• Nie Znaleziono Wyników

Morze : organ Ligi Morskiej i Kolonialnej / redaktor Janusz Lewandowski. - R. 15, z. 8 (sierpień 1938) - Biblioteka UMCS

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Morze : organ Ligi Morskiej i Kolonialnej / redaktor Janusz Lewandowski. - R. 15, z. 8 (sierpień 1938) - Biblioteka UMCS"

Copied!
43
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

w *

< > , ę -'V tr* ^ * <’ •- ♦’ ‘ * > * V 3 ^ '

. 0 ' VLLH. j O

fl5>

' k i ' £5® m WSI

/ * l

X *

" X | •'<''. * * i ‘ fs.'*

- >■ .

' ż

Tegoroczne „Dni Morza" obcho­

dzone w całym kraju pod hasłem sta­

łych powszechnych świadczeń na roz­

budowę floty wojennej miały szczegól­

nie uroczysty przebieg. Na zdjęciu fragmenty obchodu „Dni Morza"

w Gdyni. 1. Wicepremier inż. E. Kwiat­

kowski w czasie nabożeństwa. 2. Msza święta, celebrowana przez ks. biskupa morskiego Okoniewskiego. 3. Tłumy widzów na wybrzeżu przyglądają się rewii floty wojennej. 4. Okręty wo­

jenne podczas defilady. 5. Defiluję delegacje wszystkich Okręgów LMK.

6, 1 Batalion morski defiluje przed panem Wicepremierem.

A. SIEMASZKO

k

(3)

O R G A N L I G I M O R S K I E J I K O L O N I A L N E J

Nr. 8 Warszawa, sierpień 1938 r. Rok XV

kilkunastu latach p racy zdołaliśm y pogłębić szeroko w społeczeń­

stw ie polskim św iatopogląd morski.

Jesteśm y dziś — w zasięgu tego zagadnienia — zupełnie innym n a ro ­ dem, niż w r. 1920, gdy obejm ow aliśm y polski skraw ek Bałtyku w posiadanie.

Znamy realną w artość w ybrzeża m orskiego, spojonego wysiłkiem p ra ­ cy i św iadom ością narodow ą z całym państw em . Znamy realną w artość Gdy-

ni-portu i Gdyni-miasta, wiemy, jakie usługi oddaje Polsce flota handlow a i m orska siła zbrojna. Ambicje m orskie naszego naro d u p rzerastają już dziś Gdynię, obejm ują całe polskie w ybrzeże morskie, w szystkie nasze praw a b a ł­

tyckie i biegną ku tym milionom Polaków, którzy w szerokim św iecie pełnią honorow ą straż przy sztandarze, na którym w idnieje symbol orła polskiego.

Zdajemy sobie — jakże dokładnie i jasno — spraw ę z tego, że nie m oże minąć ani jeden rok b ez now ego w ysiłku i nakładu w Gdyni, b ez now ego p o d ­ m urow ania i rozszerzenia patriotyzm u m orskiego w Polsce. Nie pow inien mi­

nąć ani jeden dzień, w którym nie pogłębiłaby się św iadom ość, że nasze p raw a bałtyckie rów noznaczne są z praw em do niepodległości politycznej i gospodarczej i m uszą być zaw sze p rzez każde pokolenie bronione z ta ­ kim zapałem i z taką w iarą, jak sam by t państw a i narodu.

O becnie — w dw udziestolecie odzyskania niepodległości — niechże w ol­

no będ zie stw ierdzić jeszcze jedno.

Wysiłek Polski na morzu, w ysiłek skonkretyzow any w im ponującej ro z­

budow ie Gdyni, w rozkw icie całego w ybrzeża, w uruchom ieniu floty h an ­ dlowej i pasażerskiej, w rozw oju b a n d e ry wojennej, w zw ycięskim osiągnię­

ciu p raw państw a m orskiego w św iecie, stał się wielkim w alorem m oralnym w spółczesnego pokolenia Polski.

Po stuleciu niew iary w e w łasne siły, odzyskaliśm y bezcenny skarb — św iadom ość, że nie tylko m ożem y bić w roga na polu bitw y lepiej i sk u tecz­

niej niż niejeden „stary" naró d w Europie, ale rów nież m ożem y rozw iązyw ać pom yślnie w ielkie zadania g o sp o d arcze i kulturalne.

Toteż jestem najgłębiej przek o n an y , że bez Gdyni — nie skonkretyzo­

w ałaby się w Polsce idea C entralnego O kręgu Przem ysłow ego.

Legiony pionierów polityki m orskiej — budzą i budzić b ęd ą nadal do no ­ w ych czynów now e generacje, tak samo, jak pierw sze walki o niepodległość Polski prow adziły konsekw entnie do dziejow ego zw ycięstw a Piłsudskiego i do „cudu nad Wisłą".

(Oświadczenie P. Yicepremiera E. Kwiatkowskiego z okazji „Dni Morza")

Nakład 210.000 Cena pojedyńczego numeru zł 1.20

UMCS

(4)

„D n i M o rz a " — e ta p y p ra c y

Przemówienia P. Ministra A ntoniego Romana w ygłoszone przez Radio w dn. 29 czerw ca b. r.

„Dni M orza", których obchody rokrocznie od w ielu już lat skupiają i jednoczą w Polsce szczere, gorące i silne uczucia całego n arodu — mają szcze­

gólnie głęboką treść ideow ą.

Dziś w szystkie m iasta polskie na podobieństw o jednostek m orskich zaciągają w spaniałą galę ró żn o ­ barw nych Hag, w szystkie myśli i uczucia Polaków g arn ą się ku jasnej, tętniącej życiem Gdyni, m asze­

rujące w defiladach szeregi m arynarzy budzą rz ę ­ siste w jw aty i płom ienny entuzjazm . Serca n asze p ozdraw iają tych, którzy na dalekich szlakach m or­

skich płyną w tej chw ili pod ban d erą narodow ą, pozd raw iają ich i łączą się z nimi w ich troskach i nadziejach, z uznaniem dla ich trudnej, a owocnej pracy. W tych dniach w idzi się i czuje w yraźnie, że

„Dni M orza" to już nie jedynie jakiś akt hołdu dla dalekiej przeszłości, nie poklask dla doraźnych su k ­ cesów dnia bieżącego. „Dni M orza" to p rzed e w szy­

stkim w ielki doroczny apel realnego czynu n aro d o ­ wego, to m anifestacja w iary w przyszłość, to m obi­

lizacja tw órczej, śmiałej, św iadom ej w oli rozw oju, pracy, ekspansji i wielkości.

Jesteśm y narodem , którem u los dziejow y nie pozw ala żyć inaczej, jak jeno w skali m ocarstw ow ej

— w stałym w yścigu w ielkości z innym i narodam i św iata. Tak uczył nas Wielki Odnow iciel Wolności, Józef Piłsudski, bo tak w skazuje nam nasza tradycja historyczna, tak układają się geograficzne i p o lity ­ czne w arunki naszego bytu. N aród polski musi w ięc um ieć w ykorzystać, um ieć zrealizow ać w pełni dla tych sw oich celów dziejow ych każdy elem ent p rz y ­ rodzonych w arunków : nic nie może w tym w yścigu p o zostać bezpłodne, bierne, m artw e — ani człowiek, ani gleba, ani kapitał, ani m orze. W szystkie te czyn­

niki m uszą sum ow ać się, potęgow ać, w zajem u zu­

pełniać i stale w spółzaw odniczyć w tw órczych p ro ­ cesach dziejow ych kształtow ania naszej wielkiej przyszłości państw ow ej i narodow ej.

Z tych p rzesłan ek w yw odzi się śm iała i ow ocna aktyw ność w spółczesnej Polski n a morzu. Praca na tym polu jest i zaw sze będzie najistotniejszym p rz y ­ czynkiem do um acniania podw alin naszej rzeczyw i­

stej niezaw isłości politycznej i gospodarczej, do ro z ­ szerzania horyzontów naszego rozw oju narodow ego, do podnoszenia naszej m iędzynarodow ej w artości cyw ilizacyjnej, do pom nażania naszych zdobyczy duchow ych i m aterialnych, do zbogacania psychiki polskiej w now e /wielkie w artości siły, zdrow ia i w iary.

Zaledw ie p arę lat tem u poczęła rosnąć na w y ­ b rzeżu polskim radosna m łodością swoją, p rężna i zdobyw cza Gdynia. Dziś jest to już po tężn y p o rt — p ierw szy p o rt na Bałtyku, jeden z pierw szych w Europie: w espół ze starym Gdańskiem , który w o p a r­

ciu o Polskę rozpoczął now ą erę sw ej św ietnej eg zy ­

stencji — stały się te dw a porty w ęzłow ym punktem w ielkiej w ym iany tow arow ej, która milionami ton obrotu stw ierdza w ielkie znaczenie m orza dla Polski i w yznacza etapy nieodw racalnego zrastania się O jczyzny naszej z morzem.

