Adam Bar
Nieznane fragmenty Kraszewskiego
dramatu o Fauście
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 26/1/4, 93-100
.III. MATEK.JAŁY.
93
N owym tchnięci zapałem , w sparci siłą nową,Pójdziem m ężnie w zapasy, z niezgodą stuałową.
Przed prawdą, przed mądrością, przed rozumem prawym Padnie ślepy fanatyzm z mieczem w ręku krwawym. Czoło zim ne, w yniosłe, zniży duma harda,
W zruszy się nieznająca łez nieludzkość twarda. A n szczęście pokoleń i na przykład św iata, W ejdzie w kraju Jagiełłów prawdziwa oświata. Zgasłe ognie ojczyste na nowo roznieci, I na w ieki połączy jednej Matki dzieci. 0 jak drogie nadzieje! na sam o w spom nienie Bracia! w idzę na twarzach w aszych rozrzew nienie: N ajsław niejszy! oto są serc naszych wyrazy, Oto są uczuć, m yśli, nadziei obrazy; T obie je polecam y, ty Braciom z nad W isły, Maluj nasze dążenia, chęci i um ysły.
Mów im , że w tych św iątyniach obok Cnót surow ych Krzewią drogie nasiona uczuć narodowych.
Że w sercach naszych zw iązek coraz silniej wzrasta, Jednoczy L tw in ó w i potom ków Piasta.
Że przechow ujem w duszach trwałe i w ieczyste 1 ogniw a Braterskie i związki Ojczyste.
Sam zaś Mężu Szanow ny! naczelniku drogi! Ty! którego w pośród nas pom ieszcza lo s błogi, Bracią i rodakami otoczon dokoła,
Z jakiem że czuciem wita Cię Sokratesa Szkoła. Patrz na twarze, na których dziś radość jaśnieje Patrz i poznaj co w ich się tkliw ych duszach dzieje! Poznaj szczere, prawdziwe, czułe uniesienie,
Poznaj w dzięczność nad moje słabe w yższe pienie, I w ofierze, m iłości Braterskiej i wiecznej Przyjm serce nasze godne czci dla Cię statecznej, P rz\jm ... a gd y dla Zakonu pośw ięcasz sam s ebie P ozw ól niech Stw órcę św iata błagam y za ciebie. 0 Ty! czczony praw dziw ie wr Mularskim Zakonie,
Ty,
coś tron swój założył na w ieczności łonie, Boże! jeśli śm iertelnych głos ciebie dotyka, W ysłuchaj m odłów naszych, zachowaj Ludwika, 1 lej w eń błogosław ieństw a tw ojego potoki, Ku Mądrości, ku Szczęściu zwracaj jego kroki A nagradzając cnotę i zasługę prawąUwieńczaj życie jego rozkoszą i sławrą.
Józefa Wagnerówna.
N ieznane fragm enty K raszew skiego dramatu o Fauście.
Plan stw orzenia dzieła, d ram a tu czy powieści, n a tem a t
F a u sta oddaw na już K raszew skiego zajm ował. P ierw szą pod
n ietą było, w co w ątp ien ie należy, to zainteresow anie, jakiem w ów
czas otaczano naszego m istrza Tw ardow skiego, k tó reg o r o
m antyzm w prow adził do poezji (Mickiewicz), jako postać p rz e
kazan ą przez trad y cję ludow ą. W chwili, gdy nasza poezja
rom an ty czn a po w ypadkach listopadow ych p rzeniosła się na
em igrację, lite ra tu ra w k raju podjęła znow u klechdę o T w ar
dow skim (M aciejowski, J. N. K am iński, K. Wł. W ójcicki, G.
