• Nie Znaleziono Wyników

"Cogito" w świetle filozofii języka

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Cogito" w świetle filozofii języka"

Copied!
30
0
0

Pełen tekst

(1)

Hanna Rosnerowa

"Cogito" w świetle filozofii języka

Studia Philosophiae Christianae 9/2, 123-151

(2)

S tu d ia P hilosophiae C h ristian a e ATK

9/1973/2

H A NN A ROSNEROW A

«COGITO- W ŚW IETLE FIL O Z O FII JĘZY K A

1. M etodologiczne tru d n o ści analizy językow ej. 2. O ro d za jac h obiekcji p rzeciw ko «cogito». 3. Czy «cogito» należy do ty p u zdań n ie p o d w a ża l­ nych? 4. Czy «cogito» je st au ten ty c zn y m sądem logicznym ? 5. O m ożli­ w ych k ie ru n k a c h dalszych dociekań an alitycznych. 6. O użyciach «ergo»

i sensie «res cogitans».

1. M etodologiczne tru d n o ści an alizy językow ej

Są w filozofii te m a ty niew dzięczne w ty m sensie, że, zda­ w ałoby się, aż n ad m iern ie p rzedyskutow ane, w yjaśnio n e czy zin terp reto w an e, i do nich n ależy chyba cogito; zwłaszcza że ro zp raw iali się z K a rte z ja ń sk ą form ułą, i to od chw ili jej po­ w stania, m yśliciele nie byle jakiego k alib ru . Z d ru g iej jed n a k stro n y , sensow na w yd aje się każda próba, choćby n a jsk ro m ­ niejsza, spojrzenia n a d a n y p roblem z tak iej persp ekty w y, k tó ra, być może, okaże się now a pod w zględem m etodologicz­ nym . T aką próbę stanow ią n iek tó re rozw ażania n a tem a t co­ gito, podejm ow ane przez m yślicieli u p raw iających filozofię języka, a ściślej mówiąc, tę je j w ersję, k tó ra zajm u je się ję­ zykiem potocznym i k tó re j p rzedstaw iciele g ru p u ją się w szko­ le oksfordzkiej. Rozm aite osiągnięcia tego k ie ru n k u uchodzą uw agi w polskim środow isku filozoficznym , dlatego, być może, że nie in te re su ją w zasadzie historyków filozofii, m łoda zaś g en eracja polskich filozofów języ k a poszła raczej w k ieru n k u / innej jej odnogi, tej m ianow icie, k tó ra się zajm u je ko n stru o w a­

niem języków sztucznych h

1 P o r. L ogika i ję z y k . S tu d ia z se m io ty k i logicznej. W yboru dokonał, przełożył oraz w stępem i p rzy p isam i o p atrzy ł Je rz y Pele, W stęp, s. X —X I.

(3)

N iezm iernie in te resu jąc ą analizę K artezjań sk iej fo rm u ły d aje A lfred J. A y er w sw ojej książce o poznaniu 2. W ydaje się, że przed p rzy stąp ien iem do p rezen tacji stanow iska A y era i do p ró b y dorzucenia w łasnych sugestii co do ew en tu aln ej drogi dalszych dociekań idących w pod su n ięty m przez niego kie­ ru n k u , w y pada uczynić dw a zastrzeżenia. Pierw sze jest n a tu ry m etodologicznej i sprow adza się do p y tan ia o praw om ocność ro zp atry w an ia jak iejk o lw iek fo rm u ły w oderw aniu od jej kon­ te k s tu bezpośredniego, a także od całości danego sy stem u fi­ lozoficznego. P ro ced er to w zasadzie nie cieszący się — i słusz­ nie — dobrą sław ą, bo u rą g a ją c y rzetelności historycznego b a­ dania. O ile jed n a k n ieu p raw nio n e b y łoby tak ie ujm ow anie w oderw aniu np. fo rm u ły K aniow skiego im p e ra ty w u k atego ­ rycznego czy Sokratesow skiego „wiem , że nic nie w iem ” , o ty le k ształt fo rm u ły cogito upow ażnia niejako do takiego jej ro zp atry w an ia „sam ej w sobie” : b u d u jąc bow iem dw a zdania połączone słow em „w ięc” i ty m sam ym w prow adzając m iędzy nim i stosunek inferen cy jn eg o w y n ik an ia, sam K artezju sz stw o­

rzy ł niejako w aru n k i n adające praw om ocność oderw anej a n a li­ zie logicznego w alo ru fo rm u ły , czyli tak iej analizie, k tó ra z k o n tek stu bierze pod uw agę to tylko, co pozw ala uchw ycić, w jak im sensie a u to r fo rm u ły rozum ie użyte w niej term iny; kiedy zaś m ow a o logicznym w alorze form u ły, chodzi, rzecz jasna, nie o jej w artość logiczną sensu stricto, czyli nie o jej praw dziw ość czy fałszywość, ty lk o o w artość w sensie p ra ­ wom ocności takiego w łaśnie rozum ow ania, w sensie jego zgodności z reg u łam i popraw nego w nioskow ania.

D rugie zastrzeżenie sprow adza się do pew nej obserw acji nie stanow iącej zresztą nic nowego, ty le tylko, że idącej nieco da­ lej niż to, co na ten tem a t zostało już zauw ażone i w ypow ie­ dziane: m ów i się m ianow icie p rzy różnych okazjach, że filo­ zofię język a zajm u jącą się analizą języka potocznego, za k tó ­ rego pośrednictw em św iat opisujem y i do niego ty m sam ym d ocieram y czy dotrzeć p ró b u jem y , cechuje pew na ułom ność

(4)

nieuch ro nn a; polega ona po p ro stu na tym , że z pow odu różnic dzielących różne języki s ta je się ona bardzo często filozofią ty lk o tego a tego języka, a nie języka w ogóle. Ta obiekcja d aje się jed n a k usunąć n a ogół w procesie w yjaśnienia, u zy­ skanego w toku p ró b y przetłu m aczen ia te k stu z języka na ję ­ zyk, odpow iednio dokonanego, a p rzykładów ilu stru jąc y c h za­ rów no ograniczenie tego ty p u analiz, ja k też sposób jego u su ­ w an ia w procesie p rze k ład u m ożna by przytoczyć bardzo w ie­ le 3. A le rzecz w tym , że sp raw a jest głębsza, bo na gruncie filozofii języka sam a a rty k u la c ja p ro b lem aty k i dokonuje się często pod w pływ em nieo d p arty ch a nieśw iadom ych sugestii, przez język, ale tylko przez d a n y język w łaśnie, nasuw anych. Rzecz to zadziw iająca, ja k dalece m yśl działa pod sugestią ję ­ zyka, tego tajem niczego i zdum iew ającego pośrednika pom ię­ dzy m y ślą w łaśnie a jej niedoskonałą z n a tu ry rzeczy eks­ p resją 4. U leganie sugestiom językow ym tam , gdzie w grę w chodzą sp raw y b y n a jm n ie j nie językow e, ta k je s t pow szech­ ne i przem ożne, że w ynik ające stąd nieraz w ikłanie się sa­ m ych pojęć czy problem ów m ożna usunąć, czy p rzy n ajm n iej jakim ś prom ieniem św iatła rozjaśnić, tylko na gruncie analizy porów naw czej m iędzyjęzykow ej. Z adanie to niew dzięczne: jeśli bow iem jesteśm y o czymś przekonani, a w ysiłek k o n c e n tru je - m y w yłącznie na u arg u m en to w an iu w łasnej hipotezy, w ów ­ czas — bez w zględu n a pow odzenie czy niepow odzenie takiego przedsięw zięcia — nadzieja, że uda się p rzy n ajm n iej w skazać drogę płodnych poszukiw ań, okazuje się często, np. w historii

t---3 Z abieg ta k i okazuje się n iek ied y niem ożliw y w p ostaci zw ykłego p rze k ład u i w ym aga dokonania odpow iedniej ad a p ta cji. In teresu jąc y m p rzy k ła d em m oże tu być te k s t stu d iu m J. L. A ustina, A Plea jo r

E xcuses, w : J. L. A ustin, P hilosophical Papers, O xford 1961. A utor

p rzep ro w ad za ta m an alizę ro li p rzysłów ków w w arto ścio w an iu różnych ludzkich zachow ań. P rz y słó w k i p ełn ią je d n a k w języku an gielskim in n ą ro lę niż w języku polskim , znacznie szerszą, oddanie w ięc m yśli a u to ra w języku polskim w y m ag a w ła śn ie a d a p ta c ji te k stu .

4 P or. E. Gilson, L in g u istiq u e et P hilosophie, P a ris 1969, s. 12—13 („Même à p rése n t, a p rè s ta n t de réflex io n , je m e re tro u v e avec le m êm e éto n n em e n t in c ré d u le en p rése n ce du lan g ag e”).

(5)

filozofii, uzasadniona; kiedy zaś ta nadzieja zaw iedzie, to p rz e ­ dzieranie się przez gąszcz m inionych p e ry p e tii m yśli ludzkiej nie jest nig d y tru d e m w ogóle zm arnow anym . P o d ejm u jąc n a ­ tom iast próbę podejścia do jak ie jś p ro b le m aty k i od stro n y fi­ lozofii języka, nie ty lk o nie w iem y n a ogół, czy o b ran a droga poszukiw ań do czegokolwiek w ogóle prow adzi, ale nic nie w skazuje, czy z jakiegokolw iek w zględu w arto się w n ią za­ puszczać. D ecydujem y się na to n iejed n ok ro tnie, w te d y m ia­ nowicie, kied y sam a droga nęci swoim, często złudnym , u ro ­ kiem i k ied y sądzim y, że jeżeli będzie trzeb a z niej zaw rócić, to może zn ajd ą się inni, o by strzejszy ch oczach, i w yśledzą jakieś w yjście poprzez gąszcz, k tó ry w ydaw ał się za p ierw ­ szym razem nie do przebycia. P rzy k ład ó w n a filozofow anie n a jb a rd zie j n a w e t „uogólnione” , ale w gru n cie rzeczy o kreślo ­ ne w jak iś sposób n ieu ch w y tn y m i sugestiam i u k ry ty m i d an e­ go języka, m ożna by też przytoczyć bardzo w iele. P oniew aż jed n a k ich in te rp re ta c ja b y łab y dość żm udna i zaw iła, n a j­ lepszym może — choć zapew ne niedoskonałym — sposobem ich ukazania okaże się poniższa p rób a analizy; ściśle zaś bio­ rąc, nie ty le analizy, ile po p ro stu sform ułow ania pew nego p roblem u , z ty m , że sam a popraw ność takiego ujęcia może być łatw o kw estionow ana.

