w *
< > , ę -'V tr* ^ * <’ •- ♦’ ‘ * > * V 3 ^ '
. 0 ' VLLH. j O
fl5>
' k i ' £5® m WSI
/ * l
X *
" X | •'<''. * * i ‘ fs.'*- >■ .
' ż
Tegoroczne „Dni Morza" obcho
dzone w całym kraju pod hasłem sta
łych powszechnych świadczeń na roz
budowę floty wojennej miały szczegól
nie uroczysty przebieg. Na zdjęciu fragmenty obchodu „Dni Morza"
w Gdyni. 1. Wicepremier inż. E. Kwiat
kowski w czasie nabożeństwa. 2. Msza święta, celebrowana przez ks. biskupa morskiego Okoniewskiego. 3. Tłumy widzów na wybrzeżu przyglądają się rewii floty wojennej. 4. Okręty wo
jenne podczas defilady. 5. Defiluję delegacje wszystkich Okręgów LMK.
6, 1 Batalion morski defiluje przed panem Wicepremierem.
A. SIEMASZKO
k
O R G A N L I G I M O R S K I E J I K O L O N I A L N E J
Nr. 8 Warszawa, sierpień 1938 r. Rok XV
kilkunastu latach p racy zdołaliśm y pogłębić szeroko w społeczeń
stw ie polskim św iatopogląd morski.
Jesteśm y dziś — w zasięgu tego zagadnienia — zupełnie innym n a ro dem, niż w r. 1920, gdy obejm ow aliśm y polski skraw ek Bałtyku w posiadanie.
Znamy realną w artość w ybrzeża m orskiego, spojonego wysiłkiem p ra cy i św iadom ością narodow ą z całym państw em . Znamy realną w artość Gdy-
ni-portu i Gdyni-miasta, wiemy, jakie usługi oddaje Polsce flota handlow a i m orska siła zbrojna. Ambicje m orskie naszego naro d u p rzerastają już dziś Gdynię, obejm ują całe polskie w ybrzeże morskie, w szystkie nasze praw a b a ł
tyckie i biegną ku tym milionom Polaków, którzy w szerokim św iecie pełnią honorow ą straż przy sztandarze, na którym w idnieje symbol orła polskiego.
Zdajemy sobie — jakże dokładnie i jasno — spraw ę z tego, że nie m oże minąć ani jeden rok b ez now ego w ysiłku i nakładu w Gdyni, b ez now ego p o d m urow ania i rozszerzenia patriotyzm u m orskiego w Polsce. Nie pow inien mi
nąć ani jeden dzień, w którym nie pogłębiłaby się św iadom ość, że nasze p raw a bałtyckie rów noznaczne są z praw em do niepodległości politycznej i gospodarczej i m uszą być zaw sze p rzez każde pokolenie bronione z ta kim zapałem i z taką w iarą, jak sam by t państw a i narodu.
O becnie — w dw udziestolecie odzyskania niepodległości — niechże w ol
no będ zie stw ierdzić jeszcze jedno.
Wysiłek Polski na morzu, w ysiłek skonkretyzow any w im ponującej ro z
budow ie Gdyni, w rozkw icie całego w ybrzeża, w uruchom ieniu floty h an dlowej i pasażerskiej, w rozw oju b a n d e ry wojennej, w zw ycięskim osiągnię
ciu p raw państw a m orskiego w św iecie, stał się wielkim w alorem m oralnym w spółczesnego pokolenia Polski.
Po stuleciu niew iary w e w łasne siły, odzyskaliśm y bezcenny skarb — św iadom ość, że nie tylko m ożem y bić w roga na polu bitw y lepiej i sk u tecz
niej niż niejeden „stary" naró d w Europie, ale rów nież m ożem y rozw iązyw ać pom yślnie w ielkie zadania g o sp o d arcze i kulturalne.
Toteż jestem najgłębiej przek o n an y , że bez Gdyni — nie skonkretyzo
w ałaby się w Polsce idea C entralnego O kręgu Przem ysłow ego.
Legiony pionierów polityki m orskiej — budzą i budzić b ęd ą nadal do no w ych czynów now e generacje, tak samo, jak pierw sze walki o niepodległość Polski prow adziły konsekw entnie do dziejow ego zw ycięstw a Piłsudskiego i do „cudu nad Wisłą".
(Oświadczenie P. Yicepremiera E. Kwiatkowskiego z okazji „Dni Morza")
Nakład 210.000 Cena pojedyńczego numeru zł 1.20
UMCS
„D n i M o rz a " — e ta p y p ra c y
Przemówienia P. Ministra A ntoniego Romana w ygłoszone przez Radio w dn. 29 czerw ca b. r.
„Dni M orza", których obchody rokrocznie od w ielu już lat skupiają i jednoczą w Polsce szczere, gorące i silne uczucia całego n arodu — mają szcze
gólnie głęboką treść ideow ą.
Dziś w szystkie m iasta polskie na podobieństw o jednostek m orskich zaciągają w spaniałą galę ró żn o barw nych Hag, w szystkie myśli i uczucia Polaków g arn ą się ku jasnej, tętniącej życiem Gdyni, m asze
rujące w defiladach szeregi m arynarzy budzą rz ę siste w jw aty i płom ienny entuzjazm . Serca n asze p ozdraw iają tych, którzy na dalekich szlakach m or
skich płyną w tej chw ili pod ban d erą narodow ą, pozd raw iają ich i łączą się z nimi w ich troskach i nadziejach, z uznaniem dla ich trudnej, a owocnej pracy. W tych dniach w idzi się i czuje w yraźnie, że
„Dni M orza" to już nie jedynie jakiś akt hołdu dla dalekiej przeszłości, nie poklask dla doraźnych su k cesów dnia bieżącego. „Dni M orza" to p rzed e w szy
stkim w ielki doroczny apel realnego czynu n aro d o wego, to m anifestacja w iary w przyszłość, to m obi
lizacja tw órczej, śmiałej, św iadom ej w oli rozw oju, pracy, ekspansji i wielkości.
Jesteśm y narodem , którem u los dziejow y nie pozw ala żyć inaczej, jak jeno w skali m ocarstw ow ej
— w stałym w yścigu w ielkości z innym i narodam i św iata. Tak uczył nas Wielki Odnow iciel Wolności, Józef Piłsudski, bo tak w skazuje nam nasza tradycja historyczna, tak układają się geograficzne i p o lity czne w arunki naszego bytu. N aród polski musi w ięc um ieć w ykorzystać, um ieć zrealizow ać w pełni dla tych sw oich celów dziejow ych każdy elem ent p rz y rodzonych w arunków : nic nie może w tym w yścigu p o zostać bezpłodne, bierne, m artw e — ani człowiek, ani gleba, ani kapitał, ani m orze. W szystkie te czyn
niki m uszą sum ow ać się, potęgow ać, w zajem u zu
pełniać i stale w spółzaw odniczyć w tw órczych p ro cesach dziejow ych kształtow ania naszej wielkiej przyszłości państw ow ej i narodow ej.
Z tych p rzesłan ek w yw odzi się śm iała i ow ocna aktyw ność w spółczesnej Polski n a morzu. Praca na tym polu jest i zaw sze będzie najistotniejszym p rz y czynkiem do um acniania podw alin naszej rzeczyw i
stej niezaw isłości politycznej i gospodarczej, do ro z szerzania horyzontów naszego rozw oju narodow ego, do podnoszenia naszej m iędzynarodow ej w artości cyw ilizacyjnej, do pom nażania naszych zdobyczy duchow ych i m aterialnych, do zbogacania psychiki polskiej w now e /wielkie w artości siły, zdrow ia i w iary.
