• Nie Znaleziono Wyników

Baruch mówi tedy: „Członków tego komitetu ja sam wybrałem; nie wybierali ich

W dokumencie Międzynarodowy Żyd (Stron 195-200)

przedstawiciele przemysłu". W rezultacie znaczy to, że p. Baruch wybrał pewną grupę z innej grupy, wybranej poprzednio przez producentów, jakkolwiek p. Baruch pragnął oczywiście zatrzeć to wrażenie.

A potem: „Prawda, że ci wielcy producenci miedzi należeli do komitetu, i ja wybrałem ich dlatego, że byli wielkimi ludźmi..."

Otóż wychodzi na to, że ludzie ci, jako członkowie komitetu, według wszelkich pozorów, sprzedawali sobie samym, jako członkom rządu i kupowali od siebie samych, jako od właścicieli i przedstawicieli wielkich związków przemysłowych. Niekoniecznie dziać się to musiało w sposób nieuczciwy, ale w każdym razie w sposób bardzo niezwykły.

Wobec tych stosunków p. Baruch miał bezczelność powiedzieć: „Tak tedy widzicie panowie, że rząd był zabezpieczony, jak tylko to było możliwe". W danym wypadku producenci-członkowie komitetu pod wodzą Barucha stanowili rząd. Odpowiedzialni urzędnicy rządowi nie występowali na widownię dopóty, dopóki ten extra-rząd nie ustalił wszystkich warunków.

P. Garrett: – Czy nie przypomina pan sobie, aby na tle sytuacji prawnej wynikały jakie zatargi z komitetami?

P. Baruch: – Niektórzy z członków komitetu handlowego, zwłaszcza spośród tych, których ja

powołałem, byli bardzo zaniepokojeni co do swego stanowiska wobec prawa antytrustowego. Czy to pan ma na myśli?

P. Garrett: – Tak.

P. Baruch: – A także co do ich stanowiska wobec „Lever Act”, w tym punkcie, który opiewa, że „nikt nie może służyć dwom panom"... Nie było do tego podstaw... ponieważ nie było służenia dwom

panom. Nie handlowali ze sobą samymi, lecz za pomocą specjalnego pośrednictwa wypełniali życzenia, rozkazy lub projekty rządowe w zakresie tej gałęzi przemysłu, której byli przedstawicielami.

„Pośrednictwem", z jakim mieli do czynienia na przykład producenci miedzi, było Amerykańskie Towarzystwo Sprzedaży Metali, które wraz z Amerykańskim Towarzystwem Hutniczym reprezentował w Washingtonie p. Mosenhauer. Specjalny komitet miedziany, złożony z urzędników Guggenheima, dokonywał transakcji dotyczących „pośrednictwa", reprezentującego interesy połączonych kompanii miedzi.

Było to niebezpieczne. Niektórzy członkowie odczuli to przedtem, nim to przyszło na myśl p.

Baruchowi. P. Baruch nie nawykł nigdy kwestionować tego, co czynił. Po co? „Posiadał większą władzę, niż ktokolwiek w czasie wojny", i miał poza tym najpotężniejsze i najbardziej autokratyczne poparcie. Inni jednak członkowie nieżydzi, myśleli o prawie.

P. Baruch rozstrzygnął to bardzo ładnie. Komitety owe, składające się z tych samych ludzi, mianował komitetami Izby Handlowej Stanów Zjednoczonych dla odnośnych gałęzi przemysłu, i jakkolwiek sam proces nie uległ najmniejszej zmianie, front prawny został ocalony. Było to bardzo dowcipne. Co więcej, było to typowe.

A potem, p. Baruch, który kładł nacisk na to, że ludzi owych wybrał on sam, a nie przedstawiciele przemysłu, pozwalając przez to samo wnioskować, że reprezentują oni nie przemysł, lecz rząd, obecnie daje do myślenia, że są oni przedstawicielami przemysłu.

P. Graham: – ...zmienił pan to i powołał owe komitety doradcze, które polecił pan Krajowej Izbie Handlowej mianować powtórnie, tak, że stawały się one w ten sposób bezpośrednimi przedstawicielami Izby Handlowej, a nie urzędnikami państwowymi, albo w ogóle organami mającymi coś wspólnego z jakąkolwiek maszynerią rządową?

