• Nie Znaleziono Wyników

dał mu rękę, mówiąc: „Tobie i czterem towarzyszom,

których sam z pomiędzy je ń có w w yb ie rze sz, w olne w każdej c h w ili w y jś c ie z Johannishurgu. Reszta, je ń có w pozostanie p rzy ż y c iu .” — Innego razu jeden z n a jk rw a w szych wrogów L it w y , kom tur Surbach, po­

padł w niew olę. U cieszone pogaństwo postanowiło zem ścić się śm ie rte ln ie na n is zc z y c ie lu ziem sw oich.

K a p ła n i lite w s c y domagali się spalenia go na ofiarę.

K ie js tu t oparł się stanowczo ludowi i kapłanom . S u r ­ bach został p rz y życiu .

S ta rc y lite w s c y w ró ż y li sobie niepom yślnie o tej p rzyc h yln e j Niemcom ry c e rsk o śc i k się cia swojego, lecz K rz y ż a c tw o było mu zato w dzięcznem w d w ó j­

nasób. Je ż e li też czasem w ła sn y syn K ie js tu ta dostał się w ręce K rzyża k o m , k rz y ż a c c y kom turowie, w yw za- je m n ia ją c doznaną w przódy ła sk ę k sią żę c ia , o d syłali mu syn a bez żądania okupu. B y w a ły w re szcie c h w i­

le , w któ rych w ojow ani p rzyd łu źszyin oblężniczym bojem L it w in i, podczas krótkiego m ięd zy jednym a drugim szturm em rozejm u b iesiadow ali u sieb ie n a zam ku z zaproszonym i dostojnikam i zakonu i zag ran i­

cznym i gośćm i K rz y ż a k ó w . Z a co rycerstw o k rz y ż a ­ ck ie p rzyrze k ało sw ym gospodarzom uchronić od spu­

stoszenia tę albo ową upodobaną d zielnicę m iasta oblężonego. G dy zaś po zaw arciu kilkum iesięcznego spokoju ro z sta w a li się L it w in i z K rz y ż a k a m i, żegnał ich K ie js tu t onem w dzięcznie słuchanem ostrzeże­

niem : „ P r z y s z łe j zim y o czeku jcie m ię znowu w Pru- s ie c h .” Na co m a rsza łe k zakonu odpowiadał: „ B ę ­ dziesz nam m iłym gościem i znajd ziesz krwaw ego guza w p rz y ję c ie .” Z n a la z ł go sam m a rsz a łe k , p o legły w p rzyszłoro czn ym napadzie L it w y . A K i e j ­ stut w ra z z Olgierdem długo je sz c ze n ę k a li K r z y ­ żaków .

T a k euro p ejsko -rycerskiem i rysa m i św ie ci w ojen­

ne życie naszych Gedym inow iczów . Nie ograniczał się p rzecież na tern c a ły jego ch ara kte r. Aby go zro ­ zum ieć w zupełności, n a le ży w zią ć na oko niektóre inne w zględ y, m ianow icie naiw ną pierw iastkow o ść na­

rodu, le sisto ść zie m i. Podobne okoliczności u b a rw iły ów zb ro jny żyw ot L it w y w ie lą pustynnem i znam iony, przyp o m inającem i podobneż życie w ojenne krajo w có w in d y js k ic h w lasach północnej A m e ry k i, otoczonych od najeźdźców euro p ejskich, albo klanow e obyczaje gór szkockich. Zgodnie z naturą k ra ju swojego, są w sz y sc y k sią żę ta lite w scy nam iętnym i ło w cam i. N ie ­ dawne ich stolice, W ilno i T ro k i, to pierw otnie koczo- w is k a m y ś liw s k ie , od w i l k a sennych m arzeń Gedy- m inow ych, od t r o k m y ś liw s k ic h n a zw a n e . Toż i O lgierd i K ie js tu t w y p ra w y w ojenne p rze p la ta li długiem i i tłum uem i w yp ra w am i łow ezem i. Czasem w o jn a i ło w y m ieszały się pospołu. N ie ra z ciągnąc z m y śliw sk im dworem po la sa ch , p o strzegali k siążę ta nadbiegającego ku sobie tura. B y ł to znak, że woj • s k a k rz y ż a c k ie w k ro c z y ły w pograniczne puszcze lite w s k ie . „Z b ro jn i w y ru s z y li w p o le!” — w o ła ł n a­

tenczas K ie js tu t, a tabor m y ś ln łs k j zam ieniał się w obóz w ojenny, i zam iast na zw ie rza, polowano na

„b ia łe p ła sz c z e .”

