• Nie Znaleziono Wyników

Trzy ostatnie słowa Pana Cogito. O wierszu Zbigniewa Herberta Przesłanie Pana Cogito

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Trzy ostatnie słowa Pana Cogito. O wierszu Zbigniewa Herberta Przesłanie Pana Cogito"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

I n t e r p r e t a c j e w i e r s z y p o l s k i c h ( 1 939 - 1 9 8 9 )

p o d r e d a k c ją A l e k s a n d r a N a w a r e c k i e g o

p r z y w s p ó łu d z i a l e D a r i u s z a P a w e l c a

W y d aw n ic tw o U n iw e rs y te tu Ś lą s k ie g o K a to w ic e 1999

(2)

Aleksander Nawarecki

Trzy ostatnie słowa Pana Cogito O wierszu Zbigniewa Herberta

Przesłanie Pana Cogito

Przesłanie Pana C ogito

Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę

idź wyprostowany wśród tych co na kolanach wśród odwróconych plecami i obalonych w proch

ocalałeś nie po to aby żyć

masz mało czasu trzeba dać świadectwo

bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy

a G nie w tw ój bezsilny niech będzie jak morze ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda dla szpiclów katów tchórzy — oni wygrają pójdą na tw ój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę a kornik napisze tw ój uładzony życiorys

i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy

przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie

(3)

A le k s a n d e r N a w a re c k i

strzeż się jednak dumy niepotrzebnej oglądaj w lustrze swą błażeńską twarz

powtarzaj: zostałem powołany — czyż nie było lepszych

strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy

światło na murze splendor nieba

one nie potrzebują twego ciepłego oddechu są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy

czuwaj — kiedy światło w górach daje znak — wstań i idź dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę

powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku

a nagrodzą cię za to tym co maja pod ręką chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku

idź bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolanda obrońców królestwa bez kresu i miasta po p io łó w

Bądź wierny Idź

Rozgłos

T

rudno byłoby znaleźć w polskiej poezji drugiej połowy XX wieku wiersz bardziej popularny, czczony i przeżywany niż Przesianie Pana Cogito.

Jeszcze przed publikacją książkową w 1974 roku stał się legendą o zaska­

kującym zasięgu. Można go było przeczytać w nie drukującym przecież poezji miesięczniku „Jazz. Rytm i piosenka” albo usłyszeć na rockowym koncercie w katowickim „Spodku” w wykonaniu Czesława Niemena. Więc nawet kultura popularna1 oddawała hołd poecie, bynajmniej nie zrażona

1 Przywołana tu „kultura pop” była w istocie „kontrkulturą”. Miesięcznik „Jazz”, jedyne ówcze­

sne polskie czasopismo poświęcone muzyce rozrywkowej, był niskonakładowym, elitarnym wy­

(4)

Trzy ostatnie słowa Pana C o g ito . O wierszu Zb ign ie w a H erberta Przesłanie Pónó Cogito 1 4 7

wierszem Pan Cogito a pop, wyniośle osądzającym „estetykę hałasu”. Ale może właśnie artysta rockowy modlący się o „śmierć gwałtowną” łatwiej pojmował gniewne Przesłanie? Być może ten, którego „krzyk wyrywa się formie”, potrafił docenić moc z uporem powtarzanych zaklęć. Recepcja estradowa Pana Cogito jest znacząca, bo zwraca uwagę na brzmieniową stronę tych wierszy. Wszak pociągała ona i poruszała zarówno wyszkolone usta recytatorów, którym przewodził Zbigniew Zapasiewicz, jak i ochryple gardła „bardów”, z Przemysławem Gintrowskim na czele.

W drugiej połowie lat siedemdziesiątych sława Przesłania przesunęła się wyraźnie w stronę powstającego właśnie „drugiego obiegu”. Rok 1980 i okres stanu wojennego stanowiły jej apogeum. Wiersz obecny na scenie studenckiej i w teatrach (nie tylko „alternatywnych”), zagościł w repertu­

arze solidarnościowych uroczystości, rozbrzmiewał także w mediach, aby potem zstąpić na dłużej w podziemie konspiracyjnych lokali, parafialnych salek, kaplic i kościołów. Długo rozsiewany w masie nielegalnych gazetek trafił w końcu do wypisów szkolnych.

