• Nie Znaleziono Wyników

Konieczność przestrzegania „normy personalistycznej" w społeczeństwie informacyjnym

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Konieczność przestrzegania „normy personalistycznej" w społeczeństwie informacyjnym"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

Po z n a ń s k ie S t u d i a Te o l o g i c z n e Tom 23, 2009

MAREK JĘDRASZEW SKI Uniwersytet im. Adama M ickiewicza

Wydział Teologiczny

Konieczność przestrzegania „normy personalistycznej"

w społeczeństwie informacyjnym

The Necessity to Obey the „Personalistic N orm " in an Information Society

Kiedy w roku 1620 Francis Bacon opublikował dzieło Instauratio M agna - Wielką Odnową, doskonale zdaw ał sobie spraw ę z sytuacji, w jakiej znajdow ała się w ów czas nauka europejska. Z jednej strony rodziło się now ożytne przyrodoznaw ­ stwo, natomiast, z drugiej, zarów no n a uniw ersytetach, ja k i w um ysłach poszcze­ gólnych myślicieli ciągle jeszcze fatalnie ciążył autorytet A rystotelesa i jeg o czy to przyrodniczych, czy to ściśle m etafizycznych dzieł. Niepokój i niepew ność w świe- cie nauki były powszechne. Ich sym bolem stał się zarów no pierwszy, ja k i drugi proces Galileusza. By położyć kres ow ym zam ętom , B acon uważał, że należy z a ­ cząć całą spraw ę od początku p rzy zastosowaniu lepszych pom ocy i dokonać cał­ kowitej odnowy nauk i umiejętności oraz całej ludzkiej w iedzy opartej na w łaści­ wych p o d s t a w a c h Dlatego też drugą część swego dzieła (pierwszej, która m iała dotyczyć podziału nauk, nie opublikow ał) zatytułow ał: ,flo vu m Organum, czyli prawdziwe wskazówki dotyczące tłum aczenia przyrody” .

R ozw ażania zaw arte w Novum Organum B acon rozpoczął od refleksji nad różnego rodzaju błędam i, którym ulega ludzki um ysł. D otarcie do pełnej praw dy w ym aga bow iem najpierw - ja k uw ażał - w yzw olenia się od ow ych błędów, któ ­ re określił m ianem idolów. Pojęcie to zaczerpnął ze starożytnego języ k a greckie­ go, w którym słowo eidolon znaczyło pierw otnie tyle, co „cień zm arłego” , „zja­ wa”. N azyw ając głów ne przyczyn y błędów w filo zo fii i w naukach «idolami», [Bacon o brał] ten wyraz, aby przyczyn y tych błędów p rzyrów n ać do zjaw -stra- szydeł, które sprow adzają człow ieka na m anow ce2. O saczają [one bowiem tak

1 F. Bacon, Novum Organum, tłum. J. Wikarjak, W arszawa 1955, s. 6. 2 K. Ajdukiewicz, przypis 9, w: tamże, s. 376.

(2)

bardzo] - pisał on w aforyzm ie X X X V III - umysły ludzi, że praw d a z trudem tylko znajduje do nich dostąp, lecz naw et p o otwarciu i uzyskaniu dostępu, p rzy sam ej odnowie nauk znowu sta w ać będą na drodze i przeszkadzać, je ż e li ludzie, z g ó ry ostrzeżeni, w m iarę swych m ożliw ości p r z e d nimi się nie zabezpieczą1'.

B acon w yróżnił cztery rodzaje tych idolów: idole plem ienia (idola tribus), idole jask in i (idola specus), idole rynku (idola fo ri) i idole teatru (idola theatri).

P rzyjrzyjm y się bliżej dw om ostatnim . Idole rynku w ynikają - zdaniem au­ tora Wielkiej Odnowy - z w zajem nej bliskości ludzi (która m a m iejsce w łaśnie wtedy, na przykład, gdy ludzie g rom adzą się i spotykają na rynku) i posługiw a­ nia się przez nich niezbyt dokładnym i pojęciam i. Ludzie bowiem obcują ze sobą p rze z rozm owy; w yrazy zaś dobiera się stosow nie do tego, ja k j e pospólstw o p o j­ muje. Toteż zły i niezręczny d ob ó r w yrazów w dziw ny sposób krępuje rozum. 1 ani definicje, ani objaśnienia, którym i uczeni w niektórych spraw ach zw ykle za ­ bezpieczają się i bronią, żadną miarą nie p o praw iają stanu rzeczy. Słowa całko­ w icie zadają g w a łt rozumowi, wszystko mącą i p rzyw o dzą łudzi do niezliczonych ja ło w ych kontrow ersji i w ym ysłów 4. P rzew rotna siła tych idolów w ynika z tego, że ludzie w ierzą, iż to ich w łasny rozum rządzi słow am i, a tym czasem okazuje się, że tak napraw dę to słow a sw oją siłę odw racają i oddziałują na rozum. [. . . ] K iedy je d n a k ma się do czynienia z przedm iotam i naturalnymi i materialnymi, nawet definicje nie są w stanie zaradzić temu złu. Albowiem także sam e definicje składają się ze słów, a słow a rodzą nowe słow a; trzeba więc cofnąć się do w y­ p adkó w szczegółow ych, do kolejności szeregów 5. W przeciw ieństw ie do idoli ryn­ ku, które docierają do ludzkiego um ysłu w sposób nieuśw iadom iony, idole teatru p rzed o sta ją się [d o n iego] całkiem otw arcie i zo stają p rzejęte ze scenariuszy doktryn (filozoficznych)6. S cenariusze te, przede w szystkim ze w zględu na zw ią­ zane z nim i autorytety m yślicieli starożytnych, spraw iają, że w ielu ludzi nie m a odw agi m yśleć inaczej niż oni; co gorsza, przejm ując poglądy starożytnych, w ie­ lu w kracza na błęd n ą drogę, która w żaden sposób nie je s t w stanie doprow adzić ich do odkrycia praw dy o świecie.

D latego też trzeba zrobić - zdaniem B acona - w szystko, co m ożliw e, aby ludzie m ogli uśw iadom ić sobie przyczyny tak bardzo niepom yślnego stanu oraz tak uporczyw ego i pow szech n ego zgodnego trwania w błędzie. W konsekw encji będą m ogli zaniechać owej nieszczęsnej postaw y trw ania w błędzie, ich rozum będzie chętniej poddaw ał się oczyszczeniu i pozbyw ał idoli, sam zaś dostęp do p ra w d y będzie m niej trudnym1.

