Pierwszy odcinek sensacyjnych wspomnień Konrada Bielskiego — str. 13
Numer specjalny z okazji
X Zjazdu Historyków
Polskich
w Lublinie
LUBLIN 31.VIII.1969. Nr 18 (425) DWUTYGODNIK SPOŁECZNO - KULTURALNY Wychodzi od 1933 r.l
Początek i koniec
Warszawa 1939 B e r l i n 1945
JUBILEUSZOWY
ZJAZD H I S T O R Y K Ó W
Wywiad z prof. dr Stanisławem Herbstem W 30 rocznicę śmierci poety
Józef C z e c h o w i c z ż a l
Po 3 0 latach...
Mieczysław Jesion
L i t e r a t u r a
M u z y k a
T e a t r
S z t u k a
F i l m
Lubelszczyzna - region historyczny
Tadeusz Mencel
Sprawy historyków
Futurologia ma kolosalną przyszłość
Zygmunt Mańkowski
NOKTURN
W S A M O POŁUDNIE
Henryk Pająk
Bolesław Wilk
W . p e r s p e k t y w y 5 0 - l e c i o
L u b e l s k i e środowisko historyczne
Regionalizm nowoczesny
Ireneusz J. Kamiński
Z
WYKSZTAŁCENIA1 praktyki zawodowej Wincenty Piątak Je«t I nauczycielem. Od trzech
• lat prezesuje Towarzy-
stwu Regionalnemu Hrubieszowskiemu. Poszukuje i gro-
I madzi dokumenty, związane z histo- I rią powiatu. Rysuje, p r o j e k t u j e stro- I nę graficzną wydawnictw T R H oraz I ekslibrisy. Jest autorem opracowań
historycznych i etnograficznych, do- I tyczących regionu. Zbierał znaczki I pocztowe i publikował artykuły w I czasopismach filatelistycznych.
Wnicenty P i ą t a k nie Jest stereo- I typowym miłośnikiem ziemi rodzin- I nej, zbieraczem wszelkich pamiątek
na zasadzie, „co podejdzie pod rę- I kę", starszym panem o Jowialnym I usposobieniu, wygłaszającym od cza I su do czasu sentymentem podszyte
pogadanki dla władz i dziatwy I szkolnej. Poza tym nie pisuje poe- I matów o Ziemi Hrubieszowskiej i I nie goni o świcie po ukwieconych I łąkach za motylami, aby pod ko- I niec życia podarować co piękniejsze I okazy — przy dźwiękach orkiestry
strażackiej — lokalnemu muzeum.
Słowem W. P i ą t a k z Hrubieszowa Jest typem nowoczesnego obywatela regionu, który swoje powinowactwo krwi — urodził się na terenie po- wiatu — i społeczną obecność w sprawach dnia dzisiejszego rozumie Jako nieustające poszukiwanie i u - 7. u pełnienie prawdy o dziejach Zie-
mi Hrubieszowskiej.
— Nie chodzi w tym działaniu — mówi — o wznoszenie murów wo- kół zaścianka, o zakamuflowany partykularyzm, łatany frazesem w miejscach, obnażających prowincjo- nalną podszewkę, lecz o stworzenie elastycznego progu do skoku indy- widualnej świadomości w Polskę, w ś w i a t Znajomość własnej bio- grafii i wydarzeń, które Ją kształto- wały, pozwala ludziom u n i k n ą ć kompleksu niższości, a także, choć zabrzmi to może paradoksalnie, wyższości. Wydaje ml się, że wiedza historyczna d a j e rzecz niezwykle cenną: patriotyzm zespolony i ot- w a r t y m stosunkiem do świata, do innych obyczajów ! kultów.
W. P i ą t a k Jest postacią bardzo p o . pularną w Hrubieszowie, co w p e w - nym stopniu wyjaśniają Jego wielo- letnie związki ze szkolnictwem mia- sta i powiatu. Mieszka na dalekim przedmieściu, w parterowym domku wśród drzew owocowych, w pew- nym oddaleniu od drogi Hrubieszów
—Zamość, lecz wystarczy zapytać przypadkowego przechodnia, aby
bezbłędnie trafić do prezesa TRH.
I tu dopiero następuje Istotne uzu- pełnienie przyczyn popularności W.
Piątaka w Hrubieszowie.
Znad jakiejś gospodarskiej robo- ty podnosi się obnażony do pasa, szczupły mężczyzna, muskularny
i opalony, po krótkiej w z a j e m n e j prezentacji prosi do mieszkania, gdzie obrazy 1 rzeiby „prymitywne"
I w takim Już „garniturze'* toczy wielogodzinną rozmowę. Mówi tak, Jak gości: bezpośrednio, otwarcie, bez konwencjonalnych ozdobników.
I to chyba m. In. przynosi mu po- pularność 1 ludzką sympatię.
Dla dziennikarza Jest Jednak trud*
nym partnerem, nie spełnia Jego oczekiwań, chętnie mówi — ale nie o sobie.
—• Bo widii pan, o sobie, to nie ma sensu. Cokolwiek robiłem, to zawsze z kolegami z Towarzystwa.
Zresztą tradycje ruchu regionalne- go są w Hrubieszowie znacznie od-
leglejsze.
W latach dwudziestych i powo- jennych działał tu Antoni Wiatrów- ski, nauczyciel, organizator hrubie- szowskiej szkoły zawodowej, p o - chłonięty Jednak przede wszystkim zbieraniem materiałów do historii
miasta. W 1057 r. ukazały się Jego
„Dzieje Hrubieszowa**, lecz autor nie ujrzał Już dzieła swego ż y d a ;
zmarł kilka miesięcy wcześniej.
Ówczesny podinspektor szkolny W.
Piątak wraz z inspektorem K. C h u - dzińskim przygotowali tę książkę do druku.
A. Wiatrowski był również zało- życielem hrubieszowskiego Towa- rzystwa Miłośników Sztuki (1045 r.), które później zostało zlikwidowane z powodu miernej działalności. Wte- dy właśnie narodziła się myśl po- wołania Towarzystwa Regionalnego Hrubieszowskiego, poparta przez władze powiatowe. Wincenty P i ą - tak, Jeden z współorganizatorów, opracował statut i w 1060 r. T R H rozpoczęło swój bezprecedensowy
na Lubelszczyźnie żywot, ukierun- kowany głównie na problematykę historyczną regionu. Taki profil To- warzystwa uzasadniały dwa mo- menty: bogata tradycja Ziemi H r u - bieszowskiej oraz konieczność In- tegracji zróżnicowanego etnicznie społeczeństwa regionu. Jeśli dziś mieszkańcy miasta I powiatu czują się tu gospodarzami, niemała w tym zasługa działaczy TRH.
Program towarzystw regionalnych na Lubelszczyźnie Jest od dłuższe- go czasu powodem wielu nieporo- zumień — mówi W. Piątak. — Z a - miast mierzyć I oceniać stopień r e - alizacji przyjętego na realnych pod- stawach programu, wytyka się, że tego a tego Towarzystwo nie zrobi- ło, choć o tym a tamtym nie ma nawet wzmianki w statucie.
