Nr. 16 . BIBLJOTEKA NARODOWA Ser ja I
JULJUSZ SŁOWACKI
LILLA WENEDA
T R A G E D JA W P IĘ C IU A K T A C H
WSTĘPEM I OBJAŚNIENIAMI ZAOPATRZYŁ
PROF. DR MICHAŁ JANIK
• WYDANIE SZÓSTE
W R O C Ł A W
W Y D A W N IC T W O Z A K Ł A D U N A R O D O W E G O IM .O S S O L IN S K IC H
d o w e j“ w r. 1920. W ydanie niniejsze jest o d b icie m z odlew ów w yd a n ia V przechow anych w d ru k a rn i W. L. A n czyc i Sp.
w K ra ko w ie .
W S Z E L K I E P R AWA Z A S T R Z E Ż O N E
U
k ) ' f c . , O c • M a z i k U
' b , \v . 5 o
Zam . 54 — D rukarnia Uniwersytetu i Politechniki we Wrocławiu F. 17385
W S T Ę P
i
GENEZA y>LILLI W E N E D Y «
Badania nad genezą L i l i i Wenedy szły dw iem a drogam i. Jedna część badaczy u siło w a ła w y k ry ć i u w y d a tn ić p ie rw ia s tk i zewnętrzne c zyli napływ ow e , w p ie rw szym rzędzie w p ły w a u to ró w obcych na pow stanie tra g e d ji W enedów . Skrzętne poszukiw an ia w ym ie n ia ją d łu g i poczet nazw isk, m iędzy k tó re m i nie b ra k Hom era, Ą jsch yla i Eurypidesa, je s t Edda i Ossjan, Szekspir, Calderon, A lfie ri, Goethe i S chiller, B yron, C hateaubriand i W . Hugo, M ickiew icz, K rasiński. J a k k o lw ie k niejedna tego ro d za ju rem iniscencja da się jeszcze z pewnością odnaleźć, wszelako trzeba stw ierdzić, że poszukiw an ia filologiczne, bardzo zresztą ważne i potrzebne dla sko
m entow ania n ie k tó ry c h ustępów, nie dadzą je d n a k istotnego w y n ik u . Nie rzucą b o w ie m należytego św ia tła na samą ideę u tw o ru , lecz ograniczą się do w skazania m im o w o ln y c h zapożyczeń w zakresie m a te rja łu , z k tó rego S łow acki arcydzieło swoje budow a ł. Poeta polski, r podobnie ja k n a jw ię k s i tw ó rc y św ia to w i, czerpał tw o rz y w o z życia i le k tu ry , k o rzysta ł z niego w ró w n y m
1*
4
stopniu dla sw oich celów, m ożna w ięc p rz y ją ć w p ły w obcy na poszczególne drobiazgi, n a w e t na koncepcję p e w n ych .p o sta ci, żadną m iarą je d n a k nie w o ln o p rz y pisyw ać ty m .w pływ om n arodzin u tw o ru , ja k o całości, ja k o pew nej k o n s tru k c ji ideow ej, gdyż po d ty m w zglę
dem je s t on zupełnie swoisty, oryginalny.
Dlatego bliższą celu b y ła druga, m niej liczna część badaczy, k tó ra ro z p a try w a ła genezę u tw o ru od strony w ew nętrznej, starając się w y k ry ć źró d ła pom ysłu i skon
stru o w a n ia L i l i i Wenedy w duchow ości i zam ierzeniach samego poety7. Poznanie id e o lo g ji Słowackiego po p o w sta n iu łistó p a d o w e m , a jeszcze ściślej, w okresie m iędzy napisaniem K ordjana a w yko n a n ie m L i l i i We- nedij, b yło i może b y ć w ty m w y p a d ku ńajlepszym przew odnikiem .
B y ły to lata niezm iernie w ażiie w ro z w o ju tw ó r
czości Słow ackiego: raz dlatego, że w yo b ra źn ia jego, zawsze bardzo bogata, zdobyła w ty m czasie m nóstw o nowego p o ka rm u duchowego i now ej podnie ty, d zięki rozległej lekturze, a nadew szystko d zię ki podróżom po S zw a jca rji, W łoszech, G recji i W schodzie; pow tóre, poniew aż poeta rolę wieszcza narodow ego o b ra ł w ó w czas z cala św iadom ością za sw oje p ow ołan ie i posłan
n ic tw o , czego dow odzą (oprócz dzieł) poufne w y n u rzenia z o w ych la t i oświadczenia publiczne.
»W yjście na św ia t tego poem atu ( K ordjana) bę
dzie dla m nie b a r d z o w a ż n ą e p o k ą « — napisał w liście do m a tk i z 3 stycznia r. 1834. Że ta k b yło napraw dę , stw ierdza odpow iedź p o e ly na surow ą re cenzję czasopisma em igranckiego M łodej Polski, p o mieszczona w temże piśm ie z 30 m arca r. 1839:
5
»C óżkolw iek bądź, sum nienie m i pow ia d a , że przez osiem la t pracow ałem bez żadnej zachęty dla tego narodu, w k tó ry m epidem iczną je s t chorobą u w ie l
bienie, epidem iczną chorobą oziębłość — i pracow ałem je d y n ie dlatego, aby lite ra tu rę naszą, ile je s t w m ojej m ocy, silniejszą i t r u d n i e j s z ą d o z ł a m a n i a w i c h r o m p ó ł n o c n y m u c z y n i ć . K ordjan świadczy, ż e m j e s t r y c e r z e m t e j ń a d p o w i e t r z n e j w a l k i , k t ó r a s i ę o n a r o d o w o ś ć n a s z ą t o c z y . Przez osiem la t każdą c h w ilę życia m ojego wryryw Tałem roztargnieniom , osobistem u staraniu o szczęście, abym ją te m u je d yn ie pośw ięcił celow i, — a je że lim go nie osiągnął, to dlatego, że m i Bóg dał w ięcej wTo li niż zdolności, — że c h c ia ł, a b y p o ś w i ę c e n i e si ę m o j e , b e z s k u t e c z n e , p r z y d a n e b y ł o d o l i c z b y t y c h wr i ę k s z y c h o f i a r , k t ó r e P o l a c y n a g r ó b o j c z y z n y s k ł a d a j ą , aż, w yniszczyw szy w szystkie sity duszy i całą m oc in d y w id u a ln e j w o li napróżno, muszą iść na spoczynek wr ziem i, s t r u d z e n i i s m u t n i , ż e m i e c z i c h n i e b y ł p i o r u n e m , a s ł o w o n i e b y ł o h a s ł e m z m a r t w y c h w s t a n i a . . . ®
W ro k później, rozżalony dalszą obojętnością i niechęcią k r y ty k i, w liście do m a tk i z 1 lutego ro ku 1840 pisze, że » p o ś w i ę c i ł wT i e 1 e s z c z ę ś c i a d l a P o l s k i , je s t sam otny dla niej, ćzoło swroje zm arszczył m yślam i, m yśląc, j a k j ą ś l e p ą wr y ż y w i ć i u b r a ć , ja k je j łóżko k w ia ta m i posypywać...« D odać trzeba, że list ten b y ł pisany n iem al w przeddzień w ykończenia L i l i i Wenedy.
W y o b ra ź n ia Słowackiego snuła w ty m czasie roz- V
6
legie plany. N aprzód no sił się z m yślą try lo g ji, k tó re j pierwszą częścią b y ł K ordjan. D ruga część m ia ła przed
staw iać pow stanie listopadow e, ja k to w id a ć z »Przy- gotow ania« do ow ej tr y lo g ji, trzecia niezaw odnie — okres popow sta niow y, sąd o .em igracji i wskazania na przyszłość. Potem zam ierzał napisać w ie lk i poemat, w rodzaju A riosta, k tó ry m ia ł się składać z sześciu tragedyj c zyli k ro n ik dram atycznych. D o w ia d u je m y się o tem z lis tu dedykacyjnego do Krasińskiego, k tó ry m p oprzedził Balladynę. W liście d ru g im do Krasińskiego, poprzedzającym L ilię Wenedy, donosi poeta o dalszych szczegółach tego zam iaru: »...W ziąłem pólposągową form ę Eurypidesa tra g e d ji i rzuciłem w nią w yp a d ki, w y rw ane z n a jd aw n iejszych k ra ń c ó w przeszłości, a je żeli m i Bóg po zw o li, to na tej, nieco m a rm u ro w e j podsta
w ie oprę szersze, bardziej tęczowe, lecz m n i e j f a n t a s t y c z n e niż B a lladyna tragedje...«>
Żaden z ty c h p la n ó w nie został przeprow adzony tak, ja k poeta początkow o zam yślał, oba przecież zo
sta w iły po sobie k ilk a dzieł niepospolitych, należących do najpiękn iejszych w lite ra tu rze narodow ej.
P lan try lo g ji został naw et w y k o n a n y w całości, ja k k o lw ie k inaczej, niż poeta początkow o zamierzą!, tw orząc »Przygotow anie«. W K ordjanie dał poeta obraz społeczeństwa przed w o jn ą lis to p a d o w ą ; L ilia Weneda może być uważana za drugą część try lo g ji, ja k o obraz, odnoszący się zupełnie n ie w ą tp liw ie także do w o jn y listopado w ej, na co sam poeta z w ró c ił n ie ja ko uwagę, dodając do pierwszego w yd a n ia tra g e d ji przepyszne s tro fy Grobu Agamemnona, stanowiące ja k o b y je j k o m entarz, czy ch ó r samego p o e ty; nareszcie w Anhellitn
7 m ożem y w idzieć zupełnie słusznie trzecią część tragedji.
