• Nie Znaleziono Wyników

BEZ AUREOLI

88 88

H é

lder Pessoa Câmara urodził się 7 lutego 1909 r. w Fortale-zie, stolicy stanu Ceará, w północno-wschodniej Brazylii.

Był jedenastym z trzynastu potomków księgowego i nauczyciel-ki szkoły podstawowej. Ojciec H

é

ldera, João Câmara Filho, zaj-mował się także dziennikarstwem i uprawiał krytykę teatralną.

Był masonem, a jego żona, Adelaide Pessôa, chodziła do kościo-ła raz na rok, ale zasadniczo nie miakościo-ła nic przeciwko religii. Bykościo-ła nawet na swój sposób pobożna.

Pięcioro z rodzeństwa H

é

ldera zmarło w wieku dziecięcym, w czasie fali ostrej grypy, a on sam nabawił się gruźlicy płuc, z którą zmagał się do końca życia. Mały H

é

lder był oczarowany misjonarzami św. Wincentego à Paulo, zwanymi także lazarysta-mi, którzy obsługiwali wiele parafii diecezji Fortaleza. Bawił się w księdza. Sam zbudował z pustej skrzyni po mydle ołtarz. Mając osiem lat, przystąpił do Pierwszej Komunii Świętej razem ze starszym bratem Mardoniem, który pod względem wiary różnił się diametralnie od brata. Po szkole podstawowej wstąpił H

é

lder do seminarium duchownego. Od ósmego roku życia wiedział, że zostanie księdzem. W rozmowie z panią Fallaci powiedział, że ojciec próbował mu uzmysłowić, co to znaczy. Powiedział mu:

„Ksiądz to ktoś, kto nie należy do siebie samego, bo należy do Boga i ludzi, ktoś, kto musi rozdzielać tylko miłość, wiarę i mi-łosierdzie”. H

é

lder odpowiedział na to: „Wiem. Dlatego właśnie chcę zostać księdzem”.

H

é

lder wstąpił do diecezjalnego seminarium w Fortalezie. Po kursie przygotowawczym studiował filozofię i teologię. Nie był typem kujona, który mniej lub bardziej bezmyślnie powtarza tezy podręcznikowe, ale próbował zrozumieć, czego się uczył, w razie wątpliwości bombardował rektora, ojca Tobiasa Dequidta, docie-kliwymi pytaniami, za co rektor go bardzo cenił.

Miał dwadzieścia dwa lata, gdy za zgodą papieża otrzymał 15 sierpnia 1931 r. święcenia kapłańskie. Jego przemówienie było naszpikowane filozoficznymi i teologicznymi pojęciami,

w do-ks. Zygmunt Podlejski – Hélder Câmara* 1909–1999 89 datku mocno patetyczne. Ojciec Breno, jeden z jego nauczycieli, powiedział mu potem przy stole: „Nie bądź głupcem. Przema-wiasz do prostych ludzi. Musisz przemawiać naturalnie”. Radę swego nauczyciela zapamiętał na całe życie. Po prymicjach dusz-pasterzował przez pięć lat w Fortalezie, zakładał kółka Akcji Ka-tolickiej, a także za namową swego biskupa przystąpił do faszy-stowskiego ruchu zielonych koszul (Açào Integralista Brasileira), którego dewizą były słowa: „Bóg – Rodzina – Ojczyzna”. Hasło piękne, ale ksiądz Câmara dostrzegł w krótkim czasie, że ruch zielonych koszul przypominał zbyt mocno włoski ruch czarnych koszul i co się za tym kryło. Odżegnał się więc od rodzimych faszystów i postanowił pójść własną drogą, drogą, którą kroczył Jezus. Wiedział już wtedy, że będzie musiał iść pod prąd, pomny na słowa Mistrza z Nazaretu: „Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować” (J 15, 20). Na razie cieszył się jak najlepszą opinią i dobrze się zapowiadał. Napisze później, że na początku swej kapłańskiej drogi był pod silnym wpływem formacji semi-naryjnej. Komunizm przedstawiano jako ideologię, która chce zniszczyć religię i  znieść własność prywatną. Kapitalizm zaś uchodził za obrońcę chrześcijaństwa. W krótkim czasie doszedł do wniosku, że zarówno komunizm, jak i kapitalizm walczą z re-ligią, kapitalizm często bardziej skutecznie od komunizmu.