Dysonans

W roku 1995 tamte „kruchtowe” wydarzenia artystyczne sprzed dziesię­

ciu lat wspominał jeden ze świadków: „Po raz pierwszy widziałem Herber­

ta, jak czytał swe wiersze w warszawskim kościele Najświętszej Marii Pan­

ny na Nowym Mieście [...]. Słuchałem go uważnie, tak jak to potrafią tylko uczniowie liceum: zachłannie, z oddaniem, całym sercem [...]. Lecz pomi­

mo całej atmosfeiy - podniosłej nabożnej i patriotycznej, pomimo wycią­

gniętej gotycko na krzyżu surowej postaci Chrystusa, mimo wcześniejszych wspólnych modlitw w żaden sposób nie mogłem pozbyć się uczucia, że to, co słyszę, jest niechrześcijańskie, że nie pasuje do otoczenia.”2

Nie dość na tym, dawny licealista dostrzega po latach, iż słowa poety „nie pasowały” także do politycznego „otoczenia” wczesnych lat osiemdziesią­

tych: „Poezja Herberta została wtedy wchłonięta przez patriotyczno- -katolicki polski mit. Poeta wieszczem i przewodnikiem, naród posłusznie za nim postępuje: romantyczny przykład okazał się znowu nie do uniknię­

cia. Na szczęście dla twórcy Pana Cogito ten okres nie trwał na tyle długo,

dawnictwem artystycznym. Podobnych epitetów można użyć w odniesienie do Herbertowskiego recitalu Niemena, wyrafinowanego, chwilami awangardowego pod względem muzycznym, a także scenograf] cznym.

2 P. L i s i c k i : Puste niebo Pana Cogito. W: I d e m: Nie-ludzki Bóg. Warszawa 1995, s. 53-54.

10*

(5)

1 4 8 Aleksander Nawarecki

żeby jego wiersze zostały przez narodową tradycję nie tylko zagarnięte, ale i przetrawione. Poezja może teraz przemawiać własnym głosem, a wątpli­

wości jakie wzbudza wolno ujawniać.”3 Wypowiadający te słowa Paweł Lisicki daje świadectwo dysonansu, jaki usłyszał między tonem Herberta a jego społecznym odbiorem. Kwestionując chrześcijańską i patriotyczną

„wymowę” tej poezji, pozwolił sobie na uogólnienie, które, jak każda gene- ralizacja, może budzić sprzeciw. Ale o Przesłanie w tym kontekście chyba nie warto się spierać. Albowiem wyrażona tu aprobata uczuć gwałtownych, a zwłaszcza odmowa przebaczenia musi obco brzmieć w katolickiej świąty­

ni. Tym bardziej że wiersz nie przynosi dobrej nowiny o zbawieniu duszy ani narodu, lecz złowieszczą zapowiedź przegranej, zdrady, ośmieszenia, losu ofiary zabitej na śmietniku. Odrzuca pociechę sprawiedliwości dziejo­

wej, a nawet nadzieję nagrody w niebie, gdyż eschatologiczną perspektywą są „ciemny kres” i „złote runo nicości” (Lisicki z niepokojem odkryje „Pu­

ste niebo Pana Cogito”). Do wątpliwości teologicznych dochodzą jeszcze estetyczne, bo przecież akces do elitarnego „grona zimnych czaszek” nie­

wiele ma wspólnego z kultem relikwii - żarliwą adoracją życiodajnych szczątków. Jak to się zatem stało, iż tekst nie pasujący do Chrystusowego ani narodowego kościoła został w jego wnętrzu i okolicach tak dobrze przyjęty? Dotykamy tu istotnego, choć długo tłumionego paradoksu.

Siostra Pogarda

Tajemnica recepcji wcale nie wynika z komplikacji tekstu, lecz z tego, co jest w nim uderzająco proste, zgodne z logiką Herbertowej kołatki podpo­

wiadającej jednoznaczne „tak - tak nie - nie”. Kiedy Pan Cogito staje po stronie tych, „co ginęli”, równocześnie odrzuca tych, którzy „wygrają”.

Przeczące „nie” kieruje do zwycięzców dziesięciokrotnie4, ale zasięg i siła odmowy trudne są do ogarnięcia. Negacja jest najdosłowniej bezwzględna:

nie powstrzymują jej racje narodowe ani religijne. Nie godzi jednak w pa­

triotyczne i chrześcijańskie kanony, ale raczej je przekracza. Najśmielej poczyna sobie ze zbiorowymi wyobrażeniami o moralności, afirmując cnoty typowo „nietzscheańskie”, wyróżnione pisownią z wielkiej litery: Gniew i Pogardę. O ile gniew w wyjątkowych wypadkach może uchodzić za święty, o tyle pogarda w chrześcijańskim etosie pozostaje przywarą trudną

3 Ibidem.

4 Ośmiokrotnie pojawia się w tekście samo przeczenie, dwukrotnie w złożeniach: „nieznanym",

„niepotrzebnie”.

(6)

Trzy ostatnie słowa Pana C o g ito . O wierszu Zb ign ie w a H erberta Przesłanie Pana Cogito 1 4 9

do usprawiedliwienia. Tymczasem w Przesłaniu ją właśnie wyróżnia Pan Cogito, jej deklaruje wierność, w niej rozpoznaje siostrę i jej też powierza retoryczną organizację swej mowy. Ale nie dzieje się tak tylko z powodu dosłownie przywołanych „szpiclów katów tchórzy”.