F a kt, że A n h e lli poprzedził w w y k o n a n iu L ilię Wenedę, nie narusza tego zapatryw ania, tern w ięcej, że koncepcja L i l i i Wenedy poprzedziła znow u koncepcję Anhcllego.
Po planie sześciu tragedyj c z y li k ro n ik dram a
tyczn ych zostały ty lk o dw a k le jn o ty w całości: B a lla dyna i L ilia Weneda i fragm ent d ram atu Krakus. D zisiaj nie p o tra fim y odgadnąć, ja k ie postaci z d ziejów legen
darnych zam ierzał jeszcze poeta w p ro w a d zić w swe k ro n ik i dram atyczne. M ożem y ty lk o przypuszczać, że weszlaby. tu W a n d a , praw dopo dobnie także P opiel i Piast, k tó re to postaci za jm o w a ły w yobraźnię poety i znalazły się potem w K rólu-D uchu. L ilia Weneda b y ła b y w ty m c y k lu pierw szą tragedją, B alladyna m ogłaby — poprzedzić Piasta. Są to oczyw iście ty lk o dom ysły.
W ka żd ym razie z zamierzonego c y k lu opracow ał poeta tem aty bardzo ciekawe, przedstaw ił m ian o w icie zorganiz o w a n ie ja ń s tw a polskiego na podstaw ie p o d y b o ju L e c h itó w , oraz zlo k a liz o w a ł śliczną legendę własną, o p ra w o w ite j ko ro n ie le ch ickie j w k ra in ie nadgoplań-J
skiej, kolebce państw a polskiego. v
F a k t w ejścia L i l i i Wenedy w oba p la n y poety , dow odzi, że niektóre idee, zaw arte w tej tragedji, z a j
m o w a ły go ju ż w okresie tw o rze n ia K ordjana, pogłę
b ia ją c się z la ta m i, rozszerzając, dostosow ując się do nowego planu, aż doszły do ostatecznego w ykończenia na wiosnę r. 1840. Nie znaczy to oczyw iście, ja k o b y poeta ju ż w c h w ili pisania K ordjana m ia ł g o to w y po
m ysł tra g e d ji W enedów . P om ysł ta k i i im ię b o h a te rki pow sta ły później, gdy zrodziła się w n im m yśl przed
staw ienia losów P o lski przedhistorycznej w c y k lu k ro n ik
8
dram atycznych. W te d y dopiero w a lk a o w olność Polski w w o jn ie listopadow ej m ogła znaleźć pośrednio swój w yra z w przedstaw ieniu w a lk i W enedów z L echitam i.
Czy poeta, tw o rzą c B alladynę pod koniec r. 1834, m ia ł ju ż g o to w y pom ysł L i l i i Wenedy? P ra w ie z całą ścisłością m ożna odpow iedzieć przecząco. Na pod
stawie lis tó w poety m ożna natom iast stw ierdzić, że pierwsze n ie ja ko m gław ice tra g e d ji W enedów p o ja w iły się przed um ysłem Słowackiego w lecie 1836 ro k u w V e yto u x w S zw ajcarji. W liście de d yka cyjn ym do autora Iry d io n a z 2 k w ie tn ia r. 1840 pisze:
»A teraz słyszę, że m nie pytasz, skąd się w m o je j m y śli b ia ła postać L i l i i Wenedy zja w iła . Posłuchaj.
Przed p ię ciu la ty m ieszkałem nad jeziorem S zw ajcarji, b lisko m iasteczka V ille n e u ve , dawnego Avencium ...
Niegdyś przed w ie ka m i na tem samem m iejscu odby
w a ła się okropna ja ka ś ofiara... Czas w szystko uciszył.
Z całej ow ej h is to rji został ty lk o je d e n g robow iec z następującym napisem : » J u lja A lp in u la tu leżę, nie
szczęśliwego ojca nieszczęśliwa córka, bogów aw entyń- skich kapłanka, wyprosić ojca od śmierci nie mogłam, nieszczęśliwie umrzeć w losach jego było, żyłam la t X X III«. M ój Iry d io n ie 1 T a m ło d a dziewicą... zam ieniła się w L ilię W enedę. C hciałem k w ia t łączny przenieść do P o ls k i — niosłem go ze św iętem uczuciem , aby nie strącić zeń rosy, lis tk a nie ułamać...«
W liście do m a tk i z 23 sierpnia r. 1835 czytam y o ówczesnych n a stro ja ch Słowackiego, co następuje:
» Prześliczne m iałem księżycow e noce; wtenczas w y chodziłem nad je zio ro , siadałem na m a ły m p rzylą d ku , w chodzącym do w o d y : z jednej strony m iałem księżyc,
9 z drugiej strony zam ek C hillon, k tó ry z okna o 200 k ro k ó w widzę. P ierw szy raz słyszałem w s t a r e j w i e ż y śpiewanie puszczyka. Co m i w ta k ic h nocach przechodziło przez głowę, tru d n o w ypow iedzieć. Czasem żałow ałem l u d z i i r y c e r z y , k tó rz y ginęli niegdyś w ty m zam ku, a dziś zapom niani,, i zam ek ic h ta k cich y stoi w księżycow ym blasku. Potem pyta łe m siebie, za co c i ludzie ginęli, i odpow iedź b y ła napisana w św ia
te łka ch chat w ieśniaczych. Nigdzie w ie śn ia k nie jest ta k szczęśliwy i bogaty, ja k w ty c h stronach. O tóż ci rycerze, k tó rz y daw niej ginęli, z a p e w n i l i z g o n e m s w o i m s z c z ę ś c i e p r z y s z ł y c h p o k o l e ń . ..«
C zytyw a ł w te d y poeta Byrona, a u niego z w ro tk i poświęcone w spom nieniu J u lji A lp in u li (brzm iące w prze
kładzie A. Krajew skiego, ja k następuje):
A t u p a m ią tk a cna i ś w ią to b liw a : J u lja k a p ła n k a w ty m g ro b ie spoczyw a, K tó ra sw ą m ło d o ś ć p o ś w ię c iw s z y niebu, B ó le m d zie cię ce j m iło ś c i zabita,
N ie doczekała ro d z ic a p o g rze b u . A c h I s p ra w ie d liw o ś ć na łz y n ie u ż y ta I N i e m o g ł a c ó r k i b ł a g a j ą c e j c n o t a D r o g i e g o d l a n i e j w y m o d l i ć ż y w o t a , P adła na z w ło k a c h ojca. N o c g ro b o w a W e w s p ó ln e j u rn ie ic h po p ioły1 ch o w a .
O ! ta k ic h c z y n ó w p a m ię ć n ie c h nie g in ie I ta k ic h im io n n ie c h nie b le d n ie ch w a ła , C h o ćb y ju ż lu d z k o ś ć c a łk ie m za pom niała 0 m o c a rs tw ś w ia ta n a jw ię k s z y c h ru in ie 1 o p o d b o j a c h i o u j a r z m i e n i a c h : O lb rz y m i c n o ty m a je sta t p ra w d z iw e j P rz e ż y je c io s y d o li n ie szczę śliw e j
I ja ś n ie ć będzie w s ło n e czn ych p ro m ie n ia c h N ie ś m ie rte ln o ś c i, ja k te n s z c z y t śnieżysty, N i e p o k a l a n i e i n a d w s z y s t k o c z y s t y . . .
10
Za L ilią inne m a ry »przyszły same«. W e d łu g w y rażenia poety, p rzyp ro w a d ziła je z sobą b ia ła L ilia , a on, k tó ry b y ł niegdyś w ciem nym Agam em nona grobow cu, usłyszawszy głosy zmieszane daw no ju ż w y m o rd o w a nego ludu, w z ią ł je d n ą z h a rf w e n e d yjskich do rę k i i począł m ó w ić o nich, prosto i z k rzykie m , powieść w ie rn ą i nagą, ja k a się posągow ym nieszczęściom na
leży.
Może naprzód przyszła postać ojca D erw ida, ja k o dopełniającego rolę có rki.. L e k tu ra B yrona, Chateau-, b ria n d a i Ossjana zostaw iła w pam ięci poety pewne!
szczegóły, k tó re m i potem postać tę ozdobi i w ycie - n iuje, tw o rzą c je d n a k ch a ra kte r je j zupełnie oryginalnie i zgodnie z ideow ością zam ierzonej tragedji.
