrznej konieczności, je st d la ko n ce p cji ideow ej S łow ackiego niezbędnie po­

trzebny. Dosyć obojętny, g dyby chodziło o przedhisto­

ryczną w a lkę W e nedów z L e c h ita m i, je s t koniecznym w c h w ili, gdy w a lk a, W e nedów obrazuje pow stanie lis to p a dowe. Rola Kościoła, c h w ie jn a w c h w ila ch w a lk i, staje się bardzo w yraźną 'po walce, przez zachow anie się papieża Grzegorza X V I. Badacze nasi nie z w ró c ili na to do dzisiaj należytej uw agi, nie w yczu w a ją c może dość silnie, w ja k w y so kim stopniu L ilia Weneda je s t także obrazem w a lk i listopadow ej, w sw oim ro d za ju drugą częścią try lo g ji.

T a k przez szereg la t w yo b ra źn ia Słow ackiego za­

lu d n ia ła się coraz to n o w e m i postaciam i, k tó re m ia ły nareszcie w ystą p ić na w id o w n ię w w alce d w ó ch na­

ro d ó w i objaśnić konieczność u p a d ku jednego z n ich , a d o ju trk o w o ś ć drugiego.

(16)

MYŚL PR ZE W O D N IA

L ilia Weneda m a treść dw oistą. O ile chodzi o w ą ­ te k dosłow ny, przedstaw ia podbój tu b ylczych W enedów _ przez L e ch itó w . Podbój d okona ł się w czasach przed­

h istorycznych. S łow acki poszedł w tem za te o rją ty c h h is to ry k ó w polskich, k tó rz y ^organizację państw a p o l­

skiego p rz yp isyw a li n a ja zd o w i obcego plem ienją, L e ­ ch itó w , p ra o jc ó w szlachty. M iał tu n ie ja ła w p ły w błędny słow oród w y ra z u : szlachta, w yp ro w a d za n y od: z-Lecha, zlechcic, szlachcic, ślachcic. L e ch ici, p odbiw szy W ene­

dów , za m ie n ili ic h w chłopów . S łow acki, k tó re m u jeszcze w W iln ie m usiała b yć znaną odpow ie dnia te o rja L e le ­ wela, Czackiego i M aciejow skiego, podczas tw o rze n ia I tra g e d ji pozostaw ał w b lis k ic h stosunkach z F ry d e ry ­ kie m H e n rykie m Lewestam em , k tó ry podziela ł poglądy o najeździe i właśnie p rz y g o to w y w a ł na ten tem at rozpraw ę o Pierwotnych dziejach Polski. Ale gdy Lew e- stam w id z ia ł L a c h ó w w Celtach, S ło w a cki ry s y c e ltyc­

kie p rzyp isa ł W enedom .

T e o rja p o d b o ju i jego sku tkó w , sym patyczna poecie o przekonaniach dem okratycznych, posłużyła m u za kanwę, na k tó re j m ia ł w ydzierzgać w ażny dla siebie p ro b le m : zachowanie się naro d u w w alce o w o l- - ność, w yjaśnienie konieczności jego upadku. Rzecz, j

ro zg ryw a ją ca się przed w ie ka m i, z b liżyła się przez to do teraźniejszości, p rz y w o d z iła n ieunikn ienie podobień­

stw o z pow staniem listopado w em ; przebieg w a lk i lis to ­ padow ej staw ał się d ru g im w ą tk ie m tragedji, je j m yślą przew odnią. N iezrów nany liry z m i szlachetny patos

II

*

(17)

15 dialogów dowodzą tego niezbicie. G dyby chodziło o od­

ległe ty lk o zdarzenie, uczucie poety nie b y ło b y ta k do głębi poruszone, czyte ln ik nie doznaw ałby ty c h dresz­

czów wzruszenia, ja k ie w n im b udzi Roza i chór, D e rw id i w ódz dw ugłow y. L o sy pow stania listopadowego są w ięc tą drugą, ró w n ie isto tn ą treścią tragedji.

Na tern nie zam yka się bogactw o ideowe arcy­

dzieła. Jest w niem jeszcze coś w ięcej. Jest w niem retro sp e ktyw n y (żeby ta k pow iedzie ć) pogląd poety na przeszłość polską, je st w różba i nakaz na przyszłość.

Zaw iera ono pom ekąd syntezę ówczesnej id e olog ij na­

rodow ej Słowackiego. W danym m om encie b y ł to dalszy ciąg w a lk i o duszę narodu, k tó rą poeta zaczął już w Lambrzc, całkiem w yraźnie w Kordjanie, a p ro w a d z ił do śm ierci. R ozbiór tra g e d ji i tę okoliczność m usi m ieć na uwadze, gdyż inaczej, choćby b y ł najbardzie j d ro ­ biazgow y, będzie ty lk o u ła m ko w y, nie tra fia ją c y w sedno, nie docierający do głębin duchow ych w ielkiego tw ó rcy.

Dw oistość treści i związane z nią p raw dziw ie

»tęczow e« bogactw o m yśli i aluzyj a ktu a ln ych sprawia ciągle jeszcze niem ałą trudność kom entatoro m , zwłaszcza gdy chodzi o wskazanie idei przew odniej, o objaśnienie stosunku nowoczesnych P o la kó w do W enedów z jednej strony, z drugiej strony do L e ch itó w , o w ytłum aczenie postaci G w alberta i Slaza, o rolę chóru h a rfia rzy.

W szystkie te kw esfje i szereg in n ych dadzą się w y ­ jaśnić bez w iększych trudności i naciągania, je ż e li się przyjm ie , zgodnie z n ie w ą tp liw ą in te n cją poety, że L ilia Weneda je st obrazem pow stania listopadowego, a w z w ią - zku z jego niepow odzeniem daje pogląd poety na ge­

nezę P olaków i ic h charakter, oraz wskazania, z ja k ic h

(18)

b łę d ó w duchow ych i społecznych naród p o ls k i musi się w yleczyć, ażeby stał się zdolnym do odzyskania i utrzym a n ia w olności.

O statniem u zagadnieniu pośw ięcił poeta osobny poem at: Anhellego, k tó ry w tem w łaśnie rozum ieniu stanow i trzecią część try lo g ii, zw iązanej z okresem p o ­ w stania listopadow ego. W a lk a Słow ackiego o naród I toczyła się je d n a k w nadpow ietrznej k ra in ie ducha, dlatego też w kra in ę ducha wznieść się trzeba, ażeby zrozum ieć w szystkie b łyskaw ice jego m yśli i cały jego pojedynek nadobłoczny z id e o w ym i prze ciw n ika m i.

