Małgorzata Baranowska
Robak z cukru
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (45), 172-179
K ą t (dosłow ny k ą t sali) w yznaczony do g ran ia m a w sw ej topo grafii p ro sto k ąt ław ek, z boku stojący d rew n ian y „w u cet” („skandaliczna góra S y n a j”) i okno. Okno — „niezw ykły p rzedm iot dzielący nas od śm ierci” — um ieszczone je s t w s tru k tu rz e p rzed staw ien ia jako rzecz i ro la jednocześnie. J e s t to K obieta za O knem — postać trz y m ająca cały czas ram ę okienną i spoglądająca przez nią, k tó ra b ie rze u dział w akcji i rea liz u je w łasne zadania d ram atu rg iczn e (np. zachęca dzieci-staruszków do u d an ia się n a m ajów kę, co s ta je się początkiem sekw en cji „biegu śm ierci”). S ytuacje ro zg ry w an e są sym ultaniczn ie; czas je s t jednocześnie czasem dzieciństw a i s ta rości. W zd erzen iu z „ tu i te ra z ” sp ek tak lu je s t on czasem w szech og arniającym , w iecznym czasem teraźniejszym . In tegralno ść tego te a tru pow oduje, że g ra ze śm iercią p o trak to w an a zostaje dosłow nie i służy za p u n k t w yjścia m etafo ry k i spektaklu. T rzeba um rzeć, żeby zagrać w tea trz e U m arłej klasy. D la w idza brzm i to je d n a k optym istycznie.
T e a tr je s t ro d zajem ludzkiej g ry przeciw śm ierci... Rola jego pole g ałab y zatem n a tak im przekazie inform acji, k tó ry sta łb y się śro d kiem przezw yciężenia ograniczoności człow ieka w czasie. D la te a tru pro blem te n dotyczy głów nie organizacji czasoprzestrzennej p rz e d staw ienia. T e a tr w klasycznej swej postaci tra k to w a n y byw a jak o dosłow ny m odel św iata. U cieczka od tego ty p u m yślen ia d aje w swoich ek stre m a ln y c h próbach zjaw isko takie, ja k u B ecketta: ściągnięcie sen su d ra m a tu do w yłącznego „ tu i te ra z ” sp e k ta k lu . Śm ierć któregoś z b o h ateró w oznaczałaby po p ro stu koniec p rz e d staw ienia i niem ożność jego pow tórzenia.
T e a tr K a n to ra przez ryg o ry sty czne w y odrębnienie i in teg raln ość fo rm y n aw iązu je raczej do klasycznych reg u ł sztuki, p rzeciw sta w iając się zdecydow anie ten d en cjom „sztuki o tw a rte j”. P ro b lem polega ty lk o n a tym , że K a n to r je s t w yjątkiem , działa sam i p e w nie nie stw o rzy „ k ie ru n k u ” ani ,„szkoły”. Ze swoim T e a tre m Ś m ierci (tak p arad o k saln ie ożywczym) p łynie pod p rą d w spółczes
nego życia teatraln eg o . A więc, póki co — póki nie będziem y w stan ie sprecyzow ać jaśniej (a m oże tylko odebrać) dobrodziejstw w szelkiego „ o tw arcia” w tea trz e — zostaw m y tam jeszcze tro c h ę m iejsca d la klasycznego ducha. Żeby znow u móc z radością p rzeczytać:
„P a n i X p rzez sześć w ieczorów w zdychała i um ierała...” .
Elżbieta Kalemba-Kasprzak
Robak z cukru
N a m ocy m ilczącego porozum ienia k ry ty k i i sztuki tzw . w ysokiego obiegu najczęściej zakłada się po p ie rw
sze: że k u ltu ra pochodzi w łaśnie ze sfe ry tw órczości „ w y so k iej” ; po drugie: że kicz je s t w obec k u ltu ry ja k b y czym ś egzotycznym . B ad ania k u ltu ry p o p u larn e j n a razie nie zm ieniają ogólnych w ty m w zględzie przek o n ań . K iedy zaczęłam zgłębiać m echanizm p re d e sty n u ją c y śm ierć n a potężn ą p ro m o to rk ę kiczu, sam a u leg łam ty m dw óm stereo ty p o m i z p ew ny m tru d e m pow róciłam do dyskusji, ja k a n ieu sta n n ie toczy się w okół pojęcia kiczu.
