• Nie Znaleziono Wyników

SKAŁ I MINERAŁÓW.'’

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "SKAŁ I MINERAŁÓW.'’"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

J\& 4 9 . W arszawa, d. 4 Grudnia 1892 r. T o m X I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PR ENU MERATA „ W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W arszawie: ro c zn ie rs. 8 k w a r ta ln ie „ 2 Z przesyłkę pocztową: ro c z n ie „ 10

p ó łro c z n ie „ 6

Prenumerować można w Redakcyi W szechświata i we w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowią panowie:

Aleksandrowicz J ., Deike K., Dickstein 8., Hoyer H., Jurkiewicz K., Kwietniewski W ł., Kramsztyk 9., Natanson J., Prauss 8t., Sztolcman J . i Wróblewski W .

„W szechśw iat" p rz jjm u je ogłoszenia, k tó ry c h treść m a jak ik o lw iek zw iązek z nau k ą, n a n astępujących w aru n k ach : Z a 1 w iersz zw ykłego d ru k u w szpalcie albo jego m iej sce p o b iera się za pierw szy ra z kop. 7'/»

za sześć następ n y ch razy kop. 6, za dalsze kop. 6.

-A.c3.res ZESecieilscyi: IKraico-wsłsłe-IFrzied.m.ieście, ISTr SS.

S Y N T E Z A

SKAŁ I MINERAŁÓW.'’

1. Szkic h isto ry czn y rozw oju syntezy m in e ra lo ­ gicznej. II. Z adanie tejże oraz m etody i p rz y rz ą ­ dy, ja k ie m i się posługuje. III. P rz e g lą d w ażniej­

szy ch rezu ltató w sy n tezy m ineralogicznej i p e tr o ­ graficznej.

I.

M ineralogija, na rów ni z innem i nauka­

mi fizycznem i, w historyi swój m usiała prze­

ch od zić p ew n e fa zy rozw oju, podlegającego

*) L ite r a tu r a p rzed m io tu dotycząca: D aubree, K tudea sy n th etiąu e de geologie ex p erim en tale. P a ­ ry ż , 1879. F o u ąu e e t M ichel Levy, Synthćse des m in e ra u x e t des roches. Paryż, 1882. B ourgeois, R e p ro d u c tio n artificielle des m ineraux. P aryż, 1884 (E n cy k lo p e d y ja chem . F rem y eg o ). L em b erg , Z u r K enntniss d er B ildung un d U m w andlun? d er S ilicate. Z eits. d. deutsch. geol. Gesel. 1872—1888.

D oelter, A llgem eine chem ische M ineralogie. Rozdz.

IV . Synthese d e r M ineralien. L ipsk, 1890.

prawom naturalnym , które wyrażają i okre­

ślają stosunek pom iędzy um ysłem badacza i poznaw anym przezeń przedm iotem , lub zjaw iskiem św iata zew nętrznego. D o zna­

jom ości rzeczy dochodzim y stopniow o, w m iarę coraz bliższego zapoznaw ania się z ich w łasnościam i przyrodzonem u Z p o ­ czątku badanie polega na obserw acyi cech czysto zew n ętrzn ych z pomocą środków na­

turalnych, jak iem i są nasze zm ysły. P o ­ w ierzchow na znajom ość przedm iotu nie za- daw alnia jed n a k um ysłu lu d zk iego, który dąży do zgłęb ien ia i w ydobycia na ja w uk rytych w łasności tegoż przedm iotu, b a ­ dając go w w arunkach n iezw y k ły ch i przy pom ocy narzędzi sztucznych, ja k ie w tym celu w ynajduje, a uzbroiw szy w nie zm y­

sły, dochodzi do znajom ości dokładnej ciał lub zjaw isk złożonych przez ich rozłożenie na tworzące je elem enty.

T aki sposób badania nazyw am y analizą.

O bserw acyja i analiza, poznając różne w łas­

ności ciał, n ie w yjaśniają jed n ak sposobu ich p ow staw ania czyli gien ezy. Zadanie to w ypełnia synteza, która na podstaw ie ob - serw acyj i danych analitycznych odtw arza sztucznie ciała naturalne, naśladując m i­

strzynię twórczości — przyrodę. Z jaw isko

(2)

770 W SZEC H ŚW IA T. Nr 49.

uw ażam y za ostateczn ie zbadane, je ś li m o­

żem y je d o w o ln ą ilo ść razy od tw orzyć w w arunkach ściśle ok reślon ych . Stąd sy n ­ teza n ależy do n a jw y ższy ch i ostatecznych zadań nauk fizycznych.

M in eralogija od czasów najd aw n iejszych aż do końca w iek u X V I I I była nauką w y ­ łą czn ie obserw acyjną. B y ł to raczej zbiór luźnych w iadom ości o m inerałach, n iep o ­ łączon ych ze sobą ani podobieństw em cech, ani też w sp óln ością p ow staw an ia w naturze.

D op iero zakom ity profesor frejberski W e r­

n er (1750— 1817) zaprow adził pew ien s y ­ stem obserw acyi m in eralogiczn ej, ja k k o l­

w iek p ow ierzch ow n ej, tem niem niej dopro­

w adzonej przezeń do pew nego stopnia do­

sk onałości. J ed n ocześn ie W erner na p o d ­ staw ie w łasn ych obserw acyj stw o r z y ł teo- ryją tw orzenia się m inerałów , tw ierdząc, że w szystkie one są osadam i w odnem i. W koń*

cu w. X V I I I m ineralogija, w sk u tek w ie l­

kich postępów chem ii w ch od zi w a n a lity cz­

ne stadyjum rozw oju. C hem icy K lap roth , B erzeliju sz i in n i są zarazem m ineralogam i:

analizują oni ciała kopalne, odkryw ając w nich nieznane przedtem p ierw ia stk i, ba­

dają ich top liw ość i t. p. Z nakom ity opat H a u y buduje (1822) zasady krystalografii, stw arzając n ow y p otężn y środek a n a lity cz ­ n y. N ieco później (1831) N icol i B rew ster pow ołują do życia niem niej w ażną m eto­

dę badania— op tyczn ą. T y m sposobem po­

w sta ły trzy m etody m in eralogiczn o-an ali- tyczne: chem iczna, krystalograficzna i o p ­ tyczna.

O d p o ło w y w iek u bieżącego zaczyn a się epoka syn tetyczn a. O d k ryto ścisły z w ią ­ zek m iędzy praw am i k rystalografii z jednej strony a w łasnościam i chem icznem i i op- tycznem i m in erałów — z drugiej; ca ły zastęp u czon ych p o św ięcił w reszcie sw e zd oln ości syn tezie m in eralogiczn ej w ścisłem znacze­

n iu , odtw arzając z preparatów chem icznych sk u p ien ia m olekularne, n iczem nieróżniące się od tych, które n azyw am y m inerałam i.

Od tój doby m in eralogija staje się nauką n iety lk o opisow ą le c z i dośw iad czaln ą. S y n ­ teza, opierając się na w sk azów k ach obser­

w acyi gieo lo g iczn ej i analizie, w yjaśnia w a­

runki p ow staw an ia w ielu m in erałów i skał, obalając, lub prostując h ip otezy oparte w y ­ łączn ie na obserw acyi. Stąd w yw iązała się

k onieczność spraw dzania w szystk ich teoryj g ieologiczn ych i m in eralogiczn ych na d r o ­ dze dośw iadczalnej. J a k k o lw iek dziś na­

w et jeszcze n iew szyscy g ieo lo g o w ie uznają tę konieozność, lo g iczn ie w yp ływ ającą z h i­

storycznego rozw oju m ineralogii, przyp u sz­

czając, że w ty g lu badacza panują in n e praw a fizyczne i chem iczne, niż np. w łon ie w ulkanu, jed n ak że synteza i dośw iadczenia g ie o lo g ic z n e postępują w ciąż naprzód, r o z ­ w iązując w sposób stanow czy kw estyje n aj­

za w ilsze. P rzesąd , o którym napom kną­

łem , w y rzą d ził niem ało z łe g o nauce: b y ł on np. głów ną przyczyną owej sław nej w alki m iędzy neptunistam i i plutonistam i, którzy przez pół w ieku k ru szyli kopije o to, czy bazalt i pokrew ne mu sk ały są utw orem w odnym , czy też p ow stały przy u d ziale ognia? C h arakterystycznym bardzo je st ten fakt, że w samem praw ie zaraniu tej uczonej w ojn y H a ll (1798) d o w ió d ł d o ­ św iad czaln ie ogn iow ego p ochodzenia ba­

zaltu. W alk a jed n ak była tak zapam ię­

tała, że na razie nie zw rócono na dośw iad ­ czenia H a lla żadnej praw ie u w agi.

