• Nie Znaleziono Wyników

Pokazywanie treści domu stało się u Pilcha topografią miejsca włas-nego, a zarazem szczęśliwego, dom stał się przestrzenią umieszczoną

9 Wypowiedź została spisana z własnego nagrania autorki, uczestniczącej w uroczy-stości.

10 J. Pilch: Bezpowrotnie utracona leworęczność. Kraków 1998, s. 29.

166 Edyta Korepta wewnątrz człowieka i nabrał dodatkowych funkcji kulturowych, wyzna-czanych między innymi właśnie poprzez rzeczy. Przywołam jako przykład zegary w domu dziadka. To one ustanawiały rytm życia całej rodziny, ale nie tylko; dowodziły zakłóceń i niemożliwości. Stanowiły symbol wieczne-go ruchu, magicznewieczne-go wyczarowywania różnych momentów związanych z życiem ludzi. Takie zegary nawet decydowały o życiu dziadków Narrato-ra. Tykanie pięciu zegarów wytyczało przestrzeń domu:

[…] jeden w lodowni, jeden w ostatniej izbie, jeden w przedpokoju, jeden w kuchni i jeszcze kukułka w sieni i obsesją dziadka Pecha było, aby wszystkie chodziły jednako-wo i biły jednakojednako-wo. Ich tykanie, bicie, słowem, funkcjonowanie wkraczało w całe życie jego, ale i wszystkich domowników: pięć regularnie nakręcanych zegarów było jak oddech domu11.

Dziadek bezustannie ich nadsłuchiwał, one wyznaczały jego tryb życia, do tego stopnia, że „ich kruchy ziemski tykot stawiał czoło nieziemskim łoskotom”12 – pisze autor. Zegary towarzyszyły codzienności, włączały do-mowników w szersze kręgi, związane z rodzinnymi tradycjami i świętami, a także wyznaczały rytm domu, czasami zależny od pór roku, jak groma-dzenie zapasów na zimę, zabezpieczanie opału, przygotowanie stosownej do pory roku odzieży. Nie zawsze jednak chodziło o zaznaczanie zależ-ności człowieka od pory roku, bo dom żył innym, „zegarowym” rytmem, nawet wówczas, gdy dym z komina wracał do izby, łzawiąc oczy w słotne październikowe dni.

Zegary namierzały rocznice urodzin domowników, szczególnie dziad-ka, gdy stawały się świętem wiślańskich pocztowców, jako że dziadek był naczelnikiem poczty w Wiśle. Odliczały jego dziesięciolecia, oznaczając bezlitośnie wszystkie dolegliwości związane z wiekiem. I to starość wy-znaczyła pewne odstępstwa od tradycji, na przykład wigilijnej. Wszystkie przedmioty domowe i rzeczy codziennego i niecodziennego użytku zostały oczyszczone i, wbrew ustalonym przez wieloletni czas zwyczajom, dziad-kowie skorzystali z zaproszenia córki na wigilijną wieczerzę. Nie sprostali wyzwaniu; wrócili do pustego domu, ale nie do końca pustego – czekały zegary, stanowiące wierny, własny, bliski świat. Przestrzeń poza domem nie była łaskawa dla starych ludzi. Tylko zamknięty dom dawał im, w otoczeniu starych rzeczy, poczucie bezpieczeństwa. W feralny wigilijny wieczór ruszyły stare zegary:

11 J. Pilch: Moje pierwsze samobójstwo. Warszawa 2006, s. 242.

12 Tamże, s. 243.

167

„Podstawowa jazda mojego życia, czyli podróż wokół starej chałupy w Wiśle”…

[…] jakby ktoś nabierał nieskończenie długiego oddechu, w końcu jeden zegar z naj-wyższym trudem dzwoni trzy razy, drugi w ogóle, trzeci charczy i rzęzi, niczym pacjent daremnie próbujący ocknąć się z narkozy, czwarty zaczyna dzwonić gorączkowo i nie-przerwanie, jakby ogłaszał pożar albo wojnę, piąty zanosi się wulkanicznym kaszlem ko-nającego gruźlika13.

To były ostatnie święta dziadka – staruszka, babka przeżyła go o dzie-więć lat, a zegary wyznaczyły dalszy bieg jej życia. Po śmierci ojca, dziadka, babki dom wspomnień przestał istnieć:

Opustoszały dom konał w całym majestacie wiotczejącej architektury. Wilgotniały ściany, sypały się tynki, przedmioty pozostawione w pokojach traciły kształty, jakby roz-puszczały się w pustce14.

