• Nie Znaleziono Wyników

Kolorowe słowa

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Kolorowe słowa"

Copied!
76
0
0

Pełen tekst

(1)

W ojciech Sk u za

M O T T O :

„G łó d całkowicie zastępuje b icz” . (Rodberłus : „Z u r Be/euchtung der so ciaien Fragert’ ’).

Nakładem Zw. Młodzieży Wiejskie) w Krakowie H — :---- -' 1 . 1 ' Skład ftłówity — :... ... 1 .GEBETHNER, i WOI.I-T KHAKÓW-WAHSZAWA1

(2)

ś 1 1 1 <'•<

S ŚSflw ! \ c

. : « . A v - T . 1 ; - 5 r> < ,A y . r <J ‘ ;

. ■ - ; V ' . , ...

1 - '' ” V

"L■Ki - -■ JRcsP:.L '<■1 1 f ___ a ęĘM

') ' ł : ii ' ' ' V£ >

^ ^ '

' ' " ' ^ \ '

i k , l . r ' ł . *1 i’.,... a a ’ ....

; X ' 4 ' 1 ' ' J ( V Ą - . ■ \ ’ ^ / '

1 ' , j i ,'

"■\n . 1

m: \<

m & ą

m

, " V'.'i '.AA." A;:; "i-:

/... ..,.aAa... A'£.., .,J,.?AA u f. p »

1 j ; .t .' . -

' f. ;&f W "\ 1 SSi

. , V1,

'O *: W - W A - i : ^ : ^

A \ 1 - V '

^ N - / n v

V- .-! .i; -v^-V :■ -. ,'••'. >.y ii . \ AA L Trżł* ■ A-i A-L •■'? •'

' ' i - ; ' . ' 7 '

V,| W ? i

S i Ś I * -•■' ''■■■■>'. 'ł 1 I P « 1 1 I

V--v : : 1 -

...

^ . \

'1 1

'' % a a <r s

i i i i

. . ' . ' ' : i ;

' ; , ' ' ' ■ . -‘ . ' -

J '■ , > ; ; ■■■ ' " ' , : I . '' ,;. ' , .' /

: , " / ' ‘ i1 1 * ■■ v . - , ' ■ 1 , v. 1 ;

m a ' ' . ■ "

1 ' i ) : A i 1 , , : : : l i ' . ' 1 : '

% , \ C j ' ' '

' X

' '. - ; ' ' 'i

: 1 . ^ : :

1 k m u

m m

$ - ' ' V

,. • -\ '■ " - -: : J Py/i !..: ir 1.. ^ ■, '■. '' r-' •;U'' k >

" h !

"■ ' ' '■

^ i fil 1 ł

i $

Hi- 'lf:Ą \,U ?'$$&' 04\

I

'

\ / V / : f.. , "•;. ;

' h ' . ’ J - ‘

:i ' ./;■ ■ " . : : '

I l l i S I M M o"W ł

- f , , m - v ' V ■- '■ ' - A

■<'" . ■, !\> A :'i w;Ał.AvA

\cF'; ' i \ iV ? i ' >.

. , . l!" ' i: - . ! ' ; '^A

-■ -A C:AA"■ - A: /: ", \ }■ ■•:;, i ■ 3.łi .< )K' ?r A::

(3)

W o jciech Sk u za

Kolorowe

słowa

M O T T O :

\ a '

„G tód calkou/jieie zastępuje b icz” . (Rodberms; „Z u r Beleucfrftyig der so- ciś/eAJńragen "),

foA

^ j J *

*

y0 f Nakładem Z w. Młodzieży Wiejskiej w Krakowie

M ' ■ ■ Skład głów n y

G E B E T H N E R i W O L F F K R A K Ó W - W A R S Z A W A

— D R U K IE M JÓ Z E F A P I S Z A W T A R N O W I E —

1932 ---

(4)

n

K~ J

OfS

3o,r. 3o,-

(5)

Największemu Uczonemu Chłopu w Polsce, oraz Prawdziwemu Przyjacielowi Młodzieży ze Wsi — Czcigodnemu Panu Profesorowi Uniwersytetu Ja­

giellońskiego

Dońtotowi Stanisławowi Kotowi

ten pierwszy swój wysiłek ofiaruje

AUTOR

(6)
(7)

I. Wiersze kolorowe

(8)

(*" 1 , , ' (

V;:'V > i- - -■ r ;'.V•? '

, '

M w

■ \ - ■ , : '• Pi #S

(9)

Powrót Dumaca.

— hej, grajcie mi skrzypki —.! — może raz ostatni, bo nad jasną wodą, co| pluska, jak szczęście

gada mi szum baśnie, które pachną trumną — —

— radzili po chałpach: „w dragę, Dumać, zbierz s:

bo zanim wczorajsze noce w staiwlach umrą, trza ci będzie Jutrem nad wodami za,tlić!‘‘

---< ,,a gdzież-ta, znajdziecie hubkę, coby błysła i ogniem spaliła mamroczące bagna — ?!“

— „hai, idź-tai, Durna cu, drogą kole pszenic — jak się dobrze w’ duszy przed złą rosą zagniesz, to może ta do wsi pa dzwięcznych promieniach przyniesiesz ze Słońca, kawałek ogniska — — —

— i —poszedł se Dumać powoli, jak wieczór przez chichot ogrodu łechtliiwych fijolłków —-

— kłaniały się płoty — przyglądali ludzie i wiater, jak płataś wywracał koziołki i kpił se z Dumaca, co się z trawy budził i lazł wciąż po rosie,, jak poi żółtym mleczu — Słońce se, jak źróbek parskało gorącem i perliło pola koralem czerwieni--- -

— hulał śpiew południc i czarnych szubienic, co pod ciemnym lasem wyirczały jesienią i pluły szkaradctwem wt twarz jurnej zieleni co, jak dziewka w polach legła se na Słońcu — —

— „ha, nie dla mnie spokój, co pachnie, jak bukiet i rnliie dla mnie wioisna, co jak śpiew1 się kładzie — —

— piąć się trza do Słońc,ai po świetle, jak sznurach i — ino| po polach ze zbożami radzić — —< — .— niech się kładą w trawie kochanki,, jak góry —- już mnie żadna, piersią białą nie oszuka:---— “!

(10)

— piąć się trzeba prędzej, boi w chałpie, w oborach niby jabłka z sadów tęsknie patrzą szkapy

i czekają kiedy Dumać do nich wróci — --- .— wróci on niedługo — ino. Słońce złapie i zwiezie je w snopkach, żeby zimą zmłócić

ziarno! w bagna wrzucić i —t ziemię zaorać — —• — Lato spać już poszło •—< człek zorał Jesienie

i Zima po polach, jak chwast się rozsiadła —:

i— otwórzcie drzwi od! izb —i ! -—( niech w' zaduch mróz wieje i niech gwizd zawiej po zapłociach gada,

że wśród wichrów zbłądził Dumać, jak nadzieja

i — że gdzieś się w śniegach nai zaspy zam ienił!--- Noc go owinęła i zginął, jak wf lesie —< —

na dużej polanie, co jak śpiew się szerzy

usiadł wt mchu, w mokradłach i —, duma o| świeci© — — —

— -—- nie, stąd nikt niie wy(jd!zie!! —. przeklęty, co Wierzy, że z djablej wichury człek, jak pieśń wyleci

i pójdzie ku Słońcu i — ognia przyniesie — !! — Niie pójdzie już Dumać! Niech!, jak łby niedźwiedzie

0 jego piszczele pękają sny ludzi!!

niechaj czarne cienie wczorajszych szubienic zatkają żar Słońca, co kolorem łudził!,

co wchodził w szumi łanów, wi rozkwitłe stajenia

1 co( łgał o szczęściu, że gdzieś — dalej — siedzi —<---

— i —- nie poszedł Dumać —< —< — ino* legł na trawie — — — z lasów wyszła wiosna, jak oddech jelenie

i wzięła Dumaca w gąszicze, gdzie dzień zanikł ułożyła w liściach — --- ślub mu dala z ziemią i zrzuciła z piersi miękkich biały stanik

błagając nagością, by grzeszył z nią w traw ach --- Poszedł Dumać dlo niej —* objął ją błękitem

i rozkwitła ziemia, jak pachnący łubin —< — wlazło do wsi! Słonko i zagrało, żytem —.