I nie ma, bo być nie może na tym odcinku zastoju czy bezw ładu. Każdy rok, niem al m iesiąc każdy niosą now e osiągnięcia, now e zdobycze, k tóre w ykazują rosnącą p rężność Polski n a dostępnym dla niej w y­

brzeżu morskim. Ostatni okres także nie mija bez znacznych sukcesów . Resort, którym mam zaszczyt kierow ać, uruchom ił now y p o rt rybacki W ładysław o­

wo, stw arzający now e w arunki rozw oju rybołów stw a m orskiego — w Gdyni podjął budow ę nowej części portu, gdzie niedługo będzie mógł osiedlać się i p ra ­ cow ać przem ysł portow y — pow iększył flotę handlo­

wą o 4 now e jednostki, sześć dalszych i to p rzed e w szystkim dużych jednostek transatlantyckich zle­

cając do budow y.

Rów nocześnie położono podw aliny i p osunięto n a ­ p rzód realizację dw óch stoczni m orskich w Gdyni.

Flota w ojenna w zrosła o trzy now oczesne, w ysoką spraw ność bojow ą posiadające okręty, a dalsze jed ­ nostki są w budowie.

Na czele tego w yścigu w ysiłków stoi ciągle Pań­

stwo. M inisterstw o Przem ysłu i Handlu — św iadom e olbrzym iej roli m orza w kształtow aniu naszej p rz y ­ szłej stru k tu ry gospodarczej — nie szczędzi w kła­

dów pieniężnych w port, w m arynarkę handlow ą i rybołów stw o m orskie, oraz nie ustaje w p o g łęb ia­

niu, um acnianiu i konsolidow aniu św iadom ości m or­

skiej narodow ego organizm u gospodarczego. Praca ta, w której obok w kładów m aterialnych w ielką rolę g ra w szechstronne szkolenie ludzi p racy m orskiej — znajduje pełne zrozum ienie i stałe pop arcie całego Rządu, ciał ustaw odaw czych, czynników życia g o ­ spodarczego, p rasy i opinii publicznej. Doniosłe za­

dania realizuje Liga M orska i Kolonialna, która p rzez w ytrw ałe uśw iadam ianie społeczeństw a, w y­

chow yw anie m łodzieży w duchu m orskim i w pajanie w n ajszersze m asy społeczne św iatopoglądu m or­

skiego i kolonialnego stw arza konieczne szerokie p odstaw y społeczne do dalszych p ra c i osiągnięć na w y b rzeżu polskim i na szlakach ekspansji m orskiej.

R ów nolegle z pow iększaniem się dorobku han d lo ­ wo - m orskiego i rozszerzaniem się p ersp ek ty w n a­

szej ekspansji zam orskiej rośnie naturalny, koniecz­

ny odpow iednik tych now ych w artości państw ow o - narodow ych — rośnie poczucie i zrozum ienie w agi obrony orężnej m orskiego stanu posiadania Rzeczy­

pospolitej, rośnie i konsoliduje się zarów no w efek- tyw ach tonażow ych, jak i w poczuciu ogólno - n aro ­ dow ego i politycznego znaczenia w ojenna flota Rze­

czypospolitej, zbrojne ram ię narodu, spraw ujące czuj­

ną straż n ad naszym w łodarstw em morskim. Ofiar­

ność społeczna w spom aga to dzieło, w skazując na obyw atelskie w yczucie w agi tych now ych p o trzeb obronnych Państw a i N arodu,

2

(5)

Dźwig mostowy w Gdyni przy pracy

Zaczęliśm y nasze p race m orskie z w ielce n ieró w ­ nego startu dziejow ego — w yprzedzeni znakom icie przez liczne n arody św iata. Mimo w ielkich osiągnięć lat ubiegłych, które dob rze legitym ują nas w obliczu dziejów, mamy na tym polu ciągle jeszcze niezm ier­

nie w ielkie zadania d o w ypełnienia. Wielkim sukce­

sem jest Gdynia 1 w szystko, co się z nią w iąże — lecz historia uczy, że zw ycięstw o jest tylko w tedy pełne, a skutki jego trw ałe, gdy zostanie ono n a le ­ życie w ykorzystane, a zdobyte pozycje niezłom nie utrw alone.

Nie może w ięc na tym odcinku być zastoju, b ez­

władu, znużenia, sceptycyzm u, p rzesy tu lub g nuśno­

ści. M orze tw orzyło w dziejach św iata m ocarstw a, tw orzyło epoki cyw ilizacji — m usi ono i w naszym życiu o degrać tw órczą, w yzw alającą, ożyw czą rolę.

M usi ono nas zbliżyć ze światem , zw iązać w szech­

stronnie i trw ale z jego życiem, spotęgow ać nasz udział w m iędzynarodow ej w ym ianie go sp o d artzej, dać nam surow ce i rynki zbytu, um ożliwić celow ą m igrację ludności, zacieśnić nasze w ęzły z wychodź- tw em polskim , zatrudnić w żegludze i w handlu za­

m orskim naszą m łodzież — m usi ono dać nam w n a ­ leżytej skali te w szystkie w alory 1 korzyści, jakie daje zaw sze narodom , um iejącym kochać m orze, p ra ­ cow ać na m orzu — żyć morzem.

Jesteśm y na tej drodze. „Dni M orza" jak kolejne etapy p racy pozw alają co roku m ierzyć p rzeb y te p rzestrzen ie i spoglądać w przyszłość. Patrzm y w ięc w tę przyszłość naszych zadań na m orzu: na jej d ro ­ gow skazach widzim y w yraźne nakazy — więcej to ­ nażu, now e i dalsze szlaki żeglow ne, now e pozycje w p racy i inw estycjach portów , więcej ludzi do pracy m orskiej, głębiej w zam orskie rynki, śmielej na sze­

roki świat.

Te drogow skazy m ówią praw dę. Te nakazy trzeba w cielać w życie. Tak trzeb a pracow ać dla w ielkiego jutra Rzeczypospolitej. Ta p raca — przypom nę słowa W odza N aczelnego, M arszałka Śmigłego - Rydza — nie może być odśw iętnym jedynie pacierzem : to musi być codzienny, w ytrw ały, w szechstronny, świadom y tru d zarów no na rzecz b an d ery w ojennej, jak i b an ­ dery handlow ej naszej Ojczyzny.

Ta p raca nasza ma i chce m ieć zaw sze charakter szczerze pokojow y, dążąc do pow iększenia ogólno • św iatow ych w artości cyw ilizacyjnych, jakie stw arza p raca g ospodarcza i w ym iana m iędzynarodow a. Dla jej utrw alenia i zabezpieczenia niezbędna jest jednak odpow iednia siła zbrojna na m orzu i rozw ój tej siły, budzącej tak gorące uczucia w sercach całego n a­

rodu, musi iść tem pem rów noległym do rozw oju n a ­

szych zainteresow ań m orskich.

(6)

O P o lskę s iln q na m o rz u

Prsem ów ienia o«n. St. K w aśniawakiege Iransmllowan*

przez Polskie Radie z uroczystości „Dni Morza" w Gdyni w dn. 29. VI. b. r.

Z 26 p ań stw europejskich obszarem swoim — szó­

sta, a z 23 korzystających z d o stęp u do m orza — ostatniaI Na 5.534 kilom etry granic, tylko 72 kilom e­

try granicy m orskiej I

Gdy Polski stolica leży p raw ie w samym środku Europy, jest w ięc jakby jej sercem , gdy Polska od­

granicza Europę zachodnią od w schodniej, stanow i pom iędzy jedną a d rugą jak gdyby pom ost, czy mur graniczny, gdy Polska leży na odw iecznych szlakach, łączących najkrótszą d rogą W schód z Zachodem i Pół­

noc z Południem, Bałtyk zarów no z M orzem C zar­

nym, jak i A driatykiem , gdy ziem ie polskie to naj­

znaczniejsza część obszaru M iędzym orza Bałtycko - Czarnom orskiego, narzu ca się pytanie, czy sp raw ie­

dliwym jest taki skąpy Polski w dostępie do morza udział.

Nie czas odw oływ ać się do historii, jednak p rz y ­ pom inać trzeba, że Polska dzisiejsza to tylko jedna trzecia Polski z XV wieku, że nasz dostęp do m orza sięgał ongiś daleko na zachód i północny - wschód.

Dziś — nie dość, że z tak szerokiego ongiś dostępu do m orza, tylko 72 kilom etry Polsce przyznano, nie dość, że graniczyć m uslm y aż z sześciom a sąsiad a­

mi, z których — w iadom o — nie w szyscy są nam bezw zględnie życzliwi, to jeszcze tam, gdzie doty­

kamy m orza, jedynej granicy otw artej, wolnej, b e z ­ piecznej, tam gdzie — z tytułu geograficznego poło­

żenia _ w inniśm y po szu k iw ać naszej głów nej w M iędzym orzu Bałtycko - Czarnom orskim roli, u ujścia do morza jedynej naturalnej, p rzez Boga stw orzonej drogi, jaką jest droga w odna, u ujścia do morza k ró ­ lowej polskich rzek, u ujścia Wisły — stw arza się nam coraz to więcej trudności.