Był księdzem całą duszą i całym sercem, stąd szybko awan-sował, co nie jest w Kościele regułą; co nie jest w żadnej instytu-cji regułą. W 1934 r. został sekretarzem stanu do spraw wycho-wania w stanie Ceará.

Dwa lata później przeniesiono go do Rio de Janeiro, gdzie zajmował jedno z najwyższych stanowisk w ministerstwie szkol-nictwa. W Rio zetknął się z nędzą ludności, koczującej na obrze-żach miasta w tak zwanych fawelach. Był wstrząśnięty. Zrozumiał, że musi uporządkować sobie sprawy ekonomiczne i socjologicz-ne tego świata. Dostrzegł wtedy, że największym problemem XX wieku nie jest konflikt Zachodu ze Wschodem, ale konflikt

BEZ AUREOLI

90

bogatej Północy z biednym Południem. Czytał zachłannie dzieła Marksa, ale Marks nie zdołał go przekonać do swoich racji. Jedy-na rzecz, która go przekoJedy-nała, to marksistowska aJedy-naliza społe-czeństwa kapitalistycznego. Już dawno zerwał z brazylijskim fa-szyzmem, nie był przekonany do komunizmu, ale został socjalistą. Nie takim, co to próbuje budować socjalizm przy po-mocy dyktatury, ale socjalistą szczególnym; takim, który szanuje osobę ludzką i odnosi się do Ewangelii. Powiedział: „Mój socja-lizm to sprawiedliwość”. Nie mieścił się więc w żadnej współcze-snej szufladce ideowej. Był po prostu uważnym wiernym uczniem Jezusa. Jako taki stanął zdecydowanie po stronie biednych, wy-zyskiwanych, spychanych na margines społeczny. Postanowił w miarę sił i możności powalczyć o sprawiedliwość społeczną.

Był w latach 1947–1952 redaktorem katolickich czasopism „Açào Católica”, potem „Cateąuetica”, wreszcie jednym z  głównych współpracowników czasopisma „Revista Eclesiàtica Brasileira”.

Społeczne przemyślenia nanosił na papier, co już wtedy budziło częste sprzeciwy. Ktoś, kto staje po stronie prawdy i miłości ewan-gelicznej, musi się narazić, co Jezus wyraźnie zapowiedział.

20 kwietnia 1952 r. ksiądz Câmara został mianowany bisku-pem pomocniczym w arcybiskupstwie Sào Sebastiào do Rio de Janeiro, dwa lata później koadiutorem arcybiskupa. Jego biskupie motto brzmiało: In manus Tuas (W Twoje ręce). W porozumieniu z watykańskim sekretarzem stanu Giovannim Montinim, póź-niejszym papieżem Pawłem VI, zorganizował Konferencję Epi-skopatu Brazylii, której został sekretarzem generalnym i pełnił tę funkcję do 1964 r. Konferencja zajmowała się intensywnie tak zwaną teologią wyzwolenia, która na pewnym etapie oderwała się od Ewangelii i zbyt daleko poszła w kierunku zbrojnej rewo-lucji. W 1955 r. organizował Światowy Kongres Eucharystyczny w Rio de Janeiro. W tym samym roku powstała z jego inicjatywy Latynoamerykańska Konferencja Biskupów (CE-LAM). Arcybi-skup Câmara zdołał przekonać sekretarza stanu Montiniego

o ko-ks. Zygmunt Podlejski – Hélder Câmara* 1909–1999 91 nieczności silnej organizacji kościelnej biskupów latynoamery-kańskich, żeby episkopaty poszczególnych państw przemawiały jednym głosem.

Biskup H

é

lder Câmara coraz więcej czasu spędzał wśród biedoty miejskiej, organizował dla niej znośne warunki życia, w telewizji wygłaszał regularnie kazania, w których zwracał lu-dziom uwagę na los najbiedniejszych. Budził sumienia zobojęt-niałych katolików, uświadamiał im, że są współodpowiedzialni za krzyczącą do nieba niesprawiedliwość społeczną. Stał się oso-bistością znaną, budzącą z jednej strony podziw i akceptację, z drugiej zaś zawziętą nienawiść. W 1956 r. wystartował z kam-panią Sankt Sebastian, która miała zlikwidować lub przynajmniej zminimalizować problemy mieszkańców faweli. Trzy lata później powołał do życia Bank Przezorności (Banco da Providência), który niósł pomoc ludziom najbardziej zagrożonym nędzą. Pra-wica polityczna próbowała go zneutralizować obietnicami prze-jęcia ważnych funkcji politycznych, ale arcybiskup znał już do-skonale przebieg linii frontów i pozostał wierny Ewangelii.