Nie trudno też p o jąć, że le s is ty p lac w a lk i zm uszał do m yśliw skie g o tryb u w a lcze n ia , do m y ś liw ­ s k ic h fortelów . Nie mogąc w lesie uderzać przemocą lic z n y c h w o js k , szeroko rozpostartych zastępów, sta ra ­ no się w ynagradzać to niespodzianośeią napadu szc zu ­ p łej g a rstk i, podstępem zw abienia n ie p rz y ja c ió ł w z a ­ sadzkę. W takim ra zie sztuka w ojenna polegała na zręczno ści u k ry c ia śladó w pochodu, zatajenia po­

s z la k obozowania. N iezręcznie bowiem spłoszony z w ie rz , słup aym u z . niebacznie w obozie ro znieco ne­

go ogniska,- o strzeg ały n ie p rz y ja c ie la i n iw e c z y ły w y ­ p raw ę. Z tej p rz y c z y n y tłum ne ro ty k rz y ż a c k ie , n a ­ w y k łe do szerokiego pochodu, po któ rym przestronny gościniec w ielo letnim w p uszczy zostaw ał śladem , w o la ły otw artą plądrow ać ziem ię, zkąd w sze lka lu ­ dność uchodziła w bory przed n im i. P rz e c iw n ie L i ­ tw in i posunęli sw o ją biegłość w tym le śn ym rodzaju w ojny aż do w yu czen ia się fortelu obozowania p rzy

o gniskach, nie w yd a ją c yc h żadnego dymu, t. j . ogni­

skach z k o ry dębowej. W o ju jąc zaś trybem narodów le śn ych , w yrażano się tak że obrazowym ję z y k ie m ło w ­ ców . „P o k rasn e j w io śnie, po cichem le c ie w yp ra w ię się do tw ojej z ie m i” — p rzekazuje O lg ierdow i jeden z sąsied nich k s ią ż ą t. A O lgierd dobył n a to k rz e s i­

w a, sk rz e s a ł ognia i d ał zapaloną hubkę posłowi, mó­

w ią c : „ J e s t u nas ogień w L itw ie ! A je ś l i pan twój p rz y jd z ie w ziem ię m oją po k ra sn e j w io śn ie , po c i ­ chem le c ie , tedy ja , nie c ze k a ją c je s ie n i, odwidzę go na W ie lkan o c, i pocałuję go ja jk ie m św ięconem po­

przez tarczę s u lic ą .”

Gdy ta k leśno-dyplom atycznym sposobem zapo­

w ie d zian a w yp ra w a o dbyw ała się ró w nie leśno r y c e r ­ sk im trybem , s ła w iły j ą p rzy biesiadzie k siążę cej, w św iąteczuem zebraniu ludu, po z w yc za ju bardów ce lty c k ich , śp iew y w ejdalotó w lite w sk ic h . B rz m ia ły one na cześć każdego z daw n ych wodzów narodu, k a ­ żdego w ielkiego czynu, ja k np. opłakiwanego teraz w ła śn ie za czasów O lgierdow ych zburzenia K o w n a , o którem je s z c z e w niedaw nych latach lud lite w s k i staro żytne p o w tarzał p ieśni. N aw et na dw ory zag ra­

niczne, do stołu uczt k rz y ż a c k ic h , cisn ę ła się rz e sz a piew ców lite w s k ic h , w stęp u jąc śm iało w zaw ody z niem ieckim i rym o w n ika m i. „N ie ro zum ieliśm y ubo­

giego P ru s a k a !” — odpowiadali w ted y biesiadnicy n ie ­ m ieccy bardowi lite w skiem u , porów nyw ającem u w pie­

śni sw o jej W . m istrza zakonu do świętego p ra o jca L itw in ó w , W ejd aw u ta, i obrazową z pochlebcy s z y ­ dząc nagrodą, d a rz y li go za niezro zum iałą i p ró ­ żn ą znaczenia dla Nienąców pieśń m isą próżnych orzechów .

