• Nie Znaleziono Wyników

Jedną z nich była - zdaniem autora - teoria „kontynuacji” i „stabilności” (ang

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Jedną z nich była - zdaniem autora - teoria „kontynuacji” i „stabilności” (ang"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Autor podejmuje następnie próbę wyróżnienia kilku rodzajów teorii sfor­

mułowanych za czasów socjalizmu. Chodzi o teorie dotyczące interpretacji rozmaitych aspektów istniejącej wówczas rzeczywistości. Jedną z nich była - zdaniem autora - teoria „kontynuacji” i „stabilności” (ang. continuity i stability), której cechy specyfikuje w dwunastu punktach. Przy niektórych punktach cytowane są nazwiska autorów, którzy - jak wynikałoby z kontekstu - reprezentują teorię kontynuacji i stabilności. W mojej opinii to, w czym Misztal dopatruje się teorii, nie jest spójną całością, tj. nie tworzy np. w miarę uporządkowanego systemu twierdzeń, z których wyprowadza się określone konkluzje. Autorzy, na których autor się powołuje (Reykowski, Rychard, Stasiak, Wiatr), przedstawili swoje koncepcje rzeczywistości i można w nich oczywiście znaleźć cechy wspólne, ale przy uwzględnieniu istotnych różnic, które przecież istnieją. Jeśli miałbym sformułowć swój subiektywny pogląd na kwestię teorii „ciągłości i zmiany” to - nie mając zapewne dostatecznej ostrości spojrzenia, ani wiedzy o historii socjologii w Polsce - powiedziałbym, że takiej teorii nie było. Nawiasem mówiąc, próba przekonania czytelnika (w punkcie dwunastym na s. 169), iż konstytutywnym elementem tej teorii było stanowisko, że w społeczeństwie socjalistycznym awans był możliwy tylko w wyniku mobilności przestrzennej, trochę mnie zaskakuje bezpośredniością wniosku.

Nawet, jeśli taki pogląd sformułowano (Misztal przypisuje go Reykowskiemu), to chyba nie z intencją wyniesienia go do rangi teorii.

Rzecz trzecia dotyczy tekstu Pasiaka i M ahacka o socjologii słowackiej.

Nazwisko Pasiak przywoływane jest tu dość często, w kontekście pozytywnych uwag na temat opozycyjnej przeszłości autora. Sygnalizuję coś, co na ogół zwraca uwagę w sytuacji, gdy dobrze jest utrzymać proporcje w częstości odwołań.

Eastern Europe in Transformation. The Impact o f Sociology stanowi cenny wkład do historii socjologii. Zawiera walory dydaktyczne i popularyzatorskie.

Polecam ją do przeczytania przewidując, że spotka się ona z zainteresowaniem u szerokiego odbiorcy.

Henryk Domański

SUSAN E. COZZENS, THOMAS F. GIERY N (eds): Theories of Science in Society, Indiana University Press, Bloomington - Indianapolis 1990, 264 s.

Praca zbiorowa pod redakcją Susan E. Cozzens i Thomasa F. Gieryna przynosi dziesięć esejów dotyczących miejsca nauki w społeczeństwie. Ich autorzy rozważają różne aspekty tego zagadnienia stosując bardzo różnorodne strategie badawcze. Aby zorientować Czytelnika w zawartości tomu wypadam i w tym miejscu zasygnalizować, jaka jest treść poszczególnych składających się

(2)

nań prac. I tak Adele C. Clarke w artykule „A Social Worlds Research Adventure. The Case of Reproductive Science” bada społeczne przyczyny powstania jednolitej nauki o płodności i reprodukcji gatunków. Stosuje przy tym narzędzia pojęciowe wypracowane w ramach teorii światów społecznych, której korzenie tkwią w chicagowskiej szkole symbolicznego interakcjonalizmu współtworzonej przez takich uczonych jak Herbert Blumer, Everett С. Hughes czy Robert Ezra Park. Robert Hagendijk w tekście „Structuration Theory, Constructivism and Scientific Change” dokonuje krytycznego porównania koncepcji konstruktywistycznej oraz teorii Anthony Giddensa uznając podejś­

cie Giddensa za bardziej przydatne w badaniu społecznego uwikłania nauki.