— z kosami, jak z śpiewką poszli w: pola ludzie zielone świtania,, niby radość witać

i słuchać, jak Ziemia Kolorem rozkwita — —. — --- 1 — izba pustką s t o i--- — tatuś pacierz gada i patrzy wi zaświaty — gdzie nic ino gofści! —<

8 i " : r — - - - - - - ■- - -

(11)

--- „wrócić do wisi wróci —1 — jakże? —> przecie dziecko?!“

--- , a nad wsią, jak lasem- cz,as się chmurą nosi i kąpie se ludzi w snach, jak dzieci w nieckach, ale o Dumacu nic z świata nie wiada, —--- łabidzą se wierzby pękatą zielenią

i Wieś razem z tatą wciąż czeka, Dumaca:

— — już nam ni,c poi Słońcu, po wielkich ogniskach — żeby choć w, łachmanach przyszedł, jak poi pracę 'i żeby pogadał z nami, jak gwar z, bliska

i — —- — potargali raz już te -—,--- 1 Słońcolwe Chcenia---*

--- - hej, słuchajcie! — wraca do was; Dumać świtem--- — zakwitnie szkieletem), jak maki czerwienią __ —

przywloką go wichry — niby psy z zaświatów i złożą na łąkach, by się w zieleń zmienił, by szczekał złem słoiwiem, jak zboża bławatem

i ---by bielą kości po' grobach ro zk w ita ł---

(12)

Kolorowa Jagna.

Na szosie błyszczącej, na kupie kamieni usiadtai se Jagna — i — zagrał jej1 kasztan — zabrzęczały druty —, zadzwoniła ziemia i słońce zaczeno ogniem w oczy chlastać — podobnoć gdy siadła — widzieli ją ludzie, jak zdjena chuścinę i czoło otarła —- — i —- niby, jak człowiek, co się ze snu budlzi

wzdłuż się wyciągnęła — i — łachmany zd arła---

— i pocóż się kochać, płakać i narzekać, lać łzy sentymentu, jak wonie fijołka?

— miłość? — jak pies lata — — miłość? — jest daleko-.

— Siadła i wyje na suchy chleb z tobołka.

Hej, ludzie idący —. słupy ponaddrożne nad wami topole, niby wrony kraczą —

dziś zejdziecie z drogi —. w lewo (tak niie można!) trza ucho do ziemi przyłożyć i baczyć,

by, gdy śmierć za łechta znów się z ziemi podlniść ---—t nad Jagną se druty brząkały, jak do snu i wiszy se do słońca łaziły wygodnie —- —- ziemia dirżała w skwarze, w rowie grały osy — kolorową łąkę wietrzyk kurzem prószył —- w życie uchem strzygły chabry —i niby źróbki — krzyki ostrych ostów tłusty łolpiami zgłuszył — i — zasnęła Jagna w ciszy, jak bóg w żłóbku — — i śniło się Jagnie o zielonej łące

0 okienku w chałpie stareńkiej matuli —- on rozchylał wargi, brał jej ciało drżące

1 do serca słodko, jak dziecko się tulił — ---

10

(13)

i — śniłol się Jagnie, miękkie, białe łóżko, kolorowe suknie, w jakich chodzą innie — chusteczka kwiaciasta, —. żółty but na nóżkę — i —■ śniłoi się Jagnie mleko- chłodne, zim ne--- i —, śniło się Jagnie, że już wisizy odeszły,

że człek kolorowy bide ze wsi wygnał —

i — onai se — Jagna — w: izbie z Jędrkiem grzeszy a, —- za oknem słonko z uśmiechem noc śc ig a ---

— i — śniło się Jagnie —<---jeno. że we śmieniu nie wiedziała o tern, że łachy podarła,

że ciało jej legło na ostrych kamieniach i pierś się bieluśka na słońcu rozparła — nie wiedziała o tern, że są tacy ludzie,

co nagość jej w słońcu, jak dzieci wyśmieją — i — że nikt prócz kruków nie przyjdzie ją zbudzić, aż zacuchnie trochę i — skolciroiwieje--- —

(14)

Oberek.

Przez zielone stajenia po kanciastych kamieniach wirują bosaka,

jak wiater po drogach — wirują nad wsiami, dąb dudni basa,mi —

— gra klarnet w wiatrakach tupając w takt nogą:

raz —. dwa, —<trzy, raz, — dwa — trzy, raz — dwa — trzy ino żywiej! a żywiiej!

to się światek pokrzywi!!

„ludek boży-’ przy ścianach do kupy się pozbiera — na lewo się zatoczy

huknie chmarą: raz — dwa —< trzy —

— — — — —. — — — Od —i bijany!!!

— dość wam już —- my teraz!

przez zielone s tajenia po kanciastych kamieniach

wirują bosaka,

jak wiater po drogach — wirują nad wsiami dąb dudni basami —-

•— gra klarnet wt wiatrakach tupając w takt nogą:

raz —- dwa, —< trzy, raz -— dwa — trzy, raz — dwa — trzy wyjdą w złocie kapłany

wiązać ludzi stulamy i usadzić rad światem rozhulane ludziska---

n

(15)

lecz Het zachichota, bas bąknie jak młoty, i skrzypek, jak z bata

»a skrzypkach zaśwista:

—• Kółeczko!!!

i /'eł^^Ą fcr i&tJe sty —

‘-źei tkie-/----e&e-ćesrtł. _ /_

/ A.^^1- C .\

---/'Ićf-iyiHil V c. Sij (Zjf^/5

«* ^ ^ c c e ^V«*.

• ^ f e » ^ K f ^ * S K O W A N E

— jtcećtf' 2/Ty' J /licJe/~Cf _, _ __

t j & Z & Z ? '

'

. ho/**,. ' A ~

y * -

— /l&«rtL J ą y W p / ! ! przez zielone stajenia

po kanciastych kamieniach wirują bosaka —

jak wiater po drogach, wirują nad wsiami dąb dudni basami

_gra klarnet w wiatrakach tupając w takt nogą:

raz dwa —■ trzy, raz — d!wa — trzy, raz — dwa — trzy—

(16)

Miłość i szubienica.

Wyżej — o — wyżej! —. podnieście gjłofwy tych maszyn niechaj oczami zahaczą o wklęsłe, złe nieba,! —-

— — —- wygięły się jak paragraf, jak człek, co chce chleba i rozparły się dumnie ponad domem naszym

i —. włada j ą ---<

wyżej — o — wyżej! — niechaj zawiśnie na grubym sznurze Miłość, poi zięby szczerzy doi masy, jak wisielec!

—- nam bez miłości hulać trzeba, nam trzeba śmielej

piąć się wciąż wyżej, wyżej — o wyżej, wyżej! — kui górze!!!

Gdy noce łkają

tam, w górze — wśród szumów! ciemni mokrej, jak w łesie ludzkie szkielety niech twarz obrócą do wichrów!

— niech gwiżdże Czasi, jak burza— niech chłosta burych mnichów oślizgłą rózgą pluchy, cio! się nad krzyże niesie

i czeka jasnych wyroków:

— —• — ! Sądźcie nas wichry, sądźcie nas słońca i ludzie niech się Świat dobry zamieni w Czarną Przysięgę!

— jeno nie sądźcie według spleśniałej Praw Księgi tej nocnej pracy, coi się pod lasem trudzi —

— niie sądźcie mroku,

co pod skostniałem lasem szubienic

klopie wisielcem grób w mokrej ziemi dlla -— siebie —

— nie sądźcie tego robienia,

col wiais zawiesza w noc tę wyjącą pod niebem!

— nie sądźcie!!! —

Wyżej — o — wyżej! — spieszyć się trzeba z kopaniem, bo tam, pod krzyżem —■ kończą już ludzie słuchanie i idą tu — błogo:sła)w(ić Ból —- miłowaniem —<--- i —< na wzniesionym ku Bogu słupie

zawiesić Ciebie, złamane — dawne Serce!!! — ---

(17)

---i cóż tu zwlekać, gdy wyrok zamknął już księgę — ? —

— staniji na stołku! — a okiem popatrz w Boga i dźwięcz miłością skostniały człeku, jak trwoga człeku, któremu kruki po serce sięgn ą---

— stanij na sto łku !--- Miiłolść przeleci, jak 'szakal —---

— nie zadrżyj in o !--- a gdy zgrzytliwie kręgosłup chrzęśnie nie wspomnij o niej — o •— kolorowem szczęściu,

0 życiu ludizi, co gdzieś tapi kwitną, jak maki!

