• Nie Znaleziono Wyników

Bolszewicy prawicowi

W dokumencie Przewrót w Polsce (Stron 84-186)

Nie uważają komunistów za groźnych przeciwników, pewni, że grając na nucie antysemickiej, zawsze ich pobiją. O wiele groź-niejszymi przeciwnikami endeków są pepesowcy i wyzwoleńcy. Z tymi toczona walka w środowisku robotników i chłopów jest beznadziejną. Endecy mogą chwilowo obałamucić masy, mogą chwilowo nawet przy ich pomocy odnosić sukcesa, ale przy usta-laniu nowego porządku społecznego przegrają na całej linii. Ich program społeczny brzmi: „żadnych zmian!”. Wszystko ma zostać, jak było, póki się Polska nie utrwali, to jest przez jakich dwadzie-ścia do trzydziestu lat. Dopiero potem, kiedyś, może, coś, gdzieś, ostrożnie, bez wstrząśnień, na opak, po omacku, z daleka. Mani-fest rządu lubelskiego, zapowiadający demokratyzację, zasadni-cze reformy społeczne, rozpoczynający śmiało politykę oparcia 46 Postawienie na jednej płaszczyźnie komunistów i narodowych demokratów było zabiegiem propagandowym, zmierzającym do zdezawuowania endecji. Komuniści rzeczywiście chcieli uczynić z Polski jedną z sowieckich republik, zgodnie z obowią-zującą wówczas doktryną jednego, ogólnoświatowego państwa komunistycznego. Natomiast Narodowa Demokracja zdecydowanie opowiadała się za suwerenną Polską. Owszem, przed wybuchem wojny i w pierwszym jej okresie, obóz naro-dowy wiązał sprawę polską z Rosją, jako wpływowym mocarstwem ententy, ale także wówczas kierował się nadzieją na odbudowanie polskiej państwowości.

Polski o polski lud, był dla endeków ciosem w samo serce. Społe-czeństwo kołtunów i filistrów zatrzęsło się z wściekłości. A tym bardziej, gdy przerażona socjeta endecka ujrzała, że nowy rząd jest dalszym ciągiem rządu lubelskiego. Za wszelką cenę nale-ży go obalić. Nalenale-ży nie dopuścić do utworzenia sejmu demo-kratycznego, należy nie dopuścić kobiet do głosowania, należy nie dopuścić, aby ośmiogodzinny dzień roboczy stał się prawem. Reforma agrarna, wywłaszczająca magnatów i szlachtę, walka z paskarstwem i lichwą, kontrola robotników nad zyskami przed-siębiorców, podatek od majątku, a może milicja ludowa lub szkoła świecka, oto widma niedające spokoju przywódcom endeckim. Więc rozwijają sztandar z napisem „Bóg i Ojczyzna”, tak jakby Bóg potrzebował ich obrony, a ojczyźnie na coś się mogli przydać. Cały aparat prasowy puszczono w ruch. Szlachta ziemska, prze-mysłowcy, kapitaliści opodatkowali się nawet wysoko, by tylko zwalić nowy gabinet. Odmówić mu podatków, nie płacić pożyczki, uniemożliwić tworzenie wojska, sabotować w urzędach, zabić, powiesić, poćwiartować. Ucierpi na tym Polska i tylko Polska? A niechaj! Lepiej niech Polski nie będzie, jeżeli ma być demokra-tyczna! Wszystko albo nic. Oto linia wytyczna polityki endeckiej. Sąd surowy, ale prawdziwy.

zwołanie konstytuanty

Rząd zdawał sobie jasno sprawę z ciężkiego położenia, w jakim znalazło się tworzące się państwo. Sądził, że jedynym kitem, łą-czącym silniej niż cokolwiek innego dzielnice i ludzi, może być tylko wszechdzielnicowy sejm. Sejm, wybrany w możliwie najbar-dziej demokratyczny sposób, odzwierciedlający prądy i układ sił walczących ze sobą o władzę klas społecznych, wyłoni ze siebie rząd i nada państwu konstytucję. Rząd uważał siebie za władzę

tymczasową, powołaną przede wszystkim do zwołania sejmu. Tedy pierwsze posiedzenie rady ministrów w dniu 18 listopada zaczęto od obrad nad ordynacją wyborczą do sejmu; uchwalono wziąć za podstawę obrad projekt ordynacji wyborczej opraco-wany przez biuro pracy społecznej. Okazało się bowiem, że ani rząd Kucharzewskiego, ani narodowo-demokratyczny gabinet Świeżyńskiego nie poczynili żadnych prac przygotowawczych do prawidłowego zwołania sejmu. A przecież Świeżyński miał na to czternaście dni czasu!

