• Nie Znaleziono Wyników

W sprawie przejścia od zdań orzekających do powinnościowych.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "W sprawie przejścia od zdań orzekających do powinnościowych."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

T A D E U SZ STYCZEŃ SDS

W S PR A W IE P R Z E JŚ C IA

OD ZDAŃ O RZEK A JĄ CY CH DO POW INNOŚCIOW YCH

Czy zdania powinnościowe można wyprowadzić logicznie ze zdań orzekających? — to pytanie o podstawowym znaczeniu dla określenia metodologicznego statu su etyki i dla ewentualnego uzasadnienia jej naukowości. Uzyskanie bowiem powinnościowych przesłanek etyki w dro­

dze czysto logicznych zabiegów z orzekających tw ierdzeń dyscyplin skądinąd już uznane za naukow e, byłoby równoważne z w ykazaniem jej naukowości.

Dawid Hum e był bodaj pierwszym filozofem, k tó ry sproblem atyzow ał sprawę zaznaczoną w ty tu le artykułu. Postawił zresztą nie tylko samo zagadnienie. Dał również jego — negatyw ne jak wiadomo —: rozwiązanie.

Nakreślił także próbę uzasadnienia swego stanowiska. Nie byłby wreszcie H um e’em, gdyby przy okazji nie wypowiedział, zabarwionej cierpką ironią, uwagi na te m a t dojrzałości logicznej swych wszystkich bez w yjątku po?

przedników, filozofów-moralistów., K ry ty k a ta m iała w jego zamierzeniu ukazać ważki, aczkolwiek dotąd niedostrzeżony problem, miała przerwać wieki całe na tym odcinku trw ającą „gnuśną drzem kę" filozofów. Oma­

wiana sprawa została poruszona przez H um e’a w Traktacie o naturze

ludzkiej. Chodzi tu o znany i często przytaczany passus z I I I księgi tego

dzieła1, k tó ry w dziejach metodologii etyki odegrał nie m niejszą chyba rolę, niż w dziejach teorii poznania odpowiedni *fragmeiit z Badań doty­

czących rozumu ludzkiego o związku przyczynowym 2. Interesującą nas

myśl H um e’a można by ująć następująco: we wszystkich dotychczasowych system ach etyki p u n k t wyjścia stanow ią pewne zdania orzekające, nie zawierające słów charakterystycznych dla dziedziny m oralnej, ja k słowo

„powinien". Są to zazwyczaj zdania stw ierdzające,istnienie Boga i niektóre jego przym ioty lub zdania o naturze ludzkiej, mówiące o ty m , czym ludzie s ą i ja k faktycznie postępują. Zaraz potem jed n ak mówi się nam ,

1 Traktat, III, 1, 1.

»VI I , I, 95.

5 — R o c z n ik i F ilo zo ficz n e , t. X IV , z. 2 1

$

(2)

że p o n i e w a ż sprawy te m ają się ta k a ta k , p o w i n n i ś m y postę­

pować ta k a tak. Te ostatnie zdania uważa się przy ty m za wydedukowane z poprzednich. B rak jednak jakiejkolw iek podstaw y dla takiej dedukcji, ponieważ konkluzja nie może zawierać elem entu, którego b rak w przesłan­

kach. W tych zaś nie stwierdza się w żaden sposób obecności słowa „po­

winien". Przejście więc od zdań zaw ierających słowo „jest" do zadań za­

w ierających słowo „powinien“y-4r konkluduje Hum e — nie je st logicznie uprawomocnione, je st obciążone błędem.

W obec ta k przekonującej argum entacji i sugestywnej k ry ty k i tru d n a raczej do w ytłum aczenia w ydaje się okoliczność, iż p ra k ty k a etyków mimo w ystąpienia H um e’a przez długi czas po nim nie uległa zmianie i to naw et w przypadku myślicieli, których absolutnie posądzić nie m ożna o brak dokładnej znajomości jego dzieł. T ak np. czułe skądinąd sumienie logiczne J . St. Milla nie wyrzucało m u najwidoczniej błędu napiętnow a­

nego przez H um e’a3, skoro ta k gładko i bez skrupułów mógł on od stwier­

dzenia powszechnego u ludzi faktu pragnienia przyjemności przejść do jego zalecenia. Skoro ludzie faktycznie dążą do przyjemności, to powinni do niej dążyć. T rudno chyba o bardziej jaskraw y przykład przejścia od zdania ty p u „jest" do zdania ty p u „pow inien", a przykładów podobnych podać można więcej. W iadom o bowiem, że również współcześnie stanowisko przeciwne H um e’owi reprezentowane je st dość licznie w tzw. naturalizm ie etycznym przy pełnej w dodatku znajomości kontrargum entów . O ile więc prak ty k ę uzasadniania tw ierdzeń etycznych w oparciu o określoną teorię bytu i człowieka, powszechnie stosowaną przez filozofów w ciągu wielu wieków przed wystąpieniem H um e’a4, można by jeszcze tłum aczyć jakim ś zasadniczym przeoczeniem i nieuświadomioną om yłką, to już obojętności, z ja k ą wielu etyków przechodzi do porządku dziennego nad krytycznym i uwagami H um e’a mimo ich znajomości, tak im przeoczeniem wyjaśnić niepodobna. W tej sytuacji zrodzić się więc może pytan ie: Czy przynajm niej niektóre sposoby przechodzenia filozofów od odpowiednich tw ierdzeń z zakresu teorii b y tu i człowieka do tw ierdzeń etycznych, w y­

rażających powinność, nie znajdują się poza zasięgiem k ry ty k i H um e’a, czy też przeciwnie, należy uznać wraz z nim, iż każda bez w y jątk u etyka filozoficzna, szukająca racjonalnego oparcia dla swych tw ierdzeń w odnoś­

3 Por. J. St. . M i l i , U tyliłaryzm , W arszawa 1959, s. 21.

* D. Broiłeś zarzuca H um e’ow i, że w ty m sam ym dziele, w którym w y ty k a go innym , popełnia sam ten błąd.

pijjj

Por. D. B r o i ł e ś , The M orał P hilosophy of D avid Hum e, H ague 1964, s. 8 6; trudno także nie uznać za w ielce osobliw ą okoliczności, iż tak nagm innie popełniany błąd m iałby być aż tak późno zauw a­

żony. Może coś, co dopiero przy określonym stanowisku teoriopoznawczym okazuje się jako „błąd“, nie jest nim , gd y się tego stanowiska z pewnych, uzasadnionych racji nie podziela.

