• Nie Znaleziono Wyników

Czy już globalium, czy może przedtem kontynentia?

Zatem, co w zamian globalizacji? Otóż po stosunkowo niedługim okresie, jak na skalę czasu funkcjonowania cywilizacji i szybkim zachłyśnięciu się jej re-zultatami, które miały być także sztandarem, pod którym święcono tryumf zwy-cięstwa liberalnej gospodarki nad izolującym się od niej światowym systemem socjalistycznym – okazało się, że „król jest jednak nagi”, a w dodatku

zachłan-ny, kunktatorski i bezwzględny w podporządkowywaniu innych79, by następnie

ich bezpardonowo wyeksploatować pod każdym możliwym względem.

Ów król–bożyszcze światowego liberalizmu – globalizacja – stał się w ostatecznym rozrachunku tak rozkapryszony oczekiwaniami wobec innych (aby otwierali przed nim nie tylko rynki gospodarcze), iż jedynie zdrowo

78 Globalizacja dobiega końca – rozmowa z Johnem Ralstonem Saulem, „Dziennik” 2006. Dod. „Eu-ropa – Tygodnik Idei”, nr 43, s. 3.

79 „Neokonserwatywna wizja jednego wielkiego globalnego rynku pilnowanego przez hegemoniczne Stany Zjednoczone w jednobiegunowym świecie teraz cokolwiek trąci myszką. (...) Wielobieguno-wy, merkantylistyczny świat, który powstaje wokół nas, wygląda zupełnie inaczej niż jednobieguno-wy ład wolnorynkojednobieguno-wy zaprojektowany przez Clintona, Blaira i Busha – choć jednobieguno-wydałby się znajomy Richardowi Nixonowi i Charles'owi de Gaulle'owi. Neokonserwatywna fantazja o jednobiegunowej globalnej hegemonii została skompromitowana, a neoliberalne marzenie o porządku międzynaro-dowym strzeżonym przez ONZ okazało się iluzją. M. Lidl, Świat po Bushu. Narodziny nowego ładu”, tamże, nr 44, s. 14.

wany narodowy interes był w stanie zamknąć przed nim granice80. „Wszystko, co w ciągu ostatnich 150 lat działo się w demokracjach, opierało się na idei rów-nowagi między wolnością rynku a jego reglamentacją i podatkami. Dzięki temu gospodarka się stabilizowała i powstawała mocna klasa średnia. Stabilny rynek kreuje bogactwo, które pozostaje. I jeszcze jedno: demokracja jest (...) wytwo-rem państwa narodowego, wyrazem roli i siły poszczególnych obywateli, wyra-zem ich zdolności do angażowania się w narodowe wybory i definiowania natu-ry wspólnego dobra. A co się dzieje w trakcie globalizacji? Ekonomię wyprowadza się poza państwo narodowe. Prawdziwą władzę w kwestiach po-datkowych ustanawia się na zewnątrz. Tym samym demokracja i wolny rynek zupełnie przestają ze sobą współdziałać.

Od czasów sumeryjskich ludzkość wypróbowała bardzo wiele systemów politycznych, militarnych i religijnych. Na czym polega oryginalność globalizacji? Na tym, że zgodnie z jej regułami wszystko ma opierać się na handlu. Że wolny rynek jest jedyną dźwignią cywilizacji. Adamowi Smithowi, a nawet Marksowi nic takiego nigdy się nawet nie śniło. Do niedawna nikt nawet nie podejrzewał,

że gospodarka może być źródłem prawdy”81.

Z tego powodu mamy do czynienia z nawrotem do wartości tworzonych przez naród w ramach własnego państwa, a skoro nie sprawdza się kierowanie gospodarką w skali globalnej, pozostaje droga pośrednia – pomiędzy państwem narodowym a globalnym imperium (Globalium). Wynikiem tego są gospodar-czo-polityczne wspólnoty międzynarodowe o wielkości kontynentalnej (lub sub-kontynentu) – Kontynentia, czyli ekonomiczno-polityczne „niemal dobrowolne”

imperia kontynentalne82. Jednym z nich jest Unia Europejska.

O tym, czy mają one przyszłość rozstrzygną jednak kompromisy wynika-jące z prób godzenia często sprzecznych ze sobą narodowych interesów człon-ków kontynentiów. I tak, w Europie pierwsze podejście w tym względzie – czyli „konstytucja europejska” – była niewypałem, ponieważ jej autorzy podeszli do jej wprowadzenia czysto globalistycznie – „my bogaci wiemy najlepiej”. Rezultat był taki, jaki jest stosunek obywatela do globalizacji – „nie”, ponieważ obywatel wciąż myśli narodowo, a nawet lokalnie, rodowo.

