• Nie Znaleziono Wyników

Błękitne śniegi i inne rejsy po złote runo

Błękitne śniegi i inne rejsy po złote runo7 Piotra Bednarskiego – zwią-zanego z  Kołobrzegiem, mającego na swoim wydawniczym koncie ponad dwadzieścia publikacji książkowych pisarza i poety – jest pro-pozycją wyjątkową co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, mamy do czynienia ze wznowieniem ciepło przyjętych, a  opublikowanych w 1996 roku Błękitnych śniegów, które w nowej odsłonie zostały dopeł-nione kolejnymi częściami zatytułowanymi: Po Złote Runo oraz Śnieżne kraby. Po drugie, o niepowtarzalności tomu prozatorskiego autora Lan-celota (w którym widać jednakże pewne analogie choćby z Rzeczami nienasyconymi Andrzeja Czcibora-Piotrowskiego) decyduje nie tylko przejmująca tematyka, ale także specyficzny język. Dość powiedzieć, że Błękitne śniegi i inne rejsy po złote runo są zbiorem opowiadań, które

7 P. Bednarski: Błękitne śniegi i inne rejsy po złote runo. Warszawa 2012.

91

HiOBOwE ZNaMię. PiOtR BEdNaRSki…

składają się na spójną, zawieszoną między przeszłością a teraźniejszoś-cią, jawą i snem, autobiografizmem i zmyśleniem, opowieść, w jakiej liryczna wrażliwość przeplata się z brutalną rzeczywistością. Przypo-mnijmy, że bohaterem Błękitnych śniegów jest Piotr, który dzieciństwo spędził wraz z matką na Syberii, gdzie notowano temperatury poniżej czterdziestu stopni, zaś „od śmierci musiał nas bronić ogień, miłość i trzysta gramów chleba z dodatkiem celulozy i ości, które przysługi-wało nam dziennie”. Mroźna kraina zesłania przypomina – najoględniej rzecz ujmując – piekło, w którym „człowiek był śmieciem, gdzie zwierzę miało większą wartość, gdyż można było je sprzedać lub zjeść”, gdzie wszechobecnie panowało cierpienie, głód, poniżenie i bezkarność sil-niejszych, zaś wybranie samobójstwa bywało często oznaką zachowania godności i człowieczeństwa, gdzie wolność można było odzyskać tylko

„poprzez grób”. Ale to także świat, w którym – co niebywale istotne – dało się „przeżywać sercem”, odnajdywać dobroć, miłość, przyjaźń tam, gdzie – przynajmniej pozornie – być ich nie powinno, oraz odkrywać poczucie wspólnoty z innymi, równie doświadczanymi przez życie „ofia-rami Historii”. Dzięki temu można było wierzyć, że „każdy człowiek jest klejnotem”, który mimo dotykających go traum potrafi znaleźć w sobie siłę, by walczyć o przeżycie kolejnego dnia.

Na plan pierwszy opowieści autora Z niedzieli na poniedziałek wysu-wają się kwestie związane z wiarą. Dziecięcy narrator pierwszej części Błękitnych śniegów… traci kolejno wszystkich swoich najbliższych (dzia-dek i matka giną zastrzeleni na jego oczach, ojciec zostaje zamordowany w obozie). Piotr jawi się bowiem jako współczesne wcielenie starote-stamentowego Hioba. Spotykające go nieszczęścia i dramaty, w efekcie których musi nieustannie zmagać się z losem, mają wystawić jego wiarę na próbę. Mimo przytłaczających tragedii i chwil zwątpienia, przeja-wiających się w pytaniach w rodzaju: „A może […] Bóg ziemię i nas oddał w dzierżawę diabłu? Albo modlitwy nasze nie docierają tam, gdzie powinny? Bo prawie nic nie przemawiało za tym, że Bóg jest z nami”, bohater Błękitnych śniegów… pozostaje Bogu wierny. Diagnozując ota-czającą go rzeczywistość, winy za zaistniałą sytuację doszukuje się na przykład chociażby w tym, że „Komuniści nie umieją wybaczać, bo wykreślili modlitwę z życia. A kto wyrzekł się modlitwy, potrafi tylko niszczyć i plugawić życie”. Piotr buntuje się przeciwko owej destrukcji i degrengoladzie między innymi za sprawą owej bezwarunkowej wiary, którą zaszczepiła w nim jego piękna, charyzmatyczna i odważna matka, a która pozwala przetrwać chłopcu najtrudniejsze momenty i pomimo

wszystko daje mu szansę pozostać lojalnym wobec samego siebie. Prze-jawem oporu jest także niebywale silna wola przetrwania. Piotr musi dalej żyć, by opowiedzieć, co go spotkało. Wszak „Ktoś musi przeżyć, aby zaświadczyć. Zamordowali ci ojca i matkę. Nie zapomnij…”. Swoje zada-nie bohater Błękitnych śzada-niegów… wypełnia skrupulatzada-nie, choć trudno byłoby powiedzieć, że Błękitne śniegi… są prozą rozrachunkową. Nie są.

Starają się być natomiast w miarę wiernym zapisem tego, co minione, a co wpłynęło na kształt osobowości Piotra i jemu podobnych. W dają-cemu świadectwo notowaniu pomaga to, iż czuje w sobie pisarskie powo-łanie. W konsekwencji „nieustannie łowię metafory, obrazy i analogie i zapisuję w notatniku”.

Obrazy z dzieciństwa, które mimo upływu czasu, pozostają żywe i niezwykle sugestywne, towarzyszą zatem Piotrowi na każdym kroku jego posyberyjskiej wędrówki. Pływając w „dorosłym” już życiu w cha-rakterze rybaka, staje się symbolem Żyda Wiecznego Tułacza, który raz naznaczony hiobowym piętnem, nie może się od niego uwolnić. W rezul-tacie wyznaje: „Udaję bohatera, a jestem struną tak napiętą, że w każdej chwili może ona pęknąć. Tak się jakoś składa, że nieustannie podcinają mi skrzydła. Zabili Grace, Noemi, teraz Maściucha. Wyrzucono za burtę mnie i notatki do pisanego arcydzieła. Przeżyłem, ale jestem u kresu”.

Komentowana tu opowieść autora Arki przymierza jest przeto nie tylko przypomnieniem smutnych kart Historii, ale także pytaniem o granice ludzkiej wytrzymałości i możliwości odwrócenia złowrogiej passy. Będąc w nieustannym ruchu, narrator prozy Bednarskiego poszukuje miłości, bliskości drugiej osoby i namiastki domu. Ale nie jest mu przeznaczone zakorzenienie. Traci wszystkich, których kocha. Poczucie samotności oraz pojawiające się ciągle na jego drodze i przybierające różne oblicza zło nie odbierają mu jednak radości życia. Wszystko to sprawia, że Błę-kitne śniegi i inne rejsy po złote runo Piotra Bednarskiego da się czytać przez pryzmat opowieści uniwersalnej, jako narrację o człowieku, który poszukuje siebie i swojego miejsca w świecie, walcząc nie tylko z prze-ciwnościami dnia codziennego, ale również z demonami przeszłości.

I – co najważniejsze – nigdy nie traci nadziei.

93