Po z n a ń s k ie S t u d i a Te o l o g i c z n e Tom 23, 2009
MAREK JĘDRASZEW SKI Uniwersytet im. Adama M ickiewicza
Wydział Teologiczny
Konieczność przestrzegania „normy personalistycznej"
w społeczeństwie informacyjnym
The Necessity to Obey the „Personalistic N orm " in an Information Society
Kiedy w roku 1620 Francis Bacon opublikował dzieło Instauratio M agna - Wielką Odnową, doskonale zdaw ał sobie spraw ę z sytuacji, w jakiej znajdow ała się w ów czas nauka europejska. Z jednej strony rodziło się now ożytne przyrodoznaw stwo, natomiast, z drugiej, zarów no n a uniw ersytetach, ja k i w um ysłach poszcze gólnych myślicieli ciągle jeszcze fatalnie ciążył autorytet A rystotelesa i jeg o czy to przyrodniczych, czy to ściśle m etafizycznych dzieł. Niepokój i niepew ność w świe- cie nauki były powszechne. Ich sym bolem stał się zarów no pierwszy, ja k i drugi proces Galileusza. By położyć kres ow ym zam ętom , B acon uważał, że należy z a cząć całą spraw ę od początku p rzy zastosowaniu lepszych pom ocy i dokonać cał kowitej odnowy nauk i umiejętności oraz całej ludzkiej w iedzy opartej na w łaści wych p o d s t a w a c h Dlatego też drugą część swego dzieła (pierwszej, która m iała dotyczyć podziału nauk, nie opublikow ał) zatytułow ał: ,flo vu m Organum, czyli prawdziwe wskazówki dotyczące tłum aczenia przyrody” .
R ozw ażania zaw arte w Novum Organum B acon rozpoczął od refleksji nad różnego rodzaju błędam i, którym ulega ludzki um ysł. D otarcie do pełnej praw dy w ym aga bow iem najpierw - ja k uw ażał - w yzw olenia się od ow ych błędów, któ re określił m ianem idolów. Pojęcie to zaczerpnął ze starożytnego języ k a greckie go, w którym słowo eidolon znaczyło pierw otnie tyle, co „cień zm arłego” , „zja wa”. N azyw ając głów ne przyczyn y błędów w filo zo fii i w naukach «idolami», [Bacon o brał] ten wyraz, aby przyczyn y tych błędów p rzyrów n ać do zjaw -stra- szydeł, które sprow adzają człow ieka na m anow ce2. O saczają [one bowiem tak
1 F. Bacon, Novum Organum, tłum. J. Wikarjak, W arszawa 1955, s. 6. 2 K. Ajdukiewicz, przypis 9, w: tamże, s. 376.
bardzo] - pisał on w aforyzm ie X X X V III - umysły ludzi, że praw d a z trudem tylko znajduje do nich dostąp, lecz naw et p o otwarciu i uzyskaniu dostępu, p rzy sam ej odnowie nauk znowu sta w ać będą na drodze i przeszkadzać, je ż e li ludzie, z g ó ry ostrzeżeni, w m iarę swych m ożliw ości p r z e d nimi się nie zabezpieczą1'.
B acon w yróżnił cztery rodzaje tych idolów: idole plem ienia (idola tribus), idole jask in i (idola specus), idole rynku (idola fo ri) i idole teatru (idola theatri).
P rzyjrzyjm y się bliżej dw om ostatnim . Idole rynku w ynikają - zdaniem au tora Wielkiej Odnowy - z w zajem nej bliskości ludzi (która m a m iejsce w łaśnie wtedy, na przykład, gdy ludzie g rom adzą się i spotykają na rynku) i posługiw a nia się przez nich niezbyt dokładnym i pojęciam i. Ludzie bowiem obcują ze sobą p rze z rozm owy; w yrazy zaś dobiera się stosow nie do tego, ja k j e pospólstw o p o j muje. Toteż zły i niezręczny d ob ó r w yrazów w dziw ny sposób krępuje rozum. 1 ani definicje, ani objaśnienia, którym i uczeni w niektórych spraw ach zw ykle za bezpieczają się i bronią, żadną miarą nie p o praw iają stanu rzeczy. Słowa całko w icie zadają g w a łt rozumowi, wszystko mącą i p rzyw o dzą łudzi do niezliczonych ja ło w ych kontrow ersji i w ym ysłów 4. P rzew rotna siła tych idolów w ynika z tego, że ludzie w ierzą, iż to ich w łasny rozum rządzi słow am i, a tym czasem okazuje się, że tak napraw dę to słow a sw oją siłę odw racają i oddziałują na rozum. [. . . ] K iedy je d n a k ma się do czynienia z przedm iotam i naturalnymi i materialnymi, nawet definicje nie są w stanie zaradzić temu złu. Albowiem także sam e definicje składają się ze słów, a słow a rodzą nowe słow a; trzeba więc cofnąć się do w y p adkó w szczegółow ych, do kolejności szeregów 5. W przeciw ieństw ie do idoli ryn ku, które docierają do ludzkiego um ysłu w sposób nieuśw iadom iony, idole teatru p rzed o sta ją się [d o n iego] całkiem otw arcie i zo stają p rzejęte ze scenariuszy doktryn (filozoficznych)6. S cenariusze te, przede w szystkim ze w zględu na zw ią zane z nim i autorytety m yślicieli starożytnych, spraw iają, że w ielu ludzi nie m a odw agi m yśleć inaczej niż oni; co gorsza, przejm ując poglądy starożytnych, w ie lu w kracza na błęd n ą drogę, która w żaden sposób nie je s t w stanie doprow adzić ich do odkrycia praw dy o świecie.
D latego też trzeba zrobić - zdaniem B acona - w szystko, co m ożliw e, aby ludzie m ogli uśw iadom ić sobie przyczyny tak bardzo niepom yślnego stanu oraz tak uporczyw ego i pow szech n ego zgodnego trwania w błędzie. W konsekw encji będą m ogli zaniechać owej nieszczęsnej postaw y trw ania w błędzie, ich rozum będzie chętniej poddaw ał się oczyszczeniu i pozbyw ał idoli, sam zaś dostęp do p ra w d y będzie m niej trudnym1.