Jako przeciw staw ienie b ia łe j L ilii, l i l j i słow iań
skiej, przed w yo b ra źn ią poety p o ja w iła się zapewne dość wcześnie k rw a w a i nieubłagana Roza, róża sło
w iańska. Może W elteda z Męczenników C hateaubrianda rzu ciła ja k i rys do c h a ra k te ry s ty k i Rozy, może nie b yła bez jakiegoś w p ły w u Sofoklesowa i Eurypidesow a E lektra, A jschilosa i K ochanow skiego Kassandra. P rz e -.
ciw staw ienie charakteru d w u sióstr, tra kto w a n e tak poetycko ju ż .w Balladynie, znalazło może poparcie w Sofoklesowej E lektrze i Chrysothem is, lu b w A n ty gonie i Ismenie. B y ły to w ka żd ym razie rem iniscencje, lubo ważne, drugorzędnego ty lk o znaczenia. K reacja d w ó ch duchów siostrzanych dokonała się ostatecznie u Słowackiego swoiście i próżno szukać w literaturze św iatow ej takiego w łaśnie przeciw staw ienia, ja k ie znaj
duje m y u p o e ty polskiego. W je d n e j najrzew niejsza m iłość rodzinna, w drugiej nadew szystko najw yższa
11 m iłość n a ro d u ; — obie n ib y przecudne upostaciow anie biało-czerw onego sym bolu narodow ego P olaków . . O O bok p a ry sióstr z ja w ia się przed w yob ra źn ią
' poety para braterska, m ająca duże znaczenie, o ile chodzi o ideologję poem atu, w w y k o n a n iu je d n a k nie
dość silnie zarysowana. B yć może, iż bladość ta ty c h właśnie ch a ra kte ró w m ęskich odpow iadała inte n cjo m poety, co m ia ło b y uzasadnienie w m y śli przew odniej poem atu. D w aj skuci łańcuchem F ra n k o w ie w Męczen
nikach C kateaubrianda w p ły n ę li może na podobny szczegół u p a ry braterskiej, ale je s t to szczegół n ie istotny. S łow acki, pisząc o L e lu m i P olelum do K ra siń skiego, w spom ina T e lia i D io sku ró w , Kastora i Polluksa, coby w skazyw ało i na te jeszcze rem iniscencje. W a ż niejszy od n ic h b y ł w p ły w przeżyć osobistych. D w a j W enedow ie, skuci łańcuchem naw et w godzinę śm ierci,—
to n ib y S łow acki i K rasiński, to w spom nienie b lis k ic h stosunków duchow ych, ja k ie w ią z a ły obu poetów w tym okresie. Ale i ten naw et w y ra z p rz y ja ź n i je s t podrzęd
nego znaczenia dla osobliw ej r o li »dw ugłow ego wodza«, 0 k tó ry m poeta m ó w i: »...Wódz, m ający dw ie dusze 1 d w a cia ła ; nieszczęście narodu ;P rze zn a cze n ie , dow o
dzące potępionem u przez Boga ludowi...«
Za św iatem W enedów przyszedł św iat n ie p rzyja c ió ł ićH, L e c h itó w : Lecha, G tsinony, dzieci ic h i r y c e rz y .‘ P odobnie, ja k dla św iata W enedów , ta k i dla św iata L e clń tó w , w yobraźnia poety szukała tw o rz y w a w obserw acji życia i w lekturze. Posępny św ia t E ddij, pom ocny ju ż p rz y tw o rze n iu postaci Rozy, nadaw ał się tu ta j w sposób szczególniejszy. Niejednego szczegółu d orzuciła tu zwłaszcza le k tu ra Szekspira. Z ka m yczkó w
-
12
obserw acji i le k tu ry b u dow a ła w yob ra źn ia S łów ackiego ś w ia t najeźdców , k tó ry w ostatecznem upostaciow aniu stał się zupełnie sw oisty i ty lk o m y śłi przew odniej jego poem atu odpow iadał.
W m łodości ju ż k o ch a ł S łow acki Hom era. Później, zwłaszcza od czasu p o b y tu w G recji, ro zczytyw a ł się p iln ie w przekładach tra g ik ó w greckich. Pod ic h w p ły w em niezaw odnie posta n o w ił użyć półposągowej fo rm y tra g e d ji E urypidesa i rz u c ić w n ią w yp a d ki, w yrw ane z n a jd aw n iejszych krańców ' przeszłości, a równocześnie przedstaw ić to, co dla ówczesnej e m ig ra cji b y ło n a j
w ażniejsze: n i e d a w n e , t r a g i c z n e p r z e ż y c i e n a r o d u p o l s k i e g o .
T em u praw dopo dobnie w pływ ow a należy p rz y pisać genezę chóru, złożonego u Słowackiego z d w u nastu h a rfia rzy, podobnie ja k ch ó r w tragedjach u E u ry pidesa składał się zw ykle z d w u nastu osób. Co zaś jeszcze ściślej łączy S łow ackiego z tra g ik a m i greckim i, to przedew szystkięm pojęcie Fatum , od lu d zkich po
stępków niezależnego, ta zasadnicza podstaw a tra g e d ji klasycznej, dziwmie zresztą i w n ie w ytłu m a czo n y spo
sób złączona z surow ą s tru k tu rą zw iązku w in y i ka ry, u Eurypidesa bardziej niż u jego poprze d n ikó w złą
czona z pojęciem w in y g łó w n ych osobistości dram atu, k tó ra to podstawra odpow iadała ta k bardzo — należy to po d kre ślić — w łasnym w yobrażenio m Słowackiego w o w ym czasie.
W p aździerniku r. 1837 z ro b ił S łow acki wycieczkę z F lo re n c ji do klasztoru w W a llo m b ro zie , założonego przez św. G walberta. Może stąd im ię apostoła w L ilii Wenedzie, c h o ć in n i przypuszczali, że im ię G w albert
13 jest p rzerobion ym św. A lb e rte m c zyli W ojcie ch e m . Z lis tu do m a tki, w k tó ry m w ycieczkę opisuje, d o w ia dujem y się także, iż w o w ym czasie cho d ził co rano do b ib ljo te k i czytać po hiszpańsku Calderona i upajać się jego b ry la n to w ą i św iętości pełną im aginacją. Może ju ż w te d y ro d ziła się postać Slaza, ta k bardzo p rzyp o m inająca różnych hiszpańskich »graciosów«, niejeden szczegół z Szekspira, a którego nazw isko pochodzi może od 'Ślasy z fra szki K ochanow skiego.
Przygodne rem iniscencje z lite ra tu ry p rz e tw o rz y ły się w w yo b ra źn i Słow ackiego na zupełnie odrębny św iat, k tó ry pom ieścił obok św iata W enedów i L e c h itó w . D odany pozornie bez w ew nętrznej konieczności, je st d la ko n ce p cji ideow ej S łow ackiego niezbędnie po
trzebny. Dosyć obojętny, g dyby chodziło o przedhisto
ryczną w a lkę W e nedów z L e c h ita m i, je s t koniecznym w c h w ili, gdy w a lk a, W e nedów obrazuje pow stanie lis to p a dowe. Rola Kościoła, c h w ie jn a w c h w ila ch w a lk i, staje się bardzo w yraźną 'po walce, przez zachow anie się papieża Grzegorza X V I. Badacze nasi nie z w ró c ili na to do dzisiaj należytej uw agi, nie w yczu w a ją c może dość silnie, w ja k w y so kim stopniu L ilia Weneda je s t także obrazem w a lk i listopadow ej, w sw oim ro d za ju drugą częścią try lo g ji.
T a k przez szereg la t w yo b ra źn ia Słow ackiego za
lu d n ia ła się coraz to n o w e m i postaciam i, k tó re m ia ły nareszcie w ystą p ić na w id o w n ię w w alce d w ó ch na
ro d ó w i objaśnić konieczność u p a d ku jednego z n ich , a d o ju trk o w o ś ć drugiego.
MYŚL PR ZE W O D N IA
L ilia Weneda m a treść dw oistą. O ile chodzi o w ą te k dosłow ny, przedstaw ia podbój tu b ylczych W enedów _ przez L e ch itó w . Podbój d okona ł się w czasach przed
h istorycznych. S łow acki poszedł w tem za te o rją ty c h h is to ry k ó w polskich, k tó rz y ^organizację państw a p o l
skiego p rz yp isyw a li n a ja zd o w i obcego plem ienją, L e ch itó w , p ra o jc ó w szlachty. M iał tu n ie ja ła w p ły w błędny słow oród w y ra z u : szlachta, w yp ro w a d za n y od: z-Lecha, zlechcic, szlachcic, ślachcic. L e ch ici, p odbiw szy W ene
dów , za m ie n ili ic h w chłopów . S łow acki, k tó re m u jeszcze w W iln ie m usiała b yć znaną odpow ie dnia te o rja L e le wela, Czackiego i M aciejow skiego, podczas tw o rze n ia I tra g e d ji pozostaw ał w b lis k ic h stosunkach z F ry d e ry kie m H e n rykie m Lewestam em , k tó ry podziela ł poglądy o najeździe i właśnie p rz y g o to w y w a ł na ten tem at rozpraw ę o Pierwotnych dziejach Polski. Ale gdy Lew e- stam w id z ia ł L a c h ó w w Celtach, S ło w a cki ry s y c e ltyc
kie p rzyp isa ł W enedom .
T e o rja p o d b o ju i jego sku tkó w , sym patyczna poecie o przekonaniach dem okratycznych, posłużyła m u za kanwę, na k tó re j m ia ł w ydzierzgać w ażny dla siebie p ro b le m : zachowanie się naro d u w w alce o w o l- - ność, w yjaśnienie konieczności jego upadku. Rzecz, j
ro zg ryw a ją ca się przed w ie ka m i, z b liżyła się przez to do teraźniejszości, p rz y w o d z iła n ieunikn ienie podobień
stw o z pow staniem listopado w em ; przebieg w a lk i lis to padow ej staw ał się d ru g im w ą tk ie m tragedji, je j m yślą przew odnią. N iezrów nany liry z m i szlachetny patos
II
*
15 dialogów dowodzą tego niezbicie. G dyby chodziło o od
ległe ty lk o zdarzenie, uczucie poety nie b y ło b y ta k do głębi poruszone, czyte ln ik nie doznaw ałby ty c h dresz
czów wzruszenia, ja k ie w n im b udzi Roza i chór, D e rw id i w ódz dw ugłow y. L o sy pow stania listopadowego są w ięc tą drugą, ró w n ie isto tn ą treścią tragedji.
