Raz… dwa… trzy… do rodziny trafisz… Ty!
Beata Dołęgowska, Wiesław Dołęgowski
„Raz… dwa… trzy… do rodziny trafisz… Ty!”
Współpraca wydawnicza Daniel Raczyło
Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok, 2014
Copyright © by Beata Dołęgowska, Wiesław Dołęgowski, 2014
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
Skład: Wydawnictwo Psychoskok
Projekt okładki: Beata Dołęgowska, Wydawnictwo Psychoskok Zdjęcie okładki © zentilia – Fotolia.com
ISBN: 978-83-7900-138-5
Wydawnictwo Psychoskok
ul. Chopina 9, pok. 23, 62-507 Konin tel. (63) 242 02 02, kom. 665 955 131 http://wydawnictwo.psychoskok.pl e-mail: wydawnictwo@psychoskok.pl
Jeżeli najbardziej niewinne i bezbronne dziecko nie może czuć się bezpiecznie w jakimś społeczeństwie, wówczas już nikt bezpiecznie czuć się w nim nie może.
Stefan Wyszyński
Serdecznie – DZIĘKUJEMY:
wszystkim Tym, którzy nas wspierali i podtrzymywali w przekonaniu, że często trzeba iść pod prąd i mówić głośno o tym, o czym inni chcą milczeć.
Annie, Dorocie, Magdzie, Danielowi, Stefanowi i Halinie – bez Was ta książka nigdy by się nie ukazała.
Serdecznie – NIE dziękujemy:
wszystkim tym, których obowiązkiem jest działanie dla dobra dziecka i rodziny, a którzy przedkładają nad to własne interesy i wygodę.
Bez was ta książka nigdy by nie powstała.
6
Spis treści
Wstęp . . . 9 Rozdział I
Na przekór wewnętrznym, od lat wypracowanym,
procedurom . . . . 11 Rozdział II
Raz, dwa, trzy, dobrymi rodzicami będziecie… wy . . . . 18 Rozdział III
Poza prawem? To duch prawa . . . 25 Rozdział IV
O co tak naprawdę chodzi? . . . 36 Rozdział V
Z pamiętnika pedagoga . . . 51 1. Sądowe perturbacje . . . . 51 2. Jaś i Małgosia czekają na dom . . . . 56 Rozdział VI
Czy to FAS, czy nie FAS . . . . 59 Rozdział VII
Niepełnosprawność na papierze. . . 69 Rozdział VIII
Rehabilitacja potrzebna od zaraz . . . . 75
7
Rozdział IX
Tym dzieciom już dziękujemy. . . 82 Rozdział X
Z pamiętnika pedagoga . . . 86 1. Niezwykły chłopiec . . . . 86 2. Dwie śliczne dziewczynki . . . 91 Rozdział XI
Sekrety życiorysów . . . . 94 Rozdział XII
Miniaturki o spadłych spadach . . . . 97 Rozdział XIII
Z takim dzieckiem nie dacie sobie rady . . . 106 Rozdział XIV
Razem czy osobno? . . . 111 Rozdział XV
Z pamiętnika pedagoga . . . 119 1. Ciernista droga do domu. . . 119 2. Strachy na lachy . . . 138 Rozdział XVI
Meandry Temidy . . . 143 Rozdział XVII
Dzieci „domodzieckowe” . . . 148 Rozdział XVIII
Dziecko prawnie pyrgane . . . 153
Rozdział XIX
Rodzina na przeczekanie. . . 159 Rozdział XX
Z pamiętnika pedagoga . . . 166 1. Do kogo trafi mała dziewczynka? . . . 166 2. Zwrotka do zwrotu . . . 172 Rozdział XXI
Na skróty? . . . 176 Rozdział XXII
Co dalej będzie?. . . 182 Jeszcze nie – zakończenie . . . 187
9
Wstęp
A
ntoś. Miał trzy miesiące, jak pijany tatuś rzucił nim o ścianę – bo płakał. Przeżył. Z powodu obrażeń zo- stał spisany na straty. Miał skończyć w domu opieki społecznej.Franek. Walka o niego toczyła się pomiędzy ośrodkiem adop cyjnym a zakładem, który miał się nim opiekować. Ten pierwszy walczył o umieszczenie go w rodzinie polskiej.
Ten drugi za wszelką cenę chciał wywieźć malca za granicę.
Anetka. Miała ją adoptować samotna pani, która po- kochała dziewczynkę od pierwszego wejrzenia. Instytucje jednak uznały, że osoba samotna nie nadaje się na matkę.