Zaledw ie p arę lat tem u poczęła rosnąć na w y b rzeżu polskim radosna m łodością swoją, p rężna i zdobyw cza Gdynia. Dziś jest to już po tężn y p o rt — p ierw szy p o rt na Bałtyku, jeden z pierw szych w Europie: w espół ze starym Gdańskiem , który w o p a r
ciu o Polskę rozpoczął now ą erę sw ej św ietnej eg zy
stencji — stały się te dw a porty w ęzłow ym punktem w ielkiej w ym iany tow arow ej, która milionami ton obrotu stw ierdza w ielkie znaczenie m orza dla Polski i w yznacza etapy nieodw racalnego zrastania się O jczyzny naszej z morzem.
I nie ma, bo być nie może na tym odcinku zastoju czy bezw ładu. Każdy rok, niem al m iesiąc każdy niosą now e osiągnięcia, now e zdobycze, k tóre w ykazują rosnącą p rężność Polski n a dostępnym dla niej w y
brzeżu morskim. Ostatni okres także nie mija bez znacznych sukcesów . Resort, którym mam zaszczyt kierow ać, uruchom ił now y p o rt rybacki W ładysław o
wo, stw arzający now e w arunki rozw oju rybołów stw a m orskiego — w Gdyni podjął budow ę nowej części portu, gdzie niedługo będzie mógł osiedlać się i p ra cow ać przem ysł portow y — pow iększył flotę handlo
wą o 4 now e jednostki, sześć dalszych i to p rzed e w szystkim dużych jednostek transatlantyckich zle
cając do budow y.
Rów nocześnie położono podw aliny i p osunięto n a p rzód realizację dw óch stoczni m orskich w Gdyni.
Flota w ojenna w zrosła o trzy now oczesne, w ysoką spraw ność bojow ą posiadające okręty, a dalsze jed nostki są w budowie.
Na czele tego w yścigu w ysiłków stoi ciągle Pań
stwo. M inisterstw o Przem ysłu i Handlu — św iadom e olbrzym iej roli m orza w kształtow aniu naszej p rz y szłej stru k tu ry gospodarczej — nie szczędzi w kła
dów pieniężnych w port, w m arynarkę handlow ą i rybołów stw o m orskie, oraz nie ustaje w p o g łęb ia
niu, um acnianiu i konsolidow aniu św iadom ości m or
skiej narodow ego organizm u gospodarczego. Praca ta, w której obok w kładów m aterialnych w ielką rolę g ra w szechstronne szkolenie ludzi p racy m orskiej — znajduje pełne zrozum ienie i stałe pop arcie całego Rządu, ciał ustaw odaw czych, czynników życia g o spodarczego, p rasy i opinii publicznej. Doniosłe za
dania realizuje Liga M orska i Kolonialna, która p rzez w ytrw ałe uśw iadam ianie społeczeństw a, w y
chow yw anie m łodzieży w duchu m orskim i w pajanie w n ajszersze m asy społeczne św iatopoglądu m or
skiego i kolonialnego stw arza konieczne szerokie p odstaw y społeczne do dalszych p ra c i osiągnięć na w y b rzeżu polskim i na szlakach ekspansji m orskiej.
R ów nolegle z pow iększaniem się dorobku han d lo wo - m orskiego i rozszerzaniem się p ersp ek ty w n a
szej ekspansji zam orskiej rośnie naturalny, koniecz
ny odpow iednik tych now ych w artości państw ow o - narodow ych — rośnie poczucie i zrozum ienie w agi obrony orężnej m orskiego stanu posiadania Rzeczy
pospolitej, rośnie i konsoliduje się zarów no w efek- tyw ach tonażow ych, jak i w poczuciu ogólno - n aro dow ego i politycznego znaczenia w ojenna flota Rze
czypospolitej, zbrojne ram ię narodu, spraw ujące czuj
ną straż n ad naszym w łodarstw em morskim. Ofiar
ność społeczna w spom aga to dzieło, w skazując na obyw atelskie w yczucie w agi tych now ych p o trzeb obronnych Państw a i N arodu,
2
Dźwig mostowy w Gdyni przy pracy
Zaczęliśm y nasze p race m orskie z w ielce n ieró w nego startu dziejow ego — w yprzedzeni znakom icie przez liczne n arody św iata. Mimo w ielkich osiągnięć lat ubiegłych, które dob rze legitym ują nas w obliczu dziejów, mamy na tym polu ciągle jeszcze niezm ier
nie w ielkie zadania d o w ypełnienia. Wielkim sukce
sem jest Gdynia 1 w szystko, co się z nią w iąże — lecz historia uczy, że zw ycięstw o jest tylko w tedy pełne, a skutki jego trw ałe, gdy zostanie ono n a le życie w ykorzystane, a zdobyte pozycje niezłom nie utrw alone.
Nie może w ięc na tym odcinku być zastoju, b ez
władu, znużenia, sceptycyzm u, p rzesy tu lub g nuśno
ści. M orze tw orzyło w dziejach św iata m ocarstw a, tw orzyło epoki cyw ilizacji — m usi ono i w naszym życiu o degrać tw órczą, w yzw alającą, ożyw czą rolę.
M usi ono nas zbliżyć ze światem , zw iązać w szech
stronnie i trw ale z jego życiem, spotęgow ać nasz udział w m iędzynarodow ej w ym ianie go sp o d artzej, dać nam surow ce i rynki zbytu, um ożliwić celow ą m igrację ludności, zacieśnić nasze w ęzły z wychodź- tw em polskim , zatrudnić w żegludze i w handlu za
m orskim naszą m łodzież — m usi ono dać nam w n a leżytej skali te w szystkie w alory 1 korzyści, jakie daje zaw sze narodom , um iejącym kochać m orze, p ra cow ać na m orzu — żyć morzem.
Jesteśm y na tej drodze. „Dni M orza" jak kolejne etapy p racy pozw alają co roku m ierzyć p rzeb y te p rzestrzen ie i spoglądać w przyszłość. Patrzm y w ięc w tę przyszłość naszych zadań na m orzu: na jej d ro gow skazach widzim y w yraźne nakazy — więcej to nażu, now e i dalsze szlaki żeglow ne, now e pozycje w p racy i inw estycjach portów , więcej ludzi do pracy m orskiej, głębiej w zam orskie rynki, śmielej na sze
roki świat.
Te drogow skazy m ówią praw dę. Te nakazy trzeba w cielać w życie. Tak trzeb a pracow ać dla w ielkiego jutra Rzeczypospolitej. Ta p raca — przypom nę słowa W odza N aczelnego, M arszałka Śmigłego - Rydza — nie może być odśw iętnym jedynie pacierzem : to musi być codzienny, w ytrw ały, w szechstronny, świadom y tru d zarów no na rzecz b an d ery w ojennej, jak i b an dery handlow ej naszej Ojczyzny.
Ta p raca nasza ma i chce m ieć zaw sze charakter szczerze pokojow y, dążąc do pow iększenia ogólno • św iatow ych w artości cyw ilizacyjnych, jakie stw arza p raca g ospodarcza i w ym iana m iędzynarodow a. Dla jej utrw alenia i zabezpieczenia niezbędna jest jednak odpow iednia siła zbrojna na m orzu i rozw ój tej siły, budzącej tak gorące uczucia w sercach całego n a
rodu, musi iść tem pem rów noległym do rozw oju n a
szych zainteresow ań m orskich.
O P o lskę s iln q na m o rz u
Prsem ów ienia o«n. St. K w aśniawakiege Iransmllowan*
przez Polskie Radie z uroczystości „Dni Morza" w Gdyni w dn. 29. VI. b. r.
Z 26 p ań stw europejskich obszarem swoim — szó
sta, a z 23 korzystających z d o stęp u do m orza — ostatniaI Na 5.534 kilom etry granic, tylko 72 kilom e
try granicy m orskiej I
Gdy Polski stolica leży p raw ie w samym środku Europy, jest w ięc jakby jej sercem , gdy Polska od
granicza Europę zachodnią od w schodniej, stanow i pom iędzy jedną a d rugą jak gdyby pom ost, czy mur graniczny, gdy Polska leży na odw iecznych szlakach, łączących najkrótszą d rogą W schód z Zachodem i Pół
noc z Południem, Bałtyk zarów no z M orzem C zar
nym, jak i A driatykiem , gdy ziem ie polskie to naj
znaczniejsza część obszaru M iędzym orza Bałtycko - Czarnom orskiego, narzu ca się pytanie, czy sp raw ie
dliwym jest taki skąpy Polski w dostępie do morza udział.