J a k wspomniano. W. Pi*ta* od t r a c h lat prezesuje "TOII. A J a t to d i l ś Insty- tucja dynamiczna I rozgałęziona. Klecą- ca ponad »oo członków (głównie nauczy-
cieli^ działających w następujących
•akcjach: archiwalnej, bibliotekarstwa, ogólnej. członków wspierających I zbio-
rowych. fllmowo-fotograftczncj. Imprez, młodzieżowej, muzealnej, społecznych opiekunów z a i m k ó w . pubUkacJL istnie- ją te* dwie sekcje zamiejscowa — war- p a w i k a 1 lubelska, a p l a n u j e tle powo- łanie krakowskiej I wrocławskiej. To- warzystwo. rzecz niecodzienna w k r a j u , u t r z y m u j e się wyłącznie ze składek członkowskich. Posiada t a i własne a r - chiwum I bibliotekę oraz wydawnictwa:
„Biuletyn TRH*\ redagowany I opraco- wywany graficznie przez W. Piątak a 1 ..Bibliotekę TR11". W obu wydawni- ctwach z n a j d u j e się sporo materiałów, rozpraw l artykułów autorstwa bisiory- ków-amatorów i naukowców — przede wszystkim z lubelskiego ośrodka uczel- nianego. skąd t e t TRH otrzymuje osobno publikacje, tematycznie związane a H r u - bieszowem.
Celem pomnożenia stanu wiedzy o Ziemi Hrubieszowskiej Towarzystwo zwrócilo sic z apelem o podejmowanie odpowiednie! problematyki przez magi- strantów I kwiczących Studia Wauczy- csyelelskte: efekty (ego t a Jut widoczna*
Dodajmy jeszcze, t a TRH od d h i t o e g o czasu popularyzuje historie regionu w szkołach powiatu onrz organizuje samo- dzielnie lub współdziała w realizacji satll historycznych. J M lat Orebowoa*.
„IZM ecie u rod sin Bolesława Prusa".
„Ogólnopolska Se*|a Naukowa w związ- ku se lJMectem Towarzystwa Rolnicze- go Hrubieszowskiego**. ..Przeszłość po- wiatu hrubieszowskiego". ..Wkład h r u -
Zamek lubelski na początku XVII w i t k u . F r a i m t n l miedziorytu A, llofien- herca a iflT r.
Lublin w latach Unii Lubelskiej
Henryk G a w a r e c k i
N
A J S T A R S Z Y widok Lublina — miedzioryt A. Hogenberga — przedstawia miasto z początku XVII w. Dla- tego też, by pokazać miasto w latach trzeciej ćwierci XVI wieku, nie możemy, nieste- ty, posługiwać się przekazami iko- nograficznymi. Po pożarze Lublina w 1575 roku, który strawił niemal cale miasto, nastąpiła gruntowna odbudowa. Doić radykalnie zmie- niała ona Jego oblicze. Z miasta gotyckiego Lublin w krótkim czasie stał sic pięknym miastem renesan- sowym.Dlatego pisząc o Lublinie w la- tach Unii Lubelskiej, musimy ko- rzytać z dokumentów, lustracji, zapisów w księgach radzieckich, a także z tekstów literackich. Tym.
który wsławił pięknymi strofami współczesny m u Lublin, był S e - bastian Klonowie. Przebywał w n i m co n a j m n i e j od 1568 roku aż
do śmierci w 1602 roku, poznał dobrze i polubił. W jego t w ó r - czości spotykamy poetyckie opisy Lublina, pełne słów najwyższego uznania. W łacińskim poemacie
„Phlltron" (wydanym w 1582 roku) takim widzi on miasto:
Lublin to miasto darami nieba darzone obficie.
Miasto i mury szczególną się cieszą nieba opieką...
Parki twoje piękniejsze
nad świata cale ogrody...
Miasto to godne być Boga
mieszkaniem i królów siedzibą.
Ludne, bogate, znacznych już wiciu mężów wydało, Wiele zdziałało w pokoju,
sławne zawarło przymierza.
Jeśli w tym czasie zbliżalibyśmy się do Lublina od strony t r a k t u krakowskiego, już z daleka uderzy- łaby nas jego piękna sylweta.
Nad czerwi en iejąc> m pasem m u - rów obronnych w m o s i l y się wyso- ko wieże: B r a m y Krakowskiej. R a - tusza, kościoła św. Michała i s m u k - łe gotyckie szczyty kościoła domini- kanów. T r a k t krakowski p r o w a - dził przez t e r e n y miejskie trasą już od dawna ustaloną, a więc obok kościoła sw. Krzyża (dziś kap- licy KUL), dzisiejszą ulicą Nowotki ku ul. Krakowskie Przedmieście i od niej trasą, będącą przedłużeniem
ul. Pstrowskiego, ku kościołowi S. Af. de Triumpho — brygidek, stąd zaś ulicą Narutowicza obok
kościoła b e r n a r d y n ó w i zbiorni- k ó w wodnych cisterna aąuatica do Bramy K r a k o w s k i e j .
Przedmieście leżące na zachód od miasta — nazwane K r a k o w s k i m
— było j u ż w tym czasie zabudo- w a n e wzdłuż głównej jego ulicy.
Zabudowa ta była w większości drewniana. Dopiero pożar przed- mieścia w 1557 roku zmienił ten stan. Zabroniono bowiem dla bez-
pieczeństwa ogniowego stawiania budynków na przestrzeni od m u r ó w obronnych do kościoła b e r n a r d y - nów. W ten sposób przedpole w a - lów miejskich zostało uporządko- wane. a nowo b u d u j ą c e się domy były już w części m u r o w a n e . Przed Bramą Krakowską znajdowała sic dość głęboka, ale nie n a w o d n i o - na fosa. Przerzucony przez nią
most prowadził ku wnętrzu b r a m y . Ciężka, żelazna brona, umieszczo- na w specjalnych kamiennych pro-
wadnicach w korpusie b r a m y , ze zgrzytem łańcuchów podnoszona
była o świcie i spuszczana o .wie- czornym zmierzchu.
Sama brama prezentowała się nader okazale. J e j gotyckie mury
wieńczył hełm w kształcie bani, kryty miedzianą blachą. Na wierz- chu umieszczona była szczerozłota kula. która ot bijając promienie słoneczne rozsiewała dookoła zło-
cisty blask. Z daleka widoczna była wielka tarcza wspaniałego ze- gara. umieszczonrgo na najwyższej kondygnacji wieży. Trębacze, którzy razem ze strażą zamieszkiwali wie- żę, dźwiękiem swych t r ą b ogłasza- li z g u r t ó w każdą godzinę. Ganki te. z n a j d u j ą c e tlę poniżej szczytu, otaczały dookoła bramę; w dni świąteczne służyły one muzykom, którzy dla przyjemności mieszkań-
ców Lublina wygrywali piękne pieśni na swych Instrumentach.
Z obu stron bramy, od północy 1 po*
ludnla, przylegały m u r y obronne ze strzeln len ml I gankami, t/llca, prowadzą*
ca od b r a m y do Rynku, nie mlala Jeszcze w tym czasie ustalonej nazwy — spotykamy sle czasem s nazwą ..ulico Krakowska" lub „do Bramy Kraków- sklej**. Dyla ona gwarna I roj na w szcze- gólności w dni targowe, kiedy na ry- nek ciągnęły przez nią gromady chło- pów z pobliskich wsi. Część budynków przy UJ ulicy była Jeszcze drewniana.