3 F. Bacon, tam że, s. 66. 4 Tamże, s. 68.

5 Tamże, s. 77. 6 Por. tamże, s. 79. 7 Por. tamże, s. 80.

(3)

KONIECZNOŚĆ PRZESTRZEGANIA „NORMY PERSONALISTYCZNEJ” . .. 3 1 1

I. SPO ŁECZEŃ STW O INFORM ACYJNE

Od czasów Bacona i jeg o Wielkiej Odnowy m ija w łaśnie czterysta lat. Jeste­ śmy świadkam i, a w jak iejś m ierze także uczestnikam i i tw órcam i nowej rew olu­ cji kulturow ej. C ztery w ieki tem u rodziło się now e społeczeństw o na skutek w ynalazków druku, który zm ienił oblicze nauk; prochu strzelniczego, który do­ prow adził do innow acji w sztuce w ojennej; oraz busoli, która otw orzyła ogrom ­ ne m ożliw ości w żegludze m orskiej8. N atom iast dzisiaj tw orzy się n a naszych oczach społeczeństw o inform acyjne i społeczeństw o inform acji, które św iadczy o kolejnej rewolucji w dziejach naszej kultury. P ojaw iają się też now e w yzw a­ nia, które zdają się zdecydow anie przew yższać te, ja k ie zaistniały na początku siedem nastego wieku.

A by uniknąć nieporozum ień term inologicznych (w tej dziedzinie brakuje j a ­ sno zdefiniow anych pojęć, poniew aż ciągle nie ma [ . . . ] je s z c z e ogólnej teorii społeczeństw a informacyjnego9), a zatem aby nie ulec ukazanym przez B acona idolom rynku, pragnę w yjaśnić, że przez określenie „społeczeństw o inform acyj­ n e” rozum iem takie społeczeństw o, w którym dom inuje pow szechny dostęp do inform acji10. Nie ulega w ątpliw ości, że m ożliw ość odpow iedzialnego w ykorzy­ stania inform acji i um iejętność posługiw ania się n ią rod zą postęp w w ielu d zie­ dzinach ludzkiej aktyw ności. C złonkow ie sp ołeczeństw a inform acyjnego m ają bow iem nie tylko łatw y dostęp do inform acji, ale także m ożność (a przynajm niej pow inni j ą posiadać) w łaściw ej jej interpretacji (a w ięc zrozum ienia) i po sług i­ w ania się nią w sposób świadom y. W konsekw encji ow a tak łatw o dostępna in­ form acja staje się podstaw ą rozw oju wiedzy. M a zatem niezbity w alor w iedzo- twórczości. W tym rozum ieniu pojęcia społeczeństw a inform acyjnego idę w ślad za Zbigniew em Zalew skim , który term in „społeczeństw o inform acyjne” odnosi do takiego ukształtow ania przestrzen i społeczn ej i relacji m iędzyludzkich w niej [istniejących], którego rzucającą się w oczy cechą j e s t w szechobecność nowo­ czesnych technik przetw arzan ia informacji i urządzeń temu celow i służących. Technika ze sw oim i w ytw oram i ingeruje nie tylko w nasz sposób pojm ow an ia świata, ale p rzed e wszystkim w nasze odniesienia do samych siebie i do innych istot, które spotykam y w naszej doczesnej w ędrów ce p o tym łez padole, w tym głów nie do naszych gatunkowych p o b ra tym có w u. C harakterystycznym i „przed­ staw icielam i” tych technik są kom puter, Internet oraz telefon kom órkowy.

8 Por. tamże, s. 159.

9 Por. M. Hetmański, Społeczny charakter inform acji, w: Społeczeństwo informatyczne. Szan­

sa czy zagrożenie, red. B. Chyrowicz, Lublin 2003, s. 9.

10 M. Jędraszewski, Społeczeństw o inform acji społeczeństwem spotkania osób?, w: Ethos” 18(2005), n. 1-2, s. 143-144.

11 Z. Zalewski. D laczego nie pow inniśm y się obawiać społeczeństwa informacyjnego?, w: Spo­

(4)

W odniesieniu do tak rozum ianego pojęcia „społeczeństw o inform acyjne” należy traktow ać pojęcie „społeczeństw o inform atyczne”. K iedy się o nim mówi, trzeba m ieć na uw adze takie społeczeństw o, w którym po prostu w ystępuje po­ w szechne zjaw isko inform atyzacji życia. Przy takim rozum ieniu tego słowa, bez trudu m ożna stw ierdzić, że z sam ego założenia je st ono term inem neutralnym pod w zględem aksjologicznym . Przy jeg o użyciu nie w ypow iada się bow iem żadnych sądów norm atyw nych z w yjątkiem jednego: sam a inform atyzacja je st dobrem - i to zarów no dla poszczególnego człow ieka, ja k i dla całego społeczeństw a.

II. Z A G R O Ż EN IA I W YZW A N IA SPO ŁECZEŃ STW A IN FO RM ACYJN EGO N atom iast nie ulega w ątpliw ości, że pojęciem aksjologicznie neutralnym nie m oże być pojęcie „społeczeństw o inform acyjne” . Ten fakt w ynika ju ż z samej definicji tegoż społeczeństw a: chodzi w nim przecież o osoby i całe ludzkie spo­ łeczności (w przypadku kom putera, telefonu kom órkow ego i Internetu w w ym ia­ rze w prost globalnym ), w które ingeruje now oczesna technika wraz z charakte­ rystycznym i dla niej m ożliw ościam i przekazyw ania i przetw arzania inform acji. Tam zaś, gdzie w grę w chodzi osoba ludzka, tam też - niejako w sposób natural- ny - pojaw ia się zagadnienie w olności oraz, w konsekw encji, św iat w artości i zw iązanych z nim i norm m oralnych. W ich św ietle trzeba spojrzeć n a najw ięk­ sze w yzw ania społeczeństw a inform acyjnego. N ow e m ożliw ości przekazyw ania inform acji i tw orzenia zupełnie now ych relacji m iędzyludzkich n io są bow iem zarów no ogrom ne szanse rozw oju, ja k i nie m niej w ielkie zagrożenia.