W ciągu pięciu dni ordynacja sejmowa była gotową. Nadano w niej prawo wyboru i wybieralności wszystkim obywatelom bez różnicy płci, którzy ukończyli 21 rok życia. Po raz pierwszy uznano w Polsce kobietę za równouprawnioną z mężczyzną. Nadanie praw obywatelskich kobietom postawiło Polskę w rzędzie narodów nowoczesnych i wyrównało wielowiekową krzywdę, wyrządza-ną połowie narodu polskiego. Ustawa postanawia, że głosowanie jest tajne, równe, powszechne, bezpośrednie i proporcjonalne. Na trudności napotkano przy układaniu okręgów wyborczych. Trudno było je ustalić w chwili, gdy nie tylko jeden cały zabór (niemiecki) i znaczne części dwu innych nie wchodziły jeszcze w skład państwa, ale gdy nikt nie umiał oznaczyć przyszłych gra-nic Polski. Rząd rozwiązał tę trudność bardzo szczęśliwie. Objął wprawdzie ustawą cały zabór pruski i austriacki (wraz ze Spiszem, Orawą i Czaczą), z zaboru rosyjskiego objął Królestwo Kongre-sowe i obwód białostocki, i bielski, nie chcąc się niczego zrzekać. Nie rozpisał jednak wyborów w tych częściach Polski, nad którymi nie rozciągała się jego władza, lub o których nie chciał bez sejmu rozstrzygać. A więc nie rozpisał w północnej Suwalszczyźnie, Bia-łostockiem i Bielskiem, Wschodniej Galicji, powiecie frydeckim (na Śląsku Cieszyńskim) i w całym zaborze pruskim. W ten sposób zostawił sejmowi rozstrzyganie o granicach. Wybory rozpisano w dniu 28 listopada 1918 na dzień 26 stycznia 1919. 229 mandatów

z Królestwa, 69 z Galicji Zachodniej i 7 ze Śląska Cieszyńskie-go. Z zaboru pruskiego powołano do sejmu wszystkich polskich posłów wybranych ostatnio do parlamentu Rzeszy Niemieckiej w liczbie 16, z Galicji Wschodniej 29 polskich posłów do parlamen-tu wiedeńskiego. Ordynacja wyborcza zawierała postanowienie, że w okręgach, w których zgłoszono do przepisanego czasu tylko jedną listę kandydatów, uważać należy zgłoszonych kandydatów za posłów. Skorzystano z tego postanowienia na Śląsku Cieszyń-skim, gdy na kilka dni przed terminem wyborów, to jest przed 26 stycznia, Czesi w zbójecki sposób napadli na nas i zajęli Śląsk, chcąc przeszkodzić odbyciu wyborów i obesłaniu sejmu przez posłów z Cieszyńskiego. Poznańczycy niezadowoleni z postano-wień ustawy, dotyczących przedstawicielstwa zaboru niemiec-kiego, domagali się później, w ciągu grudnia, aby dopuszczono 128 nominowanych reprezentantów grup i organizacji z całego zaboru pruskiego. Na to rząd nie mógł się zgodzić. I tak już, wsku-tek konieczności, w skład sejmu wejść mają posłowie, wybrani na podstawie ustawy wyborczej polskiej i posłowie wybrani na kilka lat przed wojną na podstawie ustawy wyborczej austriac-kiej i niemiecaustriac-kiej, to jest na zasadzie równego, tajnego i bezśredniego prawa głosowania, ale bez udziału kobiet, więc nie po-wszechnego i nie proporcjonalnego, dopuszczającego do udziału w wyborach mężczyzn, którzy ukończyli 24 rok życia, a nie 21. Były przez to wprawdzie utworzone dwie kategorie posłów, ale ostatecznie wybranych w sposób demokratyczny, niezupełnie i nie zasadniczo rozbieżny od polskiej ustawy. Wprowadzenie posłów nominowanych, a więc posłów trzeciej klasy, w tak wiel-kiej liczbie unicestwiłoby wynik wyborów, a więc z natury rzeczy groziłoby rozbiciem sejmowi. Można było bowiem przewidzieć gorącą walkę wyborczą w kraju. Można było przewidzieć walkę obozu prawicowego przeciw lewicy, walkę o większość w sejmie, o rząd, o wpływ zasadniczy na tworzenie ustroju młodego państwa