W parterach kamienic mieściły slą lo- kale sklepowe I warsztaty rzemieślnicze.
Łą k o t e miejsce to było dla handlu iardzo sposobne.
Rynek, ze stojącym na środku Ratuszem, wydawał się wówczas mleć odmienne od dzisiejszych pro- porcje I nic dziwnego, gdyż zmie- niły się one od tego czasu dość ra- dykalnie. W połowie XVI wieku wybudowany został od f u n d a m e n t ó w niemałym nakładem przez rajców miejskich Ratusz — ku ozdobie miasta i pożytkowi ogólnemu, jak to czytamy w przywileju Zygmun- ta Augusta z 1552 roku. W piwnicy pod Ratuszem rajcy szynkowali 5W<«voc?nte piwem prrywożnym
przemyskim, kazimierskim, gdań- skim i wszelkim innym obcym
(piwo lubelskie uważano z winy miejsca... niedobrego smaku). Nic też dziwnego, że było tu głośno i wesoło do późnego wieczora. Na
Rynku przed Ratuszem zainstalo- w a n a została fontanna, ponieważ miasto posiadało już dobrze f u n k c j o n u j ą c y wodociąg i mogło sobie no taką rozrzutność pozwolić. O f o n - tannie tej pisze Sebastian Klono-
wie w „Roxolanii" (1584):
Miedzianą rurą wpuszczona do miasta Bije na kole fontanna swawolna.
Zabudowa Rynku nic była w tym okresie jednolita. Większość kamie-
nic nosiła na sobie cechy póżno- gotyckicj architektury, w wielu miejscach czerwieniły się ceglane jednopiętrowe fasady I t r ó j k ą t n e wysokie szczyty, gdzie niegdzie wstydliwie kryły się drewniane do- my. Tylko najzasobniejsi mogli so- bie pozwolić na renesansową moder- nizację swoich siedzib. Należeli do nich m. in. Lubomelscy, którzy w 1540 roku przebudowali dziedziczną kamienicę (pod nr 8 leżącą). Pięk-
ny renesansowy portal z gmerkiem
„Zadora'1 i z charakterystyczną stylizowaną dekoracją roślinną zdobił wejście do budynku. W je- go podziemiach znajdowała się do- brze zaopatrzona w przednie t r u n - ki winiarnia, która zyskała sławę wówczas, gdy w czasie odbudowy kamienicy po pożarze w 1575 roku
sklepienie Je) I ściany pokryte zo- stały bakchicznyml malowidłami.
Niektóre z nich były tak w treści
^nieprzystojne", 11 kobietom ..pocz- ciwym** wstyd było Je oglądać.
w dni dorocznych Jarmarków Rynek ożywiał sie niebywale, bo. Jsk to esy*
tamy we współczesnych opisach. zj»t*
diali sią tu kupcy niemal z całego twis- ta. Czego tu bowiem nie sprzedawano:
sukna, czamlely, aksamity, ausmaszkl.
atlasy, jedwabie, pteprse. szafrany, un- blry. gotdzlkl. stal. mledś. sierpy, ko- bierce. konie, farby tureckie, skóry wo- lowe. bs ranie, juchtowe, glemzowe.
miód, ryby, wina wąglerakle I ma Ima zje, towary litewskie kosmate — sobole, k u - ny, rysie, bobry wilki, wydry, listki t wiele Innych towarów. By kupcy mogli swobodnie wystawiać I sprzedawać swoje towary. potrzebom handlu służyły wszystkie sienie I sklepy ka- mienic w Rynku 1 w przyległych do niego ulicach. Poza tym cały Rynek obstawiony był dookoła drewnianymi kramami I budami, których pierwszy rząd stal na skraju chodnika przed «s-
sadsml kamienic, stały one t a k i e do- okoła Ratusza, w ulicy Bramowej 1 w
Bramie Krakowskiej (w niej miejsce trzymali szewcy ze swymi pięknymi wy-
robami).
Na zamknięciu ulicy Złotej (na- zywano Ją wtedy „ad S. Stanls- laum") tak jak I dziś wznosił się wysoki korpus kościoła dominika- nów. Czerwony, smukły szczyt h a r - monizował z bryłą gotyckiego koś- cioła. Wnętrze nakryte było żebro- wymi sklepieniami, na ścianach oprócz obrazów wisiały bogate ko- bierce I zasłony.
Wspaniale prezentował się w tych latach kościół farny, stojący przy ul. Grodzkiej. Jego strzelista wie- ża. stanowiąca główny akcent w sylwecie miasta, kryta była mie- dzianym hełmem, z pozłacaną kulą r.a szczycie. T a r c i a zegara, umiesz- czonego w wieży, była widoczna z daleka, a kilka dźwięcznych spiżo- wych dzwonów zapowiadało święta
i uroczystości kościelne.
Drama Grodzka mlala Jeszcze wów- czas charakter obronnej budowli gotyc-
kiej. Ceglane mury korpusu bramy zwieńczone były krcnelaicm. zaś i > r / d -
bramle. stojące Jut na stoku wutórza.
podparte było potężnymi przyporami.
Przez zwodzony moit I wysoki, wznie- siony na drewnianych palach wiadukt,
można było doatać sle na wzór ze zam- kowe.
Zamek, goszczący niejednokrotnie w swych izbach dwór królewski, nie stracił swego gotyckiego obron- nego charakteru. Jego masywne, wysoki? m u r y rozsiadły sic szeroko nu wzgórzu zamkowym. Od zacho-
du — to znaczy od strony miasta
— wznosiły się zabudowania miesz- kalne. które już od początku XVI wieku były przekształcane w stvlu renesansowym. Zachowały się bo- wiem dowody, iż około 1530 r. w Zamku lubelskim przebywał Bartło- miej Berecci, architekt królewski,
twórca wspaniałej kaplicy Zygmun- towskiej na Wawelu. Inwentarz Zamku, sporządzony w 1564 r., d a j e szczegółowy ools w n ę t r z mieszkal-
nych. baszty, kaplicy, kamienicy grodzkiej i domu manslonarskiego.
Wzgórze zamkowe otoczone było spiętrzonymi i szeroko rozlanymi wodami Bystrzycy i Czcchówki.
Ujęte byłv one w grobie i wały.
któro formowały ohfituiace w rvbv stawy. Gdz!c niegdzie wznosiły się ponad woda niewielki?, nokryte zielonością wyspy. Aleksander Gwagnin w w v d a n e | w 1578 r.
„Snrmatiu* Europcac dcscriptlo"
tak opisywał Zamek lubelski ...na górze wysokiej, nad jeziorem wici- kim zmnrowum/ nnd olfboka przc- kopa okazało l ił/...
Lublin w 154* r. p r z cały f#>P. trwania sejmu by| miastem b a r * / ożywionym Obrad-. K-irr.ow*?J?
bywały sic bowiem przy W ł f /T u r a a l * wielu dostotnych
Brali w nich udział m. In. l e g a t o * pieski I kardynał Hoziutz. p<,,i0L'4"
— cesarza Maksymiliana
szwedzkiego, sułtana tureckl^T kniazia moskiewskiego i wielu i r y c h panów.