2. O rodzajach obiekcji przeciw ko «cogito»

W sw oich rozw ażaniach n a te m a t cogito, K ołakow ski p rze­ prow adza klasy fikację rodzajów obiekcji w ysuw an ych p rze ­ ciw ko fo rm u le K a rtezju sza w y ró żniając dw a zasadnicze ich rodzaje, po kry w ające się zresztą z epokam i, w jak ich pow sta­ ły 5: pierw sze sform ułow ali m yśliciele w spółcześni K a rte z ju - szowi, d ru g ie — w trz y sta la t później — fenom enologow ie. „ K ry ty k a H obbesa i G assendiego nie godziła w reifik ację a k tu , ale, odw rotnie, w ak tu alizację rzeczy; p u n k t w idzenia

(6)

su b stan cji w ydaw ał się do tego stopnia n a tu ra ln y [...] że pod­ m iot u k o n sty tu o w a n y p ierw o tn ie jako a k t sam ow iedzy m u ­ siał z p u n k tu w idzenia codziennej w yob raźni uchodzić za fik ­ cję sp ek u laty w n ą [...] K ry ty k a odw rotna, p od jęta przez feno­ m enologów w trz y stu lecia później, rów nież zarzuca K a rte z ju - szowi bezpraw ność owego p rzejścia od cogito do res cogitans [...]jednakże in te n c ja z a rz u tu jest całkiem inna: w łaśnie reifi- k acja świadomości, jej uprzedm iotow ienie, w y d aje się nie do p rzy ję cia ” 6.

Stanow isko A yera, sy tu u ją c e się w odm iennej niejako płasz­ czyźnie, a b stra h u je od tego ro d zaju zarzutów , k tó re odzw ier­ ciedlają dw a odm ienne filozoficznie p u n k ty w idzenia, wiążące się zresztą z tra d y c y jn y m sporem m iędzy nom inalizm em i realizm em , sam zaś K artezju sz, ja k p rzypom ina K ołakow ski, k o n ty n u o w ał tra d y c ję pozytyw izm u, „ciągnącą się od p a ry s ­ kich i oksfordzkich nom inalistów X IV stu le c ia ” 7. I jeśli A yer nie z a jm u je się w ogóle tak ą czysto filozoficzną k ry ty k ą , to nie dlatego, iżby g ardził dociekaniam i m etafizycznej n a tu ry — sam je bow iem w pew n y m sensie stale u p raw ia — tylk o d la­ tego, że w podejściu do zagadnienia cogito obiera in n y p u n k t w idzenia, a m ianow icie logiczno-m etodologiczny, i od tej stro ­ n y dociera dopiero do filozoficznej w a rstw y zagadnienia. Na g ru ncie jego analizy p o m in ięty je s t więc rów nież in n y jeszcze aspek t problem u, m ieszczący się zresztą w sam ym c h a ra k te ­ rze zarzu tów w ysu w an y ch w czasach K artezjusza; chodzi m ia­ now icie o obiekcję H obbesa, k tó ry stw ierdził, że pow iedze­ nie „ja jestem m yślący, a w ięc je ste m m y śle n ie m ”, jest tak im sam ym absurdem , ja k pow iedzenie „ja je ste m chodzący, a więc

je ste m chodzeniem ”. W ydaje się, że w te j obiekcji, stano w ią­

cej jak b y ty lk o ilu stra c ję isto ty zarzutów H obbesa — o sk ar­ żenia K arte z ju sz a o n ieu p raw n io n e przejście od cogito do res

cogitans — łączą się jak b y dw ie sp raw y różne: sp raw a p ra ­

w om ocności owego przejścia ze sp ra w ą już nie filozoficzną 6 Ibid., s. 85.

(7)

czysto, i nie psychologiczną, lecz czysto logiczną, a m ianow i­ cie ze sp raw ą sam ej m ożliw ości istn ien ia świadom ości nie b ę­ dącej sam ow iedzą. I w ty m punkcie znaleźć m ożna n iejako styczność z k ry ty k ą A yera; styczność, by tak rzec, n eg a ty w ­ ną, A y er bow iem u znałby od razu, iż w ypow iedziane w p ierw ­ szej osobie stw ierdzenie, że się m y śli (bo sam o w ątp ien ie już jest m yśleniem ), bez istn ien ia przed m io tu m yśli, jakim jest w łasna świadomość, za logiczną niem ożliwość. „K to używ a ty ch słów św iadom ie i p o praw n ie — pow iada A yer — nie uży­ je ich w celu stw ierd zen ia czegoś, co w edle jego w iedzy jest fałszem . Jeżeli uda m u się je wypow iedzieć, to w yrażone za ich pom ocą stw ierdzenie m usi być praw d ziw e” . I dalej: „K toś może m ieć świadom ość nie w iedząc o tym , jak się to p raw d o ­ podobnie dzieje z n iek tó ry m i z w ie rz ę ta m i8 [...] Ale, ja k już m ów iliśm y, jeżeli ktoś je s t przek o n an y, iż w ie, że istn ie je albo że m a świadom ość, w tak im razie jego przekonanie m usi być praw om ocne po p ro stu dlatego, że inaczej nie m ógłby go w ogóle sform ułow ać” 9.

8 W św iecie em p irii sp ra w a n ie ogranicza się p raw dopodobnie do p rzy k ła d ó w ze św ia ta zw ierzęcego — do starcza ich rów n ież św iat ludzki. P o m ija ją c ró żn e sta n y patologiczne znane p sy c h ia trii oraz stany, w k tó ry ch m oże się znaleźć k ażdy człowiek, k ie d y np. m a w ysoką go­ rąc zk ę albo w ciągu chw il dzielących sen od m om entu dojścia do p e ł­ nej przytom ności, św iadom ość niem ow lęcia w y d a je się w łaśn ie ta k ą św iadom ością nie będącą sam ow iedzą. T ak ie przypuszczenie n a rz u c a ­ ją c e się rodzicom o b serw u jący m zachow anie się w łasnych dzieci- now orodków , p o tw ie rd z a h ipoteza J. P iag e ta (por. La naissance de l'in ­

te lligence chez l’en fa n t oraz In tro d u c tio n à I’epistem ologie g én é tiq u e ).

Tego ty p u św iadom ość m a sław n y posąg C ondillaca, obdarzony n a p o ­ cz ątk u je d y n ie zm ysłem p ow onienia: „ Jeśli pokażem y m u różę, dla n as będzie posągiem , k tó ry czuje w oń róży, lecz sam dla siebie będzie ty lk o w onią tego k w iatu . B ędzie w ięc zapachem róży [...] Słow em — d la niego zapachy są ty lk o m o d y fik acjam i lu b sposobam i bycia. I nie p o tra fiłb y uw ażać się za coś innego, poniew aż są to jed y n e w rażen ia, k tó re je st zdolny o d b ierać” (T r a k ta t o w rażeniach, p rzekł. W. W ojcie­ chow skiej, W arszaw a 1958, s. 11).

(8)

Jeżeli pokusić się o to, żeby zapom nieć jak b y o niezliczo­ n y ch k ry ty k a c h i in te rp re ta c ja c h sły n n ej fo rm u ły K a rte z ja ń - skiej i spokojnie, „na now o” , przeczytać k ró tk i początek IV części R o zp ra w y o m etodzie, a także I i II M edytację, to nie sposób uw olnić się od prześw iadczenia, że w u jęciu K a rte - zjusza cogito k o n sty tu u je się od pierw szej chw ili w swoim przedm iocie, ja k ą jest w łasna świadomość. Wówczas zaś proste słow a A yera w yd ają się przysłow iow ym „jajk iem K olu m ba” — czy istn ieje bow iem logiczna możliwość w ypow iedzenia „je p e n se ” bez tego, żeby ty m sam ym nie pow stał przedm iot tego stw ierdzenia, jakim jest świadom ość w łasna, świadom ość w ła­ snego istn ienia jako świadomości? 10 Mówiąc, że ja m yślę, m ów ię o m yśleniu i zarazem o Ja, k tó re m yśli, a więc i o czymś, co m yśli. „Tak więc po w y starczający m i w yczer­ p u jący m rozw ażeniu w szystkiego, należy na koniec stw ie r­ dzić — pisze K a rtezju sz w II M ed yta cji — że to pow iedzenie: ja jestem , ja istnieję, m usi być praw dą, ilekroć je w ypow ia­ d am lub p o jm u ję um ysłem ” n . T ak też sform ułow anie z M e­

d y ta c ji zdaje się potw ierdzać słuszność n astęp u jącej uw agi

A yera: „Są [praw dy „m yślę” i „ istn ieję”] poza m ożliw ą w ą t­ pliw ością dlatego, że sp ełn iają w a ru n e k którego sam K a rte ­ zjusz exp licite nie w ypow iada, ale k tó ry zaw iera się w jego w yw odzie. Oto ich praw dziw ość w ynika stąd, że w ą tp i w nie

10 P e r. R ozpraw ę o m eto d zie, przekł. W. W ojciechow skiej, W arszaw a 1970, s. 38:„Z araz po tem je d n a k zw róciłem uw ag ę n a to, że w chw ili, gdy chciałem ta k m yśleć, że w szystko je st fałszyw e, sta w ało się k o ­ nieczne, bym ja , k tó ry to m yślał, był czym ś”. W w e rsji oryginalnej

(D iscours de la m éthode, w: D escartes, O euvres philosophiques, t. I,

w yd. k ry ty cz n e F. A lquié, s. 603): „M ais, a u ssitô t ap rè s, je p ris g ard e que, p e n d a n t que je voulais ainsi p en ser q u e to u t é ta it fau x , il fa lla it n éc essairem en t que moi, qui le pensais, fu sse q u elq u e chose”. W arto zw rócić uw agę (będzie to bow iem p rz y d a tn e w dalszym ciągu ro zw a­ żań), że fra n c u sk a „quelque chose” to n ie „rzecz” czy „jak a ś rzecz”, ty lk o po p ro stu „coś” , zgodnie zre sztą z zacytow anym polskim p rz e ­ kładem .