Gdy o naszą w spółpracę m orską na Bałtyku ch o ­ dzi. zw rócić w ypada szczególną uw agę na nawlą zanie ostatnio sąsiedzkich stosunków z Państwem Litewskim, stosunków , które niew ątpliw ie pozw olą nam w przyszłości niedalekiej ro zszerzy ć podstaw y wzajem nej w spółpracy m orskie], stanow iącej n a tu ­ ralną w ięź naszego sąsiedztw a bałtyckiego. Więź tak ą utrzym ujem y już z Łotwą i Estonią, Niem en z Wilią i Dżwina z Dzisną — oto n atu raln e drogi, łą ­ czące i nigdy nie dzielące nas — w naszych w sp ó l­

nych działaniach śródlądow ych 1 m orskich — z Litwą i Łotwą. Oto możliwości rozszerzenia — przez w spół­

p racę z naszym i sąsiadam i — tego skąpego naszego do morza dostępu.

Ale gdy chodzi już nie tyle o naszych sześciu s ą ­ siadów , ile o Gdańsk, z punktu w idzenia praw nego — ściśle z nami związany, m iasto wolne, ale leżące w polskim obszarze celnym, z polskiego żyjące za­

plecza, G dańsk w stosunkach zew nętrznych p o zo sta­

jący w kom petencji polskiego reso rtu spraw z a g ra ­ nicznych, Gdańsk, do którego obrony na zew nątrz nie kto inny pow ołany jest, jak Polska, to w spółpraca ta jest trudna, gdy — p rzy najlepszych zapew nie­

niach czynników oficjalnych — raz po raz rzuca się tam zaw ołanie „Zuriick zum Reich"! Już w uro czy ­ stym dniu 3 maja miałem honor zapew nić w imieniu Ligi M orskiej i Kolonialnej, tam, na miejscu, Polonię Gdańską, że N aród czuwa, że N aród za nic nie dopuści do um niejszenia swych upraw nień u ujścia Wisły. Żywioł Polski na teren ie W olnego M iasta G dańska musi mleć sw obodę p racy 1 n iesk ręp o w a­

nego życia, jego losem bow iem będziem y zaw sze się interesow ać i nie będziem y mogli p atrzy ć obojętnym okiem na czynione mu utrudnienia.

Gdy rok temu w tej samej Gdyni, z tej samej okazji mówiłem — w obecności Pana Prezydenta Rze­

czypospolitej — o potrzebie rozbudow y floty w ojen­

nej, zapytyw ano w ów czas z zew nątrz, przeciw ko k o ­ mu to Polska zam ierza zbroić się na m orzu. Pragnę dziś odpow iedzieć, odpow iedzieć tymi samymi słowy, którym i niedaw no przem aw iałem w G dańsku:

„Idą czasy osobliwe, czasy w yścigu p racy u jed ­ nych, w yścigu zbrojeń u drugich, czasy w alki o lep ­ sze jutro, czasy, w których narody upom inają się o pełnię w arunków rozw ojow ych, o to w szystko, co jest im p o trzeb n e do życia i do walki, walki nigdy nie dającej się z życia narodów wykluczyć. Im w ię­

cej znaczenia nabiera zagadnienie obrony stanu p o ­ siadania, a w Polsce, tej tw ierdzy Europy, jest ono chyba zagadnieniem najdonioślejszym , tym silniej w y ­ stępuje potrzeb a posiadania także w olnego do źródeł tych w szystkich bogactw dostępu, których w g ra n i­

cach kraju nie ma, a których n iep rzeb ran e zasoby posiadają kraje zam orskie, kraje opanow ane przez niektóre tylko narody — praw em silniejszego. Gdy w Polsce przy zaw rotnym przyroście ludności — ok rą­

gło 400 tysięcy ludzi ro c z n ie — ziemia sama nie jest w stanie w yżyw ić w szystkich, gdy dlatego trzeba nadm iernym rzeszom dać pracę przy takim czy in ­ nym w arsztacie przem ysłow ym , a dla w arsztatu tego brakuje surow ca, Polska musi upom inać się o te lepsze w arunki, które są udziałem m ożniejszych tego świata, o dostęp — bez kosztow nego p ośrednika — do surow ców , o kolonie. Dostęp Polski do kolonij — oto hasło dnia!

Za tym to hasłem idzie nasza p o trzeb a m orska, potrzeb a silnego oparcia się o Bałtyk, potrzeba p ełn e­

go w ykorzystania morza, rozw inięcia w pełni m or­

skiej pracy handlow ej i ubezpieczenia jej — silną flo­

tą wojenną.

Nie na ostatnim dlatego miejscu znaleźć się musi także p raca około rozbudow y sieci dróg w odnych śródlądow ych, łączących nas z morzem, jednym 1 d ru ­ gim, pogłębienie w dosłow nym i p o szerzenie w p rz e ­ nośnym słow a znaczeniu ujścia do morza Wisły, o której stara piosenka mówi, że: „Polska nigdy nam nie zginie, póki Wisła rzeżw i n as”! Inna znów p io ­ senka flisacka przypom ina nam ten szczęsny czas, jak to z „nami łask a Pańska w racała do chaty, gdy w ieźliśm y od G dańska za zboże dukaty", bo tam za granicą urodzaje były lichsze i polską p szenicą n a ­ pełniano spichrze.

4

(7)

Dziś, jeżeli już nie pszenica, to nasze czarne d ia­

menty, nasze najlepsze polskie drzew o niechaj idzie Wisłą w m orze, niechaj idzie w św iat — po dukaty, po lepsze jutro — w łaśnie tam tędy, przez wolny, ale ściśle z Polską, a nie z kim inny zw iązany Gdańsk"!

Choć burza huczy w koło nas, choć w icher żagle rw ie, nie o w ojennej m owa u nas potrzebie, a o p o ­ trzeb ie pokojowej.

Państw a m a łe — dzięki swej p racy pokojow ej na m orzu 1 za m orzem — urastają do państw w ielkich, urastają do potęg, państw a biedne w zbogacają się

— dzięki zam orskim zdobyczom . W kw ietniow ych Dniach Kolonialnych m otyw ow aliśm y jasno potrzeb ę posiadania przez Polskę d ostępu do koloni], obecnie

— w czerw cow ych Dniach M orza — pragniem y już nie tyle potrzeb ę naszej p racy m orskiej 1 zam orskiej uzasadniać, ile m ówić o p o trzeb ie jej — u b ezp ie­

czenia.

U bezpieczeniem tym może by ć tylko silna flota w ojenna. Nie tyle obrona w ybrzeża, choć to bardzo ważne, nie myśl staczania w w ypadku w ojny w iel­

kich bitew m orskich na Bałtyku, czy na innych m o­

rzach, nie zachcianka potęgi w ojenno - m orskiej, ale p o trzeb a zapew nienia naszej cywilnej, pokojow ej, handlow ej p racy m orskiej i zam orskiej zbrojnego poparcia i ubezpieczenia — pow oduje w nas zam iar rozbudow y floty wojennej. Przeciw ko komu? Prze­

ciwko korsarzom prag n iem y b yć zbrojni, przeciw ko w szystkim tym, którzy kiedykolw iek zechcieli za­

kłócić naszą pokojow ą p racę, zm ierzającą do w zbo­

gacenia się na m orzu i za morzem. Dla ochrony polskiej b an d ery h a n d lo w e j— polska ban d era w o­

jenna musi być pow iększona co najmniej o tyle je ­ dnostek bojow ych, ile ich w ym aga zakres i zasięg naszych przyszłościow ych zam ierzeń handlow ych, m orskich i zam orskich.

Je st w ięc rozbudow a polskiej siły zbrojne] na m orzu nie tyle udziałem w w yścigu zbrojeń eu ro ­ pejskich, bo na ten w yścig pozw olić sobie nie m o­

żemy, ile w yścigiem pracy, p racy pokojow ej, n ak aza­

nym nam p rzez W skrze­

siciela Państw a Polskie­

go, M arszałka Józefa Piłsudskiego, zm ierzają­

cym do zapew nienia n a ­ rodow i polskiem u lep ­ szego jutra.

Stan rzeczy dzisiej­

szy jest dopiero zacząt­

kiem tej rozbudow y.