Nazwa W enedów je s t obca. S tarożytni oznaczali nią Słowian. W zro stu w ysokiego, łagodnych przeważnie obyczajów , ro z m iło w a n i w muzyce, W enedow ie skła­

d a li się z dw unastu plem ion. U stam i Lecha (a k t IV, scena 3) w ym ie n ia poeta im iennie trz y plem iona we- n e d y js k ie : Scytów , L e to n ó w i M azonów. Na czele każdego plem ienia sto i w ódz i h a rfia rz, stąd dwunastu w o d z ó w ,i dw unastu h a rfia rzy. K ró le m całego narodu je s t D erw id, będący zarazem najw yższym wieszczem- harfiarzem . Podczas w a lk i k r ó l siada na omszonym granicie, dokoła niego na d ru id yczn ych kam ieniach dw unastu h a rfia rzy, opodal w znosi się św ięty dąb Der- w id o w y . Nazw isko D e rw id a je s t celtyckie, cześć wiesz- czó w -h a rfia rzy je st także rysem ce ltyckim . W spom niane przez Lecha plem iona ró żn ią się znacznie pom iędzy sobą. Scytow ie p rzyp o m in a ją raczej G erm anów : »tam są olbrzym ie Scyty, co k re w p iją w człow ieczych czasz­

kach, w yznaw cę O dyna«. L e tono w ie z nazw y i u bioru p rzypom inają L itw in ó w . N ajbardziej po słow iarisku w y ­ g lą d a ją M azonowie, podobni bardzo do K ra k o w ia k a we

l f

(19)

17 fragm entach d ram atu o Beniowskim. W poem acie S łow ac­

kiego n a ró d W enedów oznacza n ie w ą tp liw ie P olaków . N ad narodem W enedów w isiP rzeznaczenie, tkw ią ce n ie ja ko w jego duszy. Gdy nadeszła ciężka c h w ila w a lk i 0 w olność, na ró d ten okazuje słabość ducha. K apłanka 1 p ro ro k in i W enedów , o tw ie ra ją c p iersi p oległych ro ­ daków , ujrza ła , że je d n o serce zbladło, w drugiej piersi znalazła k łę b e k ro b a k ó w zam iast serca, trzecia pierś b y ła pusta. Z a m ia stw ytę żyć w o lę i w a lczyć bezwzględnie, W enedow ie w ycze ku ją cudu, dźw ię ku czarodziejskiej h a rfy. N aw et d w u g ło w y w ódz tego narodu, m ający dw ie dusze i dw a ciała, nieszczęście i przeznaczenie dla sw oich, w a lc z y z obow iązku, ale bez w ia ry — i ty lk o um rzeć um ie po rycersku. N aw et harfiarze narodu i sam k r ó l nie u m ie ją wznieść się na w ysokość c h w ili.

Gdy h a rfy kró le w skie j zabrakło, część ucie kła z b o jo - w iska, reszta, związana przysięgą, w a lczy beznadziejnie do końca. Z całego zastępu w alczących ocalała je d yn a ty lk o Roza W eneda, có rka kró le w ska i kap ła n ka n a - . rodu, któ ra , zapłodniona p o p io ła m i rycerzy, przyrzeka porodzić m ściciela. , \

Postać tej k a p ła n k i o to czył poeta szczególnym blaskiem . C zytając poemat, czujem y, że poeta utożsa­

m ia się ja k o b y z Rozą, przem aw ia je j ustam i. In n ym razem w yd a w a ć się może, że Roza je s t uosobieniem samej ojczyzny, ja k np. w tedy, gdy w o ła do h a rfia rz y :

»Uciszcie, w y, rękami rozpłakane lutnie;

.Brońcie, by między ludzi ta pieśń nie wybiegła;

Brońcie, by grobu dusza ludu nie spostrzegła;

Brońcie, by lud nad sobą nie usłyszał płaczu:

Jeśli nie obronicie tego — potępieni!...*

B ib l. N a r. N r. 16 (Slow

(20)

18

Podobnie, gdy rzuca tw arde słowa z a L ilią : »Nie czas żałow ać róż, gdy płoną lasy...« — to znaczy: nie czas ro z tk liw ia ć się nieszczęściami osobistemi, gdy ojczyzna w o la pom ocy, gdy to czy się bój o w olność. M im o w o li przyp o m in a ją się nakazy poety z Beniowskiego:

sBiada, k to daje o jc z y ź n ie p ó ł duszy,

A d ru g ie tu p ó ł d la szczęścia zachow a!...

U ty je k ie d y ś na c h le b ie w y g n a n ia I n ie szczę śliw e d z ie c i go obsiędą, K rz y c z ą c : »O jczyznę nam daj lu b do spania

G ro b o w ie c s ła w n y !« — ale n ie posiędą G ro b u n i s ła w y . — I to je s t p rz e k le ń s tw o ,

K tó re ja- rz u c a m na n ic h — ic h ro d z e ń s tw o ! I n ie ch aj będzie ja k o b y s t o l e t n i e . . .

Le cz nie... o, B oże! n ie słuchaj...#

»Stoletnie« przekleństw o przypom ina ta k żywo zapow iedź Rozy » o w i e k u h a r a c z u « . I ty lk o Roza, ja k o uosobienie ojczyzny, m ogła przypom nieć z bez­

w zględnym zarzutem straszną c h w ilę : »W te m ktoś cicho w y k rz y k n ą ł: g i n i e m y ! I tysięcy sześć — n ie tkn ię tych żelazem — sześć tysięcy bez ducha upadło, ja k b y je k to struł...« B yła to bolesna rem iniscencja ty c h oddzia­

łó w i korpusów , k tó re w p ow staniu listopadow em , nie- pobite przez w rogów , przekraczały k o rd o n y i oddaw a ły b ro ń w ręce zaborców . Na innem m iejscu Roza m ó w i:

»Jeśli podczas w a lk i ojcie c mój... zagra pieśń, swą straszną pieśń, o d t r z e c h p o k o l e ń n i e s ł y s z a n ą , to p rz y nas zwyćięstwo...« A le Roza w ie, że pieśni tej nie zagra n ik t, bo nie je s t to pieśń h a rfy cudow nej, w k tó re j m oc nie w ie rzy, ale ow a pieśń w o li, k tó rą znały dawne pokolenia, może po raz o statni za Sobie­

skiego, chociaż S łow acki m ia ł raczej na m yśli konfe-

(21)

19 derację Barską. Ustępy te dow odzą znow u, ja k bardzo w a lk a W enedów b y ła obrazem pow stania listopadowego.

W postaci Rozy. m ieści się też m yśl przew odnia tragedji. Słowa R ozy objaśniają upadek w a lk i listo p a ­ dowej i każdej w a lk i o w olność, gdy zabraknie bez­

w zględnie natężonej w o li, bezwzględnie ofiarnego czynu.