P. Baruch: –Nie uważałem ich nigdy za funkcjonariuszy rządowych, panie Graham.

P. Graham: – Byli oni funkcjonariuszami rządowymi w tym samym stopniu, co panowie wszyscy, nieprawdaż?

P. Baruch: – Nie myślę tego... (po kilku pytaniach)... Żądałem od nich, by urzędowali w ten sposób, aby, gdy rząd czegokolwiek potrzebuje, mógł się zwrócić do organizacji nielicznej, zwartej, zamiast posyłać do nie wiedzieć ilu poszczególnych osób. Rozumie pan?

P. Graham: – Zaraz zobaczymy. Pracowali oni pod pana kierownictwem, nieprawdaż? Pan był ich

zwierzchnikiem?

P. Baruch: – Ja ich mianowałem i prosiłem, by pracowali w ten sposób, bym mógł mieć do czynienia ze zwartą organizacją.

P. Graham: – Nie myślał pan przecież ani przez chwilę, że oni reprezentują rząd, ale czy pan myślał, że pan go reprezentuje?

P. Baruch: – Czyniłem, jak umiałem najlepiej.

P. Graham: – Ale miał pan władzę wybrania tych ludzi i mianowania ich członkami komitetu pod swoim przewodnictwem, co pan też uczynił. W rzeczywistości, jeśli w ogóle coś reprezentowali, to chyba rząd, czy nie?

P. Baruch: – Nie myślę tego.

P. Graham: – Czy wobec tego mogę przypuszczać, że pan uważał ich za przedstawicieli przemysłu?

P. Baruch: – Tak.

Oczywiście, można wiele darować ludziom, pracującym pod presją i usiłującym pracować, jak umieją najlepiej. Stąd, że jakiś przemysłowiec służy rządowi w sprawach dotyczących jego własnej dziedziny przemysłowej, nie wynika, że musi on być koniecznie nieuczciwym. Ale w takich wypadkach

nieuczciwość jest tak częstym zjawiskiem, jeśli zaś nie nieuczciwość, to w każdym razie strata dla rządu z powodu różnicy interesów, że ustanowiono specjalne prawa, regulujące tego rodzaju sprawy. Prawa te były już w tym czasie ogłoszone.

Jakkolwiek było, jednak pozostanie faktem, że podczas wojny miedź dała dziesiątki i setki milionów zysku, i nietrudno zrozumieć, że gdyby ta sama „miedź" nie rządziła tak bezwzględnie rządowymi transakcjami kupna tego metalu, zyski może nie byłyby tak olbrzymie, a ciężary, które ponosi naród w postaci podatków, zwyżki cen i pożyczki wewnętrznej, nie doszłyby do obecnych kolosalnych

rozmiarów.

P. Baruch jest jednym z licznych przykładów opanowania przez żydostwo aparatu wojennego Stanów Zjednoczonych. Jeśli Żydzi byli w Stanach Zjednoczonych jedynymi ludźmi, uzdolnionymi do

piastowania władzy, wszystko jest w porządku; ale jeżeli tak nie było, to czemu zajmowali najwyższe stanowiska tak ogólnie i tak systematycznie? Poddajemy pod dyskusję określoną sytuację. Fakt istnieje i stanowi materiał historyczny. W jaki sposób można go wytłumaczyć?

Rozdział VIII

Żydowska władza w teatrze amerykańskim

Teatr odgrywa od dawna wybitną rolę w programie żydowskim, jako sposób oddziaływania na smak

publiczności i wywierania wpływu na umysły społeczeństwa. Teatr nie tylko zajmuje osobne miejsce w programie, lecz jest stale otwartą drogą, zawsze gotowym narzędziem do narzucania społeczeństwu tych idei, jakie ukryte poza sceną moce pragną w nie wpoić. Fakt, że w Rosji, gdzie nic już prawie nie ma, są jeszcze teatry, nie jest rzeczą przypadku. Teatr ten jest specjalnie podsycany, podniecany przez

bolszewików żydowskich, gdyż wierzą oni w teatr zupełnie tak samo, jak wierzą w prasę. Jest to jeden z dwóch wielkich czynników urabiania opinii publicznej.