N iew ątpliw ie, skala ow ych szans i zagrożeń je st różna w zależności od m e­ dium , którym się posługujem y. W przypadku telefonu kom órkow ego, a także poczty elektronicznej czy m odnych dzisiaj tak zw anych „czatów ”, osobiste zaan­ gażow anie poszczególnego człow ieka je s t stosunkow o duże i stąd też proporcjo­ nalnie duży je s t m argines je g o osobistej decyzji czy w yboru. K onkretna osoba w ybiera bow iem konkretnego partnera dialogu - i w każdej chw ili, uznanej przez siebie za stosowną, m oże rozm ow ę skończyć, przerw ać czy jej zaniechać. Kształt rozm ow y, zakres i stopień praw dziw ości przekazyw anej lub otrzym yw anej infor­ m acji zależy w dużej m ierze od jej w ew nętrznej praw ości, praw dom ów ności i odpow iedzialności. W konsekw encji istnieje też niem ały m argines swoistej sam oobrony przed m ożliw ym złem płynącym ze strony partnera tego dialogu.

Inaczej natom iast m a się rzecz w odniesieniu do Internetu. Tworząc tak zw a­ n ą Sieć ja k o ogólnośw iatow e forum w ym iany m yśli, jej pom ysłodaw cy nieco utopijnie m arzyli o m ożliw ości pełnej, niczym nie ograniczonej w ym iany idei na w ielu płaszczyznach - naukow ej, politycznej, religijnej, kulturow ej i kulturalnej, itd. Jednak z chw ilą, gdy sposobem użytkow ania Internetu zaczęła rządzić ko­ m ercja, ujaw niły się pow ażne problem y zw iązane z uczciw ością i praw dom ów ­

(5)

KONIECZNOŚĆ PRZESTRZEGANIA „NORMY PERSONALISTYCZNEJ' 3 1 3

nością przekazyw anych inform acji, a także z zagrożeniam i tyczącym i życia m o ­ ralnego osób korzystających z zasobów Sieci. W Internecie pojaw iły się nie tyl­ ko słowa (inform acje) praw dziw e i dobre, ale także i takie, które kłam ały, w pro­ w adzały dezinform ację, raniły. Stąd też niektórzy znaw cy zagadnienia zaczęli m ów ić o tzw. „sm ogu inform acyjnym ”, o p rzem ianie Internetu z forum idei w rynek w iadom ości, a naw et w rodzaj w ysypiska inform acji czy w ręcz w spó ł­ czesnego śm ietnika inform acyjnego, który z ogrom ną m o cą d estrukcyjną w pły­ w a na w spółczesnych Internautów beztrosko surfujących w je g o niezm ierzonych p rzestrzeniach12. M ożna by pow iedzieć, odw ołując się do F rancisa B acona, że potęga negatyw nych oddziaływ ań idoli rynku i idoli teatru płynących z Internetu osiągnęła w ym iary budzące w ielki i w pełni uzasadniony niepokój. Idole te nie tylko uniem ożliw iają w ielu ludziom dotarcie do prawdy, ale też p rzyczyniają się do ich m oralnej depraw acji. Po raz kolejny, tym razem w sposób niew yobrażal­ nie zw ielokrotniony, słow a [które docierają z Internetu] zad ają g w a łt rozumowi i wszystko mącą (idole rynku). Ponadto internetow e „autorytety” b y w ają n iek ie­ dy tak skuteczne, że Internauci bezm yślnie pow tarzają głoszone przez nich treści i w edług nich usiłują kształtow ać w łasne życie (idole teatru).

Sytuacja, jak a pod tym w zględem zaistniała, stała się kolejnym p otw ierdze­ niem słów, które O jciec św ięty Jan Paw eł II zaw arł w swej pierw szej, program o­ wej encyklice R edem ptor hominis, a po latach pow tórzył w encyklice Fides et ratio: Człowiek dzisiejszy zd a je się być stałe zagrożony p rze z to, co j e s t je g o w ła­ snym wytworem, co j e s t wynikiem p ra c y je g o rąk, a zarazem - i bardziej je szc ze - p ra c y je g o umysłu, dążeń je g o woli. O w oce tej w ielorakiej działalności czło­ wieka zbyt rychło i w sposób najczęściej nie przew idyw an y nie tylko i nie tyle podlegają «alienacji» w tym sensie, że zostają odebrane temu, kto j e wytworzył, ile - przynajm niej częściowo, w ja k im ś pochodnym i pośrednim zakresie skutków - skierowują się p rze c iw człow iekow i. Z ostają p rze c iw niemu skierow ane łub mogą zostać skierow ane przeciw ko niemu. Na tym zdaje się p o leg a ć głów ny roz­ dział dramatu w spółczesnej ludzkiej egzystencji w j e j najszerszym i najpow szech­ niejszym wymiarze. C złow iek coraz bardziej bytuje w lęku. Żyje w lęku, że je g o w ytw ory - rzecz ja sn a nie wszystkie i nie większość, ale niektóre, i to w łaśnie te, które zaw ierają w sob ie szczególn ą m iarę ludzkiej p o m ysło w o ści i p rze d się ­ biorczości - m ogą zostać obrócone w sposób radykalny p rzeciw ko człow iekow i13.

12 Por. R. Tadeusiewicz, Smog informacyjny. Prace Komisji Zagrożeń Cywilizacyjnych, PAU, 1999, t. 2, s. 97-107; T en is, Ja k się nie zgubić w informatycznym smogu. M ateriały IV Konferencji

Informatyka w przem yśle - szanse, zagrożenia, rozwiązania, Kraków 2000, s. 9-18.