11 M ed yta cje o p ie rw szej filo zo fii, przekł. M arii i K azim ierza A jd u - kiew iczów , W arszaw a 1958, t. I, s. 31.

(9)

osoba, k tó ra je w ypow iada. N ie mogę w ątpić w stw ierdzenie, że m yślę, gdyż w łaśnie z m ojego w ątp ien ia w ynika jego p ra w ­ dziwość. W te n sam sposób nie m ogę w ątpić w to, że istn ie ję ” 12. N aw iasem m ówiąc, obiekcja Hobbesa, u kazująca niedorzecz­ ność w yw odzenia fak tu , że się jest chodzeniem , z fa k tu cho­ dzenia, m ogłaby być z p u n k tu obalona ze stanow iska A yera, chociaż on sam nie ro zp raw ia się z n ią (ani zresztą z żadną inną znaną obiekcją). W iąże się to m ianow icie z m yślą p rze ­ w ijają cą się uparcie poprzez różne te k sty filozofii an ality cz­ n ej a dotyczącą n ieupraw nionego sprow adzania do w spólne­ go m ianow nika w szelkich zdań zbudow anych z podm iotu oso­ bowego i czasow nika, k tó ry się do niego odnosi; czyli nie­ u praw n io ną ich in te rp re ta c ją , w edle k tó re j czasow nik okre­ ślałb y zawsze jakąś czynność. Co to znaczy „robić” czy „zro­ b ić” coś? Czy każdy czasow nik oznacza czynność? W yrażenia tak ie — pisze J. L. A u stin 13 — tra k tu je się „jako sam ow yja- śn iający się, podstaw ow y opis, k tó ry w sposób ad e k w a tn y w y ­ d obyw a na jaw zasadnicze cechy w szystkiego, czego dotyczy

[...] Czy np. pom yśleć coś, albo pow iedzieć, albo sta ra ć się coś zrobić — to coś robić?” 14 P rz y tak im ujęciu, „w szystkie dzia­ łan ia są jako działania (czyli w łaściw ie co?) rów norzędne: w y ­ w ołanie k łó tn i czy zapalenie zapałki, w yg ran ie w o jn y czy kichnięcie” . Podobne re fle k sje sn u je też G ilb ert R yle i inni filozofowie oksfordzcy.

O ile chodzenie jest „czynnością” , to nie jest nią, a w każ­ dym razie nie jest w ty m sensie cogitatio jako świadomość. P o w racając zaś do te k s tu M ed yta cji łatw o od razu zauw ażyć, że w zacytow anym w yżej fragm encie K artezjusz nie m ówi już

12 Problem, poznania, s. 56—57. 13 J. L. A ustin, op. cit., s. 00.

14 Tę uw agę A u stin a w a rto sko n fro n to w ać z p rzypisem (t. I, s. 24) K olegium red ak cy jn eg o M e d y ta c y j (K. A jdukiew icz, I. D ąm bska, R. In g a rd e n , S. Sw ieżaw ski), gdzie m ow a je st o ty m , że K arte zju sz używ a słow a „cogitatio” w znaczeniu znacznie szerszym niż polskie „m yśle­ n ie ” i „rów now ażnym znaczeniu dziś używ anego te rm in u «św iado­ mość»·”.

(10)

n aw et o m y ślen iu czy świadomości; mówi: „ja jestem , ja istn ie ­ ję ” . „K artezjusz — mówi A y er — nie potrzebow ał wyw odzić

su m z cogito, gdyż zarów no jedno, jak d ru gie m ożna zu peł­

nie niezależnie u stalić p rzy pom ocy tego sam ego k ry te riu m ” . O biekcje H obbesa w jak iś sposób zdają się om ijać n iejako ro­ zum ow anie K artezju sza, ta k jak b y nie tra fia ły do celu. Z je d ­ nej bow iem stro n y , tru d n o przypuścić, żeby K artezju sz „nie u m ia ł” odróżniać podm iotu od czynności czy rzeczy od w ła ­ sności; z dru g iej zaś stron y , z a rz u ty H obbesa w ty m sensie m ają c h a ra k te r „czepiania się słów ” , że nie zostały op arte na dość sta ra n n ej analizie znaczenia term inó w w form ule cogito zaw arty ch i logicznej s tr u k tu ry sam ego rozum ow ania, a za­ rz u t b ra k u logiki w rozum ow aniu tak iej u p rzed niej analizy w ym aga.

P y ta n ie o to, czy K artezju sz fak ty czn ie przeobraził czysty a k t sam ow iedzy w rzecz m yślącą, dokonując przejścia od czy­ stej subiektyw ności do rzeczy o biektyw nej, a więc do czegoś, co m iałoby w alo r u n iw ersaln y , i czy wobec tego m ożna, jak pisze K ołakow ski n aw iązując do k ry ty k i G entilego, p rze ­ kształcić „jego rozum ow anie bez d eform acji w fo rm ułę «Jan m yśli, więc J a n istn ieje» ” dokonując w te n sposób „rów no­ w ażnego filozoficznie opisu zew nętrznego” — je s t w aspekcie rozw ażań A yera w ty m sensie bezprzedm iotow e, że całe po­ dejście do pro b lem u jest tu odm ienne. P o m ijając bow iem na razie oczyw istą niepraw om ocność prostego podstaw ienia „ Jan m y śli” za „ja m yślę” , o czym będzie jeszcze m owa, stw ie r­ dzić m ożna, że na gruncie k ry ty k i A yera jest rzeczą obojętną, czy cogito zaw iera ogólne stw ierdzenie egzystencjalne, i g m at­ w anie analizy dochodzeniem różnicy ek sten sji i użycia słów „być” i „istnieć” także nie m iałoby tu uzasadnienia. A y er nie poddaje w w ątpliw ość egzystencjalnej n a tu ry sam ego stw ie r­ dzenia, tylko się tą kw estią po p ro stu nie zajm uje, odczytu­ jąc n iejako form u łę cogito od in n ej stro n y i „po p ro stu ” , cho­ ciaż tego exp licite nie mówi. Ale na podstaw ie to k u jego ro­ zum ow ania m ożna to ujęcie zrekonstruow ać: K artezjusz, po­ s tu lu ją c m etodyczne w ątpien ie i zakładając możliwość, że

(11)

w szelkie rozum ow anie m oże być tak dalece zwodnicze, iż n a ­ w et w łasne istnienie b y łoby może ty lk o złudzeniem , dochodzi do w niosku, że jed n ak jest, bo m yśli, m yśli zaś, bo samo w ą t­ pienie jest już także m yśleniem , a w a ru n k iem koniecznym (chociaż niew ystarczającym ) m yślenia jest bycie. Dlaczego ta k jest? D latego, że m yśleć m usi coś, z tej p ro stej przyczyny, że supozycja odw rotna, głosząca, że nic m yśli (czyniąca podm io­ tem „nic”), b yłaby logiczną niem ożliw ością (sam Hobbes p i­ sał w Zarzucie drugim : „Ja jeste m , gdyż to, co m yśli, nie jest n iczym ”).

W aloru praw dziw ości d o starczałb y więc w jakim ś sto pn iu już sam język, m odus loquendi: sam o użycie zaim ka osobowe­ go w pierw szej osobie przesądza o praw dziw ości zdania utw o­ rzonego za pom ocą tego zaim ka i czasow nika „m yślę” czy „ je ste m ”. Zdanie takie je s t więc praw dziw e, gdyż zaprzecze­ nie m u byłoby absurdem : tem u, kto nie m yśli czy nie jest, nie udałoby się go w cgóle sform ułow ać. A skoro tak, to tak a sy tu a c ja m usi ty m sam ym dotyczyć każdego, kto tak ie zdanie w ypow ie. G dybym pow iedział, że nie m yślę czy że m nie nie m a — m ówi A yer — to przeczyłbym sam sobie, gdyż takie stw ierd zenie, w ypow iedziane św iadom ie i przez kogoś przy zdrow ych zm ysłach, m usi być fałszyw e. B yłoby absurdem , gdyb ym w odniesieniu do siebie zaprzeczył, że m yślę czy że jestem . S tw ierdzenia, że m yślę czy że jestem , są praw dziw e, ale nie są to p raw d y logiczne, gdyż nie są konieczne, rów nie dobrze bow iem m ógłbym nie istnieć. P ra w d ą logiczną jest n a ­ tom iast to i to tylko, że jestem , o ile m yślę (co nie zm ienia fak tu , że w yw odzenie jednego z drugiego jest niepotrzebne).