I tu dotykamy tajemniczego aspektu tekstu. Albowiem zbratany z Pogardą podmiot wiersza jest nieustannie usytuowany wobec anonimowej, zwycię­

skiej siły, władzy czy instytucji. Lecz nie wdaje się z nią w rozmowę (nie są przecież równi) ani do niej nie przemawia (nie zaszczyca jej swoją uwagą), nie urąga, nie lamentuje, nie oskarża, nie wylicza jej win (szkoda słów i emocji). Jego negacja jest tak mocno ugruntowana, iż nie potrzebuje do­

datkowych argumentów, uzasadnień lub uczuciowych podpórek. Unikając kontaktu z tą drugą stroną, konsekwentnie odmawia jej imienia. Jeżeli oka­

załaby się ona tyranią, dyktaturą czy okupacyjnym reżimem, to nawet tego hańbiącego miana zostałaby pozbawiona. Tak jakby nie była godna istnie­

nia, jakby nie istniała. A pomyśleć, że tak krańcowej ontologicznej pogardy doznała tu władza nieomal wszechwładna - totalitarna. Zdobywa się zaś na to jedna z bezsilnych ofiar!

Dodatkowym paradoksem jest fakt, iż wybitny „poeta kultury” w typowo kulturowym wierszu i w tzw. kulturalny sposób odrzuca wroga równie sta­

nowczo jak generał Cambronne. A może i mocniej, bo poskąpił mu nawet żołnierskiego przekleństwa, jakby język koszarowy był nadto wzniosły, a merde - zbyt ciepłe, ludzkie i osobiste. Bo przecież - wyjaśni poeta w kolej­

nych wierszach - „przeciwników mieliśmy nikczemnie małych” i w istocie była to tylko „kwestia smaku”.

Niewolnik gardzący panem, ofiara - katem, więzień - dozorcą; tak zu­

chwałe (a zarazem dyskretne) odwrócenie hierarchii i zależności mogło upajać i leczyć dumę wielu obywateli PRL.

Bez furdymentu

Niewątpliwie trzeba mieć odwagę, żeby pogardę nazwać siostrą. Ale mo­

że dla zrozumienia tego gestu warto poznać ją bliżej, lepiej przyjrzeć się jej imieniu, temu, co oznacza. Brückner przypomina historię słowa, które w językach słowiańskich przeszło semantyczną ewolucję od „dumnego” do

„gardzącego” i „brzydzącego się”5. Przełom dokonał się w szesnastowiecz- nej polszczyźnie, kiedy forma „hardy” przejęła heroiczny odcień słowa. Ale

5 Por. A. B r ü c k n e r : Słownik etymologiczny języka polskiego. Warszawa 1958, s. 135.

(7)

1 5 0 A le k s a n d e r N a w a re c k i

wcześniej, w wieku XV, polska „gardzina”, podobnie jak czeska „hrdina”, oznaczała jeszcze bohatera. Czyżby zatem Herbert usłyszał we współcze­

snej „pogardzie” pradawne echo bohaterskiej „hardości”?

Ale oprócz rodzimych pobrzmiewają tu jeszcze obce konteksty, podo­

bieństwo z francuskim „gardę” (dosłownie: „straż”, „dozór” rozpoznawalne również w pochodnych wyrażeniach militarnych - „awangarda”, „ariergar­

da”, „kordegarda”). Polski odpowiednik, „garda”, oznacza dokładnie: „ka- błąk jelca, metalowa osłona garści w rękojeści broni siecznej”, a także - gdy dotyczy boksu - „zasłona przed ciosem przeciwnika”6.

Zaglądając więc w głąb słowa, odsłaniamy jego semantyczny związek ze sztuką walki, z szermierką zwłaszcza i to w specjalnym aspekcie - parowa­

nia ciosów, osłony własnego ataku. A zatem z duchem walki czystej i fine­

zyjnej, uszlachetniającej starcie, respektującej reguły. Z duchem rycerskim, który pozwala walczyć tylko wedle zasad, wyłącznie z przeciwnikami god­

nymi siebie, ignoruje zaś zupełnie przeciwników niehonorowych (m.in.

szpiclów, katów, tchórzy).

Przesłanie przywołuje ten świat i system wartości nieomal bezpośrednio wraz z imionami heroicznych przodków - „Gilgamesza Hektora Rolanda”.

Właśnie ci trzej „obrońcy królestwa bez kresu i miasta popiołów” trwali do końca na przegranej pozycji w mieście Upuk, w Troi, w pirenejskiej przełę­

czy. Wybrali śmierć zamiast ucieczki, kapitulacji czy choćby tylko prośby o wsparcie, bo te czyny zdały się im niegodne i niepiękne. Woleli umrzeć niż splamić honor, niż dać się upokorzyć. Czyż nie są to przejawy pogardy właśnie, pogardy wobec grozy śmierci i ceny własnego życia, pogardy ty­

powo rycerskiej?