Każde dziecko w Polsce wie, że posiadam y d o ­ p iero 17 tysięcy tonażu bojow ego, g d y sąsiad nasz zachodni p rz e k ra ­ cza już 450, gdy w G e­

new ie zgłosiliśm y za­

m iar rozbudow y do 150 tysięcy, a w ięc tylko do jednej trzeciej tonażu obecnego naszego są,

siada z zachodu, gdy z

W uroczystościach '„Dni Morza" w Gdyni wzięła liczny udział Polonia Gdańska

potężn ą Anglią podpisaliśm y układ w ojenno-m orski,

posiadam y tylko 17 tysięcy ton bojowej floty w ojennej N asza zbiórka na Fundusz O brony M orskiej daje przeciętn ie rocznie 1J4 m iliona złotych. Je d en ty- stąc tonażu kosztuje okrągło osiem milionów zło­

tych. Gdybyśm y w ięc p rag n ęli w ciągu najbliższych lat pięciu pod n ieść nasz tonaż z 17 tylko do 50 ty ­ sięcy, co byłoby dopiero jedną trzecią tonażu zgło­

szonego w Genewie, a jedną dziew iątą tonażu n a ­ szego sąsiada zachodniego, m usiałaby nasza M a­

ry n ark a W ojenna rozporządzać corocznie 53 m ilio­

nami złotych, przeznaczonym i w yłącznie na celow ą rozbudow ę jednostek bojow ych, nie mówiąc o p o ­ trzebach innych, w egetacyjnych, konserw acyjnych itp.

O krągło p i ę ć d z i e s i ą t m i l i o n ó w rocznie

— oto kw ota niezbędna! W budżecie Państwa, p rzy coraz to w yraźniej ustalającej się kolejności potrzeb, o kw otę taką nie jest łatwo. G dy dobrow olny w y­

siłek społeczeństw a daje tak mały kw oty tej o d se­

tek, Liga M orska 1 Kolonialna, w pełnym poczuciu odpow iedzialności p rzed historią, woła dziś na cały kraj — o p o w s z e c h n e , o b o w i ą z k o w e ś w i a d c z e n i a na rozbudow ę polskiej floty w o­

jennej!

O becny tu, Czcigodny Panie W iceprem ierze 1 Mi­

n istrze Skarbu, nasz Członku Honorowy, Ty, który tyle dla zaczątku naszej p racy m orskiej tutaj, w Gdy­

ni uczyniłeś, gdy rep rezen tu jesz Rząd R zeczypospo­

litej, słuchaj, jak z głęboką w iarą w w ysłuchanie te ­ go wołania, trzy czw arte m iliona obyw ateli zrzeszo ­ nych w szereg ach Ligi M orskiej i Kolonialnej, p o ­ zostającej pod mocnym p rotektoratem Pana G enera­

ła Broni Sosnkow skiego, pionierów z pod sztandaru

nie odżałow anej pam ięci G enerała Dywizji Orlicz-

D reszera, w znosi za mną grom ki, serd eczn y okrzyk-,

ubezpieczona silną flotą w ojenną, potężna na m orzu

i za m orzem — N ajjaśniejsza R zeczpospolita Polska,

Jej P rezydent Profesor Ignacy M ościcki i N aczelny

Wódz M arszałek Polski Edward Smigły-Rydz — niech

żyje! —

(8)

O racjonalng politykę morskq

PrsemAwienle dyr. Deparl. Morskiego M. P, i H. p. Leonarda M ośdśeńskleao w ygłoszone przez Polskie Radio dn. 22. VI. b.r.

Gdy w „Dni M orza", jako p rzew odniczący Głów­

nego Komitetu mam mówić o znaczeniu tej tra d y ­ cyjne) już uroczystości N arodu Polskiego, m uszą stw ierdzić p rzed e w szystkim , że u roczystość ta p rz e ­ kroczyła już daw no granice Państwa. „Dni M orza"

obchodzone są nie tylko w Rzeczypospolitej, ale także w szę^zi* tam > gdzie najm niejsza choćby g a r­

stka Polaków, rzucona w śród obcych w św iat daleki, poczuw a slą do duchow ego zw iązku z M acierzą.

Święto nasze tw orzy now ą d obrą tradycję n aro ­ dową. J e st ono bilansem naro d o w eg o w ysiłku za okres ubiegły, rachunkiem sum ienia, czy sp ro staliś­

my wym ogom życia, uprzytom nieniem obow iązków na przyszłość.

Nasza m orska przeszło ść historyczna była mała.

N iew iele z tej przeszłości m ożem y w ziąć do sk arb n i­

cy naszej obecnej ideologii morskiej,- w praw dzie w iele było nam dane od zarania dziejów , byśm y m o­

gli stać się narodem m orskim, ale nie staliśm y się nim jednak. Potrafiliśm y być rów nież m ężni pod G run­

waldem , Klrcholmem, Kłuszynem, czy Chocimem, jak 1 na m orzu pod Oliwą, a jednak Wodna Armata Wła­

dysław a IV nie stała się zaczynem naszej trw ałej po­

tęgi wojenno-m orskie). Produkty rolne, w ytw ory p ra ­ cy rąk polskich, przez całe w ieki płynęły do G dań­

ska, lecz szły w św iat pod obcą b anderą, na obcych statkach i z rąk obcych kupców . Nie pom nożyliśm y chw ały b an d ery polskiej, nie stw orzyliśm y na m o­

rzach m aterialnego bogactw a d la N arodu Polskiego.

Pokolenie obecne może pow iedzieć jednak o so­

bie, że ze złe) tradycji nie korzystało, że nie zech- clało pow tórzyć błędów przeszłości. W w ielkim w y ­ siłku zapragnęło p o konać ogrom ne luki dziejow e w naszym dorobku morskim, choć tylko skraw ek do­

Z ćwiczeń marynarki wojennej — miny przygotowane do ustowiania na wodzie

stępu do m orza otrzym aliśm y z szerokiego niegdyś dziedzictw a.

Nie może się nikt łudzić, że odrobienie tych luk dziejow ych i S p ro sta n ie obecnym wymogom, było, jest i będ zie sp raw ą łatw ą. Spada na nas obow iązek nie tylko odpracow ania okresu ogólnego zastoju we w szystkich dziedzinach, spow odow anego p rzerw ą w naszym życiu państw ow ym , ale odkupienia p o ­ p rzednich w iekow ych m orskich zaniedbań; spada on na pokolenie, k tóre takie luki i trudności pokonać musi w ogrom nej n ieraz ilości dziedzin, Jako konie­

czność dorów nania i prześcig n ięcia Innych.

Stając do p racy m orskiej z nierów nego startu, mu- simy jednak dojść do mety naszego p rogram u m or­

skiego.

Jakiż jest ten nasz program morski? Nie będę mó­

wił o tych zadaniach, k tó re opracow uje się w posz­

czególnych reso rtach Rządu Rzeczypospolitej. Chcę mówić o tym program ie, znacznie ogólniejszym , któ­

ry jednak jest zaczynem w szystkich innych, bardziej konkretnych, — o program ie, który zarysow ał się w yraźnie w św iadom ości obyw atelskiej.

Kiedy nasz obyw atel, p atrząc w siną dal Bałtyku, myśli o przeznaczeniach m orskich Rzeczypospolitej, snują mu się przed oczami realne obrazy i wizje przyszłości p racy pokojow ej. Widzi ciągnące po szla­

kach m orskich statki handlow e i p asażerskie, słu­

żące do pom nażania i wym iany dóbr ekonom icznych, służące, jako łącznik kulturalny Polski z narodam i całego ziem skiego globu. Statki, płynące pod polską b an d erą po w szystkich m orzach św iata, są dla nie­

go w idom ym udziałem Polski w ogólnym pocho­

dzie cyw ilizacji ludzkości. Ideał m orski obyw atela jest w tym, co dyktuje istotna jego psychiczna p o ­ trzeba, chęć służby pokojow ej dla N arodu 1 świata.

N asze jednak zam iłow a­

nie do pokoju, dążenie do przyjaznej w spółpracy gosp o ­ darczej i kulturalnej z innymi, nie może b yć przez niego utożsam ione ze słabością;

w szak dobro i szlachetność pow inny i m ogą zrastać się w jedną całość z m ęstw em 1 siłą. Nasza obrona silniejszą być musi od jakiejkolw iek n a­

paści na nasz pokój na lą­

dzie, w p o w ietrzu i na mo­

rzu. Spraw a naszego dostępu do m orza, spraw a realizacji naszych m orskich p rzezn a­

czeń, musi spoczyw ać na n ie­

złomnym fundam encie siły zbrojnej na m orzu. Siła ta mu­

si być wielka, zdecydow ana, spokojna, groźna dla tych, którzy w jakikolw iek sposób

6

(9)

chciellby nie tylko uszczuplić nasz stan posiadania, ale zagrażać naszym rozw ojow ym perspektyw om .

Inicjatyw a społeczna 1 pryw atna musi g arnąć się do m orza w e w szystkich jego dziedzinach. Ale ini­

cjatyw a p racy organicznej, inicjatyw a kulturalna 1 ekonom iczna, musi czuć 1 w iedzieć, że nie grozi jej ani teraz, ani na przyszłoSć jakiekolw iek niebezpie­

czeństw o, że sw obodnie może Inw estow ać we w szy­

stkich urządzeniach m orskich, bo na straży spokoj­

nej i uczciwej p racy stoi opiekuńcza siła m arynarki wojennej.

