• Nie Znaleziono Wyników

Robak z cukru

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Robak z cukru"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Małgorzata Baranowska

Robak z cukru

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (45), 172-179

(2)

K ą t (dosłow ny k ą t sali) w yznaczony do g ran ia m a w sw ej topo grafii p ro sto k ąt ław ek, z boku stojący d rew n ian y „w u cet” („skandaliczna góra S y n a j”) i okno. Okno — „niezw ykły p rzedm iot dzielący nas od śm ierci” — um ieszczone je s t w s tru k tu rz e p rzed staw ien ia jako rzecz i ro la jednocześnie. J e s t to K obieta za O knem — postać trz y ­ m ająca cały czas ram ę okienną i spoglądająca przez nią, k tó ra b ie­ rze u dział w akcji i rea liz u je w łasne zadania d ram atu rg iczn e (np. zachęca dzieci-staruszków do u d an ia się n a m ajów kę, co s ta je się początkiem sekw en cji „biegu śm ierci”). S ytuacje ro zg ry w an e są sym ultaniczn ie; czas je s t jednocześnie czasem dzieciństw a i s ta ­ rości. W zd erzen iu z „ tu i te ra z ” sp ek tak lu je s t on czasem w szech­ og arniającym , w iecznym czasem teraźniejszym . In tegralno ść tego te a tru pow oduje, że g ra ze śm iercią p o trak to w an a zostaje dosłow ­ nie i służy za p u n k t w yjścia m etafo ry k i spektaklu. T rzeba um rzeć, żeby zagrać w tea trz e U m arłej klasy. D la w idza brzm i to je d n a k optym istycznie.

T e a tr je s t ro d zajem ludzkiej g ry przeciw śm ierci... Rola jego pole­ g ałab y zatem n a tak im przekazie inform acji, k tó ry sta łb y się śro d ­ kiem przezw yciężenia ograniczoności człow ieka w czasie. D la te a tru pro blem te n dotyczy głów nie organizacji czasoprzestrzennej p rz e d ­ staw ienia. T e a tr w klasycznej swej postaci tra k to w a n y byw a jak o dosłow ny m odel św iata. U cieczka od tego ty p u m yślen ia d aje w swoich ek stre m a ln y c h próbach zjaw isko takie, ja k u B ecketta: ściągnięcie sen su d ra m a tu do w yłącznego „ tu i te ra z ” sp e k ta k lu . Śm ierć któregoś z b o h ateró w oznaczałaby po p ro stu koniec p rz e d ­ staw ienia i niem ożność jego pow tórzenia.

T e a tr K a n to ra przez ryg o ry sty czne w y odrębnienie i in teg raln ość fo rm y n aw iązu je raczej do klasycznych reg u ł sztuki, p rzeciw sta­ w iając się zdecydow anie ten d en cjom „sztuki o tw a rte j”. P ro b lem polega ty lk o n a tym , że K a n to r je s t w yjątkiem , działa sam i p e w ­ nie nie stw o rzy „ k ie ru n k u ” ani ,„szkoły”. Ze swoim T e a tre m Ś m ierci (tak p arad o k saln ie ożywczym) p łynie pod p rą d w spółczes­

nego życia teatraln eg o . A więc, póki co — póki nie będziem y w stan ie sprecyzow ać jaśniej (a m oże tylko odebrać) dobrodziejstw w szelkiego „ o tw arcia” w tea trz e — zostaw m y tam jeszcze tro c h ę m iejsca d la klasycznego ducha. Żeby znow u móc z radością p rzeczytać:

„P a n i X p rzez sześć w ieczorów w zdychała i um ierała...” .

Elżbieta Kalemba-Kasprzak

Robak z cukru

N a m ocy m ilczącego porozum ienia k ry ty k i i sztuki tzw . w ysokiego obiegu najczęściej zakłada się po p ie rw ­

(3)

sze: że k u ltu ra pochodzi w łaśnie ze sfe ry tw órczości „ w y so k iej” ; po drugie: że kicz je s t w obec k u ltu ry ja k b y czym ś egzotycznym . B ad ania k u ltu ry p o p u larn e j n a razie nie zm ieniają ogólnych w ty m w zględzie przek o n ań . K iedy zaczęłam zgłębiać m echanizm p re d e ­ sty n u ją c y śm ierć n a potężn ą p ro m o to rk ę kiczu, sam a u leg łam ty m dw óm stereo ty p o m i z p ew ny m tru d e m pow róciłam do dyskusji, ja k a n ieu sta n n ie toczy się w okół pojęcia kiczu.