3 F. Bacon, tam że, s. 66. 4 Tamże, s. 68.
5 Tamże, s. 77. 6 Por. tamże, s. 79. 7 Por. tamże, s. 80.
KONIECZNOŚĆ PRZESTRZEGANIA „NORMY PERSONALISTYCZNEJ” . .. 3 1 1
I. SPO ŁECZEŃ STW O INFORM ACYJNE
Od czasów Bacona i jeg o Wielkiej Odnowy m ija w łaśnie czterysta lat. Jeste śmy świadkam i, a w jak iejś m ierze także uczestnikam i i tw órcam i nowej rew olu cji kulturow ej. C ztery w ieki tem u rodziło się now e społeczeństw o na skutek w ynalazków druku, który zm ienił oblicze nauk; prochu strzelniczego, który do prow adził do innow acji w sztuce w ojennej; oraz busoli, która otw orzyła ogrom ne m ożliw ości w żegludze m orskiej8. N atom iast dzisiaj tw orzy się n a naszych oczach społeczeństw o inform acyjne i społeczeństw o inform acji, które św iadczy o kolejnej rewolucji w dziejach naszej kultury. P ojaw iają się też now e w yzw a nia, które zdają się zdecydow anie przew yższać te, ja k ie zaistniały na początku siedem nastego wieku.
A by uniknąć nieporozum ień term inologicznych (w tej dziedzinie brakuje j a sno zdefiniow anych pojęć, poniew aż ciągle nie ma [ . . . ] je s z c z e ogólnej teorii społeczeństw a informacyjnego9), a zatem aby nie ulec ukazanym przez B acona idolom rynku, pragnę w yjaśnić, że przez określenie „społeczeństw o inform acyj n e” rozum iem takie społeczeństw o, w którym dom inuje pow szechny dostęp do inform acji10. Nie ulega w ątpliw ości, że m ożliw ość odpow iedzialnego w ykorzy stania inform acji i um iejętność posługiw ania się n ią rod zą postęp w w ielu d zie dzinach ludzkiej aktyw ności. C złonkow ie sp ołeczeństw a inform acyjnego m ają bow iem nie tylko łatw y dostęp do inform acji, ale także m ożność (a przynajm niej pow inni j ą posiadać) w łaściw ej jej interpretacji (a w ięc zrozum ienia) i po sług i w ania się nią w sposób świadom y. W konsekw encji ow a tak łatw o dostępna in form acja staje się podstaw ą rozw oju wiedzy. M a zatem niezbity w alor w iedzo- twórczości. W tym rozum ieniu pojęcia społeczeństw a inform acyjnego idę w ślad za Zbigniew em Zalew skim , który term in „społeczeństw o inform acyjne” odnosi do takiego ukształtow ania przestrzen i społeczn ej i relacji m iędzyludzkich w niej [istniejących], którego rzucającą się w oczy cechą j e s t w szechobecność nowo czesnych technik przetw arzan ia informacji i urządzeń temu celow i służących. Technika ze sw oim i w ytw oram i ingeruje nie tylko w nasz sposób pojm ow an ia świata, ale p rzed e wszystkim w nasze odniesienia do samych siebie i do innych istot, które spotykam y w naszej doczesnej w ędrów ce p o tym łez padole, w tym głów nie do naszych gatunkowych p o b ra tym có w u. C harakterystycznym i „przed staw icielam i” tych technik są kom puter, Internet oraz telefon kom órkowy.
8 Por. tamże, s. 159.
9 Por. M. Hetmański, Społeczny charakter inform acji, w: Społeczeństwo informatyczne. Szan
sa czy zagrożenie, red. B. Chyrowicz, Lublin 2003, s. 9.
10 M. Jędraszewski, Społeczeństw o inform acji społeczeństwem spotkania osób?, w: Ethos” 18(2005), n. 1-2, s. 143-144.
11 Z. Zalewski. D laczego nie pow inniśm y się obawiać społeczeństwa informacyjnego?, w: Spo
W odniesieniu do tak rozum ianego pojęcia „społeczeństw o inform acyjne” należy traktow ać pojęcie „społeczeństw o inform atyczne”. K iedy się o nim mówi, trzeba m ieć na uw adze takie społeczeństw o, w którym po prostu w ystępuje po w szechne zjaw isko inform atyzacji życia. Przy takim rozum ieniu tego słowa, bez trudu m ożna stw ierdzić, że z sam ego założenia je st ono term inem neutralnym pod w zględem aksjologicznym . Przy jeg o użyciu nie w ypow iada się bow iem żadnych sądów norm atyw nych z w yjątkiem jednego: sam a inform atyzacja je st dobrem - i to zarów no dla poszczególnego człow ieka, ja k i dla całego społeczeństw a.
II. Z A G R O Ż EN IA I W YZW A N IA SPO ŁECZEŃ STW A IN FO RM ACYJN EGO N atom iast nie ulega w ątpliw ości, że pojęciem aksjologicznie neutralnym nie m oże być pojęcie „społeczeństw o inform acyjne” . Ten fakt w ynika ju ż z samej definicji tegoż społeczeństw a: chodzi w nim przecież o osoby i całe ludzkie spo łeczności (w przypadku kom putera, telefonu kom órkow ego i Internetu w w ym ia rze w prost globalnym ), w które ingeruje now oczesna technika wraz z charakte rystycznym i dla niej m ożliw ościam i przekazyw ania i przetw arzania inform acji. Tam zaś, gdzie w grę w chodzi osoba ludzka, tam też - niejako w sposób natural- ny - pojaw ia się zagadnienie w olności oraz, w konsekw encji, św iat w artości i zw iązanych z nim i norm m oralnych. W ich św ietle trzeba spojrzeć n a najw ięk sze w yzw ania społeczeństw a inform acyjnego. N ow e m ożliw ości przekazyw ania inform acji i tw orzenia zupełnie now ych relacji m iędzyludzkich n io są bow iem zarów no ogrom ne szanse rozw oju, ja k i nie m niej w ielkie zagrożenia.
