• Nie Znaleziono Wyników

As 33 (1220).

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "As 33 (1220)."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

As 33 (1220).

W arszawa, dnia 20 sierpnia 1905 r.

Tom XXIV.

T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y N A U K O M P R Z Y R O D N I C Z Y M .

PR E N UM ERA TA „W SZECH ŚW IA TA 44.

W W a r s z a w ie : rocznie rub. 8 , k w artaln ie rub. 2.

Z p r z e sy łk ą p o c z t o w ą : rocznie rub. 1 0 , półrocznie rub. 5 .

Prenumerować można w R edakcyi W szechśw iata i we w szystkich księgarniach w k raju i zagranicą.

R edaktor W szech św iata przyjm uje ze spraw am i redakcyjnem i codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r. 118.

NOW E PR ZY C ZY N K I DO K W E S T Y I PO CH O D ZEN IA CZ ŁO W IEK A . Jeden z w ybitniejszy cli antropologów współczesnych, prof. I. K ollm ann z Bazylei, zamieścił w czasopiśmie „ Globus “ z roku 1905 artyku ł, zaw ierający kilka nowych

1 ciekawych poglądów w kw estyi pochodze­

nia człowieka. W obec pierwszorzędnej do­

niosłości zagadnienia tego, podaję tu stresz­

czenie rzeczonej pracy K ollm anna.

Po obaleniu przez prof. K la a tsc h a i Schwal- oego m ylnej i tendencyjnej dyagnozy R u- Jolfa Yirchow a co do słynnych kości nean- dertalskich *), G. Schwalbe zajął się zesta­

wieniem kości owych ze szczątkam i Pithec- m thropusa, znalezionego w r. 1891 na ławie przez d-ra. Dubois 2). Zestaw ienie to dowiodło, że czaszka Pithecanthropusa zaj­

muje pod względem rozwoju znacznie niższe stanowisko, niż czaszka neandertalczyka, choć w ykazuje zarazem wielkie do niej po­

dobieństwo. Jednocześnie przedstaw ia ona wiele zbliżeń do budowy czaszek m ałp człe­

kokształtnych. W ogóle znamiona jej ta k się okazały- zbliżonemi do cech ludzkich, a zara­

*) „ R a sa S p y -n e a n d e rta ls k a “ — W szechśw . 1904 r.

2) „ P ith e c a n th ro p u s e re c tu s14 — W szech św . 1904 r. M 4 8 .

zem do m ałpich, że cały św iat naukow y po­

dzielił się na trzy obozy, uznając w znalezisku z T rinil bądź człowieka, bądź m ałpę człeko­

kształtną, bądź wreszcie istotę pośrednią m iędzy niemi, — owo m issing link, przeczu­

w ane przez Haeckla.

Co dotyczę poglądu Schwalbego,;—to zali­

czył on P ithecanthropusa do rodziny hom i­

nidów, uw ażając go za jej najniższe ogniwo;

przytem opierając się na w ielostronnem p o ­ dobieństwie m iędzy czaszkami neandertalską a P ithecanthropusa, uznał tego ostatniego za istotę, której potomkowie, postępując drogą rozwoju, stali się wreszcie przodkam i rasy neandertalskiej. Jednocześnie Schwalbe uznał różnice budowy pom iędzy czaszkami ty p u neandertalskiego, a czaszkami ludzi obecnie żyjących za wystarczające, by módz w yodręb­

nić rasę neandertalską, — jako specyficznie różną, —pod nazwą: „Homo prim igenius14, od reszty ludzkości, objętej mianem: „Homo sapiens". Przedstaw iciele ty p u n ean dertal­

skiego są ostatnim produktem rozw oju P i­

th ecanthro pu sa i w ym arli prawdopodobnie ju ż ku końcowi dyluw ium . Schwalbe sta­

nowczo przeczy zdaniu licznych uczonych, jakoby typ neandertalski m iał przetrw ać aż do czasów współczesnych, a wszelkie czaszki post-dyluwialne, zaliczone do ty p u „neander- taloidycznego“, odrzuca, uw ażając je za niezbadane należycie. Co do ludzkości obec­

(2)

514 WSZECHŚWIAT JV» 33 nej, to, zdaniem Schwalbego, m a ona inne

pochodzenie; w yprow adza on ją m ianowicie od nieodkrytej jeszcze dotąd m ałpy człeko­

kształtnej z trzeciorzędu. W praw dzie istnie­

ją drobne znaleziska, np. pojedyńcze zęby, a naw et czaszka dryopithecusa, świadczące o istnieniu w trzeciorzędzie k ilk u gatu nk ó w antropoidów, lecz szczątki te nie dają się bezpośrednio pow iązać z budow ą odpowied­

nich części u homo sapiens.

W każdym razie ogół badaczów zgadza się w m niem aniu, że przodka człowieka należy szukać wśród antropoidów z końca miocenu.

N iejednem u, być może, nasu w a się p y ta ­ nie, dlaczego jed n a z obecnie żyjących m ałp człekokształtnych nie m ogłaby być istotą z której pow stał człowiek? Odpowiedzią na to je s t zdanie wielu uczonych, że m ałpy człe­

kokształtne są tylko boczną, ślepą gałęzią, wyrosłą z m acierzystego p n ia antropoidów trzeciorzędow ych i nig d y nie by ły zdolne do postępow ania po drodze rozw oju ludzkiego.

Obok tej, powszechnie przyjętej teoryi, w yprow adzającej człowieka od antropoidów trzeciorzędow ych, profesor K laatsch z Hei- delberga w ygłasza inną teo ryę genealogii człowieka, w yprow adzając m ianowicie ludz­

kość w linii prostej od ssaków eocenicznych, z pom inięciem m ałp człekokształtnych. Prof.

K ollm ann jed n ak stanow czo przeczy takiem u poglądowi, popierając swe tw ierdzenie do- niosłemi badaniam i Selenki z zakresu em- bryologii m ałp człekokształtnych; oraz p ra ­ cami Strahla, K eibla, E . F isch era i swoje- mi własnem i, — które w szystkie dowodzą w sposób niezaprzeczony istnienia blizkiego pokrew ieństw a pom iędzy an tropoidam i a człowiekiem. N iezm iernie w ażne w tym względzie są dośw iadczenia F ried en th ala, w ykazujące bezpośrednie powinowactwo krw i u człowieka i m ałp człekokształtnych.

Zgadzając się przeto ze zdaniem prof.

Schwalbego co do pochodzenia człowieka od nieznanej nam m ałpy człekokształtnej z trz e ­ ciorzędu, K ollm ann różni się odeń zasad ni­

czo w swem zapatryw aniu n a genealogię neandertalczyka, oraz na stanow isko P ithec- anthropusa. Ja k o zdecydow any m onogeni- sta, przy jm uje on wyłącznie jednorazow e po­

w stanie ludzkości, a więc nie może zgodzić się na w yprow adzanie jej od dw u różnych

postaci, jak to czyni Schwalbe. Zgodnie z takim poglądem K ollm ann włącza rase neandertalską do rodziny „Homo sapiens1', uznając ją za gałąź boczną, która, oddzieliw­

szy się od pnia m acierzystego, wykształciła się w specyalnym kierunku. Poparcie tego zdania K ollm ann widzi w fakcie znalezienia w Spy i w K rapinie x) w pokładach dyluwial- nych, obok czaszek o w ydatnym typie nean- dertalskim , czaszek ty p u bardziej złagodzo­

nego, o budowie wyższej i szerszej. Czaszki te właśnie uw aża on za stadya przejściowe na drodze stopniowego pow staw ania gałęzi neandertalskiej z pnia macierzystego, — wy- sokogłowego. W praw dzie bardzo rozpowsze­

chnione jest zdanie, że owo złagodzenie kszałtu w ybitnie neandertalskiego jest zna­

mieniem posuw ania się na drodze rozwoju od czaszki płaskiej do wysokiej i zbliżania się w te n sposób do postaci człowieka doby obecnej, —lecz K ollm ann nie uznaje takiego poglądu, opierając się na danych następują­

cych: I) że, w edług obserwacyj hodowców zwierząt, zadatki doskonalenia się rasy są już widoczne u zarodka, przebywającego w łonie m atki; II) że wszystkie płody m ałpie odznaczają się czaszkami wysokiemi, podobnem i do ludzkich, i dopiero z wiekiem zatracają ten k ształt głowy. N a podstawie tych dw u faktów K ollm ann twierdzi, że istoty, które, krocząc po drodze rozwoju, zdo­

łały dojść do postaci człowieka, m usiały nie- tylko przyjść na św iat z pom yślnym k ształ­

tem czaszki, lecz m usiały zachować owe po­

m yślne właściwości przynajm niej w znacz­

nej części i nadal, t. j. przez ciąg życia. Stąd wniosek, że wprzód pow stać m usiał człowiek o głowie wysokiej i dobrze rozw iniętej, a pó­

źniej dopiero oddzieliła się odeń rasa nean- dertalska, o płaskiem sklepieniu i wydatnych łukach brwiowych.

