• Nie Znaleziono Wyników

W UJĘCIU KSIĘGI PIERWSZEJ TRAKTATU O NATURZE LUDZKIEJ DAVIDA HUME’A

3. Idee abstrakcyjne

Jest oczywiste, że negacja abstraktów, abstrakcyjnych ogólności zawiera się

impli-cite w samej koncepcji idei jako obrazu impresji. Żadnym abstraktom nie odpowiadają

bowiem podobne impresje, które miałyby je fundować, toteż przekonanie o realności uniwersaliów i teoria idei wykluczają się39. Ale odrzuceniu abstraktów nie towarzyszy bynajmniej zakwestionowanie abstrakcji jako specyficznej umiejętności, którą umysł kształtuje i rozwija na potrzeby życia. Narzucając już w punkcie wyjścia surowe ogra-niczenia dociekaniom Hume’a, zasada analogii zmusza do przeniesienia ciężaru dys-kusji z tradycyjnych pytań metafizyki o to, czym są i jak istnieją abstrakcyjne ogólno-ści na bardziej inspirującą kwestię tego, jak umysł wytwarza te użyteczne fikcje w świecie indywiduów. Krótko mówiąc, polem dyskusji o ideach abstrakcyjnych staje się subiektywność. To dlatego Christopher Salmon, który w znanej rozprawie pisanej pod kierunkiem Husserla usiłuje nadać myśli Hume’a fenomenologiczny wydźwięk, powiada, że problematyka abstrakcji w Traktacie dostarcza pierwszego praktycznego

przykładu teorii, w myśl której „ostateczne wyjaśnienie naszej świadomości

przedmio-tów leży nie w przedmiotach, ale w procesach świadomości samej. Możemy być

jedy-nie świadomi przedmiotów, których świadomość wytworzyliśmy na własny użytek”40.

Owo przesunięcie ku subiektywności stało się możliwe – i nieuniknione – wraz z wy-kluczeniem odniesienia (intencjonalności) ze struktury idei i uznaniem jej za pełno-prawny analogon przedmiotu (impresji). Już wówczas proces poznania znalazł się de

facto w obrębie tego, co subiektywne, wiążąc umysł z jego własnymi wytworami.

Tym większego znaczenia nabrały pytania o genezę tych wytworów. Chodzi więc przede wszystkim o to, czy Hume zdołał w tej materii wykroczyć poza wąsko _________

38 K. Smith, The Philosophy of David Hume, dz. cyt., s. 257.

39 Por. G.S. Pappas, Abstract General Ideas In Hume, [w:] Hume Studies, vol. XV, No. 2, 1989, s. 348 i n.

40 C.V. Salmon, The Central Problem of David Hume’s Philosophy. An Essay towards a Phenomeno-logical Interpretation of the First Book of the „Treatise of Human Nature”, wyd. w j. angielskim, [w:] Jahrbuch fur Philosophic und phanomenologische Forschung, Vol. X, Halle 1929, s. 335.

ryczną perspektywę opisowej psychologii. Jak wiadomo, taki właśnie zarzut stawiano jego koncepcji abstrakcji wielokrotnie i to zwykle w związku z żywionym przezeń przekonaniem, że jest ona tylko pewną konkretyzacją poglądu Berkeleya. Krytycy, przeciwnie, są zdania, iż koncepcja Hume’a gubi myśl jego wielkiego poprzednika, wikła się bowiem w wyjaśnienia psychologiczne i w konsekwencji trywializuje zasadę reprezentacji, na którą usiłuje nałożyć gorset schematów kojarzenia i nawyków41. Ale podnoszący tę obiekcję Husserl i inni krytycy nie stawiają pytania o to, czy schematy kojarzenia, a właściwie przyczynowość – w rezultacie okazuje się jedyną czynną za-sadą kojarzenia – oraz nawyk są w koncepcji Hume’a rzeczywiście przedstawiane jako fenomeny psychiczne, czy może to dopiero akademicka psychologia, obficie i bez zrozumienia czerpiąca z jego dorobku, nadała im taki status. Dysponujemy przynajm-niej jednym nie budzącym wątpliwości przykładem takiej reinterpretacji: to przecież na kartach podręczników psychologii idea Hume’a zdegradowana została do poziomu wyobrażenia, natomiast siła i żywość idei, stanowiące oryginalnie wyraz duchowego przeświadczenia, jego znak asercji, okazały się banalnym walorem zmysłowym

wy-obrażeń naocznych.