Z naczenie eksperym entu dla g ieo lo g ii ocen iali ju ż , z przen ik liw ością w łaściw ą w ielkim um ysłom , tacy filozofow ie, jak L e i- bnitz (1693) i Buffon (1749), sław a jed n a k pierw szej sy n tezy n ależy ca łk o w icie d o w y m ien io n eg o przed ch w ilą sir Jam esa H a lla (1761 — 1832). B y ł on uczniem i przyjacielem Ilu tto n a , tw órcy p lu ton iz- m u, a w ięc p rzeciw nikiem W ernera, k o ry ­ feusza szk o ły neptunistów . Ci ostatni tw ier­

d z ili m iędzy innem i, w brew teoryi H u tto- na, że sk a ły w ulkaniczne stopione zasty­

gają w postaci szkła, a zatem n ie m ogą p o ­ w staw ać na drodze ogniow ej. A b y ode­

przeć ten zarzut staw iany m istrzow i sw em u , H a ll stop ił bryłę bazaltu i, pozw alając je j stygn ąć nader p ow oln ie, otrzym ał w rezu l­

tacie nie szk ło, lecz masę naw skroś krysta­

liczn ą podobną do pierw ow zoru n atu ral­

n ego. T en że H a ll d o w ió d ł rów n ież n ie­

słuszności d rugiego zarzutu w ym ierzanego przeciw ko H u tton ow i. N ep tu n iści u tr z y ­ m yw ali, że gd yb y bazalty b y ły k ie d y k o l­

w iek w stanie o g n isto -p ły n n y m , to stykając się ze skałam i w apiennem i, co się w isto cie dość często zdarza, m u siałyb y je zam ieniać na wapno palone, czego jed n ak n ig d zie nie-

(3)

N r 49. W SZECH ŚW IAT. 771 zaobserw ow ano. W od p ow ied zi na to ro­

zum ow anie H a ll w yk on ał takie dośw iad­

czenie: ogrzew ał przez p ew ien czas rurę żelazną (lu fę) n apełnioną w części w ap ie­

niem i szczeln ie na obu końcach zalutow a- ną; w yd zielający się z początku operacyi gaz (d w u tlen ek w ęgla) w y tw o rzy ł wew nątrz rury nadzw yczaj siln e ciśnienie, które łą c z­

n ie z podniesioną tem peraturą p rzeistoczyło zb ity w apień w k rystaliczn y i ziarn isty m arm ur. T ę w łaśn ie m etam orfozę w apieni zbitych na k rystaliczn e w sąsiedztw ie ba­

zaltów stw ierd zan o nieraz w naturze. E k s ­ perym ent H a lla w yjaśn ił, że law a p rzed zie­

rając się przez pokłady w apienne, n ietylk o je rozgrzew a, lecz jed n o cześn ie w yw iera na nie ciśn ien ie, zapobiegające roskładow i ch e­

m icznem u.

Ziom ek i w sp ó łczesn y H a llo w i, G rzegorz W att, p rzed sięw zią ł (1804) szereg dośw iad­

czeń na w iększą jeszcz e skalę i przeprow a­

d ził go z praw dziw em pow odzeniem . La- boratoryjum je g o stan ow ił 'piec hutniczy, gd zie z łatw ością d aw ały się topić w ielkie bryły bazaltu; przez pow olne stygn ięcie sto ­ pów , trwrająee po osiem dni, W att otrzy­

m y w a ł rezu ltaty nadzw yczaj św ietne, do ja k ic h po nim naw et w czasach n ajp óźn iej­

szych n igd y nie dochodzono. Szkoda ty l­

ko, że stan m etod m in eralogiczn ych w ow ym czasie n ie p o zw o lił mu na dokładne zbada­

nie otrzym anych produktów . Z opisu je ­ dnak W atta widać, że w stopach je g o od­

d zieln e m in erały były w idoczne dla gołego oka, a sferolity d och od ziły do kilk u cen ty­

m etrów średnicy. A n g lija w ięc była tym krajem , gd zie do rozw iązyw ania zagadnień g ieologiczn o-gien etyczn ych zastosow ano p o ­ raź p ierw szy dośw iadczenia chem iczne i fi­

zyczne.

P o d ośw iad czen iach H a lla i W atta po­

w stała w rozw oju syntezy m ineralogicznej pew na przerw a, trw ająca aż do roku 1823, w którym chem ik francuski, B erthier, do k o ­ n a ł sy n tezy au gitu i oliw inu przez stopie­

nie krzem ionki z odpow iedniem i ilościam i w apna, m agn ezyi i tlen k u żelaza.

A b y d ok ład n ie ocenić znaczenie h isto ­ ryczn e syntez Berthiera, nadm ienim y, że w ow ym czasie zacięte jeszc ze staczano w alk i o pochodzenie bazaltu; obecność zaś w nim o liw in u i augitu uważano za rzecz

przypadkow ą. H a u y nazyw a augit p iro- ksenem (t. j. gościem ognia), chcąc term i­

nem tym w yrazić panujący natenczas po­

gląd, że m inerał ten je st utw orem w odnym , a do łona law dostaje się tylk o przyp ad ­ kiem , jako gość. S yn tezy B erthiera oraz obserw acyje nad tw orzeniem się oliw in u , au gitu i in. w żużlach i szlakach pieców w ielk ich i hut w y w a rły wrażenie na um y­

słach ówczesnych gieologów , z których mniej uparci zaczęli w ierzyć w m ożliwość po­

w staw ania bazaltu na drodze ogniow ej.

Pom im o to jednak, znów napotykam y w historyi syn tezy lukę ćw ierćw iek ow ą, w ypełnioną dopiero w roku 1848 przez E belm ena, utalentow anego ucznia Berthie­

ra. E belm en stw orzył (1848) nową m etodę syntetyczną, zastosow aną przezeń g łó w n ie do reprodukcyi sztucznej m inerałów , nale­

żących do grupy kam ieni drogich, ja k ko­

rund, spinel, chryzoberyl, o których w ogóle m niem ano, że nie m ogą być syntetycznie odtw orzone z pow odu nader w ysokiego punktu ich top liw ości i absolutnej nieros- puszczalności w w odzie. M etoda E b elm e­

na p olega na topieniu części składow ych m inerałów w ym ien ion ych (g lin k a , m agne- zyja i t. d.) w nadm iarze jak iegoś łatw o top liw ego ciała, które j e w tem peraturze podw yższonej rospuszcza, w ydziela zaś, sty ­ gnąc. T akiem ciałem (n azyw am y je topni­

kiem ) je s t np. kw as borny. Jeśli w jeg o nadm iarze stopim y m ięszaninę glin k i i m a­

g n ezy i, odpow iadającą sp in elow i i ostudzi­

m y taki stop p ow oli, to po w ypłókaniu n a d ­ miaru topnika otrzym am y k ryształki sp i­

nelu, które tem tylk o różnią się od n a tu ­ ralnych, że są bardzo m ałych rozm iarów.

A n a lo g iczn ie p ow staje korund w nadm ia­

rze stopionego boraksu i t. d. D zięk i tój m etodzie H a u tfeu ille w trzydzieści dwa lata później (1880) m ógł dokonać syn tezy m inerałów tak ważnych ze w zględ u na o l ­ brzym ie rospow szechnienie w naturze, ja k kw arc, ortoklaz i in.

W roku 1847 E lie de B eaum ont w y g ło sił przyp u szczen ie, że m inerały takie, ja k p i­

ryt, blenda, galena, chalkopiryt, fluspat i t. d., które w naturze w ypełniają zw yk le szczeliny, pow stające w skałach przy pro­

cesach górotw órczych, tw orzą się przy ud ziale źródeł ciepłych, w znacznych g łę ­

(4)

772 W SZECH ŚW IA T. Nr 49.

bokościach, g d zie panuje ciśnienie w ogóle w iększe od norm alnego. W o d y c y rk u łu - jące w tych szczelin ach rospuszczają. znacz­

ny ilość ciał, które ze zm ianą w arunków g ieologiczn ych osiadają w postaci w y m ie ­ n ion ych m in erałów . C hociaż h ip oteza E lie de B eaum onta była d ziełem bystrój obser­

w acyi i g ien ija ln eg o u m ysłu , to je d n a k do godności p ew n ik a g ieo lo g ic z n e g o pod n iósł ją, dopiero uczeń jś j tw ó r cy , Sónarm ont, d okonaw szy (1 8 5 1 ) sy n tezy m inerałów szcze­

lin ow ych . P r z e z ogrzew an ie do 150° w za­

topionych, m ocn ych rurkach szk la n y ch o d ­ p ow ied n ich zw ią zk ó w m etali ciężkich z wo- dnem i rostw oram i siarkow odoru, d w u tle n ­ k u w ęg la , siarków a lk aliczn ych i t. d. Só- narm ont od tw o rzy ł cały szereg m inerałów w ystęp u jących w górskich szczelinach, lub żyłach . W ten sposób p o w sta ła now a m e­

toda syn tetyczn a, polegająca na d ziałan iu rostw orów w od n ych pod w ielk iem c iśn ie ­ n iem i naśladująca w zu p e łn o śc i gien ezę w ielu c ia ł m ineralnych w naturze.