B yło to zarazem stanow isko Słowackiego, jego m yśl zasadnicza o Polsce. Nie m arzenia m esjanistyczne me- la n c h o lji lu d zi słabych, K onrada i Iryd io n a , nie ocze­

kiw a n ie cudu od Boga, dźw ięku czarodziejskiej h a rfy (»...Ta lira .../w tru m ie n znaleziona rdzeniach, ju ż je j glos serce n a rodu osłabił..,«), ale ty lk o w o la i czyn!

zdolne są w y d o b y ć w szystkie s iły z narodu w alczą­

cego —- i naród n ie w o ln y w y z w o lić .

K ogo oznaczają w poemacie Lechici? Plem ię to słabsze fizycznie od W enedów , oddane obżarstw u i o p il­

stwu, ale energiczne w w alce i sam olubne. Przypuszczal­

nie i L e c h ic i są Słow ianam i, k tó rz y p rz y b y li od zachodu p o d wodzą legendarnego Lecha. Ale szczegół to m n ie j­

szej wagi. W » U ryw ku planu K róla-D ucha« poeta pisze o w alce Popiela »z d u c h e m n a p ł y w o w y m L e- c h a « . L e c h ic i to w każdym razie przo d ko w ie szlachty polskiej. Poeta w kła d a w usta Ślaza słowa, nie pozo­

staw iające pod ty m względem żadnej w ą tp liw o ś c i (a k t IV , scena 4):

»G d yb ym nie m ie n ił to b y ć u c h y b ie n ie m , P lu n ą łb y m w o c z y te m u , k to za p yta ł, C zy ja L e c h ita ? — Cóż to? cz y m i z oczu P a trz y g b u ro s tw o , p ija ń s tw o , o b ża rstw o ,

Siedem ś m ie rte ln y c h g rz e c h ó w , gust do w rz a s k u , D o u k w a s z o n y c h o g ó rk ó w , do h e rb ó w ,

Z w y c z a j p rzysię g a ć in verba m a g is tri, O w czarstw o?...*

2*

(22)

20

W e wstępie zaś pisze o L e ch u : »O to je st b ra t Rolanda, a praszczur Sobieskiego, człow iek silnej rę k i i m o lie ro w skie j w dom i^ słabości; kontusz m u w łożyć i b u ty czerwone, gdy w ró c i z p io ru n o w e j .w a lk i, siarką cuchnący i k rw ią oblany po szyję. Kontusz m u w ło żyć i żupan — niechaj p a n u j e b e z j u t r a . . . »

I tu je s t n o w y w ażny problem , poruszony przez .Słow ackiego. L e c h ic i z d o ła li u ja rz m ić dobry, ale nie­

św iadom y swej w o li naród. I sam i je d n a k m ie li takie p rzyw a ry, że nie p o tra fili u trzym a ć państwa, gdy p o d ­ b ite m u plem ie n iu o d b ie ra li coraz bardziej praw a, aż je nakoniec zepchnęli na stopień niejKOlników, a sami, niestali w postanow ieniach, ulegający kaprysom ko b ie t i cudzoziemczyźnie, w zię li na własne b a rk i c a łk o w itą odpow iedzialność za losy państwa. W a d y b o w ie m i p rz y - I w a ry szlachty p o k rz y w d z iły ciężko lud i zg u b iły pań­

stwo.

D ru g i ten pro b le m łączy się ściśle z pierw szym . Jeżeli naród p o lski chce b yć w o ln y m , m usi w yzb yć się w ene d yjskich przyw idzeń o cudow nej pom ocy z zewnątrz, w zbudzić w sobie natom iast świadom ą celu i czynną w olę oraz zdolność do ofiary, ja k z d ru ­ giej strony m usi się w yzb yć ty c h p rz y w a r lechickich, k tó re czynią z L e c h itó w k rz y w d z ic ie li lu d u i bezmyślną gawiedż d o ju trk ó w . T a k w niezm iernie zręczny sposób poeta w yp o w ia d a naukę do narodu, przeprow adziw szy charakterystykę plem ion, które, w edług niego, zło żyły się na naród p o lski i złączyły, na nieszczęście, w a d y jednego plem ienia z w a d a m i drugiego. »

Jeżeli S łow acki w p ro w a d z ił do tra g e d ji c e ltyckich d ru id ó w i kazał im b yć słow iańsko-po lskim i harfiarzam i,

(23)

21 u c z y n ił to celowo, choć pewnie w niezgodzie z p raw dą historyczną, ja k k o lw ie k w ie lk ie znaczenie lirn ik ó w u nie­

k t ó r y c h plem io n słow iańskich m ogło go u p ra w n ia ć do takiego przedstaw ienia rzeczy. Poecie szło o podkre­

ślenie znaczenia poezji dla narodu, w szczególności 4 iia ł na m yśli poezję em igracyjną, sobie współczesną, k tó ra odgryw ała przecież ta k w ażną rolę w życiu na- ródowem.- W yd a w a ło się Słow ackiem u, że w poezji ówczesnej b y ło dużo » k w i l ą c e j s e r c a d y s s e k c j i « l ub » m e l a n c h o l i z o w a n i a s z t u c z n e g o o b r a ­ z ó w ® , m ia ł pretensję do najgłośniejszych, że p ro w a ­ d z ili naród po zlej drodze, ja k to czytam y pod koniec 5-tej pieśni Beniowskiego, k tó ry to poem at w niejednym w ypadku może b yć pom ocnym w kom e n to w a n iu L i l i i Wenedy. Czy harfia rze w tra g e d ji Słowackiego dora­

stają' do sw ojej w ie lk ie j ro li? Raczej nie. Pobudzeni słow am i R ozy W enedy, zdobyw ają się na przepyszne nastrojow e tony, ale zanadto lu b u ją się w b ryla n to w e m sjowie, w poetyczności nieszczęścia, za m ało um ieją pobudzać w olę, w zyw a ć do czynu. O bow iązek swój spełniają ty lk o połow icznie.

Postać św. G w alberta zajm uje sporo m iejsca, ja k k o lw ie k nie w p ły w a na w yp a d ki. Dlaczego ją poeta . w prow adził? M niej podobno — ja k w yżej zauważono — szło m u e czasy podaniow e, w ięcej o bliższe sobie, współczesne.