Nie czas odw oływ ać się do historii, jednak p rz y pom inać trzeba, że Polska dzisiejsza to tylko jedna trzecia Polski z XV wieku, że nasz dostęp do m orza sięgał ongiś daleko na zachód i północny - wschód.
Dziś — nie dość, że z tak szerokiego ongiś dostępu do m orza, tylko 72 kilom etry Polsce przyznano, nie dość, że graniczyć m uslm y aż z sześciom a sąsiad a
mi, z których — w iadom o — nie w szyscy są nam bezw zględnie życzliwi, to jeszcze tam, gdzie doty
kamy m orza, jedynej granicy otw artej, wolnej, b e z piecznej, tam gdzie — z tytułu geograficznego poło
żenia _ w inniśm y po szu k iw ać naszej głów nej w M iędzym orzu Bałtycko - Czarnom orskim roli, u ujścia do morza jedynej naturalnej, p rzez Boga stw orzonej drogi, jaką jest droga w odna, u ujścia do morza k ró lowej polskich rzek, u ujścia Wisły — stw arza się nam coraz to więcej trudności.
Gdy o naszą w spółpracę m orską na Bałtyku ch o dzi. zw rócić w ypada szczególną uw agę na nawlą zanie ostatnio sąsiedzkich stosunków z Państwem Litewskim, stosunków , które niew ątpliw ie pozw olą nam w przyszłości niedalekiej ro zszerzy ć podstaw y wzajem nej w spółpracy m orskie], stanow iącej n a tu ralną w ięź naszego sąsiedztw a bałtyckiego. Więź tak ą utrzym ujem y już z Łotwą i Estonią, Niem en z Wilią i Dżwina z Dzisną — oto n atu raln e drogi, łą czące i nigdy nie dzielące nas — w naszych w sp ó l
nych działaniach śródlądow ych 1 m orskich — z Litwą i Łotwą. Oto możliwości rozszerzenia — przez w spół
p racę z naszym i sąsiadam i — tego skąpego naszego do morza dostępu.
Ale gdy chodzi już nie tyle o naszych sześciu s ą siadów , ile o Gdańsk, z punktu w idzenia praw nego — ściśle z nami związany, m iasto wolne, ale leżące w polskim obszarze celnym, z polskiego żyjące za
plecza, G dańsk w stosunkach zew nętrznych p o zo sta
jący w kom petencji polskiego reso rtu spraw z a g ra nicznych, Gdańsk, do którego obrony na zew nątrz nie kto inny pow ołany jest, jak Polska, to w spółpraca ta jest trudna, gdy — p rzy najlepszych zapew nie
niach czynników oficjalnych — raz po raz rzuca się tam zaw ołanie „Zuriick zum Reich"! Już w uro czy stym dniu 3 maja miałem honor zapew nić w imieniu Ligi M orskiej i Kolonialnej, tam, na miejscu, Polonię Gdańską, że N aród czuwa, że N aród za nic nie dopuści do um niejszenia swych upraw nień u ujścia Wisły. Żywioł Polski na teren ie W olnego M iasta G dańska musi mleć sw obodę p racy 1 n iesk ręp o w a
nego życia, jego losem bow iem będziem y zaw sze się interesow ać i nie będziem y mogli p atrzy ć obojętnym okiem na czynione mu utrudnienia.
Gdy rok temu w tej samej Gdyni, z tej samej okazji mówiłem — w obecności Pana Prezydenta Rze
czypospolitej — o potrzebie rozbudow y floty w ojen
nej, zapytyw ano w ów czas z zew nątrz, przeciw ko k o mu to Polska zam ierza zbroić się na m orzu. Pragnę dziś odpow iedzieć, odpow iedzieć tymi samymi słowy, którym i niedaw no przem aw iałem w G dańsku:
„Idą czasy osobliwe, czasy w yścigu p racy u jed nych, w yścigu zbrojeń u drugich, czasy w alki o lep sze jutro, czasy, w których narody upom inają się o pełnię w arunków rozw ojow ych, o to w szystko, co jest im p o trzeb n e do życia i do walki, walki nigdy nie dającej się z życia narodów wykluczyć. Im w ię
cej znaczenia nabiera zagadnienie obrony stanu p o siadania, a w Polsce, tej tw ierdzy Europy, jest ono chyba zagadnieniem najdonioślejszym , tym silniej w y stępuje potrzeb a posiadania także w olnego do źródeł tych w szystkich bogactw dostępu, których w g ra n i
cach kraju nie ma, a których n iep rzeb ran e zasoby posiadają kraje zam orskie, kraje opanow ane przez niektóre tylko narody — praw em silniejszego. Gdy w Polsce przy zaw rotnym przyroście ludności — ok rą
gło 400 tysięcy ludzi ro c z n ie — ziemia sama nie jest w stanie w yżyw ić w szystkich, gdy dlatego trzeba nadm iernym rzeszom dać pracę przy takim czy in nym w arsztacie przem ysłow ym , a dla w arsztatu tego brakuje surow ca, Polska musi upom inać się o te lepsze w arunki, które są udziałem m ożniejszych tego świata, o dostęp — bez kosztow nego p ośrednika — do surow ców , o kolonie. Dostęp Polski do kolonij — oto hasło dnia!
Za tym to hasłem idzie nasza p o trzeb a m orska, potrzeb a silnego oparcia się o Bałtyk, potrzeba p ełn e
go w ykorzystania morza, rozw inięcia w pełni m or
skiej pracy handlow ej i ubezpieczenia jej — silną flo
tą wojenną.
Nie na ostatnim dlatego miejscu znaleźć się musi także p raca około rozbudow y sieci dróg w odnych śródlądow ych, łączących nas z morzem, jednym 1 d ru gim, pogłębienie w dosłow nym i p o szerzenie w p rz e nośnym słow a znaczeniu ujścia do morza Wisły, o której stara piosenka mówi, że: „Polska nigdy nam nie zginie, póki Wisła rzeżw i n as”! Inna znów p io senka flisacka przypom ina nam ten szczęsny czas, jak to z „nami łask a Pańska w racała do chaty, gdy w ieźliśm y od G dańska za zboże dukaty", bo tam za granicą urodzaje były lichsze i polską p szenicą n a pełniano spichrze.
4
Dziś, jeżeli już nie pszenica, to nasze czarne d ia
menty, nasze najlepsze polskie drzew o niechaj idzie Wisłą w m orze, niechaj idzie w św iat — po dukaty, po lepsze jutro — w łaśnie tam tędy, przez wolny, ale ściśle z Polską, a nie z kim inny zw iązany Gdańsk"!
Choć burza huczy w koło nas, choć w icher żagle rw ie, nie o w ojennej m owa u nas potrzebie, a o p o trzeb ie pokojowej.
Państw a m a łe — dzięki swej p racy pokojow ej na m orzu 1 za m orzem — urastają do państw w ielkich, urastają do potęg, państw a biedne w zbogacają się
— dzięki zam orskim zdobyczom . W kw ietniow ych Dniach Kolonialnych m otyw ow aliśm y jasno potrzeb ę posiadania przez Polskę d ostępu do koloni], obecnie
— w czerw cow ych Dniach M orza — pragniem y już nie tyle potrzeb ę naszej p racy m orskiej 1 zam orskiej uzasadniać, ile m ówić o p o trzeb ie jej — u b ezp ie
czenia.