K ollm ann niezgadza się również ze Schwal- bem w kw estyi w ym arcia rasy n e a n d e r t a l ­

skiej ju ż w okresie dyluw ialnym ; podobnie jak wielu innych uczonych je s t on zdania, że ty p te n przetrw ał aż do czasów współcze­

snych. Tw ierdzenie to popiera K ollm ann opi­

sem trzech czaszek, dokonanym przez K. Sto-

*) „S zc zą tk i ludzkie z K ra p in y w. W szechśw.

•A? 3 9 , 1 9 0 4 r.

(3)

J\lś 33 WSZECHŚWIAT 515 łyhwę *), a świadczącym o istnieniu typu

spy-neandertaloidycznego w neolicie i w epo­

ce historycznej 2).

Wreszcie co do poglądu K ollm anna na stanowisko P ithecanthro p u sa, to i pod tym względem zapatryw anie jego jest wręcz prze­

ciwne poglądowi Schwalbego, Uważa on mianowicie „M ałpę z T rin il“, — jak zwie P i­

thecanthropusa,— za ślepą gałąź, oddzieloną od m ałp trzeciorzędu, za istotę, która dosię­

gła wpraw dzie znacznego w zrostu 11,70 m], lecz, pododnie ja k m ałpy człekokształtne dziś jeszcze żyjące, nie była zdolna do postę­

powania po drodze rozwoju ludzkiego. W ięc też m ałpa z Trinil nie może być uważana za przodka rasy neandertalskiej. Kollm ann w i­

dzi tego poglądu potwierdzenie w fakcie, że kość udow a neandertalczyka wykazuj-e mniejszy rozwój w kierunku ludzkim, niż odpowiednia kość Pithecanthropusa. Takie | uwstecznienie budow y nie mogłoby, zdaniem jego, istnieć pom iędzy przodkiem a jego po­

tomkiem, posuw ającym się po drodze ro ­ zwoju.

W końcu pracy swej K ollm ann ro zp atru ­ je stanowisko pigm ejów w genealogii ludz­

kiej i uznaje w nich poprzedników ras w y­

sokich, które z nich dopiero się rozwinęły.

Pogląd tak i opiera on przedewszystkiem na ogólnem praw ie rozw oju kręgowców, w edług którego k ształty większe pow stały z m niej­

szych. Bliższe szczegóły w zakresie tej kw e­

styi czytelnik znajdzie w artykule o Pigm e­

jach we W szechświecie JM® 10 — 11, z roku

1904. K . Stołyhiuo.

A. BADOUREAU

CO TO J E S T M ECH A N IK A 3).

I. Bibliografia.

Jed n ą z głów nych prerogatyw człowieka w porów naniu ze zwierzęciem je s t to, że po ­ siada on pojęcie pewności i dąży do niej usta-

’) „C zaszki z g robów w N ow osiółce“ . Św iato-

wit 19 0 3 r. „ S p y -n e a n d e rta lo id e s“ . Ś w iato w it 1903 r. „C zaszka z G ad o m k i“ . W sze ch św ia t 1903 r;

2) P rz y n ale żn o ść czaszek ty c h do ty p u sp y -n e­

an d ertaloidycznego u zn a li rów nież ta k pow ażni badacze, ja k H o u ze, T orok, Z aborow ski i W e in - berg. [P rz y p ise k referen ta ],

3) R evue sc ie n tifią u e z 22 i 23 lipca 1 9 0 5 r.

| wicznie, choć, co praw da, nie może jej nigdy

| osiągnąć. A ni jedno twierdzenie naukowe nie ostoi się wobec zarzutów przezornej me- j tafizyki, która z konieczności kończy się przy­

znaniem naszem do niemocy. Rozum ludzki jest równie niedoskonały, ja k zmysły nasze, a człowiek m yli się, bądź tłum acząc świa­

dectw o swych zmysłów, bądź też opierając na niem swe rozum ow ania. Jednem słowem, wszelka wiedza ludzka m usi zadowalać się pół-pewnością, a tw ierdzenia jej są zawsze mniej lub więcej hypotetyczne,

Zdrowy rozsądek, zdanie większości, zło­

żonej z ignorantów , z istoty swojej daje się udoskonalać. Przed Kolum bem i M agella­

nem utrzym yw ał on, że ziemia jest płaska.

Przed Kopernikiem , Galileuszem i Foucaul- tem tw ierdził, że jest nieruchom a w prze­

strzeni. J a k pow iada Horacy:

I n t e r d a m v u l g u s r e c t u m v i- d e t , e s t u b i p e c c a t .

N auka o ruchu jest nauką doświadczalną, której podstaw ą istotną jest to, czego uczą nas zmysły i rozum o przestrzeni, o czasie i o m ateryi, podstaw ą zaś dodatkow ą: hypo- tezy zasadnicze nauk doświadczalnych, do­

tyczące m ateryi; dalej pewne uproszczenia m ateryi, obmyślone przez mechanikę, i wresz­

cie pewne postulaty, mogące uchodzić bądź za hypotezy, bądź też za praw dy, nie dające się udow odnić.

Liczni badacze zajm owali się filozofią tej um iejętności i wypowiedzieli wątpliwości co do sam ych jej podstaw.

A u g u st Comte w swoim K ursie Filozofii pozytyw nej (1830— 1842) mówił o m echanice (wykłady 15-ty do . 18-go), o astronom ii (wykłady 19-ty do 27-go), o mechanice zwie­

rzęcej (wykład 40-ty).

.Ossian B onnet w w ykładach o m echanice elem entarnej (1858) poświęcił w yborny roz­

dział definicyom i uwagom ogólnym.

Boussinesq, profesor Sorbony, ogłosił w r.

1889 W ykłady syntetyczne o m echanice ogólnej, które tw orzą w stęp do jego kursu m echaniki fizycznej.

Słynny fizyk H ertz, który, ja k bardzo słu­

sznie zauw ażył H. Poincare, urzeczyw istnił

„syntezę św iatła1', napisał dzieło p. t. Die Principien der M echanik in neuem Zusam- m enhange dargestellt (Zasady m echaniki w nowem zestawieniu; wydanie pośm iertne

(4)

1894). Poincare poddał rozbiorow i to wa­

żne dzieło w Revue generale des Sciences (30 sierpnia 1897), skąd przytaczam y n astęp u ją­

ce streszczenie:

W systemie klasycznym , stw orzonym przez Archim edesa, Galileusza, N ew tona, L ag ran - gea i t. d., siła uw ażana je s t za przyczynę ru ­ chu; istnieje ona przed ruchem i jest od nie­

go niezależna. H ertz jest zdania, że niepo­

dobieństw em je s t dać dobrą defnicyę siły, że system klasyczny je s t niezupełny i że w p ro ­ wadza on hypotezy pasorzytnicze.

System energetyczny, w prow adzony przez H elm holtza, opiera się n a ro zpatry w an iu energii cynetycznej i energii potencyalnej.

Z akłada on, że sum a ty c h dw u energij jest stała i że w czasie każdego przeobrażenia średnia ich różnicy je s t najm niejszością.

System H ertzow ski p rzyjm u je istnienie związków pom iędzy siłam i zw ykłem i a pe- wnem i innem i ciałam i, nieuchw ytnem i dla zmysłów, m asam i ukrytem i, k tó re g rają rolę zasadniczą. Z akład ao n , żez pom iędzy ruchów, godzących się z tem i związkam i, ruchem k tó ­ ry się urzeczyw istni będzie ten, dla którego sum a iloczynów z mas przez k w a d ra t przy ­ śpieszeń będzie najm niejszością.

T a hypoteza m as u k ry ty ch w ydaje się nam rów nie tru d n ą do pojęcia, ja k i klasyczna h y ­ poteza sił.

Yaschy ogłosił w Nouvelles A nnales de m athem atiąues (styczeń 1895) św ietn ą roz­

praw kę o definicyi mas i sił.

Bouasse, profesor w Tuluzie, ogłosił w r.

