A L E K S A N D E R
W Y B Ó R P O E Z Y J
1 9 3 3
S K O W R O Ń S K I
N A K Ł A D i D R U K
Spowodowany licznemi prośbami przy
jaciół, zezwolił Autor na wydanie ni
niejszego zbiorku.
Na życzenie AutoTa całkowity dochód z sprzedaży przekazany będzie na rzecz
m iejscowych bezrobotnych.
'dszg
W IELC E CZCIGODNEM U AUTO RO W I w dniu yo-lecia Jego Urodzin
ofiaruje niniejsze wydanie Wyboru Poezyj
SP Ó Ł K A W YD AW NICZA K . M IA R K I
M ikołów, dn. p. lutego IQ33 r.
Y iH Y A O 'V '.V i. .'.U f t, ■
I . 15
SZKIC BIOGRAFICZNY AUTORA
A leksander Skow roński urodził się dnia 9 lutego 18 6 3 r., a więc krótko po wybuchu pow stania stycznio
wego, w H u cie L a u ry , jak o syn m aszynisty W o jciech a Skow rońskiego i żony jego W eroniki z W alkiew iczów . P o odbyciu szkoły ludowej w H u cie L a u ry a potem gim nazjum u św. M a cie ja we W ro cław iu słuchał (18 8 5 — 18 8 8 ) teo logji i zarazem slaw istik i we W ro cław iu, należąc tam do n ajru ch liw szych członków T o w a rz y stw a Górnośląskiego i w szelkich innych tow a
rzystw polskich. W W rocław iu odbył też jednoroczną służbę w ojskow ą.
W yśw ięcony w ' 1889 r. na kapłana, pracow ał jako w ik a ry w K ró l. H ucie ( 1 8 8 9 - 9 2 ) , w Ł ączn iku i Solcu (pow. prudnicki), a następnie jako adm inistrator w Szym iszow ie i L ig o c ie pod B ia łą , gdzie został w 1896 r. proboszczem.
Zn an y z sw ej działalności społeczno-narodowej, został w ybran y w 19 0 7 r. jako przedstaw iciel K o ła Polskiego do parlam entu niem ieckiego.
Podczas trzeciego pow stania górnośląskiego mu
siał z L ig o ty uchodzić i dopiero po całorocznej tułaczce otrzym ał probostwo w M ikołow ie w 19 2 2 r.
Z a słu g i około polskości Górnego Ś lą sk a znalazły swe uznanie w nadaniu mu w roku 19 2 3 k rz yż a ko
m andorskiego orderu Polo n ia R estituta.
K o ściół zaś uczcił go zaszczytnem i nom inacjam i.
W roku 19 2 3 został m ianowany konsultorem die
cezjalnym , w 19 26 r. wszedł do nowo utworzonej K a p i
tuły katedralnej w K atow icach z godnością je j arch i
diakona. W 19 30 r. został prałatem domowym J . Św.
a po zgonie ks. infułata K a p ic y prepozytem K ap itu ły.
WIZYTA U KS. DAMROTA
K s . Skow roński jest jako poeta epigonem ks. K o n stantego D am rota, znanego pod pseudonimem C zesła
wa Lubińskiego. Spotkał się z nim raz w życiu i w rażenie tego spotkania opisał na prośbę ks. dra Szram k a, który w roku 19 19 p rzygotow yw ał życiorys ks. D am rota na 25-tą rocznicę jego zgonu, w sposób następu jący:
„B y ło to w styczniu i8q$ r. a więc krótko przed śm iercią ks. Damrota, kiedym się rasem z przyjacie
lem M iczkiem, kapelanem w Rybniku, puścił w dzień nader slotno-śnie&ysty do Pilchow ic, aby tam w kla
sztorze B raci miłosiernych odwiedzić ks. Damrota, któ
rego dotąd jeszcze osobiście nie znałem, ale dla jego pracy na niwie ojczystej wielce ceniłem. Szukałem u nie
go pociechy w politycznych prześladowaniach, na ja kie byłem parę miesięcy przedtem publicznie i pryw at
nie narażony.
Byłem bowiem gorącym zwolennikiem świeżo na Górnym Śląsku powstałego ruchu narodowego, który, trzymając się coprawda jeszcze w ramach organizacji centrowej, stanowczo jednak upominał się o ssczero- polskich posłów do parlamentu. O ficjalne Centrum w Wrocławiu, a niestety i księża zwalczali namiętnie te wolnościowe odruchy ludu polskiego, który instynktem, właściwym konającemu, odczuł zgubny zwrot w poli
tyce centrowej, która po częściowem zlikwidowaniu w alki kulturnej szukała wbrew najżywotniejszym inte
resom ludu polskiego stałej przyjaźni z rządem pru
skim. Zapalczywe w alki wyborcze około kandydatury p. p. m ajora Szm uli, Radwańskiego, Roboty i Strzody były wyrazem głęboko już sięgającego rozłamu między ludem a jego opiekunką, partją centrową. Co do mnie, solidaryzując się odrazu z ruchem ludowym, ściągną
łem na siebie nienawiść centrowych gazet a nawet księ
ży konfratrów, którzy przez całą walkę kulturną tak ściśle zżyli się z partją centrową, że nie m ogli odrazu pojąć, że nowe prądy m ają rację bytu w nowo wytwa
rzających się warunkach politycznych. Rząd pruski bo
wiem poczynał folgować niemieckim katolikom, całe ostrze zaś w alki skierował przeciw Polakom. Było m i wiadomo, że ks. Damrot nie tylko sympatyzował, ale wprost przez artykuły popierał nowo powstałą orjen- tację polityczną ludu. Przygnębiony prześladowaniem, pospieszyłem więc do ks. Damrota, szukając u niego po
ciechy i zachęty do wytrwania na raz obranej drodze politycznej.
I nie omyliłem się. P rz y ją ł nas nader serdecznie i w yraził niedwuznacznie sw oją radość z naszego przy
bycia. W iedząc, że mnie prześladowano w gazetach i nawet księża bojkotowali, pocieszał mnie i zachęcał do niezachwianej obrony ludu. ' „Centrum niem ieckie, tak się w yraził, stało się macochą dla polskiego ludu i nie ma wyrozumienia dla jego dążności polsko-naro- dowej. W y bracia młodzi, gotujcie się na dalsze prze
śladowania. N a m iejscu przestarzałego Centrum musi młoda generacja wziąść w sw oje ręce obronę naszego ludu. Smutno, że nawet księża nie chcą zrozumieć tych nowych prądów a swoją opozycją zniechęcają do siebie w ierny lud. Jednem u z takich duszpasterzy, który zresztą przez całą walkę kulturną był szczerym obroń
cą ludu (ks. E n gel), zwróciłem uwagą na błąd, który po
pełnia, zwalczając rasem z niemiecką Schlesische Volks
zeitung zdrowy ruch narodowy, i pisałem mu jako do
bremu p rzyjacielow i:
E s tut m ir lang’ schon weh’,
Dass ich dich in der Gesellschaft seh’ .