II Sobór Watykański zelektryzował Kościół i świat. Biskup Câmara z Brazylii stał się zagorzałym przedstawicielem Kościo-ła Trzeciego Świata. Miał znaczny wpływ na powstanie i ostatecz-ną treść pastoralnej Konstytucji o Kościele w świecie współcze-snym Gaudium et spes, gdzie mowa jest między innymi o koniecznej potrzebie otoczenia szczególną opieką biednych i  uciśnionych. W  przededniu kolejnego posiedzenia soboru, w 1963 r., wystosował do współbraci biskupów całego świata list otwarty, zaklinając ich, żeby zrezygnowali z zewnętrznych oznak bogactwa i w ten sposób wyrównali dystans, jaki ich często dzie-li od ludzi świata pracy. Napisał: „Mogdzie-libyśmy nasze złote i srebr-ne krzyże biskupie złożyć u stóp papieża i za nie otrzymać krzy-że z  brązu i  drzewa, jako znak decyzji przyjęcia prostego ewangelicznego stylu życia. Przepych Watykanu jest kamie-niem zgorszenia”.

BEZ AUREOLI

92

Arcybiskup Câmara prowadził konsekwentnie życie proste i ubogie. Oriana Fallaci, która go odwiedziła, napisała potem:

„Jego kościół był biednym kościołem w mieście Recife, na pół-nocy Brazylii, gdzie jedyną piękną rzeczą jest morze i zawsze jest gorąco, bo niedaleko znajduje się równik. (...) Jego kościół był natomiast czysty, śnieżnobiały, jak jego dobre sumienie. Jedyną brudną rzeczą był napis, wykonany krwistoczerwoną farbą, któ-ry pokktó-rył odrobiną wapna, jednak farba z widocznym napisem znowu wychodziła na wierzch. Napis głosił: «Morte a o bispo vermelho». Śmierć czerwonemu biskupowi. Pozostawili go tam całkiem niedawno jego prześladowcy, gdy ostrzelali go kilkoma seriami z karabinu maszynowego i obrzucili granatami. (...) Jego dom przylegał do kościoła i nie wyglądał na siedzibę arcybisku-pa. (...) Do jego domu dochodziło się natomiast drogą prostopa-dłą do placyku, rua das Fronteiras, i był ogrodzony murkiem, w który strzelali. W murku z trudem dostrzegało się małe poma-lowane na zielono drzwiczki, a później dzwonek bez nazwiska.

Naciskało się dzwonek, kilka kur trzepotało skrzydłami, piał kogut i zmieszany z tymi odgłosami miły głos zawiadamiał: «Idę, idę!». Później drzwi się uchylały, choć ostrożnie, otwierały się na oścież, choć z wahaniem, i we wnęce pojawiał się mały człowie-czek w czarnej sutannie. Na sutannie wyróżniał się drewniany krzyż, wiszący na stalowym łańcuchu. Człowieczek ten był blady, łysy i miał pomarszczoną twarz, wyraziste usta, kartoflowy nosek, zmęczone oczy osoby, która niewiele śpi”. Ale to trochę później, po przejęciu władzy przez wojsko.

W Brazylii doszło bowiem 1 kwietna 1964 r. do zamachu wojskowego. Wysiłki prezydentów Jânio da Silva Quadrosa i João Goularta czynione w kierunku demokratyzacji narodu i socjalnej sprawiedliwości, zostały zniweczone. Prawie w tym samym cza-sie papież Paweł VI mianował H

é

ldera Câmarę arcybiskupem Olindy i Recife. W początkowej fazie dyktatury wojskowej arcy-biskup Câmara cieszył się jako takim spokojem, co nie znaczy, że

ks. Zygmunt Podlejski – Hélder Câmara* 1909–1999 93 akceptował zaistniały stan rzeczy. Walczył w kraju i na arenie międzynarodowej o reformę rolną i sprawiedliwość społeczną dla wszystkich krajów Trzeciego Świata. Powołał do życia insty-tucję samopomocy dla rolników, akcję Pokój i Sprawiedliwość i szeroki program edukacji analfabetów. Uczył dzieci i dokształ-cał dorosłych przy pomocy radia. Reakcja ze strony radykalnych sił prawicowych była natychmiastowa i brutalna.