Zatem akt sprzeciwu obywatelskiego w państwach–autorach konstytucji europejskiej (Francji, Holandii) wskazał na to, co powinno być kryterium powagi i odpowiedzialności społecznej w ocenie zjawisk światowych, a mianowicie

80 „Wykorzystywanie amerykańskiej potęgi do forsowania liberalnych celów także dzisiaj spotyka się z krytyką wewnątrz Stanów Zjednoczonych. Krytycy przestrzegają przed arogancją, pychą, nad-miernym idealizmem i «imperializmem»”. R. Kagan, Naród kowbojów, „Dziennik” 2006. Dod. „Euro-pa – Tygodnik Idei”, nr 44, s. 12.

81 Globalizacja dobiega końca – rozmowa z Johnem Ralstonem Saulem, „Dziennik” 2006. Dod. „Eu-ropa – Tygodnik Idei”, nr 43, s. 3.

82 Rodzą one jednak obawy ze strony państw słabszych takiej wspólnoty, gdyż to, co czynią Amery-kanie w skali globalnej jest czynione również w skali kontynentalnej przez regionalne mocarstwa gospodarcze. Efekt końcowy może być zbliżony do tego, jaki osiągano w trakcie funkcjonowania korporacji o zasięgu globalnym, lecz w mniejszej, sąsiedzkiej społeczności międzynarodowej łatwiej o zrozumienie sąsiada, który nie ulega zbyt szybko naciskom korporacyjnym, i tym samym o wła-ściwy kompromis. Poza tym problemy z reguły są porównywalne i drogi ich pokonywania bardziej zbieżne, niż w skali globalnej.

pierwszeństwo interesu państwa narodowego; interes narodowy, racja stanu państwa nad globalnym dobrobytem adresowanym do już nieprzyzwoicie boga-tych i żądnych dalszego wyzysku! Wydaje się więc, że globalizację i kontynen-talizacje należy mierzyć wymogami interesu narodowego i racji stanu państw. Tworzenie kryteriów efektywnej funkcjonalności gospodarczej państwa, wynika-jących jedynie z celu globalizacji, jest mało obiektywne i, jak się okazało w ży-ciu, błędne oraz wysoce szkodliwe – bo subiektywne i tendencyjne, reprezentu-jące interes małej grupy, a nie szerszy interes większości populacji ludzkiej. Nie ma bowiem innej możliwości, jak tylko zbiorowe, narodowe postrzeganie jakości i słuszności zjawisk społecznych, do czego również (ale nie ponad wszystko) należy zaliczyć ekonomiczny wymiar funkcjonowania ludzkości.

Otóż, kiedy okazało się, że kraje środkowej i południowej Ameryki oraz niektóre azjatyckie i afrykańskie doznały ogromnego zubożenia i zadłużenie „z tytuły powtórnego skolonizowania ich gospodarek procesami globalizacji i towarzyszącego im postępującego wyzysku społecznego – odrzuciły inten-sywną współprace nie tylko ekonomiczną ze Stanami Zjednoczonymi. Stąd obecnie trudno je ponownie pozyskać do globalizacji, ponieważ wyzwoliła ona tam ogromny protest społeczny i nienawiść do Amerykanów. W konsekwencji, niektóre narody powołały rządy lewicowe, wrogie Stanom Zjednoczonym. Ame-rykanie zaś nie zrezygnowali z budowy Globalium – przeszli jednak z opcji kom-pleksowej globalizacji całej ludzkości na postępujące metodycznie etapowe jej globalizowanie.

Zrozumieli częściowo istotę własnej porażki polityczno-ekonomicznej, wynikłej z próby wysoce forsownego (szybkiego i zachłannego) zagospodaro-wania świata, ale nie zrezygnowali z osiągnięcia celu, jaki jest globalizowanie ludzkości pod własnym przywództwem i głównie we własnym interesie ekono-micznym. Dziś mają świadomość, że stosując przyjęte metody, nie zbudują Globalium. Więc na okoliczność powstawania konkurencyjnych im kontynetiów proponują utworzenie swoistego konsorcjum kontynentiów – korporacji globali-zacyjnej, składającej się z kilku podmiotów polityczno–gospodarczych, stano-wiących obecnie potencjalne lub istniejące kontynentia. Geopolitycznie tworzy-łyby one swoistą „globalną obręcz” – obręcz Globalium.