A ja k pieśń lite w sk a , tak i oręż lite w s k i za c ie ­ k a ł się szeroko w obce granice, od m orza B a łty c k ie ­ go po morze C zarne. Je s t to tak że je d n ą z ch ara­

k te rystyczn ych cech obecnego m łodzieńczo-rycerskiego ż y c ia G edym inow iczów . Po każdej stanowczej ro z ­

praw ie w jednej stronie w id zim y ich w p rze ciw n ą u d e rza jących stronę. Z w ła szcza złow rogie niepom yśl- nośei w boju z jed nym n ie p rzyjacie le m w e tu ją k s ią ­ żęta lite w scy natychm iast najechaniem drugiego. P o ­ niesioną od nadbałtyckich K rz y ż ą k ó w k lę sk ę w y n a ­ gradza z w y k le napad na K ry m ta ta rsk i, niedostateczną w yp ra w ę do bram M oskw y w etuje złu p ienie P o ls k i.

D ziało się to poniekąd skutkiem sam ej gw ałtow ności szturm ów ościennych, w strz ą sa ją c y c h L it w ą to w tę, to w ow ą stronę, le cz św iad czyło to oraz o krzepko- ści rząd u k sią ż ą t lite w s k ic h , gotowej do w szech stro n ­ nego odporu. Ogólnym zaś w yn ikie m w sz e lk ich p rz y ­ toczonych tu znamion ówczesnej L it w y —t. j . sp rę ż y ­ stego sam o w ład ztw a je j k sią ż ą t, ich głów nie na ze ­ w n ątrz skierow anej działalno ści, osobistego rozum u i bohaterstwa naszych G edym iuow iczów , w re szcie n a i­

w nej m łodzieńczości narodu, słodzącej sobie życ ie poetyczną fan tazyą — o k ry ła się L itw a w połowie pa­

now ania O lgierda i K ie js tu ta blaskiem niepospolitej potęgi i ch w ały.

T a k zew nętrzna niepodległość narodu, ja k o też dusza narodu, narodowość, zd aw ały się tryum fo w ać.

N a zew nątrz k a żd y zam ach sąsiedniego n ie p rz y ja c ie ­ la b yw a ł ró w n ie groźnym odpierany zam achem . N ie m ając w czasie śm ie rci G edym ina żadnej p raw ie p ię­

dzi ziem i lite w s k ie j w sw oich rę k u , nie postąpili K rz y ż a c y w p rzeciąg a następnych 20 la t podbojami sw ojem i dalej w głąb L it w y , niż po Kow no. Podsu­

w a ją c y m się od zachodu ku D niestro w i i Bugow i P o ­ lakom w ydarto szczę śliw ie "Wołyń. Na w schodzie, ku D niep row i, wiodło się je sz c ze p o m yślniej. „P ro w in - cye ru sk ie p rzech o d ziły je d n a po drugiej pod pano­

w anie W . 'X . O lg ie rd a ... Sm oleńskie x ię ztw o , B ra ń s k i cała S ie w ie rszczyzn a ju ż n ale żała do L it w y . K że w o trzym ał x ią ż ę c ia z ram ie n ia O lgierd a, toż samo T w e r i M ożajsk. A nd rzej O lgierdow icz, x ią ż ę poło- c k i... k a rc ił P sko w ia n . Nowogród W . w upokorzeniu szanow ał p rz y ja ź ń z L it w ą . B ia ła , sto lica udziólnego

x ię s tw a , n ależała do L it w y . M ścisła w i R ż e w u leg ały je j w ła d z y .”

