C H R Z E Ś C I J A N I N
EWANGELIA
ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ
POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA mmmsi m .. . - s m
Rok założenia 1929 Warszawa,
Nr 6,, czerwiec 1912 r.
m
• MATKA
• MODLITWA MATKI
• NIE WYŚCIE MNIE WYBRALI O PODRÓŻE MISYJNE AP. PAWŁA
• GŁÓWNE MYŚLI LISTU JAKUBA
« BRAT KAROL ŚNIEGOŃ
• KRONIKA
• WYDAWNICTWA KOŚCIELNE
M ie się c z n ik „ C h rz e ś c ija n in ” w y s y ła n y je s t b e z p ła tn ie ; w y d a w a n ie c z a s o p ism a u m o ż liw ia w y łą c z n ie o fia rn o ś ć C z y te l
n ik ó w . W szelk ie o f ia r y na. c z a so p ism o w k r a j u p ro s im y k ie r o w a ć n a k o n to F u n d u s z u W y d a w n ic z e g o z je d n o c z o n e g o K o śc io ła E w a n g e lic z n e g o : P K O W a rs z a w a , I O d d z ia ł M ie jsk i, N r 1-14-118.448. z a z n a c z a ją c c e l w p ła ty n a o d w ro c ie b la n k ie tu . O Jia ry w p ła c a n e z a g r a n ic ą n a le ż y k ie ro w a ć p rz e z o d d z ia ły z a g ra n ic z n e B a n k u P o ls k a K a s a O p ie k i, n a a d r e s P r e z y d iu m R a d y Z je d n o c z o n e g o K o śc io ła E w a n g e lic z n e g o w W a rsz a w ie , u l. Z a - g ó r n a 10.
m
Wydawca: Prezydium Rady Zjedno
czonego Kościoła Ewangelicznego w PRL. Redaguje Kolegium. Józef Mrózek (red. nacz.), Mieczysław K wiecień (z-ca red.’ nacz.), Edward Czajko (sekr. red.), Jan Tołwiński.
Adres Redakcji i Administracji:
Warszawa 1, ul. Zagórna 10. T ele
fon: 21-28-38 (bezp.) i 29-52-61 (w. 8 lub 9). Materiałów nadesłanych nie zwraca Się.
RSW „ P ra sa ”, W arszaw a, S m olna 10/12. Ń akł. 5000 egz. Obj. 2,5 ark.
Zam . 755. A-74.
M a t k a
N a kła d em Z a kła d u W ydaw niczego „O drodzenie” ukazała się w druku, w n a kła d zie 3000 egzem plarzy, w artościow a ksią żka W itolda B en e d yk to - w icza pośw ięcona sy lw e tk o m Jana i K arola W esleyó w oraz począ tko m i za
sadom p rzeb u d zen ia m eto d y sty czn e g o — pt. „Bracia z E p w o rth ”. K siążka je st do n abycia w księgarniach p a ń stw o w y ch oraz w W y d a w n ic tw ie „Piel
g rzym P o lski”, W arszaw a, M o ko to w ska 12. Z achęcając n a szych C zyte ln i
kó w do je j nabycia, pragnę — za m ia st pisania re ce n zji — zacytow ać na ty m m iejscu obszerne fra g m e n ty rozd zia łu k s ią żk i pośw ięconego m atce W esleyów — Z u zannie:
„Zuzanna W esley była m a tk ą d zie w ię tn a sto kro tn ie (...) N ie w s zy stk ie d zie
ci W esleyów p rze ży ły sw e n ie m o w lę ctw o i d zieciństw o. Z w y k ła to. kolej rzeczy w rodzinach w ielodzietnych. P astorow a z E pw o rth , m a tk a d zie w ię t- naściorga dzieci, poddana była ró w n ież te j s m u tn e j kolejności: bezsilnie, lecz z n ie zm ie rzo n y m bólem m usiała patrzeć na śm ierć sw ych pociech. Ja k w ie lk i był to dra m a t dla m a tk i — w yja śn ia ć nie trzeba. Bo m ogłoby Się zdaw ać, że strata jednego dziecka, gdy się m a ich w iele, nie je st bolesna ja k śm ierć d ziecka jedynego. L ecz nie. Śm ierć dziecka, choćby rodzina cie
szyła się lic zn y m p o to m stw em , je st zaw sze śm iercią i boli ta k samo. Z dziew iętnaściorga dzieci W esleyó w ośm ioro um a rło w dzieciństw ie. Ze sw oją pobożnością, in teligencją i sercem , okazała się Z u zanna W esley nie ty lk o w zorow ą m a tk ą ale i zn a k o m itą w y ch o w a w c zyn ią . W szczególności bracia z E pw orth, Jan i K arol W esleyow ie, są w sp a n ia ły m św ia d ectw em m a cie rzy ń skich i pedagogicznych ta len tó w sw ej m a tki.
Z uzanna W esley była pierw szą loychow aw czynią sw oich dzieci. Ja k tw ie r dzą biografow ie Jana W esleya, w ych o w a n ie, k tó ry m kierow ała pastorow a z E pw orth, odznaczało się sw o isty m ładem i m etodycznością. Pory posiłków , odpo czyn ku i zajęć dziecięcych b yły d okładnie określone — i co n a jw a żn ie j
sze — ściśle przestrzegane. K a ry za w y kro c ze n ia stosow ano w ostateczności, w zasadzie w ystarczała stanow czość m a tk i w postęp o w a n iu w zg lęd e m d zie
ci, by p o w strzy m a ć je od karygodnych w y k ro c ze ń i w y b ry k ó w . W inę, do któ rej d ziecko się przyznało, w ybaczano; m a tk a za u w a żyła bow iem , że strach przed karą skłania dzieci do kła m stw a , lepiej w ięc było p rze w in ie nie w ybaczyć, n iż groźbą i stosow aniem kar zm u sza ć je do kła m stw a . Nie oznaczało to b y n a jm n ie j pobłażania i b ra ku d yscyp lin y. Nie. M a tka braci z E p w o rth u m iała być stanow czą i u trz y m y w a ła w sw y m do m u w zorow ą d yscyp lin ę (...)
W ych o w a n ie dzieci plebana z E p w o rth o bejm ow ało też kształcenie u m y słów. N auka czytania zaczynała się w szó stym ro k u życia i to dokładnie ń a za ju trz po d n iu p ią ty m uro d zin każdego d ziecka w rodzinie. P rzy ta k iej grom adce dzieci była to dosłow nie cała szkó łka , w któ rej głów na rola n a u czycielki, w y c h o w a w c zy n i i kiero io n iczki tego m ałego za k ła d u przypadała m atce. G dy d ziecko opanow ało alfabet, a działo się to bardzo szybko, oba
w iać się m ożna, że za szybko, zja w ia ł się p ie rw szy podręcznik, czytanka, którą była Biblia. Z daw ałoby się, że to p o m ysł nader ry zy k o w n y , że d a leko bardziej p o ży tec zn y i pożądany b yłb y elem entarz. T ru d n o je d n a k nie przyznać, że B ibłia ja k o chrestom atia w szkółce Z u za n n y W esley p rzy n o siła bardzo dobre re zu lta ty (...)
