• Nie Znaleziono Wyników

Święć się, święć się, wieku młody... : humoreska sceniczna

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Święć się, święć się, wieku młody... : humoreska sceniczna"

Copied!
19
0
0

Pełen tekst

(1)

Biblioteka Główna

UMK Toruń

940736

M. G erson-D ąbrow ska

r i t / o * Ć * ^ O *

Swięc oię, ow ięc bię W ieku Miody

Humoreska Sceniczna w 1 akcie

___________________

NAKŁAD I WŁASNOŚĆ

B. J. ZA LEW SKI 1505 Tell Place, Chicago, 111.

(2)

DZIAŁ SZTUK TEATRALNYCH

Libretta do Oper, Wiersze, Deklamacje Monologi, Djalogi dla Dzieci i Starszych

<£> <3>

A 1 C h o i n k a . O br. w ig il. w 1 a k c ie , 10 o só b ż e ń s k i c h ... 0.15 A 2 D o s k o n a ła K u c h m i s t r z y n i . K r o t. w 1 a k . 5 o só b ż e ń . ..0 .2 0 A 3 F a t a l n a K ie ł b a s a . K r o t. w 1 a k . 7 o só b m ę s k i c h ... 0.10 A 4 J as e łk a . Oh. z d z ie jó w N a r . C h ry s. w 1 ak . 30 o s ó b . . 0.15 A 5 K a m y k i Ró ża . W 1 a k ., 3 o s o b y ż e ń s k i e ... 0.10 A 6 K s ię ż y c ó w k a . D r a m . w 3 a k . 15 o só b m ę s . i ż e ń ...0.25 A 7 N a r o d z i n y P ie ś ni . Obr. sc. w 1 ods. 10 o só b m ę s ...0.10 A 8 O s t a t n i R az . D j a lo g w 1 o d s. 2 o s o b y ż e ń s k i e ...0.10 A 9 P ie r w s z a N a g r o d a N a c i. K o m . w 1 od s. 6 d z i e w ... 0.10 A 10 S t a r u s z k o w i e w z a lo t a c h . F r a s z . sc. w 1 od s. 2 o s o b y . . 0.10 A 11 T r a f i ł M a r e k na M a r k a . K o m . w 2 o d s. 10 m ę s k i c h . . .0.2©

A 12 W s z y s t k o w p o r z ą d k u . F a r s w 1 a k. 4 m ę s. 2 ż e ń . . . . 0.25 A 13 Z ł o t a M a ry sia . K o m . w 1 a k c ie , 5 d z i e w c z ą t ...0.10 A 14 Z ł o t k o i B ło t k o . K o m . w 1 a k . 3 m e s i 1 ż e ń ... 0.10

L I B R E T T A D O O P E R

B 100 O p er a Ch ło pi . L ib r e tto w 5 a k t a c h . J a n a S r o k i.0.30 B 101 O p er a J ud as z. L ib r e tto w 5 a k t a c h . J a n a S r o k i.0.50 B 102 O p e r a Quo Va d is . L ib r e t t o w 5 a k t a c h . J a n a S r o k i . . 0.50

W I E R S Z E , M O N O L O G I I D J A L O G I

C 150 Z b ió r Sześciu M o n o lo g ó w d la d z ie w c z ą t. 1 N ie p o r z ą - dn a, 2 P o m y liła s ię , 3 U d e n t y s t y , 4 M a s ię r o z u m ie ć , 5 C h w a liń sk a , 6 S t r ó ż k a ... 0.15 C 151 Z b i ó r Sześciu M o n o lo g ó w d la c h ło p c ó w . 1 Z a p is z e się,

2 B e z u r z ęd u , 3 N ie w s t ą p ię . 4 W y j ą t k o w y M ło d z ie ­ n ie c , 5 Z a w o d o w y w ie r s z o k lit a , 6 S t r a c h p r o si o k o ­ la c ję ... ...0A5 C 152 D w a m ono logi, D ja lo g i A n e g d o t y . 1 N a k o n c e r c ie ,

2 M u z y k a ln y (d w ie o s o b y ) , 3 N ie d z ie la , 4 Z m u z y c z ­ n y c h a n e g d o t, 5 P s y c h o lo g j a d r u g ie g o fle c is t y , 6 T o s- c a n in i i V e r d i ... .i... ...°-10

M. GERSON-DĄBROWSKA

Święć Się, Święć Się, Wieku Młody

H U M O R E S K A S C E N IC Z N A O S O B Y

TADEK, 1. 18 jego bratankowie.

DO BOSINSKA stara gospodyni.

JO ZE FK A

pokojówka wiejska.

FR A N E K

PA NI BERSKA.

HA N IA , 1. 15 LOLA, 1. 14

jej córki.

MI CIA- 1. 15 IRKA, 1. 14

jej siostrzenice.

chłopak wiejski do posług. JU R E K , 1. 19 PAN ROLICZ Rzecz dzieje się na wsi w domu p. Berskiej.

Scena przedstaw ia pokój panieński. Drzwi w środku, z praw ej i lew ej strony trochę w głębi drzwi. N a prawo okno. Z lewej pianino, w głębi k anapka w yściełana i półeczka z książkam i. Trochę na praw o stół, założony książkam i, kilka krzeseł. Na pianinie nuty, lusterko stojące. W chwili odsłony H an ia siedzi na kanapce, ło k ­ cie oparte na kolanach, tw arz na rękach. Na kolanach o tw a rta książka. Micia siedzi przy pianinie i coś sobie

(3)

bezładnie w ybiera jedną, ręką- Chwila ciszy — H ania przew raca k artk ę i czyta dalej. Micia opuszcza lęce

znudzonym ruchem- Józefka ściera kurze.

MICIA. A aach! jak ja się nudzę- jak ja się nu­

dzę, moja H an iu !

H A N IA (prostując się i opuszczając ręce). A ja się pewnie bawię! (zarzuca ręce za głowę i przymyka oczy).

Ach spać. spać, spać bezustanku!

Od wieczora do poranku, Od poranku aż do nocy...

JO ZEFK A . Hi- hi- hi!

H A NIA. I czego się śmiejesz?

JO ZEFK A . Ze to panna inoby cięgiem spała!

Hi, hi, hi!

HA N IA . A ty się nigdy nie nudzisz?

JO ZEFK A . Jo? ab o "to je cas na nudzenie? abo by to pani gospodyni dała? Oho!

M ICIA (z westchnieniem). Szczęśłiwaś ty. Jó- zefko!

HA N IA . Mój Boże, już z miesiąc nikt u nas nie bvł!

JO ZEFK A . Hale! o o ! pan Zenowic?

M ICIA ( odwraca się z taboretem do widowni).

sześćdziesiąt lat — to jest nikt.

JO ZEFK A . A pani Robakowska?

M ICIA (obracając się w inną stronę). To pani — to także nikt.

J Ó Z E F K A . A panienkiby kciały...jo wim (za- tyka sobie usta fartuchem) młodych kawalirów... Hi.

hi! A P

Ma

jest

H A NIA. Cicho bądź! Aaach! (poziewa i prze- LOLA. No, ale czy ty wiesz, czego chcesz?

ciąga się. IVchodzą Vola i Irka w kapeluszach ogro­

dowych).

M ICIA (wstając). Gdzieżeście były?

LOLA (zdejmuje kapelusz i rzuca na pianino).