94
III. M ATERJAŁ Y.Zieliński i inni), a to zapew ne skłoniło K raszew skiego, że w. r.
1840 w ydaje „M istrza T w ardow skiego“, powieść, w której, jak
słusznie zauw ażył Chm ielow ski („J. I. K raszew sk i“, K raków
1888, str. 114) zostały pom ieszane m otyw y ludow e z filozoficz-
nem zagadnieniem „ F a u sta “ G oethego, jed n ak bez podkreślenia
jednej lub drugiej strony. Dało to oczywiście dziw aczną m ie
szaninę, n a czem stro n a a rty sty c z n a powieści najw ięcej u c ie r
piała. W krótce poszukiw anie zaspokojenia najistotniejszych
p ragnień duszy, co n iek tó rzy nazy w ają dążeniem do n iesk o ń
czoności, inni do praw dy, to sam o, co stw arza z ludzi w chodzą
cych w rd zeń b y tu człow ieka i głębię zagadki jego istn ien ia,
pesym istów , nieum iejących m yśli swojej um iejscow ić pośród
ty siąca p y tań , które człow ieka otaczają, skłoniło K raszew
skiego do n ap isan ia „Tom ka P raw d zica“, pow ieści o podkładzie
filozoficznym. Ale i ona, m im o, że a u to r nazyw ał ją sw ojem
ulubionem dziecięciem , nie dała rozw iązania podstaw ow ego
pytania. A przecie tem at b y ł ciekaw y, in teresu jący , tem bardziej,
że k rąży ł koło tych problem ów , z którem i spotykam y się
w „F auście“ Goethego. T em at jednak zaw sze m usiał K raszew
skiego interesow ać, skoro w rócił do niego po szeregu lat, jed n ak
tym razem w form ie dram aty cznej.
W śród papierów po K raszew skim , znajdujących się Bibljo-
tece Jagiellońskiej, znajdujem y kilka k a rte k zeszytow ych, p rzez
pół przeciętych, p o krytych bardzo niew yraźnem pism em K raszew
skiego (rks. bez sygn.). Są to fragm enty d ram atu p. t. „ F a u stu lu s“,
pisane dorywczo, ołówkiem. Na karcie 3 sp otykam y datę „71.
22. 10“ (1871 r. 22 paźdz.). Ja k i m iał być ogólny plan d ram atu,
nie wiem y, bo z zachow anych fragm entów tru d n o jakąkolw iek
całość odtworzyć, rów nież sk ład u osób nie znam y. Jedyn ie n a
karcie 11 jest luźna n o tatk a „F au stulu s, Serw ko, P an k raś,
Bonifacy, Ig ra le k “ a potem dw u w iersz: „Serw acy z Bonifacym
rzecz w a k ta w ciągnięta, Byli rodzeni z sobą a n aw et b liźn ięta“.
Nadto w tekście n azw isk a: H urko i Florecki. Ale to w szystko
nic a nic nie mówi. Już z sam ego ty tu łu d ram atu w ynika, że
m iał on być jakim ś m niejszym „ F a u ste m “. Układu scen rów nież
nie znam y. W każdym razie z zachow anych fragm entów w ynika,
że dram at zaczynał się „sceną p rzed w stęp n ą“ (Vorspiel auf
dem T heater) :
Prologus jestem , zw iastow ać przyehodzę Źe za mną — dramat jest w drodze Dajcież m i ucha dostojni słuchacze
A nim on przyjdzie — ja go w ytłum aczę, (chrząka) Sztukę napisać — jest to w ielk a sztuka
Naprzód nim się to jej jajko w yszuka Potem jak kura zanim się w ysiedzi Co się to człow iek napoci, nabiedzi — Tu autor nadto n ie chciał łam ać głow y Wziął sobie przedmiot gotow y
T \lk o w czerw one przeodział go buty W ygolił mu łeb , przypiął w ąs suty
Ш. MATERJAŁY.
9 5
Kontusz na starem naciągnął mu ciele W reszcie do boku przypasł karabelę A co dramatu naszego argum entem
Co w szystkim ludziom zarówno jest św iętem Wojna m osanie duszy człeka z ciałem A nielskich chórów z szatanów naw ałem Tego co szepczą stróżow ie anieli Z tem czem by djabli pokusić nas chcieli Argument stary ! lecz się rzłek n ie zm ieni A nioł jest w sercu a djabeł w kieszeni 1 w każdym człeku od w ieka
Pom iędzy nim i w ielka sprzeka.