Wielka uroczystość odbyła sle u lipca 13G& r. W dniu tym. wobte wszystkich stanów, senatorów dygnitarzy, posłów | książąt, na ozdobnym majestacie wznleeionrm.
na przedmieściu lubelskim, tu ^ Krakowowi, zasiadł Zygmunt A f\ u.
gust I odebrał od Albrechta Fryg*, ryka, kslażęcia prutjclego. holu | przysięgę lennlczą oraz pasował co
na rycerza. Tron wzniesiony bv|
miejscu dzisiejszego Placu Lltew.
sklego. to jest tam. gdzie stand*
obozem szlachta litewska — tak u t r z y m u j e J a n Ponętowski (Jiejm
walny koronny lubelski przez J.K.M złożony 1569"). uczestnik tefrńu obecny n a tych uroczystościach.'
Niesbyt zgrabnymi wierszami tak pisze:
Lublinianie, jakaż to wam ttatra uroicie.
Mieliście przy tem mieście
znamienite goście.
Na tem miejscu dziateczki abyście karali, By kslążęcia pruskiego hołd
wspamlętywaly„.
Gdy król wysłał do Krakowa oo k< ronę i sceptra J a n a Her burta, kasztelana sanockiego:
Kraków się z tego smęcH, zc to w insze stało Mieście ono omagium. jego
poniccftało.
Niemal każdy z gości cudzoziem- skich przyjeżdżał do Lublina z da- rami. Wielką sensacie wzbudził książę Legnicki, który ofiarował królowi dwa młode lwv.
Odesłano Je do Krakowa na Za- mek. Wielkie dziwy w&budził także
— Jak pisze Ponętowski — smok t dalekiej krainy:
Kto żywego nic widział, lecz malowanego,
Al u s t a ł być przestraszony dla
srogoici jego.
Lublin w polowie XVI wieku stał się miastem, które znane było sze- roko w całej Europie, ze swych tar- gów 1 Jarmarków, kupcom ze wscho- du i zachodu. Mieszkańcy jego szybko bogacili się i osiągnęli wy- soki poziom kultury materialne).
Świadczą o tym liczne testamenty i działy m a j ą t k u mieszczan lubel- skich, w których czytamy o naczy- niach srebrnych, kle {notach, kosz- townych kobiercach i zasłonach, drogich futrach i szatach. Rosła jed- nocześnie kultura artystyczna mia- stu. w którym zamieszkał Sebastian
Klonowie, bywali Mikołaj Rej i J a n Kochanowski. Osiedlili się tu głoszący radykalne hasła społeczne Bracia Polscy — Marcin Czechowic i J a n Niemojcwski. O szybkim roz- przestrzenianiu sie form renesanso- wych świadcz*-) zachowań? frag- menty w y s t r o j u architektonicznego i dekoracji kamienic lubelskich, rzeźba nagrobkowa, a nawet znaj- dowane w wielkiej ilości fragmenty kafli piecowych z dekoracja figu-
ralną. Nic też dziwneiro. iż o Lu- blinie w owym czasie oisano tak pochlebnie!
O
DKRYWANIE zabytków k u l t u r y artystycznej przypomina nierzad- ko n a j b a r d z i e j sensacyjne I za-wikłane zagadki kryminalne.
Ktoś coś popełnił, ktoś inny t r a - fił na ślad owego „występku"
Jeśli Jest specjalistą — historykiem sztuki, archeologiem czy detektywem — rozpoczyna śledztwo, posługując sie logika, gromadzac przesłanki, ale w głębi ducha licząc też na
s p r z y j a j ą c y przypadek.
Freski w kaplicy Św. Trójcy na wzgórzu zamkowym w Lublinie, a właściwie Ich led- w o widoczne ślady, zauwazyl po raz pierwszy Kazimierz Stronczyński, i n w e r t a r y z a t o r za- bytków na obszarze Królestwa, co uwiecz- niono w „Albumie Lubelskim' A. Lerue z 1857 r. Bogowie, Jok to bywało w Ecjlpclc, nie zemścili się na StronczyAskim, nawet ludzie przeszli obok odkrycia, czemu ostatecznie dzi-
wić się nie należy. Historio sztuki i konser- wacja były wówczas w Polsce w powijakach, a poza tym czasy nie skąpiły wydarzeń znacznie bardziej wstrząsających. W c e n t r u m zainteresowania czynników oficjalnych b»ły
wtedy raczej więzienia nl.t obiekty k u l t u r y i sztuki. . | ' r | m . < |
Na przykład Zamek lubelski w którego o b - rębie znajdowała się właśnie średniowiecz- na kaplica, przekształcono w 1826 r. na w i ę - zienie, a f u n k c j ę tę obiekt spełniał przeszło sto lat. Obecny, pseudogotyckl wygląd otrzy- mał Zamek podczas t e j przeróbki z początku ubiegłego wieku. Tylko kaplica I pobliski donżon uniknęły stylistycznych profanacji, nie Ucząc wnętrza i malowideł świątyni.
Po kilkudziesięciu latach od zamieszczenia wzmianki o freskach w „Albumie Lubelskim**, nie-
mal na schyłku XIX wieku, dobrał sle do nich malarz Józef Smoliński, który odbll tynki * ob- murowania schodów na chór, odsłaniając fragment kompozycji z królem Wladyilawrm Jagiełłą w oto- czeniu świty, przed t r o n u j ą c e Madonn*, o czym powiadomił krakowską Akademię Umiejętności.
No l od tego czasu naukowo-konserwatorski koło-
wrotek nabrał niejakiej szybkości. , Odkryciem zainteresowała się carska Ko-
misja Archeologiczna, która w 1003 r. przy- słała do Lublina z Petersburga prof. N W.
Polichromia św. Trójcy
K a m e n a sir. 6
Pokrowsklego I architekta P. P. Pokryszkina.
Do 1014 r., z dłuższymi przerwami, przepro- wadzili oni szereg nadań inkonograficznych
i konserwatorskich. Na półi.ocncj ścianie łu- ku tęczowego u j a w n i o n o m. in. datę ukończe- nia malowideł — 10 sierpnia 1418 r. — i cy- rylicą u t r w a l o n e Imię autora: Andrzej.
To imię oraz bizantyjsko-ruskl c h a r a k t e r malowideł skłoniły wspomnianych badaczy do
uznania kościoła w dolnych Jego partiach za zabytek architektury Halickiej z XIII w„
a w górnych za obiekt dziewiętnastowieczny, pseudogotyckl; od t e j ostatniej tezy szybko zresztą odstąpiono. Mylność wniosków car- skich noukowców wykazali później polscy historycy sztuki.
Wybuch I w o j n y światowej przerwał p r a - ce w kaplicy św. Trójcy, ale Już w 1017 r.
podjął Je prof. J. Makarewicz z zespołem.
Oczyszczono część f r e s k ó w nic cofając się — Jak zauważył prof. M. Walicki — przed da- leko sięgającymi retuszowaniaml cyklu prez- biterium. N a d m i a r Inwencji konserwatorsklej towarzyszył również prof. E. Trojanowskie- mu, który od 1021 r. kontynuował prace po- przednika, odsłaniując i u t r w a l a j ą c dekorację nawy. Wysiłki profesora i Jego uczniów dzię-
ki wadliwie przeprowadzonemu punktowaniu 'nie uwydatniły obiektytonej wartości poli-
chromii. Mówiąc innymi słowy: w zbyt d u - żym stopniu I nieumiejętnie zrekonstruowano b r a k u j ą c e f r a g m e n t y fresków.