N o, ale trudno, starzy księża nie mogą się tak prędko otrząść z przestarzałych formułek politycznych. Do was, bracia młodzi, należy przyszłość".
Tu zwrócił uwagę na w iersz w „Gazecie O polskiej“ , leżącej przed nim na stole, zatytułowany „ Uczucia przed zimą“ * ). D ziw nie harmonizowały te wiersze z ponu
rością dnia śnieżystego i z beznadziejnością stanu zdro
wia ks. Damrota.
P rzeraźliw ie na zagrodzie K racze szare stado wron, Stygnie życie już w przyrodzie, Ju ż się zbliża blady zgon. —
Ach przyrodo, tobie jeszcze Zw ierzam się dziś z bólem mym, Wszak i tobie zimne dreszcze M rożą piersi lodem swym.
„M y starzy musimy ustąpić, — lampka życia mego do
gorywa, — dni m oje policzone. Krakanie wron zwia
*) Gały wiersz umieszczony na str. 35 niniejszego zbiorku.
stuje m i śmierć. Wy zaś bracia młodzi, nie zważajcie na krakanie politycznych kruków i wron, choć zvas za
drasną mściwemi szponami, one przed zbliżającą się wiosną pierzchnąć muszą, zima minie, wiosna wróci.
P ra cu jcie dla ludu, a nastaną lepsze dni“ .
Dlugośmy tak rozmawiali. Często musiał przery
wać mówienie, bo mu co chwilą zabrakło tchu w pier
siach. Mimo to nie chciał nas puścić, odczuwaliśmy, że pragnął w nas wlać swego ducha i swoją wiarą w lep
szą przyszłość.
Głębokie wrażenie zrobiły na nas odwiedziny u tego szlachetnego obrońcy i miłośnika ludu. Niestety już pa
rą tygodni później musieliśmy z bólem serca stanąć nad jego grobem.
A le jego duch nie przestał nas ożywiać".
WIERSZE POLSKIE
, ■
PROMIEŃ SŁOŃCA.
Prom ień słońca św iat cału je, Śpiew w esoły w g a ju brzm i, L ecz me serce boleść czuje, D uszno, smutno, tęskno mi.
Zielone Świątki, Auras 1884
„JAM ZMARTWYCHWSTANIE“
Jan j X I . 25.
U cisk brutalny żelaznej ręki N ielitościw ie gniótł polski lud.
Zew sząd się dały usłyszeć jęki P olskich wygnańców , sierot i wdów, K tó ry ch to zbrodnią jed yną było, Że im dał życie nieszczęsny k ra j, Co go rozdarli przemocą w rogi, Gdy mu zakw itnąć m iał swobód m aj.
Co naród cierpiał, ja odczuwałem.
Ja m dzielił jego rozpacz i ból.
Ja k oderwany liść wód nawałem T a k żalem miotan był um ysł mój.
L ecz by się zw ierzyć, uskarżyć komu, W współczuciu brata ukoić krew,
N i jednej duszy znalazłem czułej, Prócz szumu smętnych cmentarza drzew.
Z boleścią w sercu, ze łzą w źrenicy, W m yślach m ych smutnych błądziłem sam, Grobom z w ierzając mą tajem nicę:
Że z duszą P o lsk i mój duch jest zlan.
N a grobie ojca, którego prochów N ie m ógł w ydalić nieludzki kat, Płakałem doli w ygnańców braci, Ja k płacze brata rodzony brat.
Potem się zryw am , spieszę do k rzyża, Rzucam się w smutku do jego stóp.
Sch yla się czoło, do głazu zbliża, B y jego chłodem chłodzić żar sw ój.
A z głębi serca się w ydobyw a Stłum ionej skarg i żałosny jęk, — Niebo się chm urzy, m ym żalom w tórzy Szum iących liści p łaczliw y dźwięk.
„P a n ie , do Ciebie z m ąk głębokości W ołam znękany, w ysłu ch aj mnie.
P atrz na tonący w bólów mnogości N aród nieszczęsny i zlitu j się.
A lbo czy chcesz o P an ie, go zgubić? — W niwecz obrócić dzieło T w y ch rąk ? — Czyż ma bezkarnie w ró g z niego szydzić? -■
C zyż Cię nie w zruszy o fia ra m ąk? — Panie do krzyża gw ałtem przykuty, N aig raw a n y wśród cierpień T w ych , W szak w iesz, co złości, szyderstw a, knuty, W szak w iesz, co znaczy w rozpaczy zgon!
Pom ny T w e j męki, czyż się nie w zruszysz, P a trzą c ja k cierpi w iern y T w ó j lud?
Czyż go nief złożysz z krzyża niewoli I nie dokonasz w skrzeszenia cud? — “ I w ciąż ku krzyżu w zrok mam zwrócony, Czekam , czy dan mi nie będzie znak.
T ak p atrzy k ’niebu jeleń spragniony, Czy dlań nie spadnie kropelka z chmur.
P atrzę i czekam, czy w P a n a oku Ł ezk a litości dla nas nie tkwi. — P atrzę, czy nie w ytryśn ie ze serca N a znak miłości kropelka k rw i. —
L ecz darmo szukam znaku zbawienia.
K r z y ż nieruchom y ja k zim ny głaz.
S erce me tonie w falach zwątpienia, Z n ika nadziei ostatni ślad.
J a k zw ątpią żeglarz miotan na morzu, Gdy mu gw iazdeczki prom yczek zbladł, T a k ja w rozpaczy stoję pod krzyżem , W którym em w szelką n adzieję kładł.
I z dzikich bólów m ych nawałności P o w sta je w sercu bluźniercza m yśl:
,,T y dla nas nie m asz, P an ie, litości — T y sp rzy ja sz wrogom , T y ś nie nasz B ó g “ . — W tem w ich ru pocisk rozdziera chmury, N a krzyż się zlew a k siężyca blask;
Z pod krzyża b ije w zdumione oczy T a k i napisu złocisty b rzask:
„ Ja m Z m a rtw ych w stan ie!“ T u serce rośnie, — Rozpacz ma znika, — z ócz płyną łzy.
Ściskam oburącz krzyż i radośnie W ołam : „O P an ie, dałeś mi znak!
Przebacz, ach przebacz, że małodusznie W falach rozpaczy bluźniłem Ci.
P a trz na me serce, w szak nie ze złości Zgrzeszyłem Tobie, ach przebacz mi.
C h łostaj nas teraz, zesyłaj kary,
N iech za T w ą wolą męczy nas w róg, — J a niezłom ny i pełen w ia ry
W ciąż w ołać będę: T y ś jest nasz B ó g.