Na tern nie zam yka się bogactw o ideowe arcy
dzieła. Jest w niem jeszcze coś w ięcej. Jest w niem retro sp e ktyw n y (żeby ta k pow iedzie ć) pogląd poety na przeszłość polską, je st w różba i nakaz na przyszłość.
Zaw iera ono pom ekąd syntezę ówczesnej id e olog ij na
rodow ej Słowackiego. W danym m om encie b y ł to dalszy ciąg w a lk i o duszę narodu, k tó rą poeta zaczął już w Lambrzc, całkiem w yraźnie w Kordjanie, a p ro w a d z ił do śm ierci. R ozbiór tra g e d ji i tę okoliczność m usi m ieć na uwadze, gdyż inaczej, choćby b y ł najbardzie j d ro biazgow y, będzie ty lk o u ła m ko w y, nie tra fia ją c y w sedno, nie docierający do głębin duchow ych w ielkiego tw ó rcy.
Dw oistość treści i związane z nią p raw dziw ie
»tęczow e« bogactw o m yśli i aluzyj a ktu a ln ych sprawia ciągle jeszcze niem ałą trudność kom entatoro m , zwłaszcza gdy chodzi o wskazanie idei przew odniej, o objaśnienie stosunku nowoczesnych P o la kó w do W enedów z jednej strony, z drugiej strony do L e ch itó w , o w ytłum aczenie postaci G w alberta i Slaza, o rolę chóru h a rfia rzy.
W szystkie te kw esfje i szereg in n ych dadzą się w y jaśnić bez w iększych trudności i naciągania, je ż e li się przyjm ie , zgodnie z n ie w ą tp liw ą in te n cją poety, że L ilia Weneda je st obrazem pow stania listopadowego, a w z w ią - zku z jego niepow odzeniem daje pogląd poety na ge
nezę P olaków i ic h charakter, oraz wskazania, z ja k ic h
b łę d ó w duchow ych i społecznych naród p o ls k i musi się w yleczyć, ażeby stał się zdolnym do odzyskania i utrzym a n ia w olności.
O statniem u zagadnieniu pośw ięcił poeta osobny poem at: Anhellego, k tó ry w tem w łaśnie rozum ieniu stanow i trzecią część try lo g ii, zw iązanej z okresem p o w stania listopadow ego. W a lk a Słow ackiego o naród I toczyła się je d n a k w nadpow ietrznej k ra in ie ducha, dlatego też w kra in ę ducha wznieść się trzeba, ażeby zrozum ieć w szystkie b łyskaw ice jego m yśli i cały jego pojedynek nadobłoczny z id e o w ym i prze ciw n ika m i.
Nazwa W enedów je s t obca. S tarożytni oznaczali nią Słowian. W zro stu w ysokiego, łagodnych przeważnie obyczajów , ro z m iło w a n i w muzyce, W enedow ie skła
d a li się z dw unastu plem ion. U stam i Lecha (a k t IV, scena 3) w ym ie n ia poeta im iennie trz y plem iona we- n e d y js k ie : Scytów , L e to n ó w i M azonów. Na czele każdego plem ienia sto i w ódz i h a rfia rz, stąd dwunastu w o d z ó w ,i dw unastu h a rfia rzy. K ró le m całego narodu je s t D erw id, będący zarazem najw yższym wieszczem- harfiarzem . Podczas w a lk i k r ó l siada na omszonym granicie, dokoła niego na d ru id yczn ych kam ieniach dw unastu h a rfia rzy, opodal w znosi się św ięty dąb Der- w id o w y . Nazw isko D e rw id a je s t celtyckie, cześć wiesz- czó w -h a rfia rzy je st także rysem ce ltyckim . W spom niane przez Lecha plem iona ró żn ią się znacznie pom iędzy sobą. Scytow ie p rzyp o m in a ją raczej G erm anów : »tam są olbrzym ie Scyty, co k re w p iją w człow ieczych czasz
kach, w yznaw cę O dyna«. L e tono w ie z nazw y i u bioru p rzypom inają L itw in ó w . N ajbardziej po słow iarisku w y g lą d a ją M azonowie, podobni bardzo do K ra k o w ia k a we
l f
17 fragm entach d ram atu o Beniowskim. W poem acie S łow ac
kiego n a ró d W enedów oznacza n ie w ą tp liw ie P olaków . N ad narodem W enedów w isiP rzeznaczenie, tkw ią ce n ie ja ko w jego duszy. Gdy nadeszła ciężka c h w ila w a lk i 0 w olność, na ró d ten okazuje słabość ducha. K apłanka 1 p ro ro k in i W enedów , o tw ie ra ją c p iersi p oległych ro daków , ujrza ła , że je d n o serce zbladło, w drugiej piersi znalazła k łę b e k ro b a k ó w zam iast serca, trzecia pierś b y ła pusta. Z a m ia stw ytę żyć w o lę i w a lczyć bezwzględnie, W enedow ie w ycze ku ją cudu, dźw ię ku czarodziejskiej h a rfy. N aw et d w u g ło w y w ódz tego narodu, m ający dw ie dusze i dw a ciała, nieszczęście i przeznaczenie dla sw oich, w a lc z y z obow iązku, ale bez w ia ry — i ty lk o um rzeć um ie po rycersku. N aw et harfiarze narodu i sam k r ó l nie u m ie ją wznieść się na w ysokość c h w ili.
Gdy h a rfy kró le w skie j zabrakło, część ucie kła z b o jo - w iska, reszta, związana przysięgą, w a lczy beznadziejnie do końca. Z całego zastępu w alczących ocalała je d yn a ty lk o Roza W eneda, có rka kró le w ska i kap ła n ka n a - . rodu, któ ra , zapłodniona p o p io ła m i rycerzy, przyrzeka porodzić m ściciela. , \
Postać tej k a p ła n k i o to czył poeta szczególnym blaskiem . C zytając poemat, czujem y, że poeta utożsa
m ia się ja k o b y z Rozą, przem aw ia je j ustam i. In n ym razem w yd a w a ć się może, że Roza je s t uosobieniem samej ojczyzny, ja k np. w tedy, gdy w o ła do h a rfia rz y :
»Uciszcie, w y, rękami rozpłakane lutnie;
.Brońcie, by między ludzi ta pieśń nie wybiegła;
Brońcie, by grobu dusza ludu nie spostrzegła;
Brońcie, by lud nad sobą nie usłyszał płaczu:
Jeśli nie obronicie tego — potępieni!...*
B ib l. N a r. N r. 16 (Slow
18
Podobnie, gdy rzuca tw arde słowa z a L ilią : »Nie czas żałow ać róż, gdy płoną lasy...« — to znaczy: nie czas ro z tk liw ia ć się nieszczęściami osobistemi, gdy ojczyzna w o la pom ocy, gdy to czy się bój o w olność. M im o w o li przyp o m in a ją się nakazy poety z Beniowskiego:
sBiada, k to daje o jc z y ź n ie p ó ł duszy,
A d ru g ie tu p ó ł d la szczęścia zachow a!...
U ty je k ie d y ś na c h le b ie w y g n a n ia I n ie szczę śliw e d z ie c i go obsiędą, K rz y c z ą c : »O jczyznę nam daj lu b do spania
G ro b o w ie c s ła w n y !« — ale n ie posiędą G ro b u n i s ła w y . — I to je s t p rz e k le ń s tw o ,
K tó re ja- rz u c a m na n ic h — ic h ro d z e ń s tw o ! I n ie ch aj będzie ja k o b y s t o l e t n i e . . .
Le cz nie... o, B oże! n ie słuchaj...#
»Stoletnie« przekleństw o przypom ina ta k żywo zapow iedź Rozy » o w i e k u h a r a c z u « . I ty lk o Roza, ja k o uosobienie ojczyzny, m ogła przypom nieć z bez
w zględnym zarzutem straszną c h w ilę : »W te m ktoś cicho w y k rz y k n ą ł: g i n i e m y ! I tysięcy sześć — n ie tkn ię tych żelazem — sześć tysięcy bez ducha upadło, ja k b y je k to struł...« B yła to bolesna rem iniscencja ty c h oddzia
łó w i korpusów , k tó re w p ow staniu listopadow em , nie- pobite przez w rogów , przekraczały k o rd o n y i oddaw a ły b ro ń w ręce zaborców . Na innem m iejscu Roza m ó w i:
»Jeśli podczas w a lk i ojcie c mój... zagra pieśń, swą straszną pieśń, o d t r z e c h p o k o l e ń n i e s ł y s z a n ą , to p rz y nas zwyćięstwo...« A le Roza w ie, że pieśni tej nie zagra n ik t, bo nie je s t to pieśń h a rfy cudow nej, w k tó re j m oc nie w ie rzy, ale ow a pieśń w o li, k tó rą znały dawne pokolenia, może po raz o statni za Sobie
skiego, chociaż S łow acki m ia ł raczej na m yśli konfe-
19 derację Barską. Ustępy te dow odzą znow u, ja k bardzo w a lk a W enedów b y ła obrazem pow stania listopadowego.
W postaci Rozy. m ieści się też m yśl przew odnia tragedji. Słowa R ozy objaśniają upadek w a lk i listo p a dowej i każdej w a lk i o w olność, gdy zabraknie bez
w zględnie natężonej w o li, bezwzględnie ofiarnego czynu.
