Ignacy Dec
14. niedziela zwykła, Przyczyny i
przezwyciężanie postawy negacji
Wrocławski Przegląd Teologiczny 8/1, 245-247
POMOCE DUSZPASTERSKIE 2 4 5
chajm y się życzliw ie do siebie. B ądźm y d la siebie bliscy, ta k ja k chciał Chrystus. Czyńm y z naszej ziem i p rzedsionek nieba.
ks. Ignacy Dec
14. NIEDZIELA ZWYKŁA - 9 V II2000
Przyczyny i przezwyciężanie postawy negacji
1. T endencja do w ątpienia i negacjiZnane jestpow iedzenie: „cudze chw alicie, swego nie znacie, sam i nie wiecie, co posiada cie” albo : „naj ciemniej byw a po d latarnią” . Pow iedzenia te m o g ą się nam przypom nieć, gdy słucham y dzisiejszej perykopy ewangelicznej. Jezus przybyw a do swojego rodzinnego m ia sta, gdzie się w ychował, spędził swoje dzieciństw o i m łodość, gdzie także w szedł w dojrzałe życie. B ył znany z pew nością nie tylko najbliższym sąsiadom , ale całem u miastu. Tu b o w iem spędził trzydzieści lat swego „ukrytego życia” . W ielu je d n a k odnosiło się do N iego z podejrzliw ością i lekcew ażeniem . „Tylko w swojej ojczyźnie, w śród sw oich krew nych i w sw oim dom u m oże być prorok tak lekcew ażony” (M k 6 ,4 ) - żalił się Chrystus. D latego też nie uczynił tu żadnego cudu: „I nie m ógł ta m zdziałać żadnego cudu, jed y n ie na kilku cho rych położył ręce i uzdrow ił ich” (M k 6, 5). C uda czynił tam , gdzie w idział w iarę, gdzie uznaw ano go za proroka, gdzie ludzie byli pokorni i przyw iązani do Pana Boga.
P o staw a m ieszkańców N azaretu w cale nie b y ła i nie je s t czym ś w yjątkow ym . Ju ż p ro rocy Izraela spotykali się z d ezap ro b atą ze strony ludu. P rzykładem m oże być p ro ro k E z e chiel. W d zisiejszy m pierw szym czytaniu dow iadujem y się, do ja k ic h ludzi p osyłał go B óg: „S ynu człow ieczy, p o syłam się do synów Izraela, do ludu buntow ników , k tórzy M i się sprzeciw ili. O n i i przodkow ie ich w ystępow ali przeciw ko M nie a ż do d n ia d zisiejsze go. To ludzie o bezczeln y ch tw arzach i zatw ardziałych sercach” (E z 2 ,3 -4 ). N iełatw o było pro ro k o w i w śród tak ich ludzi pełnić m isję otrzym aną o d B oga. W iem y z h istorii Izraela, że w ielu proroków , cierpiało dużo o d sw oich rodaków.
Także starożytny św iat pogański znał przypadki odrzucenia m isji ludzi spraw iedliw ych. P rzykładem m oże tu b y ć Sokrates, którego naród odrzucił, a po śm ierci postaw ił m u p o m nik. N orw id w yraził dobitnie tę nieszczęsną historię w słow ach: „C oś ty A tenom zrobił Sokratesie, że ci ze z ło ta statuę lud niesie, otruw szy pierw ej” .
Znam y ludzi, którzy źle c z u ją się w śród swoich, w o ląp rzeb y w ać m iędzy obcym i. Z n a j d u ją tam w ięcej szacunku i uznania.
P atrząc d ziś na C hrystusa, którym p o g ard zają m ieszkańcy rodzinnego N azaretu, w arto zastanow ić się nad przyczynam i postaw y dezaprobaty, negacji.