1895 W stęp do badań n ad teory am i m echa­

niki.

Blondlot, profesor w N ancy, w y d ał w r.

1896 Pojęcia m echaniki do u ż y tk u stu d en ­ tów fizyki (kurs hektografow any).

Mach, p rofesor u n iw ersy tetu w iedeńskie­

go, ogłosił w ażny „W yk ład historyczno-kry- tyczny rozw oju m echaniki41. Dzieło to, k tó ­ re ju ż się stało klasycznem , m iało cztery w y­

dania niemieckie i świeżo przetłum aczone zostało na język francuski przez E m ila B e r­

tra n d a (z przedm ow ą E m ila P icarda).

W książce tej Mach w ykazuje postępy, które czynili kolejno tw órcy m echaniki oraz błędy rozum ow ania, w któ re w padali bądź z w iny osobistej, bądź skutkiem idei, zrodzo­

nych w um yśle przed wszelkiem rozum ow a­

niem, bądź wreszcie pod zgubnym nieraz

516 w szi

wpływem teologii, w kraczającej niepotrze­

bnie w dziedzinę wiedzy. Mach rozwija tę bardzo słuszną myśl, że „celem każdej umie­

jętności je st oszczędzenie nam doświadczeń i zastąpienie ich kopiowaniem i wyobraża­

niem faktów w m vśli“; w ykazuje on jedno­

cześnie: drogę, na której nabyte, zostały za­

sady m echaniki, oraz dokładne znaczenie, które należy im nadawać, i tłum aczy równo­

ważność różnych twierdzeń mechaniki, przed­

staw iających różne strony jednego i tego sa­

mego faktu .

A ndrade, profesor w Rennes, ogłosił w r.

1898 „W ykłady o m echanice fizycznej“, za­

wierające szczegółowy rozbiór podstaw me­

chaniki rozumowej.

E rn e st Pieard ogłosił w Enseignem ent m athem atique (15 stycznia 1900) pierwszy w ykład o dynam ice, k tó rą w ykłada w szko­

le centralnej. Nazywa on „polem sił stałych1' część przestrzeni taką, w której p u n k t ma- tery alny , pozostaw iony bez prędkości po­

czątkowej w punkcie dowolnym , zatacza za­

wsze w jed en i ten sam sposób tę samę drogę, k tó ra tylko przenosi się równolegle do siebie samej.

De E reycinet w ydał w r. 1902 broszurę 0 zasadach m echaniki. P am ięta on o tem, że jest uczonym, nie tylko mężem stanu, 1 m niem a, że m echanika je s t i pow inna po­

zostać um iejętnością dośw iadczalną, nie zaś abstrakcyjną.

H. Poincare w ygłosił na kongresie w Saint Louis i w ydrukow ał w R evue des Idees odczyt o stanie obecnym i przyszłości fizyki m ate­

m atycznej l). W ykazuje on tam , że żadna z zasad, na której opiera się ta umiejętność, nie je s t nietykalna, lecz dodaje, że „nic nie dowodzi jeszcze, że nie w yjdziem y z walki zwyciężko i bez szw anku

Przytoczym y także T ra k ta t m echaniki ro ­ zumowej, którego Appell, profesor Sorbony, w ydał ju ż dw a w ydania, a k tó ry przeczytać m usi każdy, kto chce się zajm ować m echa­

niką. A ppell nie bierze udziału w polemi­

kach, k tó ry ch przedm iotem są zasady tej um iejętności, lecz wylicza w rozdziale Ill-im swego dzieła prace, o których powiedzieliśmy słów parę przed chwilą.

!) Porówn. Wszechświat J\la 1 r. b.

HŚWIAT JSfo 33

(5)

JM® 33 WSZECHŚWIAT 517 W artykule niniejszym m am y zam iar roz-

patrzyć w krótkości czas, m ateryę, hypotezy, uproszczenia i po stu laty mechaniki.

Jesteśm y głęboko w dzięczni profesorowi Lecornu za pomoc, której udzielić nam r a ­ czył, i miło nam jest, że zgadzam y się z nim na wszystkich punktach.

II. Przestrzeń.

Poznajem y przestrzeń narządami zmysłów, a głównie wzrokiem.

Rozciąga się ona m niej lub więcej daleko, ź ileżnie od obserw atora.

Narzędzia astronom ów rozszerzają g ran i­

ce w zroku aż do stu kw intylionów m etrów

! 1 0 20 m).

Geometrowie przedłużają aż do nieskoń­

czoności przestrzeń astronomów.

Przestrzeń geom etrów posiada trzy wy­

miary. H. Poincare, prof. Sorbony, daje n a ­ stępującą ich definicyę, doktórej, oczywiście, nic dodać i od której nic odjąć nie można, locz która w ydaje nam się jeszcze mniej ja-

>ną od instynktow nego pojęcia o wym iarach, tkwiącego w każdym z nas.

„Jeżeli pew ną ciągłość fizyczną C można poddzielić, przecinając w taki sposób, że przekrój sprow adza się do liczby skończonej elementów, które w szystkie dają się rozró­

żnić pom iędzy sobą i skutkiem tego nie tw o ­ rzą ani ciągłości jednej, ani kilku ciągłości, to powiemy, że C je s t ciągłością jednow y­

miarową.

„Jeżeli, przeciwnie, C nie daje się poddzie- lió inaczej, ja k zapomocą przekrojów, które same są ciągłościami, to powiemy, że C po­

siada kilka wym iarów. Jeżeli do tego celu wystarczają przekroje, będące ciągłościami jednowymiarowemi, powiemy, że C ma dwa wymiary; jeżeli w ystarczają przekroje dw u­

wymiarowe powiemy, że C m a trzy w ym ia­

ny i t. d .“ .

Przestrzeń geom etrów podlega postulato­

wi Euklidesa, zasadzającem u się na tem, że

3 punktu zewnętrznego m ożna poprowadzić jednę tylko rów noległą do danej prostej.

Są dwa rozm aite sposoby pom inięcia tego postulatu: w przestrzeni Łobaczewskiego można z p u n k tu zew nętrznego poprowadzić nieskończoność rów noległych do danej pro­

stej, a w przestrzeni Riemanna, nie m ożna poprowadzić ani jednej.

Sophus L ie zbadał przestrzeń o n wymia­

rach, a dr. W ik to r Schlegel ogłosił w tym przedmiocie ciekawy a rty k u ł w Enseigne- m ent m athem atiąue z 15 m arca 1900 r.

Podzielam y zdanie Macha, który uważa te przestrzenie za czyste abstrakeye: są to ig ra­

szki um ysłu i sztuki popisowe rozum owania.

R achunek daje się zastosować zarówno do przestrzeni Łobaczewskiego lub Riem anna, ja k do przestrzeni E uklidesa, zarówno do przestrzeni Sophusa Liego, ja k do przestrze­

ni K artezyusza.

A toli m echanika zam yka się w p rzestrze­

ni Euklidesa i K artezyusza.

W edle m etody tego ostatniego filozofa, oznaczamy położenie p u n k tu w przestrze­

ni zapomocą jego odległości od trzech płasz­

czyzn w spółrzędnych, prostokątnych, stałych i niezm iennych. Istn ien ie ty ch trzech pła­

szczyzn daje się pojąć z łatwością, ale niepo­

dobna znaleźć ich w przyrodzie.

W książce p. t. W iedza i hypoteza (La Science et l’hypothese) Poincare posuw a się do tw ierdzenia: „niema przestrzeni bez­

względnej, pojm ujem y zaś tylko ruchy względne; jednakże w ypow iadam y najczęściej fak ty mechaniczne w taki sposób, jakgdy- by była przestrzeń bezwzględna, do której m ożnaby je odnieść".

Lecornu w prześlicznem przem ówieniu do daw nych uczniów szkoły politechnicznej, sprowadził, zdaniem naszem, rzecz do w ła­

ściwego jej znaczenia, powiedziawszy w za­

kończeniu: „W olna wola m etafizykom za­

przeczać rzeczywistości przestrzeni, czasu, św iata zewnętrznego, negować geom etryę, mechanikę, fizykę".

Go do nas, jesteśm y przekonani o istnieniu objektyw nem przestrzeni bezwzględnej, po­

mimo, że nie posiadam y żadnego p u nk tu oparcia, bezwzględnie nieruchomego; gw ia­

zdy bowiem, zwane stałemi, same są ru ­ chome.

M ach nie uznaje tego, ale różnica zdania, k tó ra nas dzieli, tk w i być może, raczej w te r­

m inologii naszej aniżeli w głębi naszej myśli.