— nie wspomnij ino! — ale się wypręż, jak zbrodnia!

1 pianą śmierci wypluj przekleństwo!, jak ogień niech spali świat zły, który Cię podniósł, jak Boga

i — żeś miłował — zrobił se z Ciebie — trupią pochodnię! —

— zaklnij i mólw piszczelami z ludźmi i z nocą, z księżycem bladym, z trwogą szubienic

i z ciszą grobów, coi w Imię Boże się zielenią

sprawiedliwością wciąż, jak szkieletem rz;eg|o|cąc — — —

— zaklnij i — skonaj! — niechaj zastygnie na, grubym sznurze Miłość, co zęby szczerzy do masy, jak wisielec — ! —

— nam bez miłolści hulać trzeba,, nami trzeba śmielej

piąć się wciąż wyżej—wyżej—o —wyżej— wyżej--- ku górze]

(18)

Nasza ballada

o suce w pokrzywach 0 złodziejach i ludziach.

To na lewą, tbI na, prawo —■ wciąż się ciska szczeniak-wiatr wyszczekuje jakieś śpiewki — to| wkręca się wi sad, jak gad, to wiruje, niby hulać — hań ucieka chyłkiem w lag

1-zakręca: majdńie w trzcinę — ino stawu klaśnie m lask---

— ponad wsiami cichy wieczór por oz łaził się, jak wiszy i nie gada słówek ciepłych — ale w kaptur wlazł, jak mnich i spokoi przeżegnaniem ludzil, co se w sianie śpią

i mamroczą o złodziejach, co migają w noc nad wsią — umawiają się pod lasem, że — gdzieś — sukę utłuc trza:

podejść cichoi, zwabić mięsem—a gdy przyjdzie—w łeb ją trach!

— zaskowyczy — hairknie pianą — i — poleci życie w świat — jak z łańcucha pies urwany — za; wiatrami pójdzie w ślad — ! — a złodziejom już wśród ciemni nie przeszkodzi w braniu nikt, gdy pod płotem się przestanie na łańcuchu suka w i ć --- wyjdą sobie chyłkiem z komór — niepoznani — w) wolny, świat i będą se szli do, drogi przez rozkwitły chłodem sad — a pod płotem będzie świecił bielą kości ludzki pies i — już nigdy niie zawyje: ,,gospodarzu, złodziej jest!“ — nie zaszczeka chrzęstem wichru—choć czuć będzie ludzki ślad—

choć o jakichś czarnych ludziach widirze wach gadał będzie wiatr — księżyc smutkiem się zachmurzy,—od dróg mgłami buchnie kura, dźwiękiem wiosny sad spęcznieje i nasiąknie wonią róż i łkał będzie, jak cmentarze ziemi mokrej chłodńą pieśń, aż wśród lilij zczerwienieje kolorowa, tłusta cześń

(19)

1 — aż w. inne, zimne noice gadać będzie ciemnią głusz, ze złej sukj rośnie szczeniak — będzie nowy, ludzi s;tr6ż —•

—a— pod płotem, wi chłodzie pokrzyw, szklić się będzie suka ta i nie zbudzą ją już ptaki, co lo wiosną zaczną grać —

ani wichry, co z mad! śmietnisk chlebnych górą pójdą gdzieś, ni robactwo, co z glistami wmet rozpocznie se ją — je ść --- --- aże noc się rozleniwi — mgłą ją łechlnie jurny dzień — i — słoneczko se zaśpiewa i zaglądnie w pustą sień —•

i chichotem zbudzi ludzi, że wylezą z stodół, chałp

i — spotkają: pustki w domach — po koimoirach kupy miału — będą płakać razem zi roisą i perlić się będą łzy —

czasem ino ktoś tai zaklnie: „ha — tak strzegą, psiakrew, psy!“

2 17

(20)

Wiersz o Róży.

(W s p o m n ie n ie s p otk a nia ze z n a jo m ą ze w si R ó żą , k tó ra p o s z ła na służbą d o m ia s ta i---k tó rą s p otk a łe m n o c ą na p la n ta c h w K r a k o w ie---)

Z w i o ś n i a n ą ś w i e ż o ś c i ą , z h i s t o r j ą z ł u d z e ń w ś r ó d ! g ą s z c z y : l u d z i m i ł o ś ć , jak szumi r o ś n i e — k w ii t ó ie , j a k r ó ż a o b o k d r z e w n y c h s t u d z i e n i W iCiąż, j a k w o d ą ł z ą w e s t c h n i e ń s i ę ro isi, b y r o s n ą ć W b e z d a l ---

--- Dziś, jak ptak chory opadnie na ziemię — butem ją czto|wiek zbłoicoiny podeptał

i — już się nigdy w kolory nie zm ieni---

— przyjdą ciekawcy — ktosi rzeknie: niechta, juści, że — b ie d a ---

— ai wi duszy wichry, jak drzewa zaszumią, skrzypce za.łkają, jak pod płotem żebrak!

---We wsi mi znanej Rózia miłość stłumi i dioi miast pójdzie — tarzać się za chlebem — W miastach zapachnie zielenią i miodem

i zrzuci k o lo r--- rozśmieje się złotem !--- --- młodzieniec blady weźmie ją pod brojdę, popatrzy w oczy i — zniknie we w rotach ---

(Sam niie wiem czemu, igdy codziennie z rana przez okno pajtrzę na dachy pokraczne

gromada szmerów brzęcząc se: .oj dania — podchodzi do mnie i! — pyta, czy zacznę pisać a --- ró ż a ch --- )

---Gdy Ciebie widzieć zechcę — wyjdę pod drzewa — na plantach będziesz się w ciemni targować

z chichotem la m p y --- aż — panicz zaśpiewa żeś jędrna, wsiowa — w ię c ---warta całoiwań!

18

(21)

— Wyjdę — zobaczę!!

{Noce p:o| miastach są ciężkie,

cięższe — niż zapach siana na wisii — namiętność pachnie ulicą

i — noc żar serca bólem gasi — pełno wśród świateł jest ludzi —

ktoś się, jak kot wśród ciemni łasi — —

—- —- — Poznaję — --- człowiek, którego ból stargał

c i a ł e m n a m i ę t n o ś ć in ln y c h t ł a m s i —

—- — — Poznaję---— ).

--- chichot mną zatrząsł % —. znikłaś — o| — Różo!

śnię teraz Twoje podarte łachmany

i z ciemnią gwarzę, że świat człeka zburzy i w miastach zmienia wsiowego na •—> pana, co — pozna i —< —• —( płacze —. —- —.

(22)

Muzyka i Świat.

(U k o c h a n e m u O jc u ).

/ W ? _

•&H4SL <hĄ fr a *.V jW^ET n> i fuJtrc^c.’, /&*.

*■ — ^ tu^pW *-& »'- o - <&*j -~

Co <V. tsiifrue- 160,'

<^LA> 9 t ’ &ć&^ry^

S K O N F I S K O W A N E

20

(23)

Taniec szkieletów.

liei, zagrają ci nam clęby i przy tu pną sosy; ś w ar nie —

na łańcuchach, jak psy — rzędem —- wyjdą trupy śklące, harne —

wichrem światek będzie świstał i chichotał wśród piszczeli —

—- Bóg, jak Wielki Organista grzmotnie z chóru Mszą Niedzieli i zadymią lasów1 szumy,

— bębny grzmotów — mgły kadzielnic — rozmodli się graniem trumien

świat, kiej cisza krypt kościelnych--- wtenczas skrzypce zaczną granie tęskno ść grobów wygwizdując:

trup trupoiwi poda ramię i hukną se, za tańcują, chycą chałpy, las, stodoły, miasta, drogi, ludzi w taniec i z tupaniem, hucznie, wkoło rymną w przyszłość z rozhulaniem że nie będzie ludzi, ziemi,

ino jeden taniec — gran ie--- —

— świat w wesele się zamieni w rozmierzwione wichrem siano i, poleci, kie by zamieć

kii nicości, nia stracenie--- a —. hań — kajsi na odłamie

g)w azdnych światów, ludzi — cieni ostanie się smutne łkanie

jgrobów w polach zapomnianych.

kruków czarnych złe krakanie i ból serca w śpiew stargany — ---

(24)

Bunt grenadjerów.