W ieczorem djabeł w sunie pod w ezgłow ie Szatański koncept — a biedne stw orzenie
To sercem boli — t o . . . (n ie c z y te ln e ). . . kieszenie Tandem się cała kończy tak robota
Jak trzeba, w końcu triumfuje cnota.
J a k się przeto okazuje K raszew ski w p ro st przyznaw ał
się do naśladow nictw a „ F a u sta “, k tó reg o jedynie w dram acie
swoim m iał p rzeb rać w polską szatę. N astępne sceny trud no
w prost uszeregow ać. Ta, k tó ra zaczyna się od słów : „Pow raca
w iosna“ m iała być odpow iednikiem G oethow skiej „Przed B ram ą“,
scenie m iędzy F au stem a W agnerem , począw szy od słów „Vom
Eise befreit sind Strom und B äche“.
Powraca w iosna, odradza się ż y c ie ... Taż sam a zawsze coroczna zagadka — N iegdyś jam oczy topił w tym b łękicie N ieg d jś m i ziem ia śniła się jak matka Gdy zrazu w ita rozbudzone dziecię
Dziś już mi w szystko tw arz przybrało jedną I czy niebiosa zapłoną czy bledną,
Czy św iat się smuci czy m i się uśm iecha — Jam już aż do dna pił z tego kielicha. I czarę moją rozstrzaskał, bo u dna Została m ętów tylko resztka brudna — A je d n a k ... ciało, nierozum ne c ia ł o ... Drży na ten widok dziecinnie i głupio. Jakżeby m ętów zakosztować chciało Żeby pow łokę odżyw iły trupią. Nie — um arłego nic już n ie odżyw i — Ale są ludzie ślepi i szczęśliw i.
Florecki (wchodzi) Czy w olno mi w ejść panie profesorze ? F(aust) Proszę cię — zawsze i o każdej porze ! F(lorecki) Może przeszkadzam
(Faust) N ie przeszkadzasz w cale
Widzisz, że w oknie siedzę, w io sn ę chw alę A ty ?
F(lorecki) (nieśm iało) Ja m iałbym prośbę jedną m ałą (m ilczy) F(aust) Prośbę — żądanie — m ów śm iało.
F(lorecki) Mam w ątpliw ości różnych i bez m iary — . . . Ja pragnę w iedzy — a przedem ną m r o k i... M gliste przedemną nauki obszary
C/as jest tak krótki, a św ia t tak szeroki ! [Lękam się idąc
F(aust) Cóż chcesz, mój Florku, jam zm rożony, stary — A często nie w iem gdzie nastaw ić kroki
96
ΙΠ . MATERJAŁY. W ątpliwości tylkoGdyby moja ręka powiodła] ')
(Florecki) Przewoduik jak ty oszczędziłby b łę d u ... F(aust) Tak ! w szak profesor przew odnik z urzędu
Prawda, lecz jeżeli i oa sam się zbłąka Mądrość, mnj Florku, to nie nić pająka Który bezw iednie z siebie ją wyprzędza Mądrość ta nasza to sm utki i nędza [A gdy się w końcu pożarło ją całą] D ługo się grzebiąc w tym piasku i p lew ie W ie się na końcu to, że się nic n ie w ie Cóż ja ci pow iem
F(lorecki) A ! mistrzu mój d rogi!
Czemźe ja będę, gdyś ty tak ubogi !
A ! nie — przez ciebie m ów i skrom ność w ielka Mnie, gdyby twojej mądrości kropelka Tylko cząsteczka
F(aust) Masz w ięcej nade m n ie ...