Stało się radosną rzeczyw istością, że jakkolw iek dalecy jesteSmy od mety naszych p rac m orskich, to z roku na rok, coraz więcej dziedzin życia Rzeczy­

pospolitej zw iązanych Jest z m orzem ; coraz więcej nici kulturalnych i g ospodarczych w iąże nas z Bał­

tykiem; coraz częściej szlak m orski jest drogą b e z ­ pośred n ieg o porozum ienia m iędzy M acierzą a 8-mio m ilionową rzeszą Polonii zagranicznej; coraz więcej m ilionów ludzi rozumie, że pojęciem Ojczyzny jest dla nas nie tylko pojęcie lądu, ale rów nież i pojęcie

morza.

Mały jest nasz odcinek m orski, w inien się jednak stać fundam entem naszej potęgi. M usimy pokazać światu, że potrafim y zrobić z niego w zór n aro d o ­ w ego gospodarstw a, że w ykorzystaliśm y każdy cal ziemi, każdego człowieka, każdą możliwość, by stw o ­ rzyć dla Polski na tym m iejscu w szystko to, co inne narody stw orzyć m ogą na gruncie znacznie w iększe­

go w ładania m orskiego. To jest naszym najogólniej­

szym program em morskim, który zm usza nas do ciągłego i czynnego m yślenia o przyszłości. Zbudo­

w aliśm y Gdynię, ale musimy ją nadal stale ro zsze­

rzać. Mamy flotę handlow ą, ale chcem y ją w ielo­

krotnie pow iększyć. Mamy linie żeglugow e, do ciera­

jące już daleko, ale chcem y opasać nimi całą kulę ziemską. Zbudowaliśm y elew atory, śpichrze, dźwigi, ale chcem y budow ać dalej. Tworzymy O kręg Cen­

tralny, który musi być zw iązany jak najściślej z na­

szymi portam i, ale może to się stać p rzed e w szy ­ stkim poprzez uregulow any bieg Wisły. Cieszymy się z budow y now ych p o rtó w rzecznych, z ro zsze­

rzenia zasięgu portów m orskich i rybackich, z p o d ­ jętej budow y kanału m iędzy Gopłem a Wartą, ale dążyć nieuchronnie musimy do pow iązania sy ste ­ mem w odnym całego pom ostu m iędzy M orzem Czar­

nym a Bałtykiem. Chcemy p rz e z G dynię i G dańsk je ­ szcze bardziej wzmóc nasz obrót handlow y z za g ra ­ nicą, zw łaszcza eksport w zrastającego przem ysłu, chcem y rozw inąć naszą p ro d u k cję rybną, chcem y p oprzez m orza dojść do bezpośrednich źródeł su ­ row ca, chcem y realizow ać n asze jak najbardziej

upraw nione dążenia kolonialne, chcem y w każdej dziedzinie m orskiej pow iedzieć św iatu, że jesteśm y, że pracujem y i że nic, co z m orzem jest zw iązane, nie jest nam obce. Chcemy, aby tow ar polski pod polską b an d erą dostał się w szędzie tam, gdzie d o ­ ciera tow ar innych państw , chcemy, by był szano­

w any i poszukiw any tak, jak na to zasługuje.

U po d staw tych w szystkich zagadnień m orskich leży psychiczna przebudow a narodu. W tej m ierze dokonaliśm y już wiele. Stopniowo przestajem y być

Załadunek jaj- iw Gdyni

gospodarczo 1 politycznie narodem lądowym . Jeśli zaś chodzi o m łode pokolenie, o bezpośrednich na­

szych następców , to będzie ono całkow icie p o zb a­

w ione tej „w yłączności" lądow ej, którą w gorzkiej tradycji otrzym aliśm y od naszych przodków .

M inął już czas pieśni o morzu. N ajpiękniejszą pieśń m orską słyszym y dzisiaj w głosach syren n a ­ szych statków , w skrzypie dźw igów , w naw oływ a­

niach robotników ładujących okręty, budujących n o ­ we urządzenia, stw arzających coraz to now e dzieła rąk 1 myśli polskiej. Posiadam y już skarby, które pom nażać chcem y w nieskończoność. Będziemy ich strzec: strzec dum y naszego pokolenia — Gdyni, strzec Gdańska, zaw artego w naszym obszarze g o ­ spodarczo celnym, G dańska tak m ocno zw iązanego z nami, że ktokolw iek chciałby te w ęzły rozciąć, na­

potka na niezw łoczny opór całego narodu.

Nad ujściem Wisły i nad brzegiem Bałtyku czu­

w ać musi straż, w sparta potęgą naszej woli trw ania 1 rozwoju. M aterialnym jej w yrazem jest polska b an ­ d era w ojenna, otoczona m iłością całego kraju, p a tro ­ nująca naszej codziennej p racy na pobrzeżu.

M iłość nasza do niej nie była 1 nie będzie b ez­

płodną. Społeczeństw o dało w yraz nie tylko w o k re­

sie „Świąt M orza", ale p rzez szereg lat, że wołając o silną flotę, chce na nią daw ać środki. Zbudow aliś­

my w ysiłkiem społecznym okręt podw odny „Orzeł", budujem y teraz śclgacze, szybkobieżnych stra ż n i­

ków m orza. Czynem tym nie chcem y w skazać, aby tylko tą drogą pow staw ała silna flota wojenna, ale wskazujem y, że n aró d dojrzał do zrozum ienia obo­

w iązków m orskich, że żąda upow szechnienia stałych św iadczeń, na których oprzeć się m usi rozbudow a floty w ojennej, tej najm łodszej w Polsce, ale n a jb ar­

dziej ukochanej broni.

(10)

rza"

< M

Są obchody, które blaskiem swoim, bogactwem barw i efektów świetlnych, natężeniem i rozpiętoś­

cią skali uczuć gaszą wiele innych uroczystości. Ta­

kim obchodem — odświętnym obchodem są „Dni Morza". Jeśli inne święta tylko hołd oddają cza­

som dawnym, chwalebnym wspomnieniom, — to „Dni Morza" są spojrzeniem w przyszłość, dają w yraz tęsknocie do wielkości narodowej.

Tegoroczne zaś hasło, w którym społeczeń­

stwo, zorganizowane w szeregach LMK w o ł a o p o w s z e c h n e , o b o w i ą z k o w e ś w i a d c z e n i a n a r z e c z s i l n e j p o l ­ s k i e j f l o t y w o j e n n e j — jest już naj­

bardziej w yraźnym żądaniem tej wielkości, o morze opartej i na morzu strzeżonej.

Rozbarwiły się wsie, miasteczka i miasta kolo­

rowymi, mocnymi w swym w yrazie plakatami.

Szeregi społeczeństwa posłusznego wołaniu „Dni Morza" stanęły w karnym ordynku, by zwartością swoją i niezłomną postaw ą dać w yraz gotowości ponoszenia ofiar na rozbudowę własnej siły na morzu, której ledwo skromny zaczątek istnieje.

Zwarte szeregi wojska i tłumy ludności cywilnej zgromodzone na nabożeństwie podczas „Dni Morza" w Gdyni

W szędzie, jak Polska długa i szeroka, dokąd do­

tarła już zdrowa, krzepiąca myśl morska — zało- potały na znak solidarności morskiej dwubarwne bandery, wzniosły się ku górze niezliczone transpa­

renty z wołaniami o siłę na Bałtyku. W szędzie — na Śląsku, tak ściśle związanym gospodarczo z Gdynią, w dalekich miastach kresowych, w Wil­

nie i Lwowie, w Poznaniu, Łodzi, Toruniu, Bydgo­

szczy i Grudziądzu, Lublinie i Częstochowie i tylu, tylu innych miejscowościach całej Polski, że nic sposób je wymienić; w wielkich miastach, gdzie w uroczystościach brało udział wiele tysięcy lud­

ności i w małych osadach, gdzie ledwie kilkaset osób przybyw ało, aby zadokumentować swój sto­

sunek do spraw morskich — wszędzie odbywały się uroczyste nabożeństwa, akademie, obchody i za­

bawy. I wszędzie cechował je entuzjazm i głębokie zrozumienie ważności sprawy.