S t k t ,( /3nat

e*oncer e/W«>4^t<s, iryiA^c/e. - 4w&, t, A£.■

46 ^ &ł<-a^n£*.( Jc<-t/<c,o£rt, ~ x n Ą , p t ^ ^ e . <,7^ . ^ f t!e. ^ , V • . ¥

^ ~ £ ~ A / S K A - t i n . -

*Łs ~ *U ., #**-* - ^4S / t* > * y ^ ^ ^

, OUa. - CH*^ JhtęU^' &*■£>, r>U 1? 0 / b l ^ A .**“ « * / Tou^f- ic t L t y ^

" ' ^ - * 0 * , K * r ^ ń t f a /

t t * . - ^ ^ & Q J V . F / I S K O W A N E

«c. - W , * « . ^ « . ^ s T £ * .

-**5 "-Cuy-r- — ui^G fhtć * J »CfVp*. /. -ŁjC . .

' * i U , ■£*„+. ‘ £ 'K - lG * e ,j^ r eAA Z Z * “L / '

T Z L n * v * ^ " • ^ — ' * - * • ' - - . £ * 1

^ p *! -Ą+f <£*£&,'' thercp fĄ o**o t ^ L ? ’

£ ■ A « . v a , r t . ^ . ^ 5 .

*>4^ '* * * -•6* , _

" V n ^ ' ^ / y a .

* * - * K «* L , S ^ 7/ " ^ ' - * * -• «* ■ ,

(25)

rc£c ibią<l,f / ---—---

— ----j^\?hśt*e> '£rte^tJc la, : — : -»

,/ Soi Il*< H,f l, fvSreę_.-e^^ f "

t, _ 7 ^ĆU -CĆYTI^Z, _

C*«A f ttPiaUt* e /^ fcy ///„_

~~ ^ 6u (łtja.&/ Ulrf ^ ^ > * / / & * / u^,4 Jk ^ S a lcc, ^ t ,r ^ C

«*Ł /ws/1<Ł J%LS-c^ f(

/

u,- ( . ' __ X^-<&ćo(m W "

---

f c u s ^ r i n k : ^ ^ mc^Sa _

' A a € f . f s * 0% i U y j i r J . : ^

' H ’ ' f ! v Ó N F I S K O W A N E ; i

/<- * ? — — ba^ CH4 rć.' o tf. / / ''

---^ ______________________________ 7 "

***< *

2 5

(26)

,

' v : :

v ^ -"-jm, > ': ' I i i i l l

'mmm

'

x4-~-"-: 4.

. »,; -■ .-. -V ■ •

'.SrV:■.':..:'r-,^:.;.-:jV-.- ^: ,y ^ t

v-<’i., V

1 ®

. -• V '

'l!n>

V

, - -

,, .. v- - - •■ -■•■rit . *

S g ®

'

.

- > ! ' K

>n 'j. ' ~ ' , T ~ " ,

-l. *' ->”

* • * ' ' ‘=

HLt JHBi

... . ... .., ... ., . ... ...

. -

.

: 7, \ >

* ? <■ 4 *■ jk ^ *,««». -

.. Ż 4 :

J ; v - :- % - > v , . ^ v : v ; ,..

..y ■•■■■■ :s ■, -.-: ■.,;•■.. o -->■. ■:.- ■: -

' ‘ ' ' -i % x ' * • .' ■

■ - ' : : v; '; ' ■ v ; ,v. • ^

. - . ' - - ■ . ' .V"ó

'

" ’ ■■■■■::: ■ ■ ■ . . ■ : . . ■ . ■ - ■ ■ ■. ■' , .■ : .

. V " , i : ' . ^

::

J H ir 'V

,•• • . s-• ' S : -' '

-i ^ iss .-'r.- y- -r> i "-T- i »'tsst x

. * ■ : ■■

(27)

II. Nasze miłowania

(28)
(29)

Nasze romanse.

Słońce wizieno dzień pod pachy

'i poszło se w las romansie — przykryło sie nocki płachtą

i legło se we mchu — k a js i--- zapachniało w kopkach siano

świalt se zaczon tęsknie wzdychać —

— a z stodoły z serca drganiem

wyszedł Magdzi czekać Michaś.

przeszła cisza, ki ej westchnienie,

zaszumiano gdziesii, cosi — — — mamrotały wierzby, z drżeniem,

że chcą miłość ludzi nosić —- — — od nimi tuż, na trawie

siedli cicho: Magdzia — M ich aś---

;dś od pszenic, jakby z stawów

przyszła do nich mglistoiść cicha —

| winęła ich, jak miłość,

fakby dosyć, co niie wzięci — i - usta w piersj się wtuliły:

—„Magdtziu, chcesz mnie?“—,,chcę cię, chcę cię!‘‘

i :empoliły świerki śpiewnie,

niby skrzypek w noc wesela dąb gadał lipom krewnym,

co też ojciec dadzą — wiele — ? — iedem morgów Magdzia weźnie,

Michałowi dadzą siedem — U ziemia dobra, rodzi nie źle —

jakolś pchać się będzie biedę!

27

(30)

i na rodnej ziem* wsioiwiej

gospodarstwo będzie nowe!

będą pola młodą mową

szumieć ludziom w dni latowe!!

ciężkie wozy. niby snopy

pójdą jak chleb — w stronę miasto w on — se — bedlziie wie wsi chłopem —

— gospodarzem będzie — basta — ! i we dwoje, jak przez żniwa

pójdą trudy życia) kosić —

— pracą świat się nie przelewią —

wciąż jej mało — nigdy dolsyć!! — a niedzielą, przed wieczorem,

gdy znów spokój zacznie gwarzyć, przejdą goście przez oborę

i — odwiedzą dzieci — starzy — — będzie chałpa się uśmiechać,

wnuczki wezmą w kółko dziadzia, by pod ścianą im ze śmiechem

zaczojn stare baśnie gadiać---

28

(31)

Nasz erotyk.

Trza s!ię złożyć na zgrzebnej, wy brudź on ej pościeli i ku ustom przybliżyć rozognione usta

i miłością trza duszę niby słolmę spopielić,

aż wylizie zi podi ściany doisyt — niby p u stk a --- tęsknie drzew|a za oknem rozełkają się w szumie, jakby chciały pogwiarzyć z życiem, które nie śpi —

— sen — zmęczenie owionie ciała syte i stłumi sercaj ludzkie, co chciały Miłość ucieleśnić.

przyjdzie potem świtanie i chałpa się rozwidni ona ciało ku słońcu na płaehcinie rozciągnie

i — jak kłOisy pszeniczne pęcznieć będzie w tygodniach aże żniwa nadejdą, aż koć spali się ogniem —

ziarno pójdzie do ludzi — w mokre, noiwe zagony i zadziwioni znów w] słońcu szumny łan pszeniczny!

stairą słolmę rozrzucą dumne wichry po! stronach — czas się przejdzie po polach — i — zostawi! kłos z niczem

(32)

Złamane miłoście.

