• Nie Znaleziono Wyników

dla każdego Katarzyna Krupińska trzyma w garści

nie tylko Sekretariat Rektora Politechniki

Wrocławskiej. W chwilach wolnych od pracy

z dużym wdziękiem rzuca… stalowymi

kulami. W rozmowie z „Pryzmatem”

opowiada, jak zaraziła rodzinę i przyjaciół

swoją miłością do gry w bule.

Zacznijmy od świnki…

…bo ona w petance jest najważniej-sza! To malutka drewniana kuleczka, z francuskiego cochonnet. Jest to kul-ka rozgrywająca, więc musi być do-brze widoczna, dlatego najczęściej ma jaskrawe kolory. Generalnie w grze w bule chodzi o to, żeby wszystkie kule drużyny znalazły się właśnie jak najbliżej tej świnki.

Petanka, bule, kule – to wszystkie określenia jednej i tej samej gry?

Zgadza się. Oryginalna francuskoję-zyczna nazwa pétanque jest dosyć

trud-na do wymówienia. Dlatego powstały polskie odpowiedniki. Dwanaście lat temu pewien Francuz polskiego po-chodzenia Andrzej Szalewicz przy-jechał do Polski, żeby krzewić u nas ideę gry w petankę. Stwierdził, że ta spolszczona wersja mu się podoba. Nasz wrocławski klub, który powstał w 1998 roku, nosi nazwę Petanka. Kiedy po raz pierwszy zagrała Pani w bule?

To moja wakacyjna miłość sprzed wielu lat, której jestem wierna do dziś. W 1991 roku pojechałam latem

do mojego brata mieszkającego wte-dy w Niemczech. I on opowiedział mi o pewnej świetnej grze, w którą tam-tejsi mieszkańcy są bardzo zaangażo-wani. Całymi rodzinami spędzają tak swój wolny czas.

W pięknych okolicznościach przyrody…

Rzeczywiście, okolica była przepięk-na – stary zamek i winnice. Takie

fran-Precyzyjny pomiar odległości kul od świnki – Puchar Polski Par Mieszanych w Dzierżoniowie

Kolebką petanki jest południowa Francja (Prowansja), gdzie zaczęto grywać na początku XX w.

cuskie klimaty. Brat powiedział, że zasady poznam w trakcie gry, bo tłu-maczenie „na sucho” mija się z celem. Zagrałam i zakochałam się bez pamię-ci (śmiech).

U nas pewnie niewiele osób jeszcze wtedy znało tę grę?

We Wrocławiu zaledwie garstka. Gdy wróciłam z Niemiec, zaczęłam opowiadać moim znajomym o bu-lach. Byli zaciekawieni, ale nie mieli-śmy „sprzętu”, żeby spróbować. Nie istniały jeszcze takie sklepy, jak Go Sport czy Decathlon, w których te-raz bez problemu można dostać bule. Następnym razem, gdy odwiedziłam brata, przywoziłam już kilka komple-tów do Wrocławia. I powolutku za-częliśmy adaptować zasady do wa-runków polskich.

A gdyby tak jednak spróbować jak najprościej wytłumaczyć zasady?

Spróbuję. Drużynę rozpoczynającą rozgrywkę wybiera się poprzez loso-wanie. Jeden z graczy ekipy (tej,

ra wylosowała rozpoczęcie) wybie-ra miejsce rzutów i rysuje na ziemi okrąg. Stojąc obiema nogami w na-rysowanym okręgu, rzuca świnkę na odległość 6-10 m, zachowując metr odstępu od przeszkód (mury, drze-wa). Następnie ten albo inny gracz z drużyny rzuca kulę możliwie najbli-żej świnki. Gracz przeciwników sta-je w okręgu i stara się umieścić swoją kulę bliżej „cochona” niż przeciwnik albo wybić kulę przeciwnika.

Grę kontynuuje drużyna, której kula jest dalej od świnki. Gdy druży-nie przegrywającej skończą się kule, drużyna przeciwna stara się umieścić resztę swoich kul bliżej świnki. Kiedy obie drużyny nie mają już kul, nastę-puje obliczenie punktów. Wygrywa-jący zespół dostaje tyle punktów, ile kul umieścił bliżej świnki niż drużyna przeciwna.

Gracz z drużyny, która wygrała, rzu-ca świnkę z miejsrzu-ca, w którym ostat-nio leżała, i gra rozpoczyna się od no-wa. Wygrywa zespół, który pierwszy zgromadzi 13 punktów. Dokładne in-formacje o zasadach można przeczy-tać na stronie internetowej Polskiej Fe-deracji Petanque: www.petanque.pl. Gdzie wrocławscy pionierzy petanki zaczynali grać?