Rozpoznajemy tu kodeks rycerski należący do odległej historycznie kultu­

ry, dziś już anachroniczny. Jednakże Herbert nie tylko afirmuje owych de- fensorów-straceńców (i zarazem mistrzów fechtunku), ale także podziela ich system wartości. Czyni to choćby w rozmowie z Jackiem Trznadlem, głosząc apologię boksu, sztuki uwznioślenia chaotycznej bijatyki, a w wy­

wiadzie prasowym wymownie zatytułowanym Pojedynki Pana Cogito wspomina swoje młodzieńcze starcia honorowe, respektujące komplet reguł (cześć kobiety, sekundanci, szable, trzecia krew)7. Publicznie też „żąda

6 W. K o p a l i ń s k i : Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych. Warszawa 1968, s. 269.

7 Por. J. T r z n a d e l : Hańba domowa. Warszawa 1985; Pojedynki Pana Cogito. Ze Zbigniewem Herbertem rozmawiają A nna Popek i Andrzej Gelberg. „Tygodnik Solidarność” 1994, nr 46. Jest swoistym paradoksem, iż tę „pojedynkową” wypowiedź, podobnie jak inne pamflety i polemiki, publikuje autor w organie „Solidarności”, której ideały, oparte na demokracji, kolektywizmie, duchu społecznego porozumienia i optymizmie budowanym na chrześcijańskiej nadziei, wydają się obce zarówno dawnemu (tj. czysto rycerskiemu), jak i współczesnemu (bliższemu dandyzmowi) indywidualizmowi Herberta.

(8)

T rz y o sta tn ie stó w a Pana C o g it o . O w ierszu Z b ig n ie w a H e rb e rta Przesłanie Pand C o g ito 1 51

satysfakcji” od przeciwników politycznych, a wobec kolegów po piórze daje spektakularny upust deklarowanego wielokroć umiłowania szermierki słownej. Prowokuje ich Jak zuchwały harcownik”. Wytykając słabości, zdobywa się na najdosłowniej pogardliwą ekspresję.

Lektura leksykonów rejestrujących i komentujących „pogardę” przynosi informację, iż źródłowe słowo „garda” posiada w naszym języku rzadziej używany synonim. Tym znaczeniowym odpowiednikiem jest „furdyment”, wyraz utworzony przez zniekształcenie włoskiego quadramanos. Widać tu, a właściwie słychać cenę spolszczenia, skazę niestarannych powtórzeń:

furkot, dygot i zamęt, brzmienia jakby nikczemne i podszyte strachem, dalekie od twardości romańskiego pierwowzoru i jego rzymskożołnierskich podwalin. Herbert nigdy nie używa tego słowa. Nie pozwala na to jego taktyka i estetyka, wzgardliwa wobec barbarzyńskiej czy raczej sarmacko- -swojskiej bełkotliwości „furdymentu”. Dlatego wybór zawsze pada na zimną i ostrą „Pogardę”.

Recytacja

Jeżeli Pogarda jest źródłem retorycznej siły Przesłania i rozkoszy kon­

kretyzacji, to przecie nie polega na wyniosłym tonie czy lekceważącym wydęciu warg. Sam tekst zawiera wszakże wiele interpretacyjnych wska­

zówek: przestrzega przed „oschłością serca” i „dumą zbyteczną”, zaleca natomiast bogactwo uczuć, gestów i zachowań - odwagę, gniew, błazeń­

stwo, miłość, czujność, upór itd. Chciałoby się powiedzieć: „symfonia gło­

sów”; raj, ale też piekło recytatorów. „Teraz poezja Herberta może brzmieć własnym głosem” - cieszy się Lisicki, ale w uszach niewątpliwie po­

brzmiewa mu autorskie wykonanie, które miał szczęście usłyszeć. To dyk­

cja samego poety wywołała we wnętrzu świątyni wspomniany wcześniej efekt obcości. Czy słuchacz doświadczyłby prawdy tekstu bliskiej skandalu, gdyby na scenie autora zastąpił aktor? Ośmielam się wątpić, gdyż znane mi deklamacje Przesłania - zarówno brawurowe, wirtuozeryjne, jak i lodowato powściągliwe - zwykły gubić lub stępiać owe żądło pogardy (i inne drą*- styczności tekstu). Gdyby wykonawcy byli świadomi ryzyka, to unikaliby miejsc świętych, a także publiczności złożonej z dzieci, zasypiających ra­

diosłuchaczy czy żałobników pochylonych nad otwartą mogiłą (rejestr nie­

fortunnych publicznych wykonań winien być znacznie dłuższy).

8 Por. Słownik wyrazów obcych. Red. J. T o k a r s k i . Warszawa 1980, s. 238.

(9)

Aleksander Nawarecki

Ocena aktorskich interpretacji jest domeną subiektywności, więc lepiej jej unikać. Inaczej ma się rzecz z ostatnim wersem Przesłania, albowiem for­

muła: „Bądź wiemy Idź”, zawsze wybrzmiewa najbardziej irytująco.