N iech dni w ró g liczy naszego bytu, N iech głosi św iatu nasze skonanie, — J a w ierząc w przyszłość naszego ludu, Będę w ciąż gło sił: T y ś Z m artw ych w stan ie!“
Pierwsza myśl do wiersza poniżej powstała na sta
rym cmentarzu w Siemianowicach w r. 1886, kie
dy Bismarck w ydalał ® Prus tysiące Polaków, po roku 1836 przybyłych, a Polski.
Drukowano w Dodatku do „G-azety Opolskiej“
w 1894 r. nr. 78 (30 września) i w „Głosach z nad Odry“ w r. 1918, nr. 4, str. 167 — 169.
ŻALE DZIEWCZYNY
Suchern liściem, lipka 'siała, Sm utno szum iał g a j,
G dy mnie rzucił mój kochany, B y w alczyć za k ra j.
B ąd ź mi w ierna, m ówił do mnie, T a m u j łez tw ych zdrój — Gdy zakw itnie lipka nasza, W ró ci luby tw ó j.
M inął roczek, zżółkło liście, Sm utno szumi g a j —
L ecz kochanek mój nie w raca, O j, zginął za K r a j . ---
SKOWRONEK NA NIWIE ŚLĄSKIEJ
W dzięcznie śpiewasz, ptaszku luby, Skow roneczku m ały,
W łasnem zawsze szczebiotaniem B ogu piosnkę chwały.
K ąp iesz się w prom ieniach słońca.
P ije s z rosę kw iatek,
N ik t na zdradzie ci nie stoi, N ik t nie gw ałci dziatek.
A nas niemczą, nie z w ażając N a serc naszych jęki,
K a ż ą dziatkom śpiew ać B ogu Obcych pieśni dźwięki.
Niebo nam w ciąż zachmurzone, Ł z y naszym napojem .
W szystko grozi nam zagładą I zaw ziętym bojem .
W zleć, skowronku, wzleć ku niebu, N ucąc skarg i pienia,
Zanieś do stóp tronu B o ga N asze zażalenia.
N iech nad nami się zlitu je M iłosierdzie Je go .
N iech oddali zatracenie Od ludu wiernego.
Z alumnatu 1888 r., gdy w Raciborzu rugowano śpiew polski w kościele. Druków, w „N ow i
nach Raciborskich“ . Jest to pierwsze ujęcie wiersza „Skarga Górnoślązaka“ .
SKARGA GÓRNOŚLĄZAKA
O szczęśliw y skowroneczku N a śląskiej k rain ie!
Tobie wolno, ja k chcesz nucić, T w ó j śpiew nie zaginie.
N aw et k w iatk i w ogródeczku K w itn ą ja k przed w ie k i:
A pieśń polska, czyż niegodna Ju ż B o sk iej opieki?
Ju ż z kościoła ją w yrzucić P ra g n ie złość wyrodna, Chce nam błogi pokój skłócić, Ziem skich zysków głodna.
T a k wolności ślady giną, R w ą się z serca jęki, — G dy zmuszone z p iersi płyną, Obcej pieśni dźwięki.
W zleć ku niebu skowroneczku N ucąc sk a rg i pienia:
Zanieś do stóp tronu B o ga N asze zażalenia.
D la nas biednych jest ucieczką M iłosierdzie Je g o ;
On oddali zatracenie Od ludu sw ojego.
D łu gie nasze doświadczenie, Zb y t ciężkie k rz y ż y k i;
L ecz On mocen skruszyć w roga, Złam ać piekłu szyki.
Drukowano w „N ow inach Raciborskich“ w 1890 r. Pozatem umieszczono u Bełzy (Stan.
Piast) Na Szląsku Polskim, K raków 1890, str. 40— 41.
A
MŁODY ŚLĄSK
Ju ż przez łąki i przez g a je W ie je w iosny w onny w iew , Luźno skaczą już ruczaje, M ile dźw ięczy ptasząt śpiew.
Żarem m iłości ro zgrzew a W dzięk wiosenny słońca skroń, N ad błoniam i się rozlew a K w ia tó w balsam iczna woń.
W szystko mile się uśmiecha, W szystko nowem życiem tchnie, W szędzie radość i uciecha H ym n dziękczynny B ogu śle.
K a ż d e serce w ciągn ął w siebie Ju ż nadziei błogi w ir.
C zyżby na twem, Śląsku, niebie W isieć m iał w ciąż smutku k ir?
I ty zbudzisz się z niedoli!
N ow e życie w tobie w re ! Dość już tego, co cię boli, Dość tej w zgard y, co cię żre!
Ja k wiosenny sok u m aja Św ieżem liściem konar drzew, T a k tw ą młodzież dziś u p aja Odrodzenia tw órcza k rew !
W io sn a! W io sn a! Odm łodzenie!
Oto hasło, co nam brzm i.
Zm artw ychw stan ie, odrodzenie, J a k nadziei gw iazd ka lśni.
N iech w zaw iści gad w ciąż syka, P ełzać, sykać gadów cel, Skrzyd łem dziarskiego orlika T y ku niebu duchem strzel!
N iech w yrodnych serc łańcuchem O p asu ją, dręczą K r a j —
T y go zerw ij polskim duchem, A zabłyśnie polski m a j!
Napisany 1892 tr. z okazji wskrzeszenia przez ks.
K arola M yśliwca, wówczas akademika, Tow.
Górnośląskiego pod nazwą, niemiecką „V erein Oberschlesischer Studenten“ celem krzewienia myśli narodowej. (Ukazał się w „Gazecie Opol
skiej“ ).
*
HA! JUŻ ŚWITA!
H a ! ju ż św ita! H a już św ita!
H e j do pracy, śląsk a młodzi!
P ierzch a już głupoty ciemność, Słońce ośw iaty nam wschodzi!
W ita j św it! B ło g i św it!
Z w ia stu je sz nam lepszy byt.
N a sz ą polską mowę k ry ła J a k kopciuszka biedna chata, H e j, w yprow adźm y ją w życie, W szak jest śliczna i bogata.
W ita j św it i t. d.
Z naszych praw , z naszej godności S zy d z ili N iem cy zuchwali.
H e j, nauczm y ich dobitnie, Że za w cześnie z nas się śm iali.
W ita j św it i t. d.
P o la k zaw sze z hardej duszy, Z aw sze z ideałów słynął, Pokażm y, że mimo gw ałtów
S k a rb ten jeszcze w nas nie zginął.
W ita j św it i t. d.
Choć na siłach nam nie zbywa, N ie lękaj się Śląsku m łody!
W ludzie drzemie moc olbrzym a, Obudzi się do swobody!
W ita j św it i t. d.
Choć nas zew sząd przemoc gniecie, B u rz e srożą się wokoło,
Słońce w zejść nam przecież musi, W ięc śpiew ajm y w ciąż w esoło:
W ita j św it! B ło g i św it!
Z w ia stu je sz nam lepszy b yt!