Podniecenie i ożywienie panowało w szeregu miast pomorskich. W iększe niż przy zwykłych, co­

rocznych przygotowaniach do „Dni Morza". Ocze­

kiwano gości. A mieli to być widocznie bardzo mili goście, skoro w wielu domach czyniono specjalnie staranne przygotowania. Z dalekich stron mieli przybyć, aby poznać .pomorskich braci i ziemię po­

morską, aby potem wziąć udział w obchodach na

„Dni Morza" w Gdyni. W tym roku bowiem z ini­

cjatyw y Ligi Morskiej i Kolonialnej, delegacje lud­

ności zrzeszonej w LMK z praw ie wszystkich wo­

jewództw Rzplitej miały przyjechać w gościnę do miast pomorskich. I tak; delegacja z Okręgu Ra­

domsko - Kieleckiego udała się do Kościerzyny, Okręt Stołeczny W arszawski — do Chełmna, Lu­

belski do Wejherowa, Nowogródzki — do Starogar-.

du, Krakowski — do Kartuz, Lwowski — do To­

runia, Jarosław ski — do Chojnic, Wojewódzki W ar­

szawski — do Brodnicy, Poleski — do Pucka, W o­

łyński — do Lubawy, Stanisławowski — do św ie- cia. Delegacje składały się z 25 — 40 osób z róż­

nych sfer społeczeństwa.

Zmęczeni długą podróżą goście odzyskiwali siły na widok przyjęcia, jakie zgotowały im miasta po­

morskie. Pierzchała senność.

Oczekujące na dworcu de­

legacje miejscowej ludności w ytw arzały atmosferę ser­

deczności i bliskości.

W wyznaczonych kw ate­

rach i w czasie zwiedzania zabytków, zakładów prze­

mysłowych itp. przyjezd­

ni mogli zapoznać się z poziomem życia i kultury ziemi pomorskiej i z jej pięknem. Goście i gospoda­

rze zasypywali się w za­

jemnie pytaniami. Tematów do długich rozmów nie brakło: chcieli wiedzieć wszystko ó życiu braci dotychczas nieznanych, a tak bliskich, a widząc wzajemną życzliwość, bar-

8

(11)

Rewia tloty w czasie „Dni Morza" w (Jdyni

dzo łatwo nawiązali przyjazne stosunki. Coraz jaśniej, wyraziściej, już nie tylko rozumowo, lecz i uczuciowo zdawali sobie sprawę z tego, że są sy­

nami jednej ziemi polskiej.

P o wzięciu udziału w miejscowych uroczystoś­

ciach „Dni M orza'1, delegacje udały się do Gdyni.

Któż zna letpiej te „Dni Morza", jak nie Gdynia- nie, przyzwyczajeni od lat do masowych spływów z całej Polski, do coraz nowych fal ludzi, którzy za­

chwyconymi oczami po raz pierw szy może w swym życiu oglądają miasto, port, morze, statki, okręty...

Na ich przyjęcie, na chwile, gdy u „wielkiej bra­

my na świat" odbywały się parady świąteczne, — ustroiła się sama Gdynia w biało - czerwone wstęgi bander i w świerkowe girlandy. W itryny w ysta­

wowe ściągały spojrzenia kontrastem barw naro­

dowych, modelami statków, okrętów wojennych, jachtów, kotew olbrzymich...

W łaściwe uroczystości rozpoczęto w Gdyni w dniu 28 czerwca. Na Placu Grunwaldz­

kim, u stóp majestatycznej w swej ciemnej zieleni Kamiennej Góry, dokoła wysokiego masztu, zebrały się oddziały wojskowe i Obrony Narodo­

wej, organizacyj kombatanokich, delegacje stowa­

rzyszeń i związków. Przybyli przedstawiciele władz, stawili się licznie reprezentanci LMK. Po przemówieniu Komisarza Rządu, przy dźwiękach hymnów: państwowego i Bałtyku — zafurkotata, wciągana na maszt, bandera z emblematami LMK.

Rozpoczął się kulminacyjny punkt „Dni Morza".

Z Placu Grunwaldzkiego delegaoje udały się na Oksywie — gdzie na skarpie nadmorskiej legł na wiekuistej straży Polski morskiej jej orędownik nie­

złomny, tragicznie zm arły gen. dyw. Gustaw Or- licz - Dreszer. Na grobie złożono wieniec; opodal rozpalono znicz. Oto dwa symbole: pierw szy — wieniec — symbol doczesnej powłoki, która ulega zniszczeniu i drugi — znicz nieśmiertelnej idei, któ­

ra przetrw a poza zniszczenie.

W ieczorem na niebie położyły się potężne, ostre jak klingi, światłą reflektorów. Krzyżowały się

w gwiazdy wielo raimienne, szachownice, trójkąty.

Omiatały granatow y firmament. Oświetlały jaskra­

wą bielą gdyńskie masywy, czarne krany porto­

we i — przypadłe do wąskich ulic dzielnicy porto­

wej — hale, składy, magazyny. Rozpylały się we mgle wieczornej ponad cichymi wodami zatoki; w y­

szperały w oddali trójkątny klin żagla, oblany nagle śnieżną bladością; na redzie pochwyciły wspaniałą sylwetkę „Daru Pomorza", by nagle wpaść w ulice

miasta i znieruchomieć na korowodzie dekorow a­

nych wozów i postaci alegorycznych, ciągnących pochodem po Gdyni. A potem ruchem w iatraka od­

kręciły się śmigi świetlnych ramion znowu na niebo.

Rankiem dnia następnego w stała Gdynia z pu­

chów białej mgły. U podnóża Kamiennej Góry zgro­

madziło się nieprzebrane morze głów: nabożeń­

stwo. Nad morzem głów — morze sztandarów i go­

deł organizacyjnych, wśród których liczebnością bi­

ły w oczy odznaki delegacji Ligi Morskiej i Kolo­

nialnej oraz Polonii z Gdańska, przybyłej w gru­

pie 3.500 osób. W słońcu łyskały lufy karabinów;

Marynarze majq przyjaciół w różnym wieku

(12)

szarym rnuram stanął batalion piechoty morskiej;

granatowa krechą, upstrzoną centkami białych cza­

pek, wyciągnął śię dwuszereg m arynarzy. Popod bulwarem sta ły okręty wojenne. „Dar Pomorza'*

tonął w barwnych znakach K. O. D-u. Stały w mod­

litew nej'ciszy statki handlowe w gali, kutry rybac­

kie i wysmukłe jachty. Nad placem sm użyły się na lekkim wietrze flagi biało - czerwone. Ponad w szy­

stkim królował ekstatycznie wzniosły krucyfiks.

Przybyli: yice-pramier Eugeniusz Kwiatkowski, woj. Raczkiewicz, Komisarz Gen. R. P. w Gdańsku, min. Chodacki, prezes Zarządu Gł. LMK gen.

Kwaśniewski, dyr. dep. mor. M. P. i H. L. Moż- dżeński, Komisarz Rządu m. Gdyni Er. Sokół i wielu innych dostojników. Po nabożeństwie i kazaniu wypowiedzianym przez ks. biskupa mor­

skiego Okoniewskiego, płomienne przemówienie, przeryw ane gromkimi oklaskami wygłosił generał Kwaśniewski, po czyim biskup Okoniewski udzielił błogosławieństwa flocie polskiej. ,

Tymczasem tłumy publiczności gromadziły się już na bulwarze i molo reprezentacyjnym, gdzie udał się nieb^tyem vice-premier Kwiatkowski w o- toczeniu dostojników. Zerwał się mocny w iatr wscho­

dni; białe baranki skudliły się na zielonej roztoczy.

O kamienne ściany falochronów jęły się tłuc pien- ne hryzgi. Między łamacz fal a występ reprezen­

tacyjnego molo w płynął torpedowiec „Mazur’*, otwierając rewię floty wojennej.

Na pokładach okrętów prężyły się granatowe szeregi mundurów. Spod dziobów szły na wodzie śnieżne odkosy. Tłum bił niemilknące brawo. Wzno­

sił radosne okrzyki. Entuzjazm doszedł do szczytu, gdy przed oczami przesuw ały się nasze największe jednostki — „Gryf", „Grom", „Błyskawica", „Wi­

cher" i „Burza". Uniesienie patriotyczne rosło pro­

porcjonalnie do rozmiarów okrętów.

Odpłynęły jednak. Skończył się ten — dla wie­

lu pierwszy, niemal egzotyczny — film, realniejszy jednak od ekranowych widziadeł żywymi, na ma­

hoń spalonymi marynarzami, dotykalnymi niemal

Marynorka obejmuje wartę przed Komendą Miasto w Warszawie

okrętami i najprawdziwszym morzem, którego sło­

ną wilgoć czuło się na twarzach.

Megafony pod Kamienną Górą w zyw ały na de­

filadę lądową.

Szła ulicą Świętojańską, nąpęczniałą w mgnie­

niu oka nieprzebranym tłumem: zapchane chodniki, oblepione mrowiem ludzkim płoty, okna, dachy ka­

mienic i aut. Pierwsi wybijali takt — m arynarze.

