= Legienda o złowrogim pierścieniu. „Kurjer Codz.“, zapewne za jakimś pismem zagranicznym, zamieścił w JSlś 80 r. 1904 nastę
pujące opowiadanie:
„Za czasów króla Alfonsa XII, ojca teraźniejszego króla, żyła na dworze hiszpańskim sławna z piękności, hrabina Castiglione, otoczo
na rojem wielbicieli, między którymi był także i król. Ambitna hra
bina była pewną, że król ją zaślubi. Lecz gdy tenże pojął za małżon
kę księżniczkę Mercedes, zaprzysięgła zemstę i jednego dnia posłała królowi nadzwyczaj piękny pierścień z opalem. Król pokazał go swej małżonce, która tak była nim zachwycona, że prosiła króla, by go jej darował. Król Alfons, niewiele myśląc, dał go jej. Od tego dnia zaczę
ła królowa Mercedes upadać na zdrowiu i w kilka miesięcy umarła.
Pierścionek, który stał się jej za szeroki, ześlizgnął się ze zdrętwiałego palca; król darował go swej babce, królowej Krystynie, która po kil
ku miesiącach umarła. Następnie pierścień dostał się w posiadanie siostry króla Alfonsa, infantki Marji dal Pinar, która go tylko kilka dni nosiła, bo umarła na jakąś tajemniczą chorobę. Po tym szeregu nie
szczęść król postanowił sam nosić pierścionek i po 24 godzinach był trupem. Królowa Krystyna, druga jego żona, nie będąc wcale zabo
bonną, zdjęła pierścień z palca zmarłego małżonka, lecz cała rodzina usilnie ją prosiła, by go nie nosiła, lecz zniszczyła złowrogi klejnot.
Królowa nie chciała się na to zgodzić, dała się jednak namówić, by go dalej nie nosić i powiesiła go na szyi patrona Hiszpanji, świętego Je
rzego, gdzie wisi do dziś dnia. Naród jednak trwa w przekonaniu, że przeklęty ten pierścień sprowadził cały szereg nieszczęść, które do
tknęły królewskąrodzinęi że jemu zawdzięcza Hiszpanja ostatnią klęs
kę, poniesioną podczas wojny z Ameryką".
Jeżeli pierścień nie był zaprawiony jakąś niezwykłą trucizną (a że nie był—to zdaje się być niewątpliwym, bo po zwróceniu nań uwagi zdołanoby to wykryć), — mamy tu jaskrawy przykład wiary w m o c e n a d p r z y r o d z o n e i z ł o w r o g i e , wiary tak pospoli
tej wśród nieoświeconego ludu, utrzymującej się mimo oświaty w naj
wyższych sferach ludzkości. Les extremes se touchent. em.
= Cena dziewki dworskiej przed stu laty. W N° 3 miesięcznika rosyjskiego „Wiestnik Znanijau znajdujemy w rubryce „z literatury i życiau niepozbawioną interesu etnograficznego notatkę pod powyż
szym tytułem. Jest to przedruk dokumentu sprzedaży dziewki. Doku
ment ten przytacza autor dosłownie, z zachowaniem stylu składni i pisowni. Podajemy go poniżej w przekładzie dosłownym:
„W roku 1789 dnia 24 września przedstawiono w Galickim są
dzie powiatowym i kopję przyjęto.