Posięściem opustoszałego Podola z a ło ż y li k s ią ­ żęta lite w sc y w tej południowej stronie obóz nieu­

stannych w a lk z T a ta ra m i, najeżdżanym i po dwakroó w sam ejże głębi K ry m u . Jednocześnie w tedy L it w in i po jed nej stronie z K ie jstu te m nad B a łty k ie m , po drugiej z O lgierdem u w yb rze ży E u g zyn u , w dwóch p rze ciw n ych morzach p ła w ili konie. A pozostała w domu rodzina strze g ła tro sk liw ie Zniczowego ognia narodowości. Duchowne p rze ciw ko niej w y p ra w y gre­

ckiego i łacińskiego kap łań stw a ro z b ija ły się długo o niechęć ludu. G o rliw i m isyonarze ła c iń s c y , F r a n ­ cisz k a n ie , p rz y p ła c ili sw oje apostolstwo m ęczeńską śm ie rcią . Siedem ofiar fra n c iszk a ń sk ich w W iln ie , siedem w T u rz y c h górach, trz y w L id z ie , m ia ły k rw ią sw o ją u żyźn ić bujność pogaństwa. Jako ż kw i- tnęło ono w istocie, gdyż w y lic z a ją c um ęczonych F r a n ­ ciszkanó w , nie m am y do w ylic z e n ia żadnych no- w ochrzceńców fra n c iszk a ń sk ich . S zczęśliw sze nieco usiło w ania duchow ieństw a greckiego, nap ływ ająceg o z dworem ru sk ic h m ałżonek Gedym inow iczów , ochra­

nianego opieką k siężen , m ia ły w p raw d zie m niej sro ­ gie dla apostołów, le cz tern k rw a w sze dla nowo- chrzceńców następstw a. Św iatło pogańskiego Ż nicza ja śn ia ło rów nie szeroko, ja k św ietność oręża lite w ­

skiego.

W oboim je d n a kże blasku było w ię ce j złu d y, niż praw dy. Obok pozornych cech potęgi i czerstw o- ści ra żą znam iona upadku. W sz e lk a c h w a ła oręża okazuje się niedostateczną o krasą m oralnego rozstro ju . O b jaw ia się on n a jja s k ra w ie j w samem rozerw a-

• niu ro dziny G edym inow iczów . Podczas gdy dwaj s y ­ nowie O lgi, O lgierd i K ie js tu t, b ro nili narodowości, nieskończenie lic z n ie js z a część potomków Gedym ina, w iedziona oną m ałoletnią „trzp io to w ato śeią” plem ie­

nia, nie d ającą zjęd rnieć duchowi pogaństwa lit e ^ .

Biblioteka. — T. 218. 5

ISKlf ■ | • fc;I§f - I iii 1 • V ;

skiego, zap ie ra ła się z n a d zw ycza jn ą łatw o ścią sw ojej narodowości, zam ieniając j ą obojętnie za ja k ik o lw ie k strój cudzoziem czy. I oto ów strącon y z w ie lk o k s ią ­ żęcego tronu najm łod szy G edym inow icz, Jąw nutą, u c ie k łsz y do M oskw y, p rzyb ie ra tam w ia rę grecką.

T ą ż sam ą drogą porzuca L ite w sz cz y z n ę drugi G edy­

m inow icz, Narym und, k siążę p iń s k i. Odstępstwo s y ­ nów G edym inow ych p o w tarza się naw et pomiędzy s y ­ nam i O lgierd ow ym i. N iestałość przyrodzona, pospołu z tajnem i poduszczeniam i K rz y ż a k ó w , podburza K or- ry g ie łłę i Bu ttaw a p rzeciw ko ojcu. Ju ż ra z za s p ra ­ w ą m atki, p ie rw sze j m ałżonki O lgierdow ej, ru sk ie j k się ż n icz k i M aryi, ochrzceni pod im ionam i K o n ­ stantyna i B o ry s a w ru s k i obrządek, zbiegają oni po now y, rz y m s k i ch rze st do K rz y ż a k ó w , któ rzy im z w ie lk ą uro czysto ścią, wobec mnogich gości k sią ż ę ­ cych i biskupów k rajo w ych ła c iń sk ą p rzyw d zie w a ją sukienkę.