Równość dw u prostych daje się łatwo pojąć, lecz, by ją stwierdzić, trzeba założyć, że ograniczają one dwie bryły nieodkształ- calne, i umieścić te b ryły jednę obok drugiej.

Mamy tu jednocześnie petitio principii

(6)

518 WSZECHŚWIAT M 33 i niemożliwość, ponieważ w szystkie ciała

przyrody są z istoty swojej odkształcalne.

Jed n o stk ą długości, centym etrem , j e s t ' / , 0o tej długości, ja k ą posiada w tem peraturze topniejącego lodu sztaba p latynow a, sporzą­

dzona przez B ordę a złożona w A rchives p a ­ ryskich. D ługość tej sztaby rów na jest z wielkiem przybliżeniem 1/ 40oooooo południka ziemskiego.

I I I. C z a s .

Czas, w ciągu którego żyjem y, je s t także pojęciem, nabytem przez zm ysły nasze.

Różność dwu czasów daje się łatw o pojąć, ale niepodobieństw em je s t stw ierdzić ją ściśle.

Dwa czasy są rów ne, jeżeli te same zjaw i­

ska zachodzą w nich za sprawcą tych samych przyczyn.

Co do nas, jesteśm y przekonani o istn ien iu - objektyw nem czasu bezwzględnego, pomimo że b rak nam środków do zm ierzenia z wszel­

ką pewnością, a naAvet do stw ierdzenia bez­

względnej jednoczesności dw u zjawisk.

Mach nie uznaje tego, ale m y zrobim y tu ­ taj tę samę uw agę, któ rą zrobiliśm y dopiero co z powodu istnienia bezwględnej prze­

strzeni.

Ziem ia obraca się dokoła siebie. Ten ruch dzienny ulega działaniu przyśpieszającem u (oziębianie się i kurczenie się ziemi) oraz dzia­

łaniu opóźniającem u (hamulec, n a k tó ry skła­

dają się p rzypływ y i odpływy). Jednakże, pom ijając te dw a działania, uw ażam y czas trw an ia dnia gwiazdowego za stały.

Dniem słonecznym średnim zowie się czas, upływ ający pom iędzy dw om a kolej nemi przejściami przez po łudnik jednej i tej samej gw iazdy fikcyjnej, przebiegającej rów nik z prędkością jedn ostajn ą i przechodzącej dwa razy z rzędu przez p u n k tró w n o n o cn y wiosen­

ny w ty m sam ym czasie, w k tó ry m dru g a gw iazda fikcyjna, przebiegająca ekliptykę z prędkością jednostajną tego samego kie­

runku, co prędkość pozorna słońca, przecho­

dzi w dw u latach kolejnych przez apogeum.

Czas trw an ia d n ia słonecznego średniego, ta k określonego, uw ażam y za stały i za je ­ dnostkę czasu bierzem y 1/ 86400 część tego dnia, k tóra nosi m iano sekundy.

IV. E t e r .

Zgodnie z m agistralną hypotezą, którą w roku 1862, wypow iedział lord Kelvin (po­

dówczas sir W illiam Thomson), przyjm uje­

my, że przestrzeń geom etryczna lub przynaj­

mniej przestrzeń astronom iczna jest całko­

wicie w ypełniona eterem , rodzajem cieczy nieściśliwej, bez tarcia, i że każde zjawisko przyrody zależy jedynie od ruchów , wytwa­

rzanych w łonie tej cieczy.

Nie w ypow iadam y się wcale w kwestyi n a tu ry tej cieczy. Być może, jest ona sub- stancyą ciągłą; być może, składa się z cząstek, poddzielanych próżnią; być może, stanowią ją centry sił, bezwzględnie pozbawione wy­

m iarów.

E lektryzacya ciała w ynika ze zgęszczenia lub rozrzedzenia eteru, w ciele tem zawar­

tego. P rą d elektryczny jest przesuwaniem się eteru. M agnetyzm je s t obrotem eteru. Pro­

mienie H ertza, ciepło prom ieniste, światło, prom ienie aktyniczne są drganiam i eliptycz- nemi, mniej lub więcej szybkiemi, które w skutek indukcyi rozchodzą się w eterze poprzecznie do swej płaszczyzny.

Y. Atomy.

Atom m ateryi jest wirem eteru, wirem, k tó ry zachow uje się i rozchodzi wedle prawa, podanego przez H elm holtza ju ż w roku 1858, przyczem związek pom iędzy częściami skła- dowemi w iru nigdy nie może być zerwany.

Znam y około setki atom ów rozm aitych.

Zazwyczaj nie m ożna zamienić atom u na eter, ani też przeobrażać atom ów jednych w drugie *).

G dyby atom m ateryi był sam jeden w prze­

strzeni, poruszałby się prostoliniowo ruchem jednostajnym , przebiegając przestrzenie ró­

wne w czasach rów nych. J e s t to zasada bezwładności.

A toli faktycznie pom iędzy atom am i dzia­

łają siły, które zm ieniają ruch każdego z nich.

M echanika nie ma pretensy i do przenika­

nia n a tu ry w ew nętrznej siły, lecz ogranicza się stwierdzeniem, że wszystko odbywa się tak, ja k gdyby siła istniała.

Przyjm ujem y z Boscovichem, Kantem, Hirnem i t. d. hypotezę objektyw nego istnie-

x) P o ró w n . § I X .

(7)

WSZECHŚWIAT 519 nia siły na odległość. Jednakże wielu bada-

czów przyjm uje jeszcze starą zasadę: „Corpo- ra non agunt ubi non s u n t‘£ i pow iadają wraz z Newtonem: N iepodobna utrzym ywać, by bezwładna m aterya m ogła wyw ierać działa­

nie inaczej, ja k przez zetknięcie; by ciężkość była własnością wrodzoną, nierozłącznie z cia­

łami związaną, w ynikającą z samej ich isto ­ ty, własnością, któ raby pozw alała działać jednym n a drugie bez pośrednictw a czegoś, eoby służyło do przenoszenia tej siły J).

Siła, któi-ą w yw iera atom jedyny, zależy od kierunku, ale w ypadkow a działania ró­

żnych atomów, rozm aicie um ieszczonych w przestrzeni, jest praw ie jednakow a we j wszystkich kierunkach.

Dwa atom y, znalazłszy się jeden wobec drugiego, w yw ierają na siebie w zajem nie siły równe i przeciwne, zwrócone wzdłuż p ro ste j, która łączy atom y. J e st to zasada równości działania i przeciw działania (akcyi i reakcyi).

Zasada ta, przybliżenie praw dziw a, gdy chodzi o atom y m atery i, jest z g ru n tu błę­

dną, gdy chodzi o cząstki eteru w ruchu, które w yw ierają na siebie wzajem nie siły równe, rów noległe i przeciwnego znaku.

Sferą działania atom u nazywam y kulę, za­

kreśloną dokoła niego, jako środka, poza k tó ­ rą działanie atom u jest tak nieznaczne, że da je się pominąć. Środek i prom ień tej kuli są dość nieokreślone.

VI. Materya.

Pewna liczba atom ów podobnych lub nie, złączonych prowizorycznie powinowactwem, cliemicznem, stanow i cząsteczkę (molekułę).

Ciałem nazyw am y zbiór cząsteczek podo­

bnych, połączonych prowizorycznie przez wzajemne swe przyciąganie.

Z pu nktu widzenia m echanicznego ciało określone jest przez współczynnik, zwany masą.

Jednostką m asy, gram em , je s t 1/ 100o m asy wzorca platynow ego, znajdującego się w pa­

ryskich Archives.

Podług Yaschyego i Macha, z zasady dzia­

łania i przeciw działania w yciągam y nastę­

pującą definicyę m asy ciała: g d y ciało dzia­

l e na gram , udziela m u przyśpieszenia m razy większego od przyśpieszenia, jakie samo

') L is t do d -ra B e n tle y a.

otrzym uje skutkiem przeciw działania tego gram a, to m asa jego wynosi m gram ów.

M asa cząsteczki pewnego określonego g a ­ tu n k u je s t bezwzględnie stała, podobnie ja k i m asa atom u pewnego określonego gatunk u .

Mas tych nie znam y dokładnie w sposób bezwzględny, lecz odnosimy je do m asy ato­

m u wodoru, obranego za jednostkę po­

mocniczą.

Masa cząsteczki wodoru, złożona z dwTu atomów tego ciała, praw dopodobnie nie różni się zbytnio od septylionigram a (1 0 -24 g).