Różnice poglądów w a h a ją się od całkow itego p o tępienia kiczu — zarów no jego pro d u cen tó w , ja k i odbiorców — do a k c ep ta cji n a ró w ni z in n y m i p rze jaw a m i sztuki. M iędzy ty m i sk ra jn y m i p u n k ta m i w idzenia m ieszczą się różne fo rm y om ijania obecności kiczu w k u ltu rz e lu b pobłażliw ości w y rażającej się określeniem : „zostaw m y ludziom ich sztuczne róże” .
Nie zap om in ajm y tak że o obłudzie spow odow anej „ tre s u rą k u ltu r y ” . N ie chodzi t u n a w e t o snobizm , m ający w k u ltu rz e oprócz sk u tk ó w u jem n y c h tak że dodatnie, gdy sta je się m o to rem działań sztuki i d aje g w a ra n cje jej ochrony. Snob nie p rzy zn a się n ig d y do przyjem n ości podziw iania czegoś, czego nie w yp ad a podziw iać. N ależałoby raczej przytoczyć ciekaw e „zaburzenie o d b io ru ” , jak ie nastąpiło z okazji w y sta w y w M uzeum N arodow ym w W arszaw ie
Droga do niepodległości (A. M ora w ińsk a na sesji zw iązanej z tą w y
staw ą p rze d staw iła w y n ik i b ad ań re a k c ji n a zgrom adzone zbiory). O kazuje się, że m im o olbrzym iej fre k w e n c ji oceny b y ły w ięcej niż nieśm iałe, poniew aż „w ystaw a się niezw ykle podobała, a nie po w in n a ” . N iektórzy b ad an i przy zn ali się do tego w prost, p rzy zn ali się do d ezorientacji. U jaw n ił się w spółczesny akadem izm odbioru, zburzony przez przy jem n ość oglądania czegoś, co poza niego w y kracza. Głośno w y m ien ian o arcydzieła sław nych m alarzy, re p re zen tow anych tu w cale nie arcydziełam i, a po cichu zachw ycano się dziełam i całkow icie n ieporadnym i.
P ublicyści i niefachow cy zachow ali się m niej w ięcej ta k samo. P o d dali się drakońskiej tresu rze, ja k ą sto su je w obec n as k u ltu ra . Ż y jem y w k u ltu rze, gdzie dziecku m oże się jaw n ie podobać kicz, m o że się dzięki n iem u śm iać lub płakać, ale tobie — m łodzieńcow i, człow iekow i d o jrzałem u lu b starco w i — w ara. O stra cyzm te n do
ty c z y nie ty le jak ich ś poszczególnych dzieł, ile sposobów objaw ia nia uczuć. Z chw ilą, k ied y zaczynam y ulegać zgubnym w zrusze
niom, zaczyna działać w yuczony odruch.
Czy chciałabym ty m rozum ow aniem doprow adzić do w yw yższenia kiczu n a d „sztukę czy stą” — skądże znowu. C hciałam ty lk o p rz y pom nieć, że jed ną z głów nych cech kiczu jest okazjonalność. I tu ju ż nic nas nie ochroni od ciągłego u sta la n ia n a nowo skali w a rto ści różniącej się ze w zględu n a czas, m iejsce geograficzne, g ru p ę społeczną. M imo niepew ności sam ego pojęcia je s t ono w sta ły m i coraz szerszym użyciu, toteż coraz w ażniejsze w y d a je się nie
w y szukiw anie coraz to now ych przykładów kiczu, ale ja k n a jle p sze rozpoznanie m echanizm u sam ego zjaw iska.