2. P rzyczyny postaw y dezaprobaty i negacji
M ax Scheler, w ybitny filo z o f niem iecki X X w ieku, pow iedział, że człow iek je s t je d y n ą istotą, k tóra m oże m ów ić „nie” . W ielu ludzi m ów i „nie” grzechow i, złu, ale s ą i tacy,
2 4 6 POMOCE DUSZPASTERSKIE
którzy m ó w ią „nie” w obec dobra. Takiego „nie” dośw iadczył w łaśnie Jezus w N azarecie. G dy zastanow im y się n ad p o w o d em takiej sytuacji, to m ożem y dojść do w ykrycia nastę pu jący ch p rzy czy n kształtow ania się postaw y dezaprobaty:
1) B rak d ostatecznego rozpoznania d o b ra
C zasem sprzeciw iam y się czem uś, czego dokładnie nie znamy. N azareńczycy z pew no ścią nie rozpoznali w artości Jezusa. Ci, którzy M u nie dow ierzali i odnosili się do N iego z lekcew ażeniem , p raw dopodobnie znali G o tylko pow ierzchow nie. P oznanie pobieżne d o b ra nie w yzw ala ta k w ielkiego pragnienia zdobycia tegoż dobra. N atom iast poznanie d o głębne ja k ie jś wartości, zw ykle w yzw ala w nas duże pragnienie je j zdobycia, posiadania. 2 ) . P o staw a zazdrości
B y w a ją ludzie, którzy ata k u ją drugich, gdy ci do czegoś d ochodzą, gdy o d n o szą ja k ie ś sukcesy. D latego zd arza się, że ci, k tó rzy coś robią, p rz e ja w ia ją inicjatyw ę, są krytykow a ni, ośm ieszam , atakow ani. To nie tylko zd arza się w Sejm ie czy w zak ład ach pracy, ale m a m iejsce i n a w y ższych uczelniach, także w św iecie artystów , lu d zi kultury, ludzi życia publicznego. To zd arza się także w codziennym szarym życiu.
3) C hęć znaczenia
Innym p o w o d em lekcew ażenia d ru g ich je s t chęć znaczenia, w ybicia się. Innych się w tedy pom niejsza, b y sam em u zabłysnąć. Spotykam y ludzi, któ rzy ostro krytykują sw o ic h ryw ali, p ró b u ją ic h ośm ieszyć lub przynajm niej pom niejszyć ic h zasługi, by w ten sposób zyskać nad kim ś p rzew agę lub p o prostu, b y n a ta k im d e sam em u lepiej w ypaść. Jest to przykład choroby n a w ielkość. Tego typu nie leczona ch o ro b a daje się w e znaki całem u otoczeniu.
4) P rzykre dośw iadczenia
Zdarzaj ą się przypadki, że w śród ludzi ustaw ionych negatyw nie w obec K ościoła, s ą tacy, którzy czegoś przykrego dośw iadczyli od ludzi zw iązanych z K ościołem , najczęściej od osób duchow nych. Gdy np. ksiądz kogoś skrzyczał, zażądał zbyt wysokiej ofiary z a chrzest, ślub czy pogrzeb, m oże w danym człow ieku pozostać uraz do K ościoła. Innych m oże też drażnić postaw a niektórych hierarchów, ic h w ypow iedzi, zachow anie, pew ność siebie itd.
3. P rzezw yciężanie postaw y negacji
Jesteśm y w szyscy zranieni w naszym patrzeniu na drugiego człow ieka. Łatw iej je s t zaw sze zauw ażyć zło, aniżeli dobro, gdyż zło je s t bardziej krzykliw e i w idoczne, a dobro się zw ykle ukryw a i je s t ciche, pokorne.
Św. P aw eł w spom inał dziś o tajem niczym ościeniu, który odkrył w sobie. B yło to coś, z czym nie m ógł sobie sam poradzić, dlatego prosił B o g a o oddalenie tej słabości. U słyszał w tedy słowa: „W ystarczy ci m ojej łaski. M oc b o w iem w słabości się dosknali” (2 K o r 12, 9). Takim ościeniem m oże być u niektórych ludzi w łaśnie tend en cja do negow ania, do lekcew ażenia, krytykow ania, niedow iarstw a, podejrzliw ości itp.