G dyby cząsteczki ciała m ogły być w spo­

czynku, to ciało to byłoby w stanie sk u p ie­

nia stałym doskonałym ; objętość jego i po­

stać byłyby niezmienne, o ile nie działałyby na nie siły zewnętrzne.

Cząsteczki kryształu umieszczone są równo­

legle jedne od drugich i rozłożone na sieci 0 oczkach równoległościennych.

W m iarę nadaw ania cząsteczkom ciała co­

raz to większej prędkości, przechodzi ono kolejno przez stany następujące.

C i a ł o s t a ł e m i ę k k i e . K ażda czą­

steczka zakreśla dokoła swego średniego po­

łożenia rów now agi — krzyw ą zamkniętą, a drogi cząsteczek sąsiednich nie splatają się wzajemnie. Objętość i postać ciała stałego są niezmienne, o ile nie działają na nie siły zewnętrzne.

C i e c z l e p k a . D roga każdej cząsteczki splata się z drogam i cząsteczek sąsiednich.

C i e c z d o s k o n a ł a . D roga każdej cząsteczki rozciąga się we w szystkich kie­

runkach i może zająć całą objętość ciała.

Objętość ta jest niezm ienna, o ile nie działają siły zewnętrzne, ale postać ciała jest nieokre­

ślona.

C i e c z p a r u j ą c a . D roga cząsteczki wychodzi nieraz z obrębu objętości ciała, 1 cząsteczka biegnie prostoliniowo. Ciecz paruje.

P a r a. D roga każdej cząsteczki składa się z ułam ków linii prostej, g d y się znajduje poza sferą działalności cząsteczek sąsiednich.

Samo przez się ciało nie m a w tedy ani po­

staci, ani objętości.

G a z d o s k o n a ł y . D rogi cząsteczek są prostoliniowe. G dy dwie cząsteczki prze­

chodzą do sfery działania wzajemnego, każda z nich zakreśla krzyw ą i zm ienia kierunek oraz wielkość swej prędkości.

(8)

520 w s z e c h ś w i a t JSla 33

W naukach dośw iadczalnych obliczyliśmy te zmiany, w przypuszczeniu, że w artość siły, wyw ieranej pom iędzy cząsteczkami, je s t znana.

G a z w i ę c e j n i ż d o s k o n a ł y i u 1 1 r a g a z n i e d o s k o n a ł y . P rz ej­

ścia cząsteczek do sfery działania w zajem ne­

go, stały się zjawiskiem bardzo rządkiem . G dyby m ożna było nadać cząsteczkom prędkość dostatecznie wielką, ciało doszłoby do stan u ultragazow ego doskonałego, i każda z jego cząsteczek poruszałaby się nieograni- czenie po linii prostej, nie przechodząc nigdy do sfery działania cząsteczek podobnych.

Nie potrzebujem y chyba dodawać, że wszystkie te stan y n a stę p u jąp o sobie kolejno w sposób nieuchw ytny i że ciało stopniowo przechodzi z jednego stan u w drugi, następny.

N atura non fac it saltus.

G dy cząsteczka o masie m dojdzie do ścia­

ny stałej z prędkością v, pochyloną pod k ą ­ tem a względem p rostopadłej, nie dosięga

ona tej ściany dokładnie, lecz zatacza k rzy ­ wą i odbija się z prędkością rów ną, pochyloną pod tym sam ym kątem względem pro sto p a­

dłej. T raci ona ilość ru ch u wzdłuż prosto­

padłej rów ną 2 mv cos a, a ściana tę ilość ruchu zyskuje.

Gdy ciało płynne zaw arte je s t w otoczce stałej, w yw iera ono na w szystkie punkty tej otoczki ciśnienia prostopadłe, skierow ane na-

. , X 2 mv X cos a

zew nątrz i rów ne — , , przyczem,

Cf/0 a

sumowanie rozciąga się-na w szystkie cząste­

czki, które w czasie cif, przechodzą obok ele­

m entu powierzchni d a.

S arrau w rozpraw ie o Term odynam ice układów m ateryalnych, ogłoszonej w J o u rn a l dep h y siąu e w r. 1873, przy ró w n ał cząsteczki do punktów , w yw ierających n a siebie wza­

jem nie siły, skierow ane w zdłuż ich odległo­

ści i będące funkcyam i ty c h odległości, oraz przyjął, że siła żyw a średnia cząsteczki je s t proporcyonalna do jej te m p e ra tu ry bez­

względnej.

W przypuszczeniu, że ru ch 'byłby stacyo- narny, to je s t że każdy p u n k t w ahałby się dokoła położenia średniego stałego i że siły zew nętrzne sprow adzałyby się do ciśnienia stałego na jedn ostkę pow ierzchni, prosto­

padłego do pow ierzchni granicznej, S arrau

podał wzór, k tóry wiąże tem peraturę z ciśnie­

niem oraz z objętością jednostki masy.

Tłum. 8. B.

(DN)

Prof. dr. L. Rhumbler. M EC H A N IK A I ŻY C IE KOMÓRKI.

fD okończenie).

Podobnie, ja k z wyżej wymienionemi pra­

wam i życiowemi ameby rzecz ma się i z po- zostałemi. Można je, jakkolw iek cudowne- mi w ydają się one na pierw szy rzu t oka, wy­

tłum aczyć z zupełną łatw ością na zasadzie praw fizycznych, którym podlegają ciecze.

T ak K arol B ra n d t zapomocą praw osmo­

zy objaśnił pow staw anie i znikanie wo- dniczek w ciele pierw otniaków , Dreyer zaś przed 1 2 laty pięknie pow iązał proces two­

rzenia się szkieletów u radyolaryj z mecha­

niką cieczy. Nareszcie m nie udało się osta­

tnio sprow adzić do działania czynników czy­

sto fizycznych w ytw arzanie pancerzyków u otw ornic, ze w szystkiem i szczegółami i osobliwościami w budowie ścianek i komór.

U w zględniając wszystkie m ogące działać w danym przypadku czynniki fizyczne, a więc nieposiadające cech w italistycznych. jestem w stanie z zupełną pewnością apriori okre­

ślić postać, ja k ą przybierze regenerując się uszkodzony pancerzyk jakiejkolw iek otwor- nicy, wszystkie bowdem szczegóły procesu na­

wet w ybór odpowiedniego m ateryału, fakt, k tó ry kazał przyjm ow ać istnienie jakiegoś psychicznego m om entu podczas budowy pan- cerzyka u D ifflugia, d ały się naśladować przy pom ocy sztucznych kropel. Jednem słowem w szystkie poszczególne przejawy ży­

cia am eby potrafim y naśladow ać sztucznie.

Inny, właściwy pierw otniakom rodzaj ru­

chu, zapomocą rzęs lub biczyków wykony­

wany, nie daje się jakoby dotąd z a n a l i z o w a ć

drogą m etod m echaniki komórkowej; Piitter wszakże zwraca ju ż uw agę n a to, że Kolscli zauw ażył u wielu orzęsków w y s t ę p o w a n i e

nici m yelinowych, jak o p ro d uktu regresy- wnej przem iany m ateryi, nici, które sa m e

przez s ię W ykonywały zupełnie takie s a m e ru­

chy ja k rzęsy. Jeżeli więc w obecnej chwili nie m ożna jeszcze rozstrzygnąć, czy i tu te ż

działają czynniki m echaniczne—o chemicz-

(9)

WSZECHŚWIAT 521

n y c h mowy być nie może w danym razie, pewne dane (miganie np. rzęs w ciągu jeszcze pewnego czasu po oderw aniu ich od orga­

nizmu) w skazują wszakże, że m echanizm tego ruch u nie jest bynajm niej bardzo płożony i że z zupełną nadzieją możemy i tu spodziewać się pom yślnych dla nas wyników.

Z pomiędzy w ym ienionych wyżej kategoryj komórek, dla których protoplastów stw ier­

dzono ciekły stan skupienia, specyalne zain­

teresowanie budzą kom órki zarodkowe.

Tu też —ja k tego dowiedli Chabry, Driesch i w. in. — rządzą praw a napięcia powierzchnio­

wego. Zm ianam i tylko w napięciu powierz­

chnio wem bowiem dają się wytłum aczyć w ykryte przez W . Rouxa zjaw iska cyto- tropizmu dodatniego (oddzielone od sie­

bie sztucznie blastom erony zbliżają się do siebie ponownie) lub odjemnego (zjawisko odwrotne), takież zm iany pod wpływem czynników chemicznych, w yw ołują wpukla- nie się w ars ty kom órek entoderm alnych pod­

czas gastrulacyi; wszystko to daje się odtw o­

rzyć sztucznie zapomocą nieuorganizowa- i nych cieczy.