A je d n a k oczywiście m usiałam zacząć od od nalezienia p rzy k ła dów kiczu śm ierci. P rz y czym zauw ażyłam , że je st m i niezm ier nie tru d n o odnaleźć śm ierć w otaczającej m nie k u ltu rze. G dy chcia łam ją uchw ycić, z niezw ykłą siłą n arzucały m i się p rzy k ład y m e k sy k ań sk ie nieboszczyków w y rab ian y ch z różnokolorow ego cu k ru albo jak ie ś barokow e obrzędy z p rzepysznym te a tre m śm ierci. B y łam n a w e t skłonna sądzić, że tu, na Północy, o śm ierci się praw ie nie m ów i w siztuce w ysokiej, a kicz w y d aw ał m i się ja k b y m niej a g re sy w n y niż kicz k rajó w południow ych n a przykład . Z oriento w ałam się nagle, że żyjąc blisko z w zoram i w łasnej k u ltu ry , nie jeste m w stan ie gotowości do w y dzielania nagle jej niezbyw alnej części, czyli w ty m w y p ad k u jej stosu nk u do śm ierci. Zarów no obrazy śm ierci w sztuce w ysokiej, ja k i w sw ych n a trę tn y c h pow ie len iach o k azały się dla m nie przezroczyste.
Oczyw iście w zory, sym bole, em blem aty i kicze śm ierci otaczają nas bez p rzerw y . N asza pam ięć narodow a i szkolna p rzek azuje ciągle n a nowo R ozm ow ę M istrza Polikarpa ze Śm iercią, T re n y Ko chanow skiego, śm ierć z m iłością przem ieszane u M orsztyna, T esta
m e n t m ó j Słowackiego, L ilię W enedę, K onrada W allenroda, Ojca za- d żu m io n ych , opis śm ierci księdza R obaka w P anu Tadeuszu, że n a
ty m zakończę, w spom inając, że najw iększym dziełem narodow ym m ien ią się D ziady. Te dzieła, należące n iew ątpliw ie do k u ltu ry w y sokiej i przynoszące w iedzę o doznaniu śm ierci, m ają niezliczoną liczbę epigońskich pow ieleń godnych m ian a kiczu. W iele z nich doczekało się w dw udziestym w iek u zilustrow ania kiczam i n iew ą t pliw ym i, przeznaczonym i u m yślnie do pow ielania, spłaszczającym i b ezlitośnie w tysięcznych nak ład ach pocztów ek sceny n iep o w tarzal ne.
Kicz osnuw a się w okół dokładnie ty ch sam ych w ydaw ałoby się p ro blem ów , co sztu k a (nazw ijm y ją po p ro stu sztuką), a jed n a k osiąga co innego, co m ianow icie? K ic z przede w szystkim jest w ie lk im pocie
szycielem . N ie należy sądzić, że tylko w śm ierci; spełnia dokład
nie tę sam ą ro lę w obrazie miłości. K ażda k u ltu ra m a sw oje sposo by n a osw ajanie uczuć sk rajn y ch . I kicz, w ielom ów ny, a więc u d a jąc y szczery i bez osłonek, w istocie zakryw a to, co jednostkow e, tru d n e do przeżycia, niew ygodne w szczęściu i nieszczęściu. W swo jej m asow ej popularności zastęp u je m agię — oddala, zam aw ia, za okrągla, płacze gotow ym i łzam i, u k azu je czerw one serce, p rz e ra żające, nie zawsze zrozum iałe sym bole p rzerab ia na stereo typ y. M ożna b y pow iedzieć, bez zw iązku z teoriam i ezoterycznym i, ale raczej po sługu jąc się p ew n y m i pojęciam i antropologicznym i: w k ażdej k u ltu rz e m ożem y dostrzec „m agię w ysoką” i „m agię n isk ą ” . P ierw sza, m istyczn a i obrzędow a; d ru g ą cechuje zredukow ana, ale
nagro m ad zo n a obrzędow ość, p rzeład ow ana em blem atyką. P ierw sza p rze jaw ia się m iędzy in n y m i w sztuce, d ru g a w kiczu. T en o statn i p o słu g u je się stereo ty p am i, sztam pam i, alegoriam i, ale je d n a k on ta k ż e m oże n a m dopiero w całej doniosłości w skazać n a pocieszy- cielskie znaczenie sym boli. W sw ojej „niskiej m agii” u sta n a w ia g ran ice tab u, z a stęp u je ta b u bezw zględności p raw d y i ta b u w y k ła d ni sym bolicznej.
