• Nie Znaleziono Wyników

Rodzina Chrześciańska, 1904, R. 3, nr 21

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rodzina Chrześciańska, 1904, R. 3, nr 21"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Katow ice, Niedziela, 29-go M aja 1904 r. Nr. 2 1

Rodzina chrześciańska

Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.

Wychodzi raz na tydzień w JYiedzislę.

Bezpłatny dodatek do „Górnoślązaka" i „Straży nad Qdrą“.

Ew angelia

na uroczystość Trójcy Przenajświętszej

u św . M ateusza w rozdz. X X V III.

Onego czasu: Rzekł Jezus Uczniom sw o im : Dana mi jest wszystka władza na niebie i na ziemi. Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody, chrzcąc je w imię Ojca i Syna, i Ducha świętego, nauczając je chować wszystko, cokolwiekem wara przykazał. A oto! Ja jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata.

Uroczystość Trójcy Przenajśw.

Pięknem zakończeniem dotychczasowych uio- czystości; przypominających nam nasze odkupienie i uświęcenie, jest uroczystość dzisiejsza Trójcy' Prze­

najświętszej, albowiem około tej wielkiej tajemnicy gromadzą s ię jako około swego punktu środkowego wszystkie tajemnice naszego odkupienia i uświęcenia, których uroczyste pamiątki dotąd obchodziliśmy.

Stworzeni jesteśmy na ten ceł, abyśmy czcili i wiel­

bili Tróicę Przenajśw., to przy naszem stworzeniu obraz Trójcy Przenajśw. na duszy naszej wyciśnio- nym został. Lecz niestety, człowiek zbłąkał się i od­

dalił od lego celu, zamiast wielbić Boga w Trójcy jedynego, którego piękny obraz nosił na sobie, znie­

ważał Go i psuł obraz na duszy swej wyciśniony.

Wtedy ukazał się nowy człowiek, przy naro­

dzeniu którego aniołowie śpiewali: *chwctła na wyso­

kości B ogu, a na ziem i pokój ludziom dobrej woli.*

On przedstawiał w całym blasku na duszy człowieka wyciśniony obraz; Jego całe życie niczem innem było, jak tylko czczeniem i wielbieniem Trójcy Prze­

najśw. Czyniąc zaś jako Bóg-człowiek zadość za grzechy świata i tak wszystkich ludzi wyzwalając od grzechu, sprawił, że każdy człowiek pierwotny obraz Boży w sobie odnowić i Bogu w Trójcy św. jedy'- nemu cześć, któiej Mu dotąd odmawiał, znowu od­

dawać może. Tę łaskę odnowienia, którą nam nasz Zbawiciel wysłużył, daje nam Duch św. jako nasz Uświęcicie! w sakramencie Chrztu św. Pierwotnie jako obr;iz Boży stworzeni ku sławieniu i wielbieniu Boga w Trójcy św, jedynego, we Chr/eie św. odno­

wieni jesteśmy, na nowo niejako stwoizeni podług obrazu Bożego; jesteśmy ochrzceni w Imię Ojca i Syna i Ducha św. Nie tylko na talach, ale i ze serca w życiu całem ochrzconego może i powinno

brzm ieć: »chwała Ojcu i Synowi i Duchowi św.«

Tak więc wszystkie uroczyste pamiątki naszeg' d- kupienia i uświęcenia kończą się pięknie i godn ie w uroczystości na cześć Trójcy Przenajśw. przez K o­

ściół św. ustanowionej.

Zaprawdę, tajemnica Trójcy Przenajśw. to ta­

jemnica wszystkich tajemnic. Że jest Bóg i że jeden Bóg tylko być może, tego cię uczy wiara, o tem ci mówi twój naturalny rozum, to ci powiada wszystko widzialne stworzenie. »Tylko głupi, powiada Dawid, rzeki tv sercu sw ojem : nie masz Bogat (ps. 13, 1);

ale że ten jeden Bóg trojaki jest w osobach, tej ta­

jemnicy żaden i najbystrzejszy umysł stworzony nie zdolny choć tylko w zbliżeniu wytłómaczyć. Dla tego powiada św. Marcin: »Tajemnicy Trójcy Prze­

najśw. ludzki rozum pojąć nie może; żaden i naj­

wymowniejszy język wyczerpująco o niej mówić nie może«. U proroka Ezechiela czytamy o strumieniu, który ze świątyni jerozolimskiej wypływał. Według

; wyjaśnienia św. Tomasza z Willanowy, przez ów strumień, który wypływał z świątyni ij. ze serca na­

szego boskiego Zbawiciela, rozumie się święta nauka ]ego. W niej jest niejedno, co łatwo zrozumianem być może: jak np. przepisy, nakazujące czynić do­

brze, a unikać złego, niejedno, co jest trudniejszem do zrozumienia: jak stworzenie świata, utrzymywanie go i rządzenie nim, niejedno, co jeszcze więcej ta- jemniczem: jak wcielenie Syna Bożego i odkupienie świata; wreszcie są w nauce Jezusa Chrystusa taje­

mnice, które zupełnie są niepojęte i niezgłębione, a do tych przed wszystkiemi innemi należy tajemnica o Trójcy Przenajśw. Tajemnica ta nie sprzeciwia się rozumowi ludzkiemu, lecz przechodzi go, gdyż ją poznajemy tylko za pomocą nadprzyrodzonego objawienia, a objawionej nie pojmujemy. Ależ jednak powiedział nasz Zbaw iciel: »Błogosławieni którzy nie widzieli a uwierzyli

Ponieważ tajemnica Trójcy Przenajśw. jest głó­

wną, fundamentalną tajemnicą całej religii chrześci­

jańskiej, przeto też Kościół św. ciągle, ustawicznie na każdym kroku, przy każdej sposobności wyznawa swą wiarę w tę najwyższą i najgłębszą tajemnicę.

Wyznawaniem i uwielbianiem tej tajemnicy rozpo­

czyna i kończy wszystkie swe czynności i modlitwy.

Wyznawa i wielbi tę tajemnicę we Mszy św. w onem j| »gloria in excelsis Deo«, w »credo in unum Deum*, w prefacyi, dalej w modlitwach kapłańskich, jak w

»Te Deum laudamus*, także przy końcu każdego psalmu powtarzając: »chwała Ojcu i Synowi i Du­

chowi św.« A czyż i ty nie rozpoczynasz i nie koń­

czysz wszystkich twoich modlitw znakiem krzyża św., a więc wyznawaniem Trójcy Przenajśw., mówiąc:

(2)

2

w imię Ojca i Syna i Ducha św. ? Obyś tylko słów tych świętych nie wymawiał tylko z przyzwyczajenia bezmyślnie! Co usta mówią, to serce czuć powinno, to w uczynku, w życiu twojem niechże sio objawia.