B yło to zarazem stanow isko Słowackiego, jego m yśl zasadnicza o Polsce. Nie m arzenia m esjanistyczne me- la n c h o lji lu d zi słabych, K onrada i Iryd io n a , nie ocze
kiw a n ie cudu od Boga, dźw ięku czarodziejskiej h a rfy (»...Ta lira .../w tru m ie n znaleziona rdzeniach, ju ż je j glos serce n a rodu osłabił..,«), ale ty lk o w o la i czyn!
zdolne są w y d o b y ć w szystkie s iły z narodu w alczą
cego —- i naród n ie w o ln y w y z w o lić .
K ogo oznaczają w poemacie Lechici? Plem ię to słabsze fizycznie od W enedów , oddane obżarstw u i o p il
stwu, ale energiczne w w alce i sam olubne. Przypuszczal
nie i L e c h ic i są Słow ianam i, k tó rz y p rz y b y li od zachodu p o d wodzą legendarnego Lecha. Ale szczegół to m n ie j
szej wagi. W » U ryw ku planu K róla-D ucha« poeta pisze o w alce Popiela »z d u c h e m n a p ł y w o w y m L e- c h a « . L e c h ic i to w każdym razie przo d ko w ie szlachty polskiej. Poeta w kła d a w usta Ślaza słowa, nie pozo
staw iające pod ty m względem żadnej w ą tp liw o ś c i (a k t IV , scena 4):
»G d yb ym nie m ie n ił to b y ć u c h y b ie n ie m , P lu n ą łb y m w o c z y te m u , k to za p yta ł, C zy ja L e c h ita ? — Cóż to? cz y m i z oczu P a trz y g b u ro s tw o , p ija ń s tw o , o b ża rstw o ,
Siedem ś m ie rte ln y c h g rz e c h ó w , gust do w rz a s k u , D o u k w a s z o n y c h o g ó rk ó w , do h e rb ó w ,
Z w y c z a j p rzysię g a ć in verba m a g is tri, O w czarstw o?...*
2*
20
W e wstępie zaś pisze o L e ch u : »O to je st b ra t Rolanda, a praszczur Sobieskiego, człow iek silnej rę k i i m o lie ro w skie j w dom i^ słabości; kontusz m u w łożyć i b u ty czerwone, gdy w ró c i z p io ru n o w e j .w a lk i, siarką cuchnący i k rw ią oblany po szyję. Kontusz m u w ło żyć i żupan — niechaj p a n u j e b e z j u t r a . . . »
I tu je s t n o w y w ażny problem , poruszony przez .Słow ackiego. L e c h ic i z d o ła li u ja rz m ić dobry, ale nie
św iadom y swej w o li naród. I sam i je d n a k m ie li takie p rzyw a ry, że nie p o tra fili u trzym a ć państwa, gdy p o d b ite m u plem ie n iu o d b ie ra li coraz bardziej praw a, aż je nakoniec zepchnęli na stopień niejKOlników, a sami, niestali w postanow ieniach, ulegający kaprysom ko b ie t i cudzoziemczyźnie, w zię li na własne b a rk i c a łk o w itą odpow iedzialność za losy państwa. W a d y b o w ie m i p rz y - I w a ry szlachty p o k rz y w d z iły ciężko lud i zg u b iły pań
stwo.
D ru g i ten pro b le m łączy się ściśle z pierw szym . Jeżeli naród p o lski chce b yć w o ln y m , m usi w yzb yć się w ene d yjskich przyw idzeń o cudow nej pom ocy z zewnątrz, w zbudzić w sobie natom iast świadom ą celu i czynną w olę oraz zdolność do ofiary, ja k z d ru giej strony m usi się w yzb yć ty c h p rz y w a r lechickich, k tó re czynią z L e c h itó w k rz y w d z ic ie li lu d u i bezmyślną gawiedż d o ju trk ó w . T a k w niezm iernie zręczny sposób poeta w yp o w ia d a naukę do narodu, przeprow adziw szy charakterystykę plem ion, które, w edług niego, zło żyły się na naród p o lski i złączyły, na nieszczęście, w a d y jednego plem ienia z w a d a m i drugiego. »
Jeżeli S łow acki w p ro w a d z ił do tra g e d ji c e ltyckich d ru id ó w i kazał im b yć słow iańsko-po lskim i harfiarzam i,
21 u c z y n ił to celowo, choć pewnie w niezgodzie z p raw dą historyczną, ja k k o lw ie k w ie lk ie znaczenie lirn ik ó w u nie
k t ó r y c h plem io n słow iańskich m ogło go u p ra w n ia ć do takiego przedstaw ienia rzeczy. Poecie szło o podkre
ślenie znaczenia poezji dla narodu, w szczególności 4 iia ł na m yśli poezję em igracyjną, sobie współczesną, k tó ra odgryw ała przecież ta k w ażną rolę w życiu na- ródowem.- W yd a w a ło się Słow ackiem u, że w poezji ówczesnej b y ło dużo » k w i l ą c e j s e r c a d y s s e k c j i « l ub » m e l a n c h o l i z o w a n i a s z t u c z n e g o o b r a z ó w ® , m ia ł pretensję do najgłośniejszych, że p ro w a d z ili naród po zlej drodze, ja k to czytam y pod koniec 5-tej pieśni Beniowskiego, k tó ry to poem at w niejednym w ypadku może b yć pom ocnym w kom e n to w a n iu L i l i i Wenedy. Czy harfia rze w tra g e d ji Słowackiego dora
stają' do sw ojej w ie lk ie j ro li? Raczej nie. Pobudzeni słow am i R ozy W enedy, zdobyw ają się na przepyszne nastrojow e tony, ale zanadto lu b u ją się w b ryla n to w e m sjowie, w poetyczności nieszczęścia, za m ało um ieją pobudzać w olę, w zyw a ć do czynu. O bow iązek swój spełniają ty lk o połow icznie.
Postać św. G w alberta zajm uje sporo m iejsca, ja k k o lw ie k nie w p ły w a na w yp a d ki. Dlaczego ją poeta . w prow adził? M niej podobno — ja k w yżej zauważono — szło m u e czasy podaniow e, w ięcej o bliższe sobie, współczesne.
»Zdaje się — pisze M ałecki, — ja k b y tu b y ło auto
ro w i chodziło o odsłonięcie wszędzie nie m o cy re lig ji w obec p rą d u rzeczy dziejow ych. Toczą się one sw oim torem . K re w się leje, zbrodnie i okrucieństw a m nożą się bez Końca," niew inne o fia ry padają pod brzem ie
22
z Beniowskiego i tyle in n y c h z ostatniego okresu tw ó r
czości. »O ni to w in n i, że K ościół k a to lic k i — ta straszna siła i potężny a n io ł czynu — n ig d y dotąd nie ukazał się w o ln y — ale zawsze w łańcuchu na rękach i no
gach — w ló k ł się za w y p a d k a m i świata...« S łow acki uw ażał R zym za coś skostniałego, co nie idzie z Bo
giem naprzód, ale p ę ta zawsze anioła czynu, p o d trz y
23 m uje bezruch na ziem i. Świętość R zym u uw ażał za jednoznaczną z świętością fo rm a ln ą , o b razkow ą, d la tego też zostaw ił G w a lb e rto w i w szystkie znam iona k u ltu dew ocyjnego, aby nie pozostaw iać nikogo w w ą t
p liw o ści, że nie chodzi m u o w a lkę z re lig ją ducha, ale ty lk o o wskazanie bezduszności dew ocji, k tó rą chce w id zie ć ju ż w ta k odległej przeszłości, ą k tó rą w id z ia ł naocznie i p a trza ł na je j w p ły w na naród w okresie, w k tó ry m ż y ł i działał. Jeżeli P olska chce z m a rtw y c h wstać i żyć, nie w ty m form alizm ie, ale u anioła czynu, w w y s iłk u ducha i o fia rn ym czynie m usi szukać spo
sobu.
Czy w stosunku W enedów do L e c h itó w m ożna d o p a tryw a ć się — ja k chce T re tia k — podobieństw a ze stosunkiem Słowackiego do k r y ty k i em igracyjnej, k tó ry b y ł »ja k b y ta je m n ym w tó re m do tragicznej fa buły?® Przypuszczenie ta kie w yd a je się nieuzasadnione, ja k k o lw ie k n ie któ re szczegóły m o g łyb y za niem prze
m aw iać, W każdym razie m om ent ten osobisty, gdyby go naw et częściowo przyjąć, nie je s t ani ubocznie m yślą przew odnią tra g e d ji, nie zabarw ia w niczem a k c ji, je st w ięc dla zrozum ienia dzieła dosyć obojętny.
Z tem w szystkiem L ilia Weneda j est tra g e d ia
»tęczową«. w Dom ysłowi czyte ln ika — pisze M ałecki — o tw a rte w szę d zie ,p o le 'sze ro kie , granice tego p o la nie- dojrzane o kiem cielesnem. Stąd to w płod a ch jego (S łow ackiego ) zawsze ja k a ś irra cjo n a ln o ść, d la k tó re j tru d n o je przełożyć, że ta k pow iem , z ję z y k a fa n ta z ji na ję z y k m yśli, na ję z y k zw yczajnej w ścisłym sensie logiki...« Poeta przebyw a stale w kra in a c h n a p o w ie trz
nych, dotyka św iata od stro n y duchow ej. »Ile razy -r'.... •...
zetknę się z rzeczyw istem i rzeczam i, — pisze sam o tej w łaściw ości swego ducha, — opadają m i skrzydła i je stem sm utny, ja k gdybym m ia ł umrzeć, albo gniew ny, ja k w o w ym w ierszu na T e rm o p ila ch , k tó ry na końcu księgi um ieściłem , n ib y c h ó r o s t a t n i , ś p i e w a n y p r z e z p o e t ę . . . «
Równocześnie je d n a k te same słow a w skazują n a jd o k ła d n ie j m yśł przew odnią. Do czegóż b ow iem od
nosi się ó w ostatni chór, śpiew any przez poetę? Do tej w a lk i listopado w ej, o k tó re j ro zm yśla ł w grobie Agamemnona, do ty c h w ad narodow ych , k tó re d o p ro w a d z iły do k a ta s tro fy i ta k długo będą trz y m a ły naród w n ie w o li ciała, lu b conajm niej ducha, p ó k i się z n ich nie w yleczy, p ó k i nie p o tra fi chcieć b yć w o ln y m i uczy
n ić się w olnym ,.