W parku koło Astry. Wraz z moimi znajomymi każdą wolną chwilę – bez względu na pogodę – przeznaczali-śmy na granie. Powoli zaczęło się to rozkręcać, pojawiła się też możliwość wyjazdów za granicę.

Kiedy ta wakacyjna fascynacja przerodziła się u Pani w zawodowe granie?

Trochę dzięki wizycie tego Francu-za. A była to ciekawa historia, bo któ-regoś dnia szłam do pracy i

zobaczy-łam w gazecie wielki artykuł o grze w bule. I zdębiałam – obszerny tekst o mojej ulubionej petance! Okazało się, że ów człowiek miał pojawić się w Le-śnicy, żeby propagować bule. Nie mu-siałam się długo namyślać. Pojecha-łam na spotkanie, a tam już zebrała się pierwsza grupa zapaleńców. Jak po-tem się okazało, byli to pierwsi człon-kowie przyszłego klubu Pe tanka. I był to pierwszy zawodowy klub petanki w Polsce?

Tak. Nasz klub współtworzył pod-waliny zasad obowiązujących w pol-skiej federacji gry w petankę – oczy-wiście opartych na regułach fran-cuskich. Tworzyliśmy regulaminy turniejów, zawodów, klasyfikacji itp. Doczekaliśmy się reprezentacji Polski, która startuje w międzynarodowych konkursach.

Pani też startowała jako zawodniczka?

Oczywiście. Choć na mistrzostwach świata byłam jedynie jako obserwa-tor. Niesamowite emocje, bo akurat wtedy Polska po raz pierwszy starto-wała w tego typu zawodach. I tak na-prawdę dopiero tam zobaczyliśmy, co to znaczy grać profesjonalnie. Bo trze-ba mieć świadomość, że gra zawodo-wa i granie tozawodo-warzyskie to dwie różne sprawy.

Na czym polegają różnice?

W grze towarzyskiej stawia się bar-dziej na układanie kuli i ładne jej spu-entowanie (umieszczenie jak najbliżej świnki). A w zawodowym stylu waż-ne jest przede wszystkim celważ-ne strze-lanie. W każdej drużynie jest tzw.

ti-reur, który ma wybijać kule

przeciw-nika, żeby zrobić miejsce dla swoich zawodników.

Pochwali się Pani jakimiś sukcesami?

Przez dłuższy czas aktywnie uczest-niczyłam w życiu klubu. Jeździłam na turnieje w Polsce, do Czech, na Słowa-cję, do Niemiec. I na pewnym etapie osiągnęłam naprawdę bardzo dużo. Byłam wicemistrzynią Polski gry w bule, otrzymałam tytuł najlepszej zawodniczki międzynarodowego fe-stiwalu w Żywcu. Trenowałam prak-tycznie codziennie, po pracy z moimi koleżankami i kolegami z klubu spo-tykaliśmy się w parku i graliśmy, bez względu na pogodę. Codziennie od-bywały się jakieś mecze, sparingi, gry. Użyła Pani czasu przeszłego. Teraz już Pani nie gra?

Zawodowo – już nie. Po urodze-nia dziecka siłą rzeczy musiałam so-bie trochę odpuścić. Ale mój mąż da-lej gra intensywnie. W międzyczasie „wyrosła” spora grupa młodych gra-czy i oni przejęli pałeczkę.

Czyli to Wasza rodzinna „choroba”? W dodatku bardzo zaraźliwa (śmiech). Ode mnie się zaczęło, ale przeszło na męża i przyjaciół. Do tej pory się nie wyleczyliśmy. Sami or-ganizujemy turnieje petanki – mamy przed domem nasz własny bulodrom, czyli specjalne pole do gry w bule (13×3 m). To jedno z naszych zrealizo-wanych marzeń.

I często grywacie?

Gra w bule to sport dla całej rodziny – pani Kasia z mężem i synem

Komplet „treningówek” można kupić już za 35 zł

numer 238

h o b b y i p a s j e : l u d z i e p w r p o g o d z i n a c h

Pewnie. Wszyscy nasi znajomi wie-dzą o naszej fascynacji petanką, więc gdy tylko rozpoczyna się sezon wio-senno-letni, to mamy zapisy w kalen-darzu na kolejne wizyty. Umawiamy się na grillowanie, a i tak prędzej czy później kule pójdą w ruch. Organizuje-my zawody wśród znajoOrganizuje-mych. I wtedy jest bardzo na poważnie i bardzo serio. Ale bawimy się przy tym świetnie. To chyba odpowiednie miejsce na pytanie o powód fascynacji grą w petankę.

