• Nie Znaleziono Wyników

Poznańscy uczeni doby międzywojennej na łamach „Nauki Polskiej” · Nauka Polska. Jej Potrzeby, Organizacja i Rozwój

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Poznańscy uczeni doby międzywojennej na łamach „Nauki Polskiej” · Nauka Polska. Jej Potrzeby, Organizacja i Rozwój"

Copied!
29
0
0

Pełen tekst

(1)

Poznańscy uczeni doby międzywojennej

na łamach „Nauki Polskiej”

W 1918 roku Kasa im. Józefa Mianowskiego powołała do życia swoje wydaw-nictwo „Nauka Polska. Jej Potrzeby, Organizacja i Rozwój”. W obrębie tej metafo-ry przedstawiona została misja dokumentowania, diagnozowania i projektowania zmiennego stanu nauki polskiej w kolejnych powojennych latach, określająca także główne cele pisma. Na łamach, jak się niebawem okazało, periodyku podnoszona konsekwentnie była idea społecznego, a przez to i politycznego dowartościowania nauki, której rola nie była dostatecznie doceniana przez państwo i społeczeństwo. Zakres tego procesu postrzegano szeroko. Obejmował on kwestie warunków pra-cy dla profesorów, pozyskiwanie i kształcenie młodej kadry naukowej, profi l ak-tywności badaczy. Te kwestie poruszali zgodnie wszyscy autorzy, niezależnie od reprezentowanej dyscypliny, co nie może dziwić w warunkach odradzającej się polskiej państwowości.

W intencjach wydawcy miało to być narzędzie kształtujące kierunki działa-nia Kasy, wspierającej fi nansowo badaczy i wybrane instytucje naukowe. „Bilans otwarcia” zawierają trzy początkowe tomy. Zawartość pierwszych dwóch oparta była o teksty nadesłane przez uczonych, w odpowiedzi na ankietę jeszcze z 1916 r. zapewne skorygowane wraz z odrodzeniem się państwa polskiego. Trzeci tom jest pamiętnikiem pierwszego zjazdu nauki polskiej z 1920 r., w głównej mierze orga-nizowanego przez Kasę Mianowskiego. Ambicje wydawcy wzrosły, przypisując „Nauce Polskiej” ogólnopolskie znaczenie prezentowanej tam diagnozy stanu na-uki polskiej dla kształtowanie państwowej polityki naukowej w nowych, powojen-nych warunkach polityczpowojen-nych. A także istotny udział w projektowaniu wizji przy-szłości w tym zakresie. Kilka lat później zaczęła się kształtować druga z funkcji wydawnictwa, przekształconego w międzyczasie w czasopismo – naukoznawcza. Obie mocno ze sobą powiązane pozwoliły na stworzenie unikalnego, nie tylko w polskich warunkach, periodyku, którego ranga szybko rosła1.

1 J. Jeszke, U źródeł koncepcji wydawniczej periodyku „Nauka Polska. Jej Potrzeby,

Organizacja i Rozwój” „Nauka Polska. Jej Potrzeby Organizacja i Rozwój” t. XXVII

(2)

Obecność poznańskich uczonych na łamach „Nauki Polskiej” jest widoczna od początku istnienia pisma we wszystkich trzech przenikających się wzajem-nie strukturach narracyjnych: diagnostycznej, projektującej i naukoznawczej. W dwóch pierwszych przypadkach ta aktywność jest zrozumiała, biorąc pod uwa-gę żywotne zainteresowanie polityką państwa środowisk badaczy skupionych wokół Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk oraz świeżo powołanego do życia Uniwersytetu Poznańskiego. Na łamach „Nauki Polskiej” na plan pierwszy wysuwano bowiem kwestie bytowe. Wskazywano na niedostateczne wyposaże-nie instytucji i samych badaczy w wyposaże-niezbędne środki, a przez to utratę możliwości uzyskania wybitnych wyników naukowych. „Wytworzył się w Polsce nowy typ bohaterstwa, na Zachodzie już może dziś nie znany”2 – pisał nawet autor Wstępu do tomu I, najprawdopodobniej Stanisław Michalski, redaktor pisma, o badaczach oddających się w tych warunkach budowaniu struktur nauki polskiej. Uzasadniał to nawet dosadnie: „Zgodnym chórem twierdzą nasi uczeni, że brakuje nam naj-niezbędniejszych warunków do rozwijania nauki rodzimej. »Kraj nasz pozostaje pod względem naukowym – nie mniej, niż pod względem politycznym – zależną prowincją […]«”3.

Ważnym elementem programu było też kształtowanie postaw obywatelskich wobec potrzeb nauki. Tak postrzegano rolę licznych i różnorodnych towarzystw naukowych o specjalistycznym, czasami regionalnym i ogólnym charakterze. A także upowszechniające naukę lub aktywizujące lokalne społeczności do nauko-wej działalności. Profesorowie wyższych uczelni funkcje, niekiedy kierownicze, pełnili w licznych towarzystwach popularyzujących naukę. Należało to do ocze-kiwanych od nich społecznie zadań. Sam fakt pełnienia tak różnorodnych ról spo-łecznych na polu nauki przez tę grupę uczonych nie jest szczególnie zaskakujący. Należy jednak wziąć pod uwagę dwa czynniki: szczupłość kadr uniwersyteckich w II RP oraz lawinowo rosnącą wówczas liczbę towarzystw naukowych o różnym zakresie działania, randze, żywotności. Zaangażowanie profesury w ich działalność musiało w konsekwencji obniżyć jej aktywność na innych polach. Choć należy tu zauważyć, że zwiększona została w ten sposób siła oddziaływania wyników ich badań naukowych. Na łamach „Nauki Polskiej” można odnaleźć teksty krytycznie oceniające taką sytuację, pióra poznańskich uczonych.

Jan Rutkowski, historyk gospodarczy z Poznania, sceptycznie odnosił się do ist-nienia tak licznych towarzystw naukowych. Pisał na łamach „Nauki Polskiej” że:

Unikanie nadmiernej liczby posiedzeń naukowych pozostaje w ścisłym związ-ku z zakładaniem nadmiernej liczby towarzystw naukowych. Każde środowisko, w miarę swojego rozwoju i wzrostu liczby osób interesujących się zagadnieniami naukowemi i pracujących naukowo, potrzebuje coraz większej liczby towarzystw naukowych lub coraz dalej idącego zróżniczkowania istniejących towarzystw. Nie jest jednakże objawem zdrowego postępu, jeżeli mniejsze środowiska naukowe, idąc za wzorem większych środowisk krajowych czy zagranicznych, zbytnio

po-2 Wstęp, „Nauka Polska” t. I, 1918, s. XIII. [W cytatach przytaczanych w artykule

za-chowano oryginalną pisownię].

(3)

mnażają i różniczkują organizację swoich towarzystw. Musi to bowiem pociągać za sobą szkodliwe, w wyjaśnionem wyżej znaczeniu, zwiększanie się liczby po-siedzeń oraz zbędne przeciążanie pracowników naukowych czynnościami admi-nistracyjnemi, nieodłącznemi od wszelkiej organizacji4.

„Nauka…” stała się zatem naturalnym forum wypowiedzi poznańskich uczo-nych w sprawach życia naukowego, włączających się tym samym do ogólnopol-skiej debaty aż po rok 1947. Wówczas władze państwowe zlikwidowały pismo i jego wydawcę, sformułowane tam perspektywy nauki polskiej w epoce dziejowej

przemiany nie zyskały bowiem ich akceptacji. Poznańską osobowością trzeciego,

później ukształtowanego, ale decydującego o unikalności pisma oblicza – nauko-znawczego, jest Florian Znaniecki. To między innymi dzięki jego wizji, a także Stanisława i Marii Ossowskich oraz Tadeusza Kotarbińskiego, periodyk zyskał z czasem sławę pierwszego polskiego pisma naukoznawczego.

Dwa pierwsze tomy z lat 1918 i 1919, jak już wspomniano, diagnozowały stan nauki polskiej u progu dwudziestolecia międzywojennego i określały jej potrzeby; trzeci, jako pamiętnik zjazdowy z 1920 r. projektował wizje jej przyszłości. Wi-doczny jest tu udział „poznańskich” uczonych. Ów cudzysłów jest w tym miejscu wyjątkowo uzasadniony. Uniwersytet Poznański w dobie publikacji pierwszych tomów „Nauki Polskiej” był dopiero w stadium organizacji, a środowisko nauko-we Poznania, zdominowane wcześniej przez Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, w fazie przekształcania się w uniwersyteckie. Z tej perspektywy można mówić o uczonych z Krakowa, Lwowa czy Warszawy, którzy nabyte tam twór-cze kompetencje i zdolności wnieśli do obu poznańskich procesów. Ich poglądy na potrzeby reprezentowanych przez nich dyscyplin naukowych, publikowane na łamach „Nauki Polskiej”, można zatem potraktować jako swoisty manifest pro-gramowy, ideowy wkład w tworzącą się, poznańską rzeczywistość. Trzeba przy tym wziąć pod uwagę, że wielu z nich przygotowując na wezwanie Kasy z 1916 r. opracowania, nie mogło jeszcze przewidzieć swoich związków z Poznaniem. Czas pokazał, że w przypadku większości z nich ów wkład miał nie tylko ideowy cha-rakter.

Do owego grona należeli: związany z Uniwersytetami Jagiellońskim i War-szawskim bibliotekoznawca i historyk nauki Aleksander Birkenmajer, fi lozof i psycholog ze Lwowa Stefan Błachowski, polski numizmatyk, historyk i muze-olog z Krakowa Marian Gumowski, związany już wcześniej z PTPN archemuze-olog Józef Kostrzewski, bibliotekarz, historyk, edytor źródeł z lwowskimi i krakow-skimi doświadczeniami zawodowymi Edward Kuntze, botanik i genetyk, związa-ny z krakowskim, lwowskim i warszawskim środowiskiem naukowym Edmund Malinowski, geograf ze Lwowa, dwukrotnie wybierany na rektora Uniwersytetu Poznańskiego Stanisław Pawłowski, historyk i fi lozof prawa z Krakowa Antoni Peretiatkowicz, historyk gospodarczy ze Lwowa Jan Rutkowski, historyk średnio-wiecza z krakowskimi i warszawskimi doświadczeniami zawodowymi Kazimierz Tymieniecki, a także Adam Wrzosek, historyk medycyny, również wcześniej

zwią-4 J. Rutkowski, Organizacja nauki a postęp nauki. Kilka uwag o przeroście organizacji

(4)

zany z tymi ośrodkami naukowymi. Niektórzy z wymienionych naukowców (m.in. Birkenmajer, Malinowski) przebywali w Poznaniu krótko. Inni spośród autorów „Nauki Polskiej” mieli z tym grodem okazjonalne, choć nacechowane sympa-tią kontakty (np. Jan Rozwadowski, wybitny językoznawca, członek honorowy PTPN, doktor honoris causa Uniwersytetu Poznańskiego) lub trafi li tam na dłu-żej dopiero po II wojnie światowej (m.in. wybitny antropolog Jan Czekanowski). Redaktor periodyku Kasy Mianowskiego Stanisław Michalski, zapraszał na łamy pisma tylko wybitnych przedstawicieli świata polskiej nauki, dotyczyło to zatem w całej rozciągłości przyszłych „uczonych poznańskich”.