„Obręcz” ową miałyby stanowić takie kontynentia, jak: Stany Zjednoczone (z Kanadą; może także z Meksykiem?), Unia Europejska, Rosja, Chiny, Indie, Japonia i Indonezja. Przywódcą obręczy byłyby Stany, które wspierałyby go-spodarki Japonii, Chin i Indii. Powstanie obręczy byłoby pierwszym etapem w budowie Globalium. Potem globalna obręcz zagospodarowałaby resztę świata.

Czy to jest realne? Możliwe, iż wielce prawdopodobne. Wizję taką, co do aktywności amerykańskiej w zakresie budowy zrębów Globalium w nowych wa-runkach – tj. istotnej kompromitacji idei globalizacji – można wysnuć z referatu (nt. „Prognoza dla świata”) prof. Zbigniewa Brzezińskiego, którego można było

wysłuchać 1 października 2007 r.83 w Gdańsku.

Mając na względzie dane statystyczne, można jedynie dodać, że ową

ob-ręczą objęłoby około 3,7 mld ludności zamieszkującej ponad 56,1 mln km2, co

w stanowiłoby 62% populacji ludzkiej i 33,1% terytoriów wszystkich państw współczesnego świata. Etap ten, to nie lada „wyzwanie” ekonomicznie dla Sta-nów Zjednoczonych, gdyż pozwoliłoby wciągnąć do bogacenia się ich instytucji globalizacyjnych (bo proces budowy „obręczy” ma być pod ich przywództwem –

we wsparciu Japonii, Chin i Indii84) niemal 2/3 ludzkości wysoce lub ponad

przeciętnie zorganizowanej gospodarczo. Jest to wygodne i tym samym nie-zwykle korzystne do poszerzenia zasięgu istniejących już korporacji ponadpań-stwowych, gdyż im bardziej usystematyzowana gospodarka, tym łatwiej tam „zainstalować mechanizmy” procesów globalizacji – tj. głównie agendy banków korporacyjnych; wywiadownie gospodarcze i międzynarodowe firmy consultin-gowe pracujące na rzecz korporacji; systemy nadzoru skarbowego wyprowa-dzające informacje o kondycji firm i gospodarki poza obręb państwa, w którym funkcjonują; komunikację internatową do szybkiego przepływu informacji przede wszystkim na potrzeby korporacji i systemów bezpieczeństwa państw–siedzib zarządów tych korporacji.

Czy przyjdzie czas na kolejny etap (po „obręczowy”) w budowie Globa-lium? Dziś jeszcze nie wiadomo, ale sama wizja scalenia gospodarczego pod przywództwem Ameryki niemal 2/3 potencjału ludzkości jest kusząca nie tylko dla niej samej. Wszyscy „zapraszani” do „obręczy” mogą liczyć na podzielenie się przez Amerykanów ich dorobkiem cywilizacyjnym, gdyż wchodzą przecież do klubu, w którym Amerykanie mogą być bardziej otwarci. Trzeba mieć jednak na względzie i to, że Amerykanie niczego nikomu nie dali za darmo, jeśli w kon-sekwencji tego nie zarobili znacząco więcej, niż wartość darowizny. Poza tym, przyjmując kandydata do „obręczy”, „zrewolucjonizują” mu system bezpieczeń-stwa, który stanie się zaledwie elementem w ich systemie.

Kiedy obręcz globalizacji zamieni się w pierścień, ze Stanami Zjednoczo-nymi jako diamentem, być może, że już nie będzie trzeba globalizować reszty świata, gdyż stanie się on niepotrzebny w dzisiejszym kształcie. Może on stać się zaledwie zagłębiem surowcowym, gdzie w pełni skomputeryzowane kom-bajny będą wydobywać minerały. Może więc stać się jedynie strefą turystycz-nego safari lub ekologicznie chronionym lasem tropikalnym – jako ziemskie płu-ca „globalnie funkcjonujących” w pierścieniu – jak to już jest w wypadku wielu plemion, odzyskujących swoją autonomię po rozpadzie niektórych państw afry-kańskich, które miały sposobność zetknięcia się z globalizacją i przez to upadły.