Pastorowa, z E p w o rth odznaczała się ro zb u d zo n ym , głęb o kim ży cie m w e w n ętrzn ym . Jako w y c h o w a w c zy n i sw oich dzieci u m iała im p rzekazać isto t
ne w artości duchow e i dobre d ysp o zycje do osobistego, pogłębionego życia chrześcijańskiego. D zieci n a b y w a ły pod je j k ie ru n k ie m dobrej znajom ości Biblii. W ślad za ty m szło kształcenie w m odlitw ie. U czenie m o d litw y w y przedzało edu ka cję ogólną i z/iledw ie d ziecko zaczynało m ów ić, m a tk a u c z y ła je ja k na leży się modlić. K ształcenie w zn ajom ości B iblii i w m o d lit
w ie znajdow ało sw e uzu p ełn ien ie w fo rm o w a n iu charakteru. Z uzanna W es
ley znajd o w a ła dla sw y c h licznych dzieci czas n a ro zm o w y poufne, in d y w idualne. B y ły to ro zm o w y ty p u pastoralnego, duszpasterskiego, m ia ły zaś tę doda tko w ą w artość, iż ro zm ó w ca m i byli tu m a tk a i dziecko, w y stę p o w ała tu za te m najściślejsza w ięź, ja k ie j nie m ó g łb y rozw inąć n a jw y tr a w n ie jszy duszpasterz i w ych o w a w ca (...)
N a leży p rzy ty m pam iętać, że „rodzina W esle yó w do za m o żn ych nie nale
żała. P leban ż E p w o rth pozostaw ił po sobie długi w sp u śd źn ie , gdy śm ierć za m kn ę ła m u oczy na zaw sze. Z u za n n a W esley, ja k o pani d om u, ja k o żona i m a tk a za w iadująca gospodarstw em , m usiała p rzeto w alczyć z n iedostat
kiem , by choć w części zaspokoić p o trzeb y ta k licznej rodziny. E.- Cz.
2
Modlitwa matki
„A zaraz potem udał się do miasta, zwanego Naim i szli z nim uczniow ie jego i mnóstwo ludu. A gdy się przybliżył do bramy miasta, oto w ynoszono zmarłego, je
dynego syna matki, która była wdow ą, a w iele ludzi z tego miasta, było z nią. A gdy ją Pan zobaczył, użalił się nad nią i rzekł do niej: N ie płacz. I podszedłszy dotknął się trumny, a ci, którzy ją nieśli, stanęli. I rzekł: Młodzieńcze, tobie m ówię: Wstań.
I podniósł się zmarły, i zaczął m ówić. I oddał go m atce jego. Wtedy lęk ogarnął wszysytkich. i w ielb ili Boga, m ówiąc: Prorok w ielki pow stał wśród nas i Bóg n a
w iedził lud sw ój”. (Ewang. Sw. Łuk. r. VII w. 11—16).
Straszne b yw ają burze spow odow ane śm ier
cią najbliższych nam istot, lecz one w łaśnie są jednym ze środków stosow anych przez Boga, dla przybliżenia człowieka do Siebie. T ak było i z tą biedną m atką, idącą za tru m n ą jedynego syna.
G dyby nie to w ielkie nieszczęście, k tó re na nią spadło, być może ta kobieta nigdy by nie spotkała się tu ta j n a ziem i ze sw ym Zbaw icie
lem, Jezusem Chrystusem .
Czytamy, że w chw ili gdy kon du k t pogrze
bowy m iał wchodzić w bram ę, k ieru jąc się na cmentarz, przyb y ł tam P an Jezus w raz z ucz
niam i i tłum em ludzi, k tórzy szli z Nim. Niesio
no do grobu m łodzieńca. M atka zm arłego szła za trum ną. B yła wdow ą i m iała tylko tego jednego syna. Było bardzo sm utne w ydarzenie i w zbu
dzające litość, dlatego pew no „liczna rzesza szła z n ią” . M ieszkańcy m iasteczka w iedzieli o jej nieszczęściu, i chcieli w te n sposób okazać jej swoje współczucie, lecz nic więcej uczynić, ani pomóc jej nie mogli.
P a n Jezus zatrzym ał się i cała uw aga Z ba
wiciela skoncentrow ała się na osobie płaczącej m atki. „A gdy ją u jrz a ł Pan, zlitow ał się nad nią i rzekł je j: „N ie płacz” . Te dw a słowa za
pew ne po raz setny słyszała od w spółczujących ludzi, ale P a n Jezus zrobił coś w ięcej. Czytam y, że „przy stąp ił i dotknął się m a r” (a ci co nieśli stanęli). I rzekł: „M łodzieńcze, tobie mówię wstań. I usiadł um arły, i począł mówić, i (Je
zus) oddał go m atce jego”. O ddał go żywego, wzbudzonego z m artw ych — m atce. O, cudow na miłość Boża, w yrażająca się w odkupicielskiej ofierze i śm ierci Jezusa C hrystusa. Bóg Ojciec dał to, co m iał najdroższego, jedynego Syna Swojego, oddał Go na śm ierć, ab y nas grzesz
nych z m artw y ch wzbudzić; a P a n Jezu s od
kupiw szy nas z rą k szatańskich — przez Swą m ękę i śm ierć n a krzyżu zw raca nas z pow rotem Bogu Ojcu, jeśli ty lko naw rócim y się w pokucie
do Niego.
Nie trzeb a chyba m ówić jak w ielka radość napełniła serce strapionej m atki. J a k ą radością i miłością przepełnione zostały te d w a serca m atki i syna — do swego Zbawiciela, Jezu sa Chrystusa. .
Ileż to m atek i ojców, w ierzących Bogu w dzisiejszych czasach, płacze i sm uci się, widząc swoich najbliższych — sw oje dzieci m artw e dla Boga. Tak, m artw e. Ż y ją w praw dzie ciałem, chodzą, dogadzając sw em u ciału, ale d uch każ
dego z nich jest m artw y dla Boga. Słowo Boże mówi w yraźnie, że „ciało i k rew K rólestw a Bo
żego nie odziedziczą, gdyż „zm ysł ciała jest śmierć... jest n ieprzyjacielem Bożym ”. (Rzym.