W roku tysiąc siedmset siedmdziesiątym, w d. trzydziestym wrześniu ja, porucznik Andrzej syn Jana Klisznow, z rodu swego nie ostatni, sprzedałem praporszczykowi Michałowi synowi Bazylego Motczanowowi swoją poddaną dziewkę dworską ze wsi Lebeckow powiatu Sudzisławskiego, Annę, córkę Cyprjana, wziąłem zaś za tę moją dziewkę dworską od niego, praporszczyka Mołczanowa, pienię
dzy pięć rubli i mocen jest on, praporszczyk Molczanow, na zasadzie niniejszego aktu sprzedaży, na wieczne czasy władać tą moją dziewką zastawiać ją i aljenować wszelkiemi aktami wieczyslemi, przed ni
niejszym zaś aktem La moja dziewka dworska nikomu za żadną cenę nie była sprzedana, ani zastawiona, ani żadnym wieczystym sposo
bem aljenowana, oprócz niniejszego aktu, jeżeli zaś ta moja dziewka od niego, praporszczyka Mołczanowa albo od jego spadkobierców z jakiego powodu odejdzie, to ja, Klisznow, i spadkobiercy moi bę
dziemy obowiązani ochraniać jego Mołczanowa i spadkobierców jego od tych „wstupszczykow" i od wszelkich zobowiązań wieczystych we wszystkim, podług prawa, i nie przyczyniać im żadnych strat, je
żeli zaś, bez ochrony z mojej strony i ze strony rzeczonych moich spadkobierców dziewka odejdzie od niego, Mołczanowa i spadkobier
ców jego, to wolno będzie jemu, Mołczanowowi, wziąć ode mnie, Klisznowa i spadkobierców moich ze wsi moich inną dziewkę podług wskazówki jego Mołczanowa, i spadkobierców jego, bez żadnych, wy
mówek.
Niniejszy akt podpisał porucznik Andrzej syn Jan a Klisznow, jako sprzedał Michałowi synowi Bazylego Mołczanowowi swoją dziew
czynę dworską Annę córkę Cyprjana i otrzymał pieniędzy pięć ruhli.
Niniejszy akt podpisał, jako świadek, sierżant Jan syn Atanazego Ki- lenik.. Niniejszy akt podpisał, jako świadek, szlachcic Jan syn Jana Kilenik."
Różne wiadomości.
= W „Przeglądzie Uniwersalnym“ (Kraków) w zesz. 1-ym między innemi pomieszczono interesujący artykuł p. Lucjana Rydla „W obro
nie narzeczy ludowych przed szkołą wiejską".
= Inłeligiencja. „Czytelnia dla YVszystkich,u nowy tygodnik poświęcony nauce, literaturze, polityce i życiu bieżącemu, zastana
wia się nad pytaniem: „Kto należy do inteligiencji ?“ i taką daje od
powiedź:
Rzeczywistą inteligencję społeczeństwa nie stanowią ci, którzy pod pozorami kultury wyższej kryją prostactwo duchowe, lecz ci, któ
rzy w sobie skupiają twórczą siłę duchową.
Wszyscy pamiętamy jeszcze ś. p. Radomczyka, tego „pisarza z pod chłopskiej strzechy/ którego artykuły, pełne gorącej miłości społeczeństwa, spotykaliśmy nietylko w „Gazecie Świątecznej“ i „Zo
rz y /a le i w innych pismach (bardzo często w „Słowie." Red.) Nie było sprawy społecznie ważnej, nad którąby ten paromorgowy rolnik nie zastanawiał się—nie badał, zdania swego gruntownego nie wyra
ził. Ten należał do inteligencji.
Albo ten chłop, którego bibljoteka na setki tomów się liczy, któ
ry jest doradcą i przyjacielem całej rozległej okolicy, sprowadzającym dla nich narzędzia rolnicze, zachęcającym do ulepszeń gospodarczych, krzewiącym zdrowe ziarna samopomocy.
A ten młody tkacz, który dlatego sam się wykształcił, żeby we wsi rodzinnej spółkę tkacką założyć i dziesiątki młodzieży koło siebie skupić, dając jej nietylko fachowy zarobek, ale i światło nauki?
A ten inny chłop, który na kilkunastu morgach siedzi, a pisze wyborną rozprawę o zwyczajach i obyczajach ludowych swojej oko
licy—rozprawę, którą z zachwytem, bez zmiany, drukuje „Wisła?u To z pewnością członek najlepszej inteligencji. I tylko ci — nie
zależnie od warstwy, do jakiej należą, bez względu na ich stanowisko, na stopień wykształcenia i kultury— są inteligencją— są tą silą spo
łeczną narodu, która stanowi o jego wartości duchowej, o jego ży
wotności i rozwoju.