polskiego. Pierwszy okres rozpaczliwej walki prawicy przeciw ogólnoświatowemu ruchowi rewolucyjnemu rozegra się w Polsce na terenie wyborów sejmowych, o zdobycie tych trzystu manda-tów, których wybór został przez rząd rozpisany. Prawica przez żądanie 128 nominatów z Poznańskiego chciała zapewnić sobie przewagę w sejmie na wypadek klęski w kraju podczas wyborów. Nominowanie posłów spoczywałoby bowiem w rękach endeckiej Rady Ludowej w Poznaniu. Jasną jest rzeczą, że lewica nie zgodzi-łaby się na wydarcie sobie z rąk owoców ewentualnego zwycięstwa wyborczego przez dopuszczenie nominatów. Rozstrzygnięcie rzą- du w myśl żądań Poznańczyków rzuciłoby żagiew wewnętrznej walki w sejmie. Dlatego rząd załatwił propozycję rady ludowej odmownie, odsyłając ją po rozstrzygnięcie do sejmu.

manifest rządu

Obrady nad ordynacją wyborczą nie wypełniły jednakże w całości pierwszych posiedzeń Rady Ministrów. Ułożono programowy ma-nifest do narodu polskiego. Mama-nifest podajemy na końcu w całej rozciągłości, tak jak został w dniu 20 listopada plakatami ogło-szony. Tu poprzestajemy na stwierdzeniu, że rząd, uważając się za spadkobiercę rządu lubelskiego, zatrzymał w swym programie wszystkie zasadnicze punkta manifestu lubelskiego, opuszcza-jąc oczywiście te części programu, które już zostały spełnione, mianowicie wyrzucenie okupantów, podkreślając te momen-ta, które w międzyczasie nabrały większego znaczenia wskutek rozszerzenia władzy rządu. A więc sprawy zagraniczne, stosunek do innych narodów i sprawę uwolnienia polskiego Lwowa spod obcej przemocy. Manifest pisany jest spokojnie, bez rozmachu cechującego manifest lubelski; członkowie rządu mieli już czas i możność ujrzeć całą trudność położenia wewnętrznego Polski.

Manifest rządu ludowego wywołał oburzenie, niechęć, niena-wiść klas posiadających. Ale powitały go z zapałem milionowe rze-sze pracujące, które nie pozwoliły i nie pozwolą na to, aby Polska była ostoją reakcji, aby stała się łupem warstw uprzywilejowanych. Łączy ze sobą ściśle sprawę niepodległości ze sprawą wyzwole-nia ludu pracującego. W wysiłku podziemnym, w niesłychanym trudzie i męce walczyło całe pokolenie ludu roboczego o ten cel, o niepodległą republikę demokratyczną, służącą interesom mas ludu roboczego. Katorga, więzienie, Sybir i szubienica, nadludzkie bohaterstwo, szaleńcza odwaga bojowa i cywilna, podziemne ży-cie bez jutra – oto drogowskazy męczarni i wysiłków najlepszych synów Polski, dążących niewstrzymanym pochodem do obecnej chwili, do chwili realizowania się celu walki. Ludzie małego ducha uważali tę walkę za szaleństwo, cel za utopię. Aż oto szaleństwo, aż oto utopia, aż oto sen i marzenie staje się rzeczywistością!

Manifest rządu ludowego nie obiecuje utopii. Daje program wykonalny. Ziemia dla ludu pracującego, pod kontrolą państwa, do czego konieczne jest wywłaszczenie obszarników. Stopniowe uspołecznienie przemysłu i górnictwa, przede wszystkim w tych gałęziach pracy, od których zależy całe życie gospodarcze i gdzie da się to technicznie szybko wykonać. Ośmiogodzinny dzień ro-boczy. Ochrona pracy.

Społeczny program manifestu wiąże się ściśle z politycznym. W szerokich rzutach kreśli zasady ludowładztwa. Zapowiada zwo-łanie konstytuanty, dając przez to możność ludowi wykazania swej dojrzałości politycznej i społecznej w walce wyborczej. Domaga się od ludu, aby przez wybór takich posłów, którzy będą jego in-teresów bronili i jego wolę wyrażali, oparł swe wyzwolenie na trwałej podstawie.