Przegląd poglądów, propozycji, postulatów rozpoczynają z przyjętej tu perspek-tywy Ludwik i Aleksander Birkenmajerowie, choć tylko ten drugi (syn) był krótko związany z Poznaniem, jako dyrektor Biblioteki Uniwersyteckiej w 1939 r. i w pierw-szych latach po II wojnie światowej. Jednym z uprawianych przez ojca i syna pól badawczych była historia nauki. I to jej potrzeby, w zakresie nauk matematycznych, zasygnalizowali w pierwszym tomie „Nauki Polskiej”. Wskazali w swoim tekście na niedostatki organizacyjne historii nauki, co ciekawe, odwołując się do struktury państwa austriackiego, co może sugerować powstanie tekstu między 1917 a 1918 rokiem. To bardzo szczegółowa analiza źródeł i postaci wraz z zakresem możliwych studiów lub reinterpretacji wcześniejszych ustaleń, uszeregowana chronologicznie według stuleci. Kreowali także wówczas aktualne dezyderaty pisząc:

Wiadomo, jak ważne i podstawowe dla wielu gałęzi fi zyki były badania i odkrycia fi zyków polskich: Wróblewskiego, Olszewskiego, Witkowskiego i Smoluchowskie-go. Owoż ich rozprawy, rozrzucone po różnych publikacjach, polskich i zagranicz-nych, znikną niebawem z pamięci ludzkiej, jeżeli nie nada się im trwalszej jakiejś postaci. Taką postacią mogłoby być tylko zebranie ich w zbiorowe Pism wszystkich wydania, dla każdego z wymienionych tu fi zyków z osobna. Rzecz ta, do wykonania nietrudna, byłaby chociażby częściową spłatą długu wdzięczności, który się tym budzicielom prawdziwie europejskiego ruchu naukowego u nas słusznie należy5.

Stefan Błachowski swoją uwagę poświęcił potrzebom psychologii. Wskazał dość pobieżnie na podstawowe w tej dziedzinie braki: podręcznika, uzgodnionej terminologii, a także czasopisma, stanowiącego platformę wymiany polskiej myśli psychologicznej oraz zapobiegającego rozproszeniu publikacji i ukazującego stan badań w tej dyscyplinie. Autor uważał również, że na drodze rozwoju polskiej psychologii stoją „przeszkody czysto materialne”.

Usunięcie braków – pisał – wyłuszczonych w czterech powyższych punktach, przyczyniłoby się niewątpliwie do postępu psychologji polskiej, posiadającej dane do jak najpiękniejszego rozwoju. Usunięcie tych braków byłoby możliwe przy odpowiednim poparciu materialnym przez stworzenie organizacji redakcyj-nej, rozpisanie konkursów, wyznaczanie nagród, subwencji i t.p.6.

5 L., A. Birkenmajerowie, Najważniejsze dezyderaty nauki polskiej w zakresie historji

nauk matematycznych, „Nauka Polska” t. I, 1918, s. 104–105.

6 S. Błachowski, W sprawie potrzeb naukowych w zakresie psychologii, „Nauka

(5)

Obszerną analizę stanu oraz potrzeb numizmatyki i medalografi i zaprezentował muzealnik z Krakowa Marian Gumowski, który związał się z Muzeum Wielko-polskim i Uniwersytetem Poznańskim. Kierując, w momencie pisania swojego tek-stu, Muzeum Czapskich w Krakowie dokonał bez mała historiografi cznej analizy zjawiska, szczegółowo charakteryzując obszary pożądanych studiów. Szczególną uwagę zwracał na konieczność wydania swoistego „kodeksu dyplomatycznego” polskiej numizmatyki.

Nauka ta bowiem – pisał – opiera się nie tylko na samych monetach, lecz i na materjale archiwalnym, jest bowiem nietylko numizmatyką opisową, ale zarazem i historją stosunków mennicznych i monetarnych. Proponowany kodeks dyploma-tyczny winienby zatym obejmować wszystkie rozporządzenia książęce i królew-skie w sprawie monety, wszystkie konstytucje w tym przedmiocie, umowy i kon-trakty z dzierżawcami menniczemi, wszelkie akta mennicze i do rzeczy menniczej w Polsce odnoszące się, i to od czasów najdawniejszych poczynając7.

Z potencjału Muzeum Czapskich oraz krakowskiego Towarzystwa Numizma-tycznego proponował stworzyć profesjonalny, powołany do badań nad tą pro-blematyką, instytut naukowy. Podobnie przedstawiał stan metalografi i polskiej, wskazując przy tym na brak specjalistycznego wydawnictwa. W tomie II „Nauki Polskiej” Gumowski, idąc za sugestią redakcji czasopisma, rozwinął szereg wąt-ków, ograniczając się jednak do numizmatyki piastowskiej. Ten artykuł zasługuje na uznanie ze względu na swoją drobiazgowość i ważne postulaty. Autor dokonał krytycznej analizy dotychczasowego stanu badań, ukazał „białe plamy”, sformu-łował postulaty. Numizmatyka polska odradzającego się państwa polskiego uzy-skała wieloletnią perspektywę działania. Do podstawowych postulatów zaliczył syntetyczne opracowanie dotychczasowych wyników badań wykopaliskowych. Niekiedy nie wahał się przed stawianiem odważnych tez, np. analizując monety rzymskie.

Zobaczymy prawdopodobnie, – pisał – że to nie bursztynowe brzegi Bałtyku za-chęcały kupców rzymskich do dalekich podróży na północ, lecz bogate w futra Kujawy i Wielkopolska, gdzie tych skarbów najwięcej znajdujemy. Tutaj musiał już w II wieku po Chrystusie powstać jakiś silny organizm państwowy, dający pożądaną ochronę handlu, kiedy tak tłumnie monety ówczesne do tego kraju się cisną8.

Badania numizmatyczne postrzegał przy tym w szerszym kontekście, podkre-ślając, że:

[…] nowsza nauka stawia szereg innych ogólniejszej natury, tyczących się mia-nowicie stosunków pieniężnych i ekonomicznych w Polsce piastowskiej, o ile one z monetami się wiążą. Tego rodzaju badania, nieznane prawie dawniej, są stosunkowo bardzo niedawno rozpoczęte i z natury rzeczy opierają się więcej na dokumentach prawnych, ówczesnych listach i przywilejach, aniżeli na samych

7 M. Gumowski, Stan i potrzeby numizmatyki i medalografji polskiej, „Nauka Polska”

t. I, 1918, s. 319.

(6)

monetach. Idzie tu o takie kwestje, jak ciężar zasadniczy ówczesny, stopa menni-cza, stosunek złota do srebra, stosunek wzajemny cen i siła kupna monety i t. p. zagadnienia9.

Odrębną kwestią zajmującą Mariana Gumowskiego w 1919 r. była polityka muzealna państwa polskiego. Wskazując na podstawie szczegółowej analizy na chaos „na polu muzealnym”, a w szczególności na nadmierne rozproszenie zbio-rów, nierównomierne rozmieszczenie i różnorodność tych instytucji autor propo-nował, wykorzystując istniejący ich potencjał, rozwiązania systemowe.

Muzea powinno się właściwie rozsegregować na kilka typów i ściśle dążyć do ich zrealizowania. Za najodpowiedniejsze uważam trzy typy, mianowicie: muzea wojewódzkie, prowincjonalne i centralne. Zaczątek wcale dobry wojewódzkich stanowićby mogły dzisiejsze muzea krajoznawcze, rozsypane po miastach Króle-stwa: te winnyby dawać obraz kultury i historji województwa. Muzea prowincjo-nalne to właśnie dzisiejsze muzea narodowe w Krakowie, Warszawie, Lwowie, Wilnie, Poznaniu i Gdańsku. Zacieśnić je do granic jednej prowincji niepodobna, natomiast należy je postawić na wyżynie europejskiej i dać im za cel przedstawie-nie sztuki i kultury polskiej w jak najszerszym zakresie. […] Wreszcie powinno się dążyć do stworzenia muzeów centralnych, czyli specjalnych, oddanych wy-łącznie na usługi jednej nauki, np. odlewów gipsowych, prehistorji, numizmatyki, szkolnictwa etc. Jasno określony cel najlepiej w nich się uwidoczni10.

Na łamach tomu II „Nauki Polskiej” potrzeby prehistorii określił Józef Ko-strzewski, jeden z inicjatorów i współorganizatorów Uniwersytetu Poznańskiego, mocno związany z Poznańskim Towarzystwem Przyjaciół Nauk. Był zwolenni-kiem koncentracji „materiału wykopaliskowego”, ale i badań tego rodzaju w kilku większych ośrodkach naukowych, ze względów kadrowych i możliwości ich sys-tematycznego prowadzenia. Ogniska takich badań widział w instytucjach posia-dających już liczące się zbiory archeologiczne, w tej liczbie także Towarzystwo Przyjaciół Nauk w Poznaniu. Postrzegał także konieczność powołania „centralnej organizacji fachowej” w tej dziedzinie, a także utworzenie lub obsadzenie katedr prehistorii na polskich uniwersytetach. W momencie publikacji tekstu Kostrzew-skiego, takową posiadał tylko najmłodszy z nich. Wykaz najpilniejszych potrzeb uzupełnił analizą europejskiego stanu badań, na tym tle ukazując konieczność po-zyskania najpilniejszej literatury przedmiotu11.