U bezpieczeniem tym może by ć tylko silna flota w ojenna. Nie tyle obrona w ybrzeża, choć to bardzo ważne, nie myśl staczania w w ypadku w ojny w iel
kich bitew m orskich na Bałtyku, czy na innych m o
rzach, nie zachcianka potęgi w ojenno - m orskiej, ale p o trzeb a zapew nienia naszej cywilnej, pokojow ej, handlow ej p racy m orskiej i zam orskiej zbrojnego poparcia i ubezpieczenia — pow oduje w nas zam iar rozbudow y floty wojennej. Przeciw ko komu? Prze
ciwko korsarzom prag n iem y b yć zbrojni, przeciw ko w szystkim tym, którzy kiedykolw iek zechcieli za
kłócić naszą pokojow ą p racę, zm ierzającą do w zbo
gacenia się na m orzu i za morzem. Dla ochrony polskiej b an d ery h a n d lo w e j— polska ban d era w o
jenna musi być pow iększona co najmniej o tyle je dnostek bojow ych, ile ich w ym aga zakres i zasięg naszych przyszłościow ych zam ierzeń handlow ych, m orskich i zam orskich.
Je st w ięc rozbudow a polskiej siły zbrojne] na m orzu nie tyle udziałem w w yścigu zbrojeń eu ro pejskich, bo na ten w yścig pozw olić sobie nie m o
żemy, ile w yścigiem pracy, p racy pokojow ej, n ak aza
nym nam p rzez W skrze
siciela Państw a Polskie
go, M arszałka Józefa Piłsudskiego, zm ierzają
cym do zapew nienia n a rodow i polskiem u lep szego jutra.
Stan rzeczy dzisiej
szy jest dopiero zacząt
kiem tej rozbudow y.
Każde dziecko w Polsce wie, że posiadam y d o p iero 17 tysięcy tonażu bojow ego, g d y sąsiad nasz zachodni p rz e k ra cza już 450, gdy w G e
new ie zgłosiliśm y za
m iar rozbudow y do 150 tysięcy, a w ięc tylko do jednej trzeciej tonażu obecnego naszego są,
siada z zachodu, gdy z
W uroczystościach '„Dni Morza" w Gdyni wzięła liczny udział Polonia Gdańskapotężn ą Anglią podpisaliśm y układ w ojenno-m orski,
posiadam y tylko 17 tysięcy ton bojowej floty w ojennej N asza zbiórka na Fundusz O brony M orskiej daje przeciętn ie rocznie 1J4 m iliona złotych. Je d en ty- stąc tonażu kosztuje okrągło osiem milionów zło
tych. Gdybyśm y w ięc p rag n ęli w ciągu najbliższych lat pięciu pod n ieść nasz tonaż z 17 tylko do 50 ty sięcy, co byłoby dopiero jedną trzecią tonażu zgło
szonego w Genewie, a jedną dziew iątą tonażu n a szego sąsiada zachodniego, m usiałaby nasza M a
ry n ark a W ojenna rozporządzać corocznie 53 m ilio
nami złotych, przeznaczonym i w yłącznie na celow ą rozbudow ę jednostek bojow ych, nie mówiąc o p o trzebach innych, w egetacyjnych, konserw acyjnych itp.
O krągło p i ę ć d z i e s i ą t m i l i o n ó w rocznie
— oto kw ota niezbędna! W budżecie Państwa, p rzy coraz to w yraźniej ustalającej się kolejności potrzeb, o kw otę taką nie jest łatwo. G dy dobrow olny w y
siłek społeczeństw a daje tak mały kw oty tej o d se
tek, Liga M orska 1 Kolonialna, w pełnym poczuciu odpow iedzialności p rzed historią, woła dziś na cały kraj — o p o w s z e c h n e , o b o w i ą z k o w e ś w i a d c z e n i a na rozbudow ę polskiej floty w o
jennej!
O becny tu, Czcigodny Panie W iceprem ierze 1 Mi
n istrze Skarbu, nasz Członku Honorowy, Ty, który tyle dla zaczątku naszej p racy m orskiej tutaj, w Gdy
ni uczyniłeś, gdy rep rezen tu jesz Rząd R zeczypospo
litej, słuchaj, jak z głęboką w iarą w w ysłuchanie te go wołania, trzy czw arte m iliona obyw ateli zrzeszo nych w szereg ach Ligi M orskiej i Kolonialnej, p o zostającej pod mocnym p rotektoratem Pana G enera
ła Broni Sosnkow skiego, pionierów z pod sztandaru
nie odżałow anej pam ięci G enerała Dywizji Orlicz-
D reszera, w znosi za mną grom ki, serd eczn y okrzyk-,
ubezpieczona silną flotą w ojenną, potężna na m orzu
i za m orzem — N ajjaśniejsza R zeczpospolita Polska,
Jej P rezydent Profesor Ignacy M ościcki i N aczelny
Wódz M arszałek Polski Edward Smigły-Rydz — niech
żyje! —
O racjonalng politykę morskq
PrsemAwienle dyr. Deparl. Morskiego M. P, i H. p. Leonarda M ośdśeńskleao w ygłoszone przez Polskie Radio dn. 22. VI. b.r.
Gdy w „Dni M orza", jako p rzew odniczący Głów
nego Komitetu mam mówić o znaczeniu tej tra d y cyjne) już uroczystości N arodu Polskiego, m uszą stw ierdzić p rzed e w szystkim , że u roczystość ta p rz e kroczyła już daw no granice Państwa. „Dni M orza"
obchodzone są nie tylko w Rzeczypospolitej, ale także w szę^zi* tam > gdzie najm niejsza choćby g a r
stka Polaków, rzucona w śród obcych w św iat daleki, poczuw a slą do duchow ego zw iązku z M acierzą.
Święto nasze tw orzy now ą d obrą tradycję n aro dową. J e st ono bilansem naro d o w eg o w ysiłku za okres ubiegły, rachunkiem sum ienia, czy sp ro staliś
my wym ogom życia, uprzytom nieniem obow iązków na przyszłość.
Nasza m orska przeszło ść historyczna była mała.
N iew iele z tej przeszłości m ożem y w ziąć do sk arb n i
cy naszej obecnej ideologii morskiej,- w praw dzie w iele było nam dane od zarania dziejów , byśm y m o
gli stać się narodem m orskim, ale nie staliśm y się nim jednak. Potrafiliśm y być rów nież m ężni pod G run
waldem , Klrcholmem, Kłuszynem, czy Chocimem, jak 1 na m orzu pod Oliwą, a jednak Wodna Armata Wła
dysław a IV nie stała się zaczynem naszej trw ałej po
tęgi wojenno-m orskie). Produkty rolne, w ytw ory p ra cy rąk polskich, przez całe w ieki płynęły do G dań
ska, lecz szły w św iat pod obcą b anderą, na obcych statkach i z rąk obcych kupców . Nie pom nożyliśm y chw ały b an d ery polskiej, nie stw orzyliśm y na m o
rzach m aterialnego bogactw a d la N arodu Polskiego.
Pokolenie obecne może pow iedzieć jednak o so
bie, że ze złe) tradycji nie korzystało, że nie zech- clało pow tórzyć błędów przeszłości. W w ielkim w y siłku zapragnęło p o konać ogrom ne luki dziejow e w naszym dorobku morskim, choć tylko skraw ek do
Z ćwiczeń marynarki wojennej — miny przygotowane do ustowiania na wodzie
stępu do m orza otrzym aliśm y z szerokiego niegdyś dziedzictw a.
Nie może się nikt łudzić, że odrobienie tych luk dziejow ych i S p ro sta n ie obecnym wymogom, było, jest i będ zie sp raw ą łatw ą. Spada na nas obow iązek nie tylko odpracow ania okresu ogólnego zastoju we w szystkich dziedzinach, spow odow anego p rzerw ą w naszym życiu państw ow ym , ale odkupienia p o p rzednich w iekow ych m orskich zaniedbań; spada on na pokolenie, k tóre takie luki i trudności pokonać musi w ogrom nej n ieraz ilości dziedzin, Jako konie
czność dorów nania i prześcig n ięcia Innych.
Stając do p racy m orskiej z nierów nego startu, mu- simy jednak dojść do mety naszego p rogram u m or
skiego.