»Zdaje się — pisze M ałecki, — ja k b y tu b y ło auto­

ro w i chodziło o odsłonięcie wszędzie nie m o cy re lig ji w obec p rą d u rzeczy dziejow ych. Toczą się one sw oim torem . K re w się leje, zbrodnie i okrucieństw a m nożą się bez Końca," niew inne o fia ry padają pod brzem ie­

(24)

22

z Beniowskiego i tyle in n y c h z ostatniego okresu tw ó r­

czości. »O ni to w in n i, że K ościół k a to lic k i — ta straszna siła i potężny a n io ł czynu — n ig d y dotąd nie ukazał się w o ln y — ale zawsze w łańcuchu na rękach i no­

gach — w ló k ł się za w y p a d k a m i świata...« S łow acki uw ażał R zym za coś skostniałego, co nie idzie z Bo­

giem naprzód, ale p ę ta zawsze anioła czynu, p o d trz y ­

(25)

23 m uje bezruch na ziem i. Świętość R zym u uw ażał za jednoznaczną z świętością fo rm a ln ą , o b razkow ą, d la ­ tego też zostaw ił G w a lb e rto w i w szystkie znam iona k u ltu dew ocyjnego, aby nie pozostaw iać nikogo w w ą t­

p liw o ści, że nie chodzi m u o w a lkę z re lig ją ducha, ale ty lk o o wskazanie bezduszności dew ocji, k tó rą chce w id zie ć ju ż w ta k odległej przeszłości, ą k tó rą w id z ia ł naocznie i p a trza ł na je j w p ły w na naród w okresie, w k tó ry m ż y ł i działał. Jeżeli P olska chce z m a rtw y c h ­ wstać i żyć, nie w ty m form alizm ie, ale u anioła czynu, w w y s iłk u ducha i o fia rn ym czynie m usi szukać spo­

sobu.

Czy w stosunku W enedów do L e c h itó w m ożna d o p a tryw a ć się — ja k chce T re tia k — podobieństw a ze stosunkiem Słowackiego do k r y ty k i em igracyjnej, k tó ry b y ł »ja k b y ta je m n ym w tó re m do tragicznej fa ­ buły?® Przypuszczenie ta kie w yd a je się nieuzasadnione, ja k k o lw ie k n ie któ re szczegóły m o g łyb y za niem prze­

m aw iać, W każdym razie m om ent ten osobisty, gdyby go naw et częściowo przyjąć, nie je s t ani ubocznie m yślą przew odnią tra g e d ji, nie zabarw ia w niczem a k c ji, je st w ięc dla zrozum ienia dzieła dosyć obojętny.

Z tem w szystkiem L ilia Weneda j est tra g e d ia

»tęczową«. w Dom ysłowi czyte ln ika — pisze M ałecki — o tw a rte w szę d zie ,p o le 'sze ro kie , granice tego p o la nie- dojrzane o kiem cielesnem. Stąd to w płod a ch jego (S łow ackiego ) zawsze ja k a ś irra cjo n a ln o ść, d la k tó re j tru d n o je przełożyć, że ta k pow iem , z ję z y k a fa n ta z ji na ję z y k m yśli, na ję z y k zw yczajnej w ścisłym sensie logiki...« Poeta przebyw a stale w kra in a c h n a p o w ie trz­

nych, dotyka św iata od stro n y duchow ej. »Ile razy -r'.... •...

(26)

zetknę się z rzeczyw istem i rzeczam i, — pisze sam o tej w łaściw ości swego ducha, — opadają m i skrzydła i je ­ stem sm utny, ja k gdybym m ia ł umrzeć, albo gniew ny, ja k w o w ym w ierszu na T e rm o p ila ch , k tó ry na końcu księgi um ieściłem , n ib y c h ó r o s t a t n i , ś p i e w a n y p r z e z p o e t ę . . . «

Równocześnie je d n a k te same słow a w skazują n a jd o k ła d n ie j m yśł przew odnią. Do czegóż b ow iem od­

nosi się ó w ostatni chór, śpiew any przez poetę? Do tej w a lk i listopado w ej, o k tó re j ro zm yśla ł w grobie Agamemnona, do ty c h w ad narodow ych , k tó re d o p ro ­ w a d z iły do k a ta s tro fy i ta k długo będą trz y m a ły naród w n ie w o li ciała, lu b conajm niej ducha, p ó k i się z n ich nie w yleczy, p ó k i nie p o tra fi chcieć b yć w o ln y m i uczy­

n ić się w olnym ,.

I I I

U KŁAD I TREŚĆ

L ilia Weneda składa się z p ro lo g u i pięciu aktów . C ztery pierwsze a k ty kończą się chórem.

P ro lo g zaw iera ja k b y w skrócie nawiązanie tra ­ g e d ji i zarazem je j rozw iązanie. M am y przed sobą obie g łó w ije b o h a te rk i i ch ó r h arfiarzy. D o w ia d u je m y się, że je d n e j z n ic h chodzi w yłącznie o ocalenie na­

rodu, druga zaś pragnie przedew szystkiem w yb a w ić starego ojca i b ra c i z n ie w o li L e c h itó w . W słowach pierwszej słyszym y zapowiedź, że ocalenie nie uda się;

ojciec, siostra i b ra cia zginą; naród, obarczony prze­

kleństw em przeznaczenia, upadnie, a ocalenie nastąpi

(27)

25 dopiero kiedyś, w nieokreślonej b liżej przyszłości. Ze słów R ozy: »i w ie k haraczu« m ożnaby w nioskow ać, że niew o la będzie stoletnia.

A lit pierw szy zaczyna ju ż w ła ściw ie zaw ikła n ie tragedji. L ilia W eneda, k tó ra pragnie o calić najbliższą rodzinę, składa ślub czystości za poradą św. G w alberta i udaje się do obozu L e ch itó w , gdzie m iędzy nieszczę­

śliw ą có rką i żoną Lecha, Gwinoną, staje zakład, iż D e rw id i b ra cia zostaną u w olnien i, je że li L ilia zdoła trz y k ro tn ie w y b a w ić ojca od śm ierci.

W akcie d ru g im Roza W eneda, od p ra w ia ją c w ró ż ­ biarskie obrzędy, spotyka Ślaza, k tó re m u każe zabić Lecha i ukraść harfę D e rw idow ą. O d d źw ię kó w tej h a rfy zależy b o w ie m — w edług przekonania W e n e d ó w — zw ycięstw o na p o lu w a lk i. L ilia W eneda ocala ojca po raz pierwszy. G w inona kazała zawiesić D e rw id a za włosy na drzewie. Na prośby L i l i i b ra t je j, Polelutn, rzuca toporem na sto k ro k ó w i odcina o jcu w łosy.

D z ię k i w ysokiem u poczuciu artystycznem u poeta nie pokazuje na scenie wiszącego D erw ida, a ty lk o na jednej z bocznych ścian w id a ć cień przywiązanego.

A k t trze ci przedstaw ia po w tó rn e ocalenie D er­

w ida, na rozkaz G w inony rzuconego pom iędzy węże.

L ilia ocala ojca grą na harfie. W ęże, oczarowane m u ­ zyką, s k u p iły się p rz y L ilii i nie w y rz ą d z iły starcow i żadnej szkody. C hm ielow ski uw aża ten m o ty w za p o ­ zbaw iony'dostatecznego gru n tu realnego, poniew aż nie w yjaśniono, dlaczego węże przed przyb ycie m L ilii za­

cho w a ły się ta k spokojnie.