Gdy Artur da Costa został w 1968 r. prezydentem, nazwano arcybiskupa Recife „czerwonym biskupem” i wypowiedziano mu wojnę. Przeżył kilka zamachów na własne życie. W jednym z nich zginął od kul zamachowców jego sekretarz, ksiądz Antonio Pe-reira Neto. Arcybiskup mawiał wtedy: „Gdy biednym daję jedze-nie, wtedy nazywają mnie świętym. Gdy natomiast pytam, dla-czego są biedni, wtedy nazywają mnie komunistą”. Jego jedyną polityką była chrześcijańska miłość.

26 maja 1970 r. arcybiskup Câmara wystąpił w Paryżu, w Pa-łacu Sportu, gdzie przed dziesięcioma tysiącami słuchaczy opisał dokumentnie prześladowania i tortury, jakim poddawani byli przeciwnicy faszystowskiej dyktatury w Brazylii. Gdy wrócił do Recife, cała prasa zależna od reżimu nie pozostawiała na nim suchej nitki. Do 1983 r. był obiektem niewybrednych napaści, brudnych insynuacji i szyderstw. Nie ośmielono się go jednak zamordować, bo stał się osobą zbyt popularną nie tylko w Bra-zylii, ale na całym świecie. Odwiedzał Stany Zjednoczone, Kana-dę, Japonię i kilka krajów Europy. Wszędzie wygłaszał referaty, udzielał wywiadów i budził sumienia polityków. Otrzymał wiele nagród pokojowych, kilkanaście doktoratów honoris causa i kil-kakrotnie był nominowany do pokojowej Nagrody Nobla. Jedna z jego często powtarzanych sentencji brzmiała: „Gdy jeden czło-wiek śni, wtedy jego sen jest tylko snem. Gdy jednak wielu ludzi równocześnie śni, wtedy sen staje się początkiem rzeczywistości”.

2 kwietnia 1985 r. arcybiskup Câmara wycofał się z życia publicznego z powodu osiągniętego wieku emerytalnego. Pod

BEZ AUREOLI

94

koniec życia ciężko chorował. Do końca nie opuścił swej skrom-nej siedziby. Zmarł w nocy z 27 na 28 sierpnia 1999 r. w Recife.

Miał dziewięćdziesiąt lat. Został pochowany w kwaterze bisku-pów, w katedrze w Olinda. Jego pogrzeb był wspaniałą manife-stacją wiary i nadziei. Niezliczone rzesze wiernych płakały, mo-mentami wznosiły okrzyki radości, a  także rytmicznie oklaskiwały zmarłego biskupa ubogich.

* Ks. Zygmunt Podejski, Bez aureoli, IV, Wydawnictswo Księ-ży Sercanów, Kraków 2014.

Ziemia Święta – przed Ścianą Płaczu w Jerozolimie

Tytuł tej rubryki rozbudowaliśmy tym razem o filmowy element, ponieważ główną postacią będzie znany reżyser filmowy:

Krzysztof Zanussi.

17 czerwca br. nasz bliski sąsiad i Przyjaciel Lasek obchodził swoje 80. urodziny. Z tej okazji – jak co roku – na terenie jego domowej posesji (obok naszego Centrum Rehabilitacji Zawo-dowej), odbyło się spotkanie zaprzyjaźnionych osób ze środo-wisk twórczych: aktorów, reżyserów, pisarzy, dziennikarzy, mu-zyków, duchowieństwa oraz innych profesji – w  tym także przedstawicieli naszego Ośrodka.

Z okazji tak pięknej rocznicy urodzin składamy naszemu Drogiemu Jubilatowi gorące życzenia: dalszej, twórczej pracy oraz ciągłego poszerzania grona odbiorców jego sztuki filmowej, która budziła, budzi i nadal będzie budzić sumienia i ukazywać najgłębszy sens ludzkiego życia.

Redakcja Józef Placha

Dzielenie się życiową mądrością

Powiązane dokumenty