Różnice poglądów w a h a ją się od całkow itego p o tępienia kiczu — zarów no jego pro d u cen tó w , ja k i odbiorców — do a k c ep ta cji n a ró w ni z in n y m i p rze jaw a m i sztuki. M iędzy ty m i sk ra jn y m i p u n k ta ­ m i w idzenia m ieszczą się różne fo rm y om ijania obecności kiczu w k u ltu rz e lu b pobłażliw ości w y rażającej się określeniem : „zostaw ­ m y ludziom ich sztuczne róże” .

Nie zap om in ajm y tak że o obłudzie spow odow anej „ tre s u rą k u ltu ­ r y ” . N ie chodzi t u n a w e t o snobizm , m ający w k u ltu rz e oprócz sk u tk ó w u jem n y c h tak że dodatnie, gdy sta je się m o to rem działań sztuki i d aje g w a ra n cje jej ochrony. Snob nie p rzy zn a się n ig d y do przyjem n ości podziw iania czegoś, czego nie w yp ad a podziw iać. N ależałoby raczej przytoczyć ciekaw e „zaburzenie o d b io ru ” , jak ie nastąpiło z okazji w y sta w y w M uzeum N arodow ym w W arszaw ie

Droga do niepodległości (A. M ora w ińsk a na sesji zw iązanej z tą w y ­

staw ą p rze d staw iła w y n ik i b ad ań re a k c ji n a zgrom adzone zbiory). O kazuje się, że m im o olbrzym iej fre k w e n c ji oceny b y ły w ięcej niż nieśm iałe, poniew aż „w ystaw a się niezw ykle podobała, a nie po­ w in n a ” . N iektórzy b ad an i przy zn ali się do tego w prost, p rzy zn ali się do d ezorientacji. U jaw n ił się w spółczesny akadem izm odbioru, zburzony przez przy jem n ość oglądania czegoś, co poza niego w y ­ kracza. Głośno w y m ien ian o arcydzieła sław nych m alarzy, re p re ­ zen tow anych tu w cale nie arcydziełam i, a po cichu zachw ycano się dziełam i całkow icie n ieporadnym i.

P ublicyści i niefachow cy zachow ali się m niej w ięcej ta k samo. P o d ­ dali się drakońskiej tresu rze, ja k ą sto su je w obec n as k u ltu ra . Ż y ­ jem y w k u ltu rze, gdzie dziecku m oże się jaw n ie podobać kicz, m o­ że się dzięki n iem u śm iać lub płakać, ale tobie — m łodzieńcow i, człow iekow i d o jrzałem u lu b starco w i — w ara. O stra cyzm te n do­

ty c z y nie ty le jak ich ś poszczególnych dzieł, ile sposobów objaw ia­ nia uczuć. Z chw ilą, k ied y zaczynam y ulegać zgubnym w zrusze­

niom, zaczyna działać w yuczony odruch.

Czy chciałabym ty m rozum ow aniem doprow adzić do w yw yższenia kiczu n a d „sztukę czy stą” — skądże znowu. C hciałam ty lk o p rz y ­ pom nieć, że jed ną z głów nych cech kiczu jest okazjonalność. I tu ju ż nic nas nie ochroni od ciągłego u sta la n ia n a nowo skali w a rto ­ ści różniącej się ze w zględu n a czas, m iejsce geograficzne, g ru p ę społeczną. M imo niepew ności sam ego pojęcia je s t ono w sta ły m i coraz szerszym użyciu, toteż coraz w ażniejsze w y d a je się nie

(4)

w y szukiw anie coraz to now ych przykładów kiczu, ale ja k n a jle p ­ sze rozpoznanie m echanizm u sam ego zjaw iska.

