• Nie Znaleziono Wyników

Budowanie ŚWIAT-GŁUCHY – akty migania

4. ŚWIAT-GŁUCHY – opis i interpretacja wybranych obszarów

4.2. Budowanie ŚWIAT-GŁUCHY – akty migania

ŚWIAT-GŁUCHY konstytuuje się w aktach migania. Żeby taki akt mógł mieć miejsce, potrzeba spotkania; muszą spotkać się osoby, które migają. Spotkania te mogą przybierać bardzo różne formy, mogą w nich brać udział dwie osoby albo kilkaset osób, mogą mieć charakter spotkań „twarzą w twarz” albo odbywać się za pomocą internetu czy telefonu i kamery wideo [Dunaj 2013: 75-82]. Zanim rozwój technologii komunikacyjnych przyniósł zmiany w tym zakresie, tradycyjnymi miejscami spotkań był klub głuchych i szkoła dla głuchych. O ile szkoła mogła być miejscem wejścia w ŚWIAT-GŁUCHY wyłącznie dla głuchych dzieci, klub100 stanowił centrum życia dorosłych osób głuchych. Tradycyjnie klub był też miejscem spotkań wielopokoleniowych.

99 Cyt. za: http://www.onsi.pl/info,2790.html#.U3XsPiizzIU, 20.01.2015.

100W Polsce instytucjonalny kontekst funkcjonowania klubów dla głuchych wiąże się z działalnością stowarzyszeń skupiających osoby głuche [Szczepankowski 1996] a także z działalnością kościoła katolickiego [Szczepankowski 2000].

Pamiętam, że kiedy byłam mała nie miało znaczenia czy straszy czy młody, wszyscy, klub był dla wszystkich. Nie było, że dla młodych, dla starych, dla dzieci. Nie. Dla wszystkich. Były konkursy, zabawy. I właśnie my głusi mamy problem, bo nie wiemy gdzie przebiega granica przyzwoitości. Kiedy można mówić a kiedy nie. Kiedy przekraczamy granicę. Bo zawsze razem, razem. Czasami coś się powie a słyszący reaguje oburzeniem: jak można pytać o to, to nie wypada. A głuchy jest zdziwiony, bo głuchemu wszystko jedno czy młody czy stary. Tak samo żarty, kawały. A u słyszących nie. Młody może pożartować z młodymi, ale ze starszymi już nie wypada, tak się nie mówi. A u głuchych nie, wszystko jedno. Są do tego przyzwyczajeni. A teraz to młodsze pokolenie to widzę, że już trochę inaczej. Nie wszyscy. Ale widzę, że już mają swoje grupy młodych. Ja już jestem za stara dla nich, dla tych którzy mają 20 lat. To dla nich ja już jestem za stara. Byłam zdziwiona. Bo pamiętam, że kiedyś starszy to znaczyło od 60 lat a teraz już wcześniej są podziały. W tamtym roku byłam na obozie, który był zróżnicowany wiekowo. Byłam po środku bo byli starsi 40, 50 letni i byli 20 letni. Myślałam, że my możemy jeszcze należeć do tych 20-letnich ale nie, wyrzucili nas do grupy starych. [S.U.]

Komunikacja w języku migowym przez lata wiązała się z pewną koniecznością, to znaczy z koniecznością gromadzenia się osób głuchych w tym samym miejscu i w tym samym czasie. Głuchy bohater komiksu Igor i wehikuł czasu przenosi się do roku 1899 i wraz z napotkanym Józefem Sułkowskim, który był jednym z pierwszych aktywistów środowiska Głuchych ziemi mazowieckiej, udaje się nie tylko do domu Sułkowskiego, ale także do Gospody Głuchoniemych przy ulicy Piwnej 11 w Warszawie. W Gospodzie poznaje wielu głuchych i dowiaduje się wielu informacji o ich życiu i problemach [Świderski, Kieruzalska 2014: 30-35]. Głusi autorzy tego komiksu umożliwili swojemu bohaterowi dwa rodzaje spotkań: prywatne i publiczne. Podczas tych spotkań młody głuchy Igor rozmawia ze starszymi głuchymi. Zbierając się w Gospodzie głusi tworzą wspólnotę, a takie zmienne, jak na przykład wiek, nie mają znaczenia. Wszyscy są równi na mocy własnej głuchoty i komunikacji w języku migowym. Współcześnie starsi głusi stopniowo przestają być jedynym źródłem informacji dla młodszych. Więcej nawet, można poszukiwać i znajdować wśród głuchych także osoby mające podobne hobby i zainteresowania i na tej podstawie tworzyć grupy znajomych. Nie trzeba zatem

„zaprzyjaźniać się” z każdym głuchym. Niekoniecznie oznacza to, że głusi się zmienili. Raczej zmienił się nieco ŚWIAT-GŁUCHY, a zmiana ta ma charakter ilościowy. ŚWIAT-GŁUCHY stał się większy.