Trochę w ogrodzie, trochę w lasku... gorąco- nudno tak. że...

IRKA. A tak. Ja sobie nawet pomyślałam, że chyba lepiej, jak są lekcje; poco nam te wakacje da­

li? (zdejmuje kapelusz i rzuca nim, mierząc, żeby padł na szafę).

LOLA (żyw o). O. bardzo ci dziękuję! Fraulein i jej deklinationem- mademoiselle ze swoim Corneil- Jem...

M ICIA (z patosem). Rodrigue, as tu du coeur?

IRKA (wstając). Tout autre que mon pere l’é­

prouverait sur l’heure...

LOLA (zatyka uszy). Dość! dość! a jeszcze panna Zofja ze swojem a plus b równa się c. Nie.

dziękuję, już wolę się nudzić. (Józefka wychodzi).

MICIA (chodzą po pokoju). \ch> żeby to kto przyjechał !

HA N IA . Pan Zenowicz !

MICIA, LOLA, IRKA. Nie! nie!

H A NIA. Pani Robakowska ! FEZ SAME. Nie ! cóż znowu !

HA NIA. Więc słuchajcie! podobno jeżeli kto czego bardzo pragnie, to mu się spełnia. Chciejmy wszystkie razem mocno ! bardzo mocno !

3

(4)

H A NIA. Oczywiście. Chciałabym» żeby przyje­

chał do Brzeżków jaki znakomity człowiek.

LOLA. Aktor!

IRKA (siadając koto stołu). Nie, co znowu» po- cóż znów aktor, jabym chciała... malaiza!

MICIA. Nie, muzyka, albo lepiej powieściopisa-

r z a ! . . .

H A NIA. Musimy się zgodzie na jedno, ja pro­

ponuję — poetę!

W SZY STK IE. Tak! tak! poeta, poeta!

LOLA. Mamusia mówiła» że pan Zenowicz pisu­

je wiersze.

H A NIA. Nie» ja mówię o prawdziwym poecie, co pisze wiersze i drukuje, no» i jest młody, a nie stary i łysy!

IRKA (z przekonaniem). Prawdziwy poeta me może być stary i łysy.

H A NIA. Zęby tak naprzykład — Rolicz!

IRKA. Ho, ho! maleńkie żądanie, taka znako­

mitość !

M ICIA. No» zaraz znakomitość!

H A N IA (zaperzona). Bardzo cię proszę, moja Miciu» nie wyrywaj się, kiedy nie wiesz. Nawet panna Zofja mówiła o nim» że... że...

(Lola, która spacerowała po pokoju, bierze z pia­

nina lusterko, przegląda się i poprawia ztJosy).

MICIA. Eh! nawet nie wiesz» co mówiła!

HA N IA . Właśnie- że wiem! zaraz... zaraz...

acha, mówiła: “to jest poeta młodej Polski.”

IRKA (przeglądając książki). A może on jest stary ?

4

H A NIA. Jakto? poeta młodej Polski?

U naszej twierdzy masz trzymać straż, Chwytaj za kielnie i m łoty!

Miej silne ramię, pogodną twarz I orle» podniebne loty!

Kto takie wiersze pisze, nie może być stary!

LOLA. Pew nie! Hania się na tem zn a!

M ICIA (lekceważąco)'. Eh!

LOLA. Pewnie ty się znasz, co nigdy książki do ręki nie weźmiesz!

MICIA. Ty smarkata pilnuj swego nosa! Cze­

kaj, powiem cioci» że się w lusterku przeglądasz i miny stroisz- jak mademoiselle!

LOLA (stazma lusterko). A tobie co do tego?

H A NIA. Nie kłóćcie się, pamiętajcie, że mamy zgodnie chcieć.

MICIA. Eh! chociażbyśmy nie wiem jak chcia­

ły» nic z tego nie będzie. Idę do stajni.

IRKA (wstając). Tak ciągle o jednem myśleć!

HA N IA . Dobrze» kiedy nie chcecie, to nie, ale jeżeli kiedy przyjedzie mój poeta...

MICIA. Doskonale- już jest j e j ; czemużby nie mój naprzykład ?

(Wbiega z lewej Józefka ze szczotką i ścierką, za nią zvsuzm głowę Dobosińska> zci Józefką — Franek).

DOBOSINSKA. Józefka! a zwijaj się, a żywo!

za godzinkę ma być pokój gotów! słyszysz?

JO ZEFK A . Ady słysę, bom tys nie głucho» pani gospodyni to ino cięgiem: prędzej a prędzej, laboga!

(chce wyjść na prawo ,idzie wolno).

5

(5)

M ICIA (zatrzymując ją ). Gdzie ty lecisz- Jó­

zef ko?

JO ZEFK A . Ady pokój gościnny rychtować.

W SZY STK IE (otaczając ją). Goście będą?

FR A N E K (zbliża się na przód sceny). Mnsi bę­

dą- kiej starsa pani psykazała pokój obrządzić galanto!

M ICIA (żywo). Panie czy panowie?

JO ZEFK A . Musi pany, bo przykazali ten pokój kole salonu.

H A N IA (skacząc i klaszcząc w ręce). A co?

a co? widzicie! spełniło się- goście jadą.

IRKA. I czego się cieszysz? a może to proboszcz, albo rejent do cioci?

JO ZE FK A (kręcąc głową). Nie- musi obce, bo starso pani straśnie sfrasowano (wybiega na prawo).

W SZY STK IE. Goście! goście jadą! wiwat!

(skaczą, klaszczą w ręce. Micia siada do pianina i gra huczną polkę lub galo pad c> Hania tańczy z Lolą>

Irka sama, kręcąc się z rozpostartemi rękoma- woła):

Nie mam p a ry ! nie mam p a ry ! (zapada na Józefkę, która wybiega z prawej, chwyta ją zv pół i pociąga do tańca).

JO Z E FK A (tańcząc). Loboga! loboga! panien­

ko ! nimam casu! (zachodzi z prazaej pani Berska z D ob osińską).

DOBO SINSK A (podnosząc ręce do góry). Ra­

ny Pana mojego- co się tu dzieje! Józefka, ty wał- koniu- do roboty mi zaraz.

(Taniec ustaje» Józefka wybiega na lewo- Dobo- sińska, grożąc jej, za nią, po chzmli wraca. Dziew-

6

częta biegną do pani Berskie] i mówią prazaie rów­

nocześnie ).

PIANIA. Mateczko, czy to prawda?

MICIA. Cioteczko, goście naprawdę LOLA I IRKA. Mamusiu! Ciociu!

PA N I BERSKA. Dajcież pokój, odczepcie się- no tak. tak. jadą do nas goście!

W SZY STK IE. Kiedy? kiedy?

PA N I BERSKA. Najdalej za jakąś godzinę, ale dziewczęta, uwaga, to nie byle kto!

W SZY STK IE1. No? no? Kto taki?

PA N I BERSKA (uroczyście). Znakomity czło­

wiek, poeta niepospolity — Marcin Rolicz!

W SZY STK IE. Co? co? naprawdę?

PA N I BERSKA. Bawił w sąsiedztwie, korzy­

sta ze sposobności, żeby odwiedzić...

MICIA (przerywa> krzycząc). Haniu- jesteś ge- njalna! tyś to przepowiedziała!

LOLA. Mam susiu. czy on młody?

MICIA. Kawaler, czy żonaty?

IRKA. Czy ładny? czy ładny?