Jakiż jest ten nasz program morski? Nie będę mó
wił o tych zadaniach, k tó re opracow uje się w posz
czególnych reso rtach Rządu Rzeczypospolitej. Chcę mówić o tym program ie, znacznie ogólniejszym , któ
ry jednak jest zaczynem w szystkich innych, bardziej konkretnych, — o program ie, który zarysow ał się w yraźnie w św iadom ości obyw atelskiej.
Kiedy nasz obyw atel, p atrząc w siną dal Bałtyku, myśli o przeznaczeniach m orskich Rzeczypospolitej, snują mu się przed oczami realne obrazy i wizje przyszłości p racy pokojow ej. Widzi ciągnące po szla
kach m orskich statki handlow e i p asażerskie, słu
żące do pom nażania i wym iany dóbr ekonom icznych, służące, jako łącznik kulturalny Polski z narodam i całego ziem skiego globu. Statki, płynące pod polską b an d erą po w szystkich m orzach św iata, są dla nie
go w idom ym udziałem Polski w ogólnym pocho
dzie cyw ilizacji ludzkości. Ideał m orski obyw atela jest w tym, co dyktuje istotna jego psychiczna p o trzeba, chęć służby pokojow ej dla N arodu 1 świata.
N asze jednak zam iłow a
nie do pokoju, dążenie do przyjaznej w spółpracy gosp o darczej i kulturalnej z innymi, nie może b yć przez niego utożsam ione ze słabością;
w szak dobro i szlachetność pow inny i m ogą zrastać się w jedną całość z m ęstw em 1 siłą. Nasza obrona silniejszą być musi od jakiejkolw iek n a
paści na nasz pokój na lą
dzie, w p o w ietrzu i na mo
rzu. Spraw a naszego dostępu do m orza, spraw a realizacji naszych m orskich p rzezn a
czeń, musi spoczyw ać na n ie
złomnym fundam encie siły zbrojnej na m orzu. Siła ta mu
si być wielka, zdecydow ana, spokojna, groźna dla tych, którzy w jakikolw iek sposób
6
chciellby nie tylko uszczuplić nasz stan posiadania, ale zagrażać naszym rozw ojow ym perspektyw om .
Inicjatyw a społeczna 1 pryw atna musi g arnąć się do m orza w e w szystkich jego dziedzinach. Ale ini
cjatyw a p racy organicznej, inicjatyw a kulturalna 1 ekonom iczna, musi czuć 1 w iedzieć, że nie grozi jej ani teraz, ani na przyszłoSć jakiekolw iek niebezpie
czeństw o, że sw obodnie może Inw estow ać we w szy
stkich urządzeniach m orskich, bo na straży spokoj
nej i uczciwej p racy stoi opiekuńcza siła m arynarki wojennej.
Stało się radosną rzeczyw istością, że jakkolw iek dalecy jesteSmy od mety naszych p rac m orskich, to z roku na rok, coraz więcej dziedzin życia Rzeczy
pospolitej zw iązanych Jest z m orzem ; coraz więcej nici kulturalnych i g ospodarczych w iąże nas z Bał
tykiem; coraz częściej szlak m orski jest drogą b e z pośred n ieg o porozum ienia m iędzy M acierzą a 8-mio m ilionową rzeszą Polonii zagranicznej; coraz więcej m ilionów ludzi rozumie, że pojęciem Ojczyzny jest dla nas nie tylko pojęcie lądu, ale rów nież i pojęcie
morza.
Mały jest nasz odcinek m orski, w inien się jednak stać fundam entem naszej potęgi. M usimy pokazać światu, że potrafim y zrobić z niego w zór n aro d o w ego gospodarstw a, że w ykorzystaliśm y każdy cal ziemi, każdego człowieka, każdą możliwość, by stw o rzyć dla Polski na tym m iejscu w szystko to, co inne narody stw orzyć m ogą na gruncie znacznie w iększe
go w ładania m orskiego. To jest naszym najogólniej
szym program em morskim, który zm usza nas do ciągłego i czynnego m yślenia o przyszłości. Zbudo
w aliśm y Gdynię, ale musimy ją nadal stale ro zsze
rzać. Mamy flotę handlow ą, ale chcem y ją w ielo
krotnie pow iększyć. Mamy linie żeglugow e, do ciera
jące już daleko, ale chcem y opasać nimi całą kulę ziemską. Zbudowaliśm y elew atory, śpichrze, dźwigi, ale chcem y budow ać dalej. Tworzymy O kręg Cen
tralny, który musi być zw iązany jak najściślej z na
szymi portam i, ale może to się stać p rzed e w szy stkim poprzez uregulow any bieg Wisły. Cieszymy się z budow y now ych p o rtó w rzecznych, z ro zsze
rzenia zasięgu portów m orskich i rybackich, z p o d jętej budow y kanału m iędzy Gopłem a Wartą, ale dążyć nieuchronnie musimy do pow iązania sy ste mem w odnym całego pom ostu m iędzy M orzem Czar
nym a Bałtykiem. Chcemy p rz e z G dynię i G dańsk je szcze bardziej wzmóc nasz obrót handlow y z za g ra nicą, zw łaszcza eksport w zrastającego przem ysłu, chcem y rozw inąć naszą p ro d u k cję rybną, chcem y p oprzez m orza dojść do bezpośrednich źródeł su row ca, chcem y realizow ać n asze jak najbardziej
upraw nione dążenia kolonialne, chcem y w każdej dziedzinie m orskiej pow iedzieć św iatu, że jesteśm y, że pracujem y i że nic, co z m orzem jest zw iązane, nie jest nam obce. Chcemy, aby tow ar polski pod polską b an d erą dostał się w szędzie tam, gdzie d o ciera tow ar innych państw , chcemy, by był szano
w any i poszukiw any tak, jak na to zasługuje.
U po d staw tych w szystkich zagadnień m orskich leży psychiczna przebudow a narodu. W tej m ierze dokonaliśm y już wiele. Stopniowo przestajem y być
Załadunek jaj- iw Gdyni
gospodarczo 1 politycznie narodem lądowym . Jeśli zaś chodzi o m łode pokolenie, o bezpośrednich na
szych następców , to będzie ono całkow icie p o zb a
w ione tej „w yłączności" lądow ej, którą w gorzkiej tradycji otrzym aliśm y od naszych przodków .
M inął już czas pieśni o morzu. N ajpiękniejszą pieśń m orską słyszym y dzisiaj w głosach syren n a szych statków , w skrzypie dźw igów , w naw oływ a
niach robotników ładujących okręty, budujących n o we urządzenia, stw arzających coraz to now e dzieła rąk 1 myśli polskiej. Posiadam y już skarby, które pom nażać chcem y w nieskończoność. Będziemy ich strzec: strzec dum y naszego pokolenia — Gdyni, strzec Gdańska, zaw artego w naszym obszarze g o spodarczo celnym, G dańska tak m ocno zw iązanego z nami, że ktokolw iek chciałby te w ęzły rozciąć, na
potka na niezw łoczny opór całego narodu.
Nad ujściem Wisły i nad brzegiem Bałtyku czu
w ać musi straż, w sparta potęgą naszej woli trw ania 1 rozwoju. M aterialnym jej w yrazem jest polska b an d era w ojenna, otoczona m iłością całego kraju, p a tro nująca naszej codziennej p racy na pobrzeżu.
M iłość nasza do niej nie była 1 nie będzie b ez
płodną. Społeczeństw o dało w yraz nie tylko w o k re
sie „Świąt M orza", ale p rzez szereg lat, że wołając o silną flotę, chce na nią daw ać środki. Zbudow aliś
my w ysiłkiem społecznym okręt podw odny „Orzeł", budujem y teraz śclgacze, szybkobieżnych stra ż n i
ków m orza. Czynem tym nie chcem y w skazać, aby tylko tą drogą pow staw ała silna flota wojenna, ale wskazujem y, że n aró d dojrzał do zrozum ienia obo
w iązków m orskich, że żąda upow szechnienia stałych św iadczeń, na których oprzeć się m usi rozbudow a floty w ojennej, tej najm łodszej w Polsce, ale n a jb ar
dziej ukochanej broni.
rza"
< M
Są obchody, które blaskiem swoim, bogactwem barw i efektów świetlnych, natężeniem i rozpiętoś
cią skali uczuć gaszą wiele innych uroczystości. Ta
kim obchodem — odświętnym obchodem są „Dni Morza". Jeśli inne święta tylko hołd oddają cza
som dawnym, chwalebnym wspomnieniom, — to „Dni Morza" są spojrzeniem w przyszłość, dają w yraz tęsknocie do wielkości narodowej.
