Cena numeru 80 gr
ORGAN LIGI MORJIĆIEJ I RZECZNEJ
Nr. 12. Warszawa, grudzień 1927 r. Rok IV
TREŚĆ NUMERU: 1. Wołanie przeszłości; 2. Zwycięstwo polskiej armaty pod Oliwą—Adam Uziembło; 3. Wojny szwedzkie i flota polska za króla Zygmunta III—
Stefan Trojanowski; 4. Z dziejów dawnej floty polskiej; 5. Fajka i morze—T. Stecki; 6. Ekonomiczne wyzyskanie wybrzeża w zakresie rybołówstwa morskiego—cz. I —
Prof. Dr. Michał Siedlecki; 7. Organizacja rybołówstwa morskiego—S. J.; 8. Rozwój niemieckiej sieci morskiej—S. Kosko; 9. Budujmy „morską armatę"!—Henryk
Tetzłaff; 10 Echa uroczystości w Caen; 11. Kronika marynarki wojennej państw obcych—J.B.; 12. Aparaty podsłuchowe— J. B.; 13. Pierwszy polski holownik morski;
14. Tegoroczne podróże szkolne „Lwowa" — T. Szczygielski; 15. Jak „Lwów" witał na morzu prochy J. Słowackiego R S.; 16. Dzień grozy—К. M. Staniukowicz;
17. O naszym yachtingu morskim—Marjusz Zaruski; 18. Zatonięcie holownika „Górnik"; oraz bogata kronika i dział oficjalny L. M. i R.
2 1 ILUSTRACYJ I RYSUNKÓW W TEKŚCIE.
WOŁANIE PRZESZŁOŚCI
Ciężką i żmudną jest praca pjo- nierska. Ciężko i trudno wyrąbywać w dziewiczej puszczy przesądów nowe drogi — rozbijając mur na- wyknień, przez pokolenia wzniesio ny, walcząc z masą bezwładu, co jak toń wciąga człowieka, lepkiem bagnem obejmuje jego ramiona i spowija cale jestestwo, w bezruch je wtrącić się siląc. Bojownik no
wych ideałów wszystko ma przeciw sobie, walczyć musi ze wszystkiem, a boje jego są tem straszniejsze, że nie zła wola, lecz bierność jest przeciw niemu. Budzi on, budzi śpiące — a ci zasypiają, ledwo głos jego przebrzmi.
I w najcięższych chwilach wśród najboleśniejszych zawodów — o-
samotniony zupełnie, jeszcze być może pełen nadziei, jeżeli ma prze
szłość za sobą. Jakże pomocną by ła dla twórców naszej armji cu
downa legenda husarzy, co jak na
wała, jak trąba powietrzna szli po
przez szyki wroga. Jakże jasno im było nieraz śród błyskawic szabel Samosierry. Ileż promieni spływa
ło na naszych obdartych, głodnych piechurów z dziejów czwartaków, co proch z panewek zdmuchiwali, bagnetem wroga piersi szukając, ile Racławic, Węgrowa lub Wielkich Łuków. Z odległej przeszłości idzie niejednokroć wielka pomoc. Niby duchy dawno zmarłych rycerzy po
wstają i nieśmiertelną siłą żywym z pomocą przychodzą.
Niewiele jest takich źródeł świa
tła dla pracowników morza. W za- mroczach wieków pono Wizymir z największemi potęgami żeglar- skiemi się mierzył zwycięsko. Ale z bogatego, bujnego życia tego ko- nigasa imię jeno zostało i jakaś baśń z wichrów, pian morskich i ciosów miecza utkana. A potem ów pęd Bolesławowych drużyn na północ i radość tych jurnych wo
jowników na widok wody bezmia
rów. A potem Jagiellonów i Wa
zów walki o Bałtyk, śród których niezapomniane nazwiska: Zamoy
ski, Karnkowski, Weyher, Kostka, Lanckoroński jako gwiazdy pierw
szej wielkości jaśnieją. Ale przy
słania je mgła bierności narodu i brak zrozumienia dla myśli tych mężów ze strony braci szlacheckiej i sejmujących stanów.
I na tem tle zmagań się rzeczni
ków Polski-mocarstwa z masą szla checką nagle zajaśniał blask — Oliwa. Byle jak sklecona flota par- tyzancko-kaperska — garść stat
ków, drobiazg wobec trzeciorzęd
nych potęgą nagle opuszcza port gdański. Grzmią działa, walczą wręcz załogi zczepionych okrętów.
Jak lwy bronią się Szwedzi. Cu
downą, bohaterską śmiercią ginie ich przesławny admirał Stierns- kjóld,— wódz, którego ostatni roz kaz — „wysadzić prochy!” ma stcs ofiarny uczynić z własnego okrę tu — i flota polska zwycięża!
Więc umiemy zwyciężać! Więc nawet wtedy, gdy brakowało woli
w narodzie, garść mężnych zdoby wała laury dla Polski! I tu, w tej pierwszej bitwie naszej zajaśniało pochodnią jasną bohaterstwo ludo we — ów chłopak kaszuba, co drze się na maszt po nieprzyjacielską banderę!
Więc możemy zwyciężać!
A cóż będzie, gdy naród w tę możność uwierzy?
Cóż będzie, gdy zbudzi się pań
stwa Bolesławów prężność mło
dzieńcza? Cóż będzie, gdy spuści
zna Karnkowskiego przeniknie w dusze naszych mężów stanu? Cóż będzie, gdy mgły inercji rozwieje wola nieprzemożona zdobycia ocea
nów dla Polski?
Oto jest cudowne znaczenie Oli
wy, której trzechsetlecie święcimy.
Ku niej zwracają się oczy pjonje- rów myśli morskiej — bo płynie z niej wielka wiara w przyszłość.
Pośród prac naszych, prac cięż kich i żmudnych doby wczorajszej zawsze czuliśmy, że żyjemy w za raniu nowej ery dla Polski, ery bujnej twórczości narodu, co pręży po śnie niewoli ramiona, pręży po tężne mięśnie do ogromnych, tyta nicznych wysiłków.
I nie mogliśmy wierzyć w to, by te ramiona po morze nie sięgnęły.
Dziś już wiemy, że sięgną.
A bitwa pod Oliwą mówi nam
wielkim głosem, że jeśli się wycią
gną — zwyciężą.