(3)

n y ch -tezach dotyczących stru k tu ry b y tu w ogóle i n a tu ry człowieka, obarczona je st przez to samo błędem .5

Ten ostatni pogląd podzielają obecnie logikalni empiryści zwani w ty m przypadku em otywistam i. Dzięki nim właśnie H um e’owska k ry ty k a kla­

sycznej etyki przeżywa współcześnie swoisty renesans aktualności. Stało się to zresztą w znacznej mierze za spraw ą G. E. Moore’a. Do jego bowiem tezy o niedefiniowalności dobra i tzw. „błędu naturalistycznego“ nawiązali bezpośrednio (emotywiści. Zdaniem Moore’a mianowicie każda próba zdefiniowania dobra je st przedsięwzięciem z góry skazanym na niepo­

wodzenie, ponieważ dobro, będąc cechą prostą, niezłożoną, je st niede- fmiowalne. W tej sytuacji wszelkie, faktycznie przez etyków zapro­

ponowane „definicje" dobra, polegają z konieczności na błędnym spro­

wadzeniu dobra do jakiejś innej, heterogenicznej cechy. Ponieważ zaś bywa to najczęściej cecha ujm ow alna em pirycznie1-— w term inologii Moore’a „ n a tu ra ln a “• — dlatego tę redukcję, błędną z wym ienionych po­

wodów, nazyw a Moore pars pro toto „błędem natu ralisty czn y m "6. Em o­

tywiści, wiążący om aw iany pógląd H um e’a z koncepcją błędu natu ralisty - cznego Moore’a, przyjm ują jego stanowisko w sprawie niedefiniowalności dobra, nie podzielają jednak jego wyjaśnienia tejże niedefiniowalności.

W edług em otywistów bowiem dobro niedefiniowalne je st nie dlatego, że jest cechą prostą, lecz dlatego, że w ogóle nią nie jest. Moore uległ błędnej sugestii płynącej z gram atycznej formy przym iotnika „dobry", któ ry potraktow ał na równi z innym i przym iotnikam i jako nazwę. Tymczasem nić istnieje żaden desygnat w postaci jakiejś prostej, nierozkładalnej cechy, odpowiadającej a p arte rei tem u słowu. Przym iotnik ten w skutek tego wcale nie pełni funkcji oznaczania, je st tylko z pozoru nazwą. W yraża on jedynie emocjonalno-wolitywne stan y rozmówcy. Z tego także, a nie z innego powodu nie m ożna przym iotnika „dobry" zdefiniować w term inach naturalnych, em pirycznych. W zupełnie analogicznej sytuacji znajduje się słowo „powinien" i całe w yrażenia językowe, w których ono w ystępuje.

Mimo zdaniowego kształtu wypowiedzi, w, której słowo „pow inien" pełni jakoby rolę głównego funktora, wyrażenie tak ie wcale nie je st zdaniem . Z tego także powodu nie może być ono nigdy wnioskiem ze zdań orze­

kających, nie m ożna go logicznie wyprow adzić że zdań stw ierdzających jakieś faktyczne stan y rzecz;y czy zdarzenia. N a próbach takiego w ypro­

w adzania, wadliwych z wym ienionych względów, polega „błąd n a tu ra - listyczny" w wersji em otywizm u. W ta k i to sposób em otywizm stał się

5 To ostatnie stwierdzenie przyw odzi na pam ięć pytanie, pow stałe w innym nieco kontekście, a stanow iące ty tu ł klasycznego już dzisiaj artykułu H . A . P ri- charda: Does M orał Philosophy resl On a M istake? Por. tegoż autora M orał Obli- gation, Oxford 1957, s. 1— 18;

6 Por. G. E. M o o r e , P rin c ip ia Elhica, Cambridge 1903, s. 6— 17.

(4)

obecnie — przy niezamierzonym, lecz faktycznym współudziale Moore’a —r rzecznikiem i propagatorem tezy H um e’a o nieprzekraczalnej logicznie przepaści dzielącej orzekające tw ierdzenia nauki i powinnościowe sądy etyki. Sami zresztą przedstawiciele emotywizmu uw ażają swe stanowisko za lingwistyczną wersję poglądów H um e’a w omawianej spraw ie7. Po­

m ijając te różnice jako mniej ważne, isto tn y sens tego poglądu sprowadza się do wykluczenia możliwości logiczno-formalnego związku pom iędzy zdaniam i powinnościowymi a zdaniam i orzekającym i. D odajm y, że przy założeniu em piryzm u logikalnego równa się to przekreśleniu jedynego możliwego związku o charakterze racjonalnym pomiędzy wym ienionym i zdaniami. Bezpośrednią tego konsekwencją jest uznanie wszelkiej etyki norm atyw nej za dziedzinę irracjonalną, należącą do sfery uczuć i pragnień, nie m ającą nic wspólnego z odpowiedzialnym poznaniem naukow ym .

Prowokująco skrajne tezy em otywistów w zbudzają wszakże zrozu­

miałe opory i sprzeciwy naw et wśród um iarkow anych zwolenników i sym ­ patyków neopozytywistycznego stylu myślenia. W yrazicielem ty ch obaw- i sprzeciwów je st m. in. Max Black, red ak to r znanego periodyku am ery­

kańskiego „The Philosophical Beview“. O statni jego artykuł, zamieszczony

yv ty m czasopiśmie pod tytułem The Gap between ’I s ’ and 'Ought’, uważać

można za wielce wym owną próbę ratow ania racjonalności etyki naw et za cenę ‘rozszerzenia zakresu środków, którym tradycyjnie przypisyw ano charakter „logiczny"8'. W artykule tym podejm uje Black polemikę z po­

glądem H um e’a i współczesnymi jego wyrazicielam i9, w przeciwieństwie ,do których wysuwa on i stara się uzasadnić tezę, iż istnieją przypadki, w których zdania powinnościowe w ynikają ze zdań orzekających. Na wstępie rozpraw ia się przede wszystkim z argum entem , na którym oparł Hum e swe twierdzenie o niemożności uzyskania zdań powinnościowych ze

7 Jeden z czołow ych reprezentantów tego kierunku Ch. S teyenson stwierdza w książce E łhics and Lańguage, N ew H aven 1958, ś. V II m. in.: „A part from m y em phaśis on lańguage m y approach is h ot disśiriiilar to th a t o f H u m e.“

8 Por. „Philosophical R eview “, ;73 (1964) 165-^181. N astępujące tu om ówienie poglądów Blacka oparte jest na ty m artykule. K rytyk ę-od strony logicznej prze­

prowadza M. F. Cohen w tym że .czasopiśmie 73 (1964) 220—7 2 2 8. O aktualności omawianej problem atyki św iadczy duża ilość publikacji pośw ięconych tej tem a­

ty ce w ostatn im czasie. Oto niektóre z nich: A . C. Mac I n t y r e, Hume on „ is“

and „ought", „T he Philosophical R eview “, 6 8 (1959) 451-—468; A. N . P r i o r, The A utonom y of E thics, „Australasian Journal o f Philosophy", 38 (1960) 199-—206.