Pozostaje oczywiście owa w spom niana już trudność, polega­ jąca n a tym , że chociaż z powyższego w yw odu w ynika, iż każ­ dy, k to powie o sobie, że m yśli czy że jest, m usi głosić praw dę, niem niej n ik t nie może o kim kolw iek poza sobą stw ierdzić z rów nie niezachw ianą pewnością, że te n „d ru g i” m y ś li15.

u P or. rozdz. V P roblem u poznania, pt. Ja i D rugi, ja k rów nież s tu ­

dium A y era: O ne’s K now ledge o f O ther M inds, w : A. J. A yer, P h ilo ­

(12)

I jeszcze in n a trudność, k tó ra w iąże się z powyższą i zarazem pozw ala przejść do pokazania, jak a jest k o nklu zja rozum ow a­ nia A yera: K ołakow ski nazyw a ją „trudnością jednego języka, k tó ry m iałb y cpisać rzecz i świadom ość zarazem ” . Otóż dla A yera opis nie wchodzi w ogóle w grę, a stw ierdzenie w ła­ snego m yślenia czy istnien ia nic w gru ncie rzeczy nie opisuje.

3. Czy «cogito» należy do ty p u zdań niepodw ażalnych? T eraz już jasne jest, na czym polega ujęcie A yera: nie za­ m ierza on bronić ani kry ty k o w ać K artezjuszow skiej form uły, zastanaw iać się nad praw om ocnością przejścia od m yśli sa­ m ej do rzeczy m yślącej. P ró b u je ty lko rozw ażyć, czy is t­ n ieją zdania niepodw ażalne, tak ie m ianow icie, k tó re nie d a­ dzą się sfalsyfikow ać i nie w y m ag ają też dowodu. N a to p y ­ tan ie odpow iada tw ierdząco — jest takie zdanie: cogito; je ­ żeli m ianow icie kto ś o sobie powie, że m yśli czy jest, to m ówi praw dę. Nie jest to zresztą zdanie jedyne tego rodza­ ju. Do tej k lasy zdań niepodw ażalnych będzie należało w za­ sadzie każde stw ierdzenie, w ypow iedziane przez odpow ied­ nią osobę w odpow iednich w a ru n k a ch i w odpow iednim cza­ sie. „W edług m nie — pisze A yer — zdanie: «Boli go głowa», w ypow iedziane o m nie przez inną osobę; zdanie: «Będzie m nie bolała głowa», w ypow iedziane przeze m nie kiedy ś w cześniej, a odnoszące się do chw ili obecnej; o raz zdanie: «W tej chw ili boli m nie głowa» — w szystkie w y ra ż ają to sa­ mo stw ierdzenie. Jed n ak że ty lk o trzecie zdanie zostało w y ­ pow iedziane w takich w aru n k ach , że m ogę zasadnie uznać,, iż w iem o jego niepodw ażalności” 16. N astępn ie jed n ak fo r­ m u łu je A y er liczne zastrzeżenia i ograniczenia, jakie tow a­ rzyszą takim wypow iedziom . Sam mogę w ątpić w to, czy rzeczyw iście bolała m nie głowa, w a ru n k i się zm ieniają i do­ św iadczenie należy już do przeszłości itd., itd. Z resztą te

(13)

rozw ażania stanow ią już przejście do in n ej nieco p ro b lem a­ ty ki, podejm ow anej przez A yera: a m ianow icie do analizy w alo ru dośw iadczenia o raz do zagadnienia języka „ p ry w a t­ nego” i języka „publicznego” .

W edług A yera, w obliczu zdań takich, ja k „w iem , że m y­ ślę ” , „wiem , że m am św iadom ość” , pow staje pokusa pow ie­ dzenia, że nie w y ra ż ają au ten ty czn y ch sądów. W ykazanie za­ sadności takiego ujęcia sp ra w y jest w tekście dość obszer­ ne, a zarazem m yślowo zw arte, tru d n o więc byłoby coś z niego u jąć — cała książka zresztą stanow i tak zw a rtą s tr u k ­ tu ra ln ie całość, że zabiegiem w sto su n k u do niej b ru ta ln y m je s t już i ta k analiza jednego z jej fragm entów . Z drug iej zaś stro n y , znajom ość całego te k s tu i in n y ch studiów tegoż a u to ra pozw ala chyba k ró tk o i ad ek w atn ie zdać spraw ę z tego, o co m u chodzi. Otóż sąd logiczny, e x d efinitione, m o­ że być albo praw dziw y, albo fałszyw y, i stąd pew ne zdania: zdania niepodw ażalne, a więc jakoś „uprzy w ilejo w ane” , bo zawsze praw dziw e, nie są zdaniam i logicznym i sensu stric­

to 17, nie w y ra ż ają a u ten ty czn y ch sądów. Nie zm ienia to fa k ­

tu , że skoro jest jakieś zdanie niepodw ażalne i nie m ożna m u zasadnie zaprzeczyć, to okoliczność ta pow inna napaw ać op­ tym izm em . A yer jed n a k nie jest do niego skłonny. Takie w ypow iedzi-„dziw olągi” — pow iada — to m ają do siebie, że czasow niki w y stępu jące p rzy zaim ku w skazującym , żeby m o­ gło w ogóle pow stać zdanie g ram atyczne, są ty lk o b ie rn y ­ m i p a rtn e ra m i, w spólnikam i (sleeping partners). W g ru n ­ cie rzeczy bow iem in fo rm acja za ich pośrednictw em p rze k a ­

17 U jm u ją c sp raw ę w in n y m nieco aspekcie m ożna by ta k ż e p o ­ w iedzieć, że zdanie „ja m yślę” n ie ty lk o w y ra ża jakiś sąd szczególny czy n ie au te n ty c zn y , „sąd -d ziw o ląg ”, w y ró ż n ia jąc y się w śród innych s ą ­ dów sw oją n ie u ch ro n n ą p raw dziw ością, ale że je st on rów nież je d y ­ n ym w y rażen iem o k azjonalnym pod w zględem form y, k tó re jednak, m im o że m a za podm iot zaim ek „ja” , nie je st okazjonalne, niezależ­ n e je st bow iem od okoliczności użycia, czyli, w ty m p rzy p a d k u , od w y p o w iad a jąc ej je osoby; je s t to w ięc „zdanie-dziw oląg” ta k ż e w śród in n y c h zdań okazjonalnych.

(14)

zana jest ta k znikom a (va n ish in g ly small), ta k dalece nic 0 podm iocie nie m ów iąca, a ty lk o na niego w skazująca, że żadnej w iedzy o jego jakości nie p rzek azu je.” [...] W k on ­ tekście — m ówi A y er — tak ie zdanie dostarcza in fo rm acji zw racając naszą uw agę n a to, n a co w skazuje zaim ek. W p rzy b liżen iu jest więc czym ś w ro d zaju g estu lu b okrzyku. Pow iedzenia «istnieję» czy «to a to się w łaśnie dzieje» podo­ bne są do pow iedzenia «spójrz» lub do w skazania na coś ge­ stem bez użycia słów. Różnica polega n a tym , że sform u ło­ w anie w postaci takiego zdania ostensyw nego w y raża fa k t eg zy sten cjaln y explicite, i dlatego o zdaniu m ożem y pow ie­ dzieć, że w y raża jakieś tw ierdzenie, n ato m iast nie m ożem y tego powiedzieć o geście czy okrzyku. Nie m ów im y o p ra w ­ dziwości czy fałszyw ości g estu lu b o k rzy k u ” 18.

Ja k aż jest w ięc ko n k lu zja analizy A yera? W ydaje się, że zgodnie z jego in te rp re ta c ją m ożna by kogoś, kto m ówi o sobie „m yślę” czy „jestem ”, p rzy ró w n ać do m ałego ucznia, k tó ry po raz pierw szy p rzestąp ił progi szkoły podstaw ow ej

1 w czasie spraw d zania listy obecności odpow iada „jestem ” , kiedy „p ani” w ypow ie jego nazw isko. Je że li nauczycielka m a dobrą pam ięć w zrokow ą i podnosi oczy p rzy każdym n a­ zw isku, żeby już od razu zapam iętać n iek tó re choćby tw a ­ rze, to uczniow ie nie m uszą n a w e t m ówić „jestem ” — w y­ starczy jeżeli podniosą ręk ę albo pow staną na chw ilę w ła­ wce. Jeżeli dziecko sw oim zachow aniem lub w yglądem nie odbiega w zasadzie od p rzeciętnej norm y, to nauczycielka może w praw dzie jego tw a rz zapam iętać, ale tylko tyle: nie w ie nic an i o uzdolnieniu dziecka, an i o jego n erw ow ej w ra ­ żliwości, ani o zdolności sk u p ienia czy ogólnym rozw oju, ani o w a ru n k a ch dom owych. Jeżeli jest dośw iadczona i obda­ rzona in tu cją, to co najw y żej może sobie w yrobić ty lko ja ­ kieś pierw sze, n iejasn e i przelo tn e pojęcie o dziecku, na k tó ­ re po raz pierw szy na chw ilę spojrzy — jed na p a ra

(15)

cych oczu może się jej w ydać in telig en tn a, inn a nieoo za­ straszo n a itd. —- ale to w szystko.

W ypowiedzi niepodw ażalne istn ieją, ale ceną ich niepod­ w ażalności jest m inim alna ilość przekazyw anych przez nie inform acji. „W skazują, że coś się dzieje, ale nie m ów ią, czym jest to, co się dzieje [...] nic ponad to, co zaw iera się w fa k ­ cie, że czegoś dotyczą” (... „ th a t th e y h av e a re fe re n c e ”).