Okrzyki, kwiaty: na karabiny, na białe czapki, na sprężone ramiona, na uśmiechnięte, brązowe tw a­

rze. Strzelcy batalionu morskiego, oddziały Obro­

ny Narodowej — i wciąż — oklaski, kw iaty z chod­

ników, z wysoka, z okien. I tak przez dwie godzi­

ny ciągnęły szeregi za szeregami: policja, rezerw i­

ści, b. ochotnicy powstańcy, kaniowczycy, haller­

czycy, Związek Strzelecki, organizacje i uczestni­

cy zjazdów do Gdyni.

Gdy rozniosły się wreszcie po krańcach miasta oddziały, gdy zginęły z oczu ostatnie szeregi po­

chodu, tłum, wiedziony serdecznym instynktem wi­

w atow ał na cześć p. vice-premiera Kwiatkowskiego.

Odpowiedział im niestrudzony budowniczy Gdyni hasłem radosnym: „Niech żyje Gdynia, dziesięć ra­

zy większa od dzisiejszej!**. A więc Gdynia milio­

nowa, o milionie tonażu floty handlowej, o 150.000 tonowej flocie wojennej!

Popołudniu na ulicach i placach megafony jęły wyrzucać z siebie melodie taneczne. Zamarła w tych punktach wszelka komunikacja. Czerwone, potwor­

ne autobusy, niezliczone, o pięknych sylwetkach auta, — m usiały po raz pierw szy ustępować tłu­

mom z drogi, omijać je bocznymi ulicami. Na jezd­

niach asfaltowanych, na chodnikach tańczono od brzegu do brzegu ulicy. Gdy patrzeć z góry — do­

strzegało się wirujące białe denka czapek i błękitne kołnierze: m arynarze. Nastrój przypominał sceny z filmów francuskich, w których charakterystyczną beztroskę wprowadzają uliczne zabaw y ludowe.

P rzy nabrzeżach znowu tłumy. Zacumowane okręty wojenne przyjmowały zwiedzających na swe pokłady i do wnętrz. Cisnęli się ludziska z dalekiego Podhala, W ileńszczyzny, Śląska, Sandomierszczyzny, Mazowsza, by choć dotknąć tych morskich cudów, o- trzeć się o grozę dział, słów kilka zamienić z boha­

terami „Dni Morza" — ma­

rynarzami z wojennych o- krętów.

Wieczorem, gdy spłynęła już w dół bandera LMK na znak zakończenia oficjal­

nych uroczystości „Dni Mo­

rza" — cała niemal Gdynia udała się do Orłowa. Na re­

dzie mrok rozświetlały za­

kotwiczone tam, iluminowa­

ne bogato okręty; dekoro­

wane łodzie blaski świetlane ręznosiły po wódzię. A w nie-

10

(13)

Transparenty z hastami LMK po­

wiewały nad pochodem W Worszawie nabożeństwo od­

było się na Wybrzeżu Kościusz­

kowskim

bo znów biły snopy reflektorów.

Późną nocą odpływał tłum; w ciem­

ności bezksiężycowej przem ykały dzie­

siątki limuzyn.

Podobny nastrój — wzniosły, a jed­

nocześnie pełen radości — zrodzonej ze zrozumienia haseł „Dni Morza“,

zapanował w stolicy Polski, W arszawie, dalekiej od morza na pozór, a przecież bliskiej poprzez związek z Bałtykiem rdzeniem ziemi naszej — W i­

słą. I tu w przeddzień 29 czerwca — miasto spowi­

ło się w bandery. Plac Marszałka Józefa Piłsudskie­

go i W ybrzeże Kościuszkowskie płomieniało bar­

wami narodowymi. Morskość uroczystości podkre­

ślały marynarskie mundury w arty, ustawionej przed Grobem Nieznanego Żołnierza i Komendą Miasta.

W dzień 29 czerwca na Placu Piłsud­

skiego odbyło się zebranie obywatelskie, na którym w przemówieniach podkreślono donio­

słość „Dni Morza" i wysunięto rezolucję: „Chce- my silnej floty wojennej, chcemy surowców i własnych kolonij, chcemy powszechnych stałych świadczeń na rozbudowę floty wojennej". Wokół trybuny, ponad którą powiewała na wysokim masz­

cie bandera LMK, zgromadziły się niezliczone de­

legacje: władze LMK, oficerowie Kierownictwa Marynarki Wojennej, poczty sztandarowe związ­

ków, stow arzyszeń i organizacyj społecznych, mło­

dzież szkolna, akademicka, harcerska, związki za­

wodowe. Ponad głowami las sztandarów i trans­

parentów.

Z Placu Józefa Piłsudskiego — pochodem, przy dźwiękach orkiestr, przemaszerowano na W ybrzeże Kościuszkowskie, gdzie przybył również min. A.

Roman. W ysłuchano mszy św. potowej i kazania, wygłoszonego przez miejscowego proboszcza, któ­

ry słowami Dawidowego psalmu począwszy: „Na morzu droga twa i ścieżki twe na wodach wiel­

kich", pouczał o klęskach naszych dawnych zanie­

dbań morskich i naszych dzisiejszych zadaniach na morzu.

Przebrzm iały słowa kazania, mszy św., chóral­

nego „Boże coś Polskę" i przemówień okoliczno­

ściowych. Gotowano się do swoistej defilady, de­

filady wodnej, która odbyła się na Wiśle. Przyjął

ią min. Roman z zakotwiczonego przy brzegu stat­

ku „Kościuszko". Publiczność zalała pokład innego statku „Bajka" oraz nadwiślańskie bulwary. Defila­

dzie przyglądały się zakotwiczone, o ciemnych ka­

dłubach, berlinki wiślane, z których duże transpa­

renty wołały głosem fachowym — głosem ludzi W isły, o regulację i uspławnienie tej wielkiej rzeki, wiążącej cały kraj z Bałtykiem.

Pierwsze w szyku delifady prześlizgnęły się w siwych wąsiskach odrzucanej piany — ślizgowce.

Potem zaterkotały lodzie motorowe. W ąskie brzy­

tw y rasowych łodzi sportowych przekroiły szybko trasę sprawnym, rytmicznym ruchem brunatnych ramion. Masywne, o kaczych kadłubach łodzie tu­

rystyczne podążały za nimi, umykając zwinnym kajakom.

Na wodę, na piany odkosów, na zwinne pochy­

ły wioślarzy — biegły, — roznoszone echem po falach — oklaski. Biegły w kilwatrach łodzi, śla­

dem wodnych ludzi, którzy, jak głosił transparent, wytyczyli sobie kurs: „W isłą do morza — morzem na cały świat".

Popołudniowe zabaw y w parkach i przedstawie­

nie dla dzieci w Łazienkach, festyn w Młocinach itd.

kończyły uroczystości. Wieczorem, wraz z neonami wielkiego miasta, rozbłysły iluminaoje. Jaskrawe światło reflektorów rzeźbiło kontury gmachów i po­

mników, bieliło biel i czerwieniło czerwień flag na­

rodowych. „Dni Morskie" kończyły się. Przeszły Rezolucje jednak rzucone podczas nich nie mo­

gą przejść do zbioru innych haseł. Muszą przeorać {psychikę naszą, — abyśmy nie słowem, lecz czy­

nem gotowi byli w każdej chwili podjąć powszech­

ne, obowiązkowe świadczenia na rozbudowę floty wojennej.

Umocnić społeczeństwo w tym przekonaniu, za­

pewnić Rząd o gotowości naszej — oto sens minio­

nych „Dni Morza".

W. K.

(14)

Położenie osadnictwa polskiego w Brazylii

Od szeregu miesięcy dochodzą nas alarmujące wieści ze skupisk polskich w Brazylii. Rząd brazylijski dokonał pod wpływem pewnych skrajnych prądów ideologicznych szeregu posunięć i wydał dekrety, mające na celu całkowite zatarcie kulturalnej odrębności wszystkich Brazylian (ludzi urodzonych w Brazylii) pochodzenia innego niż portugalsko - brazylijskie, a między innymi i pochodzenia polskiego. Uniemożliwiono skupiskom polskim naukę w duchu kultury kraju pocho­

dzenia rodziców, czy dalszych przodków, zmieniono statuty stowarzyszeń kulturalnych, jak np. „Junaka", a inne rozwiązano.

Wobec wytworzonej sytuacji redakcja naszego pisma zwróciła się z prośbą o rzeczową opinię do długoletniego posła R. P. w Brazylii, dra T. St. Grabowskiego, który, spełniając nasze życzenie przesłał nam następujący artykuł o aktualnym zagadnieniu .polsko-brazylijskim, jego przyczynach i skutkach, oraz drogach ku jego zlikwidowaniu.

REDAKCJA Naród, posiadający około ośmiu i pół milionów

wychodźtwa, rozmieszczonego po całym świecie, w czym trzy czwarte w większych skupieniach osadniczych, nie może przejść do porządku dzien­

nego nad losem tak wielkiej liczby swych synów.

Stanowi ona piątą część całego narodu i jest nieja­

ko jego społeozną ekspozyturą zagraniczną.