N iew ątpliw ie, skala ow ych szans i zagrożeń je st różna w zależności od m e dium , którym się posługujem y. W przypadku telefonu kom órkow ego, a także poczty elektronicznej czy m odnych dzisiaj tak zw anych „czatów ”, osobiste zaan gażow anie poszczególnego człow ieka je s t stosunkow o duże i stąd też proporcjo nalnie duży je s t m argines je g o osobistej decyzji czy w yboru. K onkretna osoba w ybiera bow iem konkretnego partnera dialogu - i w każdej chw ili, uznanej przez siebie za stosowną, m oże rozm ow ę skończyć, przerw ać czy jej zaniechać. Kształt rozm ow y, zakres i stopień praw dziw ości przekazyw anej lub otrzym yw anej infor m acji zależy w dużej m ierze od jej w ew nętrznej praw ości, praw dom ów ności i odpow iedzialności. W konsekw encji istnieje też niem ały m argines swoistej sam oobrony przed m ożliw ym złem płynącym ze strony partnera tego dialogu.
Inaczej natom iast m a się rzecz w odniesieniu do Internetu. Tworząc tak zw a n ą Sieć ja k o ogólnośw iatow e forum w ym iany m yśli, jej pom ysłodaw cy nieco utopijnie m arzyli o m ożliw ości pełnej, niczym nie ograniczonej w ym iany idei na w ielu płaszczyznach - naukow ej, politycznej, religijnej, kulturow ej i kulturalnej, itd. Jednak z chw ilą, gdy sposobem użytkow ania Internetu zaczęła rządzić ko m ercja, ujaw niły się pow ażne problem y zw iązane z uczciw ością i praw dom ów
KONIECZNOŚĆ PRZESTRZEGANIA „NORMY PERSONALISTYCZNEJ' 3 1 3
nością przekazyw anych inform acji, a także z zagrożeniam i tyczącym i życia m o ralnego osób korzystających z zasobów Sieci. W Internecie pojaw iły się nie tyl ko słowa (inform acje) praw dziw e i dobre, ale także i takie, które kłam ały, w pro w adzały dezinform ację, raniły. Stąd też niektórzy znaw cy zagadnienia zaczęli m ów ić o tzw. „sm ogu inform acyjnym ”, o p rzem ianie Internetu z forum idei w rynek w iadom ości, a naw et w rodzaj w ysypiska inform acji czy w ręcz w spó ł czesnego śm ietnika inform acyjnego, który z ogrom ną m o cą d estrukcyjną w pły w a na w spółczesnych Internautów beztrosko surfujących w je g o niezm ierzonych p rzestrzeniach12. M ożna by pow iedzieć, odw ołując się do F rancisa B acona, że potęga negatyw nych oddziaływ ań idoli rynku i idoli teatru płynących z Internetu osiągnęła w ym iary budzące w ielki i w pełni uzasadniony niepokój. Idole te nie tylko uniem ożliw iają w ielu ludziom dotarcie do prawdy, ale też p rzyczyniają się do ich m oralnej depraw acji. Po raz kolejny, tym razem w sposób niew yobrażal nie zw ielokrotniony, słow a [które docierają z Internetu] zad ają g w a łt rozumowi i wszystko mącą (idole rynku). Ponadto internetow e „autorytety” b y w ają n iek ie dy tak skuteczne, że Internauci bezm yślnie pow tarzają głoszone przez nich treści i w edług nich usiłują kształtow ać w łasne życie (idole teatru).
Sytuacja, jak a pod tym w zględem zaistniała, stała się kolejnym p otw ierdze niem słów, które O jciec św ięty Jan Paw eł II zaw arł w swej pierw szej, program o wej encyklice R edem ptor hominis, a po latach pow tórzył w encyklice Fides et ratio: Człowiek dzisiejszy zd a je się być stałe zagrożony p rze z to, co j e s t je g o w ła snym wytworem, co j e s t wynikiem p ra c y je g o rąk, a zarazem - i bardziej je szc ze - p ra c y je g o umysłu, dążeń je g o woli. O w oce tej w ielorakiej działalności czło wieka zbyt rychło i w sposób najczęściej nie przew idyw an y nie tylko i nie tyle podlegają «alienacji» w tym sensie, że zostają odebrane temu, kto j e wytworzył, ile - przynajm niej częściowo, w ja k im ś pochodnym i pośrednim zakresie skutków - skierowują się p rze c iw człow iekow i. Z ostają p rze c iw niemu skierow ane łub mogą zostać skierow ane przeciw ko niemu. Na tym zdaje się p o leg a ć głów ny roz dział dramatu w spółczesnej ludzkiej egzystencji w j e j najszerszym i najpow szech niejszym wymiarze. C złow iek coraz bardziej bytuje w lęku. Żyje w lęku, że je g o w ytw ory - rzecz ja sn a nie wszystkie i nie większość, ale niektóre, i to w łaśnie te, które zaw ierają w sob ie szczególn ą m iarę ludzkiej p o m ysło w o ści i p rze d się biorczości - m ogą zostać obrócone w sposób radykalny p rzeciw ko człow iekow i13.
12 Por. R. Tadeusiewicz, Smog informacyjny. Prace Komisji Zagrożeń Cywilizacyjnych, PAU, 1999, t. 2, s. 97-107; T en is, Ja k się nie zgubić w informatycznym smogu. M ateriały IV Konferencji
Informatyka w przem yśle - szanse, zagrożenia, rozwiązania, Kraków 2000, s. 9-18.