Ten tylko bowiem czci tajemnicę Trój y Przenajśw.

rzeczywiście, kto nigdy nie zapomii:::, że przez Chrzest św. świątynią w Trójcy jedynego Boga zo­

stał. Oby nigdy grzech ciężki tej świątyni Bożej nie zmazał! Oby wszystkie nasze myśli, słowa i uczynki miały ra celu cześć Trójcy Przenajśw., oby całe życie nasze było jednem nieustającem: »chwała Ojcu i Synowi i Duchowi św. jak była na początku tak i teraz i zawsze i na wieki wieków.*

Ew angelia

na uroczystość Bożego Ciała

u ś w . J a n a w rozdz. V I.

Onego czasu: Mówi! Jezus rzeszom Żydowskim:

Ciało moje prawdziwie jest pokarm, a K rew moja prawdziwie jest napój. Kto pożywa mego Ciała i pije moję Krew, we mnie mieszka, a j a w nim. Ja k o mię posłał żyjący Ojciec, i j a żyję dla Ojca, a kto mię pożywa, i on żyć będzie dla mnie. T en jest Chleb, który z nieba zstąpił. Nie jako ojcowie wasi jedli Mannę i pomarli. Kto pożywa tego Chleba, żyć będzie na wieki.

U ro c z y sto ść B o żeg o C iała.

Uroczystość Bożego Ciała.

»Kto pożywa mego Ciała i pije moję Ktew, we mnie mieszka, a ja w nim.« O zaprawdę miłosierny i dobiotliwy Pan, który samego siebie dla nas nie­

godnych nie szczędził, wydając się dla nas na śmierć i dziś nie szczędzi, karmiąc nas własnem Ciałem swojem i własną Krwią. Któraż matka taka, żeby karmiła ciałe.n swojem dziatki swe? Prędzej czytamy o takich, które jadły dzieci swoje, aby życie swe za­

chować mogły. Nie tak Zbawiciel nasz, Jezus C hry­

stus, o nie tak ! ale których sobie na Chrzcie św.

odrodził, tych też karmi Ciałem własnem i własną Krwią swoją. Chleb niebieski dawa im, a Chleba j

anielskiego pożywa nędzny człowiek.

A na cóż nam dał ten tak wspaniały pokarm?

»Na pamiątkę dziwnych spraw swoich*, mówi pro­

rok (ps. no). Najprzód na pamiątkę przedziwnej swej miłości ku nam, bo tu dokładnie widzimy, jako j j

na« umiłował, jako za nas wiele czynić i cierpieć

raczył. Albowiem toć jest Ciało, które za nas wy­

dał, toć jest Krew, którą za nas przelał, a tem któżby sobie na pamięć przywieść nie miał dziwną miłość Jeg o ? Nadto ten Najśw. Sakrament jest jeszcze pamiątką tego wszystkiego, czego nas Pan fezus uczyć raczył tak słowy, jako i przykładem. Uczył nas posłuszeństwa ku Bogu, cierpliwości w krzyżu, a miłości przeciwko bliźnim naszym. Albowiem uni­

żył sam siebie, stawszy się posłusznym Bogu Ojcu aż do śmierci krzyżowej, co wszystko na pa­

mięć nam przywodzi ten Najśw. Sakrament. Wsty- dzićbyśmy się powimy, chodząc za tym Najśw. Sa­

kramentem, albo patrząc nań, żeśmy jeszcze tak nie­

posłuszni woli Bożej i przykazaniom Jego, tak nie­

cierpliwi w dolegliwościach naszych, tak niemiłosierni przeciwko bliźnim naszym, widząc takie posłuszeń­

stwo Zbawiciela naszego, które we wszystkiem za­

chował Ojcu swemu, widząc taką cierpliwość w umęczeniu Jego, że się za swe krzyżowniki modlił, widząc taką miłość ku nam, że On za nas wydał Ciało swoje i Krew swoją wylał. A my kiedy wy­

(3)

IÓ3 ---

damy za braci naszych życie nasze, którzy im ża­

łujemy kęs chleba?

Nieskończona, niepojęta dobroć Pana Jezusa Pokazuje się w tym Najśw. Sakramencie, albowiem ten pokarm niebieski postanowił przeciwko śmiertel­

nemu pokatmowi w raju, przez któryśmy wszyscy M i zginęli. O onym powiedział B ó g : »którego dnia będziesz jadł z niego śmiercią umrzesz* (i Mojź.

2; 17)1 a o tym: »iź kto pożywa tego chleba, żyć będzie na wieki« (Jan 6, 59). A ponieważ wonczas człowiek uwierzył szatanowi mówiącemu : »nie umrze­

cie, ale będziecie jako bogowie, wiedząc dobre i złe«

(J Mojź. 3, 5), tedy też chce Pan Bóg, abyśmy Mu tem więcej wierzyli w tym Sakramencie mówiącemu:

5to jest Ciało moje* (Mat. 26, 26), »ten jest chleb, który z nieba zstąpił* (jan 6, 59). A choć się zmy­

sły nasze wszystkie mylą oprócz słuchu, jednak my wierzymy więcej słuchowi i ^łowu Bożemu. Niechaj się oczom, smakowi, powonieniu i dotykaniu ten S a ­ krament prostym chlebem widzi, my głosu Bożego słuchajmy, który nam mówi: »to jest Ciało moje.*

Za te nieskończone cuda miłości i dobroci Bo­

żej, my dostatecznie Panu Bogu dziękować nie mo­

żemy. Czyńmy tedy, na co nas starczył Korzystajmy z uroczystości Bożego Ciała, a chodząc w procesyi za Jezusem, którego Kościół obnosi po ulicach i dro­

gach miast i sioł naszych, bijmy Mu w pokor/e po­

kłony, wyznawając Go Panem i Bogiem naszym. A po skończonych uroczystościach Bożego Ciała od- wiedżajmy Go często w kościele, gdzie na nas czeka gotowym będąc z pomocą we wszystkich naszych potrzebach, a przytem pożywajmy godnie tego nie­

bieskiego chleba, albowiem tak czyniąc, otrzymamy łaski i błogosławieństwo Boga wszechmogącego, a po śmierci będziemy żyć na wieki.

O b r a z e k z ż y c i a w z i ę t y .

(C iąg dalszy.)

Pani baronowa dała się rozbierać długo swej pannie, a gdy już była w łóżku, kazała jej wziąść książkę, m ów iąc:

— Będziesz ciągle czytała, nie przestając, cho­

ciaż zasnę; ten ciągły dźwięk przedłuża mi sen, służy za opium.

Już trzecia po północy wybiła, a biedna sierota czytała jeszcze. Już też był dzień, gdy wyszła z sy­

pialni baronowej i bez sił padła na łóżko. Zaledwie przespała dwie godziny, kiedy dzwonek baronowej nielitościwie ją zbudził. Baronowa, wielka amatorka botaniki (nauka o kwiatach i roślinach), chciała zbie­

rać zioła w swym ogrodzie ze wschodem słońca.