Z Poznaniem związał się w 1919 r. Edward Kuntze bibliotekarz, historyk, edy-tor źródeł, dyrekedy-tor Biblioteki Uniwersytetu Poznańskiego w latach 1919–1926, wcześniej związany z krakowskim środowiskiem historycznym i bibliotekarskim; w tym ostatnim okresie II RP był postacią prominentną. Opublikowany na łamach „Nauki Polskiej” artykuł przedstawiał diagnozę i długoterminową wizję polityki państwowej i niezbędnych reform, dotyczących ustroju bibliotek. W swoich roz-ważaniach nad potrzebami bibliotek naukowych szczególną uwagę przypisał bi-bliotekom uniwersyteckim, które łącząc funkcje biblioteki naukowej i publicznej

9 Tamże, s. 256.

10 M. Gumowski, Muzealna polityka rządu, „Nauka Polska” t. II, 1919, s. 546.

(7)

powinny mieć charakter wzorcowy. Sporo miejsca poświęcił tu krytycznej analizie architektury bibliotek uniwersyteckich w Krakowie, Lwowie i Warszawie, bra-kom fi nansowym, funkcjom egzemplarza obowiązkowego i bra-kompetencjom kadry. Z oczywistych powodów Poznań nie znalazł się na tej liście. Kuntze zaprojektował jednak kompletny, spójny system biblioteczny dla całego państwa. Ujął w nim tak-że, rzadko podnoszoną, kwestię zawodowej pracy kobiet w bibliotekarstwie.

W bibljotekach naukowych – pisał – nie było dotychczas kobiet, chociaż zagranicą udział ich dał dobre wyniki. Obecnie powinien upaść zakaz przyjmowania kobiet do rządowej służby bibljotecznej, szczególnie średniej. Wielkie pole działalno-ści otworzy się dla kobiet w bibljotekach publicznych i ludowych, w której to dziedzinie, mającej charakter więcej oświatowy i pedagogiczny, kobiety oddają na zachodzie wielkie usługi, nie mniej jednak i w bibliotekach naukowych mogą być bardzo przydatne. Należy się spodziewać, że przedewszystkiem do średniej

służby zgłosi się wiele kobiet; praca w bibljotece nie będzie cięższa, niż zwykła

kancelaryjna, a przytem bardziej interesująca i pociągająca jednostki inteligentne. […] Kobiet z akademickiem wykształceniem jest w bibljotekach zagranicznych znacznie mniej, niż średnich urzędniczek i sąd o ich pracy nie jest dotychczas ustalony. Byłoby pożądane i u nas tylko powoli wprowadzać tę nowość i z uwagą śledzić jej wyniki. Samo przez się rozumie się, że kobiety musiałyby pod wzglę-dem wykształcenia ogólnego, przygotowania fachowego i egzaminów poddać się zupełnie tym samym wymaganiom, co mężczyźni, a i w pracy nie możnaby robić dla nich żadnych wyjątków. Przy kształceniu jednak kobiet powinni profesorowie

uwzględniać i dostosowywać się do odmiennej umysłowości kobiecej. Tak samo

w urzędowaniu kierownik biblioteki nie powinien zapominać o tej różnicy i umieć ją wyzyskać dla dobra zakładu12.

Edmund Malinowski, w latach 1915–1918 związany z Politechniką Warszaw-ską, po tej dacie m.in. profesor Uniwersytetu Poznańskiego, zakreślił potrzeby „hodowli czyli uszlachetniania roślin”. Przedstawił możliwości nowej nauki – ge-netyki roślin, mającej wówczas zaledwie kilkanaście lat, podkreślając jednakże przeszkody w jej recepcji i ukazując „mieszaninę starych i nowych metod”. Cha-rakteryzując organizację badań w zakresie genetyki rośli wg stanu na rok 1919 zwracał uwagę, że:

Oprócz prac nad specjalnemi zagadnieniami praktycznemi lub teoretycznemi, za-kłady tego typu powinny opracowywać monografi e genetyczne poszczególnych rodzajów roślin uprawnych. Takie studia monografi czne mogą mieć doniosłe zna-czenie praktyczne. Prace monografi czne doprowadzić muszą do wykrycia wielu »niespodzianek«13.

Oznaczało to, zdaniem autora, konieczność powołania specjalistycznych za-kładów naukowych, szczególnie przy uczelniach lub wydziałach rolniczych. Ma-linowski zauważał jednak dość powszechne przekonanie o braku potrzeby

teore-12 E. Kuntze, Potrzeby polskich bibljotek naukowych, „Nauka Polska” t. II, 1919, s. 525–

526.

13 E. Malinowski, Potrzeby nauki polskiej w zakresie hodowli roślin, „Nauka Polska”

(8)

tycznego wykształcenia hodowcy, a w konsekwencji niedostateczne zaintereso-wanie botaników tymi kwestiami. A to stanowiło już poważną barierę w rozwoju tych badań14.

Stanisław Pawłowski, profesor geografi i z Uniwersytetu Lwowskiego, kła-dący w Poznaniu podwaliny organizacyjne i naukowe tej dyscypliny, na łamach „Nauki…” poświęcił jej swoje uwagi, wskazując na polskim gruncie na szczupłość kadr, konieczność sięgania po specjalistów z dziedzin pokrewnych. Zauważył po-wstanie Towarzystwa Geografi cznego, wydawanie czasopisma branżowego i sze-regu innych, choć liczbę i charakter tych ostatnich uważał za dalece niedostateczny. Za niezbędne uważał w szczególności opracowanie atlasu Polski, ale także, poza monografi ami ziem wchodzących w skład Rzeczypospolitej, także wybranych te-rytoriów obu Ameryk, ze względu na kierunki emigracji polskiej. Świadomość praktycznej użyteczności geografi i przypisywał społecznym doświadczeniom I wojny światowej.

Jest to objaw ze wszech miar korzystny i pożądany. Świadczy bowiem niewąt-pliwie o tem, iż społeczeństwo zdaje sobie dostatecznie jasno sprawę z wielkiej praktycznej doniosłości geografji – zarówno w życiu jednostki, jak i całych naro-dów – pisał15.

Doceniał także rolę Towarzystwa Krajoznawczego w tym procesie. Oceniając znaczenie towarzystw, wydawnictw i instytutów geografi cznych jako nie wystar-czających dla prawidłowego rozwoju tej nauki, widział konieczność powołania zakładu kartografi cznego podkreślając, że „[…] bez takiego zakładu niepodobna będzie uwolnić się od obcych wpływów w kartografji, niepodobna będzie usunąć z polskiej szkoły mapy obcej, ani państwu przysporzyć zdjęć oryginalnych”16.

Potrzebami nauki polskiej w zakresie encyklopedii prawa zajął się na łamach „Nauki Polskiej” Antoni Peretiatkowicz, wcześniej profesor nadzwyczajny fi lo-zofi i prawa i metodologii umiejętności prawniczych ze Lwowa. Jego głównym postulatem była „Polska encyklopedia prawoznawstwa”.

Przytem – pisał – chodziłoby o przedstawienie nietylko teorii naukowych i pojęć zasadniczych, ale także pozytywnych przepisów prawnych, na ziemiach polskich obowiązujących”17. Uważał też, że „[…] Polska z powodu swej wyjątkowej

sytu-acji politycznej jest bardziej od innych narodów powołana do stworzenia samo-dzielnego, oryginalnego kierunku fi lozofji prawa i państwa18.

Ze Lwowa wywodził się również habilitowany z ekonomii politycznej i spe-cjalizujący się w historii gospodarczej Polski XVI–XIX wieku Jan Rutkowski. Dzieje gospodarcze Polski stały się też obszarem jego rozważań na łamach „Nauki Polskiej”, choć traktował je jako uzupełnienie artykułu Franciszka Bujaka z tomu

14 Tamże, s. 106–108.

15 S. Pawłowski, O potrzebach geografji polskiej, „Nauka Polska” t. II, 1919, s. 65. 16 Tamże, s. 66.

17 A. Peretiatkowicz, O potrzebach encyklopedji i fi lozofji prawa, „Nauka Polska” t. II,

1919, s. 259.

(9)

I NP. Postulując powołanie specjalistycznych katedr zauważał jednak, że historia gospodarcza jest

[…] na szarym końcu po różnych chronologicznie i terytorjalnie zróżnicowanych historjach »ogólnych«, które faktycznie są przedewszystkiem historjami politycz-nemi; tymczasem jest to przedmiot chyba, co najmniej, tak samo ważny, jak hi-storia polityczna19.

Rutkowski upominał się o równoprawne z historią polityczną traktowanie hi-storii gospodarczej, wskazując na odmienność warsztatu badawczego obu subdzie-dzin historii. Podkreślił w tym kontekście konieczność zorganizowania biur hi-storyczno-statystycznych, zlokalizowanych przy centralnej instytucji statystycznej lub właściwej instytucji historycznej. Wymieniając szereg koniecznych publikacji, m.in. statystyczno-historyczne uzupełnienie pierwszej części IX tomu „Encyklo-pedii Polskiej”, zauważał, iż:

Koszta utrzymania takiego biura są niewątpliwie znaczne, ale bez niego badania historyczno-statystyczne nigdy nie wyjdą poza prace fragmentaryczne lub po-wierzchowne20.

Podkreślał przy tym niezbędność tego typu studiów dla aktualnej polityki spo-łeczno-gospodarczej.

Za F. Bujakiem Rutkowski uważał za konieczne opracowanie zbiorowym wy-siłkiem całokształtu społeczno-gospodarczych dziejów Polski, spełniających zara-zem warunki naukowego studium, jednak o walorach popularnonaukowych. Jan Rutkowski zaprojektował szkic założeń takiej syntezy, za jej oś uważając „rozwój faktycznie istniejących stosunków społeczno-gospodarczych między ludźmi”, po-zostałe czynniki traktując jako struktury wyjaśniające zachodzących zjawisk.

Pod względem terytorialnym – pisał – dzieło to ma obejmować ziemie polskie w szerszem tego słowa znaczeniu, a mianowicie przy uwzględnieniu kryterjów: hi-storycznego i etnografi cznego. Również i pod względem chronologicznym ma ono objąć całość przedmiotu od pierwotnego osadnictwa aż do chwili obecnej21.