A dziecka nikt o zdanie nie musiał pytać.
Adaś. Uparty uciekinier, przerzucany z placówki do pla- cówki, stale uciekał do swojego pierwszego domu dziecka.
Szukał własnego miejsca na ziemi. Nie potrafił zrozumieć, że jego miejsce nie jest tam, gdzie on pragnie żyć, a tam, gdzie skierują go urzędnicy.
To historie dzieci czekających na zmiłowanie dorosłych.
I historie rodzin oczekujących na takie właśnie dzieci.
Wszystkie te wydarzenia miały miejsce w rzeczywistości i są na wskroś prawdziwe.
Dla wielu osób, które znają system opieki nad dziećmi po- rzuconymi z artykułów prasowych i telewizji śniadaniowych,
będzie to lektura szokująca. Bo trudno będzie im uwierzyć – parafrazując Nałkowską – że, „ludzie dzieciom zgotowa- li ten los”. Ci ludzie są także autentyczni. Większość z nich nadal pracuje, ku chwale opieki nad dziećmi.
Ze zrozumiałych względów, zmienione zostały imiona i dane identyfikacyjne bohaterów tej książki. Reszta to, nie- stety, sama prawda.
11
Rozdział I
Na przekór wewnętrznym,
od lat wypracowanym, procedurom
P
ołowa marca. Śnieg sypie od paru dni. Na ulicy Przemy- słowej w centrum Warszawy, jak zwykle, nie ma gdzie zaparkować. Trójka pracowników Fundacji Dziecko-Adop- cja-Rodzina z Otwocka, Ania, Paweł i Beata są umówieni w biu- rze Rzecznika Praw Dziecka w sprawie prac komisji nad ustawą o wspieraniu rodziny.– Dobra, wchodzimy – zarządza Anka, spojrzawszy na zegarek.
– Poczekajcie, coś mi dzwoni – Beata nerwowo zaczyna szu- kać telefonu, a nie jest to wcale proste, ma ich trzy i bałagan w torbie.
– Musimy już wchodzić – ponagla Paweł, ale milknie, wi- dząc minę Beaty, która trzyma komórkę przy uchu i słucha, co- raz bardziej wkurzona.
– Cholera, o co tej babie chodzi? – mówi bezgłośnie.
W końcu udaje jej się przerwać słowotok po drugiej stronie telefonu.
– Czy pani zdaje sobie sprawę, co pani do mnie mówi?
Znowu słucha przez dłuższą chwilę. Wreszcie mówi przez zaciśnięte zęby:
12
– Bardzo proszę zakończmy tą bezsensowną rozmowę i nie życzę sobie, aby mi pani groziła i próbowała zastraszać – szyb- kim ruchem przerywa połączenie.
– Co się stało? Kto dzwonił? – prawniczy instynkt Anki na- tychmiast się uaktywnia.
– Wewnętrzne procedury adopcyjne od lat wypracowane.
– Skąd? – dopytuje Paweł.
– Z województwa śląskiego. Dyrektorka z publicznego ośrod- ka adopcyjnego. Groziła nam, że jeśli nie będziemy działać we- dług jej zasad, to zrobi wszystko, żeby nas zniszczyć.
– Czcza gadanina. Działamy zgodnie z prawem – ucina Anka – chodźmy wreszcie, bo już jesteśmy spóźnieni.
Dwa miesiące później Beata odbiera podobny telefon. Tym razem dzwoni dyrekcja z niepublicznego ośrodka – też ze Śląska.
– Jeśli nie przestaniecie mieszać się do naszych dzieci i nie będziecie działać tak, jak my chcemy, to złożymy na was donie- sienie do prokuratury, a skargę do ministerstwa już napisaliśmy.
– Nie wiem, w czym rzecz.
– Doskonale pani wie. Nie odpuszczę ani Franka, ani Filipa.
Postępujecie niezgodnie z procedurami adopcyjnymi.
– Nie mamy sobie nic do zarzucenia, działamy zgodnie z pra- wem. Jeśli instytucja nadzorująca zwróci się do nas z prośbą o wyjaśnienie, to będziemy wyjaśniać. Jeszcze raz pani powta- rzam… nie mamy nic do ukrycia – odpowiada Beata, cedząc słowa.