Od roku 1850 zaczyn a się w e F ran cyi nader św ietn y rozw ój sy n tez y m in era lo g icz­

nej. P rócz w ym ien ion ych ty lk o co E b el- m ena i Sónarm onta, u k a zu ją się n a arenie naukow ej coraz now e rozg ło śn e talenty, podpatrujące najskrytsze tajem n ice natury i zm uszające jej tw órcze s iły do p ow tarza­

nia się w w arunkach sztu czn ie z e sta w io ­ n ych w laboratoryjum . W r. 1858 H enryk Sainte Claire D e v ille i C aron odkryw ają nadzw yczaj ciek a w ą w ła sn o ść p ew n ej g ru ­ p y cia ł lotnych, których obecność w pływ a d ziw n ym sposobem na k rystalizacyją sub- stancyj am orficznych. C ia ła te otrzym ały n azw ę czyn n ik ów k rystalizacyi (a g en ts mi- n śralisateu rs). J e śli p rzez rurkę siln ie ogrzaną i zaw ierającą d w u tlen ek cyrkonu b esk ształtn y przepuszczać b ęd ziem y stru­

m ień lotn ego fluorku k rzem u, to po p ew ­ nym czasie otrzym am y d w u tlen e k cyrkonu w postaci k rystaliczn ej, t. j . m in erał cyr­

kon; T ak samo działa ch lorow od ór na roz­

grzan y m ocno d w u tlen ek cy n y , p rzep ro w a ­ dzając go w k assyteryt; fluow odór p rze ista ­ cza d w u tlen ek tytan u w ru ty l i t. d. W y ­ m ienione g azy n ie w chodzą w cale do składu n ow o pow stających ustrojów m o lek u la r­

nych, ale w y w o łu ją w n ich p e w ie n ruch cząsteczek, k tórego rezultatem je s t krysta-

lizacyja. D aubrće, od r. 1819 począw szy, ogłasza ca ły szereg epokow ych dośw iad­

czeń i syn tez, stwarzając coraz now e, lub udoskonalając stare m etody postępow ania i przyrządy. Jak k olw iek głów na zasługa teg o znakom itego badacza polega na w pro­

w adzeniu dośw iadczeń w dziedzinę gieolo- g ii, jed n ak i synteza m ineralogiczna z a ­ w dzięcza mu k ilk a odkryć pierw szorzędne­

go znaczenia. On pierw szy w yjaśnił do­

św iadczalnie, ja k ważne ma znaczenie para w odna gorąca w sp raw ie tw orzenia się m i­

nerałów w naturze: w wulkanach ścina zw ią zk i lo tn e m etali, przeprow adzając je w stałe tle n k i, gdzieindziej roskłada w sp o ­ sób rozm aity cia ła stałe, lub, łącząc się z niem i, w ytw arza n ow e gatunki m inera­

łó w . Z naczenie pary w odnej w procesach w u lk an iczn ych w ytłu m aczył ju ż G ay-L us- sac (1823), roskładając parą wodną chlor- n ik żelaza na hem atyt i chlorow odór. S p o­

sób ten, zw an y sublim acyją, Daubróe zasto­

sow ał do syn tezy kassyterytu przez roskład p od w ójn y clilorniku cyny i pary w odnej, budując na tem dośw iadczeniu teoryją po­

w staw ania pokładów rud cynow ych i in.

D rogą bardzo trudnych i niebespiecznych dośw iadczeń w yk azał dalej Daubi-ee, ja k je s t energicznem działanie w ody na k rze­

m iany p rzy w ysokiej tem peraturze i c iśn ie­

niu: rurkę ze szkła zielon ego napełnioną w części wodą w k ład ał do m ocnej rury ż e ­ laznej, zaopatrzonej w szczeln ie zam ykającą ją śrubę, poczem cały aparat ogrzew ał do ciem nej czerw oności, przez co w ew nątrz rury w ytw arzało się k olosaln e ciśn ien ie.

W takich warunkach w krótkim bardzo czasie n astęp ow ał kom pletny roskład szkła, z którego pow staw ały: kw arc, augit, kilka krzem ianów w od n ych i opal. M etoda D au- breego w ostatnich czasach, w sk u tek zn a­

k om itego ulepszenia stosow anych w niej na­

czyń, uw ieńczoną została św ietnem i rezu l­

tatam i. F ried el i Sarasin d okonali (1879 do 1881) na tej drodze syn tezy ortokla- zu, kw arcu i trydym itu, a L em berg (1880 do 1888) w ielu zeolitów , leucytu, nefelinu i t. d.

D roga czysto ogn iow a użyta z takiem po­

w odzeniem do syn tezy skał i m inerałów przez H a lla , W atta i B erthiera, przez czas d łu gi zu p ełn ie została zaniechaną, a to g łó ­

(5)

Nr 49. W SZECHŚW IAT. 773 w nie z pow odu przekonania w ypow iedzia­

nego przez zasłużonych skądinąd uczonych (M itscherlich, G . R ose), ja k o b y feldspaty, będące g łów n ym składnikiem w ielu skał w u lk anicznych, nie m ogły pow staw ać przez topienie. D opiero D aubróe, którego stu- dyja dośw iadczalne i syn tetyczn e odkryły g ie o lo g ii nader św ietne i nieznane p rzed ­

tem w idoki rozw oju, u ży ł (1866) m etody ogniow ćj do sy n tezy m eteorytów , topiąc j sk ały bogate w zw iązk i żelazne (lerzo lity ) w atm osferze odtleniającój i otrzym ując w ten sposób kom binacyją oliw in u i ensta- tytu z żelazem m etalicznem . Jeżeli analiza spektralna dow iod ła tożsam ości p ierw iast­

ków cia ł niebieskich z elem entam i ziem - skiem i, to synteza D aubróego rzuca św iatło na w arunki kojarzenia się tych pierw iast­

k ów w zw iązki chem iczne czy li m inerały, które w ogóle nie różnią się od od p ow ie­

dnich m inerałów skorupy ziem skiój.

M etodę ogniow ą udoskonalili FoUąuó i M ichał L ćv y (1878 — 1881). U czen i ci otrzym ali poraź p ierw szy szereg m inerałów skalnych, jak: różne gatunki feldspatów , n efelin , m elilit, leu cyt, że n ie wspom nim y ju ż o takich, ja k augit, oliw in i t. d. przez topienie ich części sk ład ow ych w tyglu pla­

tynow ym . U lep sze n ie m etody p olega na tem , że po stop ien iu m ięszaniny, ty g iel przez czas d łu ższy pozostawiano w tem pe- j raturze nieco niższśj od punktu topliw ości ( pow stać m ającego m inerału, dając mu od- ! p ow ied n ią ilość czasu do n ależytej, p o w o l­

nej krystalizacyi. P rzyrządzając m ięsza­

n in y odpow iadające składem sw oim skałom (t. j. kom binacyi d w u , albo k ilk u naraz m i­

n erałów ), F ou q u ć i M. L ć v y tym samym sposobem dokonali syntezy sk a ł w u lk a n icz­

nych: andezytu, bazaltu, n efelin itu , leu cy- tytu i w. in., które w najdrobniejszych na­

w et szczegółach przypom inają dokładnie stosunki m ikroskopow e skał naturalnych.

T e system atyczne studyja uczonych fran­

cuskich dow iod ły nareszcie, że bazalty, an- d ezyty i im podobne skały k rystaliczn e po­

w stają w yłączn ie na drodze ogniow ój bez in terw en cyi innych czyn n ik ów gienetycz- nych. Jed n ocześn ie ci sami badacze stw ier­

d zili, że pew ne m inerały, jak: kwarc, orto- klaz, amfibol, m ika oraz składające się z nich sk a ły (granit, liparyt, trachit), po- 1

m imo w ielu usiłow ań, nie dają się sztu czn ie odtw orzyć na drodze czysto ogn iow śj. Stąd w yprow adzam y w niosek, że sk ały te m ogą pow staw ać w naturze tylko tam, gd zie prócz wysokiój tem peratury są jeszcze ob ec­

ne inne w arunki niezbędne do ich k rystali- zacyi. W ed łu g pow szechnego m niem ania, w arunki, o których mowa, są to: w ielk ie ciśnienie i działanie pary wodnój na zasty­

gającą ogn isto-p lyn n ą masę.

T ak rosstrzygn ął się ów sły n n y spór po­

m iędzy W ernerem i H uttonem . T eoryje ich, ja k o zbyt jednostronne i absolutne, upadły, obudziły jednak w sw oim czasie p ew ien ruch u m ysłów , którego rezultatem , być może, je st św ietn y rozwój syn tezy m i­

n eralogicznej, p rzed staw ion y tylkoco c z y ­ teln ik o w i w głów n ych jeg o m om entach.

D ziś, d zięk i sy n tezie i dośw iadczeniu, w ie­

m y, że jedno i to sam o ciało m ineralne po­

w staw ać może różnem i drogami; augit tw o ­ rzy się pod w ielk iem ciśnieniem z rostw o- ru w odnego w dośw iadczeniu D aubróego i w głęb ok ich szczelinach górskich; j e d n o ­ cześnie tenże augit m oże być od tw orzon y przez stopienie je g o pierw iastków w w arun­

kach, jakie tow arzyszą pow staw aniu je g o w lawach; gd ziein d ziej m oże on być p ro­

duktem sublim acyi i t. d. Twórczość n a tu ­ ry je st niew yczerpaną w sw śj rozmaitości;

u m ysł człow ieka nadto słabym , aby w szyst­

k ie jćj drogi w yśledzić.