Pierwsze symptomy nowego wydania Globalium wskazują na ten sam imperialny jego charakter, tj. poszukiwanie dróg zagospodarowania potencjału ludzkiego, a nie zajęcia jedynie rozległego terytorium. Wszyscy bowiem eko-nomiści wiedzą, że zasadniczym źródłem zysku w gospodarce wolnorynkowej jest człowiek traktowany tylko jako element procesu wytwórczego, czyli czło-wiek wyzyskiwany. Stąd nie powinien dziwić trend w globalizacji, mający na ce-lu wciągnięcie do niej jak największej populacji ce-ludzkiej, lecz nie wszystkich, aby stworzyć wolną konkurencję, typową dla gospodarki kapitalistycznej.

84 W ciągu następnych dwóch dekad Chiny, Indie i Japonia zajmą czołowe miejsca w hierarchii światowej, w której Ameryka nadal będzie numerem jeden.

Okazuje się, że w tym względzie nie tworzy się od wieków niczego no-wego. Wciąż zysk jest przedmiotem zainteresowania globalizujących, a nowa-torskie, na pierwszy rzut oka, rozwiązania nadal reprezentują interes przede wszystkim bogatej północy i niczego istotnego nie proponują dla biedniejącego wciąż południa globu ziemskiego. Globalizacja z wolna staje się szansą dla tych, którzy na dobrą sprawę jej nie potrzebują do godnego życia. Nadal jest atrakcyjna dla tych, którzy posiadają ogromny kapitał środków finansowych, iż z jego pomocą chcą nadal pomnażać własne zasoby. Za nimi stoją silne go-spodarczo i militarnie państwa, upatrujące w globalizacji możliwość pozyskiwa-nia ogromnych podatków od wspieranych korporacji, a to jest już wystarczający powód, aby kapitał korporacyjny miał z ich strony silne wsparcie polityczne, wy-starczające do skutecznej ekspansji międzynarodowej czy też ponadpaństwo-wej.

Stan ten w naturalny sposób zmierza do konfrontacji międzynarodowej nie tylko na płaszczyźnie ekonomicznej i militarnej. Stąd na okres intensyfikacji procesów globalizacji konieczne staje się odpowiedzialne traktowanie własnej zdolności obronnej wobec terytorium narodowego, gdyż może ono być szcze-gólnie zagrożone zarówno cywilizacyjnie, jak i dotychczas mało dostrzegalnymi, aczkolwiek istotnymi skutkami zagrożeń wywoływanych, pośrednio, migracjami głodującej ludności, nie do końca opanowanymi chorobami tropikalnymi, zorga-nizowaną przestępczością międzynarodową oraz aktami zbrojnymi popełnia-nymi wskutek desperacji i zemsty mentalnej. Wszystko to stwarza korzystne warunki do rozwoju terroryzmu, który zagraża bezpieczeństwu narodów.

Na skuteczne przeciwdziałanie współczesnym zagrożeniom brakuje w państwach, nawet najbardziej cywilizacyjnie rozwiniętych wyspecjalizowa-nych i wielofunkcyjwyspecjalizowa-nych formacji ochrony i obrony. Stąd doskonalą i poszerzają kompetencji tych podsystemów obrony terytorium narodowego, które sprawdziły się tam przez dziesięciolecia lub wieki. Tymczasem, jedynie system obrony te-rytorialnej może być najbardziej użyteczny na taką przypadłość, więc jest pod różną postacią w wielu państwach demokratycznych rozbudowywany, przebu-dowywany i wciąż wykorzystywany. Na jego wieloaspektową użyteczność wskazywał już w połowie XX wieku francuski teoretyk wojskowości A. Beaufre twierdząc: „system służby milicyjnej (co jest typowe dla wojsk Obrony Teryto-rialnej – przyp. aut.) jest niezbędną częścią składową systemu wojskowego (...), ponieważ tylko on i to najmniejszym kosztem, potrafi przystosować się do nie-skończonej liczby różnych okoliczności, których nie można przewidzieć (...).

Jednostki milicyjne (...) mogłyby stanowić lokalną kuźnię obywatelską”85.

* * *

Reasumując, wydaje się, że jedynie narodowo (najlepiej wielonarodowo) postrzegane zjawiska mają możliwość otrzymania oceny kompleksowej, gdyż doświadczenia zdobyte w ciągu wieków, przez tysiące pokoleń tworzących na-rody są jedynym miarodajnym wskaźnikiem, do którego możemy odnieść się bez większych wątpliwości. Bazowanie natomiast na założeniach relatywnie

małych „grup interesu”, nigdy nie jest do końca zgodne z interesem narodowym, interesem narodów, interesem międzynarodowym – bo jest wielce złudne, wy-jątkowo zawodne i z reguły szkodliwe społecznie. Tragicznym dowodem na to jest właśnie globalizacja.