Powstanie wiersza analogiczne do „M łody Śląsk“ . Pierwsze ujęcie zaczynało się od słów
„Już nam widno . . . " i drukowane było w N o
winach Raciborskich.
O ŚW. ALOJZYM
W śród kw iatów słynie lilja białością, W abi do siebie cudną wonnością.
N ad liiję św ięty A lo jz y bielszy I nad je j zapach cnotami m ilszy.
G dy się na m orzu fa la rozhuka, Z tęsknotą gw iazd ki m arynarz szuka.
M ile j p rzyśw ieca wśród namiętności, A lo jz y św ięty blaskiem czystości.
Z a m arnościam i człek chciw ie goni, W ciąż się zanurza w rozkoszach toni.
N ad w szelką rozkosz jest słodycz k rzyża, Co go do ust sw ych A lo jz y zbliża.
G dy cios za ciosem na ciebie spada,
W nieszczęść powodzi duch tw ój upada, — B ic z A lo jzego , chłoszczącej ręki,
U c z y: że niebo w nagrodę męki.
S ła w a , honory i dostojeństw a, T o duszy naszej niebezpieczeństwa.
Pokorę w sła w ia sw o ją koroną Ś w ięty A lo jz y , u stóp złożoną.
G dybyś, młodzieńcze, zapom niał o tem, Żeś tylko tułacz tu, pod namiotem, C zaszka przed Św iętym głośno ci w yzn a:
Po za obłokiem tw o ja ojczyzna.
N iech więc A lo jz y , młodzieńcze, tobie J a k wzór przyśw ieca we w szelkiej dobie,
Z Je g o postacią jasn ą przed okiem N ie trw óż się nigdy życia potokiem.
P o d Je g o św iętą ż y ją c obroną, T eż się ozdobisz nieba koroną.
U łożony w 1892 r. dla towarzystw św. Alojzego, które później ks. kardynał K opp rozwiązał. Dru
kowany w tym samym roku w „K atolik u “ . (Me- lodja: W morzu przegląda się . . .).
POWRÓT DO OJCZYZNY
i.
Ju ż przebrzm iały pieśni dźwięki W ra z z ostatnim głosem dzwona, Ju ż P ie k a rsk ie j P a n n y wdzięki N a dziś za k ry ła zasłona.
Ju ż pątników orszak bieży Do sw ych chat w pokoju błogim, T y lk o jeden jeszcze leży K rz yże m przed ołtarza progiem.
W iecznej lam pki blask pozłaca Sm u gi jego srebrnych włosów, Je g o postać, ubiór zdradza, Że je st pastw ą ciężkich losów.
Ciche, rzewne, tkliw e jęk i Szepcą jego sine usta, Ja k b y całe morze męki M ieściła pierś jego pusta.
Naokoło ciemność mroku I ja k w grobie cisza głucha, T y lk o ksiądz klęczący z boku Z ad ziw io n y słucha — s łu c h a ---
„W stań że, starcze! — w reszcie mówi, D ość już modłów, dość pacierza, K a ż d y spieszy ku domowi, N a spoczynek, noc się z b liż a !“
Ja k o ptaszek z snu spłoszony T a k się starzec nagle zryw a, M iesza się i zadum iony Strum ień gorzkich łez w ylew a.
„ K u dom owi? — na s p o c z y n e k ? --- Rzeknie smutno drżącym głosem.
N i spoczynek — ni kominek, T o tułactwo moim losem.
Ju ż minęło z lat czterdzieści, Ja k się tułam bez spoczynku,
Z domu nie mam żadnych w ieści, T ylk o bliznę w upominku.
Odkąd ja k pod O strołęką B ia ły orzeł skrzydła zwinął, Ja k pod w ro ga m ściw ą ręką Ślad wolności naszej zginął — Odtąd nie znam żony, chatki, N ie poznałbym dwuch m ych synów.
N ie wiem , czy za całość M atki W alcząc zdobyli w aw rzynów . B łądziłem w szerokim świecie, W szędzie wolności broniłem, W iem , ja k ciężko jarzm o gniecie, Ja k wolności oddech m iłym.
T e ra z w racam do O jczyzny, Tum ją raz porzucił młody.
T am spoczynek dla siw izny, T a m mój domek, tam w ygo d y!
A ch tam żale me ukoję,
K re w ju ż stygnie w m oich żyłach, T am w ypłaczę życie moje
N a rodziny m ej m ogiłach“ . T o w yrzekłszy z czcią upada P rz e d N ajśw iętszem na kolana.
R ęce do m odlitwy składa, P ro szą c drżącego kapłana:
„B ło g o sław mi, księże m iły, U proś dla mnie łask i B oga.
Czy do chatki — czy m o g iły --- N ie wiem , dokąd m oja droga“ . Rozczulony kapłan p rosi:
„Z ostań , nie idź, starcze luby, T am nad brzegiem śm ierć ci grozi, M oskal chciw y tw o jej zguby“ . D arm o, darmo on nie słucha.
Ju ż go k ry je ciemność mroku.
Naokoło cisza głucha,
Ju ż nie słyszeć jego kroku. — I I .
O m iłości, ty pod niebem,
N ie znasz nic droższego w świecie, N ad O jczyzn y m iłą glebę
N ad zagrody w łasnej kwiecie.
B y ich bronić — dasz sił lw icy, B y w ysław iać — słów anioła, Do nich spieszyć — piór orlicy, Z nich się cieszyć — ócz sokoła.
T y niew iastę robisz mężem, M ęża zdobisz sław ą blizny, U czysz w ładać młódź orężem, S iły pod w ajasz siw izny.
Ju ż m iłością tą zagrzan y Stan ął starzec u B ry n icy , K tó re j płytkiej w ody piany S trz e g ą polskiej tu gran icy.
O lsza szumi — pies z a w y je ■—
Pu szcz podnosi głos z ło w r o g i--- S ta rc a serce głośno b ije,
L,ecz z m iłości, nie zaś z trw ogi.
Ju ż się rzucił w bieg strum yka, F a la pieści mu kolana,
Zim ny dreszcz go wzdłuż przenika, P a li z bitw y stara rana.
A ch tak mokro, zimno było, L ed w ie był upłynął m arzec, G dy pod Dębem tam stanęło, W o jsk o nasze — duma starzec.
M yśm y pod kolana w błocie, T rz ę są c się od zimna, stali, A M oskale tuż w namiocie Cicho leżąc z nas się śm iali.
W tem nasz wódz niezw yciężony B ogu sław ski głośno w o ła:
„N ap rzód , m arsz, m arsz b a ta ljo n y “ . B itw a wszczęła się dokoła.
„N ap rzó d , krzyknie starzec, h u r a !“
Śm ierć lub wolność dla O jczyzn y!
Pędzi w szale — jak o chmura M ig a włos jego siw izny.
W tem się rusza coś w olszynie, I coś błyska ja k bagnety.