Mówi wreszcie o zadaniach narodowych: o zjednoczeniu ziem polskich, o tej trudnej pracy połączenia w jedno rozdartej Polski. Manifest ożywiony jest duchem szlachetnego patriotyzmu, tego

patriotyzmu, który kroczy w parze z wolnością, a do innych na-rodów zwraca się nie ze słowami groźby i nienawiści, lecz z we-zwaniem do porozumienia się, do współdziałania.

endecja wypowiada wojnę rządowi

Zanim jeszcze rząd uchwalił manifest, zanim zdołał przedsięwziąć jakiekolwiek kroki uderzyła na niego z kopyta z całą furią endecja. Dowództwo pierwszego ataku objął poseł do parlamentu berliń-skiego, pan Wojciech Korfanty. Wybrany ongiś posłem przez gór-ników górnośląskich w walce przeciw zniemczałemu śląskiemu duchowieństwu katolickiemu, przeciw centrowcom, przeciw woli Napieralskich i jemu podobnych odszczepieńców górnośląskich, pokumał się w szybkim czasie z tymiż Napieralskimi i centrow-cami. Gnany niepomierną ambicją i chęcią zrobienia majątku, sprzedał swoje wydawnictwa, założone dla obrony polskości Ślą-ska największemu wrogowi tej polskości, to jest Centrum kato-lickiemu. Założył natomiast wydawnictwa ogłupiające lud przez opisywanie arabskich czy amerykańskich awantur Buffalo Billa i szpiclowskich romansów Nicka Cartera! Typ karierowicza bez przekonań, bez ideologii, bez charakteru.

Demagog i prowokator pierwszej klasy. Umie przybrać pozę. Umie zaaranżować entuzjazm tłumu i nająć ludzi, którzy wyprzę-gną konie od jego dorożki i sami go ciąwyprzę-gną. (Po dwie marki od głowy, bo nie lubi drogo). Umie urządzić zamach na swoją osobę. (Po dwadzieścia mareczek od zamachu). Umie piorunować na Niemców, a lokować swoje pieniądze w bankach berlińskich lub robić interesa przy pomocy Braci Frankowskich, znanej firmy rzeźników z czasów okupacji niemieckiej, która pod skrzydłami Niemców zrabowała miliony marek w Polsce. Będzie pełen na-bożeństwa, czci i zachwytu dla Piłsudskiego, gdy z nim umawia

się udział w rządzie, a w pół godziny później na wiecu endeckim nastraja histeryczki do ryku: „Precz z Piłsudskim!”. W czasie per-traktacji upiera się przy tym, by socjaliści zostali w gabinecie, nie może sobie wprost gabinetu bez nich wyobrazić, a na zgroma-dzeniu odbytym godzinę przedtem czy godzinę potem odsądza socjalistów od czci i wiary i rzuca hasło: „Precz z rządem!”47.

Jeszcze tedy rząd nie powstał, a już endecy na swych wie-cach robili, przy pomocy demagoga Korfantego, nastrój przeciw rządowi. 18 listopada ogłoszono nowy gabinet, a 19 listopada de-monstrowali endecy wraz z chadekami (chrześcijańsko-demokra-tyczna partia, zbudowana na obraz i podobieństwo wiedeńskich chrześcijańsko-socjalnych) przed pałacem Kronenberga, gdzie chwilowo mieściły się biura prezydenta ministrów*48. Hasłem była odsiecz Lwowa. „Ponieważ rząd niczego nie przedsiębrał dla odsieczy Lwowa”, a więc „precz z rządem”. Po ludzku biorąc nie mogli demonstranci wiedzieć, czy rząd zrobił co, czy nie. Ale najwyższe ciało endeckie postanowiło zrobić ze Lwowa hasło bojowe. Lwów się krwawi, Lwów ginie z głodu, epidemii, od kul, jest czym grać na nerwach. Żerowiskiem partii endeckiej stała się męka Lwowa i wschodniej Galicji. Nic nie pomogło wskazywanie na stan kraju, stan wojska, magazynów i skarbu, nic nie pomogło oświadczenie prezydenta, że rząd co mógł zrobić w ciągu 24 go-dzin, to zrobił, że za dwa, trzy dni odsiecz oczyści Lwów i położy koniec walkom na ulicach toczonym. „Precz z rządem, bo nie broni Lwowa” – to było hasło bojowe.