Każdy przyznaje bez wahania, że teatrem rządzą Żydzi. Mało kto potrafiłby tego dowieść, ale wszyscy są o tym przekonani. Podstawą tego przekonania jest nie tyle to, co widzą, lecz raczej to, co odczuwają; duch amerykański dawno opuścił scenę, zapanowała na niej natomiast jakaś duszna, ciemna, wschodnia atmosfera.

Nie tylko „prawdziwy" teatr, lecz i przemysł kinematograficzny, piąta co do znaczenia i rozwoju gałąź wielkiego przemysłu jest również opanowany przez Żydów, i to nie okolicami jedynie, nie połowicznie, lecz całkowicie. Naturalnym tego wynikiem jest fakt, że dziś świat cały pasuje się z

pospolitością i demoralizacją, jaką niesie obecnie ten rodzaj rozrywki. Z chwilą, gdy Żydzi opanowali w Ameryce przemysł napojów wyskokowych, wynikł problem alkoholowy, który miał bardzo

niebezpieczne skutki. Z chwilą, gdy Żydzi zawładnęli `kinem", wynikło zagadnienie kinematografu, a skutki jego są dotychczas jeszcze niewidoczne. Rasa żydowska posiada talent stwarzania zagadnień natury moralnej w każdym przedsięwzięciu, gdzie się tylko znajdzie w większości.

Co wieczór setki i tysiące ludzi poświęcają od dwóch do trzech godzin na teatr; codziennie miliony ludzi poświęcają od 30 minut do dwóch godzin na kinematograf. Oznacza to po prostu, że codziennie miliony Amerykanów poddają się dobrowolnie działaniu żydowskich pojęć o życiu, o miłości i o pracy;

działaniu propagandy żydowskiej niekiedy zręcznie, a niekiedy nieudolnie ukrytej. Nastręcza to żydowskiemu „masażyście" opinii społecznej, tę sposobność, jakiej pragnie; jedynym protestem, jaki przeciwko temu podnieść możemy, jest zdemaskowanie jego roboty, gdyż to może mu nieco utrudnić zadanie.

Teatr nasz jest żydowskim nie tylko ze względu na stronę administracyjną, ale również ze względu na jego stronę literacką i zawodową. Mamy coraz więcej sztuk, których autor i aktor, pomysł i wykonanie są całkowicie żydowskie. Nie są to wprawdzie wielkie sztuki i nie utrzymują się długo na afiszu. Jest to naturalne, gdy zważymy, że żydowskie interesy teatralne nie dążą do triumfów artystycznych, nie dążą do sławy sceny amerykańskiej, ani też nie usiłują wyszkolić wielkich artystów, którzy by mogli w przyszłości zająć miejsce dawnych gwiazd teatralnych. Bynajmniej. Interes ich jest ściśle finansowy i rasowy: wydobyć od gojów pieniądze i zjudaizować teatr. Odbywa się w tym kierunku potężny ruch judaistyczny: dzieło jest już niemal dokonane. Zaczynają się już w prasie żydowskiej ukazywać chełpliwe artykuły, które są zawsze zwiastunami ich zwycięstwa.

Nieżydowskim widzom pluje się w twarz ze sceny, a oni sobie z tego nie zdają sprawy. Niedawno jeden z najsłynniejszych aktorów żydowskich pozwolił sobie na ordynarne i bluźniercze uwagi o Chrystusie, na co semicka część audytorium wybuchnęła głośnym śmiechem, gdy tymczasem

chrześcijanie patrzyli na nich ze zdziwieniem. Uwagi te bowiem były wypowiedziane na stronie i... po żydowsku!

Wieczór po wieczorze żydowski aktor czynił to samo, i każdy, kto wiedział, o co idzie, czuł wyraźnie,

że audytorium cieszyło się daleko więcej z obelgi, rzuconej tym sposobem w twarz chrześcijanom, niż płaskim i starym dowcipem, zawartym w słowach aktora. Doznawali oni niewypowiedzianej rozkoszy na myśl, że w niektórych miastach amerykańskich mogą słyszeć publicznie, choć pod osłoną żargonu, wypowiadane w obecności chrześcijan amerykańskich rzeczy, które otwarcie wolno mówić tylko do chrześcijan w Rosji.