W zbutwiałych, skrzywionych jak starość dzwonnicach skłóciły się głośno rozdzwonione dzwony —

— jegomość se idą błogosławić — ornych —

garściami pod ołtarz prą ludzie, grom nice---

— i — zaczną pod ścianą w1 siną noc wiośnianą, gdy cisza z liściami wśród łodyg szeleści

i zaczną poemat — przez splecienie ramion — --- -— wysłuchają razem zagmatwanej pieśni,

jak zbłąkane życie wichrom klnie zai bramą — a — pod bzem, na, trawie siędzie żebrak z pieśnią I jak wiatrak modlitwy z głowy w ykołacze---

— minie wieczór ciepły — niby pomruk leśny —

— oni odejdzie od niej — i — ona — — — zapłacze —

. . ;

jesienny się smutek kolo chałup włóczy ociera| się o płot, jak usta o usta,

chyłkiem mgłą, jak młodość rozpłynie się w pustkę —

— wśród rozśimiiainych ludzi — zabulą szloch suczy:

it---ha, trza zerwać łaichmajnl, piersi porozpinać niechaj ziemia chłodem! — gorąc ciała syci — ! — Tyś, kolchamką jest moją, mokra ziemio — t y --- ---oma nigdy nie przyjdzie ju ż ---nie —

z<ai oknami w|ciiąż n o c --- cichei szepty i m g ły--- ona nigdy nie przyjdzie ju ż --- - — nile — ! ---

przez rozmiękły zagoni, wtulone w chuścinę,

pójdzie w dal od ludzi — rozpłakane ż y c ie ---

(33)

Gorzkie czekanie.

Przecież to proste — wielkie, czarne, jak plamiai: — czekaim —

— gęste obłoki pachnących róż śmieją s!ię iw| bzach i filuternie tulą głów’ kolor w zieleń kO|n)walji! — --- czekam —

bukiet złożony z mąk mych, bez,chlebnych dlni, snów szali drży—trwożnie-—niesiony ręką Życia po miedzach—dniach;—!—

co krok, opada z, niego lliść zwiędły, jak powieka —

— czekam --- —

Śladem opadłych słów, znaczących przejście w pustkowiu wrócić ma — o ta — i owiiać szeptem Dzień Miłości —

— śnię: Życie wtuli nais w pęki lat i szczęściem poniesie — ! — Czekaim---

i poco? toć ciężkie padło — onoi — bezgłośne Słolwio---

— kochałem Ją ! — aż wśród róż kolcem zakwitł głosik:

„mnie inny pieści — a ty? — goryczą łkaj, jak Je sie ń --- ‘‘

31

(34)

Jarmark.

Kolorami się upstrzył rynek, — serce — miasta i — jak karuzela wrzeszczy pędem w dal:

— ! więceij! ludzi naz ganiać! — więcej! bydła) naspędzać!

z knajp wyrzucić pijaków i złodziei na rynek niech się wszystko! skotwasi, zbije, pozażyna

i wyleci, jak okrzyk — i — zginie czemprędzej!! —• —

: — „najnow sze--- ,,ha-lo!“ ---„lewa wygrywa1 ‘ ---

„bon-ton"---„pasta!!“

,,hej-op!!“ --- „poli-cjant!‘‘ ---„zatrzymać!!‘‘ — „bra­

wo!" ---,,!w|al!!

— — — po narożach szczerbatych poskręcał kulasy jednozęby, pyskaty, oślepiony dziad —

— nikt nie słucha) modlUew, kataryn, hałasu — każdy leci naoślep — ściska; w garści pieniądze, byle chycić coś w sklepie, i — byle nie zbłądzić

— od żyda — doi żyda! — nie marnować czaisui! —--- --- — sarn się włóczę wśród wozó w --- ktoś mi! gadał basem-

„może dzisiaj przyjedzie — ona —• .ii — jej brat!'1

---— próżno] szukać jej, oczu wśród dżiuraiwych wasąjgjóiw i wycierać kapotą błoto z obcych kół — — —

już jej nigdy nie będzie!! — po jarmajrku doi lasu nie pójdziemy we dwoje spoicząć se na zieleni' —

wiem: on kupił jej; s e rc e --- zapili! ju ż --- - w zieni---

! --- ha! trza skręcić do knajpy — nie marnować czasu może gdzieś — ta,m — po drodze kto pijaka zurąga

i pokaże, jak — tamten — będzie brał! ją w p ó ł!!--- ---

32

(35)

Razem — powrót do wsi.

(P o ś w ię c o n y J )

Jasnym gościńcem — ponad wisie i zioła przy szumie lasów w srebrne dni latowe — pójdziemy razem połączeni słowem,

które z symfonji łąk i zbóż w yw ołasz--- wyjdzie naprzeciw z kosą kosiarz blady i będzie raźno czynił wzdłuż przestrzenie — a długie brózdy w słońcu się pokładą,

bo — anoi — młodzi staną w wsitoskich sieniach!

— Witajcie ludzie! —

oto krasna córka', a to — syn wasz młody —•

— wracają z miasta, by się z\ wami trudzić

i cieszyć---hej, zagrać! — Niechaj będą gody!!

— Witajcie ludzie!

Drzwi się otworzą, skrzypek nutę poddai i marsz weselny z miejsca pocwałuje — będzie witanie: Wszystkich ucałujem jeden drugiemu rękę z śmiechem podia!

i chałpa zagraj! — i — zadźwięczą szklanki!

rodzinną gwarą izba nas przywita a ciepłe serca otoczą najs wiankiem

i rozpoczniemy się o wszystko p y ta ć ---

$

33

(36)

„Studzienka”.

( W s p o m n ie n ie c h w il spęd zon ych z A d a m e m P o le w k ą , z J e g o Z o s ią i ---M a ry s ią ).

—. Księżyc się lubi w zaciszach maczać i szemrać — łazić, jak po|©tiaj z włożoną w! kieszeń ręką,

pryskać pluskiem Rudawy, Wisły, Wołgi. Niemna i zaglądać do „naszej" w ogrodzie studzienki---

— za drzemiącą ścianą śpiącą ,.Babcia“ niie słyszy, jak z słów barwnych z,a oknem Pas-de-Calais rośnie — kwitnie powieść o — „Cudach*---— a — bez i irysy pachną świeżą miłością — coraz jurniej — głośniej — — żarty w śmiechu p ę k a ją --- jest spokój i — dosyt — --- znowu księżyc szepleni jakąś tragi-farse

a Marysia se „śpiewa" i — półsennym głosem opowiada, jak chodzi co noc „sypiać" z Marksem —

— Jest już pewnie zbyt późno! — a — może już świta?

Kraków szumi z; daleka Czarnolasu łipą —

—- „Legendę o Pracy'1 — gdzieś, ktoś >— bliskoi — czytał —

— rozkołysał mnie słowem — miłością — u-sy-piam ---

(37)

Hej Boże, co sie dumało Co sie nam wte haft nie śniło:

Jeze ono by mogło być — --- Ba cóz, kie by w ej było.

(Orkan; Wskazania).

III. Wiersze dumackie

dla Młodej Wsi.

(38)
(39)

Na czarną rolę.

Trzeba się dźwignąć z zgrzebnej pościeli, boć to już dzwoni dzień za szybą!

— wstajwajta ludzie!!

trza iść na czarną rolę — skibą — co się po polach ku słońcu śc ie le ---

Konie w cholmątiaich—nad! gło|wą; śpiewki plączą się w drzeiwlach

— wszystko gotowe! — trza ino chycić czepigi

i bez u wróci — brózdia za brózdlą w zagony długie zorać s ta­

jenia ---

— lecz wyście trochę zaspali, dobrzy ludzie! —

— a tu się chwast rozzuchwalił,

rola zarosła!, zboża niewiele. — pełno kło:potów, zmartwienia —

— ju śc i!---ha, słońce też krótko pieści łodygi

i potok czasu w nas się z dnia na dzień cicho przelewa —

— a — w biedę płaczem nie da się strzelić — bo dzień dźwięczy, pługi się g a rn ą ---

— wstawaj taż ludzie!

trza wrzucić w role złote ziarno — to się x ziemia złotem rozściele — ! —

37

(40)

Dumania na boisku.

--- ba — no — juści! — cózby nie?

kieby ino cłowiek chciioł!

— a|e cóiz?!

cłek się zdumol w bidzie

— haj —

i cóż z tego bedzie anioł? — przez Noc pockom jo | wóz —.

ha — cóż cło wiek moize zgiaść!?

— może z rana dadzą znać, z;e iniaiksy Świat j e s t jus — — — ze trzą chłopów ze wsi brać i nia| błonia wilełg|ie wiś

i — rozpuścić ich tam — het — niech se robią, co ta chco, zęby z tego było C o !---

— ale cóż?! ---

ha? — pedocie — Woilność? — ha???

— ba-a-aj, no — juści! — cózby nie?