P o stó j, postój, sukinsynie!
B rzm i ja k piorun głos wedety.
D arm o starzec w bitw y szale P ędzi naprzód nie zlękniony, W uszach brzm i mu głos w zapale,
„N ap rzó d , m arsz, m arsz b ataljo n y“ . I zabłysło — naokoło
H u k się rozległ, broń zaszczękła, K u la św isła w starca czoło, Z iem ia pod trupem zajękła.
Ju ż spoczyw a. — K r e w pozłaca Sm ugi jego srebrnych włosów.
C h ciw y złota w ró g p rzew raca P a stw ę biedną srogich losów.
Gdy n azaju trz głos z dzwonnicy L u d zw ołując się rozlega, W ieść się rzeszy: na gran icy Zastrzelono w nocy zbiega.
K a p ła n idąc do m szy słucha, Ł z y się cisną w jego oko.
Pan ie, p rz y jm ij starca ducha, Rzecze, w estchnąw szy głęboko.
Według opowiadania Ks. Biedermana, pro
boszcza w Gostomi (Sim sdorf), dawniejszego kapelana w Piekarach. 1893 r.
BIEDNE SERCE .
Biedne serce, cóż cię trw oży?
Cóż cię niepokoi w ciąż?
C zyż się w dali burza sroży?
Czyż w ukryciu czyha w ąż?
N iech się sroży — niechaj czyha! — Cicho, cicho, utul się!
Choć nienaw iść cię odpycha, W ieczna m iłość p rzyjm ie cię. —
15. 5. 1894.
W KRZYŻU ZBAWIENIE
T am przed w ioską w samotności Stoi k rzyż drew niany.
L ip y szumem swoim chłodzą Zb aw iciela rany.
U stóp k rz yż a kw itnie kwiatek, K w ia te k czerwoneńki,
Ja k k rw i kropla z ran y boku T a k i m alutenki.
K w itn ie, kw itnie i przekwitnie, Lecz gdy Zm artw ychw stanie, Z w iosną znowu się obudzi, N a T w ą chwałę, P an ie.
Z aw sze widzę go w czerwieni, O dblask ran T w y ch k rw aw ych ! W jego kw ieciu lśnią kropelki Perełeczek łzaw ych.
Pow iedz, powiedz kw iatku luby, Skąd wdzięczności tw oje?
C zy na Golgocie pod krzyżem P iłe ś k rw aw e z d ro je?
A ch zakw itnij w sercu mojem, B y lgnęło do k rzyża, —
B y w niem nie zagasła pamięć, Że k rzyż niebo zbliża.
Drukowano w „G azecie Opolskiej“ (Gość Niedzielny) nr. 82, 14 października 1894 r.
UCZUCIA PRZED ZIMĄ
Ju ż wiosenne w dzięki zbladły, Ju ż nie śpiew a ptasząt chór, L istk i zżółkłe z drzew opadły Niebo pełne śnieżnych chmur.
Ju ż nie brzęczą pszczółek ro je , Ju ż nie pachną k w iaty róż, M ętną wodą szem rzą zdroje, G a je jęczą świstem burz.
P rz e ra ź liw ie na zagrodzie K ra cz e czarne stado wron, S tygn ie życie już w przyrodzie, Ju ż się zbliża blady zgon.
A ch przyrodo, ja k podobne C i w konaniu serce me.
Ju ż m inęły dni nadobne, L o s niestały smutek śle.
G dzież te śpiew y, gdzież zapały Z mej młodości hyżych lat?
G dzież ulotne ideały?
Gdzież niewinnych rozkosz k w ia t?
Ju ż ułudy zbladł blask zwodny, Ju ż nie nęci um ysł m ój.
W iew rzeczyw istości chłodny M rozi ideałów ró j.
J u ż „p rz y ja c ió ł szczerych“ grono Pierzch ło, ciesząc się z swych zdrad.
Ja k o kruki rw ą me łono,
Gdy w ich szpony m ściwe wpadł.
A ch przyrodo, tobie jeszcze Z w ierzam się dziś z bólem mym, W szak i tobie zimne dreszcze P ie rs i m rożą lodem swym.
J a k ty k ry je sz z troskliw ością R esztki życia w łonie swem, K r y ję ja przed złośliw ością Id eały w sercu mem.
Z im a minie, ptak zanuci, T a k a ufność w tobie tkwi, M oże dla mnie też się w róci W iosna lepszych, m ilszych dni.
Wiersz powstał w grudniu 1894 r., po napaściach
„Sehles. Volkszeitung“ z powodu wyboru posła ludowego Strzody z Solca, gdy Autora prze
siedlono do Szymiszowa.
MOJE
GWIAZDKI PRZEWODNIE
D w a obrazki na pulpicie
Ja k przewodnich gw iazd promienie św iatło ść ślą w burzliw e życie, K rz e p ią w ciąż m oje sumienie.
Jeden przedstaw ia mi P an a Od szatana kuszonego, D ru g i P io tra, u kolana Zb aw iciela, tonącego.
P u szczą jest dla tego życie, Co polskości broni ludu.
M ało chleba, skrytość w bycie, N ędzny widok — płacą trudu.
W nędzy ku si głos szatana:
W szystko chętnie dam ja tobie, G dy upadniesz na kolana P rzed mamoną w m ej osobie.
T w o ja sław a i bogactwo,
Zjed n asz sobie możnych w zględy — Skończy tw oje się biedactwo, T ylko porzuć polskie błędy.
Co tam lud i jego jęki, N iew art z a ją ć tw ego ducha.
M ile j się na kruszcu brzęki, N a pochwałę św iata słiicha.
Gdy tak w abi d jab ła mowa, O biecując skarb mi świata,
„P re c z sz ata n ie !“ takie słowa G rzm ią z obrazu — on ulata.
I do stóp się ścielę Pana, K o rn e M u skład ając dzięki.
K ru szcem św iata nie skalana, M yśl odczuwa nieba wdzięki.
I znów gardzę w szelką trw ogą.
Choć się piętrzą fale złości,
^Depcę po bałw anach nogą, B ron iąc braci m ych polskości.
W iem , że. mój Zbaw iciel drogi Z aw sze broni uciśnionych, N ie om ieszka strzec mej nogi N a bałw anach rozjuszonych.
W szak wśród burzy On ratuje P io tra w błyskaw icy blasku, W sz ak bezpiecznie z nim w stępuje W nawę w śród piorunów trzasku.
On u słyszy głos m ej duszy:
„R a tu j, Panie, giniem w fa li“ , Złość mych n iep rzyjació ł skruszy, M nie i drogi lud ocali.
D w a obrazki na pulpicie
Ja k przewodnich gw iazd promienie św iatło ść' ślą w burzliw e życie, O strzą w ciąż m oje sumienie.