8
,6
).W dzisiejszych czasach, kiedy coraz w ięcej się mówi o w yzw oleniu ciała. Ileż to m atek płacze i narzeka nad złym stan em duchow ym swoich dzieci. Szatanow i — ojcu w szelkiej niepraw ości i zła, chodzi w łaśnie o to, by praw d ziw a istota grzechu nie była poznana przez człowieka. Sza
tan posiada dw a zw ierciadła, któ re staw ia czło
w iekow i przed oczy. W pierw szym pokazuje grzech bardzo m alu tk i i p rzed staw ia go w n a j
piękniejszych barw ach. K ładzie sw ojej ofierze dw a palce n a oczy, b y nie w idziała praw dziw ości i pow agi Bożych przykazań, ani obrzydliwości swoich w łasnych, złych czynów, ani też w yjścia z nich. D rugie d w a palce kładzie swojej ofierze n a uszy, ażeby b y ła głucha n a w szystkie narze
kania, i prośby swoich bliskich, i n a w szystkie ostrzeżenia z góry płynące, a p iątym palcem za
m yka u sta i m ów i: „ ty nie możesz się m i sprze
ciwiać, nie m asz żadnej mocy, ty m usisz mi okazywać posłuszeństw o, i iść tam dokąd ja zechcę” . K iedy grzech zostanie w ykonany, sza
ta n bierze d rug ie zw ierciadło i przed człowie
kiem w yolbrzym ia jego grzech ta k bardzo, że jakoby nie m ógł być odpuszczony przez Boga.
Czyż nie oglądam y tego niew olnictw a zła w n a
szym codziennym życiu. P rz y jrz y jm y się choćby ubiorom , czy nie słyszym y tak ic h słów: „m uszę przecież być posłuszną m odzie” (choćby przy ty m zatracona została w szelka skromność), p rzy jrzy jm y się ludzom nietrzeźw ym , którzy m ów ią: „m uszę się napić w tow arzystw ie, có by o m nie powiedziano... nie będę m ógł nic załat
w ić” itd. Czyż nie z a ta rta została granica m ię
dzy złem a dobrem , pożytecznym , a szkodliwym dla zdrow ia, skrom nością, a bez żadnego poczu
cia w sty d u ? Czyż nie czytam y w prasie alarm u
jących wiadom ości z całego św iata o różnych
przejaw ach złego życia już w śród m łodego po
kolenia? Jakże w ielkiej potrzeba nam m odlit
wy, aby nastąpiło przebudzenie i po w ró t do do
b rych obyczajów — do Boga, do Jego Słowa, do Jego przykazań. „W iele może m odlitw a sp ra
w iedliw ego”, w iele może m odlitw a m atk i lub ojca, w iele może m odlitw a rodziców w ierzących Bogu, w iern ie trw ający ch przy Jego Słowie, i św iadczących całym życiem o praw dziw ości Słowa Bożego.
O skuteczności i praw dziw ie w ysłuchanych m odlitw ach rodziców m ożnaby podać wiele przykładów . Przytoczę tu jeden z nich:
Pew ien m łody człowiek, m arynarz, udaw ał się w daleką podróż. O statnie słowa m atk i do syna, żegnającego się z nią, były n astęp ujące:
„G dziekolw iek się znajdow ać będziesz, pam ię
taj o tym , że każdego dnia o godzinie 12-tej tw oja m atka m odlić się za ciebie będzie, klęcząc przed Bogiem i będzie błagać Boga o tw ój szczę
śliw y p o w ró t” . Od tej chw ili pożegnania u p ły nął rok. M łodzieniec znajdow ał się n a dużym jachcie, płynącym po m orzu. Zaskoczyła ich jednego dnia znienacka okropna burza, rzuca
jąc jach tem jak piłką. W ichura zerw ała żagle, tak że po kró tkim czasie zostały tylko strzępy.
Pozostał tylko jed en żagiel na najw yższym maszcie. K apitan w ydał polecenie, aby żagiel został zw inięty, jeśli nie chcą w szyscy razem z jachtem zginąć.
A by w ykonać to polecenie trz e b a było w spiąć się bardzo wysoko na m aszt i to w czasie sza
lejącej w ichury. Do w ykonania tego polecenia zgłosił się ów m łodzieniec, o k tó ry m w spom nieliśm y. Stanąw szy przed k ap itan em za
pytał, k tó ra jest godzina. Zdziw iony k ap ita n w yciągnął zegarek i odpowiedział, że b ra k u je 5 m in u t do godziny 12-tej. „O dw unastej w ejdę n a m aszt” — odpow iedział m ary n arz.
Cała załoga 5 m in u t czekała w napięciu. N a d a
ny znak przez k ap itan a — m łodzieniec w spiął się w górę. W ytężając w szystkie siły i m ięśnie, udało m u się zw inąć żagiel, i dostać się z pow ro
tem n a pokład. Ja c h t i cała załoga były u ra to wane. Później k ap itan zapy tał m łodego m a ry n a rza, dlaczego czekał z w ykonaniem rozkazu aż do dw unastej godziny. Z ap y tan y odpowiedział:
„Poniew aż o ty m czasie w dom u m oja m atka m odli się za m nie. W ięc m iałem pewność, że podczas m odlitw y m ojej m atk i m oja głow a b ę
dzie jaśniejsza, m oja ręk a pew niejsza, a ser
ce będzie bez bojaźni” .
„M łodzieńcze —• zaw ołał k apitan, głęboko w zruszony — jest to n ap raw d ę coś bardzo w iel
kiego mieć w dom u m odlącą się m atk ę ”.
N ajm ilsi. P an Bóg szczególną uw agę zw ra
ca n a m odlące się m atki. C zytam y już w S tary m Testam encie w 1 Księdze Sam uelow ej w r. 1, że Anna, żona Elkany, nie m ająca d ziatek i bę
dąca z tego pow odu w gorzkości serca, m odliła się do P an a i wielce płakała. I uczyniła ślub, to znaczy przyrzeczenie Bogu, że jeśli otrzym a potom stw o płci m ęskiej, to odda je Bogu — P a n Bóg w ysułuchał jej m odlitw ę i dał jej syna, k tó rego nazw ała Sam uel, m ów iąc: „U. P an am go 4
u p rosiła” . I służył Sam uel Bogu, i był wielkim prorokiem w narodzie izraelskim .
K iedy P a n Jezus sponiew ierany, oplwany, i ubiczow any szedł n a Golgotę dźw igając krzyż, szło z Nim w ielkie m nóstw o ludzi, także i nie
w iasty, k tó re p łakały nad Nim i narzekały; czy
tam y o ty m w Ew angelii św. Łukasza w 23,28, że P an Jezus zwrócił się tylko do niew iast — do m atek: „Córki jerozolim skie, nie płaczcie nade m ną, ale raczej sam e nad sobą płaczcie, i nad dziatkam i w aszym i”, a dalej m ów ił: „Albowiem poniew aż się to n a zielonym drzew ie dzieje, cóż będzie n a su chy m ?”
Od życia, od przykładu, jaki daje m atka, od m odlitw jak ie zanosi za swoim i dziećmi — b a r
dzo w iele zależy; rów nież odpowiedzialność przed Bogiem za w ychow anie dzieci jest w ielka.
Póki czas łaski Bożej trw a, niech i to Sło
wo Boże pobudzi nas do czujności, do chodzenia w bojaźni Bożej, i nie daw ania złego przykładu życia naszym dzieciom, jak też i do gorliwej m odlitw y za naszym i najbliższym i, za naszym i
dziećmi.
P an Jezu s Z m artw ych w stały siedzi teraz na praw icy Ojca N iebieskiego i oręd uje za nami, za naszym i m odlitw am i. W swoim czasie Pan przyśle Sw oją pomoc. On m a tysiące sposobów i różnym i drogam i może przyjść nam z pomocą.