W owym domu czas płynął w porządku z góry ustalonym i każdy mieszkaniec znał ten rytuał, uzewnętrzniany w etosie nadludzkiego wy-siłku. Zwyczaje codzienne urastały do misteriów, tolerowano dziwactwa domowników, izolację jednych od drugich, a wszelkie zmiany stawały się źródłem niepokoju; nie wyobrażano sobie żadnych zawirowań. Z owego kręgu można było się wyrwać, ale na własną rękę i za cenę wątpliwej wol-ności; to Kohutek próbował wydostać się z owej rodzinnej gry, uciekając do Krakowa, aby odnaleźć siebie „w miłości ściśle zakazanej, więc istniejącej”15.

Pożegnanie Pilcha z domem musiało być trudne, skoro reminiscencje tego wydarzenia można odnaleźć w wielu wypowiedziach i utworach pisa-rza. W jednym z wywiadów zwierzał się:

Mam uporczywy sen, który ciągle do mnie wraca: sen o starym domu moich dziad-ków w Wiśle […]. I w tym jest żal, że to odeszło, że jako dziecko nie mogłem w pełni zrozumieć tamtego świata. Mam np. taki praobraz stołu i kuchni… Więc jeden z moich żalów, może nawet żal żalów, jest taki, że wyjechałem z Wisły, wyszedłem z kuchni, zosta-wiłem stół, za którym siedzieli i gadali, dokładnie w tym momencie, kiedy tak naprawdę zacząłem ich słyszeć. Nie zapisałem, nie spamiętałem, toteż teraz wymyślam i piszę tamte rozmowy16.

Dom, dom dziadków, których autor darzył szczególną estymą, stał się w prozie Pilcha miejscem wyróżnionym, szczególnym, szczęśliwym, co znalazło wyraz w sposobie jego przedstawienia. „Wszystko to, co naj-

13 Tamże, s. 253.

14 Tamże, s. 31.

15 Por. J. Gawlikowska: Przeboje prozy XX wieku. Warszawa 2001, s. 235.

16 Dar niesprawiedliwego spojrzenia. Rozmawiają Jerzy Pilch i Andrzej Franaszek.

„Tygodnik Powszechny” 2006, nr 51.

168 Edyta Korepta ważniejsze w moim życiu, zdarzyło się pomiędzy pierwszym a dziesiątym rokiem życia, w domu moich dziadków Czyżów w Wiśle, numer chałupy 569”17– powiedział do cieszyńskiej publiczności. Centrum owego życia stanowił stół, wokół którego budował autor misterium rodzinne. Przy tym stole grano namiętnie w szachy; bez względu na wiek wszyscy byli wtajemniczani w rytuał owej gry.

Stąd w powieści Pilcha epizod budowany wokół stolika szachowego.

Rozpoczyna go fragment dotyczący rzeczywistości współczesnej powraca-jącej pod postacią zdjęcia Lwa Tołstoja grającego w szachy; to nie tylko stop -klatka, ale też fragment rzeczywistości wyobrażonej przez pisarza, zapisany niczym na fotografii. Intrygująca jest ta gra w szachy, rozszyfro-wany początkowy jej etap, a także postać rozgrywającego  – kogoś przy-pomina. Ta stała niewiadoma każe snuć dywagacje, staje się pretekstem do namysłu nad życiem i twórczością Tołstoja i pozwala wyjść poza krąg polskiej literatury, sięgnąć po Márqueza, Nabokova, Zweiga, Brocha.

Dalej poszerza się zakres znaczeniowy szachów – to swoisty powrót do wspomnień dzieciństwa w „starym domu w Wiśle”18, gdzie wszyscy do-mownicy grywali w szachy i każdy z nich miał swoisty styl gry; to szachy stanowiły pretekst do ich charakterystyki: dziadek Pech grał hedonistycznie i wielkodusznie, w stylu „rubasznorenesansowym”, babka Pechowa – nie znosiła przegranych, grała „w stylu zajadłym”, stryj Ableger  – reprezen-tował „styl błyskawiczny”, stryj Paweł – grał „modlitewnie”, więc w stylu

„nabożnym”, ojciec – skutecznie, czasem źle, ale zawsze bezlitośnie.

Szachy wyznaczyły tym samym miejsce narracji – dom w Wiśle, gdzie wszystko miało swój początek, nawet rodzinne, domowe szachy. Były specjalne i do tego stopnia ważne, że powodowały uczucie niechęci w mło-dym bohaterze, ujawniające się jeszcze przez długie lata. Atawistyczna niechęć Narratora do szachów wynikała niewątpliwie z wymuszania na nim uczestnictwa w rytuale gry, ale nawet negatywnie odbierane emocje miały swój wyraźny znak. Zgodnie z przyjętym zwyczajem, rozkładano szachy w kuchni na stole, przykrytym niebieską ceratą. Z oddzielnego pudełka wyjmowano figury, które miały swoje domowe, wiślane nazwy.