Do niedawna jeszcze, zarówno w Polsce jak i w innych krajach, to właśnie kluby pełniły funkcję ośrodków życia społecznego osób głuchych [Woll, Ladd 2003: 156]. Jednak rosnąca popularność wykorzystania internetu w celach komunikowania się ma znaczący wpływ na zmiany, jakim podlega obecność osób głuchych w przestrzeniach publicznych. Maleje znaczenie lokalnych klubów dla głuchych [Padden 2007], ponieważ komunikacja migowa nie wymusza już fizycznej obecności w tym samym miejscu. Komunikacja z wykorzystaniem połączeń wideo zmienia zasięg kontaktów [Valentine, Skelton 2008: 476-481]. Osoby głuche znacznie łatwiej mogą utrzymywać znajomości z innymi głuchymi mieszkającymi poza zasięgiem dostępności fizycznej ich klubu – w innej miejscowości, a nawet w innym kraju [Power, Power 2009: 133]. Tradycyjne środki komunikacji, tj. telefon, prasa papierowa, radio i telewizja, nie sprzyjały ich wykorzystywaniu przez osoby głuche w takim stopniu jak internet. W przypadku osób głuchych, inaczej niż w przypadku innych grup marginalizowanych (osób niepełnosprawnych i osób z grup mniejszości językowych), korzystanie z internetu pozostaje na poziomie porównywalnym albo wyższym niż przeciętna dla reszty populacji. Osoby głuche ponad 2,5 razy częściej niż osoby słyszące wykorzystują internet do prowadzenia rozmów on-line, a ponad 85% spośród badanych twierdzi, że internet sprzyja rozwojowi społeczności głuchych [Valentine, Skelton 2009: 50-55]. Podobne wnioski płyną z innych badań. Analizy popularnego w Brazylii portalu społecznościowego Orkut wskazują na homofiliczność [McPherson i in., 2001: 416] wirtualnych społeczności głuchych. Co więcej, grupy społecznościowe tworzone przez osoby głuche charakteryzują się znacznie większym stopniem bliskości i zwartości niż inne grupy tworzone w obrębie portalu Orkut [Barbosa i in., 2011: 283-284]. Obserwowana intensywność i łatwość korzystania z internetu w celach związanych z komunikowaniem się ma wpływ nie tylko na wzrost dostępności informacyjnej, ale także na sposób postrzegania tego typu komunikacji. Jak pokazują badania, dla młodych osób głuchych komunikacja przez internet jest związana z następującymi aspektami ich życia: tożsamością, kontaktami społecznymi, kontrolą, presją i wygodą [Henderson-Summet i in., 2007: 352-357]. Postrzeganie komunikacji

elektronicznej w kategoriach własnej tożsamości jest tutaj znamienne. Komunikacja internetowa przestaje być narzędziem opcjonalnym, stając się sposobem działania, który zasadniczo organizuje przynależność do określonej grupy społecznej. Pozostawanie

on-line, ciągle dostępnym, ciągle obecnym, jest wartościowane zarówno pozytywnie – jako

poczucie kontroli nad własnym życiem, jak i negatywnie – jako przymus bycia w kontakcie. Jednocześnie o takim wyborze komunikacyjnym przesądza dostępność internetu, określana przez badanych w kategoriach wygody użycia. Chociaż zmienił się sposób działania, jego cel, polegający na komunikacji z innymi, pozostał ten sam. Dla głuchych nie pozostawia to wątpliwości.