PA NI BERSKA (zatykając uszy). A dajcież mi pokój, nie mam czasu, roboty huk, bo z nim podob­

no jeszcze ktoś więcej przyjeżdża. Dobosiu, proszę pamiętać o kurczakach, niech Małgosia zaraz nałapie;

rzodkiewki młodej urwać.

; _ DOBOSINSKA. Rany Pana mojego- czy ja kiedy o czem zapom niałam ?_____

PA N I BERSKA (wychodząc z Dobosińską na lewo). Srebro Dobosia wyjmie z kredensu i niech o- grodnik... (wychodzą).

7

(6)

H A N IA (zakładając ręce na piersiach). No, i cóż wy na to?

MICIA (rozkłada ręce). Przyznam ci się, że je­

stem zdziwiona, żeby nasze życzenia, tak raz, dwa, trzy. . .

LOLA. Ale, moje drogie, to nie żarty, widzia­

łyście, jak mamusia jest zafrasowana, musimy i my czemś się przyczynić do uczczenia. . .

PIANIA (chodzi, ująwszy się za głowę). Radź­

cie, moje drogie, bo ja zupełnie głowę straciłam.

MICIA. Trzeba nasz pokój ubrać kwiatami.

IRKA. Tak, koniecznie; poeci lubią kwiaty.

LOLA. Ja biorę moją nową sukienkę i różowe wstążki.

MICIA. Myślisz, że ja zostanę w tej fryzurze?

rozpuszczę włosy, jak na weselu u Turskich.

H A N IA (zamyślona). Chyba tę białą muślinową w rzucik, to będzie najpoetyczniej.

IRKA. Ależ, moje drogie, trzeba myśleć o kwiatach, bo z niczem nie zdążymy!

H A NIA. Niech nam Franek pomoże. Franek!

Franek! (wbiega głębią Franek, staje z otwartemi ustami).

FRA N EK . Słucham jaśnie panienków.

IRKA. Pójdziesz po kwiaty.

8

FRANEK. Słucham jaśnie panienków ( chce iść).

LOLA (zatrzymuje go). Czekaj! narwiesz kwia­

tów, zieloności.

FRANEK. Ziela? Aha?

LOLA. Zrozumiałeś?

FRA N EK . Ino (chce iść i wraca). A a a ! lo żre- boka cy lo wiprza?

HA NIA. Głupiś! kwiatów, zieloności, mówię c i!

FRANEK. Acha! miarkuję (zaybiega).

W SZY STK IE. Prędko! prędko! po kwiaty —■

po kw iaty! (wybiegają głębią, po chwili z prawej zapada Franek). , ‘. .i , ,

FR A N EK (wpada z prawej). Prosę jaśnie pa- nieków (rozgląda się). Olaboga! (idzie do drzzui z le­

w ej). Prosę tyz panienków, bo się kciałem przepytać dokumentnie! (po chwili). Nimo ich, posły se, ola­

boga! (drapie się w głozaę). A krzycały tyz, kiej te gęsi na wygonie, aze mi się całkiem we łbie prze­

wróciło. Bo źreboka — nie. Lo wiprza — nie. Moi- ściewy, chi o to zar bandzie? A co mi ta, ziela to zie- (wybiega na prawo, potrąca Dobosińską). O loboga!

DOBOSIŃSKA. Ty, gawronie! A gdzież się te kozy podziały? Rany Pana mojego! Jakiż tu niepó-

— 9 —

(7)

rządek! Józefka, Józefka! (Józefka wchodzi z lewej, zasłaniając oczy fartuchem).

DOBOSIŃSKA. Czego buczysz, głupia? M ar­

nego słowa powiedzieć nie m ożna!

JÓ ZEFK A . Pa. . . pani gospo. . . dynia to ino cięgiem na mnie. . . jak na łysą kobyłę — u u u ! (płacze.) Skaranie boskie z temi. . . gościami. . . uuu.

DOBOSIŃSKA. Cicho, cicho, rany Pana moje­

go, cicho, mówię! Bierz ścierkę, trza tu posprzątać, kurze pościerać.

JÓ ZEFK A . Ady ścierałam!

DOBOSIŃSKA (gzmłtownic). To jeszcze raz pościerasz. A te książki na półkę poskładać ładnie.

(Podnosi z ziemi chusteczkę, z sojki fartuszek, z krzepła pończochę). Rany Pana mojego, jak to rzu­

ciły, kozy, kozy! (wychodzi na lewo).

JÓ ZE FK A (sama). Józefka tu, Józefka tam. . . juści będę ci ta harować, kiej ta śkapa. . . Siędę se, kiej panna ze dwora (siada na kanapce). Juści do­

brze, miętko (podskakuje, siedząc), a odbija, kiedy huźdawka (nasłuchuje). Rety! ktoś idzie! (zrywa się, zbiera książki ze stołu, wbiega Hania środkiem z pę­

kiem kzaiatów i gałązek).

HA N IA (zapychając kwiaty w ręce Józef ki). Jó-

10

zefko! te kwiaty włożysz do wazonu! (wybiega na lewo).

JÓ ZEFK A . Loboga! (zabiega Lola z pękiem kwiat óza).

LOLA ( toż samo). Te kwiaty, Józefko. . . wło­

żysz. . . tylko prędko, prędko! (zabiega na lewo, z prawej zapada■ Micia, za- nią Irka, scena jak wyżej).

MI CIA I IRKA. Józefko! kwiaty. . . do wo­

dy. . . (wybiegają, Irka wraca od drzwi).

JÓ ZEFK A . Loboga! loboga!

IRKA. Józefko! te moje na stole postawisz (w y- biega ).

JÓ ZEFK A . Rety, tyła ziela, tyła śmiecia! cie- lakby się nazor, ab o i krowa. . . “Te na stół.” Abo ja wim, chtóre? I to ziele, i to ziele.

DOBO SIŃSK A (zachodząc z prawej). Józefko, rany Pana mojego, a to co?

JÓ ZEFK A . Panienki przykazały we wodę wło­

żyć, jo ta nie wim, może tys pani gospodynią. . . (chce jej oddać kwiaty).

DOBOSIŃSKA (cofając się i zastawiając ręko­

ma). Ja? rany Pana mojego, idź do licha!

JÓ ZEFK A . Ja ta mewim, niech pani gospody­

nią trzymo, bo to panienków (zapycha jej kwiaty i li­

ci ek a, zabiega środkiem Franek z pękiem zielska).

11

(8)

FRANEK. Ziela przyniósem! (oddaje Dobosm- skiej).

DOBOSIŃSKA. Coś ty przyniósł, gamoniu! O jej, parzy, kłuje! pokrzywy, konopie, oset!

FR A N E K ( daje jej sielska). Niech tys pani go­

spodynią trzymo, bo to panienko w (ucieka).

DO BO SIŃSK A. Rany pana mojego! i cóż ja z tern zrobię? (glos za sceną) Dobosiu! Dobosiu!

DOBOSIŃSKA. Idę! idę! A niech se ta leży (rzuca kwiaty na stół). Idę! (słychać trzaskanie z bicza). Trzaskają z bicza? aha! (biegnie do okna) goście przyjechały, już przyjechały, a do stołu jesz­

cze nie nakryte! (chwyta się za głowę). Rany Pana mojego! Józefka! Józefka! huncwot dziewczyna!