III. KO N IECZN O ŚĆ „ENERGII M ORALNEJ". NORM A PERSO N ALISTYCZN A
Jak się obronić przed tego typu niebezpieczeństw am i i lękami? Niewątpliwie, trzeba także i dzisiaj sięgać do sposobu, jak i cztery wieki tem u propagow ał Bacon: należy ludzi ostrzegać przed istniejącymi zagrożeniam i, ukazywać przyczyny tak bardzo niepomyślnego stanu oraz tak uporczywego i pow szechnego zgodnego trwa nia w błędzie oraz zachęcać do oczyszczania rozum u i pozbyw ania się idoli. W szystko dlatego, by sam „dostęp do praw dy” był dla ludzkiego rozum u „mniej trudnym ” . N ie w ystarcza jednak sam a kolejna inform acja przekazyw ana internau tom, mniej lub bardziej św iadom ym czyhających na nich zagrożeń. Konieczny jest przede w szystkim pow rót do w ym iaru m oralnego, a dokładniej: konieczne jest przyw rócenie w spółczesnem u światu wagi w ym iaru m oralnego, który został w y party przez tak zw any „rozum instrum entalny”. Rozum ten bow iem - ja k czytamy w encyklice Fides e ratio - zamiast dążyć do kontemplacji praw dy oraz do poszu kiwania ostatecznego celu i sensu życia zadow ala się osiąganiem celów czysto doraźnych, czerpaniem korzyści i spraw ow aniem w ładzy14. K onsekw encją pano w ania „rozum u instrum entalnego” jest to, o czym m ów ił kardynał Joseph Ratzin ger: R ozwojow i naszych m ożliwości nie odpow iada wzrost naszej energii moralnej. Siła moralna nie zwiększyła się w raz z rozwojem nauki, przeciw nie - raczej zm ala ła, pon iew aż mentalność techniczna ogranicza m oralność do sfery subiektywnej; m y tymczasem potrzebujem y właśnie moralności publicznej, moralności, która by łaby w stanie odpow iedzieć na zagrożenia, które dotyczą istnienia nas wszystkich. P raw dziw e i największe niebezpieczeństwo w obecnej chwili p o leg a właśnie na owym braku rów now agi między m ożliwościam i technicznymi a energią moralną. Bezpieczeństwo, którego potrzebujem y ja k o podłoża dla naszej wolności i godno ści, nie m oże ostatecznie poch odzić z technicznych system ów kontroli, lecz może brać się wyłącznie z siły moralnej człowieka; gdzie j e j nie ma albo je s t ona niedo stateczna, tam władza, którą posiada człowiek, będzie w coraz większym stopniu staw ać się władzą niszczenia15.
Siła m oralna człow ieka, której dom agał się kardynał Ratzinger, obecnie O j ciec św ięty B enedykt X V I, w inna czerpać sw ą m oc, a jedno cześn ie w iernie prze strzegać tego, co w tedy jeszcze biskup K arol W ojtyła określał m ianem „norm y personalistycznej”. W książce M iłość i odpow iedzialność jej A utor szukał etycz nego uzasadnienia dla m iłości, o której m ów i Ew angelia. O statecznie doszedł do w niosku, że - w przeciw ieństw ie do zasady utylitaryzm u, dla której sam a tylko przyjem ność je s t najw yższą w artością - taką zasadą i n o rm ą dla m iłości jest za
14 Por. Jan Paw eł II, Fides et ratio, n. 47.
15 J. Ratzinger, M oralizm p olityczny i św ieckość wobec nauki społecznej Kościoła, tłum. P. Borkow ski, „Społeczeństw o” 15 (2005) n. 2, s. 220.
KONIECZNOŚĆ PRZESTRZEGANIA „NORMY PERSONALISTYCZNEJ” . .. 3 1 5
sada personalistyczna. Norm a ta ja k o zasada o treści negatywnej - czytam y w tym dziele - stwierdza, że osoba je s t takim dobrem, z którym nie godzi się używa nie, które nie może być traktowane ja k o p rzedm iot użycia i w tej fo rm ie ja k o śro dek do celu. W p a rze z tym idzie treść pozytyw n a normy personalistycznej: osoba je s t takim dobrem, że w łaściw e i pełn ow artościow e odniesienie do niej stanow i tylko miłość. 1 tę właśnie pozytyw n ą treść normy p erson alistyczn ej eksponuje przykazanie miłości. [ . . . ] O w ego gruntu dla przykazania m iłości należy też szu kać w innej aksjologii, w innym system ie w artości niż system utylitaryzmu — musi to być właśnie aksjologia personalistyczna, w ramach której w artość osoby j e s t zaw sze w yższa niż w artość przyjem ności (dlatego też osoba nie m oże j e j być p o d porządkowana, nie m oże stanow ić środka dla celu, którym j e s t przyjem ność). [ . . . ] Norma ta ja k o przykazanie określa i zaleca pew ien sposób odniesienia do Boga i ludzi, pew n ą względem nich postaw ę. Ten sposób odniesienia, ta p o sta w a są zgodne z tym, czym osoba je st, z wartością, ja k ą reprezentuje, i stą d są godziwe. Godziw ość p rzew yższa sam ą tylko użyteczność (którą je d y n ie dostrzega zasada utylitaryzmu), chociaż j e j nie przekreśla, tylko podporządkow uje: wszystko, co je s t godziw ie użyteczne w stosunku do osoby, zaw iera się w zasięgu przykazania miłości. Określając i zalecając pew ien sposób odniesienia do istot, które są oso bami, pew n ą p ostaw ę względem nich, norma person alistyczna ja k o przykazanie m iłości zakłada nie tylko godziw ość takiego odniesienia i takiej postawy, ale tak że j e j sprawiedliwość. Spraw iedliw e j e s t bowiem za w sze to, co się komuś słusz nie należy. Osobie należy się słusznie, aby była traktowana ja k o przedm iot m iło ści, nie zaś ja k o przedm iot użycia. [ . . . ] R ównocześnie je d n a k m iłość — o ile w ziąć p o d uwagę j e j istotę - je s t czym ś p o za spraw iedliw ością i p o n a d nią; inna je s t p o prostu istota miłości, a inna spraw iedliw ości. S praw iedliw ość dotyczy rzeczy (dóbr materialnych czy moralnych, np. dobrego imienia) ze w zględu na osoby, osób w ięc dotyczy raczej pośrednio, m iłość natom iast dotyczy osób w prost i b ez pośrednio; zaw iera się w j e j istocie afirm acja w artości osoby ja k o takiej'6.