P rzebadajm y dzisiaj, co je s t naszym ościeniem ; co je s t tw o im ościeniem ? M oże je s t nim w łaśnie przesadnie krytyczne p atrzenie n a człow ieka, tego bliskiego, tego z dom u,
POMOCE DUSZPASTERSKIE 2 4 7
tego z pracy. M oże je s t w nas za m ało tolerancji, a zb y t dużo pretensji. U czm y się w ciąż na now o pozytyw nego, przyjaznego patrzen ia n a drugich. O d każdego człow ieka m ożna się czegoś nauczyć. N ie m a ludzi totalnie zepsutych. U czm y się radow ać d ru g im człow ie kiem . O ddalajm y postaw ę podejrzliw ości, nieufności.
O ceńm y także w św ietle dzisiejszego słow a B ożego, ja k traktujem y C hrystusa i Jego K ościół. M usim y przyznać, że i w śród nas Jezus - b y ć m oże - nie czyni „w ielu cudów ” oraz że Jego słow o je s t często zniew olone. D laczego ta k się dzieje? W św ietle dzisiejszej E w angelii m ożna odpow iedzieć: „z p o w o d u ic h niedow iarstw a” (M t 13, 58). D la m iesz kańców N azaretu p retek stem d la n iedow iarstw a b y ło to , iż naw rócenie głosił im je d e n z nich, który b y ł synem M aryi, kto ja d ł, pracow ał, trudził się, spał i chodził w śró d nich. C oć podobnego m oże stać się i dziś. K to ś m oże szukać w ykrętów , byleby tylko nie p rzy znać racji sw ojem u pasterzow i, dlatego że zn a się je g o zw yczaje i słabości; dlatego że w codziennym życiu nie p rzypom ina zbytnio proroka. T aka p ostaw a m oże b y ć dziś na szym ościeniem , który trzeb a przy pom ocy łaski B ożej przezw yciężać. A postoł Paw eł usłyszał: „W ystarczy ci m ojej łaski” . Słow a te ty c z ą dziś w szystkich nas: „w ystarczy ci m ojej łaski” . A w ię c czyńm y w szystko, b y nie p o w tarzała się postaw a w obec Jezu sa w J e go rodzinnym N azarecie. N ie c h w naszym kościele i w naszej parafii b ęd zie inaczej.
ks. Ignacy Dec
15. NIEDZIELA ZWYKŁA - 16 VH 2000
Powołani i posłani
1. N asze pow ołanieG łów nym tem atem dzisiejszej niedzieli je s t spraw a naszego pow ołania i naszej m isji apostolskiej. Z a n im zastanow im y się nad naszym pow ołaniem chrześcijańskim i naszą m isją ja k o ludzi w ierzących, zauważm y, że każdy z nas je s t najpierw pow ołany przez B o g a do życia. M ogło nas nie być, a oto jesteśm y. D latego jesteśm y, żyjemy, b o chciał nas m ieć B óg. Jem u ostatecznie zaw dzięczam y nasze istnienie, nasze życie. B ędąc tu na ziem i, m am y do w ypełnienia ja k ą ś m isję. K ażdy z nas m a na co dzień do w ykonania w iele zadań. M am y różne obow iązki: w dom u, w b iurze, w zakładzie pracy. N iekiedy narzekam y, żali m y się na o g ro m zadań, n a nadm iar obow iązków . N iekiedy upadam y p o d ich ciężarem . W iele sytuacji nic jesteśm y w stanie zm ienić. M ów im y w tedy: takie je s t ju ż to ziem skie życie: pełne dram atów , a niekiedy i tragedii.
W lipcu 1997 r. Dolny Śląsk przeżyw ał dram at pow odzi. W ielu ludzi straciło w ów czas cały swój dobytek. M o żn a było w tedy w idzieć przerażające, pełne zgrozy obrazy: zalane m iasta i w ioski, w idoki plączących, załam anych ludzi. Po raz kolejny okazało się, że nie m ożem y nad w szystkim panow ać. Jesteśm y tak bardzo tu na ziem i ograniczeni. Taki ju ż je s t nasz ziem ski los, nasze ziem skie życie, spowite w nieszczęścia, zm artw ienia i ograniczenia.
A byśm y n a now o nabrali zapału do życia i do pełnienia naszych w łaściw ych zadań, pow róćm y do dzisiejszej Ew angelii.