Szła za nią biedna Marynia z oczami zaledwie otwar- temi, dźwigając na ręku dużą pudlicę, by się nie za­

moczyła po rannej rosie. Powróciwszy z tej wypra­

wy, bar mowa siadła do fortepianu, a Marynia stojąc za fotelem, czesała jej włosy. Ćwiczenia te muzy­

czne trwały dwie godziny; poczem baronowa siadła do powozu i wyjechała, zaleciwszy swej pannie na­

prawę jakiejś woal ki koronkowej, do której szczególną wagę przywiązywała. Zostawiona samej sobie Ma­

rynia kilka razy mało nie zasnęła nad robotą i gdy się jej już oczy naprawdę kleiły, wszedł Jan i sia­

dając, rzekł poufale:

— A cóż panno Maryanno, kontentaś jest ze służby ?

Dziewczyna westchnęła głęboko, nie odpowie­

dziawszy nic nie umiejąc kłamać.

— Baronowa — mówił lokaj, poprawiając wło­

sów w pysznem lustrze weneckiem — baronowa jest to stara waryatka, która szaleje naprawdę i warta go­

ścin}' u Bonifratrów. Co mówisz panna na to sza­

leństwo, źe sobie czytać każe, kiedy sama śpi? Ucie­

kać oknem od takiej waryatki!

To zuchwalstwo służalca raziło uszy biednej dziewczyny, której sumienie mówiło, iak niegndnem postępowaniem jest złorzeczyć ludziom, których się chleb zjada.

— Mów otwarcie, panno Maryanno — rzekł lo­

kaj, podziwiając się ciągle w lusterku — czyś widziała kiedy kobietę dziwaczniejszą, bardziej wymagającą i nieznośniejszą jak nasza pani ?

— Ja tu jestem po to, aby jej służyć a nie zaś, aby ją sądz ć — odpowiedziała zimno zapytana.

— Ha, co to panna ładnego robisz ? — zapytał fanfaron, poznawszy pismo nosem.

*— A tak, pracuję, — odparła dziewczyna — czyż nie powinnam pracować, alboź mi za to nie płacą ?

Oj, dziecko, dziecko! — zawołał Jan, zanosząc się od śmiechu; — widać, żeś ze wsi... Dobrze to wtenczas, gdy ta stara czarnownica patrzy, ale teraz to prawdziwa niedorzeczność!

—- Może panna jesteś ciekawa przeczytać, mam piękny, nowy romansik.

— Ja nie znam takich książek.

— Jakto, a'có ż panna czytujesz?

— Żywoty Świętych Pańskich i książki, które ucząc rozrywkę uczciwą dają.

— Stangret miał racyą; to prawdziwa święto­

szka — rzekł do siebie lokaj i wykręciwszy się na pięcie, pożegnał Marynię.

Aieź oto weszła zaraz kucharka.

— Przeklęte domisko — wołała kuchta, siada­

jąc na ławie, — ach! gdyby nie złotko!

— Co ci, kochana? — zapytała Marynia.

— Co? — odrzekła rozgniewana, — oto mdleję i upadam ze zmęczenia. Czyż nie muszę codzień gotować pięciu śniadań: herbatę dla pani, czekoladę dla Jana, befsztyk dla stangreta, kotlety dla mar­

szałka, kawę dla gospodyni itd. A ch! to okropne!

— Ja ci umniejszę pracy, moja droga; zjem, co mi podasz.

— To się nie godzi, — mówiła kucharka z pe­

wnym gestem wspaniałomyślności. — Panna tu wię­

cej znaczysz, jak wszyscy, wyjąwszy marszałka, tego starego dziwaka.

— Franciszko! Franciszko! a gdzież ty się po- dziewasz ? — wołała gospodyni, która tu teraz na­

deszła.— Potrzebuję kolacyi więcej wykwintnej; przyj­

muję bowiem dzisiaj gości w mym pokoju; będzie i Jan. Sądzę, że i ty panno Maryanno nie odmówisz mi wizyty, — mówiła do garderobianny, gdy już ku­

charki nie było.

— Bardzo dziękuję pani, — rzekła Marynia za- ambarasowana; — służba zatrzymuje mię przy mojej pani; pani wiesz, że moje czytanie przedłuża się późno w noc.

— Wrzuć opium do napoju którego baronowa wieczorem używa — przerwała gospodyni.

— Nie zrobię tego, — odrzekła Marynia.

— Dziecko iesteś, inni to robią bez najmniej­

szego skrupułu i dobrze im z tem.

— Sumienie moje wyrzucałoby mi to całe życie,

— mówiła sierota z żywością.

— Sumienie ? — powtórzyła z szyderstwem go­

spodyni, — ach ! prawda, zapomniałam, żeś panna jest św iętą! — ale przynajmniej zachowasz to przy

sobie ?

(4)

IÓ4 ---

— Zrobię, co do mnie należ}’ ; ale gdyby się to powtarzało, ostrzegę panią i marszałka.

— Zrób to, mała jaszczurko, spróbuj.

— Ja ciebie się mniej lękam niż grzechu,

— Poczekaj; mam ja głos u marszałka!

— To być nie może, — odezwał się ktoś gło­

sem stłumionym i wnet ukazał się marszałek we wła­

snej osobie na progu sąsiedniej izby, gdzie się go nikt nie spodziewał.

— A. ja ci radzę, szanowna damo, — rzekł zwra­

cając się do gospodyni, — odwołać twą wieczerzę i odprosić gości.

Gospodyni uciekła.

— M aryniu! — mówił marszałek z łagodnością,

— jedziemy do miasta za sprawunkami naszej p an i;

konie już zaprzężone, wsiadajmy.

Podczas podróży marszałek rozmawiając z Ma­

rynią, poznał w niej zdrowy rozsądek i nieugiętą uczciwość. Ale starzec ten był niedowierzającym;

lubił on wybadać charakter kąźdego. Wysadził dzie­

wczynę przed magazynem bielizny i kazał jej zakupić różne przedmioty po cenie przez panią oznaczonej.

— Za godzinę przybędę do ciebie i zapłacę;

każ przygotować rachunek.

Marynia wypełniła zlecenie; wybrała towaru za 500 złp.

— Na jakąż sumę mam przygotować rachunek?

— zapytał kupiec',

— A na 500 złp,, — odrzekła dziewczyna, — wszak t" jasne.

— Panienka widać niedawno bawi u pani ba­

ronowej.

— Dla czego ?

— Jest u nas zwyczajem być grzecznymi dla panien służących zacnych dam, któte nasze maga­

zyny zaszczycają kupnem. Takimi chcemy być i dla panienki... chcę podać w rachunku 550 złp., z tych 50 będzie dla panienki.

— Za kogóż mię to pan masz? — przerwała z gniewem dziewczyna.

— Za pannę służącą, jak mi się zdaje, — od­

powiedział kupiec ze złośliwym uśmiechem.