Supozycja psychologizmu zawarta jest również w zarzucie, jakoby Hume błędnie upraszczał teorię abstrakcji swego mistrza przez nadanie jej skrajnie nominalistycznej postaci, co występuje, kiedy zastępuje relację znaczenia, o której mówi Berkeley, schematami kojarzenia42. Jednak Berkeley poprzestaje na bardzo ogólnych deklara-cjach, co Hume traktuje jako niewątpliwą słabość tego dzieła, której usiłuje zaradzić; nie jest jasne, czy również autor Zasad poznania ludzkiego nie byłby zmuszony przy-jąć rozwiązań proponowanych przez Traktat, gdyby uświadomił sobie potrzebę kon-kretyzacji swoich koncepcji.

Problem ogólności sprowadza Berkeley do kwestii reprezentacji, tę zaś próbuje wyjaśnić zastępowalnością jednostkowych idei z zakresu zbioru w funkcji reprezen-tanta. Mówi więc: „Słowo staje się ogólnym, kiedy się je czyni znakiem nie abstrak-cyjnej idei ogólnej, lecz wielu idei szczegółowych, przywołując w myśli dowolną z nich”43. Akcent pada tu, rzecz jasna, na dowolność wyboru; nominalistycznym od-powiednikiem abstrakcyjnej idei ogólnej nie jest ani jakakolwiek idea jednostkowa z osobna, ani nawet ich zbiór, lecz charakter relacji, która umożliwia dowolnej idei na równi reprezentowanie ich ogółu. W taki sposób przyjmuje się i dzisiaj44, że fikcję abstrakcyjnej ogólności można zastąpić realnym indywiduum ujętym w relacji podo-bieństwa względem wszystkich pozostałych z zakresu słowa. Jednak tego jak miałby _________

41 Por. E. Husserl, Badania logiczne, t. II, tłum. Janusz Sidorek, PWN, Warszawa 2000, s. 232 i n.

42 Por. K. Smith, dz. cyt., s. 257.

43 G. Berkeley, Traktat o zasadach ludzkiego poznania, tłum. J. Salamon, Zielona Sowa, Kraków 2004, s. 12.

44 Por. np. W. Van Orman Quine, Na tropach prawdy, tłum. B. Stanosz, Aletheia, Warszawa 1997, s. 19.

przebiegać proces uogólniania na takiej podstawie Berkeley nie wyjaśnia, uznawszy to, być może, za oczywiste. Hume, przeciwnie, taką próbę podejmuje.

Zaczyna od przywołania relacji leżącej u podstaw wszelkiego uogólnienia: „Gdy znaleźliśmy podobieństwo między wieloma rzeczami, z którymi się często stykamy, wówczas stosujemy tę samą nazwę do nich wszystkich bez względu na to, jakie różni-ce możemy zauważyć”45. Słowa te nawiązują otwarcie do stanowiska, jakie zajął Ber-keley. Tak więc przesłanką zastosowania terminu ogólnego, nazwy, okazuje się podo-bieństwo, które Hume konsekwentnie pojmuje jako identyczność cech w numerycznie różnych przedmiotach tworzących zbiór, czyli jako tak zwaną identyczność jakościo-wą. Jego świadome i dostatecznie częste postrzeganie toruje drogę do ujmowania jed-nej z idei podobnych, obojętnie której, w funkcji reprezentanta ich ogółu. Ale na tym wyjaśnieniu, przy którym zatrzymał się Berkeley, Traktat bynajmniej nie poprzestaje. Zgodnie z zamysłem i metodą swoich badań Hume stara się prześledzić proces my-ślowy prowadzący do użycia terminu ogólnego i w doświadczeniu introspekcyjnym odkryć jego logikę.