Jeśli więc godziw e postępow anie człow ieka w inno być sw oistą w ypadkow ą przestrzegania przezeń norm y personalistycznej, to b ez w ątpienia norm a ta po w inna znaleźć swe zastosow anie także w odniesieniu do sposobu, w jak im dana osoba korzysta z Internetu - czy to um ieszczając w nim jak ieś inform acje, czy to korzystając z ju ż w nim zaw artych. D obro osoby - każdej osoby - je s t i pow inno być dla każdego najw ażniejsze. W tym kontekście o czyw iste staje się to, że w m yśl zasady personalistycznej zam ieszczanie jakichk olw iek niepraw dziw ych lub dem oralizujących inform acji lub program ów , a także dobrow olne korzysta nie z inform acji lub program ów stanow iących zam ach n a autentyczne dobro oso by, je st czym ś m oralnie złym.
16 K. Wojtyła, M iłość i odpowiedzialność, Lublin 1982, wyd. 3, s. 42-44. Pierwsze w ydanie tego dzieła miało miejsce w 1960 roku.
IV. SPEŁNIANIE SIĘ O SO BY PO PRZEZ CZYN
Praw ie dziesięć lat później, dokładnie w 1969 roku, w najw iększym swoim dziele o charakterze antropologicznym - w książce O soba i czyn - kardynał W ojtyła zaw arł w iele przem yśleń, które stanow ią pew ne szczególne rozw inięcie refleksji na tem at norm y personalistycznej przedstaw ionej przezeń po raz pierw szy w dziele M iłość i odpow iedzialność. W ydaje się też, że m ogą one znaleźć pełne zastosow anie do om aw ianej przez nas problem atyki, m im o że książka O so ba i czyn zo stała opublikow ana na w iele lat przed pow staniem społeczeństw a inform acyjnego i na kilka lat przed zbudow aniem pierw szego m ikroprocesora. Zastosow anie to m oże m ieć m iejsce zarów no w odniesieniu do jak iego ś konkret nego człow ieka, ja k i całego społeczeństw a.
W edług kardynała W ojtyły, każdy człow iek jak o osoba spełnia się - czyli doprow adza siebie do pełni - poprzez czyn. K ażdy zaś czyn m a w artość zarów no przechodnią (to znaczy m a swój określony czas, w którym je s t dokonyw any), ja k i n ieprzechodnią (to znaczy na trw ałe zostaw ia swój ślad w człow ieku, który go spełnia). Jeśli je s t to czyn m oralnie dobry, to jeg o spraw ca staje się też kim ś m oralnie dobrym . Jeśli natom iast je s t to czyn m oralnie zły, to i sam człow iek staje się kim ś m oralnie złym . W tym kontekście pojaw ia się fundam entalne dla człow ieka jeg o odniesienie do obiektyw nej praw dy - do praw dy o autentycznym dobru (lub złu) rzeczy, k tó rą dana osoba zam ierza osiągnąć poprzez konkretny czyn. W konsekw encji ujaw nia się szczególne dążenie człow ieka do praw dy jak o celu oraz je g o podporządkow anie w obec prawdy. Ujm owanie pra w d y - pisze kardynał - j e s t zw iązan e ze sw oistym dążeniem. Praw da dla tego dążenia je s t celem. C złow iek dąży do praw dy, a umysł łączy w sobie zdolność j e j ujmowania (poprzez odróżnianie o d n ie-praw dy) oraz p otrzebą j e j dociekania. Już w tym zazn acza się je g o dynam iczne podporządkow anie wzglądem praw dy, która je s t rów nocześnie ja k b y własnym św iatem umysłu ludzkiego. I właśnie to p o dp orząd kowanie umysłu wzglądem p ra w d y warunkuje nadrzędność, czyli transcendencję osoby. C złow iek nie j e s t tylko biernym zwierciadłem , które odbija przedm ioty, ale zachow uje w stosunku do nich sw oistą nadrzędność p rze z pra w dę; je s t to «wyż szość praw dy» zw iązana z pew nym ja k b y dystansem do przedm iotów, która w pi sana j e s t w duchową naturę osoby'1.
W spełnianiu się osoby poprzez czyn, a dokładniej: w tym szczególnym pod porządkow aniu się człow ieka praw dzie, kluczow ą rolę odgryw a jeg o sumienie. Sum ienie bow iem nie tylko określa w artość m oralną danego czynu (czy jest on m oralnie dobry, czy też zły), ale i „nakłania” tę osobę do tego, by spełniła czyn m oralnie dobry, a zaniechała czynu m oralnie złego. Sam w ysiłek sum ienia - czy
KONIECZNOŚĆ PRZESTRZEGANIA „NORMY PERSONALISTYCZNEJ” . .. 3 1 7
tamy w książce «O soba i czyn» - ja k o zadanie umysłu zm ierzające do p ra w d y w dziedzinie wartości nie posiada charakteru dociekania teoretycznego. Z w iązany j e s t on natomiast najściślej ze szczególną strukturą w o li ja k o sam ostanow ienia, a zarazem ze strukturą osoby. Z niej wynika i do niej też w sw oisty sposób zmierza. [. . . ] Wysiłek sumienia zw iązany je s t najściślej z taką rzeczywistością ludzkiej w oli i ludzkiej wolności. Jeżeli je s t to wysiłek umysłu zm ierzającego do p raw dy w dzie dzinie wartości, to nie chodzi o sam e tylko oderwane w artości przedm iotów chce nia, ale chodzi w nim - w raz z nieprzechodniością czynu - o podstaw ow ą w artość osoby jako przedm iotu woli, a w raz z tym ja k o spraw cy działania18.