I I I
U KŁAD I TREŚĆ
L ilia Weneda składa się z p ro lo g u i pięciu aktów . C ztery pierwsze a k ty kończą się chórem.
P ro lo g zaw iera ja k b y w skrócie nawiązanie tra g e d ji i zarazem je j rozw iązanie. M am y przed sobą obie g łó w ije b o h a te rk i i ch ó r h arfiarzy. D o w ia d u je m y się, że je d n e j z n ic h chodzi w yłącznie o ocalenie na
rodu, druga zaś pragnie przedew szystkiem w yb a w ić starego ojca i b ra c i z n ie w o li L e c h itó w . W słowach pierwszej słyszym y zapowiedź, że ocalenie nie uda się;
ojciec, siostra i b ra cia zginą; naród, obarczony prze
kleństw em przeznaczenia, upadnie, a ocalenie nastąpi
25 dopiero kiedyś, w nieokreślonej b liżej przyszłości. Ze słów R ozy: »i w ie k haraczu« m ożnaby w nioskow ać, że niew o la będzie stoletnia.
A lit pierw szy zaczyna ju ż w ła ściw ie zaw ikła n ie tragedji. L ilia W eneda, k tó ra pragnie o calić najbliższą rodzinę, składa ślub czystości za poradą św. G w alberta i udaje się do obozu L e ch itó w , gdzie m iędzy nieszczę
śliw ą có rką i żoną Lecha, Gwinoną, staje zakład, iż D e rw id i b ra cia zostaną u w olnien i, je że li L ilia zdoła trz y k ro tn ie w y b a w ić ojca od śm ierci.
W akcie d ru g im Roza W eneda, od p ra w ia ją c w ró ż biarskie obrzędy, spotyka Ślaza, k tó re m u każe zabić Lecha i ukraść harfę D e rw idow ą. O d d źw ię kó w tej h a rfy zależy b o w ie m — w edług przekonania W e n e d ó w — zw ycięstw o na p o lu w a lk i. L ilia W eneda ocala ojca po raz pierwszy. G w inona kazała zawiesić D e rw id a za włosy na drzewie. Na prośby L i l i i b ra t je j, Polelutn, rzuca toporem na sto k ro k ó w i odcina o jcu w łosy.
D z ię k i w ysokiem u poczuciu artystycznem u poeta nie pokazuje na scenie wiszącego D erw ida, a ty lk o na jednej z bocznych ścian w id a ć cień przywiązanego.
A k t trze ci przedstaw ia po w tó rn e ocalenie D er
w ida, na rozkaz G w inony rzuconego pom iędzy węże.
L ilia ocala ojca grą na harfie. W ęże, oczarowane m u zyką, s k u p iły się p rz y L ilii i nie w y rz ą d z iły starcow i żadnej szkody. C hm ielow ski uw aża ten m o ty w za p o zbaw iony'dostatecznego gru n tu realnego, poniew aż nie w yjaśniono, dlaczego węże przed przyb ycie m L ilii za
cho w a ły się ta k spokojnie.
A k t c zw a rty przedstaw ia trzecie ocalenie D erw ida, skazanego na ^m ie rć głodową. Po dw u dniach L ilia
koszuli i z w ieńcem lilij na głowie. T e m i w łaśnie lilja m i n a ka rm iła zgłodniałego starca. G w inona przyznaje L ilii w ygraną i ju ż m a w ypuścić D erw ida, gdy zauw ażyła, ja k bardzo zależy m u na harfie, z k tó rą w zięto go do nie w o li. P oniew aż zaś w ty m czasie ukochan y syn G w inony, Lechoń, dostał się w ręce W enedów , daje D e rw id o w i do w y b o ru : córkę lub harfę, przyrzekając zw ró cić zastaw, gdy Lechoń zostanie u w o ln io n y. T y m czasem Roza W eneda, zajęta ciągle m yślą o ocaleniu narodu, śpiewa runiczne in w o k a c je p rz y otw orze groty, przed k tó rą staje dw unastu h a rfia rzy. Roza zapowiada d źw ię k h a rfy i inne znaki, aby pod trzym a ć u h a rfia rzy w ia rę w ocalenie. P otem w yp ro w a d za z podziemnego lo ch u obu b ra c i i uzbraja ic h ja k jednego rycerza, aby b y li zapow ied zianym d w u g ło w ym wodzem : Na
stępnie postanaw ia spełnić ofiarę z obcej k rw i, aby o k u p ić zw ycięstw o. W y cią g a z lochu pojm anego Le- chona. ale, w id zą c przerażenie na jego tw arzy, uważa k re w jego za po d łą i w p ych a go znow u do podziem ia.
W te d y .z ja w ia się Ślaz i opow iada niestw orzone histo rje 0 okru cie ń stw a ch L e c h itó w s popełn ionych na D erw idzie 1 L ilii. T o skłania Rozę, że w odw et z a b ija przecież Lechona. Na to w ch o d zi D e rw id i L ilia , o k tó ry c h śm ierci Ślaz przed c h w ilą k ła m liw ie opow iadał. L ilia żąda u w o ln ie n ia Lechona, obiecując przynieść w zam ian czarodziejską harfę D erw ida. Niestety, Lechoń ju ż nie żył. L ilia w raca do G w inony po harfę.
W akcie p ią ty m następuje rozw iązanie — k a ta strofa. Zarów no u siłow ania L ilii, aby ocalić ojca i braci, ja k i u siłow ania Rozy, aby ocalić naród, okazały się
1 k i \}<i y ’A
nadaremne. Gwinona, dow iedziaw szy się o śm ierci syna, dusi L ilię w łasnem i rękom a i zam iast h a rfy odsyła tru p a w s k rzyn i cedrow ej. M iędzy dw om a narodam i to czy się w łaśnie bój rozstrzygający. W enedzi oczekują d źw ię ku h a rfy. Nareszcie Ślaz przynosi skrzynię, w k tó rej m a b yć harfa. O kazuje się, że to z w ło k i L ilii. W e- nedowie w pa d a ją w rozpacz. Napróżno Roza podsyca w n ic h nadzieję. D e rw id przebija si^, W enedow ie giną.
Roza zapala stos, na k tó ry m spłonęły ciała ojca i sio
stry. Na stos ten, zgaszony przez burzę, w stępuje Po- lelum z ciałem zabitego brata. P io ru n ud e rzył w stos, bra cia zn ik n ę li w blasku, a nad gasnącym p o w o li sto
sem, »nad najśw iętszym trupem , nad k rw ią na jb a rd zie j Bogu u k o c h a n ą « ukazała się postać Boga - rodzicy.
Groźna Roza, k tó rą je d y n a z pośród w alczących W e nedów ocalała, w ch o d zi na stos zagasły, znajduje ła ń cuch próżny j rzuca go pod stopy Lecha ze sło w a m i:
»Patrz, co zostało z tw o ic h n ie w o ln ik ó w l«
IV
Z N A C Z E N IE UTW ORU
W szeregu u tw o ró w n a ro d o w ych Słowackiego L ilia Weneda zajm uje miejsce bardzo w ysokie. Na niepospo
litą w artość u tw o ru składają się różnorodne czyn n iki n a tu ry ideow ej i artystycznej.
W p ierw szym rzędzie zdum iew a bystra i przeni
k liw a charąkle iy s ty k a n a rodu polskiego. N ik t drugi z naszych m ocarzy d u c h o w y c h nie d o ró w n a ł w tem Słow ackiem u, a najszczerszy z późniejszych, W yspiański, jego przew ażnie poszedł drogam i. Źle rozum iana dum a
naro d o w a może czuć się dotkniętą , że charakterystyka w yp a d ła surow o; ale m iłość ty lk o d y k to w a ła poecie ciężkie słowa, m iłość Rozy, na pozór zim na i oschła, w istocie głębsza nieporów nanie, niż m iłość nieskalanej L ilii, n iew yrosłej jeszcze z środow iska uczuć czysto rodzinnych.
C harakterystyka poszczególnych postaci je s t w y borna. O m ó w io n o ju ż p o kró tce posągowe w sw oim ro d za ju postaci obu bohaterek. Ileż w zruszającej w ie l
kości m ieści się w m ajestacie ic h nieszczęśliwego ojca, patetycznego a słabego D erw ida. Jakże posągową je st nieporadność obu m ężnych i szlachetnych braci. Bez rysów posągowości, ale ileż p ra w d y obserw acji i in tu ic ji zaw iera się w postaciach G w inony i Lecha: ona »tw arda dziew ka skandynaw ska«, równocześnie ko b ie ta w ka ż
d y m obja w ie kapryśnej w o li; on, typ przeciętnego Po
laka, p rz y n a jm n ie j do niedaw na, mężny, sangw inik, niestały w postanow ieniach, często dobry, nie z w o li, ale ze słabości, ulegający rządom histerycznej i nie
w ie rn e j (o czem n a w e t nie w ie ) m ałżonki.