Ajednak nie warto ganić recytatorów za gubienie sensu, skoro sens tych słów może także wzbudzać kontrowersje. Problem ten w połowie lat osiem­

dziesiątych wywołała krytyczna debata na temat: „Jak rozumiesz zakończe­

nie Przesłania Pana CogitoT'9 Żywioł dyskusji prowokował replikę - „Nie rozumiem!” Ten gest przekory ma jednak swoje racje. Skupienie całej uwa­

gi i energii badawczej na końcówce wiersza rozbija utarte wrażenie oczywi­

stości. Kiedy bowiem tę finałową frazę, która w deklamacji osiąga apogeum jednoznaczności, weźmie pod lupę „czepiający się słów” interpretator, wte­

dy odsłaniają się pokłady dwuznaczności - efekt bliski semantycznej aporii.

Wyjaśnijmy, że cały prezentowany tu wywód niespiesznie zmierza ku ujawnieniu owej dyskretnej rysy komplikującej czytanie, rozumienie i re­

cytację trzech ostatnich słów Przesłania.

Ostatnie słowo

W czym zatem tkwi siła oddziaływania osobliwego wygłosu wiersza za­

mykającego tom Pan C ogitol Niewątpliwie w splendorze i magii bycia słowem ostatnim. Wszak kultura Zachodu przywiązuje zasadniczą wagę do początku i końca, dlatego finalizm „ostatniej woli”, „ostatniej prośby”,

„ostatniego pożegnania”, „testamentu” czy „nagrobka” budzi wyjątkowy respekt i szacunek, a zarazem wymaga bezwarunkowego wykonania, speł­

nienia. Na szczyty powagi wznosi ten finalizm muzyka Haydna i Schütza, ilustrująca Siedem ostatnich słów Chrystusa na krzyżu(D ie 7 w or te Je su am Kreutze).

Herbert jako autor Testamentu, Ostatniej prośby czy Elegii na odejście znał zasady pisania, jak i moc poetyckich pożegnań. Jako autor Przesłania Pana Cogito uruchomił podobne energie słowa. Bo przesłanie, przynajmniej w takiej postaci, jaką zostawiła nam liryka prowansalska, a François Villon w szczególności, jest formą najostatniejszą z ostatnich. Wszak dopisywane zostaje do ukończonego wiersza, stanowi koniec po końcu, koniec samo­

dzielny, wzmocniony i uwydatniony, koniec w najczystszej postaci. Ale forma „envoy” dopisana do B allad czy Wielkiego Testamentu to dopiero

9 Dyskusja ta wywiązała się w kręgu redaktorów prasy podziemnej związanych z Uniwersytetem Jagiellońskim. Jej publikacja (wedle mojego rozeznania) nie doszła do skutku.

(10)

Trzy ostatnie słowa Pana C o g ito . O wierszu Zbigniew a Herberta Przesianie Pana Cogito 1 5 3

połowa - druga, późniejsza, świecka - tej tradycji. Bo przecież poprzedzają i niewątpliwie wspiera tradycja biblijna. Wystarczy przyjrzeć się choćby ostatnim słowom Księgi Daniela, aby rozpoznać gesty i motywy powtórzo­

ne przez Pana Cogito: „Szczęśliwy ten, który wytrwa [...]. Ty zaś idź i za­

żywaj spoczynku, a powstaniesz, by otrzymać swój los przy końcu dni.”

(Dn 12, 12-13).

Ale jeszcze bliższy wydaje się Nowy Testament. Gdyż samo słowo

„ewangelia”, czyli „dobra nowina”, oznaczając wieść, posłanie niesione przez posłańca, jest bliskoznaczne, nieomal tożsame z przesłaniem. I po­

dobnie jest u źródeł języka francuskiego, w którym uchwytny jest seman­

tyczny związek między wyrazami envoy (przesłanie) i voyage (podróż, dro­

ga). Co więcej, w zakończeniu ewangelii synoptycznych znajdujemy koń­

cowe rozdziały, opatrzone nagłówkiem: „Ostatni rozkaz” (ewangelie we­

dług św. Mateusza i św. Marka) albo „Ostatnie pouczenie” (ewangelia wg św. Łukasza). O ich związku z wierszem Herberta najdobitniej świadczy wspólnota kluczowego słowa, rozkaźnika: „Idź”: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię” (Mk 16, 15); „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie naro­

dy” (Mat. 28, 19). Nie dość na tym, podobnie brzmiące przesłanie weszło do liturgii Kościoła rzymskiego w postaci końcowej formuły mszy świętej:

„Idźcie, ofiara skończona”, „Idźcie, jesteście posłani”.