Szeroko zakrojone prace konserwatorskie, o b e j m u j ą c e zarówno malowidła. Jak i cały obiekt sakralny, rozpoczęto w 1054 r. I f a k - tycznie t r w a j ą one do dziś. J e d y n y w Lub- linie zabytek klasy zerowej, a więc n a j w y ż - szej z możliwych, od lat wielu znany Jest więc mieszkańcom miasta Jedynie ze skąpych Informacji prasowych 1 znacznie obfltszych a barwniejszych, plotek. I w tym właśnie mieś- ci się niejako sensacyjność sprawy „kaplica św. Trójcy w Lublinlo".
Polichromia kaplicy nie Jest Jednolite styli- stycznie. Mistrz AndrseJ wykonał malowidła w prezbiterium, natomiast freski nawy są dziełom — Jak przypuszcza M. Walicki — dwóch lub trzech malarzy. którzy reprezentowali bardziej konser-
watywne tendencje, wywodzące sic zo słowiań- skiego pogranicza Bizancjum. Mistrz Andr/cJ nato- miast często korzystał z zasobów sztuki tfntycklcj, co ujawnia m. In. ..Komunia apostołów". Widnie- jąca na sklepieniu prezbiterium apologla Sadu Ostatecznego I Trójcy Świętej nawiązuje do tek- stów leodyjsklego teologa z XII w. Itupcrta do Deutz, co dodatkowo świadczy o mocnych związ- kach Andrzeja s Polską.
Polichromia pokrywa niemal cale wnętrze kaplicy i jest najpełniejszym i najłterdziej plastycznym uzmysłowieniem osobistych za- interesowań Jagfełły. Przypomnijmy za cyto-
wać 11° w » » r * * *m k n w a- I " kon*er«
w a n y m tu wielokrotnie, zmarłym trzy lata teinu profesorem UW, Michałem Walickim, autorem pierwuzej i do dziś w zasadzie nie kwestionowanej pod względem merytorycz- nym obszerniejszej rozprawy w freskach lu- belskich. że wychowany w atmosferze rui- kiej k u l t u r y Jagiełło konsekwentnie zmie- rzał do przeszczepienia na grunt polski mo- n u m e n t a l n e j sztuki bizantyjskiej. Z rachun- ków podskarbiego llinczki z lat 1393—1304 wynika, że aż w kilkunastu obiektach kró- lewskich i sakralnych w Polsce pracowali w tym okresie zawezwani przez króla malarze ruscy. Poza tym Długosz, Wapowski, Kro- mer I Bielski wspominają o ruskich malo- widłach w kolegiacie wiślickiej i katedrze gnieźnieńskiej. To stosunkowo intensywne przenikanie się dwóch sąsiadujących ze sobą kultur zostało przerwane na gruncie polskim z chwilą śmierci Kazimierza J a g i e l l o ń c z y k a .
Wspomniano o t r w a j ą c y c h do dziś kłopo- tach konserwatorów z kaplicą i znajdującą się w niej jedyną na ziemiach historycznej Małopolski kompletnie zachowaną polichro- mią średniowieczną, to dądatku opatrzoną własnoręczną sygnaturą malarza. Zdaniem kompetentnych osób ogólny stan malowMfi jest zadowalający. Jedyny problem k o ^ f ' watorskl sprowadza się w chwili obccnfj
zagadnienia usunięcia z powierzchni ma'01*' del nalotów oraz zapobieżenia ich dalssfftn powstawaniu. Naloty te spowodowane M pewnego rodzaju grzybem, zapylaniem wnętrznym I wykwitami solL Autorzy w opinii, Piotr Rudniewski I Mieczysław Sam- borski, podejrzewają, że nie wyjaśniona d o n "
obecność soli w tynku Jest wynikiem wadzenia niewłaściwych materiałów w prac restauracyjnych — z lat 19/7—W • ' *
—24. Wśród szeregu zasadniczych P °s t"i aJ "
m a j ą c y c h na celu zlikwidowanie tycn trukcyjnych czynników, umieszczają
zamknięcie kaplicy dla zwiedzających : "u #r
gi na występujące w czasie pr^^ywan*^
obiekcie większej liczby osób u;/»rou-urfY • * dodatkowych porcji wilgoci. Mamy i0^ nadzieję, że Jest to rozwiązanie doraźne. <cos bowiem cenny artystycznie 1 kulturowo j- to obiekt, aby korzystali s niego J«oy»
konserwatorzy I historycy sztuki, , , sztuki żyje dopóty, dopóki stykają x nM
ludzie, społeczeństwo. t J Ś ^
Z „warszawskiego okresu"
Józefa Czechowicza
P
OWIŚLE ofiarowało ml Józefa Czech owicia. Z a - wieszone, Jak w s t a r e j akwaforcie, latarnie g a - zowe, bogato ilustrowa- ny cieniami p e j z a i ulicy Dobre) w Warszawie — to akcesoria pamiętnych spotkań: pierwszego —- w listopadzie 1935 roku, oraz szeregu następnych.Zdarzenia lat 1930—39, faszyzacja Kraju, coraz dotkliwsza społecznie I ostra walka klasowa, d n o kryzysu I nędza, a nade wszystko widmo zbliżającego się konfliktu zbrojnego, wywierały potężne piętno na wrażli- wej psychice poety. Jego wypowie- dzi z tego okresu, chociaż niemożli- we do dokładnego obecnie odtworze- nia. obfitują w refleksje społeczne, sięgają po mocne akcenty pacyfi- styczne; w ogóle t m „okres w a r - szawski** Jest dla Czechowicza o k r e - sem najsilniejszego związania się z problematyką społeczną. Wynika to nie tylko z lektury Jego ówczesnych wierszy, a l e z ciągłych, na użytek bezpośredniego otoczenia, deklaracji twórczych, określających w w a r u n - kach konfliktów społecznych rolę pisarza i artysty.
Jego zaangażowanie nie d o p r o w a - dzało wszelako do formułowania programu walki środkami artystycz- nymi o poprawę istniejącego stanu rzeczy. Był, Jak się to obecnie czę- sto o nim mówi, katastrofistą. Hola twórcy, Jego zdaniem, polegała n a formowaniu świadomości n a d c i ą g a - jącej klęski, na świadomym przeży- waniu upadku, na ukazywaniu p i ę k - na wewnętrznych k o n s t r u k c j i i r r a - cjonalnego życia ludzkiego, w k t ó - rym niemożliwa Jest b r u t a l n a inter- wencja siły.
Mówi sic o nim. t e w okresie w a r - szawskim utrzymywał szerokie kontakty 1 mlal wielu przyjaciół. Moje obserwa- cje prowadza do poglądu, t e o Ile Cze- chowicz w tym kilkuletnim okresie znal 1 podtrzymywał znajomol* z d u ł a liczba oeób. bardzo różnorodnych, zarówno po- zycja socjalna Jak 1 skala zaintereso- wań. a nawet poz omem umysłowym — to w doborze przyjaciół był wybredny I ostrożny, bez Inicjatywy w zbllżen'ach.