Dla ciebie jasno, gdzie dla m nie są ciem nie. Bo tw oja m łodość i zapał przyśw ieca Tam kędy dla mnie mrok i tajem nica. [Na w ątpliw ości skarzysz się niesłusznie] I ty dziś m ożesz, gdy mnie chęć odpadła Gonić te w idm a i ścigać w idziadła. F(lorecki) [Czyż nie pew nego człek]
A! sm utnyś dzisiaj panie profesorze!
Jakto czyż człow iek nic w iedzieć n ie m oże ? Zawsze w ątpliw ość jest ostatnie s ł o w o . . . ? (Faust) Prawdy my m usim stać być — połow ą
Bo całej życia, św iata, Bożej treści
U m ysł nasz ciasny w sobie n ie p o m ie ś c i... [Nie znasz tej pięknej starej przypow ieści Gdy raz A ugustyn szedł u brzegu morza A m yślą błądził, gdzie jest [w ielkość] Boża Patrzy aż dzieciak zasiadł sobie w dołku I z morza czerpie i w dołek przelew a I spyta — co ty robisz mój aniołku
Morze w ten dołek przelać — m yśl szczęśliw a Przyszła mi — dziecko z uśm iechem mu rzecze 0 głupie dziecko — I tyś głupi człecze Odpowie ono — c o. . . ]
F(Iorecki) Smutno !
(Faust) Tak sm utno, ale moje dziecię
Sm utkiem jest człow iek i sm utkiem jest życie. Prawdy połow a, często fałszem bywa
1 fałsz się w idzi — a prawda ukrywa.
F(lorecki) W ięc wszystko rzucić — i ustać w pochodzie? F(aust) Mnie sie nie pytaj ! — D w ie przed tobą drogi
Iść jak ja w iecznie przez puste odłogi Lub siąść spokojnie gdzie w cichej zagrodzie I żyć bez m yśli tem co dnie przyniosą Słońcem w iosennem lub jes enną rosą Śm iechem co błyska, szałem co upoi Bólem co drażni — wiarą, która koi. Na cóż ci m ądrość i wiedza głęboka Patrz w około siebie,
Ш . MATERJAŁY.
97
W reszcie n astęp u je scena, k tó rą z biedą m oźnaby sp ro
wadzić do „A uersbachs K eller“, jakkow iek m otyw ów z Goethego
zupełnie w niej nie znajdujem y, a F a u st w y stępuje jeszcze
jako sta rz ec :
Niedarmo on się Faustem , choć małym nazywa Patrz nawet fizjognom ja Faustow ska prawdziwa W ejrzenie mt-.ża, który przedrabował marnie W szystkie rozumów studnie, mądrości spiżarnie I którem u brakuie tylko na w alety
Żeby w ypił łez trochę i zjadł jaką Gretę. Co za ironja w ustach, jak znać że szyderca N ie w ierzy już w rozumy i nie ufa w serca I sam struty mądrością — skw aszony i brzydki Na Bogu, ludziach suchej n ie zostawia nitki Kto ma życia choć trochę rad schw ycić za gardło Aby jak on jest trupem tak w szystko umarło. [F] 0 ) O Przyjaciele m oi, nie jestem tak srogi
Kochajcie św iat i życie i czcijcie sw e Bogi
N ie zazdro-zczę — choć dla mnie przeszedł w iek złoty Ani w aszego szczęścia ni waszej głupoty
Dla w as tu w szystko w miarę, dla waszej postaci Wam się w szystko uśm iecha i życie < płaci — Myśl nie sięgn ie nad pułap poziomej lepianki Dla takich serc, jak wasze, są m nogie kochanki — Ambrozji nie żądajcie, słów wam dwu nie trzeba Dość piwa, m ięsa, dziew ki i kaw ałka chleba A zagadek dokoła lecących tysiąca
Myśl sam a n ie doścignie, z nieoios nie postrąca — Ja. Tyś w ielki Faustulu, bezbożny, aż m ęczy
2i. Tylxo życie i mądr.-ść jego nie do rzeczy
[F] — Mam to przynajm niej jedno, że na wasze brednie Ani serce mi zadrga ni twarz n ij poblednie
[2 i] — To nas zściął, a bodaj go żyw cem kaci w zięli — [lszy ] — Mów czegoś taki sm utny, kiedy my w e se li?