— zęby ino: cłek tak chciioł!--- ale cóz?! ---

38

(41)

Niedzielne zawody Młodej Wsi.

Wyprężone ramiona, jeszcze patrzą na metę — oszczep zawisł pod słońcem, ja|k skostniała myśl!

— „rekord! rekord!!“ — dźwięczą, jak radość kobiety — na stadionie muskuł, jak osika wciąż d r ż y ---

ha — wypuśćcie minjie prędzej •—- niiech zawarczę, jak strzała, niech się cisnę w złą bezdal, co zmyka, jak wy —

— prędzej!, prędzej, prędzej — zerwać taśmę ciałem i zostawić zai sobą pożar — : — ludzki krzyk —

cała .wieś na mnie patrzy — między ludźmi jest — ona — skoczyć wyżej, sprężyściej — pod niebloi, jiak dysk —

— zatrzymać się chwlilę, wbić się w nieb — i — skojnaić — potem upaść i słyszeć: sto sześdziesiąt t r z y — ---

stanąć w rzędzie i słuchać, jak oklaski wciąż trzeszczą, rośnie człowiek, jak rekord — głowfa sięga gw(iaizdf!

szmer idzie wśród Młodych, niepewny, jak przyszłość:

„jutro1 wieś ma w zawodach pobić rekord miast!!'*

39

(42)

Tyczenie granic.

( „ K rz e s n e m a “ p C ie r n ia k o w i J . te słowa p o ś w ię c a m ).

Gdy się obudzi dlzień z uśpienia

i gdy zaspane przetrzemy dłonią źrenice — pójdziemy w! słońce, poranną mgłą owiani wytyczać proste, nieznanie w polach granice ma zarośniętych — hań — slajeniach — przy dźwiękach dziennych ptaków śpiewania na. krańcach zaczniem sypać strzeliste kopice i prostość znaczyć ciosanych pali wbijaniem wśród hardych zielsków i fail szumiącej pszenicy z gromkiem na ludzi w śnie wołaniem! —

_ inoi — musimy iść w Gromadzie,

by miedz dlaj wszystkich widocznetn było tyczenie i — żeby spieszniej wstawić już słupy granic, by — ano — każdy rozpoczął jutro tworzenie już nia wytkniętym, swoim składzie — — —

(43)

Dostojna ciągłość głodu.

Powoli, wolno, jiaik cisza — o|w|ija spokój ducha i długie szaty, co się z łachmanów zmieniają wt logi

czerwcowym głodem zwisają ciężko nad wklęsłym brzuchem bezgłośnie, sztywno — czekając na Czas z dalekiej drogi.

— może dziś — jutro — a — może już za króltką godzinę z gościńców życia wylezie fura pełna odżywileń

i wlec się będzie od granic sinych w pustą dolinę ku ludziom głodnym, coi rośli wczoraj, jak ranek żywi — może dziś — jutro — człowiek, co w ciszy umarł — dcczcka.

jak nad zieloną zastawą jego stęsknionych, grobów

wypłynie z dzbanów, jak z serc — dostojny dosyt, jak mleko i będzie szczęściem poprzez gałęzie zgłodniałych zdobił ---

— a fury ciężkie koło żyjących przejdą z śniadaniem, jakby nakarmić chciały dalekie, zgłodniałe n ie b a --- --- konie opuszczą g ło w y --- gdzieś — hen — za

lasem głód spocznie W| sianie

z ludźmi, dla których n ic z e m różowe będą już ch leby!---

(44)

Wieczorne westchnienia.

Już tyłka chwila zostaje dnio|m doi całowań —

— westchnijmy razeim — może się cziais przedłuży — ucichną szumy — i — w| spokój zsiadły, jak słowo wsunie się księżyc w wieczorne, tęskne zorze —

— westchnijmy razem — bo — ponad wszystkich chcenia:

my jedni po wisilaich nie możem swiegol poisiąść ■—

innym przynoszą noce hulania, śnienia,

a nam? — wciąż biedę, co się jak opar noisi —

— czyżbyśmy jedni — wiciąż, jak bezwładność osik drżeć mieli w głodzie i wciąż się kornie żegnać i —- cień wieczorny wiecznie, jak Boga prosić, ażeby w sobie światła z cieniami zjednał?

— czyżby jedni po trudzie dnia, poi głodzie nie mogli w izbach ze snem różanym zasnąć, jeno| nas muisi wiciąż trapić myśl 01 chłodzie i szmer niewoli musi nam iniucić do sn u ? ---—

czyżbyśmy je d n i?---westchnijmy z ciszą razem!

— może w len wieczór rozszumią się słowa zbożem i w noic się świat zmieni na złote obrazy

i — może jutro — syci się w łóżko złoiżym!?---

lł2

(45)

Spokój nad brzegiem.

(P r z e in a c z a n ia w cis z y ).

Gdziesi cos i gada wiatr,

że się w' zbożach ciepłych zmaczał że się zmienia w trzcinie gra

i — że słońce drga inaczej —

— Colsi gada mamrot rzek,

że wykąpał się szumami i chce zmienić ciszę wi śpilerwl —

— przeinaczyć świat na granie — że chce zrobić z chwilki wiek —

i usiąść se pod kasztanem i przykryć się cieniem drzew

i odpocząć se w szemraniu, jak wędrowny z brodą człek

w długiem życia wędrowaniu — —

(46)

Poem at gruzów.

( Z lis tó w d o M a r ja n a C zu ch n o w s k te go o d p o w ie d ź na J e g o listy do R (m b a u d ’a.

— To nic, że czerstwy spokój a nad skał, jak sęp się rczszumiał, że słów-brył gruzy drzemią, jak martwe zwalisko —

to nic! —i

— —> —> zamarło życie! —

—< —ł dawniej (bywało!) słowa szły tłumem grając, jak szczęście — | — sycząc w: sercach ogniskiem, którem się tłum, aj potem świat wkrąg rozpalał —■

— a Ty? —, toi nic, że słowem dymisz, jak pustką ruin, że zgliszcza drętwe gniesz ku zaświatom i ku nam

lo nic! —i

— —; —, zamarto życie! —

— —* poi nocach ino sowy kołują

i łka fiolet bezgwiezdnej ciemni, jak struną, z której dźwięk żalu w tęskną wyrasta dolę — —

-—!—■ tjo| nic, że wiersz, Twój bezsensem skał rozwalonych mówi, że pieśń, jak powój po gruzach pełza nisko —<

to nic! —i

— __ — zamarło życie! —

—* —. i mowy głazów nikt nie zrolzumie! — bo' świat wciąż czeka na świeży ranek, cc życiem błyska i co się treścią na zgliszczach słów rozpala — — —

4 4 “

(47)

W

Zielony bóg.

Wczoraj szedłem przez błonia poi nieznaną snjófw spowiedź i — po spokój w dwie konań —---

Dziś?? — Rozgrałem siię życiem w bez-końce, niby mikron w krwi, niby człek wie słońcu!! r—

Wczoraj w lasach i polach szemrało:

„nigdy myśl nie dogoni

szmerów tajni wśród chleba, co nie ściera fal z pow iek--- •“

Szedłem ---—.

Czas mierzony na życie

marł we mnie, a ja —< znowu w czasie--- (Istnaść wciąż żyje — formą iin|q jest ciało!!) Rzym rozpalił czas kazań i — przeklina dzwonami :—

gdy człek rękę wyciąga

błagając, by znikąd bóg przyszedł —--- Wciąż łka k to ś --- — w górze dosyt i cisza szkarłatami: urąga

i żelazem się pyszni, niby — oni — władzami — — —

— juści —• !! •—• -—

kiedy forma się zniszczy — pokażą C i --- — niebo — — — ! Szedłem —• — —

poprzez szumy i gwary wciąż górami, górami, aż w obrzękłej chmur myśli!

świat mli moiwy siię wyśnił

i — na zieleń upadłem deszczów: ciepłych kroplami szemrząc prawdę:, że wszystko się zmienia,

i —i że śmierci niema!

że mikronem w wszechświecie jest ziemia kropla: krwi mej mikronom znów — ziemią —.

(48)

*

(Wiem: grzmi pełnia światowa w nie} symfonia form, treści i ładu ,—

— to jest BÓG MÓJ —- —- —.)