Na przedstawieniach, o których mówimy, kasa zebrała prawdopodobnie od 4,500 do 5,000 dolarów. Z tej sumy obecni tam Żydzi wnieśli nie więcej niż 500 dolarów. Mimo to aktor żydowski pod osłoną żargonu obrażał uczucia religijne większości swego audytorium. Czuł on, że teatr jest instytucją żydowską.

Do roku 1885 teatr amerykański znajdował się jeszcze w rękach chrześcijan. Od roku 1885 datuje się pierwszy atak wpływu żydowskiego. Był to punkt, w którym się drogi rozdzieliły, i przyszły historyk sceny amerykańskiej określi ten rok mianem „Ischabod”. Rok ten znaczy nie tylko początek

żydowskiego panowania nad teatrem, lecz coś znacznie donioślejszego.

Nie jest ważnym to, że obecnie dyrektorami są Żydzi, gdy dawniej byli nimi chrześcijanie. To nie jest ważne. Doniosłość faktu polega na tym, że wraz ze zmianą dyrektorów nastąpił upadek sztuki i

moralności na scenie, i że ten upadek postępował tym szybciej, im bardziej wzmagała się władza żydowska. A władza żydowska wyraża się w tym, że z teatru amerykańskiego usuwano świadomie i systematycznie wszystko, za wyjątkiem żywiołów najmniej pożądanych, i że te niepożądane żywioły wyniesione zostały na naczelne stanowiska.

Złoty wiek teatru amerykańskiego przeszedł. W chwili, gdy pojawiła się władza żydowska, tacy aktorzy jak Sheridan, Sothern, McCullogh, Madame Janauschek, Mary Anderson, Frank Mayo, John T.

Raymond, zaczynali schodzić ze sceny. Jest rzeczą naturalną, że ponieważ życie jest krótkie, musieli i oni wreszcie ustąpić, ale tragedia zaczęła się dopiero wtedy, gdy się okazało, że ci ludzie nie pozostawili następców! Czemu? Gdyż na scenie rządziła ręka żydowska, a geniusz sceny został z nich sromotnie wygnany. Miano ustanowić nową formę kultu.

„Szekspir to ruina", – oto opinia dyrektorów żydowskich. „Rzecz podnosząca ludziom brwi", to znaczy zadziwiająca, – jest również żydowskim określeniem. Te dwa powiedzenia, jedno w stosunku do strony dyrektorskiej, drugie – w odniesieniu do publiczności teatralnej, stanowią epitafium ery

klasycznej. Wszystko, co pozostało po opanowaniu sceny przez Żydow – to garstka artystów, wykształconych w szkole chrześcijańskiej: Julia Marlowe, Tyrone Power. R. D. McLean, i, nieco później, Richard Mansfield, Robert Mantel, E. H. Sothern. Z całej tej grupy pozostało dwie osoby, a wraz z Maud Adams stanowią one ostatni przebłysk epoki minionej, epoki, która nie pozostawia

spadkobierców.

Obecny przeciętny poziom inteligencji, do którego stosuje się teatr amerykański, nie wznosi się ponad wiek od 13 do 18 lat. Przedstawienia teatralne są widocznie i jawnie przeznaczone dla młodocianego typu umysłowego, który z łatwością da się urobić według hebrajskiego ideału monopolu teatralnego. Na czyste, zdrowe sztuki, których niewiele pozostało, uczęszcza głównie topniejące szybko pokolenie publiczności teatralnej z poprzedniej epoki; pokolenie dzisiejsze jest wychowane w ciasnym zakresie współczesnych tematów dramatycznych i urobione do lubowania się w sztukach zgoła odmiennego typu.

Tragedia stała się „tabu", sztuki psychologiczne, o treści głębszej, mogącej zająć dojrzalszy umysł,

popadły w niełaskę; opera komiczna wyrodziła się w fajerwerk barw i ruchów, w kombinację lubieżnej farsy i `jazz band", dostarczanej zazwyczaj przez żydowskich kompozytorów (generalnych dostawców jazzu!); największym powodzeniem cieszą się farsy.