(c. d. nasł.).

J . Morozewicz.

'

l AZTI środkowej:*

IV .

P o śm ierci gienerała M. P rzew a lsk ieg o , zm arłego w dniu 1 Listopada 1888 roku, w m ieście K arakol (d ziś P rzew alsku, w ob- I w odzie Sem ireczeńskim ), w ch w ili rospo-

*) Porówn. W szechśw iat z r. lo91, str. 596 i 817 oraz z r. 1892, str. 8, 25 i 45.

(6)

774 W SZECH ŚW IA T. Nr 49.

częcia nowój w ypraw y do środka A z y i, do­

w ództw o nad nią poruczone zostało g ien e- rałow i P ie w c o w o w i. W w yp raw ie, oprócz dawnych tow arzyszów P r z e w a lsk ie g o , p o ­ ruczników R ob orow sk iego i K o zło w a , brał u d zia ł in żyn ier g órn iczy K . B o h d an ow icz.

G łow nem zadaniem w yp raw y b y ło zbada­

n ie K u eń L u n u ') i półn. stok u w yżyn y tybetańskiej od w yłom u K e r y i d aryi do p o ­ łu d n ik a je zio ra L ob N oru.

O p u ściw szy K arak ol d. 28 M aja (n. s.) 1889 roku w yp raw a sk iero w a ła się ku Z, w zdłuż jezio ra Isy k K u l. O 20 w. od K a- rakolu w je z io r z e , na g łęb o k o ści 6 stóp, znajdują się ru in y d aw n eg o m iasta, zbudo­

w anego z doskonałćj c e g ły , fale, od czasu do czasu, w yrzucają rozm aite przedm ioty dom ow ego u żytk u i m onetę m iedzianą.

Z aw róciw szy ku P d , w yp raw a p rzeb yła g ó ­ ry K y rg y zy n A ła -ta w , których przełęcze, na 12000' w zn iesio n e, zap ełn ion e b y ły śn ie­

giem . P o p rzeb yciu gór, droga prow adzi w ysoką, falistą krainą, zw an a u k irgizów Syrtem i ciągn ie się aż do półn. podnóża głó w n eg o grzbietu T iań S zan u . S y rt obfi­

tuje w pastw iska. P n stok T iań Szanu przed staw ia spadek krótki, ale jed n o sta jn y , p rzeciw n ie P d p oczątkow o jest nadzw yczaj strom y, ku podnóżu zaś staje się bardzo ła ­ god n y. G óry te przebyto przez p rzełęcz B ed el, 13 500' w ysoką, która w dniu 10 C zerw ca b y ła je sz c z e zasypana śn iegiem . N a P d T iań -S zan u leży bardzo szeroka d o ­ lina rzeki T an szan -d aryi, zam knięta od P d góram i K ara-tek e, stanow iącem i daleko ku W . ciągnącą się gałąź T iań -S zan u . Z prze­

łęczy D u n g a ret - M io (9 000' w ys.) w idać było na p ó łn . stokach gór K a ra -tek e n ie ­ w ielk ie ga je jo d ło w e, p astw iska, ju rty i trzo­

dy koczujących kirgizów . K u p ołu d n iow i leży K aszg a ry ja , c z y li W . T u r k ie sta n .—

K rainę tę niem al zew sząd opasują góry: od P n T iań -S zan do je zio ra B a g ra sz-k u l, t. j.

do K u rii i K ara szaru, skąd ku P d W cią­

gną się góry K u ru k -ta g , o d d ziela ją ce K a sz- garyją od w yżyn y B e j-S za n u (patrz w y p ra ­ w ę braci G rzym ajłów ). N a Z ciągn ą się g a łęzie K y z y ł-je r tu , k rań cow ego łańcucha

•) P raw dopodobnie praw idłow o pow inno być K neń L uń, rów nież Lob-N or.

P am irów , na P d i P d W zam yka K aszga- ryją K u eń -L u ń i A sty n -ta g (dotąd op isy­

w any pod n azw ą A łty n -ta g ).

N a W , pom iędzy K u ru k -tagiem i A sty n - tagiem istn ieje brama (ok oło d w u dni drogi szeroka), łącząca K aszgaryją z pustynią H a- m ijską. N iem al w samój tój bram ie leży jezio ro L ob - Nor. T a k w ięc K aszgaryja przedstaw ia k o tlin ę, którćj dno w yn iesion e jest nad poziom morza przeciętnie na 3 500'.

N a półn. stronie tój k otlin y rzeka Jark en d - daryja, zw ana w dolnym biegu T arim em , zatacza ogrom ny łu k , którego punkty krań­

cow e stanow ią m iasto Jarkend i jezioro L ob -N or. N a P d W odpow iada Tarim ow i rzeka C zerczen-daryja, pow stająca z lic z ­ n ych strum ieni, w ielk ió j, podłużnej d olin y p om iędzy A sty n -ta g iem i T okuz-daw anem . N a P d z K u eń -L u n u sp ływ ają liczn e rzeki, które nikną śród piasków pustyni środko- w ćj. T ak, poczynając od Z, p łyn ą K ara- K asz i Ju ru n -K asz (rzeka Chot.anu), które p ołączyw szy się ze sobą, podążają do Jar- k end-daryi. D alćj K eryja, N ija, T o łta n - Chodża, M oldża, K a r a -m u r e n . N akoniec od Z p łynąca K aszgar-d aryja, nie dosięga, wbrew daw nem u zdaniu, J a r k e n d -d a r y i i niedaleko m iasta M arał-B aszi n ik n ie śród błot i piasków .

O toczen ie k o tlin y K aszgarskićj przez w y ­ sok ie góry, pow strzym ujące w ilg o tn e w ia ­ try, szczególniej Z i P d Z , w y w o łu je nad­

zw yczajną suchość pow ietrza, w pływ ającą na faunę i florę k otlin y. Stąd też środek jój zajm uje obszerna pustynia, zw ana na Z T ok ła-M ak an . C iągnie się ona z Z na W na 800 w . i ma z P n ku P d około 350 w.

szerokości. Z w yjątkiem d olin rzecznych, w rzynających się w pustynię, je st ona pra­

w ie zup ełn ie pozbaw iona roślin n ości. W y ­ sok ie piaszczyste w zgórza leżą tu naprze- mian z rów ninam i, lub falistem i p rzestrze­

niam i, u tw orzon em i z piargów , lub otoków . N aokoło tój pustyni ciągnie się niepi-zerwa- ną w stęgą las top olow y (P o p u lu s d iversi- folia = tograk). L e śn y ten pas na Z, P n i W ciągn ie się w zdłuż Jark en d -d aryi i T a- rim u. N a PdZ i P d w pasie podgórskim istn ieją w od y zaskórne, sp ływ ające ze sto­

k ó w w yżyn y T yb etań sk iej, na P d W zaś w zd łu ż C zerczen-daryi.

L udność K aszgaryi, do 2 0 0 0 0 0 0 , z a ­

(7)

N r 49. W SZECH ŚW IAT. 775 m ieszkuje w yłączn ie podgórze i oazy pod­

górsk ie i zajm uje się przew ażnie ro ln ic­

tw em . E tn ologiczn ie jestto m ięszanina sta- ro-persów i tu rk o-m on gołów . J ęzy k ich je st też w yraźną m ieszaniną tychże elem en ­ tów , z p rzew agą w yrazów turkskich i pew ­ ną n iew ielk ą dom ięszką arabskich. Są to m ahom etanie su n ici. Są oni łagodni, do­

broduszni, gościn n i naw et dla cu d zoziem ­ ców .

W y p ra w a gien. M. P iew cow a, w kroczyw ­ szy do K aszgaryi, sk ierow ała się podgórzem Z i P d . W zd łu ż tój drogi leżą miasta i oazy M arał-B aszi, Jark en d , K argałyk , Chotan, K eryja, N ija , C zerczen, L ob - N or i na P n W — K uria.

P rócz tego, ja k było zam ierzone, doko­

nano badań K u eń -L u n u i gór otaczających z P n T yb et, od południka K eryi (79° 30' d łu g . wsch. od P aryża), do południka L ob - N oru (88° d ł. w . P ar.).

W końcu C zerw ca w ypraw a przepraw iła się przez d łu g ą odnogę Jark en d -d aryi i po­

su w a ła się w zdłuż obszernego bagna Łatm a,

^ród którego leży n iew ielk ie, sło d k ie j e z io ­ ro A k -k u l. D o sam ego praw ie Jarkendu droga prow adzi w zd łu ż rzeki lasem top olo­

wym , 2 0 —30 w iorst szerokim , ciągnącym się pom iędzy rzeką i pustynią. W e d łu g opow iadań m ieszkańców , w P nZ części pu­

sty n i leżą ru in y m iast, w których znajdują naczynia i k lejn oty, w poszukiw aniach nie oddalają się jed n ak dalej trzech dni drogi od brzegów rzek i i to tylk o zimą. W o d le ­ g ło ści 80 w iorst od Jarkendu, zaczyna się upraw na i gęsto zaludniona okolica, a o 20 w iorst w sie ciągną się nieprzerw anym s z e ­ regiem . K u Z od drogi, w od ległości 25 do 60 w. ciągną się piaski lotne.