On p a trz y n a m odlące się i płaczące m atki, i w ysłuch uje ich m odlitw .
Stanisław Krakiewicz
Słuchajcie audycji radiowej
„GŁOS EWANGELII Z WARSZAWY"
o godz. 17.15
na fali 31 m
codziennie z wyjątkiem piątku
o godz. 20.45
na fali 41 m
codziennie z wyjątkiem środy
i piątku
„Nie wyście mnie wybrali"
K ażda decyzja czy przedsię
wzięcie zaw iera w sobie określony cel. Cóż nam mówi przytoczony n a w stępie w y ją tek ze Słow a Bożego? W tych k ilk u słow ach P a n a Jezusa C h ry stu sa zaw arty jest Boży cel d la w ybranych przez C hrys
tusa P an a ludzi w szystkich cza
sów. Oby to słowo żywe i p rze
nikające aż do rozdzielania d u cha, duszy, m yśli i zdań s e r
decznych, okazało się sku tecz
nym w każdym z nas.
Zw róćm y uw agę n a k ilk a za
sadniczych pojęć biblijnych, o któ rych trz e b a zawsze pam ię
tać. F u n d a m en ta ln a wypow iedź naszego Pana: „nie wyście m nie w ybrali, ale J a w as w y b rałem ” . Czy w iem y o ty m postanow ie
n iu w yb ran ia nas? Czy p o jm u jem y Boże zainteresow anie się naszą osobą, naszą przyszłoś
cią n a ziemi i w całej wiecz
ności? P y ta m y sam ych siebie jak wielką m iłością p a ła Jego serce do grzeszników , że On tak bardzo um iłow ał, potw ierdzając sw oją m iłość do nas przed n ie bem, aniołam i i p rzed piekłem . W ybrał nas, czyniąc to w y b ra nie praw om ocnym przez sw o
ją śm ierć n a Golgocie. W św ie
tle tych słów b rak podstaw do tw ierdzenia, że szukaliśm y i obraliśm y Jezusa C h ry stu sa n a szym P an em i Zbaw icielem . Z nika zupełnie jak ako lw iek n a sza zasługa w y n ik ająca z fa k tu, że jesteśm y Jego w łasnoś
cią. Jem u i ty lk o Je m u należy się wdzięczność z naszych serc, że On nas w ybrał, „przeto, że chciał porodził nas słow em p r a w dy” Jak. 1,18. Ja k i cel p rz y św iecał naszem u Zbaw icielow i p rzy w ybieraniu, nas z tego św iata? Czytamy: „żebyście w yszli i p rzynieśli owoc”. Skąd m am y w yjść, kogo i co m am y zostawić p rzek azu je nam wiele miejsc Słow a Bożego.
Bóg woła A b rah am a takim i słowami: „w yjdź z tw ej ziemi rodzinnej i z dom u ojca twego do k raju , k tó ry ci ukażę... przez ciebie lu d y całej ziem i będą o- trzy m yw ały błogosław ieństw o”
1 Mojż. 12,1,3 (wg. B iblii Ty-
(Jan 15,16) siąclecia). Do P a w ła P a n m ó
wił: „ w y ry w a jąc cię od tego lu du i od pogan, do k tó ry c h cię tera z posyłam . K u otw orzeniu oczu ich, aby się n aw ró cili z ciem ności do św iatłości” . A b ra ham w yk on y w ał dosłow nie to co jem u Bóg rozkazał, w ierzył Bogu i dlatego został p rzy ja cie lem Bożym.
P a n Jezu s C h ry stu s m ów i do swoich uczni i do nas: „w y je s teście p rzy ja cie le moi, jeśli czy
nić będziecie cokolw iek ja w am p rz y k a z u ję ”. P osłuszeńs
tw o A brah am a i P a w ła p rzy niosło w iele błogosław ieństw a Bożego dla ludzi całej ziem i aż do naszych czasów. Zaw dzięcza
m y to Bogu Ojcu, Bogu S yno
w i i Bogu D uchow i Ś w iętem u.
P rz y jrz y jm y się A braham ow i od dnia w ezw ania Bożego.
P rz ed e w szy stk im A b rah am za
czyna chodzić w iarą a nie w i
dzeniem , idąc ta m gdzie Bóg pokaże. Czy jesteśm y jem u po
dobni? Czy chcem y n a jp ie rw w idzieć, a później dopiero iść?
A jeżeli n a m n ie podoba się to co zobaczym y to napew no nie pójdziem y. A b rah am ta k w ie
rzy ł Bogu, że w yszedł n ie w i
dząc i n ie w iedząc dokąd idzie.
O, co za w sp an iała w iara. Życie jego jako pod różnik a m a w so
bie c h a ra k te r w yraźnego k iero w n ictw a Bożego p rzy pełnych cechach osobowości człow ieka.
A b raham nie sta ł się au to m a tem w Bożym ręku, lecz pozo
sta ł w pełn i w olnej w oli będąc p oddany w szystkim cechom człow ieka naszych czasów. Do
w odem tego je s t jego przeżycie w ro zstan iu się z H agarą oraz um ow a z Sarą, że je s t ona jego sio strą i w iele innych. W życiu A b rah am a w idzim y p rze jaw je go w ia ry i posłuszeństw a na każdy dzień n a nowo. K u lm in a
cy jn ym p u n k te m jego w ia ry i posłuszeństw a je s t ofiarow a
nie Izaaka. Jako chrześcijanie z odrodzenia nazy w am y siebie synam i A braham a. D obrze bę
dzie jeśli rozw ażania o życiu A b rah am a pozwolą n a m p rz e prow adzić k o n fro n tację naszej w iary i posłuszeństw a w' sto
su n k u do Boga, z w iarą i po
słuszeństw em tego m ęża w iary.
P ow ołanie A b rah am a m iało o kreślony cel a m ianowicie:
„P rzez ciebie lu d y całej ziemi będą o trzy m y w ały błogosła
w ieństw o” 1 Mojż. 12,3. Podob
nie w y b ran ie apostoła P aw ła zaw iera w sobie ten sam cel, k tó rem u n a im ię błogosław ień
stw o Boże, dla w szystkich lu dzi. P ow ołanie apostoła n a ro dów posiada ten sam sens i spo
sób ja k i w idzim y p rzy pow oła
n iu A braham a. W pierw szym i d rugim p rzy p ad k u n a stę p u je to co n ajw ażn iejsze dla człowieka.