— hej Boże! — ---

w dole pastuch już śpiewa, źe rozumie pól słowa

i —i że boskoś spożywa!, jak razowy krom chlebą —

(49)

„Nie bierz pan za jedno wewnętrznego widzenia artysty z widzeniem człowieka, który naprawdę halucynacji podlega".

(Gustaw Flaubert do Taine’a).

IV. Dwa poematy

(50)
(51)

Poemat o ziemi, kochance, artyście i — niezrozumieniu.

(P r ó b a u ję c ia ),

---co d z ie n n ie w stępuje n a w z g ó rz e iro z k o s z u je się T o b ą "---

---bo c ó i m o ż e być słodsze p o n a d d reszcz T w o ic h p ie s z cz o t w io ś n ia n y ch ! C óż

m o ż e być ro zk o s zn ie js z e n a d św ieżość T w o je j n a g o ś c i

---oz i e m i o !---

Marja przerywa czy lanie. Opiera głowę o drzewo | zamyka dńże, niebieskie oczy. Poi trawie leci lekki wietrzyk — trzepoce liściami gruszy, co| jak starość pochyliła się mad! płotem, mierzwi zadrzemane iw( niedbałości opadłe liście i długie, złoto-srebrne słomki, rzucone na trawę nieznaną ręką, zakręca na pięcie i —. niby figlarz leci) dalej). Marja myślami leci z|a| nim: Otoi dłu­

giem® zagonami, pękatemi wzgórzami i mruczącą zielenią roz­

kłada się wzdłuż i wszerz dysząca świeżoiścią, chłodna, roz­

koszna — o n a --- - — ziemia i — k u si--- Jest zupełnie cicho. Wtem z lasu sinego, jak z przeszłości, wychodzi powol­

nym krokiem — on — Karol i polwtolil wchodzi na wzgórze, napęczniałe świeżością i zielenią. Dopędza go wietrzyk, wpada

W jego czarną, bujnąj, jak rozkosz czuprynę | miojtai nią, jak płomieniem. Akurat słońce wznosi się z »ad kęp J móczairów i ramionami czerwonych promieni obejmuje ziemię, uśmiecha się do niej j powoli zdziera z niej okrycie nocy —• sinawe, rozwlekłe mgławice. Na dolinach i n)a kraju lalsiu poichyleni lu­

dzie idą za pługiem — --- W jednem miejscu perliste ziarna, rzucane garściami, błyszczą gromadnie w słońcu i — nikną w ciemnej ziemi. Wszystko to jest jakieś uroczyste i na­

bożne ---— Karol wchodzi na wierzchołek wzgórza, wy­

ciąga ręce, jakby, błagał o co|ś przestworza, a potem podnosi kawałek czarnej, mokrej ziemi do ust, całuje ją namiętnie, a później nagle pada na trawę, rozkładą ramiona, co wydłużają

(52)

się hen — hen — bez końca, jakby chciały, objąć całą ziemię, przytulić ją do seirca Karola, aby ten mógł całować każde jej wzniesienie, żyły, nio|g[i;, wgłębienia, piersi i --- u sta---

Marja czuje jakiś silny, nagły skurcz serca. Otwiera oczy.

W głowie szumi jej okropnie. Przerzuca parę kartek „Zielonej kochank!i“ — i — znów wraca nia miejsce, gdzie przerwała.

Czyta dalej: i \ • , . i ■ ■( f' ;

„ ---n ie m a d la m n ie p o d sło ń cem ro zk o s zn ie js z e j k o c h a n k i n ad C iebie, k tó ra n a g o ś cią sw oją, j a k c ia łe m ró ż a n e m p ie ­ ścisz m e ro z k o c h a n e w T o b ie s erce o słod ka , duszą i s e rce m m o je m u m iło w a n a na d w s z y s tk o---

z i e m i o--- "

„ ---Z g ó r T w y ch , j a k z p ie r s i k o c h a n ­ k i w ypływ a s tru m ie ń ro zk o s zy szem rze w śród ciszy m iło s n e słow a i o w ija m n id c h ło d e m , j a k snem m i ł o ś c i--- — i — t e m o g ą p a trz y ć n a T w o ją n agość, n a T w o je ra n y , co b ro c z ą s tru m ie n ie m i że m o g ą p ie ś c ić C ię d o w o ln iep r z e to u m iło w a ­ łe m C ię i k o ch a m , ja k o je d y n ą , n a js ło d ­ szą i n a jro z k o s z n ie js zą k o ch a n k ę

— oz i e m i o---

Marja rzuca o ziemię książkę. Ta 'Wirzasnęła szarpanemi stronami i — jiak dziecko kopnięte padlaj na trawę fi rojzkłada strony, jak człowiek ramiona w czasie spoczynku i uśmiecha się bielą do słoń ca---

— Przeklęte bądi pisanie! — z złością wypluwa Marja i zaciska usta. Ból jakiś, jakieś okropne cierpienie przechodzi powoli od serca do głowy. Marja czuje szum straszny il nie- odgadłe szarpanie — niby targanie wichru i rwanie w| kawałki jej mózgu i serca. Łkanie, niby przelewanie roztopów czerwo­

nych we wnętrzu ziemi zakotłowało w jej duszy i wstrząsło nią całą. Zadrżała — a — dwie, jak srebrnie ziarna łzy za­

kwitły w jej oczach. Potoczyły się po twarzy jednia za drugą coraz prędzej, coraz szybciej, coraz gęściej — i — zrosiły zie­

mię Marja płacze.

— Marysiu! — cótfc tobie znowiui?! — O cóż to? — pyta pani Rózia, przechodząc od domu w| stronę pól;.

— Nic, cio c iu --- Marja otarła już łzy 1 dziwnie się uśmiecha — n i c --- tylko; czytałam książkę Karollai i — jakoś tak same ł z y --- —

— Oj„ ty — tyj, miłośnico' — grozi pani Rózia, przerywając

zwierzenia. - ;

Uśmiechają się obie niby porozumiewawczo & pani Rózia

50 " -TT 1T 1 - 5 ST = ... .... ... '^=

(53)

odchodzi — idąc ku pachnącym stajenjoim koniczyny. Po dro­

dze z radością przeczuwa, że z Marji i Karola będzie najbar­

dziej pod słońcem dobrana para. — On — młody, łądny, szla­

chetny — przy te rn ---a rty sta --- — poeta — ! --- Ona? — mak kwitnący, melancholiczka: wiiośniaraa o| miękkiem serduszku i czystej1, jak błękit duszyczce--- Słowa, pani Rózli chwyta wietrzyk i rozrzuca poi polach, jak ziarna, z któ­

rych wyrosnąć ma chleib ii —. dojrzeć--- —

Po odejściu pani Rózi, Marja siedzi chwilę bezmyślnie.

W oczach jej tylko' rysują się co chwilę dziwaczne jakieś i nie­

uchwytne linje. Wciąż on i — on! Znówi wychodzi na wzgórze, znów jego wzrok — ręce i]---ta --- ziemia.

— Ktoś jest, do której wzdycha on ii tęskni?! Mjałżeby — on Karo! — na świecie miłować kogoiśl więcej odem nie?--- -

Wyciąga z za stanika list od Karola i czyta:

„ ---N a ju k o ch a ń s za ije d y n a M a ­ r y s ie ń k o !je d y n a i — n a jsło d s z a p o d s ł o ń c e m---n a jro z k o s z n ie js z a " ---

— Skrzywdziłam Cię, Karolu — szepce Marja i całuje litery pisane jego ręką. Ty zawsze prawdę piszesz, zawsze prawdę — powtarza — z a w sz e ---

I — oto — w tej chwili znów lekkil wietrzyk, jak figlarz zakręca na pięciie, wtpada na książkę i •— szeleści jej kartkami.