Thomas F. Gieryn i Anne E. Figert w doskonałym eseju „Ingredients for a The History o f Science in Society. О-Rings, Ice Water, C-Clamp, Richard Feynman and the Press” na przykładzie sporu wokół katastrofy promu kosmicznego Challenger ukazują teoretyczną płodność siatki pojęciowej zaproponowanej przez Bruno Latoura. Ich zdaniem uprawniona jest teza konstruktywistów, że nauka nie jest czymś jasno i raz na zawsze określonym oraz że jej definiowanie dokonuje się przy istotnym udziale całego społeczeństwa, a nie tylko samych naukowców. D onald Fisher w rozprawie „Boudary Work and Science. The Relation between Power and Knowledge” dokonuje próby interpretacji w kate­

goriach klasowych powstania w latach dwudziestych naszego wieku w USA Social Science Research Council, organizacji, która miała integrować wszystkie nauki społeczne. Sal Restivo w studium „The Social Roots of Pure M at­

hematics” ukazuje społeczne i materialne podstawy matematyki czystej. Jego zdaniem nawet najbardziej abstrakcyjne wytwory matematyki nie są wolne od presupozycji charakterystycznych dla myślenia potocznego. Daryl E. Chubin w artykule „Scientific Malpractice and the Contemporary Politics of Knowled­

ge” analizując społeczne uwikłanie nauki dochodzi do wniosku, że trudno jest mówić o charakterystycznym dla uczonych ethosie, tak jak w swych klasycz­

nych pracach rozumiał go M erton. Zdaniem Chubina, w miarę jak zacieśniają się wzajemne powiązania między nauką a społeczeństwem dochodzi do coraz większego zacierania się granic między naukowymi nadużyciami a działaniami nie budzącymi zastrzeżeń. Ron Westrum w pracy „Environments for Inno­

vation. Calcutalive and Generative Rationality in Technology” ubolewa nad postępującą biurokratyzacją amerykańskich organizacji odpowiedzialnych za postęp techniczny, na skutek czego zaczyna w nich dominować racjonalność charakterystyczna dla sztywnych struktur instytucjonalnych, tj. dążenie do m inimalizacji ryzyka. Sytuacja ta odbija się negatywnie na innowacyjności amerykańskiej nauki i techniki. Wesley Shrum i Joan M orris w tekście

„Organizational Constructs for the Assembly of Technological Knowledge”

rozwijają siatkę pojęciową, która mogłaby służyć analizie czynników róż­

nicujących organizacje służące rozwijaniu wiedzy technologicznej. W swojej typologii przedsięwzięć technologicznych proponują różnicować je przede

(3)

wszystkim ze względu na ich skalę, rodzaj zaangażowanej własności (pań­

stwowej lub prywatnej) oraz ocenianego stopnia ich technologicznej nie­

pewności.

Omówienie wszystkich ciekawych idei pojawiających się na kartach recen­

zowanej tu książki oczywiście nie jest możliwe. Dlatego poniżej podejmę jeden tylko wątek, a mianowicie problem wzajemnego splatania się wiedzy i władzy.

Sądzę, że przemyślenia dotyczące tego tematu zawarte w artykułach Stephena P. Turnera „Forms of Patronage” i Susan E. Cozzens „Autonomy and Power in Science” pomogą mi zaproponować odpowiedź na pewne mające praktyczne znaczenie pytanie: czy obawy przed rządami technokratycznymi są uzasad­

nione? W pracy „Forms of Patronage” Stephen P. Turner wychodzi od spostrzeżenia, że wszędzie, gdzie pojawia się niezgodność pomiędzy dystrybucją wolności podejmowania decyzji („discretion”) a dystrybucją wiedzy musi pojawić się problem niekontrolowalności („uncheckability”): podejmujący decyzję nie jest w stanie sprawdzić adekwatności wiedzy swego doradcy. Nauka jest tą sferą życia społecznego, w której problem ten m a szczególne znaczenie.