(6)

III. KO N IECZN O ŚĆ „ENERGII M ORALNEJ". NORM A PERSO N ALISTYCZN A

Jak się obronić przed tego typu niebezpieczeństw am i i lękami? Niewątpliwie, trzeba także i dzisiaj sięgać do sposobu, jak i cztery wieki tem u propagow ał Bacon: należy ludzi ostrzegać przed istniejącymi zagrożeniam i, ukazywać przyczyny tak bardzo niepomyślnego stanu oraz tak uporczywego i pow szechnego zgodnego trwa­ nia w błędzie oraz zachęcać do oczyszczania rozum u i pozbyw ania się idoli. W szystko dlatego, by sam „dostęp do praw dy” był dla ludzkiego rozum u „mniej trudnym ” . N ie w ystarcza jednak sam a kolejna inform acja przekazyw ana internau­ tom, mniej lub bardziej św iadom ym czyhających na nich zagrożeń. Konieczny jest przede w szystkim pow rót do w ym iaru m oralnego, a dokładniej: konieczne jest przyw rócenie w spółczesnem u światu wagi w ym iaru m oralnego, który został w y­ party przez tak zw any „rozum instrum entalny”. Rozum ten bow iem - ja k czytamy w encyklice Fides e ratio - zamiast dążyć do kontemplacji praw dy oraz do poszu­ kiwania ostatecznego celu i sensu życia zadow ala się osiąganiem celów czysto doraźnych, czerpaniem korzyści i spraw ow aniem w ładzy14. K onsekw encją pano­ w ania „rozum u instrum entalnego” jest to, o czym m ów ił kardynał Joseph Ratzin­ ger: R ozwojow i naszych m ożliwości nie odpow iada wzrost naszej energii moralnej. Siła moralna nie zwiększyła się w raz z rozwojem nauki, przeciw nie - raczej zm ala­ ła, pon iew aż mentalność techniczna ogranicza m oralność do sfery subiektywnej; m y tymczasem potrzebujem y właśnie moralności publicznej, moralności, która by­ łaby w stanie odpow iedzieć na zagrożenia, które dotyczą istnienia nas wszystkich. P raw dziw e i największe niebezpieczeństwo w obecnej chwili p o leg a właśnie na owym braku rów now agi między m ożliwościam i technicznymi a energią moralną. Bezpieczeństwo, którego potrzebujem y ja k o podłoża dla naszej wolności i godno­ ści, nie m oże ostatecznie poch odzić z technicznych system ów kontroli, lecz może brać się wyłącznie z siły moralnej człowieka; gdzie j e j nie ma albo je s t ona niedo­ stateczna, tam władza, którą posiada człowiek, będzie w coraz większym stopniu staw ać się władzą niszczenia15.

Siła m oralna człow ieka, której dom agał się kardynał Ratzinger, obecnie O j­ ciec św ięty B enedykt X V I, w inna czerpać sw ą m oc, a jedno cześn ie w iernie prze­ strzegać tego, co w tedy jeszcze biskup K arol W ojtyła określał m ianem „norm y personalistycznej”. W książce M iłość i odpow iedzialność jej A utor szukał etycz­ nego uzasadnienia dla m iłości, o której m ów i Ew angelia. O statecznie doszedł do w niosku, że - w przeciw ieństw ie do zasady utylitaryzm u, dla której sam a tylko przyjem ność je s t najw yższą w artością - taką zasadą i n o rm ą dla m iłości jest za­

14 Por. Jan Paw eł II, Fides et ratio, n. 47.

15 J. Ratzinger, M oralizm p olityczny i św ieckość wobec nauki społecznej Kościoła, tłum. P. Borkow ski, „Społeczeństw o” 15 (2005) n. 2, s. 220.

(7)

KONIECZNOŚĆ PRZESTRZEGANIA „NORMY PERSONALISTYCZNEJ” . .. 3 1 5

sada personalistyczna. Norm a ta ja k o zasada o treści negatywnej - czytam y w tym dziele - stwierdza, że osoba je s t takim dobrem, z którym nie godzi się używa­ nie, które nie może być traktowane ja k o p rzedm iot użycia i w tej fo rm ie ja k o śro­ dek do celu. W p a rze z tym idzie treść pozytyw n a normy personalistycznej: osoba je s t takim dobrem, że w łaściw e i pełn ow artościow e odniesienie do niej stanow i tylko miłość. 1 tę właśnie pozytyw n ą treść normy p erson alistyczn ej eksponuje przykazanie miłości. [ . . . ] O w ego gruntu dla przykazania m iłości należy też szu­ kać w innej aksjologii, w innym system ie w artości niż system utylitaryzmu — musi to być właśnie aksjologia personalistyczna, w ramach której w artość osoby j e s t zaw sze w yższa niż w artość przyjem ności (dlatego też osoba nie m oże j e j być p o d ­ porządkowana, nie m oże stanow ić środka dla celu, którym j e s t przyjem ność). [ . . . ] Norma ta ja k o przykazanie określa i zaleca pew ien sposób odniesienia do Boga i ludzi, pew n ą względem nich postaw ę. Ten sposób odniesienia, ta p o sta w a są zgodne z tym, czym osoba je st, z wartością, ja k ą reprezentuje, i stą d są godziwe. Godziw ość p rzew yższa sam ą tylko użyteczność (którą je d y n ie dostrzega zasada utylitaryzmu), chociaż j e j nie przekreśla, tylko podporządkow uje: wszystko, co je s t godziw ie użyteczne w stosunku do osoby, zaw iera się w zasięgu przykazania miłości. Określając i zalecając pew ien sposób odniesienia do istot, które są oso­ bami, pew n ą p ostaw ę względem nich, norma person alistyczna ja k o przykazanie m iłości zakłada nie tylko godziw ość takiego odniesienia i takiej postawy, ale tak­ że j e j sprawiedliwość. Spraw iedliw e j e s t bowiem za w sze to, co się komuś słusz­ nie należy. Osobie należy się słusznie, aby była traktowana ja k o przedm iot m iło­ ści, nie zaś ja k o przedm iot użycia. [ . . . ] R ównocześnie je d n a k m iłość — o ile w ziąć p o d uwagę j e j istotę - je s t czym ś p o za spraw iedliw ością i p o n a d nią; inna je s t p o prostu istota miłości, a inna spraw iedliw ości. S praw iedliw ość dotyczy rzeczy (dóbr materialnych czy moralnych, np. dobrego imienia) ze w zględu na osoby, osób w ięc dotyczy raczej pośrednio, m iłość natom iast dotyczy osób w prost i b ez­ pośrednio; zaw iera się w j e j istocie afirm acja w artości osoby ja k o takiej'6.