Według mnie — Czechowicz żył w prawie kompletnej 1 z o 1 a c J I psy- chicznej od otoczeni*, coraz bardz'ej z biegiem czasu glcbogiej. t y l wlasnvm.
odrębnym żyr"cm wewnętrznym. dz'ała- Jąc na zewnątrz Jakimś zaledwie mało
ważnym fragmentem swej uwagi, ot, tyle. aby nie narazi* tle na zarzut bra- ku komunikatywności
jj
Nadszedł czas p e r t u r b a c j i f i n a n - sowych Czechowicza. Zmuszony do zaprzestania • pracy w redakcji ..Płomyczka", nawiązał współpracę z Williamem Horzycą i tygodnikiem
„Pion", ekskluzywnym pismem owładniętym przez młodych I p r e - z e n t u j ą c y m poważne osiągnięcia poetyckie. D r u k o w a ł o ono, w czym niemały miał udział Czechowicz, poetów dojrzałych a s p i r a c j a m i I osiągnięciami twórczymi, szczegól- nie poetów, których artystyczne e k j perymenty zasługiwały na w y j ą t k o - wą uwagę, zwłaszcza na tle n o w a - torskiego r u c h u europejskiego, do Jakiego pismo skłaniało się.*
Na początku 1938 roku, l u b może Jeszcze pod koniec 1937, Czechowicz zainicjował dość krótkotrwałą „im- prezę dochodową" — Jak Ją n a z y - w a ł — która, w Jego pojęciu, miała przynieść krociowe zyski, a także być poetycką konkurencją dla k a - w i a r n i „Sztuka i m o d a " przy ul.
Królewskiej w Warszawie, gdzie w Jeden dzień tygodnia poeci spod znaku „ S k n m a n d r a " i s a t e l i t a m i ich towarzysze mówili s w o j e w i e r - sze l u b powierzali Je sławom r e c y - tatorskim.
Wybór Czechowicza padł na p i ę k - ną kawiarnię, ocienioną roman- tycznymi drzewami, mieszczącą się przy u s t r o n n e j ulicy T r a u g u t t a , a n a z y w a j ą c ą się „Zodiak".
Przygotowanie tego wszystkiego miało być. zgodnie z życzeniem Józefa, moim
„referatem". Zabrałem się zatem do dzieła, codziennie donosząc memu „mo- codawcy" o postępach prac. uzgadnia- j ą c z nim szczegóły. Trudnością n r 1 było wyszukanie recytatorów dla teks- stów. których autorzy z różnych wzglę- dów nie mogli lub nlo chcieli sami wy- głaszać.
W moich zapiskach z tego czasu z n a j d u j e się t?kie zdanie Czecho-
wicza: Jedyną aktorką. która może odpowiedzialnie mówić poezję awangardową, jest wychowanka
Reduty — Zofia Mały nic z. J a k to się stało, że nie dotarłem w t e d y do niej, nie wiem. Dziś a k t o r k a tak o tym opowiada: Nie, nie rozma- wiałam wtedy z Czechowiczem na temat znanych mi ze słyszenia wie-
Andrzej Koss
czorów zodiakowskich. Bardzo chęt- nie włączyłabym się wtedy, choć przypominam sobie, że chyba w 1937 roku mówiłam kilka wierszy Czechowicza na poranku w Redu- cie. To wielki poeta, pamiętam, i e miałam duże trudności w prawidło- wym odczytaniu jego wierszy. Brak interpunkcji, zamierzone przez po- etę świadome zasadzki zaskakiwały mnie. Wystarczyło jednak wczytać się, oswoić nieco z fakturą wiersza, a pewność właściwej tnternretacjl
przychodziła niespostrzeienie. Jul
po śmierci poety kilka razy wra- całam do recytacji Jego wierszy, za każdym razem stawały się one bliższe I łatwiejsze. Chodziło wów- czas o to, że dla tego gatunku po- ezji aktorzy musieliby wyzbyć się głosu odpowiedniego do tekstów ro-
mantycznych. Dziś wraca ta tendencja do beznamiętnego mówienia...
Za doradą m o j e j kuzynki H a n k i Wójcikiewiczówny, m ł o d e j i zdol- n e j aktorki „Reduty", zwróciłem się do Osterwy, który bez chwili n a - mysłu wskazał E d m u n d a Wierciń-
skiego Jako recytatora „zodiako- wych" poezji. Jeszcze tego samego dnia byliśmy o b a j z Czechowiczem u niego w mieszkaniu. O t w a r t e drzwi wśród trzeszczących schodów czynszowej, w a r s z a w s k i e j k a m i e - nicy, wilgotny półmrok, na tapcza- nie cierpiący na migrenę aktor.
Umówiliśmy się, że dostarczymy wiersze, a termin najbliższego wie- czoru ustalony zostanie odrębnie
T e wieczory, po których obiecy- waliśmy sobie tak wiele, nie dały nam spodziewanych efektów, a n a - wet strona f i n a n s o w a zawiodła w zupełności.
Pod koniec 1938 roku Czechowicz przeżywał swoją „malarskość", ż a r - liwe zainteresowanie a k t u a l n y m i zdarzeniami w tej dziedzinie sztuki.
Zdarzało się w Jego wypowiedziach, że granice pomiędzy substancją po- etycką a widzeniem malarza zacie- rały się zupełnie. J e g o monolog miał wówczas c h a r a k t e r bezosobo- w y — mówił o s u p r e m a c j i s u r - realizmu I geometrycznej a b s t r a k - cji. Był w y r a ź n i e podniecony, i n f o r - m u j ą c nas o ekspozycjach s u r r e - a listów w Paryżu o r a z geometrycz- nych abstrakcjonistów „Cercie et Carró", ..Abstraction — Crćation".
które w 1938 roku dały początek późniejszego salonu „Rćalhć* Nou- velles*\
W liście a d r e s o w a n y m d o mnie do L w o w a , gdzie w y j e c h a ł e m na kilka tygodni, pisał kiedyś: Oder-
wanie się w sztuce Kandinsky'ego zaufanie abstrakcji jako narzędziu eksperymentu, jego barbarzyństwo, wybuch kształtów i kolorów w cza-
się 1910—1920, obrazy Klee, wyłą-
czające Ingerencję myśli ludzkiej, nie oznaczają anty racjonalizmu. Is-
totną potrzebą sztuki jest intelek-
tualna obserwacja aktu tworze n i a. Ma ona obserwować powsta-
jące kontury dzieła i w każdym stanie jego wznoszenia lub lepiej:
dziania się, usuwać elementy zbędne, deformujące. To stawanie się wiersza, aktu twórczego, ma materializować się konsekwen- tnie przez fakt kontroli,, które) wpływ jest pośredni, której akt nie ulega ani nie poddaje się. Nie wiem, czy dość wyraźnie napisałem to, że obrazy w moich wierszach są przez nie same inspirowane, stanowią o swojej autonomii i zakreślają włas- ne prawa. Wchłaniają mnie one tak zupełnie, jak całkowita staje się moja niewola pozbawiona świado- mości. Później mogę już czynić z
wierszem, eo chce. Mogę sp"kojwte robić w nim zmiany t przekształ- cenia. £)n już w swojej istocie nie zmieni się, żyje bewtem odtąd na własny rachunek, własnym Indy-
widualnym i niezależnym tyciem.