Nareszcie i ten ta k ważny dla wszystkich organizmów proces dzielenia się kom órki i jądra, ze w szystkiem i swoiście skompliko- wanerui przegrupow aniam i chromozomów i ciał astralnych, także był przedm iotem ba­

dań z p u n k tu widzenia m echaniki kom órko­

wej, i jakkolw iek zachodzą jeszcze znaczne niekiedy różnice w poglądach co do szczegó­

łów, m ożna jednak ju ż przewidzieć, że po pewnym czasie, mniej lub więcej długim , uda się nam i to ta k skomplikowane zjawisko przedstawić jako w ynik działania napięcia powierzchniowego przysuw ających się do sie­

bie części składow ych kom órki. O słuszności takiej nadziei świadczy zresztą chociażby znane ogólnie doświadczenie Biitschlego, który w płynnej żelatynie p otrafił naślado­

wać obraz badanego procesu.

G dy się teraz zważy, że m echanika kom ór­

kowa je s t m etodą jeszcze zupełnie świeżą, i zwłaszcza to, że ilość pracujących na tem polu a zaopatrzonych w odpowiednie w y­

kształcenie fizyczne badaczów była zawsze bardzo m ała, to z zupełną śmiałością można żywić nadzieję, że blizka przyszłość przynie­

sie nam wielką ilość prac now ych a z niemi jasne w ytłum aczenie na zasadzie praw m e­

ch an iki innych przejawów życiowych innych kom órek, np. kurczenia się komórki mięsnej, w ydzielania przez kom órkę gruczołow ą i t. d.

Pow staje natom iast pytanie, czy, z chwilą osiągnięcia w szystkich tych pięknych rezul­

tatów przez m echanikę komórkową, życie kom órki zostanie w zupełności wyjaśnione?

N aturalnie że nie, gdyż w takim razie krople najrozm aitszych cieczy—chloroform u, rtęci, rozm aitych olejów, które stosowaliśmy w do­

świadczeniach naśladow ania poszczególnych spraw życiowych ameb, należałoby też uw a­

żać za istoty żyjące, a tego nie odważyłby się czynić naw et najśm ielszy m echanista.

B adania powyższego rodzaju, zupełnie zdając sobie spraw ę z tego, zajm ują się za­

ledwie jedną stroną życia, mianowicie m e­

chaniką t. j. fizyką zjawisk życiowych; sta­

rają się one poznać i określić fizyczne czyn­

niki, których obecność je s t niezbędna w da­

nym razie, aby m ogła dokonywać się pew na część tego, co zowiemy życiem, i bynajm niej nie przyjm ują pod uw agę całego chemizmu I zjaw isk życiowych, nie mówią o tem, ja k zja­

wiska te są odczuwane i t. d.

Jakkolw iek krople nasze przedstaw iają me­

chanizm y, zdolne wykonyw ać pew ną pracę kom órki, to b rak im jed nak możności wyko­

nyw ania całego takich p rac szeregu, jeżeli m y do tego nanowo nie przyczynim y się, ko­

m órki zaś od podziału do podziału przebie­

gając cały cykl życiowy, m ogą wykonyw ać najrozm aitsze prace, a to dzięki tem u, że przem iany chemiczne, dokonywające się w nich, w pewnym stopniu zm ieniają nieraz ich skład chemiczny, a z tem fizyczne ich własności i stałe. Pierw szym wynikiem te­

go jest ciągła przem iana w mechanizmie, a potem oczywiście zupełnie inny rezu ltat działalności jego w każdym poszczególnym razie. S tąd gdy nasze krople sztuczne są m echanizm am i zupełnie niezm iennemi lub zaledwie w m ałym stopniu, kom órki przed­

staw iają mechanizm y odw rotnie w wysokim stopniu zmienne, wciąż podlegające zmianom stanów fizycznych, jak tego dowodzi zupeł­

nie odm ienne zachowywanie się ich w wielu na pierwszy rzu t oka podobnych w arunkach.

Objaśni to lepiej taki przykład. Zdarza się że jed n a n itk a oscylaryi zostanie pochwyco­

na przez dwie ameby z dw u przeciw nych końców, przyczem każda z napastniczek sta-

(10)

522 W SZECHŚW IAT J\|o 33 ra się wciągnąć ją w siebie. Poniew aż zaś

nie posiadają środków, aby zdobycz podzielić na dwie części, zw ijają ją w dalszym ciągu z obu końców i ty m sposobem zbliżają się do siebie wciąż bliżej, aż nareszcie nastąpi spotkanie, jak pom iędzy dwom a w ężam i po- łykającem i jednę i tę sam ę zdobycz z dwu przeciw ległych końców. Do tej chwili cały opisany ty lko co w ypadek daje się naślado­

wać zapomocą dw u kropel chloroform ow ych i nitki szelakowej, lecz w przy p ad k u ameb staje się coś, czego krople nie p o trafią uczy­

nić. Oto jed n a z ameb, po pew nym czasie spokojnego leżenia obok drugiej, bez ru ch u i możności wciągnięcia dalszego kaw ałka wodorostu, w ypuszcza z siebie swoję część zdobyczy, z tak im trudem pochłoniętą, ta k że drug a może ją w zupełności wciągnąć w siebie.

Czy w danym w ypadku u stą p iła m ędrsza (według przysłow ia—m ądry głupiem u u stą ­ pi) t. j. czy w danym w ypadku ustąpienia tego, czego się nie m ogło u trzy m ać, działa ju ż ten psychiczny, nieznany do tąd rodzaj energii, o któ ry m m ów iliśm y wyżej, że może istnieje w organizm ach żywych? Może, a mo­

że i nie. Badacz z p u n k tu w idzenia m echa­

niki komórkowej może tu jedno ty lk o pow ie­

dzieć: aby am eba m ogła w ciągać w siebie wodorost, konieczne je s t istnienie większej adhezyi pom iędzy proto p lastam i jej a n itk ą oscylaryi, niż m iędzy nią a wodą, g d y zaś jed n a am eba w ypuszcza swą zdobycz, zna­

czy to, że adhezya plazm y tej am eby do n itk i stała się, odw rotnie, m niejsza niż w ody do nitki.

I chociaż niewiadom o, co sprow adziło ten przew rót w w arunkach adhezyi, to logicznie nie w ypływ a jeszcze z tego, abyśm y m usieli przyjm ow ać w każdem zjaw isku i n a tym stopniu życia działanie pierw iastk u psychicz­

nego. Można np. w prost p rzedstaw ić sobie, że bezpośrednio przylegająca do w odorostu, leżąca na pow ierzchni plazm a, a k tó ra razem ze zw ijaną zdobyczą w ciąga się w ew nątrz, przyczem n a jej m iejsce n a pow ierzchni zja­

w ia się now a w arstw a, po pew nym czasie traci swoję adhezyę do w odorostu chociażby z tego powodu, że substancye, które, działając n a niego chem icznie, w yw oływ ały trw an ie adhezyi, zostały zupełnie ju ż zużytkow ane.

W skutek tego z fizyczną koniecznością

oscylarya m usi być wydalona z ciała ameby pierwszej i w ciągnięta przez tę drugą, któ­

rej plazm a posiada jeszcze dostatecznie silną adhezyę do niej.

Dla zupełnie pewnego w yrokow ania o pro­

cesie adhezyi w danym razie brak nam wła- śnieznajom ości procesów chemicznych zacho­

dzących podczas przyjm ow ania wodorostu przez pełzaka, a tylko w tedy gdybyśm y je znali t. j. gdybyśm y mogli sobie zdawać do­

bitnie spraw ę nie tylko ze stanów fizycznych, ja k to się dzieje dotąd, lecz i z chemicznych, w tedy dopiero m oglibyśmy zająć się sprawą, czy ze zm ianą w arunków fizycznych ko­

nieczne je s t wprowadzenie w g rę jednego lub wielu specyficznych życiowych rodzajów energii. Inaczej mówiąc, psychiczny czyn­

nik da się dopiero w tedy ściśle określić, do­

piero w tedy poznam y praw a działania jego, kiedy w ykończony zostanie do najdrobniej­

szych szczegółów gm ach ogólnej fizyologii komórki. Gm ach ten zaledwie zaczęto obecnie budować, to też daleko nam jeszcze do tego ostatecznego w yniku, możności wy­

dzielenia w stanie zupełnie czystym specyal- nych sił życiowych.