— A gdyby odkryto tę nieuczciwość 1

— O ! bądź spokojną moje serce; jak kamień w wodę wrzucił.

— Wpisz pan 500 złp., mój panie, inaczej ostatki raz mię tu widzisz.

— Panna jesteś cudowną panną służącą, — śmiejąc się, powtórzył kusiciel.

Marszałek, który od kwadransu niepostrzeżenie stał za stosem płótna, wyszedł z ukrycia, zapłacił rachunek i kazał zabrać rzeczy.

Marynia za powrotem swoim do domu już nad wieczorem, zastała panią w złym humorze; miała ona przegrać sprawę, od której część jej fortuny zależała, i kiedy biedna dziewczyna nie zdołała uczesać ją dosyć pośpiesznie jak tego chciała, rozgniewana pod­

niosła rękę, aby jej wyciąć policzek.

— Nie, pani tego nie zrobisz, — zawołała sie­

rota, oblawszy się rumieńcem, — nie, boś jest ko­

bietą dobrego urodzenia.

Zawstydzona tem baronowa opuściła rękę i patrząc długo w garderobiankę, przemówiła do niej w końcu :

— Wyrażasz się przyzwoicie, kto ciebie wy­

chował ?

— Najprzód moja biedna matka pod okiem go­

dnego proboszcza naszej wioski, po jej śmierci za­

konnice św. Ducha w Sandomierzu.

— Mówią mi, żeś jest nabożnisią aż do śmie­

szności.

— Nie sądzę; służę Bogu, jak umiem i szanłiję mych panów, oto moja zasada.

(Dokończenie nastąpi.)

Pieśń nadziei.

—— •-* -*

Nie mów, że wszystko kończy się na ziemi, Ą życie przyszłe marą tylko senną,

Że się już nsgdy nie zobaczym z tymi, Co poszli pierwsi jakąś drogą inną.

Czemźeby życie był© bez tej wiary, Że po za grobem spotkają się dusze?

Czyliż próżnemi byłyby ofiary,

Próżnemi straszne rozstania, katusze?

Nie! nie szydź ze mnie i z mojej nadziei, Co mi dodaje sił pośród tęsknoty,

Wszak utraciłam już wszystko z kolei, Chcesz i ten jeszcze skarb wydrzeć sieroty?

O tak 1 ja wierzę, że śmiercią/godzina Jest przejściem tylko do lepszego świata,

W którym się nowe istnienie zaczyna, Bo życie ludzkie — nie jest życiem kwiata.

Ja mam nadzieję, więc idę z pokojem Drogą, co kiedyś zawiedzie do słońca,

Co mnie połączy 2 calem szczęściem mojem, Gdzie żyć będziemy lazem już — bez końca.

poi) niebem Dalmacyi.

^ Skreślił S t a n i s ł a w B e ł z a .

W niniejszym numerze »Rodziny chrześctań- skiej« rozpoczynamy szereg opisów podróży 7 ilu-

| stracyami znanego naszego pisarza StanisławafBełzy z Warszawy, który dał nam je łaskawie do dyspo- zycyi. żywo interesując się sprawami ludu polskiego na Śląsku, o czem świadczy kilka jego dzieł, jak:

»Karol Miarka«, »Na Śląsku polskim*, »My czy oni

| j na Śląsku polskim*, »W górach olbrzymich**. Roz­

poczynamy opis podróży po Dalmacyi, później damy

»Na Lagunach* i »W kraju tysiąca jezior*. Spo­

dziewamy się, że każdemu z naszych czytelników sprawimy tem uciechę, bo opisy podróży są zarazem

| zajmujące i poucźające.

*

I- #

Pod niebem Dalmacyi, niechaj mi dozwolonym będzie, przepędzić z dostojnymi moimi słuchaczami chwil kilka.

Pod niebem Dalmacyi, pod tem niebem, co la- zurowem półkolem roztacza się ponad jednym z pię­

kniejszych, ale i biedniejszych krajów w Europie, którego słońce przyświecało kiedyś umysłowej dzia­

łalności, jakiej podobnej darmoby się szukało wśród równych terytoryalnych warunków, w którego zorEy,

budzi się dziś do politycznego życia narodowość, przez kilkanaście z rzędu wieków spychana na sta­

nowisko podrzędne, parciem obcego pierwiastku, co choć stanowi kilka zaledwie tylko procentów, wśród słowiańskiej ludności, obcej mu mową, dążnościami i kulturą, spycha przecież tę ludność na stanowisko

(5)

i6 5 ---

podrzędne, wydzierając jej władzę, znaczenie, a na­

wet do niedawna i powszedni chleb.

Ciekawy, ale zarazen; i dziwny kraj, niby świe­

tlanym kloszem, pokrywa to niebo, dziwny przez ustrój swojej przyrody, ciekawy przez swoją histo­

ryczną przeszłość i wspaniały narodowej literatury rozkwit, może więc nie będzie straconym czas, jaki mu poświęcić zamierzamy, może z przyjrzenia się ży­

wym i martwym jego organicznym jestestwom, da się Wyciągnąć naukę jaką i dla nas.

Z przyjrzenia się jego żywym i martwym orga­

nicznym jestestwom, ale naprzód martwym, raz dla­

tego, że gdy się tu nogę postawi, one najpierw przemawiają do dusy, grozą i słodyczy poezyą, a po- wtóre, że wszędzie, gdzie na szerokiego świata prze strzeniach osiadł człowiek, by w pocie czoła pchać

W ubraniu dalmackiem.

naprzód taczkę swojej niedoli i doli, one ujmowały go zawsze w żelazne swoje kleszcze, wyciskały na nim swoją pieczęć, urabiając wedle warunków, w ja ­ kich porzucone wyższą wolą zostały, w chwili, gdy wyłoniły się do życia z powszechnego niebytu.

Kiedy po opuszczeniu portu w Rjece, mieście powszechniej znanego w geografii pod włoską nazwą Fiume, pożegnawszy wybrzeża Kroacyi, wpłynie się w labirynt wązkich kanałów morskich, oddzielających większe i mniejsze wyspy od właściwej Dalmacyi, wi­

dzi się odrazu, iż się jest w pośród innych, niż te, z jakiemi się zrosło z lądów.

Bo ma się wtedy przed oczyma coś takiego, z czem się nie często spotkało, — coś, co na świecie będąc, nie zdaje się, jak poeta powiada — »być już dla świata

Nie inaczej, bo te spieczone skaliste płaszczy­

zny i zręby, te rozsiane w chaotycznym nieładzie, mchem nawet nie porosłe kamienie, jakie się widzi na prawo i na lewo, w rzeczywistości i w odbiciu, w jasnych jak zwierdziadło falach morskich, zdają się być nie życiem i czuciem, jeno negacyą czucia i życia, czemś, co zawleczone tu zostało niewiadomo poco i zkąd, by naigrawać się z człowieka, który w poszukiwaniu chleba osiadł w tych pustkowiach, w płonnej nadziei, że mieć go będzie zawsze pod do­

statkiem, na jednej linii z pożądającemi go ustami.