Jeden przedstaw ia mi P an a Od szatana kuszonego, D ru gi P io tra, u kolana Zbaw iciela, tonącego. —
Wiersz powstał w Szymiszowie 1895 r., jako od
powiedź na zapewnienie radcy duchownego ks.
Schirmeisena, że postara się Autorow i Oi in
tratne* probostwo w obwodzie hutniczym, jeżeli przestanie zajmować się publicznie polską spra
wą.
*
ŚLĄSKI LUDU . . .
Śląsk i ludu, Laokońie, H e j do broni, do oręża!
Podnieś śm iało tw o je skronie, P rz e tn ij mężnie pasm a węża.
C zyż nie czujesz, ja k Cię żm ije W raz z dziatkam i T w em i dręczą?
Ja k się każda chytrze w ije, O pasu jąc C ię obręczą?
C zyż nie w idzisz, ja k z paszczęki N ien aw iści ja d im bucha?
C zyż nie słyszysz dziatek jęki, K tó rym za tru w ają ducha?
Polskim jesteś, B ó g tak zrządził.
Polskim zostań zawsze, wszędzie.
Jeszcze nigdy B ó g nie zbłądził, Ja k On zrządził, niech tak będzie.
H e j do broni, polski ludu!
N ie do broni z stali tw ard ej, N am ośw iaty, w iary, trudu, N am potrzeba duszy h ard ej!
T e j u ż y w a j, ludu, broni.
S ta ły bądź w zw ycięstw a w ierze.
B ó g przed w rogiem Cię zasłoni, Z aw rze z Tobą swe przym ierze.
Listopad 1895 r.
ZA PODŁY MI ŚWIAT
Z a pociły mi św iat i jego rozkosze, B y do nich me serce się rwało.
Z a hardo me wolne czoło ja noszę, B y w pyle się ziemi czołgało.
Św iat temu pod stopy zw ykł rzucać róże, Co jego obłudy trzym a się śladów.
Oblicze przemożnych temu w ciąż hoże, K to pełza na wzór podłych gadów.
Z a krótkie to życie, by chw ilkę jedną N a m arnych um izgach tu straw ić.
M ych w rogów pochwałę cenię za biedną, B y w niej się na chwilkę zabawić.
Choć z możnych swą łaską nikt mnie nie darzy, Ś w iat gard zi mną — nie dbam ja o to.
O jed nej rozkoszy dusza ma m arzy:
Niech lud mi zachowa serc złoto.
Pow yższy wiersz łączy się uczuciowo z wierszem
„M oje gwiazdki przewodnie“ ; napisany w Szymiszowie w grudniu 1895 r.
W OBERŻĘ POD WIANUSZKIEM
W oberżę pod w ianuszkiem w ciągnął mnie w ina chłód, W ędrow ny tam spoczyw ał — przed nim stał św ieży miód.
Napróżno się uśm iechał nalany kubek doń — On w zdycha i p rzytula do w iązki sw oją skroń.
Siadłem przy jego boku, mój w zrok mu w oku tkw i, Choć nigdy go nie znałem — znajom ym był on mi.
W tem też mi w e jrz a ł w oko, cudzy wędrownik ów, I kubek mi napełnił, i sp o jrzał na mnie znów.
H a ! Ja k kubki zabrzękły, ja k pała w dłoni dłoń, N iech ż y je tw a kochanka, bracie z rodzinnych stron!
Tłumaczenie wiersza niemieckiego ;„Im Krug zum grünen Kranze . . .“ . Hzymiszów 1896 r.
GÓRA CHEŁMSKA
Ja k tw e skały bazaltow e, Góro Chełm ska nie zaginą — T a k i p raw a narodowe Ś lą sk a nigdy nie przem iną.
Ja k tw a skała — zawsze trw ała Ś ląsk a młódź tu zgromadzona, Zaw sze harda — mężna, tw arda, W alczyć będzie niezwalczona.
G órą narodowa spraw'a!
Górą zm artw ychw stania w ia ra ! P rz yjacio ło m trzykroć — s ła w a !!!
Przeciw nikom trzykroć — w a r a !!!
Zjazd Akademików Górnośląskich w K ędzie
rzynie pod Górą Chełmską,, w dniu 14 września 1897 r., wysłał ten wiersz na pocztów ce z w i
dokiem Góry Chełmskiej w dowód uznania dziel
nemu obrońcy ludu polskiego — posłowi p. ma
jorow i Szmuli. Drukowano w „G łosach z nad Odry“ 1918 r., nr. 4.
OSZCZERSTWO
Rzuć z pszenicy ziarnko złote, A zostanie ci na bryle.
L ecz ziarnczaki m lecznia pędzą Naokoło ja k motyle.
Chw al bliźniego cnotę szczerą, W jednem pozostanie uchu, R zuć oszczerstw a a na w iatry S ię rozszerzą w lotnym ruchu.
Ligota, 29 czerwca 1899 r.
KURA I KACZĘTA
CZYLI CENTRUM I GÓRNOŚLĄZACY
B A J K A P O L I T Y C Z N A
K u ra sobie dumnie gdacze, Bo w ylę gła ja jk a kacze.
B y ją w idzieli wszędzie,
L a ta z swym płodem po grzędzie, Chodzi dumnym biegiem
N ad jezio ra brzegiem .
W tem jedno kaczę za drugiem , P lu sk ! P lu sk !
Jezio ro p ru je fa l smugiem.
T a ś ! T a ś ! K u ra w k rzyk!
I w bo jaźn i W oła i gdacze, B y z tej łaźni W ylazło kaczę:
„O niewdzięczny ty mój płodzie!
„Ja m tygodnie w ciąż o głodzie
„N a d tobą siedziała,
„S k rzy d łem mem grzała.
„O puść fale jeziora,
„W ró ć pod skrzydeł m ych p ió r a !“
W tem kaczor sta ry :
„ Ł a je s z nad m iarę.
„Ż e ś je w y lę g ła — tw ą jest zasługą.
„Ż e zaś p ły w a ją — ich to naturą.
„B ie r z stąd nauczkę, w cale nie długą:
„K a c z ę — kaczęciem — ‘ k u ra zaś kurą.
„T w y m elementem grzędy, zagrody,
„ K a c z ą t zaś b yły i będą w ody“ .
B a jk a ta jest odpowiedzią na zarzuty, stawiane Górnoślązakom Polakom, że niewdzięcznie obeszli się z Centrum. Drukowano w „Głosie Śląskim"
17 czerwca 1903 r., nr. 87.
WE MNIE SŁABOŚĆ .
W e mnie słabość — w B ogu moc!
W Bogu św iatłość —• we mnie noc!
W e mnie oschłość — w B o gu zdrój — W B ogu pokój — we mnie b ó j!
Ja k bluszcz, co się w drzewo wpił, S z u k a j, duszo, w B ogu sił.
Ja k na ziemię słońce brzask T a k B ó g na Cię ześle blask.