Czyni kolejny krok: „Gdy ustali się w nas taki zwyczaj (custom), to gdy słyszymy daną nazwę, odżywa idea jednej z tych rzeczy i sprawia, że wyobraźnia przedstawia ją

sobie ze wszystkimi jej szczegółami i proporcjami”46. Stwierdzenie podobieństwa

inicjuje zwyczaj (custom), który wraz z rozwojem praktyki komunikowania się wer-balnego stopniowo zmienia się w nierefleksyjny skojarzeniowy nawyk (habit) posłu-giwania się nazwą (polski przekład Traktatu ignoruje to rozróżnienie, oddając zarówno

custom, jak i habit słowem nawyk, choć anglojęzyczne prace krytyczne przywiązują

do niego pewną wagę47). Bezpośredni wynik użycia terminu ogólnego okazuje się

zatem nieadekwatny; wszak umysł, w myśl założeń wielkiej analogii, ma do dyspo-zycji wyłącznie idee jednostkowe, słowo może ożywić tylko jedną z nich wraz z ca-łym zasobem jej specyficznych, indywidualnych cech, co pozostaje w sprzeczności ze znaczeniem terminu ogólnego. Tego momentu braku adekwatności, który jednak toru-je drogę uogólnieniu, Berkeley w ogóle nie dostrzegł.

Tymczasem, w następnym kroku, Hume proponuje pewne rozwiązanie: „Lecz za-łożyliśmy już, wyjaśnia, że to samo słowo było już często stosowane do innych rzeczy jednostkowych, które są różne pod wieloma względami od tej idei, co jest bezpośred-nio dana umysłowi; stąd dane słowo nie jest zdolne ożywić wszystkich idei, reprezen-tujących wszystkie te rzeczy indywidualne, i muska tylko, by tak rzec, naszą duszę i ożywia ten nawyk, któryśmy zdobyli stykając się z tymi rzeczami. Są one obecne dla umysłu nie realnie i faktycznie, lecz tylko potencjalnie”48. To jeden z najczęściej _________

45 D. Hume, Traktat, dz. cyt., s. 104–105 (67).

46 Tamże, s. 105 (68).

47 Por. N.K. Smith, dz. cyt., s. 261.

towanych i najbardziej kłopotliwych fragmentów Traktatu. Jego uważna lektura na-suwa nieodparte wrażenie, że Hume zmaga się z materią języka, usiłując wypowie-dzieć myśl, dla której brak jeszcze terminologii w ówczesnym słowniku filozoficz-nym. Dlatego wywód wydaje się metaforyczny i tak, niestety, jest zwykle odczytywany: „muska tylko naszą duszę” – słowa są sugestywne, nawyk to pewnego rodzaju magia… której „ostateczna przyczyna” jest nieznana pisze Marina Frasca-Spada i na tych konstatacjach poprzestaje49. A jednak przez tę obrazową treść przebija się uporczywie pewna ważna myśl. Zauważmy, że akcent pada teraz na pozostałe idee tworzące zbiór wraz z tą przedstawioną; w przeciwieństwie do niej nie są one efek-tywnie i realnie dane umysłowi, a jedynie reprezentowane przez dyspozycję nawyku do przywołania dowolnej z nich. To bycie potencjalnie stanowi jednak pewną formę uświadomienia ich w całej ich wielości, toteż umysł ujmuje coś więcej niż jednostko-we przedstawienie. Moment ogólności, który tu się zaznacza tkwi w ciągłym utrzy-mywaniu jako otwartej możliwości wymiany przedstawionej idei na inną,

reprezento-waną przez nawyk50 i jej podobną. Oczywiście, czasem możliwość ta zostaje jednak

zrealizowana, a wówczas owa inna wywołana w wyobraźni51 idea zajmuje miejsce

przedstawionej. Wymiana się dokonała. Ale nie zmienia to logiki procesu; w tworze-niu abstrakcji wyobraźnia kreująca jednostkowe idee pozostaje pod kontrolą skojarze-niowego nawyku52, który utrzymując je w stanie bycia potencjalnymi zachowuje pry-mat możliwości nad realnością. Nieprzerwana i niedająca się pominąć świadomość tej możliwości, zakładana w samym sposobie poprawnego posługiwania się nazwą, sprawia, że umysł dokonuje przejścia od ujmowania idei przedstawionej jako tego oto specyficznego obiektu do uchwycenia jej jako czysto jakościowej treści, którą zasad-nie można przypisać dowolnej idei z zakresu terminu ogólnego. Moment abstrakcyj-ności, który jest tu wyczuwalny, polega zatem na tym, iż wprawdzie rzeczowa zawar-tość idei nie ulega żadnej zmianie, ale umysł konsekwentnie abstrahuje od jej tożsamości numerycznej. Innymi słowy, świadomość wymienności idei kulminuje w uznaniu idei przedstawionej za treść reprezentującą wszystkie indywidua w zbiorze.