W ty m znaczeniu kicz, a ju ż zw łaszcza kicz dotyczący śm ierci m u siał istnieć, odkąd istn ieje sztuka, m im o że samo pojęcie je s t ta k m łode. I nie chodzi tu o pow ściąganie uczuć, chodzi o pom ieszcze nie ich w sztyw ny ch ram ach stereotypu. Zachodzi tu zjaw isko przeciw n e „ tre su rz e k u ltu r y ”, p rzy n ajm n iej tak iej, w k tó re j trz e b a uczucia u k ry w ać. U żytkow nik kiczu przek o n an y jest, zw łaszcza w sk u te k gadatliw ości em blem atyki, iż w y raził sw e uczucia w ca łej pełni. A że nie n a ru sz y ł tab u , to ty lk o ty m m oralniejszy i ty m b ardziej pocieszony się czuje.
Kicz je s t sposobem „n iem ó w ien ia ” o śm ierci. P rzez sw oje pseudo- sym boliczne upozow anie, przez n a d m ia r obrzędow ości kicz p rez e n tu je p raw d ę obłaskaw ioną, łatw o uogólnioną. N ajw ażniejszą cechą tego pocieszającego uogólnienia s ta je się w łaśnie pow tarzalność, sztam pa nadziei d la żyw ych. D w udziesty w iek najb ard ziej nasyco n y je s t kiczem , zarów no z pow odu nie spotykanego dotąd rozw oju k u ltu ry m asow ej, ja k i z pow odu w yjątkow ego heterogenicznego c h a ra k te ru k u ltu ry w spółczesnej. M ożna by powiedzieć, że w iek ten, u w ażan y za n ajb ard ziej tragiczny, w yprodukow ał n ajw ięk szą liczbę zarów no m aterialn y ch , ja k duchow ych przedm iotów taniego pocieszenia.
P rz y k ła d e m posłużą m i tu zw łaszcza pocztów ki, ale „w yo braźn ia pocztów kow a” nie pozostaje bez ścisłych zw iązków z w yo b raźnią literack ą, nie m ów iąc już o sztu k ach plastycznych. Zw łaszcza a k a dem izm św ięci triu m f w św iecie p rzy jem nej u łu d y pocztów kow ej. D zięki nie k o n trolo w an em u zalew ow i w ydaw nictw ty ch m ałych k arton ikó w , nie szan u jący ch zbytnio p ra w autorskich, zd a rz a ją się często w ypadki, że jed e n obraz służył w rep ro d u k cji pocztów kow ej w ielu różn ym sym bolicznym tem atom dzięki zm ianie podpisu, co zresztą łączyło się n a p rzy k ła d z faktem , iż kolejna rep ro d u k c ja w y kon an a została w in n y m p aństw ie, nie tylko w innej oficynie. P rzed e w szystkim przy p o m n ijm y , n a jak ie la ta przypada panow anie „niskiej m agii” uczuć pocztów kow ych: 1900— 1920. W tedy w y kształcił się sym boliczny język pocztówki, k tó ry następ nie zaczął gw ałtow nie redukow ać się i ginąć.