Bóg m ów i do człowieka, a czło
w iek rozum ie m ow ę Bożą słu c h a jej i w y k o n u je wolę Bożą w y rażo n ą w słow ie w ypow ie
d zianym przez Boga. Z całym naciskiem i pow agą należy p od k reślić ważność naszego sto su n k u do tego co m ów i Bóg, z za
chow aniem w szystkich czynni
ków po ruszonych w p oprzed
nim zdaniu. Posłużm y się p rzy kładem biblijnym : P a n Bóg w sw ojej łasce przy go tow ał zupeł
nie w szystko dla bytow ania człow ieka n a ziemi. Stw orzony p rzez Boga człow iek m iał w szy
stko gotowe. O, ja k ie to cudow ne, ja k p rzypo m in a n a m podo
bieństw o o zaproszeniu n a w e
sele królew skiego sy n a gdzie w szystko jest gotowe, zastaw io
n y obfity stół. Podane Boże bło
gosław ieństw o, z którego m o
że k orzy stać ten kto dobrze słu ch ał m ow y Bożej. W iem y jak słu ch ał rozkazania Bożego nasz praojciec A dam i jak ie stan o
wisko zajął sw oim postępow a
niem do tego co słyszał od Bo
ga. Oto pro b lem a k tu a ln y rów nież dzisiaj. D la A dam a było przygotow ane błogosławieństwo, z którego on k o rzy stał ta k d łu go ja k długo m ow a Boża była podstaw ą jego życia w raju . Z chw ilą n aru szen ia podstaw y, życie- pierw szej rodziny p rz e szło ze stan-u błogosław ieństw a w sta n p rzek leń stw a. Czy dziś je s t inaczej? P rzy k ład ó w b ib lij
n y ch je s t daleko więcej, a ob
serw acja życia codziennego czyż nie potw ierd za nam tego co Bóg przez sw oje Słowo mówi?
Adam zlekcew ażył Słowo Boże i s tra c ił Boże błogosław ieństw o.
A b rah am usłu chał głosu P an a
B o g a ,'b y ł uczestnikiem Bożego
błogosław ieństw a i w ypełniło
się słow o P ań sk ie bo w jego
nasieniu błogosław ione są wszystkie naro dy ziemi. O dpo
wiedź P aw ła pod Dam aszkiem brzm i: „Co chcesz P a n ie abym ja czynił? P a n Jezus daje tak ą odpowiedź: „idź do D am aszku a tam ci pow iedzą”. Dz. Ap. 9,6.
P a n m iał w D am aszku w y branego swego A naniasza, k tó rem u poleca m odlącego się Paw ła w dom u Judow ym K tóż to tak i A naniasz? A n a
niasz jest uczniem P a n a J e z u sa, je s t jed n y m z uczniów, k tó rego w y b rał P an. U czeń ten otrzym u je P ań sk ie polecenie, ale w ypow iada rów nież sw oje zdanie n a tem a t tego co u sły szał od swojego P ana. Chociaż A naniaszow i w ydaje się n ie praw dopodobnym to co się s ta ło z Paw łem , to jed n a k słowo P ań sk ie znalazło pełn e w yko n a
nie w działaniu A naniasza. T a
kich A naniaszów p o trzeb u je P an dzisiaj. Czy jesteśm y goto
wi słuchać naszego P a n a p ie r
wej niż On zacznie do nas m ó
wić? P a n widzi nas ta k zajęty ch różnym i spraw am i, że n a jp ra w dopodobniej tru d n o by było usłyszeć nasz odzew: oto ja, mów P a n ie bo słu ga Twój słu cha. Często w ydaje się nam , że gdybyśm y dziś usłyszeli głos z nieba, to wówczas w ykonali
byśm y w szystko, co P a n rozka
że. N atom iast to co jest pow ie
dziane w Jego Słow ie nie zaw sze zn ajd u je w ykon an ie w co
dziennym życiu. Jeżeli nasz s to sunek jest neg aty w n y do słow a pisanego — E w angelii i do sło
w a zw iastow anego zgodnego z Ew angelią, to jesteśm y n e g a tyw ni do w szystkiego co Boże.
Paw łow i m a usłużyć w y b ran y Pański, A naniasz, K orneliuszo
wi w y b ran y P a ń sk i P io tr, M u
rzynow i królow ej K andakes usłu guje Filip. W szystkich w y
m ienionych wyżej posyła P a n lub anioł P ański. K ażd y z nich był P a n u posłusznym i stał się przyczyną błogosław ieństw a dla tych, do k tó ry ch b y ł posła
ny. Oto w ybrani, w yw ołani, któ ry ch P a n używ a do owocnej służby i przez k tó ry c h objaw ia sw oje błogosław ieństw o dla w szystkich narodów . Paw eł jest Żydem . K orn eliusz Rzy
m ianinem , a dw orzanin M urzy
nem. P a n Jezus C h ry stu s w y biera P aw ła i czyni go aposto
łem radosnej w ieści Ew angelii.
Czy m ożem y powiedzieć, że on
szukał P an a? P aw eł służył Bo
gu n a swój sposób, tak ja k je go nauczono w dom u i w szko
le. Z asadnicza zm iana n a stę p u je od ch w ili usłyszenia głosu P a n a Jezu sa C h ry stu sa i p rzy jęcia Jego w oli do pełnego w y k on a
nia. Spotk anie z. P a n e m jest p u n k tem zw rotn ym w życiu każdego człow ieka, k tó ry s ły szan e słow o w prow adza w czyn.
K oniec w ierzgan ia przeciw oś
cieniowi, koniec w łasnych p la
nów, m yśli, koniec naszego
„ ja ”. Dlaczego ta k pow inno być, dlaczego ta k m u si być?
O dpow iedź n a te p y ta n ia z n aj
d u jem y w Słowie Bożym jako jed y n y m i m ia ro d ajn y m fu n d a m encie naszej w iary, k tó re tak oto brzm i: „zapraw dę, zap raw dę pow iadam w am , że jeśli ziarno pszeniczne n ie obum rze ono sam o zostanie, a jeśli o b
u m rze w ielki p oży tek p rzy n ie sie”.
Z now u w racam y do p rz y to czonego n a w stęp ie słowa, w k tó ry m chodzi o przyniesien ie trw ałego owocu. Cóż je st w a
ru n k iem p rzy n iesien ia ow ocu i to owocu trw ałego? W arunek jed en k tó ry m jest obum arcie.
Cóż się dzieje z ziarnem psze
nicznym rozrzuconym w zie
m ię, w dobrą rolę? Po p ie rw sze je st ono u k ry te w ziemi. O ziarnie ty m w ie gospodarz, k tó ry je w siał d la określonego celu. W u k ry ciu n a stę p u je po
czątek rozw oju życia. W p ro cesie ty m niew id zialnym dla oka p rze jaw ia się życie. Żeby to życie mogło się przejaw iać, m usi rów nolegle następow ać obum ieran ie ziarna. Te dw a za
gad n ien ia m ają z sobą ścisły związek. Oto w a ru n k i dla osiągnięcia zam ierzonego przez P a n a celu. P rzy n ieść owoc, k tó ry m a trw ałość i trw an ie w p rzynoszeniu owocu, jest zada
niem dla zrodzonego przez Sło
wo Boże człow ieka, zadanie, m oje i tw oje. Żeby z tego zada
nia w yw iązać się ja k n ajlep iej p rzed P an em i p rze d ludźm i, trzeb a bardzo pilnie słuchać głosu Tego, k tó ry nas powołał.