A k t c zw a rty przedstaw ia trzecie ocalenie D erw ida, skazanego na ^m ie rć głodową. Po dw u dniach L ilia

(28)

koszuli i z w ieńcem lilij na głowie. T e m i w łaśnie lilja m i n a ka rm iła zgłodniałego starca. G w inona przyznaje L ilii w ygraną i ju ż m a w ypuścić D erw ida, gdy zauw ażyła, ja k bardzo zależy m u na harfie, z k tó rą w zięto go do nie w o li. P oniew aż zaś w ty m czasie ukochan y syn G w inony, Lechoń, dostał się w ręce W enedów , daje D e rw id o w i do w y b o ru : córkę lub harfę, przyrzekając zw ró cić zastaw, gdy Lechoń zostanie u w o ln io n y. T y m ­ czasem Roza W eneda, zajęta ciągle m yślą o ocaleniu narodu, śpiewa runiczne in w o k a c je p rz y otw orze groty, przed k tó rą staje dw unastu h a rfia rzy. Roza zapowiada d źw ię k h a rfy i inne znaki, aby pod trzym a ć u h a rfia rzy w ia rę w ocalenie. P otem w yp ro w a d za z podziemnego lo ch u obu b ra c i i uzbraja ic h ja k jednego rycerza, aby b y li zapow ied zianym d w u g ło w ym wodzem : Na­

stępnie postanaw ia spełnić ofiarę z obcej k rw i, aby o k u p ić zw ycięstw o. W y cią g a z lochu pojm anego Le- chona. ale, w id zą c przerażenie na jego tw arzy, uważa k re w jego za po d łą i w p ych a go znow u do podziem ia.

W te d y .z ja w ia się Ślaz i opow iada niestw orzone histo rje 0 okru cie ń stw a ch L e c h itó w s popełn ionych na D erw idzie 1 L ilii. T o skłania Rozę, że w odw et z a b ija przecież Lechona. Na to w ch o d zi D e rw id i L ilia , o k tó ry c h śm ierci Ślaz przed c h w ilą k ła m liw ie opow iadał. L ilia żąda u w o ln ie n ia Lechona, obiecując przynieść w zam ian czarodziejską harfę D erw ida. Niestety, Lechoń ju ż nie żył. L ilia w raca do G w inony po harfę.

W akcie p ią ty m następuje rozw iązanie — k a ta ­ strofa. Zarów no u siłow ania L ilii, aby ocalić ojca i braci, ja k i u siłow ania Rozy, aby ocalić naród, okazały się

(29)

1 k i \}<i y ’A

nadaremne. Gwinona, dow iedziaw szy się o śm ierci syna, dusi L ilię w łasnem i rękom a i zam iast h a rfy odsyła tru p a w s k rzyn i cedrow ej. M iędzy dw om a narodam i to czy się w łaśnie bój rozstrzygający. W enedzi oczekują d źw ię ku h a rfy. Nareszcie Ślaz przynosi skrzynię, w k tó ­ rej m a b yć harfa. O kazuje się, że to z w ło k i L ilii. W e- nedowie w pa d a ją w rozpacz. Napróżno Roza podsyca w n ic h nadzieję. D e rw id przebija si^, W enedow ie giną.

Roza zapala stos, na k tó ry m spłonęły ciała ojca i sio­

stry. Na stos ten, zgaszony przez burzę, w stępuje Po- lelum z ciałem zabitego brata. P io ru n ud e rzył w stos, bra cia zn ik n ę li w blasku, a nad gasnącym p o w o li sto­

sem, »nad najśw iętszym trupem , nad k rw ią na jb a rd zie j Bogu u k o c h a n ą « ukazała się postać Boga - rodzicy.

Groźna Roza, k tó rą je d y n a z pośród w alczących W e ­ nedów ocalała, w ch o d zi na stos zagasły, znajduje ła ń ­ cuch próżny j rzuca go pod stopy Lecha ze sło w a m i:

»Patrz, co zostało z tw o ic h n ie w o ln ik ó w l«

IV

Z N A C Z E N IE UTW ORU

W szeregu u tw o ró w n a ro d o w ych Słowackiego L ilia Weneda zajm uje miejsce bardzo w ysokie. Na niepospo­

litą w artość u tw o ru składają się różnorodne czyn n iki n a tu ry ideow ej i artystycznej.

W p ierw szym rzędzie zdum iew a bystra i przeni­

k liw a charąkle iy s ty k a n a rodu polskiego. N ik t drugi z naszych m ocarzy d u c h o w y c h nie d o ró w n a ł w tem Słow ackiem u, a najszczerszy z późniejszych, W yspiański, jego przew ażnie poszedł drogam i. Źle rozum iana dum a

(30)

naro d o w a może czuć się dotkniętą , że charakterystyka w yp a d ła surow o; ale m iłość ty lk o d y k to w a ła poecie ciężkie słowa, m iłość Rozy, na pozór zim na i oschła, w istocie głębsza nieporów nanie, niż m iłość nieskalanej L ilii, n iew yrosłej jeszcze z środow iska uczuć czysto rodzinnych.

C harakterystyka poszczególnych postaci je s t w y ­ borna. O m ó w io n o ju ż p o kró tce posągowe w sw oim ro d za ju postaci obu bohaterek. Ileż w zruszającej w ie l­

kości m ieści się w m ajestacie ic h nieszczęśliwego ojca, patetycznego a słabego D erw ida. Jakże posągową je st nieporadność obu m ężnych i szlachetnych braci. Bez rysów posągowości, ale ileż p ra w d y obserw acji i in tu ic ji zaw iera się w postaciach G w inony i Lecha: ona »tw arda dziew ka skandynaw ska«, równocześnie ko b ie ta w ka ż­

d y m obja w ie kapryśnej w o li; on, typ przeciętnego Po­

laka, p rz y n a jm n ie j do niedaw na, mężny, sangw inik, niestały w postanow ieniach, często dobry, nie z w o li, ale ze słabości, ulegający rządom histerycznej i nie­

w ie rn e j (o czem n a w e t nie w ie ) m ałżonki.

Postaci drugorzędne uderzają rów nież niepospo­

litą obserwacją. O G walbercie, którego znaczenie ju ż scharakteryzow ano, to jeszcze dodać należy, że nie je st on p o ję ty k a ry k a tu ra ln ie , ja k w ie lu badaczy sądziło.

T rzeba się je d n a k w m yśleć bez uprzedzeń w jego po­

stać, aby to zrozum ieć; trzeba też pam iętać, że jest to typ przeciętny, ja k i przedew szystkiem na wew nętrzne życie naro d u oddziaływ a ł.