Dawno temu takie były czasy. Po ukończeniu szkoły starsze osoby nie miały się gdzie spotykać. Spotykały się na podwórku szkolnym. Ale jak organizować imprezy, zabawy? Dlatego Związek postarał się o pomieszczenie. Ludzie chcieli przychodzić. Dlaczego? Dawniej były inne czasy. W ogóle nie było komputerów (…). Do klubu przychodzili różni ludzie, starsi i młodsi, była mieszanka. Takie czasy były, że nie było gdzie pójść. Z czasem to się zmieniło, co można teraz zaobserwować. W Polsce się wszystko rozwija. Materiały są, internet jest, problemy z pracą są. Przychodzą do klubu tylko starsze osoby. Przychodzą, żeby im pomóc, bo oni już wychowali swoje rodziny, dzieci poszły swoją drogą. W domu nie dają rady już siedzieć i patrzeć się żonie w oczy. Tu spotykają się dwa razy w tygodniu. Chodzą do kościoła i tu. Rozmawiają, to jest przyjemne. Kłócą się i plotkują, to ich sprawa. Ale mogą się zobaczy, spotkać. Są jak rodzina. Młodzi też, jak przyjdzie starość, wychowają swoje dzieci, wyślą je w świat to też przyjdą do nas (…). Dawniej było tak samo. Młodzi rzadko przychodzili a teraz kiedy zrobili się starsi to przychodzą. Zmiana pokoleń (...). Spotykają się w swoim środowisku, wiecznie tak będzie. Minęło już sto lat. Widać to w historii: spotykali się w domach, przy wódce, przy kawie, na podwórkach. Tak było dawniej. Aż przyszedł czas, że mamy lokal, Związek (…). Chcesz wiedzieć dlaczego mało młodzieży przychodzi? Bo teraz mają komputer, internet. Jest kamera, można migać. Spotykają się. Biorą od siebie numery telefonów i komunikują się między sobą. Raz spotkałem jednego młodego chłopaka, który teraz już jest po 30-tce i mówię mu, żeby przyszedł do klubu. A on: A po co? Gapi się w internet. Jego mama płacze. Kończy pracę o drugiej, przychodzi, je obiad i od razu do klawiatury do dwunastej w nocy, aż zasypia. Rano do pracy, a po

pracy komputer. I tak całymi dniami. A wychodzenie na świeże powietrze? Nie ma (…). W komputerze nie dowiaduje się ciekawych informacji tylko, jak w Związku, kontaktuje się z głuchymi. Przez ekran rozmawia w języku migowym. [S.N.]

Formy kontaktu ulegają przemianom wraz z rozwojem technik komunikacyjnych. Ekran monitora zastępuje salę klubową. Obowiązki dnia codziennego warunkują częstotliwość spotkań. Młodzież ma swoje tematy, a starsi swoje. Ale jedno się nie zmienia: głusi rozmawiają z głuchymi. Bo główną osią ŚWIAT-GŁUCHY jest czynność rozmawiania w języku migowym. Jakie są tego konsekwencje? Na początek przywołajmy ponownie Merleau-Ponty'ego:

[c]óż więc wyraża język, jeżeli nie wyraża myśli? Ukazuje on, a raczej jest zajmowaniem przez podmiot stanowiska w świecie jego znaczeń. Termin «świat» nie jest tu tylko przenośnią, znaczy, że życie «umysłowe» lub kulturowe zapożycza swoje struktury z życia naturalnego i że podmiot myślący musi opierać się na podmiocie wcielonym (…). Sens gestu nie zawiera się w geście rozumianym jako zjawisko fizyczne lub fizjologiczne. Sens słowa nie zawiera się w słowie jako dźwięku. Ale do definicji ludzkiego ciała należy to, że w nieskończonej serii nieciągłych aktów przyswaja ono sobie znaczeniowe zalążki, które przekraczają i przeobrażają jego możliwości naturalne. Ten akt transcendencji spotykamy najpierw w nabywaniu jakiegoś zachowania, potem w niemej komunikacji gestu: ta sama moc sprawia, że ciało otwiera się na nowe zachowania i czyni je zrozumiałymi dla zewnętrznych świadków [Merleau-Ponty 2001:214-215].