* Wkrótce przeniesione zostały do siedziby dawnych generał-gubernatorów rosyj-skich w Pałacu Radziwiłłowskim na Krakowskim Przedmieściu.

47 Ostry i niesprawiedliwy atak na Wojciecha Korfantego jest jeszcze jednym do-wodem potwierdzającym obecną w historiografii tezę, że to jego zwolennicy Piłsudskiego uważali w pierwszych miesiącach niepodległości za najgroźniejszego rywala w toczącej się walce o władzę.

48 Premiera nazywano wówczas prezydentem Rady Ministrów. Piłsudski, jako głowa państwa, sprawował godność tymczasowego naczelnika państwa.

A przecież Piłsudski wydał już przedtem rozkazy generałom: Roi w Krakowie i Śmigłemu-Rydzowi w Lublinie do wysłania wszystkich zorganizowanych sił na odsiecz Lwowa. Roja stanął w Przemyślu i wysłał 4 i 5 Pułk pod Lwów, Śmigły posłał na Rawę Ruską batalion piechoty i artylerię. Pułkownik Karaszewicz-To-karzewski z nadzwyczajną brawurą w ciągu trzech dni doszedł do Lwowa, to jest w dniu 22 listopada, i w ciągu 12 godzin wyrzucił Ukraińców z miasta, zakończając w ten sposób, na naszą korzyść, pierwszy okres walki o Lwów*. Batalion lubelski wyrzucał Ukra-ińców z południowych powiatów Lubelszczyzny, dokąd wdarli się z Galicji i parł ich przed siebie.

Ale to wszystko nic nie znaczyło dla endeków. Lwów i wschod-nia Galicja była dobrym pretekstem. Ukuto legendę, że rząd chłop-sko-robotniczy wydał Galicję Wschodnią na łup Ukraińców, że nie chce jej bronić. Wobec tego trzeba rząd sabotować. Ziemianie i chłopi nie powinni dostarczać żywności dla miast, banki muszą odmówić pomocy przy realizowaniu pożyczki państwowej, nikt nie powinien płacić podatków, ani stawać do wojska, urzędnicy powinni wykonywać bierny opór, przemysłowcy nie będą uru-* Gdy nadjechał Roja i objął już komendę, zaszedł fakt bardzo smutny. Utrzymana przez Ukraińców uzbrojona milicja żydowska, która w czasie walk ulicznych ogłosiła swoją neutralność, w czasie wypędzania Ukraińców ze Lwowa dała upust swojej sympatii dla Ukraińców, strzelając z domów do przechodzących żołnierzy pol-skich. Rozjątrzeni tym żołnierze ochotniczych formacji lwowskich dali się porwać do pogromu Żydów. Zrabowali kilkadziesiąt kamienic w żydowskiej dzielnicy (Żółkiewskie Przedmieście), część z nich spalili. Zabitych było około trzydziestu, blisko siedemdziesięciu było pobitych i rannych. Żydzi zaalarmowali zagranicę, informując z ogromną przesadą, wyolbrzymiając ilość ofiar do kilku tysięcy, a straty obliczając na kilkaset milionów.

Rząd przedsięwziął energiczne kroki dla zapobieżenia ekscesom antyży-dowskim. Energiczne rozkazy wydane wojsku położyły kres pogromom urzą-dzanym przez żołnierzy. Aż do przyjazdu armii Hallera do Polski, to jest do maja, o pogromach ani nawet wybrykach żołnierzy przeciw Żydom nie może być mowy. Surowe śledztwo zarządzone we Lwowie spowodowało aresztowanie kilkuset po-dejrzanych i ukaranie winnych. Śledztwo ustaliło ostatecznie prawdziwy rozmiar pogromu, przez nas podany.

chamiać fabryk, przeciwnie, mają zamykać te, które są w ruchu, rady miejskie, gminne, powiatowe sejmiki i rady mają odmawiać spełniania wszelkich czynności od rządu wymaganych, żądać na-tomiast pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy z kasy państwa na spełnianie zadań ciał samorządowych.