N ieporów na nym je st Ślaz; po ró żn ych przygodach, a z niejednego pieca chleb ja d a ł, na now o »księży sługa«, potem w Krakusie m in iste r k ró la Lecha. Sło­

(31)

29 w a c k i w id z ia ł w n im » mniejsze m ró w k i ludzkości, pełne kłam stw a, w y b ie g ó w i tchórzostw a«. W y z n a c z y ł m u ważną, choć ty lk o drugorzędną ro lę w za w ik ła n iu tra ­ gedji, bo ta k b yw a i w życiu, że p o d ja d k i tego rodzaju, typ bardzo rozpow szechniony, w p ły w a ją bardzo czysto w sposób nieraz rozstrzygający na najw ażniejsze zdarze­

nia i zostają naw et rządcam i narodów . Może dlatągo życie b yw a ta k smutne, że nie przez h ie ra rch ję duchów je s t prow adzone, ale przez h ie ra rch ję oportunizm u, up o ­ staciowanego w Ślazie. Boleśnie ironiczne je s t to zapa­

tryw a n ie Słowackiego, ale oparte na obserw acji.

O ile przyszłoby się zgodzić na sąd T re tia ka , że w L i l i i Wenedzie słychać odgłosy stosunku Słowackiego do k r y ty k i em igracyjnej, m ożnaby go odnieść właśnie do osoby Ślaza, k tó ry m ó g łb y przyp o m in a ć Ropelew- skiego czy innego z k ry ty k ó w tam toczesnych, szarpią­

cych' Słowackiego, w sku te k sw ojej nicości duchow ej niezdolnych go rozum ieć, w sku te k swojego o p o rtu ­ nizm u p rze ciw sta w ia ją cych się odruchow o natch n io n ym słow om poety ducha, co zjadaczy chleba na anio ły chciał przerobić.

S łow acki, ja k bodaj n ik t in n y z w ie lk ic h naszych poetów , św iadom y j est cię żkich grzechów d u ch o w ych własnego narodu i w n ich najbardzie j d o patruje się przyczyn u padku i niedoli. Jest pod ty m względem ścisłym i surow ym lekarzem , w y p o w ia d a ją c gorzką diagnozę przez usta bohaterskiej Rozy, a n a w e t w sło­

w ach Ślaza (co należy uw ażać za szczyt nieporów nanej iro n ji), k tó ry , znając te w a d y i sam im folgując, w opor- tunistycznej dem agogji um ie je obracać na sam olubny pożytek.

(32)

30

Jednakże w ie lk a m iłość do narodu, m im o sm ut­

nego zasadniczo na św ia t patrzenia, o ch ro n iła poetę przed rozpaczą. D.ojrzał w narodzie w ie lk ie także za­

lety, dobre skłonności duchow e, k tó re mogą stać się źródłem odrodzenia. Z nalazł je w stanie za ro d ko w ym u L ilii, D e rw id a i obu b ra ci, a w pełnym ju ż -ro z w o ju , co praw da, na razie w y ją tk o w o , u Rozy W enedy. D la ­ tego upom ina h a rfia rzy, b y lu d nad sobą nie usłyszał p ła czu ; dlatego Roza raduje się z ' o fia ry poległych, k tó rz y głosu je j posłucha li i poszli na śm ierć; dlatego ostatnim nakazem poety je s t w ia ra w przyszłe zm a r­

tw ychw stanie. Bo Roza w y d a m ściciela, zapłodniona p o p io ła m i rycerzy, k t órzy p o tra fili p ośw ięcić się na śm ierć za naród, a chociaż u c z y n ili to~bez zdawania sobie spraw y z doniosłości swego czynu, p o rw a n i j e- , dynie nakazem w ró ż k i-k a p ła n k i, o fiarą sw oją p o d trzy­

m a li w tra d y c ji p ra w o naro d u do życia i w olności.

Piękności artystyczne tra g e d ji są zupełnie nie­

zw ykle. M ajestatyczny ję z y k do greckiej kotu rn o w o ści podnie siony; doskonałe rozw in ię cie a k c ji; w yso ki ton w ew nętrzny, k tó ry nie upada ani na, chw ilę, ale u trz y ­ m uje się ró w n o m ie rn ie do końca, a w c h w ili ka ta stro fy wstępuje n ie ja ko na w y ż y n y i b u d zi w duszy szla­

chetną katharsis — oto nie w szystkie jeszcze w dzięki arcydzieła narodowego.

E p o ka em ig ra cyjn a nie w y d a la n ic bardziej w z ru ­ szającego i piękniejszego w zakresie d ram atu n a rodo­

wego. I przez długie lata potem nie słyszało się nic, coby z taką p ra w d ą przem aw iało do n ie w o ln ikó w .

W epoce niedaw nej sm utny W ysp ia ń ski u m ia ł w y w o ły w a ć w duszy p o lskiej podobnie wstrząsające

(33)

wzruszenia, ale też m o ty w y jego i m y śli są w dużej m ierze zaczerpnięte u samotnego tw ó rc y L i l i i Wenedy i Grobu Agamemnona. » Z lo ty Róg« Wesela — to przecież sym bol, jednoznaczny z cudow ną h a rfą D erw ida. N a­

stroje . W arszaw ianki i Nocy Listopadow ej przyp o m in a ją ta k bardzo k rw a w ą , ale bez w ia ry , w a lkę W enedów . N akazy Rozy i nakazy H e stji z W yzwolenia złączone są także wewmętrznem pokrew ieństw em . Szczegółów tego ro d za ju m ożnaby p rzyto czyć jeszcze niem ało.

Tekst Odtwarzamy wiernie pierwsze wydanie z roku 1840, dokonane przez samego poetę. Zachowujemy też wszyst­

kie właściwości w ym ow y i pisowni poety: e kreskowane w wyrazach tego typu ja k dobrej, w dobrem, mniej, po­

wiem, powiedzieć, kobieta, rdzeń, szeląg, śpiew; probować, przyjaciół, kościółek, pozwTol, topor, upor, coż (obok cóż, topór, upór); ostrożny, spojrzy, z dwóma, któś; kraśny, li- tośny, m iłośny; dziecie i im ie; rozciąć, roźciek; iślandzki, zwierciadło, szczerwieniła; w yrżnięty, pierszchła i t. p. Tylko tam, gdzie poeta drukuje: rozpacz i rospacz, niebezpieczeń­

stwo i niebespieczeństwo, ukarz i ukarż, drży i drzy, skarży i ska rży,^w p ro w a d zo n o je d n o litą p is o w n ię , z m ia n y od p ie r ­ wszego w y d a n ia zaznaczając ty lk o w p rz y p is k a c h .

(34)

B IB L J O G R A F J A

S ł o w a c k i J., L i li a W eneda. T ra g e d ja w 5 a kta ch . (P a ryż, w k s ię g a rn i i d r u k a r n i J. M a ry ls k ie g o , p rz y u l.