I kiedy się na to, co tu jest, patrzy, doświadcza się uczucia smutku, bo się czuje, źe walka o ten

1 chleb, jeden z najpotężniejszych motorów naszego życia, musi tu być ciężką i krwawą, że paraliżować musi energię, łamać wolę, i że zwycięzcami z niej wyjść mogą tylko bardzo krzepcy i ba< uzo nieliczni, podczas gdy reszta z tych, co tu zawędrowali, ciągnąć jest skazaną w nędzy, poniewierce i głodzie, życie.

Kilka słów bliższego objaśnienia, kilka cyfr przekonać są w stanie, że na tym dziwnym, po ma­

coszemu przez naturę traktowanym terenie, inaczej, j niestety być nie może.

Co to mamy tu przed sobą?

Kraj wązki długi, wrzynający się całą swoją za- chodińą przestrzenią w morze, lub też wpuszczający jego ruchome fale w swoją głąb, kraj zasiany na swoich brzegach większą i mniejszą ilością wysp, pooddzielanych od niego i od siebie fantastycznemi kanalikami.

Zdawałoby się, że kraj taki, do zbytku skro­

piony orzeźwiającą wszystko woda, winien być jak

j j niegdyś Sycylia, spichlerzem, jeśli nie całego Połu-

Zródla Orabli.

dnia, to przynajmniej jego znakomitej części, i tak by też rzeczywiście było, gdyby zamiast kamienia znajdowały się tu ogrody, zamiast trzęsawisk i ma­

leńkich jezior, orne pola.

Tymczasem cóż niestety jest?

Przedewszystkiem skały są wszędzie, na Połnocy i Południu, nad morzem i na granicy Czarnogóry i Hercegowiny, a tam, gdzie ich nieco mniej, jak okiem ogarniesz nieużytki.

Lasy, ale nie te, jakie dawnej Wenecyi, dawały kiedyś materyał na budowę okrętów, roznoszących postrach tego jedynego w swoim rodzaju państwa, szeroko po świecie, lecz ich nędzna parodya, zaj­

mują trzecią część kraju, marne pastwiskach, nie­

zdolne dać prawidłowego pożywienia koniowi i kro­

wie, połowę, reszta przypada na wody, tręsawiska, i wreszcie urodzajną ziemię.

A tej ostatniej, tej najważniejszej, tej matki i opiekunki człowieka, ile tu się znajduje?

Zaledwie część dziewiąta, rodząca i to nie hoj­

nie, nędzne nad wyraz ozime i jare zboże i kartofle.

Z tych skał, z tych lasów, z tych wysychają­

cych w iecie rzek i jezior, zaludniający Dalmacyę, w liczbie przeszło pół miliona mieszkańców człowiek, ssać źródeł życia nie może, pozostaje mu więc ta jedna dziewiąta jego kraju, którą skrapla swoim po­

tem, w zamian za marny nad opis plon, pozostają głębiny morskie, w które zgłodniały i niezadowolony z tego plonu, zapuszcza w dzień i w nocy sieci swoje.

Rzecz naturalna, że kraj ubogi, rozporządzający takim drobiazgiem ornej ziemi, obsiadującej go lu­

dności nie jest w stanie obdzielić dostateczną ilością, z łona własnego pochodzącego pożywienia, to też

(6)

ióó --- człowiek, który tu zawędrował, myśleć bezustannie

musi, by ie pozyskać u ludów, szczęśliwiej od jego ojczystej ziemi w naturalne zasoby uposażonych.

W zamian więc za chleb, tak mu niezbędny do życia, oddaje im produkta, bez których się obywać może, wino i oliwę, szczęśliwy, że one przynajmniej w części równoważą ziemi jego braki, chroniąc go poprostu od głodowej śmierci.

Rzeczywiście, gdyby bowiem nie one, nie byłby on w możności w tej liczbie, w jakiej dziś zaludnia Dalmacyi, w spieczonych słońcem swoich skałach, żyć. Dzięki im żyje, jeśli jednak życiem jego raczej wegetowania obraz przedstawia, jest to już skutkiem tych przyczyn, jakie jednym na tym padole płaczu dały w udziale wszystko, podczas gdy innym, niby wydziedziczonym, na stule szczęśliwych, krom ( kra­

chów, nie pozostawiły nic.

Kraj więc jest biedny, bardzo biedny, najbie­

dniejszy z całej monarchii habsburskiej, jeden z naj­

biedniejszych w Europie, ale miejscami co prawda jest piękny, i to nawet bardzo piękny.

jak gdyby dla zrównoważenia tych braków, jakie się tu uczuwać dają, jak gdyby dla wynagrodzenia człowieka za to, że mu odjęła chleb od ust, przyroda Dalmacyi darzy go miejscami i to dość hojnie cza­

rami swemi, głodowi ciała iego, przeciwstawiając sy­

tość duszy.

Ma więc tu on to, za czem wzdychają tak bar­

dzo kraje, w naturalne płody obficiej od Dalmacyi wyposażone, co niby magnes ciągnie bezustannie ku sobie, w grubego materyalizmowania skorupie, nie zasklepionych ich mieszkańców, ma tu i owdzie urocze krajobrazy, wstrząsające do głębi jego jeste­

stwem, z prozy codziennego życia, unoszące jego duszę w świedane poezyi światy.

(Ciąg dalszy nastąpi.)

Ścięcie chunchuzów.

Naoczny świadek opisuje wykonanie wyroku śmierci przez Chińczyków na »czunczuzach«, to jest rozbójnikach, jak następuje: Na krańcu miasta In- j

guty, ku brzegu rzeki Mudadzjan wznosi się gmach, j |

mieszczący trzecią secinę kozaków amurskich. Nie­

daleko znajduje się olbrzymi dół, powierzchni dwu dziesięcin i głębokości i 1/* sążnia, gdzie mieszkańcy j

biorą piasek do budowy. Dół ten służy jako miejsce egzekucyi, gdzie kończą żywot rozmaici rozbójnicy, rabusie, złodzieje i wszyscy wogóle włóczędzy bez­

domni, znani u Chińczyków pod nazwą »czunczuzów*.

Gdym poszedł ku dołowi, smutny pochód zbli­

żał się już doń od strony przeciwległej; na czele je ­ chali konno urzędnicy chińscy w odświętnych sza­

tach. towarzyszyli im jeźdźcy ze sztandarami, dalej jechał oddział straży konnej, uzbrojonej w karabiny magazynowe; pochód zamykało 40 wozów chińskich, każdy . aprzężony w 3 konie. Na każdym wozie sie­

działo po dwóch chunchuzów, odwróconych do siebie tyłem. Nogi ich skute kajdanami, ręce związane z tyłu. Po bokach i na końcu pochodu postępowali strażnicy piesi, uzbrojeni w miecze, siekiery i hela- bardy. Kat jechał konno, a za nim nieśli specyalni żołnierze dwa olbrzymich rozmiarów miecze.