A le i to nie mogło je szcze uspokoić ich pierz- c h liw o ści. M ając zrazu ochotę w stąp ić do zakonu niem ieckiego, o p uszczają obaj w net P ru s y . Jeden z lite w sk a Buttaw , z g re cka B o rys, z niem iecka j e ­ szcze inaczej zw an y, udaje się do Niem iec na dwór c e sarza K a ro la . D ru g i, K o ryg ie łło -K o n stan tyn , p o w ra­

ca do L it w y i odzyskuje ła sk ę ojca O lgierda. Zato o dryw a się znowuż od ro dziny O lg ierd o w icz, A ndrzej- W ingolt, k siążę na Połocku i P sk o w ie , zkąd z powo­

du w aśn i pomiędzy braćm i w y d a lił się do M oskw y, w służbę W . k się cia D ym itra . In n i potomkowie Ge- dym ina, ja k np. Teodor K o ry a to w icz, k sią żę Munka- czu, tu ła ją się za góram i w ziem i w ę g ie rsk ie j; in n i, ja k rodzony brat jego A le ksan d e r, goszczą rad zi w K ra k o w ie . W dalszem poszukiw aniu śladów tej ro ­ dzinnej ro zsyp ki, ogran iczając się na n i e k t ó r e t y l­

ko w yp ad ki, znachodzim y naw et tak ich lite w sk ich k sią ż ą t im iona, któ rych b liższe oznaczenie pozosta­

n ie zaw sze zagadką. W sze lk a wiadomość o podo­

bnych rozbitkach musi przestać na w zm iance, że gdzieś tani w N iem czech pom iędzy w ym ienionym i na dyplomatach cesarsk ich św iadkam i podpisał się ja k iś lite w sk i k siążę H e n ryk , ówdzie zaś w Mo­

sk w ie ja k iś Gedym inow icz, Ostej, broni sto licy od T a ta ró w , i w yp raw io n y w re szcie do obozu hana T aktam ysza, ginie pod zd rajczem i ciosam i barba­

rzyń có w .

Za których to k sią żą t p rzykład em rozchodził się i lud pospolity w strony przeróżne, naw et w ziem ie k rz y ż a c k ie , gdzie pojedynczych osadników lite w sk ic h przyjm owano bardzo gościnnie, ja k o przeniew ierców sp raw ie o jczyste j. Co w szystko będąc skutkiem w e ­ wnętrznego ro zchw iania, bywało oraz p rzyc zyn ą coraz po w szechniejszej ch w iejno ści k ra ju . D o znaw ali je j w p ły w u naw et n a jż a rliw s i obrońcy domowej w ia ry , kap łan i pogaństwa litew skieg o. S ły s z e liś m y ju ż o k a ­ p łanie lite w sk im , któ ry p rzy uczcie w Malborgu u ra ­ c z y ł uszy k rzy ż a c k ie ową niezro zum iałą p ieśnią l i ­ tew ską ku czci praojca W ejdaw uta, zakończoną pane- girycznem przyrów naniem W . m istrza do tegoż W ej- daw uty i do g w iazdy b ib lijn e j, prow adzącej trzech k ró li do B e tle j emu. Mało co później in n y kap łan po ­ gański s łu ż y ł owemu do W ejdaw uty przyrów nanem u m istrzo w i niem ieckiem u za p rzew odnika po L itw ie i prowadząc w o jska k rz y ż a c k ie od osady do osady, od k ry jó w k i do k ry jó w k i, podał tysią ce ziom ków pod m iecz, albo w niew olę zakonu. J e ś li n a jg o rliw si obrońcy pogaństwa tak sromotnie sp rze n ie w ie rza li się sw o jej w ie rz e , czemże ona obojętnemu b yła tłum owi?