Głównie chyba aspekt towarzyski i rodzinny. Tak naprawdę zarówno trenowanie, jak i sama gra daje moż-liwość obcowania w grupie ludzi. Za-wsze jest okazja do porozmawiania, wymianę doświadczeń, żarty czy po-plotkowania. I to nie tylko o petance (śmiech). Takie przebywanie ze sobą w tempie „niezawodowym”. We Fran-cji całe klany grywają w bule. Nawet w malutkich miejscowościach mają świetnie przygotowane pola do gry.

Nie jest to, co prawda, zbyt dyna-miczna gra, ale jak przeliczy się go-dziny spędzone na świeżym

powie-trzu podczas np. turnieju (czasami od rana do wieczora), okaże się, że jest to bardzo aktywny sposób spędzania czasu. Powolny, ale sukcesywny ruch. Bo trzeba się schylić po kulę, wyrzu-cić ją, przejść się, zobaczyć, gdzie do-leciała lub jak wygląda teren. Mnie fascynuje jeszcze w tej grze precyzja i celność. I emocje, jakie towarzyszą każdej rozgrywce – czy się uda trafić, czy nie. Bule naprawdę potrafią wcią-gnąć.

A poza tym ten sport nie ma ogra-niczeń wiekowych. I to jest piękne. Dzieci, jak tylko są w stanie udźwi-gnąć kule i są sprawne ruchowo, już mogą grać. Mój 6-letni syn jeszcze nie daje rady, ale dzielnie próbuje. Ile kosztuje komplet kul do grania?

Komplet to znaczy trzy kule plus świnka. Mecze rozgrywane są na trzy sposoby – w trypletach (każda dru-żyna wystawia po trzech graczy), du-blety (po dwóch) i tête-à-tête (pojedy-nek jeden na jeden). W każdej z tych rozgrywek używa się innej liczby kul. Profesjonalne kule potrafią kosztować od 1500 zł do 2000 zł. Ale są też tańsze

– ok. 500 zł. W różnych supermarke-tach można znaleźć również tzw. tre-ningówki, pakowane po osiem sztuk, w cenie ok. 35 zł. I dla kogoś, kto do-piero zaczyna przygodę z bulami, to chyba najlepsze rozwiązanie. Nie jest to duża inwestycja, a po pewnym cza-sie można samemu zadecydować, czy zakupić bardziej zawodowy sprzęt. Gdzie można grać w petankę? Czy potrzebny jest specjalny bulodrom?

Niekoniecznie. Wszędzie tam, gdzie są alejki żwirowe, gresowe, ubity piach czy ziemia, czyli najczęściej w parkach. Teren wcale nie musi być równy. A we Wrocławiu?

Na Kozanowie, w Leśnicy, w parku Południowym, na Pergoli i w innych parkach. Miejsc odpowiednich do gra-nia jest wiele. Zachęcam gorąco! Czego można życzyć graczom w petankę?

Aby nie musieli całować Funny… jest to kara za przegraną grę do zera. Tego zatem Pani życzymy.

Rozmawiała: Iwona Szajner Zdjęcia: Krzysztof Mazur, archiwum K. Krupińskiej Czasami nawet rodzinne rozgrywki bywają bardzo na serio

Katarzyna Krupińska jest absolwentką Uniwersytetu Wrocławskiego, gdzie ukończyła socjologię. Na Politechnice Wrocławskiej pracuje od 2006 roku. Prowadzi Sekretariat Rektora PWr. Jest jednym z założycieli Klubu Sportowego Petanka we Wrocławiu (adres strony internetowej

www.petanka.pl). Ma męża

i 6-letniego syna.

„Miasto. Muzea. Magia” – to hasło przewodnie tegorocznej Nocy Muzeów we

Wrocławiu. Z 15 na 16 maja będzie można wędrować szlakiem muzealnych

ekspozycji, wystaw, galerii i wielu towarzyszących imprez, które ukażą się

miłośnikom sztuki od swojej najbardziej atrakcyjnej strony. W bieżącym roku

program Nocy jest wyjątkowo bogaty, ponieważ ze swoją ofertą wystąpiło aż

30 instytucji. Najmłodszych oprowadzi po muzeach Sowa – przewodniczka

po programie skierowanym do dzieci. Aby ułatwić zwiedzającym dotarcie do

wybranych placówek, w mieście zostaną uruchomione dwie bezpłatne linie

autobusowe.

Powiązane dokumenty