Dysponując głuchymi ciałami mieszkańcy ŚWIAT-GŁUCHY tworzą własny świat znaczeń. Dzieje się to w ciągłym procesie nabywania nowych zachowań. Ramą wyznaczającą granice tego procesu jest rozmowa. Poza nią nie ma możliwości przekraczania własnych naturalnych możliwości. Myśli rodzą się w rozmowie. W rozmowie osoba głucha przestaje być jedynie indywiduum i zyskuje wymiar kolektywny. Czynność rozmawiania ma status nadrzędny w ŚWIAT-GŁUCHY, bo to ona jest czynnością źródłową dla tego świata. Znaczenie czynności rozmawiania w ŚWIAT-GŁUCHY wychodzi poza kwestie formy i treści. Rozmowa nie jest tu środkiem prowadzącym do celu ale celem samym w sobie. Być w ŚWIAT-GŁUCHY to znaczy rozmawiać, mieć taką możliwość i mieć takie umiejętności. Głuche ciało jest ciałem stworzonym do tego, żeby się nieustannie komunikować, żeby prowadzić rozmowy. Wizualna orientacja sensoryczna ludzi głuchych wpływa na to w jaki sposób dbają oni o utrzymanie odpowiedniego pola widzenia podczas rozmowy a „cały system prowadzenia rozmów opiera się na możliwości widzenia się nawzajem [Bahan 2014: 240].

Rozmawianie jest czynnością tak powszechną i tak oczywistą, że dla słyszących staje się ona niewidoczna. Jednak w ŚWIAT-GŁUCHY jest inaczej. Tam rozmawianie jest czynnością, która ma swój wyraźnie wizualny charakter. Więcej nawet, to właśnie czynność rozmowy wyróżnia głuchego człowieka. Moja codzienność w ŚWIAT-GŁUCHY była codziennością rozmowy, a czynności tej nie sposób było połączyć z innymi. Poniższy fragment z mojego dziennika jest opisem jednej z takich codziennych, zwykłych rozmów, za sprawą której znikały moje zajęcia osoby słyszącej:

Wtorek. Jak jest wtorek to wiadomo, że można siedzieć w Związku do późna. Bo są głusi. Ale raczej się nie popracuje. Najpierw przychodzi F.F.. Tak między czternastą i piętnastą. Jeszcze zanim go zobaczę to już wiem, że przyszedł. Ktoś ze słyszących rzuci komentarz, że przyszedł mój kolega. F.F. dobiega sześćdziesiątki. Jest głuchy od urodzenia. Ma wykształcenie zawodowe. Zawsze zanim pójdzie do klubu przychodzi do mnie, żeby porozmawiać. Początkowo przychodził ponieważ szukał pracy. Ale w końcu udało się znaleźć dla niego pracę. Więc przychodzi, żeby porozmawiać. Zawsze przynosi jakieś kartki, na których ma zanotowane słowa. Zawsze przychodzi z jakąś sprawą. Od kiedy zaczął pracować przychodzi opowiedzieć o tym, co akurat w ostatnim czasie wydarzyło się u niego w pracy. Kierownik, który jest gruby, jest fajny. Można z nim się dogadać. Ale ten drugi jest ostry. I jeszcze pani Bożena, która jest wariatką. Zgasiła światło, kiedy on akurat zamiatał. Jak ma zamiatać skoro ona przychodzi i gasi światło. Bożena źle traktuje głuchych. Ale dyrektor ją lubi. Ona na pewno mu donosi. Kiwam głową. Nie wiem co mam odpowiedzieć. F.F. zmienia temat i pyta czy on musi pracować do 67 roku życia? Sprawdź. Po raz kolejny tłumaczę, że weszła ustawa i faktycznie on też będzie musiał pracować do 67 roku życia. Naprawdę? On nie dożyje do emerytury. On wcześniej umrze. Naprawdę. Mówię mu, że nie umrze. Umrę, zobaczysz. Przekonasz się. Bardzo mnie noga boli. Byłem u lekarza. Tam fajnie jest. Lekarz zna język migowy. Pytam z niedowierzaniem czy naprawdę. Naprawdę. Mam problem z nogą. Będę musiał iść na badanie. F.F. pokazuje mi kartkę, na której ma napisane: 15 maja, czwartek godzina 11.00, ulica Franciszkańska 15, proszę zabrać ze sobą dowód osobisty, ręcznik i klapki. Widzisz. 15 maja. Czy dostanę zwolnienie z pracy? No musisz powiedzieć szefowi, że potrzebujesz wolne. Tak, tak wiem jutro pójdę do kadr i powiem. 15 maja muszę mieć