S a in t-G e rm a in , n r 17, 1840). — M a ł e c k i A., J u lju s z S ło­

w a c k i, je g o życie i d zie ła w s to s u n k u do w spółczesnej e p o ki (L w ó w 1866). — T a r n o w s k i S t., D w a odczyty..., m ia n e ,w P o z n a n iu d n ia 4 ii 6 s ty c z n ia 1881 r. I: B a lla d y n a , I I . L ilia W eneda (P oznań 1881): — N e h r i n g W ł., B a lla d y n a i L ilia W eneda J u lju s z a SłowackTSga S tu d ja (Poznań 1884j. — I I a h iv W ., S tu d ju m nad genezą L i l i i W enedy, tra g e d ji J u lju s z a S ło w a ckie g o (L w ó w 1894). — C h m i e l o w s k i P., L i li a W eneda, tra g e d ja w p ię c iu a k ta c h , o p ra c o w a ł dla u ż y tk u szkolnego (B ro d y 1902). — M a t u s z e w s k i L, 'S ło w a c k i i no w a s z tu k a (W a rs z a w a 1902). — M o n a t H., O S ło w a c k im . U w a g i nad L i li ą W eneda. M yśl, K ra k ó w 1902. — frj a h n W .. C e lto w ie w L i l i i W enedzie (P am ie tn ik - L ite r a c k i, I I , 1903). — T r£ J a _ a k ,i., 'J u lju s z S ło w a cki

(2 to m y , K ra k ó w 1904). — J a n i k M., J u lju s z S ło w a c k i.

P ró b a syn te zy (L w ó w 1909, S praw ozdanie I I sz k o ły re a l­

n e j). — T u r o w s k i S t.. /Geneza n a rodu w L i l i i W ene­

dzie (P a m ię tn ik lite r a c k i za r. i i h i y ) . P a s s o w i c z Z., E c h a klasyczne u J u lju s z a S ło w a ckie g o (S p ra w . g im n . w Sam borze za r. 1909). — W i a k o w s k i K.. L i li a W e ­ neda w iz e ru n k ie m duszy n a ro d o w e j (K się g a p a m ią tk o w a k u uczczeniu setnej ro c z n ic y u ro d z in J. S ło w a ckie g o . T . 3.

L w ó w 1909) . — W i n d a k i e w i c z S t.. B a d a n ia źró d ło w e na d tw ó rc z o ś c ią S ło w a ckie g o (K ra k ó w 1910). — L u b e r - t o w i c z Z., S ło w a c k i ja k o k o lo ry s ta (1913). — J a n k o w ­ s k i W ł , T r y lo g ja S ło w a ckie g o (1911). — M a u r e r J., L ill(t> W e n e d a (L w ó w 1911). — G r a b o w s k i T a d , J u ­ lju s z S ło w a c k i (K ra k ó w 1912). — C h m i eM.o w s k i B., L i l i a W eneda. Geneza d ra m a tu (P is m a T. 1. W a rsza w a 1912). — K l e i n e r J., J u lju s z S ło w a c k i. D z ie je tw ó rczo ści.

T. 1—3. W a rs z a w a ^ K ra k ó w 1919— 1923 (i w w y d a n ia c h p ó ź n ie js z y c h ). — P i g o ń S t., T r u d S ło w a ckie g o (w z b io ­ rz e : Z -e p o k i M ic k ie w ic z a , L w ó w 1922). — S ł o w a c k i .!., D zre ła w s z y s tk ie pod re d a k c ją J. K le in e ra , T . IV (L w ó w 1924). — S i n k o T., H e lle n iz m J. S łow ackiego. W a rs z a w a

1 9 2 5. — U j e j.s k i J., J u lja A lp in u la (R uch L ite r a c k i, I, 1926, N r. 7). — S z l a g o w s k i A. ks., L ilia Weneda w ś w ie tle B ib l ji ( K u r je r W a rs z a w s k i, 1927, N r. 298). — G r z e l k a J., K o m p o z y c ja L i l i i W en e d y. W arszaw a

1 9 3 5. — L C h r z a n o w s k i L, Czy L i li a W eneda je s t a rc y ­ d z ie łe m d ra m a tu ? (S tu d ja T~Szkice. R o z b io ry i k r y t y k i.

T 2. K ra k ó w 1939). — K l e i n e r J., S ło w a c k i. W y d . 2.

Łódź 1947. .

(35)

LILLA WENEDA

\ \

B ibl. N ar. N r* 18 (S ło w ack i: L ilia W eneda)

(36)
(37)

DO AUTORA IR YDIO NA LIS T DRUGI

Kochany Endym jonie poezji, drzemiący w cieniu gajów laurow ych, z lekkością i ciszą letniej błyska­

wicy przedzieram się przez czarne liście drzew nie­

śmiertelnych, i trzema błyskam i budzę ciebie ze snów 5 niespokojnych... Wstań! wstań, m ó j Endym jonie, tajem ­

niczej Muzy kochanku, i postąp krokiem ku mnie, a napotkasz now y g a j fantazji, zielony sosnami teatr, bo oto dla ciebie jedynie, m ó j drogi, wybudowałem nową scenę, sprowadziłem duchów aktorów i rozło-

10 żyłem na leśnej m urawie biegającego po świećie k o l­

portera małe bogactwo. — Odeszłij mnie z nowym zarobkiem przyjaźni, ze łzą, jeżeli można; z pochwałą, jeżeli można; a będę spokojny na wieczność.

Obudź się! obudź, rzym ski w złotej zbroi, z ogni-

15 stym pancerzem rycerzu! Nowe m ary stoją przed

_______________________ v_______

Do A u to ra Iry d io n a Ust d ru g i — p ie rw s z y lis t do K ra s iń ­ skiego za m ie ś c ił poeta na czele B a lla d y n y .

w . 1 E n d y m jo n — w e d łu g m itó w g re c k ic h ko ch a n e k .Se­

le n y c z y li D ia n y , b o g in i księżyca, p rz e d s ta w ia n y za­

z w y c z a j w e śnie, z k tó re g o b u d z iły go p ro m ie n ie k o ­ ch a n ki.

w . 6 M uza — tu ta j b o g in i p o e zji. ... —

W. 10 k o lp o rte r — w y ra z Ira n c u s k i: h a n d la rz , obnoszący to w a ry .

w . 14 rz y m s k i ryce rzu — o d n o si się do K ra siń skie g o , ja k o tw ó r c y uśpionego Iry d io n a .

(38)

tobą: oto jest wzgórze, okryte zieloną m uraw ą, na wzgórzu stoi dwanaście druidycznych kam ieni i tr z y - "

nasly tron z omszonego gra n itu ; oto wzgórze, uko­

ronowane wieńcem dwunastu białowłosych harfiarzy,

20 zewsząd ja k b y morzem czerwonego połysku oblane...

to straszne wzgórza zwierciadło to krew nąrodu...