Owocem o k tó ry m m ow a w E w angelii m a być uw ielbiony n asz n iebieski Ojciec. Z atem owoc m u si być dobry — dosko
n a ły sp ełn iający w a ru n k i p o d a
ne w Słow ie Bożym. Nasz O j
ciec N iebieski p rzy jm ie tylko tak i owoc, k tó ry w yrósł i doj
rzał w P a n u Jezu sie C h ry stu sie. D latego je st ta k w ażne być w szczepionym w P a n a Jezusa, k tó ry je s t życiodajnym w innym krzew em .
K tóż z nas sp ełn ia to co w y
żej pow iedzieliśm y? Odpowiedź na to p y tan ie z n ajd u jem y w Bożej K siędze Biblii. Oto co m ów i sam P a n Jezu s C hrystus:
„K to we m nie m ieszka, ten p rzyniesie w iele owocu, bo beze m nie n ic uczynić n ie m ożecie”.
„Z p ra c y duszy swej u jrz y owoc, k tó ry m nasycony będzie”.
Izaj. 53,11. J a k i owoc zn ajd uje P a n w e m nie i w Tobie, Bracie i Siostro? Ile la t n a tej now ej drodze prow adzi Ciebie Pan?
Czy Jego p raca, k tó rą On w y
ko nał dała oczekiw any przez Niego owoc w Tobie? Daj od
pow iedź p rzed e w szystkim so
bie bo P a n u nie m usisz mówić, gdyż On w szystko wie. „D rze
wo dobre przy n osi owoc dobry, a drzew o złe p rzy nosi owoc -zły” M at. 7,17. P o owocach ich poznacie j e ” M at. 7,16. Czy z ostu zb ie rają figi, albo z ciernia w inne grona? M at. 7,16. Są to Słow a Tego, k tó ry w szystko za nas i dla nas w ykonał i k tó ry nie m a w zględu n a osobę. Z bo- jaźnią i drżeniem zbaw ienie n a sze m am y spraw ow ać.
K iedy p am iętam y n a w szy
stk ie słow a naszego P a n a i w prow adzam y je w czyn, w ów czas jeste śm y błogosław ieni i n ie błądzim y ani w m yślach, ani w czynach, iani w słow ach.
Jeżeli nasze słow a p o ró w n u je
m y z naszym i czynam i a to po ró w n u jem y z n a u k ą P a n a J e zusa C h ry stu sa to wówczas m ożem y m ieć odpowiedź n a p y ta n ie do kogo należym y, czyją w olę w ykonujem y, jak im d rze
w em jesteśm y, czego m ożem y oczekiw ać tu na ziem i i ta m w wieczności. Z astosow any spo
sób podany w yżej w stosunku do siebie sam ego um ożliw i nam n a w łaściw e rozsądzanie sa
m ych siebie i upow ażni nas do rozsądzania innych. W tedy bę
dziem y m ogli powiedzieć: po
niew aż owoc jest zły zatem i drzew o jest złe lub owoc jest dobry, to drzew o napew no jest dobre. „N ie w yście m nie obrali, alem ja w as obrał i postanow i
łem abyście w yszli i przynieśli owoc, a owoc by wasz trw a ł”
(Jan 15,16).
Antoni Pliński
BIBLIA I T E O LO G IA
Podróże misyjne Ap. Pawła
CH R ZEŚCIJA Ń STW O — PIERW SZE LA TA ROZW O JU
Z asadniczą treść Dziejów A postolskich sta n o w ią dzieje chrześcijaństw a w podw ójnej jego postaci:
a) stopniowej organizacji w ew n ętrzn ej (Zesłanie D u
cha Sw., w ybór diakonów , pie rw sz e p rze ślad o w a
nia) oraz rozszerzenie się w Jerozolim ie i n a teren ie całej P alestyny,
b) przenikanie ch rz eśc ija ń stw a do m ia st pogańskich.
O kres ten je st w ypełniony p ra c ą Ap. P a w ła z Tarsu. O ile w pierw szej części chrzęścijań sw o gru p o w ało się w yłącznie w okół Jerozolim y, o ty le te ra z A ntiochia S y ry jsk a n ad O rontesem s ta je się jego d ru gą m etropolitą. Zasięg w pływ ów w sensie geograficz
nym posuw a się k u północy, o b ejm u ją c Syrię, A zję M niejszą, M acedonię, G recję, aby w zakończeniu do
trzeć do R zym u i na tym kończą się D zieje A postol
skie. P odw ójna postać ch rześcijań stw a je st u ja w n io n a w sam ej kom pozycji dzieła. W pierw szej części — Jerozolim a, P iotr, Jakub, p rześladow anie ze strony S anhedrynu (Dz. Ap. 1—8), w drugiej części n a to m iast — A ntiochia, P aw eł, k o n ta k t z n aro d am i z a m ieszkującym i b asen śródziem nom orski, pierw sze prześladow ania ze stro n y w ład z rzym skich (Dz. Ap.
9,28).
Jedynym b iblijnym źródłem do pozn an ia rozw oju pierw szych la t ch rześcijań stw a je st opis Dziejów A postolskich o raz frag m en ty Listów . Ś m ierć C hrystu- gą m etropolią. Zasięg w pływ ów w sensie geograficz- Jeg o zw olenników , n ie dając ą się niczym zapełnić pustkę, k tó ra groziłaby pow ażniejszym i w strzą sam i dla pow stającego Zboru, gdyby nie ustaw iczna pomoc Bo
ża. N iew ielka, bo licząca zaledw ie 120 osób (Dz. Ap.
1,15) grupa, sk ła d a ją c a się poza postaciam i znanym i z Ew angelii, z osób bliżej nieznanych, została w J e ro zolim ie n a polecenie C hrystusa — „Ale w eźm iecie m oc D ucha Świętego, kiedy zstąpi n a w as, i będziecie mi św iadkam i w Jerozolim ie i w całej- Judei, i w S am arii, i aż po k rań c e ziem i” (Dz. Ap. 1,8). O środkiem życia religijnego żydów i ch rześcijan je st w ciąż jeszcze św ią tynia jerozolim ska. Z bierano się ta m n ie ty lk o w cza
sie porannej czy w ieczornej ofiary, lecz rów nież dla słuchania Słow a Bożego. Poza tym chrześcijanie
„...trw ali w nauce apostolskiej i w e w spólnocie, w ła m a n iu chleba i w m odlitw ach” (Dz. Ap. 2,42).
Bóg przez A postołów czynił cuda, znaki. „Wszyscy zaś, k tórzy uw ierzyli, byli raz em i m ieli wszystiko w spólne” (Dz. Ap. 2,44). „C odziennie też jednom yślnie uczęszczali do św iątyni, a łam iąc chtób p o dom ach, przyjm ow ali p o k arm z w eselem i w prostocie serca, chw aląc Boga i ciesząc się przychylnością całego ludu.