Postaci drugorzędne uderzają rów nież niepospo
litą obserwacją. O G walbercie, którego znaczenie ju ż scharakteryzow ano, to jeszcze dodać należy, że nie je st on p o ję ty k a ry k a tu ra ln ie , ja k w ie lu badaczy sądziło.
T rzeba się je d n a k w m yśleć bez uprzedzeń w jego po
stać, aby to zrozum ieć; trzeba też pam iętać, że jest to typ przeciętny, ja k i przedew szystkiem na wew nętrzne życie naro d u oddziaływ a ł.
N ieporów na nym je st Ślaz; po ró żn ych przygodach, a z niejednego pieca chleb ja d a ł, na now o »księży sługa«, potem w Krakusie m in iste r k ró la Lecha. Sło
29 w a c k i w id z ia ł w n im » mniejsze m ró w k i ludzkości, pełne kłam stw a, w y b ie g ó w i tchórzostw a«. W y z n a c z y ł m u ważną, choć ty lk o drugorzędną ro lę w za w ik ła n iu tra gedji, bo ta k b yw a i w życiu, że p o d ja d k i tego rodzaju, typ bardzo rozpow szechniony, w p ły w a ją bardzo czysto w sposób nieraz rozstrzygający na najw ażniejsze zdarze
nia i zostają naw et rządcam i narodów . Może dlatągo życie b yw a ta k smutne, że nie przez h ie ra rch ję duchów je s t prow adzone, ale przez h ie ra rch ję oportunizm u, up o staciowanego w Ślazie. Boleśnie ironiczne je s t to zapa
tryw a n ie Słowackiego, ale oparte na obserw acji.
O ile przyszłoby się zgodzić na sąd T re tia ka , że w L i l i i Wenedzie słychać odgłosy stosunku Słowackiego do k r y ty k i em igracyjnej, m ożnaby go odnieść właśnie do osoby Ślaza, k tó ry m ó g łb y przyp o m in a ć Ropelew- skiego czy innego z k ry ty k ó w tam toczesnych, szarpią
cych' Słowackiego, w sku te k sw ojej nicości duchow ej niezdolnych go rozum ieć, w sku te k swojego o p o rtu nizm u p rze ciw sta w ia ją cych się odruchow o natch n io n ym słow om poety ducha, co zjadaczy chleba na anio ły chciał przerobić.
S łow acki, ja k bodaj n ik t in n y z w ie lk ic h naszych poetów , św iadom y j est cię żkich grzechów d u ch o w ych własnego narodu i w n ich najbardzie j d o patruje się przyczyn u padku i niedoli. Jest pod ty m względem ścisłym i surow ym lekarzem , w y p o w ia d a ją c gorzką diagnozę przez usta bohaterskiej Rozy, a n a w e t w sło
w ach Ślaza (co należy uw ażać za szczyt nieporów nanej iro n ji), k tó ry , znając te w a d y i sam im folgując, w opor- tunistycznej dem agogji um ie je obracać na sam olubny pożytek.
30
Jednakże w ie lk a m iłość do narodu, m im o sm ut
nego zasadniczo na św ia t patrzenia, o ch ro n iła poetę przed rozpaczą. D.ojrzał w narodzie w ie lk ie także za
lety, dobre skłonności duchow e, k tó re mogą stać się źródłem odrodzenia. Z nalazł je w stanie za ro d ko w ym u L ilii, D e rw id a i obu b ra ci, a w pełnym ju ż -ro z w o ju , co praw da, na razie w y ją tk o w o , u Rozy W enedy. D la tego upom ina h a rfia rzy, b y lu d nad sobą nie usłyszał p ła czu ; dlatego Roza raduje się z ' o fia ry poległych, k tó rz y głosu je j posłucha li i poszli na śm ierć; dlatego ostatnim nakazem poety je s t w ia ra w przyszłe zm a r
tw ychw stanie. Bo Roza w y d a m ściciela, zapłodniona p o p io ła m i rycerzy, k t órzy p o tra fili p ośw ięcić się na śm ierć za naród, a chociaż u c z y n ili to~bez zdawania sobie spraw y z doniosłości swego czynu, p o rw a n i j e- , dynie nakazem w ró ż k i-k a p ła n k i, o fiarą sw oją p o d trzy
m a li w tra d y c ji p ra w o naro d u do życia i w olności.
Piękności artystyczne tra g e d ji są zupełnie nie
zw ykle. M ajestatyczny ję z y k do greckiej kotu rn o w o ści podnie siony; doskonałe rozw in ię cie a k c ji; w yso ki ton w ew nętrzny, k tó ry nie upada ani na, chw ilę, ale u trz y m uje się ró w n o m ie rn ie do końca, a w c h w ili ka ta stro fy wstępuje n ie ja ko na w y ż y n y i b u d zi w duszy szla
chetną katharsis — oto nie w szystkie jeszcze w dzięki arcydzieła narodowego.
E p o ka em ig ra cyjn a nie w y d a la n ic bardziej w z ru szającego i piękniejszego w zakresie d ram atu n a rodo
wego. I przez długie lata potem nie słyszało się nic, coby z taką p ra w d ą przem aw iało do n ie w o ln ikó w .
W epoce niedaw nej sm utny W ysp ia ń ski u m ia ł w y w o ły w a ć w duszy p o lskiej podobnie wstrząsające
wzruszenia, ale też m o ty w y jego i m y śli są w dużej m ierze zaczerpnięte u samotnego tw ó rc y L i l i i Wenedy i Grobu Agamemnona. » Z lo ty Róg« Wesela — to przecież sym bol, jednoznaczny z cudow ną h a rfą D erw ida. N a
stroje . W arszaw ianki i Nocy Listopadow ej przyp o m in a ją ta k bardzo k rw a w ą , ale bez w ia ry , w a lkę W enedów . N akazy Rozy i nakazy H e stji z W yzwolenia złączone są także wewmętrznem pokrew ieństw em . Szczegółów tego ro d za ju m ożnaby p rzyto czyć jeszcze niem ało.
Tekst Odtwarzamy wiernie pierwsze wydanie z roku 1840, dokonane przez samego poetę. Zachowujemy też wszyst
kie właściwości w ym ow y i pisowni poety: e kreskowane w wyrazach tego typu ja k dobrej, w dobrem, mniej, po
wiem, powiedzieć, kobieta, rdzeń, szeląg, śpiew; probować, przyjaciół, kościółek, pozwTol, topor, upor, coż (obok cóż, topór, upór); ostrożny, spojrzy, z dwóma, któś; kraśny, li- tośny, m iłośny; dziecie i im ie; rozciąć, roźciek; iślandzki, zwierciadło, szczerwieniła; w yrżnięty, pierszchła i t. p. Tylko tam, gdzie poeta drukuje: rozpacz i rospacz, niebezpieczeń
stwo i niebespieczeństwo, ukarz i ukarż, drży i drzy, skarży i ska rży,^w p ro w a d zo n o je d n o litą p is o w n ię , z m ia n y od p ie r wszego w y d a n ia zaznaczając ty lk o w p rz y p is k a c h .
B IB L J O G R A F J A
S ł o w a c k i J., L i li a W eneda. T ra g e d ja w 5 a kta ch . (P a ryż, w k s ię g a rn i i d r u k a r n i J. M a ry ls k ie g o , p rz y u l.
S a in t-G e rm a in , n r 17, 1840). — M a ł e c k i A., J u lju s z S ło
w a c k i, je g o życie i d zie ła w s to s u n k u do w spółczesnej e p o ki (L w ó w 1866). — T a r n o w s k i S t., D w a odczyty..., m ia n e ,w P o z n a n iu d n ia 4 ii 6 s ty c z n ia 1881 r. I: B a lla d y n a , I I . L ilia W eneda (P oznań 1881): — N e h r i n g W ł., B a lla d y n a i L ilia W eneda J u lju s z a SłowackTSga S tu d ja (Poznań 1884j. — I I a h iv W ., S tu d ju m nad genezą L i l i i W enedy, tra g e d ji J u lju s z a S ło w a ckie g o (L w ó w 1894). — C h m i e l o w s k i P., L i li a W eneda, tra g e d ja w p ię c iu a k ta c h , o p ra c o w a ł dla u ż y tk u szkolnego (B ro d y 1902). — M a t u s z e w s k i L, 'S ło w a c k i i no w a s z tu k a (W a rs z a w a 1902). — M o n a t H., O S ło w a c k im . U w a g i nad L i li ą W eneda. M yśl, K ra k ó w 1902. — frj a h n W .. C e lto w ie w L i l i i W enedzie (P am ie tn ik - L ite r a c k i, I I , 1903). — T r£ J a _ a k ,i., 'J u lju s z S ło w a cki
(2 to m y , K ra k ó w 1904). — J a n i k M., J u lju s z S ło w a c k i.
P ró b a syn te zy (L w ó w 1909, S praw ozdanie I I sz k o ły re a l
n e j). — T u r o w s k i S t.. /Geneza n a rodu w L i l i i W ene
dzie (P a m ię tn ik lite r a c k i za r. i i h i y ) . P a s s o w i c z Z., E c h a klasyczne u J u lju s z a S ło w a ckie g o (S p ra w . g im n . w Sam borze za r. 1909). — W i a k o w s k i K.. L i li a W e neda w iz e ru n k ie m duszy n a ro d o w e j (K się g a p a m ią tk o w a k u uczczeniu setnej ro c z n ic y u ro d z in J. S ło w a ckie g o . T . 3.