(wybiega na prawo, wołając ciągle coraz cieniej):

Józefka! Józefka! . . . (z lewej wpada Micia, prze­

brana, ale rozczochrana, trzyma, w podniesionej ręce szczypce do fryzowania, sa nią goni Lola, też prze­

brana już, ale jeszcze bez wstążek u głowy. Lola go­

ni Micię, chcąc odebrać szczypce.)

LOLA (płaczliwie). M ita! oddaj! oddaj!

M ICIA (uciekając). Figę, ani myślę! (gonią się koło stołu, prezwracają krzesło).

LOLA (j. za.). Oddaj, czem ja się ufryzuję?

MICIA. Patykiem, pogrzebaczem! bo ja ci nie

12

dam! (ucieka na lewo, Lola za nią, środkiem zapada Irka i rozgląda się).

IRKA. Gdzieś tu były moje wstążki! (szuka na stole, zrzuca część kwiatów na ziemię).

IRKA. Oj, moje wstążki! (zayciąga szufladki w stole, przewraca w nich i zostazma otwarte, szuka w szafie, z górnej półki spada kilka pudełek; Irka prze- zaraca za szafie, zabiega Hania za białej sukience i za jednym pantofelku na nodze).

H A N IA (biega niespokojnie). Mój pantofel! Ir ­ ko, nie widziałaś mojego pantofla? (Hania zagląda pod stół, odsuwa szafkę, Irka rozrzuca książki na półce, szuka na pianinie i po ziemi).

IRKA (wyciągając z triumfem wstążki z pod pianina). Aha! są! '(wybiega na lewo).

H A NIA. No, moi państwo, i co ja zrobię! (w y­

biega, z lezącj zapada Franek z walizką, pudłem, th r mokiem, z prazoej Dobosiuska, zapadają na siebie, Franek się przewraca).

FR A N EK . Ojej! rety!

DOBOSIŃSKA. Laboga świętego, ty niezdaro!

FR A N E K (gramoląc się). Skaranie Boskie z te- mi gościami!

D O BO SIŃSK A (szturga go za plecy). Prędzej, prędzej!

FR A N E K (płaczliwie). Niech pani gospodynią

— 13 —

(9)

nie śturga, bo się znów wywalę! (wychodzą, chwilkę scena pusta, Jurek uchyla drzwi środkowe i zagląda, wchodzi powoli, w kurtce, długich hutach, blondyn).

JU R E K . No, i gdzie ja zalazłem! Panieński po­

kój czy jak? Pewnie, na to patrzy, bo i porządeczek panieński (całuje końce palców), buzi dać! (podnosi krzesło i stawia). Hm! gdzie ja zalazłem? Dwór jak labirynt, drzwi na prawo, drzwi na lewo, drzwi wprost (pokazuje rękoma), korytarze, sienie, zaka­

marki. Licho wie c o ! (Wbiega z lewej Hania ubra­

na już, uJosy rozpuszczone, róża u paska, zatrzymuje się zmieszana, Jurek ki unia się ceremonjalnie).

JU R E K . Pani!

H A N IA (na stronie wzruszona). To on! (do Jurka) pan. . . pan. . . Rolicz?

JU R E K (z ukłonem). Do usług (na stronie), wcale miła dzierlatka.

H A N IA (na stronie). Strasznie młody! (do Jur­

ka, zbliżając się). Panie! marzyłam o tej chwili, kie­

dy pana poznam !

JU R E K (na stronie.) Ona marzyła o mnie! (do Hani) Pani!

H A N IA (śmielej). Bo widzi pan, ja znam pana od tak dawna, to jest: znam duszę pana. . .

JU R E K (na stronie). Ona zna moją duszę? (do Hani). Pani wybaczy, ale ja doprawdy nic nie rozu-

— 14 —

miem, a co do mojej duszy. . . phi!

H A N IA (składając ręce). Oh, czy to trzeba ro­

zumieć? to trzeba czuć, ja czuję pana duszę poety.. . JU R EK . Poety? Ależ ja, proszę pani, doprawdy wcale. . .

H A N IA (deklamuje z przesadą):

Dusza dziewicy jest, jak arfa złota, Śpiewa przecudnie pod dłonią pieśniarza, Dusza dziewicy jest, jak lii ja biała, Zdjęta z ołtarza!

Przecież to pan to powiedział tak ślicznie!

JU R E K (ze śmiechem). Dalibóg, nie! jak panią kocham, wcale tego nie mówiłem, naprawdę, wcale!

H A N IA (na stronie wzruszona). Jak panią ko­

chani! Boże! (do Jurka) doprawdy. . . pan tak ła­

skaw.

( Głos za sceną): Haniu ! Haniu !

HANIA. Zdaje mi się, że mateczka woła, wró­

cę za chwilkę (biegnie do drzwi na- prawo i odwraca się jeszcze). Jaka ja jestem szczęśliwa! (wybiega).

JU R EK . No, co to wszystko znaczy? mech mnie ubiją, jeżeli co rozumiem (zabiega z lewej Micia, wło­

sy rozpuszczone, kokardy). Ach, otóż i druga. . . MICIA (na stronie). To on! myślałam, że ma wąsy (do Jurka dość śmiało). To pan jest pan Rolicz, prawda ?

15

(10)

JU R EK . Tak jest, proszę pani. . .

MI CIA. Witani pana! (potrząsa rękę z rozma­

chem). Cieszę się, że pan przyjechał.

JU R EK . A i mn:e bardzo przyjemnie!

MICIA (na strome). Mówi, jak zwyczajny czło­

wiek, wcale nie poetycznie (do Jurka). Hania mówi, Hania to moja kuzynka, że pan jest niezwykły czło­

wiek.

JU R E K (przerażony). Ja?

MICIA. N.o tak, pan. A mnie się zdaje, że pan jest czasem tylko niezwykły, a czasem zupełnie taki, jak wszyscy.

JU R E K (na stronie). Rezolutna koza! (do Mici).

Bo ja, proszę pani, nie jetesm wcale niezwykły, ja. . . MICIA. O, proszę bardzo, pan zanadto skrom­

ny, znamy wszyscy pana dzieła.

JU R E K (zdumiony). Moje dzieła?

MICIA. No, oczywiście! I ja sobie postanowi­

łam, że musi mi się pan wpisać do albumu, i to za­

raz, bo potem> się zapomni (po chudli). Nie, dopraw­

dy, żeby mi był kto wczoraj powiedział, że ja tu dziś z panem. . . to poprostu jak w bajce.

JU REK . Pani lubi bajki ?

MICIA. Strasznie! to jest. . . nie. . . właściwie, przecie żbajki to tylko dla małych dzieci, a ja. . .

16

JU R E K (żartobliwie). O, tak! pani jest prze­

cież. . . prawie dorosła.

M ICIA ( urażona, do siebie). Prawie! co on so­

bie myśli! (głośno). Ale do albumu pan musi się wpisać koniecznie (szuka na stole, na półce). No, gdzież mi się ten album podział — ta Ira zawsze wszystko poprzewraca. Zaraz przyniosę ( odchodzi na lewo. i wraca). Tylko niech pan stąd nie odchodzi (do siebie, odchodząc). To Hanka będzie zła, no!

JU R EK . No i co to wszystko znaczy? Ale co tam, wcale tu przyjemnie. Takie miłe dzierlatki.

Trzymaj się, Jur, bo ci serce ucieknie, tylko nie wiem, do której, do brunetki, czy do blondynki? Biała, czy czarna? Oto jest pytanie!