Po przybyciu na miejsce egzekucyi, straż oto­

czyła niewielki plac, na którym, po jednemu, usta­

wiała skazańców. Ponieważ o własnych siłach nie mogli się ruszać, żołnierze chińscy brali ich, jak małe dzieci, pod ręce i ustawiali w dwóch rzędach '

w odległości 5 kroków jeden od drugiego. W szyst­

kich skazanych na śmierć czunczuzów było 19. Egze- kucyę prowadził sędzia okręgowy, odziany' w płaszcz koloru malinowego z czerwonym kapturem; jako przedstawiciel władzy cywilnej, o b e c n y był pomocnik fudutuna (gubernatora), odziany czerwono.

Gdy już skazańców ustawiono, sędzia, wyszedł­

szy na plac, odczytał krotni wyrok, poczem wszyscy skazani wygłosili jakąś formułkę, czy też modlitwę (brak tłómacza nie pozwolił dowiedzieć się co to wła­

ściwie było). Następnie żołnierze wyjęli każdemu czunc-uzowi z pod odzienia na przodzie zwój pa­

pieru z wyliczeniem przestępstw skazanego i usta­

wiali ich w pozycyi klęczącej w dwa szeregi, tyłem jeden do drugiego. Rozpoczynała się właściwa egze- kucya. Kat ująwszy w ręce olbrzymi lśniący miecz, wyszedł na środek placu, złożył ukłon ofiarom swoim, poszedł do klęczącego na brzegu.

Dwaj pomocnicy kata trzymali za warkocze po dwóch kolejno skazanych. Kat uderzył brzegiem dłoni po szyi pierwszą ofiarę; skazaniec mruknął coś i wy­

ciągnął szyję; miecz błysnął w powietrzu, krew try- sknęła fontanną i głowa opadła na ziemię, a za nią po chwili reszta ciała. Tłum, liczący kilka tysięcy

!j głów, zaparł na chwilę oddech, poczem rozległy się krzyki: »czao!* Okrzykiem tym tłum wyrażał uzna­

nie zręczności kata.

Kat przeszedł następnie do drugiego szerego i

! po chwili spada druga głowa. I tak przechodząc od jednego rzędu do drugiego i raz tylko zamieniwszy miecz na now, zakończył »robotę« swoją w I ł/s—2 minut. Fudutun i sędzia niezwłocznie po ukończeniu egzekucyi udali się do miasta przy odgłosie trąb.

Trupy po 3 godzinach zostały zebrane i pogrzebane tuż na miejscu w głębokości mniej więcej metra i to tylko dzięki sąsiedztwu kozaków. Jeżeli miejsce egzekucyi nie leży w pobliżu budynków, zamieszka­

nych przez Rosyan, trupy pozostają niepogrzebane na żer dla psów.

Poradnik gospodarczy.

M uch y zbożowe.

Szkodnikami bardzo niebezpiecznymi, które przez cały rok stoją rolnikowi na zdradzie, są roz­

maite drobne muszki zbożowe a przedewszystkiem niezmiarka. Niezmiarki jest kilka rodzajów, jedna mniejsza niezmiarka zbożowa właściwa czarno-czer­

wona, druga paskowana czarno-żółta, trochę większa i trzeci a pryszczarek pszeniczny, podobny do malut­

kiego czarnego komara. Niezmiarka zbożowa i pry­

szczarek zimują jako poczwarki w oziminach albo w trawach na łąkach a z wczesną wiosną wylatują mu­

szki i składają jajka w spóźnione zasiewy jare, szcze­

gólnie w owies i pszenicę jarą. Z jajek tych wyłażą gąsieniczki drobniutke białe i gryzą młode źdźebełka u podstawy samej tuż nad ziemią. Zboże żółknie a żółte piórka można łatwo wyciągać z listka otacza­

jącego, bo są podgryzione. Najwięcej szkodzi to późno sianym zasiewom jarym, bo skoro podstawę głównego pędu niezmiarka podgryzie to już o dal­

szym rozwoju nie ma mowy. Na zasiewach wcze­

śniejszych, które w chwili rójki niezmiarki (w kwie­

tniu) już są rozkrzewione i zakorzenione szkody są mniejsze, roślina wydaje boczne źdźbła, a zresztą w starsze zboże niezmiarka nie tak chętnie składa jajka.

Z tych gąsieniczek, co podgryzają młode za-

(7)

-— - i6 7

siewy, tworzą się pocz warki a z nich w lipeu | j

wylatują znowu muszki, letnie pokolenie. Te skła­

dką jajka znowu we wczesne oziminy w końcu sier­

pnia i nieraz je bardzo przerzadzają; w oziminie prze- zimowuje niezmiarka i znowu na wiosnę wydaje j

pokolenie wiosenne. Gdzie w jesieni pojawiła się na oziminach niezmiarka tam można się na pewno spodziewać na wiosnę rójki i szkód znacznych. Aby ich uniknąć choć trochę, trzeba z zasiewami jarymi bardzo się pospieszyć.

Niezmiarka paskowana, z czarnemi i źółlemi pręgami, większa od poprzedniej, sprawia innego ro­

dzaju szkody, szczególnie w pszenicy ozimej i w ję­

czmieniu. Gdzie ona się rozmnoży tam w czerwcu po wykłoszeniu się zbóż widzieć można w pszenicy i jęczmieniu wiele żdziebeł niewykłoszonych należy­

cie. Kłosy są owinięte liściem, albo na pokrzywio-

»em źdźble nie wyrastają w górę tylko wyłażą bowiem a ziarno się nie wykształca. Całe łany nieraz by­

wają w ten sposób zniszczone. Gdy rozwiniemy liść, które otacza źdźbło, to widać, że ono jest od kłosa w dół z jednej strony aż do rdzenia wyżarte a na dole nad najwyższem kolankiem siedzi mała żółtawka albo pomarańczowego , koloru podłużna poczwarka, powstała z gąsieniczki szkodnika. Przeciw szkodzie zrządzonej już nie ma rady, ale słomę taką z temi gąsienicami lepiej byłoby spalić niż przechowywać, bo się z niej znowu szkodniki wylęgną. Zapobiedz dalszym szkodom można i w ten sposób, że się siew oziminy opóźnia, aby rójka niezmiarki nastąpiła wcze­

śniej zanim pszenica wykiełkuje, wtedy nie ma ona na czem składać jajek.

W latach, w których się niezmiarka rozmnożyła, można użyć takiego sposobu, że się owsiska płytko spokładane pozostawia tak w spokoju, aby wypadłe nasiona owsa wykiełkowały i by się pokład dobrze zazielenił. W taki młody owies jesienna rójka nie­

zmiarki składa jajka a potem się to wszystko razem przyorywa głęboko. Tym sposobem można mnóstwo niezmiarek wyniszczyć, a tymczasem oziminy zasiać bez obawy o szkodę. Tępienie na jednym małym kawałku nie pomoże, ale trzeba, żeby przynajmniej wszyscy sąsiedzi wspólnie jednakowo postępowali.