O aza Jarkendzka z pow odu wybornej g le b y lossow ój uw ażana je st za najurodzaj­

n iejszą w całej K aszgaryi. Oaza ma do 40 w iorst długości i około 25 szerokości.

W środku leżą dw a m iasta, opasane glin ia- n em i murami: m uzułm ańskie, liczące 320 0 0 m ieszkańców i chińskie (Jangi-szari), liczą­

ce 1 500 m ieszkańców . Oba posiadają licz­

ne bazary i sk lep y. O prócz miast oaza li­

czy do 1 5 0 0 0 0 m ieszk. M iasta leżą o 12 w.

od rzek i i zasilane są wodą zapomocą ary- ków . K u P d od m uzułm ańskiego miasta ciągną się obszerne pola ryżow e, dostarcza­

jące ryżu naw et innym m iejscowościom K aszgaryi.

Z Jarkendu do K argałyk u droga prowa­

dzi ciągle przez dobrze upraw ne i urodzaj­

ne m iejscow ości. O d K argałyku w ypraw a zaw róciła ku P d i w kroczyła w góry, ażeby w górskiej stacyi, w zniesionej na 10000', przepędzić porę najw iększych upałów .

Podczas pobytu w górach badano faunę, florę i budow ę gieologiczn ą gór pom iędzy Jarkend-daryją i rz. T yznapem . Sam gien.

P iew có w p row ad ził spostrzeżenia astrono­

m iczne i m agnetyczne.

W połow ie W rześnia w ypraw a opuściła góry i skierow ała się ku W . D roga p row a­

dzi usłaną piargam i lub kam ykam i ob szer­

ną rów niną, po której przebiegają p łask ie, n iew iele w zniesione grzbiety. Nad n ielicz- nem i rzeczkam i leżą wioski i m ałe oazy.

T aki charakter posiada droga do wsi G um a.

D alój do sam ego Chotanu ciągnie się p u ­ stynia zasypana piargam i, śród której leżą przestrzenie zup ełn ie pozbaw ione roślin n o­

ści. K u PdZ ciągną się nieznaczne w y n io ­ słości, a za niem i półn. gałąź K u eń -L u n u — K osz-tag, którego szczyty ju ż u b ieliły śn ie­

gi. N a P n W ciągn ęły się piaszczysto-losso- w e w zgórza, porosłe tam aryszkiem , a dalej tograkiem . R zadki las topolow y rośnie wśród tych w zgórz pasem od 20 — 80 w.

szerokim od Jark en d -d aryi do K arakaszu, za lasem leży pustynia.

D n ia 3 P aździernika w yprawa przybyła do Chotanu. Oaza chotańska skrapiana K a- rakaszem i Jurung-kaszem , które połączyw ­ szy się tworzą C hotan-daryją, ma do 70 w.

długości i ok oło 50 szerokości. G lebę jej stanow i lciss z dom ięszką piasku, stąd oaza mniej je st urodzajna, niż kaszgarska. M ia­

sto m uzułm ańskie liczy 5 000 mieszk., chiń­

skie, obw arow ane murem, 500 m ieszk. Cała oaza liczy 1 2 0 0 0 0 m ieszk. i słyn ie z w y ­ robu dyw anów , filcu, futer i jed w a b ió w . W o k o lic y znajdują się ciekaw e ruiny. M iej­

scow ość podobna do poprzednio opisanej, ciągnie się w zdłuż całej drogi do oazy K e ­ ryja i dalej do N ii. W tej ostatniej w ypra­

wa postanow iła przepędzić zim ę, w ciągu zaś tego czasu odbyć w ycieczki w głąb p u ­ styn i i w góry, celem w yszukania przejścia prow adzącego na w yżynę tybetańską. P r z e j­

ście to znaleziono w d olinie rzeki T o ła n -

(8)

A Z Y J A Ś R O D K O W A

.M a rsz ru ta p. B o n v a lo t'a . ' —-M arszru ta b ra c i Grum-Grzymajłów.

Slcala 1 :1 5 ,0 0 0 ,0 0 0 .

o d p o ł u d n i k a p a r y z l d e g o

w l i t W Główczewskiego w Wars zawie

(9)

Nr 49. W SZECHŚW IAT. 777 Chodża. W ciągu zim y p rzyb ył tu kap.

B ron isław G rąbczew ski, p ow racający ze swój w ypraw y na P am iry i do T ybetu półn.-zach.

N a początku w iosny g ieolog, K . Bohda­

n ow icz, badał P n stoki K ueń-L unu pom ię­

d zy p ołu d n ik am i Chotanu i K eryi (77° 40' i 79° 30' dł. wach. P a r.). P o ru czn ik R obo­

row ski od b ył w ycieczk ę do C zerczenu, a na­

stępnie doliną tej rzeki do podnóża w yżyn y.

N areszcie w końcu M arca zw iedzono dolny b ieg N ii-d a ry i aż do zaniknięcia tćj rzeki w piaskach pustyni u klasztoru Im am a- D żafera-Sadyka, położonego o 100 wiorst ku P n od w si N ii. O taczająca pustynia po­

siada grunt zło żo n y z piargów i przecięta je st w yniesieniam i piaszczystem i, których piasek siln ie ubity działaniem w iatrów; zu ­ p ełn y tu brak życia organ iczn ego.

Z nastaniem w iosn y (6 M aja) wyprawa op u ściła N iją i w y ru szy ła w góry. O koło w ioski K ara Saj urządzono głó w n e obozo­

w isko, skąd przedsiębrano w y cieczk i. Por.

R oborow ski przeb yw szy K ueń L un przez odkrytą w poprzednim roku przełęcz Saryk- T u z i kierując się w zdłuż P d stoku K ueń- L u n u ku Z, dosięgn ął górnego biegu K eryi- daryi. M iejscow ość, w yniesiona na 16 500' nad poz. m. p rzed staw iała zu p ełn ą p u sty ­ nię; brak paszy zm usił go do pow rotu. Pan B oh d an ow icz z w ie d z ił położone na P d od N ii k op aln ie złota Sourhak, a następnie zw ie d z ił P n stoki K u eń -L u n u do w si K opa (82° 30' d ł. w .). W drugiej w y cieczce sk ie ­ row anej w prost ku P d , por. R oborow ski zw ie d ził w y ży n ę tybetańską i tu znalazł pu­

sty n ię kam ienistą, praw ie zup ełn ie pozba­

w ioną roślinności. U tra c iw szy , z w yjątkiem jed n eg o , w szy stk ie konie, zm uszony był do pow rotu. P o r. K o z ło w , z podobnym sk u t­

kiem , zw ied ził d olin ę rzeki B ostan-tograku, zwanej w górn ym b iegu A k-su. W zdłuż tejże rzeki sk ierow ała się głów n a w ypraw a, napotkała ona n ie w ie lk ie jezioro słone, do k tórego od W w pada rzeczka K ubuczi.

D o lin a jój (1 4000' nad poz. m.) daleko cią ­ gn ie się ku W i oddziela K u eń -L u n od ła ń ­ cucha A k k a -ta g , stan ow iącego półn. kra­

w ędź w y ż y n y tybetańskiej. Z p rzełęczy 1 6 0 0 0 ' w ysokićj w idniała ciągnąca się w n ie­

skończoną dal rów nina w zgórkow ata, zam ­ kn ięta ty lk o na P dZ dosyć wysokim i d łu ­

gim grzbietem . Spuściw szy się na ową rów­

ninę zrobiono jeszcze k ilkanaście wiorst drogi. Ze w zgórza wzrok sięg a ł na 40 w.

w prom ieniu, w szędzie natura gruntu i kraj­

obraz b yły też same, tylko góry na P d Z w ystęp ow ały w yraźniej. W ok oło ciągnęła się 15500' w yniesiona pustynia w yżynow a, pokryta gdzieniegdzie nędzną witw ą, je d y ­ ną napotkaną tu rośliną. N a pow ierzchni ciągn ęły się głęb ok ie rospadliny, zasypane piaskiem , św iadczące o niezm iernych w ah a­

niach tem peratury. N a początku L ipca co­

dziennie padał śnieg, panow ały siln e burze i śnieżne zam ieci, śladów deszczu nigdzie nie m ożna było zauw ażyć. N igd zie też ś la ­ du pobytu człow ieka; ze zw ierząt w idziano tylk o dwie an tylopy, a z ptaków jednego skowronka. B rak paszy zm u sił do pow ro­

tu na półn. stok K ueń-L unu, w zdłuż k tóre­

go w ypraw a przez K opę i A czan dosięgła górn ego Czerczenu. D o lin a tej rzeki c ią ­ gnie się daleko ku W , dzieląc A styn -tag od K u eń -L u n u , noszącego tu nazw ę T okuz- daw an. D olin a ta sięga aż do Cajdamu.