TA DEK (zagląda i wchodzi). Aha, jesteś tu, szukam cię po całym domu, a on u panien w poko­

ju. Ślicznie, ślicznie, powiem pani Berskiej. (Tadek wesoły, żywy, elegancki, z kwiatkiem zv butonierce, cliausse).

JU R EK . Dajże pokój, przecie to przypadek.

TADEK. Uhm! gniewasz się na niego?

JU R EK . No nie, ale dalibóg nie wiem, co my­

śleć. Al1 o ja głupi, albo te kozy po war jo wał«. • Coś plotą ni w pięć, ni w dziewięć.

TADEK (wesoło). No, to ciekawe! Ale idź do stryja.

uniwersytecka)

(11)

JU R EK . A ty?

TADEK. A ja tu zostanę, może i mnie jaka niezwykła przygoda spotka (popycha Jurka ku drzwiom). N.o, idź już, idź!

JU R E K (wychodząc). I ta dzierlatka miła, i ta koza niczego! (Tadek siada, wyciąga nogi przed sie­

bie, zakłada ręce).

TADEK. Czekam przygód!

(Z lewej wchodzi Dobosińska, kłania się cere­

monialnie. Tadek zrywa się i kłania).

TA DEK (na stronie). No, to chyba nie panna domowa ?

(Dobosińska kłania się raz jeszcze, Tadek też.

Dobosińska odchodzi i jeszcze raz kłania się w progu drzwi na prawo. Uchylają się drzwi środkowe, Lola i Irka zaglądają i cofają się przymykając drzwi).

TA DEK (zrynm się, obciąga kurtkę, poprawia krawat). A h ! otóż i one!

LOLA (uchyla drzwi, popycha Irkę, półgłosem).

Idź ty pierwsza.

IRKA (t. s. cofając się). Acha, zaraz! to ty idź!

LOLA. No chodź, bo co on sobie pomyśli o nas?

(podchodzą zw^olna, to podnosząc oczy, to opuszcza­

jąc, Tadek kłania się głęboko).

IRKA. Czy pan . . . czy pan . . . TADEK. Tak, jestem Rolicz.

18

LOLA (szturga Irkę, półgłosem). Mów co!

IRKA (t. s. do Loli). To ty mów, mądra! ja już mówiłam.

LOLA (kręcąc koniec warkocza). Pan się pewnie z nas śmieje, bo my . . . to . . .

TA DEK (wesoło). Ależ wcale nie! upewniam panią, miło mi poznać urocze mieszkanki tego białe­

go dworku.

LOLA (zachwycona). Ach, jak pan to ślicznie powiedział!

TA D EK (ucieszony). Ślicznie? (na stronie) roz­

koszom gąska!

LOLA. To zresztą, nic dziwnego, bo . . . bo . . . IRKA (rezolutnie). Bo pan jest poeta!

LOLA (prędko półgłosem). Cicho bądź, to ja chciałam powiedzieć.

TADEK. Ja poeta? skądże znowu! ja jestem. . . IRKA. Znakomity człowiek!

TADEK. Słowo daję, wcale nie! ja, słowo da­

ję, nigdy nic nie napisałem, a do tego wiersze!

IRKA. A przecież ja umiem nawet na pamięć tę balladę palia (do Loli półgłosem). Lolu, dobrze po­

wiedziałam, to się ballada nazywa?

TADEK. Jaką znów balladę?

IRKA ( rycytuje):

Pójdźcie, o dziatki, pójdźcie wszystkie razem

— 19 —

(12)

Za miasto poci słup na wzgórek,

(Tadek w miarę mówienia robi minę zdumioną, a potem rozbawioną).

Tam pod cudownym klęknijcie obrazem, Pobożnie zmówcie paciorek.

(Tadek zatyka usta chusteczką, wstrzymując śmiech )..

Tato nie wraca, ranki i wieczory We łzach go czekam i trwodze . . .

LOLA (trąca ją, płaczliwie). Cicho bądź, prze­

cież to Słowackiego!

TA D EK (parska śmiechem). Ha, ha, ha! oj, oj o j ! (zanosi się od śmiechu siada na krześle).

LOLA (coraz piskliwiej). Proszę pana, proszę pana, dlaczego pan się śmieje? Jak mamusię kocham, pan sobie z nas żartuje, a ja się tak cieszyłam (od­

wraca się i płacze).

IRKA (odwraca się w drugą stronę). Takie by­

łyśmy szczęśliwe! oj, o jo j! (płacze).

TA DEK (zakłopotany zostając). Masz tobie, te­

raz znów płaczą (do Loli). Proszę pani! (do Irk i) proszę pani! no. proszę nie płakać, co ja zrobiłem- złe­

go? Jak panie każą, to i wiersze będę pisać, słowo daję! Nooo! (zagląda Loli w twarz, ona odwraca się w drugą stronę). Nooo! (zagląda ze oczy Irce, która też się odwraca).

20

IRKA (tupiąc nogami). Nie! nie chcę! pan niby poeta, a taki niedobry, o je j!

TA D EK (rozkładając ręce). Słowo honoru, nic nie rozumiem! Proszę p an i! Nawet patrzeć nie chcą.

To już sobie pójdę chyba, czy co? Mam pójść? (mil­

czenie, słychać tylko łkanie). A może wody? (ogląda się, chwyta dzbanek z umywalni). Proszę pani! Nie?

LOLA (tupiąc z twarzą zsałoniętą). Niech pan sobie idzie! niech pan sobie idzie!

TADEK. Nie, to nie! (stawia dzbanek). Ha, no, to pójdę (wychodzi, oglądając się). Miłe gąski ale mają coś tu (pokazuje na czoło i wychodzi. Dziewczę- od słaniają oczy). __

IRKA (zła). Widzisz! masz! ten twój poeta!

LOLA (płaczliwie). Wcale nie mój, tylko Hani.

Daj mi pokój! (rozchodzą się w dwie strony zadą- sane i stoją tak, że Micia, zachodząc z lewej, nie zw­

ozi ich ze pierzesz ej chwili).

M ICIA ( trzyma w ręce podniesionej album).

Jest! jest! (zatrzymuje się, rozgląda), co to? niema

g o ?

IRKA (wychodząc z kąta). Poszedł sobie, bar­

dzo dobrze, bardzo dobrze!

M ICIA (zła). Ira, co to jest? wyście go wi­

działy ?

IRKA. No, bo co? Czemużbyśmy nie miały wi-

21

(13)

dzieć? i rozmawiałyśmy nawet.

M ICIA (zła<). One się zawsze wkręcą, gdzie nie potrzeba, smarkate.

IRKA. Sama jesteś smarkacz! Dlaczego to z tobą tylko miał rozmawiać?

LOLA (wychodzi z drugiego kąta melancholij­

nie). Nie kłóćcie się, i cóż to .pomoże?

IRKA (zaperzona). Dobra sobie! tylko z nią miał rozmawiać, ona tylko . . . (wbiega środkiem Hania i nagle zatrzymuje się).

H A N IA . A aach!

MICIA (kwaśno). Stracha zobaczyłaś, czy co?

(do siebie). Ręczę, że i ona już go zna!

H A NIA. Bo ją myślałam. . .