Rv F . A t k i n s o n , Hume on „is" a n d „ought":. A R eply to M r , M ac Intyre,

„Philosophical R ev iew “, 70 (1961) 231— 238; G. H u n t e r , H um e on „is" and .„pught", „Philosophy", 35 (1962) 143— 152; B . A. W i 11 i a m and P. T. G-e a c h , Jmperątiue Inference, „Analysis", 23 (1963) 30— 42; I. R . S e a r i e , How to deritie .ńought" from „is"„ „The Philosophical R ev iew “, 73 (1964) 43— 58.

S W śród sw ych oponentów w ym ienia B lack takich autorów, jak K. Popper, R . M. Hare, P . H. N ow ell-Sm ith i in.

(5)

zdań orzekających. Podstaw ę odrzucenia tej możliwości czerpie Hume mianowicie z przekonania, że niepopraw ny je st każdy argujnent, w którego konkluzji w ystępuje term in nie zaw arty w przesłankach. Twierdzenie to jednak je st błędne, przynajm niej w ta k ogólnym sform ułowaniu, w jakim podał go Hume. Logika współczesna dostarcza nam bowiem szeregu przykła­

dów logicznie popraw nych wnioskowań, w których konkluzji pojawia się term in nieobecny w przesłankach. Rozumowanie ty p u : „O bywatel je st oso­

bą, przeto żonaty obyw atel je st żonatą osobą" jest jednym z nich. K to zaś przyjm ie rozumowanie ty p u : „W iwisekcja je st zadawaniem niekonieczne­

go cierpienia. — Nie należy dokonywać niczego, co powoduje zbędne Cierpienia. — P r z e to :—-N ie należy dokonywać wiwisekcji", powinien również przyjąć na podstawie logicznego praw a eksportacji rozumowanie ty p u : „Jeśli wiwisekcja je st zadawaniem niekoniecznego cierpienia, przeto, jeśli nie należy dokonywać niczego, 'co powoduje niekonieczne cierpienie, to nie należy dokonywać wiwisekcji". W tym drugim przypadku norm a­

tyw ny funk to r „nie należy" pojawił się — ja k widać — dopiero w kon­

kluzji rozumowania. Jakkolw iek przytoczone przypadki logicznie popraw ­ nych wnioskowań w ystarczają — zdaniem Blacka — do zdyskredytow a­

nia argum entu, na którym Hum e oparł swą tezę o niemożności logicznego w yprowadzenia powinnościowych, kategorycznych twierdzeń etyki ze zdań orzekających, to jednak samej tej tezy jeszcze nie uchylają. Dla tych celów proponuje Black zwolennikom H um e’a analizę następującego przy­

kładu wnioskowania:

Fischer chce dać /m ata Botwinnikowi

Jedynym sposobem zam atow ania B otw innika jest wykonanie ruchu królową

Zatem Fischer powinien w ykonać ruch królową.

Obie przesłanki w ty m wnioskowaniu są zdaniam i orzekającym i, stw ier­

dzającym i faktyczne stan y rzeczy: faktyczne dążenie gracza do określo­

nego celu oraz że coś je st koniecznym i w ystarczającym środkiem do osiągnięcia zamierzonego celu. Stany rzeczowe stwierdzane w przesłankach nie mogą być wyrażone inaczej, ja k tylko przy pomocy zdań orzekających.

Tym niemniej konkluzja, ja k ą nam zdania te narzucają, je st powinnościowa.

Z kolei rozprawia się Black z niektórym i próbam i zinterpretow ania po- winnościowej konkluzji w myśl poglądu H um e’a. P róby te idą bądź w kierunku okazyw ania orzekającego charakteru konkluzji w rozum ow a­

niach tego ty p u (von W right), bądź też t— w przypadku uznania jej norm atyw ności £i-)W kierunku przypisyw ania jej powinnościowego „no- v u m “ wyłącznie aktyw ności i podm iotow em u zaangażowaniu rozmówcy

„wyciągającego" powinnościowy wniosek (Stevenson). Black, posługując

się m etodą swych oponentów , tj. m etodą analizy języka potocznego,

podaje przypadki sytuacji językow ych, wyraźnie niezgodnych z konku­

(6)

rującym i interpretacjam i, w wyniku czego odrzuca je obie jako za ciasne i w skutek tego błędne.

W obec niepowodzeń prób zinterpretow ania powinnościowej kon­

kluzji w podanym przykładzie ani jako zdania orzekającego na inny tylko sposób wypowiadającego treść jednej z przesłanek, ani w sensie wypowiedzi stanowiącej narzędzie dla wyrażenia czysto podmiotowego nacisku woli rozmówcy na słuchacza bez logicznego związku z faktycznym i przesłankam i, zwolennicy H um e’a zwrócili uwagę z kolei na same prze­

słanki powinnościowej konkluzji, stw ierdzając ich niekom pletność i ko­

nieczność uzupełnienia przemilczaną, norm atyw ną przesłanką w rodzaju:

„Jeżeli ktoś chce określonego celu, winien stosować niezbędne dla jego osiągnięcia środki"; Przyjęcie tej przesłanki gw arantow ałoby logiczną poprawność argum entacji i tłum aczyło powinnościowy charakter konkluzji, nie um niejszając równocześnie w niczym waloru twierdzenia H um e’a o niemożliwości wyprow adzenia powinnościowej konkluzji z niepowin- nościowych przesłanek.

Proponowane rozwiązanie nie zadowala jednak Blacka. Zauw aża on przede w szystkim , że dodatkow a przesłanka powinnościowa m usiałaby być zdaniem analitycznym . W takim razie jednak jej obecność jest zbędna.

Jeśli bowiem argum entacja je st popraw na przy dołączeniu zdania an a­

lity c zn eg o — 'pow iada B la c k — pozostanie nią również po jego odjęciu.

Dodaje nad to , że zwolennicy H um e’a na mocy własnego założenia pozba­

w iają się praw a przyjm ow ania jako zasady inferencji zdania w arunko­

wego o orzekającym poprzedniku a powinnościowym następniku, a ta k ą je st właśnie wspom niana zasada. Ostatecznie, w przekonaniu, że odwo­

łanie się do analityczności przesłanki powinnościowej nie usuwa trudności, lecz co najwyżej ją tylko przesuwa na wyższy szczebel, uznaje Black idącą w ty m kierunku próbę jej rozwiązania za chybioną10.

Uporawszy się więc z próbam i w yinterpretow ania podanego przezeń przykładu rozumowania w m yśl poglądów H um e’a, staw ia Black zasadni­

cze pytanie: założywszy, że osoba O chce osiągnąć cel C oraz że zastoso­

wanie środka S je st jedynym możliwym sposobem osiągnięcia C, czy w ynika stąd z logiczną koniecznością, że osoba O powinna zastosować S? Odpo­

wiedź Blacka brzmi, że przytoczone przesłanki dostarczają co najm niej

rozstrzygających racji (conclusive reason) dla powinnościowej konkluzji.