P rzeb yw szy T okuz-daw an przez przełęcz M uzłuk (81° 40' dł. w sch.) na w ysokości 15500' w ypraw a sstąpiła w dolinę rz. U łu k - su (górnego C zerczenu) i jednego z jej p o ­ tok ów źródłow ych G iukerm y. T u ciągnęła się niezm iernie obszerna rów nina (1 4000' w y s.), którą od p ołu d n ia zam ykały góry śnieżne, stanow iące kraw ędź w łaściw ej w y­

żyn y tybetańskiej, były to góry A kka-tag, nazw ane góram i P rzew alsk iego. Szeroka ta d olina ciągnie się około 500 wiorst ku W i od P n W zam knięta jest górami K olum ba.

Z A k k a-tagu spływ ają potoki źródłow e C zerczenu, a u ich półn. stoku znajdują się kopalnie złota. W ed łu g opow iadań g ó rn i­

ków , którzy czasem zapuszczają się w A kka- tag za ranionym jakiem , lub antylopam i, ku P d ciągnie się w yżyna w zgórkow ata, znacznie w yżej w zniesiona niż leżąca u półn.

stoków i bardzo uboga w roślinność. P r z e ­ łę c z e tych gór na początku W rześnia za­

syp an e były nieprzebytem i śniegam i. P . R o­

borow ski, op u ściw szy nad brzegami G iu ­ kerm y głów ną w ypraw ę, skierow ał się ku P d W , okrążył jezioro słone A czy k -k u l, po­

su n ął się około 200 w. ku W , w zd łu ż półn.

stoku A k k a -ta g u i zw róciw szy ku P n , w y ­ szed ł na rzeczkę K ałantag, łączącą dw a j e ­

(10)

778 W SZECH ŚW IA T. N r 49.

ziora: C zon -K u m -k u l (sło d k ie) i A jg -k u m - k u l (gorzko-słone); je stto toż sam o jezioro, którem u P rz ew a lsk i i p. B o n v a lo t dają na­

zw ę „niezam arzającego”. Stąd za w ró cił ku Z i p o łą czy ł się z w ypraw ą u p ółn . stoku p rzełęczy M u złu k .

K u jezio ru L ob -N or w yru szon o dnia 18 W rześnia. P . R ob orow sk i, p rze b y w szy A sty n -ta g , sk iero w a ł się d oliną Czerczenu, reszta w yp raw y ru szy ła na W d olin ą p o ­ m iędzy K u eń -L u n em i A sty n -ta g iem aż do w sch. k oń czyn y g a łę zi tego o statn iego—

J u su p -a ły k -ta g i p o m ięd zy tym a Szim an- tagiem przez u ciążliw e przejście T a s z d a - w an (patrz podróż p. B on valota) w y szła na L o b -N o r . W e d łu g pom iarów p rzeciętn a w ysok ość K u eń -L u n u , Od K er y i do Lob- N oru w yn osi 17 600'; w ysok ość p rzełęczy 15 000'; granica w ieczn ych śn iegów na półn.

stoku — 16 700', na połudn. — 17800', tu w ięc stosunki są p r a w id ło w e .

D a lsza droga od L o b -N o ru przez K urtę, K araszar, U ru m czi, ku je z io r u Z ajsang-N or n ie przedstaw iała n ic n ow ego i znana je st i d ostatecznie z poprzednich podróży. W oko- J

lic y U ru m czi stw ierd zon e zostało istn ien ie d ep resyi, zaznaczone ju ż w podróży braci G rum -G rzym ajłów .

R ezu ltat w ypraw y stanow i zd jęcie 9 8 0 0 w io rst drogi, oznaczenie p ołożen ia g ieo g ra - ficznego 50 punktów ; wr 10 dokonane zosta­

ły ob serw acyje m agnetyczne; oznaczono 350 w ysokości nad poz. m. i zdjęto 150 fo to g r a ­ mów. P rócz tego zbiory przyrodnicze z a w ie ­ rają 60 g a tu n k ó w ssących, 220 ptaków , 40 p łazów i gadów , 20 ryb i 200 o w ad ów , ra­

zem do 7 0 0 0 okazów . Z ieln ik za w iera 700 gatu n k ów (7 0 0 0 okazów ). P rócz teg o p.

B oh d an ow icz zbadał na znacznych obsza­

rach budow ę g ieo lo g iczn ą i zeb rał bogaty zbiór sk ał i m in erałów . B a d a n ia g ie o lo - giczn e są zapew ne n ajcen n iejszy m n a b y t­

kiem w ypraw y.

G ieograficznie je st ona szczególn ićj w aż­

ną z pow odu, że w iąże m arszruty p o p r z e ­ dnich podróżników . W N ii styk a się z kap.

G rąbczew skim 1), u jeziora n iezam arzającego

*) O trzym aliśm y w iadom ość, że p o d p u łk o w n ik B. G rąbczew ski p rzed sięb ierze now ą w ypraw g środ- kow o-azyj atyęką.

z drogą P r zew a lsk ieg o i B onvalota, w U r u m czi z drogą braci G rum -G rzym ajłów .

W. W róblewski.

0 INSTYNKCIE PASORZYTNYM T T P T A K Ó W .

(D okończenie).

Z drugiój znów strony nadzw yczajną p rzew agę nad innem i ptakam i dają negrom n astępujące korzystne dla nich strony ich ob yczajów i w łaściw ości przyrodzonych.

Jaja ich posiadają bezw arunkow o skorupę znacznie tw ardszą, a n iżeli jaja ptaków , do gn iazd których sam ice negra nieść się z w y ­ k ły . T ym sposobem w iększa ich ilo ść ma szanse ocalen ia przy bezw zględnem n isz ­ czen iu ich przez aamychże m olotrusów . J e ­ d y n y w yjątek stanow i tu pok rew n y tym ptakom rodzaj Paeudoleistes virescens, do gniazd których negro z w y k ł się nieść także.

N iezm iern ie też korzystną dla rozm nażania się negrów je s t n ieb yw ała żyw otność em - b ryjonów , ja k ą odznaczają się ich jaja. Oto co p rzytacza H u d so n w tój m ateryi. J e ż e li negro znosi jaja do gniazda, w którem ju ż się znajdują ja ja prawój w łaścicielk i, w ów ­ czas ta z w y k le adoptuje je i w ysiaduje w raz ze sw ojem i. G dy w szelako pasorzyt pospieszy się zbytnio i zniesie sw ój płód do p u stego gniazda, w ów czas byw a zw y k le, że w łaścicielk a albo porzuca gniazdo, albo też buduje tak zw ane gn iazd o dodatkow e, to je st, że n ow oznieaionym m ateryjałem p rzy ­

k ry w a ja ja pasorzyta i na tśj podściółce n iesie się dopiero. G niazda takie bardzo je st ła tw o rospoznać po w iększćj ob jętości.

O tóż pew nego razu H udson zn a la zł g n ia z ­ do m uchołów ki (S izo p y g is icterophrys) i po objętości poznał, że b yło ono dobudow ane.

W gnieździe znajdow ało się d w oje pi­

sk ląt m uchołów ki i trzy jaja tegoż ptaka.

G d y w szelako H udson zd jął górną podściół- k ę zn alazł, ja k to słu szn ie przypuszczał, ja ja negra w liczb ie trzech. R ozb iw szy je

(11)

N r 49. W SZECHŚW IAT. 779 ze zd ziw ien iem sp ostrzegł, że chociaż dwa

z nich były zaziębione, to trzecie zaw ierało p isk lę na w ylęgn ięciu , bardzo żyw e i rześ­

kie. P o n iew a ż m łode m uchołów ki liczyć m ogły około 15 dni, a okres w ysiadyw ania u tćj ptaszyny trw a około 20 dni, zatem jaja negra p rzeleżeć m usiały pod gniazdem o k o ło 5 do 6 tygod n i. W idocznem w ięc je st, że jed n o z nich rozw ijało się tylko dzięki m ałćj ilości ciepła, jak a przenikała przez górną podściółkę z ciał dwu m łodych m uchołów ek. D ow od zi to, ja k w ielk ą ży ­ w otność zaw iera w sobie płód molotrusa.

N iezm iern ie ważnym dla rozmnażania ne- grów jest także n iezw yk le krótki okres roz­

w ijania się płodu w jaju, g d y bow iem małe ptaki, do gniazd których pasorzyt ten znosi sw e jaja, w ysiadają od 14 do 16 dni, dla jaj m olotrusa w ystarcza 11 i p ó ł dnia do w y ­ k lu cia się piskląt. Jeżeli w ięc pasorzyt znosi jaja do gniazda, gdzie inkubacyja ros- poczęła się niew ięcój ja k na trzy lub cztery

<łni przedtem , je st w szelk a szansa, że m ło­

de n egry w ylęgn ą się w raz z potom stw em praw ych w łaścicieli. D odać też należy, że n egry zn oszą z w y k le ja ja do gniazd ptaków znacznie od siebie m niejszych, w skutek c ze­

go szybko rozw ijające się p isk lę w yrzuca sw e przybrane rodzeństw o i pozostaje samo posiadaczem gniazda, pochłaniając w yłącz­

n ie dla sieb ie w szelk ą p ieczę ojczym a i m a­

cochy.