Śpiew dwunastu h a rf rozlega się nad ludem um ar­

łych i wbiega w puste, szumiące lasy sosnowe, wołać nowych na zemstę rycerzy. — * Czy ci nie smutno?

25 Oto je st rycerz, z dwojgiem serc, z mieczem je ­ dynym , z Telia, z Kastora i z Polluksa złożony;

rycerz, którego jedna połow a je st tarczą, a druga śmierci żelazem; — wódz, m ający dwie dusze i dwa ciała; nieszczęście naro d u ; Przeznaczenie, dowodzące 30 potępionemu przez Boga ludowi... Wódz z dwojakiem i nie śmiesznem ju ż więcej nazwiskiem : oto stoi na stosie ostatecznym ja k o posąg przyszłości. — Czy go widzisz?

Oto wróżka, która zabrania harfiarzom rozpaczy,

35 a jednym strasznym i mściwym czynem zajęta, stąpa '

po sercach ludzkich, kruszy je pod swemi n o g a m i...

Eumenida Eschylowska, krzycząca: zwycięstwo! sto serc ludzkich za zwycięstwo! — Czy się nie w z d ry - gasz? •

w . 17 d ru id yczn e kam ienie — także »dolm eny«, g ła zy nie- ociosane, p rz y k r y te p ły tą kam ie n n ą , m ające słu żyć s ta ro ż y tn y m C e lto m za g ro b o w ce ,

w . 26 T e ll W ilh e lm — o b ro ń c a w o ln o ś c i s z w a jc a rs k ie j, spo­

p u la ry z o w a n y w d ra m a cie S c h ille ra .

— K a s td r i P o llu k s — D io s k u ro w ie , s y n o w ie Zeusa, para

^ b liź n ia c z y c h b ra c i, s ła w io n y c h z w ie lk ie j m iło ś c i ku s o b ie ; w "tra g e d ji S ło w a ckie g o odnoszą się do b ra c i L e lu m i P o le lu m .

w . 37 E um enida E schylow ska — b o g in i zem sty, znana z m i­

tó w g re c k ic h i tra g e d ji E schylosa, żyjącego w V w ie k u p rz e d C h r.; tu o d n o si się do Rozy W enedy.

w . 38 sto serc lu d z k ic h za zw ycię stw o —"w e d łu g ob ja śnie n ia C h m ie lo w skie g o p rz e ró b k a o k rz y k u sze ksp iro w skie g o R yszarda I I I : » k ró le s tw o za konia«.

(39)

37

40 Oto je st stary i święty człowiek, któ ry przyszedł łzawe Chrystusa o liw y zaszczepiać na płonkach so­

snowych i zamięszkał w czaszce olbrzyma, a p rzy­

jazne je m u ślim a ki przyla zły i śliną kryształową zalepiły czaszki ju ż pustej zrennice, pow oje owinęły

45 ją dokoła. — Oto we wnętrzu groty kościanej i ludzkiej krzyż stoi, lampa się p a li i błyszczy obraz R afaelowski Boga Rodzicy. — Widzisz, ja k dno złote obrazu pięknie jaśnieje w ciemnościach pustego cze­

repu? słyszysz, ja k szemrze m odlitw a? Lecz — o!

50 biada — o! losy... słowo świętego starca miecz Ro- landow y wyprzedził i jeszcze lud jeden kona z w iarą okropną rozpaczy w przyszłość i zemstę. — Cóż, m ó j Galilejczyku?

Oto jest brat Rolanda a praszczur Sobieskiego, 55 człowiek silnej ręki i M olierowskiej w domostwie sła­

bości; kontusz m u włożyć i buty czerwone, gdy w róci z p iorunow e j w a lki, siarką cuchnący i k rw ią oblany po szyję —- kontusz mu włożyć i żupcn — niechaj panuje — bez ju tra .

w . 40 stary i święty człowiek — oznacza św. G w a lb e rta . w . 41 pionka — d rz e w o nieszczepione., rodzące kw aśne

ow oce.

w. 42 zamięszkał — ta k stale w p ie rw s z e m w y d a n iu zam.:

zam ieszkał.

w. 44 zrennice — ź re n ic e ; in n y n i razem z n a jd u je m y d z is ie j­

szą w y m o w ę i p is o w n ię : źrenice,

w . 47 Rafael — je d e n z n a jw ię k s z y c h m a la rz y renesansu, m a lo w a ł zw łaszcza b a rd zo p ię kn e M adonny.

— dno złote — tło złote-

w. 50 Roland — s ła w n y ry c e rz z czasów K a ro la W ie lk ie g o , w . 53 mój Galilejczyku — o d n o si się do K rasińskiego, k tó r y w ło ż y ł ten w y ra z w usta Pankracego w Nieboskiej Komedji, p o w ta rz a ją c p o d o b n y o k rz y k cesarza Julja n a A postaty.

w. 54 brat Rolanda — oznacza tu ta j L e c h a , ja k o bitnego ry c e rz a .

w. 55 M o lie r — z n a k o m ity k o m e d jo p is a rz fra n c u s k i w X V II w ie k u , p rz e d s ta w ia ł często m ę ż ó w , z a w o jo w a n y c h przez żony.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Er is een systeem gemaakt waarin containers gegenereerd kunnen worden en verstuurd naar andere plaatsen aan de baan.. Tevens wordt er een opzet gegeven voor het verder ontwikkelen

Mość pragniesz pozbyć się jednej pani Kozel, aby zwalić sobie na kark drugą panią Kozel w osobie panny D uval, która niedługo może się stać takim samym

czyzny, wróży śmierć Lilii i ojca Derwida. O, nieszszęśliwa! — Wchodzi dwunastu starców ze złotemi harfami. Lilia Weneda pyta, czy jej ojciec i bracia jakim

ŚW.. zadęli i gniew nagły, tłumiony) (ojciec ręce w odepchnieniu 'wyciągu). (podchodzi córka ku niemu) (naprzód

zdaje się, że często nie zw racał pożądanej uw agi na budow ę rytm iczną w iersza, poprzestając na zachow aniu przyjętej przez się długości, czyli liczbie

wa i pani Dąbrowa jednocześnie raczyliście wymówić mi dom — dowiedziawszy się o mem.. Kobiety są zbyt przenikliwe aby nie przeczuły co się dzieje w sercu,

Racz Wpan i Jejmości wystawić Góruo- głębskiego w prawdziwem świetle, czego tym większą bydź potrzebę widzę, ile iż mi się zdaje, iż względem niego,

stwa przed wojną listopadową; Lilia Weneda może być uważana za drugą część trylogji, jako obraz, odnoszący się zupełnie niewątpliwie także do wojny listopadowej, na co