B yłoby bowiem czymś absurdalnyni powiedzieć: „Jedynym sposobem dania m ata tw em u przeciwnikowi jest ruszyć królową, i oto dlaczego ci mówię: nie powinieneś ruszać królową". G dybyśm y słyszeli kogoś w ten sposób mówiącego, m oglibyśm y rozsądnie przypuszczać, że zdarzył mu

10 Trudno się tu oprzeć wrażeniu, iż niem ałą rolę w takim ustosunkow aniu się do tej próby odegrał sam sposób rozumienia analityczności przez Blacka.

(7)

się jakiś lapsus linguae lub że żartuje czy też czyni jakieś tajem nicze aluzje lub posługuje się słowami w jakiś inny jeszcze, dziwny, niezw ykły sposób.

Gdyby jed n ak w szystkie tego rodzaju przypuszczenia odpadły, należałoby sądzić, iż posługujący się tym i słowami nie wie i nie rozumie po prostu, co mówi. Niepodobna bowiem dopatrzeć się w jego wypowiedzi żadnego sensu przy założeniu, że mówił odpowiedzialnie, m iał rzeczywiście na myśli i chciał wyrazić dokładnie to, co powiedział. Tego rodzaju sytuacja językow a może posłużyć — zdaniem Blacka — jako sui generis te st wy­

nikania, k tó ry zresztą równie dobrze stosować m ożna do przypadków wnioskowania z faktycznych, orzekających przesłanek, do faktycznych wniosków. Przyjąw szy jak ąś p rostą argum entację, notorycznie fałszywą, powiedzmy ty p u : „P, jeśli P, to Q, więc nie-Q “, nie m oglibyśm y się do­

szukać żadnego w niej sensu przy założeniu, że ktoś, kto się n ią posłużył, m iał dokładnie to na myśli, co powiedział. Jeśli zastosow any tu te st — powiada Black — nie w yraża w pełni tego, co m am y na myśli mówiąc, że faktyczne konkluzje w ynikają z faktycznych przesłanek, to stanow i on co najm niej ścisłe k ryterium w ynikania. W świetle tego właśnie kry­

terium m usim y również uznać powinnościowy wniosek, przyjąw szy uprzed­

nio jako przesłanki orzekające zdania, stw ierdzające odpowiednio dążenie do celu z jednej i w ystarczające do niego środki z drugiej strony. W ybór powinnościowego wniosku je st tu wyznaczony przez reguły, znaczenia i konwencje rządzące popraw nym użyciem słowa „pow inien" i innych w yrażeń w ystępujących w wymienionej argum entacji. K ażdy, kto tylko rozumie przesłanki praktycznego wnioskowania oraz zna reguły właści­

wego użycia słowa „powinien", musi przyjąć powinnościową konkluzję.

Black stwierdza przy tym , że je st to dokładnie to samo „m usi", jakie m a miejsce, gdy mówimy, że ktoś, kto przyjm uje przesłanki poprawnego wnioskowania dedukcyjnego, m u s i także przyjąć jego konkluzję. Pod ty m względem paralela z wnioskowaniem „teoretycznym " je s t ta k ścisła, iż Black nie widzi potrzeby budow ania osobnej logiki „praktycznej"

obok teoretycznej logiki dedukcji: odnośne zasady są pokrewne i stoso­

wane w rozumowaniu dedukcyjnym w ogóle.

J a k w idać z powyższego, z konieczności skrótowego, przedstaw ienia toku myśli Blacka, zarówno w argum entacji zmierzającej do w ykazania bezpodstawności interpretacji wnioskowań powinnościowych w duchu H um e’a, ja k również — co szczególnie w ypada podkreślić — w argu­

m entacji, na której opiera konieczność przyjęcia powinnościowej konkluzji z niepowinnościowych przesłanek, odwołuje się Black ostatecznie do środ­

ków pozaform alnych, mianowicie do intuicyjnych, treściow ych reguł

języka potocznego. Sformułowane z kolei przezeń w oparciu o te reguły

k ryterium w ynikania spełniają w rezultacie określonego wyżej ty p u

wnioskowania o przesłankach orzekających i powinnościowej konkluzji.

(8)

W świetle tego kryterium wniosek powinnościowy istotnie wynika z nie- powinnościowych przesłanek, a przesłanki orzekające w sposób konieczny narzucają powinnościową konkluzję.

Można tu jednak i trzeba wyrazić uzasadnione obawy, czy je st to jeszcze logiczne w ynikanie i czy konieczność, o której w ty m przypadku mowa, je st logiczną koniecznością. Z osobliwości tej sytuacji zdaje sobie Black najw yraźniej sprawę11. Główna jego trudność polega chyba n a tym , że z jednej strony dostrzega on istnienie konieczności związku pom iędzy pew­

nym i zdaniam i orzekającym i i powinnościowy mi w określonym kontekście, z drugiej zaś stw ierdza brak pokrycia dla tejże konieczności w sam ych ty l­

ko regułach logiczno-formalnych. D odajm y, że stwierdzenie koniecznego związku pom iędzy tw ierdzeniam i, nie legitym ującego się kategoriam i czysto logicznymi, stanow i dla logikalnego em pirysty sytuację raczej kłopotliwą.

W tej sytuacji pozostaje Blackowi: albo zbudować osobną „logikę p ra k ­ tyczną" obok klasycznego rachunku logicznego, a na wzór logiki indukcji12, albo też rozszerzyć zakres nazw y „logika" tak , by m ożna nią objąć również konieczne wnioskowania z przesłanek orzekających do konkluzji powin- nościowej13. Black nie bez zastrzeżeń co praw da, lecz zupełnie w yraźnie przechyla się ku tej drugiej alternatyw ie.

W ydaje się wszelako, że rozwiązanie Blacka je st również niezadowa­

lające, jakkolwiek zrozum iała je st stojąca u jego podstaw tendencja za­

równo do nieoddzielania tego, co konieczne, od tego, co logiczne, jak również do ratow ania poprzez „ulogicznienie" związku zdań etycznych z poza- etycznym i, orzekającym i, racjonalności i naukowości samej etyki. Nieza­

dowalające je st zaś to rozwiązanie z tego powodu, że prowadzi do zatarcia metodologicznej odrębności różnych dyscyplin, a korzyści t ą szkodą okupione są nader nikłe, jeśli wręcz nie pozorne. Logika bowiem wiele traci, a etyka metodologicznie niczego nie zyskuje na tak im jej „ulogicznie- n iu “, które wym aga znacznego rozszerzenia zakresu pojęcia „logika"14,

1 1 „For th e reasoris now before us, I am reluctant to sa y th a t the practical

„should“-conclusion is entailed b y its factual premises: the im portant contrast w ith straightforward cases of eotailm ent m ight indeed be marked b y using some such label as „1 a t e n t n ecessity “ or „y i r t u a 1 n e c e s s it y Z o b ., 1. c v s. 178— 179.

12 Ku czem u B lack niechętnie się skłania z uw agi na m om ent konieczności w łaściw y logice dedukcji, a przysługujący także w spom nianym wnioskow aniom o konkluzji pow innościowej.