T ryśn ie w sercu pociech zdrój, Gdy w niem spocznie Z b aw ca tw ój.
Jem u służą fale mórz,
W ięc w pokusach się nie trw óż.
W e mnie słabość — w B o gu moc!
W B ogu św iatłość — we mnie noc!
W e mnie oschłość — w B o gu zdrój — W B ogu pokój — we mnie b ó j!
Wrażenia z pierwszych w języku polskim słucha
nych rekolekcyj w Czechowicach (24. 8. — 28. 8.
1908), wygłoszonych przez ks. Eugenjusza Hełczyń- skiego T. J. A d meditationem I.
SĄD OSTATECZNY
Ju ż słyszę, o P an ie, trąb anielskich glosy, W posadach się c h w ieją — w szechśw iata orbity, Runące z w yż gw iazd y —- p ru ją wzdłuż niebiosy, W obłokach w idnieje — T w ó j krzyż złotolity.
Z agrz m ia ły nademną — straszne sądy T w o je , I piekło otw iera -— podemną bezdenność,
Od strachu się w strząsły — w szystkie kości m oje, A rozum zlękniony zapom niał sw ą czynność.
D ym piekła płomieni — gryzie zbladłe oczy, Z g rz y t zębów przeklętych — rozdziera me ucho.
Ję k straszny nieszczęsnych — co ich robak toczy, Z szyderstw em szatanów z otchłani brzm i głucho.
Z a g rz m ia ły nademną, Panie, sądy T w o je, I cały truchleję — i dzwonią me szczęki, G dy lotem b łyskaw ic niezliczone ro je A niołów spad ają w piekielne udręki.
Boć je śli ju ż z nieba runą gw iazd y lśniące, J a proch na co dufam ? N a cnoty li m oje?
A ch niem asz świętości — w szystko tu błądzące, G dy cofniesz o P an ie, od nas ręce T w o je .
G rzm isz, P an ie, nademną sądu błyskaw icą, I cały omdlewam, od zm ysłów odchodzę.
A ch w sp ieraj mnie, P anie, potężną praw icą, N ie pozwól się potknąć niepewnej m ej nodze.
Boć czetnże ja jestem ? N ędznym prochem, niczem.
L śn i proch blaskiem złotym, — zasługą to słońca.
T a k T y mnie olśniew asz Tw em jasnem obliczem, D a j, Panie, mi jaśnieć w T w y m blasku do końca.
Rozniecasz nademną sądu błyskaw icę,
W je j świetle poznaję w szechśw iata przemienność I zgrozę piekielną, życia zaś kotw icę:
T w e j praw dy, o P an ie, odwieczną zbawienność.
Z tej p raw dy kryn icy, z łask ą T w o ją , Chryste, Chcę czerpać i chłodzić me duszne pragnienie, A ż ziem skie to życie zmienisz w w iekuiste, I duszy m ej biednej — dasz wieczne zbawienie.
Powstanie wiersza analogiczne do „W e mnie słabość“ . Ad meditationem IV , na tle K sięgi III. 1'ozdz. 14 „O N a
śladowaniu Jezusa“ Tomasza ä Kenipis.
ŚMIERĆ CIĘ ŚCIĘŁA
Śm ierć Cię ścięła w życia m aju.
Ju ż nie kw itniesz, kw iatku nam.
B ó g przesadził Cię do raju . Jem u k w itn ij wdzięcznie tam.
Napis umieszczony na nagrobku Waleski Ern- stównej. Ligota, w maju 1911 r.
ZABRZMIJ Z BIAŁEJ W IEŻY.
Z ab rzm ij z białej w ieży dzwonie, C h orągiew ki p ow iew ajcie!
S n u jc ie się z kadzielnic wonie, W y organy dźwięcznie g r a jc ie !
G ra jc ie Pan u pieśń dziękczynną, B ogu cześć na wysokości, Co nas darzy drogocenną C h w ilą tej uroczystości!
Ju ż pół w ieku nam minęło, J a k tu pow stał ten dom B oży.
Ileż w nim ju ż łask spłynęło N a lud, co się zbożnie korzy.
T u nad nam i B oskie oko Czuw a we dnie, czuwa w nocy.
N ikt, co westchnął doń głęboko, Stąd nie odszedł bez pomocy.
T u do S y n a w ciąż podnosi, Bo nam, choć niegodnym, sp rzy ja , R ączk i swe i za nas prosi N iepokalana M a ry a.
W ielb ij duszo m oja P an a, Może głosem służebnicy W ołać nasza w ieś w ybran a.
W e jrz a ł na nią B ó g z stolicy.
W nadm iar B o sk iej sw ej m iłości W yb rał sobie N iepo jęty
S y n a z w ie jsk ie j tu niskości, S ta w ił go m iędzy książęty.
Cześć M a ry i! — Chwiała B ogu ! O t! — T e j w ioski syn w ybrany Stoi u św iątyni progu,
D ziś od B o g a nam posłany.
W ita j, Ja śn ie O św iecony!
P a trz ja k radość z ócz nam tryska, Że na piersiach T w ych złocony K r z y ż biskupi lśni i błyska.
Ciebie — chlubo naszej gm iny, W ita rów ieśników koło.
M y, zaś córki ich i syny, O taczam y Cię w e s o ło ,--- B o przynosisz sercom w darze D ucha siedm iorakie dary, T e j św iątyni zaś ołtarze Św ięcić będziesz i fila ry . Ciebie w ita ją rodzinne Ł a n y , łąki i ogródki, B o w ysła ły te niewinne K w ia ty : róże, niezabudki, B ra tk i, m ięty i rum ianki N a T w e przyw itan ie godne.
P rz y jm ich hołdy z tej w iązanki.
Skrom ne są — lecz domorodne.
Zabrzm ij z białej w ieży dzwonie, C h orągiew ki p ow iew ajcie!
S n u jc ie się z kadzielnic wonie W y organ y dźwięcznie g r a jc ie ! G ra jc ie P an u pieśń dziękczynną, B o gu cześć na w ysokości!
Co nas darzy drogocenną C h w ilą tej u ro czysto ści!
Ułożony, na życzenie ks. administratora Dziuby, z okazji przybycia ks. biskupa Karola Augu- stina na 50-letni jubileusz kościoła w Olbrach- cieaeh, dn. 21 października 19,11 r.
KAPLICZKA W LESIE
U stóp M a ry i Siedem bolesnej, W K a rlo v y c h V a ra c h zaciszy leśnej, T y sią c e chorych z dalekich światów Ścielą swe wota ze ślicznych kwiatów . A z wonią tych róż
W górę się wrzb ija Ję k prośby: M a ry a ! O M a ry a pomóż.
K arlovy Vary, wrzesień 1913 r.
NA PRYMICJE
K ap łan ie drogi, nowo w yśw ięcony, B ąd ź od nas dziatek m ile pozdrow iony!