Jeśli więc godziw e postępow anie człow ieka w inno być sw oistą w ypadkow ą przestrzegania przezeń norm y personalistycznej, to b ez w ątpienia norm a ta po ­ w inna znaleźć swe zastosow anie także w odniesieniu do sposobu, w jak im dana osoba korzysta z Internetu - czy to um ieszczając w nim jak ieś inform acje, czy to korzystając z ju ż w nim zaw artych. D obro osoby - każdej osoby - je s t i pow inno być dla każdego najw ażniejsze. W tym kontekście o czyw iste staje się to, że w m yśl zasady personalistycznej zam ieszczanie jakichk olw iek niepraw dziw ych lub dem oralizujących inform acji lub program ów , a także dobrow olne korzysta­ nie z inform acji lub program ów stanow iących zam ach n a autentyczne dobro oso­ by, je st czym ś m oralnie złym.

16 K. Wojtyła, M iłość i odpowiedzialność, Lublin 1982, wyd. 3, s. 42-44. Pierwsze w ydanie tego dzieła miało miejsce w 1960 roku.

(8)

IV. SPEŁNIANIE SIĘ O SO BY PO PRZEZ CZYN

Praw ie dziesięć lat później, dokładnie w 1969 roku, w najw iększym swoim dziele o charakterze antropologicznym - w książce O soba i czyn - kardynał W ojtyła zaw arł w iele przem yśleń, które stanow ią pew ne szczególne rozw inięcie refleksji na tem at norm y personalistycznej przedstaw ionej przezeń po raz pierw ­ szy w dziele M iłość i odpow iedzialność. W ydaje się też, że m ogą one znaleźć pełne zastosow anie do om aw ianej przez nas problem atyki, m im o że książka O so­ ba i czyn zo stała opublikow ana na w iele lat przed pow staniem społeczeństw a inform acyjnego i na kilka lat przed zbudow aniem pierw szego m ikroprocesora. Zastosow anie to m oże m ieć m iejsce zarów no w odniesieniu do jak iego ś konkret­ nego człow ieka, ja k i całego społeczeństw a.

W edług kardynała W ojtyły, każdy człow iek jak o osoba spełnia się - czyli doprow adza siebie do pełni - poprzez czyn. K ażdy zaś czyn m a w artość zarów ­ no przechodnią (to znaczy m a swój określony czas, w którym je s t dokonyw any), ja k i n ieprzechodnią (to znaczy na trw ałe zostaw ia swój ślad w człow ieku, który go spełnia). Jeśli je s t to czyn m oralnie dobry, to jeg o spraw ca staje się też kim ś m oralnie dobrym . Jeśli natom iast je s t to czyn m oralnie zły, to i sam człow iek staje się kim ś m oralnie złym . W tym kontekście pojaw ia się fundam entalne dla człow ieka jeg o odniesienie do obiektyw nej praw dy - do praw dy o autentycznym dobru (lub złu) rzeczy, k tó rą dana osoba zam ierza osiągnąć poprzez konkretny czyn. W konsekw encji ujaw nia się szczególne dążenie człow ieka do praw dy jak o celu oraz je g o podporządkow anie w obec prawdy. Ujm owanie pra w d y - pisze kardynał - j e s t zw iązan e ze sw oistym dążeniem. Praw da dla tego dążenia je s t celem. C złow iek dąży do praw dy, a umysł łączy w sobie zdolność j e j ujmowania (poprzez odróżnianie o d n ie-praw dy) oraz p otrzebą j e j dociekania. Już w tym zazn acza się je g o dynam iczne podporządkow anie wzglądem praw dy, która je s t rów nocześnie ja k b y własnym św iatem umysłu ludzkiego. I właśnie to p o dp orząd ­ kowanie umysłu wzglądem p ra w d y warunkuje nadrzędność, czyli transcendencję osoby. C złow iek nie j e s t tylko biernym zwierciadłem , które odbija przedm ioty, ale zachow uje w stosunku do nich sw oistą nadrzędność p rze z pra w dę; je s t to «wyż­ szość praw dy» zw iązana z pew nym ja k b y dystansem do przedm iotów, która w pi­ sana j e s t w duchową naturę osoby'1.

W spełnianiu się osoby poprzez czyn, a dokładniej: w tym szczególnym pod­ porządkow aniu się człow ieka praw dzie, kluczow ą rolę odgryw a jeg o sumienie. Sum ienie bow iem nie tylko określa w artość m oralną danego czynu (czy jest on m oralnie dobry, czy też zły), ale i „nakłania” tę osobę do tego, by spełniła czyn m oralnie dobry, a zaniechała czynu m oralnie złego. Sam w ysiłek sum ienia - czy­

(9)

KONIECZNOŚĆ PRZESTRZEGANIA „NORMY PERSONALISTYCZNEJ” . .. 3 1 7

tamy w książce «O soba i czyn» - ja k o zadanie umysłu zm ierzające do p ra w d y w dziedzinie wartości nie posiada charakteru dociekania teoretycznego. Z w iązany j e s t on natomiast najściślej ze szczególną strukturą w o li ja k o sam ostanow ienia, a zarazem ze strukturą osoby. Z niej wynika i do niej też w sw oisty sposób zmierza. [. . . ] Wysiłek sumienia zw iązany je s t najściślej z taką rzeczywistością ludzkiej w oli i ludzkiej wolności. Jeżeli je s t to wysiłek umysłu zm ierzającego do p raw dy w dzie­ dzinie wartości, to nie chodzi o sam e tylko oderwane w artości przedm iotów chce­ nia, ale chodzi w nim - w raz z nieprzechodniością czynu - o podstaw ow ą w artość osoby jako przedm iotu woli, a w raz z tym ja k o spraw cy działania18.

Doniosłość procesu w ychow aw czego w odniesieniu do każdego człow ieka jak o osoby polega n a tym , by poprzez sw oje kolejne, coraz bardziej dojrzałe w ybory polegające na w yborze praw dziw ego dobra, staw ał się on człow iekiem praw ego sum ienia. M a to sw oje niew ątpliw e zastosow anie w odniesieniu do sposobu korzystania z Internetu przez d an ą osobę. C złow iek praw ego, w ypróbo­ w anego sum ienia - kierujący się cnotam i roztropności, praw dom ów ności i m ę­ stw a - na pew no nie będzie u m ieszczał w Internecie treści niepraw dziw ych i m oralnie szkodliw ych ani też nie będzie z tych ostatnich dobrow olnie korzy­ stał. N ajw ażniejszą rzeczą dla niego będzie bow iem posłuszeństw o w łasnem u su­ m ieniu. W konsekw encji zaś będzie w sw ym życiu urzeczyw istniał norm ę perso- nalistyczną - także w jeg o odniesieniu zarów no czynnym , ja k i biernym do In­ ternetu - która m ówi, że najbardziej podstaw ow ym dobrem je s t dobro jeg o w ła­ snej, a także każdej innej osoby.