[F] — Czy w y m nie zrozum ieli dzieci tego św iata — Których baw i to, co m nie truje i rozgniata? Ś w iat piękny, ludzie dobrzy — i w szystko rozum nie Tak u w as — ale n ie u mnie (śm ie się)
R zeczyw iście św iat piękny, w eź naprzykład kw iatek Co za śliczność rysunku, co za barw d ostat.k . K iedy nań patrzę — zda się — że dziew eczkę widzę Tak w dzięcznie, tak zalotnie w yrósł na łodydze Przypatrz że mu się zbliska, jak natura matka W ycięła, w yrzeźbiła kształty tego kw iatka Jak ona go stroiła w atłas, w aksam ity Jak m alow ała, jak go przystroiła w kity Jaką woń sieje kw iatek, jaką listek dysze Któż tam w szystko policzy, kio w dzięki opisze (I Salam on w spanialszy nie by ł w sw ojej pysze) R zekłbyś łza się anioła na ziem ię upadła Odbiła od jasnego tej ziem i zw ierciadła A le napój się wonią, woń jego zabije I jad nosi w kielichu, straszniejszy niż żmije A gnojem i zgnilizną, nie rosam i żyje — !
W szystkie św iata piękności, n ie sąż żmiją, niczem Tylko z gnoju pow stałym tym kw iatem zw odniczym —
*) Nazwisk w ziętych w klamrę brak w rękopisie.
98,
Ш. MATERJAŁY. 1 cały ustrój świata na tem się opiera Że m ocniejszy słabszego gniecie i pożera Bo nam pod karą śm ierci kazała natura Zaprzeć się sw ego serca, używać pazura [2 i] To nas ściął, Faustku, jasne są tw oje przykładyJak szkoda, że cię Pan Bóg nie w ezw ał do rady (dalej) [F] — Idźmy dalej — kobietę kochasz, ona ciebie
Pół godziny m iłości w ich nadziei grzebie Ledwie ust jej dotknąłeś, przesyt w as rozpędza, A resztę życia nudy — rozterki i nędza. Harmonja taka w całej panuje naturze Na kwiat i na ow oce — naw ałność i burze W ciągłej w alce duch życia ze śm ierci szatanem I naprawdę ja niew iem , kto ze dwóch tu panem Czy król św iatłości jasny, czy ciem ności władza Bo co jeden utworzył, to drugi zagładza Ale św iat bardzo śliczny, w szystko jak najlepiej. [2 i] — Faustku, ty masz niestraw ność
[F] — Wy gorzej bo ślepi —
Lecz jeśli wam z tem dobrze, jeśli dusza syta Milczę, tylko w inszuję — resztę się n ie pyta [2 i] — My bolejem nad tobą Faustku n ieszczęśliw y!
Nie badamy, skąd płyną i cuda i dziw y, Dlaczego słońce św ieci a ciągnie kobieta, Dlaczego noc jest czarna a nad ranem św ita, N ie bolejem nad tem , że żyjem pieczenią I że sałaty dla nas w ogrodach zielenią,
N ie opłakujem słabych kurcząt, nie w idzim y zbrodni. I ot tak życie płynie.
[F] — N iech płynie na zdrowie
Macie żołądki, poco szukać życia w głow ie,
N ie brońcież mnie, com życia nie zamknął w żołądku. Szukać w szechrzeczy końca, przyczyn i początku I boleć, gdy dokoła sm utno mi i ciem no Ja się z wam i nie zgodzę, a w y nigdy ze mną Dla mnie w szystko skończone, dusza w iecznie głodna, Choć w szystko wyczerpałem i w ypiłem do dna, Choć w mękach ciało cierpi i dusza osłabła,
Choć, gdybym w ierzył w djabły w ezw ałbym i djabła. (wchodzi Hurko)
Hurko. Jak się macie kochani — o ta m łodzież złota! Jakże to spojrzeć miło, przyszłości nadzieje! Z oczu patrzy nauki i pracy ochota!