In te n c ja zaprezentow ania in te rp re ta c ji A yera — c h a ra k te ­ rystyczn ej dla „an alitycznego” s ty lu filozofow ania, na k tó ­ rego gru n cie problem cogito pojaw ia się bardzo często — w y ­ n ik ała nie ty lk o z fak tu , że ten sty l w spółczesnej in te rp re ­ tac ji p o m ijan y je s t na ogół — ja k chociażby w analizach Ko­ łak o w sk ieg o — w dociekaniach historyczno-filozoficznych. Cho­ dziło także i o to, żeby posłużyć się nią jak o p u n k tem w y j­ ścia do zastanow ienia się, w jak im stopniu pozostaje ona pod w pływ em sugestii nasu w an y ch jej au toro w i przez jego ję­ zyk ojczysty — język angielsk i — a poza ty m postaw ić p y ­ ta n ie o sam w alor m etodologiczny tak iej reflek sji „m iędzy- języ k o w ej” na te n tem a t. J e j p u n k t w yjścia b yłb y n a stę p u ­ jący:

Jeżeli stw ierd zen ie „m yślę” czy „jestem ” pozw ala ty lko dotknąć jakoś w „przelocie” czegoś istotnego i niep ow ta­ rzalnego, ale ulotnego, czegoś pew nego i zasadniczo subiek ­ tyw nego, ale jakościowo n ieuchw ytnego, i jeżeli do przek a­ zania tej znikom ej, u latn ia ją ce j się od raz u in fo rm acji w y­ starczy łb y zaim ek w sk azu jący bez czasow nika, to co się s ta ­ nie w języ k u polskim (albo łacińskim !) — k tó ry z ty tu łu spo­ sobu koniugow ania czasow ników obyw a się bez zaim ków — gdy w takiej w ypow iedzi zaim ek pom iniem y? Pozostanie ci­ sza lub niezapisana k a rtk a p apieru.

Groteskow ość czy w ręcz dem agogiczność takiego ujęcia sp raw y jest oczyw ista. Ale zabieg „red u kcji do a b su rd u ” okazuje się często w ygodny, a w tra d y c ji i p rak ty c e rozu­ m ow ań cieszy się p raw em obyw atelstw a.

(16)

4. Czy «cogito» je st a u ten ty czn y m sądem logicznym? P am iętać trzeb a, że pierw sze sform ułow anie cogito w y stę ­ p u je w R ozpraw ie o m etodzie, gdzie w yrażone zostało w ję ­ zyk u fran cuskim , w postaci: „je pense, donc je suis” ; po raz

pierw szy zaś sform ułow ane przez K a rte z ju sz a po łacinie (w Principiach) brzm i: „ego cogito, ergo su m ” . N astępnie we w szelkich kom entarzach, in n y ch tek stach i w ogóle w h is­ to rii filozofii fu n k cjo n u je w postaci „cogito, ergo su m ” po p ro stu ; w języ k u polskim m ów im y „m yślę, więc jeste m ”, i w tak im kształcie fo rm u ła fig u ru je też w przekładzie polskim

R o zp ra w y pióra W andy W ojciechow skiej. W jęz y k u ang iel­

skim , a więc w języku, w k tó ry m przeprow adził sw oją a n a ­ lizę A yer, brzm i o n a „I th in k , th erefo re I am ”. M am y więc jak b y trz y postaci czy w e rsje form uły: w brew pozorom, nie dwie, lecz trz y w łaśnie, bo fran cu sk ie je to nie angielskie I — jako że w języ ku fran cu sk im istn ieje jeszcze zaim ek moi (uży­ w an y także rzeczownikowo: Ja jako Jaźń), a zaim ek je spełn ia w yłącznie rolę tow arzysza czasow nika i zapew nia możliwość pow stania zdania gram atycznego, w języ k u angielskim n a to ­ m iast zaim ek I pełn i (jak po polsku) obie funk cje, gdyż sło­ wo S e lf (w sensie Jaźni) inaczej się używ a niż fran cuskie M oi; i znow u, nie cztery w ersje, lecz trz y w łaśnie, gdyż w językach polskim i łacińskim sy tu acja jest filologicznie tak a sam a 19.

J a k zaś dalece w p roblem ach i sporach rzeczow ych „ciśnie­ n ie ” sugestii języka ojczystego jest po-tężne, tego bardzo do­ bry m p rzy kład em są w łaśnie liczne analizy cogito po jaw iają­ ce się w język u angielskim (m. in. i analiza A yera w łaśnie), gdzie I poprzedzające czas g ram atyczn y um ożliw ia pow stanie zdania podm iotow o-orzecznikow ego jakiegokolw iek, na wzór francuskiego je, i zarazem fu n k cjo n u je sam odzielnie, rze­ czownikowo, jako the I. T ak A nglik w ypow iadając lub pisząc

19 N a te n p ara lelizm łacińskiego i polskiego brzm ien ia cogito zw ró ­ cił m i po ra z pierw szy uw agę prof. B ronisław Baczko.

(17)

form ułę ”I th in k , th e re fo re I am ” m achinalnie n iejak o odnosi ją do w ypow iadającej je Ja ź n i o p eru jąc jak b y zdaniem k a te ­ gorycznym szczegółow otw ierdzącym , podczas gdy ta sam a fo rm u ła w językach polskim czy łacińskim zabarw iona jest z p u n k tu sugestią ogólności i p o słu g u jem y się p rzeto K ar- tezjań sk ą fo rm ułą ta k ja k k ażdym zdaniem k ategorycznym ogólnotw ierdzącym ; ta k ja k b y w y rażenie „cogito, ergo sum ” m ożna było rów nie dobrze sform ułow ać w postaci „cogitare, ergo esse” : „m yślę, więc je ste m ” u jm u je m y od raz u tak, ja k byśm y m ogli rów nie dobrze ro zp atry w ać w yrażenie: „m yśleć, a w ięc być” . Je śli zaś nie m ożem y w żadnym razie, w żadnym języku, przeform ułow ać cogito na pozornie rów now ażne filo­ zoficzne zdanie „ Jan m yśli, więc J a n istn ie je ”, to nie dlatego, iżby zdanie d ru g ie tak iej fo rm u ły nie było w yw odliw e ze zda­ nia pierw szego (bo na razie tę spraw ę m ożna pom inąć), lecz dlatego, że nic nas nie u p raw n ia do form ułow ania z n ie­ zachw ianą pew nością tw ierdzenia, w yrażonego w zdaniu p ierw ­ szym , w k tó ry m podm iotem jest k o n k retn e in dy w idu um nie będące M ną (ablativus od Ja). M ożem y n atom iast, jeżeli po­ słuch am y uzasadnionych chyba filozoficznie sugestii, jak ie n a ­ suw a nam nasz język ojczysty, i p rzy jm u jąc, „for th e sake of th e a rg u m e n t”, że na razie nie podw ażam y celowości czy sensow ności w nioskow ania o istn ien iu na podstaw ie stw ie r­ dzenia, że się m a świadom ość — sform ułow ać te dw a zdania posługując się zm ienną x zw iązaną dużym k w a n ty fik a to re m i nad ając w y rażen iu k sz ta łt okresu w arunkow ego, im plikacji: D la każdego x (jeżeli x m yśli, to x jest) — oznaczając zaś od­ pow iednio czasow niki „m yśleć” i „być” litera m i m i b m oże­ m y zapisać to w n a stęp u jącej form ie sym bolicznej: [m(cc)-»-—>b(x)[. Możemy, ale nie m usim y, gdyż nie zachodzi potrzba w yw odzenia tego, że jestem , z tego, że m yślę. Taki zabieg w ym aga jed n ak od razu następ u jąceg o zastrzeżenia: dokonując go, p rzy jęliśm y tak ie tylko założenie, że fo rm u ła uogólniająca jest w yw odliw a z fo rm u ły K artezjań sk iej, w yrażonej w p ierw ­ szej osobie liczby pojedynczej i nie m ającej form y okresu

(18)

w arunkow ego, ale nie poprzedziliśm y sam ego zabiegu analizą filologiczno-logiczną sam ej form uły, czego, częściowo p rz y n a j­ m niej, jeszcze będzie trz e b a dokonać. W racając więc do sp ra ­ w y zaim ków osobowych, łatw o zauw ażyć, że w język u polskim , któ ry , podobnie ja k łacina, odbyw a się bez ich użycia w ko- niugow aniu czasow ników , użycie to, jeśli w y stępu je, służy często położeniu ak cen tu sem antycznego n a czasow niku, zm ie­ n iając w te n sposób niekied y i sens orzeczenia, a co za ty m idzie, całego zdania. K iedy np. ktoś gaw ędząc w ieczorem w gren ie k ilk u przyjaciół w staje i mówi: „ Ja m uszę uciekać, bo w yjeżdżam ju tro o 6-tej ra n o ” , to zgodnie z n a tu ra ln ą oszczędnością języka pow iedział ty m sam ym , w skrótow y spo­ sób, że przecież inni nie m uszą jeszcze p rzery w ać rozm ow y, bo nie będą n a z aju trz w staw ali aż ta k w cześnie, on n atom iast, i tylko on w śród obecnych, jest w łaśnie w tak iej sy tuacji. F rancuz w podobnej okoliczności, zgodnie ze s tru k tu rą sw o­ jego języka, nie „poradzi” sobie w analogiczny sposób, bo k ła­ dąc ak cen t głosow y na zaim ku je nic w te n sposób dodatko­ wego nie przekaże, ty lk o po p ro stu w yd a jakiś dźw ięk dzi­ w aczny, ak cen tu jąc bez pow odu i celu fra g m en t w yrażenia, stanow iący jego część organiczną. Chcąc podobną w ypow iedź sform ułow ać, m usi się posłużyć jeszcze zaim kiem m oi i po­ wiedzieć: „Moi, je dois filer, parce que je p ars dem ain m atin à six h e u re s” . W „ n a jtru d n ie jsz e j” filologicznie sy tu acji bę­ dzie A nglik, w łaśnie dlatego że angielskie I pełn i zarazem fu n k cję francuskiego moi i je, z d ru g iej zaś stro n y , nie może być, w przeciw ieństw ie do polskiego ja, dowolnie łączone z czasow nikiem czy oddzielane od niego, ty lk o m usi m u tow a­ rzyszyć, żeby zdanie g ram atyczne m ogło pow stać; postaw i więc wówczas ak cen t głosow y n a zaim ku, w d ru k u zaś zaim ek I b y łb y w yróżniony k u rsy w ą — ”1 m u st fly because I leave tom orrow a t 6 a.m .”. K artezju sz, po raz pierw szy fo rm u łując

cogito, użył zaim ka osobowego po p ro stu na zasadzie praw ideł

języka francuskiego, a to, że m ów ił w pierw szej osobie, zrozu­ m iałe jest z innych powodów. A le pozostaje pytanie, dlaczego w Zasadach postaw ił przed cogito, czyli przed orzeczeniem