MICIA (j. w.) Że jest tu pan Rolicz, a tymcza­

sem (ironicznie) wszystkie trzy siostrzyczki w kom- plec’e (wskazuje z ukłonem głębokim). Istotnie, za­

wód wielki!

H A NIA. No pewnie, bo taką miłą spędziłam chwilę i myślałam. . .

MICIA (drwiąco). Że czeka na ciebie i wzdy­

cha (naśladuje z przesadą). Och! ach!

LOLA. Ale wiecie co, ja go sobie inaczej wyo­

brażałem, myślałam, że ma wąsy, a to taki młodziutki brunecik.

MICIA. Brunet? co ty pleciesz, on ma blond

22

włosy, ładne w kędziorach,

IRKA. Gdzie ty masz oczy? Brunet jest, wcale nie kędzierzawy!

MICIA. Mówią wam*, że jest blondyn!

LOLA. Nieprawda,' bo brunet!

MICIA. Blondyn!

IRKA I LOLA. Brunet! brunet! (prawic rów- c ze śnie ).

MICIA (krzyczy). Smarkate!

LOLA (cienkim głosem). Ślicznie, powiem ma­

musi !

DOBOSIŃSKA (zachodzi z prawej). Rany Pa­

na m ojego! co to za krzyki ? A tu jakaś znaczna o- soba przyjechała, bo pani włożyła materjalną suknię.

Pani szuka panienków po całym domu, a panienki kłócą się jak dziwki, nie przymierzając. Wstyd, ob­

raza Boska! (Dziewczęta otaczają Dobosińską).

W SZY STK IE. Dobosiu kochana, nie mów nic mamie (podnoszą ją do góry, ściskają). Dobosiu zło­

cista !

DOBOSIŃSKA. Rany Pana mojego! rzucą, rzucą! o laboga świętego! niech panienki puszczą!

(Dziewczęta stazmają ją na ziemię, Dobosińską po- prawda czepiec). Co m*m mówić? Nie powiem, a pani tylko patrzeć! (wychodzi na lewo),

LOLA (do Irki prędko). Czy mam oczy czer-

— 23 —

(14)

wone? co? bardzo czerwone? (chucha na chustecz­

kę, przykłada ją do oczu, Micia i Irka chodzą nie~

spokojne wachlując się chusteczkami).

HANIA. O ch ! jak mi serce bije! (wchodzi z prawej strony p. Borska? nachmurzona, dziewczęta zbijają się w gromadkę).

PA NI BERSKA (surowo). Aaa! jesteście tu wszystkie, ślicznieście się popisały. Przyjeżdża gość taki znakomity, a wy się gdzieś po kątach chowa­

cie! (Dziewczynki stoją zmieszane, spoglądając na siebie, skubiąc chusteczki).

PA N I BERSKA. Cóż tak stoicie, jak niuńki, nie lubię tych min. Pan Rolicz zmęczony, niezdrów tro­

chę. . .

H A N IA (zaniepokojona). Niezdrów?

MICIA (do Loli). Wcale na to nie wygląda.

PA N I BERSKA. Co mówicie ? MICIA I LOLA. Nic nic!

PA NI BERSKA. Otóż poszedł do swego po­

koju spocząć przed obiadem, bardzo się o was dopy­

tywał, przykro mu było, żeście go nie powitały. (Środ­

kowani drzwiami wchodzi p. Rolicz).

PAN, ROLICZ (wesoło). Nie przyszła góra do Mahometa, idzie Mahomet do góry.

W SZY STK IE (półgłosem). Co to? kto to? kto to jest?

PA N I BERSKA (podbiega). Ach pan, dopraw­

dy, nadto łaskaw, że sam fatyguje się cło tych trzpio- tów, za które mi wstyd, doprawdy!

PAN, ROLICZ. Młodość, płochość, pani dobro- dziko, a zawsze piękna, a zawsze miła. No, witam was, witam, moje dziewczątka kochane!

PA N I BERSKA. Pamiętny nam będzie ten dzień, kiedy Marcin Rolicz zawitał pod nasz dach.

W SZY STK IE (cofając się). Co? co? co?

HA NIA. Mateczko!

PA N I BERSKA (surowo). Doprawdy, nie po­

znaję was, jakieś miny, dąsy, proszę mi zaraz po­

wiedzieć, co to znaczy? (do Rolicza). Pan wybaczy, ale coś się tu dzieje, czego nie rozumiem.

PAN ROLICZ. Wybaczę, wybaczę, ja młodym wszystko wybaczam.

PA N I BERSKA. Haniu, jesteś najrozsądniejsza.

H A NIA. Mateczko. . . bo, bo. . . my znamy wszystkie pana Rolicza. . . ale on jest młody. . . bar­

dzo młody. . .

PA N I BERSKA. Co? co? czyście pofiksowały?

gdzie? kiedy? jaki młody?

M ICIA (występując z determinacją). Ciociu, ja wszystko powiem. Pan Rolicz był tu u nas w po­

koju przed kwadransem, rozmawiałyśmy z nim, miał

— 25 —

(15)

mi się nawet do albumu wpisać. Taki mło.dy blon­

dyn.

LOLA.. Przepraszam, bo brunet!

PA N I BERSKA (żegna się). W imię Ojca i Syna. . .

PAN ROLICZ. Ha! ha! ha,! Pani dobrodziejko, a to prawdziwa historja! H a! ha! ha! zaraz się to wyjaśni (wychodzi, powtarzając), paradna historja, paradna historja!

PA N I BERSKA. No, widzicie, coście narobiły, pewno się obraził, taki znakomity człowiek, kolega waszego ojca. . .

LOLA. Kiedy on jest naprawdę młody, jak ma­

musię kocham.

PA N I BERSKA. Co się z wami dzieje?

H A N IA (zrozpaczona). Ja już nic nie wiem, już mi się zupełnie w głowie pomieszało!

IRKA. Więc, moje kochane, któż to był? z kim rozmawiałyście tu, w tym pokoju? ten brunet?

MICIA. Blondyn! Niech Franek powie! Franek!

Franek! (Franek wbiega środkiem i staje zagapiony).

FRA N EK . Słucham, jaśnie panienków!

IRKA I M ICIA. Czy ten, co przyjechał, bru­

net, czy blondyn ?

FR A N E K (drapie się w głowę). Niby jak?

LOLA, No, czy ma jasne włosy? czy ciemne?

— 26 —

FRA N EK . Acha! kaśtan, cy bułany? Mnie się ta widzi, co-je graniaty.

HA N IA . E, nie dogadzasz się z tym gapą. Idź sobie.

FR A N EK . Słucham, jaśnie panienków! (wybie- ga).

W SZY STK IE. Mateczko! Ciociu! więc kto to był? kto to był?

(Pani Perska rozkłada ręce i wznosi ramiona ru­

chem niepewności. W środkowych drzwiach uka­

zują się Jurek i Tadek, popychani przez p. Rolicza.

W rękach mają czapki studenckie).

PAN ROLICZ. Ot, kto był, ot, kto był!

W SZY STK IE. A -a-a-ch!

H A N IA I M ICIA. To on!

IRKA I LOLA. To on!

PAN ROLICZ. Pani dobrodziejko, przedsta­

wiam pani dwóch hultai, którzy, wyskoczywszy z po­

wozu, skrócili sobie drogę przez ogród i odrazu tra­

fili do panienek. Urwisy (grozi chłopcom). Bratan­

kowie moi, Jurek i Tadek Roliczowie, studenci uni­

wersytetu warszawskiego.