Tegoroczne zaś hasło, w którym społeczeń
stwo, zorganizowane w szeregach LMK w o ł a o p o w s z e c h n e , o b o w i ą z k o w e ś w i a d c z e n i a n a r z e c z s i l n e j p o l s k i e j f l o t y w o j e n n e j — jest już naj
bardziej w yraźnym żądaniem tej wielkości, o morze opartej i na morzu strzeżonej.
Rozbarwiły się wsie, miasteczka i miasta kolo
rowymi, mocnymi w swym w yrazie plakatami.
Szeregi społeczeństwa posłusznego wołaniu „Dni Morza" stanęły w karnym ordynku, by zwartością swoją i niezłomną postaw ą dać w yraz gotowości ponoszenia ofiar na rozbudowę własnej siły na morzu, której ledwo skromny zaczątek istnieje.
Zwarte szeregi wojska i tłumy ludności cywilnej zgromodzone na nabożeństwie podczas „Dni Morza" w Gdyni
W szędzie, jak Polska długa i szeroka, dokąd do
tarła już zdrowa, krzepiąca myśl morska — zało- potały na znak solidarności morskiej dwubarwne bandery, wzniosły się ku górze niezliczone transpa
renty z wołaniami o siłę na Bałtyku. W szędzie — na Śląsku, tak ściśle związanym gospodarczo z Gdynią, w dalekich miastach kresowych, w Wil
nie i Lwowie, w Poznaniu, Łodzi, Toruniu, Bydgo
szczy i Grudziądzu, Lublinie i Częstochowie i tylu, tylu innych miejscowościach całej Polski, że nic sposób je wymienić; w wielkich miastach, gdzie w uroczystościach brało udział wiele tysięcy lud
ności i w małych osadach, gdzie ledwie kilkaset osób przybyw ało, aby zadokumentować swój sto
sunek do spraw morskich — wszędzie odbywały się uroczyste nabożeństwa, akademie, obchody i za
bawy. I wszędzie cechował je entuzjazm i głębokie zrozumienie ważności sprawy.
Podniecenie i ożywienie panowało w szeregu miast pomorskich. W iększe niż przy zwykłych, co
rocznych przygotowaniach do „Dni Morza". Ocze
kiwano gości. A mieli to być widocznie bardzo mili goście, skoro w wielu domach czyniono specjalnie staranne przygotowania. Z dalekich stron mieli przybyć, aby poznać .pomorskich braci i ziemię po
morską, aby potem wziąć udział w obchodach na
„Dni Morza" w Gdyni. W tym roku bowiem z ini
cjatyw y Ligi Morskiej i Kolonialnej, delegacje lud
ności zrzeszonej w LMK z praw ie wszystkich wo
jewództw Rzplitej miały przyjechać w gościnę do miast pomorskich. I tak; delegacja z Okręgu Ra
domsko - Kieleckiego udała się do Kościerzyny, Okręt Stołeczny W arszawski — do Chełmna, Lu
belski do Wejherowa, Nowogródzki — do Starogar-.
du, Krakowski — do Kartuz, Lwowski — do To
runia, Jarosław ski — do Chojnic, Wojewódzki W ar
szawski — do Brodnicy, Poleski — do Pucka, W o
łyński — do Lubawy, Stanisławowski — do św ie- cia. Delegacje składały się z 25 — 40 osób z róż
nych sfer społeczeństwa.
Zmęczeni długą podróżą goście odzyskiwali siły na widok przyjęcia, jakie zgotowały im miasta po
morskie. Pierzchała senność.
Oczekujące na dworcu de
legacje miejscowej ludności w ytw arzały atmosferę ser
deczności i bliskości.
W wyznaczonych kw ate
rach i w czasie zwiedzania zabytków, zakładów prze
mysłowych itp. przyjezd
ni mogli zapoznać się z poziomem życia i kultury ziemi pomorskiej i z jej pięknem. Goście i gospoda
rze zasypywali się w za
jemnie pytaniami. Tematów do długich rozmów nie brakło: chcieli wiedzieć wszystko ó życiu braci dotychczas nieznanych, a tak bliskich, a widząc wzajemną życzliwość, bar-
8
Rewia tloty w czasie „Dni Morza" w (Jdyni
dzo łatwo nawiązali przyjazne stosunki. Coraz jaśniej, wyraziściej, już nie tylko rozumowo, lecz i uczuciowo zdawali sobie sprawę z tego, że są sy
nami jednej ziemi polskiej.
P o wzięciu udziału w miejscowych uroczystoś
ciach „Dni M orza'1, delegacje udały się do Gdyni.
Któż zna letpiej te „Dni Morza", jak nie Gdynia- nie, przyzwyczajeni od lat do masowych spływów z całej Polski, do coraz nowych fal ludzi, którzy za
chwyconymi oczami po raz pierw szy może w swym życiu oglądają miasto, port, morze, statki, okręty...
Na ich przyjęcie, na chwile, gdy u „wielkiej bra
my na świat" odbywały się parady świąteczne, — ustroiła się sama Gdynia w biało - czerwone wstęgi bander i w świerkowe girlandy. W itryny w ysta
wowe ściągały spojrzenia kontrastem barw naro
dowych, modelami statków, okrętów wojennych, jachtów, kotew olbrzymich...
W łaściwe uroczystości rozpoczęto w Gdyni w dniu 28 czerwca. Na Placu Grunwaldz
kim, u stóp majestatycznej w swej ciemnej zieleni Kamiennej Góry, dokoła wysokiego masztu, zebrały się oddziały wojskowe i Obrony Narodo
wej, organizacyj kombatanokich, delegacje stowa
rzyszeń i związków. Przybyli przedstawiciele władz, stawili się licznie reprezentanci LMK. Po przemówieniu Komisarza Rządu, przy dźwiękach hymnów: państwowego i Bałtyku — zafurkotata, wciągana na maszt, bandera z emblematami LMK.
Rozpoczął się kulminacyjny punkt „Dni Morza".
Z Placu Grunwaldzkiego delegaoje udały się na Oksywie — gdzie na skarpie nadmorskiej legł na wiekuistej straży Polski morskiej jej orędownik nie
złomny, tragicznie zm arły gen. dyw. Gustaw Or- licz - Dreszer. Na grobie złożono wieniec; opodal rozpalono znicz. Oto dwa symbole: pierw szy — wieniec — symbol doczesnej powłoki, która ulega zniszczeniu i drugi — znicz nieśmiertelnej idei, któ
ra przetrw a poza zniszczenie.
W ieczorem na niebie położyły się potężne, ostre jak klingi, światłą reflektorów. Krzyżowały się
w gwiazdy wielo raimienne, szachownice, trójkąty.
Omiatały granatow y firmament. Oświetlały jaskra
wą bielą gdyńskie masywy, czarne krany porto
we i — przypadłe do wąskich ulic dzielnicy porto
wej — hale, składy, magazyny. Rozpylały się we mgle wieczornej ponad cichymi wodami zatoki; w y
szperały w oddali trójkątny klin żagla, oblany nagle śnieżną bladością; na redzie pochwyciły wspaniałą sylwetkę „Daru Pomorza", by nagle wpaść w ulice
miasta i znieruchomieć na korowodzie dekorow a
nych wozów i postaci alegorycznych, ciągnących pochodem po Gdyni. A potem ruchem w iatraka od
kręciły się śmigi świetlnych ramion znowu na niebo.