W ob ec tych w szystkich w arunków sp rzy­

jających rozm nażaniu m olotrusów , H udson za n ajw ażn iejszy uw aża brak potrzeby w y ­ siadyw ania sw ego potom stw a, dzięki czemu sam ica nieść się m oże w ciągu całych czte­

rech m iesięcy, zalew ając sw em i płodam i w szystk ie o k oliczn e gniazda.

Jaja negra (M olothrus bonariensis) od­

znaczają się nadzw yczajną rozm aitością ubarw ienia, naj w ięcej w szelako spotyka się czysto b iałych , ja k u ptaków , które się n io ­ są w gniazdach zakrytych, na czem też H u d ­ son opiera sw e dom niem anie, że negro ongi niósł się w gniazdach zakrytych p ełzaczy am erykańskich (D endrocolaptidae). N ajpo­

sp olitsze po b iałych są ja ja o tle białem z drobną pstrocizną koloru brunatnego, lub szarego. N ierzadko też trafiają się ja ja o tle blado•czerw onem z ciem nem i znakam i, jak-

I by piórem pisanem i. D o rzadkich bardzo n ależą jaja jed n o licie ciem no-rdzaw e.

P ozn aw szy obyczaje M olothrus bonarien­

sis koniecznem jest choć pobieżnie zazn ajo­

mić się z obyczajam i dw u innych gatu n k ów tegoż rodzaju, zam ieszkujących okolice B ue­

nos A y res, gd yż znajdziem y tu kom pletne przejścia od zw y k ły ch sposobów lężenia się, do pasorzytnych obyczajów negra.

G dy sam iec M. bonariensis jest czarny, a samica m yszato-szara, obiedw ie p łci dru­

giego gatunku (M olothrus rufoaxillaris) n o ­ szą jed n ak ow ą szatę całk ow icie czarną, m e­

talicznie połyskującą, z m ałym tylk o p ęcz­

kiem piór pachow ych barwy rudój. G atu ­ nek ten nie je st tak liczn y, jak poprzedni i chociaż posiada obyczaje pasorzytne, to jed n ak charakteryzuje je ten szczegół, że M. rufoaxillaris niesie się tylk o w g n ia z ­ dach trzeciego gatunku m olotrusów (M. ba- dius), nigdy nieobarczając swem potom ­ stw em innych gatunków ptaków . O w M.

badius posiada rów nież obie p łci jednakow o ubarw ione, ale nie czarno, ja k to zw y k le się trafia w tym rodzaju, lecz ptaki są ca ł­

kow icie barwy szarój i tylko lotki mają ru­

de. M. badius w ysiaduje sw e jaja, lecz gniazda sam n ie robi, ale odbiera je innym ptakom , przew ażn ie zaś pełzaczom am ery­

kańskim (D endrocolaptidae), które zw y k ły budow ać w ielk ie gniazda zakryte. M olo­

thrus pow iększa w nich znacznie otwór, w y­

rzucając część ściany, tak, aby św iatło m o­

g ło do środka przenikać. Bardzo ciekaw ą jest rzeczą, że jaja obu tych gatunków (M . rufoaxillaris i M. badius) są do siebie tak podobne, że ich odróżnić nie można, co tak­

że można p ow ied zieć o m łodych pasorzyt- nego gatunku (M . rufoaxillaris), które są zu p ełn ie podobne do m łodych M. badius i z niem i przez pew ien czas trzym ają się razem. H udson zwraca też uw agę na tę okoliczność, że n igd y w gniazdach M. ba­

dius n ie znalazł jaj zw yk łego negra (M. bo­

nariensis ').

>) T a okoliczność, że ja ja i m łode obu g a tu n ­ ków (M. badius i M. rufoaxillaris) są do siebie z u ­ pełnie podobne i że pierw szy z nich (M. badius) ta k d b ały o swe gniazda, że nie dopuszcza do nich n eg ra, pozw ala bez żadnej opozycyi n ieść się w n ich drugiem u gatunkow i (M. ru fo ax illaris) na-

(12)

780 W SZECH ŚW IAT. Nr 49.

J u ż nieraz zadaw ano sob ie p y ta n ie, co za przy czy n y m o gły w y w o ła ć ro zw in ięcie się tak anorm alnego in styn k tu , ja k parazytyzm u ku k u łk i i m olotrusa, skoro w całym świe*

cie skrzydlatym nie znam y po dziś dzień w ięcej tego rodzaju p rzyk ład ów , chociaż D a rw in w spom ina '), że p rzyk ład n iesien ia jaj do cu d zych gn iazd nierzadko spotyka się u niektórych ptaków kurow atych. W s z y ­ stk ie daw niejsze h ip otezy, ja k ie w tój kw e- sty i starano się wry g ła sza ć, n ie w ytrzym ują w o g ó le k rytyk i. I tak, starano się objaśnić in styn k t kukułk i n iesien ia jaj do g n ia zd c u ­ dzych położeniem n iezw y k le dużego żołąd ­ ka, który p rzy w ysiadyw aniu n ie m ógłb y n a leży cie fun k cyjon ow ać, lecz to ob jaśn ie­

n ie n ie dałoby się zastosow ać do m olotrusa, k tóry n ie posiada z b y t w ie lk ie g o żołądka.

D la tych sam ych p ow od ów upada i inna hip oteza, opierająca się na n atu rze pokar­

m u kukułk i, która g łó w n ie ży w i się g ą s ie ­ nicam i m otyli nocn ych , rzekom o trudnem i do straw ienia. Z bytnia też żarłoczn ość ku­

k u łk i i za nią idąca jakoby niem ożność w y- j

karm ienia sw eg o potom stw a n ie m oże być p rzyczyn ą p asorzytn ego in sty n k tu teg o p ta ­ ka, gd yż znam y liczn e p rzy k ła d y żarłocz­

ności m ięd zy ptakam i, n ie idzie jed n a k za tem , aby te m u siały być pasorzytn em i. D o ­ piero przed n ied aw n ym czasem zaczęto, ja k się zdaje, dochodzić w ła ściw y ch przyczyn parazytyzm u u tych ptaków . A ż e b y je na­

le ży cie poznać, zbadać m usim y przedew szy-

prow adziła m n ie na dom ysł, czy p rzy p a d k ie m oba te p tak i n ie należą do jed n eg o g a tu n k u . G dyby ta k było, znaleźlibyśm y sig w obec jed y n eg o w świe- cie p ierzasty m w ypadku polim orfizm u (a raczej dim orfizm u), k tó ry ta k często obserw uje się u ow a­

dów, np. u pszczół, lu b m rów ek. W ty m w ypad­

ku g a tu n e k ro z b ija łb y się n a dw ie g ru p y oso b n i­

ków, z k tó ry c h je d n e przeznaczone są do ro zm n a­

żan ia się w yłącznie (M. ru fo ax illaris), a drugie j do rozm nażania i do w y siad y w an ia ja j. P o n ie­

waż zaś H udson nie b y ł w sta n ie spraw dzić, czy rzeczyw iście M. b ad iu s sam się niesie, gdyż za­

wsze w okolicy ich g n iazd kręciły się p a ry M. ru- foaxillaris, więc p rzy p u szczaćb y n a w e t inożna, że je d n a g ru p a w yłącznie służy do ro z m n a ż a n ia się, a d ru g a w y łączn ie do w ysiadyw ania ja j. Przyszli w ięc obserw atorow ie m ają tu prześliczne pole do czy n ie n ia nadzw yczaj cieka-wych odkryć.

') D arw in. De 1’o rig in e des especes. F aryż 1870, str. 271.

stkiem , jak ie są przejścia od zw y k ły ch in ­ styn k tów ptaków przy rozm nażaniu się do anorm alnego zw yczaju n iesien ia jaj do gniazd cudzych.

H u d son , n iew ą tp liw ie, ma w ielką s łu s z ­ ność uw ażając zajm ow anie opuszczonych gniazd przez inne ptaki za p ierw szy krok do parazytyzm u. A p rzyk ład y tego są n a d ­ zw y cza j liczn e, o sob liw ie m iędzy ptakam i am erykańskiem i, o czem sam m ogłem się w ielok rotn ie przekonać. W sam śj rzeczy, ptak, który nie buduje w łasn ego gniazda, le c z zajm uje in n e opuszczone, je st ju ż n ie ­ ja k o pasorzytem , choć w gruncie rzeczy nic n ie szk od zi daw nem u w ła ścicielo w i g n ia z­

da, skoro je tam ten porzucił. In styn k t ten poprzedzonym być m usiał przez zw yczaj n iesien ia się w -gotow ych dziuplach drzew , w szczelin ach skał i t. p., przyczem ptak, rów nież ja k i w tam tym w ypadku, o szczę­

d zał sobie trudnego słania, lub uw ijania gniazda. N astępującym stopniem p rzejścio­

w ym je s t zajm ow anie siłą gniazd cudzych (n ieo p u szczo n y ch ), ja k to w idzieliśm y u M o­

lo th ru s badius, który z w y k ł w ypędzad z gn ia zd różne gatunki ptaków , a osob liw ie niektóre form y pełzaczy am erykańskich (D endrocolaptidae). Jestto ju ż p ierw szy p rzykład parazytyzm u sensu strictori, gdyż ptak k orzysta z pracy innego, ze szkodą te­

go ostatn iego. I ten jed n a k w ypadek do­

ty c z y tylk o zajęcia sam ego gniazda, od c z e ­ g o krok je sz c z e w ielk i do p ow ierzenia jaj sw ych innem u ptakow i.