Hasło sabotażu padło na bardzo podatny grunt. Od stu lat nie miała Polska własnego rządu. Każda dzielnica, wcielona w orga-nizm cudzego państwa, miała rząd, który był czymś obcym narodo-wi, czymś co powstaje, działa i ustępuje poza narodem. Ma jakieś przez kogoś składane fundusze: skarb państwa; obowiązkiem polityków jest prowadzić politykę tak, aby naród jak najwięcej ze skarbu państwa czerpał, a jak najmniej doń wkładał. Ustawy i rozporządzenia powstały z obcego nam ducha, cnotą obywatelską jest niestosować się do nich, obchodzić przepisy i rozporządzenia wykonawcze. Każdy rząd to wróg narodu, ugodowcem jest, kto temu rządowi z własnej ochoty pomaga.

Instynkt dyktował narodowi taką politykę wobec każdego rządu obcego. Kto rząd popierał lub, co gorsza, brał w nim bez-pośredni udział, strefnił się narodowo. Strefnił się Ziemiałkowski i Abrahamowicz, i Długosz, i Głąbiński, gdy zasiadając w fotelach ministerialnych zyskiwali tytuł „ekscelencji” w Wiedniu, a opinię ugodowców w kraju. Taką była opinia przed wojną. Spotęgowała ją wojna, gdy nastały rządy soldateski, uważające szczerze, nie ob-łudnie, każdego Polaka za wroga, a jego mienie za prawidłowy łup wojenny na wrogu zdobyty, i w myśl tego przekonania działające. I naraz, bez żadnych pośrednich przejść, przypada nam w udziale niepodległość, a więc własny rząd. Trzeba dopiero budzić, wychowywać w narodzie instynkta państwowotwórcze, bo instynk-ta anarchistyczne tkwią w każdym Polaku. Sto pięćdziesiąt osinstynk-tat- ostat-nich lat istnienia Rzeczypospolitej Polskiej były kiełkowaniem, a sto dwadzieścia lat niewoli rozrostem anarchii w Polsce. Każdy prawie mieszkaniec Polski jest anarchistą, jest przeciwnikiem

każdego rządu, jakim by on nie bądź był, a więc i polskiego. Skutki niewoli. Kto w Polsce dzisiaj z anarchii robi cnotę obywatelską, jest wrogiem niepodległości, działa w myśl intencji Niemców lub Rosjan i przygotowuje dla nich grunt. Nie wynika z tego koniecz-ność popierania każdego polskiego rządu. Zły, nieudolny, niespra-wiedliwy rząd należy zwalczać, ale w walce zachować taką miarę i używać takiej broni, która by nie godziła w samo państwo, w jego podwaliny. Jasną jest rzeczą, że sabotaż, ta najostrzejsza forma walki, godzi nie w rząd, ale w państwo. Jest to apel do instynktów anarchicznych, już gotowych, istniejących, swoistych. Rząd bronił państwa, budząc z trudem nieistniejące, obce nam dotąd instynkta państwowotwórcze. Walka była nierówna.

Toteż endeckie hasło sabotażu przyjęło się nadzwyczaj łatwo u góry i na dole. Nie dawajcie pożyczki – toż to najmilsza muzyka dla uszu brzuchatych bogaczy. Byt państwa jeszcze niepewny, trzeba ryzykować swoje pieniądze, kto wie, czy procenta wypłacą, kto wie, czy pożyczka będzie kiedy zwróconą? Więc nie dawał po-życzki nikt, prócz garstki chłopów, garstki robotników i nielicznej niepodległościowej inteligencji. Gabinet Świeżyńskiego rozpisał pożyczkę w ostatnich dniach października. Do połowy listopada subskrybowano 18 milionów marek. Do chwili ustąpienia gabinetu Moraczewskiego wycofali podpisujący 5 milionów, a podpisali po-życzkę na świeżych 7 czy 8 milionów. Czynniki powołane do tego zaniechały w myśl nakazów endeckich wszelkiej propagandy za pożyczką. Na czele sabotażu, pod tym względem, stał Karpiński, ówczesny dyrektor polskiej kasy pożyczkowej. Obecny minister skarbu, ten sam pan Karpiński, odczuwa aż nadto dobrze do dnia dzisiejszego skutki tego sabotażu. To samo czyniły inne banki i urzęda państwowe.

Hasło niepłacenia podatków przyjęło społeczeństwo nadzwy-czaj chętnie. W Królestwie trzeba by szukać z trudem urzędów

W dokumencie Przewrót w Polsce (Stron 84-186)

Powiązane dokumenty