Zaplanował również konstrukcję i objętość dzieła. Planowaniem badań winna zająć się centralna Komisja Historii Gospodarczej.

Warszawski profesor historii średniowiecznej Kazimierz Tymieniecki określił kondycję rozwoju historii w Polsce. Wiele miejsca poświęcił warunkom ukształto-wania takiej syntezy, podając przy tym krytyczną ocenę dotychczasowych badań nad dziejami Polski oraz do dziś aktualne zasady metodologii badań. Poświęcił też nieco miejsca wymogom popularyzacji historii. Związki między tym procesem a konstruowaniem syntezy postrzegał jednak krytycznie.

Ruch syntetyczny – oceniał tę część historiografi i Tymieniecki – staje się wła-ściwie popularyzacją, która jednak często zbyt widocznie hołduje hasłom chwili.

19 J. Rutkowski, O potrzebach naukowych w zakresie gospodarczych dziejów Polski,

„Nauka Polska” t. II, 1919, s. 274.

20 Tamże, s. 279. 21 Tamże, s. 282.

(10)

Wysoce zasłużeni uczeni porwani prądem ogólnym stają się publicystami. Nie na tem jednak jeszcze zło polega. Zasług i znaczenia społecznego publicystyki, oczywiście, nikt nie zamierza lekceważyć ani obniżać. Należy jedynie pamiętać, że nauka ma inne, a publicystyka inne zadania przed sobą i że tych dwu różnych rzeczy nie można ze sobą mieszać. Publicystyka nie zastąpi nauki i odwrotnie. Gdy jednak pierwsza z natury rzeczy odznacza się zmiennością i zależy od chwili, to druga na innych zupełnie zasadach budować powinna. […] W istocie grozi za-tarcie się granic pomiędzy nauką i publicystyką, a tem samem autorytetami w hi-storji stać się mogą ci, którzy według swych własnych słów »nie są historykami, nie znają dziejów, jak je zna i znać powinien uczony, co więcej, nie czują do nich pociągu«22.

Syntezy, widział Tymieniecki przede wszystkim jako prace zbiorowe, krytycz-nie oceniając ujęcie indywidualne, np. Karola Lamprechta „Deutsche Geschichte”. Jednakże, uważał je za bardzo zaniedbany dział polskiej historiografi i. Wielkim wkładem Tymienieckiego było nie tylko ukazanie pilnej potrzeby napisania nowo-czesnej syntezy historii Polski, ale przede wszystkim określenie warunków, jakim synteza taka musiałaby sprostać. „Nauka Polska”, docierająca nie tylko do nauko-wych środowisk historycznych, miała szansę spopularyzować tę ideę.

Adam Wrzosek, historyk medycyny związany z Uniwersytetem Jagielloń-skim, a następnie WarszawJagielloń-skim, opracował potrzeby w zakresie historii zoologii. Rozumiał ten obszar badań szeroko, obejmując także jej związki z anatomią, em-briologią, histologią, fi zjologią, a nawet i patologią. Podkreślił przy tym, że:

[…] uczony nie powinien lekceważyć dokładnego poznania dziejów uprawianej przez siebie nauki. Niestety, wielu uczonych grzeszy w tym względzie: ogranicza-ją się oni bowiem często do poznania historji swojej nauki, wyłącznie w obecnym okresie jej rozwoju, a natomiast nie zagłębiają się wcale w dzieje jej dawniejsze23.

Pole historii zoologii uważał za niezagospodarowane, dotychczasowym pra-com nie przypisując cechy profesjonalizmu. Ograniczył się zatem do, częstego u innych autorów, oczekiwania utworzenia właściwych katedr uniwersyteckich po-łączonych z muzeami oraz seminariów z tego zakresu. Wrzosek postulował ponad-to krytyczne wydania materiałów z hisponad-torii zoologii, założenie specjalistycznych wydawnictw oraz wydanie oryginalnych polskich podręczników, historii instytucji naukowych oraz biografi i osób związanych z tym obszarem badań.

„Poznańscy”, ciągle zachowując cudzysłów, naukowcy zareagowali w dwoja-ki sposób wobec sdwoja-kierowanego do polsdwoja-kich uczonych apelu Kasy Mianowsdwoja-kiego jeszcze z 1916 roku. Część z nich odniosła się po prostu, zgodnie z jej postulatem, do oceny i potrzeb instytucji oraz konieczności rozwinięcia lub powołania nowych wydawnictw, ściśle odpowiadając na zapytania nadesłanego kwestionariusza. Jednakże, w niektórych kwestiach autorzy zakreślili spójną i kompleksową wizję rozwoju konkretnej dyscypliny. W każdym przypadku przywołani wyżej uczeni,

22 K. Tymieniecki, O niektórych potrzebach historji w Polsce i o warunkach jej dalszego

rozwoju, „Nauka Polska” t. II, 1919, s. 155.

23 A. Wrzosek, O potrzebach nauki w zakresie historji zoologii w Polsce, „Nauka

(11)

wiążąc się z czasem z Uniwersytetem Poznańskim wnieśli jasno skrystalizowane koncepcje potrzeb swoich dyscyplin i znaczny potencjał intelektualny, niekiedy angażując się aktywnie w organizację struktur akademickich (m.in. S. Pawłowski, A. Wrzosek).

Spośród badaczy, którzy na dłużej związali swój naukowy los z Poznaniem, programowe stanowiska na pierwszym zjeździe nauki polskiej w 1920 r., organi-zowanym w zasadniczej mierze przez Kasę Mianowskiego, zajęli Antoni Pere-tiatkowicz oraz Jan Rutkowski. Pierwszy z referentów odniósł się do struktury szkół wyższych, przedkładając swoją wizję pogodzenia ich autonomii z konieczną kontrolą, gdzie „uniwersytety, były kontrolowane przez uniwersytety inne, ażeby każdy uniwersytet był kontrolowany przez uniwersytety wszystkie”. Szczegółowo i krytycznie rozważał kwestię powołania nowych uniwersytetów, widząc w tym procesie zagrożenie odejścia z tych starszych młodej obiecującej kadry, która w nowo tworzonych ośrodkach uniwersyteckich nie znajdzie bez generacji mi-strzów dostatecznych warunków do rozwoju swojego potencjału naukowego.

Sądzę, – pisał – że państwo polskie powinno tworzyć tylko tyle uniwersytetów, na ile pozwalają siły i środki naukowe społeczeństwa. Jeśli ze względów politycznych pożądane jest tworzenie nowych uniwersytetów, to powinny być tworzone tylko te wydziały, które mogą być postawione na odpowiednim poziomie naukowym24.

Przychylnie odnosząc się do szkół wyższych niefi nansowanych przez państwo, kwestię nadawania dyplomów chciał pozostawić w zakresie kompetencji uczelni państwowych. W tej tonacji przedstawił też swoje wnioski zjazdowe.

Jan Rutkowski, prezentując także poglądy nieobecnego na zjeździe profesora Józefa Ujejskiego, podjął zagadnienie uprawiania nauki na prowincji. Model ta-kich działań, uwzględniając wykaz aktywności możliwej do realizacji na prowincji przez przedstawicieli lokalnej inteligencji, przedstawił następująco:

[…] przy dostatecznej chęci osób, mających wykształcenie potrzebne do pracy na-ukowej, będą możliwe mniej lub więcej samodzielne towarzystwa naukowe; zdaje się jednak, że będą to wypadki stosunkowo rzadkie; w krańcowo przeciwnych wypadkach posiadanie na prowincji członków-korespondentów przez większe To-warzystwa naukowe będzie jedyną formą organizacyjną. Są to jednakże przykłady krańcowe a przez to samo nie mogą być typowemi. W większości wypadków naj-odpowiedniejszą formą organizacyjną będą prawdopodobnie prowincjonalne koła głównych towarzystw naukowych najbliższych miast uniwersyteckich. Perjo-dyczne posiedzenia, poświęcone rozpatrywaniu prac samodzielnych lub referatów członków, utrzymywanie bibljoteki, umożliwiającej pracę naukową, przynajmniej w skromnych rozmiarach, oraz tworzenie prowincjonalnych muzeów – oto byłyby najważniejsze zadania takich kół25.

Zjazdowi przedłożono wniosek „[…] aby główne organizacje naukowe w mia-stach uniwersyteckich potworzyły specjalne komisje, mające na celu

organizo-24 A. Peretiatkowicz, Stosunek państwa do nauki, „Nauka Polska” t. III, 1920, s. 101. 25 J. Rutkowski, Praca naukowa na prowincji, „Nauka Polska” t. III, 1920, s. 132.

(12)

wanie prowincjonalnych kół naukowych”26. Towarzyszyła jednak temu obawa o uszczuplenie w ten sposób aktywności kadr naukowych, i tak niedostatecznych ze względu na „ogromny brak sił profesorskich i pomocniczych w naszych, tak na-gle co do swej liczby zwiększonych uniwersytetach […]”27. Wyraźne są tu symp-tomy, wyrażanych na łamach pierwszych kilku tomów „Nauki Polskiej”, obaw o negatywne konsekwencje powstania nowych uniwersytetów w Lublinie, Wilnie i Poznaniu. Dla niektórych polskich środowisk naukowych procesy te nie były cał-kowicie oczywiste. Jest pewnym paradoksem, że niekiedy takie podejście prezen-towali uczeni, którzy mieli wkrótce swoje losy związać z Grodem Przemysława.

Poglądy przywołanych w pierwszych trzech tomach „Nauki…” uczonych, wobec których z czasem przymiotnik „poznańscy”, używany winien być już bez cudzysłowu, stanowiły ich swoiste wiano, które wnieśli, współtworząc z wolna nową wspólnotę uniwersytecką. Niekiedy były to wizje rozwoju danej dyscypliny, czasami poglądy na organizację nauki czy koncepcje popularyzacji nauki. Wnosili także obawy, wątpliwości, spory, właściwe środowiskom starszych uniwersytetów, z których się wywodzili. Periodyk Kasy Mianowskiego jest dobrym źródłem do ich studiowania. Wyłaniający się stąd obraz jest dalece bardziej złożony, niż po-wszechne przekonanie, że poznańską wszechnicę zasiliły młode kadry, nie mające szans na rozwój naukowy w swoich macierzystych uniwersytetach.