Rozwój nauki, a zwłaszcza rosnąca w jego efekcie specjalizacja coraz bardziej zawężają możliwości społecznej kontroli, podejmowanej czy to przez instytucje spoza nauki, czy to przez samych naukowców. Stąd coraz jaśniejsze staje się, że przekazanie środków na taki a nie inny projekt badawczy w ręce tych a nie innych uczonych musi być aktem zaufania. Rzecz jasna, w toku rozwoju nauki wykształcono szereg instytucji służących minimalizacji ryzyka. Istotną część artykułu Turnera stanowi interesująca analiza środków stosowanych przez badaczy w celu wzbudzenia zaufania ewentualnego patrona oraz metod wykorzystywanych przez fundatorów w celu atestacji aplikujących o dofinan­

sowanie. Nie m a tu niestety miejsca na prezentację całego oprzyrządowania pojęciowego, jakiego używa autor „Forms of Patronage” , dlatego poniżej przedstawię jedynie kilka zasadniczych spostrzeżeń tego autora. Otóż Turner twierdzi, że:

(1) Częsty obecnie zwyczaj finansowania badań przed ich wykonaniem jest historycznym novum i był niezwykle rzadki przed dziewiętnastym wiekiem.

Finansowanie badań, których wyniki jeszcze nie są znane, rzecz jasna zaostrza problem niesprawdzalności.

(2) W zrastająca specjalizacja oraz zwyczaj fundowania środków na przedsię­

wzięcia będące dopiero w stadium projektowania determinowały kształtowanie się współczesnego systemu patronatu, w którym to procesie relacja pa- tron-naukowiec stawała się coraz bardziej zapośredniczona, zwłaszcza poprzez relacje naukowiec-urzędnik fundatora oraz administrator nauki-polityk.

(3) Zaostrzanie się problemu niesprawdzalności wymusiło rozwój nowych form atestacji (w rodzaju listów rekomendacyjnych), co sprawiło, że rozumie­

nie, co poszczególne tytuły, stypendia czy publikacje „znaczą” , wymaga swego rodzaju ezoterycznej umiejętności interpretacyjnej.

(4)

(4) Pomimo istnienia rozwiniętego kodu służącego kontroli uczonych nie spadło znaczenie osobistych kontaktów. Można nawet powiedzieć, że o im większe przedsięwzięcia naukowe chodzi, tym większe znaczenie mają tego rodzaju kontakty.

(5) Osobiste znajomości są tym ważniejsze, że tylko wyjątkowo środowisko uczonych zajmujących się określonych zagadnieniem jest na tyle szerokie, by mogła się rozwinąć dogłębna krytyczna dyskusja.

Turner uważa, że obraz nauki, jaki wyłania się z jego analiz, nie uzasadnia lęku przed rządami technokratycznymi. Jego zdaniem obawy przed politycznymi konsekwencjami zaufania do ekspertów - wyrażone najdobitniej przez Haber- masa - usprawiedliwione są tylko o tyle, o ile założy się, że dystrybucja władzy i dystrybucja wiedzy mogą się pokryć, a na to się właśnie w opinii amerykańskie­

go badacza nie zanosi. Według Turnera mamy do czynienia z postępującą dyferencjacją władzy, to znaczy różnym osobom przypada wolność decyzji różnego rodzaju i w różnych obszarach. Skupienie w jednym ręku różnych kompetencji (politycznych, organizatorskich i naukowych) staje się coraz trudniejsze. Posiadanie wiedzy nie oznacza posiadania władzy i vice versa.

Czy zatem rzeczywiście nie m a powodu do obaw przed technokracją? Jestem innego zdania, co więcej - sądzę, że odmiennego niż Turner punktu widzenia można bronić nie negując trafności jego opisu sposobu funkcjonowania instytucji naukowych. Wrócę do tej kwestii jednak dopiero pod koniec niniejszej recenzji, ponieważ w tym miejscu chciałabym przedstawić bardzo interesujące w kontekście podjętego tu problemu ustalenia Susan E. Cozzens.