Podobieństwo jest uderzające, ale przecież tylko częściowe, bo jak wia­

domo, bohater Herberta nie niesie ani nie wysyła dobrej nowiny, nie wiesz­

czy zwycięstwa, nie zapowiada rychłego powrotu Pana. Jeżeli jednak każe iść drogą pogańskich herosów, Gilgamesza i Hektora, albo prowansalską ścieżką Rolanda i Villona, to zastępując wartości religijne rycerskimi, nie burzy struktury wzniosłej mowy uwieńczonej przesłaniem. A wiadomo nadto, że średniowieczna kultura feudalna próbowała łączyć ducha chrze­

ścijańskiego z rycerskim. Choćby w kręgu tradycji celtyckiej, w ruchu za­

konów rycerskich czy idei wypraw krzyżowych, którym hasło: „Bądź wier­

ny Idź”, mogło być bliskie.

Paradoks wierności

Jeżeli więc wpiszemy ostatni wiersz Pana Cogito w rycerski kodeks war­

tości, to poprawne będzie odczytanie końcowego przesłania: „Bądź wiemy Idź” jako bojowego zawołania albo polecenia o sankcji żołnierskiego rozka­

zu. Ale dla ścisłości trzeba stwierdzić, że to nie jedno, lecz dwa różne pole-

(11)

1 5 4 A le k s a n d e r N a w a re c k i

cenią. Dwa rozkaźniki, każdy pisany wielką literą, lecz w jednym umiesz­

czone wersie, jakby jednym tchem wypowiedziane. Wszak nie ma między nimi żadnego spójnika czy partykuły precyzującej ich relację. Tylko dwa suche polecenia, jasne i proste jak wojskowe rozkazy, ale oczywiste dopiero wówczas, gdy wydane zostaną osobno. Natomiast w połączeniu, w bezpo­

średniej sekwencji niespodziewanie tracą na jednoznaczności, a może nawet zagrożone są sprzecznością. Tej trudności doświadczył Jacek Brzozowski, następująco objaśniając ów fragment: „[...] powiedziano Bądź wierny, a przede wszystkim Idź, trwaj”10.

Ale przecież tak być nie może! Pierwszy rozkaz „Idź” wyklucza drugi:

„trwaj”. Nie można równocześnie „iść” i „trwać”. Nie tylko z wojskowego punktu widzenia zostaje to wykluczone. Pomyłka jest oczywista, ale by­

najmniej nieprzypadkowa. Łatwo odgadnąć, skąd wzięło się słowo „trwaj”

nieobecne przecież w tekście. Niewątpliwie zastępuje tu formułę: „Bądź wierny”. Zgodnie z duchem tekstu komentator zmilitaryzował to polecenie - skrócił je i wzmocnił. I wcale nie naruszył zasad frazeologii, wszak „bycie wiernym” zwykło się określać jako „trwanie w wierności”. Słownik war­

szawski wśród synonimów wierności podaje terminy: „nieodstępny”, „sta­

teczny”, „stały”, „pewny”, a więc słowa bliskie fizycznego, znieruchomia­

łego „trwania”. W poezji Herberta często w tym kontekście pojawia się symbolika kamienia. Bo wyobrażenie wierności w sensie przestrzennym zwykle wiąże się z trwaniem, wytrwaniem, pozostaniem przy jakiejś warto­

ści (osobie, prawdzie, racji, stanowisku). Psalmista poucza: „Mieszkaj w ziemi i zachowaj wierność” (Ps. 37, 3). Przysłowiowa „psia wierność”

polega na dozgonnej bliskości. Wierność żołnierska to niezłomne trwanie na wyznaczonej pozycji (najskuteczniej w twierdzy). Wierność prawu oznacza trzymanie się jego litery. Wierność małżeńska respektuje zaś przysięgę -

„nigdy cię nie opuszczę”, a ten, kto drugiego „opuszcza”, „zostawia”, „od­

chodzi”, jest właśnie niewierny. Łamiącemu wierność zwykło mówić się gniewne: „idź, odejdź, wynoś się!” A kiedy ktoś chce naprawić grzech nie­

wierności, wtedy „wraca” i zarazem się „nawraca”, co obrazowo wyraża rosyjskie „wiemutsja”.

Więc gdyby owo zdanie miało nienagannie respektować frazeologię i lo­

gikę, można wyobrazić sobie jego kilka zupełnie „poprawnych” wariantów:

„Bądź wiemy Nie idź”; „Bądź wiemy Nie odchodź”; „Bądź wiemy Trwaj”;

„Bądź wiemy Zostań”. Gdybyśmy natomiast, jako nienaruszone chcieli

10 J. B r z o z o w s k i : Antyk Herberta. W: Topika antyczna w literaturze polskiej X X w. Red.

A B r o d z k a , E . S a r n o w s k a - T e m e r i u s z . Wrocław 1992, s. 106.

(12)

Trzy ostatnie słowa Pana C o g ito . O wierszu Zbigniew a H erberta Przesłanie Pana Cogito 1 5 5

zachować polecenie „Idź”, wówczas spójne hasło winno brzmieć: „Jesteś niewierny Idź” albo „Byłeś niewierny Idź”.