(Chłopcy kłaniają się, całują w rękę panią Perską, kłaniają się dziewczętom).

M ICIA (rezolutnie). Ale zawsze to nie ładnie że nas panowie z błędu nie wyprowadzili.

— 27 —

(16)

JU R EK . Alboż nam panie dały dojść do słowa?

Zresztą my sami nie wiedzieliśmy, o co chodzi. Po­

staramy się wynagrodzić brak poetyczności innemi zaletami (kłaniają się).

TA DEK (recytuje). Tańczymy, gramy w krokie­

ta, w tenisa, wiosłujemy, jeździmy konno, śpiewamy.

LOLA (radośnie). To nawet weselsze, niż pisa­

nie wierszy! Mamusiu! (ściska p. Berską) jak my się będziemy bawić!

H A N IA (zgorszona). Lolu! Lolu! (podchodzi do p. Rolicza). Proszę pana, niech się pan nie gnie­

wa, może my jesteśmy niemądre, ale kochamy poezję i pana za to, że takie śliczne rzeczy pisze.

MICIA. O, tak! tak!

IRKA. Już tylko ty się nie odzywaj. Ona, proszę pana. wcale poezyj nie czyta, tylko konie zajeżdża!

MICIA. Wcale nie, czasem czytam.

PAN ROLICZ. Daj wam», Boże, zdrowie dzieciaki kochane. Bawcie się, śmiejcie, młodość to najczystsza poezja życia, piękniejsza, niż wszystko, co my, sta­

rzy bajarze, napisać możemy.

H A NIA. Niech pan mówi jeszcze! (W szystkie dziewczęta otaczają Rolicza, on obejmuje je rękoma).

PAN ROLICZ. Nazywajcie mnie dziaduniem.

Będę wam cichemi wieczorami baśnie prawił. Wie­

czory moje będą, bom i sam u zmierzchu. Dzień jest

— 28 —

wasz. Śmiejcie się, bawrcie, kochajcie, wasze są po­

ranki życia!

W SZ Y ST K IE (serdecznie). Dziadumniu! (p.

Rolicz przytula ich główki do siebie i całuje we w łosy).

PAN ROLICZ (wesoło). A obdarzcież łaskami i tvch urwiszów moich, do tańca to i do różańca, ale pono do tańca więcej.

JU R E K (wesoło). Ojej, choćby i zaraz.

PAN ROLICZ. Oni zawsze gotowi!

TADEK. O każdej porze dnia i nocy (kłania się Loli) służę pani!

PA N I BERSKA. Cóż znowu, zaraz obiad!

TADEK. Więc dla zaostrzenia apetytu!

HANIA. Mateczko, pozwól!

W SZY STK IE. Mateczko, ciociu!

CHŁOPCY. Pani pozwoli!

JU R EK . Na potwierdzenie zgody! (prowadzą p. Berską do pianina, Tadzio z Irką odsuwają stół).

PA N I BERSKA (rozśmieszona). Oj, dzieciaki, dzieciaki, co wy ze mną wyprawiacie!

(Gra ładnego, melodyjnego walca, tańczą Jurek z Hanią, Tadzio z Lolą, Micia z Irką. Z lewej zacho­

dzi Dobosińska).

DO BOSIŃSKA (wznosi ręce, zgorszona). Rany Pana mojego, co się dzieje!

— 29 —

(17)

JÓ ZE FK A (wbiega z prawej). Loboga, to ci śwarne kawaliry!

FR A N E K (trąca Józefkę). Józefka, uh!

( Chwila pauzy, tańczą—p. Rolicz na przodzie sceny mówi, wznosząc rękę nad tańczącymi) .

PAN ROLICZ.

Święć się, święć się, wieku młody, Śnie na kwiatach, śnie mój złoty — Ideale wiary — cnoty,

I miłości, i swobody!

(Zasłona).

(Kurtyna się podnosi, wszyscy w ostatnich swych pozach — pary tańczą dalej).

(Zasłona).

O B JA ŚN IEN IA .

Urządzenie sceny do tej sztuczki bardzo łatwe, zwykły p o k ó j; jedna się tylko nastręcza trudność, to jest sprawa pianina, które nie zawsze da się umieścić na scenie. W takim razie muzyka może się odzywać z poza kulis a Micia w pierwszej scenie może sobie wybrzdąkiwać jakąś melodję choćby na cymbałkach.

Jeżeli nie można mieć drzwi w głębi — zastąpić je port j erą.

Co do ubiorów, to pani Berska w pierwszej swo­

jej scenie ma na sobie szlafroczek, w następnej stroj-

— 30 —

ną suknię. Pan Rolicz — długi tużurek, siwe włosy i takież duże wąsy. Może mleć też wąsy, brodę i oku­

lary.'Jurek i Tadek ubrani elegancko i zgrabnie, mu­

szą się wyraźniej różnić barwą włosów, przyczem wszystko jedno, który będzie blondynem, a który brunetem. Dziewczynki muszą się bardzo prędko prze­

brać ze zwykłych sukienek w strojne, zwłaszcza zas Micia i Hania. Ponieważ jest na to bardzo mało czasu, trzeba to sobie ułatwić w ten sposób, że dziew­

czynki mogą być odrazu ubrane w białe lub jasne strojne sukienki, a na wierzch, do pierwszych scen, wkładają duże fartuchy z rękawami czarne lub kolo­

rowe. Kokardy we włosach powinny byc przesadnie duże i pretensjonalne. Można zrobić z bibuły karbo­

wanej. Józefka powinna mieć ubranie krakowskie lub łowickie, Franek też po chłopsku z rozczochraną, ko- nopiastą czupryną. Dobosińska w spódnicy fałdzistej, fartuch pasiasty lub kraciasty, czepiec duży z wstąż­

kami. Kwiatów muszą być duże pęki, tak, żeby Dobo­

sińska ledwie je ramionami objąć mogła. W zimie, gdy trudno o kwiaty, porobić pęki zieleni z gałązek świerku choiny i poprzykręcać kwiaty i liście z bi­

buły kolorowej.

Cała sztuczka musi być grana w bardzo żywem tempie.

31

(18)

Biblioteka Główna UMK

300043342506

25c-Zbiorek Piosenek Ludowych-25c

Miłosnych, Żartobliwych i Okolicznościowych.

Wydany przez Reprezentacyjną Orkiestrę i Kapelę B. J. Zalewskiego, Dyrygenta Chó­

rów śpiewaczych w Chicago i Okolicy.

Zawiera:

1. Nie rzucim ziemi. N ow owiejski-Konopnicka; zw rotek 03.

2. M atulu kochana. G loger-Kolberg (Oj dana) zw rotek 1.14 3. P iosnka Legjonowa. I. O. M ański (Leguny) zw rotek 06 4. Cześć Bohaterom . Sroka-W alkiewicz (powojenne) z. 06 5. N aczelnikow i Piłsudskiem u. S roka W alkiewicz. zwr. 06 6. B łękitny G enerał (H aller). Sroka-W alkiewicz. zwrot. 07 7. A zaw racaj od komina. Gloger-Kolberg. zaw. zw rotek 85 8. M arsz Pierw szej Brygady Legjonów (Leg. to), zwrot. 08 No. 1—Do śpiew u na 1 głos z fo rte p ia n em ... 20c Na życzenie dostarczymy nuty do powyższych piosenek:

Zbiorek ten zawiera 235 przyśpiewek.