Kiedy Niepublicznemu Ośrodkowi Adopcyjnemu w Otwoc- ku po raz pierwszy grożono, że się go zniszczy, kiedy zastraszano go prokuraturą i ministerstwami, kiedy wysyłano skargi i kalum- nie, Fundacja wierzyła, że działa w kraju jednak demokratycznym
13 i jednak praworządnym. Wierzyła, że nic złego nie może jej się przytrafić, bo nic złego nie czyni. Bo przecież poszukuje domów i rodzin dla dzieci opuszczonych i niechcianych. A jednak czas pokazał, że tych gróźb należało się obawiać, bo nie skończyło się tylko na zastraszaniu…
Gdy powstawała Fundacja, żaden z tworzących ją zapaleń- ców nie miał pojęcia, jak naprawdę wyglądają procedury adop- cyjne od strony instytucjonalnej. Jakimi mechanizmami rządzą się ośrodki adopcyjne i przez jaki gąszcz przedziwnych inter- pretacji przepisów prawa muszą przejść kandydaci na rodzi- ców adopcyjnych. Nikt z nich nie spodziewał się, jak trudna jest sytuacja dzieci przebywających w domach dziecka, w rodzi- nach zastępczych, w pogotowiach opiekuńczych. Dzieci, których w większości nie można adoptować, bo ich rodzice mają ogra- niczoną, ale nadal władzę rodzicielską. Nikt z nich nie wiedział, że dziecko może być traktowane w systemie opieki – przedmio- towo i statystycznie.
Nikt z nich nie przypuszczał, że „dobro dziecka” (powtarza- ne jak mantra), odmienia się przez wszystkie przypadki i może być argumentem przy podejmowaniu każdej, niekoniecznie dla dobra tego dziecka, decyzji.
Nie minęło wiele czasu, a ludzie Fundacji przekonali się, że pod kloszem opieki nad dzieckiem i rodziną, kryją się ludz- kie, dziecięce dramaty.
Jest czerwcowy poranek. Żar leje się z nieba. Ekipa Fundacji siedzi w ogródku, przy porannej kawie i dzieli się zadaniami na kolejny dzień pracy. Dzwoni telefon.
– Beata, to do ciebie, pani dyrektor ze śląskiego ośrodka adop- cyjnego – Magda przekazując słuchawkę jest lekko skonfundowana.
14
– Musimy coś zrobić z tą adopcją ze wskazaniem, bo jest zu- pełnie nielegalna. Czy wasza fundacja jest również przeciwko szarej strefie adopcyjnej? – pada po drugiej stronie. – A tak poza tym, gdybyście chcieli otworzyć ośrodek adopcyjny w moim wo- jewództwie, to nie mielibyście racji bytu – ni stąd ni zowąd do- daje rozmówczyni.
– O adopcji ze wskazaniem fundacja mówi pełnym głosem od stycznia, nawet organizowała konferencję na ten temat. Co do ośrodka adopcyjnego, to jeszcze o tym nie myśleliśmy – odpo- wiada Beata.
– Przygotowujemy w połowie czerwca spotkanie z ośrodka- mi adopcyjnymi. Może miałaby pani ochotę przyjechać do nas, to moglibyśmy omówić wspólny cel, jakim jest walka z nielegal- nymi adopcjami – zaprasza kobieta.
– Czemu nie? Będziemy w kontakcie.
– No to do usłyszenia – kończy rozmowę dyrektorka.
W ten czerwcowy dzień, po porannej rozmowie telefonicz- nej i kolejnej kawie, zapada jednogłośna decyzja: „powołujemy niepubliczny ośrodek adopcyjny w Otwocku”. Może na tym te- renie będzie on miał rację bytu.
W ciągu paru dni spotykają się z zaprzyjaźnionymi pracowni- kami publicznego ośrodka adopcyjnego z Mazowsza i poznają we- wnętrzne struktury i mechanizmy funkcjonowania takiej placówki.
Słuchają uważnie i z tych wypowiedzi jawi się obraz ośrodka autokratycznego z władzą niemalże absolutną. Obraz ośrodka, który istnieje sam dla siebie, a nie dla dzieci, czy rodzin pragną- cych je adoptować.
Wyznaczane odległe terminy pierwszych spotkań, testów psy- chologicznych i wywiadów środowiskowych. Szkolenia dwa razy
15 w roku, rejonizacja, określony staż małżeński, nie mniej niż trzy – pięć lat. Wymaganie zaświadczeń o niemożności posiadania dzieci i leczeniu niepłodności. Niechęć do osób samotnych, ko- lejki w oczekiwaniu na dziecko, wymagane opinie z zakładu pra- cy, od proboszcza (ośrodki katolickie) i wszystkich świętych.
To tylko część przeszkód, które skutecznie mają zniechęcać kan- dydatów na rodziców adopcyjnych, a które nie mają żadnych podstaw prawnych.