W taki sposób dochodzi Hume do sformułowania warunku sine qua non abstrakcji. Ale wraz z tym warunkiem dana jest kolejna trudność. Dotyczy ona tego, jak pogodzić ideę w funkcji treści reprezentującej z faktem, że ma ona wiele specyficznych jakości, które odróżniają ją od pozostałych. Nawet jeśli Hume nie mówi jasno o tej trudności, to jednak w następujących dalej rozważaniach o distinctio rationis przedstawia pewne jej rozwiązanie.

_________

49 M. Frasca-Spada, Space and the Self in Hume’s „Treatise”, Cambridge UP, Cambridge 1998, s. 186–187.

50 D. Hume, dz. cyt., s. 106 (69).

51 Tamże, s. 107 (70).

W istocie chodzi tu ciągle o tę samą kwestię wytwarzania abstrakcyjnej ogólności, której konstrukcja wspiera się na abstrakcyjnych różnicach; te ostatnie zaś powstają w wyniku myślowej praktyki odróżniania tego, co nieodróżnialne. Toteż Hume po-wiada: „Mając już cokolwiek więcej praktyki podobnej, zaczynamy rozróżniać kształt od barwy (obiektu – P.M.) w rozróżnieniu myślowym; to znaczy: rozważamy kształt i barwę łącznie, ponieważ faktycznie są one tym samym i są nierozróżnialne; lecz widzimy je w różnych ujęciach z różnego punktu widzenia, odpowiednio do podo-bieństw, które one wykazują z innymi rzeczami”53. Tak więc kiedy umysł ujmuje białą kulę jako ten oto specyficzny obiekt, jej kulistość i biel całkowicie pokrywają się ze sobą, stanowiąc nieodróżnialne to samo, zupełną jedność. Jedności tej nie należy poj-mować jako abstrakcyjnej identyczności, której odróżnionymi stronami są forma geometryczna i barwa. Przeciwnie, tak długo, póki umysł ma na uwadze tę oto białą kulę, doświadcza jej kulistości i bieli jako niesamoistnych aspektów, których jedność wyraża jej tożsamość jako szczególne indywiduum.

A jednak w distinctio rationis do takiego odróżnienia dochodzi: „Jeśli chcemy rozważać tylko kształt kuli z białego marmuru, to w istocie rzeczy tworzymy ideę zarówno kształtu jak i barwy, lecz milcząco obejmujemy naszym okiem podobieństwo tej kuli z kulą z czarnego marmuru. Podobnie, gdy chcemy rozważać tylko jej barwę, to obejmujemy naszym wzrokiem tylko podobieństwo tej kuli z sześcianem z białego

marmuru”54. Także tutaj stwierdzenie podobieństwa determinuje zwrot w ujmowaniu

przedmiotu; odkąd „...ma na oku podobieństwo”55, umysł nie odnosi się do obiektu

jako tożsamego z samym sobą indywiduum, lecz ujmuje go w funkcji treści reprezen-tującej domniemany zbiór, którego podobieństwo istnienie anonsuje. To co było do-tychczas nieodróżnialne tym samym zostaje myślowo odróżnione, ponieważ wraz z abstrakcją od tożsamości numerycznej obiektu nie może już być dłużej uchwytywa-ne jako jego niesamoistny aspekt. Jak zatem jest ujmowauchwytywa-ne? Otóż, kładąc nacisk na podobieństwo, Hume sugeruje, że umysł postrzega je teraz jako cechę. To bowiem w pojęciu cechy rozróżnienie pomiędzy numerycznie różnymi przedmiotami nie wy-stępuje, zostało ono anulowane pod tym właśnie względem, który dana cecha wyzna-cza – i tylko dlatego nie uznajemy za nonsens określeń w rodzaju: cecha wspólna

w zbiorze obiektów itp. (stąd także mówi się czasem, mieszając mimowolnie porządki

materialny z semantycznym, o zakresie cechy56). Tak więc wraz z uchwyceniem

po-dobieństwa pierwotna nieodróżnialność formy geometrycznej i barwy jako aspektów tego oto obiektu ustępuje miejsca nieodróżnialności odmiennych obiektów pod względem formy geometrycznej lub barwy. Kulistość i biel, które były tym samym _________

53 D. Hume, dz. cyt., s. 109 (72).

54 Tamże, s. 109–110 (72–73).

55 Tamże, s. 109 (72).

jednej specyficznej kuli okazują się odmiennymi cechami różnych zbiorów przedmio-tów: wielobarwnego zbioru kul oraz zbioru różnorodnych białych brył. Konstrukcja abstrakcji została zakończona.