A je d n a k oczywiście m usiałam zacząć od od nalezienia p rzy k ła­ dów kiczu śm ierci. P rz y czym zauw ażyłam , że je st m i niezm ier­ nie tru d n o odnaleźć śm ierć w otaczającej m nie k u ltu rze. G dy chcia­ łam ją uchw ycić, z niezw ykłą siłą n arzucały m i się p rzy k ład y m e­ k sy k ań sk ie nieboszczyków w y rab ian y ch z różnokolorow ego cu k ru albo jak ie ś barokow e obrzędy z p rzepysznym te a tre m śm ierci. B y­ łam n a w e t skłonna sądzić, że tu, na Północy, o śm ierci się praw ie nie m ów i w siztuce w ysokiej, a kicz w y d aw ał m i się ja k b y m niej a g re sy w n y niż kicz k rajó w południow ych n a przykład . Z oriento­ w ałam się nagle, że żyjąc blisko z w zoram i w łasnej k u ltu ry , nie jeste m w stan ie gotowości do w y dzielania nagle jej niezbyw alnej części, czyli w ty m w y p ad k u jej stosu nk u do śm ierci. Zarów no obrazy śm ierci w sztuce w ysokiej, ja k i w sw ych n a trę tn y c h pow ie­ len iach o k azały się dla m nie przezroczyste.

Oczyw iście w zory, sym bole, em blem aty i kicze śm ierci otaczają nas bez p rzerw y . N asza pam ięć narodow a i szkolna p rzek azuje ciągle n a nowo R ozm ow ę M istrza Polikarpa ze Śm iercią, T re n y Ko­ chanow skiego, śm ierć z m iłością przem ieszane u M orsztyna, T esta ­

m e n t m ó j Słowackiego, L ilię W enedę, K onrada W allenroda, Ojca za- d żu m io n ych , opis śm ierci księdza R obaka w P anu Tadeuszu, że n a

ty m zakończę, w spom inając, że najw iększym dziełem narodow ym m ien ią się D ziady. Te dzieła, należące n iew ątpliw ie do k u ltu ry w y ­ sokiej i przynoszące w iedzę o doznaniu śm ierci, m ają niezliczoną liczbę epigońskich pow ieleń godnych m ian a kiczu. W iele z nich doczekało się w dw udziestym w iek u zilustrow ania kiczam i n iew ą t­ pliw ym i, przeznaczonym i u m yślnie do pow ielania, spłaszczającym i b ezlitośnie w tysięcznych nak ład ach pocztów ek sceny n iep o w tarzal­ ne.

Kicz osnuw a się w okół dokładnie ty ch sam ych w ydaw ałoby się p ro ­ blem ów , co sztu k a (nazw ijm y ją po p ro stu sztuką), a jed n a k osiąga co innego, co m ianow icie? K ic z przede w szystkim jest w ie lk im pocie­

szycielem . N ie należy sądzić, że tylko w śm ierci; spełnia dokład­

nie tę sam ą ro lę w obrazie miłości. K ażda k u ltu ra m a sw oje sposo­ by n a osw ajanie uczuć sk rajn y ch . I kicz, w ielom ów ny, a więc u d a­ jąc y szczery i bez osłonek, w istocie zakryw a to, co jednostkow e, tru d n e do przeżycia, niew ygodne w szczęściu i nieszczęściu. W swo­ jej m asow ej popularności zastęp u je m agię — oddala, zam aw ia, za­ okrągla, płacze gotow ym i łzam i, u k azu je czerw one serce, p rz e ra ­ żające, nie zawsze zrozum iałe sym bole p rzerab ia na stereo typ y. M ożna b y pow iedzieć, bez zw iązku z teoriam i ezoterycznym i, ale raczej po sługu jąc się p ew n y m i pojęciam i antropologicznym i: w k ażdej k u ltu rz e m ożem y dostrzec „m agię w ysoką” i „m agię n isk ą ” . P ierw sza, m istyczn a i obrzędow a; d ru g ą cechuje zredukow ana, ale

(5)

nagro m ad zo n a obrzędow ość, p rzeład ow ana em blem atyką. P ierw sza p rze jaw ia się m iędzy in n y m i w sztuce, d ru g a w kiczu. T en o statn i p o słu g u je się stereo ty p am i, sztam pam i, alegoriam i, ale je d n a k on ta k ż e m oże n a m dopiero w całej doniosłości w skazać n a pocieszy- cielskie znaczenie sym boli. W sw ojej „niskiej m agii” u sta n a w ia g ran ice tab u, z a stęp u je ta b u bezw zględności p raw d y i ta b u w y k ła d ­ ni sym bolicznej.