W s w o j e j książce o Czechowiczu W. Oralewskl p o d a j e gotową r e - ceptę na Jego twórczość. Z w i ą z u j e on tę s p r a w ę w prosty 1 łatwy spo- sób z fermentacją cukrową w o r g a - nizmie ludzkim, podając, że poezja Czechowicza to rozkład cukrów, a zwłaszcza czekolady, łapczywie p o . c h ł a n l a n e j przez poetą. Przy tego r o d z a j u przepisie k u l i n a r n y m , prob- lemem s t a j e się tylko zależność g a - t u n k u literackiego od spożywania określonych r o d z a j ó w czekolady:
np. poeta o d u ż e j dozie determinacji I żalu do świata — to na pewno zwolennik czekolady gorzkiej, p o - eta od erotyków, sławiący wdzięki
niewieście — m l e c z n a z orze- chami ltd.1
Odwieczna to pasja tropienia związ- ków pomiędzy przejawami zwykłego, codziennego ż y d a twórcy, jego słabo- stek. namiętności, przywar I żenujących często upodobań — a a k t e m t w o - r z e n i a . Pasja, która przynosi często rozczarowanie 1 z reguły nie doprowa- dza do wysnucia jakichkolwiek wnios- ków o charakterze ogólnym.
Nie o to ml, rzecz Jasna, szlo w tych wspomieniach. I nie o to t e t Idzie, by z ulubionych przez Cze- chowicza spacerów na P r a g ę do cerkwi wyciągać wnioski o t a k i m czy i n n y m zapamiętaniu religijnym poety. Został po tych spacerach taki zapis, k ' ó r y m a wartość s a m o - istną:
starocerkiewna błyszczy pięciolinia zmierzch dymiący
czerwono
święty marcin ubrany w sen złotolity w błękitnej polichromii
średniowiecznego oddech u wiatr porusza szklane usta
dziewczyn jakim spojrzeniem cię witać z głębi mrocznego świata
wyzywam blask i mirrę kadzidło bizancjum
zaklinam śpiew o basie continuo i kolor wypijam powietrze którego
dotknęły twoje wargi.
(Fragment z m a j ą c e g o się u k a - zać tomu wspomień o Czechowiczu.)
B
a L I S K O dziesięć procent I p o e t y c k i e j spuścizny I Czechowicza to wierszeI d l a dzieci. Stanowią one ważną pozy- cję w dorobku poety.
Mimo to imię największego z lu- belskich poetów nie kojarzy n a m
się mocno z poezją dla dzieci, ze wspomnieniami pierwszej wierszo- wanej lektury, tak Jak imię T u w i - ma natychmiast nam przywraca w pomięci sapiąca „Lokomotywę".
„Ptasie radio" i inne wiersze. W rzeczywistości Czechowicz był bo-
d a j czy nie bardziej niż T u w i m związany z n u r t e m poezji dla
dzieci; świadczy o tym jego praca wydawnicza w „Płomyczku", ..Pło- myku" i stosunkowo duża liczba wierszy, napisanych z przeznacze-
niem dla najmłodszych czytelników.
J e d n a k wśród szerokich rzesz tych wlaśnio czytelników poeta b a r . dziej znanym jest n i e w ą t p l i w i e T u - wim. Zasługa to nie tylko talentu autora „Kwiatów Dolskich" i prze- c i w n e j właściwości jego wierszy tila dzieci, k t ó r e t a k żywo p r z e m a - wiają do wyobraźni dziecka. Dzieje sit; tak również i dlatego, że T u - wun miał szczęści o dożyć czasów powojennych, co nie d a n e było Czechowiczowi, i dzięki temu mógł w większym stopniu spopularyzo- wać swe wiersze dla dzieci wśród najmłodszego powojennego pokole- nia. Inna przyczyna m n i e j s z e j po- pularności autora ..Zimowych u r o - ków- tkwi w tym. że przez lata narastał wokół niego m i t szermie- rza poetyckiej a w a n g a r d y , mit
Poety trudnego, ekskluzywnego, d o - stępnego dla wybranych. Nic więc dziwnego, że takiego poete t r u d n o
°ylo przez lata c a ł e zbliżyć do dzieci.
Nieprześdgniony dotąd mistrz Polskiej poezji dla dzieci, nieżyją- cy już J a n Brzechwa, w swoim
»*)cu „O poezji dla dzieci" (..Twór- czość" 1955. n r 4) nic wymieniał Czechowicza wśród a u t o r ó w wier- n y dla dzieci, napisanych w o k r e -
międzywojennym, chociaż wspominał zasługi poetów, którzy mniej tu zdziałali. Jak np. Bro- niewski I Gałczyński. Dziś sytuacja wnicaila się ni*co na korzyść l u -
belskiego poety. Jego wiersze weszły na t r w a l e do szkolnych czv- janek dla klasy II i HI (szkoda lylko. że przez niedopatrzenie róż- nych zespołów autorów umieszczo- no w czytance dla klasy II i I U
l0J1 »am w i t r s z Czechowicza pt.
..Jesień"), a Wydawnictwo Lubel- skie wypuściło na rynek w dużych nakładach s t a r a n n i e wydany isbio-
r ek „Wiersze dla dzieci" o r a z od-
dzielnie w y d a n e wiersza: ..Jak groch wędrował", „Jesień", ..Zimowe u r o - ki", „ P r z y sianokosach". „ S r e b r n e
nitki". W ten sposób wiersze Cze- chowicza dla dzieci, wyłączone nie- j a k o z kilku w y d a ń jego utworów, mogą wreszcie trafiać do r a k w ł a ś - ciwego a d r e s a t a .
P o p u l a r y z a c j a wierszy Czecho- wicza wśród dzieci jest dzisiaj rzeczą bardzo p o ż ą d a n ą , alo nie Jedyną, jaką winni jesteśmy poe-
cie w roku 30-lecia jego tragicznej
spolite, b a n a l n e wierszyki, wobec których autor s t o s u j e t a r y f ę ulgo-
w ą , ze względu na młody w i e k czy- telnika i niski poziom jego k u l t u - ry literackiej. C / r c h o w i c z unika s t a n d a r y z a c j i f o r m y wiersza, sto- s u j e różny kształt strofy i urozmai- cono m e t r u m , nie Dosługuje sic w y - t a r t y m i i spowszednialymi r y m a m i . Świeżość i urok w y s t ę p u j e także i w treści wierszy. Poeta u n i k a ł w nich n u d n e g o dla dzteci moraliza- t o r s t w a . Przytoczony niżej w i e r -
D y d a k t y z m tego wiersza w y r a ż o - ny jest tu lednak w sposób dy- s k r e t n y I nic n a t r ę t n y . Wiersz nie Kraszy dziecka p r z y k r y m i konse- k w e n c j a m i , gdyż poniosło je w o f t a t e c z n y m r a c h u n k u łyżeczka a n i e dziecko. Jeszcze d y s k r e t n i e j w y - rażony został dydaktyzm w w i e r - szu pt. „Przy sianokosach", w któ- rym poeta opowiada o tym. lak dzieci pomogły zranionemu kosą zajączkowi:
Zaczarowany świat dla dzieci
śmierci. W bogatej już stosunkowo literaturze k r y t y c z n e j , poświęconej autorowi „ n u t y człowieczej". b r a k jest omówienia i analizy krytycz- n e j Jogo utworów przeznaczonych
dla dzieci. Bez takiego zaś omówie- nia n i e mogą być pełne nasze sady i wyobrażenia o talencie poetyckim Czechowicza, nio może być pozba- w i o n e j jednostronności oceny jego poetyckiego dorobku.