W ustach się im poczciwa m iłość ludzi śm ieje Jak się m acie — Ty Serw ku, jak idzie z nauką? [S] — Zm ąciłeś pan m yśli (iż) się w próżnej czaszce tłuką IHJ — Z abaw ny! a! Pankraś — cóż filozofija
[PJ — Na bakier z nią jestem , ona m nie w ym ija A ja ją —
[H] — A ! Bonifacy kochany i ty tu
[B] — Jak w id z ic ie ... (n ie c z y te ln e )... zaszczytu
[H] — I Faustek — Do nóg padam — coś z marsem na czole [B?J — Myśmy go tu nękali, prawda w oczy kole
Sprzeczał się
H. Spór jest dobry, on prawdy w yśw ieca. [B?J ~ Tak spór, ale tu taka poglądów różnica,
Że ze sporu i rozpraw korzystam y m ało, Bo gdzie on w idzi czarno, my w idzim y biało. H. A le o cóż wam id zie?
III. MATERJAŁY.
99
Im się w szystko uśm iecha i błyszczy i św ieci 2 i. A dla niego nic niem a na św iecie prócz śm ieci. Fastulus. (z uśm iechem politowania)
Otóż jak oni dają treść człow ieka! Łatwo i krótko i pew ni są w sobie, Że byli tam , skąd m yśl moja w ycieka I rozumieją, co robią!
Śm iechem rzecz poczną i kończą ją śm iechy. Hurko. No — dosyć sporów — ja wracam z pod w iechy —
I w noszę, byśm y zapić młodą zgodę. Za mną, w najlepsze m iejsce w as zawiodę (w szyscy) — Idźmy ! idźmy —
Faust (m ilczy)
— No, ty przecie z nami! Faust. Nadejdę później
[H ?] — No, to idźm y sam i!
Faust (sàm — siada, patrzy za niem i) Ci mają słuszność, a jam jeden w inny, Kiedy im szczęście dał w iek dobroczynny. Poco zaw czasu z ócz zdejm ować łu sk i? Czas m nie zaprędko w yręczy!
Jam się sam tylko zestarzał za w cześnie A wiara, która umarła nie w skrześnie — Z kolei barwy bledły memu oku, Nic dla m nie niem a w dzięku i u tok u Stoję wśród życia o b o j£tny św iadek W nierozwiązanych tysiące zagadek Na co się życie, — na co ludzie zdali — Co brzegom z ow ych rozpryśniętych fali! Co z tych tjsią c ó w , co żyją i giną — Co jest w iecznością i co jest godziną — Dlaczego człow iek zrozpaczony czeka A ziarno piasku i rozpacz człow ieka Zarówno ważą, niezbłagane prawo Gniecie to ziarno i źrenicę łzawą — Litoście nigdzie — szyderstwo i męka — Ciśnie nas i gniecie niew idzialna ręka. Gdy by ż przynajmniej w iedzieć można za co? Tak nas karcą, tak nam płacą —
(śm ieje się) Prawda — za to, że ta Ewa
Jabłko zerw ała z zatrutego drzewa ! ! Dosyć — i m ilczeć i nie szperać głębiej, Wiara cię zbawi — sceptycyzm oziębi.
(Hurko wchodzi) [H] — Wracam z knajpy i na jednej nodze
Może ci z w ieścią by dobrą przychodzę — List mi do ciebie oddano na drodze — F. List do m nie ? a to rzecz osobliw a H. Patrzaj na a d r e s ...
O statni frag m en t posiada w a rja n t:
Faustulu list masz L(istonosz?) Do pana F austyna?
F. List do m nie ? (rozrywa) a ! a od kuzyna Przecież przypom niał, że jeszcze żyję na św iecie.