Dalej z celowego tylko reagow ania przez substancye żywe, nie w ypływ a jeszcze ko­

niecznie wniosek co do istnienia czynnika psychicznego, większa część bowiem przy­

stosow ań celowych i zdolności reagow a­

nia substancyi żywej nie w ynika z czyn­

nego kształtow ania się życia, lecz z bier­

nego podlegania działaniu przed nim je­

szcze istniejących, obecnie zaś otaczających je w arunków . Celowość je s t pewnem uw a­

runkow aniem działania sił, a nie jakim ś ro­

dzajem ich. Psychiczny czynnik wchodzi w grę tylko w razie celowości świadomej i w y­

kry ć go m echanika kom órki będzie mogła zaledwie w tedy, gdy razem z chem ią kom ór­

kową ściśle obliczy przem iany energii doko- konyw ające się tu i gdy te pewne luki nie dadzą się zapełnić znanem i dotąd j ednastkam i.

Z tego p u n k tu widzenia m echanika kom ór­

kow a przedstaw ia się jako sposób, który, określając, co w życiu jest w łaściwie zjaw i­

skiem m echanicznem, pom aga wydzielić z niego (t. j. życia) psyche, przytem nie cho­

dzi tu o to, czy ta ostatnia działa w pewnym ty lko razie, czy też jest czynnikiem we wszy­

stkich spraw ach życiowych.

(11)

jMś 33 w s z e c h ś w i a t 523 Na innem polu zato już w obecnej chwili

metoda nasza tłum aczy w zupełności pewne kompleksy zjaw isk życiow ych. Opierając się

na wym ienionych wyżej a także pewnych innych danych zdobytych za jej pomocą, możemy już bez żadnych zastrzeżeń tw ier­

dzić, że głów nym czynnikiem poruszania się

m as żywych jest bezwarunkowo napięcie powierzchniowe. E n erg ia n a powierzchni

ty c h mas, w ystępująca jako napięcie po- wierzchniowe, je s t zależna wobec wszystkich innych jednakow ych w arunków , od chem i­

cznej istoty pow ierzchni ciekłej; każda zm ia­

n a chemiczna w środow isku wewnętrznem

lub zew nętrznem tej ostatniej musi wyw o­

ływać zm iany w energii na powierzchni, k a­

żd a zaś tak a zm iana, ja k wiadomo, może

być zużyta na wykonanie pewnej pracy mechanicznej. U kształtow aw szy się w ta ­ ką specyficzną m aszynę, organizm użył n a j­

prostszej drogi, aby energię oswobodzoną

w szeregu zachodzących w nim przem ian che­

micznych zużyw ać na w ykonyw anie całego szeregu prac m echanicznych. N a tej zasa­

dzie właśnie bierze udział w pracach i losach komórki jąd ro jej, o którem dotąd nie mó­

wiliśmy jeszcze.

J a k to szczególnie dobitnie w ykazują b a ­ dania Boverego, R. H ertw iga, H aeckera i innych, nie uczestniczy ono w działalności komórki, jak o część m aszyny, lecz w ydaje się być m agazynem , zaopatrującym ją w od­

powiednie substancye. Ja k o takie, jąd ro wpływa na w szystkie procesy chemiczne ko­

mórki, a tem samem, w edług tylko co przy­

toczonego rozum owania, na wielkość istnie­

jących w niej napięć, i, co zatem idzie, na ostateczny efekt działania tych ostatnich.

Chemicznie ted y uczestniczy ono w m e­

chanicznych pracach, w ykonyw anych przez komórkę, i wobec tego, że jąd ro zaopa­

truje tylko kom órkę w potrzebne su b ­ stancye, i że m echanika kształtow ania się kom órek, zarów no jak całych ag re­

gatów ich (blastula, gastrula) zależy tylko od napięć powierzchniow ych protoplastów i napięć zachodzących w ew nątrz agregatów ich, nie a od bezpośredniego mechanicznego wpłyWu jąd ra, wobec tych dw u faktów , b a r­

dzo łatw o sta ją się bardziej zrozumiałemi niektóre zasadnicze procesy w m echanice rozwojowej. Ł atw o wobec tego tłum aczy

się, dlaczego z w ykrytych przez zur Strassena olbrzymich jaj tw orzą się zwykłe zarodki, chociaż ja ja te pow stają przez zlanie się dwu jaj zw ykłych i posiadają przeto aż dwa jądra.

Isto tn ie m am y tu podwójną masę jąd ra, lecz ponieważ jąd ra nie są częściami mechanizmu kształtow ania się organizmu, w danym ra ­ zie nie rozw ija się organizm podwójny, a w prost dla podwójnej ilości plazmy musi znajdow ać się podwójna ilość substancyi ją ­ drowej.

Protoplazm a ty ch jaj olbrzymich jest- tak samo ja k protoplazm a jaj zw ykłych ty l­

ko cieczą piankow ą, której w arunki w n a­

pięciu spraw iają to, że może ona przez pę­

czniejące centrozom y być podzielona na dwie kom órki, w dalszym ciągu podlegające ze swej strony tym samym w arunkom i stąd w dalszym ciągu mogące się dzielić. W taki sposób pow staje ag reg at komórek, w k tó­

rym zachodzą nowe napięcia, które dzia­

łając razem z napięciam i wciąż istnieją- cemi wew nątrz każdej komórki, w yw ołują gastrulacyę a następnie i inne dalsze stadya rozw oju zarodka. W yizolowane blastome- rony na mocy powyższego są także takiem i samemi, odpowiednio tylko mniejszemi sy- stem atam i mechanicznemi, ja k całe jajko, i nic w tem niem a dziwnego, że otrzym uje­

my z nich w razie odpowiednich starań — 2 potem 4 i t. d. komórek, a nareszcie cały, od­

powiednio tylko m niejszy, zarodek.

T ak więc m echanika komórki, służąca, ja k widzimy, nieraz z wielkiem powodzeniem za przewodniczkę mechanice rozwojowej, pozwoli nam zapewne w przyszłości poznać jeszcze inne zasadnicze zjaw iska kształtow a­

nia się organizm u od ja jk a aż do śmierci, jeżeli tylko będziemy doszukiw ali się wciąż z mechanicznej konieczności pochodzących pewnych napięć i ich skutków w kom órkach oraz ich agregatach i spraw dzali ich istnienie zapomocą doświadczeń.

Co do tego, w ja k i sposób zjaw iają się te napięcia, dlaczego w jednym w ypadku wiel­

kość ich jest odm ienna niż w d ru g im ,— na to będziemy m ogli odpowiedzieć tylko w związku zinnem igałęziam i wiedzy, głównie w związku z chemią kom órki, a może, o czem trudno jeszcze mówić i nie czas, z jej psychologią.

M echanika kom órkowa nie w yczerpuje w szystkich zjaw isk życiowych, oświetla je

(12)

W SZECHŚWIAT J>6 33

t y l k o z e s t r o n y f i z y c z n o - r a e c h a n ic z n e j; z a ­ r ó w n o n ie k o ń c z y s ię n a n ie j b a d a n i e k o ­ m ó r k i, d a j e o n a m u z a le d w i e n o w y k i e r u n e k , z a d a j e n o w e p y t a n i a , u j m u j e s t a r e w ś c iś le j­

s z ą f o r m ę i t e m p o b u d z a n a s d o n o w y c h p r a c i b a d a ń .

T ł u m . A d . Cz.

M IK R O B Y I C H E M IZ M K I Ś N I E N I A B A R S Z C Z U .

W pierw szy m zeszycie teg o ro czn y m b u le ty n u m iędzynarodow ego, w y d aw an e g o przez K ra k o ­ w ską A k ad e m ię N au k , z n a jd u je m y ciek aw ą roz­

p raw ę p. M. K . P a n k a o k iśn ie n iu ta k u n a s p o ­ w szechnie znanego barszczu.

S p ra w a ta b y ła d o ty c h cz as ra z b ad a n a przez S t. E p ste in a , k tó r y doszed ł do w n io sk u , że kiśnie- nie n a sto ju b u ra k ó w czerw onych j e s t ferm en tac y ą kw asow ą, m ianow icie k w a su m lecznego i że zo­

sta je w y w o ły w an e przez trz y , bliżej przez w y ­ m ienionego a u to ra nie poznane b a k te ry e .