W 1923 r. na łamach V tomu „Nauki Polskiej” jej redakcja zadała symptoma-tyczne pytanie: Co Polska traci skutkiem niedostatecznego uprawiania nauki? Do udzielenia odpowiedzi powołując 10 najwybitniejszych, w jej ocenie, specjalistów reprezentujących różne dyscypliny naukowe. W tej grupie znalazło się aż czterech poznańskich uczonych. Antoni Władysław Jakubski, zoolog, przedstawił swoje re-fl eksje na temat nauk biologicznych, Józef Kostrzewski – prehistorii, Kazimierz Tymieniecki – historii, zaś Edward Taylor – nauk ekonomicznych.

Antoni Władysław Jakubski odnosząc się do niedostatków nauk biologicz-nych przywołał przykład Uniwersytetu Poznańskiego. „Jakże boleśnie daje się to odczuwać w Poznaniu, w tym Poznaniu, gdzie Uniwersytet powstał celem zado-kumentowania żywotności nauki polskiej, jeżeli nie dla przeciwstawienia psyche polskiej duszy niemieckiej, to przynajmniej dla współzawodnictwa z nią. Na razie jednak, z bólem serca wyznać trzeba, że nawet mimo stworzenia szeregu nowych, dawniej nieistniejących instytutów uniwersyteckich prowadzenie dalej prac rozpo-czętych przez Niemców zorganizowanych w Naturw. Verein, posiadających 2 wy-dawnictwa, toczy się z trudem i przeszkodami”28. W innym miejscu pisał:

Prawda każe wyznać, że obca nauka wiele zdziałała w kierunku fi zjografi cznego poznania kraju na terenach przywróconych nam przez sprawiedliwość dziejową z rąk naszych zachodnich sąsiadów. Nasza więc ambicja narodowa winna nam być imperatywem, by nie powstydzić się przed światem, że kraj ten stracił swe-go rozumneswe-go i znająceswe-go rzecz opiekuna, że płonne są obawy Schulza, członka Heimatschutzu, żegnającego piękne zabytki żywej przyrody w Poznańskiem i na

26 Tamże, s. 135. 27 Tamże, s. 134.

(13)

Pomorzu, o ich los. Polska musi się zdobyć na ten wysiłek, by zadokumentować przed światem, iż chce, potrafi i może dzieło swych kulturalnych poprzedników wziąć na swe barki29.

Krytyczna analiza stanu całości nauk biologicznych prowadziła autora do uka-zania praktycznych konsekwencji. Wymienił w tym kontekście niemożność do-statecznego wsparcia medycyny, gdzie podstaw biologicznych wymagają ekspe-rymenty medyczne, nauki o odporności, patologia, chirurgia itp. Postęp, zdaniem autora, może tu wynikać tylko z podstaw biologicznych, „inaczej prace przybierają charakter kliniczny czy kazuistyczno-opisowy”, zaś „[…] niedorozwój decyduje nieraz o występowaniu epidemij, klęsk elementarnych i innych nieszczęść, a ślad zatem i o upadku powszechnego dobrobytu”30.

Podobny wywód przeprowadził wobec weterynarii, podjął kwestię konsekwen-cji agrarnych niedostatecznie rozwiniętej „biologii szkodników”. Nauki biologicz-ne mogą zdaniem autora także umożliwić sukcesy w hodowli zwierząt. Badania z zakresu niemal nieistniejącej polskiej ichtiologii pozwoliłoby natomiast na roz-winięcie rybołówstwa, włączając w to racjonalną ochronę gatunkową, niezwykle ważnej gałęzi gospodarki młodego państwa. Jakubski uważał, że:

[…] wykształcenie biologiczne jest bodaj najważniejszym czynnikiem wycho-wania narodowego i rozwoju społecznego. Medycyna, weterynarja i zootechnika – to trzy działy, których warunkiem rozwoju jest praca badawcza w dziedzinie biologji, a naturalnym skutkiem – błogosławiony dobrobyt duchowy i materjalny społeczeństwa31.

Józef Kostrzewski ukazując niedostateczny stan polskiej prehistorii i związa-nego z nią muzealnictwa, rysował konsekwencje tego stanu rzeczy w czarnych barwach.

Nie opracowując zabytków naszych sami – pisał – i nie uprzystępniając ich zagra-nicy, dla której nasza prehistorja ma wprost wyjątkowe znaczenie, doczekaliśmy się tego, że cały szereg pierwszorzędnych zagadnień naszych pradziejów

opraco-wany został przez obcych (Undset, Kossinna, Jahn, Wahle, Aberg, Almgren),

urzą-dzających do Polski wyprawy, jakby do jakiejś Afryki środkowej. Że zaś nawet badacze nie niemieccy, naprzykład Szwedzi, patrzą na zjawiska naszej prehistorii najczęściej przez niemieckie okulary, nic zatem dziwnego, że ocena rozmaitych zagadnień naszych pradziejów przez owych badaczy »neutralnych« wypada rów-nież często karykaturalnie spaczona i mimowoli tendencyjnie, przynajmniej, o ile wchodzi w grę ustalenie przynależności etnicznej poszczególnych kultur prehisto-rycznych32.

Kostrzewski wskazał także na konsekwencje polityczne zaniedbań na polu stu-diów prehistorycznych.

29 Tamże, s. 131. 30 Tamże, s. 134–135. 31 Tamże, s. 144.

(14)

Naród, pozbawiony własnej twórczości naukowej, skazujący się dobrowolnie wy-łącznie na rolę spożywcy wytwórczości obcej, spychany będzie także politycznie coraz bardziej do roli drugorzędnej, a w każdym razie pozbawia się lekkomyślnie najważniejszego bodaj narzędzia w walce o byt i o uzyskanie należnego miejsca wśród innych narodów33.

Ocena polskiej historiografi i przedłożona przez Kazimierza Tymienieckiego nie była tak radykalnie krytyczna. Postulując badania syntetyczne, niezbędne jego zdaniem w nowej sytuacji politycznej, przestrzegał przed pokusą ich jednostron-ności, widział zagrożenia.

Syntetyczna myśl historyczna, – podkreślał – służąc życiu, nie może się jednak podporządkować jego każdorazowym nakazom. Celem jej jest zawsze odszuka-nie prawdy, a odszuka-nie pouczeodszuka-nie zapomocą dowolodszuka-nie zestawionych faktów służących do udowodnienia zgóry postawionej tezy. Dla ustalenia prawdy dziejowej nauka musi rozporządzać odpowiedniemi środkami, których zaniedbanie jest niemniej groźne, jak zarzucenie samej myśli syntetycznej. Sprawdziany prawdy istotnej w naukach społecznych i historycznych są bardziej subtelne i mniej widoczne ani-żeli w naukach przyrodniczych, tem większy jednak wysiłek musi być zwrócony ku ich wydoskonaleniu. Fałszywa koncepcja przeszłości może i musi się odbić w fałszywem pojmowaniu teraźniejszości34.

Mocno przy tym podkreślał jednak konieczność uniezależnienia się, także ze względów politycznych i „moralnych”, od wpływów obcej historiografi i, zbliżając się tutaj do poglądów Kostrzewskiego. Szczególne zagrożenia widział w proble-matyce śląskiej, interpretowanej głównie z niemieckiej perspektywy. Prowadziło to Tymienieckiego do konkluzji, że:

Obok nauk społecznych również i nauki historyczne przygotowują nas do zmie-rzenia się z zagadnieniami, jakie stawia samo życie, a obok tego pogłębiają naszą świadomość jako grupy etnicznej i kulturalnej, pozwalając przez to właściwiej ustosunkować się wobec innych grup i broniąc przed dezorjentacją i zastrasze-niem ze strony silniejszego lub bardziej przedsiębiorczego35.

Edward Taylor zagrożenia z perspektywy nauk ekonomicznych postrzegał głównie w kategoriach edukacyjnych. Wskazywał na niedostatek podstawowej wiedzy ekonomicznej zarówno wśród obywateli RP, jak również jej politycznych elit i wynikające stąd daleko idące konsekwencje. W tym pierwszym przypadku zauważał, iż:

[…] atmosfera naszego życia kulturalnego tak była zawsze daleka od wszelkich zagadnień gospodarczych, tak jest jeszcze historycznie urobiona pod wpływem tradycyj szlacheckich życia »sielskiego« bez troski i wytężenia, oddalona od wszelkich zagadnień państwowych, będących w ścisłym związku z gospodarcze-mi, że szeroki nasz ogół stoi wprost bezradny tak intelektualnie jak psychicznie

33 Tamże, s. 161.

34 K. Tymieniecki, Historja, „Nauka Polska” t. V, 1923, s. 164. 35 Tamże, s. 170.

(15)

wobec nowych zagadnień, stawianych przez życie w nowoczesnem własnem pań-stwie, w którem zagadnienia gospodarcze wysuwają się na plan pierwszy36.

Daleko idące konsekwencje tego stanu rzeczy wiązał z krytyką przyjętych przez polityków rozwiązań, przynoszących polskiej gospodarce znaczne straty. Wymie-nił w tym kontekście przykładowo doktrynalne, nie oparte o analizy ekonomiczne ustanowienie „ustroju rolnego”, częściową reglamentację obrotu gospodarczego w pierwszych latach funkcjonowania odrodzonego Państwa Polskiego, dopuszcze-nie do infl acji w tym okresie. W „kwestii robotniczej” zauważał, że:

[…] spory między kapitałem a pracą, które na zachodzie bywają załatwiane przez fachowe obliczenia z obu stron ludzi, wykształconych ekonomicznie i znających swój przedmiot, u nas załatwia się w drodze politycznej agitacji i na wiecach37,

co prowadziło jego zdaniem do absurdu, przynosząc straty całemu społeczeń-stwu, w tym „warstwom robotniczym”. W konkluzji Taylor podkreślał, że:

[…] rozpowszechnienie wykształcenia ekonomicznego, zrozumienia zagadnień gospodarczych i sposobu myślenia ekonomicznego nie usunie z pewnością ani gry interesów materjalnych ani sugestii różnych doktryn społecznych. Jednakże jest ono jedynym środkiem dla zakreślenia im właściwych granic, zmuszając je do występowania z odsłoniętem obliczem, bez osłonek mętnej frazeologji i różnych ogólnych rzekomo argumentów38.