Doniosłość procesu w ychow aw czego w odniesieniu do każdego człow ieka jak o osoby polega n a tym , by poprzez sw oje kolejne, coraz bardziej dojrzałe w ybory polegające na w yborze praw dziw ego dobra, staw ał się on człow iekiem praw ego sum ienia. M a to sw oje niew ątpliw e zastosow anie w odniesieniu do sposobu korzystania z Internetu przez d an ą osobę. C złow iek praw ego, w ypróbo w anego sum ienia - kierujący się cnotam i roztropności, praw dom ów ności i m ę stw a - na pew no nie będzie u m ieszczał w Internecie treści niepraw dziw ych i m oralnie szkodliw ych ani też nie będzie z tych ostatnich dobrow olnie korzy stał. N ajw ażniejszą rzeczą dla niego będzie bow iem posłuszeństw o w łasnem u su m ieniu. W konsekw encji zaś będzie w sw ym życiu urzeczyw istniał norm ę perso- nalistyczną - także w jeg o odniesieniu zarów no czynnym , ja k i biernym do In ternetu - która m ówi, że najbardziej podstaw ow ym dobrem je s t dobro jeg o w ła snej, a także każdej innej osoby.
V. POSTAW Y A U TEN TYC ZN E I N IEAUTEN TYCZN E
Chcąc w łaściw ie zrozum ieć i ocenić postaw y społeczne, trzeba je , zdaniem kardynała Wojtyły, odnieść przede w szystkim do tego, co ju ż w filozofii A ry sto telesa nosiło m iano w spólnego dobra. O no przecież spraw ia, że ludzie zaczyn ają się grom adzić, by je w spólnie urzeczyw istniać i bronić, a - dzięki tem u - zaczy na się tw orzyć pew na ludzka w spólnota. P isząc o tym , k ard yn ał z c a łą m o cą podkreślał fakt, że angażując się w realizację w spólnego dobra, każdy człow iek jako osoba spełnia jednocześnie siebie. Także tu w cho dzą w g rę te sam e elem en
ty, które były tak w ażne w procesie spełniania się poszczególnej osoby poprzez czyn: transcendencja osoby w czynie, sam o-stanow ienie, podporządkow anie się praw dzie, praw e sum ienie.
N iew ątpliw ie takim w spólnym dobrem je s t także Internet. Stąd w naszym patrzeniu na ten tak w ażny elem ent życia i kształtow anie się społeczeństw a in
form acyjnego nie m ożem y uciec od w ym iaru etycznego i od ocen etycznych dotyczących zarów no je g o sam ego, ja k i konkretnych postaw ludzi, którzy z nie go biernie i czynnie dla takich lub innych celów korzystają. W książce Osoba i czyn kardynał w yróżnił postaw y autentyczne i nieautentyczne. Do pierw szych zaliczył postaw y solidarności i sprzeciw u, natom iast do drugich postaw y konfor m izm u i uniku.
Postaw a solidarności je st niejako „naturalną” konsekw encją faktu, że czło w iek bytuje i działa w spólnie z innym i. Jest podstaw ą wspólnoty, w której dobro w spólne praw idłow o w arunkuje i w yzw ala uczestnictw o. Solidarność oznacza stalą gotow ość do przyjm ow ania i realizow ania takiej części, ja k a każdemu p rz y p a d a w udziale z tej racji, że j e s t członkiem określonej wspólnoty. C złow iek soli darny nie tylko spełnia to, co do niego należy z racji członkostwa wspólnoty, ale czyni do «dla dobra całości», czyli dla dobra w spóln ego19. Solidarność w ym aga przede w szystkim tego, aby każdy w ypełniał swój obow iązek i aby nie przecho dził na teren obow iązku innej osoby, gdyż było by to sprzeczne ze w spólnotą i uczestnictw em . Jednakże w pew nych sytuacjach należy odejść od tej zasady. D obro w spólne m oże bow iem w ym agać tego, b y konkretny człow iek był gotów podjąć się także tych zadań i obow iązków , które należą do innych osób. Taka gotow ość je st niew ątpliw ie znakiem szczególnego w yczucia potrzeb wspólnoty, dzięki czem u człow iek w znosi się ponad cząstkow ość i partykularyzm w im ię pew nej kom plem entam ości. W konsekw encji autentyczna solidarność jaw i się ja k o taka postaw a, dzięki której i w której człow iek znajduje spełnienie siebie w dopełnianiu innych20. Taka postaw a leżała zapew ne u podstaw tw orzenia Sieci - chodziło w niej bow iem o stw orzenie forum przekazyw ania i w ym iany infor m acji z różnych dziedzin, dzięki czem u każdy jej uczestnik m ógł w zbogacać oso b istą w iedzę dotyczącą najrozm aitszych dziedzin życia i nauki. Każdy też - soli darnie - m ógł w nosić cząstkę osobistej w iedzy w budow ę tego forum i dzielić się n ią z innym i.
Jednak w chw ili, gdy w Internecie zaczęły się pojaw iać inform acje, które m iały i m ają na celu dezinform ację lub w ręcz dem oralizację, konieczną rzeczą staje się przyjęcie innej postaw y autentycznej, o której pisał kardynał W ojtyła - postaw y sprzeciw u. Sprzeciw je st bow iem pojm ow any przez niego jak o postaw a zasadniczo solidarna - a zatem nie jak o negacja jakiego ś dobra w spólnego oraz potrzeby uczestnictw a, ale ja k o ich sw oiste potw ierdzenie. A utentyczny sprze ciw w cale nie polega na odejściu od w spólnoty, poniew aż ci, którzy się sprzeci wiają, szukają w łasnego m iejsca w e wspólnocie, szukają uczestnictwa i takiego ujęcia dobra wspólnego, aby oni m ogli lepiej, p ełn iej i skuteczniej uczestniczyć