wolne. Potrzebuję wolne bo idę na badanie. Boli mnie noga. Umrę niedługo. Zobaczysz. Uśmiecham się i zapewniam go, że tak szybko nie umrze bo musi pracować do 67 roku życia. Wszystko przez tego Tuska. Wiesz? Ukradli pieniądze. Pytam się kto ukradł. Afera. Zegarek złoty. Ukradli. Tusk jest do kitu. Mówię, ze nic nie wiem. F.F. mówi, że naprawdę. Kiedy szedł do klubu to widział napisane w Fakcie. Wiesz? W kiosku jest gazeta pokazana. Jedna strona. I tam było napisane złoty zegarek ukradł. Nie czytałem całe tylko było napisane w kiosku widziałem. Aha! Coś się F.F. przypomniało i wyjmuje plik dokumentów. Przegląda je wyraźnie czegoś szukając. Jest. Wyciąga połowę kartki A4. Ma na niej zapisane jakieś słowa. Pyta się mnie: co to jest UPRZEDNIO? Wyjaśniam mu, że to znaczy podobnie jak WCZEŚNIEJ. Czytałem w telegazecie. I zapisałem. Pomyślałem, że Cię zapytam. A wiesz powinna być możliwość, żeby wydrukować to co jest pisane w telegazecie. F.F. wstaje i podchodzi do drukarki. Tak jak ty masz tutaj, że drukujesz sobie. F.F. ruchem dłoni naśladuje ruch kartki w drukarce. Powinno tak być. [Pantomima raczej niż słowa] Podchodzę do telewizora, naciskam guzik, czekam chwilę i wychodzi wydrukowana kartka papieru. To by było wygodne. Jestem zaskoczona pomysłem. Mówię, że głusi są pomysłowi. F.F. jest wyraźnie zadowolony. A widzisz, widzisz. Głuchy ma rozum, ma pomysły. No sama się zastanów czy to by nie było wygodne, żeby bezpośrednio drukować z telegazety. Nie trzeba by było przepisywać. Głuchy ma rozum. Widzi. Patrzy, patrzy i wie. Głuchy ma rozum. I tak niepostrzeżenie na naszej pogawędce mijają dwie godziny. Zwykle raczej jesteśmy zmuszeni przerwać nasza rozmowę, bo się ustawia kolejka interesantów, ale nie kończymy. Ok. Dobrze, to ja idę do klubu, to potem jeszcze pogadamy. Przyjdziesz do klubu tak? Tak, zejdę za jakąś godzinę jak tu dokończę dokumenty.

Z F.F. nam się dobrze rozmawiało, choć poglądy polityczne mieliśmy zupełnie inne. Ale nie chodziło w naszych rozmowach o to, żeby się ze sobą zgodzić. F.F. zawsze dbał o to, żebym była dobrze poinformowana. Opowiadał mi o nowych wiadomościach, które ostatnio zdobył. Ja z kolei mogłam mu wyjaśnić znaczenie różnych słów z języka polskiego. Jednak nie to było najważniejsze. Swoje interesy F.F. załatwiał zawsze jakby przy okazji. Najpierw trzeba było porozmawiać. Wiedziałam, że tak trzeba. Początkowo miałam oczywiście wyrzuty sumienia z tego powodu, że poświęcam czas przeznaczony

na moją pracę, za którą mi w końcu płacą, na pogawędki. Ale nie mogłam, po prostu nie mogłam nie rozmawiać. Nie mogłam nie rozmawiać znając język migowy. Czas jakby nie miał tu znaczenia. Moja praca też nie. Nasze rozmowy dotyczyły bardzo różnych spraw, ale motyw „głusi i ich życie” pojawiał się niemal zawsze. W przytoczonym tu fragmencie F.F. tłumaczył mi na przykład, na czym polega mądrość głuchych. Opowiadanie o tym, jak żyją głusi i jak radzą sobie z rozmaitymi sprawami jest jednym z elementarnych składników czynności rozmawiania. Pociąga to za sobą dwie konsekwencje. Po pierwsze, takich prawdziwie interesujących historii o życiu nie może dostarczyć osoba słysząca, nawet jeśli potrafi migać. Dzieje się tak z tej prostej przyczyny, że słyszący, posiadający inne ciało, nie poznaje świata w sposób właściwy głuchym osobom. Po drugie, historie z życia powinny obfitować w szczegóły, w detale. Kiedy F.F. opowiadał mi o swoim pomyśle drukowania z telegazety zrobił to w sposób niezwykle obrazowy. To, jak naciskał wyimaginowany przycisk wyimaginowanego telewizora pozwoliło mi bez trudu dostrzec, że telewizor znajduje się na tyle wysoko, że aby go włączyć trzeba podnieść do góry rękę. Zobaczyłam też, śledząc ruch dłoni F.F., że drukarka z telegazety drukuje na jednym, długim pasku papieru, który u stóp F.F. zawija się układając w ósemki. Historie z życia głuchych są historiami, w których obiekty zawsze mają określone kształty a ruch swój kierunek, tor i prędkość.