W pracy Słowo i przedmiot Willard Quine dowodzi, że wszystko, co wchodzi w skład przedmiotu, albo trwale się z nim wiąże, można – na potrzeby poznania – zinterpretować jako cechę57. Wprawdzie Quine sens tej operacji myślowej ogranicza do unikania żmudnego powtarzania58, a całą ontologię atrybutów przedstawia krytycz-nie jako wyraz „skłonności do reifikowania tego, czego krytycz-nie powtarzamy”59. Kładąc nacisk na te względy ekonomii myślenia przyznaje się do dziedzictwa Hume’a, ale nie dostrzega jego głębi. Warto to podkreślić: pomawiana o psychologizm koncepcja po-chodzenia abstrakcji stara się wskazać konieczne poznawczo względy wprowadzenia cech do obiegu, podczas gdy współczesna filozofia analityczna zadowala się wyja-śnieniem ich genezy w pojęciach psychologicznej skłonności.

Oczywiście koncepcja Hume’a podlega różnorodnej krytyce. Oprócz wspomnia-nych wcześniej stawiano jej pewien inny zarzut, który warto rozważyć w świetle przedstawionej tu interpretacji. W najbardziej stanowczym sformułowaniu Donalda L. M. Baxtera ma on następujące brzmienie: „Pod pewnym względem (in one point) – koloru (biała kula – P.M.) przypomina biały sześcian i różni się od czarnej kuli. Pod innym (in another point) – kształtu – przypomina czarną kulę, a różni się od białego sześcianu. Powstaje problem: jej kolor i kształt są identyczne, a zatem pod pewnym względem (kolor) jest podobna do białego sześcianu i pod tym samym względem (kształt) różni się od niego. Tak więc pod tym samym względem biała kula jest i nie jest podobna do białego sześcianu. Wyjaśnienie Hume’a jest sprzeczne”60. Na pierw-szy rzut oka zarzut wydaje się nieodparty, a jego znaczenie nie do przecenienia. Cho-dzi w nim wszak o sprzeczność logiczną, której obecność w rozumowaniu Hume’a może przesądzić o dyskwalifikacji koncepcji distinctio rationis. Wprawdzie nie jest rzeczą przypadku, że Hume nie mówi o identyczności barwy i formy; określenia, które użytkuje: „nie da się rozróżnić, ani nie jest różny, ani nie da się oddzielić (neither

distinguishable, nor different, nor separable)”61 kładą nacisk na niewykonalność pew-nych operacji poznawczych niedysponujących abstrakcją, niemniej Baxter opiera swój wniosek na zasadzie identyczności tego, co nierozróżnialne Leibniza. Zapomina jed-nak, iż zadaniem procedur opisanych jako distinctio rationis jest wyjaśnienie genezy abstrakcji, a nie synchroniczny opis pewnego stanu rzeczy. Abstrakcja w ujęciu _________

57 Por. W.V.O. Quine, Słowo i przedmiot, tłum. C. Cieśliński, Aletheia, Warszawa 1999, s. 144.

58 Tamże, s. 143.

59 Tamże, s. 144.

60 D.L.M. Baxter, Hume, Distinctions of Reason and Differential Resemblance, s. 12. Tekst stanowi rozdział przygotowywanej do druku książki. Opublikowany w Internecie pod adresem www.umass.edu/ philosophy/events/papers/Baxter%20UMass.pdf.

tatu jest złożoną konstrukcją, która powstaje stopniowo w procesie myślowym. Punkt

końcowy tego procesu jest, z natury rzeczy, czymś zasadniczo odmiennym od tego, czym umysł dysponuje w punkcie wyjścia, toteż porównywanie jednego z drugim – jak czyni to Baxter, by wykazać ich sprzeczność – mija się z celem. Otóż ów punkt wyjścia charakteryzuje Hume, powiadając, iż realnie kształt i kolor są niesamoistnymi aspektami białej kuli, w których jedności (danej umysłowi pod postacią idei przed jakimkolwiek aktem porównania) wyraża się jej tożsamość. Aby móc następnie porównać kulę z sześcianem, trzeba zinterpretować jej kształt i kolor w pojęciu cechy, co jest jednak możliwe wyłącznie w sferze fikcji dla celów