L a ta ro zk w itu „w y ob raźn i pocztów kow ej” p rzypadły na okres, gdy sym bolizm y dziew iętnastego w iek u przeszły ju ż stadium stereo ty p u . A kadem izm daw no gościł n a ścianach m ieszkań w niezliczonych kopiach. Je d e n k ro k stąd do p rzesy łan ia ich d rogą pocztową. W śród u lu b ion ych tem ató w pocztów ki poczesne m iejsce zajm ow ała śm ierć. K anon s ta ra ł się om ijać śm ierć ze starości lub in ne „n ieestety
cz-n e ” fo rm y um ieracz-nia, chociaż dopuszczał aluzję do staro ści i cho ro b y pod w arunkiem , że scena upozow ana b yła w sposób sym bo liczny. Przew ażnie je d n a k spotkać m ożna obraz śm ierci bohatera. Może to być b o h a te r m itologiczny, grecki lub rzy m ski, jeden z p ierw szy ch chrześcijan, ry cerz średniow ieczny, żołnierz napoleoń ski obok b o haterów literack ich , ja k ksiądz R obak; g lad ia to r i to r re a d o r obok księcia Józefa. Oczyw iście „g atu n k i pocztów kow e” nie m y liły poszczególnych ról. N a ty m w łaśnie polegała ich siła od działyw ania. Spełniając zam ów ienie n a te m a t śm ierci, obowiązane b y ły dokładnie określić, o ja k ą śm ierci chodzi. G ran ice stylistycz n e m iędzy śm iercią sam obójcy potępionego, choć w pew n y m sen sie będącego w modzie, a śm iercią K on rad a W allenroda nie b u dziły żadnych w ątpliw ości.
Różnice zaznaczone b y ły ubiorem , akcesoriam i, postaciam i alego rycznym i, n aw et rodzajem „śm iertelnego sp o jrzen ia” . O statnie spojrzenie odgryw ało chyba najw ięk szą rolę w scenach śm ierci jed nego z rodziców. Rzadko je d n a k dzieci zostają całkow icie opu szczone, w ted y bow iem m iłosierdzie patrzącego narażo n e byłoby n a szw ank, wobec tego p o jaw ia ją się w raz z dzieckiem postacie m ające je u ratow ać czy ochronić. Ciekawe, ja k często m ałe dzieci s ta ją w obliczu śm ierci.
Rozpacz rodziny, w edle p rzek o n ań kiczu, je s t nie tylk o n a tu ra l nym , ale i koniecznym składnikiem w yobrażeń śm ierci. N a w spo m n ianej już tu w y staw ie Droga do niepodległości m ożna było po dziw iać p op u larn e d ru k i ja rm a rc z n e tw orzące legendę księcia J ó zefa. I cóż się tam dzieje? P o ja w ia się po p ro stu w dow a z s y nem , k tó rz y w bard zo w idoczny sposób o p łak u ją śm ierć księcia Józefa. W dow a po nim i jego (p raw y praw dopodobnie) syn! Nic to, że b o h a te r narod o w y b y ł k aw alerem . Czy śm ierć k a w a lera m a jak iek o lw iek znaczenie w legendzie? K to go opłacze? K to będzie jego m ścicielem ? N a te dw a p y ta n ia ste re o ty p m usi, chce czy nie chce, odpowiedzieć.
P rz y zw łokach ry cerza p o jaw ia się zawsze żona lu b narzeczona, p rz y to rread o rze uko ch an a o n iezn any m zazw yczaj statusie. P rzy nim fach u m ierający ch p o jaw ia ją się in n e nim fy. K ażdy zostaje opłakany, każdem u oddano p rzy n ależn e m u uczucia. Je śli w y stą pi ktoś sam otny, opłacze go zapew ne sio stra zakonna. Tylko „L udz kość w żałobie” sam a n ad sobą m usi zapłakać, trzy m ając w o bję ciach m artw e dziatki. Z apotrzeb o w an ie n a spełnienie uczuć bez resz ty każe padać prom ieniom n a osierocone głów ki dzieci n a w e t zza n a jb ard ziej gradow ych chm ur, każe pojaw iać się kw iato m pod ich nogam i i w ich rączkach, każe n ad nim i litow ać się aniołom . Po śm ierci m oże nastąp ić spotkanie, po pożegnaniu „po w itanie u w iecznej p rz y sta n i” . A nioł śm ierci, bo je st to bardzo często anioł, a nie kościotrup, b yw a k obietą z czarnym i sk rzydłam i i w cz arn y m
w elonie, w białej, długiej szacie. Znacznie rzadziej p o jaw ia się śm ierć-m ężczyzna, ze sk rzyd łam i nietoperza, którego o fiarą oczy
w iście pow inna być p ięk n a kobieta. O bjęcia śm ierci podobne są czasam i bardziej do m iłosnych niż jakich ko lw iek innych. O blecze nie w pięk n e lub m n iej p ięk ne ciało odb iera jej gro zę czegoś a b s tra k cyjnego. Jeżeli w y stę p u je jako k ościotrup z kosą czy s ta ra k o b ieta z kosą, zachow uje się w w iększości w ypadków łagodnie. P o cału n ek Ś m ierci całkow icie w ystarcza kiczowi, by zrobić alu z ję do jej n ie uchronności i mocy. K osa nierzadk o zostaje w sty d liw ie schow ana za p lecy naznaczonego.