13 W ów czas jednak trzeba b y w prowadzić na teren logiki kryteria pozaform alne, w skutek czego traciłaby ona najbardziej chyba sw oiste dla siebie znam ię d y scy ­ pliny czysto formalnej.

14 Chyba że dla kogoś samo nazw anie czegoś szacow nym w prawdzie, lecz dokładnie w skutek tego w łaśnie zubożonym o coś istotnego dla swego znaczenia term inem — przedstawia m etodologiczną wartość.

(9)

a w konsekwencji u tra ty swoistego dla niej a uzasadnionego względami m erytorycznym i oraz wielowiekową trad y c ją sensu.

P un k tem wyjścia dla właściwego rozwiązania winno być raczej uznanie pewnego pluralizm u w zakresie koniecznych związków pom iędzy tw ier­

dzeniam i: obok koniecznych związków o charakterze logiczno-formalnym należy uznać związki konieczne o charakterze pozaform alnym , a więc treściow ym — co oczywiście nie musi znaczyć „nielogicznym". Obawa przed ich iluzorycznością nie zawsze je st uzasadniona, o Czym m. in. wy­

mownie świadczyć się zdaje okoliczność, że dla niektórych tego właśnie ty p u związków koniecznych szuka miejsca na terenie szerzej pojętej logiki naw et zwolennik logikalnego em piryzm u. P rzy takim postaw ieniu spraw y powinnościowe zdania etyki mogą pozostaw ać w koniecznym — chociaż nie w sensie logiczno-formalnej konieczności — związku z określo­

nym i zdaniam i orzekającym i i z nich czerpać dla siebie obiektyw nie ważne uzasadnienie. Zgodziwszy się na to można bez żadnej dla etyki szkody przyznać rację H um e’owi, a cały obecnie toczący się spór na tem at możli­

wości logicznego wyprow adzenia powinnościowych zdań etyki z orzeka­

jących zdań dyscyplin teoretycznych uznać za nieporozumienie.

Przyjąw szy, że istnieją konieczne związki pom iędzy pew nym i zdaniam i powinnościowymi i zdaniam i orzekającym i, stajem y ty m sam ym wobec py tan ia o źródło ich konieczności, skoro nie tłum aczy się ona racjam i lo- giczno-formalnymi. Black, odwołując się do reguł języka potocznego, racji tej u p a tru je w empirycznie stw ierdzalnym fakcie chcenia czegoś przez kogoś oraz w fakcie, że jakiś inny stan rzeczy — będący właśnie przedm iotem powinności — pozostaje w relacji koniecznego i w ystarcza­

jącego zarazem środka dla osiągnięcia przedm iotu chcenia. J e s t to więc po prostu powinność stosowania odpowiedniego środka do celu. Należy jed n ak stwierdzić, że w takim układzie powinność ta je st zawsze powin­

nością uw arunkow aną ' faktem dążenia do celu, wcale niekoniecznym , lecz em pirycznie tylko stw ierdzalnym , a więc powinnością hipotetyczną.

Sam zresztą Black przypom ina w tym kontekście pogląd K a n ta w sform u­

łowaniu H. Sidgwicka, iż tego rodzaju zdania powinnościowe nie są zaadre­

sowane do nikogo, kto nie zaafirm ował celu15. Bez tego w arunku tracą swój sens, sta ją się bezprzedmiotowe. Jedynie m imochodem wspomina o takiej „niezaadresow anej", nieuw arunkow anej faktem em pirycznie stwierdzalnego dążenia, powinności.

Otóż należy tu zauważyć, iż tego rodzaju powinność może w ystarczać co praw da dla zbudow ania utylitaryzm u lub eudajm onizm u etycznego w ich różnych postaciach, nie w ystarcza jednak dla zbudow ania etyki nieuw arunkow anych powinności, o co by przecież przede w szystkim cho­

18 Por. The M ethods of Ethics, London 1890,

s.

6.

(10)

dziło. Dla zbudow ania takiej etyki — o ile w ogóle m iałaby ona mieć formę te le o lo g ic z n ą n ie z b ę d n a jest kategoria celu obiektyw nie n ad a­

nego czy zadanego człowiekowi, nie zaś dowolnie obranego. Innego rodzaju trudność wiąże się z charakterem samej powinności, tej k tó ra jest przed­

m iotem analizy Blacka, a tej, k tó rą w yrażać m ają tw ierdzenia etyki.

Pierwsza związana jest zawsze z konkretnym i sytuacjam i, w yrażana jest też w sądach jednostkow ych —- ja k w przykładzie Blacka. K orzystając z tradycyjnych określeń technicznych nazwać by ją m ożna roztropnościo- wą, w yrażalną jednostkow ym i sądam i tzw. praktyczno-praktycznym i, które jako takie nie przynależą do etyki jako nauki. E ty k a co najwyżej określa ogólne ich w arunki. W ymienione trudności wiążą się niewątpliwie z charakterem samej bazy, na której Black usiłował znaleźć racje uzasadnia­

jące konieczne powiązania zdań powinnościowych i orzekających, bazy, ja k ą stanowi w ty m przypadku język potoczny i poznanie z nim związane.

Zarówno jednak praktycystyczne nastaw ienie tego poznania, ja k wreszcie sam a ontyczna niesamodzielność języka potocznego16 nie pozw alają po­

przestać na nim tylko jako na w ystarczającym źródle wartościowej wiedzy.

K ontekstow a analiza jego wyrażeń może służyć co najwyżej jako w stępny tylko, lecz w żadnym razie nie ostateczny etap badań, jako dogodny p u n k t wyjścia dla w skazania właściwych, kom petentnych dziedzin poznania, w których napotkane n a jego płaszczyźnie p y tan ia m ogą być dopiero właściwie formułowane jako problem y, wielostronnie badane i rozwiązy­

wane. Jedynie z ta k rozszerzoną bazą poznawczą wiązać m ożna nadzieje na znalezienie obiektywnego uzasadnienia dla powinnościowych tw ierdzeń etyki. Niezależnie od tych uwag cenne je st jednak samo zwrócenie uwagi przez Blacka na kierunek, w którym badania winny zmierzać: powiązanie powinności z rodziną takich pojęć, ja k dążenie, chcenie, cel.