Dobre wiersze dla dzieci, a nic zaś „ r y m o w a n a woda*' (określenie J . Brzechwy) noszą piętno nie- powtarzalności i indywidualności swego twórcy. Wierszowano po- wiastki Jachowicza raża dziś dzieci swoim moralizatorstwem; n a d a l
jednak wzrusza Konopnicka opo- wieściami o losach sierot; uczy i b a w i zręcznie operujący p a r a d o k - sem i f a n t a s t y k ą T u w i m ; zachwyca Brzechwa dziecięcym komizmem, mistraowskim zastosowaniem w swych wierszach orzesadnl. personi-
fikacji, onomatopei 1 innych środ- ków poetyckiego obrazowania, d o - stępnych wiedzy I wyobraźni dziec- ka. Warto zdać sobie sprawę z t e - go, czym wyróżniają sio wiersze Czechowicza. Był on i w tych w i e r - szach, podobni* jak w całej s w e i twórczości, głęboko Indywidualny.
J e g o wiersze, pisane z myślą o dzieciach, c e c h u j e niepowtarzalny
urok.
Powstawały one w latach 1033—
11138. Drukował je przeważnie w
„Płomyczku", „ P ł o m y k u " I podpi- sywał najczęściej pseudonimami:
H e n r y k Zasławskl lub J . H. C. Po- dobnie Jak w e wszystkich utworach, tak i tu stawiał sobie Czechowicz wysokie wymagania. Nie są to po-
szyk zdaje się temu przeczyć, a l e jest to tylko pierwsze, pozorne wrażanie. Stanowi on zresztą w y - j ą t e k w twórczości Czechowicza dla dzieci.
Kiedy się zj.' śniadanie łyżrezkę trzrba sprzątać popatrz tylko kochanie już mysz wyłazi z kąta nie chciałeś schować łyżki upadła ci na podłogę teraz obgryza Ja myszki
nic na to poradzić nic mogę
Jan Orłowski
Udarł Stefanek czysty gałganck
z koszuli
ranę ' opatrzy, otuli.
(1933)
Portret Czecłiowleza
Witkacego w i n « r. wykonany przez
W późniejszych wierszach, pisa- nych przeważnie w roku 1935 i w
następnych latach d a j e się zauwa- żyć odstępstwo poety od dydaktyz- m u (nigdy zresztą nie wyrażanego w sposób Jaskrawy) na rzecz opi- sów piękna przyrody i ojczystych stron. Te wiersze są najliczniejsze 1 zarazem najpiękniejsze. Szczegól- ny urok widział poeta w zimowym I jesiennym pejzażu, ale rzecz cha- rakterystyczna. że Jest to z reguły pejzaż wiejski. Dynamiczny wiersz pt. „Śląsk śpiewa", jx>kazu|ący po- tęgę i surowe piękno Industrializa- cji, stanowi tu całkowity w y j ą t e k . T e m a t y k a wiejska d o m i n u j e więc w „Kołysankach", w takich w i e r - szach Jak „U strugi". „O rosie",
„Moja ziemia", „Jesień", „ S r e b r n e nitki" i in. Zafascynowanie pięknem Jesieni, zimy, zachwyt ojczystymi stronami wyraził poeta w kilku wierszach. Któż nie dopatrzy się tego zachwytu chociażby w takich strofach:
Matusiu, Lublin tak s r e b r n y t w e baśnie ml przypomina o lotach koni podniebnych, 0 czarach lamp Aladyna.
.A kiedy nocą bania uroków tu pęknie
1 gwiazdy niebo wyzłocą
— o, ma tui — jak będzie pięknie!
(„Zimowe uroki") W ten sam ton uderza poeta I w wierszu „Moja ziemia", w k t ó r y m
Jakże łatwo doszukać się echa Mic- kiewiczowskiego ..Pana Tadeusza":
...a cna nawet w grudniu zieleni się jeszcze modrzewiami gibkimi, niby leśne
dziewczę.
A ona ciężką falą czarnozlemu spływa po górach ku Wiśle rodna
1 szczęśliwa...
S r e b r n e miasta i wioski. ośnieżone boru, rankiem słońce na śniegach, czy
białe wieczory, śnieżyce i księżyce — wszystko
ciebie stroi.
ziemio moja rodzinna, kraju matki mojej...
T e m a t y k a wierszy Czechowicza dla dzieci Jest zawsze Jak n a j b a r - dziej swojska. Nie szukał on. wzo- rem Innych autorów, tematów w egzotycznych k r a j a c h , nie w y m y ś - lał w swych wierszach fantastycz- nych i nieprawdopodobnych or/.v- gód. Wiersze jego tkwią korzenia- mi w polskiej, rodzimej glebie, mie- nia się w nich polskie b a r w y 1 czę- sto brzmią dźwięki polskiej ludo-
w e j piosenki („Nasze śpiewanki**.
..Kołysanki"). T o orzecJeż w wier- szach dla dzieci znaidułemy takie oto strofy. Jakby żywcem wzięte z poezji ludowej:
U mej matki rodzuny stoi jawor zieluny, a pod jaworem
a pod zielonym
trzTj ptaszkowie śpiewają.*
(„Nasze śpiewanki") Uwagom o b r a k u egzotyki | f a n - tastyki n l o przeczy b y n a j m n i e j wiersz pt. „Nocleg w obozie", w którym poeta m a l u j e scenerio a f r y - kańską z ryczącymi lwami, s p l ą t a - nymi w dżungli lianami I odgło- sami tnm-tamów.Ten wierez nie jest b y n a j m n i e j opisem żadnych a f r y - kańskich przygód; wyraża on ro-*
dzimy. tajemniczy n a s t r ó j obozo- w e j harcerskie) nocy, wvzwalaj*cej w dziecięcej duszy nie da lace za- s n ą ć marzenia o dalekich podró- żach. Racje mlal poeta, stwierdza- j ą c w zakończeniu wiersza.
Trudno, trudno usnąć w mroku tajemniczym — b<fbny, proza, ciemność... 1 lew
blisko ryczy.
Dokończenie na s t r . 15
W 30 rocznicę śmierci poety
LUDZIE WRZEŚNIA
mTo, co najcenniejsze...
Wojciech Białasiewicz
MARIAN BUCZEK
ziemia Romuald Wiśniewski
Z teatrem do Skopje — bez koturnów (IV)
ZOSTAWILIŚMY TAM KAWAŁEK SERCA...
Marek A d a m Jaworski
Poetyckie widowisko telewizyjne
Zbigniew Jerzyna
PSEUDO: »SERCE«
Konrad Bielski
N O T A T K i
Z powiatu
Maciej Podgórski
Lubelszczyzna - region historyczny
jubileuszowy zjazd historyków
Regionalizm
nowoczesny
Zaczarowany świat dla dzieci
Kloss
rzeczywisty
Na głównej ulicy
Doping
Jan Sztaudynger