W tomie X z 1929 r., z perspektywy dekady redakcja „Nauki Polskiej” ponowiła próbę diagnozy stanu nauki krajowej. Środowisko poznańskich profesorów, a pod tym mianem należy rozumieć tych badaczy, którzy swoje losy z Uniwersytetem Poznańskim związali na dłużej, i nie były to związki incydentalne, reprezentowało zaledwie sześciu autorów. Wobec ogólnej liczby 75 referentów z wszystkich pol-skich środowisk naukowych nie stanowi to liczebnie znaczącej reprezentacji. Na-leżeli do niej wszelako wybitni uczeni: gleboznawca Feliks Terlikowski, botanik Józef Paczoski, fi lozof Michał Sobeski, psycholog Stefan Błachowski, socjolog Florian Znaniecki oraz archiwista Kazimierz Kaczmarczyk.

Feliks Terlikowski w swoim tekście Stan i potrzeby dzisiejszej nauki

glebo-znawstwa u nas postrzegał uprawianą przez siebie dyscyplinę jako praktyczną

i przestrzegał przed jej niedocenianiem. Diagnoza nie była optymistyczna.

Brak więc z jednej strony ośrodka, w którym mogłaby rozwinąć się inicjatywa badań ściśle naukowych, niekrępowanych wymaganiami stale i szybko rozwijają-cej się techniki produkcji roślinnej – podsumowywał stan tej dyscypliny – z dru-giej zaś strony brak gruntowniejszego przygotowania z zakresu nauk o siedlisku w wykształceniu zwłaszcza botanicznem wydziałów przyrodniczych będzie się dawał niekorzystnie odczuwać39.

36 E. Taylor, Nauki ekonomiczne, „Nauka Polska” t. V, 1923, s. 172–173. 37 Tamże, s. 175.

38 Tamże.

39 F. Terlikowski, Stan i potrzeby dzisiejszej nauki gleboznawstwa u nas, „Nauka

(16)

W jego wizji „gleboznawcy, zajmujący katedry wydziałów rolnych lub leśnych, siłą rzeczy muszą nadawać swym badaniom kierunek w przeważnej mierze stosowa-ny, jako wynikający z atmosfery zamkniętego programu nauczania oraz konieczno-ści twórczej pracy naukowej dostosowanej do charakteru tych wydziałów”40.

Artykuł Józefa Paczoskiego Potrzeby botaniki odbiega od typowego przeglądu instytucji naukowych i dydaktycznych wraz z ukazaniem ich niedomagań, choć takie treści również zawiera. Określił w nim w sposób pionierski zakres fi tosocjo-logii i fi togeografi i.

Nauki powyższe – pisał – tem się różnią od nauk prostszych, jak np. fi zyka i chem-ja, że przedmioty ich badań ściślej są uzależnione od warunków otoczenia czyli środowiska, a więc zmieniają się i w czasie i w przestrzeni w zależności od zmian w samem środowisku, które je kształtuje i wybiera, a więc uzgadnia ze sobą41.

W związku z tym prezentował wizję możliwie szeroko zakrojonych, zaawanso-wanych form ścisłej ochrony przyrody.

Ponieważ – jak wskazywał – dla badań naszych nietylko najcenniejszemi, ale czę-sto i jedynie możliwemi są te wzory, które nie są zniekształcone, przychodzimy do wniosku, że jednym z najistotniejszych warunków badań fl orystycznych, jak i w ogóle fi zjografi cznych, będzie pozostawienie możliwie największej liczby

rezer-watów, w których przyroda będzie ochroniona całkowicie od rujnujących ją

wpły-wów, pośrednio lub bezpośrednio wynikających z działalności człowieka42.

Zawracał jednak uwagę podejmowany przez niego kontekst społeczny tego procesu.

Stosunki geografi czne interesujących nas zjawisk, kształtowanie się ich na miej-scowem podłożu wysuwają również na plan pierwszy postulat badania ich przez ludzi zamieszkujących to właśnie terytorium. O ile prawdy powszechne mogą być zapożyczane z zewnątrz, o tyle poznanie przyrody własnego kraju musi być doko-nane przez jego gospodarzy43.

Z takiej postawy wynika postulat Paczoskiego, dotyczący decentralizacji towa-rzystw naukowych.

Głos Michała Sobeskiego nawiązujący do potrzeb estetyki był bardziej prag-matyczny. Ocenił on jej poziom jako niski. Wywodził tę diagnozę m.in. z jej gra-nicznego charakteru pomiędzy fi lozofi ą i sztuką oraz późnymi, na gruncie polskim, narodzinami. Nie dawało to większych szans na publikacje w branżowych perio-dykach, na samodzielną egzystencję naukową. Pominąwszy, wskazywane przez Sobeskiego, środki zaradcze natury organizacyjnej ważne jego zdaniem:

[…] byłoby stworzenie odpowiedniej atmosfery naukowej, opartej przedewszyst-kiem na wymianie myśli zapomocą wykładów dyskusyjnych w obrębie właści-wych towarzystw naukowłaści-wych. Czynią to w pewnej mierze nasze towarzystwa

40 Tamże, s. 113–114.

41 J. Paczoski, Potrzeby botaniki, „Nauka Polska” t. X, 1929, s. 172. 42 Tamże, s. 173.

(17)

fi lozofi czne. […] Atmosfera naukowa zależna jest oczywiście od atmosfery kul-turalnej społeczeństwa. Póki nasza kultura artystyczna – poza wyjątkami, jakie w pewnym stopniu stanowią Kraków i Warszawa – nie dźwignie się na wyższy poziom, póki w naszem życiu jednostkowem i społecznem nie będzie większej roli odgrywała sztuka, nie możemy liczyć na zjawienie się silniejszego pędu ku teorji sztuki. Stworzenie takich warunków dla nauki nie jest już, naturalnie, rzeczą samej nauki44.

Stefan Błachowski odnosząc się do swoich pesymistycznych rozważań z 1918 r. nieco odważniej już kreślił perspektywy psychologii, choć nadal z wątka-mi krytycznywątka-mi. Podkreślał, że:

Projekty, zasadniczo słuszne, tworzenia Studjów Pedagogicznych w uniwersyte-tach nie zostały dotychczas zrealizowane. Psychologja w tych Studjach będzie musiała odgrywać znaczną rolę jako psychologja wychowawcza. Nie czekając, aż okoliczności umożliwią zorganizowanie całych Studjów, należałoby utworzyć we wszystkich uniwersytetach katedry psychologji wychowawczej. Ważne zadanie w spotęgowaniu ruchu psychologicznego powinno również przypaść pracowniom psychologicznym i psychotechnicznym niezwiązanym z uniwersytetami45.

Błachowski widział potrzebę wzajemnych relacji między tymi grupami instytu-cji psychologicznych. Zauważył jednak przeszkody.

[…] niektóre pracownie psychotechniczne starały się o nawiązanie kontaktu z uniwersytetami, – pisał – ale tutaj natrafi ały […] właśnie na trudności ze strony uniwersytetów. To zachowanie się uniwersyteckich przedstawicieli psychologji wypływa, zdaje mi się, z dwóch źródeł: po pierwsze z pewnej nieufności wo-bec poczynań pracowni psychotechnicznych i z obawy zbytniego angażowania się w instytucjach, na które nie ma się dostatecznego wpływu, […] po drugie z nieznajomości sposobów prowadzenia takich z życiem praktycznem związanych pracowni46.

Florian Znaniecki w stosunku do uprawianej przez siebie dyscypliny, socjolo-gii, podobnie jak wielu innych autorów „Nauki Polskiej” wobec ich własnych uwa-żał, że: „Niema prawdopodobnie nauki, któraby w Polsce była traktowana równie po macoszemu”. Twierdząc, że „[…] socjologja jest praktycznie najważniejszą ze wszystkich nauk humanistycznych ze względu na niezmierzone możliwości za-stosowania jej wyników”47. I taki wachlarz stosowalności socjologii, sięgający każdej niemal dziedziny życia społecznego, przedstawił. Uważał przy tym to za:

[…] jedynie przykłady z olbrzymiego kompleksu tych zagadnień, które muszą być zbadane socjologicznie, aby państwo w swem planowem działaniu mogło się oprzeć na niezbędnych teoretycznych podstawach. Opracowanie samego

tyl-44 M. Sobeski, Kilka uwag o potrzebach estetyki polskiej, „Nauka Polska” t. X, 1929,

s. 463.

45 S. Błachowski, Kilka uwag o stanie i potrzebach psychologji, „Nauka Polska” t. X,

1929, s. 466.

46 Tamże, s. 467.

(18)

ko programu badań nad któremkolwiek z wyliczonych tu zagadnień wymaga już gruntownej, a specjalnej wiedzy socjologicznej i nie może być powierzone amato-rowi lub specjaliście z jakiejś innej dziedziny48.

Wychodząc z takiego założenia postulował powołanie

[…] dwu odrębnych instytucyj badawczych: jednej ściśle teoretycznej, zakro-jonej na mniejszą skalę i prowadzącej badania socjologiczne bez względu na praktyczne zastosowania; drugiej, obszerniejszej, której zadaniem byłoby przy-gotowywanie danych do natychmiastowego praktycznego zużytkowywania na usługach państwa49.

Za zalążek instytucji pierwszego typu uważał stworzony przez siebie w Pozna-niu Polski Instytut Socjologiczny. Stojąc na stanowisku, że:

Ignorowanie lub powierzchowne tylko rozpatrywanie czynników specyfi cznie społecznych powoduje, że oparta na takich studjach polityka ma skutki zupełnie odmienne od zamierzonych, lub też oprócz zamierzonych przynosi skutki ubocz-ne, niepożądane i nieraz niepostrzeżoubocz-ne, a może ważniejsze od zaobserwowa-nych.” – proponował powołanie Instytutu Socjologii Stosowanej50.