Otóż, jeżeli Black sprawę powinności wiąże z tym i, potoczno-języko- wymi pojęciami, to m a na uwadze niewątpliwie rzeczywistość, k tó ra skądinąd stanowi przedm iot badań odpowiednich, em pirycznych nauk o człowieku. Nie w ydaje się jednak, aby dla adekw atnego zbadania tych spraw m ożna było ograniczyć się do płaszczyzny samej tylko antropologii (z filozoficzną włącznie). Pojęcie działania ludzkiego — a także związane z nim pojęcia dążenia, celu itp. — jest w końcu tylko jednym ze szcze­

gólnych przypadków działania w ogóle. Ostatecznie więc podstaw y w pełni m iarodajnej dla ustalenia zasadniczych elementów treści ty ch pojęć szukać m usim y na terenie takiej dyscypliny, ja k ą jest m etafizyka, filozo­

ficzna teoria działania b y tu jako b y tu 17. Pojęcie działania tu ta j określone

16 K ażdy język soponuje jakąś ontologię.

17 Por. J. de F i n a n c e, Etre et agir dans la philosophie de SI. Thomas, Paris 1945.

(11)

będzie rzecz jasna już tylko analogiczne, ty m niemniej jego konieczna treść realizować się będzie odpowiednio we w szystkich kategoriach bytu i na wszystkich szczeblach bytowej hierarchii nie wyłączając czło­

wieka.

Otóż biorąc pod uwagę dynam iczny aspekt b y tu przygodnego m eta­

fizyka stw ierdza, iż każdy tak i b y t z racji swej niekonieczności i związanej z ty m potencjalności „dąży“ — działając — do właściwego mu aktu. Od tego dążenia wolny je st jedynie b y t będący A ktem Czystym 18. Nie jest to rzecz jasna stwierdzenie empirycznego faktu tylko, lecz skonstatow anie zachodzenia rzeczywistego, koniecznego przyporządkow ania pomiędzy działającym bytem a uniesprzeczniającą to działanie jego racją. P rzypo­

rządkow anie to czyni możliwym samo działanie b y tu , a następnie sam ą jego dla nas zrozumiałość. Na tym polega konieczność ontyczna tego przyporządkow ania i z niego czerpie podstaw ę metodologiczna konieczność zdania, wyrażającego ową bytow ą prawidłowość. Tę związaną z dyna­

micznym aspektem b y tu potencjalnego sytuację, k tó rą się w yraża zazwy­

czaj w twierdzeniu, że każdy b y t przygodny jest w swym działaniu z ko­

nieczności przyporządkow any do właściwego m u a k tu (potentia dicitur ad actum ), m ożną by wyrazić również w ten sposób, że każdy b y t powinien realizować swój w łasny ak t. A kt ten bowiem z n a tu ry rzeczy je st norm ą, m iarą właściwego dlań działania. Powyższemu tw ierdzeniu m ożna więc nadać zarówno postać zdania orzekającego, jak i równoważnie m u odpowia­

dającą postać zdania powinnościowego19. Okoliczność ta w naszym przy­

padku jest niemałej wagi. U jaw niając bowiem, że m om ent powinności wchodzi w sam ą stru k tu rę b y tu w jego dynam icznym aspekcie, ty m sa­

m ym stw arza najszerszą podstaw ę dla negatyw nej oceny poglądu o nie­

przekraczalnej przepaści oddzielającej zdania powinnościowe od orze­

kających. Rzecz jasna, iż ontyczna treść znaczeniowa, ja k ą tu nadano słowu „jest" i „powinien" odbiega od tej, k tó rą wiązano z tym i wyrazam i;

kiedy formułowano empiryczno-językowe stanowisko w tej sprawie.

P rzy ty ch znaczeniach zresztą, jakie im Hum e nadał, stanowisko to jest uzasadnione przynajm niej o tyle, o ile przejściu od zdań ty p u „jest" do zdań ty p u „pow inien" chciano by nadać ch a rak ter związku logiczno-for- malnego. Jeżeli jed n ak Hum e podkładając własne znaczenie pod term iny

„jest" i „pow inien" czyniona tej podstawie zarzu t filozofom rozum iejącym

18 N aw iasem m ów iąc dążenie to oznaczyć b y m ożna analogicznie rozum ianym term inem „chcenie naturalne", akt zaś będący powodem i racją tego dążenia —

„celem" lub „wzorem".

18 Jako analogię tej sytuacji m ożna w skazać konieczny zw iązek m iędzy tw ier­

dzeniam i logicznym i a odpow iadającym i im regułam i. Istn ieje związek konieczny m iędzy tzw . logicznym prawem m odus ponendo ponens a odpow iadającą mu regułą odrywania.

(12)

Sens tych term inów tak, ja k wyżej to pokazano, to całą jego k ry ty k ę m u ­ sim y uznać za chybioną.

Tutaj; można jednak podnieść zarzut, że brak opozycji pom iędzy po^

wyższymi zdaniam i zniknie w momencie, gdy tylko od ontologiczriego

„pow inien" przejdziem y do „powinien" w jego etycznej konotacji. Istotnie, perspektyw a ulega m odyfikacji, gdy od rozpatryw ania działania b y tu jako b y tu przejdziem y do działania człowieka jako człowieka. Dla czło­

wieka boWiem być znaczy być Zdolnym do intelektualnego poznania i wolnego działania. Otóż w ydaje się, iż treść tego tw ierdzenia, zwłaszcża zaś ostatniego jego członu, staw iać nas musi wobec jakiejś zasadniczej trudności przy próbie zastosowania wyżej sformułowanego tw ierdzenia ontologicznego do człowieka. Pojęcie wolności działania mianowicie zdaje się sugerować możność zupełnie swobodnego i wyłącznego określania kierunków i celów w łasnych działań, co równałoby się uznaniu wolnej woli za jedyny Ośrodek całkowitej dyspozycji w zakresie determ inow ania dżiałania i przeniesieniu w skutek tego na nią sam ą tej funkcji, ja k ą w przy­

padku nierozum nych bytów w odniesieniu do działania spełniałby właściwy im akt. Rzecz zrozumiała, takie określenie wolności działania oznaczało­

by po prostu uchylenie w odniesieniu do człowieka ontycznej powinności, wyznaczonej właściwym dla niego jako człowieka aktem . Przyjęcie takiej koncepcji wolności i związanie z nią dopiero powinności właściwej czło­

wiekowi jako człowiekowi, ustanaw iałoby również nieprzekraczalną prze­

paść pomiędzy ontologią i etyką.

Otóż wbrew ty m m ającym pozory praw dopodobieństw a sugestiom to, có powiedziano n a te m a t „jest" i „powinien" w m etafizyce,' stosuje się również do człowieka jako Człowieka, dokładniej — do jego d ziałania, a więc obowiązuje także w etyce. Wolność bowiem nie polega na możności określania tego, co je st bytow ym aktem (celem, wzorem) człowieka jako takiego, a więc tego, przez co działanie człowieka je st odpow iadającym człowiekowi jako człowiekowi działaniem. Innym i słowy, to, có człowiek powinien 1— zarówno w odniesieniu do tego, ćo stanow i jego pełny a k t (wzór, cel), jak i tego, co stanow i niezbędny dla jego urzeczywistnienia środek — jest zupełnie niezależnie od jego woli „zadecydowane", określone i wyznaczone sam ą już obiektyw ną, bytow ą kondycją człowieka: aktem , k tó ry przyporządkow uje sobie działanie człowieka jako jem u właściwe.