L w ó w 1909) . — W i n d a k i e w i c z S t.. B a d a n ia źró d ło w e na d tw ó rc z o ś c ią S ło w a ckie g o (K ra k ó w 1910). — L u b e r - t o w i c z Z., S ło w a c k i ja k o k o lo ry s ta (1913). — J a n k o w s k i W ł , T r y lo g ja S ło w a ckie g o (1911). — M a u r e r J., L ill(t> W e n e d a (L w ó w 1911). — G r a b o w s k i T a d , J u lju s z S ło w a c k i (K ra k ó w 1912). — C h m i eM.o w s k i B., L i l i a W eneda. Geneza d ra m a tu (P is m a T. 1. W a rsza w a 1912). — K l e i n e r J., J u lju s z S ło w a c k i. D z ie je tw ó rczo ści.
T. 1—3. W a rs z a w a ^ K ra k ó w 1919— 1923 (i w w y d a n ia c h p ó ź n ie js z y c h ). — P i g o ń S t., T r u d S ło w a ckie g o (w z b io rz e : Z -e p o k i M ic k ie w ic z a , L w ó w 1922). — S ł o w a c k i .!., D zre ła w s z y s tk ie pod re d a k c ją J. K le in e ra , T . IV (L w ó w 1924). — S i n k o T., H e lle n iz m J. S łow ackiego. W a rs z a w a
1 9 2 5. — U j e j.s k i J., J u lja A lp in u la (R uch L ite r a c k i, I, 1926, N r. 7). — S z l a g o w s k i A. ks., L ilia Weneda w ś w ie tle B ib l ji ( K u r je r W a rs z a w s k i, 1927, N r. 298). — G r z e l k a J., K o m p o z y c ja L i l i i W en e d y. W arszaw a
1 9 3 5. — L C h r z a n o w s k i L, Czy L i li a W eneda je s t a rc y d z ie łe m d ra m a tu ? (S tu d ja T~Szkice. R o z b io ry i k r y t y k i.
T 2. K ra k ó w 1939). — K l e i n e r J., S ło w a c k i. W y d . 2.
Łódź 1947. .
LILLA WENEDA
\ \
B ibl. N ar. N r* 18 (S ło w ack i: L ilia W eneda)
DO AUTORA IR YDIO NA LIS T DRUGI
Kochany Endym jonie poezji, drzemiący w cieniu gajów laurow ych, z lekkością i ciszą letniej błyska
wicy przedzieram się przez czarne liście drzew nie
śmiertelnych, i trzema błyskam i budzę ciebie ze snów 5 niespokojnych... Wstań! wstań, m ó j Endym jonie, tajem
niczej Muzy kochanku, i postąp krokiem ku mnie, a napotkasz now y g a j fantazji, zielony sosnami teatr, bo oto dla ciebie jedynie, m ó j drogi, wybudowałem nową scenę, sprowadziłem duchów aktorów i rozło-
10 żyłem na leśnej m urawie biegającego po świećie k o l
portera małe bogactwo. — Odeszłij mnie z nowym zarobkiem przyjaźni, ze łzą, jeżeli można; z pochwałą, jeżeli można; a będę spokojny na wieczność.
Obudź się! obudź, rzym ski w złotej zbroi, z ogni-
15 stym pancerzem rycerzu! Nowe m ary stoją przed
_______________________ v_______
Do A u to ra Iry d io n a Ust d ru g i — p ie rw s z y lis t do K ra s iń skiego za m ie ś c ił poeta na czele B a lla d y n y .
w . 1 E n d y m jo n — w e d łu g m itó w g re c k ic h ko ch a n e k .Se
le n y c z y li D ia n y , b o g in i księżyca, p rz e d s ta w ia n y za
z w y c z a j w e śnie, z k tó re g o b u d z iły go p ro m ie n ie k o ch a n ki.
w . 6 M uza — tu ta j b o g in i p o e zji. ... —
W. 10 k o lp o rte r — w y ra z Ira n c u s k i: h a n d la rz , obnoszący to w a ry .
w . 14 rz y m s k i ryce rzu — o d n o si się do K ra siń skie g o , ja k o tw ó r c y uśpionego Iry d io n a .
tobą: oto jest wzgórze, okryte zieloną m uraw ą, na wzgórzu stoi dwanaście druidycznych kam ieni i tr z y - "
nasly tron z omszonego gra n itu ; oto wzgórze, uko
ronowane wieńcem dwunastu białowłosych harfiarzy,
20 zewsząd ja k b y morzem czerwonego połysku oblane...
to straszne wzgórza zwierciadło to krew nąrodu...
Śpiew dwunastu h a rf rozlega się nad ludem um ar
łych i wbiega w puste, szumiące lasy sosnowe, wołać nowych na zemstę rycerzy. — * Czy ci nie smutno?
25 Oto je st rycerz, z dwojgiem serc, z mieczem je dynym , z Telia, z Kastora i z Polluksa złożony;
rycerz, którego jedna połow a je st tarczą, a druga śmierci żelazem; — wódz, m ający dwie dusze i dwa ciała; nieszczęście naro d u ; Przeznaczenie, dowodzące 30 potępionemu przez Boga ludowi... Wódz z dwojakiem i nie śmiesznem ju ż więcej nazwiskiem : oto stoi na stosie ostatecznym ja k o posąg przyszłości. — Czy go widzisz?
Oto wróżka, która zabrania harfiarzom rozpaczy,
35 a jednym strasznym i mściwym czynem zajęta, stąpa '
po sercach ludzkich, kruszy je pod swemi n o g a m i...
Eumenida Eschylowska, krzycząca: zwycięstwo! sto serc ludzkich za zwycięstwo! — Czy się nie w z d ry - gasz? •
w . 17 d ru id yczn e kam ienie — także »dolm eny«, g ła zy nie- ociosane, p rz y k r y te p ły tą kam ie n n ą , m ające słu żyć s ta ro ż y tn y m C e lto m za g ro b o w ce ,
w . 26 T e ll W ilh e lm — o b ro ń c a w o ln o ś c i s z w a jc a rs k ie j, spo
p u la ry z o w a n y w d ra m a cie S c h ille ra .
— K a s td r i P o llu k s — D io s k u ro w ie , s y n o w ie Zeusa, para
^ b liź n ia c z y c h b ra c i, s ła w io n y c h z w ie lk ie j m iło ś c i ku s o b ie ; w "tra g e d ji S ło w a ckie g o odnoszą się do b ra c i L e lu m i P o le lu m .
w . 37 E um enida E schylow ska — b o g in i zem sty, znana z m i
tó w g re c k ic h i tra g e d ji E schylosa, żyjącego w V w ie k u p rz e d C h r.; tu o d n o si się do Rozy W enedy.
w . 38 sto serc lu d z k ic h za zw ycię stw o —"w e d łu g ob ja śnie n ia C h m ie lo w skie g o p rz e ró b k a o k rz y k u sze ksp iro w skie g o R yszarda I I I : » k ró le s tw o za konia«.
37
40 Oto je st stary i święty człowiek, któ ry przyszedł łzawe Chrystusa o liw y zaszczepiać na płonkach so
snowych i zamięszkał w czaszce olbrzyma, a p rzy
jazne je m u ślim a ki przyla zły i śliną kryształową zalepiły czaszki ju ż pustej zrennice, pow oje owinęły
45 ją dokoła. — Oto we wnętrzu groty kościanej i ludzkiej krzyż stoi, lampa się p a li i błyszczy obraz R afaelowski Boga Rodzicy. — Widzisz, ja k dno złote obrazu pięknie jaśnieje w ciemnościach pustego cze
repu? słyszysz, ja k szemrze m odlitw a? Lecz — o!
50 biada — o! losy... słowo świętego starca miecz Ro- landow y wyprzedził i jeszcze lud jeden kona z w iarą okropną rozpaczy w przyszłość i zemstę. — Cóż, m ó j Galilejczyku?
Oto jest brat Rolanda a praszczur Sobieskiego, 55 człowiek silnej ręki i M olierowskiej w domostwie sła
bości; kontusz m u włożyć i buty czerwone, gdy w róci z p iorunow e j w a lki, siarką cuchnący i k rw ią oblany po szyję —- kontusz mu włożyć i żupcn — niechaj panuje — bez ju tra .
w . 40 stary i święty człowiek — oznacza św. G w a lb e rta . w . 41 pionka — d rz e w o nieszczepione., rodzące kw aśne
ow oce.
w. 42 zamięszkał — ta k stale w p ie rw s z e m w y d a n iu zam.:
zam ieszkał.
w. 44 zrennice — ź re n ic e ; in n y n i razem z n a jd u je m y d z is ie j
szą w y m o w ę i p is o w n ię : źrenice,
w . 47 Rafael — je d e n z n a jw ię k s z y c h m a la rz y renesansu, m a lo w a ł zw łaszcza b a rd zo p ię kn e M adonny.
— dno złote — tło złote-
w. 50 Roland — s ła w n y ry c e rz z czasów K a ro la W ie lk ie g o , w . 53 mój Galilejczyku — o d n o si się do K rasińskiego, k tó r y w ło ż y ł ten w y ra z w usta Pankracego w Nieboskiej Komedji, p o w ta rz a ją c p o d o b n y o k rz y k cesarza Julja n a A postaty.
w. 54 brat Rolanda — oznacza tu ta j L e c h a , ja k o bitnego ry c e rz a .
w. 55 M o lie r — z n a k o m ity k o m e d jo p is a rz fra n c u s k i w X V II w ie k u , p rz e d s ta w ia ł często m ę ż ó w , z a w o jo w a n y c h przez żony.