V. POSTAW Y A U TEN TYC ZN E I N IEAUTEN TYCZN E

Chcąc w łaściw ie zrozum ieć i ocenić postaw y społeczne, trzeba je , zdaniem kardynała Wojtyły, odnieść przede w szystkim do tego, co ju ż w filozofii A ry sto­ telesa nosiło m iano w spólnego dobra. O no przecież spraw ia, że ludzie zaczyn ają się grom adzić, by je w spólnie urzeczyw istniać i bronić, a - dzięki tem u - zaczy­ na się tw orzyć pew na ludzka w spólnota. P isząc o tym , k ard yn ał z c a łą m o cą podkreślał fakt, że angażując się w realizację w spólnego dobra, każdy człow iek jako osoba spełnia jednocześnie siebie. Także tu w cho dzą w g rę te sam e elem en­

ty, które były tak w ażne w procesie spełniania się poszczególnej osoby poprzez czyn: transcendencja osoby w czynie, sam o-stanow ienie, podporządkow anie się praw dzie, praw e sum ienie.

N iew ątpliw ie takim w spólnym dobrem je s t także Internet. Stąd w naszym patrzeniu na ten tak w ażny elem ent życia i kształtow anie się społeczeństw a in­

(10)

form acyjnego nie m ożem y uciec od w ym iaru etycznego i od ocen etycznych dotyczących zarów no je g o sam ego, ja k i konkretnych postaw ludzi, którzy z nie­ go biernie i czynnie dla takich lub innych celów korzystają. W książce Osoba i czyn kardynał w yróżnił postaw y autentyczne i nieautentyczne. Do pierw szych zaliczył postaw y solidarności i sprzeciw u, natom iast do drugich postaw y konfor­ m izm u i uniku.

Postaw a solidarności je st niejako „naturalną” konsekw encją faktu, że czło­ w iek bytuje i działa w spólnie z innym i. Jest podstaw ą wspólnoty, w której dobro w spólne praw idłow o w arunkuje i w yzw ala uczestnictw o. Solidarność oznacza stalą gotow ość do przyjm ow ania i realizow ania takiej części, ja k a każdemu p rz y ­ p a d a w udziale z tej racji, że j e s t członkiem określonej wspólnoty. C złow iek soli­ darny nie tylko spełnia to, co do niego należy z racji członkostwa wspólnoty, ale czyni do «dla dobra całości», czyli dla dobra w spóln ego19. Solidarność w ym aga przede w szystkim tego, aby każdy w ypełniał swój obow iązek i aby nie przecho­ dził na teren obow iązku innej osoby, gdyż było by to sprzeczne ze w spólnotą i uczestnictw em . Jednakże w pew nych sytuacjach należy odejść od tej zasady. D obro w spólne m oże bow iem w ym agać tego, b y konkretny człow iek był gotów podjąć się także tych zadań i obow iązków , które należą do innych osób. Taka gotow ość je st niew ątpliw ie znakiem szczególnego w yczucia potrzeb wspólnoty, dzięki czem u człow iek w znosi się ponad cząstkow ość i partykularyzm w im ię pew nej kom plem entam ości. W konsekw encji autentyczna solidarność jaw i się ja k o taka postaw a, dzięki której i w której człow iek znajduje spełnienie siebie w dopełnianiu innych20. Taka postaw a leżała zapew ne u podstaw tw orzenia Sieci - chodziło w niej bow iem o stw orzenie forum przekazyw ania i w ym iany infor­ m acji z różnych dziedzin, dzięki czem u każdy jej uczestnik m ógł w zbogacać oso­ b istą w iedzę dotyczącą najrozm aitszych dziedzin życia i nauki. Każdy też - soli­ darnie - m ógł w nosić cząstkę osobistej w iedzy w budow ę tego forum i dzielić się n ią z innym i.

Jednak w chw ili, gdy w Internecie zaczęły się pojaw iać inform acje, które m iały i m ają na celu dezinform ację lub w ręcz dem oralizację, konieczną rzeczą staje się przyjęcie innej postaw y autentycznej, o której pisał kardynał W ojtyła - postaw y sprzeciw u. Sprzeciw je st bow iem pojm ow any przez niego jak o postaw a zasadniczo solidarna - a zatem nie jak o negacja jakiego ś dobra w spólnego oraz potrzeby uczestnictw a, ale ja k o ich sw oiste potw ierdzenie. A utentyczny sprze­ ciw w cale nie polega na odejściu od w spólnoty, poniew aż ci, którzy się sprzeci­ wiają, szukają w łasnego m iejsca w e wspólnocie, szukają uczestnictwa i takiego ujęcia dobra wspólnego, aby oni m ogli lepiej, p ełn iej i skuteczniej uczestniczyć

19 Tamże, s. 351. 20 Tamże, s. 352.

(11)

KONIECZNOŚĆ PRZESTRZEGANIA „NORMY PERSONALISTYCZNEJ"... 3 1 9

we w spólnocie2'. To praw da, w odniesieniu do sytuacji panującej dzisiaj w Inter­ necie m ożliw ości takiego sprzeciw u - zw łaszcza że często w grę w cho dzą tu tak­ że ogrom ne pieniądze - w ydają się niezbyt w ielkie. K onieczny jed n ak staje się jakiś wielki w spólny nam ysł zm ierzający do tego, by sprzeciw w odniesieniu do wszystkich złych rzeczy m ających m iejsce w Internecie m ógł znaleźć w łaściw e dla siebie forum czy w ręcz strukturę. M ożliw ość w yrażenia sprzeciw u w im ię obrony w spólnego dobra je s t przecież niezbędnym w arunkiem praw idłow ego ustroju ludzkich w spólnot. Jak pisał kardynał Wojtyła, chodzi o taką strukturę wspólnot, o taki ich ustrój, aby sprzeciw, który w yrasta na gruncie zasadniczej solidarności, m ógł w ich obrębie nie tylko się wyrazić, ale - aby m ógł spełniać sw oją funkcję dla dobra wspólnoty. A by m ógł staw ać się konstruktywny. Wspól­ nota ludzka w tedy p o sia d a praw idłow ą strukturę, kiedy słuszny sprzeciw nie tyl­ ko posiada w niej p ra w o obyw atelstw a, ale także taką skuteczność, ja k ie j dom a­ ga się dobro wspólne w raz z praw em uczestnictwa22.