W każdym w y p adku stereo ty p w y p re p a ro w an y z sy tu a c ji sym bo licznej polega n a su blim acji w idoku śm ierci. Ś m ierć m oże być sm u tn a, nie może być tragiczna, może rozczulać, n ie może z ała m yw ać. Odnosi się to do w szystkich bez w y ją tk u kiczow atych re a lizacji te m a tu „śm ierć”, niezależnie od czasów, m a te ria łu kiczu, sposobów w ykonania. Jednocześnie ch w y ty pochodzą ze sz tu k i i są z n ią n ierozerw alnie zw iązane. J e d n ą z zasad p ow odujących oka zjo n aln ą aktualność kiczu stała się w tóm ość w obec sztuki. Kicz n ig dy nie w ychodzi naprzód, k arm iąc się stereo ty p am i stanow i arie rg a rd ę.
In n a spraw a z całym i k ieru n k a m i sztuki lub jej poszczególnym i egzem plarzam i, ja k ie w p ew n y ch o kresach sław ione w rejo n a ch sz tu k i w ysokiej, zeszły w pow szechnym odbiorze do rzęd u kiczu, a potem , w zależności od m ody i u p ły w u czasu, zacierającego ich d aw ną, p o d ejrzan ą popularność, m ogą znow u do rejo nó w w ysokich powrócić, co o b serw u jem y n a przy k ład zie sym bolizm u końca dzie w iętnastego i początku dw udziestego w ieku. ‘
Je d e n z najw iększych zn anych triu m fó w popularności odniósł obraz A rno lda B öcklina W yspa u m a rły ch (1880). Z anim jeszcze tra fił n a pocztów ki, rep ro d u k o w a n y w tysiącach egzem plarzy p o jaw iał się n a ścianach salonów i sy p ialn i całej E uropy. K iedy ju ż w czasie królo w ania pocztów ki w „w yo b raźn i p o p u la rn e j” uzy sk ał w n ie zm ierzonym zalew ie, b ardziej lu b m niej sym bolicznych, obrazków poczesne m iejsce, spełn iał n araz rolę „pocztów ki w m u zeu m ” i w ła ściw ie bezim iennego ju ż w y tw o ru w yobraźni pop u larn ej — w w e r sjach zreduk o w anych i kolorow anych ręcznie, odrysow yw any, fo tografow any, h a fto w a n y naw et. Co w nim było, że ta k łatw o za m ieszkał w yo braźnię p opularną?