Stąd, jeśli mieć na względzie bezpieczeństwo narodowe, które obejmuje całość procesów społecznych postrzeganych z poziomu państwa w interesie posiadania oraz utrzymania stanu „fizycznego przetrwania i swobód

rozwojo-wych”86 społeczeństwa, widać wyraźnie, iż globalizacja w wydaniu

korporacyj-nym jest w wyraźnej sprzeczności z nim, gdyż lokuje się ona interesownie

głównie w sferze nieograniczonej eksploatacji87 ludzkości. Mając również

świa-domość, że bezpieczeństwo narodowe jest także procesem mającym na celu „zapewnienie wewnętrznych i zewnętrznych warunków sprzyjających rozwojowi państwa, jego życiowym interesom oraz ochrony przed istniejącymi i

potencjal-nymi zagrożeniami”88 oraz tym samym – „nie tylko ochroną naszego narodu i

terytorium przed fizyczną napaścią, lecz również ochroną (za pomocą różnych środków) żywotnych interesów ekonomicznych i politycznych, których utrata

zagroziłaby żywotności i podstawowym wartościom państwa”89, konieczne staje

się postrzeganie procesów globalizacji także w kontekście ogólnorozwojowym ludzkości, która musi być uznana za wysoce świadomą swojej egzystencji zbio-rowość narodów.

Konkludując:

− wiele wskazuje, że globalizacja w sensie społecznym nie jest wystar-czająco pozytywnie zainteresowana zarówno rodziną, jak i samym na-rodem ściśle powiązanymi z religią i tradycją oraz ich wypadkową – mentalnością. Jej szczególnym zainteresowaniem cieszy się jednost-ka ludzjednost-ka wyalienowana z tych dla niej podstawowych, bo natural-nych, środowisk. Aby je osłabić chętnie się gloryfikuje i wspiera pro-ces „fragmentaryzacji”, podnosząc go do rangi nowoczesnego prawa społecznego;

86 Bezpieczeństwo narodowe „określić można (...) jako obiektywny stan pewności fizycznego prze-trwania i swobód rozwojowych, stan będący zarazem żywotną potrzebą, a więc również celem i na-czelnym interesem narodowym (racją stanu) zakładającym zabezpieczenie oraz umacnianie żywot-nych wartości (wyrażażywot-nych właśnie w postaci obiektywnej pewności przestrzegania i swobód rozwojowych), realizowanych w sferze wewnętrznej i zewnętrznej oraz od czynnika czasu, jaki mo-dyfikuje priorytety w zakresie bezpieczeństwa. Innymi słowy, w największym skrócie można stwier-dzić, że bezpieczeństwo jest tożsame z pewności (możliwością) realizacji żywotnych potrzeb i ochrony żywotnych wartości, jak też w szerokim kontekście – obiektywne warunki ich poszanowa-nia z zewnątrz. Por. J. Stańczyk, Współczesne pojmowanie bezpieczeństwa”, Warszawa 1996, s. 36.

87 Saul utrzymuje, że globalizacja i globalizm sprzyjają osłabieniu społeczeństwa obywatelskiego,

ponieważ uczy bierności. Wbijanie ludziom do głowy, że wszystkim rządzą wszechmocne prawa ekonomii odbiera ochotę do działania i powoduje, że obywatele unikają podejmowania jakichkolwiek inicjatyw. Rezultatem jest wzrost pokory wobec władzy i strach przed zepchnięciem na margines.

E.M. Thompson, Odkrycie świata na nowo. John Ralston Saul o neonacjonaliźmie, „Dziennik” 2006, Dod. „Europa – Tygodnik Idei” nr 43, s. 5.

88 F.N. Trager, F.N. Simone, National Security and American Society, [w:] Leksykon politologii, Wro-cław 1997, s. 35.

− nie można przyjmować odpowiedzialnie, że twór ekonomiczno- -polityczny – Globalium – tworzony na warunkach wypływających z procesów globalizacji i w oparciu o instytucje globalizacji jest „mię-dzynarodowy”, gdyż globalizacja nie akceptuje w tradycyjnej randze znaczenia narodów oraz ich wpływu na rozwój cywilizacji w dotych-czasowej i przyszłościowej (proponowanej) formule. Globalium, jako super państwo beznarodowe, nie może być zatem forum międzynaro-dowym, bo z natury założeń funkcjonalnych jest organizacją beznaro-dową powołaną do wyzysku w imię zysku (swoistym zbirem jednostek ludzkich, czasowo jedynie powiązanych ekonomicznym procesami – głównie jednostronnie korzystnymi), gdzie tymczasem narody (tolero-wane tylko do pewnego czasu – potem mają „zwiędnąć społecznie” na tyle, aby nie trzeba było mieć ich na względzie) postrzegane są przedmiotowo;