A utorka „Autonomy and Power in Science” zauważa, że w literaturze socjologicznej dominują dwa przeciwstawne obrazy nauki: przez jednych nauka traktowana jest jako przedsięwzięcie służące bezinteresownemu zgłębianiu wiedzy, przez innych jako jedno z narzędzi władzy. Tymczasem według amerykańskiej uczonej, oba stanowiska nie uwzględniają szeregu zjawisk, dlatego nie można ograniczyć się do stwierdzeń, czym nauka jest w ogólności, ale należy badać dlaczego w określonym czasie i w określonych dyscyplinach mamy do czynienia z większym lub mniejszym stopniem autonomii.

Zdaniem Cozzens adekwatna teoria władzy w nauce musi zdać sprawę z pojawiania się w różnych okolicznościach i z różnym nasileniem trzech typów władzy, a mianowicie wpływu („influence”), siły przebicia („competitive edge”) i autonomii („autonomy”). „Wpływ” odnosi się do respektu wobec naukowych wskazówek, jest to władza wypływająca z rozwiązywania istotnych organizacyj­

nie problemów. „Siła przebicia” odnosi się do władzy jako dominacji, czyli zdolności przeprowadzania własnych zamierzeń mimo oporu, a zwłaszcza zdolności wygrywania konkurencyjnej walki o zasoby. „Autonomia” odnosi się do pojęcia władzy jako kontroli nad określonym otoczeniem, przy czym jednym z aspektów tak pojętej autonomii jest opór stawiany próbom kontroli danego obszaru podejmowanym z zewnątrz.

(5)

Cozzens wychodzi od koncepcji władzy (której rozwinięcia można znaleźć w twórczości Michela Callona i Bruno Latoura) jako czegoś, co jest uzy­

skiwane i podtrzymywane przez proces „przekładu” („translation”) czy też „kooptacji” („enrollment”): naukowcy uzyskują władzę (we wszystkich trzech powyższych aspektach) poprzez wciągnięcie patronów w sieć wza­

jemnych powiązań perswadując im, że potrafią rozwiązać ich problemy poprzez naukowe badanie. Im sprawniej proces kooptacji przebiega, tym więcej zasobów spływa do określonych działów nauki. Zatem struktura nauki jest kształtowana w procesie gromadzenia zasobów. Przy czym ko- optacja nie jest tu pojmowana jako czysta perswazja, ponieważ przyjmuje się, że jej efekty zależą od sprawnego manipulowania naturą. N a dłuższą metę brak sukcesów w opanowywaniu przyrody musi zahamować proces kooptacji.

Zdaniem Latoura, aby powstały rzeczywiście stabilne sieci zależności, wyniki, które wypływają z laboratoriów, muszą być traktowane jako oczywiste daleko poza nauką. Im bardziej ezoteryczne jest zagadnienie naukowe, tym szerzej musi być zakrojony proces kooptacji, aby stało się możliwe uzyskanie potrzebnych zasobów. Innymi słowy, stopień autonomii dyscypliny jest wprost proporcjonalny do siły i długości sieci zależności, jakie wiążą ją z resztą społeczeństwa.

W tej perspektywie nie wydają się dziwne ścisłe związki nauki z instytucjami władzy, bo to właśnie władza niezwykle ułatwia tworzenie długich i silnych sieci współzależności, co wpływa stabilizująco na samą naukową aktywność. N auko­

wcy wiążą się z władzą, aby móc realizować swoje ambicje badawcze, często nawet kosztem wartości pozapoznawczych. Wydaje się - że pozwolę sobie zaproponować własny przykład ilustracyjny - iż przypadek nauki radzieckiej znakomicie ukazuje sposób działania tego mechanizmu. Liczne rzesze radziec­