życio-wych62 – jak abstrakcję w rozumieniu Traktatu określił Husserl. W przekona-

niu Hume’a o owej fikcyjności cech dobitnie świadczy fakt, że umysł nie potrafi przedstawić sobie idei bieli jako takiej czy też idei kulistości. Kiedy więc Baxter bierze za przesłankę realny stan rzeczy – kształt i kolor jako nierozróżnialne aspekty kuli, a następnie konfrontuje go z fikcją: kształt i kolor jako różne cechy zbiorów – to sprzeczność, jaką otrzymuje w wyniku, w pełni odpowiada intencjom Hume’a.

Inny zarzut, o którym należy wspomnieć, pochodzi od K. Smitha. Ma on następu-jące brzmienie: „Podobieństwo, które się odnajduje i po odnalezieniu oznacza nazwą (aby odróżnić je od wielu aspektów, którymi odmienne indywidua różnią się od sie-bie), nie jest szczegółowym, całkowicie określonym obrazem (image); jest tym, w czym pewne określone obrazy, skądinąd różniące się stopniem ilości i jakości, zga-dzają się ze sobą. A ponieważ nie może ono być zrównane z jakimkolwiek szczegó-łowym obrazem, wynika stąd, że gdyby wszystkie idee były szczegószczegó-łowymi obrazami, nie mogłaby istnieć jakakolwiek jego idea”63. Innymi słowy, z podobieństwa (które Smith uważa za ideę abstrakcyjnie ogólną), usiłuje Hume, w sprzeczności z wymową swojej koncepcji, uczynić przesłankę procesu abstrakcji. Zakłada zatem to, czego ist-nieniu zaprzecza i „eo ipso usuwa grunt spod własnej teorii”64. W nieco odmiennym sformułowaniu zarzut ten głosi, że skoro mamy ideę podobieństwa, to musimy przy-znać, iż idee ogólne, a wśród nich podobieństwo, są realne, co jednak oznacza całko-wite fiasko teorii poznania wyłożonej w Traktacie. Chodzi tu więc o cały splot zagad-nień, jakie prowokuje myśl o podobieństwie, w którym tradycja nominalizmu szukała oparcia i argumentu przeciw wierze w powszechniki. Hume niewątpliwie przypisuje podobieństwu rolę szczególną; już wcześniej uznał, że to na tej relacji opiera się

fundamentalna zdolność do tworzenia porównań, a w konsekwencji – uogólnień65.

Czy zatem zarzut Smitha jest uzasadniony? _________

62 E. Husserl, Erste Philosophie, dz. cyt., s. 159.

63 N.K. Smith, The Philosophy of David Hume, dz. cyt., s. 260.

64 Tamże.

Przypomnijmy, że Hume – odmiennie od współczesnych empirystów – u podstaw zastosowania terminu ogólnego do przedmiotu dostrzega przede wszystkim zwyczaj (custom). Owszem, świadomość podobieństwa ów zwyczaj inicjuje, ale nie może go zastąpić. Hume nie podejmuje wprawdzie jakiejkolwiek próby rozwinięcia tej myśli, ale stanowczo przy niej obstaje: zasady posługiwania się nazwą są konwencjonalne. Z czasem zaś to, co przyjęto zwyczajowo nabiera trwałości skojarzeniowego nawyku (habit). Podobieństwo pojawia się na dobre w rozważaniach Hume’a później, mowa o nim w związku z codzienną praktyką użytkowania terminów ogólnych. Praktyka ta wymaga ciągłego interpretowania wybranych aspektów przedmiotu jako cech, które wyznaczą właściwy zbiór obiektów tworzących zakres słowa. Można zatem powie-dzieć, że dostrzeganie podobieństwa to nic innego, jak wskazywanie odpowiednich cech. Tymczasem interpretacja w pojęciu cechy nie polega na nadawaniu aspektowi przedmiotu jakiejś realnej ogólności; jest ona myślowym zabiegiem, który służy anu-lowaniu różnicy pomiędzy przedmiotami w tym właśnie aspekcie. Choć uwikłane w proces tworzenia abstrakcji, podobieństwo nie jest więc czymś realnie ogólnym.