P an zaś codziennie pom nażał liczbę tych, k tó rzy m ieli być zbaw ieni” (Dz. Ap. 2,46—47). C hrześcijanie nie widzieli potrzeby, aby w ystąp ić z synagogi. M odlitw y, posty, zw yczaje zachow ano w sposób, k tó rem u b y n a w et najb ard ziej zagorzali zw olennicy judaizm u, fa ry
zeusze, niew iele m ieli do zarzucenia. Chociaż zacho
w a n ie ich w synagodze nie zm ieniło się, to je d n a k ch rześcijanie tw orzyli o d rę b n ą grupę, nie tylko n a te ren ie św iątyni, ale i poza jej granicam i, złączeni byli w ia rą w C hrystusa. W m ia rę je d n a k zw iększania się g ru p y chrześcijan, poczucie odrębności sta w a ło się co
ra z żywsze.
W dniu zesłania D ucha Sw. (Dz. Ap. 2,1—4) P ioti w sw ojej m ow ie zaapelow ał do św iadom ości m e sja ń skiej narodu. T rzy tysiące dusz przyłączyło się do chrześcijan i p rzy jęło ch rzest (Dz. Ap. 2,41) C hrzest i W ieczerza P ań sk a — to pierw sze zn ak i szczególne zgrupow anego w Jerozolim ie ch rześcijań stw a. W iara w m e sja ń sk ą i boską godność C h ry stu sa łączyła w szy
stkich w je d n ą zw a rtą grupę.
Jezus odchodząc z ziem i rzekł do A postołów : „Idąc n a cały św iat, głoście ew an g elię w szystkiem u stw o rze
niu. K to w ierz y i ochrzczony zostanie, będzie zbaw io
ny, ale k to n ie uw ierzy, będzie potępiony. A ta k ie zn a ki Ibędą tow arzyszyły tym , k tó rzy u w ierzyli: w im ieniu m oim dem ony w y g an iać będą, now ym i językam i m ó
w ić będą, w ęże b ra ć będą, a choćby coś tru jąceg o w y pili, nie zaszkodzi im. N a chorych ręce kłaść będą, a ci w y zd ro w ieją”. (Mk. 16,15—18). I w łaśn ie w P ra z - borze słow a Je zu sa s ta ją się rea ln e. W iara w Je zu sa C h ry stu sa je st zresztą bezp o śred n ią przyczyną cudów czynionych przez A postołów („w im ię Je z u sa ” — Dz.
Ap. 3,6).
. D otychczasow y rozw ój chrześcijaństw a, a szczegól
n ie cu d a 1 czynione przez A postołów zw racały ju ż na siebie uw agę S a n h ed ry n u (Dz. Ap. 4,5—22). U zdrow ie- ne chorego (Dz. Ap. 3,1—10) po tym m ow a P iotra, zakończona naw róceniem pięciu tysięcy ludzi (Dz. Ap.
4,4), odbiło się głośnym echem w Jerozolim ie. Z ak aza
no głoszenia tej nauki, później gdy rozgłos sta w a ł się coraz większy, u k a ra n o A postołów w ięzieniem (Dz.
Ap. 5,18). P rz ed w yborem diakonów istn ie je ju ż k o n flik t w P razb o rze („w dow y”, helleniści), lecz z ch w ilą w yboru diakonów k o n flik t uległ dalszem u zaostrzeniu.
D iakoni, a szczególnie Szczepan będąc pełen w ia ry i mocy czynił c u d a i jego działalność o d b iła się szerokim echem w m ieście. T ak ie o tw a rte i śm iałe staw an ie w obronie swego p rze k o n an ia Szczepan p rzypłacił życiem.
U m arł on śm iercią przez ukam ienow anie, ja k o o fiara nam iętności tłum u. T u ta j S au l rozpoczyna p rześlado
w an ie Z boru jerozolim skiego.
TA R S — M IA STO RO D ZIN N E PA W ŁA
T ars (obecnie T arsus w T urcji), w k tó ry m urodził się Ap. P aw eł, w pierw szym w ieku ery ch rz eśc ija ń skiej był m iastem znanym i ludnym , zaliczał się do najw ażn iejszy ch m ia st A zji M niejszej. Z aw dzięczał to głów nie handlow i i m orzu. Gdyż dzięki położeniu nad M orzem Ś ródziem nym niew ielk a ró w n in a C ylicji z m iastam i Mallos, A d an a i w łaśn ie T arsem , łączyła północną część A zji M niejszej z południow ą, n a b ra ła
7
w dziejach ta k w ielkiego znaczenia, że o jej p o sia d a
nie zabiegali A syryjczycy, P erso w ie, G recy i R zym ia
nie, k tórzy z T arsu zrobili p ro w in cję rzym ską, n a j
w iększy ośrodek polity czn y i k u ltu ra ln y , niedługo przed urodzeniem Ap. P aw ła.
W śród bóstw czczonych w T arsie n a pierw szym m iejscu należy w ym ienić B a a lta rsa tj. P a n a T arsu. W T arsie czczono też S andona, boga roślinności, k tó re m u przypisyw ano cechy greckiego H eraklesa. O prócz k u ltu B a a lta rsa i S an d o n a — m ieszk ań cy czcili innych bogów. K y b ele i A tena, A donios i H erak les m ieli tu sw oich zw olenników — co w su m ie w y tw a rz a ło tą m ozaikę w ierzeń, z ja k ą się w o k resie hellenistycznym w każdym n iem al w ażniejszym m ieście spotykam y.
Ogólnie m ożna pow iedzieć, że w T arsie ja k i innych m iastach A zji M niejszej istn ia ł sy n k rety z m religijny.
T ars nie w y ró żn iał się w A zji M niejszej oryginalnością w dziedzinie w ierzeń i sp e k u lac ji filozoficzno-religij- nych, lecz sły n ą ł w dziedzinie k u ltu ry i nauki. W ów czesnym św iecie rzym skim sły n ęło szeroko szkolnictw o tarseńskie, a zw łaszcza u n iw ersy te t. R ozkw it u n iw e r
sy te tu w T a rsie p rz y p a d a n a p ierw szy w ie k p rzed C hrystusem , k iedy to zarów no w R zym ie ja k i A leksandrii uczyło cały szereg w y b itn y c h przybyszów z Cylicji, k tó rzy św ietn ą k a rie rę w ykładow czą zaczęli w Tarsie.
W T arsie ja k i w innych m ia sta ch im p eriu m za
m ieszkiw ali Żydzi. T w orzyli oni jedno z ogniw o l
brzym iego ła ń cu c h a d iasp o ry — (rozproszenie Żydów poza P alesty n ą), k tó ry poczynając od 722 ir. przed C hrystusem tj. od u p ad k u p a ń s tw a izraelskiego, o p a syw ał zw olna w szystkie k r a je śródziem nom orskie, stw a rz ają c szczególny ty p Ż yda w starożytności, od b ie
gający od typu znanego w P ale sty n ie . Ju d a izm , k tó ry n a te re n ie P ale sty n y o d p arł zw ycięsko w szelkie z a kusy hellenizacji, w diasporze uległ jej w pływ om . W iększość historyków p rz y jm u je 8 lub 9 ro k po C hrys
tusie jako d atę n aro d z en ia się P aw ła. M iasto T ars w tym czasie znajdow ało się u szczytu rozw oju. B ył d u m ny z tego, że u rodził się w T arsie (Dz. Ap. 21,39) ” ...