(19)

pierw szego zdania, słowo ego. T u już jed n a k analiza filolo­ giczna, bez k o n tek stu, nic sarna nie w yjaśni. Nic zaś w ty m kontekście nie w skazuje n a to, iżby to użycie m iało jakik ol­ w iek cel „filozoficzno-logiczny”, w przeciw nym bowiem raz ie m usiałb y zaim ek być chyba też pow tórzony przed orzeczeniem drugiego zdania, przed sum . Z akład ając m etodyczne w ątp ienie i szukając choćby jednego fak tu , co do którego zwodziciel oka­ że się bezsilny, jednego fa k tu niew ątpliw ie praw dziw ego, zn aj­ d uje go w odkryciu, że oto w ątpiąc m yśli, a tej pew ności n ie­ zaprzeczalnej, pewności, że m a świadom ość, n ik t m u odebrać nie może. Mówi w p ierw szej osobie, bo ty lk o w sw oim im ie­ niu przem aw ia, postanow ił bow iem z góry, że będzie w ą tp ił w e w szystko poza w łasną świadom ością, więc „dla p o rząd k u ” tej fo rm y retorycznie się trzy m a. Z m agając się d ram aty czn ie z naw ykam i dotychczasow ego rozum ow ania szuka czegoś pew ­ nego: „Teraz znalazłem !” — w oła w pierw szej M ed ytacji — „tak: to m yślenie! Ono jed n o nie d a je się ode m n ie oddzielić. J a jestem , ja istnieję; to je st p ew n e”. I tu już su m nie je s t w nioskiem z cogito, tylk o zostaje z nim utożsam ione jako inny a sp ek t tej sam ej p raw d y czy tej sam ej sy tu acji d efin iującej się pew nością całkow itą. Czy więc rzeczyw iście w chodzi w grę jakieś n ieu p raw nio n e przejście? In te resu jąc e będzie tu może zw rócenie uw agi na form ę językow ą dwóch reflek sji sfo rm u ­ łow anych na tem a t cogito przez dw óch lu d zi z różnych epok, w ich ojczystym języku, francuskim : filozofa przeszłości, M ai­ ne de B iran a 20, oraz współczesnego m yśliciela i w ydaw cy dzieł K artezju sza, F e rd y n an d a A lquié. P rzy taczan ie i in te rp re to w a ­ nie pełnego rozum ow ania M aine de B iran a w ym agałoby od­ rębnego studium , i nie o to chodzi; w a rto w tej chw ili zwrócić tylko uw agę na n astęp u jące jego słowa: „Je pense ou je suis: si l ’on p résen te l’enth y m èm e sous c e tte form e: je pense (ou j ’existe p o u r m oi-m êm e), donc je suis une chose, une

substan-20 Do zapoznania się z p rzep ro w ad zo n ą przez M aine de B ira n a k r y ­ ty k ą C ondillaca i K arte z ju sz a zachęciła m nie doc. B a rb a ra S karga, za co je ste m jej b ardzo w dzięczna.

(20)

ce pensante, je dis q u ’alors l’id én tité réelle n ’a pas lieu [...]” 21 A A lquié, w przypisie do IV części R o zp ra w y o m etodzie p i­ sze: Q uel est v raim en t le p rem ier principe de la philosophie de D escartes? Est-ce l ’existence d u moi, ou le lien logique et nécessaire e n tre cette existence et la pensée? Est-ce le je suis e u est-ce le donc qui lie le je suis au je pense?” 22 Cóż się do­ konało w tych dw óch w ypow iedziach? Oto pierw sza z nich, u w ik łan a zresztą w kontekście bardzo ostrej k ry ty k i cogito, zaw iera ja k b y w brew woli k ry ty k a , nie b y le jak ą obronę K a r- tezjuszow ej form y: su g e ru je m ianow icie utożsam ienie przez K a rtezju sza je pense z je suis słow em ou (czyli). O bronę filo­ zoficzną, a nie logiczną czy językow ą: albow iem utożsam ienie

cogitatio z esse, w ypow iedziane „dla siebie” , trak to w ać m oż­

n a bądź jako tezę m etafizyczną czy psychologiczną, bądź jako tw ierd zen ie defin icy jn e — w obu więc p rzy pad kach m oż­ n a fo rm u łę p rzy jąć czy odrzucić bez m otyw acji; nie m a już nato m ia st rac ji zarzu t niepraw om ocności fałszyw ego w niosko­ w an ia w prow adzonego przez słow o donc, o ile — ja k by tego chciał M aine de B iran — je suis u żyte będzie w sensie j ’existe

pour m o i-m êm e. Jego za rz u t dotyczyłby ew entualnego przejścia

od „ ê tre po u r soi” do „ ê tre en so i” , a więc już nie sam ej fo r­ m u ły , czyli nie przejścia od je pense do je suis. N atom iast ze stanow iska logicznego czy filologicznego k ry ty k a dotyczyłaby b ra k u precy zji w sam ym sform ułow aniu, i niezw ykle silna jest pokusa zsolidaryzow ania się z n i ą 23, podobnie jak z su gestia­

2! M aine de B iran, Essai sur les fo n d e m e n ts de la psychologie e t

su r les rapports avec l’étu d e de la natu re, w: O euvres, w yd. k ry ty czn e

P ie r re T osserand, t. V III, P a ris 1932, s. 124. 22 D iscours de la m éthode, s. 603, przyp. 2.

23 Chodzi o solidarność w yłącznie co do z a rzu tu ew entualnego b ra k u p re c y z ji sam ej fo rm u ły cogito; p o m ija ją c bow iem isto tę obiekcji M aine de B irana, k tó re j in sp ira c ją je st p ra d a w n a „obsesja su b stan cjalizm u ”, sam w yw ód budzi zastrzeżenia z p u n k tu w idzenia logicznej p o p ra w ­ ności: rozw inięcie bow iem en ty m e m a tu w p ełny trójczłonow y sylo- gizm pow inno polegać n a w ydobyciu i sfo rm u ło w an iu p rze słan k i (w ty m p rzy p a d k u w iększej) u k ry te j, a nie n a p rze k szta łc an iu b rz m ie ­ n ia p rze słan k i u żytej w sam ym entym em acie (por. M aine de B iran,

(21)

m i A yera, ze stanow iska filozofii języka, a może po pro stu ze stanow iska p o stu la tu sk ra jn ie precyzyjnego w y rażan ia się ta m zwłaszcza, gdzie a u to r sform u ło w ania p re te n d u je do kiero­ w an ia się określonym i reg u łam i m yślenia, ja k to czynił K a r- tezjusz. Chodzi więc o pokusę p rzy jęcia h ipotezy filologicznej, że dw uznaczność k a rte zja n iz m u polega n a czymś innym , a nie n a nieup raw n io n y m a zaw arty m w fo rm u le cogito w niosko­ w aniu, oraz że w chodzi tu w g rę nieprecyzyjność „użycia”, a m ianow icie użycia słow a donc tam , gdzie popraw nie i zgod­ nie z tokiem w łasnego m yślenia pow inien b ył a u to r R ozp ra w y użyć raczej słow a ou. W tedy p ro b lem „nieupraw nionego p rz e j­ ścia” u ległb y w łaśnie p rzesunięciu poza form ułę cogito ■— za­ cząłby już bow iem polegać na czym innym ; na ty m m ianow i­ cie, czy przejście tak ie łączy się czy nie łączy z sam ym sposo­ bem rozum ienia res cogitans 24; czy wiąże się z innym i, poza fo rm u łą cogito p rzeprow adzanym i przez K artezju sza ded u k ­ cjam i; czy wiąże się czy nie wiąże z p y tan iem o rela cję po­ op. cit., s. 124—125). Z dru g iej je d n a k strony, sam pom ysł szukania u k ry te j p rze słan k i czy p rze słan e k w fo rm u le K arte z ja ń sk ie j w y d aje się m etodologicznie tra fn y i płodny, chociaż te filozoficzne p rze słan k i ogól­ n e w iążą się chyba z inną p ro b le m a ty k ą — n ie ze sp raw ą s u b s ta n c ja l­ nego istn ien ia, ty lk o z k w e stią m ożliw ego pojm o w an ia „res cogitans” . T akiego „czystego”, popraw n eg o logicznie zabiegu, dokonał n ie M aine de B iran , ty lk o K an t. U jęcie K a n ta w ym agałoby oddzielnego opraco­ w an ia , tu w ięc w arto ty lk o przypom nieć n a stę p u ją c e jego słow a: „[...] N ie m ożna uw ażać, że m oje istn ien ie w y n ik a ze zdan ia « J a myślę»·, ja k to sądził K arte zju sz — poniew aż w p rzeciw nym raz ie m u siałab y je poprzedzać p rzesłan k a w iększa «w szystko, co m yśli, istn ieje» — lecz je st z nim id e n ty cz n e” (K r y ty k a czystego rozum u, t. II, W arszaw a 1957, s. 133). Tłum acz, prof. R om an In g ard en , o p a tru je te słow a n a ­ stę p u ją c ą uw agą: „T ak je st w oryginale. A le oczyw iście nie m oje istnienie, lecz zdanie je stw ie rd z ając e je s t — ja k by K a n t ze swego s ta ­ n ow iska pow inien pow iedzieć — id en ty czn e ze zdaniem « Ja m yślę»” . 24 D zieje k sz tałto w an ia się i różnych sposobów p ojm ow ania res co­

gitans nie w chodzą w za k res te m aty cz n y tych rozw ażań. P oniew aż

je d n a k K arte z ju sz używ a tego te rm in u exp resse w M ed yta cji drugiej, w ięc dla p o rzą d k u przypom nieć w y p ad a , że i tu użycie te rm in u p rz e ­ m a w ia za, a nie przeciw in te rp re ta c y jn e j propozycji fo rm u ły cogito:

(22)

m iędzy „bytem dla siebie” a „bytem w sobie” — itd. A to już są sp raw y spoza sam ej form u ły . Jeżeli zaś chodzi o F e rd y n a n ­ da A lquié, to in te resu jąc a jest nie tylko w ątpliw ość podobna zaw ierająca się w jego słow ach, ale coś jeszcze: oto przedm iot świadomości, jak ą jest sam a świadom ość w łaśnie, nazw any tu został od razu zaim kiem osobowym m oi u żyty m rzeczow ni­

kowo, a więc jak o Ja w sensie Jaźni, bo fran cu sk i przy im ek

du składa się, p rzy tw o rzen iu dopełniacza, z de i le, jest to

w ięc le Moi. A zatem w in te rp re ta c ji A lquiégo podejrzenie o nieprecyzyjność czy jednoznaczność fo rm u ły cogito w ysuw a się na p lan pierw szy, m achinalnie niejako.

5. O m ożliwych kierunkach dalszych dociekań analitycznych Dotychczasow e dociekania su g e ru ją , że może w arto tu je d ­ n a k w ejść na drogę filologiczną. Żeby się przekonać, iż w arto się posuw ać dalej, trzeb a b y jeszcze zbadać kilk a sp raw isto t­ nych, a przede w szystkim poprzedzić albo je połączyć z p re ­ zen tacją najró żn iejszy ch analiz cogito, dotychczas p rzepro w a­ dzonych n a gruncie filozofii języ k a (popadając z pow rotem w „vice de la le c tu re ”). Rozw ażania A y era w a rte były przed ­ staw ienia dlatego może, że nie jest on „czystym a n a lity k ie m ” , co sam stw ierd za nieraz exspressis verbis i d ok u m en tu je sw oją m etodę badań. Stoi m ianow icie na stanow isku, że potężny in ­ stru m e n t, jak im jest analiza języka, nie jest m etodą ani zawsze najlepszą, ani jed y n ą w podchodzeniu do pro b lem aty k i filo­ zoficznej. K iedy nato m iast istn ieją inne jeszcze przesłan ki ro ­ zum ow ania, inne, rzeczowe, a rg u m e n ty czy m ożliwości spo j­ rzenia na problem , wówczas nieocenione s ta je się uzupełnienie „ J a jestem , ja istn ieję; to je st pew ne. J a k długo je d n ak ? Oczywiście, ja k długo m yślę [...] Je ste m w ięc, dokładnie m ów iąc, ty lk o rzeczą m yślącą [tzn. św iadom ością (przyp. red.)], to znaczy um ysłem (mens), bądź duchem (anim us), bądź in te le k te m (intellectus), bądź rozum em

(ratio) [...] N ie je ste m [...] czym kolw iek ta k im , co bym sobie m ógł

u roić; założyłem bow iem , że to w szystko je st niczym . P o d trz y m u ję to założenie: a m im o to ja je ste m czym ś” (t. I, s. 34—35).

(23)

czy rozjaśnien ie go na g ru n cie dociekań filologicznych. O dręb­ nego więc stu d iu m w ym agałoby prześledzenie dorobku filozo­ fii anality cznej w dociekaniach nad cogito.

Sam a zaś analiza fo rm u ły i pokazanie różnych m ożliw ości jej in te rp re to w a n ia w y m agałyb y z kolei kon tyn uo w ania p ró by porów nania różnych recep cji fo rm u ły K artezjań sk iej poprzez ko n fro n tację znaczeń zw arty ch w niej term in ów w św ietle różnic w y stęp u jący ch w ty ch k ilk u w ażnych tu językach. W spom nieć tylk o jeszcze w ypada, o jakie m ianow icie kw estie chodziłoby przede w szystkim , jako że analiza użycia zaim ków osobowych, a więc i sam ego form ow ania zdań gram aty czny ch w różnych językach, nie je st b y n ajm n iej jedyna. T rzeba by w ięc zbadać szczegółowo sto su n k i w zajem ne pom iędzy te rm i­ nam i cogitatio, conscience, pensée, świadom ość, m yśl, th in k in g ,

conscience itd. N astępnie użycie i znaczenie ergo, igitur, donc, ou, therefo re, or, wiąc, p rzeto, czyli, itd. W reszcie — ’’last b ut

not le a s t” — wziąć pod lupę raz jeszcze przeko rne słowo sum czy esse i zastanow ić się, czy dotychczasow e, a ta k ju ż znane i zbanalizow ane odróżnienie być od istnieć nie w ym aga d al­

szego jakiegoś sprecyzow ania czy uproszczenia. Niew dzięczna to spraw a, bo niby tak a oczyw ista, i m ożna b y tu , ja k to propo­ n u je dow cipnie Quine, „podarow ać Y grekow skiem u słowo «istnieć»” , jako że „Y grekow ski je s t jed n y m z ty ch filozofów, któ rzy w spólnym i siłam i zniszczyli stare, dobre słowo «ist­ nieć»” 25. K arteziusz używ a obu term in ó w „jed ny m tch em ” i egzy sten cjaln y c h a ra k te r jego stw ierd zen ia jest oczyw isty. Ale nie od rzeczy będzie zaobserw ow ać, że w pierw szej w ersji sw ojej fo rm u ły nie bez p rzy czyn y może użył w yrażenia „je su is”, a nie „ j’ex iste” — n ib y ów uczeń w szkole, k tó ry za­

m iast „jestem ” może rów nie dobrze powiedzieć „obecny” (albo podnieść rękę!). I nie od rzeczy będzie też przypom nieć, że analizu jąc w alo r stw ierd zen ia przez kogoś, kto się budzi z om dlenia, że ju ż w rócił do przytom ności, A y er w k ład a m u

25 W illard V an O rm an Q uine, Z p u n k tu w id zen ia logiki, przekł. B a rb a ry S tanosz, W arszaw a 1969, s. 12 i 11.

(24)

w u sta słowa ”1 am conscious” ; ale po polsku nie pow iem y „jestem św iadom y” , tylko „jestem p rzy to m n y ” , w daw nej zaś polszczyźnie słowo „przytom ność” znaczyło też „obecność” , i m ów iło się o czymś, że zdarzyło się to w czyjejś „p rzy to m ­ ności” — itd. I jeszcze jedno: dużo się m ówi o obsesji „rzeczy” i „su b stan cji” oraz „m yślenia kateg o riam i su b stan cjalizm u ” itd. A le czy w olni są od tego dzisiejsi m yśliciele? „S tare, dobre słowo: «rzecz»” — m ożna by powiedzieć p a ra fra z u ją c Q ui- n e ’a — pierw o tn ie znaczyło chyba po p ro stu „coś” , a „o n a tu ­ rze w szechrzeczy” m ów ił L u k recju sz jako o n atu rze, czyli istocie „czegokolw iek” czy „w szystkiego”? A kt m yśli też ja ­ koś „ je s t”, bo nie jest „niczym ” , a m odus jego bycia nie jest tu w ażny, stanow i jakiś p ro b lem odrębny; m ówiąc zaś, że „coś” jest, stw ierd zam y „bycie” choćby w erb alnie; czy m ówiąc o „byciu” (czy „istn ien iu ” ?) w łasnego Ja lu b czegokolw iek do­ k o n u jem y fak ty czn ie nieupraw nionego przejścia? A jeżeli tak , to może tylk o dlatego, że dziś w łaśnie ulegam y obsesji „rze­ czy”, tam gdzie m ożna by m ówić o „zdarzeniach” , albo obsesji „p rzyczyn” czy „ ra c ji” tam , gdzie m ożna by mówić o s ta ­ nach rzeczy (casus, a nie causal), w a ru n k a ch koniecznych lu b w ystarczający ch, czy o p u n k tac h odniesienia?

D alszy k ro k polegałby na zb ad aniu różnych pojęć w y stęp u ­ jących w tek stach K artezju sza i różnych w y rażających je tam term in ó w fran cu sk ich i łacińskich; na zbadaniu różnych te r ­ m inów w ystęp u jący ch w różnych znaczeniach u sam ego K a r­ tezjusza.

Dopiero takie b adanie otw orzyłoby drogę do fazy n a jw a ż ­ niejszej, jak ą b y łaby analiza term inologicznych f iliacji różnych sfo rm u ło w ań K artezju sza na tle rodow odu jego system u, uw ikłan ia go w a p a ra tu rę pojęciow ą w łasnej epoki i recepcję późniejszą — n a gruncie różnych języków .

Dlaczego cogito jest tu tak w dzięcznym tere n em badania? Bo a u to r form u ły, ten „zabójczy” racjonalista, pragn ący zbu­ rzyć w szystko, co dotychczas istniało, i od now a wznieść gm ach filozofii siłam i rozum u, w yw odził jedne p raw d y z innych,

(25)

um ieszczał zaś słowo w ieloznaczne „w ięc” nie tylk o tam , gdzie isto tn ie zachodzi sto su nek w ynikania. S tąd też, po k ilk u se t latach , spór o znaczenie i praw om ocność jego fo rm u ły trw a nadal. I w arto chyba, żeby h isto ry cy filozofii pośw ięcali nieco uw agi rozw ażaniom „an ality k ó w ” w tej dziedzinie. U suw anie z te re n u filozofii problem ów „pozornych” dnogą dociekań filo­ logicznych, a zwłaszcza n iew y k o rzy stan y ch jeszcze p raw ie w cale k o n fro n ta cji m iędzy językow ych — przybliża do docie­ k a ń h istory czn y ch i m etafizycznych, oczyszczając je z niepo­ trzebn eg o balastu , b y n ajm n iej zaś od nich nie oddala.