W ty m znaczeniu kicz, a ju ż zw łaszcza kicz dotyczący śm ierci m u ­ siał istnieć, odkąd istn ieje sztuka, m im o że samo pojęcie je s t ta k m łode. I nie chodzi tu o pow ściąganie uczuć, chodzi o pom ieszcze­ nie ich w sztyw ny ch ram ach stereotypu. Zachodzi tu zjaw isko przeciw n e „ tre su rz e k u ltu r y ”, p rzy n ajm n iej tak iej, w k tó re j trz e b a uczucia u k ry w ać. U żytkow nik kiczu przek o n an y jest, zw łaszcza w sk u te k gadatliw ości em blem atyki, iż w y raził sw e uczucia w ca­ łej pełni. A że nie n a ru sz y ł tab u , to ty lk o ty m m oralniejszy i ty m b ardziej pocieszony się czuje.

Kicz je s t sposobem „n iem ó w ien ia ” o śm ierci. P rzez sw oje pseudo- sym boliczne upozow anie, przez n a d m ia r obrzędow ości kicz p rez e n ­ tu je p raw d ę obłaskaw ioną, łatw o uogólnioną. N ajw ażniejszą cechą tego pocieszającego uogólnienia s ta je się w łaśnie pow tarzalność, sztam pa nadziei d la żyw ych. D w udziesty w iek najb ard ziej nasyco­ n y je s t kiczem , zarów no z pow odu nie spotykanego dotąd rozw oju k u ltu ry m asow ej, ja k i z pow odu w yjątkow ego heterogenicznego c h a ra k te ru k u ltu ry w spółczesnej. M ożna by powiedzieć, że w iek ten, u w ażan y za n ajb ard ziej tragiczny, w yprodukow ał n ajw ięk szą liczbę zarów no m aterialn y ch , ja k duchow ych przedm iotów taniego pocieszenia.

P rz y k ła d e m posłużą m i tu zw łaszcza pocztów ki, ale „w yo braźn ia pocztów kow a” nie pozostaje bez ścisłych zw iązków z w yo b raźnią literack ą, nie m ów iąc już o sztu k ach plastycznych. Zw łaszcza a k a ­ dem izm św ięci triu m f w św iecie p rzy jem nej u łu d y pocztów kow ej. D zięki nie k o n trolo w an em u zalew ow i w ydaw nictw ty ch m ałych k arton ikó w , nie szan u jący ch zbytnio p ra w autorskich, zd a rz a ją się często w ypadki, że jed e n obraz służył w rep ro d u k cji pocztów kow ej w ielu różn ym sym bolicznym tem atom dzięki zm ianie podpisu, co zresztą łączyło się n a p rzy k ła d z faktem , iż kolejna rep ro d u k c ja w y kon an a została w in n y m p aństw ie, nie tylko w innej oficynie. P rzed e w szystkim przy p o m n ijm y , n a jak ie la ta przypada panow anie „niskiej m agii” uczuć pocztów kow ych: 1900— 1920. W tedy w y ­ kształcił się sym boliczny język pocztówki, k tó ry następ nie zaczął gw ałtow nie redukow ać się i ginąć.

L a ta ro zk w itu „w y ob raźn i pocztów kow ej” p rzypadły na okres, gdy sym bolizm y dziew iętnastego w iek u przeszły ju ż stadium stereo ty p u . A kadem izm daw no gościł n a ścianach m ieszkań w niezliczonych kopiach. Je d e n k ro k stąd do p rzesy łan ia ich d rogą pocztową. W śród u lu b ion ych tem ató w pocztów ki poczesne m iejsce zajm ow ała śm ierć. K anon s ta ra ł się om ijać śm ierć ze starości lub in ne „n ieestety

(6)

cz-n e ” fo rm y um ieracz-nia, chociaż dopuszczał aluzję do staro ści i cho­ ro b y pod w arunkiem , że scena upozow ana b yła w sposób sym bo­ liczny. Przew ażnie je d n a k spotkać m ożna obraz śm ierci bohatera. Może to być b o h a te r m itologiczny, grecki lub rzy m ski, jeden z p ierw szy ch chrześcijan, ry cerz średniow ieczny, żołnierz napoleoń­ ski obok b o haterów literack ich , ja k ksiądz R obak; g lad ia to r i to r­ re a d o r obok księcia Józefa. Oczyw iście „g atu n k i pocztów kow e” nie m y liły poszczególnych ról. N a ty m w łaśnie polegała ich siła od­ działyw ania. Spełniając zam ów ienie n a te m a t śm ierci, obowiązane b y ły dokładnie określić, o ja k ą śm ierci chodzi. G ran ice stylistycz­ n e m iędzy śm iercią sam obójcy potępionego, choć w pew n y m sen­ sie będącego w modzie, a śm iercią K on rad a W allenroda nie b u ­ dziły żadnych w ątpliw ości.