B a d a n ia p. P a n k a zostały uw ieńczone w y n ik a­

mi w ręcz odm iennem i. W e d łu g sz e re g u d o św ia d ­ czeń, n ie w ą tp liw ie w y jaśn iło się, że głów nj-m sp raw cą procesu b a d a n e g o je s t je d n a ty lk o b ak - te ry a , sw o isty p r ą te k b u ra c z a n y (B ac te riu m betae viscosum ) i że fe rm e n ta c y ę w y w o ły w an ą przez niego n ależy uw ażać za śluzow ą, a nie kw asow ą.

Oto w ażniejsze biologiczne cechy te g o now ego p rą tk a . J a k św iadczą b a d a n ia n au k o w e a zaró­

w no p r a k ty k a gosp o d y ń naszych, w e d łu g k tó ry ch n ajlep szy barszcz, zaw iesisty p ły n o przy jem n y m zapachu i ład n y m kolorze, o trzy m u je się w ted y , g d y k iśn ie on w te m p e ra tu rz e pokojow ej a więc 1 8 — 22° C.; p r ą te k ro zw ija się i d z ia ła n ajp o m y śl­

niej w łaśnie w ta k ic h w aru n k ach ciepła. W tem p.

w yższych rozm naża się coraz sła b ie j, aż pow oli u sta je zu p ełn ie i u stę p u je m iejsca innym d ro b n o ­ ustrojom . Może się on rozm nażać i w yw oływ ać k iśn ie n ie n asto ju b u rac zan e g o zarów no w atm o­

sferze, zaw ierającej tle n , ja k i pozbaw ionej tego p ie rw ia stk u , a ta k ż e zu pełnie m u nie sp raw ia różnicy czy p o ży w k a (w h o dow li cz y ste j) re a g u je słabo alkalicznie, czy j e s t zu p e łn ie o bojętna.

Z łatw o ścią też znosi d ziała n ie kw asó w ; n a b u lio ­ nie zaw ierającym c u k ie r trzc in o w y kolonie p rą tk a b u raczanego ro z w ija ją się jeszcze b ard z o dobrze w obecności 0 ,4 % k w asu m lecznego, dopiero 0 ,7 $ w strzy m u je dalsze ich ro zrastan ie się.

N a pożyw kach n ie zaw ierając y ch ciał b ia łk o ­ w ych, chociażby n ato m ia st obecn y b y ł cu k ie r trzcin o w y a ta k ż e zw iązki azo t za w ierając e ja k w inian am onow j7, a s p a ra g in a , i t. p. ro zw ija się [ b ard z o słabo.

Cukry, trzcin o w y , gronow y i m altozę ro z k ła d a I b ard z o ła tw o , tru d n ie j laktozę; lew u lo za i rafino- j za też m ogą u le g ać je g o d ziałalności. W w aru n - | k ac h n orm alnych, t. j. w b arszczu, d z ia ła on głów - j n ie n a c u k ie r trzc in o w y , przyczem ja k o p rzetw o- |

| ry tegoż zjaw iają się d e k s tra n (on to n ad a je bar­

szczowi zaw iesistość czyli ciągliw ość) i man­

n it oraz kw asy octow y i m leczny optycznie nie­

czynny. Obecność kw asów m rów kow ego i masło- w ego w barszczu nie została stw ierd zo n a.

P . P a n e k b a d a ł też sk ą d pochodzi p rą te k bu­

raczan y . Ścisłe poszukiw ania k ażą mniemać, że aczkolw iek obecność je g o n a b u ra k a c h i w glebie nie je s t w ykluczona, to je d n a k n ie w ą tp liw ie jest on rozpow szechniony głów nie w p ow ietrzu i stam - tą d d o sta je się do b arszczu, najodpow iedniejszego d la n iego środow iska.

O bok B a ct. b eta e viscosum w y stę p u ją jeszcze, głów nie podczas pierw szych sta d y ó w kiśnienia, dw a inne p rą tk i, k tó ry c h działalności barszcz, zaw dzięcza arom atyczny swój zapach; w ytwarzaj;

one bow iem e s try arom atyczne, o b ard z o miłym a sw oistym d la b arszczu zapachu. J e d e n z tych p rą tk ó w zdaje się stan o w i now y rodzaj, d ru g i zaś I j e s t praw d o p o d o b n ie id e n ty cz n y z opisanym przez M aassena B aciłlus estrificans fluorecens. Jeżeli k iśn ien ie dokonyw ać się będzie w tem peraturze powyżej 25° C., p rą te k b u rac zan y n ie rozw ija się a w te d y śluzow a ferm en tac y a nie zachodzi i otrz\

m ujem y barszcz, pozbaw iony w szy stk ich swych cech c h a ra k te ry sty c z n y c h , je s t on k w aśn y , nieza- w iesisty i bez zapachu. Bliższe zb a d an ie w yka­

zało, że w danym raz ie zachodzi fe rm e n ta c ja d a ­ ją c a ja k o głów ny p ro d u k t k w as m lecznj', a więc kw asow a, i że sp raw cą je j są aż trz y rodzaje b a ­ k te ry j. Z tem i to dro b n o u stro jam i m iał do czynie­

nia p. E p s te in i d la teg o to w yniki b ad a ń je g o w y­

pad ły ta k odm iennie i b łę d n ie ośw ietliły cal;;

spraw ę. A d . Cz.

C A Ł K O W IT E Z A Ć M IE N IE S ŁO Ń C A W D N IU 3 0 S I E R P N I A 1905.

„ F ra n c isz e k A ra g o p ie rw sz y zw rócił uw agę astronom ów — pisze J a n sse n w Com ptes rendus z 2 4 lip c a r. b .— na znaczenie, ja k ie d la astro n o ­ mii fizycznej m ieć może o b serw acy a zaćm ień cał­

k ow ity ch słońca, i śm iało pow iedzieć można, że p u n k te m w y jśc ia d la b ad a ń te g o rodzaju było zaćm ienie z d n ia 8 lip c a 1 8 4 2 r ., w idzialne w P e rp ig n a n .

„O d ow ego czasu o b serw acy e ro zszerzyły się, pom nożyły i zostały u sy stem aty zo w an e. Dziś niem a zaćm ienia całk o w iteg o lu b chociażby tylko cen traln e g o , k tó re b y n ie było celem w y p ra w nau­

kow ych, organ izo w an y ch przez w ie lk ie obserw a­

t o r a , a n ajd o św iad c ze ń si astronom ow ie uw ażają sobie za obow iązek b ra ć u d ział w ty c h w y p ra ­ w ach. Co do m nie, to w k a ry e rz e m ej naukow ej obserw ow ałem nie m niej j a k sześć ra z y p iękne to zjaw isko, k tó re zapędziło m nie kolejno do In d y j, J a p o n ii, In d o c h in i n a ocean S pokojny na wyspy K aro liń sk ie.

B S iódm e z rzę d u zaćm ienie, do k tó re g o obser- w acyi czynię obecnie p rzy g o to w a n ia, oglądać b ę ­ dziem y w H iszp an ii w A lcocebrze pod W alencyą

Cytaty

Powiązane dokumenty

Na Śląsku książka religijna oraz edukacyjna adresowana do młodego odbiorcy cieszyła się największą popularnością.. Ze względu na specyficzne, szczególnie

Osoby wspierające uczących się w procesie uczenia się (użyłem takiej skom- plikowanej i długiej nazwy, aby podkreślić, że mogą to być nie tylko nauczyciele) zarówno

Owing to their large cross-sectional area and monolithic nature, cast glass components besides having an unlimited freedom in shapes, can form repetitive units for the generation

W związku z tym, że burza przeszkodziła nam w dzisiejszej wideo katechezie postaram się Wam krótko przedstawić dzisiejszy temat.. Dzisiejszy temat: Nie zatrzymuję się

W najwyżej ce- nionych periodykach naukowych udział publikacji odnoszących się do ewolucji i historii świata żywe- go wciąż jest nieproporcjonalnie większy niż udział

ustanawiające wspólne przepisy dotyczące Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, Europejskiego Funduszu Społecznego, Funduszu Spójności, Europejskiego Funduszu

brak lokalizacji do uwagi W sytuacji gdy wyznaczenie miejsc postojowych nie było możliwe ze względu na niewystarczające parametry drogi, ale możliwy jest legalny postój pojazdu

W związku z powyższym 20 października 2020 r. zwrócił się do Piotra K. o zwolnienie go z obowiązku zapłaty czynszu dzierżawnego za 2020 r., argumentując, że za ten