kich uczonych nie przejawiają przecież wielkich skrupułów wobec przechodze­

nia pod kuratelę nowych panów i nowych ideologii, często nawet bardzo wrogich ich poprzednim patronom i ideologii, której do tej pory służyli. Istnieją jednak zjawiska, które przy pomocy przedstawionej powyżej koncepcji trudno jest zadowalająco wyjaśnić. Cozzens wymienia dwa takie fenomeny: „złoty wiek nauki czystej” w USA, w latach 1945-1968, kiedy to niezwykle wzrosły wydatki państwa na naukę, przy czym nie były one motywowane utylitarnie, nie były nawet starannie ukierunkowane; a także wysokie wydatki na fizykę wysokich energii, w tym ostatnio na SSC (superconducting supercollider), którego budowa m a pochłonąć znaczącą część budżetu, a przewidywane korzyści technologiczne z tego przedsięwzięcia są bardzo nieliczne. W obu tych przypadkach według amerykańskiej uczonej mamy do czynienia z sytuacją, kiedy powiązanie nauki i patrona trwa, mimo iż „natura jest zdjęta z haka” („is let off the hook”), tj. nauka nie musi się legitymować przed fundatorem zdolnością manipulowa­

nia przyrodą. Dlaczego sponsorzy czasem zdejmują naturę z haka?

(6)

- Może dlatego, że wielka nauka bywa uwikłana z politykę lokalną? Może budowa SSC uzyskała wsparcie polityczne, ponieważ jej realizac oznacza duże wydatki federalne na terenie zamieszkanym przez określony elektorat? Jednak tego rodzaju motywacja mogła mieć znaczenie tylko dopóki budowa SSC nie została zlokalizowana, potem liczba popierających to przedsięwzięcie powinna była gwałtownie stopnieć.

- Może dlatego, ponieważ czasem chodzi im po prostu o podtrzymanie zdolności technologicznych, które w razie potrzeby będą mogły być wykorzys­

tane? Jednak gdyby tak było, należałoby się spodziewać pewnej proporcjonal­

ności między skalą wydatków a praktycznymi celami. Tymczasem SSC jest drogi a jego realizacja nie będzie miała znaczącego wpływu na zdolności technologiczne USA.

- Może dlatego, iż są pod wpływem swoistej mistyki nauki, biorącej się z tego, że poprzez abstrakcję umożliwia ona kontrolę natury na odległość? Ale ten argument bardziej pasuje do matematyki niż do fizyki wysokich energii, zresztą nawet i w tej ostatniej dyscyplinie teoria jest tania, a eksperymenty drogie. Po odrzuceniu powyższych odwołujących się do motywów utylitarnych wyjaśnień, Cozzens konstatuje konieczność podjęcia rozważań nad legitymacją nauki, aby właśnie w kategoriach legitymacji dokonać zadowalającej inter­

pretacji interesującego tu nas zjawiska. Zdaniem autorki „Autonomy and Power in Science” daje się ono znakomicie uchwycić przy pomocy Weberows- kiej kategorii sułtanizmu jako jednej z form uprawomocnienia przez tradycję.

Otóż według Webera, chociaż zasadnicza forma tradycyjnego uprawomoc­

nienia oznacza przyznanie władcy prawa do decyzji jedynie w imieniu grupy i w ramach określonych prerogatyw, to jednak czasem dochodzi do wykształ­

cenia się sułtanizmu, kiedy to przywódca (lub grupa przywódcza) zaczyna traktować swoją władzę jako „zwykły obiekt posiadania” i wykorzystuje ją całkiem arbitralnie. Cozzens uważa, że współczesna polityka naukowa posiada kilka charakterystycznych znamion sułtanizmu:1

(1) Wielkość środków finansowych przeznaczonych na naukę jest określona przez tradycję, ale o sposobie rozdysponowania ich swobodnie decydują grupy przywódcze.

(2) Co więcej traktuje się tę arbitralność jako coś oczywistego, gdyż - jak twierdzi się - nie m a sposobu oceniania, czy finansowanie pewnych badań podstawowych jest opłacalne.

(3) Równocześnie niejasny jest zakres praw dotowanych naukowców (czy przysługuje im uprawnienie do patentowania swoich odkryć i tworzenia prywatnych firm, które je mają wykorzystywać?).