Kazimierz Kaczmarczyk dokonał przeglądu potrzeb na polu archiwistyki. Uka-zał palącą konieczność poprawienia stanu materialnego, kształcenia kadry archiwal-nej i podniesienia jej uposażenia. Tylko w takich warunkach można było w świetle jego poglądów podnieść rangę polskiej archiwistyki tak, aby spełniała właściwie przypisane jej role naukowe i administracyjne. Zawarte w tekście Kaczmarczy-ka postulaty i oczekiwania nie odbiegały swoim charakterem od przedstawianych przez przedstawicieli większości dyscyplin naukowych na łamach „Nauki Polskiej” w pierwszych latach niepodległości. Uzupełnił je wizją struktury archiwów w Polsce. Wskazał jednocześnie na konieczność publikowania katalogów archiwalnych i „[…]

źródeł, najstarszych naszych ksiąg sądowych i innych, tudzież najcenniejszych

ak-tów do czasów nowszych, jak to się dzieje w innych państwach”51. Najpilniejszym zadaniem była jednak według autora:

[…] rewindykacja archiwaljów państwowych, znajdujących się w zbiorach nie-państwowych, do których dostały się nieraz w czasach zaborczych przez niesu-mienność urzędników lub inną drogą. […] Niemniej pilną sprawą jest scalenie

aktów i ksiąg państwowych tych samych władz i urzędów, podzielonych często

między różne archiwa państwowe, takie bowiem rozbicie utrudnia badania nauko-we i w praktyce nie pozwala na należyte wyzyskanie wszystkich materjałów do danej kwestii52.

Rosnąca marka „Nauki…” jako pisma naukoznawczego spowodowała z bie-giem czasu uznanie tego nurtu wydawniczego za główny, tomy o takim

charakte-48 Tamże, s. 493. 49 Tamże, s. 494. 50 Tamże, s. 495–496.

51 K. Kaczmarczyk, Potrzeby naszych archiwów, Nauka Polska” t. X, 1929, s. 522. 52 Tamże, s. 523.

(19)

rze wydawca przyjął za „normalne”. To wyraźne przewartościowanie celów, jakim winien służyć periodyk, z zarysowaną wizją misji w tym drugim przypadku. Ta dwoistość funkcji „Nauki Polskiej” rzadko bywa podkreślana przez historyków nauki, akcentujących raczej jej naukoznawczą unikalność w ówczesnej Europie.

Ta rzeczywiście rodziła się już od pierwszych tomów, z rosnącą świadomo-ścią redakcji wydawnictwa w tym zakresie, widoczną w artykułach wstępnych do tomu IV i X NP. Owa ceniona coraz bardziej unikalność naukoznawcza periodyku wynikała z publikacji oryginalnych programów takich badaczy, jak Florian Zna-niecki, Stanisław Ossowski czy Tadeusz Kotarbiński, ale także innych. W latach kształtowania się „Nauki…” jako regularnie publikowanego czasopisma, badacze ci byli dopiero u progu projektowania swoich wizji badań nad nauką, które później twórczo rozwijali. Inspiracje intelektualne nie płynęły ze strony redakcji „Nauki Polskiej”. Jej rosnąca rola polegała natomiast na coraz bardziej świadomym bu-dowaniu forum dyskusyjnego nad tą problematyką, które ten proces wspierało. Z biegiem czasu, od 1929 r., powstała w ramach Działu Naukowego Kasy Mia-nowskiego kolejna jego odsłona – Koło Naukoznawcze, którego dorobek także publikowano na łamach pisma. Kluczowa rola redakcji, zapewne samego Stani-sława Michalskiego, polegała na stworzeniu coraz bardziej zaawansowanych form wymiany myśli naukoznawczej, nie ingerując zbytnio w jej treści. Redakcja „Na-uki Polskiej” wykorzystała oryginalny dorobek grupy polskich badaczy, tworząc odrębne platformy dyskusyjne, formułujące podstawy samodzielnej dyscypliny badawczej, a w dalszych zamierzeniach odrębnie sprofi lowanego instytutu badaw-czego. Poznańscy uczeni mieli w tym procesie swój udział.

Spośród twórców wielkich programów naukoznawczych z Poznaniem zwią-zany był w okresie międzywojennym Florian Znaniecki, fi lozof i socjolog kul-tury międzynarodowej rangi, twórca koncepcji „współczynnika humanistyczne-go”, zakładającej interpretację badanej rzeczywistości „oczyma jej uczestników”. Od 1920 r. profesor socjologii w Uniwersytecie Poznańskim, organizator tamże w 1921 r. Instytutu Socjologicznego, w 1930 r. założyciel czasopisma Przegląd

Socjologiczny. W 1923 roku opublikował on na łamach tomu V „Nauki Polskiej”

artykuł pt. Przedmiot i zadania nauki o wiedzy. Już we wstępie redakcyjnym suge-rowano potrzebę specjalistycznych badań nauki w wyodrębnionym obszarze stu-diów. Nie wynikało to bezpośrednio z istniejących, wcześniejszych tradycji w tym zakresie. W każdym razie redakcja „Nauki…” wprost się do nich nie odwoływała. Głównym, prezentowanym powodem była konieczność systemowej analizy na-pływającego do redakcji materiału, a w konsekwencji stworzenia ogólnopolskiego forum dla takiego dyskursu.

W tych warunkach pojawiła się rozprawa Floriana Znanieckiego, mieszczą-ca się w jego kulturowym programie socjologicznym. „Przedmiotu i zadań nauki o wiedzy” poszukiwał „[…] poza zakresem czysto epistemologicznej, logicznej lub historycznej refl eksji […]”, a dokładniej „[…] w łonie każdego z owych daw-niejszych typów refl eksji nad wiedzą pewnych problematów, które nie dawały się pomieścić w jego tradycyjnej sferze”53. Nie oznaczało to w jego interpretacji

(20)

marginalizacji wymienionych obszarów refl eksji nad nauką, lecz koniczność kon-struowania na ich rubieżach autonomicznego obszaru badawczego, stawiającego odmienne pytania badawcze, wyposażonego w odrębną teorię. Tylko taka sytuacja dawała szansę ukształtowania nowej dyscypliny, samodzielnie badającej naukę jako zjawisko społeczne.

[…] z epistemologji, z logiki i z historji wiedzy – pisał – wyłaniają się kompleksy zagadnień empirycznych, które wyraźnie zaczynają stanowić odrębną dziedzinę badań. […] Dziedzina ta wzbogacać się zaczyna także empirycznemi badaniami nad wiedzą, powstałemi dzięki inicjatywie dwu względnie nowych nauk, których początkowe uroszczenia rozciągały się na całą sferę życia kulturalnego. Mamy tu na myśli t. zw. psychologię i socjologję poznania54.

Empiryczność badań jawi się w koncepcji Znanieckiego jako jedna z cech kon-stytutywnych projektowanej dyscypliny, dostrzegał też jej praktyczne znaczenie.

Potrzeba wydzielenia i uniezależnienia empirycznej teorji wiedzy, jako osobnej nauki o własnych zadaniach i metodzie, wypływa jednak nietylko z teoretycz-nych, ale i z praktycznych względów. Teorja wiedzy powinna stać się podstawą wszelkich praktycznych usiłowań pobudzenia, rozszerzenia, organizacji i udosko-nalenia pracy naukowej – i konieczność jej coraz więcej uczuwać się daje55.

Jego wizja socjologii kultury, wiodąca go ku koncepcji „współczynnika huma-nistycznego”, o której już sporo napisano, jest widoczna także i w tych rozważa-niach. Podkreśla bowiem, że uczony:

Występując w roli badacza, nie ma on prawa zastanawiać się nad tem, czy zjawiska, dane mu jako »wiedza« pewnej epoki i społeczeństwa, są istotnie wiedzą z punktu widzenia tego ideału poznania, który on sam uznaje jako rozstrzygający, czy i w jakiej mierze są one nietylko zjawiskami, ale i prawdami w jego oczach, logicznie uzasad-nionemi wobec tych sprawdzianów, jakie on sam obecnie przyjmuje. Takie usunięcie wartościowania badanych zjawisk z badań nad wiedzą może być trudne wobec tego, że sami, tworząc lub przyjmując teorje naukowe, przywykliśmy poddawać krytyce cudze i własne twierdzenia. […] jasnem jest, że musi w wyborze zjawisk do badania stosować się do sprawdzianów prawdziwości, uznawanych przez ludzi, którzy dane zjawiska poznawcze przyjmowali lub przyjmują za prawdziwe, musi uważać za »wie-dzę« to wszystko, co w badanych przezeń okresach i zbiorowościach było lub jest za wiedzę uznawane. Tym sposobem jedynie uniknie on niebezpieczeństwa podsuwania pod zjawiska zgóry powziętej koncepcji o właściwej istocie tych zjawisk, naginania danych historyczno-kulturalnego doświadczenia do swego subjektywnego przeko-nania, jakiemi te dane być powinny. Takie postępowanie teoretyka wiedzy zgodnem będzie z ogólną wytyczną wszystkich nauk humanistycznych, których zasadniczą ce-chą, w odróżnieniu np. od nauk przyrodniczych, jest rozpatrywanie badanych zjawisk w tej postaci, w jakiej były one lub są faktycznie doświadczane przez ludzi, mających z niemi praktycznie do czynienia, czyli przez jednostki i grupy, żyjące w odnośnych historycznych okresach i miejscowościach56.

54 Tamże, s. 6. 55 Tamże, s. 9. 56 Tamże, s. 11–12.

(21)

Ten wątek wystąpił także w innych tekstach tego autora, szczególnie doty-czących społecznej roli uczonych. Za główny przedmiot teorii wiedzy Znaniec-ki przyjmował „wartości poznawcze” i „czynności poznawcze”, ukazywał także związek genetyczno-logiczny zachodzących w nauce zjawisk. Jednakże podkre-ślał w tym kontekście, że: „Niema nauki, w której by faktycznie nie współistniały czynności i wartości poznawcze, odpowiadające różnym historycznym szczeblom rozwoju wiedzy”57. Do historii nauki, czy raczej wiedzy właśnie, przywiązywał dużą wagę. Pisał bowiem:

Porównanie aktualnie doświadczanych współczesnych zjawisk poznawczych z temi, które odtwarzamy na podstawie historycznie dostępnych materjałów, po-winno się stać równie płodną metodą w teorji wiedzy, jak porównywanie aktualnie obserwowanych i sztucznie wywoływanych procesów biologicznych z danymi paleontologji, anatomji porównawczej, geografji zwierząt i roślin etc. w zakresie genetycznych badań biologji58.

Prace naukoznawcze Znanieckiego były analizowane przez historyków so-cjologii, w tym przez Jerzego Szackiego, jednakże raczej pod kątem znaczenia tego nurtu jego studiów w całości jego dorobku socjologicznego, ze szczególnym uwzględnieniem modyfi kowanej przez całe zawodowe życie koncepcji „współ-czynnika humanistycznego”. Także tom, poświęcony temu uczonemu w serii „Klasycy Nauki Poznańskiej” Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk obej-muje głównie tę problematykę.