Różnice zaznaczone b y ły ubiorem , akcesoriam i, postaciam i alego­ rycznym i, n aw et rodzajem „śm iertelnego sp o jrzen ia” . O statnie spojrzenie odgryw ało chyba najw ięk szą rolę w scenach śm ierci jed nego z rodziców. Rzadko je d n a k dzieci zostają całkow icie opu­ szczone, w ted y bow iem m iłosierdzie patrzącego narażo n e byłoby n a szw ank, wobec tego p o jaw ia ją się w raz z dzieckiem postacie m ające je u ratow ać czy ochronić. Ciekawe, ja k często m ałe dzieci s ta ją w obliczu śm ierci.

Rozpacz rodziny, w edle p rzek o n ań kiczu, je s t nie tylk o n a tu ra l­ nym , ale i koniecznym składnikiem w yobrażeń śm ierci. N a w spo­ m n ianej już tu w y staw ie Droga do niepodległości m ożna było po­ dziw iać p op u larn e d ru k i ja rm a rc z n e tw orzące legendę księcia J ó ­ zefa. I cóż się tam dzieje? P o ja w ia się po p ro stu w dow a z s y ­ nem , k tó rz y w bard zo w idoczny sposób o p łak u ją śm ierć księcia Józefa. W dow a po nim i jego (p raw y praw dopodobnie) syn! Nic to, że b o h a te r narod o w y b y ł k aw alerem . Czy śm ierć k a w a lera m a jak iek o lw iek znaczenie w legendzie? K to go opłacze? K to będzie jego m ścicielem ? N a te dw a p y ta n ia ste re o ty p m usi, chce czy nie chce, odpowiedzieć.

P rz y zw łokach ry cerza p o jaw ia się zawsze żona lu b narzeczona, p rz y to rread o rze uko ch an a o n iezn any m zazw yczaj statusie. P rzy nim fach u m ierający ch p o jaw ia ją się in n e nim fy. K ażdy zostaje opłakany, każdem u oddano p rzy n ależn e m u uczucia. Je śli w y stą ­ pi ktoś sam otny, opłacze go zapew ne sio stra zakonna. Tylko „L udz­ kość w żałobie” sam a n ad sobą m usi zapłakać, trzy m ając w o bję­ ciach m artw e dziatki. Z apotrzeb o w an ie n a spełnienie uczuć bez resz ty każe padać prom ieniom n a osierocone głów ki dzieci n a w e t zza n a jb ard ziej gradow ych chm ur, każe pojaw iać się kw iato m pod ich nogam i i w ich rączkach, każe n ad nim i litow ać się aniołom . Po śm ierci m oże nastąp ić spotkanie, po pożegnaniu „po w itanie u w iecznej p rz y sta n i” . A nioł śm ierci, bo je st to bardzo często anioł, a nie kościotrup, b yw a k obietą z czarnym i sk rzydłam i i w cz arn y m

(7)

w elonie, w białej, długiej szacie. Znacznie rzadziej p o jaw ia się śm ierć-m ężczyzna, ze sk rzyd łam i nietoperza, którego o fiarą oczy­

w iście pow inna być p ięk n a kobieta. O bjęcia śm ierci podobne są czasam i bardziej do m iłosnych niż jakich ko lw iek innych. O blecze­ nie w pięk n e lub m n iej p ięk ne ciało odb iera jej gro zę czegoś a b s tra k ­ cyjnego. Jeżeli w y stę p u je jako k ościotrup z kosą czy s ta ra k o b ieta z kosą, zachow uje się w w iększości w ypadków łagodnie. P o cału n ek Ś m ierci całkow icie w ystarcza kiczowi, by zrobić alu z ję do jej n ie ­ uchronności i mocy. K osa nierzadk o zostaje w sty d liw ie schow ana za p lecy naznaczonego.