T y ś sługą Tego, co dziatki p rzyjm ow ał, D o serca tulił, serdecznie m iłował.
Czem kapłan dla nas, dobrze m y to wiem y, S za farz ó w Bożych z m iłością cenimy.
P rzykład em kapłan przez swe całe życie Lud ow i św ieci w jego ziemskim bycie.
P rz y b ran y w szaty, białe ja k lilia, P ia stu je P an a, ja k czysta M arya, I uczy młodzież śnieżną szat białością:
„O jak o piękny czysty ród z jasn o ścią“ .
K apłanom P an pow ierzył klucze nieba I C iało sw oje pod postacią chłeba, B y ro zgrzeszali duszę naszą ranną I nas k arm ili w ciąż niebieską manną.
K apłanom P a n rzekł: „W y śc ie solą ziem i“ . Zepsuty św iat chciał solić, zbaw iać nimi.
Só l d aje smak a od zgnilizny chroni, T a k kapłan w iernych przed zepsuciem broni.
K apłanom P an też palmę dał pokoju.
Ś w ia t pełen sporów, gniewów, kłótni, boju.
K sią d z gniew y koi, ga si ogień złości, On spokój czyni, skłania do m iłości.
K apłanom rzekł P a n : „U czcie w szystkie lu d y“ . Choć działem w aszym : ciernie, znój i trudy, N iech Słow o B oże z w aszych ust przenika J a k miecz wnętrzności każdego grzesznika.
D o w as rzekł P a n : „W y ście św iatłością św iata“ . N iech św iat z ciemnością piekła w ciąż się brata, św iąto bliw o ścią św iećcie w y ludowi,
J a k św ieca św ieci rzęsisto domowi.
I ty św ieć w szystkim : dziatkom w życia kw iecie, D orosłym wśród upałów znojnych w lecie, Św ieć starcom , którzy w iekiem pochyleni, I tak świeć wiośnie, latu i jesieni.
G dyś się potykał mężnie w św iętym boju, W ia rę ’ś zachował, bieg w ykonał w znoju, N ie z m irtu już, lecz złota ci korona W nagrodę jest od P a n a odłożona.
K ap łan ie drogi, nowo w yśw ięcony, B ąd ź od nas dziatek m ile pozdrow iony!
T y ś sługą Tego, co dziatki m iłował,
Przykład em wzniosłym ludzkości przodował.
Dedykowany ks. Osiewaczowi w dniu jego prym ieyj w L i
gocie, w czerwcu 1915 r.
OJ, DOLA NASZA .
O j, dola nasza, — oj, dola smutna!
T uśm y za chlebem p rzyszły ze wschodu.
Śm ierci zaś kosa straszna, okrutna Ścięła ja k polny kw iat nas za młodu . . .
Z d a ła od ojca, — zdała od m atki T k liw ie żegnam y k ra j nasz kochany — Ju ż nie zobaczym rodzinnej chatki, T u na obczyźnie nasze kurhany. — O j, dola nasza! — O j, dola smutna!
Słowa, ułożone na życzenie ks. Osiewacza, dla na
grobku polskich robotnic sezonowych, z śląska, W ielkopolski i Kongresówki, zmarłych na tyfus w H ertefelde w Brandenburgji w r. 1917.
JEZU, ZA TWE R A N Y.
Je zu , za T w e rany święte D la mnie na krzyżu podjęte, P r z y jm ij m oje korne dzięki.
N iech nie będzie, spraw to, Panie, Płonne dla mnie T w e skonanie, N i daremne morze męki.
Napis, ułożony na życzenie ks. Koziołka, umie
szczony na Bożejmęce w G-rabinie. Ligota, 5. 2. 1919 r.
MOJE PROŚBY W LOURDES
Gołębico w rozpadlinach skalnych, Ja k cudowne jest oblicze T w o je ! N akłoń ucho do m ych próśb błagalnych, N iech aj trysn ą łask T w y c h cudne zd roje:
D om owi naszemu, Z aw sze C i w iernem u;
N iech z T w e j łaskaw ości Z d ro w ie w ciąż w nim gości.
S p ra w , by B ó g — O jczyzna, Szczytne ojców hasło, W polskim rodzie naszym N ig d y nie zagasło !
Lourdes, 15. 8. 192
JEZIORO LEMAŃSKIE
M o t t o : „Teraz widzim y przez zwier
ciadło, przez podobieństwo, lecz w on czas twarzą w twarz“ .
I. Korynt, rozdz. X I I I w. 12.
Cudowne Je zio ro !
N aokół cisza g łę b o k a .--- Piękności m ir a ż e ,---
G dziekolw iek rzucisz wzrok oka.
Szm aragdem zieleni Je z io ra stro ją się brzegi.
N iebiosa szturm ują T ytan ów górskich szeregi.
W zw ierciad le wód cichych B łęk itu d rg a ją lazury.
Płon ący glob słońca Rubinów sieje purpury.
I korzę się, Boże,
P rz e d T w e j piękności ogromem W przecudnej naturze
J a k w bystrem lustrze widomem.
W drodze powrotnej z Lourdes przez Genewę w 1927 r.
CICHA NOC!
Cicha noc! Św ięta noc!
G w iazd ka lśni, św iat ju ż śpi.
Czuw a św ięta Rodzina cna:
Złotow łosa D ziecino ma, Zm ruż oczęta T w e, zmruż.
C icha noc! Św ięta noc!
P a ste rz trzód — słyszy cud:
B ogu nucą A n ieli cześć.
G łoszą św iatu radosną w ieść:
Zbaw ca zrodził się już.
Cicha noc! Św ięta noc!
D aw co łask, co za blask S ie je uśmiech m iluchny T w ó j, Gdy nam trysnął zbaw ienia zdrój, C hryste, w rodzeniu Twem .
Wydrukowano w „Drodze do Nieba“ ks. Sko
wronka. Tłumaczenie z niemieckiego.
rjov; Aii3p'
■
■
.
j
■
.
'
WIERSZE ŁACIŃSKIE
MEA V O TA .
M ea vota corde fota T ib i hodie explico : D ie festo, fe lix esto Respum ante poculo.
M ultos annos, faustos, sanos Coeli T ib i praebeant.
A bsint luctus! D ulces fructus Sem per T ib i rideant.
P o st sudores sint honores Ju stu m T uum praem ium . P o st non fru stra d’acta lu stra In tra in coeli gaudium .
Wiersz dedykowany ks, prób, Cytronowskiemu w Śmiezu 1005 1 r.
HIC IN THERMIS .
H ic in therm is E g o verm is
R epo quaerens sanitatem . Rheum atism i
Cataclysm i
Docent vitae vanitatem . O vis fontis
A e r montis
A u fe r a me morbum dirum, U t cantare
E t laudare
Po ssim Deum semper mirum.
K arlovy Vary, wrzesień 1913 r.