Spojrzała na nie Marja i — czyta:

„ --- hm iło w a łe m C ię ik o c h a m j a k o je d y n ą . N a jsłod szą i N a jr o z k o s z n ie j­

szą k o ch a n k ę m o ją

----oz i e m i o---"

Marja patrzy na list i książkę:

— I k t ó i r e ż s ł o w a s ą p raw idą,, Kar ol l u?! ! —

— Kto jesteś — szumi w głowie Marji — i dlaczego mi go zabierasz, — ty jakaś — ziemio?! Popatrz mi choć raz w] oczy, abym wiedziała, jak wyglądasz! Boć przecież niie jesteś bliższa Karolowi — ty — wielka^ porosła wierzbami, zielenią i zbo­

żem, pełna wyziewów najrozmaitszych, trupów i robactwa Wsze­

lakiego — ty — mokra ziemi!oi! Ni© jesteś ty nią — lecz jakaś mna:, nieznana mi — ziemia. — Cóż dała Ci! — oma — Ka­

rolu?!!! — J a dałam Ci! serce, duszę i; — siebie! Cóż dlać Ci może — ona — ta jakaś czarnla, obmierzła— ko(-chla-ni-ca!!— !—

Cóż??!

51

(54)

Marja podnosi książkę i czyta,:

„ ---i — że m o g ę p a trz e ć na T w o ją n a gość, na T w o je ra n g , c o b ro c z ą s tru ­ m ie n ie m iże m o g ę p ie ś c ić c ię d o w o l­

n ie ---j e d y n a--- ---z i e m i o--- “

— Ha nagość? — n.a rany? — pyta wciąż siebie Maria i w głowie czuje coraz straszniejszy] szum. Chwyta się za głowę, Świat wiruje w jej oczach — wiruje w nieskończoność — Nagle chłód zimny, niby wilgoć ziemlj, owtija Marję. Jakieś postawo- wiernie--- Marja zrywa siię z pod dlrzewiai i wpadaj do 'izby.

Wrzuca nal siebie sukienkę, potem wpada doi kuchni, chwyta jakiś przedmiot i ściska go silnie w r ę c e --- —

Kiedy idą na stację —• pani Rózia zauważał silną zmianę na twiarzy Marji: zbladła, zacięła] wargi ii szła spokojnie, nie mói- wiąc ani słowa — — — Wzrok błądził jakoś niesamowi­

cie ---

— Wiadomo — myśli pani Rózia —• bliskość Karola już działa! — Fani Rózia uśmiecha się z zadowoleniem.

Za lasem dyszy po|dąg. Dudni ziemia głucho, dając znać, że — otoi — po niej toczy się wielki, ludzki ciężar. W Wagonie stoi — on — Karol — i patrzy przez okno w dal szeroką — h ań --- Słupy tną powietrze, a migot ich gada jedno wciąż ; nikt nie zrozumie — nikt — nikt — nikt, nie odczuje nikt —•

nikt — nikt — n ik t --- Pociąg pędzi. Zostawia za sobą las, ludzi, łąki, stawy, wsie i pola. Mija wszystko — ino w oknie zjawia się wciąż ta sama ziemia i wciąż paraduje, pokazując Karolowi coraz to nowe rozkosze. Chwali się sobą przed arty­

stą fi zaleca mu się cała jako jego, jedyna, najrozkoszniej­

sza --- a słupy wciąż milgają: nikt ilnlniy — nikt — nikt — n ik t ---o n a --- nikt — nikt — nikt — n ik t --- —

Kiedy na stację wpada po|ciąg, Marja blednie jeszcze bar­

dziej | wolno! siadaj na ławce. Pani Rózia zlerkajiąc boikiem n|a Marję, uśmiecha się domyślnie i sama wylatuje na peron! po Karola, którego za chwilę prowadzi.

— Masz go! — Marysiu!!

Karol podskakuje j całuje rękę Marysi.

Marja wstaje, rozgląda się wokoło błędnym wzrokiem, dzi­

wnie uśmiechnięta — i —* siada z powrotem.

— Marysieńko, co tobie, qo) di jest?! — Marysiu, — ! —

— Ha-ha-ha-ha — śmieje się w głos Marja.

52

(55)

—■ Marysieńko1! — ---

— Nic, Karolu —< n iie--- - —< ha-lia-ha — Marja zrywa się z ławki i ze śmiechem chwtytla; Karola pod rękę,

— Karalni!, słyszysz?! — Całowałeś ziem ię---

— Oj, ty trzpiocie, ty słodki figlarzu — przerywa jej K a­

rol pieszczotliwie---

— Przecież myślałam, żeś ze szczęścia zwarjowała —- cał­

kiem poważnie gada pani Róziai, pospieszając prędzej — niby to zrolbić wcześniej podwieczorek, a W gruncie rzeczy chcąc zostawić młodych przez chwilę sam ych ---

Karol mówiąc coś 01 tem, że kończy już drugą część poematu

„Zielona kochanka” , prowadzi Mairję przez łąkę w stronę do|m;u, Marja dotąd nie mówiła nic. Karol zauważył jakąś zmianę w twarzy li oczach Marji i — jakby chciał się spytać co jej jest — całuje jej rękę, tuli do serca i —- patrzy błagalnie w oczy.

-—Marja staje i — ledwo dosłyszalnym głosem szepce; ----nie całuj ziem i"---Karol przystaje bezradnie — a — oto —•

nagle Marja wyrywa mu się z pod ręki i staje naprzeciw niego, patrząc mu wprost w oczy.

—: Karolu! — ha-ha-ha-ha — — — Karol stoi zmieszany i osłupiały.

— Karolu! — Patrz!! — Marja podnosi lewą rękę i pokazuje wzgórze. — Patrz! — Oczy jej zioną ogniem. Patrz! — Widzia­

łeś?! Idzie tu — id z ie --- Niema już Marysi!! Jest tylko rozkoszna;, nagością kusząca, bezwstydna — tia — umiło­

waną twoja — ta — czarna ja k a ś --- ko-cha-ni-ca!!! — Ha-ha-ha-ha — ! — — — Jednem szarpnięciem rąk Marja rozrywa suknie, stanik, koszulę i naga zupełnie staje przed Karolom. — Patrz!! Masz nagość ziemi — ! — rozkoszuj się nią!! — I cóż nie podnosisz kawałka jej ciała li nie całujesz?!

Cóż stoisz bezmowny?! — Małio Ci nagości?! C h c e s z więcej??!

Chcesz może, aby z piersi tej, jak z pagórków spłynął roz­

koszny, ciepły strumień?? — Tego ch cesz?!---Błysnęła ukrywanym doitąd, składanym nożem pani Rólzjl i — nagle prawą ręką wbiła, go w1 lewą pilerś, po sam trzonek. Nimi Karol zdążył chwycić ją za rękę — trysnęła, jak strumyk bulgocąca, czerwona krew z białej! p ie rsi---

Karol zrozumiał i — oprzytomniał. Wyrywa nóż z jej piersi, chwyta ją na ręce i bięgjmile' przez pojla dio domu. Na świeżo rozkwitłej łące krew znaczy ślad jegjol biegu.

... ... =====---— 53

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przedwojenna socjologia wsi w Polsce różniła się dość znacznie od amerykańskiej: niewątpliwie młodsza od niej powstała w inny sposób, bo wyłoniła się stopniowo z

Zapoczątkowana ponad sto lat temu przez wybitnych polskich uczonych, takich zwłaszcza jak Aleksander Birkenmajer i Ksiądz Konstanty Michalski, rozwijała się

Po pięćdziesięcioletniej przerwie na Hisarliku znowu pojawili się archeolodzy: wykopaliska na wzgórzu podjął zespół Uniwersytetu Tybińskiego, kierowany przez Manfreda

Besides the idea of spliting the trolley, some other uncoventional ideas contribute to the weight reduction: the moulded polyamid wheels and the parallel and vertical hanged

W ith th e abuse, th e psychophysical child developm ent is harm ed, the body injuries are caused or th e em otional and behavior consequences (de­ pression,

W tych przypadkach, w których wykładnia przepisów ustawy skonstruo­ wanej w sposób przejrzysty, tak iż sposób odkodowania norm z przepisów jest w ogólnym zarysie oczywisty, gdy

39 Elenchus cleri saecularis ac regularis dioecesis Vladislaviensis seu Calissiensis anno Domini.. 1839, Varsaviae

Im allgemeinen wurden solche Pferdegräber, die durch zerstückelte Pferdekadaver und Hunde charakterisiert sind, nur in der wikingischen Welt belegt und sind dem Balten