A utentycznym postaw om solidarności i sprzeciw u przeciw staw iają się nato­ m iast nieautentyczne postaw y konform izm u i uniku. K onform izm polega na b ra­ ku zasadniczej solidarności, a równocześnie na unikaniu sprzeciw u23. C złow iek, który żyje w jakiejś w spólnocie, upodabnia się do niej w sposób czysto zew nętrz­ ny, bez osobow ego przekonania i autentycznego w yboru. Praw dziw e uczestnic­ two zostaje zastąpione pozorem uczestnictw a, pow ierzchow nym dostrajaniem się do innych, bez przekonania i bez autentycznego zaangażow ania. C złow iekow i chodzi bow iem przede w szystkim o to, by odnieść jak ąś w y m iern ą korzyść lub zaoszczędzić sobie przykrości. W konsekw encji je d n a k w cale nie tw orzy on wspólnoty. Przeciw nie, raczej niejako «pozw ala się nieść» zbiorow ości24. Skutki takiej postaw y są opłakane zarów no dla tej osoby, ja k i w spólnoty, do której ona należy. K onkretna osoba rezygnuje bow iem w tedy ze spełnienia siebie w działa­ niu „w spólnie z innym i” . B rak u niej tak koniecznego w ym iaru transcendencji przejaw iającego się w sam o-stanow ieniu i w olnym w yborze. N atom iast w odnie­ sieniu do wspólnoty, trudno ju ż m ów ić o jej jed ności - co najw yżej o jej czysto pow ierzchow nej jednolitości. W gruncie rzeczy je st to ucieczka od praw dziw ej wspólnoty. K onform izm pogłębia bow iem obojętność w obec dobra w spólnego, co sprawia, że sam a w spólnota ponosi na tym ogrom n ą stratę: brak zaangażow a­ nia ze strony jej uczestników w ew nętrznie o s ła b ia ją samą. N ie ulega w ątpliw o­ ści, że brak w yraźnego sprzeciw u i chęci poszukiw ania dróg w yjścia z sytuacji, w jakiej obecnie znalazł się Internet, m oże w yrastać w łaśnie z postaw y konfor­ mizmu. Nie w olno jed n ak zapom inać o tym , że skutki takiej postaw y m ogą być

21 Tamże, s. 352-353. 22 Tamże, s. 353. 23 Tamże, s. 356. 24 Tamże.

(12)

dla społeczności ludzkiej w prost zabójcze. Z każdym sm ogiem trzeba przecież w alczyć w im ię zdrow ia człow ieka. Ze „sm ogiem inform acyjnym ” również. K a­ tastro fą stałoby się natom iast to, gdyby w im ię w ygody i chęci nienarażania się innym uznano, że sm og ów je s t czym ś naturalnym dla społeczeństw a inform a­ cyjnego. Prędzej czy później okazałby się on dla niej po prostu zabójczy.

W p rzypadku konform izm u człow iek stara się czynić coś z zachow aniem pozorów w spólnoty, natom iast w postaw ie uniku - zdaniem kardynała W ojtyły - zdaje się on ju ż w ogóle nie dbać o pozory. Podczas gdy sprzeciw polega na podjęciu dobra w spólnego i uczestnictw a, to unik je st tylko w ycofaniem się - bez próby p o djęcia uczestnictw a, bez autentycznego bycia w e w spólnocie. N a tym też po leg a jeg o nieautentyczność. U nik bow iem je st w gruncie rzeczy rodzajem postaw y zastępczej. W jej przypadku człow iek nie m oże zdobyć się na solidar­ ność, ani też nie w ierzy w m ożliw ość sprzeciw u. Z asadniczy błąd tej postaw y polega n a tym , że człow iek rezygnuje ze spełniania siebie w e w spólnocie byto­ wania i działania z innymi15. R ezygnacja ta je s t w swej istocie odejściem od nor­ m y personalistycznej, która pow inna być zasad ą ludzkiego postępow ania. Jeśli p o staw a uniku będzie dom inow ać w przypadku członków Sieci, to także i to odejście od norm y personalistycznej m oże przynieść niepow etow ane straty.

S ercem kultury je s t i pow inien być człow iek. To nieco m etaforycznie brzm ią­ ce stw ierdzenie je s t w gruncie rzeczy nieco innym w yrazem norm y personali­ stycznej, k tó rą w sw ych dziełach niestrudzenie głosił kardynał K arol W ojtyła. Jeśli się o tym zapom ni lub tę zasadę zlekcew aży, to Internet podzieli historię biblijnej w ieży B abel - stanie się nie forum w ym iany m yśli i przejaw em jed n o ­ ści w ielkiej rodziny ludzkiej w w ym iarze praw dziw ie globalnym , lecz zapocząt­ kuje now e podziały, niezrozum ienia i nieporozum ienia.

*

N iezw ykle szybko rozw ijające się społeczeństw o inform acyjne stoi obecnie w obliczu w ielu w yzw ań i zagrożeń. Jednym z nich je s t sytuacja panująca w In­ ternecie, który - w dość pow szechnym odczuciu - staje się w coraz m niejszym stopniu pow ażnym forum w ym iany inform acji i idei, a coraz bardziej rodzajem zsypu czy śm ietnika. N ie bez przyczyny m ów i się niekiedy o istnieniu zabójcze­ go zarów no dla poszczególnego członka i uczestnika Sieci, ja k i dla całego spo­ łeczeństw a inform acyjnego tak zw anego „sm ogu inform acyjnego” . Sytuacja w spółczesna je s t niew spółm iernie bardziej niebezpieczna niż ta, w której na po­ czątku X V II w ieku, w dobie rodzącego się w ów czas now ożytnego przyrodo­ znaw stw a, znajdow ał się F rancis B acon, i której prób ow ał przeciw działać p o ­ przez ukazanie zgubnego działania czterech idoli. N a przykładzie Internetu

(13)

KONIECZNOŚĆ PRZESTRZEGANIA „NORMY PERSONALISTYCZNEJ” ... 3 2 1

w dram atyczny sposób m ożem y spostrzec to, ja k w ytw ory um ysłu człow ieka za­ czynają się obracać przeciw ko niem u sam em u.