1 Cozzens przytacza w tym miejscu dla porównania cytaty dotyczące sułtanizmu z: Max Weber, The Theory o f Social and Economic Organization, New York: Free Press 1947.

(7)

Weber twierdzi, że legitymizowana na sposób, który nazywa sułtanizmem, niezraq'onalizowana ekonomicznie polityka finansowa jest możliwa jedynie w okresie prosperity i szybkiego wzrostu biurokracji. Nie należy się spodziewać, że będzie ona mogła być długo kontynuowana dzięki samemu odwoływaniu się do tradycyjnego sposobu uprawomocnienia. Cozzens zauważa, że również i tę tezę autora „Wirtschaft und Gesellschaft” można odnieść do współczesnej polityki naukowej: złoty wiek badań podstawowych w USA skończył się przecież wraz z okresem wyjątkowej ekspansji gospodarczej, a fizyka wysokich energii m a coraz większe trudności z uzyskiwaniem funduszy (w utylitarystycz- nej atmosferze Wielka Brytania faktycznie zmniejszyła swój udział w zasilaniu budżetu CERN, europejskiego akceleratora).

Podsumowując, Cozzens proponuje wzbogacić charakterystyczne dla teorii kooptacji podejście mikrosocjologiczne elementami analizy uprawomocnienia na poziomie społeczeństwa jako całości. Takie postępowanie daje bowiem, jej zdaniem, obietnicę odpowiedzi na szereg interesujących pytań, w tym przede wszystkim: Dlaczego w określonych przypadkach przedsięwzięcia naukowe finansowane są pomimo, że nie dostarczają patronowi narzędzi kontroli otoczenia? W jakich sytuacjach naukowcy najczęściej odwołują się perswazyjnie do ideologii wolności badań naukowych? Czym charakteryzują się areny walki, na których nauka zdobywa zasoby? (Należałoby w tym punkcie uwzględnić m.in. różnego rodzaju procesy polityczne oraz zdolności organizatorskie poszczególnych aktorów).

Proponuję teraz powrót do postawionego na wstępie zagadnienia: czy obawy przed rządami technokratycznymi są uzasadnione? Ponieważ Turner omawiając pokrótce polityczne implikacje swoich tez przywołuje Jürgena Habermasa, jako głównego eksponenta przeciwstawnego stanowiska, dobrze będzie w kilku zdaniach przypomnieć pogląd autora Technik und Wissenschaft als «Ideologie»2.

Otóż, zdaniem Habermasa, rządy technokratyczne nie tylko są możliwe, one już m ają miejsce. Współczesne elity polityczne uprawomacniają swoją władzę głównie poprzez ciągły wzrost gospodarczy. Ponieważ zaś szczególne znaczenie dla rozwoju sił wytwórczych mają obecnie nauka i technika, zostają one uświęcone. Ekspansja gospodarcza będąc sprzężona z rozwojem nauki i techniki wymusza podporządkowanie charakterystycznemu dla nich typowi racjonalności coraz to nowych sfer życia społecznego. Procesowi temu towarzyszy depolityzacja mas, gdyż coraz więcej problemów jawi się jako czysto techniczne, nie zawierające aspektów aksjologicznych, a więc jako leżące w sferze kompetencji ekspertów.

Czy wyniki analizy przeprowadzonej przez Turnera podważają koncepcję Habermasa? Myślę, że nie. Przede wszystkim, wbrew temu, co sugeruje autor

„Forms of Patronage” Saint-Simonowskie przekonanie o możliwości skoncent­

2 Por. Jurgen Habermas, Technik und Wissenschaft als ,,Ideologie”, Frankfurt am Main:

Suhrkamp Verlag 1968.

(8)

rowania w rękach jednych i tych samych ludzi kompetencji menedżerskich i politycznych nie jest konieczną składową (o ile w ogóle jest składową?) teorii Habermasa. Problem w tym, że wiedza i władza mogą być ze sobą silnie sprzężone pomimo, że znajdują się w dyspozycji różnych ludzi. Doskonale zostaje uchwycony ten fenomen w teorii kooptacji. Z jakich bowiem pozycji wchodzą ze sobą w kontakt sponsorzy i uczeni?