Otóż kicz — w ielk i pocieszyciel, mógł, po lekkim zredukow aniu, bez u jm y dla siebie, p rzy ją ć B öcklinow skie alu zje do śm ierci. P r a wie rów nie zn an y ja k W ysp a u m a rły ch je st A u to p o rtre t ze Śm iercią
grającą na skrzyp ca ch (1872), k tó ry także doczekał się w ielu re p ro
d u k cji i przeró b ek pocztów kow ych. Śm ierć pod postacią k o ściotrupa w yraźnie p o dd aje m elodię artyście. M alarz w słu chany w n ią trz y m a gotow y do p ro w ad zenia po p łó tnie pędzel i paletę. P rz y tłaczające pejzaże obrazów B öcklina, sk ały pod ciężkim i chm uram i, opuszczo ne budow le, żałobne cyprysy, fale m orskie rozb ijające się o obo
ję tn e brzegi, czasem „nieobecne”, zam yślone p ostaci w yw oływ ały zaw sze w p o p u larn y m odbiorze sk o jarzen ia z „k ra jo b ra z e m śm ierci”. Ciekaw e, że Böcklin, sp ełniając, ja k się okazało, w sp aniale zapo trzeb o w an ie n a sym boliczny obraz śm ierci, nam alow aw szy bezw ied nie późniejszy przebój w yo braźn i po p u larn ej, zu p ełnie nie zam ie rza ł nazw ać swego obrazu W ysp ą śm ierci. T ra k to w ał go z początku jak o dziw ne m arzenie senne i żadnej z k ilk u w e rsji nie zatytułow ał. D opiero ty tu ł poddany przez m arszan da po jak im ś czasie, za akcep ta c ją autora, p rzy lg n ął n a stałe do obrazu. Do p rzerażającej, po dobnej tw ierdzy, skalnej w y sp y z oknam i w sk ałach skupionym i w okół cyprysów zbliża się łódź w ioząca postać w bieli. W przew oź n ik u od najdyw ano n ieom ylnie Charona.
Nie po to przyw ołałam schem atyczny opis, by p rzy p o m in ał znany obraz, ale żeby zwrócić uw agę n a „nieom ylność kiczu”, w ty m w y p a d k u pocztów ki. Mimo w spólnych w szystkim skojarzeń z C haronem w końcu m alarz nie m usiał chcieć przed staw ić dokładnie tej postaci sym bolicznej. K lisza jed n a k ste re o ty p u d aje pew ność zam iast sym bolicznej aluzji. D odajm y, że pocztów ki, pozbaw ione m ożliwości o d d an ia niezdecydow anych kolorów sym bolistycznych, uczyniły obraz p łask im i k rzy k liw y m w sw ej ponurości. Z resztą jakiekolw iek nie zdecydow anie zagraża kiczowi, pow oduje zam ieszanie uczuć. Czyżby a rty s ta nie w yp ełnił sw ych obow iązków — chce się dow iedzieć od b io rca kiczu. S tereo ty p nie znosi m iejsc nie w ypełnionych sobą. Ś m ierć B öcklinow ska zachow ana została n a w y starczającą odległość od w idza. N a tu ra w jego m ala rstw ie u k ry ła sw ą ohydną, z p u n k tu w idzenia kiczu, praw dziw ość. Może u B öcklina tra fia ją się „ p ra w dziw e p o tw o ry ” , ale nie m a m owy, żebyśm y tu zobaczyli p raw dziw y rozk ład czy rozpacz. Kicz bez p a rd o n u przysw oił sobie p ow ierz chow ną w a rstw ę Böcklinow skiego rozum ienia n a tu ry — w n a jw y ż szym sto p n iu opiekuńczej, n atch n io n ej potw oram i m itycznym i, a więc o ddalającej p raw d ę „n ieestety zm u ” i cierpienia.
P ocztów kow y kicz śm ierci parad o k saln ie — będąc sam n a jc z y st szym w y tw o rem in d u stria liz m u i jego anonim ow ych, pow ielanych sztam p — kłam ie, ste re o ty p p o d staw iając w m iejsce uczuć jed n o st kow ych u d a je pow ró t do niepow tarzalności. P re z e n tu je w zory „n a tu r a ln e ” i bohaterskie, w zory śm ierci w otoczeniu rodziny lub w b lask u sław y, w śród po tw o ró w i duchów, któ re, jak o ucieleśnione, m niej są groźne od Nieznanego. In d ustrializm , pozw alający w y tw a rzać w nieskończoność sztam py m asow ego pocieszenia, jednocześnie o d eb rał fakty cznie śm ierci jej głęboko obrzędow y i au ten ty czn ie zw iązany z życiem codziennym c h arak ter. W ielow iekow a tra d y c ja u m ie ra n ia długo przygotow yw anego, w otoczeniu rodziny, ch ro nio nego w y d aw ało b y się n ien a ru sza ln ą p rze strz e n ią sym boliczną, n agle p rzeży ła w strząs pospiesznego u m ieran ia epoki in d u stria ln e j, gdzie śm ierć w eszła w sferę w stydliw ości. U m ieranie w szpitalu, pospiesz ne oddalanie nie ty lk o zm arłego, ale n a w e t sym bolicznej obecności,
w raz z odsuw aniem cm en tarza od c e n tru m m iasta, z p rzy m u so w ą m asow ością pospiesznego obrzędu, z n a ra sta ją c y m poczuciem dezin- dyw id ualizacji życia i śm ierci w epoce w ielkiego przem y słu w y tw a rza m echanizm obronny, szybko przek ształco n y w kicz.