19 Tamże, s. 351. 20 Tamże, s. 352.
KONIECZNOŚĆ PRZESTRZEGANIA „NORMY PERSONALISTYCZNEJ"... 3 1 9
we w spólnocie2'. To praw da, w odniesieniu do sytuacji panującej dzisiaj w Inter necie m ożliw ości takiego sprzeciw u - zw łaszcza że często w grę w cho dzą tu tak że ogrom ne pieniądze - w ydają się niezbyt w ielkie. K onieczny jed n ak staje się jakiś wielki w spólny nam ysł zm ierzający do tego, by sprzeciw w odniesieniu do wszystkich złych rzeczy m ających m iejsce w Internecie m ógł znaleźć w łaściw e dla siebie forum czy w ręcz strukturę. M ożliw ość w yrażenia sprzeciw u w im ię obrony w spólnego dobra je s t przecież niezbędnym w arunkiem praw idłow ego ustroju ludzkich w spólnot. Jak pisał kardynał Wojtyła, chodzi o taką strukturę wspólnot, o taki ich ustrój, aby sprzeciw, który w yrasta na gruncie zasadniczej solidarności, m ógł w ich obrębie nie tylko się wyrazić, ale - aby m ógł spełniać sw oją funkcję dla dobra wspólnoty. A by m ógł staw ać się konstruktywny. Wspól nota ludzka w tedy p o sia d a praw idłow ą strukturę, kiedy słuszny sprzeciw nie tyl ko posiada w niej p ra w o obyw atelstw a, ale także taką skuteczność, ja k ie j dom a ga się dobro wspólne w raz z praw em uczestnictwa22.
A utentycznym postaw om solidarności i sprzeciw u przeciw staw iają się nato m iast nieautentyczne postaw y konform izm u i uniku. K onform izm polega na b ra ku zasadniczej solidarności, a równocześnie na unikaniu sprzeciw u23. C złow iek, który żyje w jakiejś w spólnocie, upodabnia się do niej w sposób czysto zew nętrz ny, bez osobow ego przekonania i autentycznego w yboru. Praw dziw e uczestnic two zostaje zastąpione pozorem uczestnictw a, pow ierzchow nym dostrajaniem się do innych, bez przekonania i bez autentycznego zaangażow ania. C złow iekow i chodzi bow iem przede w szystkim o to, by odnieść jak ąś w y m iern ą korzyść lub zaoszczędzić sobie przykrości. W konsekw encji je d n a k w cale nie tw orzy on wspólnoty. Przeciw nie, raczej niejako «pozw ala się nieść» zbiorow ości24. Skutki takiej postaw y są opłakane zarów no dla tej osoby, ja k i w spólnoty, do której ona należy. K onkretna osoba rezygnuje bow iem w tedy ze spełnienia siebie w działa niu „w spólnie z innym i” . B rak u niej tak koniecznego w ym iaru transcendencji przejaw iającego się w sam o-stanow ieniu i w olnym w yborze. N atom iast w odnie sieniu do wspólnoty, trudno ju ż m ów ić o jej jed ności - co najw yżej o jej czysto pow ierzchow nej jednolitości. W gruncie rzeczy je st to ucieczka od praw dziw ej wspólnoty. K onform izm pogłębia bow iem obojętność w obec dobra w spólnego, co sprawia, że sam a w spólnota ponosi na tym ogrom n ą stratę: brak zaangażow a nia ze strony jej uczestników w ew nętrznie o s ła b ia ją samą. N ie ulega w ątpliw o ści, że brak w yraźnego sprzeciw u i chęci poszukiw ania dróg w yjścia z sytuacji, w jakiej obecnie znalazł się Internet, m oże w yrastać w łaśnie z postaw y konfor mizmu. Nie w olno jed n ak zapom inać o tym , że skutki takiej postaw y m ogą być
21 Tamże, s. 352-353. 22 Tamże, s. 353. 23 Tamże, s. 356. 24 Tamże.
dla społeczności ludzkiej w prost zabójcze. Z każdym sm ogiem trzeba przecież w alczyć w im ię zdrow ia człow ieka. Ze „sm ogiem inform acyjnym ” również. K a tastro fą stałoby się natom iast to, gdyby w im ię w ygody i chęci nienarażania się innym uznano, że sm og ów je s t czym ś naturalnym dla społeczeństw a inform a cyjnego. Prędzej czy później okazałby się on dla niej po prostu zabójczy.
W p rzypadku konform izm u człow iek stara się czynić coś z zachow aniem pozorów w spólnoty, natom iast w postaw ie uniku - zdaniem kardynała W ojtyły - zdaje się on ju ż w ogóle nie dbać o pozory. Podczas gdy sprzeciw polega na podjęciu dobra w spólnego i uczestnictw a, to unik je st tylko w ycofaniem się - bez próby p o djęcia uczestnictw a, bez autentycznego bycia w e w spólnocie. N a tym też po leg a jeg o nieautentyczność. U nik bow iem je st w gruncie rzeczy rodzajem postaw y zastępczej. W jej przypadku człow iek nie m oże zdobyć się na solidar ność, ani też nie w ierzy w m ożliw ość sprzeciw u. Z asadniczy błąd tej postaw y polega n a tym , że człow iek rezygnuje ze spełniania siebie w e w spólnocie byto wania i działania z innymi15. R ezygnacja ta je s t w swej istocie odejściem od nor m y personalistycznej, która pow inna być zasad ą ludzkiego postępow ania. Jeśli p o staw a uniku będzie dom inow ać w przypadku członków Sieci, to także i to odejście od norm y personalistycznej m oże przynieść niepow etow ane straty.
S ercem kultury je s t i pow inien być człow iek. To nieco m etaforycznie brzm ią ce stw ierdzenie je s t w gruncie rzeczy nieco innym w yrazem norm y personali stycznej, k tó rą w sw ych dziełach niestrudzenie głosił kardynał K arol W ojtyła. Jeśli się o tym zapom ni lub tę zasadę zlekcew aży, to Internet podzieli historię biblijnej w ieży B abel - stanie się nie forum w ym iany m yśli i przejaw em jed n o ści w ielkiej rodziny ludzkiej w w ym iarze praw dziw ie globalnym , lecz zapocząt kuje now e podziały, niezrozum ienia i nieporozum ienia.