- Patron jest silnie uzależniony od definicji sytuacji dostarczanych przez ekspertów, co oznacza m.in., że trudno jest mu samodzielnie odróżnić aspekty aksjologiczne od technicznych zagadnienia. Natomiast zazwyczaj, choć i z tym czasem mogą być problemy, jest w stanie ex post ocenić, czy opłacanie określonych badań okazało się dla niego korzystne. Podejmując decyzje finansowe w oparciu o tego rodzaju ocenę współkształtuje on samą naukę.

- Naukowiec środki do życia czerpie od patrona. Ponieważ zaś sponsor oczekuje od niego najczęściej dostarczenia nowych narzędzi do kontroli otoczenia, naukowiec jest żywotnie zainteresowany w przedstawianiu wszyst­

kich problemów jako techniczne. Warto tu zauważyć, że skłania badacza do tego nie tylko jego uwikłanie w nowoczesny system patronażu, ale sposób postrzegania świata uformowany w czasie kształcenia.

Trudno więc powiedzieć, aby ten podział ról przeciwdziałał procesowi znikania z pola widzenia aksjologicznych aspektów działania.

Niedostatki doktryny kooptacji, a dokładnie jej niezdolność do wyjaśnienia niektórych przejawów autonomii nauki, doprowadziły Cozzens do skonstato­

wania konieczności podjęcia analizy makrosocjologicznej. Zgadzając się w tym punkcie z autorką „Autonomy and Power in Science” tym chętniej proponuję pójście w jej ślady, iż wydaje się, że jej tezy znakomicie dają się umieścić w obszerniejszej strukturze teoretycznej. Mam tu na myśli przedstawioną już w niniejszym tekście koncepcję Habermasa.

Dlaczego polityka naukowa posiada pewne rysy trudne do wyjaśnienia przez odwołanie się do motywów utylitarnych? Wykorzystując idee niemieckiego filozofa można tu naszkicować mechanizm, który prowadzi do tego, że polityka naukowa czasem nie jest nakierowana na realizację celów praktycznych: Wzrost gospodarczy jest od jakiegoś czasu fundamentalnym warunkiem uzyskania przez władzę legitymizacji. Koniecznym warunkiem wzrostu gospodarczego wydaje się być rozwój nauki, przeto zostaje ona uświęcona, uznana za coś, czego rozwijanie przynosi zbawienne skutki już nie tylko w sensie dobrobytu gospodarczego, ale i poprawy moralnej. Ten proces fetyszyzacji nauki i techniki leży w interesie nie tylko samych naukowców, ale także elit politycznych i przemysłowych (przynajmniej dopóki potrafią one utrzymać w miarę dobrą koniunkturę), ponieważ pozwala utożsamić partykularne interesy poszczegól­

nych gałęzi przemysłu, grup społecznych czy narodów z interesem ludzkości.

Każdy nowy wynalazek staje się już nie tylko „wielkim sukcesem firmy” ,

„wybitnym osiągnięciem narodu” czy „dowodem na słuszność polityki”, ale

(9)

wręcz „manifestacją kreatywnych mocy ducha ludzkiego” . Nic dziwnego, że w tej atmosferze pojawiają się symptomy częściowej autonomizacji nauki i techniki, że czasami zwalnia się je z obowiązku rozwiązywania bieżących problemów patrona. Zdejmowanie natury z haka m a jednak miejsce tylko w ograniczonych okresach czasu i tylko w niektórych dyscyplinach (co jest zgodne z przytaczanymi przez Cozzensa twierdzeniami Webera odnośnie sułtanizmu), nie zmienia też zasadniczej funkcji ideologicznej nauki. Niektóre zresztą nie przynoszące oczywistych praktycznych korzyści przedsięwzięcia naukowo-techniczne (jak chociażby loty sputników w kierunku planet naszego układu słonecznego) są świetnie wykorzystywane propagandowo w celu dalszego ugruntowania autory­

tetu nauki. Powyższe uwagi zmierzały do wykazania, że uzasadnione jest twierdzenie, że rządy technokratyczne już mają miejsce. Niech mi jeszcze będzie wolno dodać kilka zdań odnośnie aksjologicznych aspektów rozważanego tu problemu. Dlaczego rządy technokratów nie są szczęśliwym rozwiązaniem?