Je stem Żydem z T arsu w Cylicji, oby w atelem dosyć znacznego m ia sta ”. Po naro d zen iu się chłopca, ósm e
go d n ia n ad a n o m u im ię h e b ra jsk ie S zau l (Szaweł).
Było to im ię otoczone w ielk im nim bem w pokoleniu B eniam ina, do którego n ależ ała ro d zin a P a w ła (Filip 3,5). Im ię S zaw eł n aw iązyw ało do tra d y c ji rodow ej B eniam initów było przez to zrozum iałe u najbliższego otoczenia d la całej kolonii żydow skiej w T arsie. Ja k o o b yw atel rzym ski m uśiał posiadać im ię złożone z ty tułu, dodaw anego do nazw isk a rodow ego lu b nadanego człow iekowi w sław ionem u ja k im ś czynem . S zaw ła nazw ano P au lu s (w języku greckim P aulos — m ały, krótki, w języku łaciń sk im p au lu s — m ały, drobny, nieznaczny). Im ieniem P au lu s będzie posługiw ał się w rzym skim św iecie. N ie m a w ątpliw ości, że gdy ro dzice S zaw ła zdecydow ali w ysłać n a dalszą n a u k ę do Jerozolim y, posiadał ju ż odpow iednie w ykształcenie św ieckie.
PA W E Ł W JE R O Z O L IM IE
P aw eł, ja k o m łody człow iek u d a je się do Je ro z o limy, aby ta m poznać T orę, P ro ro k ó w i P ism a. W p ra w dzie, dla każdego Ż yda przebyw ającego n a diasporze, Jerozolim a nie p rz e sta ła być stolicą religijną, a św ią
ty n ia — w idom ym znakiem narodow ej jedności i je d y nym m iejscem sp raw ow anego k u ltu , ale dzięki o d d ale
niu i w pływ om p o stronnym w ięź z Jerozolim ą sta w a ła
się coraz luźniejsza, a hellenizm w śród Żydów w d iasporze co raz w iększe zyskiw ał znaczenie. D ługolet
nie rzą d y H ero d esa W ielkiego przyczyniły się do u p iększenia m ia sta . R ozbudow ana p rzez niego stolica w skazyw ała n a p ew n e postępy hellen izacji m iasta. Mi
ło to je d n a k znaczenie ty lk o zew nętrzne. Z nielicznym i w y ją tk a m i w p ły w y helleń sk ie nie zdołały dotrzeć do narodu, k tó ry p o u tra c ie niepodległości w ireligii szu
k ał oparcia, sk u p ia ją c się przy św iątyni. Zwycięskie o d p arcie w szelkich zakusów hellen izacji było dziełem w zm ożonej d ziałalności relig ijn ej, k tó rej patronow ali przedstaw iciele w szelkich w a rstw społecznych. N iem a
łą zasługę w tym w zględzie położyli rów n ież uczeni, z a jm u jąc y się nauczaniem p r a w a i jego w ykładaniem ju ż od czasu po w ro tu z niew oli babilońskiej. Z adaniem uczonych było w pierw szym rzędzie czuw anie nad n auczaniem p ra w a o raz n ad jego stosow aniem w ży
ciu. D latego też E w angelie n a d a ją im nazw ę p ra w n i
ków (Mt. 22,35) lu b po p ro stu nauczycieli p ra w a (za
konu).
P rz ed p rzy stą p ie n iem do stu d io w a n ia P ism a Św ię
tego m łodzież w szkołach rabinistycznych uczyła się języka hebrajskiego, gdyż ty m językiem n ap isan y był S ta ry T estam e n t; był to język m a rtw y od czasów nie
w oli b abilońskiej, a językiem pow szechnie używ anym n a te re n ie P ale sty n y a n aw e t poza n ią był język ara - m ejski. G łów nym je d n a k przedm iotem nau k i w szko
łach rab in isty cz n y ch b y ł te k st P ism a Świętego, ale nie tylko. Istn ia ł ju ż T alm ud (od hebr. „lam a d ” — uczyć) tj. Zbiór k o m e n ta rz y do P ism a Św iętego napisanych przez rabinów . W społeczeństw ie żydow skim nauczy
ciele zakonu tw orzyli k astę u p rzy w ile jo w an ą i od ich decyzji nie było żadnej apelacji. Z ich w p ły w am i m u sieli liczyć się kap łan i, n am iestn icy rzym scy zarządza
jący P alestyną. W raz z rozw ojem synagog w pływ ten coraz szersze zataczał kręgi i jem u to w znacznej m ie
rze zaw dzięczał ju d a izm sw oje p rze trw a n ie, a le je d nocześnie i sw o ją ca łkow itą izolację od otaczającego go św iata.
W pierw szym w iek u p rzed C hrystusem szkoły ra- binistyczne w Jerozolim ie przeżyw ały fazę swego w iel
kiego rozw oju. S tało się to dzięki dw om uczonym , któ
rzy byli tw órcam i o k reślonych k ie ru n k ó w naukow ych i dzięiki tem u przeszli do h isto rii jako niedoścignione w zory nauczycieli i w ychow aw ców narodu. Jednym z nich b y ł H illeł, d ru g im S zam m aj. W czasie gdy P a w eł przybył do Jerozolim y, zarów no H illel ja k i Szam m aj ju ż n ie żyli, ale n a czele szkoły H illela s ta ł Ga- m aliel, k tó ry p ro w a d ził dalej dzieło sw ego m istrza
— zyskując coraz now ych zw olenników , odgryw ając w y b itn ą rolę w najw yższym try b u n a le żydow skim , tj.
w S andhedrynie. P rz ez k ilk a la t P a w e ł przeb y w ał w szkole m istrz a G am aliela, zapoznając się z praw em , z h isto rią sw ojego narodu. B ył to isto tn ie zbieg okolicz
ności, że ju d a izm ów czesny szukał k o n ta k tu z innymi narodam i. S tudiom p ra w a pośw ięcił P aw eł znaczną część sw ego czasu. G am aliel znany był szczególnie ja k o p raw n ik . O prócz p ra w a zapoznał się P aw eł z dziejam i sw ojego narodu. R ezultatem 'p o w y ższeg o w y
k sz tałcen ia b y ła znajom ość S tareg o T estam e n tu i ju daizm u, cz erp an a ze źródeł najprzedniejszych. W T ar
sie zapoznał się P a w e ł z hellenizm em , w Jerozolim ie pogłębił znajdom ość ojczystej religii, i n ie ty lko pod w zględem etnicznym , a le i relig ijn y m s ta ł się Żydem dum nym z przeszłości sw ojego n a ro d u i stw ie rd z ają
cym sw oją doń przynależność (charakterystyczne zwro
ty : II K orynt. 11, 22; R zym ian 11,1).
N AW RÓCENIE A P . P A W Ł A