L ecz i tutaj, szukając skrzętnie, zn a jd zie­

m y przejścia w lężen iu się różnych g a tu n ­ ków . Znaną je st np. rzeczą, że w iele p ta ­ k ów buduje w spólne gniazda, do których k ilk a sam ic razem niesie ja ja i następnie albo j e w ysiadują kolejno, albo też kilka

j razem jed n o cześn ie siedzi na gnieźd zie.

W szy stk ie rodzaje am erykańskiej k u k u łk i blaszkodziobój (C rotophaga) ten rodzaj lę- żenia upraw iają. M am też niejaką pewność,, że ob serw ow any przez nas gatunek papużki karłow atej (P sitta cu la coelestis) w ten sam sposób n iesie się do opu szczon ych gn ia zd garncarza (F urnarius). C iekaw szym je sz ­ cze pod tym w zględ em je st zw yczaj n iesie­

nia się strusia am erykańskiego (R hea). W e ­ d łu g D arw in a k ilk a sam ic tego ptaka niesie w spólnie ja ja do jed n eg o gniazda, następnie:

(13)

N r 49. W SZECH ŚW IAT.

do drugiego i tak dalój aż do końca n ie sie ­ nia się; następnie ja ja w każdem gnieździe w ysiadują samce a n ie sam ice. Jestto w ięc p ierw szy p raw d ziw y krok do zatracenia in sty n k tu m acierzyńskiego.

O pierając się na tem stopniow aniu z w y ­ czaju lężenia się, op iera H u d so n sw ą h ip o ­ tezę w ytw orzen ia się pasorzytnego in styn ­ ktu m olotrusa. W ed łu g niego negro ar- gien tyń sk i zatracił naprzód in styn k t budo­

wania w łasn ego gniazda, niosąc się do w zię­

tych przem ocą gniazd innych ptaków (m ia­

n ow icie p ełzaczy am erykańskich), ja k to dziś jesz cze czyn i pokrew ny mu M olothrus badius. B yć też m ogło, że kilka sam ic za­

cz ę ło się nieść do jed n eg o gniazda, przez co p o w o li m ógł się zacierać in styn k t m acie­

rzyński. G dy w ted y jedna i druga samica, niem ogąc narazie znaleść gniazda, a silnie przyparta procesem rozw oju jaja, zniosła je raz do gniazda in n ego gatunku i jeżeli potom stw o w ten sposób w ychow ane, oka­

zało się silniejszem od innych tego gatunku, w ychow anych w w arunkach norm alnych, w ów czas w ybór naturalny m ógł dać prze­

wagę okazom pasorzytnym i obyczaj zrazu p rzyp ad k ow y m ógł się u trw alić na zasa­

dach praw dziedziczności.

N ieośw iadczając się w tćj ch w ili ani za, ani przeciw h ip otezie H udsona, przejdę do innej znacznie d aw n iejszej, a którą i D a r­

w in przyjm uje w sw em d ziele „O pocho­

d zen iu g a tu n k ó w ”. Spraw dzonem zostało, że kukułka niesie ja ja w odstępach k ilk o ­ d n iow ych , przypuszcza w ięc ten uczon y—

w raz ze sw em i poprzednikam i, że gdyby ptak ten niósł się w e w łasnem gnieździe, n igd yb y nie m ó g ł w y sied zieć w szystkich ja j, gdyż skoro okres sam ego niesienia tr w a łb y dni k ilk an aście, zanim by samica zn iosła ostatnie jaja, ju żb y pierw sze albo się zep su ły, albo w y lę g ły b y się z nich m ło­

de, coby zm usiło sam icę do karm ienia p ie r ­ w orodnych ze szkodą jaj n iew ylęgn iętych . T a ja k o b y ok oliczn ość zm usiła k u kułk ę do niesienia jaj sw ych do gniazd innych p ta­

ków.

P rzyp u szczen ie to, które po dziś dzień pow szech n ie byw a przyjm ow anem , posiada jed n a k dw ie słabe strony: raz, że nie obja­

śnia bynajm niej, ja k ie p rzyczyn y m ogły w yw ołać tak d łu g ie odstępy czasu w niesie­

niu pojedyńczycb jaj, a pow tóre jest w prze­

ciw ień stw ie z obyczajam i kukułk i am ery­

kańskiej (C occyzus am ericanus), która ró w ­ nież niesie ja ja w kilkodniow ych odstępach czasu, a jednak je w ysiaduje sama. A u d u - bon znalazł w gnieździe tego ptaka m łode ju ż podlatujące, inne m łodsze, inne św ieżo w yk lu te i w reszcie dwa jaja, tak, że o b li­

cza ł okres całk ow itego niesienia się na trzy tygod n ie czasu. A mimo tego w szystkiego kukułka am erykańska nie potrzebuje się uciekać do anorm alnego zw yczaju niesienia jaj do gniazd cudzych.

W ybierając m iędzy obudwom a pow yżćj przytoczonem i teoryjam i, zdaje się, że H u d ­ son b ył bliższym prawdy i tylko, że bodaj nie dotarł do sam ego źródła, to jest do p o ­ czątkow ej przyczyny, która zm usiła sam ice m olotrusa do n iesien ia się w gniazdach cu ­ dzych, a którą H udson uważa za czy sty przypadek. A jed n ak przyczyna ta w oczy się rzuca każdem u, kto obyczaje tego ptaka p od łu g relacyi H udsona poznał. N iech mi w olno będzie w tej m ateryi słó w parę po­

w iedzieć.

B ardzo praw dopodobnem je st przyp u sz­

czen ie H udsona, że negro (M olothrus bo­

narien sis) przeszedł przez tę sarnę fazę pa­

razytyzm u, w jak iej znajduje się dzisiaj M.

badius, to jest, że zajm ow ał przem ocą w ie l­

kie gniazda dendrokolaptów , do których n ió sł sw oje ja ja i sam j e w ysiadyw ał. T akie zboczenie pierw otnego instynktu budow a­

nia w łasnego gniazda ma tę dla gatunku dobrą stronę, że ptak ma więcój czasu do szukania pożyw ienia, przez co zapew nia so­

bie w iększą płodność, która zawsze bespo- średnio decyduje o przew adze gatunku, czyli je st dla n iego korzystną.

Przypuśćm y teraz, że czy to w skutek ob­

fitości żeru, czy wskutek innój jakiej p rzy­

czyny rozw in ęły się u sam ców negra popę­

dy płciow e, co tem łatw iej m ogło nastąpić, że, ja k w idzieliśm y, przew aga samców w tym gatunku jest tak w ielką, że w edług A zary w ypada 9 sam ców na 10 ptaków. J eżeli w ięc tak mało je st sam ic, znaczna część sam ców pozostaje w przykrem położeniu nienasyconych pragnień. Postępują sobie one w tedy tak, ja k w tych w ypadkach robią inne ptaki, np. kaczory, które tłuką ja ja sa ­ mic tylk o pod w pływ em niedostatecznie za-

Cytaty

Powiązane dokumenty

Potrafi opisać budowę wewnętrzną i określić skład mineralny skały magmowej, wyciągnąć wnioski odnośnie genezy skały.

Etap ten jest dosyć skomplikowany, ponieważ wymaga bardzo szczegółowej analizy konkretnego procesu spedycyjnego pod względem ryzyka związanego z innymi zdarzeniami;.. - pom

Przedstawicielstwa fabryczne POZNAŃ,

 Wszystkie drużyny uczestniczące w rundzie wiosennej sezonu 2020/21 w rozgrywkach Trampkarzy C2 (w sezonie 2020/21 rocznik 2007 i młodsi), tracą prawo uczestniczenia w nich

Jeśli tak, to rodzic może najpierw wziąć trzy wdechy i uświadomić sobie, że teraz tak bardzo potrze- buje tego dotrzymywania umów, łatwości, itd., a potem spokojnie

(można zaznaczyć więcej niż jedną odpowiedź) analiza istniejących audiodeskrypcji.. omówienie

Na przełomie grudnia i stycznia mieszkańcy Dziećkowic będą mogli się podłączyć do kanalizacji.. Cena za odprow adzenie ścieków do miejskiej kanalizacji ma być

Ale jego rolą jest także, a może przede wszystkim – spokojne tłumaczenie i pokazywanie, jak prawidłowo należy realizować konkretne zadania, w jaki sposób wykonują je