Rankiem dnia następnego w stała Gdynia z pu
chów białej mgły. U podnóża Kamiennej Góry zgro
madziło się nieprzebrane morze głów: nabożeń
stwo. Nad morzem głów — morze sztandarów i go
deł organizacyjnych, wśród których liczebnością bi
ły w oczy odznaki delegacji Ligi Morskiej i Kolo
nialnej oraz Polonii z Gdańska, przybyłej w gru
pie 3.500 osób. W słońcu łyskały lufy karabinów;
Marynarze majq przyjaciół w różnym wieku
szarym rnuram stanął batalion piechoty morskiej;
granatowa krechą, upstrzoną centkami białych cza
pek, wyciągnął śię dwuszereg m arynarzy. Popod bulwarem sta ły okręty wojenne. „Dar Pomorza'*
tonął w barwnych znakach K. O. D-u. Stały w mod
litew nej'ciszy statki handlowe w gali, kutry rybac
kie i wysmukłe jachty. Nad placem sm użyły się na lekkim wietrze flagi biało - czerwone. Ponad w szy
stkim królował ekstatycznie wzniosły krucyfiks.
Przybyli: yice-pramier Eugeniusz Kwiatkowski, woj. Raczkiewicz, Komisarz Gen. R. P. w Gdańsku, min. Chodacki, prezes Zarządu Gł. LMK gen.
Kwaśniewski, dyr. dep. mor. M. P. i H. L. Moż- dżeński, Komisarz Rządu m. Gdyni Er. Sokół i wielu innych dostojników. Po nabożeństwie i kazaniu wypowiedzianym przez ks. biskupa mor
skiego Okoniewskiego, płomienne przemówienie, przeryw ane gromkimi oklaskami wygłosił generał Kwaśniewski, po czyim biskup Okoniewski udzielił błogosławieństwa flocie polskiej. ,
Tymczasem tłumy publiczności gromadziły się już na bulwarze i molo reprezentacyjnym, gdzie udał się nieb^tyem vice-premier Kwiatkowski w o- toczeniu dostojników. Zerwał się mocny w iatr wscho
dni; białe baranki skudliły się na zielonej roztoczy.
O kamienne ściany falochronów jęły się tłuc pien- ne hryzgi. Między łamacz fal a występ reprezen
tacyjnego molo w płynął torpedowiec „Mazur’*, otwierając rewię floty wojennej.
Na pokładach okrętów prężyły się granatowe szeregi mundurów. Spod dziobów szły na wodzie śnieżne odkosy. Tłum bił niemilknące brawo. Wzno
sił radosne okrzyki. Entuzjazm doszedł do szczytu, gdy przed oczami przesuw ały się nasze największe jednostki — „Gryf", „Grom", „Błyskawica", „Wi
cher" i „Burza". Uniesienie patriotyczne rosło pro
porcjonalnie do rozmiarów okrętów.
Odpłynęły jednak. Skończył się ten — dla wie
lu pierwszy, niemal egzotyczny — film, realniejszy jednak od ekranowych widziadeł żywymi, na ma
hoń spalonymi marynarzami, dotykalnymi niemal
Marynorka obejmuje wartę przed Komendą Miasto w Warszawie
okrętami i najprawdziwszym morzem, którego sło
ną wilgoć czuło się na twarzach.
Megafony pod Kamienną Górą w zyw ały na de
filadę lądową.
Szła ulicą Świętojańską, nąpęczniałą w mgnie
niu oka nieprzebranym tłumem: zapchane chodniki, oblepione mrowiem ludzkim płoty, okna, dachy ka
mienic i aut. Pierwsi wybijali takt — m arynarze.
Okrzyki, kwiaty: na karabiny, na białe czapki, na sprężone ramiona, na uśmiechnięte, brązowe tw a
rze. Strzelcy batalionu morskiego, oddziały Obro
ny Narodowej — i wciąż — oklaski, kw iaty z chod
ników, z wysoka, z okien. I tak przez dwie godzi
ny ciągnęły szeregi za szeregami: policja, rezerw i
ści, b. ochotnicy powstańcy, kaniowczycy, haller
czycy, Związek Strzelecki, organizacje i uczestni
cy zjazdów do Gdyni.
Gdy rozniosły się wreszcie po krańcach miasta oddziały, gdy zginęły z oczu ostatnie szeregi po
chodu, tłum, wiedziony serdecznym instynktem wi
w atow ał na cześć p. vice-premiera Kwiatkowskiego.
Odpowiedział im niestrudzony budowniczy Gdyni hasłem radosnym: „Niech żyje Gdynia, dziesięć ra
zy większa od dzisiejszej!**. A więc Gdynia milio
nowa, o milionie tonażu floty handlowej, o 150.000 tonowej flocie wojennej!
Popołudniu na ulicach i placach megafony jęły wyrzucać z siebie melodie taneczne. Zamarła w tych punktach wszelka komunikacja. Czerwone, potwor
ne autobusy, niezliczone, o pięknych sylwetkach auta, — m usiały po raz pierw szy ustępować tłu
mom z drogi, omijać je bocznymi ulicami. Na jezd
niach asfaltowanych, na chodnikach tańczono od brzegu do brzegu ulicy. Gdy patrzeć z góry — do
strzegało się wirujące białe denka czapek i błękitne kołnierze: m arynarze. Nastrój przypominał sceny z filmów francuskich, w których charakterystyczną beztroskę wprowadzają uliczne zabaw y ludowe.
P rzy nabrzeżach znowu tłumy. Zacumowane okręty wojenne przyjmowały zwiedzających na swe pokłady i do wnętrz. Cisnęli się ludziska z dalekiego Podhala, W ileńszczyzny, Śląska, Sandomierszczyzny, Mazowsza, by choć dotknąć tych morskich cudów, o- trzeć się o grozę dział, słów kilka zamienić z boha
terami „Dni Morza" — ma
rynarzami z wojennych o- krętów.
Wieczorem, gdy spłynęła już w dół bandera LMK na znak zakończenia oficjal
nych uroczystości „Dni Mo
rza" — cała niemal Gdynia udała się do Orłowa. Na re
dzie mrok rozświetlały za
kotwiczone tam, iluminowa
ne bogato okręty; dekoro
wane łodzie blaski świetlane ręznosiły po wódzię. A w nie-
10
Transparenty z hastami LMK po
wiewały nad pochodem W Worszawie nabożeństwo od
było się na Wybrzeżu Kościusz
kowskim
bo znów biły snopy reflektorów.
Późną nocą odpływał tłum; w ciem
ności bezksiężycowej przem ykały dzie
siątki limuzyn.
Podobny nastrój — wzniosły, a jed
nocześnie pełen radości — zrodzonej ze zrozumienia haseł „Dni Morza“,
zapanował w stolicy Polski, W arszawie, dalekiej od morza na pozór, a przecież bliskiej poprzez związek z Bałtykiem rdzeniem ziemi naszej — W i
słą. I tu w przeddzień 29 czerwca — miasto spowi
ło się w bandery. Plac Marszałka Józefa Piłsudskie
go i W ybrzeże Kościuszkowskie płomieniało bar
wami narodowymi. Morskość uroczystości podkre
ślały marynarskie mundury w arty, ustawionej przed Grobem Nieznanego Żołnierza i Komendą Miasta.
W dzień 29 czerwca na Placu Piłsud
skiego odbyło się zebranie obywatelskie, na którym w przemówieniach podkreślono donio
słość „Dni Morza" i wysunięto rezolucję: „Chce- my silnej floty wojennej, chcemy surowców i własnych kolonij, chcemy powszechnych stałych świadczeń na rozbudowę floty wojennej". Wokół trybuny, ponad którą powiewała na wysokim masz
cie bandera LMK, zgromadziły się niezliczone de
legacje: władze LMK, oficerowie Kierownictwa Marynarki Wojennej, poczty sztandarowe związ
ków, stow arzyszeń i organizacyj społecznych, mło
dzież szkolna, akademicka, harcerska, związki za
wodowe. Ponad głowami las sztandarów i trans
parentów.