W każdym w y p adku stereo ty p w y p re p a ro w an y z sy tu a c ji sym bo­ licznej polega n a su blim acji w idoku śm ierci. Ś m ierć m oże być sm u tn a, nie może być tragiczna, może rozczulać, n ie może z ała­ m yw ać. Odnosi się to do w szystkich bez w y ją tk u kiczow atych re a ­ lizacji te m a tu „śm ierć”, niezależnie od czasów, m a te ria łu kiczu, sposobów w ykonania. Jednocześnie ch w y ty pochodzą ze sz tu k i i są z n ią n ierozerw alnie zw iązane. J e d n ą z zasad p ow odujących oka­ zjo n aln ą aktualność kiczu stała się w tóm ość w obec sztuki. Kicz n ig dy nie w ychodzi naprzód, k arm iąc się stereo ty p am i stanow i arie rg a rd ę.

In n a spraw a z całym i k ieru n k a m i sztuki lub jej poszczególnym i egzem plarzam i, ja k ie w p ew n y ch o kresach sław ione w rejo n a ch sz tu k i w ysokiej, zeszły w pow szechnym odbiorze do rzęd u kiczu, a potem , w zależności od m ody i u p ły w u czasu, zacierającego ich d aw ną, p o d ejrzan ą popularność, m ogą znow u do rejo nó w w ysokich powrócić, co o b serw u jem y n a przy k ład zie sym bolizm u końca dzie­ w iętnastego i początku dw udziestego w ieku. ‘

Je d e n z najw iększych zn anych triu m fó w popularności odniósł obraz A rno lda B öcklina W yspa u m a rły ch (1880). Z anim jeszcze tra fił n a pocztów ki, rep ro d u k o w a n y w tysiącach egzem plarzy p o jaw iał się n a ścianach salonów i sy p ialn i całej E uropy. K iedy ju ż w czasie królo w ania pocztów ki w „w yo b raźn i p o p u la rn e j” uzy sk ał w n ie ­ zm ierzonym zalew ie, b ardziej lu b m niej sym bolicznych, obrazków poczesne m iejsce, spełn iał n araz rolę „pocztów ki w m u zeu m ” i w ła ­ ściw ie bezim iennego ju ż w y tw o ru w yobraźni pop u larn ej — w w e r­ sjach zreduk o w anych i kolorow anych ręcznie, odrysow yw any, fo­ tografow any, h a fto w a n y naw et. Co w nim było, że ta k łatw o za­ m ieszkał w yo braźnię p opularną?

Otóż kicz — w ielk i pocieszyciel, mógł, po lekkim zredukow aniu, bez u jm y dla siebie, p rzy ją ć B öcklinow skie alu zje do śm ierci. P r a ­ wie rów nie zn an y ja k W ysp a u m a rły ch je st A u to p o rtre t ze Śm iercią

grającą na skrzyp ca ch (1872), k tó ry także doczekał się w ielu re p ro ­

d u k cji i przeró b ek pocztów kow ych. Śm ierć pod postacią k o ściotrupa w yraźnie p o dd aje m elodię artyście. M alarz w słu chany w n ią trz y m a gotow y do p ro w ad zenia po p łó tnie pędzel i paletę. P rz y tłaczające pejzaże obrazów B öcklina, sk ały pod ciężkim i chm uram i, opuszczo­ ne budow le, żałobne cyprysy, fale m orskie rozb ijające się o obo­

(8)

ję tn e brzegi, czasem „nieobecne”, zam yślone p ostaci w yw oływ ały zaw sze w p o p u larn y m odbiorze sk o jarzen ia z „k ra jo b ra z e m śm ierci”. Ciekaw e, że Böcklin, sp ełniając, ja k się okazało, w sp aniale zapo­ trzeb o w an ie n a sym boliczny obraz śm ierci, nam alow aw szy bezw ied­ nie późniejszy przebój w yo braźn i po p u larn ej, zu p ełnie nie zam ie­ rza ł nazw ać swego obrazu W ysp ą śm ierci. T ra k to w ał go z początku jak o dziw ne m arzenie senne i żadnej z k ilk u w e rsji nie zatytułow ał. D opiero ty tu ł poddany przez m arszan da po jak im ś czasie, za akcep­ ta c ją autora, p rzy lg n ął n a stałe do obrazu. Do p rzerażającej, po­ dobnej tw ierdzy, skalnej w y sp y z oknam i w sk ałach skupionym i w okół cyprysów zbliża się łódź w ioząca postać w bieli. W przew oź­ n ik u od najdyw ano n ieom ylnie Charona.