Zdumieni są, gdy słyszą, że w niektórych ośrodkach ludzie po kwalifikacjach i szkoleniach nie otrzymują do ręki stosow- nych dokumentów, uprawniających ich do pełnienia funkcji ro- dzica adopcyjnego.
Absurdalność tych procedur zrodziła pomysł na powstanie ośrodka, który będzie inny. Inny, bo stworzony przede wszyst- kim z myślą o dzieciach i przyszłych rodzicach. Inny, bo pro- wadzony przez zapaleńców, którzy wierzą, że mogą coś zmienić i nadać adopcji ludzkie oblicze.
Jesienią powstał Niepubliczny Ośrodek Adopcyjno-Opie- kuńczy przy Fundacji Dziecko – Adopcja – Rodzina w Otwoc- ku i rozpoczął działalność za zgodą wojewody mazowieckiego.
Ogólnopolski: bez rejonizacji, z jasno określonymi zasadami odpłatności za szkolenia 1. Bez ukrytych gratyfikacji, cegiełek, czy „co łaska, ale nie mniej…”.
Ośrodek diagnozuje i szkoli wielu kandydatów na rodziców adopcyjnych. W trybie wieczorowym, weekendowym, a nawet indywidualnym. Współpracuje z powiatowymi centrami pomocy 1 od 2012 roku żaden ośrodek nie może pobierać opłat za procedury adopcyjne, ponieważ są one finansowane z budżetu państwa.
16
rodzinie, ośrodkami pomocy społecznej, domami pomocy spo- łecznej na terenie całego kraju. Kontaktuje się z wieloma ro- dzinami zastępczymi i domami dziecka, prawie we wszystkich województwach. Jego dostępność i otwartość wywołuje lawinę zgłoszeń osób chętnych do adopcji dzieci.
Pedagodzy i psycholodzy czasami całą dobę są w podróży, prze- prowadzając wywiady środowiskowe. Jeżdżą w najbardziej odle- głe zakątki kraju. Mają nawet kilka wizyt w ciągu jednego dnia.
Zainteresowane rodziny mogą kontaktować się z pracowni- kami o każdej porze, korzystając z ich prywatnego czasu. Wie- dzą, że mogą liczyć na pomoc i poradę.
Z Fundacją nawiązują kontakt rodziny szkolone w innych ośrodkach adopcyjnych. Proszą o pomoc w poszukiwaniu dla nich dzieci. Większość z nich czeka w swoich ośrodkach wiele miesięcy lub lat, bez nadziei, że ich procedury adopcyjne szyb- ko się zakończą. Jest ich tak wiele, że powstaje pomysł utworze- nia ogólnopolskiej, elektronicznej bazy danych dzieci i rodzin.
Pomogłaby ona w dotarciu do indywidualnych potrzeb dziecka i oczekiwań przyszłych rodziców.
Po wielu tygodniach pracy nad systemem, baza zaczyna wreszcie działać. Wpisują się do niej rodziny, które mają za- świadczenia uprawniające do bycia rodziną adopcyjną oraz te, którym mimo uzyskania takich uprawnień, tych zaświadczeń nie wydano. Często np. z powodu stereotypu „przywiązania” ro- dziny do konkretnego ośrodka, czyli według zasady – „my was wyszkoliliśmy, to inni nie będą sobie wami statystyk podnosić”.
W takich przypadkach otwocki ośrodek bierze na siebie uzy- skanie potrzebnych dokumentów z instytucji, które przeszko- liły rodziny.
17 W trakcie udoskonalania systemu bazy okazuje się, że twórcy nie wzięli pod uwagę pomysłowości i determinacji rodzin. Ma- jąc dostęp do serwisu, swoje loginy udostępniają osobom nie- uprawnionym, bo nie zarejestrowanym w bazie danych. Szybko zatem zostaje zablokowana możliwość wglądu w podstawowe dane o dzieciach i definitywnie zamknięta ich dostępność.
Baza cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem rodzin. Co- dziennie rejestrują się nowe. Wierzą i mają nadzieję, że wreszcie odnajdą się ze swoimi pociechami, które być może już gdzieś na nie czekają.
Niestety, ani instytucje zajmujące się opieką nad dziećmi i rodzinami, ani ośrodki adopcyjne nie wykazują specjalnego zaciekawienia systemem elektronicznej bazy danych. Opierają się w dalszym ciągu na papierowych wersjach kart zgłoszenia dzieci i rodzin. Przewalają tony akt, zamiast kilkoma kliknię- ciami pomóc sobie wstępnie wytypować właściwych rodziców do potrzeb oczekującego dziecka.