Tak pisze „Slowou w ,N» 77, 2 kwietnia r. b.
= „Niższość“ rasy słowiańskiej wobec giermańskiej w świetle walki o ziemię. W obradach nad projektem zmiany ustawy koloniza- cyjnej w pruskiej izbie panów stwierdzono, że nie spełniły się wcale oczekiwania, jakie łączono z działalnością Komisji kolonizacyjnej. Po
mnożył się raczej żywioł słowiański „kosztem niemczyzny”. W ciągu 18 lat swego istnienia Komisja kolonizacyjna zakupiła 228,000 hekta
rów, z tych z polskiej ręki tylko 95,000 hekt., a zatem 42% ogólnej przestrzeni zakupionej, z której tylko 116 tysięcy hektarów jest rozko- lonizowanych między 7,539 rodzin, albo około 50,000 dusz. W po
równaniu z 2 miljonami Polaków jest to zdobyczą, pozbawioną wszel
kiego znaczenia.
Do tego dodać należy, że z każdym rokiem zmniejsza się podaż ze strony polskiej, podnosi się natomiast ze strony niemieckiej. A nor
malnie wysokie ceny ziemi odstraszają przychodźców niemieckich i osłabiają w niebezpieczny sposób fundusz kolonizacyjny.
WKomisji stwierdzono dalej, że polska własność ziemska wzros
ła w ciągu 7 lat o 40,000 hektarów. Winę wzmocnienia polskiego żywiołu przypisano polskiemu duchowieństwu, a także szkole. Wobec tego wskazano na to, że niemieccy biskupi katoliccy w ostatnim cza
sie zdają się popierać dążności Komisji kolonizacyjnej na kresach wschodnich tam, gdzie stworzono niemieckie osady katolickie na więk
szą skalę. Dlatego udzielono Komisji kolonizacyjnej rady, aby powo
łała do życia zwarte kolonje katolickie.
Za podnoszenie cen ziemi minister uczynił odpowiedzialnetni polskie banki. Najważniejszą atoli przyczyną cofania się niemczyzny na kresach wschodnich upatrywano w fakcie, że nietylko oszczęd
ność i pracowitość, narodowy zapał, ale także cnoty obywatelskie objawiająsięu Polaków żywiej, aniżeli u Niemców na kresach wschod
nich. Jednomyślnie wypowiedziano w Komisji przekonanie, że na Wschodzie pruskim musi niemczyzna zginąć, jeżeli cnotami obywatel- slciemi Polacy przewyższać będą stale Niemców.
= „Orędownik“ donosi, że lekarz poznański, dr. Szmnan, osta
tecznie, pomimo protestu prokuratora, przeprowadził polską pisow
nię nazwiska, zamiast „Schuman". Dr. Sz. zmuszony był wydobyć metryki przodków swoich aż od r. 1780.
— Nazwy gmin we Francji. Najkrótszą nazwę we Francji posiada niewątpliwie gmina 1" w kantonie Ham. Szesnaście innych pisze się tylko dwiema literami: Ay, Bu, By, Eu, Fa, Gy, Oó, Oz, Py, Ri, Ry, Sy, Ur, Us, Uz, Wy. Ten krańcowy lakonizm wynagradzają inne nazwy gmin, złożone z kilku wyrazów.
Do najdłuższych niewątpliwie należą następujące dwie, pierw
sza złożona aż z 38 liter, druga z 34:
Saint-Remy-en-Bouzemont-Sainl-Genest-et-Isson (Marne) i Roche-sur-Linotte-et-Sorans-les-Cordiere (HauteSaone).
Bardzo wiele jest nazw jednakowych; nazwę Saint-Pierre nosi 154 miejscowości, Saint-Jean 107, a Saint-Martin aż 248miejscowości.
em.
f Rocznik poświęcony Arche-
ologii przeddziejowej i ba- daniom pierwotnej kultury
polskiej i słowiańskiej.
wydawany przez