Nie po to przyw ołałam schem atyczny opis, by p rzy p o m in ał znany obraz, ale żeby zwrócić uw agę n a „nieom ylność kiczu”, w ty m w y­ p a d k u pocztów ki. Mimo w spólnych w szystkim skojarzeń z C haronem w końcu m alarz nie m usiał chcieć przed staw ić dokładnie tej postaci sym bolicznej. K lisza jed n a k ste re o ty p u d aje pew ność zam iast sym ­ bolicznej aluzji. D odajm y, że pocztów ki, pozbaw ione m ożliwości o d d an ia niezdecydow anych kolorów sym bolistycznych, uczyniły obraz p łask im i k rzy k liw y m w sw ej ponurości. Z resztą jakiekolw iek nie­ zdecydow anie zagraża kiczowi, pow oduje zam ieszanie uczuć. Czyżby a rty s ta nie w yp ełnił sw ych obow iązków — chce się dow iedzieć od­ b io rca kiczu. S tereo ty p nie znosi m iejsc nie w ypełnionych sobą. Ś m ierć B öcklinow ska zachow ana została n a w y starczającą odległość od w idza. N a tu ra w jego m ala rstw ie u k ry ła sw ą ohydną, z p u n k tu w idzenia kiczu, praw dziw ość. Może u B öcklina tra fia ją się „ p ra w ­ dziw e p o tw o ry ” , ale nie m a m owy, żebyśm y tu zobaczyli p raw dziw y rozk ład czy rozpacz. Kicz bez p a rd o n u przysw oił sobie p ow ierz­ chow ną w a rstw ę Böcklinow skiego rozum ienia n a tu ry — w n a jw y ż ­ szym sto p n iu opiekuńczej, n atch n io n ej potw oram i m itycznym i, a więc o ddalającej p raw d ę „n ieestety zm u ” i cierpienia.

P ocztów kow y kicz śm ierci parad o k saln ie — będąc sam n a jc z y st­ szym w y tw o rem in d u stria liz m u i jego anonim ow ych, pow ielanych sztam p — kłam ie, ste re o ty p p o d staw iając w m iejsce uczuć jed n o st­ kow ych u d a je pow ró t do niepow tarzalności. P re z e n tu je w zory „n a­ tu r a ln e ” i bohaterskie, w zory śm ierci w otoczeniu rodziny lub w b lask u sław y, w śród po tw o ró w i duchów, któ re, jak o ucieleśnione, m niej są groźne od Nieznanego. In d ustrializm , pozw alający w y tw a ­ rzać w nieskończoność sztam py m asow ego pocieszenia, jednocześnie o d eb rał fakty cznie śm ierci jej głęboko obrzędow y i au ten ty czn ie zw iązany z życiem codziennym c h arak ter. W ielow iekow a tra d y c ja u m ie ra n ia długo przygotow yw anego, w otoczeniu rodziny, ch ro nio ­ nego w y d aw ało b y się n ien a ru sza ln ą p rze strz e n ią sym boliczną, n agle p rzeży ła w strząs pospiesznego u m ieran ia epoki in d u stria ln e j, gdzie śm ierć w eszła w sferę w stydliw ości. U m ieranie w szpitalu, pospiesz­ ne oddalanie nie ty lk o zm arłego, ale n a w e t sym bolicznej obecności,

(9)

w raz z odsuw aniem cm en tarza od c e n tru m m iasta, z p rzy m u so w ą m asow ością pospiesznego obrzędu, z n a ra sta ją c y m poczuciem dezin- dyw id ualizacji życia i śm ierci w epoce w ielkiego przem y słu w y tw a ­ rza m echanizm obronny, szybko przek ształco n y w kicz.