W końcu z a c zę ły o sam ych G edym inow icach, O l­

gierd zie i K ie js tu c ie , k rą ż y ć pogłoski, że zw ą tp ili w w ie rze o jczyste j i chcą chrzest p rz y ją ć . Mówiono tak w k ra ju k rz y ż a c k im o starszym bracie, w P o lsce o m łodszym . Pap ież K le m e n s V I p isa ł ju ż do z a ­ tw ard ziałeg o poganina, K ie js tu ta , pochlebne w tej m ierze lis t y . Sp o d ziew ał się tego podobnież sam cesarz K a ro l I V i n ie tylk o apostolskiem poselstw em

67

zap ro sił k s ią ż ą t na ja k n a jg ło śn ie jsz y ch rze st do W ro ­ c ła w ia , leoz pełen radosnej n ie c ie rp liw o ści, sam ju ż nawet stanął w tym celu z całym dworem w W ro ­ cław iu ( r . 135 8 ). Gedym inow ice m ie li ośw iadczyć poselstw u, iż daliby się o chrzcić, gdyby K rz y ż a c y z w ró c ili L it w ie niektó re, zdaw na zagarnięte, k ra in y . A le ponieważ K rz y ż a c y uczynić tego nie c h cie li, przeto o d rzekł im O lgierd: „ T e ra z jasno w idzę, źe wam nie 0 w ia rę m oją, ja k powiadacie, le cz o pieniądze chodzi 1 dlatego pozostanę w ie rn y pogaństwu” . Poselstw o c e sa rsk ie w ró ciło „w y ś m ia n e ” do N iem iec. Cesarz K a r o l IV , n acze kaw szy się na Gedym iuowieów, z bólem se rca o p uścił W ro cław .

A to li śm iech k s ią ż ą t L it w y nie b ył zupełnie szcze rym . A cz nie nad Odrą, g ro ził im niechybny W ro cław gdzieindziej. U p e w n iała o tern n ie w ą tp liw ie dalsza, coraz sm utniejsza ko le j w ypadków . Chociaż bowiem K rz y ż a c y w chęci najdłuższego p rzeciąg ania w o jn y lite w s k ie j, potrzebnej ,im , ja k o głów nej podsta­

w y bytu, p rz y z w a la li bez trudności na osiągnięty teraz p rzez L itw ę stopień potęgi pozornej, owszem sami nad zieją spólnego z L it w ą p rzym ie rza p rze ciw P o lsce m nożyli j ą bez trw ogi, zanosiło się p rzecież na coraz c ięższe przygnębienie L it w y przez zakon. Zm uszała K rz y ż a k ó w do' tego nie bojaźń złudnej potęgi lit e w ­ sk ie j, leoz obawa b lizkiego, szeroko ju ż po św ie cie rozgłaszanego p rz y ję c ia chrztu przez L itw ę , po k tó ­ rym zakon t r a c ił w sze lk ą nadzieję, w sz e lk ie praw o d a lszych zaborów w L itw ie . Stosow nie w ięc do da­

nego O lgierdow i przed c h w ilą ośw iadczenia, iż za brane pogańskiej L itw ie ziem ie nie będą po ch rzcie zwrócone, n ależało je d n ą rę k ą pow ściągać różnem i fo rtelam i lite w sk ą łatw o ść i skłonność do p rz y ję c ia chrześciaństw a, drugą zaś je sz c ze przed chrztem d a l­

sze sze rzyć zabory. Ztąd podczas, gdy p ie rw sza k il kunastoletnia połowa panowania Gedym inow iczów , aż do owego spodziewanego zjazd u w e W ro cław iu , św ie ci b lichtrem potęgi, dalsze la ta , lata starze jących ju ż

b ra ci k sią żę c ych , Brożą się coraz przem ocniej tem i burzam i i k lę sk a m i, które w końcn przez one lite w skie zap ro sin y W . m istrza na zjazd poufny zn ie w alają L itw ę p rzyp aść jednocześnie z P o lsk ą do kolan N iem ­ ców k rzy ż a c k ic h .