*
N iezw ykle szybko rozw ijające się społeczeństw o inform acyjne stoi obecnie w obliczu w ielu w yzw ań i zagrożeń. Jednym z nich je s t sytuacja panująca w In ternecie, który - w dość pow szechnym odczuciu - staje się w coraz m niejszym stopniu pow ażnym forum w ym iany inform acji i idei, a coraz bardziej rodzajem zsypu czy śm ietnika. N ie bez przyczyny m ów i się niekiedy o istnieniu zabójcze go zarów no dla poszczególnego członka i uczestnika Sieci, ja k i dla całego spo łeczeństw a inform acyjnego tak zw anego „sm ogu inform acyjnego” . Sytuacja w spółczesna je s t niew spółm iernie bardziej niebezpieczna niż ta, w której na po czątku X V II w ieku, w dobie rodzącego się w ów czas now ożytnego przyrodo znaw stw a, znajdow ał się F rancis B acon, i której prób ow ał przeciw działać p o przez ukazanie zgubnego działania czterech idoli. N a przykładzie Internetu
KONIECZNOŚĆ PRZESTRZEGANIA „NORMY PERSONALISTYCZNEJ” ... 3 2 1
w dram atyczny sposób m ożem y spostrzec to, ja k w ytw ory um ysłu człow ieka za czynają się obracać przeciw ko niem u sam em u.
W tej sytuacji rzeczą w ręcz niezbędną je s t przyw rócenie w życiu społeczeń stwa inform acyjnego w łaściw ej rangi samej m oralności. N ie w szystko przecież, co z punktu w idzenia samej techniki je s t m ożliw e, je s t z punktu w idzenia m oral ności godziw e i dobre. Idąc za przem yśleniam i K arola W ojtyły zaw artym i w jeg o dziele M iłość i odpow iedzialność ( 1960), trzeba życie w spółczesnej kultury p rze niknąć tak zw aną „norm ą personalistyczną”, w edług której to tylko je st godziw e - a przez to z punktu w idzenia m oralności także dozw olone - co służy auten tycznem u dobru każdej osoby ludzkiej. Z naczy to, że - zgodnie z ideam i za w artym i w książce Wojtyły O soba i czyn (1969) - człow iek m oże się spełniać jed y n ie wtedy, gdy jeg o w olność, a w konsekw encji także je g o postępow anie podporządkow ane je st w ym ogom obiektyw nej p raw dy o dobru. O tych w ym o gach mówi m u praw idłow o ukształtow ane sum ienie. O w a szczególna triada ist niejąca w każdym człow ieku: osoba - sum ienie - czyn, decydująca o jeg o dra- m atyczności, znajduje swoje przedłużenie w życiu społecznym , w którym bierze on udział. O m aw iając to zagadnienie K arol W ojtyła w yróżnił cztery typy postaw : dw ie autentyczne (solidarność i sprzeciw ) i dw ie nieau ten tyczne (konform izm i unik).
W niniejszym artykule starano się ukazać, ja k bardzo dzisiaj społeczeństw u inform acyjnem u, a zw łaszcza Internetow i, potrzebne je s t rozw ijanie i zastosow y- w anie norm y personalistycznej. W praktyce pow inna się ona w yrażać, z jednej strony, w tw orzeniu autentycznej solidarności tw órców i uczestników Sieci, a także w ich jed n oznacznym sprzeciw ie w obec zam ieszczanych w Internecie niepraw dziw ych, a niekiedy też dem oralizujących inform acji, oraz, z drugiej stro ny, na odchodzeniu od tak w ygodnych niekiedy, a p rzecież bardzo szkodliw ych zarów no dla poszczególnych osób, ja k i całego społeczeństw a inform acyjnego, postaw konform izm u i uniku.
BIBLIO G RA FIA
Bacon F., Novum Organum, tłum. J. Wikarjak, Warszawa 1955.
Hetmański M., Społeczny charakter informacji, w: Społeczeństwo informatyczne. Szansa czy zagrożenie, red. B. Chyrowicz, Lublin 2003, s. 9-36.
Jan Paweł II, Redemptor hominis. Jan Paweł II, Fides et ratio.
Jędraszewski M., Społeczeństwo informacji społeczeństwem spotkania osób?, w: „Ethos” 18(2005), n. 1-2, s. 143-162.
Ratzinger J., Moralizm polityczny i świeckość wobec nauki społecznej Kościoła, tłum. P. Borkowski, w: „Społeczeństwo” 15 (2005) n. 2, s. 219-230.
Tadeusiewicz R., Smog informacyjny. Prace Komisji Zagrożeń Cywilizacyjnych, PAU, 1999, t. 2, s. 97-107.
Tadeusiewicz R., Jak się nie zgubić w informatycznym smogu. Materiały IV Konferencji Informatyka w przemyśle - szanse, zagrożenia, rozwiązania, Kraków 2000, s. 9-18. Wojtyła K., Miłość i odpowiedzialność, Lublin 1982, wyd. 3; (wyd. 1 - Lublin 1960). Wojtyła K., Osoba i czyn, Kraków 1985, wyd. 2; (wyd. 1 - Kraków 1969).
Zalewski Z., Dlaczego nie powinniśmy się obawiać społeczeństwa informacyjnego?, w: Społeczeństwo informatyczne. Szansa czy zagrożenie, red. B. Chyrowicz, Lublin 2003, s. 103-114.
SUM M ARY
N ecessity o f com plying with personalistic norm s in the inform ation society „Information society” w hich is arising now, is becom ing a huge cultural and civilization challenge. To avoid threats to this group, which are appearing with more force, personalistic norm s must be brought back to the m embers o f this society. Karol W ojty3a touched upon this subject in his books: Love
and Responsibility (1960) and The Acting Person (1969). H e wrote about being fulfilled as a human
being trough the act and about authentic and nonauthentic social attitudes.
Key words:
Information Society, personalistic norm, person, act, truth, conscience, solidarity, opposition, conformity, dodge