6. O użyciach «ergo» i sensie »res cogitans«

Istn a to więc kopalnia problem ów , sprow adzających się nie ty lk o do egzegezy. N iniejsza zaś pró b a ujęcia podprow adza tylko n a sam próg dwóch spraw , k tó re n iejako dla p orządk u w ypada jeszcze n a zakończenie sform ułow ać w form ie py tań zasługujących na to, żeby się zastanow ić nad m ożliwością udzielenia na nie odpow iedzi w to k u jakichś dalszych b ad ań.

P ierw szy m byłoby więc p y ta n ie o znaczenie słow a ergo, w jak im m ógł go użyć K artezju sz i w jak im fu n k cjo n u je ono w języ k u potocznym . P rzy p ad k i, w k tó ry ch słowo „w ięc” fi­ g u ru je w fo rm ułach logicznych u stalający ch w sposób jed n o ­ znaczny stosunek inferen cy jneg o w ynikania, nie budzą w ą tp li­ wości co do znaczenia słow a — ale ja k jest gdzie indziej? J a k chw iejność znaczeniow a tego przekornego słow a u stala się np. w czterech następ u jący ch w ypow iedziach?

(1) „S tan chorego się nie popraw ił, m im o że zgodnie z zale­ ceniem lekarza pozostaw ał przez trz y d n i w rów nom iernej tem p e ra tu rz e : leżał w łóżku, dobrze p rz y k ry ty , a w ięc było m u stale ciepło” (wypowiedź opiekuna czy opiekunki chorego).

(2) „To była błyskaw ica, w ięc za chw ilę rozlegnie się h u k g rzm o tu ” (wypowiedź m atk i, k tó ra chce uprzedzić o nadcho­ dzącym zjaw isku, żeby uspokoić przestraszone silną burzą dziecko).

(26)

(3) „Dzieci 15-letnie, a w ięc stw orzenia ta k jeszcze młode, nie p ow inny być obarczane zbyt w ielką ilością zajęć, m uszą m ieć czas na ru ch fizyczny i ro zry w k i” (wypowiedź psycholo­ ga szkolnego, skierow ana do nauczycieli).

(4) „Bóg, więc n a tu ra , m an ifestu je się w rozm aity sposób” (w ypow iedź osiem nastow iecznego filozofa-deisty).

Pow yższe sform ułow ania b y ły b y rów nie zrozum iałe i ję ­ zykow o popraw ne, gdybyśm y w yrażenie w ięc czy a w ięc za­ stąp ili odpow iednio w w ypow iedzi (1) w yrażeniem przeto lub

przecież, czy i ty m sa m ym , czy po p ro stu i; w (2) w yrażeniem

i, toteż; w (3) w yrażeniem przecież, toteż, c zyli (!); (4) w y raże­ niem c zyli — i ta k też zw ykle to przecież brzm iało: „Bóg czyli n a tu r a ” (bez przecinka). W ty m o statnim , d efinicy jny m zna­ czeniu słow o w ięc używ ane jest bardzo często. G dyby pow yż­ sze w ypow iedzi form ułow ali F ran cu zi czy A nglicy, to m ogli­ by w szędzie użyć odpowiednio słów done i therefo re, ale rów ­ nie dobrze m ogliby użyć słów in n y ch w łaśnie: et czy and;

par là -m êm e czy thus·, c’est à dire czy i.e.; ou czy or (w zna­

czeniu czyli, a nie albo, chociaż w a rto zauw ażyć, że w języ k u polskim oba słow a fu n k cjo n ow ały daw niej synonim icznie, częściej niż dziś, czego p rzy k ład em może być brzm ienie h i­ storycznego tłum aczenia ty tu łu dzieła Tassa: „ Jeru zalem w y ­ zwolone abo G ofred”). G dyby powyższe w ypow iedzi p rz e tłu ­ m aczyć n a łacinę, m ożna by użyć w y rażeń igitur, a u t itd. Ł atw o zauw ażyć, że w e w szystkich w ym ienionych p rz y k ła ­ dowo w ypow iedziach m ożna by sobie w ogóle „podarow ać” w szystkie te słow a i postaw ić p rzecin ek po prostu, o ile p i­ szem y, albo zastosować odpow iednią in to n ację głosu, o ile m ó­ w im y — „definicyjne” użycie słow a „w ięc” jest n iezm iern ie rozpow szechnione w e w szystkich językach, om inięcie go zaś i zastąpienie przecinkiem , pisanym czy in to n acy jn y m , poka­ zuje od razu, że jest to dalsze określenie, sprecyzow anie, za­ akcentow anie stw ierdzenia zasadniczego, k tó re tylko p recyzu ­ jem y zdaniem lu b określeniem bezpośrednio po nim n a s tę p u ją ­ cym; albo że u stalam y kon iun k cję zdań w y rażający ch dw ie sy tu acje, dw a zdarzenia czy zjaw iska, a raczej dw a aspekty .

(27)

Ale sp raw a je s t bardziej skom plikow ana i w ykracza poza ra m y tego k rótkiego stu d iu m , a zilu stro w an a może być n a podstaw ie w ypow iedzi pierw szego i drugiego typu. Chodzi o to, że bardzo często skłonni jesteśm y u żyw ając słow a „w ięc” ule­ gać sugestii zachodzenia sto su n k u w y n ik an ia albo stosun ku zw iązk u przyczynow ego tam , gdzie chodzi o stosunek ko n iu n k - ■cji, gdzie jed n e zjaw iska to w arzyszą innym albo stanow ią inny ich aspekt. Czy leżenie w łóżku było p rzy c zy n ą pow odu­ ją c ą , że chory przeb y w ał w ró w n o m iern y m cieple? Jeżeli był z m arzn ięty i kładąc go do łóżka spow odow aliśm y ogrzanie się jego ciała, to w y w o ła liśm y te n stan , o k tó ry chodziło; ale je ­ żeli ch o ry idąc do łóżka nie był zm arzn ięty, to pow stał po p ro stu w a ru n e k w ystarcza jący p rzeb y w an ia w rów nom iernym cieple — w ystarczający , ale nie konieczny, bo tak im w a ru n ­ kiem nie m usi być leżenie w łóżku: może nim być rów nież ciepłe u b ran ie i przeb y w an ie w rów nom iernie ogrzanym poko­ ju. Czy błyskaw ica pow oduje n a stę p u jąc y po niej hałas, czy też po p ro stu zjaw iska św ietln e i dźw iękow e są dw iem a ró w ­ no u p raw n io n y m i m an ifestacjam i w yładow ań elektrycznych? T akie rozw ażania p row adziłyby do in n ych już a niezw ykle in ­ tere su ją c y ch problem ów z dziedziny an alizy pojęć: do zagad­ n ień zw iązanych z takim , a nie in n y m „w idzeniem ” , ujm o w a­ niem zjaw isk i pojęć pod w pływ em sugestii językow ych (a po­ jęcie przyczy n y jest tu niezw ykle ch arak tery sty czn e, m a też sw oją s ta rą już histo rię w filozoficznej tra d y c ji i bardzo cie­ kaw e ujęcia w łonie filozofii an ality czn ej, szczególnie zaś na g run cie filozofii nauki). W te j chw ili chodzi o to tylko, żeby postaw ić hipotezę, że ani w sam ej form u le cogito, ani, ty m bardziej, w kontekście jej pierw szego sform ułow ania, ani w jej u w ik łan iu i brzm ien iu w in nych tek stach K artezjusza, ani w jakiejk o lw iek w e rsji językow ej — nic i nigdzie nie w ska­ zuje n a to, iżby słowo w ięc uży te zostało inaczej niż w zna­ czeniu czyli, inaczej m ów iąc. Czy gdyby K artezjusz napisał w Rozprawie: „je pense, ou je su is” , albo „je pense, je su is” po prostu, to nie spotk ały b y go z a rz u ty w spółczesnych i po­ tom nych? Nie m a chyba w ątpliw ości, że „ k rz y k ” podniósłby się

Cytaty

Powiązane dokumenty

Koncepcja  Wielkiej  Ma- trycy pozwala rozprawić się rów- nież z podstawową argumentacją  Richarda Dawkinsa, który sądzi,  że  przypadki,  odgrywające 

Motywem zorganizowania sympozjum dotyczącego problematyki sakramentu pokuty i pojednania były prośby kleryków, którzy pragną się dobrze przygotować do świętej i

To sum up the research conducted both in May and in January, as well as gen­ eral ideas that promote pro-ecological entrepreneurship amongst young students it must be said

Tematem (i właściwie dziedziną docelową) metafory jest klient i jego życie. Dzięki temu dokonać można też rozróżnienia typów tematów metaforycznych, jakie

Przez dziesięć lat swojego pobytu w Libanie udało mu się zdobyć nie tylko zaplecze organizacyjne w postaci Naczelnej Islamskiej Rady Szyickiej, ale również fundusze pochodzące

Potencjał religii w ochronie lasów jest znaczny i wszechstronny, do bardziej znaczących jego przejawów można zaliczyć: instytucję świę- tych gajów, wskazywanie na moralny

Chodzi tutaj przede wszystkim o zdanie sprawy z aktualnego stanu środowiska, źró­ deł zmian zachodzących w tym środowisku, jego wpływu na życie i zdrowie człowieka,

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 74/2, 374-385. 1983.. b ib liografia uzupełniająca).. ku an tro­ p ologii