Utraciwszy na rzecz obcych państw i narodów tak olbrzymi odsetek swej siły społecznej i gospo­

darczej, w następstwie przeszło wiekowej zależno­

ści od zaborców i w ypływ ających z tego stanu rz e ­ czy krzyw d i niedoli, — naród polski nie może so­

bie .pozwolić na zapomnienie o ośmio - milio­

nowej rzeszy wychodźtwa, w olbrzymiej części naj­

silniejszych, najzdrowszych i najbardziej tw ór­

czych żywiołów, skoro porw ały się, nieraz i p rz e ­ ciw nadziei, na nierówną walkę z przeciwnościami życia, przyrody, warunków gospodarczych i na­

strojów politycznych obcych krajów, obcych gospo­

darzy.

W ychodźtwo polskie stanowi dla narodu potęż­

ny kapitał, złożony niejako do banków zagranicz­

nych, ido użytkowania i eksploatacji przez obce czynniki państwowe i społeczne, jako wysokow ar- tościowy element tw órczy do pomnożenia siły po­

tencjalnej, wzrostu i bogactwa, cywilizacji i kultu­

ry obcych państw i narodów, .leżeli tak jest, naród

Oczyszczanie pola za pomocq troktorów w kolonii

polski, jak każdy depozytor bankowy, ma prawo przynajmniej do ciężko wypracowanych procen­

tów, tym bardziej, że ten kapitał Judzki włożony w zagranicę, — w przeciwieństwie do normalnych obliczeń finansowych, — w 90% przestaje być z czasem własnością kraju pochodzenia, przechodzi na wyłączne posiadanie ^przedsiębiorstwa", nowej ojczyzny naszego wychodźtwa.

Czymże powinien być ów procent, słusznie nam się należący?

Ilościowo jest on niewątpliwie znikomy; pod względem jakości jednakże jest on, a przynajmniej powinien być, wysoko- i wielowartościowy. Zna­

czenie jego raczej moralne, niżeli materialne, roz­

ciąga się głównie w trzech kierunkach; 1) łączności duchowej -pomiędzy krajem pochodzenia a krajem osiedlenia, do czego, w normalnych warunkach, w y­

chodźtwo służy jako pewny i trw ały pomost, z la­

tami wzmacniający się tylko i pogłębiający w so­

lidności iswej -rozbudowy, 2) promieniowania kultu­

ralnego na nowo powstające ośrodki osadnicze i ich otoczenie, a w dalszym ciągu, w mniejszym lub większym stopniu, na całe nastawienie państw a i narodu, korzystających z naszego wychodźtwa, do zagadnień życia i kultury polskiej, do w skrze­

szonego Państw a Polskiego; 3) udziału we współ­

pracy gospodarczej pomiędzy krajami wychodźtwa i osadnictwa, do czego emi­

gracja nasza jest powołana, jako naturalny pośrednik i przedstawiciel, oczywiście w zależności od rozbudowy swego stanu posiadania, od życiowych i gospodarczych warunków bytu, od racjo­

nalnego i sprawiedliwego u- stosunkowania się politycz- \ nych i gospodarczych czyn­

ników danego kraju do pol­

skiego osadnictwa.

Ten postulat posiada naj­

bardziej materialne znacze­

nie, jest jednakże najtrud­

niejszy do osiągnięcia, za­

leży bowiem od dwu za­

sadniczych warunków: od odpowiedniego poziomu mo­

ralnego, intelektualnego i go-

Morsko w o la w Poranie

spodarczego naszego wy-

1 2

(15)

Kościół w portugalskim stylu kolonialnym w porcie Parany Paranagua

chodźtwa, oraz od dobrej woli i rozumienia w ła­

snego interesu państwa imigracji i osadnictwa.

To jedna strona medalu.

A druga? — Drugą stanowi coraz bardziej ab­

sorbujący Brazylię narodowy i państw ow y pro­

blem tej olbrzymiej federacji stanów.

Brazylia przeżyw a obecnie gorączkę krystali­

zacji państwowej i narodowej. Z tego chaosu, jakim byl jeszcze przed piętnastu laty zlepek dwudziestu stanów, jednego dystryktu federalnego i jednego

„terytorium " prowizorycznego (Acre), wylania się dzisiaj coraz konkretniejsza idea „zjednoczenia na­

rodowego", rozbudowy i utrwalenia „mocarstwo­

wej potęgi" Stanów Zjednoczonych Brazylii. Ze­

wnętrznym symbolem tego dążenia — rządu i pań­

stw a — było uroczyste, manifestacyjne spalenie, w listopadzie ub. r., 20 sztandarów 20 stanów bra­

zylijskich, oraz entuzjastyczne wyniesienie ponad wszystkie i złożenie przysięgi na jedyny sztandar narodowy i państw owy, sztandar federalny Repu­

bliki Brazylijskiej, przez prezydenta Rep. i rząd, przez reprezentacje poszczególnych stanów i dele­

gacje wszystkich klas społecznych narodu. Przed dwudziestu, piętnastu, ba — dziesięciu jeszcze laty, taki pomysł byłby wyśmiany, spotkałby się z naj­

gwałtowniejszym potępieniem i oporem ze strony społeczeństwa. Dzisiaj manifestacja tą zjednoczenia państwowego przeszła bez głosu protestu nawet ze strony najzagorzalszych do .niedawna — jeżeli nie zwolenników — to politycznych szerm ierzy hasłem

„separatyzmu" lub daleko idącej autonomii poszcze­

gólnych stanów federacji. Przyczynił się do tego nie tylko wielki autorytet i niezłomna wola szefa

państwa, ale i pewne niebezpieczeństwa, zagrażają­

ce Brazylii z dwu, jeśli nie z trzech stron: komuniz­

mu, obcych totalizmów, przeniesionych na grunt bra­

zylijski i obcych imperializmów państwowych.

W tych też niebezpieczeństwach zewnętrznych należy szukać przede wszystkim genezy rodzimego nacjonalizmu brazylijskiego, pod nazwą tzw. ruchu integralistycznego.

Idea jedności narodowej i państwowej nie jest w Brazylii rzeczą nową. Kołatała się ona tam od za­

rodków niemal powstania samodzielnego państwa, początkowo jako „pium desiderium", marzenie ro­

mantyczne, od czasu powstania Republiki, w raz po raz powtarzających się i coraz silniejszych parok- syzmach walk wewnętrznych o silną władzę pań­

stwową, o autonomię stanów, o reformę zbyt libe­

ralnej konstytucji. Od ostatniej zaś wielkiej rewo­

lucji 1937 r. ujawnia się w formie stałego, konsek­

wentnego i zorganizowanego działania w kierunku zgniecenia raz na zawsze wszelkich ruchów i ten- dencyj odśrodkowych, w kierunku stworzenia jed­

nej, silnej, dyktatorskiej w ładzy prezydenta Repu­

bliki i rządu, w kierunku zlikwidowania jałowych, a szkodliwych i demoralizujących walk partyjnych i gier parlamentarnych, w kierunku wreszcie — co jest rzeczą dzisiaj najtrudniejszą, — wyrównania wszelkich różnic rasow ych, etnicznych, języko­

wych i kulturdlnych między poszczególnymi gru­

pami obywateli wielkiej mozajki etnicznej i kultu­

ralnej Brazylii, w kierunku zniwelowania w szyst­

kiego, co w yrasta ponad poziom i poza ram y trady­

cyjnie brazylijskiego standartu, z zatraceniem

Cytaty

Powiązane dokumenty

Z listu tego ucieszyłem się mimo wszystko, bo jest on wyrazem zainteresowania, jakie istnieje już wśród najmłod­.. szego pokolenia Polaków, naszymi sprawami

ląd podbiegunowego południa. szumnie „porG Po zainstalowaniu się na wyspie )i doprowadzeniu Grytwiken jest maleńką osadą zamieszkałą we właścij yszelkieh

skę, to wobec tego, że większość naszego eksportu idzie do krajów europejskich, które nie tylko chcą od nas kupować, ale i nam sprzedawać, uzyskanie z tego

Te tylko narody, cieszące się morzem, które umieją swój dostęp do morza i ubezpieczyć i wykorzystać, cieszą się też rozkwitem, są silne — gospodarczo i

stwo polskie, które całą swoją przyszłość widzi w oparciu o morze, które nie rozwiąże krzyczących potrzeb 33-miljonowej społeczności bez ekspansji przez

Z zainteresowaniem dla pracy polskiej na morzu wiąże się popularność Ligi Morskiej na terenie amerykańskim, do czego w dużym stopniu przyczy­.. nia się rozwój

Dla nas przywileje tego traktatu mają również poważne znaczenie. Wprawdzie nie w ykorzysta waliśmy ich dotąd, albowiem poczynania nasze w tej części Afryki

nących. Pouczający przykład mieliśmy już w czasie wojen szwedzkich XVI i XVII wieku, kiedy morze miast być polską bramą na świat, — stało się polem, z