Klęska zrządzona na wielkiej przestrzeni przez rue- zmiarkę uprawnia do opustu podatku gruntowego, tak jak klęska myszy lub gradu.

Oprócz niezmiarki jest jeszcze jedna mała a szkodliwa m uszka: ździebelnik, gatunek małej czar­

nej osy. Ten znowu powoduje bielenie przedwczesne i niedojrzewanie kłosów szczególnie u żyta i psze­

nicy. Osa taka lata na wiosnę w maju i w czerwcu, i składa jajka po jednem w źdźbła, tuż nad najwyż­

szem kolankiem. Z jajek wylęga się gąsienica biała która gryzie źdźbło z góry na dół idąc środkiem i powoduje jego zbielenie i obumarcie. Nad samą zie­

mią dopiero zostaje w słomie i tak w ścierni prze­

zimuje. Jedyny na to sposób ścierń po żniwie głę­

biej zaraz przyorać i przywałkować aby się osa wy­

dostać na wierzch nie mogła. Tego samego środka używa się i do wytępienia innego szkodnika na zbożu mianowicie weiórnastka zbożowego. Są to czarno- brunatne bardzo drobniutkie owady. Siedzą one w najwyższym liściu na źdźble, zwykle w dużej ilości, i objadają kłos ze ziarnek tak iż zostaje tylko sama osadka środkowa. Wciórnastek pojawia się jednak rzadko, i nie robi szkód wielkich.

Rozmai tości .

K o szto w n e książ;ki. Książe Westminster, J.

Pierpont-Morgan i ośmiu innych jeszcze milionerów amerykańskich, przeznaczyli każdy po 120,000 doi.

na wydawnictwo komjjletne dzieł Karola Dickensa, wydrukowane z niesłychaną wspaniałością. W yda­

wnictwo to będzie obejmowało 130 tomów na per­

gaminie. llustracye wykonają najpierwsi mistrze i włoscy i francuscy ; oprawa ma być ostatnim wyra­

zem komfortu w sz tu c e introligatorskiej. Egzemplarzy będzie tylko dziesięć, a licząc w każdym egzemplarzu 130 tomów, mieć będzie 1300 książek, z których ka­

żda kosztować będzie po 1000 blisko dolarów.

R a d iu m w w od zie m in e ra ln e j. Z Karlsbadu donoszą o nadzwyczajnem odkryciu, jakiego dokonał geolog miejski Knett. Udało mu się mianowicie z osadów źródeł mineralnych wyosobnićjfsubstancyę za­

wierającą radium. Zdjęcia fotograficzne pary wydo­

bywającej się ze sprudJa wykazały promieniowanie radium. Zawiadomiona o tem odkryciu cesarska akademia umiejętności we Wiedniu zajmie się szcze- gółowem zbadaniem wielkiego odkrycia.

G łó d w H iszp an ii. Czytamy w gazetach cią­

gle to o strejkach, to o rozruchach, to o zamachach dynamitowych w Hiszpanii. Przyczyną tych zjawisk jest straszna, niesłychana drożyzna i nędza, jaka pa­

nuje w większej części kraju. Wszystkie artykuły żywności zdrożały niepomiernie, tak że stały się mało dostępne nie tylko dla biednych, lecz nawet dla średnio zamożnych warstw ludności, tak że ogólnie panuje głód. W Madrycie kosztuje obecnie litr mleka 64 fen., litr nafty 1,20 mr., 1 kilogram ziemniaków 28 fen., i 1 kilogram chleba .60 fen. Na ulicach Madrytu żebraków namnożyło się ogromna liczba, w ostatnich kilku dniach znaleziono na ulicy 7 zwłok ludzi zmarłych z głodu. Ludność zrozpa­

czona głodem wywołuje rozruchy, przeciąga tłumami przez ulice miasta, wołając: »Pracy i chleba«. W Walladolid, stolicy starej Kastylii, tłum udał się przed ratusz, urzędnicy miejscy zawiadomili, iż magistrat sprzeda ludności 6000 kilogramów chleba po cenie

»zniźonej« 40 fen. za kilogram. Tłum nie zgodził się na to. Po chwili wyszli z fabryk i warsztatów robotnic}', przyłączyli się do tłumu wołając »pracy

i c h l e b a T ł u m , liczący do IOOOO g ł ó w , rzucił się na gmach gubernatora, wybijając szyby, tłukł na uli­

cach latarnie, chciał wtargnąć do domn burmistrza, następnie do klasztoru karmelitów. Policya zmuszo­

na była użyć broni palnej. Ilu jest rannych lub za­

bitych dotychczas niewiadomo.

Podx*óż n a la w in ie . Z Szwajcaryi donoszą, że w marcu br. wybrało się 6 turystów na »Arosa- Weisshorn«, kanton Graubiinden, aby ztamtąd zje­

chać na łyżwach śniegowych. Byli zaledwie o 700 metrów od szczytu, który ma mniejwięcej tylko — 2655 metrów wysokości, gdy nagle nad ich głowami zaszumiała — lawina ! Nie było mowy o ratunku.

Nieszczęśliwi widzieli, że są zgubieni. Wtem stała się rzecz niesłychana: nawała śnieżna pochwyciła ich w ten sposób, że znaleźli się na jej grzbiecie i w przerażającym tępię, wśród huku i grzmotu, zna­

leźli się w dolinie po karkołomnem »salto mortale«, ale cali i zdrowi. Podobno jak Alpy Alpami nie zdarzyło się jeszcze, aby ktoś z podobnej przygody j wyszedł bez szwanku.

Z a b ie g a n ie p rzelu d n ien iu . Przed paroma miesiącami w więzieniach stolicy Kórei Seoul zabra-

(8)

i 6 8

kło miejsca. Władze koreaiiskie zaradziły złemu w sposób bardzo prosty: jednego dnia ścięto na dzie­

dzińcach więziennych 3 więźniów i powiesono 38.

Niektórzy ze straconych siedzieli długie lata, nie wiedząc nawet za co ich stracono. Dyplomacya do­

niosła o tem Europie.