Choć więc Znaniecki w swoim studium sporo miejsca poświęcił historii wie-dzy, to zgodzić się należy ze Stefanem Zameckim, że jego propozycje w tym za-kresie nie stały się źródłem inspiracji dla historyków nauki.

Znaniecki jako teoretyk naukoznawstwa nie został badawczo skonsumowany w gro-nie historyków dziedziny »nauka« – pisał przywołany autor. Trudno zrozumieć dla-czego polscy historycy nauki dziedziny »nauka« […] zignorowali fakt napisania przez Znanieckiego omawianej wyżej rozprawy [Przedmiot i zadania nauki o

wie-dzy – przyp. J.J.], nawet nie podejmując polemiki z jego poglądami, nie mówiąc już

o wyrażeniu swej aprobaty. Pisarstwo jego nie należy wszak do tuzinkowych59.

Historycy nauki hołdowali często kumulacyjnej wizji rozwoju nauki. Podejmo-wane od lat 60. minionego stulecia próby konstruowania społecznej wizji dziejów nauki opierały się częściej na pracach T. S. Kuhna czy też L. Flecka (w tej ko-lejności, wbrew chronologii powstawania ich dzieł), nie zaś Znanieckiego, choć próby popularyzowania jego dorobku od lat 80. są już widoczne. Stefan Zamecki zauważa, iż:

[…] interesujące jest zwrócenie uwagi Znanieckiego na występowanie rewolucji naukowych w sferze poglądów. Suponować można, że niektóre poglądy,

rozpro-57 Tamże, s. 27. 58 Tamże, s. 27–28.

59 S. Zamecki, Problematyka naukoznawcza na łamach periodyku „Nauka Polska. Jej

Po-trzeby, Organizacja i Rozwój”. Studium historyczno-metodologiczne. Lata 1918–1947;

(22)

szone w jego rozprawie mogły inspirować późniejszych autorów […] Ludwika Flecka, a za jego pośrednictwem Thomasa Samuela Kuhna60.

Zagadnienie to było jednak obszarem refl eksji Jerzego Kmity. Poznański meto-dolog ukazał związki pomiędzy koncepcją Znanieckiego, a teorią paradygmatów, choć nie rozstrzygnął kwestii mechanizmu recepcji myśli Znanieckiego, o którą pytał Zamecki.

Rezultaty praktyki badawczej danego okresu historycznego, w szczególności teo-rie naukowe wyposażone są w określony społeczny współczynnik humanistyczny. – pisał – [...] Składa się nań aktualna społeczna świadomość metodologiczna oraz akceptowane na jej gruncie dotychczasowe rezultaty badawcze. [...] Poza tego rodzaju zlokalizowanym historycznie współczynnikiem humanistycznym teoria naukowa nie istnieje jako społeczny twór kultury. Oczywiście społeczna świa-domość metodologiczna ulega zmianom rozwojowym, odpowiednio metodolo-giczno-teoretyczne współczynniki humanistyczne następujących po sobie teorii różnią się od siebie niejednokrotnie w sposób radykalny. Jeżeli przeto zakłada się możliwość uniwersalnego, ponadczasowego porównywania logiczno-»empi-rycznego« poszczególnych teorii, to jest to przejaw ahistoryzmu w traktowaniu owej świadomości metodologicznej. [...] Tak więc ci wszyscy, którzy nie zdają sobie sprawy z faktu, że teoria naukowa jest określonym obiektem kulturowym z uwagi na odpowiedni współczynnik humanistyczny, a tym bardziej z faktu, że ów współczynnik ukonstytuowany jest przez zmienny historycznie obszar świadomo-ści społecznej, po prostu abstrahują akceptowane przez siebie (niekiedy w trybie czysto indywidualnym) normy i dyrektywy metodologiczne. W gruncie rzeczy zatem głównym osiągnięciem T.S. Kuhna jest wprowadzenie własnego terminu »paradygmat« dla metodologiczno-teoretycznego współczynnika

humanistyczne-go kolejnych stadiów rozwoju wiedzy naukowej oraz podkreślenia jehumanistyczne-go roli jako

społeczno-subiektywnej bazy wykrystalizowania się standardu »naukowości«61.

Zarówno Znaniecki, jak również Kmita w swoich koncepcjach nauki dużą wagę przywiązywali do genezy w procesach kształtowania się systemów wiedzy, choć postrzegali je odmiennie. Dla Znanieckiego istotny był związek genetyczno-logiczny, czy też „genetyczno-opisowa systematyka zjawisk poznawczych”, a dla Kmity funkcjonalno-genetyczny. Trudno jednak stwierdzić, czy ten drugi inspiro-wał się myślą pierwszego w tej materii.

W praktyce historiografi cznej polscy historycy nauki nie sięgali po inspiracje tkwiące w koncepcjach Floriana Znanieckiego, choć walor płodności intelektual-nej w tym zakresie zachowały one do dziś. Szczególnie tam, gdzie odnoszą się do zmiennych zakresów wiedzy naukowej w przeszłości oraz cyrkulacji idei nauko-wych i ich adaptacji w różnych środowiskach kulturonauko-wych. Problematyka ta jest obecnie wśród europejskich i amerykańskich historyków nauki bardzo aktualna.

Odmienne w swoim charakterze są prezentowane na łamach „Nauki Polskiej” poglądy Jana Rutkowskiego. Poznański historyk skupił swoją uwagę na relacjach pomiędzy organizacją pracy naukowej z perspektywy płodności intelektualnej

po-60 Tamże, s. 56.

(23)

dejmowanych badań. Poświęcił tej problematyce trzy teksty: Organizacja nauki

a postęp nauki („Nauka Polska”, t. XIV), Uwagi krytyczne o zjazdach naukowych

(„Nauka Polska”, t. XIX) oraz Twórcza praca naukowa a uniwersytety („Nauka Polska”, t. XXI). Ostatni z wymienionych artykułów, poniekąd o podsumowują-cym charakterze, został opublikowany w 1936 r. jako referat wygłoszony w czasie obrad XXIV posiedzenia działającego przy Kasie Mianowskiego Koła Naukoznaw-czego (16.10.1935). Został on uznany za dość kontrowersyjny i wywołał ożywioną dyskusję uczestników. Jej szczegółową analizę przeprowadził Stefan Zamecki62.

Główną tezę pierwszego z wymienionych artykułów określa jego podtytuł

Kil-ka uwag o przeroście organizacji nauki, choć autor odnosi je głównie do nauk

humanistycznych. Wskazał tu m.in., iż „zbytnio rozwinięte czasopiśmiennictwo naukowe, przyczyniając się do rozrostu mikrografji i tandety naukowej, musi być uważane za czynnik destrukcyjny w rozwoju nauki”. Krytyką dotknął opracowa-nia zbiorowe, pisząc:

Zaprzęganie do pracy zbiorowej umysłów twórczych pewnego typu może być dla postępu nauki bardzo szkodliwe. Są bowiem umysły, które prawdziwie twórczo mogą pracować tylko w pewnych dziedzinach nauki, którą reprezentują, w dzie-dzinach szczególnie przez siebie umiłowanych63.

Podobny pogląd miał wobec ksiąg pamiątkowych, których okazjonalny charak-ter miał zdaniem autora nieść ze sobą więcej zagrożeń, niż korzyści naukowych.

W tak wielkiej liczbie w ostatnich czasach wydawane u nas księgi pamiątkowe zawierają niewątpliwie dużo cennych przyczynków naukowych. Trudno byłoby jednak przytoczyć choć jeden przypadek, w którym ta właśnie księga pamiątko-wa byłaby koniecznym pamiątko-warunkiem ukazania się w druku takiego pamiątko-wartościowego przyczynka naukowego64.

Kulturowe uwarunkowania powstawania tego typu wydawnictw nie były dla Rutkowskiego wystarczająco przekonywujące. Dyskusje naukowe akceptował tylko do granicy ich płodności naukowej, jej przekroczenie uważał już za szko-dliwe.

Skoro granice te zostaną przekroczone – pisał – dyskusje stają się jałowe lub ustają zupełnie. Posiedzenia zamiast korzyści zaczynają przynosić szkody, gdyż powodują stratę czasu uczestników i odrywają ich od płodnych zajęć naukowych65.

Bardzo zbliżone poglądy prezentował wobec towarzystw i zjazdów naukowych. „Praktyka zjazdowa uczy jednakże, – pisał odnosząc się do tej ostatniej sytuacji, – że z normalnej produkcji naukowej tylko bardzo nieznaczna część nadaje się do obrad zjazdowych”66. Myśl tę rozwinął w XIX tomie „Nauki Polskiej” w artykule

62 S. Zamecki, Problematyka naukoznawcza…, s. 247–260.

63 J. Rutkowski, Organizacja nauki a postęp nauki. Kilka uwag o przeroście organizacji

nauki, „Nauka Polska” t. XIV, 1931, s. 114.

64 Tamże, s. 115. 65 Tamże, s. 116. 66 Tamże, s. 117.

Cytaty

Powiązane dokumenty

W zdroworozsądkowym opisie materii przejście od atomu do materii skonden- sowanej wydaje się oczywiste.. Atomy łączą się

Stem cells come in different fl avors but have one common feature; they can be programmed to turn into any type of cell, any organ, any part of the human body if one directs

A przecież komórki także zawierają geny… I chociaż wprost tego tak się nie przedstawia, to jednak sądzę, że widoczny kontrast pomiędzy obawami wobec terapii genowych

These changes “without a very serious and broad debate, threaten with further divisions in the Polish scientifi c community, disorgani- zation of research and teaching,

Jej Potrzeby, Organizacja i Rozwój” od momentu swojego powstania w 1918 roku stało się forum dyskusji o kondycji nauki polskiej, diagnoz w tym zakresie, z czasem także

Appeal of Division I: Humanities and Social Sciences of the Polish Academy of Sciences to the Minister of Science and Higher Education of the Republic of Poland (draft).. 15

Duda Roman, »Historia matematyki w Polsce na tle dziejów nauki i kultury«,.

From a hundred-year perspective, six outstanding Poznan scholars have shared their refl ections and interpretations of the history of selected disciplines with the readers of Polish