Herbert wcześniej nigdy nie naruszał tych zasad semantycznych i języ­

kowych w wierszach traktujących o wierności. Choćby w Wietrze i róży, przypowieści o związku cierpienia i wierności, gdzie przywołane są moty­

wy wracania i stacjonarnego czekania. W Żywocie wojownika „wierni żoł­

nierze” nie potrafią opuścić martwego wodza. Bohater Powrotu Prokonsula ogłasza: „postanowiłem wrócić”, i dorzuca autoironicznie: Jakoś się uło­

ży”. Temu samemu tematowi poświęcony jest Pan Cogito - p o w ró t: „więc po co wraca [...] może Pan Cogito wraca żeby dać odpowiedź”. M odlitwa starców głosi: „powiedz tylko jedno, że powrócimy”. W Dwóch kroplach (liryku, jak się zdaje, poświęconym małżeństwu Baczyńskich) czytamy:

„Do końca byli mężni / do końca byli wierni”, co tu oznacza zarazem wy­

trwanie na posterunku i w miłosnym splocie, aż do śmierci, także wtedy, kiedy „ludzie zbiegali do schronów”. W Tusculanum mówi się o „hańbie tej ucieczki”.

Można dodać, jakby z wyprzedzeniem, że po Przesianiu rozluźniły się ry­

gory mówienia o wierności. Nieco starszy Pan Cogito w Raporcie z oblężo­

nego miasta „chciałby pozostać wierny / niepewnej jasności”, a więc dekla­

ruje wierność nieomal oksymoronicznie złączoną z niepewnością!11 W ty­

tule jednego z ostatnich wierszy - Przyjaciele odchodzą - wpisany jest dyskretnie gorzki paradoks. Wszak gdyby byli „prawdziwymi” czy „wier­

nymi” przyjaciółmi, to by nie odeszli!

Dlaczego zatem w Przesłaniu pojawia się rozkaz bliski sprzeczności:

„Bądź wiemy Idź”? Czyżby wkradł się tu nonsens? Ten dziwny efekt jest po części skutkiem czytelniczego wyodrębnienia i usamodzielnienia ostatniego wersu. Ale przecież upoważnia do tego poetyka przesłania! W kontekście całego wiersza sprzeczność, oczywiście, słabnie, nieomal zanika, bo zakoń­

czenie jest eliptycznym nawiązaniem do wcześniejszych apeli: „Idź Dokąd poszli tamci”, „idź wyprostowany”, „wstań i idź”. Wiadomo, że należy iść śladem poprzedników „do ciemnego kresu”, co oznacza równocześnie dro­

gę na śmierć (np. ostatnią drogę skazańca), a zarazem wierność, trwanie, pozostanie przy swojej, śmiercią opłaconej racji. Ale w końcówce wiersza, powtórzmy, obie eliptyczne formuły są już radykalnie skrócone i wyostrzo­

ne do formy czystego rozkaźnika. W takiej postaci trudno je pogodzić.

11 Rangę tego niezwykłego sformułowania podnosi Danuta Opacka-Walasek, umieszczając je w tytule swojej książki („.. .pozostać wiernym niepewnej ja sn o ści". Wybrane problemy poezji Zbigniewa Herberta. Katowice 1996). To samo wyrażenie jawi się jako „tragicznie sprzeczne”

w opinii J. B r z o z o w s k i e g o („Pan Cogito" Zbigniewa H erberta.'W arszaw 1991,s. 34).

(13)

A le k s a n d e r N a w a re c k i

Czyżby spotęgowanie jednoznaczności wiodło ku dwuznaczności? Czyż­

by czyste, wydestylowane przesłanie przesłania okazało się wątpliwą esencją? Przesłaniem, które odsłaniając to, co najważniejsze, równocze­

śnie je przesłania?

Odstępstwo?

Napisała o tym wierszu Anna Nasiłowska: „Jest w poezji Herberta jedno wyraźne odstępstwo od zasady mówienia nie wprost i nieużywania wielkich słów [...]. Tym odstępstwem, tekstem wyjątkowym jest Przesłanie. Do­

słowność stwierdzeń nie jest tu podważona, to nie cyniczny Fortynbras wygłasza przewrotny tren dla pokonanego, lecz podmiot, którego wiary­

godność jest pełna, nawet jeśli go utożsamić z niezdarnym i trochę śmiesz­

nym Panem Cogito z Siostry Nie ma dwóch warstw: słów wypowie­

dzianych i zwróconej przeciw nim ironii. Jest to przykład liryki apelu, lecz wezwanie skierowane jest do jednostkowego odbiorcy, nastawione na mo­

ment intymny, bez świadków i pośredników.”12

Może to racja, może poeta rzeczywiście, jeden raz w życiu, chciał sfor­

mułować czysty, jednoznaczny apel. Przecież właśnie tak zwykło się od­

czytywać Przesłanie! Może autor chciał, próbował, ale czy spełnił swój projekt „odstępstwa”? Czy spełnił go do końca? Nawet Nasiłowska traci to poczucie pewności, twierdząc w pewnym momencie, że wierność Jest normą stałości”, a równocześnie pojmując ją jako „wierność obranej dro­

dze”13. I znowu powraca dylemat: Jak pogodzić „stałość” z „wędrówką”?