Naczelne miejsce zajęła „farsa z łóżkiem". Za wyjątkiem „Ben Hura", który pozyskał łaski aktorów żydowskich prawdopodobnie dlatego, że stawia przed oczami widzów romantyczny obraz Żyda (Żyda zresztą bardzo nieżydowskiego), dramat historyczny ustąpił miejsca oszałamiającym efektom

scenicznym, których głównymi wykonawczyniami są tłumy dziewcząt (przeważnie chrześcijanek!) odzianych w draperie, ważące nie więcej niż pięć uncji.

Lekkomyślność, zmysłowość, nieprzyzwoitość, przerażające nieuctwo i nieskończona płytkość – oto cechy sceny amerykańskiej, dążącej do zwyrodnienia pod wpływem władzy żydowskiej.

Jest to istotna przyczyna powstania „Małych teatrów" w licznych miastach amerykańskich. Sztuka dramatyczna, wygnana z teatrów przez Żydów, znalazła przytułek w tysiącach kół dramatycznych w Stanach Zjednoczonych. Ludzie nie mogą oglądać sztuk dramatycznych; dlatego też czytają je. Sztuk grywanych obecnie w teatrach czytać nie można wcale, podobnie jak słów do modnych piosenek, gdyż nie posiadają one żadnego sensu. Ludzie, pragnący widzieć prawdziwe sztuki, a nie mogą, ponieważ żydowscy aktorzy ich nie grają, tworzą własne małe kluby dramatyczne w stodołach i kościołach, w szkołach i salach przygodnych. Dramat uciekł od swych eksploatatorów i znalazł schronienie wśród przyjaciół. Zmiany, które Żydzi wprowadzili do teatru i które każdy przeciętnie spostrzegawczy meloman może naocznie stwierdzić, sprowadzają się do czterech kategorii.

Po pierwsze rozwinęli oni stronę mechaniczną, przez co zdolności ludzkie i talent stały się mniej konieczne. Scena stała się wskutek tego „realistyczną", zamiast interpretacyjną. Wielcy artyści potrzebowali bardzo niewielkiej maszynerii; aktorzy i aktorki w sztukach wystawianych przez

żydowskich dyrektorów są bez maszynerii zgoła bezradni. W ogromnej większości sztuk współczesnych część mechaniczna tłumi i zaciemnia grę aktorską. Dzieje się to dla dwóch przyczyn: wiedząc, że dobrzy aktorzy są obecnie rzadkością, wiedząc, że polityka żydowska zabija talent, wiedząc może przede

wszystkim, że dobrzy aktorzy obciążają dochody, Żydzi wolą umieszczać swoje zaufanie i pieniądze w drzewie, płótnie, farbie, materii i świecidłach, z których są zrobione dekoracje i kostiumy. Drzewo i farba nie dadzą im nigdy odczuć pogardy dla ich plugawych ideałów ani oburzenia z powodu zdradzenia pokładanego w nich zaufania.

Toteż dziś, gdy idziemy do teatru, widzimy potoki barw, zwoje koronek i bielizny, oszałamiające efekty światła i ruchu, lecz nie idee; widzimy mnóstwo funkcjonariuszy scenicznych, a bardzo niewielu aktorów. Jest musztra i są tańce bez końca, ale nie ma dramatu.

Jest jeden przejaw wpływu żydowskiego w teatrze amerykańskim, którym chwalą się Żydzi i który istotnie jest całkowicie ich zasługą. Wprowadzili oni do teatru blask zewnętrzny, a pozbawili go głębszej treści wewnętrznej. Sprawili, że publiczność amerykańska może zapamiętać tytuły sztuk, nie będąc zdolną do zapamiętania ich treści. Pamiętamy nazwę grupy, ale nie możemy sobie przypomnieć ani jednej z tej grupy jednostki. Żydzi przeprowadzili tę zmianę doskonale, nikt jednak nie może twierdzić, aby zmiana ta stanowiła krok naprzód; na ogół biorąc, jest to objaw poważnego i szkodliwego regresu.

Po wtóre, Żydom należy przypisać zasługę wprowadzenia na scenę amerykańską wschodniej

W dokumencie Międzynarodowy Żyd (Stron 195-200)

Powiązane dokumenty