Stół łączył, nie pierwszy zresztą raz, wszystkich grających domowników i gości. Grali z niezwykłą powagą, bez taryfy ulgowej, co dotyczyło także dzieci. Dzięki szachom więc poszerzył się krąg miejsca o ludzi, bez nich bowiem szachy byłyby niczym; ich instrumentalność stała się istotą rze-

17 Cytat z wystąpienia pisarza podczas uroczystej gali w Teatrze im. Adama Mickie-wicza w Cieszynie, na której wręczono mu wspomnianą nagrodę – Złotą Cieszyniankę.

18 J. Pilch: Moje pierwsze samobójstwo…, s. 89–128.

169

„Podstawowa jazda mojego życia, czyli podróż wokół starej chałupy w Wiśle”…

czy, ale dopiero w zestawieniu z rodziną grywającą w szachy. „Pamiętam płynność i muzyczną naturalność gry. Nie miałem poczucia nieomylności ruchu – miałem poczucie, że nie ma innego ruchu”19 – pisze Pilch, nadając tym samym szachom szerszy wymiar rozumienia; stały się one epifanią określonej filozofii życia. Poszerzenie dotyczyło również przestrzeni – kil-ka par szachów, w tym nawet wykpione, magnetyczne, znajdują miejsce w mieszkaniu Narratora.

„Szachownica dzieciństwa”, składająca się z naklejonych na płótno drewnianych pól kremowych i brunatnych, zwanych białymi i czarnymi, miała zostać w Wiśle, w miejscu ważnym, dołączyć do „szachowej historii rodzinnej”, wyznaczyć cezurę w życiu Narratora. Nadszedł bowiem dla nie-go dzień bardzo trudny – „dzień tenie-go lata miał smak rzeczy ostatecznych”20, przestrzeń życia została poszerzona o miejsca dalsze, ale nie tak dobre.

Egzemplifikacją tego może być los szachowego stolika. Ojciec, jako wy-kładowca Akademii Górniczo -Hutniczej w Krakowie, otrzymał przydział na mieszkanie, więc rodzina opuściła Wisłę. Postanowiono do Krakowa zabrać nowy szachowy stolik, wykonany przez arcymistrza Sztwiertnię.

Kunsztowny stolik, inkrustowany, inny od tych wiślańskich  – miał być krakowski, wiązać Wisłę z Krakowem, ale to stało się niemożliwe. Miejsca porzucone musiały być „lepsze”, nowe  – naznaczone negatywnie; stolik w  trakcie przeprowadzki został uszkodzony. Ocalały meble kuchenne, szafki, regały, a stolik wrócił do Wisły i z czasem, oparty o mur, „zamienił się w bezkształt”. Mistrz nie zdążył go naprawić, może nie miał do tego serca, i skrywający pewną tajemnicę stolik wiele lat przezimował, zanie-dbany, na podwórzu dziadków. Dopiero po latach została przywrócona jego świetność i zmienił miejsce pobytu  – odnowiony w  warszawskiej pracowni znalazł miejsce w mieszkaniu Narratora, stanowiąc pretekst do powrotów: „Czasami widzę we śnie […] ojciec układa szachy na najpięk-niejszej szachownicy świata. Z kimś zaczyna grać, ale nie wiem z kim, bo tamten jest w ciemności”21.

Tajemnic było więcej, kolejną długo skrywał szachowy stolik, została ujawniona po wielu latach – w szufladzie mebla odkryto dwa pionki, nie-ruchome, niewidoczne. Żart sławnego arcymistrza.

Dwa zabite piony. Początek każdej partii szachów. Początek każdej partii świata. Po-czątek partii Lwa Tołstoja z zięciem. Na fotografii doskonale widać, że dopiero co zaczęli.

19 Tamże, s. 128.

20 Tamże, s. 104.

21 Tamże, s. 127.

170 Edyta Korepta Mają za sobą pierwszą wymianę pionów. Biały pion w szufladzie i czarny pion w szufla-dzie. Dalej wszystko jest możliwe. Kolejne ruchy mogą pójść w każdym kierunku22.

Zatoczyło się więc koło historii wokół szachowych dziejów? Czy losów ludzkich wplątanych w rzeczy? Takich momentów granicznych, które za-decydowały o losie, potęgując nostalgiczne powroty do miejsc utraconych, w utworach Pilcha jest więcej.