Im więcej osób głuchych zbierze się w jednym miejscu, tym więcej historii będzie można zobaczyć za jednym razem.

Pani CZARNA zaczęła mówić o komputerze. Najpierw mówiła do pani B i pani KAMIEŃ. A potem zwróciła się do mnie. „Młodym w szkole potrzebne są komputery. Tak. Ale starym? Ja w ogóle nie znałam się na komputerze. W ogóle. Nie rozumiałam. Poszłam do koleżanki. Ona mówi musisz kupić sobie komputer. A ja mówię, że nie chcę, nie rozumiem. Ona mówi usiądź. I zaczęła mi pokazywać. Potem mówi, że muszę sobie kupić komputer. Nie chciałam. Poszła ze mną do sklepu. Bałam się. Denerwowałam się. Tam było tyle komputerów. Uciekłam. Sami kupili. Potem w domu byłam zdenerwowana. Reklamy migały na monitorze. Powinno być ułożone po kolei a tu chaos. Ale koleżanka mnie uczyła. Ja notowałam wszystko...”. W międzyczasie przyszła pani JABŁKO i przeszła po sali informując, że zbiera składki na imprezę jajeczkową. Koło naszego stolika zrobiło się trochę tłoczno. Ludzie

podchodzili do stolika prezesa, żeby zapłacić składki. Podeszła też pani KAMIEŃ. Akurat pani CZARNA kończyła swoją opowieść o komputerach. Pani KAMIEŃ powiedziała do mnie: „Kocham komputer, to jest połączenie ze światem. Lubię oglądać głuchych DEAF. Jak żyją w innych krajach. Bardzo ciekawe”. Potem usiadła na swoim miejscu. Zapytałam ją czy rozumie jak migają w innych językach. „Na początku nie wiem ale patrzę, patrzę i wiem”. Zaczęła podawać przykłady znaków. Tu włączyła się pani CZARNA: „Byłam w Norwegii. Tam … „ i znowu przykłady innych znaków. Pani KAMIEŃ: „Za granicą głusi mają dobrze. W Chinach mają wielką świetlicę a inny głuchy ma swój dom z basenem, widziałam”.

Komputer stał się dla głuchych niczym okno na świat. Ale okno to prowadzi do ŚWIAT-GŁUCHY. Tylko informacje dotyczące życia głuchych w innych państwach są naprawdę interesujące i są źródłem przyjemności. Podobnie jak czynność rozmawiania, której nie towarzyszy przymus. Rozmawianie to przyjemność. Przyjemność ta może być realizowana na wiele sposobów. Jednym z nich są żarty. Iwona Grzesiak podaje przykład humorystycznych neologizmów PIWO i WÓDKA w języku migowym, gdzie źródłem humoru jest sposób utworzenia znaku:

o kształcie znaku decyduje ilość liter w słowie polskim oznaczającym ten znak. Wyraz „wódka” ma pięć liter, dlatego też znak składa się z pięciu palców, natomiast wyraz „piwo” ma cztery litery w swoim zapisie, dlatego w artykulacji znaku uczestniczą cztery palce [Grzesiak 2006:258-259].

Żarty w rozmowie to nie tylko opowiadanie dowcipów, ale przede wszystkim zabawy słowne. Kiedy wchodziłam na jedno ze spotkań w klubie głuchych powitano mnie za pomocą następujących liter alfabetu palcowego D-Y-Z. Miganiu towarzyszyły uśmiechy. Oczywiście byłam kompletnie zagubiona i nie wiedziałam, co to wszystko znaczy. A to była zabawa. Chodziło o to, żeby odgadnąć, że to przeliterowane słowo to jest w języku polskim wyraz „Żyd” tylko zamigany od końca. I to właśnie było