M ówię tu o cechach pocztów ki początku w ieku, k tó ra jednocześnie opow iada się przem ysłow ym i m etodam i przeciw ko anonim ow ości śm ierci swej epoki, ale i m etodam i „łagodnego ro m a n ty zm u ” p rz e ciwko rom antyzm ow i fren etyczn em u . T en ostatni, tępiąc idealizację, akadem izm , za ja k i uznał sen ty m en talizm i klasycyzm , ra d b y z a j rzeć do o tw a rte j m ogiły i zetknąć się z „nagim ro b ak iem ” . Bez w zględu, co teraz sądzim y o rom antyzm ie, czy w y tw orzył on dzieła w ielkie w swej postaci łagodnej czy groźnej — kicz w y b ierze zaw sze jedną.
Oczywiście i n a pocztów kach z d arzają się czaszki, ty lko że n a jsła w niejsze to te, k tó re zam iast oczodołów m a ją głow y dam y w k a p e lusikach, a zam iast nosa m ufkę, gdzie indziej dw óch w esołych birb a n tó w z b u telk ą szam pana, p a ra zjeżdżająca w p ro st z białej czaszki n a sankach, zim ow e czapki i roześm iane tw arze służą tu za k sz ta łt oczodołom, kieliszki jak o zęby w sp o tkaniu p ie rro ta z b a- letnicą, w n ajm niej ku n szto w n y m w y p a d k u b iała czaszka um iesz czona w czarnym sercu.
Nie m ów iłem tu o śm ierci „b rz y d k iej”, „niestosow nej” i p raw d z i w ej zjaw iającej się z rza d k a n a pocztów kach, ale raczej w dziale, k tó ry pow inien nosić nie ty tu ł „śm ierć” , a „faits divers”, np. foto g rafie śm ierteln y ch w ypadków w k a ta stro fie . O m ijam „n ieestety cz n e ” p rzy k ład y nieco p o d ejrzanej etn o g rafii czy „ tu ry sty c z n ie ” po tra k to w a n y ch doczesnych szczątków człow ieka, np. Głowa R ich elieu
(fotografia z 1895 r., 253 lata po śm ierci). N ie uw zględniam też ,.ład
nego kiczu śm ierci”, m ogącego służyć za rodzaj pornografii, k iedy to śm ierć N im fy drzew nej po ścięciu drzew a opłaku je g ru p k a N im f, podobnie ja k u m ie ra ją c a całkiem nie u b ran y c h i o k sz ta łta c h „do złudzenia p rzy p om in ających k o b iety ”, jeśli nie realne, to p rz y n a j m niej w sty lu realizm u salonowego.
Dzieła kiczu nie są z pew nością obdarzone ponadczasow ą, w ieczną kiczow atością, a je d n a k zasada kiczu pozostaje niezm ienna n ieza leżnie od jego m a te ria łu i o kresu o raz m iejsca, w k tó ry m został w ytw orzony. Czy to będzie cm entarz, n a k tó ry m w k a m ien iu zo sta ła w yrzeźbiona rodzina ze zm arłym , z „doskonale” w yrzeźbio nym i „p raw d ziw y m i” sfałdow aniam i poduszki, czy to będą pocztów ki początku w ieku, czy jarm arc zn e słodycze m eksykańskie, n ig d y kicz nie będzie m ógł dopuścić istn ien ia p ra w d y bez użycia kolorow anego cukru.