P o d w ó jn e sa m o b ó jstw o , W Genewie w je ­ dnym z pensyonatów mieszkała studentka wydziału lekarskiego, Albina Bruszowska, 21-letnia polka nie­

zwykłej urody7. Panna Bruszowska była zaręczona z młodym inżynierem Fagubowskim, rodzice panny jednak nie chcieli przystać na małżeństwo córki do­

póki narzeczony jej nie zdobędzie trwalszych pod­

staw bytu. Młody inżynier, pracirąc nad siły dostał silnego rozstroju nerwowego, wskutek czego umiesz­

czono go w jednej ? lecznic prywatnych dla nerwo­

wo chorych. Ztamtąd jednak Fagubowski, zmyliwszy czujność dozorców, zdołał zniknąć i przybył do G e­

newy. W mieszkaniu narzeczonej rozmowa młodej pary trwała długo, tak długo, że zaniepokojona go ­ spodyni zaczęła się dobijać do drzwi. Nikt nie od­

powiadał. Wyłamano wówczas drzwi i w pokoju znaleziono dwa trupy. Młoda para otruła się kwa­

sem pruskim. Na stoliku leżało kilka listów do ro­

dziny i kolegów samobójców oraz koperta z 30 ru­

blami z napisem: >Na koszta pogrzebu«.

W szkole.

Nauczyciel:

— A gdy Galileusz stanął przed swymi sędzia­

mi, powiedział te wiekopomne słowa.... Józek, jeżeli nie będziesz uważał, dostaniesz po uszach.

Praktyczna.

— Żonusiu, świetne dziś mleko !•

— To samo i ja zauważyłam i dlatego kupiłam tego mleka na cały tydzień.

W sk le p ie z n a b ia ła m i.

— Zwracam pani ser... Moja pani nie chce, bo pełno w nim robaków!

— Ależ panienko, tego sera brak ćwierć funta!

— Ha, widocznie robaki tyle zjadły przez diOgę.

M ię d z y ap tek arzam i.

— Wyobraź sobie, zamiast 5 gramów chininy, dałem 5 gramów morfiny.

— To strasznie przykra om yłka!

— Ja myślę!... Przecież morfina cztery' razy droższa od chininy ’.

Po w yjściu z teatru.

— Cóż, żonusiu, któia scena ci się najwięcej podobała w tej sztuce?

— Ta, w której bohaterka ma prześliczną białą haftowaną suknię.

S k ru p u la tn y . Między prźyjaciółmi.

— Dlaczego w testamencie żądasz, aby na zwłokach twoich dokonano sekcyi?

— Pragnę się przekonać, na co właściwie umarłem.

Z a sa d z k a .

— Co ci się śniło, mężusiu, że masz taką smu­

tną minę?

— Smutną minę? Nie dziwota! Śniło mi się>

żeś umarła !

— Nikczemniku! To dla tego tak się uśmie­

chałeś ?

---

ZAGADKA.

Służy nam do mleka, Albo trapi człeka.

S Z A R A D A . Pierwsza i druga głos zwierza znaczące, Trzecia zaś zwierze, ciężką on ma dolę, Wszystko zaś miasto, z przysłowia słynące.

Ty zgadnij — ja zamilczyć wolę.

Za rozwiązanie powyższej szarady przeznaeza-

! my nagrodę _

Rozwiązanie zagadki z nr. 19-go:

W ór— rów.

Dobre rozwiązania nadesłali:

Józef Zasiura*, z Chropaczowa, Filip Bibrzycki*, z Krakowa, Jan Adamczyk, Bieruń, Albina Landkocz, Łubom, M. Ciemięga, Katowice, Ant. Brychcy^ Huta Bismarka, Jan Stachura, Bogucice, Jan Goj, Nowa Brzezinka, Jan Szulc, Poznań, A dolf i Stanisław Skaba Świętochłowice, Konstantyn Lipski, Dąbrówka, Józef Knop, Stare Zabrze, Fr. Moroń i Jan Kędzior, Jan Czmajduch, Grzawa, Rafał Weiskeler, Zawodzie, f. Krząkała, Bykowina, Tom. Mieliczek Kochlowice;

Piotr Przewdzing, Ruda; Franc. Richter, Jak. Szopa, Jan Mainusz, Ludw. Fitz, Jan Palenga, Kar. Brom- boszcz, Roździeń; Konst. Woźniak, Ant. Grunt. Fr.

Kasyk, Teresa Polok, Siemianowice; Stanisław Kutz, Małe Szyrnice ; F i. Szmelczyrczyk, Szopienice; Zofia Grabara, J. Pukowiec, R. Bodynek, Świętochłowice;

Woje. Sobania, Słupna; Ant. Swoboda, Wielk. Turza ; W. Psujka, P. Kuhicek, Huta Wilhelminy; A. Kuns porf, Wełnowiec; W. Przybyła, Zawodzie; Agnieszka Knop, W. Mikołajec, Zabrze; Guperski, Zaborze;

Sylw. Kaisig, Bielszowice; Krzempek, Świętochło­

wice, Józef Chwila, Kostuchna, Majchrzak, B erlin ; Teodor Borowski, Wyrów, P. Pteścioch, Aug. Sitko, Załęże, Anna Sosna Laurahuta, łan Kolorz*, Bo- trop, Wawrz. Kuczera, Laurahuta, Agnieszka Bo- dyr.ek, Świętochłowice, Stanisław Nowak, Ma!a Dą­

brówka, Ant. Moszyk, Altessen.

3 nagródy', które przypadły tym, co oznaczeni są gwiazdkami, jużeśmy wysłali.

W k ło p o cie.

— Doktorze, siedzisz na mojej pelerynie!

— Stokrotnie przepraszam, sądziłem, że to kot!

N akładem i czcionkam i »G óuioślązaka«, spółki wydaw niczej /. ograniczoną odpow iedzialnością w Katow icach.

R edaktor odpow iedzialny: A ntoni W olski w K ataw icacb.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Chrystus Pan przed swojem wniebowstąpieniem obiecał był swoim apostołom zesłać Ducha św .: oni też wraz z Najśw. Panną udali się do wieczornika, gdzie

Narody które »stają się* znamionują się tem, że w tak ważnej chwili, która jest obudzeniem się ich świadomości i początkiem nagłego przypływu ich

Jak gdyby wycieńczona nadmiernym wysiłkiem ziemia, jak gdyby niechętna człowiekowi, stąpającemu za dumnie być może po jej powierzchni, lub nie umiejącemu cenić

danych, a zwłaszcza liczne plemionia koczujących Arabów i mieszkańce pustyni i gór drwią sobie z jego władzy iluzyjnej i choć mu przy wstąpieniu na tron i

Naraz usłyszeli za sobą stąpanie, a gdy się obrócili, aby zobaczyć tego osobliwszego wędrowca, który prócz nich znajdował się w tem pustkowiu, ujrzeli

madziły, a gdy wicher wpadł do wieży i poruszył dzwon Piotrowy, tak, że się okropnym dźwiękiem odezwał, natenczas zdawało się, jakoby to był sygnał

Do domu moich chlebodawców ^przyjechałam dość późno, dla tego udałam się wprost do mojej sypialni, gdzie pomodliwszy się gorąco za ukochaną matkę, prędko

• O kraju nasz kraju, ty nasza Ojczyzno, Niech głośno rozbrzmiewa twe imię kochane. Kiedy Piotr Wielki, upodobawszy sobie ujścia Newy do morza, tam gdzie