A kt ten określając, a właściwie stanow iąc sam wzór i cel działania jako powinność, określa również jako powinność — rzec by m ożna całą idealną linię wiodących ku niem u aktów-środków. T a obiektyw na, ontyczna powinność wyznacza przy tym nie tylko jakieś ogólne jedynie k o n tu ry właściwego dla człowieka działania, przeciwnie, wykreśla ona idealny wzorzec właściwego mu zachowania się w każdej konkretnej sytuacji.

Inaczej nie mogłoby naw et być, chociażby z tego powodu, że każdy czyn

(13)

człowieka w całym jego bogactwie bytowego konkretu jest po prostu m anifestacją j e g o b y t u : tego, że jest, oraz tego, że tak i jest. Nie może więc nie podpadać pod jedynie uniesprzeczniającą go, bytow ą norm ę i m iarę: właściwy mu ak t, wzór i cel zarazem. Zupełnie odrębne zagadnienie stanow i natom iast pytanie, w jakiej mierze człowiek jest zdolny do w ykrycia w swym poznaniu każdorazowo owego idealnego wzorca danego konkretnego czynu, wytyczonego ontyczną powinnością20, a n ad to — czy i w jakiej mierze poznawszy zechce go zrealizować. Albowiem na możności afirmow ania lub zaprzeczania — (lecz nie ustanaw iania!) — swymi aktam i ontycznej powinności polega właśnie wolność człowieka.

W ola człowieka, z konieczności chcąca dobra jako dobra, m a możność zde­

cydowania i opowiedzenia się, co dla niej hic et nunc będzie celem. W kon­

sekwencji, może ona w danym przypadku uznać za swe dobro, za swój cel coś, co nie zgadza się w ty m właśnie przypadku z obiektyw ną, ontyczną powinnością, czyli z obiektyw ną m iarą dobra. Opisana tu sytuacja stwarza ontyczną podstaw ę dla w ystąpienia dwu specyficznie m oralnych kategorii:

powinności psychiczno-m oralnej, przeżyciowej oraz w artości etycznej, pozytywnej bądź negatyw nej. Owszem, bez obiektyw nej, ontycznej po­

winności niepodobna adekw atnie w ytłum aczyć ani powinności przeży­

ciowej, ani w artości -— fenomenów bezpośrednio danych nam w naszym podm iotow ym doświadczeniu m oralnym . Jeśli powinność psychiczno-mo- ralna nie je st iluzją, lecz faktem o określonej treści, to zarówno jej fakt, ja k i n a tu rę m ożna jedynie pojąć przy założeniu, iż istnieje coś poza sam ą wolną wolą, co wywiera na nią sui generis nacisk do podążania w określo­

nym kierunku. Nacisk ten nie je st jednak wymuszeniem. Gdyby ta k było, nie można by mówić o powinności, związaniu woli mimo jej możności nie­

zastosowania się, czyli mimo wolności. Powinność m oralna nie jest zatem zrozum iała bez wolności, ale nie jest także zrozum iała bez powinności ontycznej21. Dopiero koniunkcj a wolności i ontycznej powinności tłum aczy dostatecznie fenomen powinności psychiczno-m oralnej. Powinność m oralna w tak im układzie rzeczy okazuje się więc ujęciem powinności ontycznej w akcie poznania, czyli jej podm iotow ym uświadomieniem i przejęciem jej przez wolę jako „teren próby" dla aktów jej wolności. T ak określona sy­

tu acja podm iotowa stanowi dopiero właściwe milieu dla pojawienia się w artości m oralnej: pozytywnej w przypadku, gdy a k t wolności afirm uje

20 Może je s t jedynie zdolny do uchw ycenia jakichś jego przybliżonych ty lk o zarysów. U w aża się zresztą, iż w ystarczająco miarodajna dla praktyki życia m o­

ralnego jest tzw . pew ność m oralna, w łaściwa tzw . praktyczno-praktycznym lub roztropnośęiow ym sądom m oralnym .

2 1J. P. Sartre’a m ożna b y /w ła ś n ie uw ażać za typow ego przedstawiciela poglądu, w edług którego w ola sam a stwarza pow innoś^ działania, razem zresztą z jego treścią.

(14)

przetransform ow aną przez poznanie na m oralną ontyczną powinność, lub negatyw nej, kiedy a k t wolności tej powinności zaprzecza. W artość m oralna je st zatem , ta k samo zresztą, ja k rodzący ją a k t wolności, zawsze k onkretna.

Ani jed n ak ta wartość, ani podm iotow a, pśychiczno-m oralna powin­

ność22 nie są przedmiotem twierdzeń etyki jako nauki ściśle filozoficznej.

Przedm iotem i treścią jej twierdzeń jest ontyczna powinność b y tu ludzkiego niezależna od woli, chociaż — co w ypada z naciskiem podkreślić — do niej właśnie ontycznie „zaadresowana"' Przez to „zaadresow anie"

czysto ontyczna powinność staje się w przypadku człowieka e t y c z n ą powinnością. Powinność ta różni się treścią — z uwagi na specyfikę swego „zaadresow ania" — od ontycznej powinności innych bytów i na ty m polega jej „etyczność", nie różni się ona jednak od poprzedniej swym charakterem . Pod ty m względem jest Ona ontyczną^gow innością.

J a k już wyżej zaznaczono, powinność ontyczno-etyczna ogarnia dzia­

łanie b y tu we wszelkich jego konkretnych przejawach. Znaczy to , że a p arte rei etyczna kw alifikacja każdego ludzkiego czynu jest „rozstrzy­

gnięta". Nie znaczy to jednak, że my te „rozstrzygnięcia" każdorazowo jesteśm y w stanie adekw atnie poznać, nie należy też sądzić, by etyka jako nauka pretendow ała do poznawczego „rozszyfrowania" tego rodzaju konkretnych „rozstrzygnięć". W ! swych twierdzeniach wypowiada ona tylko najogólniejsze w arunki właściwego fungowania' ludzkiego działania jako takiego, ew entualnie ogólnie określonych typów czynów ludzkich.

Innym i słowy etyka nie w ypow iada się w przedmiocie tego, cb kto w kon­

kretnych okolicznościach powinien lub nie powinien. Sprawy te zresztą, obok danych, które ustala etyka, uzależnione są od szeregu „param etrów ",' których treść i stopień pewności ustalać można i trzeba m etodam i różnych nauk, ja k psychologia em piryczna w różnych zresztą jej postaciach, socjo­

logia i in. W skutek ta k wielkiej ich złożoności, etyk, dbający o filozo­

ficzny, a więc koniecznościowy charakter tw ierdzeń swej dyscypliny, nie tylko nie w ażyłby się na wypowiadanie sądów w tej ta k szczegółowej m a­

terii, owszem wykazywać będzie wiele ostrożności naw et już w tedy, gdy od koniecznego tw ierdzenia wyrażającego, że człowiek powinien działać podług właściwego m u ak tu (wzoru, celu), w ypadnie mu przejść do wy­

pow iadania twierdzeń n a te m a t sposobów działania podług tego aktu, a więc z chwilą podjęcia prób określania i w yczerpyw ania jego treści23.