M ówię tu o cechach pocztów ki początku w ieku, k tó ra jednocześnie opow iada się przem ysłow ym i m etodam i przeciw ko anonim ow ości śm ierci swej epoki, ale i m etodam i „łagodnego ro m a n ty zm u ” p rz e ­ ciwko rom antyzm ow i fren etyczn em u . T en ostatni, tępiąc idealizację, akadem izm , za ja k i uznał sen ty m en talizm i klasycyzm , ra d b y z a j­ rzeć do o tw a rte j m ogiły i zetknąć się z „nagim ro b ak iem ” . Bez w zględu, co teraz sądzim y o rom antyzm ie, czy w y tw orzył on dzieła w ielkie w swej postaci łagodnej czy groźnej — kicz w y b ierze zaw ­ sze jedną.

Oczywiście i n a pocztów kach z d arzają się czaszki, ty lko że n a jsła w ­ niejsze to te, k tó re zam iast oczodołów m a ją głow y dam y w k a p e ­ lusikach, a zam iast nosa m ufkę, gdzie indziej dw óch w esołych birb a n tó w z b u telk ą szam pana, p a ra zjeżdżająca w p ro st z białej czaszki n a sankach, zim ow e czapki i roześm iane tw arze służą tu za k sz ta łt oczodołom, kieliszki jak o zęby w sp o tkaniu p ie rro ta z b a- letnicą, w n ajm niej ku n szto w n y m w y p a d k u b iała czaszka um iesz­ czona w czarnym sercu.

Nie m ów iłem tu o śm ierci „b rz y d k iej”, „niestosow nej” i p raw d z i­ w ej zjaw iającej się z rza d k a n a pocztów kach, ale raczej w dziale, k tó ry pow inien nosić nie ty tu ł „śm ierć” , a „faits divers”, np. foto­ g rafie śm ierteln y ch w ypadków w k a ta stro fie . O m ijam „n ieestety cz­ n e ” p rzy k ład y nieco p o d ejrzanej etn o g rafii czy „ tu ry sty c z n ie ” po ­ tra k to w a n y ch doczesnych szczątków człow ieka, np. Głowa R ich elieu

(fotografia z 1895 r., 253 lata po śm ierci). N ie uw zględniam też ,.ład­

nego kiczu śm ierci”, m ogącego służyć za rodzaj pornografii, k iedy to śm ierć N im fy drzew nej po ścięciu drzew a opłaku je g ru p k a N im f, podobnie ja k u m ie ra ją c a całkiem nie u b ran y c h i o k sz ta łta c h „do złudzenia p rzy p om in ających k o b iety ”, jeśli nie realne, to p rz y n a j­ m niej w sty lu realizm u salonowego.

Dzieła kiczu nie są z pew nością obdarzone ponadczasow ą, w ieczną kiczow atością, a je d n a k zasada kiczu pozostaje niezm ienna n ieza­ leżnie od jego m a te ria łu i o kresu o raz m iejsca, w k tó ry m został w ytw orzony. Czy to będzie cm entarz, n a k tó ry m w k a m ien iu zo­ sta ła w yrzeźbiona rodzina ze zm arłym , z „doskonale” w yrzeźbio­ nym i „p raw d ziw y m i” sfałdow aniam i poduszki, czy to będą pocztów ki początku w ieku, czy jarm arc zn e słodycze m eksykańskie, n ig d y kicz nie będzie m ógł dopuścić istn ien ia p ra w d y bez użycia kolorow anego cukru.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Kie posiadam dokładnej daty jego śm ierci ani przyczyny jego

By performing tests on permeability of the cover layers and core materials of the dike, comparing standpipe data with numerical models, and using site and laboratory data

„książka pośm iertna44 (autor chciał powiedzieć, że jego prawdziwe życie m oralne rozpoczęło się dopiero po jego naw róceniu), myślały o śm ierci fizycznej

Jednym z takich sposobów jest metoda wykorzystana w tych wykładach w przypadku KRZ: pokazanie, ˙ze metoda zało˙zeniowa jest równowa˙zna metodzie aksjomatycznej i skorzystanie

K azim ierza ju ż po śm ierci Janow skiego... Z ab łock iego

14 Распределяя собранный материал по группам, предложенным Бе- ляниным, можно заметить, что среди дериватов на -liw- /-лив- самую

nia jeg o świętości, dlatego Maurus ograniczył się do opisania jego śm ierci oraz p ołą czon ego z cudem odnalezienia jego zwłok.. Inaczej przedstawiony został

Leonid Zytkowicz był nie tylko wybitnym edytorem źródeł historycznych, ale także współtwórcą metody wydawania mate- riałów źródłowych do dziejów nowożytnych