Cozzens wygłasza opinię, że zanegowanie epistemologicznego statusu, jak i moralnych walorów przyznawanych wiedzy naukowej przez scjentystów nie ma, i raczej - o ile dobrze rozumiem intencje amerykańskiej badaczki - nie powinno mieć rewolucyjnych konsekwencji, jako że istnieje daleko idąca społeczna zgoda, co do pewnych celów militarnych, przemysłowych czy medycznych. Czy jednak istnienie tej zgody jest czymś, z czego należałoby się cieszyć?

Odpowiadając negatywnie na to pytanie można odwołać się do określonej normatywnej wizji ładu społecznego. Czyni tak np. Habermas, kiedy z perspek­

tywy swego ideału „społeczeństwa permanentnej negocjacji” (że pozwolę sobie tak go nazwać) interpretuje przyzwolenie na rządy technokratyczne jako efekt skutecznej indoktrynacji owocującej stłamszeniem dążenia do realizacji swego

„interesu emancypacyjnego” .

M ożna jednak sięgnąć do argumentu, którego siła nie jest w widoczny sposób uzależniona od uznania określonego projektu społecznego, a mianowi­

cie, że dotychczasowy, naukowo-techniczny kierunek rozwoju naszej cywilizacji musi zostać porzucony po prostu ze względu na to, że nieuchronnie prowadzi do fizycznej zagłady. Póki co wzrasta nasze opanowanie przyrody, mnożą się techniki służące sterowaniu zachowaniem człowieka, lecz cóż będzie na końcu tej usłanej różami drogi? Najprawdopodobniej całkowicie wymknięcie się środków kontroli spod społecznego nadzoru3. Niestety wygląda na to, że ze względu na rozliczne funkcje spełniane obecnie przez naukę i technikę, tylko rewolucyjne zmiany w systemie gospodarczym, politycznym i normatywnym mogłyby pozwolić zapobiec klęskom, które już pojawiają się na horyzoncie.

Stajemy zatem przed wyborem: utopizm czy katastrofizm?

Tomasz Woźniak

3 Nie ma tu miejsca na rozwinięcie tej argumentacji. Zainteresowanym polecam zapoznanie się z twórczością Stanisława Lema.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jeśli tylko odległe wyniki okażą się tak dobre, jak wczesne i pośrednie, to technologia przeszczepia- nia komórek macierzystych od dawców haploiden- tycznych (rodziców, dzieci

Pierwszy model polega na oparciu opieki na podmiotach realizujących programy lekowe dotyczące chorób krwi, w drugim modelu podstawą systemu opieki jest

Obecnie główne starania dotyczą dostępności ibrutynibu dla chorych na przewlekłą białaczkę limfocytową z delecją 17p, ale walczymy także o ponatynib dla chorych z mutacją

Oznacza to, że przynajmniej na razie system finan- sowania naszych ośrodków się nie zmieni, a ściślej, że się on nie zmieni dla ośrodków, które są albo w strukturze

Z analizy danych przedsta- wionej w tym raporcie wynika, że we wszystkich (z wyjątkiem jednej) analizowanych grupach nowo- tworów (analizowano białaczki, nowotwory okręż-

Ostatnie lata polskiej hematologii to prze- de wszystkim znaczne zwiększenie dostępności zabiegów przeszczepiania szpiku, których liczba przekroczyła 1500 w roku 2015..

Podobnie jak oczekujemy od lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej większego zaangażowania w opiekę nad naszymi pacjentami, tak i my powinniśmy pamiętać o naszych

Trudnością w jego realizacji okazuje się w szczególności duża liczba obowiązkowych kursów, których zawartość merytoryczna jest, co prawda, bardzo przydatna