SJ Mimo że w łaściwie jest ona podm iotow ą transpozycją ontycznej powinności.

** Założyw szy np. jako tw ierdzenie koniecznościow e etyk i zdanie: „Człowiek pow inien być sprawiedliwy" (suum cuiąue reddere debet), etyk m oże się już za­

wahać przy próbach określenia tego, co jest sprawiedliwe (przy próbach zdeterm i­

nowania ,,suum “).

(15)

Lecz już naw et niewielka liczba tego rodzaju tw ierdzeń w ystarcza dla za­

pewnienia etyce statu su metodologicznie odrębnej n auki filozoficznej, nauki, w ypow iadającej nie hipotetyczną tylko, lecz nie uw arunkow aną, kategoryczną powinność. Równocześnie należy zauważyć bezpośredni i ko­

nieczny związek tej etycznej powinności, będącej przedm iotem twierdzeń etyki z sam ą obiektyw ną sytuacją bytu-człowieka, a w dalszej konsekwencji ze s tru k tu rą b y tu jako b y tu w jego dynam icznym aspekcie. Tym samym jed n ak i poznawczo-myślowe ujęcie tego rzeczowo-koniecznego związku oraz jego językowe wyrażenie nabiera znamion metodologicznej rzeczo­

wości i konieczności. Ten rzeczowy, konieczny związek łączy więc również odpowiednie, wyrażone w trybie orzekającym twierdzenia ontologiczne i antropofilozoficzne z odnośnym i tw ierdzeniam i powinnościowymi etyki.

A zatem i przy swoiście etycznej konotacji term inu „powinien" można mówić o związku koniecznym tw ierdzeń orzekających i powinnościowych, przynajm niej na terenie filozofii.

Z uwagi na ta k i właśnie ch arak ter związku powinnościowych twierdzeń etyki z orzekającym i twierdzeniam i m etafizyki i antropologii filozoficznej nie w ydaje się, by problem naukowości etyki, zazwyczaj w kontekście norm atyw ności jej twierdzeń staw iany, stanowił jakieś nowe zagadnienie, odrębne od problem u naukowości filozofii w ogóle. Sprawa jej naukowości byłaby więc rozstrzygnięta w sensie pozytyw nym lub negatyw nym w za­

leżności od takiego lub innego rozwiązania spraw y naukowości samej filozofii.

Poczynione wyżej spostrzeżenia w ydają się na koniec wyjaśniać dostatecznie zaznaczoną na wstępie okoliczność swobodnego przechodzenia filozofów klasycznych od orzekających tw ierdzeń m etafizyki czy antropo­

logii do etyki, z powodu czego czynił im właśnie w yrzuty Hume w swym

Traktacie. Stwierdzenia te tłum aczą również na pozór dziwny i przy­

padkow y jakoby fakt, że ten rzekom y „błąd logiczny" został stosunkowo ta k późno zauważony i w ytknięty, oraz wreszcie, że dostrzegł go właśnie nie kto inny, lecz dopiero Hum e. Z p unktu widzenia powyższych ustaleń nie m a w ty m żadnego przypadku, owszem, należało się raczej spodzie­

wać, że odkąd w skutek sceptycznego ustosunkow ania się do m etafizyki pozbawiono term iny „jest" i „powinien" właściwego im, ontologicznego sensu, a pozostawiono im jedynie, czy też naw et nadano dopiero, empi­

ryczną treść znaczeniową, zdania przy pomocy ta k rozumianych term inów formułowane m usiały zacząć w yrażać trudno do siebie sprowadzalne lub n a­

w et niesprowadzalne stan y faktyczne. J e s t to więc nieuchronna konsekwen­

cja skrajnego em piryzmu. Przypadkiem je st raczej to, kto go w danym mo­

mencie reprezentował. Chociaż trzeba z całym uznaniem stwierdzić, że w osobie H um e’a em piryzm znalazł w yjątkow o konsekwentnego repre­

zentanta.

(16)

AU S U J E T D U PA SSA G E

D ES P R O P O S IT IÓ N S D E T Y P E „ E S T “ A C E L L E S D E T Y P E „D O IT “.

L’artićle part des donnees fournies par la discussion actuelle ou M. Black s’oppose aux partisans de Hum e, discussion portant sur la possibilite du passage des propositions de typ e „ est“ ii celles de typ e „d oit“. T out en partageant en principe le point de vue de Black, 1’auteur y apporte des m odifications. Selon Black, il y a un lien logiąue necessaire entre ces deiix typ es de propositions, a condi- tion d ’elargir au prealable, convenablem ent le term e „logique“. La m odification proposee consiste a diśtinguer et a reconnaitre, a cóte des liens de caractćre logico- formel entre les propositions, des liens non m oins necessaires, m ais de caractóre extra-form el, se rapportant au contenu. A la suitę de ses considerations, 1’auteur donnę raison a Hum e selon qui un lien de caractćre logico-form el n ’est pas possible en ce qui concerne les propositions de typ e „est“ et „d oit“; il dem ontre cependant la possibilite des liens necessaires en ce qui concerne les propositions de ces typ es, sur le plan du contenu. A ćet effet, il utilise le rapport existan t entre des affir- m ations de typ e „est“ de la philosophie cląssique de 1’etre et de la philosophie de l’homme d ’une part, et des affirm ations de typ e „ d o it“ de l’ethique philosophiąue de 1’autre.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rzecz dzieje się w mieście, w pomieszkania pana Inickiego... i

Jeśli pan Adam jest silniejszy, Andzia zostanie jego żoną, jeżeli Ksawery będzie

Panicz zmęczony pójdzie się tam zdrzemnąć cokolwiek, a tymczasem tutaj się, zgotuje

Alfred (upada na kolana przed panią Perard.) O droga pani, teraz już może Alfred Du- camp przed całym światem powtórzyć to, co Filip Roquet obawiał się wyznać: Kocham

W krótkim czasie jego dotychczasowe życie zaczęło się walić: małżeństwo roz­ padło się, a rodzinny interes, dzięki któremu mógł poświęcać się studiom i

Analizując zjawisko czasu wolnego oraz różne przejawy spędzania tego czasu można dojść do konkluzji, że czas wolny w istotnym stopniu wpływa na funkcjono- wanie i

Publikacja ta, jak głosi zapowiedź, przeznaczona jest głów- nie do publikowania źródeł, opracowań i sprawozdań z działalności AAP w Poznaniu, ale także artykułów

Wielu badaczy zadaje sobie pytanie: czy społeczeństwo obywatelskie w Polsce w ogóle istnieje, czy ulega erozji, czy dopiero zaczyna się tworzyć..