I ta k zaraz we trz y la ta po niedoszłych c h rz c i­

nach w ro cła w sk ich p o rażają K rz y ż a c y naszych b ra ci k sią żę c ych w yłam aniem niezdobytej dotąd bram y do L it w y , zburzeniem K o w na. Pod naczelnictw em Bamego W . m istrza W in ry k a , p rzy pomocy n iezliczo n ych gości k rzy żo w ych ze w szystkich k ra jó w niem ieckich, z W łoch, A n g lii, D a n ii, stanęła ogromna a rm ia ch rze ścija ń sk a pod Kow nem . Po pięciotygodniowem oblężeniu, w cza ­ sie którego męztwo k ilk u tys ię czn e j załogi pogańskiej m usiało być zwalc/.ane w ysiłk ie m w sze lk ich środków o b lężn iczych, w zięto szturm em g ruzy tw ie rd zy ko w ień­

sk ie j w sam ą W ie lk ą sobotę. K ilk a ty się c y schronio­

nych w zam ku pogan — z trzech , albo czterech ty ­ się cy ry c e rs tw a litew skieg o, tylko trzyd ziestu sześciu wzięto żyw cem w niew olę — spłonęło ku radości ch rze ścia n w ielkono cną ofiarą w ogniu walącego się grodu. W w ielkano cną niedzielę tow arzyszące oblę­

żeniu duchowieństwo k rz y ż a c k ie , pod przewodem b i­

skupa, odprawiło na dym iących się je sz c ze zg liszczach solenne nabożeństwo d ziękczynne. C ałe zw yc ię zk ie w ojsko ch rze ścija ń sk ie p rzyję ło Sakram e n t C ia ła i K r w i P a ń sk ie j, a po le ś n e j, k w ie c iste j o ko licy, kędy p szczoła w wonnych g ajach lip o w ych zb iera najsło d szy w św ię ­ cie miód, zab rzm iała z w iosennym w iatrem tryum faln a pieśń Niem ców: „Clirist ist erstanden... C hrystus zm artw ychw stał! C ieszm y się b racia w Bogu, że p rzy- ta rł poganom rogu! K ir y e e le jso n !”

K ie jstu t, niezdolny ze sw ą m ałą g arstką staw ić oporu ogromnemu w ojsku n ie p rzyjacie lsk ie m u , m u siał z o ko licznych gór p rzyp a try w a ć się bezczynnie klęsce w ła sn e j. Nie podarzyło mu się naw et k o rzystać z ofia­

rowanego w tedy przez K rz y ż a k ó w w p uszczenia go do K o w n a , któregoby bronić m iał w a lk ą niejako p o jedyn­

ko w ą — w a lk ą nazbyt nierów ną. K rz y ż a c y zaś ko ­ w ie ń sk im w yłom em ra z po razu w p rzyszłym roku n aje żd żając głąb L it w y , oprowadzani po k ra ju przez onego zdrajczego kap łana litew skieg o , p lą d ru ją i burzą n a js k ry ts ze zak ątki i schro nienia lite w s k ie , a rad zi u w ik ła ć także P o lsk ę w pęta podobnej n ie w o li, n a ­ je ż d ż a ją oraz sąsied nią ziem ię m azowieckiego k s ią -

żęcia Z iem o w ita, którem u spaleniem Nowogrodu i sze ­ ro ką łu p ie ż ą n iezm ierne c zy n ią szkody.

W one to la ta W . k sią żę O lgierd, w zm ianko w a­

nym zw yczaje m w etow ania k lę s k i północnej napadem na południe, porucza ja k ą tak ą obronę L it w y od N iem ców młodszemu bratu K ie jstu to w i, a sam na T a ta ry do K ry m u ru sza. Zbogaconego tam 'łupam i staro -g re ckie m i, prow adzi niebawem nowa droga do M oskw y, po skruszenie ko p ii ry c e rs k ie j o je j bramę.

W . k sią żę m o skiew ski, D y m itr, w ychodzi z c e rk w i k re m liń s k ie j, b rz m ią c e j w ła ś n ie modłam i za p o m yśl­

ność broni m o skiew skiej w w a lc e z nad ciągającą ku T ro stn ie L itw ą , i w id zi chorągw ie lite w sk ie na b liz k ie j

ność broni m o skiew skiej w w a lc e z nad ciągającą ku T ro stn ie L itw ą , i w id zi chorągw ie lite w sk ie na b liz k ie j

Powiązane dokumenty