Jakże pomysłowe, ale przecież dialektyczne rozwiązanie tego paradoksu logiką poputczika wzbudza sprzeciw. Wszak duch kompromisu jest Her­

bertowi nie mniej obcy niż jednoznaczność nakazu.

Więc może wbrew intencjom „dosłowności” dyskursu w ostatniej chwili zadrżała dłoń poety i w tym wersie ostatnim odcisnęła osobiste piętno, pa­

pilarną „linię wierności”? Wierności własnej poetyce - dwuznaczności, dialogu, gry, ironii, autoironii. Jednakże ta praca niewidzialnego cudzysło­

wu czy pytajnika jest jeszcze bardziej subtelna niż zwykle. Nie odwraca, nie przekreśla ani nawet nie kwestionuje dosłowności przekazu, raczej ją de- konstruuje. Dyskretny paradoks ostatniej linijki, swoisty mikroparadoks,

12 A. N a s i ł o w s k a : Etyka w świecie historii. (O poezji Zbigniewa Herberta). W : Almanach Li­

teracki „Iskier”. Red. Ł. S z y m a ń s k i . Warszawa 1987, s. 231.

13 Ibidem, s. 233.

(14)

T rz y o sta tn ie s ło w a Pana C o g it o . O w ierszu Z b ig n ie w a H e rb e rta Przesłanie Pdnó C o g ito

jest jakby drżeniem głosu dyktującego rozkaz albo cieniem kładącym się na oślepiająco jasne polecenie. Czyni je wiarygodnym, potwierdza „charakte­

rem pisma”. W ten sposób poeta może unieść (albo raczej znieść) ryzykow­

ną rolę pedagoga, a unika przy tym belferskiego banału i brutalności. Gło­

sząc przesłanie wierności, wygrywając retorykę przesłania, do głębi pozo­

staje wierny sobie.

Aleksander Nawarecki The T h ree L ast W ords o f S ir Cogito

S u m m a r y

The present interpretation o f Przesłanie Pana Cogito [“The Envoy o f Sir Cogito”] by Zbigniew Herbert attempts to cast some light on the paradoxical aspects o f Herbert’s poem and its reception.

The author o f the present study reveals in the probably the most popular Polish poem o f the post­

war period the presence o f a eulogy to contempt and chivalric individualism, which is incompatible either with the Christian ethic or with modern conception o f patriotism. The author questions also the widespread conviction that the envoy o f Herbert’s poem is absolutely unequivocal, which is achieved by an analysis o f the generic tradition and a semantic dissection o f the three last words o f the poem.

Aleksander Nawarecki

Les T rois d ern iers m ots de M onsieur Cogito R é s u m é

L’interprétation du Przesłanie Pana Cogito [« Message de Monsieur Cogito »] essaie d ’éclairer les aspects paradoxaux du poème de Zbigniew Herbert et de sa réception. Dans cet ouvrage, qui aura été la pièce la plus populaire de la poésie polonaise d ’après-guerre, on révèle une apologie du mépris et de l'individualisme chevaleresque, ce qui ne va pas de pair ni avec l’éthique chrétienne ni avec le patriotisme dans son sens moderne. L ’analyse a également mis en question la conviction que le message de Herbert est absolument univoque. On arrive à ce résultat par le recours à l’étude de la tradition du genre et après l’analyse sémantique des trois derniers mots de la pièce.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pan Cogito a myśl czysta Pan Cogito czyta gazetę Pan Cogito a ruch myśli Domy przedmieścia Alienacje Pana Cogito.. Pan Cogito obserwuje zmarłego przyjaciela

Selecting a relevant set of sustainable urban development evaluation tools Having established an analytical framework for the review of sustainable urban development evaluation

In order to reduce the energy required to drive these systems a new promising development was recently presented on a conference in Germany.. In the paper that was presented here

Figure 7 shows the measured signals in the pile head (upper plot) and deep transducer.. In the upper plot, the hammer blow is

The next step after assessing the climatic and solar potential of each selected location, was to evaluate the feasibility of the application of self-sufficient solar cooling

Polityka wobec osób narodowości niemieckiej i ukraińskiej była o tyle wyjąt­ kowa, że w ich przypadku władze polskie zdecydowały się zastosować przemoc wobec

Łempicki, opierając się na materjale, po większej części nieznanym, przedewszystkiem na rękopisach Bibljoteki Ordynacji Zamoy­ skich w Warszawie, podaje po raz

Ter verkrijging van de graad van doctor in de technische wetenschappen aan de Technische Hogeschool te Delft, op gezag van de Rector Magnificus