Z Placu Józefa Piłsudskiego — pochodem, przy dźwiękach orkiestr, przemaszerowano na W ybrzeże Kościuszkowskie, gdzie przybył również min. A.
Roman. W ysłuchano mszy św. potowej i kazania, wygłoszonego przez miejscowego proboszcza, któ
ry słowami Dawidowego psalmu począwszy: „Na morzu droga twa i ścieżki twe na wodach wiel
kich", pouczał o klęskach naszych dawnych zanie
dbań morskich i naszych dzisiejszych zadaniach na morzu.
Przebrzm iały słowa kazania, mszy św., chóral
nego „Boże coś Polskę" i przemówień okoliczno
ściowych. Gotowano się do swoistej defilady, de
filady wodnej, która odbyła się na Wiśle. Przyjął
ią min. Roman z zakotwiczonego przy brzegu stat
ku „Kościuszko". Publiczność zalała pokład innego statku „Bajka" oraz nadwiślańskie bulwary. Defila
dzie przyglądały się zakotwiczone, o ciemnych ka
dłubach, berlinki wiślane, z których duże transpa
renty wołały głosem fachowym — głosem ludzi W isły, o regulację i uspławnienie tej wielkiej rzeki, wiążącej cały kraj z Bałtykiem.
Pierwsze w szyku delifady prześlizgnęły się w siwych wąsiskach odrzucanej piany — ślizgowce.
Potem zaterkotały lodzie motorowe. W ąskie brzy
tw y rasowych łodzi sportowych przekroiły szybko trasę sprawnym, rytmicznym ruchem brunatnych ramion. Masywne, o kaczych kadłubach łodzie tu
rystyczne podążały za nimi, umykając zwinnym kajakom.
Na wodę, na piany odkosów, na zwinne pochy
ły wioślarzy — biegły, — roznoszone echem po falach — oklaski. Biegły w kilwatrach łodzi, śla
dem wodnych ludzi, którzy, jak głosił transparent, wytyczyli sobie kurs: „W isłą do morza — morzem na cały świat".
Popołudniowe zabaw y w parkach i przedstawie
nie dla dzieci w Łazienkach, festyn w Młocinach itd.
kończyły uroczystości. Wieczorem, wraz z neonami wielkiego miasta, rozbłysły iluminaoje. Jaskrawe światło reflektorów rzeźbiło kontury gmachów i po
mników, bieliło biel i czerwieniło czerwień flag na
rodowych. „Dni Morskie" kończyły się. Przeszły Rezolucje jednak rzucone podczas nich nie mo
gą przejść do zbioru innych haseł. Muszą przeorać {psychikę naszą, — abyśmy nie słowem, lecz czy
nem gotowi byli w każdej chwili podjąć powszech
ne, obowiązkowe świadczenia na rozbudowę floty wojennej.
Umocnić społeczeństwo w tym przekonaniu, za
pewnić Rząd o gotowości naszej — oto sens minio
nych „Dni Morza".
W. K.
Położenie osadnictwa polskiego w Brazylii
Od szeregu miesięcy dochodzą nas alarmujące wieści ze skupisk polskich w Brazylii. Rząd brazylijski dokonał pod wpływem pewnych skrajnych prądów ideologicznych szeregu posunięć i wydał dekrety, mające na celu całkowite zatarcie kulturalnej odrębności wszystkich Brazylian (ludzi urodzonych w Brazylii) pochodzenia innego niż portugalsko - brazylijskie, a między innymi i pochodzenia polskiego. Uniemożliwiono skupiskom polskim naukę w duchu kultury kraju pocho
dzenia rodziców, czy dalszych przodków, zmieniono statuty stowarzyszeń kulturalnych, jak np. „Junaka", a inne rozwiązano.
Wobec wytworzonej sytuacji redakcja naszego pisma zwróciła się z prośbą o rzeczową opinię do długoletniego posła R. P. w Brazylii, dra T. St. Grabowskiego, który, spełniając nasze życzenie przesłał nam następujący artykuł o aktualnym zagadnieniu .polsko-brazylijskim, jego przyczynach i skutkach, oraz drogach ku jego zlikwidowaniu.
REDAKCJA Naród, posiadający około ośmiu i pół milionów
wychodźtwa, rozmieszczonego po całym świecie, w czym trzy czwarte w większych skupieniach osadniczych, nie może przejść do porządku dzien
nego nad losem tak wielkiej liczby swych synów.
Stanowi ona piątą część całego narodu i jest nieja
ko jego społeozną ekspozyturą zagraniczną.
Utraciwszy na rzecz obcych państw i narodów tak olbrzymi odsetek swej siły społecznej i gospo
darczej, w następstwie przeszło wiekowej zależno
ści od zaborców i w ypływ ających z tego stanu rz e czy krzyw d i niedoli, — naród polski nie może so
bie .pozwolić na zapomnienie o ośmio - milio
nowej rzeszy wychodźtwa, w olbrzymiej części naj
silniejszych, najzdrowszych i najbardziej tw ór
czych żywiołów, skoro porw ały się, nieraz i p rz e ciw nadziei, na nierówną walkę z przeciwnościami życia, przyrody, warunków gospodarczych i na
strojów politycznych obcych krajów, obcych gospo
darzy.
W ychodźtwo polskie stanowi dla narodu potęż
ny kapitał, złożony niejako do banków zagranicz
nych, ido użytkowania i eksploatacji przez obce czynniki państwowe i społeczne, jako wysokow ar- tościowy element tw órczy do pomnożenia siły po
tencjalnej, wzrostu i bogactwa, cywilizacji i kultu
ry obcych państw i narodów, .leżeli tak jest, naród
Oczyszczanie pola za pomocq troktorów w kolonii
polski, jak każdy depozytor bankowy, ma prawo przynajmniej do ciężko wypracowanych procen
tów, tym bardziej, że ten kapitał Judzki włożony w zagranicę, — w przeciwieństwie do normalnych obliczeń finansowych, — w 90% przestaje być z czasem własnością kraju pochodzenia, przechodzi na wyłączne posiadanie ^przedsiębiorstwa", nowej ojczyzny naszego wychodźtwa.
Czymże powinien być ów procent, słusznie nam się należący?
Ilościowo jest on niewątpliwie znikomy; pod względem jakości jednakże jest on, a przynajmniej powinien być, wysoko- i wielowartościowy. Zna
czenie jego raczej moralne, niżeli materialne, roz
ciąga się głównie w trzech kierunkach; 1) łączności duchowej -pomiędzy krajem pochodzenia a krajem osiedlenia, do czego, w normalnych warunkach, w y
chodźtwo służy jako pewny i trw ały pomost, z la
tami wzmacniający się tylko i pogłębiający w so
lidności iswej -rozbudowy, 2) promieniowania kultu
ralnego na nowo powstające ośrodki osadnicze i ich otoczenie, a w dalszym ciągu, w mniejszym lub większym stopniu, na całe nastawienie państw a i narodu, korzystających z naszego wychodźtwa, do zagadnień życia i kultury polskiej, do w skrze
szonego Państw a Polskiego; 3) udziału we współ
pracy gospodarczej pomiędzy krajami wychodźtwa i osadnictwa, do czego emi
gracja nasza jest powołana, jako naturalny pośrednik i przedstawiciel, oczywiście w zależności od rozbudowy swego stanu posiadania, od życiowych i gospodarczych warunków bytu, od racjo
nalnego i sprawiedliwego u- stosunkowania się politycz- \ nych i gospodarczych czyn
ników danego kraju do pol
skiego osadnictwa.
Ten postulat posiada naj
bardziej materialne znacze
nie, jest jednakże najtrud
niejszy do osiągnięcia, za
leży bowiem od dwu za
sadniczych warunków: od odpowiedniego poziomu mo
ralnego, intelektualnego i go-
Morsko w o la w Poranie
spodarczego naszego wy-
1 2
Kościół w portugalskim stylu kolonialnym w porcie Parany Paranagua