25c~za egzemplarz o 24 stronicach, sam tekst bez nut--25c No. 2—Na fortepian dowolnie ze śpiew em ... 30c O bszerny K atalog Muzyczny (około 5^ stronic) wyślemy

za nadesłaniem lOc.

No. 3—Na fo rtepian dowolnie ze śpiew em ... 75c No. 4, 5 i 6—D rukiem jeszcze nie wydano.

No. 7—N a fortepian dowolnie ze śpiew em ... 30c No. 8—W układzie na chór m ieszany... 25c

J3..J. Zalewski, Wydawnictwo Muzyczne i Księg.

Tell Place, Chicago, Illinois, U. S. A.

bibuotekm &

v gl- .y

C 153 C z t e r y Mo n oi o gi . 1 N a je d n e j g ło w ie , 2 M a c ie k W i e ­ c h a u d o k to r a , 3 P r z e d s ą d e m , 4 Z a c i n a ls k i... 0.

C 154 W i e r s z y k i i D e k l a m a c j e z B a je k K r y lo w a . 1 K w a r te t, 2 O sio ł i s ło w ik , 3 M u z y k a n c i, 4 K o t i s ło w ik , 5 S z p a k , 6 K u k u łk a i K o g u t, 7 M a łp a i o k u la r y , 8 C ie ­ k a w y , 9 Ś w in ia p od d ę b e m , 10 O sio ł z d z w o n k ie m , 11 S p ie w v j lud u, 12 J a ś p ie w a m , 13 B o g a n a t u r y , 14 G łód, p o w ie tr z e , o g ie ń , w o d a , A. M ic k ie w ic z , 15 M il­

c z e n ie , 16 Z g o d n o ść , 17 J a , 18 W y b o r y , 19 D z ie ło , 20 P r z y ja c ie le , 21 D z w o n i d z w o n k i, 22 P c h ł a i R a ­ b in , 23 D o ty c h , k t ó r z y ś p ie w a ć z a p o m in a ją , 24 Ś p ie w M a tk i, 25 O w c z a r e k , 26 M a c ie k , 27 J a ś . Z e s z y t 1 ... 0.

C 155 W i e r s z e , D e k i. , M y śl i i Z d a n i a . 1 N a m y s ło w s z c z y k o m . 2 Z a k r a k a li K r u c y , 3 D o ś p ie w a k ó w P o ls k ic h n a o b ­ c z y ź n ie , 4 D w a s z t a n d a r y , 5 K o c h a m w s z y s tk o , 6 Oj n ie p y ta j m n ie m a t u lu , 7 A b y ło to w p ię k n y m a j, 8 K r z a c z e k r ó ży , 9 K s ię ż y c i d z ie c ię , 10 K w ia tk i, 11 R z e c z o d z b a n ie . J a n S r o k a . Z e s z y t I I ... 0.

C 156 W i e r s z e D e k i . M y śl i i Z d a n i a . 1 A n e g d o ty o A r t y ­ s ta c h , 2 A p a tj a do b e m o ló w , 3 D z ie s ię ć p r z y k a z a ń ś p ie w a c z y c h , 4 E c h o F a ł s z y w e , 5 F a t a ln a p a m ię ć , 6 K a p e la , 7 K a p e la B e j a , 8 N a e g z a m in ie m u z y k i, 9 P o c a łu n e k R o s s in ie g o , 10 “ S ąd M id a sa " , 11 F a n t a z j a ś p ie w a k a , 12 S łu g a M u z y k a ln a . 13 Z a m iło w a n ie do m u z y k i, 14 M u z y k a ln y d o w ó d c a , 15 N ie b e z p ie c z n i w ie lb ic ie le . 16 T o i o w o , 17 Z p a m ię tn ik a m ło d e g o m u z y k a n ta , 18 W o ln o ś ć w M u z y ce , 19 Z ja d liw a k r y ­ ty k a , 20 M y śli i z d a n ia , 21 H u m o r z ja z d o w y , 22 K ról i ś p ie w a c z k a , 23 N ie p o r o z u m ie n ie , 24 B ia ły O te llo , 25 I n t e r e s u ją c e A r ty k u lik i, 26 Ś p ie w a j ludu, 27 P ie ś n ia r z .

* Z e s z y t I I I ...°- C 157 W i e r s z e , D e k i. , M y śl i i Z d a n i a . 1 M o ty lk i-L e z k a , 2 W a lk a , 3 T r z y m a tk i, 4 C ie r p liw o ść , 5 D e lik a tn o ś ć , 6 K w ia t y i lu d z ie , 7 F o r te c a , 8 S ło ń c e i K s ię ż y c . 9 W o jn a , 1C W y ś c ig i, 11 S k a r b o n k a , 12 U w a g a . 13 M o ­ ty lk i, 14 P r ó g O jc z y s ty , 15 P r z y o r g a n a c h , 16 K r e u - t z e r o w s k a S o n a ta , 17 A r tu r R u b in s te in , 18 W a n d z i N o w o w ie j s k ie j , 19 W ie js k i G ra jek , 20 W z a ś w ia t y , 21 P a r s r z y t, 22 P o w in s z o w a n ie d z ie c i. Z e s z y t IV ...0.

C 158 W i e r s z e , D e k i. , M y ś l i i Z d a n i a . 1 M a tk a , 2 W ą ż , 3 P r z y p o w ie ś ć w s c h o d n ia , 4 Z d o b ry c h rad, 5 P ie r w s z a B r y g a d a , 6 K u j a w ia k , 7 K a s ie ń k a , S P o ls k a K r e w w n a s p ły n ie , 9 C hór Ż o łn ie r z y z o p e r y “ F a u s t ’’, 10 P o ­ t ę g a P i e ś n i, 11 O s io łe k p r z e b ie r a ją c y , 12 N a C m e n ta -

.10

.10

.10

.10

.10

Cytaty

Powiązane dokumenty

Świat zewnętrzny pozbawiony jest na razie bytu, a przeto i mocy inspirowania, istnieje jednakże przed nami w pewnego rodzaju neutralności, uporczywej i opornej

Znany był ze swojego negatywnego nastawienia do wroga Rzymu – Kartaginy (starożytnego państwa położonego w Afryce Północnej). Dlatego każde swoje przemówienie wygłaszane

„Pies goni kota” – dzieci dobierają się w pary (lub dziecko- rodzic).. Ustalają, które jako pierwsze jest psem, a

3UDFH Z GUHZQLH RUD] PRQWDĪ RGE\á\ VLĊ Z SU]\VSLHV]RQ\P WHP-

Panował tu straszliwy zaduch, oddychało się z trudem, ale nie słyszało się przynajmniej tak wyraźnie huku bomb i warkotu samolotów.. Żałowaliśmy naszej decyzji

Kolejny aspekt bardzo ważny dla Tai Chi to fakt, że jest ono sztuką. Podobnie jak każda dziedzina sztuki pozwala się do- skonalić i rozwijać. Od prostej praktyki, w której

Zajrzyjmy obecnie do ustawy o partiach politycznych z pytaniem o warunki prawne, jakie muszą być spełnione, by mogła powstać i rozpocząć działalność partia

Ogromne zadanie, z którym ponownie przyszło nam zmierzyü siĊ po stu piĊciu latach przy wsparciu systemów kompu- terowych, czytników kodów kreskowych i innych cudów