W tej sytuacji rzeczą w ręcz niezbędną je s t przyw rócenie w życiu społeczeń­ stwa inform acyjnego w łaściw ej rangi samej m oralności. N ie w szystko przecież, co z punktu w idzenia samej techniki je s t m ożliw e, je s t z punktu w idzenia m oral­ ności godziw e i dobre. Idąc za przem yśleniam i K arola W ojtyły zaw artym i w jeg o dziele M iłość i odpow iedzialność ( 1960), trzeba życie w spółczesnej kultury p rze­ niknąć tak zw aną „norm ą personalistyczną”, w edług której to tylko je st godziw e - a przez to z punktu w idzenia m oralności także dozw olone - co służy auten­ tycznem u dobru każdej osoby ludzkiej. Z naczy to, że - zgodnie z ideam i za­ w artym i w książce Wojtyły O soba i czyn (1969) - człow iek m oże się spełniać jed y n ie wtedy, gdy jeg o w olność, a w konsekw encji także je g o postępow anie podporządkow ane je st w ym ogom obiektyw nej p raw dy o dobru. O tych w ym o­ gach mówi m u praw idłow o ukształtow ane sum ienie. O w a szczególna triada ist­ niejąca w każdym człow ieku: osoba - sum ienie - czyn, decydująca o jeg o dra- m atyczności, znajduje swoje przedłużenie w życiu społecznym , w którym bierze on udział. O m aw iając to zagadnienie K arol W ojtyła w yróżnił cztery typy postaw : dw ie autentyczne (solidarność i sprzeciw ) i dw ie nieau ten tyczne (konform izm i unik).

W niniejszym artykule starano się ukazać, ja k bardzo dzisiaj społeczeństw u inform acyjnem u, a zw łaszcza Internetow i, potrzebne je s t rozw ijanie i zastosow y- w anie norm y personalistycznej. W praktyce pow inna się ona w yrażać, z jednej strony, w tw orzeniu autentycznej solidarności tw órców i uczestników Sieci, a także w ich jed n oznacznym sprzeciw ie w obec zam ieszczanych w Internecie niepraw dziw ych, a niekiedy też dem oralizujących inform acji, oraz, z drugiej stro­ ny, na odchodzeniu od tak w ygodnych niekiedy, a p rzecież bardzo szkodliw ych zarów no dla poszczególnych osób, ja k i całego społeczeństw a inform acyjnego, postaw konform izm u i uniku.

BIBLIO G RA FIA

Bacon F., Novum Organum, tłum. J. Wikarjak, Warszawa 1955.

Hetmański M., Społeczny charakter informacji, w: Społeczeństwo informatyczne. Szansa czy zagrożenie, red. B. Chyrowicz, Lublin 2003, s. 9-36.

Jan Paweł II, Redemptor hominis. Jan Paweł II, Fides et ratio.

Jędraszewski M., Społeczeństwo informacji społeczeństwem spotkania osób?, w: „Ethos” 18(2005), n. 1-2, s. 143-162.

(14)

Ratzinger J., Moralizm polityczny i świeckość wobec nauki społecznej Kościoła, tłum. P. Borkowski, w: „Społeczeństwo” 15 (2005) n. 2, s. 219-230.

Tadeusiewicz R., Smog informacyjny. Prace Komisji Zagrożeń Cywilizacyjnych, PAU, 1999, t. 2, s. 97-107.

Tadeusiewicz R., Jak się nie zgubić w informatycznym smogu. Materiały IV Konferencji Informatyka w przemyśle - szanse, zagrożenia, rozwiązania, Kraków 2000, s. 9-18. Wojtyła K., Miłość i odpowiedzialność, Lublin 1982, wyd. 3; (wyd. 1 - Lublin 1960). Wojtyła K., Osoba i czyn, Kraków 1985, wyd. 2; (wyd. 1 - Kraków 1969).

Zalewski Z., Dlaczego nie powinniśmy się obawiać społeczeństwa informacyjnego?, w: Społeczeństwo informatyczne. Szansa czy zagrożenie, red. B. Chyrowicz, Lublin 2003, s. 103-114.

SUM M ARY

N ecessity o f com plying with personalistic norm s in the inform ation society „Information society” w hich is arising now, is becom ing a huge cultural and civilization challenge. To avoid threats to this group, which are appearing with more force, personalistic norm s must be brought back to the m embers o f this society. Karol W ojty3a touched upon this subject in his books: Love

and Responsibility (1960) and The Acting Person (1969). H e wrote about being fulfilled as a human

being trough the act and about authentic and nonauthentic social attitudes.

Key words:

Information Society, personalistic norm, person, act, truth, conscience, solidarity, opposition, conformity, dodge

Cytaty

Powiązane dokumenty

Święty Tomasz z Akwinu – zwany dlatego Akwinatą – jest świę- tym, był profesorem, kontemplatykiem, kaznodzieją, pisarzem, przy- jacielem papieży i królów.. Był i

Agnieszka Bzymek - tytuł doktora nauk społecznych obroniony na Uniwersytecie Gdańskim, pracownik naukowy Ateneum - Szkoły Wy¿szej w Gdańsku; pedagog - teoretyk i praktyk w

Rocznik Historii Czasopiśmiennictwa Polskiego 1,

With the recorded intensity on the camera and the binary DMD pattern, the phase in all the ‘on’ pixels can be reconstructed at once by solving inverse problems with iterative

thermal research heat design adaptive air performance glass structural envelope development system temperature solar systems models double method dynamic gazing conditions

Thus, the development of data-driven techniques, such as digital drawing, modelling and simulation, inform design today at parametric, geometrical, material and behavioural

Es gibt Schwierigkeiten bei der semantisch-funktionalen Bestimmung von speziellen Klitika ohne Vollform, weil hier die direkte Vergleichsbasis der Vollform fehlt. Die Bedeutung

ny Sądem Odpowiedzialności Państwowej, a w art. 140 pozostało tylko orędzie do Sejmu. Przez uchylenie art. 141 zniesiono Radę Gabinetową. Bardziej znaczące zmiany zaproponowano