− na Globalium, jako super państwo beznarodowe, jeszcze za wcześnie (lub wręcz nie ma miejsca na Ziemi), chociaż na jego rzecz zrobiono wiele, m.in. utworzono instytucję polityczną – Organizację Narodów Zjednoczonych. Powołano w tym celu instytucje finansowe: Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy oraz Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. Utworzono też strukturę militar-ną organizację NATO. Pomimo tych przedsięwzięć, wiele wskazuje na to, iż we współcześnie proponowanej formule Globalium nie powsta-nie, gdyż jest nazbyt ekonomicznie zachłanne i wyjątkowo niebez-piecznie dla reszty świata, ponieważ konsekwentnie lokuje kapitał w jednym głównie państwie. Zapewne już by istniało w jakiejś począt-kowej formie, gdyby nie światowy system „sprzeciwu", który działa-niami nieregularnymi (głównie partyzanckimi) – w ramach tzw. antyko-lonialnej polityki narodowo-wyzwoleńczej – uniemożliwił pełne polityczne zagospodarowanie rozległych terytoriów Azji, Afryki i Ame-ryki w części środkowej i południowej oraz zajęcie znajdujących się tam zasobów surowców, będących w posiadaniu licznych, ale wciąż biednych narodów;

− ostatecznie światowy system „sprzeciwu” upadł, ale spowodował jed-nak na tyle istotne osłabienie potencjału niezbędnego do utworzenia Globalium, iż nie mogło on zaistnieć i okrzepnąć w pierwotnie założo-nej formule. Spowodowało to konieczność przeorientowania kierun-ków intensyfikacji w procesach globalizacji z ich polityczno-teryto-rialnych kanonów na jedynie ekonomiczno-organizacyjny wymiar. Re-orientacja ta okazała się właściwym pociągnięciem dla kapitału korpo-racyjnego, ponieważ okazało się, że dogadując się ekonomicznie z ośrodkami władzy w poszczególnych państwach nie trzeba było na nie dokonywać agresji i brać pod uwagę ustrojów tam panujących – tak istotnych w sferze ideowo-politycznej i niezwykle drażliwych przy podboju terytoriów;

− przy takim rozwiązaniu równie poważny i odpowiedni dla korporacji był władca absolutny królestwa arabskiego, jak i jego sąsiad – zna-nym na świecie rewolucjonista czy sekretarz partii komunistycznej sprawującej władzę w którymś z państw socjalistycznych. Zasadni-czym celem współpracy pomiędzy ideologicznie wrogimi przedstawi-cielami stron kontraktu był jej wymiar (i walor) ekonomiczny, a dosta-teczną rekompensatą dla obu stron – korzyści jakie mogła czerpać korporacja z siedzibą w największym mocarstwie ekonomicznym

świata90 (z jednej strony) i wzmocnienia pozycji władzy (poprzez

za-kupy w miarę nowoczesnego uzbrojenia dla armii i służby bezpie-czeństwa) wobec buntującego się społeczeństwa lub okraszenie sza-rej rzeczywistości socjalistycznej skwarkami gadżetów Zachodu (z drugiej strony). W ten sposób z wielkim powodzeniem budowano układy personalne i powoływano ponadnarodowe instytucje finansowe sprawnie drenujące potencjał ludzki i zasoby materialne narodów w interesie zysku korporacyjnego. Było to celowe i jest wciąż bez-pieczne dla obu stron, gdyż pozwalało w znacznym stopniu omijać zawsze drażliwe sprawy polityczno-terytorialnego uzależnienia dane-go państwa (od finansjery imperium ekonomicznedane-go), następującedane-go wskutek brutalnej i krwawej agresji militarnej, mającej na celu nie tylko wpędzenie podbijanego państwa w polityczne uzależnienie od agreso-ra, ale i rozbicie jego spójności społeczno-politycznej i gospodarczej, aby tym sposobem stworzyć warunki do jego odbudowy w myśl „wy-mogów funkcjonujących w państwie prawa”, na zasadach

Powiązane dokumenty